Wydarzenia


Ekipa forum
Poczekalnia
AutorWiadomość
Poczekalnia [odnośnik]02.07.15 20:20

Poczekalnia

Poczekalnia na czwartym piętrze Ministerstwa Magii, które zajmuje Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami została utworzona z myślą o petentach, którzy to mieli tłumnie nawiedzać podległe biura. Zamysł faktycznie był szczytny, wykonanie jednak nieco gorsze. Całkiem szeroki korytarz wyłożono wyblakłym dywanem, pod ścianami upchnięto zaś po rzędzie krzeseł przerwanych od czasu do czasu stoliczkiem, na którym osoby chcące wpisać się na jedną z list bądź załatwić inną niezwykle ważną sprawę w departamencie, miały zapewne stawiać filiżanki z herbatą. Obecnie stoją tam jednak jedynie puste wazony na kwiaty. Na końcu korytarza, na ścianie wisi płaskorzeźba przedstawiająca uroczo wyglądającego cherubina, pieszczotliwie ochrzczony przez pracowników Złotoustym Johnem. Każdy petent winien na początku udać się do niego i wyjawić cel swojej wizyty. Następnie John niezwykle niskim, jakby zapijaczonym głosem wywarkuje numer w kolejce, który wzywa, gdy przychodzi kolej na daną osobę. Jedno z zaklęć ożywiających płaskorzeźbę nie wyszło, stąd cherubin zamiast uroczego, miłego i pełnego szacunku młodzieńca został starym, zapijaczonym zgredem.
Ustawione bezmyślnie stoliki skutecznie uniemożliwiają przejście szerokim przecież korytarzem więcej niż jednej osobie. Na szczęście nie stanowi to dużego problemu. Niezwykłe pomysły list dla wilkołaków, animagów, a także rzeszy magicznych stworzeń nie spotkały się z ciepłym przyjęciem w magicznym świecie. W efekcie niewiele osób odwiedza czwarte piętro ministerstwa, a jeszcze mniej marnuje swój cenny czas w coraz brzydszej poczekalni.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Poczekalnia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Poczekalnia [odnośnik]28.11.15 18:29
Nie mogła się nadziwić, że budynek Ministerstwa mógł być tak strasznie..pusty?, suchy? Miała wrażenie nawet, że im wyżej wchodziła, tym mniej dostrzegała krzątających się postaci. Jakby zamiast nich, po wąskich korytarzach, błakały się duchy. A przecież zdawało się, że powinno być to centrum tętniące życiem, w końcu znajdowało się tu źródło wszelkich mniej lub bardziej ważnych, magicznych decyzji. A teraz...jedyne skojarzenie, jakie przybłąkało się w jej niespokojny umysł - to pustka i cisza, jakby biurokracja przyjęła formę cienkich korytarzy, wyblakłego dywanu i..opróżnionych z kwiatów wazonów.
Stanęła u wejścia poczekalni, próbując dociec, gdzie wśród rozklejonych symetrycznie po bokach drzwiach, znajduje się cel jej wizyty. Percival na prawdę tu pracował? Nie dusił się w tak, drażniąco wręcz wyciszonym miejscu? Mrużąc oczy stanęła przed - na pierwszy rzut oka - śliczną kamienną rzeźbą cheruba, której rzeźbione usta przywodziły na myśl raczej, starego, zakurzonego...pryka. Wykrzywiła czerwone usta i nachyliła się, próbując dostrzec w posążku coś szczególnego, bo zapewne jakiemuś celowi służył. Starała się jednocześnie nie zburzyć nienagannej ciszy, jaka panowała, choć - znajomy chochlik kusił by sprawdzić, czy działa tu echo...Chyba.
Drgnęła, gdy z aniołkowych, kamiennych warg, usłyszała chrobotliwy, przeciągły i nieco jęczący dźwięk, który okazał się pytaniem o cel jej wizyty.  Inarowe usta rozciągnęły się w uśmiechu, jakby znalazła w końcu sposobny okaz do rozmowy. - Tylko czekam, ale możesz umilić mi czas i opowiedzieć fascynującą, równie barwną jak to miejsce historię? - Ułożyła dłonie na talii, wyobrażając sobie, jak skrzekliwy, nieco pijacki głos wieści jej przygody...o wpisywaniu kolejnych dokumentacji.
Tak...lepiej, gdy skupiała się na teraźniejszych zamierzeniach, beztrosko zajmując umysł chwilą zapomnienia. W innym wypadku, niepokoje - chwilowo poukładane i gładko sprzątnięte do myślowego pudełka, wybuchłyby ze zdwojoną siłą. Czy miała prawo upominać się obietnicy, jaką złożył jej Łowca? Czy może wyjdzie zaskoczony jej obecnością, migając się przed spotkaniem ilością pracy...
Od spotkania na Festiwalu minęły prawie dwa tygodnie, a przez ten czas, kilkakrotnie zburzono jej spokój. Właściwie, trzeba by było powiedzieć, że spadła na nią lawina, z której - w pierwszej chwili - nie potrafiła się podnieść. Ona - zaręczona z Juliusem, bratem Percivala. Czy już wiedział? Nikła nadzieja, że był nieświadomy tej informacji wyparowała szybciej, niż się pojawiła. Jakim niby cudem miałoby być to ukrywane w jego domu?...Zaciskająca się w jej sercu obręcz, zataczała coraz mniejsze kręgi z kolejną wieścią, że i młodszy Nott ma już narzeczoną. Piękną pannę Black.
Wszystko wydawało się tak absurdalnie poplątane, jakby poruszająca nićmi Moria, wypiła za dużo alkoholu i teraz na oślep ściskała ze sobą wydarzeniowe wątki i postaci.
Inara czuła się źle, cały czas odsuwając źródło tej emocji, które uparcie kojarzyła z utratą wolności, omijając podsuwane coraz częściej obrazy związane z nim. Choć próbowała, wspomnienia festiwalu nie wywietrzały, czasem intensywnością przysłaniając inne myśli. I nieodmiennie, łączyło się to z nagłym przyśpieszeniem rytmu, który w piersiach powinien dudnić o wiele ciszej, niż...
Drgnęła raz jeszcze, gdy usłyszała cichy klik, charakterystyczny dla otwieranych drzwi. Odwróciła głowę, jakby wystraszona, że ktoś przyłapał ją na niecnej czynności. Nie dostrzegła nikogo, ale miarowe kroki gdzieś w oddali, niemiłosiernie wzmocniło uchwyt w piersi, a wypuszczone z ust powietrze, aż zdmuchnęło drobiny kurzu z figurki cherubina, przy którym, nieporuszona, wciąż stała.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Poczekalnia 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Poczekalnia [odnośnik]01.12.15 18:12
Nie spodziewał się listu od niej; prosta koperta pojawiła się na jego biurku pół godziny wcześniej i w pierwszej chwili zmarszczył ze zdziwieniem brwi na widok znajomego charakteru pisma. Nie żeby zapomniał; nadal pamiętał ich spotkanie w trakcie festiwalu lata, gdzieś na granicy świadomości wciąż majaczyło niewyraźne i ulotne wrażenie orzeźwienia, jakie przyniosła ze sobą szczera rozmowa i częściowo opróżniona butelka ognistej whisky, ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni efekt osłabł stanowczo, ciche nadzieje wyblakły i umilkły, a delikatny zapach bzu wywietrzał, na powrót zastąpiony unoszącym się w jego gabinecie kurzem. Z dnia na dzień wracał stopniowo do starych nawyków, spędzając w pracy jeszcze więcej czasu, niż wcześniej; nie robił jednak nic specjalnie produktywnego, zapełniając kolejne godziny obezwładniającą bezczynnością i metaforycznie dusząc się wśród przytłaczającej atmosfery podziemnego budynku. Działającego na niego tak klaustrofobicznie, że dziwił się, że jeszcze nie zwariował, próbując wyskoczyć z zaczarowanego okna.
Czy żałował? Nie; tajemnica, którą do tej pory chował zazdrośnie przed światem ciążyła mu znacznie mniej, nawet pomimo faktu, że początek sierpnia wydawał się coraz mniej realny i czasami łapał się na zastanawianiu, czy przypadkiem sobie tego wszystkiego nie wymyślił. Niedawno otrzymana wiadomość o zaręczynach Inary z Juliusem również nie pomogła w rozwianiu wątpliwości, chociaż przez moment rozważał, czy nie wysłać jej sowy z gratulacjami. Nie potrafił jednak ucieszyć się szczerze, a fałszywych słów przekazywać nie chciał, bo nawet jego skrzywiona moralność protestowała przeciwko temu. A może to był egoizm? Nie potrafił już rozróżnić jednego od drugiego.
Przeczytane niecierpliwie słowa nadal jeszcze odbijały się echem wewnątrz jego czaszki, gdy wiszący na ścianie zegar poinformował go, że zapowiadane pół godziny już minęło. Przez moment – krótki, tchórzliwy, niewytłumaczalny? – rozważał pozostanie w biurze. Udanie, że nie mógł się wyrwać, albo że w ogóle nie dostał żadnej wiadomości. Nie chciał na nowo zanurzać się w iluzji prawdziwego życia, która potem przypominałaby o sobie boleśnie w trakcie niekończących się dni, nie różniących się od siebie nawzajem kompletnie niczym. Przez przedłużającą się minutę tkwił więc nieruchomo w fotelu, bijąc się z własnymi myślami, dopóki sobie jej nie wyobraził – stojącej w tym zatęchłym korytarzu i czekającej na niego. Przeklął na samego siebie, wyzywając się od idiotów, po czym podniósł się wreszcie, ogarnął spojrzeniem walające się wszędzie sterty papierów i bez żalu otworzył drzwi, wychodząc na zewnątrz.
Zobaczył ją od razu – stojącą naprzeciwko paskudnego cherubina, który prędzej czy później wszystkich pracowników jego departamentu zaczynał doprowadzać do szału. Dziwił się czasami, że nikt się go jeszcze nie pozbył, zwłaszcza odkąd śmiertelnie obraził starszą asystentkę ministra, która pojawiła się tu w zeszłym tygodniu i przez przypadek rzuciła niezbyt miłą uwagę odnośnie kapryśnej rzeźby. – Uważałbym na twoim miejscu – powiedział do Inary, robiąc kilka kroków do przodu, ale zatrzymując się w pewnej odległości, z rękami pozornie swobodnie tkwiącymi w kieszeniach szaty. – John nie jest najlepszym materiałem na rozmówcę, chyba że chcesz usłyszeć kilka paskudnych komentarzy na swój temat. – Uśmiechnął się, nagle dostrzegając przerażający kontrast między pogodną postacią alchemiczki, a całym tym otoczeniem – wyblakłym dywanem, zastałym powietrzem, zagraconym korytarzem, pustymi wazonami i żałosnym cherubinem, który w założeniu miał zachwycać, a w rzeczywistości budził tylko nakrapiane kpiną pożałowanie. Zupełnie, jak on sam; wpasowywał się idealnie. – Dostałem twoją wiadomość – powiedział, chociaż przecież na pewno już to wiedziała, skoro w ogóle pojawił się na korytarzu.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Poczekalnia [odnośnik]02.12.15 16:02
Widzieć więcej - tego zawsze chciała, tego się uczyła, by - spoglądając na towarzyszące jej postaci - przenikać zasłony ich rozmów, gestów, a nawet murów, którymi tak skrupulatnie się otaczali. Nawet, jeśli sama Inara ulegała ułudnej wizji bezpieczeństwa, jaką dawała chwilowa cisza za powłoką, którą stworzyła, a ta, gdzieś od festiwalu, dziwnie powykręcała się, tworząc załamania i rysy, przez które dostrzegała nowe obrazy. Nie bardzo rozumiała jeszcze, czego dotyczyły, choć - jak zwykle, umysł podsycał kilka kolorów, zapachów, tworząc własne interpretacje. Alchemiczka uparcie, wolała omijać je szerokim łukiem, nie zauważając, że te - niby zielony bluszcz, coraz pewniej przyciągały ją do siebie, zajmując coraz więcej miejsca w...niepozornie, choć rytmicznie bijącym elemencie, do którego się nie przyznawała.
Tylko odrobinę kręciła się w niej myśl, że Percival - może się nie pojawić, że..brzemię, którym się z nią podzielił, stanowić będzie także powód, dla którego się wycofa. Była przyjaciółką, ale skoro tyle czasu minęło od spotkania bez choćby jednej sowy. Cisza, którą Inara oczywiście musiała zburzyć. Zupełnie, jak tę w korytarzu Poczekalni, zalegającą od zastałego powietrza i oparów duszącej pustki.
Zanim go zobaczyła, niespokojnie wpatrywała się w odległą ścianę korytarza, by tworzyć kolejne scenariusze ich spotkania. Jeden nawet zakładał, że kroki, które słyszała, należały do zagubionego petenta, załatwiającego niecierpiące zwłoki sprawy. Jednak sylwetka, która się pojawiała, niezaprzeczalnie należała do Łowcy. I wystarczyło jedno, jedyne spojrzenie, by na jej ustach, szybciej niż przewidywała, pojawił się uśmiech, przeganiając wszelkie dręczące ją niepokoje. Przyszedł.
Przez moment trwała w tym geście, by móc stwierdzić, że na prawdę tu nie pasował. Wciąż widziała w nim łowcę smoków, towarzysza przygód, odważnego przyjaciela, który dziś...utkwił pomiędzy światami, nie mogąc ani się cofnąć, ani ruszyć do przodu. Ostatnim razem zdawało się, że zalegające w nim cienie odrobinę wyblakły, umykając, gdzieś dalej, w poszukiwaniu kolejnej ofiary. Teraz, cienie i odległość, jaka ich dzieliła, wydawały się równie namacalne, co wpatrzone weń, zielone źrenice.
- Lubię nie uważać - nie poruszyła się, gdy przestąpił do przodu. Swoje dłonie zaplotła za sobą. Przechyliła głowę, wsłuchując się w tembr głosu, który - tak jak przed chwilą jej głos, przyjemnie zakłócił panująca tu ciszę. W jakiś sposób smakowała brzmienie jego słów - wierz mi, miewałam...gorszych rozmówców - urwała kontakt ich spojrzeń, by przenieść uwagę na aniołkową figurkę - i zazwyczaj znajduję na nich sposoby..- nieprzeniknione drgnienie poruszyło ustami czarnowłosej, gdy nachyliła się ku cherubinowej twarzy, by..ucałować czubek rzeźbionego nosa, akurat w momencie, gdy jego właściciel próbował skomentować wcześniejsze słowa Percivala. Zamiast słów z kamiennego posążku wydobył się niezrozumiały zgrzyt, który już po chwili umilkł - Widzisz? Mam specjalną, magiczną moc - przekręciła głowę, by spojrzeć w kierunku mężczyzny, po czym zaśmiała się, przecierając palcami policzek, na którym zakradło się kilka drobin kurzu.
Tym razem to ona podeszła, pokonując odległość tak, by przekroczyć dzielącą ich niewidzialną granicę. Zatrzymała się w pół kroku, pozostawiając właściwą przestrzeń, na wyciągniecie dłoni - gdyby któreś chciało to zrobić. Dłonie Inary zawisły na w pół-geście sięgnięcia męskiego ramienia, jednak ostatecznie rezygnując z zamiaru, który zakiełkował w głowie. Opuściła ręce wzdłuż siebie - to dobrze...czasem takie nagłe wiadomości znikają niezauważone - uniosła brodę wyżej, by spotkać jadeity w jego oczach. Czegóż znowu tam szukała? - dziękuję, że przyszedłeś - odezwała się ciszej. Odsunęła się o krok, by z błąkającym się na powrót uśmiechem, zlustrować Percivala od twarzy, aż do stóp.
- Mam nadzieje, że nie będzie ci szkoda pobrudzić tego wszystkiego? - podniosła wzrok, by kolejny raz utkwić w mężczyźnie ciemne ślepia.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Poczekalnia 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Poczekalnia [odnośnik]03.12.15 19:30
Nie potrafił pozbyć się dziwnego wrażenia, że ich relacja zrobiła krok do tyłu. Pozornie nic się nie zmieniło; uśmiechali się względnie szczerze, rozmawiali raczej swobodnie, a w tonie ich głosów trudno było wychwycić chociażby jedną fałszywą nutę, ale Percival nie mógł nie zauważyć, czy może – wyczuć niewidzialnej granicy, oddzielającej ich od siebie. Zupełnie jakby oświetlona sztucznym światłem przestrzeń nie pozwalała na zignorowanie tego, co tak łatwo skrył panujący na kamienistym brzegu półmrok. W urzędowo wyglądającym korytarzu nie byli już tylko parą dobrych przyjaciół, dzielących się wzajemnymi sekretami; tutaj nawet ściany zdawały się patrzeć im na ręce, przypominając o tak bardzo znienawidzonych konwenansach i obowiązkach. Które nigdy chyba nie ciążyły mu tak, jak obecnie; perspektywa spędzenia reszty życia przy skrzypiącym, zasypanym dokumentami biurku, u boku kobiety, której nie kochał, wydawała mu się co najmniej nieznośna, sprawiając, że znowu miał ochotę uciec. Daleko, jak najdalej, poza Londyn. I nigdy nie wracać.
Obserwował jej poczynania z rosnącym rozbawieniem, a kiedy nachyliła się, żeby musnąć ustami skrzeczącą rzeźbę, nie potrafił powstrzymać cichego parsknięcia. Chyba nigdy nie miała przestać go zaskakiwać; jak to było możliwe, że nadal była sobą, że to samo zatrute powietrze, które z niego wysysało całą chęć do życia, na niej nie wywierało kompletnie żadnego efektu? Musiała znać jakiś sekret, dla niego kompletnie niedostępny, co raczej nie powinno specjalnie go dziwić – nie mógł kwestionować jej niezwykłości, skoro przez lata pozostawała odporna na sączące się z arystokrackich przyjęć zepsucie.
Uciszasz tak wszystkich kiepskich rozmówców? – zapytał, nadal śmiejąc się mimowolnie i unosząc wyżej ciemne brwi. Rozluźnił się nieco, jakby poczęstowany bijącym od niej optymizmem. Przez chwilę miał ochotę dodać coś jeszcze, słowa prawie już uformowały się na końcu jego języka, ale w ostatnim momencie przypomniał sobie, że nie powinien. Nie mógł nie zauważyć jednak jej urwanego w połowie gestu, zatrzymanego nagle i niespodziewanie, zupełnie jak zdanie, którego nigdy nie ośmielił się wypowiedzieć.
O twojej sówce można powiedzieć dużo rzeczy, ale na pewno nie to, że można ją przeoczyć – powiedział, udając, że chwilowa niezręczność między nimi w ogóle nie miała miejsca i przypominając sobie ruchliwe stworzenie, które zastał dzisiaj w swoim gabinecie. Rozrzucone przez rozentuzjazmowaną sowę pióra wciąż jeszcze można było znaleźć na zakurzonej podłodze, a hałas, jakiego narobiła, zaalarmował dwójkę urzędników pracujących w najbliższym sąsiedztwie. – Musiała upodobnić się w tej kwestii do właścicielki – dodał po chwili, zanim zdążył zastanowić się nad tym, jak jego słowa mogłyby zostać odebrane.
Odwzajemnił spojrzenie, starając się nie zwracać uwagi na nieuzasadnioną reakcję organizmu, gdy zniwelowała oddzielający ich dystans. Zamrugał, może nieco za szybko i zakołysał się lekko na piętach, bo bezruch nagle zaczął mu przeszkadzać. – Przecież obiecałem – odpowiedział, zupełnie jakby chodziło tylko o to; jakby to złożona w trakcie festiwalu obietnica wyciągnęła go z dusznego gabinetu, i jakby bzdurne podszepty przemęczonego umysłu w ogóle nie istniały, nie wpływając w żaden sposób na jego decyzje. Nie był pewien, kogo właściwie oszukiwał.
Słysząc jej kolejne pytanie mimowolnie zmarszczył brwi, w pierwszej chwili nie rozumiejąc, o czym mówiła i dopiero po kilku sekundach przypominając sobie o tym, co właściwie mieli w planach. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, przyglądając jej się uważniej, jakby zastanawiał się, czy nie robiła sobie z niego żartów. – Mam nadzieję, że nie mówisz poważnie – zauważył, nieudolnie udając obrażonego jej sugestią, chociaż faktycznie musiał wyglądać inaczej, niż pamiętała.
On sam miał czasami problemy z rozpoznaniem swojej twarzy w lustrze.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Poczekalnia [odnośnik]04.12.15 23:06
Mogłaby przysiąc, że idąc na spotkanie, miała w planach tylko wyciągnąć przyjaciela, na obiecaną wyprawę z udziałem kuzynowskich aetonatów. Nawet, jeśli słowa wypowiadane tamtego wieczoru, były podsycone ulotną, wieczorną aurą, odrobiną alkoholu,  i..jego obecnością. Nie dopuszczała do głosu gładkich, cicho brzęczących podszeptów, że tak naprawdę, była egoistką, że właściwy cel - wciąż ukryty, krążył wokół jej poczynań , niby głody pies, gotowy zaatakować, jeśli zgubi swoje postanowienia. I dziś się o nie potknęła. Chciała go zobaczyć, chciała ponownie topić się w łowczych tęczówkach, ale..gdyby ktoś zapytał, ona - z cisnącą się na końcu języka prawdą - odpowiedziałaby coś zgoła innego. Czy była świadoma kłamstwa, w które - wciąż wierzyła.
Dlatego siedziała z pustą kartką papieru, dusząc w palcach delikatną powierzchnię przyszłego listu, próbując znaleźć logiczny powód, dla którego miała go pisać. I czemu nie zrobiła tego wcześniej? I dlaczego dręczył ją fakt, że coś w ich relacji się zmieniło i nie mogła uchwycić właściwych torów, które dałyby jasną odpowiedź?
Mogłaby zapomnieć, potrafiła przecież, robiła tak wielokrotnie, dotąd powtarzając sobie wymyśloną prawdę, aż...gasiła pełgające emocje. A teraz, nawet mimo pozornego rozluźnienia, nie potrafiła obojętnie obok niego przejść. Nie mogła zmusić ciała, by przestało zalewać ją nagłymi, urwanymi gestami, niedokończonymi słowami i tłoczącego się - gdzieś w piersi - nierównego oddechu.
Wszystko skłębiło się jeszcze mocniej po spotkaniu Juliusa, raptem - kilka dni temu. Wciąż miała na szyi kilka sinych śladów, szczerzących się do niej szyderczo za każdym razem, gdy spojrzała w lustro. Wszystko za sprawą zaciśniętej na jej gardle męskiej dłoni i szaleńczego gniewu, który wywołała w jego oczach. Czy tak własnie działała? Nie bała się go, choć - zapewne tego właśnie chciał starszy Nott. Jej narzeczony, brat przyjaciela, który stał w ciasnym korytarzu, chwytając jej postać w pułapkę przenikliwego spojrzenia. Nieświadomy tego o czym myślała. Na szczęście.
Czuła na sobie spojrzenie łowczego wzroku, nawet - jeśli nie odwzajemniała się tym samym. Cieniutkie pajęczyny dreszczy, wdrapywały się w zakamarki linii pleców, karku, czując je nawet w opuszkach palców. Dlatego wiedziała, że ją obserwuje, gdy rozbawiona, uciszała swego kamiennego, zrzędliwego towarzysza.
- Nie kiepskich, a wyjątkowych - wydęła usta, by podążyć za jego śmiechem - a takich nie spotyka się, aż tak często - kontynuowała, zatrzymując wzrok na jego twarzy, nie pojmując, jak bardzo brnęła w słowa, których za chwilę - nie będzie potrafiła cofnąć, ani tym bardziej, zaprzeczyć - więc uważaj na siebie.. - i dopiero, gdy wyrazy opuściły jej usta, zamrugała, niepewna reakcji ani swojej, ani stojącego przed nią mężczyzny. I wszystko ukryła pod uśmiechem, tak często ratującym ją przed niepokornymi słowami, które szybciej wypowiadała, niż zdołała zanalizować i zaniechać. Mimo nauk i wbijanych do głowy zasad powściągliwości, zasadnej dla każdej szlachetnie urodzonej damy, nigdy nie opanowała sztuki trzymania na wodzy cisnących się na wargi zdań. Łatwiej było z ciałem, z gestami, które fortunnie potrafiła opanowywać przed nagłymi zrywami, które - tak jak słowa owładnięte emocją, wyrywały się na wolność.
- No popatrz, ja też nie mogłam się jej oprzeć, dostałam ją dosłownie tydzień temu... - weszła mu w słowo, oczywiście, że tak było, ale pohamowała się dopiero gdy Percy dopowiedział druga część zdania. W konfrontacji z błyskawicą wyrazów, którą z siebie wyrzuciła, miała pełną chwilę milczenia, nim się odezwała - dobrze, że jeszcze nie gubię piór, jak ona - uniosła kąciki ust, opuszczając i gubiąc spojrzenie, co - przy jej wzroście nie było, aż tak trudne. Wystarczyło, że nie musiała unosić brody do góry, jakby udowadniając, że mimo drobnej postury, wciąż..pozostaje wyzwaniem.
Przecież obiecałem słowa brzęczą jej w uszach, jak niechciana melodia. Chciała zadać to jedno, obijające się jak serce dzwonu pytanie - Czy tylko dlatego przyszedłeś?, ale - nawet dla niej - zbrakło tchu, gdy niemo poruszyła głową. Tylko usta, pozostawione bez odpowiedzi, poruszyły się w bezdźwięcznym pytaniu, szczególnie, że kolejne - padło już głośno, zupełnie pozbawione wcześniejszego bezruchu, napędzane przez nagłą, zbawienną dla niej myśl i łobuzerski uśmiech - Mam nadzieję, że potrafisz rozpoznać kiedy żartuję? - odpowiedziała pytaniem, na pytanie. Przybrała podobną pozę, w rozbawianiu naśladując Percivala. Splotła dłonie przed sobą, które wcześniej chciał uciec za jej plecy. Przeniosła ciężar ciała na lewą stronę i nadal oceniająco, z miną światowego znawcy, wodziła orzechowymi źrenicami po jego sylwetce. I..choć miało wywołać jakiś efekt w Łowcy, to..była broń obusieczna, ulegając niemal zapowietrzeniu, gdy dłużej zatrzymała ocenę na ustach.
- Mamy...niecałą godzinę, żeby dotrzeć do posiadłości i stajni mojego kuzyna - wydusiła w końcu, by całkowicie skracając dzielący ich dystans, chwycić palcami za jego nadgarstek. Nie patrząc, ignorując drżenie dłoni pod wpływem nagłej fali ciepła, ruszyła do przodu, prowadząc za sobą Percivala..i gorące tchnienie czerwieni omiatające jej policzki.


na kradziejstwo przenosimy się tutaj



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Poczekalnia 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Poczekalnia [odnośnik]11.12.15 12:31
przepraszamprzepraszamprzepraszam ;__;
Nie wiedział, dlaczego tak opornie przychodziło mu zrobienie czegoś spontanicznie, bez namysłu i bez piętrzących się w głowie ale co, jeśli. Kiedyś przecież nie miał z tym problemu; dawniej, jeszcze w Hogwarcie, wystarczyło jedno, rzucone mimochodem słowo, żeby przeszedł gładko do działania, nie zastanawiając się nad konsekwencjami tak długo, dopóki same go nie dosięgły, owocując najczęściej mało przyjemnym szlabanem i widowiskową utratą ciemnozielonych punktów ze stojącej w Sali Wejściowej klepsydry. Później, w trakcie dalekich wypraw, również nie marnował czasu na myślenie. Owszem, ten jeden jedyny raz nie wyszło mu to na dobre, podjął katastrofalnie złą decyzję i sparzył się okrutnie, zarówno dosłownie, jak i w przenośni, ale nie zmieniało to faktu, że gdyby miał wskazać palcem okresy, w których był najszczęśliwszy, zrobiłby to bez najmniejszego zawahania. Życie, które prowadził obecnie, być może było bezpieczne i mało wymagające, ale coraz częściej łapał się snuciu skandalicznych rozważań o wolności. Nie, nie takiej, której ochłapy z trudem wyrywał dla siebie do tej pory; nie ograniczonej obserwującymi go czujnie z Londynu oczami, nie związanej szlacheckim nazwiskiem, do tej pory wpływającym na wszystkie jego wybory, których w efekcie nie mógł nawet nazwać swoimi. Czy nie byłoby mu lepiej, gdyby dołączył do grona wyklętych, ale za to prawdziwie wolnych?
Póki co odsuwał od siebie te myśli, woląc nie zastanawiać się nad burzą, jaka by wybuchła, i nad ofiarami, które by ze sobą zebrała. Natrętne obrazy wracały do niego jednak coraz częściej i zrobiły to również i teraz, wywołane najprawdopodobniej otaczającą go beznadziejnością. Z której tak bardzo chciał uciec; uśmiechnął się do Inary, w duchu wdzięczny, że właśnie to mu proponowała, chociaż cichy głosik z tyłu głowy mówił mu, że nie powinien zbyt mocno łapać się tej ulotnej iskierki. Zwłaszcza teraz, zwłaszcza odkąd była przeznaczona jego bratu, któremu mimo dzielących ich nieporozumień życzył jak najlepiej, tylko…
Tylko dlaczego ona?
Uśmiechnął się, ukrywając te wszystkie myśli za nieruchomą fasadą neutralnych emocji i decydując póki co odłożyć je na bok. Co udało mu się jedynie chwilowo; obojętna maska popękała błyskawicznie, zaatakowana nasyconymi dwuznacznością słowami i przez moment jego zdezorientowane nerwy odegrały na twarzy dosyć dziwny taniec, to podciągając w górę kąciki ust, to zmuszając brwi do niekontrolowanego marszczenia się. Potrząsnął głową, starając się odzyskać chociaż częściową kontrolę nad własną mimiką. – Ostrzeżenie przyjęte – odpowiedział, udając, że milisekundowy incydent nie miał w ogóle miejsca i zakrywając pozostałości po nim lekkim rozbawieniem. Które w jej towarzystwie nie było wcale trudne do uzyskania; pamiętał, że od zawsze potrafiła przebić się nawet przez jego najgorszy nastrój, skutecznie odciągając jego myśli od użalania się nad własną osobą. A do tego miewał niestety skłonności, spotęgowane zwłaszcza ostatnio i najprawdopodobniej owocujące sytuacją, w jakiej aktualnie się znajdował. Gdyby przyjrzał się własnemu życiu uważniej, na pewno zorientowałby się, że lwią część elementów, które go tak bardzo uwierały, sprezentował sobie sam, jednak tak złożona autoanaliza nigdy nie znajdowała się w wachlarzu jego umiejętności.
Nie potrafił się nie roześmiać, kiedy jego własne, sparafrazowane słowa rozległy się w dusznym korytarzyku, skopiowane – łącznie z towarzyszącą im pozą i oburzonym tonem – przez Inarę. Śmiech był tym razem szczery i nieskrępowany już kłębiącymi się w jego krwioobiegu emocjami, ale i tak miał wrażenie, że w wypełniającej powietrze, ciężkiej ciszy, zabrzmiał dziwnie nienaturalnie. Zamilkł więc być może nieco zbyt szybko, z kapitulacją opuszczając jednak skrzyżowane na klatce piersiowej ramiona. – Wciąż nie jestem pewien, czy potrafię – odpowiedział zgodnie z prawdą, bo faktycznie, mimo tysięcy godzin spędzonych na wspólnych wyprawach, przychodziły momenty, w których nie był w stanie jej rozszyfrować. To była jedna z rzeczy, które go w niej fascynowały, sprawiając, że nie potrafił nudzić się w jej towarzystwie. Przebywanie z nią nieodłącznie kojarzyło mu się z tą wykradaną od czasu do czasu wolnością, do której kiedyś tak bardzo tęsknił, a która obecnie pozostawała jedynie odległym wspomnieniem.
Kiedy wypowiedziała ostatnie zdanie, miał zamiar się odezwać, ale zdążył jedynie otworzyć usta, zanim jej drobne palce zacisnęły się na jego nadgarstku, wywołując w nim lekkie mrowienie, rozchodzące się szybko po całym układzie nerwowym. Ruszył za nią posłusznie (nie to, żeby miał jakiś wybór), z każdym krokiem czując, jak opuszcza go przytłaczająca atmosfera, wytwarzana przez piętrzące się na biurkach papiery i snujących się po korytarzach urzędników. – Panie przodem – powiedział tylko w końcu, bardziej z rozbawieniem, niż z niepotrzebną kurtuazją, bo Inara już i tak doskonale radziła sobie z przemierzaniem gmachu ministerstwa, nie przejmując się kompletnie pełnymi zdziwienia spojrzeniami, które zbierali po drodze.

| no to tutaj zt i lecimy konie kraść! c:




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Poczekalnia [odnośnik]17.07.16 18:41
15 stycznia '56

Minęły dwa miesiące od naszego spotkania w Ministerstwie, gdzie uzgodniliśmy, że trzeba zadbać o żyjące po za rezerwatem jednorożce, które przez ingerencję mugoli były niezwykle zagrożone. Być może była to moja ostatnia taka akcja, w której mogłam uczestniczyć, podejść bliżej zwierząt i sprawdzić, czy nie są ranne, czy nie potrzebują medycznej opieki. Oczywiście po ślubie, po nocy poślubnej nie było mowy, abym mogła ponownie pojawić się w rezerwacie. Albo inaczej. Pojawić się zawsze mogłam, ale nie zbliżyć to swoich ukochanych zwierząt. Planowałam, aby po ślubie wybrać się na staż do Ministerstwa, do departamentu kontroli nad magicznymi stworzeniami, z drugiej strony nie wiem, czy praca za biurkiem byłaby dla mnie odpowiednia. Czy zamknięta w murach Ministerstwa nie czułabym się jak w klatce? Wolałabym hodować zwierzęta, może nie jednorożce, ale coś innego, mniejszego, co nie będzie przeszkadzać mojemu narzeczonemu. Wiedziałam jednak, że ma on co do tego swoje „ale” i jak udało mi się wygrać walkę o mieszkanie w posiadłości poza miastem, tak tej mogłabym już nie dać rady. Najwyżej, skończę jako pani domu, która swój wolny czas poświęcać będzie na granie na instrumentach i czytaniu książki. Chociaż wolałabym coś robić pożyteczniejszego, naprawdę.
Do Ministerstwa przybyłam wczesnym przedpołudniem, mieliśmy wybrać się do Somerset gdzie mieliśmy ocenić sytuację jednorożców i jeszcze na miejscu dojść do porozumienia, co tak właściwie zrobić. Bo plany podjęte miesiąc temu - to jedno, a to, co zastaniemy tam - to drugie. Dzisiejszego dnia było zimno, dlatego na wygodną sukienkę założony miałam płaszcz, rękawiczki na dłoniach i ciepłe skórzane buty. Aczkolwiek wyglądałam tak, jak na szlachciankę przystało i żaden z czekających na mnie mężczyzn nie powinien mieć, co do tego, żadnych wątpliwości. Jechałam windą na piętro czwarte do departamentu kontroli nad magicznymi stworzeniami, skąd miałam udać się razem z urzędnikami w wybrane miejsce. To było naprawdę miłe z ich strony, że brali moje zdanie i sugestie pod uwagę. Z Parkinsonami, których rodzina zajmowała się jednorożcami, byłam spokrewniona, a w samym rezerwacie bywałam już odkąd skończyłam szesnaście lat. Mój ojciec niegdyś pracował w tym departamencie, ostatnio miał chrapkę na stanowisko szefa departamentu, więc i moje nazwisko budziło pewnego rodzaju szacunek i zaufanie. Ludzie znając mojego ojca od razu zdawali sobie sprawę też z tego, że i ja wiem, o czym mówię i nikt nie podważał moich kompetencji.
Tak jak ostatnio czekali na mnie reprezentant rodu Parkinsonów, mieli w końcu największy rezerwat dla jednorożców i kto jak kto, ale oni na pewno znali się na swojej pracy. Dalej był to szef departamentu kontroli nad magicznymi zwierzętami, który ukłonił mi się nisko, gdy tylko pojawiłam się na horyzoncie. Zaraz obok niego stał ten sam mężczyzna, który był ostatnio, a który pracuje w biurze dezinformacji. Czy już kiedyś wspominałam jak bardzo szanuję tych ludzi za ich ciężką pracę w utrzymaniu mugoli w niewiedzy o jednorożcach?
- Lady Yaxley – zaczął szef departamentu. – Chciałem złożyć kondolencje z powodu śmierci nesotra panny rodu. To ogromna strata dla czarodziejskiego świata, a zamach na szlacheckie rody, to najgorsza rzecz, do jakiej oprawca mógł się posunąć. Jednocześnie chciałbym pogratulować zaręczyn.
- Dziękuję – odpowiedziałam, dygając lekko. – Czy możemy ruszać? Mój plan dnia przez zbliżający się ślub jest dość napięty.
- Oczywiście, ruszajmy – odpowiedział lord Parkinson. – Lady Yaxley…
Podał mi swoje ramie, które ja chwyciłam. Już po chwili byliśmy w drodze do wyjścia z Ministerstwa, a stamtąd teleportowaliśmy się już do Somerset. Z tego co pamiętałam były tu trzy grupy jednorożców, które zadomowiły się w bardzo nie przyjaznym dla nich środowisku. Stawiam na to, że ktoś sprowadził je tutaj nielegalnie, a potem nie mogąc się nimi zająć, wypuścił je nie zdając sobie sprawy z tego jaką szkodę mógł wyrządzić im i światu czarodziejskiego.
- W tej okolicy mam bardzo dużo interwencji związanych z czyszczeniem pamięci mugolom, którzy zobaczyli jednorożce – powiedział szef biura dezinformacji, chwilę po tym, gdy zjawiliśmy się w rogu jakiejś uliczki w małej mieścinie.
Ruszyliśmy w odpowiednie miejsce, gdzie po raz ostatni widziane były jednorożce. W takim pustkowiu, gdzie więcej było wzgórz niż drzew, łatwiej było je dostrzec. Pierwsza grupka była niewielka, stanowiła może czwórkę osobników.
- Podejdę – powiedziałam od razu.
Zbliżyłam się do nich. Na początku były trochę nie ufne, ale kiedy wyciągnęłam do nich dłoń i wyczuły, że nie mam złych intencji, pozwoliły mi do siebie podejść. Obejrzałam je dokładnie, nie wyglądały na chore, ani na zranione. Chociaż tyle dobrego.
- Dwie samice i dwa młode – stwierdziłam, odwracając się lekko. – Ale trzeba je stąd zabrać.
Lord Parkinson wysłał patronusa, po chwili pojawili się obok nas pracownicy jego rezerwatu. Większość z nich znałam, witając się przyjaźnie, chociażby z kobietami, z którymi nie raz zajmowałam się zwierzętami. Chwilę po ich przybyciu, pojawiła się obok nas wielka czarodziejski powóz, przystosowana do transportu zwierząt. Kobiety, a ja wraz z nimi, ponieważ w ostatnim czasie z wielką chęcią spędzałam każdą wolną chwilę przy jednorożcach, przetransportowałyśmy je do niej, a następnie odleciały do rezerwatu, gdzie inne pracownice miały się już nimi zająć.
- Ile jeszcze grup? – zapytała Agnes, ta sama, z którą w tamtym miesiącu dbałam o jednorożce na polanie.
- Jeszcze dwie, ale musimy je znaleźć – odpowiedział jej szef departamentu kontroli nad magicznymi stworzeniami.
Czarownice, pracownice rezerwatu, zaczęły się rozchodzić, teleportując coraz to dalej, aby jak najszybciej znaleźć obie grupki. Wiadomo było, że bywają one widziane w niedużych od siebie odległościach. Być może, zachowując bezpieczny odstęp, ale też nie znajdując się zbyt od siebie daleko, czuły się bezpieczniej? Nad zachowaniem jednorożców mogłam siedzieć i dywagować w nieskończoność. I pewnie pochłonęłaby mnie rozmowa z szefem departamentu, kiedy pojawiła się informacja, że druga i trzecia grupka również się znalazła.
Pomogłam i w ich transporcie, w końcu dodatkowa para rąk nigdy nie zaszkodzi. Nawet jeśli moja pomoc ograniczała się do uspokajania młodych. Bo przecież nie miałam zamiaru w towarzystwie mężczyzn zakasać rękawów i wykonywać jakąś cięższą pracę. Nie do mnie należały te obowiązki.
- Wszystkie są już bezpieczne w moim rezerwacie – powiedział lord Parkinson, użyczając mi znowu swojego ramienia, abym miała wparcie podczas pokonywania tych nierównych terenów pokrytych śniegiem – Moje pracownice się nimi zajmą. Jestem pewien, że będzie im u nas dobrze.
- W takim razie wracajmy do Londynu – usłyszałam głos szefa biura dezinformacji.
Teleportowaliśmy się znowu. Nie bez przyczyny tak rzadko korzystałam z tego środka transportu. Strasznie nie lubiłam teleportacji, ale gdy tylko stanęłam na swoich nogach, użyłam ogromnej siły i samozaparcia, aby wyglądać tak, jakby nic się nie stało. Mężczyźni odprowadzili mnie do poczekalni w departamencie, gdzie usiadłam na krzesełku chcąc chwilę odsapnąć.
- Dzisiaj wykonaliśmy kawał dobrej roboty – powiedział jeden z mężczyzn. – Dziękuję za współpracę. Na pewno poinformuję państwa o kolejnych wyprawach. Mamy jeszcze dwa hrabstwa do sprawdzenia.
- Westmorland i Rutland? – zapytałam, aby się upewnić.
- Dokładnie. Czy zechce nam lady towarzyszyć następnym razem? – zapytali się mnie.
- Jeśli tylko będę miała na to czas, to z wielką chęcią – odpowiedziałam szczerze. – Proszę wysłać do mnie sowę z informacją, będę oczekiwać.
Wstałam z krzesła. Pół dnia minęło, a ja miałam jeszcze tyle w planach. Pożegnaliśmy się, mężczyźni ukłonili mi się nisko, ja dygnęłam im na pożegnanie, a następnie wszyscy rozeszli się w swoją stronę. Miałam uczucie dobrze wypełnionego obowiązku. Te jednorożce nie dawały mi spać po nocach, martwiłam się, że może grozić im krzywda. Teraz, kiedy były już bezpieczne, mogłam odetchnąć z ulgą. Byłam pewna, że w rezerwacie będzie im dobrze. Już planowałam, że w weekend pojawię się tam, aby je dojrzeć i sprawdzić, czy się zaaklimatyzowały. Póki co, korzystając z sieci Fiuu, wróciłam do domu.

zt


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Poczekalnia DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Poczekalnia [odnośnik]11.08.16 13:59
| wybierz sobie datę

Czwarty poziom, nie wejdzie do windy. Ma lęk przed wysokością i przeraziła go parszywa mina człowieka, który oczekiwał skierowania do pana Mulcibera. On był prostym człowiekiem. Chciał tylko pogadać z katem nic więcej. Został oddelegowany na kolejne piętra, szukając początkowo przeklętego skierowania. Ten druczek nie pasował, tu brakowało woskowej pieczęci, a tam był zagięty róg i pani w okienku nie chciała przyjąć kolejnej prośby. Gdy minęło już prawie pół dnia, staruszek nie mógł złapać oddechu. Przepocone ciuchy wydawały niefortunny zapach, a on dalej krążył od gabinetu do gabinetu, prosząc jedynie o dwie minuty z panem Mulciberem. W końcu się udało. Oddał skierowanie jakieś szkapie w windzie. Okrągłe plamy po pocie zbierały się na brzuchu i plecach. Osoby jadące z nim na górę, krzywiły się i kręciły, aby w jakiś sposób nie dotykać otyłego pana. Łysina na środku głowy miała być zakryta małym tupecikiem, ale ten się zsunął aż do okolic lewego ucha. Po twarzy mężczyzny ściekał pot, który wytarł o spodnie. Oddychał ciężko, niemiarowo, gdy kolejna z osób prowadziła go do poczekalni. Brzydko tu, pomyślał od razu.
Czekał, a wskazówka zegara przesuwała się za wolno. Minęła godzina, dwie, a on wciąż siedział na jednej z ław i liczył kafelki na podłogach. Pocił się tak samo mocno jak i wcześniej, a jego ciało wręcz domagało się prysznica. W końcu zobaczył kogoś, kto wyglądał jakby był z Ministerstwa. W miarę wysoki brunet miał skurczybyka na twarzy, więc spokojnie wyglądał na kata. Otyły mężczyzna wstał z ławy i podbiegł do niego, przewalając przez przypadek stos z Prorokiem Codziennym.
- Pan Mulciber? - powiedział zasapany.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Poczekalnia 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Poczekalnia [odnośnik]11.08.16 15:48
Wyjątkowo paskudna sprawa, niespodziewane wezwanie, wymagające raczej ratunku kogoś, kto zajmował się na co dzień eliminowaniem niebezpiecznych stworzeń niż świadomą egzekucję. Miał przed sobą gniazdo węży, które sparaliżowały jeden ze sklepów w centrum Londynu. Dziwnym trafem nikt nie zauważył, że po podłodze od dłuższego czasu włóczy się oślizgły gad, który wsuwa się za szafę, gdzie wysiadywał swoje jaja. Zawsze takie przypadki sprawiały, że zastanawiał się nad podłością ludzi, który mogli podrzucić komuś przysłowiową świnie - co było naprawdę bardziej prawdopodobne niż nieświadomość z jaką się spotkał. Aby pozbyć się "szkodników" wyprosił wszystkich z pomieszczenia, pozostając sam na sam z nieprzyzwoicie pięknymi istotami. Szkoda mu je było eliminować. Tak naprawdę z przyjemnością wziąłby jednego do domu, lecz były zbyt duże i zbyt dzikie, aby dobrowolnie poddać się bez walki. Rzucone Ignitio powinno załatwić sprawę. Kula ognia wystrzeliła z różdżki i  wpadła wprost pomiędzy splecione ze sobą w kręte supły stworzenia. Łuski niezbyt szybko pokryły się płomieniami, ale kiedy tak się stało węże były niczym żywe pochodnie. W geście paniki zaczęły się rozdzielać, prześlizgując się pod meble, które również stanęły w płomieniach. Mulciber musiał zakryć twarz rękawem, żeby nie wdychać piekącego gardło dymu, ale umyślnie nie zalał całego pomieszczenia wodą od razu. Musiał się upewnić, że szatańskie pomioty zginą, zanim rozpocznie się akcja ratowania — czego? — dobytku właścicieli sklepu. Dopiero, gdy skwierczenie ucichło, a swąd palonego mięsa zmniejszył się, zamachnął się różdzką, skierowując strumień wody na podpalone elementy. Gospodarze szybko zjawili się u jego boku w totalnej panice, pociągnięci wydobywającym się pod drzwiami obłokiem.
I nie czekał już dłużej. Sprzatanie brudu pozostawił im. Wystarczyło, że sam był już cały osmolony, a jego ubrania cuchnęły spalenizną. Kiedy wiec powrócił do Ministerstwa myślał tylko o tym, by się oczyścić z brudu. Nim jednak dotarł do swojego gabinetu, tuż za nim rozległ się szelest rozlatujących się gazet, któremu wtórował dźwięk brzmienia jego nazwiska.
— Tak — odparł, powoli się odwracając w kierunku mężczyzny. I uzmysłowił sobie, że jego własny wygląd wcale nie był zniechęcający.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Poczekalnia Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Poczekalnia [odnośnik]11.08.16 16:30
Dotarcie do Mulcibera chociaż może zajęło jedynie chwilę, mocno zmachało mężczyznę. Sapał jak oszalały, stojąc przez brunetem. Sporych rozmiarów wąs zasłaniał mu usta, które z rozmachem oblizywał, aby nawilżyć wysuszone wargi. Złapał się w okolicach serca i wstrzymywał moment, kiedy z wielką radością wyciągnął spoconą dłoń w stronę Mulcibera. Prędko ją uchwycił, czy tego chciał czy nie.
- Przyjemność po mojej stronie, Remigiusz Fibres -  obślizgła dłoń mężczyzny aż sama wyślizgnęła się spod uścisku Ramseya. Wyszczerzył swoje niekompletne uzębienie. Tak, czuł, że to będzie dobry dzień. W końcu dorwał kata pomimo całodniowego krzątania się z kąta w kąt po całym Ministerstwie! Remigiusz był niestety prostakiem, który na co dzień zajmował się hodowlą niegroźnych zwierząt. Nie potrzebował do tego żadnego wyższego wykształcenia, a i jego rodzina nie naciskała na skończenie szkoły poza Hogwartem. Miał ograniczone myślenie, więc nic dziwnego, że pchał się prosto w ramiona Ramseya.
- Przyjacielu, potrzebuję twojej pomocy, niebezpieczna smoczyca dewastuje mój dom, a służby nie chcą reagować, bo nawet nie pozwala im wejść! - mówił zdecydowanie za głośno, bo nie słyszał na jedno ucho. Gdyby nie bawił się zaklęciami wybuchającymi w okresach początkowej młodości, pewnie nie skończyłby jako ostatni prostak.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Poczekalnia 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Poczekalnia [odnośnik]11.08.16 20:34
Zmierzył mężczyznę od czubka głowy po koniec zdecydowanie zbyt dużych i z tego co dostrzegł również dziurawych butów i mimowolnie uniósł brew. Czy to były jakieś jaja? Nie zamierzał mu ściskać dłoni. Naprawdę tego nie chciał. Nie witał się w ten sposób z petentami, a tym bardziej jeśli wyglądali w ten sposób. Mimo to i tak nie uniknęło go to dość... wątpliwie przyjemne powitanie. Spojrzał jedynie na swoją dłoń i zmarszczył brwi, bo nie wiedział, czy ma od razu skierować się do łazienki, czy może najpierw ustawić tego człowieka do pionu.
— Uhm — mruknął na jego słowa i wytarł rękę w i tak brudną szatę, wcale nie kryjąc niezadowolenia. Nie był nawet w swoim gabinecie, a ten człowiek doskoczył do niego jak handlarz na targu. — My nie... — Zawiesił się, bo sądząc po jego minie raczej by nie zrozumiał przesłania pt. "nie jesteśmy przyjaciółmi". Westchnął ciężko i pokręcił głową delikatnie, kątem oka zerkając na ludzi zgromadzonych w poczekalni. — Pan sobie siądzie i poczeka na swoją kolej. — Wskazał mu kilka innych osób, które cierpliwie czekało, aż urzednicy ich przyjmą. Mulciber nie zamierzał robić wyjątku. Zmarszczył brwi jednak, kiedy czarodziej wspomniał o smoczycy. Tak po prostu? Grasowała w domu? — Zgłaszał to pan gdzieś? — spytał, ale raczej na odchodne, sugerując, że właśnie to powinien zrobić zanim zwróci się do kata.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Poczekalnia Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Poczekalnia [odnośnik]12.08.16 14:01
Skromny, biedny, mały człowiek. Co prawda, Remigiusz nie mógł się pochwalić się kompaktowym rozmiarem. Mimo wszystko jako prosty człowiek ze wsi szybko nawiązywał kontakty. I co jak co, ale jemu się nigdzie nie spieszyło. Ten Mulciber nie wyglądał na specjalnie przyjaznego, ale co mu szkodzi! Musiał się pozbyć tej smoczycy z domu i nie mógł dłużej czekać. Jego biedne serce tego nie wytrzyma.
- Bo jam słyszał, że pan się przed niczym nie lęka - wydukał dumny ze swojego zmysłu agenta. Zapewne gdyby poszedł na staż, pracowałby w Ministerstwie. Tylko te windy... Okropieństwo! Widział świetlaną przyszłość, ale co poradzić. Dorwał prostą dziewkę, zrobił jej dziecko... A teraz lęka ich ta smoczyca!
- Siadłem, niewygodne i oni są do innych, a ja do pana - tłustym palcem pokazał na ławkę. Tego mu jeszcze brakowało, żeby siedział kolejne kilka godzin. Tu było duszno, a jednocześnie zimno. Już chciał zjeść coś słodkiego, to pyszne ciasto, które upiekła żona... Mógł wziąć w chusteczkę, no mógł.
- Wszędzie zgłaszałem, wszyscy się boją! A ja śpię w namiocie! - poskarżył się ze smutną miną. Chciał zakasać rękawy, ale tusza mu na to nie pozwalała. Pociągnął nosem i podrapał się po brodzie - Ja już nie wiem, co mam robić, nikt mnie nie słucha



I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Poczekalnia 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Poczekalnia [odnośnik]13.08.16 19:02
Rozejrzał się po poczekalni i nawet jeśli rzeczywiście, ten oto czarodziej był jedynym, który chciał się spotkać z Mulciberem, on wcale nie podzielał tej ochoty. Najchętniej pozbyłby się petenta, odsyłając go z kwitkiem, z czystej złośliwości i tylko dlatego, że go irytował samym sobą. Ale stał w miejscu, w którym obserwowali go inni, więc nawet jeśli był zmęczony i znudzony, wszystkie parszywe obelgi musiał zachować w ustach i myślach. Obojętnie patrzył na Remigiusza Jakiegośtam i westchnął cieżko, starając się nie zwracać uwagi na jego bogatą gestykulację.
— Ach, tak?— spytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi, naprawdę. Miał wrażenie, że jakby nasadzić jego łeb do główki od szpilki to powstałaby grzechotka. Spuścił wzrok, spoglądając na swoją osmoloną dłoń.
— W namiocie? Smoczyca zajęła dom? Pan wybaczy, ale obawiam się, że nie zmieściłaby się w Pańskim domu— powiedział w końcu i leniwie podniósł na niego wzrok. — Jak Pan tu już jest to proszę napisać list ze zgłoszeniem — to nic, że powinien uznać tę rozmowę za nie — ktoś to z pewnością rozpatrzy. A smoczycę można wywabić mięsem, najlepiej owczym.
Wyjaśnił mu, licząc na to, że chłop uzna to za wystarczającą pomoc i zanim zrozumie, że na nic się ona nie zda, zdąży już sobie pójść, a Mulciber, stwierdziwszy, że nie ma już nic więcej do roboty uda się do biblioteki lub sali treningowej.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Poczekalnia Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Poczekalnia [odnośnik]15.08.16 14:16
Dla Remigiusza ten o to Mulciber był wzorem. Miał jaja, własne zdanie. A on? Nawet swojej smoczej teściowej nie potrafił się pozbyć. Szukał już wszystkich sposób. Ona ciągle pojawiała się i znikała, a on nawet nie miał chociaż kawałka podłogi, który nie byłby skażony oddechem teściowej. Starał się zrobić smutną minę, ale z wąsami trudno było odczytać, w jaki kształt układają się usta.
- Jest mała, nie wiem, ile ma, ale poprzestawiała mi cały dom, zieje tym swoim oddechem na wszystko, co kocham, a policja jak usłyszała, że to smoczyca to mnie wyśmiała i nawet nie pozwoliła zgłosić tego dalej! Jam prosty chłop, ale nie mogę tak dłużej żyć. Będę spał tu w Ministerstwie, póki mnie sir nie wysłucha! - pogroził, a ze względu na jego gabaryty, Ramsey powinien się zastanowić, czy chce pozwolić na strajk głodowy. Oczywiste było, że Remigiusz długo bez jedzenia nie wytrzyma, ale on już pomyślał jak przygotować strawę na kilka dni i odgrzewać za pomocą zaklęć.
- Nie da się mięsem ani wodą ani krzykiem i zaklęciami, panie! Co pan myśli, że jam nie próbował?! Szczy to wszędzie i sra po kątach, mieszkać się nie da! Pan zobaczy jak mnie to cholerstwo ugryzło - podciągnął rękaw skórzanego płaszcza po zwierzaku z własnej hodowli i pokazał pokaźne ugryzienie. Jednak wiadomo było, że nie należy do smoka, a co najwyżej do psa. Krew wciąż sączyła się z rany, gdyż otwierała się za każdym razem, gdy Remigiusz był nieuważny.
- Smoczyca to pies mojej teściowej, ona i ta przeklęta suka powinny stąd zniknąć, a pan żeś kat! To na co pan czeka, robota od zaraz - dodał niecierpliwie.




I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Poczekalnia 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Poczekalnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach