Wydarzenia


Ekipa forum
Złoty Znicz
AutorWiadomość
Złoty Znicz [odnośnik]10.03.12 23:17
First topic message reminder :

Złoty Znicz

★★★★
To równie urokliwe, co i pulsujące magią miejsce słynie wśród społeczności czarodziejów za jedną z najlepszych, jak i najdroższych kafeterii w całej Anglii. Nic więc dziwnego, że ulokowana jest na tejże właśnie dzielnicy Londynu, w Kensington and Chelsea, a co ciekawe - dokładnie naprzeciw samego Notting Hill. Skryta przed niepożądanymi oczami mugoli, przybierając postać wiecznie nieczynnego zakładu garmażeryjnego, prawdziwych czarodziejów olśniewa swym szykiem i elegancją.
Wejścia doń strzegą dwa pozłacane Psidwaki. Można tu spotkać głównie przedstawicieli rodów arystokratycznych i czystokrwistych, mugolaki nie się mile widziane przez zazwyczaj bawiące tu osoby, choć oficjalnie nikt im nie broni wstępu. Tuż za drzwiami, ulokowany jest marmurowy korytarz zakończony kilkoma zdobnymi schodkami prowadzącymi do ogromnej sali pełnej wysadzanych najrozmaitszymi skarbami kolumienek, które mienią się magicznie wszystkimi kolorami tęczy. Dookoła nich poustawiano mrowie dębowych stolików z ozdobnymi, zabytkowymi lampami kolonialnymi, a także krzesła o wygodzie, o jakiej nie śniło się nikomu. Gdzieniegdzie umiejscowiono tropikalne rośliny, a także powywieszano czarodziejskie obrazy. Łukowe okna wpuszczają do środka ogrom światła, zawsze czystego i ciepłego - nie bez powodu jednak, gdyż tutejszy właściciel zadbał o to, aby wyposażyć swój lokal w okna identyczne, co w samym Ministerstwie Magii, dzięki czemu reguluje czarami panującą za nimi pogodę. Na samym środku zaś stoi prawdziwy skarb - zabytkowy trzynastowieczny fortepian z ręcznie kutymi przez gobliny zdobieniami. Co piątki organizowane są na nim wieczorne koncerty jednego z najsłynniejszych w Anglii muzyków, samego Gilderoy'a Mantykorę.
Pomimo, że miejsce przeznaczone jest głównie dla arystokracji, mile widziane są tu osoby wywodzące się z "gorszych" grup, jeżeli są przedstawicielami ważnych w środowisku czarodziejów zawodów bądź ogólniej mówiąc, osobistościami popularnymi takimi jak: członkowie Wizengamotu, szefowie rozmaitych departamentów, gwiazdy quidditcha czy politycy. Innymi słowy miejsce to zarezerwowane jest jedynie dla elit, co jednak nie dziwi nikogo, zwłaszcza zważywszy na ceny tutejszych przysmaków. Podobno bywa tu i sam Minister Magii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złoty Znicz - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Złoty Znicz [odnośnik]28.03.17 15:08
Tak, w dobie obserwowania każdego kroku (zwłaszcza młodych panien) oraz konkretnych, społecznych tabu przyzwoitka była czymś nieocenionym. Mi takowa z oczywistych względów nigdy nie towarzyszyła, a i niewiele kobiet, z którymi się spotykałem, decydowała się na dodatkową parę oczu lustrującą ich zachowania. To właśnie dlatego poczułem się nieco niezręcznie; wolałbym już nawet, by się do nas przysiadła i wdała w ewentualną dyskusję, ale to z kolei było czymś niemożliwym. Zaprzestałem więc swoich praktyk na krótkim uśmiechu posłanym w jej stronę, a następnie przeszedłem już do skupienia swojej uwagi na Victorii. Ciekawiło mnie jakie to zapachy zamierza stworzyć i czy faktycznie któryś przypadnie jej do gustu na tyle, by częściej go produkować. Na razie siedziałem jednak spokojnie, zajmując się bardziej sprawą menu niż interesami. Nie wypadało przechodzić do nich tak od razu, ale z drugiej strony nic innego nas nie łączyło. Za to kobiecie udało się mnie miło zaskoczyć; mimo wyrafinowanych podniebień rzadko która arystokratka decydowała się na owoce morza. Płeć piękna lubiła historie o okropnych robalach z morza, wzdrygając się przy tym znacząco. Większość, która lubowała się w podobnych smakach, należała raczej do rodów Travers lub Lestrange, więc aż zamilkłem na dłuższą chwilę.
- Lubi lady owoce morza? – spytałem wreszcie bezpośrednio, bo i bezpośrednim mężczyzną byłem, a pytanie przecież nie było niestosowne. Towarzyszyło mu też uprzejme zainteresowanie, bo naprawdę ciekawiła mnie odpowiedź. Mimo charakteru spotkania nie chciałem mówić jedynie o zapachach oraz pieniądzach, a ten temat był dość luźnym. Mogącym popchnąć konwersację dalej.
Skinąłem głową potwierdzając jej słowa. To nie było dobre miejsce na wąchanie ingrediencji, w restauracji i tak wszystkie wonie niechybnie by się mieszały zakłócając odbiór.
- Oczywiście – przytaknąłem. Nie zamierzałem się zresztą rozliczać w tym miejscu. Miałem nawet nadzieję na spędzenie miłego, relaksującego wieczoru upływającego na niezobowiązującej rozmowie oraz słuchaniu spokojnych nut Mantykory. Krótko po moim potwierdzeniu zjawił się zresztą kelner, który bardzo chciał się ze mną bawić w te wszystkie celebracje otwierania wina, wąchania korków oraz inne, jakże cenne zachowania, ale jednak wolałem to od razu uciąć. Nie przyszedłem tu jako znawca wina, choć jeśli moja towarzyszka miała ochotę, mogła oddać się tej drobnej przyjemności. W końcu zapachy w jej życiu odgrywały istotną rolę.
- Nie ośmieliłbym się wybrać innych – potwierdziłem ponownie. Wysłuchałem wyjaśnień kiwając krótko głową. No tak. – To prawda, czasy teraz niebezpieczne. Może jak sytuacja się unormuje to będzie mogła lady opuścić choć na chwilę granice kraju – dodałem w ramach pocieszenia, chcąc być miłym. Niestety w tak konserwatywnym środowisku szczerze w to wątpiłem, ale nie chciałem się tym dzielić z nowopoznaną osobą. – Zapewniam, że pachnie zachwycająco – rzuciłem jeszcze. W międzyczasie ująłem w palce kieliszek wina, unosząc go lekko w górę. – Zatem za podróże – powiedziałem w ramach niewielkiego toastu. Upiłem kilka niewielkich łyków starając się zachowywać nienagannie, choć takie wino wypiłbym w zdecydowanie szybszym czasie. Całe.
- Och, Grecja. Grecja jest… – zacząłem opowieść usadawiając się wygodniej na krześle. – Niezwykła. Pachnie mieszaniną ziół oraz letniej bryzy. Jest tam zawsze jasno, choć jednocześnie ciasno. To z powodu wąskich uliczek. Ludzie są nadzwyczaj życzliwi oraz pomocni, ale też i niesamowicie leniwi. To nic złego, każdy wolałby się wygrzewać w greckim słońcu niż pracować – opowiedziałem skrótowo, uśmiechając się szeroko. Chyba mógłbym być Grekiem.



i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złoty Znicz - Page 5 5L5woYY
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1231-glaucus-travers https://www.morsmordre.net/t1238-kapitan-morgan#9281 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t4462-skrytka-bankowa-nr-336#95230 https://www.morsmordre.net/t1258-glaucus-travers#9500
Re: Złoty Znicz [odnośnik]13.04.17 18:50
Spoglądałam na niego z zaciekawieniem, gdy tak przyglądał mi się zdziwiony, gdy zamawiałam owoce morza. Faktycznie, nie były to dania, które królowały na angielskich stołach, jeśli już, to wśród towarzystwa pochodzącego z Francji lub rodów mieszkających nad morzem. Nie oznaczało to także, że byłam w stanie zjeść wszystko. Ośmiornice nigdy nie przeszłyby mi przez gardło, tak samo kawior, jakże chwalony, nie był moim ulubionym smakiem.
- Niekoniecznie - przyznałam ze szczerością. - Aczkolwiek krewetki są całkiem smaczne. Ponoć homary są również bardzo dobre, nie miałam jednak okazji spróbować. Ich szczypce nie wyglądają zbyt zachęcająco.
Nie była to moja pierwsza wizyta w tym miejscu i śmiem twierdzić także, że nie ostatnia. Zazwyczaj zamawiam tutaj krewetki, kiedyś zażyczyłam sobie w domu, aby podano krewetki na kolację i odstawały smakiem od tych, najwyraźniej nasza służba nie potrafiła przygotować owoców morza. A ja lubiłam czasami zjeść coś innego, nie za często, bo nie był to smak, który bym uwielbiała i na dłuższą metę ich żylasta faktura była męcząca.
Lord Travers, wbrew moim wcześniejszym przypuszczeniom, okazał się być całkiem dobrze wychowanym, jak na swoje podróżnicze życie i ucieszył mnie fakt, że nie chciał się ze mną w tym momencie rozliczać. Nie znałam się na pieniądzach na tyle, aby wiedzieć, ile powinnam była mu zapłacić. Lepiej, aby wszystkimi obliczeniami zajęły się osoby, które będą znały wartość zakupionych przeze mnie ingrediencji. Natomiast scena, w której lord Travers tak bardzo bronił się przed wybraniem odpowiedniego wina nie wiem czy bardziej mnie zgorszyła czy rozbawiła. Posłałam mu lekko politowany uśmiech, a następnie zwróciłam się do kelnera.
- Zdamy się na pańską rekomendację - ucięłam temat i ponownie zwróciłam się do mężczyzny.
Było mi bardzo miło, że starał się mnie pocieszyć, jednakże znałam swoje miejsce i wiedziała, że tak szybko nie będzie dane zwiedzić mi kawałka świata, a jeśli już to z mężem. A jeśli on nie będzie chciał podróżować, to wątpię także w to, że pozwoli puścić mnie samą. Takie życie kobiety, z którym należało się pogodzić. Jedyne co mogłam, to lekko kiwnąć głową, potwierdzając jego słowa. Sądziłam, że tak jak ja zdaję sobie sprawę z tego, że to nierealne, tak i on o tym wiedział i po prostu chciał być miły. To bardzo uprzejme z jego strony. Następnie zaproponował wzniesienie toastu, na co chętnie przystanęłam i delikatnie uniosłam kieliszek ku górze, by po chwili przystawić go do ust. Białe wino, wytrawne, lekko musujące. Nie wiedziałam jaki rocznik, ale wybór był trafiony. Kelner zdał swój test, nieczęsto chyba proszono go o decyzję. Ale, nie przyszłam tu myśleć o kelnerze. Lord Travers zaczął opowiadać mi o tym, jak wygląda grecja, a ja pomiędzy kolejnymi kęsami swojej sałatki, spoglądałam na niego lekko rozmarzona. Oh, jakże to pięknie byłoby trafić do tak cudownego miejsca, gdzie zapach pełnił tak ogromną rolę. Oczami swojej wyobraźni widziałam te piękne widoki, ciasne uliczki, jasne budynki, próbowałam połączyć zapach morskiej bryzy oraz ziół, ale sądzę, że bez obecności w tamtym miejscu, nie byłam w stanie dobrać ich idealnie.
- Musi być tam naprawdę pięknie, zapewne pogoda również bardziej sprzyjająca niż w Anglii? - dopytałam z zainteresowaniem. - Długo lord tam płynął? I czy podróż była bezpieczna?
Uznałam, że niegrzecznym byłoby z mojej strony, gdybym nie zapytała jak upłynęła mu podróż i czy nic w jej trakcie mu się nie stało. Nie chciałam, aby narażał swoje życie tylko po to, aby zebrać dla mnie odpowiednie składniki.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Złoty Znicz [odnośnik]18.04.17 12:15
Nie znałem się zbyt dobrze na brytyjskiej kuchni, ale uważałem, że ten rodzaj jedzenia jest raczej dość mdły. Mało wysublimowany, za to na salonach przerabiany tak, by właśnie za taki uchodził. Owoce morza to była przyjemna odmiana, smaczek nadający wyrazistości przemysłowi gastronomicznemu. Takie miałem zdanie, choć nie dzieliłem się nim ze wszystkimi. Brzmiałoby to jak narzucanie innym zdania, a od tego byłem daleki. Dlatego uważnie słuchałem słów Victorii i uśmiechnąłem się lekko.
- Szczerze polecam homara, mimo, że zjedzenie go jest zadaniem niełatwym oraz kłopotliwym. Przed jedzeniem w restauracji lepiej jest popróbować w domu. Jednak szczypce nie są takie straszne, kucharz przed podaniem powinien je trochę rozgnieść. Potem się tylko lekko wykręca pancerzyk i widelczykiem wydobywa mięso, także nic przerażającego. Zresztą, są trochę rozmiękczone oraz przede wszystkim nieżywe, nie zrobi sobie lady nimi krzywdy – odparłem, choć szczegóły jedzenia homara mogły być jej znane. Miałem tylko zamiar pokazać, że nie są takie straszne jak je malują. – Aż zaczynam żałować, że go nie zamówiłem. Pewnie zrobiłbym na lady wrażenie pokonując groźne szczypce jeszcze groźniejszego skorupiaka – zaśmiałem się na myśl, że tak można byłoby zrobić wrażenie na damie. Po co pokonywać smoki, pozbywać się kałuży, by bezpiecznie przeszły, obijać natrętów, skoro można zwyczajnie zjeść homara?
Pieniądze i tak nie stanowiły dużego problemu, zresztą nie sądzę, by Parkinsonowie robili problem o tak nieznaczną ilość galeonów; a nawet jeśli by robili, to Traversowie nie są na tyle biedni, by mieli to w znaczący sposób odczuć. Dlatego postanowiłem, że najlepiej niech zajmą się rozliczeniami ci, co się na tym faktycznie znają. Dzisiejsze spotkanie to jedynie formalność oraz opcja na miłe spędzenie wieczoru. Mantykora właśnie zasiadał do fortepianu, najpierw musiał go jednak nastroić wedle swoich upodobań, dlatego do naszych uszu docierały mało skoordynowane dźwięki uderzania w klawisze.
Potwierdziłem skinieniem głowy sprawę dotyczącą wina. Tak, najlepiej zdać się na innych w tej materii. Grunt, by było dobre, reszta mnie nie interesowała. Nawet opinia mojej towarzyszki. Już jakiś czas temu odkryłem, że nie warto starać się o uznanie szlachetnie urodzonych. Byłem chyba zbyt różny od nich, by móc załapać wspólny język. Lubiłem siebie oraz swoje życie, na pewno nie chciałem tego zmieniać. Nie pod wpływem presji i chorych oczekiwań.
Dużo przyjemniejsze było już picie tego wina oraz jedzenie sałatki. Faktycznie, kelner idealnie to wszystko połączył. Nie mogłem się dziwić, skoro trafiliśmy do najlepszego lokalu w Anglii. W przerwie między jedzeniem miło się opowiadało o Grecji, ale bez wątpienia była to ledwie kropla w morzu wydarzeń na słonecznym południu Europy.
- Tak, jest tam bardziej pogodnie. U nich wiosna jest cieplejsza, ale jeszcze do typowych upałów daleko – potwierdziłem pomiędzy kolejnymi kęsami. – Nie, choć podróż do Grecji była lepsza niż z. W tamtą stronę zastał nas tylko jeden, względnie niegroźny sztorm. Z kolei w drodze powrotnej sztormy rozpętały się na dobre, w tym jeden przy Norfolk. Było bardzo trudno, omal nie straciliśmy dwóch marynarzy. Na szczęście w porę udało nam się ich sprowadzić na nowo do łajby – dodałem nie kryjąc nigdy, że morza oraz oceany to kapryśne kobiety kryjące wiele niebezpieczeństw. Nie wiedziałem na ile lady Parkinson była tego świadoma, ale nie zamierzałem ukrywać prawdy. – Zaraz zacznie się koncert – powiedziałem nagle, kierując wzrok na scenę.



i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złoty Znicz - Page 5 5L5woYY
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1231-glaucus-travers https://www.morsmordre.net/t1238-kapitan-morgan#9281 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t4462-skrytka-bankowa-nr-336#95230 https://www.morsmordre.net/t1258-glaucus-travers#9500
Re: Złoty Znicz [odnośnik]29.04.17 18:33
Z jakiegoś powodu, gdy lord Travers tłumaczył mi jak powinno się jeść homara i, że na pewno nie zrobię sobie nim krzywdy, poczułam się głupio. Aż zapiekły mnie policzki, które zaczerwieniły się ze wstydu, że pozwoliłam sobie na to, aby lord pomyślał, że jestem osobą, która nie potrafi zjeść czegoś bardziej skomplikowanego. Oczywiście, że nie umiałam, homara nigdy nie jadłam i nie wiedziałam, że kucharz je zgniata, ani że wystarczy lekko przekręcić. Sądziłam raczej, że ze szczypcami zawsze trzeba się siłować i nie wypada to takiej damie jak ja, oczywiście się pomyliłam. Jednakże nie przyznałam do tego, lekko spuszczając wzrok. Lord Travers mógł odebrać moje zachowanie w dowolny dla siebie sposób, ale ja nie pomyślałam o tym, aby to naprostować. Tym bardziej po jego ostatnich słowach.
- Oh, bez przesady, lordzie. Na pewno będę miała jeszcze okazję, aby poobserwować jak się powinno poprawnie konsumować homara - stwierdziłam jedynie.
Czas mijał nam przyjemnie na mało wymagającej rozmowie, dobieraniu wina i wsłuchiwaniu się w strojenie instrumentu. Nie mogłam doczekać się, aż koncert się rozpocznie, a ja będę mogła delektować się bardzo dobrą muzyką otoczona samą śmietanką towarzyską. Lord Travers był przyjemnym punktem dzisiejszego wieczora, dzięki niemu mogłam dowiedzieć się czegoś ciekawego o innym kraju, umilał mi czas w czym sprawdzał się idealnie. Póki nie schodziliśmy rozmową na poglądy polityczne, o czym nie wypadało mi rozmawiać, więc byłam wdzięczna, że lord nie poruszał tej kwestii, nie miałam sobie nic do zarzucenia, że jem z nim tą dzisiejszą kolację. Ale czy jego młoda żona o tym wiedziała?
Słuchałam uważnie jego słów, w Grecjii musiało być niezwykle ciepło, skoro było cieplej niż w Anglii, ale nie wiem czy wytrzymałabym w tamtejszych upałach. Bardzo zastanawiało mnie jak czarodzieje radzili sobie w tamtych rejonach, tutaj przecież ubiór był ściśle określony i nawet w lato panny zakładały piękne sukienki i gorsety. Czy w cieplejszych krajach również tak dbano o wygląd? Musiała bym zapytać się o to cioci, która znała się bardzo dobrze na czarodziejskiej modzie w innych krajach. Wątpiłam bowiem, aby lord Travers wiedział coś więcej na ten temat. Zresztą, mężczyzna nie powinien rozmawiać o kieckach, halkach i gorsetach, co to to nie.
- Oh - wyrwało się z moich ust, gdy powiedział, że omal nie stracił dwóch swoich ludzi. - To naprawdę ogromne szczęście, że udało się pańskiej załodze wrócić cało do kraju, sir. Sztormy to zapewne coś okropnego, nigdy nie widziałam prawdziwego sztormu, przebywanie w taką pogodę nad wodą jest przecież niezwykle niebezpieczne, dlatego mogę go sobie jedynie wyobrazić.
Zanim jednak lord Travers zdążył cokolwiek odpowiedzieć na moje słowa artysta właśnie rozpoczynał swój koncert. Podążyłam spojrzeniem za wzrokiem lorda Traversa, a kąciki ust delikatnie drgnęły mi ku górze. Nic już nie odpowiedziałam, muzyka zaczęła powoli rozbrzmiewać po całej sali, a wśród gości zapadła cisza.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Złoty Znicz [odnośnik]08.05.17 12:41
Nawet nie pomyślałem, że mogło to zostać źle odebrane. Lub co gorsza jako reprymenda albo wymądrzanie się. Traktowałem to jako swego rodzaju przyjacielską przysługę, mającą na celu uspokojenie lady Parkinson przed szczypcami homara, których nie należało się wcale bać. Nie dało się jednak nie zauważyć tych wypieków pomimo panującego półmroku, tak samo jak późniejsze słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że niepotrzebnie się odzywałem. Coś, co miało być żartem odniosło zupełnie odwrotny skutek. Aż zamilkłem na dłuższą chwilę tracąc oddech oraz rezon. Uśmiechnąłem się nieporadnie, przepraszająco. Kiwnąłem głową starając się odnaleźć w myślach jakieś sensowne słowa.
- Proszę o wybaczenie lady, nie miałem nic złego na myśli – odpowiedziałem jednak krótko, nie odnajdując lepszych słów na przeprosiny. Przez chwilę zrobiło się bardzo niezręcznie, ale usilnie próbowałem zmienić temat, ponownie przywołując atmosferę na poprzednie, niewymagające tory. Ułatwił mi to nieco kelner oraz jego wino, a także z wolna napływająca muzyka oraz Grecja. Potem już wszystko szło niemal po maśle, a ja tak naprawdę nie myślałem o niczym poważnym. Ani o polityce, ani o stosunkach między rodami, ani nawet o żonie, której pewnie pomysł z kolacją nie przypadł do gustu. Jednak nie wypadało zapraszać damę na suche interesy; może powinienem pomyśleć o wspólnej kolacji w Norfolk? Wtedy wydawało mi się to niedorzecznym pomysłem, skoro nasze rodziny nie przepadały za sobą, a to mogłoby zostać odebrane za wymuszanie spotkania na swoim własnym gruncie. Neutralny wydawał się być dużo rozsądniejszy, co więcej, Lyra powinna teraz dużo wypoczywać, a nie trudzić się i przejmować dobrą prezencją oraz wychowaniem. Tak właśnie myślałem, ale kto wie, czy moje myśli nie były zbyt głupie; nie poświęciłem tym rozważaniom więcej niż kilka przelotnych sekund. Najważniejsze, że nikomu nie działa się krzywda.
Jedzenie sałatki, picie wina, opowieść o Grecji oraz wizja rychłego koncertu mocno mnie rozluźniła. Zdążyłem przestać przejmować się minionymi sztormami: gdybym rozpamiętywał je bez końca, już dawno bym oszalał. Były one codziennym zjawiskiem każdego marynarza lub kogokolwiek pływającego po wodach świata. I każdy musiał się z nimi liczyć. I z tym, że może zginąć. Byłem tego świadom, choć wydarzenia sprzed przeszło roku zamiast mnie przestrzec, napawały dziwną pewnością, że prędzej zginę na lądzie niż płynąc statkiem jako Travers.
- To prawda, nie polecam podobnych praktyk. Choć są szaleńcy, co robią ruchome zdjęcia takiej pogodzie, oglądała lady kiedyś takowe? – zagaiłem jeszcze na koniec, zanim wszystko wokół umilkło. Oprócz Mantykory rozpoczynającego swój obiecany koncert. Spokojnie kończyłem posiłek, jednocześnie słuchając oraz obserwując jego grę. Nie znałem się na muzyce aż tak bardzo, ale jak na razie bardzo mi się podobała. Miła, spokojna melodia, tak różna od marynarskich szant. Aż się uśmiechnąłem.



i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złoty Znicz - Page 5 5L5woYY
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1231-glaucus-travers https://www.morsmordre.net/t1238-kapitan-morgan#9281 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t4462-skrytka-bankowa-nr-336#95230 https://www.morsmordre.net/t1258-glaucus-travers#9500
Re: Złoty Znicz [odnośnik]04.06.17 0:05
Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mógł moje słowa odebrać w sposób tak odmienny od mojego. Na chwilę zatrzymałam widelec w powietrzu i zawiesiłam na nim swój wzrok słuchając jego przeprosin. Kiwnęłam lekko głową, a moje kąciki ust uniosły się delikatnie ku górze.
- Ależ nic się nie stało, proszę mnie nie przepraszać - odpowiedziałam jedynie.
Więcej nie wróciliśmy do tej niezręcznej rozmowy, chociaż zapadła między nami chwila ciszy, to szybko została przerwana przez pomoc kelnera i nasze rozmowy na temat Grecji. Kraj ten niezwykle mnie zainteresował, zaciekawił. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak odmienne, od szarego i burego Londynu, krainy można znaleźć na tym świecie. Tyle rzeczy jeszcze nigdy nie widziałam, tyle miejsc, które kiedyś być może odwiedzę, a być może nigdy nie będę miała ku temu okazji. Dla perfumiarza najważniejszym było, aby odwiedzić miejsce, gdzie naturalnie występują rośliny, z których zapachów układa się kompozycję. Nie ma nic gorszego niż posiłkowaniem się jedynie suchym opisem i namiastką naturalnego środowiska tamtych rejonów, ojciec jednak nigdy nie wyrazi zgody na moją podróż, pozostaje mi się więc cieszyć jedynie tym, co było mi dane. Znacznie większą częścią grona twórców perfum cieszyli się mężczyźni, z pochodzenia francuzi, ci którzy mieli dostęp do zdecydowanie większej ilości zniewalająco pachnącej roślinności, o zgrozo, gdybym nie mogła sprowadzać swoich okazów w tymże gronie byłabym nikim. Na szczęście, nasze Angielskie tereny nadal zdominowane były przez Dom Mody Parkinsonów, dlatego nie musiałam martwić się o swoją pozycję. Dom Mody dał mi cudowne pole do rozwoju, do nauki, które miałam zamiar kiedyś wykorzystać dla własnych celów. Aby mieć coś własnego, coś swojego o ile tylko nikt mi tego nie zabierze.
Szaleńcy, jak to określił lord Travers, byli wszędzie. Nie tylko fotografowali sztormy, ale latali na smokach, odkrywali dalekie kraje i miejsca, gdzie samo wejście do środka mogło ściągnąć na nich klątwę. Chociaż się na tym kompletnie nie znałam, to sądzę, że szybciej i łatwiej ściągnąć takową z przedmiotu, niż żywego człowieka.
- Wydaje mi się, że chyba miałam okazję takowe zobaczyć, ale bardzo dawno temu i nie pamiętam już szczegółów. Jednakże, fotografia nie oddaje prawdziwości doświadczenia, umarłabym chyba ze strachu biorąc udział w czymś takim, myślę, że samo patrzenie na fotografię sprawiłoby, że poczułabym lęk - wyznałam.
Morze było niebezpieczne, nieprzewidywalne i nie należało się do niego zbliżać. Ale dzięki takim ludziom którzy to robili, ja przed sobą miałam rozłożone piękne okazy roślin, które będą mi bardzo przydatne.
Nasza rozmowa została przerwana przez rozpoczynający się koncert. Kończąc swój posiłek słuchałam uważnie melodii, skupiając się na treści, którą autor chciał przekazać swoim wykonaniem. Niekiedy muzyka nie miała żadnej treści, wtedy była bezsensowna i nie warta choćby chwili, bo nawet trudno było sobie jakąkolwiek treść wyobrazić. Ta zdawała się mieć, a ja całym sercem i ciałem wchodziłam w nią, oddając się w pełni kontemplowaniu utworu.
Gdy artysta skończył po sali rozgromiły się brawa, w tym i moje dłonie machinalnie zaczęły klaskać wyrażając swój szacunek i podziw. Koncert mi się podobał, miło było zaznać trochę kultury, przy okazji załatwiając swoje własne sprawy. Oba talerze świeciły już pustkami, kelner zdążył zabrać wszystko to, co było do zabrania.
- Dziękuje za miły wieczór i rośliny, które mi lord przywiózł. Na pewno będę z nich zadowolona - powiedziałam, w geście pożegnania.
Poczekałam, aż lord Travers odsunie mi krzesło, pomoże z odzieniem. W tym czasie moja przyzwoitka zajęła się pakunkami, które zabezpieczyła przed zniszczeniem. Dygnęłam przed lordem, schylając głowę. Na mnie była już pora, powinnam wracać do domu, aby nie było zbyt późno, gdy pojawię się w Cotswolds Hills.
- Jeszcze raz dziękuje i proszę pozdrowić ode mnie swoją małżonkę - dodałam.
Chociaż Lyra nigdy nie była dla mnie kimś ważnym, ba, uważałam, że nigdy nie powinna pojawić się na salonach, tak w dobrym tonie było poprosić o przekazanie dla niej pozdrowień. W końcu byłam dobrze wychowaną panną, a obecność lorda do czegoś zobowiązywała. Następnie w asyście lorda Traversa, lub też sama, oddaliłam się, aby skorzystać z sieci Fiuu i wrócić do swojej posiadłości.


zt x2



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Złoty Znicz [odnośnik]27.09.17 11:46
/15.05

Świat stawał na głowie, a wraz z nim pogoda. Pierwszy raz widziałem coś takiego, że za dnia było ciepło, a w nocy panował mróz szroniący wszystko pozostające na zewnątrz. Pracowałem w gabinecie na Grimmauld Place do późnych godzin nocnych, a krótkie wyjrzenie za okno wprawiło mnie w szczere zdumienie. Aż otworzyłem szerzej oczy, następnie przetarłem je wierzchem dłoni; nadal było to samo. W środku maja. Nie dowierzałem. Pomyślałem, że to z przemęczenia; położyłem się spać. Rano faktycznie po odsłonięciu zasłon nie zauważyłem niczego niepokojącego. Być może jednak taka pogoda zjawiała się do Anglii jedynie w nocy; nie mogłem być pewien. Mógłbym przysiąc, że wczoraj niczego takiego nie zauważyłem.
Rytm dnia oraz istotny fakt, że to dzisiaj wieczorem odbędzie się oficjalna uroczystość w naszej posiadłości, skutecznie pozwolił mi zapomnieć o porannych niepokojach. Stresowałem się zgoła czymś innym; mianowicie tym, jak wypadnę jako przyszły narzeczony. Podświadomie czułem jak na mojej szyi zaciska się niewidzialna pętla, ciężej mi się też oddychało. Kazałem skrzatowi wysłać lady Parkinson nakreślony na szybko list z prośbą o przybycie do Złotego Znicza w godzinach popołudniowych, jeszcze przed wielką chwilą. Wiedziałem, że prosiłem o wiele; prawdopodobnie arystokratka nie będzie mieć wystarczającą ilość czasu na przygotowanie się do uroczystej kolacji. Ja bym zaczął szykować się wcześniej i prawdopodobnie w takim samym stanie zjawił się na obu spotkaniach, ale z nieznanych mi przyczyn kobiety lubiły komplikować sobie życie. Szczególnie jeśli chodziło o wygląd. Nie mogłem na to wpłynąć, ale miałem nadzieję, że Victoria mi nie odmówi, choćby dlatego, że nie wypadało.
Przygotowałem się solidnie; ubrałem się niezwykle elegancko. Podczas mojej nieobecności kazałem skrzatowi przygotować drugą, równie wspaniałą szatę, bym mógł szybko się przebrać po powrocie. Biedny, miał dzisiejszego dnia masę roboty. Lady Black od rana biegała po całym domu każąc całej służbie sprzątać, gotować, dekorować; nie znałem się na tym. Wiem, że wparowała nawet na moje piętro doskonale wiedząc, że nikt tam nie będzie wchodził. Zignorowałem jej rozkazy zajmując się sobą oraz swoją aparycją. Mimowolnie przejechałem opuszkami palców po bruzdach szpecących twarz; czy wyglądałem wstrętnie? Nagle jakby zaczęło mnie to obchodzić, choć nie wiem z jakiego powodu. Nie potrafiłem pozbyć się tych blizn, ale dziś przeszkadzały mi nienaturalnie bardzo. Skrzywiłem się, postanawiając dłużej nie patrzeć w odbicie lustra. Krótkie spojrzenie na stojący w rogu zegar wystarczyło, bym zrozumiał, że nie miałem już czasu na obawy.
Dzisiejszego dnia wszystko musiało być idealne. Zrezygnowałem więc z sieci Fiuu, nie chcąc ryzykować ubrudzeniem szaty. O dziwo granatowej, nadal barwy rodowej, ale rezygnując z pogrzebowej czerni. Dziś powinniśmy się radować.
Teleportowałem się w okolicę restauracji. Odpiąłem wierzchnią część ratującą przed chłodem, podałem ją obsłudze. Drugi z mężczyzn zaprowadził mnie do specjalnie zamówionej wydzielonej części, gdzie miałem czekać na Parkinsonównę. Denerwowałem się, choć mieliśmy jedynie porozmawiać. Prawdziwa trema rozpocznie się dopiero wieczorem. Usiadłem, niezbyt dyskretnie zerkając na wejście.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Złoty Znicz [odnośnik]27.09.17 22:33
Miałam dziwne déjà vu, gdy dzisiejszego ranka się obudziłam. W całym domu panował harmider, służba wpadała i wypadała z mojej sypialni przygotowując wszystko na dzisiejszy wieczór. Jakże ważny wieczór. Niby już taki przeżyłam, ale ten miał być zupełnie inny. Otwierając oczy nie wiedziałam czy stresuję się bardziej czy może mniej niż kilka miesięcy temu, gdy ubierano mnie w piękną zieloną suknie. Zawsze żartowałam, że powinnam mieć przy niej wielką kokardę, ale miałam nadzieję, że nikt nie wziął sobie moich słów do serca. Poranek był niezwykle intensywny. Długa kąpiel, zabiegi pielęgnacyjne, aby prezentować się idealnie. Za dziewięć dni miałam skończyć dwadzieścia lat, gdyby poprzednie zaręczyny okazały się sukcesem byłam pewna, że dwudziestego czwartego maja zostałabym mężatką. Ale tak się nie stało, całe szczęście, że tak się nie stało. Dzięki temu, dzisiejszego dnia mogłam przyjąć zaręczynowy pierścionek od Lupusa i wierzyć w to, że to u jego boku przyjdzie mi spędzić resztę swojego życia. Pozwalając na to, aby służba robiła ze mną co chciała, jak pogrążona byłam w rozmyślaniu. Myślałam o Aaronie, o czym, czy cieszyłby się, że moja dłoń zostanie oddana jego najlepszemu przyjacielowi, czy mój ojciec jest zadowolony z tego faktu, czy moja matka cieszy się z zaistniałej sytuacji. Nie było tutaj tego co ja chce, miało być tak jak ktoś inny sobie to zaplanował, a ja nie miałam na tyle odwagi, aby zaprotestować. Zresztą, nigdy bym nie zaprotestowała, nawet gdybym tę odwagę w sobie miała. Nie byłam z tych wyzwolonych kobiet, które przynosiły płci pięknej wstyd.
Zbliżało się popołudnie, atmosfera była coraz bardziej gęsta, a niespodziewana sowa od lorda Black wcale mi nie pomogła. Powiedziałabym nawet, że dodało mi to dodatkowo pracy. Musiałam poprosić ojca o zgodę, odpisać na ten list, że zjawię się na pewno, wybrać nową suknię, bo przecież nie mogę pojawić się dwa razy w tej samej. Wszyscy dwoili się i troili, abym tylko zdążyła na czas. Wszystko było gotowe, po spotkaniu miałam tylko wrócić, zmienić kreacje i pojawić się na Grimmauld Place przygotowana na dalszy rozwój wydarzeń dzisiejszego wieczora.
Suknia, którą miałam na sobie gdy wchodziłam w asyście przyzwoitki do Złotego Znicza była skromniejsza niż ta, w której chciałam zaprezentować się Lupusowi u niego w posiadłości i przed jego rodzicami. Była długa, do samej ziemi. Ciągnęła się po posadzce, była dopasowana do ciała, dopiero na dole lekko się rozszerzając. Ramiączka sukni nie były klasyczne, opuszczone niżej zatrzymywały się w jednej trzeciej ramion, dzięki czemu cała szyja oraz obojczyki zostały odsłonięte. Po pomieszczeniu rozniósł się odgłos uderzanych o podłogę wysokich obcasów, które tak mocno sobie upodobałam, a wokół mnie unosił się zapach fiołków, tak bardzo dla mnie charakterystyczny.
Dostrzegłam go od razu. Oczekiwał mnie już i miałam nadzieję, że niezbyt długo. Byłam zestresowana, ale miałam wrażenie, sądząc po jego wyrazie twarzy, że on również nie był zbytnio wyluzowany. Od naszego ostatniego spotkania, to znaczy od pierwszego maja, gdy pojawiłam się w Mungu w związku z anomaliami nie mieliśmy okazji się spotkać. Tamto spotkanie nie było zbyt przyjemne, ciągle miałam je w pamięci, a ono powracało w najmniej odpowiednim momencie. Nie chciałam dać jednak po sobie poznać, jak bardzo jestem skrępowana, ciągle pamiętając dotyk jego dłoni na swoim ciele. Nakazłam przyzwoitce zostać przy wejściu, dzisiejszego popołudnia nie życzyłam sobie jej towarzystwa, jakkolwiek nie byłoby ono wskazane. Chciałam z nim pobyć sam na sam i dowiedzieć się co skłoniło go do tego, aby zaprosić mnie tutaj dzisiaj na kilka chwil przed spotkaniem w jego rodzinnej posiadłości. Oddałam okrycie służbie, od przyzwoitki zabrałam mały pakunek, zapakowany w ozdobny zielony papier i ruszyłam w stronę swojego narzeczonego, bo już właściwie w ten sposób mogłam o nim myśleć.
- Lordzie Black.
Zwróciłam się do niego uprzejmie, gdy tylko wstał dygnęłam nisko pochylając, jak zawsze, przed nim głowę i oddając mu swój szacunek, na jaki, co było oczywiste, w stu procentach zasługiwał. Na stół odłożyłam pakunek, ale sama nie usiadłam dopóki mój towarzysz sam nie wyrazi na to zgody.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Złoty Znicz [odnośnik]05.10.17 10:18
Nie było odwrotu. Słów, które mógłbym wypowiedzieć, by rzeczywistość stała się jedynie kolejnym wspomnieniem. Nawet nie byłem pewien czy to tego właśnie chciałem. Victoria nigdy nie będzie nią, a ona nigdy już nie wróci. Oddana przeszłości, swojemu życiu wybranemu przez nią samą; bez mojej osoby w swej codzienności. I choć to bolało, nie mogłem całe życie biegać za nieuchwytnym królikiem, nikłą nadzieją. Lady Parkinson była siostrą Aarona, urodziwą, utalentowaną i dobrze wychowaną kobietą, oparciem na jakie może sobie pozwolić nieżonaty arystokrata z niezamężną szlachcianką. Wiedziałem, że oboje wyobrażaliśmy sobie nasze życia inaczej. Być może nestorzy planowali nam ułatwić dotychczasowe istnienie, widząc, że skoro się spotykamy, to widocznie między nami jest szansa na pojawienie się uczucia. A być może była to jedynie chłodna kalkulacja, choć wątpiłem w to tak do końca. Acrux Black był zbyt dumnym czarodziejem, by pozwolić sobie na biznes z ojcem kobiety, której poprzednie zaręczyny z nieznanych nikomu powodów zostały zerwane. Zatem musiało istnieć coś poza opłacalnością tej transakcji, jak zapewne była ona nazywana w kręgach starszych krewnych. I nawet jeśli faktycznie nigdy nie miałem poznać tych wszystkich argumentów, to gdzieś podświadomie byłem ojcu wdzięczny. Czy raczej nestorowi; że nie był to ktoś całkowicie obcy lub panna, której nie mógłbym znieść dłużej niż kilka pierwszych minut, bo i takie niestety istniały w naszych kręgach. Wątpię, by Blackowie sięgnęli po byle co, co myśli o karierze aurorskiej lub innych niegodziwych zachowaniach, ale zawsze istniało ryzyko zaręczyn z kimś, kogo sam widok wywoływał we mnie wzburzenie lub niechęć. Gdyby Pollux dogadał się ze Slughornem, swoim przyjacielem, i miałbym poślubić jego najmłodszą córkę, chyba bym oszalał. Miałem wiele szczęścia w swym nieszczęściu i szczerze mówiąc powoli zacząłem wszystkie swoje sprawy dokładnie układać. Starałem się dostrzegać pozytywy sytuacji, przyjmować do wiadomości nieuchronne zamiast z tym walczyć, skoro to miała być walka z wiatrakami. Nie mogło być przecież tak źle; to właśnie to sobie w duchu powtarzałem. Szczególnie kiedy siedziałem w Złotym Zniczu czekając na nieuchronność zdradzieckiego czasu.
Pojawienie się lady Parkinson nie umknęło mojej uwadze. Prezentowała się wspaniale i choć nie wątpiłem, że tak właśnie się stanie, to nadal pamiętałem jej obrażenia z początków maja. Teraz w niczym nie przypominała tamtej poparzonej, przerażonej kobiety; wręcz mógłbym powiedzieć, że wyglądała lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Utkwiłem w niej wzrok zdecydowanie dłużej niż wypadało, ale w porę się zreflektowałem. Wstałem, odsuwając ze skrzypnięciem krzesło, następnie obszedłem stolik podchodząc do kobiety. Odsunąłem jej siedzisko, tak jak wypadało.
- Victorio – odparłem, z uporem maniaka darując sobie wszelkie oficjalne tytuły. Byliśmy sami, nikt nas nie słyszał; zresztą znaliśmy się nie od dziś, wydawało mi się to naturalne. Za jakiś czas zostaniemy małżeństwem, wtedy nie będziemy zwracać się do siebie tak formalnie. Nabrałem oddechu w płuca, przysuwając krzesło, kiedy usiadła. Ja także spocząłem na swoim miejscu. Zdążyłem w tym czasie dostrzec pakunek, miałem nadzieję jednak, że nie był on dla mnie. Nie wziąłem żadnego podarunku dla niej uznając, że wszystko rozwiąże się podczas wieczornej uroczystości. Czyżbym się pomylił i popełnił błąd? Odczułem niepokój. – Cieszę się, że mimo wszystko przyszłaś – odezwałem się przerywając krótką chwilę ciszy. – Chciałbym zjeść wspólnie obiad jeżeli ci to nie przeszkadza – dodałem. Zadarłem głowę do góry spoglądając na kelnera, który zjawił się przy naszym stoliku. Odebrałem jedną z kart, którą nam podał. Zerkałem to do jej wnętrza, to na twarz mej towarzyszki próbując odczytać jej zamiary.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Złoty Znicz [odnośnik]14.10.17 22:03
Lord Black również prezentował się dzisiejszego dnia wręcz nienagannie. Nie było rozpiętej koszuli i szklanki z alkoholem w dłoni tak jak w dniu, gdy zaprosił mnie na obiad, po czym kompletnie o tym zapomniał. Sprawiał wrażenie lekko zamyślonego, ale jednocześnie odrobinkę zdenerwowanego. Może nie tak bardzo jak ja, ale moja kobieca intuicja podpowiadała mi, że tak właśnie jest. W końcu nie znałam go od wczoraj, a od dobrych kilkunastu lat. Od momentu kiedy stał się przyjacielem mego brata, a ja przyjechałam do Hogwartu pobierać magiczne nauki. Znałam więc jego zachowania na tyle na ile sam pozwalał mi je poznać, potrafiłam więc co nieco odczytać z jego twarzy czy gestykulacji. To dobrze świadczyło o naszym przyszłym związku. Obdarzyłam go więc szczerym uśmiechem. Nie widziałam go od naszego ostatniego spotkania, byłam więc trochę skrępowana, ale moje myśli, zamiast wracać do ostatnich nieprzyjemnych wydarzeń, krążyły raczej wokół dzisiejszego wieczora. Muszę przyznać, że tym zaręczynom towarzyszyły zupełnie inne emocje, lepsze emocje, jeśli mogę to tak nazwać. Nie bałam się, nie miałam wątpliwości, nie uważałam, że wydanie mnie za Lupusa jest karą, żałowałam jedynie, że mój ojciec wraz z ojcem lorda Black zdecydowali się na ten krok tak późno. Prawdę mówiąc mogłam wyjść za niego już po opuszczeniu Hogwartu, zapewne mielibyśmy już dzieci… ale, gdyby tak się stało ja nie mogłabym się rozwinąć, moje perfumy nie byłyby teraz dostępne w perfumerii, nie skończyłabym alchemicznego kursu. Cieszyłam się, że dostałam te dwa lata tylko dla siebie, abym mogła je wykorzystać na rozwój, bo przyznam szczerze, że nie wiem jak będzie wyglądać moje życie za parę miesięcy.
Usiadłam za stołem gdy odsunął dla mnie krzesło, a potem nie spuściłam z niego wzroku, dopóki sam nie usiadł. Widziałam jak spoglądał na pakunek i byłam niezwykle ciekawa tego jak zareaguje na jego zawartość. Aczkolwiek nie podarowałam mu go jeszcze, musiałam wyczekać na odpowiedni moment i miałam wrażenie, że nadejdzie on w momencie, gdy oboje złożymy już zamówienia. Nim sięgnęłam po kartę Lupus zdecydował się do mnie odezwać, na co oczywiście zareagowałam.
- Oczywiście, że nie przeszkadza - odparłam. - Będzie mi bardzo miło.
Nie rozumiałam dlaczego stwierdził, że cieszy się, że jednak przyszłam. Stanęłabym na głowie, ale nie odmówiłabym jego zaproszeniu. Nawet jeśli przez to dołożyłabym po stokroć więcej pracy swojej służbie. Skoro mój narzeczony, jak oficjalnie już dzisiejszego wieczora będę mogła tak o nim mówić, sobie tego życzył, to moim obowiązkiem było sprostać jego prośbie. Otworzyłam kartę i zaczęłam przeglądać jej zawartość, czułam na sobie spojrzenia mężczyzny, ale sama starałam się nie poddawać pokusie, by na niego spojrzeć. Po chwili pojawił się kelner, gotowy na to, aby zebrać od nas zamówienia. Zdecydowałam się na coś klasycznego, postawiłam na pieczoną kaczkę z pomarańczami, jabłkiem i sosem żurawinowym. Od rana nie byłam w stanie nic zjeść, dlatego na samą myśl aż robiło mi się przyjemnie. Gdy tylko kelner zniknął, a na stole pojawiło się wybrane przez Lupusa wino, zdecydowałam się odezwać.
- Lupusie, pamiętasz, poprosiłeś mnie, abym wykonała dla ciebie perfumy - przypomniałam mu, w razie gdyby zapomniał, chociaż byłam pewna, że pamięta doskonale. - Pracowałam nad nimi ostatnio bardzo długo i, wydaje mi się, że udało mi się osiągnąć odpowiedni efekt. Oceń.
Wzięłam paczuszkę w dłonie, a następnie mu je podałam. Byłam ogromnie ciekawa jego reakcji. Flakonik stworzony specjalnie na zamówienie, cały czarny, a sama szyjka zdobiona była głową kruka. Zawartość pachniała niby Lupusem, niby myślałam o nim tworząc te perfumy, ale gdzieś z tyłu głowy, to Aaron prześwitywał mi za każdym razem, gdy zapach docierał do mojego nosa. Zacisnęłam dłonie w pięści, schowałam je pod stołem mocno się denerwując. Wyczekiwałam jego opinii.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Złoty Znicz [odnośnik]16.10.17 12:04
To był ważny dzień. Kolejny kamień milowy naszego życia. Od tej pory nie będziemy mogli mówić o sobie w liczbie pojedynczej. Będziemy my, bez względu na to czy byśmy tego chcieli czy nie. Nasze pragnienia nigdy nie miały większego znaczenia, teraz nie mogło być inaczej. Choć lubiłem myśleć, że to zamysł mojego ojca, kierującego się moim dobrem. Faktem, że znaliśmy się z Victorią wcześniej, darzyliśmy się sympatią. Może faktycznie Pollux podjął decyzję zbyt późno, może to jednak lord Acrux wpadł na taki pomysł; albo wręcz inicjatywa nie wyszła od Blacków, a od sir Parkinsona. Mogłem tylko gdybać, wiedziałem w końcu, że nigdy nie odważyłbym się o to zapytać wprost. Mogłoby to zostać uznane za podważanie zdania starszyzny, a tego bym zdecydowanie nie chciał. Daleko mi było do rebelianta, buntownika z tak błahych powodów. Ceniłem swój ród, przodków, nazwisko, wpływy oraz historię. Odczuwałem daleko idącą dumę, mając nadzieję, że także Victoria ją poczuje, kiedy już przyjdzie jej wejść do naszej rodziny. Nie wątpiłem, że będzie wzorową żoną, tylko czy uda jej się zmienić swoje życie podporządkowując się nie Parkinsonom, a Blackom? Odłożyć na bok wszystko, czego się nauczyła w swoim domu, a wchłonąć nauki wypływające z zupełnie innego rodu? Przede wszystkim zaostrzyć swoje poglądy względem niegodnych nas osób? Wiele pytań chodziło mi po głowie, wiele wątpliwości walczyło w moim wnętrzu, stąd zapewne odrobina niepewności i zdenerwowania, jakie w niewielkiej ilości umykały z ukrycia wprost na powierzchnię. Nie bałem się jednak, w pewien sposób ufałem siedzącej naprzeciwko kobiecie. Pomimo dość długiej rozłąki oraz przeświadczeniu, że już nigdy nie zacieśnimy swoich relacji przez jej rychłe zamążpójście za sir Notta. Wtedy chyba tym bardziej nie wypadałoby nam rozmawiać. Teraz świat przedstawiał się zupełnie inaczej.
To tylko zaręczyny, powtarzałem to sobie jak mantrę. Jeszcze nie braliśmy ślubu, nie wiedzieliśmy jeszcze kiedy to nastąpi. Nie powinienem się tak mocno nakręcać, powinienem chyba darować sobie to spotkanie przed wieczorną uroczystością. Nie mogłem, coś mnie od środka gnębiło i nie umiałem się tego pozbyć.
Uśmiechnąłem się do niej oszczędnie, sądząc, że mówi to podyktowana uprzejmością. Chyba żadnej kobiecie, zwłaszcza Parkinsonównie, takie wyrwanie z przygotowań nie byłoby na rękę. One chyba miały jakiś przykaz odnośnie perfekcyjnego wyglądu, a ja właśnie w ten sposób niweczyłem jej plany. Chyba musiała się do tego powoli przyzwyczajać; później będzie już tylko tak, że zostanie przymuszona do posłuszeństwa względem swojego męża. Dziś jeszcze mogła odmówić, ale ten stan nie będzie trwał wiecznie.
Zamówiłem pieczeń w sosie truflowym, ponoć specjalność lokalu. Tak samo kaczkę dla mej towarzyszki oraz jedno z najlepszych win. Milczałem dość długą chwilę zastanawiając się od czego zacząć, ale kiedy trunek pojawił się na stole, a kelner ponownie odszedł, głos zabrała Victoria. Słuchałem jej uważnie, a moje brwi uniosły się nieco z powodu zdziwienia. Zaskoczyła mnie po prostu. Z wdzięcznością oraz ostrożnością przyjąłem od niej pakunek. Powoli otworzyłem prezent, chwytając za flakonik. Poczułem przyjemne ciepło zadowolenia widząc dbałość o detale nawet już w opakowaniu. Uniosłem kurek, chcąc powąchać zapach, jaki lady Parkinson dla mnie skomponowała. Analizowałem go dość długie sekundy, by dobrze dobrać słowa.
- Bardzo ładny. Naprawdę mi się podoba. Nie znam się na perfumach, ale szczególnie podoba mi się specyficzna nuta wyczuwalna pod sam koniec. Nie są mdłe, a wyraziste, jednak nienachalne – odparłem wreszcie, unosząc wzrok na kobietę. – Dobrze oceniłem twój talent Victorio. Nie powinnaś zaprzestawać produkcji – dodałem. Wiedziałem, że to właśnie na tym jej zależało. Mogła mieć obawy dotyczące jej pracy kiedy już wyjdzie za mąż, ale chyba teraz rozwiałem jej wątpliwości. Starannie zamknąłem naczynie oraz ułożyłem je z powrotem na miejsce. Sam pakunek odłożyłem nieco dalej od siebie, by nie przeszkadzał w konsumpcji, ale jeszcze zdarzało mi się na niego zerkać. Naprawdę byłem pod wrażeniem.
- Jak się z tym czujesz? – spytałem nagle, przyciągając do siebie kieliszek wina. – Z tym wszystkim – sprecyzowałem, choć nie do końca. Wierzyłem, że lady Parkinson domyśli się o co pytałem. To dziwne, że chciałem znać jej opinię, ale nie byliśmy dla siebie obcymi ludźmi. Wydawało mi się, że mogliśmy ze sobą rozmawiać jak dorośli ludzie. Tak jak na ślubie Nottów.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Złoty Znicz [odnośnik]26.11.17 14:25
Wiedziałam, że mogłam odmówić, wiedziała, że nie mógłby być na mnie zły w momencie, gdybym odesłała mu sową list przepraszając, że nie dam rady się wyrwać, ponieważ przygotowania do dzisiejszego wieczora pochłaniają aż nadto mojego czasu. Ale wiedziałam także, że nie byłoby to przez niego dobrze postrzegane, tym bardziej, że już niedługo przyjdzie mi być mu bezwzględnie posłuszną. A wtedy słowo “nie” w stosunku do Lupusa nie będzie już tolerowane. Wiedziałam również, że jeśli się zgodzę, to wywrę na nim pozytywne wrażenie i również na tym, mimo że znaliśmy się tyle lat, mi bardzo zależało. Tak samo jak na jego opinii. Obserwowałam go uważnie gdy otwierał pakunek, gdy przyglądał się detalom, nad którymi tyle pracowałam, gdy przykładał swój nos, aby wciągnąć zapach do płuc. W tym momencie spuściłam swój wzrok czekając na jego zdanie na ten temat i odetchnęłam słysząc, że mu się podoba.
- Nie ma drugich takich na świecie, zdobycie składników, które składają się na ten zapach zajęło mi długie lata. Cieszę się, że w końcu mogłam je wykorzystać, wiedziałam, że zbieranie ich kiedyś mi się opłaci - powiedziałam.
Nie chciałam się chwalić, a jedynie poinformować go jak wiele serca wsadziłam w stworzenie tego perfumu. Ile wysiłku kosztowało mnie zdobycie składników, kontakty z kupcami podróżującymi po całym świecie, użyte tu bowiem składniki nie pochodzą z Londynu, czy też jego okolic. Uśmiechnęłam się lekko, bo woń z otwartego flakonika dotarła w końcu do moich nozdrzy.
- Przede wszystkim to co wyczujesz jako pierwsze to, i to się nazywa nuty głowy, wodorosty, piżmo, drewno agarowe, mirt i kardamon. Dalej, czyli nuty serca, jałowiec, lawenda i cytryna. Do tego jeszcze kadzidło, wanilia i dąb, czyli nuty głębi - wyjaśniłam.
Lord Black mógł nie znać wszystkich tych zapachów, a ja chciałam, aby wiedział co składało się na kompozycję, którą przygotowałam “specjalnie dla niego”. Nie powiedziałam tego wprost, ale miałam ogromną nadzieję, że naprawdę mu się podobało, a to co powiedział, nie było jedynie grzecznościową formułą. Zresztą, przyjdzie czas gdy sama się o tym przekonać analizując ilość pozostałych perfum we flakoniku. Jeszcze trochę i nie będę miała żadnych trudności z tym, aby to ocenić. Oczy zabłysły z radości słysząc, że uważa, że nie powinnam przerywać produkcji. Miałam wrażenie, że aż moje serce urosło do niebotycznych rozmiarów bo strach, że już niedługo będę musiała opuścić swoją pracownię i zaprzestać poddawaniu się swojej pasji, był dla mnie paraliżujący. Nie musiałam nic mówić, na pewno wdzięczność biła ode mnie wystarczająco mocno, aby nawet ślepiec ją zauważył.
Zeszłam na ziemię w momencie, gdy Lupus zadał mi to poważne pytanie. Na początku zbytnio nie zrozumiałam o co mu chodzi, ale po chwili już zastanawiałam się nad odpowiedzią. Nie bardzo wiedziałam jak mam z nim teraz rozmawiać, czy mogę pozwolić sobie na szczerość jak w dniu spotkania na ślubie bliskiej mi przyjaciółki, czy może powinnam zachować dystans i mówić tylko to, czego on sam by oczekiwał? Z drugiej strony, czy zadawałby mi takie pytanie, gdyby nie chciał poznać szczerej odpowiedzi?
- Denerwuję się - odpowiedziałam więc zgodnie z prawdą. - Jednocześnie jestem bardzo podekscytowana i nie mogę doczekać się już wieczora. Myślę, że już najwyższa pora na taki krok, ojciec pozwolił mi bardzo długo cieszyć się wolnością, jeśli mogę to tak nazwać, i jestem mu za to bardzo wdzięczna. Bez tego nie byłabym w stanie stworzyć dla ciebie tych perfum… - na chwilę zawiesiłam głos, spoglądając na flakonik. - Ale już chyba pora, aby oddał mnie w twoje ręce.
Na moich policzkach pojawił się delikatny rumieniec, a wzrok zbłądził gdzieś w bok. Pozwoliłam sobie na szczerość i miałam nadzieję, że nie zostanie ona źle odebrana. Wiedziałam, że ojciec chciał pozbyć się mnie jak najszybciej i gdyby nie mój młodszy brat, to już dawno skupiałby się tylko na tym, aby znaleźć mi kogokolwiek. I wiedziałam, że Lupus również znał prawdę i to, co naprawdę myślę na ten temat. Ale byliśmy w miejscu publicznym i wyrażanie się nieprzychylnie o własnym ojcu nie byłoby teraz stosowne. Zresztą, to co mówiłam było prawdą, naprawdę byłam wdzięczna bo bez zgody ojca nie osiągnęłabym w życiu nic, ale cieszyłam się, że przejmie mnie teraz inny mężczyzna, w dodatku taki którego znałam i lubiłam. I nawet nie myślałam o tym, że rzeczywistość może wyglądać zgoła inaczej niż tak, jak sobie to wyobraziłam. W moich wyobrażeniach nie było surowego, twardego czy nieustępliwego , nie znoszącego sprzeciwu i wymagającego ode mnie pełnego posłuszeństwa, Lupusa. Nawet mi to do głowy nie przyszło. Czy miałobyć to dla mnie szokiem i czy miało być inaczej niż sobie zamarzyłam, to o tym miałam przekonać się dopiero po ślubie.
- A ty? - dopytałam.
Bo skoro ja mu odpowiedziałam, to czy nie mogłam również oczekiwać szczerości z jego strony?



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Złoty Znicz [odnośnik]29.11.17 11:46
Na pewno nie mógłbym się przeciwstawić, ale zły z pewnością bym był. Mogłoby to źle rozpocząć nasze przyszłe, wspólne życie. Nie pielęgnowałem tak drobnej urazy długo, ale na pewno zapamiętałbym chwile odrzucenia sprawy dla mnie tak ważnej. Victoria nie była głupia, wiedziała, że nie poprosiłem jej o spotkanie tylko po to, by zjeść wspólnie posiłek. Zjemy go przecież wieczorem, na oczach całej naszej rodziny. Gdyby chodziło tylko o to, nie kłopotałbym jej do Złotego Znicza przed ważną uroczystością, nie byłem sadystą. Nie potrzebowałem się pastwić nad bezbronną kobietą, zwłaszcza kiedy darzyłem ją sympatią i szacunkiem. I choć od zakończenia naszej wolności dzieliło nas raptem kilka godzin, to moja przyszła narzeczona podjęła słuszną decyzję. Byłem zadowolony, mogąc chwilę przed zaręczynami spędzić z nią, porozmawiać. Nie spodziewałem się co prawda podarunku, ale i on zrobił na mnie wrażenie. Zwłaszcza po słowach wypowiedzianych przez Parkinsonównę. Spojrzałem na nią jednocześnie ze zdziwieniem jak i uznaniem. Naprawdę musiało to dla niej wiele znaczyć, skoro zdecydowała się poświęcić najcenniejsze składniki właśnie na perfum dla mnie. Zrobiło mi się przyjemnie miło.
- Skąd je wzięłaś? Masz znajomego handlarza? – spytałem, bo ta sprawa mocno mnie zaciekawiła. Prawdopodobieństwo, że to właśnie ona wyjeżdżała poza granice hrabstwa czy kraju po właściwe ingrediencje była aż na minusie, dlatego zaintrygowała mnie ta sprawa. – Tak czy inaczej… po tym co powiedziałaś, będę bał się ich używać, by nie stracić tak cennych perfum – dodałem, kiedy wręcz z namaszczeniem odkładałem je do pudełka. Ich wartość była większa niż początkowo zakładałem i to właśnie spowodowało, że zmieniłem zdanie niemal całkowicie. Z myśli o używaniu ich jak najczęściej przeszedłem do stwierdzenia, że powinienem jak najbardziej oszczędzać ten cudowny zapach. – Jeszcze raz bardzo dziękuję. Bogactwo kompozycji robi wrażenie – powiedziałem z widoczną wdzięcznością. Naprawdę zrobiła mi ogromny prezent. – Żałuję teraz, że nie mam dla ciebie żadnego podarku – stwierdziłem ciszej, trochę zakłopotany, ale zrezygnowałem z kontynuacji tego tematu. Miałem w głowie pewien pomysł na przyszłość.
Niestety chwile niemal beztroskiej rozmowy o pracy alchemiczki oraz przygotowywaniu wspaniałych flakonów nie mogła trwać przez całe spotkanie. Nie po to zapragnąłem się tutaj z Victorią spotkać. Naprawdę chciałem z nią porozmawiać, szczerze i bez wymówek. Zastanawiałem się co o tym wszystkim sądziła, czy jej to odpowiadało, może miała wątpliwości? Ja byłem rozdarty, bałem się też, że po ślubie stracimy to, co do tej pory wypracowaliśmy. Jednak słowa mojej towarzyszki nie brzmiały tak, jakby miała się tym martwić; mówiła szczerze czy to, co sądziła, że chciałbym usłyszeć?
Zanim się jednak odezwałem, przyniesiono nam nasze zamówienie. Zwilżyłem usta we wspaniałym winie, rozmyślając w tym czasie nad odpowiedzią. Zabrałem się także do krojenia jedzenia, to znad tej czynności postanowiłem się odezwać.
- Też tak uważam – przytaknąłem ostrożnie, unosząc wzrok, by patrzeć w oczy Parkinsonówny. – Tylko czy ty naprawdę tak uważasz? – spytałem, przenosząc spojrzenie na jedzenie. – Wiesz… nie masz jakiejś… sympatii? – zadałem kolejne pytanie. Śmiałe, owszem. Ale zależało mi na szczerości, po to poprosiłem ją, by przyszła. Moim zdaniem dość rozsądnie chcąc wybadać teren, na którym poruszaliśmy się oboje. Domyślałem się, że otrzymam wkrótce pytanie zwrotne, ale skoro narzuciłem tej rozmowie pewien kierunek, musiałem iść z prądem, nie pod prąd. – Też się denerwuję. Niby powinienem się tego spodziewać, to i tak późno na zaręczyny biorąc pod uwagę mój wiek, ale i tak jestem zaskoczony – odpowiedziałem, po czym po raz pierwszy spróbowałem przyniesionej potrawy.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Złoty Znicz [odnośnik]03.12.17 14:44
Spodziewałam się, że gdy powiem mu jakie składniki wykorzystałam oraz ile zajęło mi ich zbieranie, to posypie się w moją stronę garść pytań właśnie w takim stylu. A skąd je wzięłam, a kto mi je przywiózł i tak dalej. Byłam więc na to przygotowana. Oczywistym było, że sama ich nie zbierałam, właściwie często było tak, że sam nawet nie spotykałam się z dostawcami, a wszystko co chciałam otrzymać załatwiali pracownicy Domu Mody. Czasami łamałam tę regułę, w momencie gdy moim towarzyszem miał być jakiś lord, ale zazwyczaj to nie ja się tym zajmowałam. Dostowałam gotowe, ładnie zapakowane w ozdobny papier, a w swojej pracowni tylko delektowałam się ich zapachem próbując sobie wyobrazić miejsce, z którego pochodzą.
- Odkąd pamiętam moja ciotka pomagała mi w zdobyciu składników angażując do tego dostawców współpracujących z domem mody. Są to zazwyczaj handlarze, podróżnicy, żeglarze. Zazwyczaj również sama się z nimi nie spotykam. Nigdy też, niestety, nie byłam poza granicami Wysp. Ostatnio spotkałam się z lordem Travers, który przywiózł mi zamówione okazy z Grecji, ale zazwyczaj otrzymuje gotowe przesyłki prosto do pracowni - poinformowałam go szczerze.
Nie miałam w końcu żadnych powodów dla których miałabym coś ukrywać czy nie mówić całej prawdy. Nie chciałabym być w swojej skórze gdyby okazało się za jakiś czas, że nie jestem ze swoim narzeczonym szczera, było to przecież niedopuszczalne, a i tak wiedziałam, że nie byłoby zbyt dużych trudności, aby wyszło na jaw to co robiłam. Lepiej więc go od razu uprzedzić i ewentualnie usłyszeć, że mam więcej tego nie robić, niż narażać się na utratę dobrej reputacji.
- Nie, nie, proszę, nie oszczędzaj ich - dodałam szybko. - Będzie dla mnie ogromną przyjemnością, jeśli będę mogła zrobić dla ciebie kolejny flakonik. Takich samych lub innych, w zależności od tego, na co będziesz miał ochotę.
Mogłam stać przy kociołku całymi dniami i tworzyć. Zamknięta w swojej pracowni nie zwracałam na nich uwagi i całkowicie byłam pochłonięta pracą. A największą zapłatą dla mnie, bo przecież nie potrzebowałam żadnych pieniędzy, była właśnie radość osoby obdarowanej i fakt, że naprawdę się podobały i były wykorzystywane.
- To nic - odparłam. - Będziesz miał wieczorem.
Rozmowa o perfumach się skończyła i zgrabnie przeszliśmy do kolejnego wątku, myślę że tego, na jaki Lupus chciał ze mną porozmawiać. Odpowiedziałam na jego pytanie oczywiście szczerze, ale nie mogłam wiedzieć, czy mi uwierzył, czy też może myśli, że mówię mu to, co chciałby usłyszeć. Akurat w tej kwestii nie kłamałam i zgodnie z prawdą podzieliłam się z nim swoimi spostrzeżeniami. Nim usłyszałam odpowiedź podano jedzenie, w końcu mogłam skupić na czymś swoją uwagę i tylko co jakiś czas, przede wszystkim gdy się lord Black odezwał, spoglądałam na niego. Trafiłam w idealnym momencie unosząc wzrok wtedy, gdy i on na mnie spojrzał. Zarumieniłam się. Jego pytania faktycznie były śmiałe ale i sensowne. Miał prawo wiedzieć, ale czy chciałby coś takiego wiedzieć? W tym momencie, gdyby ktoś był w moim życiu, to nie powiedziałabym prawdy. W moim sercu był tylko mój brat Aaron, ale jego Lupus znał, nie było sensu, abym o tym wspominała.
- Tak właśnie uważam - odpowiedziałam na pierwszą część pytania, całkiem stanowczym wzrokiem. - I nie, nie mam żadnej… sympatii.
Chcąc ukryć jakoś swoje zmieszanie sięgnęłam po kieliszek wina i upiłam z niego niewielki łyk, powstrzymując się przed tym, aby nie wypić od razu połowy zawartości. W tym czasie wysłuchałam jego odpowiedzi i uniosłam lekko brwi.
- Myślę, że twój wiek jest odpowiedni. Jeśli mogę być szczera, to cieszę się, że jesteś ode mnie starszy, bo to też świadczy o twojej dojrzałości. Nie chciałabym związać się z dzieckiem, a tacy czasami są mężczyźni w moim wieku. Dziecinni. Myślę, że nie powinieneś się denerwować - stwierdziłam.
Nie wiem na ile za bardzo sobie pozwoliłam na szczerość i czy moje słowa nie były zbyt śmiałe. Bo co innego śmiałość z ust mężczyzn, a co innego z ust młodej panny jak ja, ale miałam nadzieję, że Lupus nie odbierze tego nieodpowiednio. Nie było to przecież moim zamiarem. Bardzo chciałam również zapytać go czy i on ma jakąś sympatię, ale ugryzłam się w język i zabrałam za jedzenie. Nie powinnam tego robić, jeśli będzie chciał to sam mi powie, jeśli nie, to nie będę nic wiedzieć. Miałam jednak nadzieję, że będę tą jedyną, bo tylko wtedy będzie mógł być u mojego boku szczęśliwy.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Złoty Znicz [odnośnik]09.12.17 20:12
Pytanie nie było podyktowane żadną złośliwością, ani chęcią wytknięcia Victorii czegokolwiek. Zwyczajnie mnie to ciekawiło, czy miała jakiś stałych dostawców, a może ulubiony sklep zielarski, gdzie przywożono egzotyczne rośliny? Chciałem poznać ją bardziej, nie tylko pod kątem charakteru, który był mi mniej więcej znany, a właśnie dowiedzieć się o niektórych niuansach z jej życia codziennego, a także zawodu, jakim się parała. Dlatego słuchałem uważnie opowieści na temat zdobywania potrzebnych do perfum składników. Czyli nie było żadnego ulubionego handlarza, a większość pochodziła od tego samego źródła, czyli dostawców Parkinsonów. Pokiwałem głową ze zrozumieniem, nie wnikałem w to głębiej. Dziwne tylko, że jakiś Travers zechciał wyświadczyć przysługę komuś z wrogiego rodu, ale może to lepiej w ten sposób, niż dogadywać się ze szlamami.
Te słowa nadal nie przekonały mnie do niezbyt oszczędnego zużycia prezentu; dopiero kolejne słowa siedzącej naprzeciwko kobiety zdołały zmienić moje nastawienie. Miała poniekąd rację, w końcu prezenty daje się po to, by druga osoba z nich korzystała. Zerknąłem jeszcze na teraz zamknięte już pudełko, wprawiając ponownie głowę w ruch.
- Skoro tak mówisz, to z wielką chęcią będę ich używać – zapewniłem Victorię i uśmiechnąłem się nawet lekko. Poprawiłem także mankiety eleganckiej szaty, starając się ukryć zakłopotanie związane z brakiem rewanżu dotyczącego kupna (czy raczej zrobienia) sobie nawzajem miłych podarków. Musiałem zanotować w głowie, by na wszelki wypadek mieć je przy każdym spotkaniu. Jeszcze raz skinąłem potakująco, bo faktycznie, wieczorem wszystko będzie wyglądało inaczej. Pierścionek, kwiaty, odświętna kolacja w gronie rodziny, zapewne na początek powinno wystarczyć, ale w mojej głowie rysował się już kolejny plan, czy raczej pomysł na prezent dla narzeczonej. Dość oczywisty, ale za to zamierzałem poświęcić mu dość dużą ilość czasu oraz skupienia, by stworzyć coś, co chociaż mogło równać się z Parkinsonówną, a o to nie będzie łatwo.
Niemal całkowicie zająłem się jedzeniem oraz piciem wina, w międzyczasie zadając mej towarzyszce pytania oraz rozpoczynając dyskusję na niełatwy temat. Wiedziałem o tym, ale dobrze było wiedzieć na czym się stało; wolałem dowiedzieć się wszystkiego przed ślubem, by móc się do tego przygotować, niż kiedy będzie już za późno. I posiąść potrzebną wiedzę praktycznie przez przypadek. Nie zwracałem uwagi na grającą muzykę, cały czas uważnie słuchałem arystokratki, od czasu do czasu na nią zerkając. Nie domyślałem się oczywiście, że Victoria myśli o swoim bracie w ten sposób, dla mnie od zawsze byli po prostu dobrze zgranym rodzeństwem i nie widziałem w tym nic złego. Może gdyby nosili nazwisko Rowle zacząłbym mieć podejrzenia, ale akurat w tym przypadku całość relacji wyglądała dla mnie tak zwyczajnie jak tylko mogła być.
Nie mogłem mieć także pewności czy mnie nie okłamywała, ale jeśli teraz nie była ze mną szczera, to nigdy nie będzie, dlatego musiałem uwierzyć jej na słowo. Nie wiem już który raz skinąłem głową, ale nie wiedziałem co mógłbym na to odpowiedzieć. Zwłaszcza, że nie uzyskałem pytania zwrotnego, co mocno mnie zaskoczyło. Nie dałem tego jednak po sobie poznać, kontynuując spożywanie posiłku.
- Cieszę się, że mi to mówisz – rzuciłem jedynie, kiedy przeżułem już kolejny kęs sałatki. I kolejny, kiedy lady Parkinson mówiła co myśli o młodszych mężczyznach. Gdybym opowiedział o tym Morgothowi, pewnie nawet parsknąłby śmiechem. Co prawda nie był w jej wieku, ale powiedzmy, że byli zbliżeni jeśli chodziło o starość. Ja niestety odstawałem od nich już dużo bardziej. – Doceniam także twoje ciepłe słowa, naprawdę – dodałem, kończąc posiłek. – Myślę, że dzisiejszy wieczór będzie bardzo udany – powiedziałem jeszcze, chcąc dodać kobiecie nieco otuchy. Uspokoiła mnie i to bardzo, dobrze byłoby, gdyby ona też odnalazła wewnętrzny spokój.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Złoty Znicz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach