Wydarzenia


Ekipa forum
W Malinowym Chruśniaku
AutorWiadomość
W Malinowym Chruśniaku [odnośnik]16.07.19 20:12
First topic message reminder :

W Malinowym Chruśniaku

★★★
W Malinowym Chruśniaku to restauracja plenerowa ukryta wewnątrz gęstych zarośli, kwiecistych krzewów i znacznie niższych krzaczków jagodowych; wokół drewnianych stolików rosną truskawki, poziomki, borówki, jeżyny czy maliny, w powietrzu unosi się słodki zapach kwiatów, który u alergików wywoła kichanie. Posiłki podaje pyzata, wiecznie uśmiechnięta czarownica imieniem Betty; trudno stwierdzić, jak właściwie Betty odnajduje zajęte stoliki, wszystkie bowiem wydają się być od siebie mocno odizolowane i odgrodzone gęstym wysokim chruśniakiem. Drewniane stoliki zakrywa elegancka zastawa, a drewniane krzesełka osłonięte są miękkimi aksamitnymi poduszkami. Ceny są może nieco wyższe, niż w pubach w okolicy, ale ponoć jedzenie zawsze smaczne - sama restauracja roztacza też przyjemny urok, który uczynił to miejsce popularnym miejscem na randki. Nie każdy zresztą wie, że zjedzenie tutejszych malin sprzyja amorom - jednak jego magia aktywuje się wyłącznie wówczas, gdy owoc zje inna osoba niż ta, która go zerwie. Równie często co kochankowie pojawiają się tutaj jednak również rodziny, przyjaciele lub współpracownicy, którzy po prostu cenią sobie dyskrecję, wygodę i dobry posiłek za przyzwoitą cenę.

Zjedz podaną przez kogoś malinkę i rzuć kością - z pasją wypowiadasz słowa, którym nie potrafisz się przeciwstawić (po zjedzeniu maliny należy rzucać kością już do końca wątku, w przypadku uzyskania tego samego efektu należy przeczytać wynik następujący po wylosowanym rzucie lub kolejny, jeśli ten również został już wylosowany).
1: W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem, zapodziani po głowy, przez długie godziny zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny. Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.
2: Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała, a szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni, gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni owoce, przepojone wonią twego ciała.
3: I stały się maliny narzędziem pieszczoty tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie i chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.
4: I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu, żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła, porwałem twoje dłonie — oddałaś w skupieniu, a chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła.
5: Chwytasz owoc, zanurzasz w nim zęby na zwiady i podajesz mym ustom z miłosnym pośpiechem, a ja gryzę i chłonę twoich zębów ślady, zębów, które niezwłocznie odsłaniasz ze śmiechem.
6: Zazdrość moja bezsilnie po łożu się miota: kto całował twe piersi, jak ja, po kryjomu? Czy jest wśród twoich pieszczot choć jedna pieszczota, której, prócz mnie, nie dałaś nigdy i nikomu?
7: Jeszcze płaczu niesytą do piersi cię tulę a ty goisz się we mnie, niby lgnąca rana, a ja płacz twój całuję, biodra i kolanai  ramię i zsuniętą z ramienia koszulę.
8: I raduję się, śledząc tę wargę, jak zmierza do mej piersi kosmatej, widnej w niedomroczu, w której marzę pierś w lesie ryczącego zwierza i staram się, gdy pieścisz, nie tracić go z oczu.
9: Kto w chwili pocałunków nie zagrzał swej dłoni na twych bioder nawrzałej żądzą przegięcinie, nie potrafi określić upojeń tej woni, co z ciebie, jako z róży, snem potartej, płynie.
10: Kto ustami w nóg twoich nie wdumał się dreszcze, nigdy dość nie wysłowi twych oczu omdlenia, a choćby je dzień cały badał bez wytchnienia, nie wypatrzy z nich tego, co ja z nich wypieszczę!
Lokacja zawiera kości.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:53, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
W Malinowym Chruśniaku - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: W Malinowym Chruśniaku [odnośnik]17.01.21 17:20
Cholera jasna, czemu to zawsze przytrafia się jemu? Przemykał uliczkami miasta, próbując przedostać się w okolice centrum, jak zawsze wybierając boczne przejścia, w których nigdy nie spotykał patroli, kiedy zeskoczył z dachu śmietnika prosto pod nogi trójki funkcjonariuszy magicznej policji. Na krótko zdążył spojrzeć im w oczy, nim rzucił się pędem przed siebie, już właściwie nie patrząc, w którą biegł stronę; gnał co sił, jak sarna, znacznie szybszy od tych, którzy go gonili, ale z duszą i sercem na ramieniu, z lękiem, że w końcu pewnego dnia nie zdąży. Jeden zakręt, drugi, mur, węższe przejście, nie oglądał się za siebie; zabudowa w końcu stała się rzadsza, a on chyba wciąż słyszał tętent ciężkich kroków - a może tylko mu się tak wydawało? Nie miał pojęcia, co zrobią, kiedy złapią go tu bez różdżki, ale po prawdzie wcale nie miał ochoty się przekonywać; w końcu znalazł się obok - olbrzymiego! - jego jegomościa, prędko odkrywając, że określenie olbrzymi nie było wcale na wyrost. Świetnie, spod patrolu pod nogi olbrzyma strzegącego miasta.
- Co? - zapytał, kiedy ten brutal zaproponował mu owoce. - Eee - odpowiedział najpierw bez przekonania, zastanawiając się, czy był to podstęp, czy jednak nie; obrzucił jednak jego twarz spojrzeniem i - jak na olbrzyma - wydawała się nawet łagodna. Wiele do stracenia nie miał, obskoczył go od drugiej strony, mając nadzieję, że jego - niemałe - ciało przysłoni jego widok, na wypadek, gdyby magiczna policja jednak za nim nadążyła:
- Tu, zobacz! Tu są większe! - zauważył, zrywając gałązkę i podając ją jemu, chcąc usprawiedliwić ten mało subtelny manewr czymś innym, niż zasłoń mnie, chłopie; wtedy dopiero chwycił wyciągniętą ku niemu.
- Dzięki - rzucił w końcu, na wydechu, bo zdążył złapać lekka zadyszkę. Chciało mu się pić jak diabli, nie miał wody - maliny mogły trochę pomóc. - Mięsko... tak, mięsko najlepsze. Słuchaj, jesteś... - Jak o to zapytać, żeby go nie urazić...?  - W mieście jest dużo... - Uniósł lekko rękę w górę, układając dłoń poziomo, zamierzając oznaczyć wysoki wzrost - sam musiał wysoko zadzierać brodę, by na niego spojrzeć. - Jesteś z nimi? - wypalił wprost, bo facet był miły. A skoro był miły, to lepiej było się dowiedzieć, że jeśli ci ludzie tu wpadną, to być miły przestanie. I to najlepiej zanim to poczuje na sobie. Ale tak patrząc na niego - ściągnął lekko brew. - Masz coś... - zaczął, przekrzywiając lekko głowę i przyglądając się mu uważniej. - coś znajomego w sobie... - Coś w twarzy i coś w akcencie, spotkali się już? Nie, raczej trudno byłoby go zapomnieć. Nie wiedział, skąd mu się wzięła ta myśl. W końcu zerwał jedną z malin z gałązki i wrzucił ją do buzi, ale coś mu utknęła w gardle...
- Duszno było od malin! - wypalił mimowolnie, z teatralną pasją, która wywołała szklistość jego oczu - któreś, szepcząc, rwała, a szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni, gdym... - jego oczy otworzyły się szerzej, z przerażeniem, kiedy wpatrywał się w twarz stojącego przed nim półolbrzyma; gałązka z malinami wypadła mu z rąk, a dłonie przysłoniły usta, próbując powstrzymać się od mówienia - nic to jednak nie dało: - gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni owoce, przepojone... wonią twego ciała - Morgano, czy naprawdę właśnie chwalił woń ciała tego brodacza? Czuł, że jego twarz zaszła czerwienią wstydu, a jego skóra przybrała barwy dojrzałego buraka. - Nie, nie, nie... To nie ja, to... - zaczął się rozpaczliwie tłumaczyć, choć nawet nie wiedział, na co mógł to zrzucić - po drodze wlazł w jakąś deprymującą pułapkę?
Dlaczego to zawsze przydarzało się jemu?

rzut na malinkę


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: W Malinowym Chruśniaku [odnośnik]20.01.21 0:54
Chłopina wleciał jakby się czegoś solidnie przestraszył albo kogoś gonił, czort jeden wiedział co i gdzie. Na sam wpierw to prawie w Hagrida wbiegł, ale zwinny był i jakiś taki szybki jak żabka jakaś. Skakał z kąta w kąt jak poparzony.
- Co Ci jes? - półolbrzym zmarszczył brwi i uznał, że pewno wariat albo czub jakiś albo się czegoś takiego najadł, że go w żołądku kręciło i bąka chciał puścić, ale sobie miejsca znaleźć nie mógł. - Coś Ci się stanęło, że tak podskakujesz?
Chłopak się jakiś rozemocjonowany wydawał, ale teorii na ten temat to mogło być więcej niż stąd do Chin jakiś czy innego Dublina. Po chwili wręczył mu gałązkę z malinami, większymi i soczystymi bardziej. Dobre oko miał, ale to pewno przez to, że przy ziemi bliżej stał, to zawsze jakiś tam plus był dla niziołków.
- Ty no mięsko tak lepsze... - zamyślił się, żałował nawet, że żadnej kiełbaski po drodze nie znalazł. - Jestem co... Co z kim? - no powoli to go nawet zaczynał irytować ten chłopaczyna, że jakieś takie dziwne pytania zadawał bez ładu i składu.
Hagrid sam najlepiej wiedział, że poprawne wysławianie się jest bardzo ważne jak się chce rozmawiać z ludźmi dookoła siebie i na głupka jakiegoś nie wyjść. Z jednej strony należało mieć te obycie takie, nie? Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu tego kim są "oni" o których niziołek wspominał, ale wypatrzył zaledwie paru typów kręcących się dookoła i wąchających czegoś tak jakby pieska w krzakach zgubili albo kózkę.
- Z tamtymi to nie, ja tu sam se na spacer do Londynu przyszłem - zmrużył oczy. - Jak znajomego jak ja to nie ten się nie znamy, chyba, że... Ty żeś jest od Tangie ten chłopak co gdzieś tam kiedyś do niej przylazł jak ja żem młodszy był, ale to taki blondynek mały był, Ty też nie wyrósł za bardzo... No chyba, że my się w Keswick poznali ale Cię z tartaku nie pamiętam, to nie wiem - wzruszył jeszcze ramionami i ponownie rozejrzał się, ale nikogo dodatkowo już nie zobaczył.
W jakiejś knajpce niedaleko kilka osób przy stolikach siedziało, obok krzewy rosły i nawet ładnie pachniało, ale Hagrid się zbliżać nie chciał, pognaliby go jak menela jakiegoś. Ciężko się by było dziwić zresztą jak od dwóch tygodni na spacerze był i w szałasie spał, o ile sobie zbudował, a jeszcze częściej pod mostem jakimś. Lepiej się było do ludzi nie zbliżać zanim się porządnie w Tamizie nie wykąpie.
- Zara, co Ty mnie gadasz - pochmurniał nieco jak jakiegoś niezrozumiałe słowa chłopinka wypowiedział. - Jakimi wargami co wygarniał, co? No i jaka woń? Słuchaj mnie chłopie, ja żem żaden z rynsztoka nie jest, tylko że no... Ostatnio kiepsko z wodą było, bo to wiesz jak w środku kraju jest - co pleciał to nawet Hagrid nie wiedział. - Daj mnie lepiej spokój z tą wonią, wykąpie się zara jak do wału dojdę.
Czy ten Londyn kompletnie oszalał? Jeszcze tam wleźć nie zdążył, a już problemy same i dziwni ludzie dookoła. Racje mieli, porąbało Czarnego Typa i to do reszty, no chyba, że się koleś z wariatkowa urwał i w kaftanie powinien biegać. Półolbrzym wsadził całą gałązkę malin do ust i od razu soczek z nich mu po języku popłynął, tylko ten chwast na którym zawieszone były, w zęby kuł.
- Dobre to... - i nagle jakby jakąś dziwną moc w sobie poczuł. - Duszno było od malin! - o hola hola, co tu się dzieje? - któreś, szepcząc, rwała, a szept nasz tylko wówczach nacichał w ich woni - cholibka.
Hagrid schylił się co by blondyneczkowi prosto w oczy zajrzeć. Zacisnął usta mocno tak co by nic już z nich więcej nie wyszło, ale chociaż połowy tych słów co wypowiadał nie znał to się same na wargi cisnęły.
- Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni owoce, przepojone wonią twego ciała - skończył biorąc głęboki oddech.
Wdech, wydech, Hagridzie. Wdech, wydech. To nie mogło potrwać wiecznie.
- Cholibka, czym żeś Ty mnie wziął zaraził, co?! - ryknął nieco głośniej - Znaczy... Cholibka, czym żeś Ty mnie wziął zaraził, co? - zorientował się i wyszeptał, co by się ludzie dookoła nie zorientowali.

rzut kością na malinkę



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: W Malinowym Chruśniaku [odnośnik]29.01.21 17:28
- Co? - zapytał, nie będąc pewnym, czy dobrze rozumiał olbrzyma. - Nie, nie... nic mi nie stanęło! - zaprzeczył, nerwowo oglądając się przez ramię w poszukiwaniu owego policyjnego patrolu, ale w tej konkretnej chwili chyba bardziej interesowała go tożsamość olbrzyma. Przyglądał się mu bez przekonania, z ostrożnością, próbując wyłapać z rzuconych półsłówek sens jego odpowiedzi. - Tangie  - rzucił jak olśniony, otwierając szerzej oczy. Rzeczywiście mówili nieco podobnie, i w twarzy dało się znaleźć podobny ślad - głównie w oprawie oczu, a może i samych oczach, bo Tangie jednak była od niego dużo ładniejsza - Tangwystl Hagrid - powtórzył, upewniając się, że mówili o tej samej osobie. - To moja przyjaciółka - dodał zaraz, bo to już był znak, że grali w tej samej drużynie. Tangwystl opowiadała głównie o swoich rodzicach, ale z tego, co mówiła, zdawało się, że jej rodzina zasadniczo była w porządku. - Jesteście... - spokrewnieni? Dziwne to brzmiało, a jeszcze dziwniej - mimo wszystko - wyglądało. - Jesteście rodziną? Mieszkaliście... razem? - W jakiś sposób? Może jednak przybrany? - Nie, nie, tartak to nie moja bajka. Musieliśmy... musieliśmy kiedyś spotkać się u niej, teraz... nie miałem z nią kontaktu przez parę lat - Sam go zerwał, ale to nie była historia na tę rozmowę. Szkolne czasy nie były dla niego tak nieodległe. - Wszystko jedno, ty swój jesteś! Bałem się, że trzymasz z tymi draniami z miasta, prawie mnie złapali - mruknął trochę pod nosem, trudno stwierdzić, czy bardziej do siebie, czy jednak do niego. - Tam są - Skinął głową, przesuwając się lekko w bok, by mocniej skryć się w cieniu półolbrzyma. - Mam na imię Marcel - rzucił w pewnym pośpiechu, nerwowo raz za czas wciąż spoglądając w dal.
- Żadne wargi, żadnej woni, zapomnij o tym! Nie miałem tego na myśli! - Jak miał powstrzymać się od mówienia? - Nie tłumacz się, świetnie pachniesz, nie o to mi... - zaczął się tłumaczyć, ale jego oczy zaokrągliły się szeroko, kiedy Hagrid wkrótce zaczął recytować podobne bzdety. Hola, czy wziął jego słowa zbyt poważnie? Nie poruszył się, otwierając oczy jeszcze szerzej, kiedy półolbrzym nachylił się w jego stronę, by spojrzeć mu prosto w oczy. Coś go sparaliżowało. - Słuchaj, bardzo mi miło, ale... - Może powinien mu nakłamać, że był parą z Tangwystl? Wtedy dałby spokój? - O nie - mruknął, kiedy poczuł w gardle nieprzyjemne drapanie. Uniósł rękę w przeczącym geście, chcąc mu przekazać, że wypowiadał te słowa mimowolnie; ledwie słyszał już jego szept:
- I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu, żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła - wypowiedział jednym tchem, pozostawiając usta rozchylone i wbijając wzrok w buty półolbrzyma - lękając się unieść je w górę. Jego czoło chyba rzeczywiście było już trochę spocone. A może nie trochę. - Porwałem twoje dłonie — oddałaś w skupieniu, a chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła. - recytował dalej mimowolnie. - Przepraszam!!! - zakrzyknął rozpaczliwie, zaraz przykładając dłonie do ust z powrotem. Teraz to już na pewno zwrócił uwagę tego cholernego patrolu.

rzut tu jest

czy patrol mnie słyszy
1-50 tak
51-100 nie


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: W Malinowym Chruśniaku [odnośnik]29.01.21 17:28
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 13
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
W Malinowym Chruśniaku - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: W Malinowym Chruśniaku [odnośnik]03.02.21 1:30
Na imię kuzynki to i od razu się przyjemniej człowiekowi zrobiło, zwłaszcza jak to jakiś przyjaciel kruszyny był. Z Tangie to się z miesiąc temu spotkał i to też przypadkiem zupełnym, ale co się w świecie działo to mu wystarczająco solidnie wyjaśniła. A bo jak człowiek na wsi żył to też informacje z wielkiej stolicy docierały po czasie dopiero. Sam Hagrid to sobie nie wyobrażał, jak ten Londyn faktycznie wygląda od środka. Takie wielkie miasto to wszystko się mogło zdarzyć, a on to tak trochę na łapu-capu poleciał. Nie żałował. Przynajmniej na razie, ma się rozumieć.
- Tangie, tak, Tangie! - wtórował wesoło. - No pewno, że rodzina. Może niepodobni do końca jesteśmy, bo ja to wyrosłem lata temu, ale to przez matulkę, matulka mnie piwem i czerwonym mięsem w kołysce karmiła. A ją to nie wiem czym, bo to kuzynka moja, pewnie kaszką karmili czy co tam się dzieciom daje. Podobno piwa nie, ale ja nie narzekam, bo na co niby, nie? Chociaż ja bym pewnie to może prędzej jakiegoś soczku dał, chociaż to też nie wiem w sumie - wzruszył ramionami i wyszczerzył zęby do chłopaka. - Ja Hagrid jestem
Nawet przyjemne oczyska miał, w sensie, że dobrze mu się z nich patrzyło, ale jakiś taki zabiegany, zmieszany nawet można by było powiedzieć. Chłopak jednak, jak się okazało, przed chyba jakimś patrolem uciekał. Normalnie to się Hagrid w takie rzeczy mieszać nie chciał, ale już się swojego nasłuchał i policjanci wcale przyjemni podobno nie byli. Zresztą, swoje zatargi też już z nimi miał. Od kiedy w III klasie Ci przyszli do Hogwartu i złamali mu różdżkę, jakiś taki niesmak pozostał. Oczywiście w międzyczasie wszystko się zmieniło i niesmak teraz był raczej gulą w gardle i pulsującą żyłką na skroni.
- Nie rozumiem, co Ty mnie gadasz? Ja głupi nie jestem, co Ty mnie jakieś... - przełknął ślinę - czary rzucił?
Stał tak, nachylony wgapiając się w blondynka, a ten znowu dziwne teksty z siebie rzucał, jakimś takim językiem niby zrozumiałym, ale kto tak mówił to sam Hagrid nie wiedział. Może poeta czy coś? Słyszał, że jest taka fujarka, co wszystkie stworzonka potrafi w baletnice zamienić, żeby do jej rytmu stukały obcasami. Ale żeby wszystkich w jakichś poetów zamieniać, to kto to widział? Wtem ten zaczął coś dotykaniu wargą czoła. No Hagridem aż wstrząsnęło.
- Słuchaj mnie, ja nie ten... Ale dobra - jeśli to jedyny sposób miał być na zdjęcie tego uroku, bo na urok to wyglądało, tak okiem amatora patrząc, to mógł to przecież zrobić.
Wziął głęboki oddech i zamknął na chwilę oczy. Powoli Rubeus zaczął zbliżać się wargami do czoła chłopaka.
Cmok.
Taki całusek zwykły, tak jak matki dzieci całowały, chociaż on to się na matkę nie nadawał. Chociaż może kiedyś... W sumie zawsze chciał mieć smoczka. Marcel zaczął krzyczeć wniebogłosy, że przeprasza, ale za co niby. Już Hagrid usta otwierał, by zapytać, ale wcale pytanie z jego ust nie wybrzmiało.
- W malinowym chruśniaku... - no tak, w sumie tam właśnie stali, tak mała drewniana tabliczka, którą mijał, mówiła. - ...przed ciekawych wzrokiem... - aż się rozejrzał, czy faktycznie ich nikt nie widział.
Cholibka, ten patrol co się chyba przed nim Marcel chował, teraz zatrzymał się niedaleko i gapił w ich stronę. O paniczku, mi jest życie miłe.
- ...zapodziani po głowy, przez długie godziny, zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny... - znowu jakimś kodem dziwnym mówił. Innej szansy nie było, chłopak musiał zrozumieć co półolbrzym chce mu przekazać. Mianowicie - uciekamy, Marcel! - Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem - palce, właśnie palce!
Szarpnął towarzysza za rękę. Nie zapytał, bo przecież nie miał jak, skoro wszystkie słowa, które mówił, w jakieś inne się zamieniały. No i bezwiędnie pociągnął chłopaka za sobą w krzaki i wpadł w nie, jakby śliwka wpadała w kompot. Maliny, smaczne, ale kolce miały. No trudno, lepiej mieć palce skrwawione niż w ryj od policji dostać.
- Słuchaj mnie, ja nie, że specjalnie, nie bój się przecie, ale tam się gapili na Ciebie, jak nie wiem. Co Ty, żeś im zrobił? - może okradł?

rzut na malinki

Kto na kogo spadnie po skoku w krzaki?
1-50 Marcel na Hagrida
51-100 Hagrid na Marcela (ale tylko jedną nogą i ręką, bo nie chce chłopaka zabić)



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: W Malinowym Chruśniaku [odnośnik]03.02.21 1:30
The member 'Rubeus Hagrid' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 25
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
W Malinowym Chruśniaku - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: W Malinowym Chruśniaku [odnośnik]13.02.21 20:02
Niepodobni, z pewnością, Tangie była drobną ładną dziewczyną, ale z pewnym rozbawieniem wychwytywał też łączące ich cechy - od oprawy oczu, przez charakterystyczny sposób wysławiania się. Było w tym coś nowego, coś innego, że wpadł na osobę powiązaną z kimś, kto był mu przyjazny - od dłuższego już czasu towarzyszył mu właściwie wyłącznie pech.
- Na piwie tak wyrosłeś? - zastanowił się chwilę; może gdyby pił więcej... spójrz prawdzie w oczy, Marcel, na to chyba jest już za późno. Na czerwone mięso też raczej nie było teraz co liczyć - wojna wymagała cięcia kosztów nawet u pana Carringtona. - Sok czy piwo, nieźle na tym wyszedłeś. Mi chyba nie podawali alkoholu. - Gdyby miał jego gabaryty... pewnie wyleciałby z cyrku i stracił radość życia, bo nie utrzymałaby go żadna lina, a wygięcie pleców byłoby już zbyt trudne, ale przynajmniej na ulicy pewnie nikt by mu nie podskoczył. Zresztą pewnie odnalazłby siebie w namiocie siłaczy - może wymagał mniej wrażliwości, ale z pewnością więcej panien mdlało na widok napiętych mięśni - niż na jego. - Hagrid, no jasne - Coś jak Tangwystl Hagrid. - Imienia nie używasz? - W zasadzie to pasowałby do cyrku - tam pełno było takich jak on, pełno też takich, którzy przedstawiali się nazwiskiem, kiedy pierwszy raz stanęli na arenie, bo nie sądzili, że ich imię kogoś właściwie obchodzi. On sam - nosił inne nazwisko niż matka, która go wychowała, a jego brzmienia nie był dzisiaj nawet pewien. Mallard, Sallow, Carrington, to przecież tylko słowa pozbawione znaczeń.
- Żadne czary, to nie ja! - zaprzeczył zaraz, pojmując, że na nim musiał paść ten urok; poemat brzmiał w jego ustach zbyt absurdalnie. - Słuchaj, to tu... tu jest jakaś dziwna magia, musi być... - Maliny? Tylko to ich łączyło - nic nadto. - Co - wyrzucił tylko z siebie, kiedy olbrzym zaczął nachylać się nad nim mocniej, aż w końcu... pozostawił na jego czole cmok, zgodnie z jego prośbą; Marcela aż zamurowało - nie był w stanie ruszyć się o cal, zacisnął powieki, zmarszczył czoło i stał jak słup soli, unosząc przed siebie obie dłonie - Słuchaj, ja nie miałem tego na myśli - zaczął się tłumaczyć od nowa, ale ten znów odpowiedział mu wierszem - mówił naprawdę, czy zmuszała go do tego magia? Już sam nie wiedział, Tangie rzeczywiście też miała swoje dziwactwa. Próbował go uciszyć, wpleść cokolwiek swojego w jego słowa, nie dostrzegając nawet wzburzenia wśród policji - nie pojął też ni jednej aluzji we wierszu o malinach deklamowanym przez Hagrida. Początkowo nie chciał się ruszyć, kiedy ten go pociągnął - trochę obawiając się chyba zamiarów, zwłaszcza że kierunkiem były krzaki - ale nawet gdyby miał siłę, by mu się sprzeciwić, dostrzegł w końcu patrol. Szlag jasny, szybciej! Ale na szybko było już za późno - Hagrid wciągnął go w gęste krzaki, stopa potknęła się o stopę, ciało olbrzyma opadło na plecy, torując drogę w pędach malin - a Marcel spadł prosto na niego; złote kosmyki otulające jego twarz opadły bezwładnie, kiedy jego głowa zawisła nieznacznie wyżej ponad jego głową:
- Chwytasz owoc, zanurzasz w nim zęby na zwiady i podajesz mym ustom z miłosnym pośpiechem - wydobyło się z jego ust zamiast wyjaśnienia, a jego twarz przybrała barwy dorodnego buraka; szok był tak duży, że Marcel nie drgnął nawet, nie odsuwając się od towarzysza niedoli - wpatrywał się w jego ciemne oczy z rosnącym przerażeniem; kolce malin przecięły wzdłuż jego żuchwy długą ranę, podobne miał na przedramionach - pozostałe fragmenty ciała przysłoniły ubrania. Nawet ich nie zauważył, nie były głębokie.  - A ja gryzę i chłonę twoich zębów ślady, zębów, które niezwłocznie odsłaniasz ze śmiechem. - Zakończył, jak oparzony w popłochu ześlizgując się obok niego, wpierw tyłem, chwytając dłońmi obie skronie, poważnie rozważając wyrwanie sobie języka żywcem. - Nic nie zrobiłem! - zaprzeczył szybko, trochę pośpiesznie, urodził się, tylko tyle. - Oni łapią teraz za wszystko, ale ciebie pewnie nie złapią. Jesteś za duży, spieprzą na sam twój widok - dodał, obracając się w jego kierunku, podkurczając nogi pod brodę. Naprawdę w to wierzył, nawet jeśli chwilowa kryjówka w malinach nieco temu przeczyła. - Słuchaj, mówili ci że od tych malin są dobre podrywy na panny, tak? - przypomniał sobie jego słowa. - One działają, to dlatego, te słowa... - Odrzucił na bok gałązkę ogryzioną z malin, ostatni raz zrywał w tym chrzanionym mieście jagody. - Jagody rosną w lesie, tam jest ich miejsce, trzeba je było zostawić w spokoju! - wyrzucił z siebie ze złością. - Żadnych malin więcej, to pułapka - oświadczył. - Nie chciałem... nie chciałem tego... mówić - wydusił w końcu, bełkotliwie i niejasno - czerwiona twarz czerwieńszą stać się już nie mogła.  
 
rzut na malinke


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: W Malinowym Chruśniaku [odnośnik]21.02.21 15:43
- No na piwie, a na czym? - zdziwił się trochę. - A Ty co żeś jest taki skoczny? Może żeś się jakiejś dętki nażarł? Ja to bym tym dziecka nie karmił, ale dziecków nie mam, to też w sumie nie wiem. Mnie tam źle nie było, piwo dalej pije, mięso dalej jem, chociaż w górę już nie rosnę. Może wszerz w sumie, to by się zgadzało - zamyślił się, bo w sumie miało to jakiś swój sens wyszukany.
Jak chłopakowi alkoholu nie podawali to dobrze. Co prawda tę bajeczkę o piwie i mięsie to już któryś tam raz w życiu (setny co najmniej) sprzedawał, ale Hagrid naprawdę nie sądził, że pojenie niemowlaka piwskiem z butelki, to był dobry pomysł. Mleko matki pewnie lepiej się do tego sprawdzało, no i głowa pewnie nie bolała jak się za dużo wypiło. Ale z drugiej strony, nie sprawdzał, a przynajmniej nie pamiętał żeby sprawdzał, więc całe badania naukowe na mleko matki poszły w las.
- No ja jasne, że Hagrid, ta... Ale Ty to kto? Się żeś nie przedstawił - łypnął podejrzliwie na chłopaka. Żeby się zaraz nie okazało, że to jakiś ciemny typ spod ciemnej gwiazdy. Co prawda, nie wydawał się taki, zwłaszcza jak przed patrolem uciekał. Ciemne typy z takimi patrolami to raczej dobrze żyły. Chyba. - No raczej do mnie po nazwisku mówią, ale Rubeus Hagrid jestem - jakby to cokolwiek zmieniało. Samo imię o człowieku nie świadczyło, chociaż ten kto czasy w Hagrida w Hogwarcie zaliczył, to na pewno kojarzył tego głupiego półolbrzyma, co go ze szkoły za morderstwo wywalili. Perfidne kłamstwo, ot co. Ani głupi nie był, ani nigdy nikogo nie zamordował. A już na pewno nie w szkole! - Ty to młody szcz... - ...yl, chciał dokończyć ale się powstrzymał. - Młody chłopak jesteś, nie? W Hogwarcie był? - nie żeby chciał byś wścibski, ale jak chłopaczyna był mugolakiem czy coś, to nawet mógł młodemu pomóc. Jak go za krew ścigali, bo tak podobno teraz ten cały Londyn działał. Jak ktoś był mniej czysty niż dupki z Ministerstwa, to od razu był chłam i trzeba go było w powietrze wysadzić. Chołota taka. Rubeus co prawda do polityki nadawał się tak samo mocno jak żółw do wyścigów, ale trochę rozumu miał. Wiedział, że tak się nie godzi, żeby jeden człowiek od drugiego lepszy czy tam gorszy był.
Chłopak był mały i jakiś taki skoczny, Hagrid duży i toporny, a jednak teraz razem w krzakach leżeli, recytując sobie jakieś dziwne wiersze, które niewiadomo skąd się wzięły w ich ustach. Ludzie to jednak tacy sami byli. Pod powłoką rzecz jasna. Gdy wpadli w maliny to na całe szczęście chłopaczyna poleciał na Hagrida, a nie odwrót. Strach pomyśleć, co by się stało jakby półolbrzym miał młodzika przygnieść. Połamane kości pewno, ot co. Patrzyli jednak sobie w oczy jak gdyby nigdy nic, a ten znów zaczął recytować o owocach. Że niby Rubeus miał owoc sobie do ust wsadzić i tak mu go podać? Hagrid zmrużył oczy i nieco odsunął głowę, bo już byli na centymetry od siebie. Trochę to niekomfortowe było, ale przykrości nie chciał mu zrobić. Poprosił by się Rubeus uśmiechnął, bo chciał zobaczyć zęby. To już było dziwne... W końcu zeskoczył z Hagrida jak poparzony. Całe szczęście.
- I stały się maliny narzędziem pieszczoty tej pierwszej, tej zdziwionej..., która w całym niebie nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie - zaczął wpatrując się przerażony w chłopca. No w sumie podsumował... - Nie wiem co to ma znaczyć, ale jak od malin? To nie jest pierwszy raz jak ja maliny w życiu jem, ba! Nawet kiedyś żem ciastka malinowe chciał upiec, ale się potem okazało, że mąki nie miałem i nie wyszły. Ale to nic... Tamte maliny tak nie działały. To co te jakieś? Zaczarowane?! - teraz na poważnie się wystraszył i głębiej w krzaki wlazł, czołgając się trochę po ziemi. Maliny na swoje nieszczęście i nieszczęście Hagrida, mają kolce, które powoli zaplątały mu się we włosy i za nic nie szło tego odczepić. Łapy poraniły, twarz raz czy dwa haratnęły. - Weź mnie tu z tym pomóż, bo sobie zaraz kłaki powyrywam - wskazał na włosy, które przez swą długość kompletnie pomieszały się z gałązkami krzaczka. - I chcę się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty... - zmarniał na twarzy, przecież też nie chciał tego powiedzieć. - Jak to odczarować?!


rzut na malinki, wykorzystuje następny tekst z listy, bo ten już mówiłem



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: W Malinowym Chruśniaku [odnośnik]28.02.21 20:35
- Czego? - zmrużył nieznacznie oczy, czym była dętka? - Nawyk zawodowy - mruknął, zastanawiając się nad sensem jego pytania. Był skoczny, naprawdę? Za wysoko stawiał stopy? Powinien przyjrzeć się temu, kiedy będzie stawiał kroki wracając do domu. - Jestem cyrkowcem, z Areny  - dodał, gwoli wyjaśnienia, bo w istocie poruszał się nieco inaczej niż większość, płynniej, lżej, z prostą - idealną - postawą tancerza. - Akrobatą - mówił dalej - rzeczywiście trochę skaczę - przyznał w końcu, choć niechętnie, bo to by oznaczało, że w sumie to miał rację. - A ty? Skąd się tu wziąłeś, jeśli nie jesteś z nimi? Słuchaj, to nie jest najlepsze miejsce na spacer. Kiedy cię znajdą, będą kazali ci robić to, co robią tamci. - Skinął głową na zabudowę miasta, olbrzymy górowały nad budynkami. - Twój tata tez jest taki wysoki? Po kim to masz? - Pewnie nie powinien o to pytać, ale zapytał, choć już po pierwszej zaniepokojonej myśli miał ochotę się wycofać; jego myśli nie powinny umykać w takim kierunku, w jakim umknęły w tym momencie. No i klops, teraz mu już piwo nie pomoże - a szkoda, fajnie byłoby móc spojrzeć na kogoś z góry.
- A, tak - oprzytomniał, rzeczywiście zapominając o własnym imieniu. - Marcel - Pełnego nie miał zwyczaju podawać, nikt w ten sposób do niego nie mówił, nikt oprócz ojca przed laty. Nie wspominał tego z rozrzewnieniem. - Carrington - dodał, po lekkim zawahaniu, nazwiskiem dyrektora przedstawiał się od kilku miesięcy, odkąd ten zgodził się wziąć go pod opiekę, od tamtej nocy. Nikt nie powinien łączyć go z mugolami, to było zbyt niebezpieczne. Skinął lekko głową, chyba nieszczególnie urażony zapoczątkowanym szczylem. - Byłem - odparł, niezbyt chętnie. - Przez chwilę - uzupełnił zaraz, zupełnie niechętnie. - Pięć lat - Może to nie była taka chwila? A ty... Ty? Chodziłeś do normalnej szkoły? Masz... różdżkę? - Czy ktoś taki jak on był w stanie krzesać z siebie magię? Olbrzymy w mieście - dzięki Merlinowi! - tego nie potrafiły, a on pierwszy raz miał do czynienia z istotą taką jak Hagrid. Przedziwną, ale sympatyczną - ciągnęło go do takich ludzi, na Arenie chyba większość wykazywała podobne cechy. Hagrid wydawał się jednak przy tym dość prostolinijny, zupełnie jak Tangie, i chyba zmartwił się, że nie będzie w stanie się w tym wszystkim odnaleźć. Miasto nie było spokojne. Oparł tył głowy o korę pobliskiego drzewa, nogą przygniatając pobliskie krzewy, od niechcenia odsuwając od siebie plątaninę kolczastych pnączy.
Wciąż czuł zażenowanie - kiedy słuchał jego słów, erotycznej liryki głoszonej przez przerośniętego olbrzyma, coś zadrapało go w gardle - ledwie ucichły słowa Hagrida, podjął własne:
- Kto w chwili... pocałunków nie zagrzał swej dłoni na twych bioder naw... nawrzałej żądzą.... przegięcinie... nie potrafi określić upojeń tej woni, co z ciebie, jako z róży, snem potartej, płynie - wydukał, co najmniej trzykrotnie próbując zatrzymać język - lecz słowa płynęły same, bezwiednie, przywołując na twarz czerwony szkarłat; mógłby zapamiętać te słowa, wypowiedzieć je w odpowiedniej chwili i w zdecydowanie innym towarzystwie. - Chrzanić maliny, Hagrid, to te pieprzone krzaki. Wstawaj, idziemy - Podniósł się, bez przekonania, wspierając się ręką o pobliskie drzewo; czujnie wyjrzał w kierunku, z którego nadchodził patrol - upewniając się, że nikogo tam nie widział. - Nie chcesz, słyszysz mnie? Nie chcesz się powtarzać! - Tak jakby rozmowa z bezwiednie wypowiadanymi słowy miała głębszy sens. Czuł, że jego twarz wciąż była czerwona. Nie czuł się z tym komfortowo. - Chodź na piwo, może przejdzie jak czkawka. Byłeś kiedyś w Parszywym Pasażerze? - Musiał tylko wepchnąć sobie coś do gęby, żeby nie wypalić podobnym tekstem do pani Boyle. Przystanął za nim, chwytając palcami jego czarnych jak noc włosów, rzeczywiście potwornie zaplatały się w pobliskie gałęzie. - No już, już... zaraz będziesz wolny - obiecał, delikatnie usuwając z włosów wygięte pędy malin, jeden po drugim, z dokładnością z jaką zwykł usuwać cekiny z włosów scenicznych partnerek - miał w tym doświadczenie - więc wkrótce oswobodził olbrzyma, możliwie jak najdelikatniej.  
 

malinka


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: W Malinowym Chruśniaku [odnośnik]14.03.21 3:53
No jak to czego? Hagrid aż się spojrzał, jak na jakiegoś słabo rozgarniętego, ale szybko też otrząsnął się, bo nie należało tak myśleć o nowo poznanych. Jego też przecież za głupka mieli i to nie raz, nie dwa. Ale to nic. Nie to się liczyło, bardziej to, co w sercu.
- No dętka taka - machnął wielką łapą naśladując kształt koła. - Co to do rowera wsadzasz i masz, no - przecież to jasne było, jak słońce na niebie. Skąd ten chłopak się urwał? No i okazało się, że z cyrku. Półolbrzym zmarszczył jeszcze brwi, wytężając minę, jakby czytał coś bardzo trudnego i to dodatkowo małymi literkami, które nawet jego duże oko, dostrzec nie było w stanie. Cyrkowiec znaczy się klaun? No zabawny koleżka w sumie był, ale przecież śmieszniejszych też widział i to nie raz, nie dwa. Taki Harri Rice, co w tartaku to już z dwie dekady robił, to dopiero wyszukane żarty miał.
- O ja znałem takiego klauna śmiesznego, znaczy, on klaunem z zawodu nie był, ino drwalem, tak jak ja, żem se jest. Ale to on gadał, że jak garbaty ślepego spotkał, to się garbaty tego ślepego pyta, czy z plecakiem na wycieczkę idzie, a ten ślepy mu, że nie. Znaczy nie... Jak to szło...? - speszył się z deczka. - A ten ślepy, że nie widzi! Ta - boki szło zrywać, na pewno chłopak myślał to samo. Dopiero jak się okazało, że to akrobata, i tak naprawdę to on po jakiś linach czy innych wywijasach skacze, to Hagridowi zaimponował i to tak porządnie. Sam nigdy zwinnością się popisać nie mógł, bardziej był jak taki słoń w składzie przepowiedni. Peszek. - Skąd? No, żem przylazł. W Londynie podobno to rąk do pracy brak, a roboty jest, to żem se pomyślał, że no może to pomysł dobry. A ty miejscowy, czy co? - chłopakowi nie chciał zdradzać, że na front idzie. Tonks go przecież uczulał, że może nie każdemu. No dobra. Zwłaszcza jak kolejne pytania nieco z tropu Hagrida zbiły. Znaczy się, no do szkoły normalnej chodził. Jak to nienormalna była? No, chyba że Hogwart to ten nienormalny, ale to by było bardzo brzydkie stwierdzenie. - Ja trzy, ta... No, to tam szkoła ważna, ale nie aż tak, nie? Różdżkę gdzieś tam no, eee - zawahał się jeszcze czy się przyznać, czy nie. - No chyba mnie ten, no gdzieś jest pewno, ta - ukrywanie prawdy szło mu nieco lepiej niż kłamanie, ale przecież nie mógł się tak po prostu przyznać, że mu na trzecim roku złamali, tuż po tym jak o morderstwo mugolaczki oskarżyli. Zresztą, to prawda nie była, ale nikt oprócz Dumbledore'a słuchać nie chciał. To i po co teraz ktokolwiek miałby nowy słuchać? Lepij było nie mówić, ot co. Chociaż do chłopaka dziwnie się zbliżył. Taki skok w malinki to nie każdy pewnie robił, a chociaż łączyło ich niewiele, a różniło sporo, to chyba i nawet taką nitkę porozumienia nawiązali. Zwłaszcza gdy razem w tej dziwnej niedoli byli, że ich coś w środku zmuszało do dziwnego gadania. Poezja? Tak to się chyba zwało. Tylko jakoś tak dziwnie, jakby wstyd na twarz półolbrzyma spłynął. To, co miało przyjść później... No tego się nie spodziewał.
- Zazdrość moja bezsilnie po łożu się miota: kto całował twe piersi, jak ja, po kryjomu? - aż się złapał za usta, co by nic więcej z nich nie wypłynęło. - To nie ja! - po raz kolejny zaprzeczył, ale ile razy można było, skoro czar dalej działał? Czy tak do końca życia będzie? - Czy jest wśród twoich pieszczot choć jedna pieszczota, której, prócz mnie, nie dałaś nigdy i nikomu? Słuchaj mnie! Ja od ciebie pieszczot żadnych nie chce... Piwo za to - roześmiał się pod wąsem. - Oj piwerko to tak. Parszywego nie byłem, ale też tam lezę właśnie, roboty tam będę szukał. Że kogoś do ochraniania podobno by chcieli, tak żem słyszał od takiej miłej pańci, to lezę. A to ładny lokal? - na pewno ładny. Frances mówiła, że ładny, a przecież tej to dobrze z oczu patrzyło. Gdy Marcel mu te kłaki z krzaków wyplątał, faktycznie - wolny był. Oby jak najdłużej ta wolność, bo nic tak nie cieszyło jak ona.

malinka



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: W Malinowym Chruśniaku [odnośnik]20.03.21 23:14
Przez chwilę przyglądał się półolbrzymowi z konsternacją, oczyma wyobraźni widząc zgniatający się ja harmonijka rower, na którym siada ten gigant: nie potrafił pozbyć się tego widoku, a jednocześnie nie chciał wcale o nim myśleć.
- Nie jestem klaunem - zaprotestował od razu, nieco obruszony, sztuka, którą uprawiał, wymagała niezwykłego talentu i ogromu ciężkiej pracy, nie lubił porównywania jej do najbardziej prymitywnych występów. Dzieci lubiły klaunów, inne płakały na ich widok, ale żaden klaun, którego znał, nie kochał tego co robił równie mocno co on - to co szczęśliwe na scenie wydawało się niesamowicie smutne w życiu; usta drgnęły na mało wyszukany żart, w gruncie rzeczy wydawał się w porządku. - Miejscowy - przytaknął, niechętnie, bo choć kochało to miasto, to ostatnim czasem marzył, by mógł się urodzić w jakimkolwiek innym miejscu. Możliwie daleko stąd. - W mieście jest pełno... olbrzymów - Powinien użyć innego słowa? Zawsze był otwarty na odmienność, nic nie uczyło tego równie skutecznie, co cyrkowa arena. - Większych od ciebie - dodał, bo Hagrid rzeczywiście na ich tle nie wyróżniał się aż tak. - Pilnują miasta, będziesz się rzucał w oczy - dodał z zastanowieniem, chyba trochę zmartwieniem, bo nie był pewien, jak zareagują na niego służby. Dziś umrzeć można było na ulicy - tylko za krew. Trochę migał się od odpowiedzi odnośnie szkoły, ale Marcel nie drążył, wyczuwając, że jest to temat, od którego wolałby czym prędzej uciec. Niech i tak będzie, każdy miał przecież swoje sekrety.
Ale może nie aż takie - jego twarz spłonęła rumieńcem, kiedy zaczął mówić o całowaniu piersi w łożu, a jego usta wygięły się bezwiednie, wypowiadając kolejne frazy pięknego co prawda, ale raczej wstydliwego erotyku:
- Kto ustami w nóg twoich nie wdumał się dreszcze, nigdy dość nie wysłowi twych oczu omdlenia, a choćby je dzień cały badał bez wytchnienia, nie wypatrzy z nich tego, co ja z nich... w-wypieszczę - Nie wierzył, że to powiedział, miał ochotę wepchnąć sobie do gardła różdżkę tylko po to, żeby przestac mówić; wzdrygnął się niespokojnie, nie, on też nie chciał od niego żadnych pieszczot. - Daj spokój. Nie mówmy o tym - zgodził się z nim bez zawahania, odwracając głowę gdzieś w przeciwną stronę; z chwili na chwilę robiło się coraz bardziej niezręcznie; w zasadzie czuł sympatię do tego gościa, ale recytowany wiersz nieco zaburzał atmosferę. - To stara i brudna tawerna nad Tamizą - rzucił, zbierając się w drogę. Jeśli Hagrid i tak tam zmierzał - mieli po drodze. - Zaprowadzę cię i przy okazji się czegoś napijemy - W zasadzie nie dziwiło go, że szedł do pracy jako wykidajło - ktoś taki jak on będzie musiał budzić respekt wśród miejscowych moczymord. - Kiedy zaczynasz? - zagaił, kiedy ruszali już w dalszą drogę - zastanawiając się, czy jeżeli sprowokuje wymioty i wyrzuci z siebie te pieprzone maliny, to przestanie wreszcie mówić jak poeta.

malinka

/zt x2 :pwease:


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

W Malinowym Chruśniaku
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach