Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]17.09.19 18:16
First topic message reminder :

Kuchnia

Ciepłe miejsce. Łatwo się jednak domyślić, że panuje tutaj chaos niemniejszy niż w pozostałych częściach tawerny. Między parującymi wściekle garami przemyka stara kucharka, klnąc na prawo i lewo. Pod jej ciężkim pantoflem umierają niezdarne karaluchy, a jej zbyt długa spódnica wyciera z drewnianych podłóg tłuste plamy. Gorące opary wsiąkają w prujące się szmaty, a tamten owinięty wokół jedynego okna kawałek brązowej zasłonki dawno już zesztywniał w brudzie. W kącie piętrzy się stos niedomytych naczyń, a oparta o półkę miotła misternie zamiata pod mebel kupkę gnijących obierków i robaczych pancerzyków, gdy już ostatni pracownik opuści pomieszczenie. Powystawiane na długim, lepkim blacie słoiki chowają niestworzone rzeczy i nikt do końca nie wie, czy warto tam zaglądać. Rozgrzana do czerwoności kuchenka paruje czarną mgłą, a spoczywająca gdzieś między skrzyniami porcelanowa kura do dziś nie odsłoniła swojej tajemnicy. Powiadają, że jej przybycia nie pamięta najstarszy pracownik, ale nikt nie ośmielił się jej stamtąd ruszyć.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:28, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kuchnia [odnośnik]21.11.20 15:06
|Powiedz mi jaka data Tobie odpowiada

Musiała uciec na chwilę od klientów, którzy właśnie zaczynali trzecią zwrotkę swojej  ulubionej sprośnej piosenki. Nie mówiąc o tym, niektórzy zaczęli rzucać się butelkami, a piwo lało się po niemal całej podłodze. Odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, kiedy z hukiem zamknęła drzwi. Miała dosyć wszystkiego, a najbardziej Parszywego Pasażera. Chociaż… każdego dnia miała dosyć tego lokalu, ale i tak w nim pozostawała. Mimo wszystko żałowała, że zwyczajnie nie uciekła z Anglii, wtedy kiedy miała taką możliwość i nie wróciła do Niemiec. Byłoby jej ciężko, ale jakoś by dała sobie radę. Jakoś. Przeklinała dzień, w którym poznała, a następnie wyszła za przeklętego Boyle’a. Tym bardziej przeklinała dzień, w którym przekroczyła próg tego parszywego dobytku. Teraz było za późno, żeby zrobić cokolwiek. Chyba, że…
Nie, nie byłaby w stanie. Nie była przecież tego typu osobą, nawet kiedy groziła, że zrobi coś takiego. A może jednak? Tylko jak? Westchnęła ciężko. Nie, nie. Szybko pożegnała swoje myśli i przysiadła na krześle, żeby choć trochę odpocząć od ciągłego stania. Wpatrywała się długo w kurę, która stanowiła dla niej zagadkę od kiedy tylko stanęła przy przeklętej kuchence. Nadal rozmyślała jak ją otworzyć. Nigdy nie znalazła odpowiedzi. Nie wiedziała też, co może się tam kryć. Pieniądze? Trucizna? Coś wartościowego? A może ten śmierdzący alkohol, który uwielbiał pan Boyle? Sięgnęła po tajemniczą kurę i zaczęła ją obracać w dłoniach, po raz tysięczny próbując znaleźć sposób na jej otworzenie. Może powinna się skontaktować z kimś, kto zajmował się klątwami? Ale wtedy musiałaby albo zapłacić, albo podzielić się zawartością. Kura z powrotem wróciła na swoje miejsce.
Drzwi nagle się otworzyły, a ona już miała zacząć wyzywać pracowników za przeszkadzanie jej w pauzie, gdy nagle zauważyła wielką sylwetkę, ledwo mieszczącą się pod sufitem. Brodaty mężczyzna i barmanka stali przed nią, a ona zamiast cokolwiek powiedzieć cały czas przyglądała się wielkoludowi i wytrzeszczała swoje piwne oczy. Nie potrafiła zbić swojego zaskoczenia z twarzy. Dopiero wtedy usłyszała od pracownicy, że mężczyzna przyszedł w sprawie pracy, co spowodowało u niej reakcję:
Jaką pracę? – Zapytała trochę nieprzyjemnie, ale wynikało to raczej z przyzwyczajenia do tego typu tonu niż z tego, że chciała być niemiła. Gdy była zbyt miła nikt nie chciał jej słuchać. Na tę chwilę zupełnie zapomniała o liście Frances. Chwilowy zanik pamięci, spowodowany zaskoczeniem i tym, że dzisiejszy dzień był dla niej co najmniej ciężki, nic specjalnego. Przestraszona barmanka zamiast wytłumaczyć o co chodzi uciekła. Dorothea wywróciła oczyma. Na Merlina, z kim musiała pracować. – Jak się nazywasz, chłopcze? – Jej ton jak gdyby złagodniał, w obawie że mężczyzna pobiegnie za barmanką. Wstała z krzesła, wygładziła swoją długą, czarną suknię i poprawiła koka na swojej głowie. Aby dostrzec twarz mężczyzny musiała dosłownie się odchylić. Wyglądał na dość młodego, ale matko kochana, nigdy nie widziała olbrzyma na swoje żywe oczy.



nectar and balm
Dorothea Boyle
Dorothea Boyle
Zawód : Szefowa Parszywego; tarocistka
Wiek : 47
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Nie patrzcie na mnie, żem śniada, że mnie spaliło słońce.
Śniada jestem, lecz piękna.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t8286-matilda-dorothea-boyle#239983 https://www.morsmordre.net/t8307-friedel https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8309-skrytka-bankowa-nr-1867#240509 https://www.morsmordre.net/t8308-d-boyle#240506
Re: Kuchnia [odnośnik]21.11.20 20:03
19 lipca 1957

Londyn był dziwny, ot co. Rubeus zapamiętał go jedynie z ulicy Pokątnej, tatko wolał go zresztą zabierać na wycieczki do lasu niż do stolicy. To jednak co tam zastał było inne, niż wszystko co widział do tej pory. Spodziewał się frontu, chociaż Tonks uświadomił go, że może to wyglądać inaczej. Jednak widok olbrzymów na ulicach, dziwnych trupów, magii i innych wariackich rzeczy... tego się nie spodziewał.
Przemknął ulicami starając się wyglądać zupełnie przeciętnie, chociaż sam nie był pewien czy stara się bardziej upodobnić do olbrzymów czy do czarodziejów. Hagrid wiedział gdzie szukać portu, orientacje w terenie miał zresztą całkiem dobrą, a poza tym, wystarczyło iść wzdłuż rzeki i kiedyś dotrzeć, najlepiej niezauważonym. Parszywy Pasażer śmierdział trochę gorzej niż tawerny do których przywykł podolbrzym. Dymu było tu trochę więcej, alkohol był trochę mocniejszy. Idealnie miejsce dla typów spod ciemnej gwiazdy, więc i pewnie pracy było dużo. Już przy wejściu Hagrid ujrzał grupę nawalonych chłopów którzy śpiewali jakieś sprośne piosenki. Jak w domu, cholibka. Sam nie wiedział ile ryzykował pojawiając się tutaj. Oczywiście miła Frances obiecała, że wyśle list i załatwi mu rozmowę o pracę, która byłaby jak spełnienie marzeń, ale jeśli by tego nie zrobiła... Los Rubeusa mógł szybko okazać się jeszcze bardziej parszywy niż sam Parszywy Pasażer.
- Pani Boyle? - zapytał barmanki, która przez chwilę musiała odnaleźć jego twarz wyżej niż się spodziewała. - Pani Boyle ja szukam, bo ja w sprawie pracy - uśmiechnął się.
Barmanka nie reagowała na jego obecność tak jak wszystkie mugolskie barmanki, była o wiele mniej przerażona, chociaż wystarczająco zdziwiona by za dużo nie powiedziała. Kiwnęła tylko głową by ten poszedł za nią, a Hagrid starając się nie uderzyć nikogo barkiem posłusznie kierował swe kroki za panią aż weszli do kuchni gdzie jak się okazało, stała ta Pani Boyle której szukał.
- Pani, ja jestem Rubeus Hagrid. Hagrid po prostu - kiwnął głową. - Frances mówiła, że jakbym tu przeszedł i do Pani zagadał to ona da znać, bo ja że pracy bym może chciał szukać, bo to wie Pani czasy takie, że Frances mówiła, że Pani może pracy dać, bo tu to może się przydać do pracy taki ja - wyrzucił z siebie splotek bliżej niezrozumiałych słów.
Takie rozmowy były stresujące, gdy starał się wypaść dobrze to gubił język w gębie.
- Tu u Was widzę chłopów dużo, pewno afery, a ja siłę mam, mogę pokazać jak się zachować - uśmiechnął się jeszcze. - Jakby Pani taki ja był potrzebny, to ja ręce całować będę, bo to czasy takie, że o prace ciężko, cholibka.



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Kuchnia [odnośnik]22.11.20 18:10
Kimkolwiek był olbrzym, znał jej nazwisko. To trochę ją zmartwiło. Zaczęła się zastanawiać czy kiedykolwiek oszukała jakiś olbrzymów na alkoholu albo pieniądzach… Skoro jednak nie potrafiła sobie przypomnieć takiego momentu w swoim życie to zapewne niemiał on nigdy miejsca. Uspokoiła się dopiero wtedy, kiedy usłyszała krótkie wyjaśnienie obecności mężczyzny w Parszywym.
Nie odpowiedziała mu jednak uśmiechem na uśmiech. Przyzwyczajenie do krętaczy i towarzystwa spod ciemnej gwiazdy nakazywało jej być ostrożnym. Była w tym biznesie przez kilkadziesiąt lat i opiekła się na wielu ludziach. Nie mówiąc o tym, że ledwo jegomościa rozumiała. Była przecież Niemką… i nawet jeżeli żyła w Anglii te ponad dwadzieścia lat, miała problem ze zrozumieniem mowy nieznajomego. Musiała całkiem nieźle wysilić swoje ucho i mózg, żeby nie zgubić się w tym, co mówił. Przyglądała mu się uważnie i marszczyła czoło, jak gdyby próbując zrozumieć jakiej pracy szukał.
Co miała z nim zrobić? Wszystko stało się jasne dopiero wtedy, kiedy wypowiedział imię Frances. Natychmiast przypomniała sobie o liście, co sprawiło że jej wyraz twarzy złagodniał. No tak, obiecała swojej ulubienicy, że pomoże mężczyźnie. Tylko jak? Lustrowała go wzrokiem od głowy do pięt i z powrotem, wyraźnie wysilając przy tym swoją szyję. Rubeus miał rację co do tego, że mógłby poradzić sobie z klientami i przynajmniej ograniczyć ilość afer, która miała tutaj miejsce. Z tą wielkością i zapewne siłą byłby w stanie zaprowadzić odrobinę porządku do tej jednej wielkiej dziury. O ile oczywiście miał jej słuchać i nie zamierzał sam wdawać się w bójki.
Pracowałeś kiedykolwiek w barze? Jakie masz doświadczenie? – Zapytała, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o przeszłości. – Miałeś problemy z prawem? – Wypytywała. Wyglądał jej na uczciwego i skromnego, ale mimo wszystko chciała mieć pewność, że nie zamierzał sprowadzić swoją osobą jeszcze więcej problemów do Parszywego. Wygląd mylił. Przekonała się o tym wiele razy w przeszłości. Ale Frances nie mogła się mylić.
Boyle rozmyślała chwilę nad całą tą sytuacją. Czy aby na pewno mogła mu zaufać? Zanim zdołała sobie odpowiedzieć na pytanie, barmanka wpadła ponownie do kuchni, tym razem informując o bójce, która została wszczęta przez jednego z marynarzy. Matilda przymknęła na chwilę oczy, próbując zapanować nad swoimi nerwami. Oby tylko szafa grająca nie została zupełnie zniszczona i oby tylko nie zaczęli sikać po ścianach.
Masz szansę się wykazać. Jeżeli ci się uda, dostaniesz pracę – stwierdziła. – Wtedy porozmawiamy o zarobkach – dodała, mając nadzieję, że to jeszcze bardziej zmobilizuje olbrzyma do działania.
Sama zastanawiała się nad tym czy aby dobrze zrobiła proponując mu sprawdzenie się na marynarzach. Oby nie skończyło się to całkowitą dewastacją lokalu… oby. Kiwnęła w stronę barmanki, chcąc w ten sposób zmusić ją to zaprowadzenia prawdopodobnie nowego członka załogi do miejsca zdarzenia.



nectar and balm
Dorothea Boyle
Dorothea Boyle
Zawód : Szefowa Parszywego; tarocistka
Wiek : 47
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Nie patrzcie na mnie, żem śniada, że mnie spaliło słońce.
Śniada jestem, lecz piękna.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t8286-matilda-dorothea-boyle#239983 https://www.morsmordre.net/t8307-friedel https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8309-skrytka-bankowa-nr-1867#240509 https://www.morsmordre.net/t8308-d-boyle#240506
Re: Kuchnia [odnośnik]22.11.20 19:04
Takie rozmowy były bardzo stresujące, zwłaszcza gdy chciało się wypaść dobrze. W lesie zresztą było inaczej, drwale byli prostsi niż takie dostojne panie jak Pani Boyle. Hagrid czuł więc suchość w ustach, którą chętnie zabiłby dobrym piwkiem, albo najlepiej dwoma. Miał jednak w sobie na tyle zdrowego rozsądku by szybko wyrzucić z głowy takie myśli. Jeśli Frances miała rację i miał nawet malutką jak paluszek u nogi szansę na dostanie takiej fuchy jak praca w Parszywym Pasażerze, to nie zaprzepaściłby takiej okazji. A już zwłaszcza, że Tonks chciał mieć swoje oczy w porcie. To było wyróżnienie, by móc pomagać takiemu aurorowi jak Tonks i to w takiej słusznej sprawie. Trzeba się było postarać.
- Pani ja żem całe życie w lesie robił - przecież nie kłamałby. - Ale co żem w barze spędził to moje, a i pomagać czasem trza było jak jakieś głupki awantury robiły. - właściwie co sobotę coś się działo i co sobotę Hagrid albo rozdzielał albo lał po mordzie. - Ja wim, że awantury nie dobre dla byznesu, bo to klientelę odstraszyć może, to też jak żem w Keswick jeszcze był, to rozdzielać zwykle rozdzielałem - taka prawda. - Ale w mordę też umiem dać jak trza. Ja dużo nie potrzebuje, byle co do gara włożyć.
Drugie pytanie było cięższe. Hagrid nie rozmawiał o tym co mu się przydarzyło za często. Co się zresztą dziwić, takie historie przyjemne nie były. Wredne oskarżenia na Aragoga, a w końcu na samego Rubeusa nie miały podstaw, Aragog nikogo by nie skrzywdził.
- Żeby z mojej winy to nigdy nie! - przysiągł kładąc dłoń na sercu. - Ale żem kiedyś w Hogwarcie się uczył i tam mnie na zbity pysk wywalili, bo żem pająka trzymał. Niesprawiedliwość zwykła, o! Ale tak to nic nigdy.
Zwykle w takich tawernach prawem się nie przejmowali, to musiało być o wiele porządniejsze miejsce niż zdawało się na pierwszy rzut oka, przynajmniej w myślach Hagrida, gdy musiał opowiedzieć o swoich problemach z prawem. Może i tu jakieś szychy przychodziły, co to przed nimi trzeba było dobrze pachnieć i wyglądać.
- Ja krawata mogę ubrać jak to tutaj potrzeba, pracy się nie boję, a co... Jakby co trzeba było przynieść to też przyniosę. Tu najwięcej klientów to pewno w łykendy siedzi? Bardzo ładna to jest tawerna, bardzo ładna. Pani sama stroiła?
Wieści o dziejącej się obok bójce zapaliły w oczach Rubeusa małe ogniki, takie same jak paliły się w piekarniku gdy piekł ciasteczka. Instynkt mówił by leźć tam i lać w mordy, ale rozsądek na szczęście wygrywał u półolbrzyma (zwykle). Tym się właśnie różnił od normalnych olbrzymów, a nawet od własnej matki. Pani Boyle, nie wiedział czy na widok tego zapału w oczach, czy z samej siebie, stwierdziła jednak, że to dobra okazja by się wykazać. Ba, najlepsza! Hagrid kiwnął głową z uśmiechem na twarzy i za małą barmanką wyszedł z kuchni w stronę krzyków. Rzeczywiście, na środku sali dwóch wiotkich facecików dawało sobie akurat po mordzie. Wystarczyły jednak trzy potężne kroki by mógł się znaleźć obok nich.
- Hola, hola! - złapał tego bardziej awanturującego się za fraki odsuwając go na bezpieczną odległość na wyciągniętej prawej. - To jest pożądny port, a nie, wasza psia mać, melina - złapał drugiego za twarz.
Mężczyźni stali tak dobre 2-3 metry od siebie. Jeden trzymany za kołnierz kurtki, drugi prosto z głupi pijacki pysk. Gdy pierwszy stanął jak wryty wpatrując się tylko w twarz Hagrida, drugi próbował zerwać z siebie jego palce przez które nie widział nic.
- Przeprosicie Panią - wskazał głową na barmankę - A potem dacie jej napiwek i w podskokach będziecie spieprzać.
Rubeus przez chwilę zapomniał, że to nie jest mugolska tawerna, a moment w którym doszło do niego co się rzeczywiście dzieje wywołał dziwne uczucie w żołądku, tak jakby miał rzygnąć prosto na podłogę. Trzymał w obu rękach czarodziejów. Czarodziejów, którzy mieli różdżki i mogli go zaatakować w następnej sekundzie, jeśli tylko by chcieli.



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Kuchnia [odnośnik]23.11.20 20:08
Jeżeli Rebus mówił prawdę, że całe życie pracował w lesie – a było to całkiem realne, biorąc pod uwagę to kim był – to zapewne miał w sobie dużo siły. A siła była jej potrzebna, choćby do przerzucania beczek z alkoholem… no i do utrzymywania kontroli nad wątpliwą klientelą. Mogła rzecz jasna korzystać z uroków, ale zapewne dla takiego kawała chłopa nie byłoby to tak męczące. Może… może mogłaby odebrać wszystkie swoje długi z pomocą olbrzyma… właściwie półolbrzyma, bo przypomniała sobie, że tak go przedstawiła Frances w liście.
Podobało jej się to, że miał w sobie tyle optymizmu. Ona zgubiła go wiele lat temu, ale wraz z jego pojawieniem się otrzymała iskierkę nadziei. Zdawał sobie sprawę z sytuacji i sam powiedział, że miał doświadczenie w rozdzielaniu osób. Na jej twarzy pojawił się rzadko kiedy widziany uśmiech, kiedy tylko usłyszała o „daniu w mordę jak trza”. Szybko jednak spoważniała. Nie lubiła pokazywać swoich emocji.
Pytanie o problemy z prawem było ciekawskim pytaniem. Chciała zwyczajnie wiedzieć na czym stoi i czy w jej lokalu miało pojawiać się Ministerstwo. Wiele jej pracowników zrobiło w przeszłości jakiś błąd, a czasem nawet wciąż świadomie łamali prawo. Wychodziła jednak z założenia, że była w stanie zaakceptować wszystko, o ile ktoś miał ją szanować. Mimo wszystko informacja o tym dlaczego wyrzucili Rubeusa z Hogwartu sprawiła, że Boyle na chwilę przymrużyła oczy, jak gdyby chciała go prześwietlić wzrokiem (co przecież było niemożliwe). Czy dobrze by zrobiła, gdyby go przyjęła? Był jednak szczery, a to sobie ceniła.
Yhm… – przytaknęła tajemniczo. – Nie, nie, krawat nie będzie potrzebny. Przynajmniej nie teraz – ostatnie zdanie dodała ciszej. Wciąż marzyła o lokalu, w którym miał zapanować porządek, ale na tę chwilę zapewne nie było to możliwe. – Musiałbyś też przynosić beczki z alkoholem i pomagać z cięższymi przedmiotami. Być może znalazłabym dla ciebie kilka innych zadań.
Pytanie o wystrój sprawiło, że poczuła się okropnie. To, co przedstawiał Parszywy było tragedią, której się wstydziła. Była wściekła za każdym razem, kiedy ktoś postanowił „przefarbować” ściany lub pobrudzić podłogi. Chciała przecież lokal był czyściusieńki, ale nigdy na to nie pozwalali jej klienci, a przez to dostawała szewskiej pasji.
Razem z klientami… niestety – odpowiedziała mężczyźnie z ciężkim westchnięciem. Oddałaby całe swoje oszczędności, żeby tylko zapanował tutaj porządek.
Wiadomość o kolejnej bójce wyraźnie ją zirytowała. Podążyła za półolbrzymem do głównej sali. Idąc, zastanawiała się czy aby dobrze zrobiła, że poprosiła go o natychmiastową akcję. Chyba nie zamierzał nikogo zabić, prawda? Czy w ogóle potrafił zapanować nad swoją siłą? Merlin tylko wiedział jaką miał siłę w tych swoich dłoniach, ale na pewno ogromną. Nie chciała znowu ścierać krwi z podłogi, a tym bardziej jakiejś części ciała. Nie chciała też mieć problemów z władzami. Przy wielkoludzie marynarze wyglądali jak małe kukiełki. Przymknęła na moment oczy, kiedy olbrzym ruszył do akcji, nie chcąc widzieć jak miało się to skończyć… W ciągu kolejnych kilkunastu sekund nie usłyszała jednak żadnego chrupnięcia. Czy to wszystko? Niepewnie otworzyła oczy i ku swojemu zaskoczeniu, sytuacja została opanowana bez użycia siły. To znaczy… bez mordobicia.
Wciąż nie dowierzała temu, co widziała. Spoglądała na Rubeusa niczym na bohatera z opowiadań z dzieciństwa. Frances jej nie zawiodła. Jak bardzo była jej wdzięczna! Odetchnęła z ulgą i podparła się o bar. Z rozbawieniem spoglądała na przepraszających ją awanturników. Zabawne. Nigdy nie byłaby w stanie sama załatwić sytuacji bez użycia różdżki. Wyciągnęła w stronę mężczyzn popielniczkę, do której mieli wrzucić napiwek, a potem z jeszcze większym rozbawieniem patrzyła jak uciekali. Podeszła do olbrzyma, by lepiej przyjrzeć się drzwiom, które się zamykały, a następnie zaczęła przeliczać monety.
Dogadajmy się co do wypłaty – rzuciła w jego stronę, a następnie wróciła do kuchni, gdzie przysiadła za chybotającym się stołem.



nectar and balm
Dorothea Boyle
Dorothea Boyle
Zawód : Szefowa Parszywego; tarocistka
Wiek : 47
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Nie patrzcie na mnie, żem śniada, że mnie spaliło słońce.
Śniada jestem, lecz piękna.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t8286-matilda-dorothea-boyle#239983 https://www.morsmordre.net/t8307-friedel https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8309-skrytka-bankowa-nr-1867#240509 https://www.morsmordre.net/t8308-d-boyle#240506
Re: Kuchnia [odnośnik]24.11.20 12:40
O jaki dumny był z siebie Hagrid gdy na twarzy tej eleganckiej pani Boyle pojawił się uśmiech rozbawienia. Takie chłopki nie były wyzwaniem, zwłaszcza, że jak widać było, różdżek nawet wyciągnąć nie potrafili. Mugolskie knajpowe rozbijaki nie mieli za wiele opcji na poradzenie sobie z siłą półolbrzyma, ale ten spodziewał się więcej po takich czarodziejach jak te co siedziały w Parszywym Pasażerze. Poskutkowało jednak złapanie za fraki i spieprzali gdzie pieprz rośnie zostawiając wcześniej napiwek w popielniczce pani Boyle. Głupi czasem Ci czarodzieje.
- Sio! - krzyknął jeszcze gdy drzwi się zamykały i wyszczerzył zęby do Pani Boyle, po czym podążył za nią do kuchni.
Chyba ta rozmowa o pracę poszła mu całkiem nieźle, tak na pierwszy rzut oka.
- Wypłaty to wie Pani - Hagrid poczuł, że pocą mu się ręce. - To Pani wie wypłaty...
Rozmowy o pieniądzach były bardzo stresujące. Co jak powie za dużo? A co jak powie za mało? Właściwie monety w kieszeni nie były mu zbyt przydatne same w sobie, o wiele bardziej potrzebował ciepłego jedzenia i piwa od czasu do czasu, góra pięć dziennie.
- Pani mi dużo nie trzeba. Co by wikt był, co by się napić miał czego i gdzie łeb położyć - wydawało się to uczciwą propozycją. - Jakbym tak tu mógł czasem do brzucha cosik wrzucić i gdzieś w kanciapie spocząć to mi wypłaty ni trza.
Przez chwile nawet miał wrażenie, że poprosił o za dużo. Hagrid nie był za dobry w przeliczaniu swojej pracy na pieniądze, ile dostał od mugoli tyle brał, nie wybrzydzał i nie narzekał. Nikt go przecież finansów nie uczył. Odwrócił wzrok co by w oczy Pani Boyle nie patrzeć, ta kobieta nawet trochę go przerażała, a już zwłaszcza gdy to od niej tak dużo zależało. Propozycja była dobra i wystarczająca, ale z drugiej strony jednak coś Tonks przeta o sowie mówił, a skąd taką sowę kupić jak pieniędzy nie ma? Przecież Rubeus nie chciałby nikogo okraść. Było jednak trochę za późno na dodawanie kolejnych warunków, skoro nie było wiadomo czy na te właścicielka Parszywego Pasażera w ogóle przystanie.
- I mogę zaczynać choćby zara, Pani! - nasłuchiwał czy z sali dochodzą kolejne krzyki afery, ale wydawało się dość spokojnie. - Beczki nosić to nie problem, czy tam jakieś dostawy odebrać nawet. Ja mam Pani dwa talenty - uniósł do góry dwie pięści. - Talent pierwszy, talent drugi, hehe.
Może i mądrością nie grzeszył, ale pary to miał jak trzech chłopów. W takim porcie i w takiej ładnej knajpce na pewno siła mogła się przydać nie tylko do lania po mordach klienteli bardziej awanturującej się, ale i co by keg przynieść, a może nawet do sufitu jakieś deski przybić.
- Frances dużo dobrego o Pani mówiła, tylko wspominała co bym ja z Panem Boylem nie gadał, bo mnie w kłopoty jakie wpędzi. To ja bym wolał bez kłopotów, bo to wi Pani jakie czasy - sam przecież do końca nie wiedział.
Domyślał się.



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Kuchnia [odnośnik]28.11.20 19:40
Nie dowierzała w to, że sprawa zostanie tak łatwo i szybko załatwiona. Wpatrywała się dość długo w postać olbrzyma, który w głównej sali (jak się zdawało) miał znacznie więcej przestrzeni nad głową niż w kuchni. Była zadowolona z tego jak działał Hagrid. Takich pracowników potrzebowała znacznie więcej. Wtedy mogłaby zaprowadzić tutaj upragniony porządek. Ten, o którym marzyła przez wiele lat. Choć oczywiście to jak pracował olbrzym miało wyjść dopiero w praniu. Na tę chwilę zdał swój „egzamin” na „wybitny”.
Problem polegał tylko na tym jak powinni porozumieć się co do wypłaty. W jej głowie pojawiły się niemal te same pytanie, co w głowie Rubeusa. Najchętniej podałaby tę samą kwotę, co poprzedniemu wykidajle, z tym że ten poprzedni nie był w stanie dokonać takich rzeczy jakich dokonywał olbrzym. Dlaczego wcześniej nie pomyślała o zatrudnieniu jakiegoś półolbrzyma?
Musiała też zapanować nad swoją chwilową żądzą oszukania mężczyzny. O nie, nie mogła wobec niego zachowywać się jak wobec innych. W końcu poleciła go sama Frances. Nie mogłaby tego zrobić swojej ukochanej i drogiej niczym rodzona córka czarownicy. Nie mówiąc o tym, że gdyby zrozumiał, że go okantowała to… no cóż… pewnie mogłaby pożegnać się ze swoją (co prawda nadgryzioną przez czas) urodą.
Co miała z nim zrobić? Westchnęła głośno. Nie chciał dużo, był skromny. Miała wrażenie, że pierwszy od dawna miała do czynienia z kimś, kto naprawdę był przyjazny i chciał zwyczajnie dobrze. Wymagania, których oczekiwał była w stanie spełnić. Coś ją jednak gryzło. A co jeżeli odstraszy klientów? Ale czy potrzebowała kłopotliwych klientów? No właśnie… ale z drugiej strony… uch! Przecież i tak już się zgodziła dać mu tutaj pracę!
No dobrze – skwitowała. – To da się załatwić. – Gotowe, musiała zapewnić mu odpowiednią ilość pieniędzy. Sięgnęła po skrawek papieru z blatu i zapisała proponowaną przez siebie kwotę. Świstek podsunęła w stronę mężczyzny, mając nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko. – Czy odpowiada tobie taka wypłata? – Pytała dla pewności, ale (jak to pani Boyle) nie zamierzała zwiększać zapisanej kwoty.
Jego entuzjazm sprawiał, że Dorothea ponownie się uśmiechnęła. Gdyby tylko wszyscy pracownicy mieli tyle energii… oj tak, wtedy Parszywy nie przyprawiałby ją o depresję.
Tylko nie bij dla zabawy – zwróciła mu uwagę, gdy zaczął się chwalić swoimi pięściami. Były z pewnością atutem, w tym czym miał się zajmować… ale mogły być jednocześnie problemem. – Nie chcę burd wszczynanych ze strony pracowników. Chyba, że to konieczność – ostrzegła go. – Ale tak, pomożesz mi w dostawach – przytaknęła na końcu, chcąc złagodzić swój ton. – Ach! I jeżeli już masz kogoś stłuc to zrób to na dworze i to tak, żeby jak najmniej osób cię widziało. Nie chcę żadnych nalotów.
Nie chciała go wystraszyć. Po prostu chciała, żeby wiedział, że nie ma tu miejsca na szalone mordobicie. Nie chciała kłopotów, nie chciał uwagi Ministerstwa.
Co do twojego mieszkania i jedzenia, o którym wspomniałeś. Tu masz kuchnię, a na górze są pokoje. – Dodała dotykając blatu przy kuchence, a następnie wskazując głową na sufit. W żadnym wypadku nie zamierzała dla nikogo gotować. I tak nie umiała. Miał ręce i to powinno mu wystarczyć. – Twoim dodatkowym zadaniem będzie pilnowanie, żeby dziewczynom na górze nic złego się nie stało. Bardzo sobie ich cenię i traktuję jak własne córki. Jeżeli usłyszysz, że jesteś im potrzebny, wchodzisz do ich pokoi i robisz porządek. Miejsce dla ciebie jestem w stanie tobie załatwić od zaraz.
Piętro mogło być dla niego trochę problematyczne. Był wysoki jak stary dąb i obawiała się czy był w stanie się tam zmieścić. Nie mniej, nie miała nic przeciwko. Za pieniądze, które mu oferowała, mogła poświęcić dla niego część Parszywego. Byle tylko zapanowała tutaj odrobina porządku.
Wiadomość o tym, że Frances mówiła o niej tak dobrze wyraźnie ją zawstydziła. Wiedziała, że czarownica ją lubi, ale nie spodziewała się słyszeć z ust osób trzeciej o tym, co o niej myślała. Uwaga o Boyle’u była na miejscu.
Jego trzymaj się najdalej. Jeżeli cokolwiek tobie zaproponuje, przytaknij, zgódź się, ale daj mi później znać. Ustalimy co i jak. Jeżeli będziesz moimi uszami i oczami… może zwiększę tobie zapłatę – zaproponowała, mając nadzieję, że mężczyzna zaakceptuje taki układ. – Mój mąż to jeden wielki problem, zależy mu na pieniądzach, ale najchętniej wszystkich by oszukał, okradł i wykorzystał. Pamiętaj o tym, jeżeli będziesz kiedykolwiek z nim rozmawiał. I uważaj na niego – dodała, machając przed jego oczami (a właściwie brzuchem) wskazującym palcem, jak gdyby chcąc w ten sposób zwrócić jego uwagę na to, co mówiła.
Boyle w końcu wykorzystał ją wiele lat temu i grał na resztkach jej emocji względem niego jak przeklęty wiolinista.



nectar and balm
Dorothea Boyle
Dorothea Boyle
Zawód : Szefowa Parszywego; tarocistka
Wiek : 47
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Nie patrzcie na mnie, żem śniada, że mnie spaliło słońce.
Śniada jestem, lecz piękna.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t8286-matilda-dorothea-boyle#239983 https://www.morsmordre.net/t8307-friedel https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8309-skrytka-bankowa-nr-1867#240509 https://www.morsmordre.net/t8308-d-boyle#240506
Re: Kuchnia [odnośnik]29.11.20 4:12
Dwóch takich awanturników rozdzielić było łatwo, pewno z trzema czy czterema też by sobie dał radę, a ile takich burd mogło się w Parszywym Pasażerze dziać? No góra dwie dziennie. Praca marzeń. W Hagrida głowie rodziły się jednak obawy nie do tego ile siły będzie musiał użyć, a kto go tam znajdzie. Co prawda Frances była taka miła i na pewno nie chciałaby dla niego źle, ale kto wie czy zaraz jakiś stary znajomy nie przyjdzie na sobotnie pijaństwo w towarzystwie nieprzychylnych półolbrzymom kolegów. Co prawda mógł jeszcze mówić o tym czerwonym mięsie i piwie, które w kołysce od matki dostawał, ale czarodzieje pewnie by nie uwierzyli w takie rzeczy. Zresztą, Tonks nie uwierzył... Chociaż ten to był przecież auror. A jakby taki Tom Riddle przyszedł? Pewnie w Ministerstwie siedzi w Londynie, taki to pilny uczeń był. Czasem trzeba było jednak zaryzykować, zwłaszcza, że wiecznie w tym porcie siedzieć nie zamierzał. Wojna trwała, a te trupy które mijał po drodze do pubu dobrze o tym wiedziały.
- Oj, odpowiada - odpowiedział ucieszony od ucha do ucha na widok kwoty na kartce, którą wręczyła mu Pani Boyle.
Nawet nie liczył, że jakieś pieniądze do ręki dostanie. Liczyło się co by jakoś przetrwać, a do tego potrzebny był gar zupy, kufel piwa i może nawet poduszka. Tymczasem pani Boyle oferowała mu prawdziwe pieniądze, takie, że mógłby sobie nawet coś na mieście kupić.
Kiwał głową wyraźnie pokazując, że rozumie wszystkie polecenia. Używanie pięści dla zabawy i tak nie było niczym co by planował. Zresztą, jaka to zabawa? Wyborna...
- Tylko jak trza będzie to przyłożę, a tak to nie - powiedział poważnie starając się brzmieć wiarygodnie. - Na dworze, za rogiem, co by nikt nie widział. Jasne jak słoneczko na niebie, pani Boyle! - sam też nalotów nie chciał, bo i po co?
Jeśli zgodziła się na to by czasem jedzenia wziął i kimnął się to zapowiadało się naprawdę dobrze. Sam Hagrid zresztą nie był pewien czego więcej byłoby mu trzeba. Nawet wizja dodatkowych pieniędzy nie przemawiała szczególnie, może co najwyżej oszczędzi i kiedyś Frances się odwdzięczy za to dobre co od niej dostał.
- Dziewczynom na górze? To tu barmanki też mieszkają? To nawet ładnie, pani to miła jest - powiedział z podziwem. - Potrzebny to w sensie, że jak? Bo jak trzeba coś tam przenieść czy ściągnąć to nie ma kłopotu, ale tak to ja nie wiem co więcej, bo to ciężko tak.
Obejrzał jeszcze kuchnię wzrokiem. Przestrzeń mała, trochę nisko nawet, niżej niż na tej głównej sali, ale to nic. Po przeżytym już kawałku życia w mieszkanku pod Keswick, żadna wysokość sufitu nie była straszna. Jajeczniczkę to dałoby się bez problemu zrobić, kawał mięsa usmażyć, a może nawet piekarnik zadziała i coś słodkiego by mógł upichcić. Jak na zawołanie gdy myśli Hagrida zmierzyły na niebezpieczne tory jedzenia, tuż obok niego przemknęła stara kobieta o jakiejś orientalnej urodzie, jakby nie z Anglii, i dobrała się do parujących garów. Piękny zapach gotowanej kiełbaski roznosił się po pomieszczeniu i dopiero słowa o Panu Boyle wybiły Rubeusa z myśli o wciągnięciu 4 funtów mięcha.
- Dobra jest, pani Boyle. Tak zrobię, zapamiętam - potwierdził.
Jego nowa szefowa była bardzo miła, skoro tak go chciała uchronić przed tym dziwnym Panem Boylem. W jego głowie pojawiał się on już coraz bardziej jako dziwny dziad, taki z legend o dziadach co porywają dzieci w zimie. No ale, już ostatnio opinie sobie wyrobił o kimś i jak to się mu sprawdziło? Tonks wcale taki zły się nie okazał, a nawet porady dał jak w takim Londynie się uchować.
- Jeszcze na kogoś uważać tu? Bo to wie pani, ja to tak nie ufam na pierwszy rzut oka - a przynajmniej tak mu się wydawało - życie nauczyło co by przez palce nie patrzeć. Ja tu nie chce kłopotów żadnych z jakimiś dziwnymi, co by sobie spokojnie żywot wieść, tyle. Jakie tu zasady jeszcze, co bym się dostosował?
Tonks jasno dał do zrozumienia co by Hagrid się w kłopoty nie wpakował, zwłaszcza jeśli miał być oczami aurora w porcie. Bardzo odpowiedzialnie podchodził do takiej roli, chciał zresztą, tak jak niczego na świecie, przysłużyć się słusznej sprawie, a do tego lepiej by nikt go o nic nie podejrzewał i nikt podejrzany się wokół niego nie kręcił.



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Kuchnia [odnośnik]01.12.20 11:26
Burd w Parszywym, szczególnie wieczorami było nie do zliczenia. Dorothea wierzyła jednak, że Rubeus miał dać sobie radę. Nie miała mu jednak zamiaru zdradzać tego, że takich sytuacji będzie jak na łopaty.
Z jego wielkością i siłą ten lokal naprawdę miał szansę na długo wyczekiwaną przez nią poprawę. Choć pozytywne myśli dawno ją opuściły, młodzieniaszek powrócił utraconą nadzieję. Kto wie, może w końcu dziewczyny nie będą musiały robić tego, co robiły na piętrze. Może istniała szansa, żeby zrobić z Parszywego lokal, który byłby kulturalnym miejscem do napicia się i porozmawiania o wszystkim i niczym. Miała taką nadzieję!
Uśmiechnęła się, kiedy Hagrid zgodził się na podaną przez nią stawkę. Wyciągnęła w jego stronę dłoń, chcąc tym samym przypieczętować ich umowę. Niewielki znak jej szczerej otwartości i radości z jego obecności. Był jednym z niewielu, do których dłoń wyciągnęła. Z kieszeni swojej długiej sukni wyciągnęła następnie sakiewkę z częścią pieniędzy lokalu. Wyciągnęła kilka monet i wcisnęła je w dłoń olbrzyma.
To zapłata za dziś i za opanowanie tych przeklętych pijaków –wyjaśniła. Nie chciała być mu dłużna. Owszem, bywała krętaczem, ale gdy ktoś był wobec niej szczery i dobry, i ona potrafiła się temu komuś odwdzięczyć. – Nie jest to zbyt wiele, ale wojna trochę pustoszy nam kasę – dodała, chcąc usprawiedliwić niewielką kwotę jaką mu dała.
Cieszyła się, że próbował zapamiętać jak najwięcej z jej słów i najwyraźniej brał je do serca. Gdyby tylko każdy pracownik był taki jak on! Ech! Kiwnęła mu głową na każde powtórzone zdanie, jak gdyby chciała dodać mu odrobinę odwagi i pewności siebie.
Tak – przytaknęła jeszcze głośno na koniec. – Świetnie.
Jego pytanie sprawiło, że nagle się zdziwiła. Czyżby nie wiedział co znaczyły jej słowa? Że chodzi o burdel? Znaczy on?... Och… Och mój Merlinie!, zawołała w myślach Dorothea. Natychmiast zrozumiała, że Hagrid nie miał pojęcia, że na górze miały miejsce mniej szlachetne czyny. Na jej twarzy pojawiło się olśnienie, a zaraz za nim zakłopotanie. I jak miała z tego wybrnąć z tego pytania przy takim mężczyźnie? A co jeżeli nie odpowiadało mu dbanie o bezpieczeństwo dziewczyn? Co jeżeli teraz zostawiłby ją samą i stwierdził, że nie będzie pilnować takiego lokalu jak burdel i bar w jednym? Co powinna mu odpowiedzieć? Już chciała coś odpowiedzieć, ale zamknęła buzię i zastanawiała się dalej. Musiała być ostrożna. Na Merlina! Może nie powinna mu nic mówić? Dziewczyny pewnie same by mu powiedziały?
I to – odpowiedziała, nawiązując do jego sugestii zamieszkiwania piętra przez barmanki. Po trochu była to prawda. Najpierw zajmowały się barem, potem klientami. – Są też dziewczyny, które dorabiają sobie… w inny sposób. – Wyjaśniła naokoło, nie wprost. W myślach błagała Rubeusa, żeby nie rezygnował z posady w Parszywym. Przecież dała mu dobrą sumę na sam początek! – Po prostu, gdybyś usłyszał, że któraś woła na pomoc, wpadasz i… pomagasz. Nie ma nic poza tym. Sam zrozumiesz o co chodzi, mam nadzieję – odpowiedziała mu. Nie uśmiechała się już tak przyjaźnie, jej twarz pokazywała zmieszanie. Martwiła się o jego decyzję. – Zapłacę ci trochę więcej, jeżeli się zgodzisz, obiecuję.
Musiała zaproponować mu ciut więcej. Nie znajdzie drugiego takiego półolbrzyma, który nie miał złych zamiarów. Naprawdę wydawał się być dobrą osobą.
Kolejne pytanie sprawiło, że uśmiechnęła się po raz kolejny. Owszem, trzeba było uważać na jeszcze kogoś.
Pojawiają się tutaj czasem czarodzieje z Ministerstwa. Ciężko ich zauważyć, bo nie wyróżniają się z tłumu. Myśl dwa razy zanim odpowiesz komukolwiek na zadawane pytania. Jeżeli ktoś cię pyta czy można znaleźć jakiegoś handlarza, łamacza klątw i tak dalej, a nie wiesz czy ta osoba ma dobre zamiary… milcz jak grób i udawaj idiotę, który nie ma pojęcia o świecie po którym chodzi.
Była zobowiązana ostrzec go przed takimi sytuacjami. Sam jednak musiał wycenić czy warto było komukolwiek odpowiadać na pytania, czy jednak nie.
Pokażę ci pokój – zaproponowała, jak gdyby nie dając mu zbyt wiele czasu do namysłu. Wyciągnęła spod fartucha pęk kluczy, ten sam, który dzwonił z każdym jej krokiem i wskazała, żeby szedł za nią.



nectar and balm
Dorothea Boyle
Dorothea Boyle
Zawód : Szefowa Parszywego; tarocistka
Wiek : 47
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Nie patrzcie na mnie, żem śniada, że mnie spaliło słońce.
Śniada jestem, lecz piękna.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t8286-matilda-dorothea-boyle#239983 https://www.morsmordre.net/t8307-friedel https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8309-skrytka-bankowa-nr-1867#240509 https://www.morsmordre.net/t8308-d-boyle#240506
Re: Kuchnia [odnośnik]02.12.20 20:08
Hagrid nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jakie nadzieje pokładała w nim Pani Boyle. Nigdy zresztą nie był dla nikogo tak ważny, pomimo potężnej postury starał się trzymać z boku i nie wyróżniać za bardzo na tle innych. Był ot takim sobie zwykłym Hagridem i takim zwykłym sposobem postanowił swoje życie przetrwać, dopóki zaledwie miesiąc temu przed jego oczami nie stanęła Tangwystl. Z kuzynką nie miał kontaktu od dobrych dziesięciu, albo i więcej, lat, a tymczasem jedno spotkanie potrafiło tak drastycznie zmienić spojrzenie na cały głupi świat. Zakasał rękawy i ruszył w drogę by odbić Londyn, a dopiero w trakcie tej wyprawy okazało się, że to wszystko wygląda inaczej i ta wojna to raczej w podziemiach, a na ulicach jedynie trupy. Praca w Parszywym, przynajmniej na ten czas, wydawała się więc pracą marzeń. Będzie musiał podziękować Frances.
- Bardzo dziękuje, ja... o... Dziękuję... - spojrzał niemal ze łzami w oczach na pieniądze które wręczyła mu do ręki kobieta. - Dziękuje pani Boyle - kiwnął głową.
Nie spodziewał się, że cokolwiek dostanie na to, że ledwo co rozdzielił dwóch dziwnych typów. Szybkie to było i niezbyt męczące, a tymczasem trzymał w ręce prawdziwe monety i to takie za które mógł sobie coś kupić. Pani Boyle była za miła.
Wysłuchał jeszcze tłumaczeń kobiety o dziewczynach które jakoś tam sobie dorabiają na górze. Hagrid nie miał bladego pojęcia o co mogło chodzić, bo nic zdawało się nie mieć sensu, ale może był to wynik tego jak długo żył wśród mugoli. Pewno to jakieś alchemiczki co eliksiry mieszają, pewno na pięterku bo bliżej nieba może. Cosik te gwiazdy mają do rzeczy, na pewno tak. Ale co za pomoc z eliksirami...? Jakby się jakiś wylał to ewentualnie mógł półolbrzym wkroczyć i taką panienkę wynieść co by nóg nie poparzyła płynem albo rozkruszyć jakieś orzechy czy inne skorupiaki co do wywaru wrzucić trzeba. Nie mniej, uznał, że to bardzo dziwne, ale wzruszył jedynie ramionami. Tang mówiła, że mugoli już nie lubią i chociaż Pani Boyle wydawała się być bardzo miła, to kto tam wie jakie ona miała podejście. Przyznanie się, że nie rozumie po co tym alchemiczkom pomoc półolbrzyma mogłoby jeszcze go ośmieszyć. A i po co to?
- A nie to tam - machnął ręką. - Nie ma po co więcej, ja pomóc to pomogę zawsze, tatko mówił, że pomagać trza to przecie pomogę - uśmiechnął się jeszcze z taką głupią myślą w głowie, że tatko byłby teraz z niego bardzo dumny. - Milczeć jak grób, nie gadać - potwierdził jeszcze. - Ja to wolę nawet tak co by pomilczeć i nie mówić, bo to wie Pani jak to bywa, że czasem ktoś coś powie za dużo i wtedy to, eh... Szkoda gadać - tak często miał przecież za długi jęzor.
Kiwnął głową i poszedł za Panią Boyle tam gdzie miała go prowadzić. O jaki dumny był z siebie. Tak, że nawet na chwilę zapomniał, że przed wejściem do Parszywego Pasażera ulica wyścielona była trupami.

zt x2 Kuchnia - Page 2 2573766412



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Kuchnia [odnośnik]28.01.21 14:10
9.10

Minęły już dobre dwa tygodnie od kiedy wyszedł z Tower, a pieprzony śledź na czole, chociaż już mniej wyraźny, dalej tam siedział. Mógłby się tym przejąć, ale problemów było więcej. Durne zmęczenie i cholerny stan takiego jakiegoś zrezygnowania. Wszystkie roboty dla Pana Goyla to wielce wybitnie trudne nie były, ale w międzyczasie dalej w Parszywym siedział, w końcu Pani Boyle obiecał. Parszywy, Goyle, trochę snu, ale to też na raty. Taki plan dnia się ułożył. Czasem gdzieś na ławeczce przysiadł, ale też nie po to by za szczególnie odpocząć, a raczej by przemyśleć co to dalej z tym fantem robić. Przecież do końca życia nie mógł tyrać w ten sposób, nie takie plany były. Jakby wiedział, jakby mu ktoś to przewidział, że tak to żyćko w Londynie wyglądać będzie to pewnie tak łatwo by decyzji nie podjął. Wpierw mu Tonks kazał czekać, z kimś tam się spotkać spotkał, ale teraz to psidwakowi dupę wszystko. Został sam jak palec. Ani listów ani żadnego szeptu nawet, taka głupia niepewność co robić. Uciec nie było jak, jakiś namiar nałożyli i zakazali opuszczać miasto. Siedzieć ciągle na dupie też wcale dobrze nie było, bo przecież nie po to przylazł do stolicy.
Jedynie Philippa, dobra dziewucha, jakoś na duchu jeszcze to wszystko trzymała. Silne babsko z niej było, gdyby nie ona pewnie by już pierwszego dnia w tym Tower to się wziął i poddał, a tak to jakieś resztki godności zachował. Na chwilę się Hagrid zatrzymał i spojrzał w ścianę. Ściągał z najwyższych półek skrzynki na podłogę, a robota fizyczna pomagała nie myśleć, a teraz to już po prostu nie myśleć nie mógł. Przeklinał swój los.
- Robię, robię - powiedział tylko pociągając nosem, gdy za sobą usłyszał jakieś kroki. - Pani Boyle się nie martwi, gotowe zaraz będzie - dodał jeszcze i zaczął uwijać się jeszcze szybciej.
Szefostwa w Parszywym Pasażerze się nie bał, chociaż Pan Boyle to swoje za uszami miał. O wiele bardziej przerażał go ten cały Pan Goyle. Był jednak miły, krzywdy nie zrobił. Kazał tylko magazynów pilnować, beczki nosić, czasem gdzieś wysłał by jakąś paczkę odebrać, czasem siłą. Ot takie normalne zadania. Ale o Panu Goyle'u to historie już słyszał, że to człowiek wcale nie za dobry był. I jak to oceniać, że nie za dobry skoro nawet rumem poczęstował i wcale brzucha Hagridowi nie wykręciło na drugą stronę.
- To Ty Philippa, a to ja nie wiedział - odwrócił się i spojrzał na kobietę. Dobre oczy miała. - Co tam, w porządeczku wszystko? Trzymasz się jakoś tam? - za nią od jakiegoś czasu dziwny zapach ryb się ciągnął.
Lepszy w sumie smród śledzia niż smród trupa, jakby tak na to spojrzeć.
[bylobrzydkobedzieladnie]



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal


Ostatnio zmieniony przez Rubeus Hagrid dnia 26.04.21 17:56, w całości zmieniany 2 razy
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Kuchnia [odnośnik]30.01.21 21:06
Grzebała w suszarni. Nawet gromadzone od długich miesięcy zapasy zdołały wyraźnie opustoszeć. Cholera jasna, nie wyglądało to dobrze. Cristina umiała zupę ugotować nawet z jednej złamanej marchewki i buraka, ale na dłuższą metę klientela poczuje niedostatek składników i biedę w przyprawach. Marynarze akurat nie marudzili jak paniczyki z Westminister i chcieli tylko wypełnić brzuszyska, a potem pić dalej, ale na co komu lokal, który moment zabiera jeszcze więcej, a na talerzu kładzie mniej niż zwykle. Wbrew temu, co mówiło się o ludziach w porcie, aż tak głupawi nie byli. Szczęście, że tawerna lubiła dmuchać na zimne i zbierać jedzenie. Zupełnie jakby pani Boyle to wszystko przewidziała. Ha, znając jej trzecie oko, to i pewnie tak było. Spryciula. Miała smykałkę i do wróżenia i do ekonomii. Nic dziwnego, że do tej pory trzymali się tak dzielnie. Tylko teraz, gdy przyszedł kryzys i ludzie naprawdę głodowali, ilość klientów miała spaść. Moss jednak nie do końca w to wierzyła. Za długo i zbyt dobrze znała suche pyski, które nie wytrzymają bez wieczoru przy piwku i zacnym towarzystwie. Mimo to dmuchać powinni na zimno. Dlatego właśnie grzebała w suszarni i wynosiła do kuchni wszystko to, co należało wykorzystać jak najszybciej. Cristina zaczynała robotę za godzinę. Trzeba było przygotować kilka rzeczy. Lubiła wchodzić do swojego zadymionego królestwa tak całkiem na gotowe. Odprawiała czary, jakie mało kto tu widział w dokach, choć przy jakości składników nie można było liczyć na przysmaki z lordowskich talerzy.
Wybrała kilka słoików i zgarnęła skrzynkę niepewnie już wyglądających warzyw. Niektóre pudełka stały tutaj jeszcze, zanim Philippa zaczęła pracować w tawernie. Przez te osiem lat nikomu nie spieszyło się do nich zajrzeć. Jej również. Dźwignęła ciężko cały pakunek i przeszła ze spiżarki prosto do kuchni. Wewnątrz napotkała tego pokaźnego przyjemniaczka i zaraz jej się usta rozciągnęły w uśmiechu. Pomylił ją z Dorotką, no proszę. Postawiła na blacie zapasy i odetchnęła ciężko.
– No, Hagridzie. Roboty mamy dziś dużo. Trzeba teraz pilnować każdego ziemniaka. Tak się porobiło z tym żarciem. Jest coraz gorzej. W zeszłym tygodniu nie dotarły do nas dwie dostawy. A w tym? Merlin jedne wie, czy cokolwiek dotrze… - mruknęła, wykładając rzeczy ze skrzyneczki. Nieciekawe kawałki warzywa dało się odkroić i też jakoś przemycić. Moss miała kilka pomysłów. Zresztą to w Parszywym nauczyła się gotować. Hiszpanka nie mogła stać nad garami od świtu do nocy. Czasami więc i robiły to one, wszystkie dziewczęta pani Boyle. Philippa mogłaby się założyć o milion knutów, że w pierwszym dniu swojej pracy żadna nie umiała zrobić choćby i jajecznicy. Wszystkie były sierotami porzuconymi na ponurych uliczkach. – Marnie wyglądasz – odrzekła, omijając stół. Wyszła mu naprzeciw i zacmokała z niepokojem. Przy tym wciąż unosiła głowę wysoko. Może byłoby lepiej wsunąć tyłek na blat i popatrzeć z korzystniejszego… poziomu? Nie, teraz nie miała czasu na pogaduszki. Powinni pracować. – Lecimy na dwie roboty, co? Widzisz, Hagridzie, wylądowaliśmy w tej samej rzece. Mam przeczucie, że po tym wszystkim nigdy nie tknę ryby. I że nie zmyję z siebie tego smrodu już nigdy. A jak jest u Goyle’a? Jaki on jest? I jak ty sobie radzisz z tym wszystkim, co? – podpytała, mrużąc lekko oczy. Taki jakiś był niemrawy. – Potem trzeba będzie wrzucić do piwnicy te stare wiadra. Nie będzie już z nich pożytku – wspomniała jeszcze i obróciła się w stronę kuchennych szafeczek. – Zrobię ci herbatę – zarządziła, po czym wypełniła pokaźny kocioł wodą. Ogień natychmiast zaczął wygrzewać wysłużone dno. Wyciągnęła też pokaźny dzbanek, bo i na co Hagridowi szklanka?
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Kuchnia [odnośnik]03.02.21 21:59
Z Parszywą ekipą zżył się bardziej, niż można było przypuszczać. Z początku to taka praca na chwilę miała być, co by się w tym całym Londynie odnaleźć. Frances, kochana Frances, załatwiła mu robotę prawie od ręki, chociaż Pani Boyle też musiał się ładnie pokazać, no i chyba się udało. Już ponad 2 miesiące tam robił, czas leciał szybko. Z początku niewiele się odzywał, jakichś przyjaźni wielkich zawierać też nie było po co, skoro plany na przyszłość inne były. Z Philippą jednak..., no z nią to było inaczej... Poszli tylko wykonać krótkie zlecenie do Zachodniego Portu, a skończyło się to w więzieniu. Tower, pieprzone Tower, tak mocno odcisnęło się na psychice Hagrida. Bity, kopany, dźgany różdżką, Gryffindor jeden wiedział, czy dla rozrywki, czy dla testów. Ból nie był wcale potworny, ale uciążliwy. Najgorsze były obelgi, chociaż do tych też się można było przyzwyczaić. To zresztą wielkiego znaczenia nie miało. W końcu wyszedł na wolność. Świat wyglądał teraz trochę inaczej.
- Philippa, krucho widzę zimę. Lasów tu mało, tak by można coś upolować, ogród znaleźć, ale jak dostawy przestaną dopływać, to w końcu będziemy gruz żarli i wodę z Tamizy siorbali - pokręcił tylko głową. - Kitram wszystko, co dostanę, Tobie to samo polecam. Właśnie... Masz może cukru? - zapytał ze smutnymi oczami.
Obiecał Kerstin prawie 2 tygodnie temu, że pójdzie na targ i wyśle jej przyprawy, a o cukier było teraz trudno, nigdzie go nie znalazł, chociaż szukał go tak jak igły w stogu siana. Eh, zapach wiejskiego siana, tęsknił do tego bardziej, niż można było sobie wyobrazić. Biedna Kerry. Poprosił ją, by już nie pisała, nie mógł jej przecież narażać. Miała kota, którym trzeba się było opiekować i rodzeństwo, o które trzeba było dbać. Tylko Hagrid został bardzo samotny w tym Londynie, ale miał Philippę, Panią Boyle i Parszywego. To była nowa rodzina i musiał ich chronić.
- E tam marnie - machnął ręką i zabrał się za kolejną beczkę, którą trzeba było ściągnąć z najwyższych półek. Ta była wyjątkowo ciężka. - Wyglądałem gorzej, zaufaj mnie. Teraz to już, byleby przeżyć, nie? - tępy śmiech wcale nie zabrzmiał wesoło. - Ty ładna dziewucha jak zawsze. Tylko uważaj na siebie, wiesz jak jest... - beczkę ściągnął na podłogę, a ta zaskrzypiała. - Ta... No Goyle... Pan Goyle miły człowiek w sumie, roboty aż tak dużo nie ma, myślał, żem, że tam gorzej u niego będzie. Jedyne co to się obawa mnie trzyma, że na Nokturn mnie pośle, znaczy, tak mówił, że pośle. Ja się nasłuchałem o tym miejscu i wolałbym nie, ale co zrobić, Philippa... Co zrobić?
Hagrid złapał łom i otworzył bekę, licząc, że znajdzie tam jakieś ziemniaki albo chociaż kaszę, chociaż tą to pewnie by szczury szybko zjadły. W środku jednak nie było nic oprócz sterty kamieni. Przez chwilę przekopywał je dłońmi, ale nie znalazł nic więcej. Cholerny Pan Boyle, kiedyś Panią Boyle z dymem puści. Pewnie wszystkie zapasy sprzedał marynarzom, by więcej knutów mieć w kieszeni. Teraz w beczce, która kiedyś mogła trzymać nawet 50 litrów dobrej whisky, teraz było jedno wielkie nic.
- Philippa, coraz mocniej mnie ten Boyle wkurza - ściszył głos. - Biedna Pani Boyle żyły sobie wypruwa, a tu patrz - wskazał na zawartość beczki. - Możemy tam iść, póki pracujesz w tej przetwórni... Ja bym wziął te beczki, Ty byś ryb napakowała... Byłoby co do gara włożyć... Niedługo na gwoździu będzie Cristina gotować.
Herbaty... Teraz to by się rum przydał albo spirytus najlepiej, ale trudno, herbata musiała starczyć.



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Kuchnia [odnośnik]16.02.21 23:08
Wydawało się, że świat naprawdę wyglądał inaczej, świat do reszty zdziczał. Ale czy przed ich spektakularną odsiadką nie było tak samo? Tylko się wściekła jeszcze bardziej, ale otoczenie niespecjalnie ewoluowało. Nauczyła się być może innego rodzaju spoglądania. Chociaż robota była taka sama, chociaż wyzysk gonił wyzysk, obrazy biedy stawały się wyraziste, grubsze kontury, głośniejsze krzyki dopisywane przez wyobraźnię, bo pomazane smutkami twarze portowych szczurów nie chwaliły się własnymi udrękami. Zamiast tego łapa za łapą dopadała robotę, starając się przełknąć torturę, zdusić paraliżujące uczucie głodu. Wiedziała o tym wtedy, ale teraz coraz bardziej występowała przeciwko tym haniebnym scenkom. Niegodnemu traktowaniu ludzi, którzy dzielnie walczyli o dziedzictwo, o przyszłość doków, magicznego portu czy jakiegokolwiek zawszonego zakątka tej dzielnicy. Którzy nie chcieli być we własnym gnieździe wyjadani przez ministerialne pasożyty. Co należało uczynić? Wytępić? Zastawić pułapki? A może jeszcze coś innego? – Prędzej wyschnę, Hagrid, niż łyknę sobie z Tamizy. Ohyda – wydusiła, potrząsając mocno głową. – Jakoś to będzie, nie umrzemy z głodu. Nie pozwolę na to. Cukru? Po co ci cukier? – zapytała ciekawsko i przemknęła po dużym mężczyźnie tymi szeroko otwartymi oczami. – Chcesz zrobić ciastka? Może jest tu gdzieś w słoiku. Marynarze piją czarną kawę, wielu z cukrem. Chociaż ostatnio go już tak chętnie nie wydajemy. Możesz sobie przecież trochę odsypać. Nikt nie zauważy – odparła, puszczając mu cwane oko. W tawernie prędzej zniknie beczka rumu niż cukier. Mało kto zwracał na niego uwagę, choć jak Moss tak dłużej o tym pomyślała, to faktycznie należało pilnować już wszystkiego. A słodkości stały się towarem elitarnym wraz z nadejściem jesieni. Czy to czyniło z Parszywego lokal bardziej.. ekskluzywny? Zakpiła pod nosem.
Uniosła wyżej brwi, słysząc te ponure tony, a potem jeszcze komplement, który wcale jej tyłka nie ratował. No, może czasami, o ile miała chęć postarać się bardziej i poczarować rzęsami. Chyba się jednak starzała, bo i tych sztuczek już czasami nie chciało jej się wywoływać. – A ty to niby co? Kocmołuch jakiś? Hagridzie, jesteś młody, silny, postawny. Jeszcze za wcześnie, by wykuwać sobie nagrobek, słońce – stwierdziła nieco melodyjnie. Zawiesiła na nim oko na dłużej, ściskając tego lichawego już ogórka mocniej w palcach. Gdyby tylko wbiła pazury, skórka popękałaby uwalniając soki, za które zabiłby niejeden głodny doker. – Wypoczniesz tylko trochę i zaraz ci życie wróci. Żeby tylko był czas wypoczywać – skwitowała nieco skwaszona i kontynuowała przekładanie warzyw. Kubeł przy jej stopach połknął zgniłą marchewkę i aż zadudnił głucho. Potem poleciało jeszcze kilka włochatych już rzodkiewek. Co za marnotrawstwo. Powinna coś powiedzieć dziewczynom. Kiedyś może i było ich stać, ale dzisiaj powinni liczyć każdy ząbek czosnku. Czosnek, ech, nawet tego brakowało. – Różne rzeczy się o nim w porcie mówi. Na pewno w porządku? Hagrid, jak cię coś trapi, to możesz mi powiedzieć. On swój, nasz, portowy, ale podobno niezbyt bezpieczny. Tyle lat, aż dziwne, że nie zdołałam go poznać. Kilka razy mi mignął gdzieś w porcie. Może powinnam się do niego wybrać? Na Nokturn? Po jakie licho na Nokturn? – podpytała zadziwiona i aż się tym powietrzem zachłysnęła. – Nie łaź tam, zrobią z ciebie worek treningowy, mroczne mordy. Tam się znika, albo wraca z koszmarem na karku. On może ci zagwarantować, że nikt cię tam nie tknie? Ja wiem, Rubeusie, wielki jesteś i strach pięść zasadzić, ale wiesz, oni też nie są niewinni – kontynuowała swoje wywody i przełożyła te w miarę dobre warzywa do michy, by móc je wypłukać i podsunąć Cristinie. Będzie miała potem mniej roboty.  – No i co tam masz? – Wychyliła łeb, widząc, że półolbrzym coś tam grzebie w beczce. – Nasz Boyle to stary gnój. Kanalia. Musi mieć tych dryblasów w garści, że tak mu usługują. Sam jest już w kiepskiej formie. Żadnego z niego pożytku nie ma, ale może… wiesz, cenią go tu. Może dlatego Parszywy jeszcze stoi – zamyśliła się, wznosząc na moment oczy do poplamionego od tłustych oparów sufitu. Słowa Hagrida dotarły do niej jakby z opóźnieniem. Opuściła głowę i spróbowała sobie poukładać to, co właśnie jej tak odważnie zaserwował. Więc kradzież. – Wyniosę, ale nie tak. Nie w beczkach. Cwaniaki na ochronie wodzą za babami łasym spojrzeniem. Jak będzie mnie tu i tam, wiesz, za dużo, to na bank coś wyniuchają i jeszcze wrócę do Tower. Wymyślę coś, obiecuję – odparła i przeszła wokół blatów, by móc dotrzeć do towarzysza i poklepać go po… może gdzieś po przedramieniu, o ile dosięgnęła.
Kocioł z gorącą wodą zabulgotał, zioła ułożyły się na dnie dzbanka, a Moss przyparzyła je ostrym strumieniem. Postawiła przed mężczyzną parujące naczynie. – Tylko nie pij od razu, poparzysz język – przestrzegła unosząc wysoko palec. Potem mimowolnie zerknęła na wysoki regał, na szczycie którego znajdowały się jakieś pudła. – Podsadzisz mnie, Hagrid? Jestem ciekawa, co tam jest. Podejrzewam, że metr kurzu. W życiu tam nie zaglądałam. Moglibyśmy posprzątać trochę, jak już to ogarniemy… - zaproponowała, wciskając dłonie w talię. Uniesiona głowa kierowała oczy ku szczytom wielkich mebli. Pewnie nikt już nie pamiętał, co tam upchano.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Kuchnia [odnośnik]17.03.21 19:48
W końcu to rodzina była. Cała ta zgraja co równie dobrze za meble mogła robić w takim Parszywym. Wszystkie znajome moczymordy, każda barmanka i nawet Cristina. Każdy jeden. Pani Boyle tylko święta jedyna czuwała nad tym, bo przecież na pana Boyla to liczyć nie można było. Lokal jednak ostatnią ostoją w tym szalonym świecie był. Nie tak to miało wyglądać, wszystko nie tak. Wspomnienia z ostatniego pobytu w Tower działały na półolbrzyma jak ta płachta co na byka szła. Na samą myśl o brudnej celi, o tych wszystkich łbach co na niego podejrzliwie patrzyły, wzdrygnął się. Leżał tam wtedy, gdy Philippę zabrali. Bardziej jednak od bólu, od tej całej krwi która wtedy z niego wyciekała, albo durnego śledzia na durnym czole, martwił się o nią. Philippa Moss, niepozorna dziewuszka z Parszywego, której kiwał głową, czasem trzy słowa zamienił. Teraz, przez dwa tygodnie ostatnie, najbliższa się mu stała. Tak czuł jakby jej wszystko mógł powierzyć. Nie zostawiła go wtedy, własnym ciałem chciała obronić.
- Gdzie? Kraść żeby? Nie - pokręcił stanowczo głową. Nie wypadało tak żeby z Parszywego coś zwędzić, bez przesady. To nie był byle jaki lokal. Miejsce mu dali, a pani Boyle nawet po tym jak z pierdla wyszedł i musiał u Goyla tyrać, to go na zbity pysk nie wyrzuciła. - Ja kraść Parzywego nie będę, Philippa. A cukru, bo... a taka jest jedna co jej chciał wysłać żem - spuścił lekko wzrok, a potężną twarz półolbrzyma przybrał lekki rumieniec, widoczny ledwo spod umorusanej jakimś kurzem gęby. Zawstydził się trochę, ale wolał więcej nie opowiadać, bo i o czym nie było. Jeszcze by go wzięła i wyśmiała... Nie... Lepiej nie. - Ta... Wypoczne, no ta... - niby kiedy? - Ale jakby tak... Jakby mnie przyszło... Jakbym zemrzeć miał Philippa, albo jakby mnie do pierdla na długie lata wsadzili to... To na grób tatka świerka połóż, co? Norman Hagrid miał. Normalny był, w sensie... Czarodziej znaczy się. Nie, że olbrzym... 20 września mu się zmarło, lata temu, jak żem na drugim roku był. W Forest of Dean. - na pewno przecież wiedziała gdzie to. - Ja podejść nie mogłem w tym roku, zawsze chodziłem, ale ten namiar to wiesz... No nie mogłem. Dobra, Philippa?
Głos mu zmarniał, bo coraz mniej siły na to wszystko było. Pijackie wieczory jakoś radości nie dawały, a on coraz bardziej spadał w jakąś otchłań chorą, co z niej powrotu nie było. Wolałby być gdzieś w blasku słoneczka, co się przez wysokie buki przedziera, albo nawet w tej Dolinie Godryka, nad grobem Dumbledore'a jeszcze raz przystanąć. Siedział jednak w Londynie, roboty u Goyla robił i tyle. - Ja żem też słyszał - ściszył lekko głos. - Ale taki zły nie jest... Rumu mnie dał, wiesz? Na przywitanie, jak mnie do niego przyprowadzili. Powiedział, że on to by wolał bym do Tower nie szedł już, tylko został - ponuro wydukał. - Na Nokturn jakieś tam sprawunki załatwiać, jeszcze nie wiem. Każe mnie się z różnymi typami spotykać, panią Rookwood, panią Cassandrą. Różnymi... Ja ich nie znam, ale co mam robić? Jak ja żem robolem jest u niego, każe to idzie - bo przecież tym się właśnie stał. - A cosik więcej wiesz? - zawsze jakieś tam informacje lepiej było mieć, jak nie mieć.
Cholibka, Notkurn potwornie brzmiał. Hagrid raczej się nie bał, ale jak to z niego worek treningowy? Już go to w Tower spotkało i powtórki nie chciał, ale przecież na ulicy inaczej było. Na Nokturn podobno policja nie wchodziła, to i więcej mógł się popisać, tym ile krzepy miał. Na pewno nic mu się nie stanie. No ni ma szans. Komu jak komu, ale nie jemu. Chyba. - Byłaś ty tam kiedy? Na Nokturnie? Albo kogoś znasz co był? - podrapał się po brodzie spoglądając jeszcze w dół n na beczkę wypakowaną kamieniami aż do dna. - Jeden wezmę do kieszeni, to kogoś nim na Nokturnie strzele, hehe - nie do śmiechu mu było. - Pani Boyle dobra kobieta... Żal, ale ja nic gadać nie będę. Lepiej mnie nie słuchać, bo to też bzdury plotę, nie...? - chociaż Kerry przecież się podobało. - Wskakuj mnie tu - pochwycił dziewczynę w talli i posadził sobie na ramieniu, dalej nie puszczając, co by nie spadła niżej. To maleństwo kruche prawie nic nie ważyło, na ramieniu się mieściło. Jak gdyby nigdy nic kontynuował. - Może by to Keat wziął i sprawdził - spojrzał przez okno i wskazał palcem na kilka beczek, co dalej stały w rzygowniku, od jakiś czterech tygodni. - Ja mam łapska duże, ale beczki stoją od dawna. Może jakby je przegrzebać, to by się coś znalazło, ale czort wie, czy to pod magią nie stoi? - ręką, którą nie trzymał Philippy, złapał za kubek. Gorąca herbatka, tylko trochę smakowała jak szczyny.



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach