Wydarzenia


Ekipa forum
Francja, 1-5.10.1957r.
AutorWiadomość
Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]31.01.21 1:43
Francja
Paryż 1-5.10.1957r.
Daniel zabiera Frances na niespodziewaną podróż poślubną do Paryża.

opłacone


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Francja, 1-5.10.1957r. 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]01.02.21 20:59
1.10, 1 w nocy

Weselna kolacja przeciągnęła się trochę. Pomimo okrojonej listy gości, wszyscy zdawali się dobrze bawić, biesiadować, żartować. Gdy zebrani już się rozeszli, Daniel i Frances spędzili jeszcze trochę czasu na zbieraniu dekoracji ogrodowych (Wroński i jego wingardium leviosa) i uprzątnięciu kuchni (młoda żona). Godzinka pracy pomogła Danowi okiełznać pewną nadpobudliwość, jaka nagle wstąpiła w jego ruchy. Nie lubił zbyt wiele myśleć, a gdy weselny zgiełk ucichł, zaczęły nachodzić go niechciane pytania. Czy dobrze odczytał rozanieloną minę i wymowny ton głosu pani Wrońskiej i ich małżeństwo naprawdę jest już... na zawsze? Czy nie zbłaźni się z tą podróżą poślubną, czy na pewno się jej spodoba? Nie znał francuskiego, jak się tam dogadają? Co mają począć z tą nieszczęsną nocą poślubną, z której tak nabijał się Ares? Czy Frances wie, skąd się biorą dzieci? Głupie pytanie, znała się na anatomii lepiej od niego, ale...
Gdy poskładał w końcu wszystkie krzesła, wrócił do domu i wyjął z kieszeni płaszcza małą figurkę białej królowej. Świstokliki były sprzedawane w formie figur szachowych, ale Dan kupił od razu całą szachownicę - żeby mieć pamiątkę.
Zerknął na zegar. Było już po północy, a świstoklik miał działać od pierwszego października. Idealnie.
-Frances? - zawołał, wracając do kuchni. -Jesteś... jesteś spakowana na podróż poślubną, prawda? - upewnił się. On miał już torbę w przedpokoju, musiał w końcu wziąć zarówno rzeczy podróżne, jak i trochę rzeczy osobistych. Nie planował pozbywać się mieszkania na Nokturnie, niezbędnego do interesów, ale od dzisiaj miał w końcu spędzać noce u Frances...
-Bo widzisz... mam niespodziankę. Twoja babcia nie pogniewa się jeśli odwiedzimy domek letniskowy kiedy indziej, już to z nią ustalałem. - zamienił kilka słów z uroczą starszą panią, gdy Frances rozmawiała z Primrose i Bojczukiem, a babcia uznała jego pomysł za szalenie romantyczny. Pytanie, czy Frances podzieli jej zdanie?! Wydawały się bardzo... różne.
-Jeśli się zgodzisz, chciałbym zabrać cię gdzieś, gdzie nigdzie nie byłaś. To niespodzianka, ale mam nadzieję, że ci się spodoba. - poprosił, spoglądając na nią z łagodnym uśmiechem. W dłoni już trzymał własną torbę podróżną, ale dał Frances czas na zebranie myśli i bagaży. Wiedział, że w przeciwieństwie do niego, była... mniej spontaniczna. Choć pomysł ślubu podchwyciła zaskakująco spontanicznie.
Otworzył dłoń, w której spoczywała figurka królowej.
-Gdy będziesz gotowa... uruchomisz go, proszę? - chyba powinien się nauczyć samemu uruchamiać świstokliki, ale nigdy nie lubił numerologii.

Gdy Frances zdecydowała się wyruszyć z mężem w podróż nieznane, poczuła znajome szarpnięcie w brzuchu, a potem znalazła się na... jakiejś wieży? Niebo było rozświetlone miejskimi światłami, Daniel obejmował żonę w talii, a w dole migotało miasto pełne kamienic, historii i czarów. Wroński dał żonie kilka sekund na zorientowanie się, gdzie są, ale w końcu nie wytrzymał:
-To szczyt wieży Eiffla. - podpowiedział cicho, spoglądając na żonę z ciekawością. Czy pamiętała, jak rozmawiali o jej marzeniach i Paryżu? Czy nadal o tym marzyła?


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]02.02.21 18:27
Eteryczna alchemiczka, po jakże przepełnionej dlań nerwami ceremonii, wydawała się być niezwykle spokojna. Mimo podobnych wątpliwości jakie przewijały się w przez jej głowę. Finalnie jednak doszła do wniosku, iż z pewnością będą mieli okazję, by spokojnie porozmawiać oraz określić terminowość bądź bezterminowość ich małżeństwa… Gdzieś w środku, chyba zwyczajnie chcąc cieszyć się radością chwili. Zarówno ceremonia jak i kolacja wydawały jej się niezwykle udane, a gdy goście poszli pierwszym, co zrobiła była zmiana sukni - nie chciała, aby ta ślubna uległa jakiemukolwiek zniszczeniu. Ubrana w suknię również w kolorze bieli (acz tym razem obciśle przylegającą do smukłego ciała, kończącą się gdzieś w połowie łydki, wykończoną czerwonym paskiem, podkreślającym wąską talię oraz dekoltem odsłaniającym obojczyk) zabrała się za porządkowanie kuchni. Uśmiech pojawił się na jej buzi, gdy usłyszała wołanie męża. - Od dwóch dni, mój drogi. - Opowiedziała na pytanie, delikatnie wzruszając wątłym ramieniem. Nie trudno było się domyślić się, iż przezornie zadbała o każdy szczegół już wcześniej, by nie pozostawić niczego na ostatnią chwilę. Z gracją założyła ramiona na piersi, wsłuchując się w słowa męża z zaciekawieniem błyszczącym w szaroniebieskim spojrzeniu. Zaskoczył ją. Nie spodziewała się jakiejkolwiek zmiany planów, w zasadzie nie będąc pewną, czy w ogóle pomysł wspólnej podróży przypadnie mu do gustu… Kąciki malinowych ust uniosły się wyżej gdy skończył myśleć, a Frances bez większego zastanowienia przełożyła przez ramię niewielką torebkę, zaczarowaną tak, by zmieściła wszystkie, potrzebne jej przedmioty.
- Oczywiście, że się zgodzę. - Odparła tak, jakoby pytał o najoczywistszą oczywistość. Bo i jak mogłaby się nie zgodzić? Ostrożnie owinęła dłoń wokół ramienia męża, by aktywować znajdujący się w jego dłoni świstoklik.


Transfer zdawał się trwać ledwie chwilę. Zwykłe, może odrobinę dłuższe niż zawsze, mrugnięcie okiem które przeniosło ich do docelowej destynacji. Pierwszym, co uczyniła Frances była dezaktywacja świstoklika - przytomnie nie chciała ryzykować jakimikolwiek komplikacjami. A później uniosła wzrok, a ciche: - Och… - wyrwało się z jej ust. Widok, jaki rozpościerał się z miejsca w którym się znajdowali zapierał dech w młodej piersi. Uważne, bystre spojrzenie przesunęło się po miejskich światłach daleko w dole, by zatrzymać się na stalowej konstrukcji, na której przyszło im stanąć. Widoki przypominały jej ryciny w starej księdze, zaskoczony umysł jednak nie powiązał dwóch faktów (jakże abstrakcyjnych w zestawieniu) i dopiero podpowiedź męża rozwiała przed nią tajemnicę.
Wieża Eiffla?
Zaskoczone spojrzenie utkwiło w danielowej buzi, jakby chciała się upewnić, że jego słowa nie są żartem, nawet jeśli miała pewność, iż w podobnej kwestii raczej nigdy nie stroiłby sobie z niej żartów.
- Jesteśmy w Paryżu? Nie zgrywasz się? - Wyrwało się z jej ust głosem przepełnionym ekscytacją, z pewną dozą niedowierzania. Czy dzisiejszy dzień mógł przybrać piękniejszy bieg? Och, była pewna, że nie! Nikt nigdy wcześniej nie zrobił dla niej czegoś podobnego; nie wyłapał drobnych słów które zapisał w pamięci; nie chciał spełnić jej wieloletniego marzenia. Wzruszenie sprawiło, że szaroniebieskie tęczówki zaszkliły się gdy spoglądała na męża zakochanym spojrzeniem. - Och, Danny… pamiętałeś? Naprawdę pamiętałeś… - Niedowierzanie nadal wybrzmiewało w jej głosie, a kilka łez wzruszenia  uciekło z jej oczu wraz z cichym westchnieniem, jakie wyrwało się z jej piersi. - Ja… - Nie wiedziała, co powiedzieć, jak ubrać w słowa emocje oraz wdzięczność, a delikatny głos utknął w jej gardle, stłumiony wzruszeniem. Ostrożnie wspięła się na palce, by owinąć wątłe ramiona wokół męskiej szyi, chowając twarz w jego ramieniu. Trwała tak chwilę, próbując zapanować nad łzami cisnącymi się do jej oczu, by w końcu odsunąć się ledwie odrobinkę, łapiąc zielone spojrzenie męża.
-Mówiłam Ci już, że… - Zaczęła, czule przesuwając palcami po zarośniętym policzku. -… jesteś najcudowniejszy… najukochańszy… i… najwspanialszy? - Spytała, między każdym słowem słodko scałowując usta męża, nawet jeśli nie była pewna, czy mogła sobie na to pozwalać w końcu… Kwestia wypowiedzianych przez nich słów podczas przysięgi nadal nie była oficjalnie wyjaśniona, mimo iż uczucia podpowiadały jej coś zgoła innego niż wątpliwości analitycznego umysłu. Przyjemne ciepło przetoczyło się przez jej ciało, a Frances delikatnie oparła swoje czoło o czoło Daniela, ze szczerym, radosnym uśmiechem wyrysowanym na malinowych ustach. Pierwszy raz od wielu niezwykle długich lat czuła się zwyczajnie, niezburzenie szczęśliwa, pozwalając sobie zapomnieć o obawach oraz problemach. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, a miękkie spojrzenie utkwiło w zielonych tęczówkach. - O czym myślisz? - Spytała głosem ściszonym do eterycznego półszeptu, skutecznie powstrzymując się przed snuciem planu wycieczki. W tej chwili liczyło się jedynie to, co tu i teraz.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]10.02.21 16:48
Ostatnim, o czym chciałby dziś rozmawiać, było określanie terminowości lub bezterminowości ich małżeństwa - we własnej głowie nazwałby to zresztą mniej fachowo. Jedyny sposób, w jaki umiałby ująć to pytanie to: po jakim czasie się mną znudzisz? Po pierwsze, zepsułoby to całą atmosferę ślubu, a po drugie, to dawne dziewczyny zadawały to pytanie jemu (albo Aresowi, a on słuchał ze smętną miną i łagodził dramaty) i zupełnie nie wiedział, jak miałby poruszyć temat z Frances.
Jak się znudzi, to się okaże. Za kilka miesięcy czy coś. - postanowił jakże mężnie. Równie odważnie uznał, że po prostu nie będzie poruszał tematu. Trzeba się cieszyć chwilą! Z drugiej strony, jej pełna uczucia obietnica przy przysiędze ślubnej i własna spontaniczna reakcja wciąż siedziały mu w głowie, nieustannie przewijał ten moment w pamięci i chciałby wiedzieć...
...albo nie, lepiej nie wiedzieć. Nie w Paryżu. Tutaj mieli zapomnieć o wszystkich troskach, o całym świecie. A Frances się zgodziła i była nawet spakowana (zdumiewające, od dwóch dni!)!

Daniel nigdy nie był w Paryżu, tylko raz pod Paryżem, ale omiótł okolicę jedynie pobieżnym spojrzeniem, aby przekonać się, czy świstoklik przeniósł ich w odpowiednie miejsce. Potem oderwał wzrok od faerii świateł i patrzył już tylko na Frances, na jej minę, na jej reakcję. Czy się jej... spodoba? Na razie mógł wyczytać jedynie zaskoczenie. I... łzy? Nie przesadził?
-Tak, we Francji... - powtórzył ostrożnie, łapiąc Franię za delikatne dłonie. -Wszystko zaplanowałem. - obiecał, jeśli o to się martwiła. Podróż, pensjonat, miejsca, które by się jej spodobały, nie znał tylko francuskiego, ale i tak pomyślał o wielu rzeczach jak na siebie.
-Jasne, że pamiętałem. - odpowiedział, gdy niedowierzanie w jej spojrzeniu zmieniło się w... coś innego. Tylko nie płacz, Frances. Uśmiechnął się niepewnie i wtem Frances już tuliła się do niego mocno, zasypując go najcudowniejszymi komplementami.
Mówiła mu już podobne rzeczy, ale nie mogła wiedzieć, że jako jedyna. Nie wyrósł w środowisku, w którym słyszało się pochwały. Tym razem to on wziął dziwnie ciężki oddech, a wzruszenie na moment stanęło mu w gardle. Otrząsnął się po sekundzie, odsunął delikatnie głowę i czule pocałował Frances w czoło.
-To ty jesteś cudowna. - szepnął. Dla ciebie warto się starać. Potem zaś zatonęli w pocałunkach na wieży Eiffla, a Daniel ochoczo je pogłębił. Dłonie same zjechały mu na talię panny Burr...pani Wrońskiej, a potem coraz niżej... i niżej...
Aż złapali oddech, choć jemu nadal brakowało powietrza.
O czym myślisz?
-O tobie. - wypalił, czując gorąco na policzkach. Odpowiedział zgodnie z prawdą, ale wolał nie zgłębiać tematu. Opanuj się, Wroński.
-A ty o czym? I co najbardziej chcesz zobaczyć? - zapytał, wtulając twarz w jej jasne włosy i pilnując, by nie zmacać jej za bardzo.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]12.02.21 15:17
Frances potrzebowała chwili, by przyjąć do wiadomości to, gdzie się znaleźli. Analityczny umysł uważał to za niezwykle abstrakcyjne, a nadal nieodzyskana w pełni pewność siebie nie potrafiła uwierzyć w to, że zrobił to wszystko dla niej. Od paru godzin nosiła miano jego żony, nie sądziło jednak, by było to odpowiednim powodem do organizowania takiego przedsięwzięcia. A może… może faktycznie to, co mówił podczas ceremonii było prawdą? Powinna spytać, lecz ta myśl była za słodka, by tego szczególnego dnia poddać ją wątpliwości bądź zabić odpowiedzią do niej przeciwną.
Wzruszenie ścisnęło jej gardło, nie pozwalając wypowiedzieć tych wszystkich słów, jakie zapewne powinna teraz wypowiedzieć, wśród nich jednak z pewnością nie znalazłyby się jakiekolwiek obawy - ufała mu przecież jak nikomu innemu. Frances zniknęła w bezpiecznych ramionach męża, mocno obejmując go wątłymi ramionami. Miała nadzieję, że zrozumiał; że widział jak wiele to dla niej znaczy i jak wdzięczna była za ten gest.
Delikatny rumieniec przyozdobił jasne lico dziewczęcia, gdy danielowe usta złożyły czuły pocałunek na jej czole, a wątłe ramiona odruchowo mocniej owinęły się wokół jego szyi. Szaroniebieskie spojrzenie nadal szkliło się delikatnie ze wzruszenia oraz zwykłego, prostego szczęścia, jakie przepełniało ją tej chwili. Komplement, jaki padł z jego ust sprawił, że rumieniec na jej buzi przybrał na sile piekąc delikatną skórę.
Chciała coś dodać, wystarczyło jednak by ich usta spotkały się w pocałunku, by świeżo upieczona pani Wroński zapomniała o słowach, które jeszcze przed chwilą domagały się wypowiedzenia. Krew zawrzała w żyłach, a przyjemny dreszcz przetoczył się po jej ciele gdy Daniel pogłębił pocałunki. Było coś w tym nowym rodzaju bliskości, co zagłuszało rozum bądź jakąkolwiek logikę eterycznej alchemiczki, chcąc zwyczajnie poddać się temu uczuciu. Smukłe palce wplotły się w ciemną czuprynę, a Frances przylgnęła doń swoim ciałem, drżąc za każdym razem, gdy jego dłonie sunęły wzdłuż jej pleców.
I ona miała wrażenie, iż nadal brak jej powietrza. Szaroniebieskie tęczówki posłały mu tęskne, spragnione spojrzenie gdy trwała z czołem opartym o jego czoło, próbując uspokoić przyspieszony oddech. Alchemiczka czule przesunęła palcami przez jego kark kreśląc tylko sobie znane wzorki, by zatrzymać się na zarośniętym, ciepłym policzku.
- O mnie? Jakieś… interesujące wnioski? - Spytała, z zaciekawieniem unosząc brew ku górze. Merlinie, czyżby nagle temperatura na szczycie wieży wzrosła? Nie była pewna. Policzki pani Wroński ponownie zarumieniły się, a szaroniebieskie spojrzenie na chwilę uciekło gdzieś w bok, nie odsunęła się jednak ni cala. - Ja? Och… Ja… Nie potrafię się skupić, kiedy mnie tak całujesz… - Wyznała z nieśmiałością w głosie, delikatnie układając głowę na ramieniu męża. Dotyk jego ust mieszał w głowie, odbierał skupienie bądź możliwość dokładnej analizy przyczynowo skutkowej. I pierwszy raz brak skupienia nie wydawał jej się czymś złym. Ciepły oddech dziewczęcia owiał męską szyję, po której chwilkę później nieśmiało przesunęła noskiem.
- Najbardziej chciałabym zobaczyć to, co zaplanowałeś… - Zaczęła z uśmiechem wyrysowanym na malinowych wargach. Była ciekawa tego, co Daniel przygotował, nawet jeśli posiadała własną listę miejsc godnych zobaczenia. Nie widziała jednak problemu, by wpierw uciąć sobie wycieczkę wzdłuż zaplanowanych przez niego miejsc, a później rozszerzyć ją o inne możliwości, jeśli będą interesujące - w końcu mieli niezwykle sporo czasu, a ona nie chciała ignorować choćby najmniejszego jego starania.
- To jutro, a dziś… - Kilka kolejnych słów uciekło z jej ust, a te przysunęły się do jego szyi, by odrobinę nieśmiało, kilkukrotnie scałować ją w czułym geście. - Dziś mam ochotę na krótki spacer, filiżankę herbaty… i gorącą kąpiel. - W twoim towarzystwie, oczywiście. zdawał się dopowiadać rumieniec, jaki pojawił się na jej jasnym licu oraz spragnione spojrzenie które przez chwilę utkwiło w zielonych tęczówkach. Chciała jego obecności, wspólnych rozmów, pocałunków i dotyku jego dłoni… Chyba zwyczajnie chcąc jego. - Chodźmy. - Dodała cicho, by skraść jeszcze jeden krótki pocałunek z jego ust. Delikatnie wyplątała się z uścisku męża, z uśmiechem na ustach splatając razem ich dłonie by ruszyć w kierunku windy.
Powietrze już chwilę wcześniej nabrało specyficznego, ciężkiego zapachu, a gdzieś w oddali błyskawica przecięła ciemne, nocne niebo. Wszystko wskazywało na to, że zanosi się na deszcz.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]19.02.21 6:31
Całując Frances, nie wierzył, że kiedykolwiek traktował ich znajomość platonicznie. A jednak - przez pierwsze tygodnie, a nawet miesiące, z uporem maniaka ignorował powab ślicznej alchemiczki. Chyba w głębi duszy nie wierzył, że jest mężczyzną zdolnym zaangażować się w coś poważniejszego. A ją od zawsze traktował przecież poważnie i nie chciał jej stracić. Paradoksalnie, z początku umotywowany fałszem ślub wyszedł im na dobre, dodając Danielowi odwagi do czegoś prawdziwszego. Gdyby nie troska o bezpieczeństwo Frances, kto wie, ile by się oszukiwał?
Nie łudził się, że nazwisko zmieni dla niej wszystko, ale przecież nie musiało. Może i poza Friedem nie miał już rodziny, z którą utrzymywał kontakt (pozostając na razie błogo nieświadomym, że Mathilda powróciła z Ameryki, a Zlata z Rosji), może i nie miał ogromnego majątku, ale ślub dawał mu społeczne przyzwolenie, by samemu być przy Frances, by strzec jej nieustannie. A pragnęła przecież bezpieczeństwa i (chyba?) jego, a nie całego klanu Wrońskich. Do cholery z Wrońskimi, do cholery z czystością krwi, dla niej gotów był odrzucić wszystkie lekcje wpajane mu przez ojca, który nawet nie był jego prawdziwym ojcem. Całował ją coraz namiętniej, lędźwie mu płonęły, założą własny klan Wrońskich, jeśli Frances zechce...
Hola, powoli.
Oderwał się z największym trudem, łapiąc ciężko oddech. Frances na pewno chciała zwiedzić Paryż, pragnęła romantyzmu i taktu i delikatności...
Spojrzał w jej błękitne oczy, usiłując wykrzesać z siebie coś taktownego i delikatnego i romantycznego, a zarazem usiłując szczerze odpowiedzieć na jej pytanie. Trudna sprawa.
Jakieś interesujące wnioski?
-Frances, my... jesteśmy... chciałabyś... być prawdziwym małżeństwem? - wypalił.
Cholera, szlag, kurwa, ależ z Ciebie romantyk, Wroński.
-W sensie... - nie teraz, w sensie później, w sensie... co? Powiedziała coś o gorącej kąpieli, a jemu znów żar buchnął do głowy. -Jutro pokażę ci cały Paryż. Wszystkie... no, romantyczne miejsca. - o których czytał kilka dni temu w księgarni na Pokątnej. Od Aresa słyszał tylko o Moulin Rouge, gdzie na pewno Frances nie weźmie. Kankan to rozrywka dla nihilistycznych lordów, a nie wrażliwych panien. Pań! Nie była już panną! -Jeśli jest coś, co chciałabyś zobaczyć, włączymy to do planu. - dodał z bladym uśmiechem. Wiedział, że interesują ją te wszystkie naukowe sprawy, o których sam nie miał pojęcia.
-Przespacerujmy się! Polami Marsowymi do pensjonatu, to niedaleko. Mamy tam apartament dla nowożeńców. - zawiesił lekko głos, znów myśląc o pocałunkach i gorącej kąpieli.
Powoli, daj jej odetchnąć.
-Jesteś zmęczona? - spytał z troską, trochę się bojąc, że zaraz udusi Frances tymi niespodziankami, pocałunkami, ledwo trzymaną na wodzy żądzą.
-Chodźmy. - szepnął, biorąc ją pod ramię. -Caelum. - szepnął, gdy tylko zjechali na dół. Żaden deszcz nie zmąci im pierwszego wieczoru małżeństwa.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]20.02.21 0:43
Prawdziwym małżeństwem?
Brew eterycznego dziewczęcia powędrowała ku górze. Nie była pewna, co Daniel miał na myśli. Zaniechanie planu z rozwodem (który, w jej odczuciu, porzucili gdzieś pod drodze)? Skonsumowanie ich małżeństwa? Jakiś inny detal, o którym zapomnieli? Przez chwilę wpatrywała się w zielone oczy męża, próbując rozwikłać zagadkę, szybko jednak doszła do wniosku, że niezależnie od pytania, odpowiedź mogła być tylko jedna: - Chciałabym. - Odpowiedziała z ciepłym uśmiechem wyrysowanym na malinowych ustach. Specyficzna troska zawarta gdzieś między jego słowami roztapiała serduszko bijące szybszym rytmem, napędzane niemal wrzącą krwią różowiącą delikatnie policzki. Przyjemny dreszcz zatrząsł wątłym ciałem w reakcjach, jakich jej organizm jeszcze nie znał. Wszystko zdawało się być dziwnie intensywniejsze, a zielone spojrzenie hipnotyzowało, podsuwając niezwykle nierozsądne pomysły.
Uśmiech nie znikał z jej ust, a ciepłe spojrzenie miękko otulało męską twarz. Jeszcze nie uwierzyła, że przygotował to wszystko dla niej; że to dla niej poświęcił swój czas i energię by zaplanować wycieczkę, spełniającą nie jedno, lecz dwa z jej najskrytszych marzeń. Nie dość, że byli w Paryżu, to jeszcze w jego towarzystwie czuła się szczęśliwa i wartościowa, jakby w końcu coś dla kogoś znaczyła.
I było to niezwykle przyjemne uczucie.
- Mam kilka pomysłów, rano możemy zaplanować dokładniej wycieczkę. - Zgodziła się pewna, że wspólnie dojdą do porozumienia. Było kilka miejsc, które wydawały jej się niezwykle interesujące, na szczęście mieli tu być przez kilka dni co sprawiało, iż mieli wystarczająco czasu aby zobaczyć wszystko, co było warte zobaczenia.
- Czy mogę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem tego, jak wiele udało Ci się zaplanować? - Spytała retorycznie, zerkając na niego z podziwem błyszczącym w szaroniebieskim spojrzeniu. I nie chodziło o pozorne braki w bystrości jego umysłu (a w nią nie wątpiła) acz fakt, iż udało mu się zaplanować wiele na niezwykle sporą odległość w dodatku, jak zakładała, bez znajomości języka, jakim się tutaj posługiwano.
Troska w jego głosie sprawiła, że pani Wroński uśmiechnęła się delikatnie, mocniej owijając dłoń wokół ramienia męża. - Odrobinę. - Wyznała, a ciche westchnienie uleciało z jej ust. - Lecz chyba bardziej tymi wszystkimi przygotowaniami. A Ty? Jesteś zmęczony? I… podobała Ci się moja sukienka? - Spytała z zaciekawieniem wypisanym na buzi mając nadzieję, że godziny długiej pracy nie poszły na marne i osiągnęła zamierzony efekt.
Liczyła, że spacer ochłodzi rozgrzaną krew. Uspokoi myśli ciągle uciekające w jednym kierunku, przygasi płomień, jaki zapłonął gdzieś w środku. To jednak się nie stało. Wręcz przeciwnie, pod wpływem dziwnej aury oczekiwania na dojście do miejsca uczucia jedynie pogłębiały się, dziwne mrowienie w podbrzuszu z każdym kolejnym krokiem stawało się coraz bardziej nieznośne, a smukłe palce alchemiczki kreśliły wzroki na danielowym przedramieniu. Kroczyła tak u boku męża, co jakiś czas zerkając w jego kierunku bądź wyrażając swój zachwyt nad miejscem, w którym przyszło im się znaleźć.
Uśmiechnęła się z ulgą, gdy przyszło im się znaleźć w wynajętym apartamencie, nie pewna, czy byłaby w stanie zawierzyć swojej logice bądź opanowaniu przez jeszcze kilka przecznic. Szaroniebieskie spojrzenie uważnie powiodło po pomieszczeniu. Przytulnym, eleganckim, urządzonym w stylu, jaki przypadł jej do gustu. - Ładnie tu. - Stwierdziła, odkładając swoją torebkę na niewielki stolik. Rozpakuje się później, będzie jeszcze na to czas. Teraz jej myśli zaprzątnięte były czymś innym. Czymś nie do końca zrozumianym, acz nie pozwalającym skupić się na niczym, co nie było wspomnieniem ust bądź dotyku męża. Eteryczna alchemiczka z gracją podeszła do gramofonu, na którym puściła pierwszą, lepszą płytę, by chwilę później ponownie znaleźć się przy Danielu. Wątłe ramiona z lekkością owinęły się wokół jego szyi, a szczęśliwe spojrzenie utkwiło w przystojnych rysach. Młoda krew wrzała, smukłe palce sunęły po męskim karku czasem wybiegając na silne ramiona.
- Danny, bo… - Zaczęła, lecz w połowie zdania nawiedził ją pewien pomysł. Tak odważny i abstrakcyjny, iż przez chwilę była zaskoczona, że w ogóle przeszedł jej przez myśl. Tak pociągający, że nie potrafiła się mu oprzeć. - jestem ciekawa… - Dodała, po czym zrobiła krok w tył, uciekając z jego ramion. Z rumieńcem palącym jasne lico, subtelnym gestem przesunęła drżącą dłonią po swoim obojczyku, by zsunąć ramiączka sukienki. W pierw prawe, później lewe, aż sukienka osunęła się po zgrabnym ciele wprost na drewnianą posadzkę, pozostawiając Frances jedynie w filuternej, koronkowej bieliźnie w kolorze błękitu, pończochach trzymanych przez delikatny, również błękitny pas oraz szpilkach. - Podoba Ci się? - Spytała z błyskiem w oku oraz figlarnym uśmiechem na ustach, gdy złapała go za rękę, by niczym w tańcu okręcić się wokół własnej osi, prezentując wygłodniałemu spojrzeniu całokształt widoków. - Tylko ta pasowała mi do sukienki. - Stwierdziła, niewinnie wzruszając ramionami, by ledwie ułamek chwili później te same ramiona owinąć wokół jego torsu. Scałowywała Danielowe wargi spragniona ich smaku, smukłe palce odnalazły drogę pod jego koszulę, by z zaciekawieniem badać fakturę jego skóry. Niemal bolesne mrowienie w podbrzuszu domagało się zaspokojenia. Tu i teraz. I nie wiedziała najmniejszego powodu, aby nie poddać się pragnieniom które oboje dzielili. Usta oderwała od niego jedynie króciutką chwilę, gdy pozbywała się niezwykle przeszkadzającej jej w tym momencie koszuli, która dzisiejszy dzień zakończyła gdzieś w kącie.
Malinowe wargi przewędrowały wzdłuż jego obojczyka, dalej przez szyję. - Kocham Cię. - Wymruczały, gdy znalazły się koło jego ucha, by wrócić na ścieżkę prowadzącą wzdłuż linii jego szczęki aż do ust, które poczęły żarliwe scałowywać, a dłonie do tej pory wędrujące po jego ciele, pociągnęły go w kierunku wielkiego łoża.
Nie chciała dziś zasypiać.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]20.02.21 4:44
Spojrzał na nią trochę niespokojnie, gdy uniosła brwi. Oby mnie nie wyśmiała, oby nie przypomniała mi, że to przecież tylko przysługa, układ, interes. - przemknęło mu panicznie przez myśl i z goryczą uświadomił sobie, że nie mógłby się gniewać za taki obrót sprawy. Tak ustalili. Nie mógłby winić Frances za trzymanie się ustaleń. Co najwyżej własną naiwność, choć przecież okazywała mu sygnały... sympatii. Panna Burroughs podchodziła jednak do takich gestów swobodniej, a łączące ich ciepło od dawna wymykało się wszelkim kategoriom.
Nie wybaczyłby chyba sobie, gdyby mylnie wziął kategorię "bratnia dusza i platoniczna pomoc" za zachętę do romantycznych gestów.
Za to wybaczyłby jej.
Czy było cokolwiek, czego by jej nie wybaczył? Zawróciła mu w głowie, oswajając go wytrwale i niepostrzeżenie, nawet wtedy gdy myślał o innym dawnym uczuciu, albo sięgał po czarną magię, albo uparcie wznosił wokół siebie mury zbudowane jeszcze w dzieciństwie, wznoszone w rytm ojcowskich razów. Trwała obok, tak po prostu.
Teraz on chciał trwać przy niej, już zawsze.
"Chciałabym" - w tym nieprecyzyjnym słowie rozbrzmiało echo obietnic, które Daniel chciałby usłyszeć. Jej uśmiech był jednak lepszy od słów i Wroński wreszcie przestał się niepokoić, wreszcie przestał roztrząsać każdy gest i słowo. Nadmierne myślenie nigdy nikomu nie służyło. No, może Frances służyło, ale nie jemu.
-Ja też bym chciał. - odparł miękko, odruchowo przysuwając się do niej bliżej.
-Oczywiście. - zgodził się z góry na jej plany, to w końcu wyjazd dla niej. -Och, Frances, był taki czas, że zawodowo planowałem podróże. - uśmiechnął się z dumą. Przy pani Wrońskiej łatwo było zapomnieć, że jedną podróż zorganizował tak doskonale, że Aresa porwano dla okupu. Ale potem się wyrobił! A dla żony postarał się dużo bardziej.
-Nie, nie jestem zmęczony... Odpoczniemy po powrocie, jesteśmy w końcu we Francji. - uśmiechnął się pod wąsem, z pozoru nawiązując jedynie do zwiedzania miasta. Cisza stawała się jednak coraz cięższa, mimo, że Frances wytrwale przerywała milczenie słowami zachwytu, a Daniel przytakiwał ochoczo. Choć październikowy wieczór był chłodny, to jemu powietrze wydawało się zadziwiająco ciepłe, a skórę miał rozpaloną. -Wyglądałaś przepięknie. - zapewnił bez namysłu. Wciąż miał przed oczyma Frances w białej sukni i był pewien, że będzie wspominał jak ślicznie wyglądała aż do końca życia lub do końca małżeństwa.
Czuję się jak gówniarz z Hogwartu - uświadomił sobie ze zdziwieniem, bo przecież podrywanie dziewczyn zaczął na błoniach i w bibliotece wielkiego zamku. Później miał sporo kobiet, ale w żadnej, z którą spędzał przygodne noce nie był zakochany.
Dotarli do apartamentu, Wroński odstawił bagaże, a Frances zaczęła się krzątać po pokoju. Zadziwiające, wyglądała jak pani tego domu pensjonatu i elegancka księżniczka, na raz. Zdjął wreszcie płaszcz i z ulgą rozpiął dwa pierwsze guziki koszuli, wodząc za żoną wzrokiem. Spojrzał jej w oczy, wsłuchując się w dźwięki francuskiej opery, ale właściwie słyszał tylko słowa Frances.
-Ciekawa...? - wymruczał, nieświadom, że samemu uśmiecha się zawadiacko, a w jego głosie pojawiła się łobuzerska nuta. Chwycił żonę za rękę, chcąc ucałować jej dłoń, ale ona wywinęła mu się niczym kotka, zwinnie zrzuciła ramiączka sukienki, a on przez moment stał osłupiały. Myślał, że to on będzie dziś uwodził, a tymczasem był uwodzony. Niewinnie, acz zdecydowanie. Och, Frances, Frances.
-Jasne, że tak, moja piękna, kochanie moje - ostatnie słowa wypowiedział już po polsku, nie do końca świadom tego, co mówi. Ona za to była doskonale świadoma, a Daniel na moment zaniemówił.
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś mu coś takiego...
...chyba nigdy, nie licząc oczywiście zapewnień własnej matki.
-Ja ciebie też. - i całe szczęście, zatkała mu usta pocałunkiem, dławiąc wzruszenie i zostawiając miejsce pożądaniu.
Porwał Frances w ramiona, mocno przycisnął do siebie, gwałtownie wpił się w jej usta, ale po chwili zwolnił, przypominając sobie, że ma do czynienia (chyba, ze Scalettą jeszcze się rozprawi) z niewiniątkiem.
Koronkowa bielizna zaiste była prześliczna, ale Frances było lepiej bez niej, a strzępy materiału trzeba będzie rano zszyć Reparo.
Było już późno, a noc i świt i poranek splotły się w jeden ciąg gorących chwil, na łóżku, na kanapie, a potem nieco niewinniejsze pocałunki ogrzewały ich nawet na balkonie, skąd oglądali wschód słońca i wieżę Eiffla.
Żadne z nich nie chciało dziś zasypiać. Na szczęście, Francuzi słynęli z dobrej kawy.



mood


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]20.02.21 22:10
Nie potrafiłaby go wyśmiać. Nie umiałaby wypowiedzieć czegokolwiek, co mogłoby zranić tak bliską jej osobę, nawet jeśli ta bliskość tak niespodziewanie zakradła się do jej życia. Patrząc na ich znajomość teraz, z obecnego punktu miała wrażenie, że wszystko ułożyło się niezwykle… gładko. Naturalnie, tak jakby dokładnie tak miały ułożyć się koleje ich losu, nawet jeśli ich znajomość przez większość czasu zdawała się być jedynie platoniczną przyjaźnią. Nie była w stanie stwierdzić, w którym momencie zaskarbił sobie jej zaufanie ani kiedy dokładnie skradł jej serce, teraz jednak te szczegóły nie były ważne. Liczyła się dla niej chwila, fakt iż dzielili podobne chęci dotyczące ich wspólnej przyszłości, miękkie słowa oraz ramiona otaczające jej sylwetkę.
Uśmiechnęła się ślicznie słysząc komplement z jego ust, a gdzieś w środku poczuła przyjemne ciepło. Chciała mu się podobać w tym dniu, była to jednak potrzeba niezwykle irracjonalna, której nie potrafiła w żadnej sposób wytłumaczyć. Spacer na szczęście skończył się niezwykle szybko, a zamknięte cztery ściany i poczucie spojrzenia spoczywającego na jej ciele jedynie dodawało chęci do działania. Działania niespodziewanego, którego sama z pewnością by się po sobie nie spodziewała. Przy nim czuła się jednak śmielej, zawstydzenie odsuwało się na krawędzie umysłu, jedynie delikatnie znacząc jasne policzki ciepłym rumieńcem.
Chłonęła zawadiacki uśmiech, zapamiętywała łobuzerskie tony jego głosu, z nieznaną sobie śmiałością spijała słodkie pocałunki z jego ust, a gdy zamilkł na chwilę utkwiła szaroniebieskie tęczówki w oczach męża. Roziskrzone, spragnione oraz zwyczajnie szczęśliwe w sposób, który do tej pory był jej nieznany. Ja ciebie też mówił, wątpliwości uciekały z głowy, a Frances wiedziała, że chce pozostać w tych silnych ramionach już do kresu swoich dni, gdy wszystko układało się w niezwykle logiczną całość. Wyznanie sprawiło, że pocałunki dziewczęcia stały się bardziej zachłanne oraz niecierpliwe, a gdy strzępy jej bielizny opadły na miękki dywan zaśmiała się cicho, oddając się gorącym przyjemnościom. Pochłonięta rozkoszą oraz obecnością kochanej osoby nie zauważyła nawet, gdy noc za oknem rozjaśniała się powoli zamieniając się w nowy dzień. Stojąc na balkonie i wpatrując się wieżę Eiffla na tle cudnego wschodu słońca trwała przyklejona do boku męża, raz po raz skradając kolejne pocałunki z jego ust, nadal nie czując się w pełni nasyconą jego bliskością. O ile podobne nasycenie kiedykolwiek mogło nadejść, w tej materii jednak pani Wroński miała wrażenie, iż swojego męża dość nie będzie miała nawet za kilkaset lat. Gdy słońce pewniej zawisnęło na nieboskłonie, nowożeńcy wrócili do apartamentu. Ubrana jedynie w Danielową koszulę, niedbale zapiętą na ledwie kilka guziczków, przeciągnęła się niczym zadowolona kotka. Zmęczenie osiadło na jej ramionach, nie żałowała jednak choćby jednej minuty spośród ostatnich godzin spędzonych w ramionach Wrońskiego.
- Chyba nigdy wcześniej nie widziałam wschodu słońca, wiesz? - Rzuciła, na chwilę zatrzymując szaroniebieskie spojrzenie na buzi Daniela. Uśmiechnęła się do niego najpiękniej jak potrafiła, skradła krótkiego całusa z jego ust po czym podeszła do jednego ze stolików, by przejrzeć kilka pergaminów pozostawionych przez obsługę. Uważnie czytała spisane łamaną angielszczyzną słowa, co jakiś czas marszcząc brwi, gdy nie mogła rozszyfrować znaczenia jakiegoś zdania. - Ponoć jeśli poprosimy w recepcji, udostępnią nam mapę miasta… Jesteś głodny? - Spytała, pytanie jednak uznała za retoryczne. Od obiadu w Szafirowym Wzgórzu minęło wiele i ona sama zaczynała powoli odczuwać potrzebę zjedzenia śniadania. Eteryczna alchemiczka wyciągnęła różdżkę, by wykonać prosty gest i wypowiedzieć słowo zapisane na pergaminie. Ledwie chwilę później stolik przy kanapie zapełnił się cieplutkim jedzeniem oraz odpowiednią zastawą.
Świeżo upieczona pani Wroński wyjęła ze swojej torebki niewielką fiolkę. Ostrożnie rozlała gorącą kawę do dwóch kubków, by do jednego z nich dolać kilkanaście kropel przezroczystego płynu. - Chcesz trochę? To eliksir przebudzenia, używa się go jako antidotum na Wywar Żywej Śmierci, ale w małej dawce pozwala pozbyć się zmęczenia na kilka godzin… Czasem używam go, jak mam za dużo pracy… - Brew dziewczęcia powędrowała ku górze, a sama Frances, z kubkiem w dłoni usiadła na kanapie tuż koło męża, w niewinnym geście opierając smukłe łydki o jego udo. Z uśmiechem na ustach upiła kilka łyków gorącej kawy, a ciche westchnienie zadowolenia wyrwało się z jej ust, gdy ponownie skupiła spojrzenie na Danielowej buzi. - Danny bo… - Zaczęła, odstawiając kubek na stół, by w czułym geście przesunąć smukłymi palcami po zarośniętym policzku. - Skoro Ty kochasz mnie, a ja kocham Ciebie to nie będziemy się rozwodzić, prawda? - Spytała, w jej głosie brakowało jednak niepewności. Wczorajsze gesty oraz słowa pozwoliły jej wierzyć, iż ich układ przestał obowiązywać, pozostawiając jedynie dwójkę czarodziejów szczęśliwych z kolei, w jakie ułożył się los. - Jeśli tak, to… Mam kilka wniosków. Po pierwsze, chciałabym, żebyśmy jedli razem śniadania i kolacje, a każdą niedzielę spędzali razem bez pracy i obowiązków. To dla mnie ważne. A po drugie… Chciałabym jednak mieć pewność, że jesteś bezpieczny w pracy bo… bo ja nie wyobrażam sobie rzeczywistości, w której ciebie nie ma… -  Szaroniebieskie spojrzenie na chwilę przeniosło się z buzi Daniela na jego tors, a delikatny rumieniec przyozdobił jasne lico. Nie chciała, by czuł się stawiany w jakikolwiek sposób pod murem, chciała jednak posiadać pewność, że zawsze do niej wróci.
- Co sądzisz? - Spytała, ponownie ujmując w dłonie kubek z kawą, by wypić kilka kolejnych łyków doprawionego eliksirem naparu.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]03.03.21 0:02
W życiu by nie przypuszczał, że nagrodą za poryw bohaterstwa w portowej uliczce będzie ręka najprawdziwszej księżniczki. Frances, prześliczna i elegancka, właśnie taką mu się zdawała - nigdy nie brał pod uwagę jej skromnej rodziny z portu, to się przecież nie liczyło. Wręcz przeciwnie, A do tego była inteligentna, zaradna i dobrze gotowała. Gdyby przeanalizował to na chłodno, już dawno doszedłby do wniosku, że to żona marzeń - ale był przecież Wrońskim, w gorącej wodzie kąpanym. Splot wydarzeń, który pchnął go od bicia portowego oprycha do spontanicznych oświadczyn, był tym cudowniejszy. Czy ktoś dopomógł tutaj losowi? Może to duch jego mamy się nimi opiekował?
Noc była namiętna, zachłanna, a Daniel nie mógł się żoną nacieszyć. Właściwie nigdy nie przeszedł tak płynnie z kobietą od przyjaźni do sypialni - może to zbudowana już relacja tak go napędzała, tak jakby tłumione od miesięcy pożądanie dopominało się o coraz więcej? Pozwolił jednak Frances wytyczać tempo i granice, wydawała się w końcu taka delikatna, choć ośmielona okazywała swoje drapieżniejsze oblicze.

Leżał teraz w łóżku bez koszuli - tę ubrała Frances - obserwując żonę spod półprzymkniętych powiek, z rozmarzonym uśmiechem.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak szczęśliwy. Nie pamiętał, czy w ogóle był tak szczęśliwy. Wiedziony wyniesionym z domu chłodem, angażował się jedynie w krótkie zrywy, o poranku zmieniające się w lód. Podświadomie wiedział chyba, że jeśli zacznie mu zależeć, to jeszcze sparzy się tym płomieniem - tak, jak sparzał siebie i pewną Krukonkę w pierwszym młodzieńczym niespełnionym zakochaniu. Ale Frances, pani eliksirów uodparniających na ogień, nie wydawała się spalać, choć przecież płonęli.
A on przestał bać się bliskości, tej prawdziwej.

-Nigdy? Pomyślałbym, że kiedyś siedziałaś nad jakimś eliksirem do świtu. - zdziwił się, uśmiechając się zawadiacko. -Ach, tak, pewnie warzyłaś je w piwnicy? - zażartował ciepłym tonem, leniwie zbierając się z łóżka.
Chciwie odwzajemnił pocałunek blondynki. Czy był głodny?
-Zawsze. - wymruczał, nie mając na myśli jedzenia. Ale faktycznie, mogliby troszkę... odpocząć.
-Mm... jasne! - w kwestii eliksirów ślepo ufał żonie. Z przyjemnością upił łyk kawy i po chwili uznał, że jednak wcale nie muszą odpoczywać. Tylko Frances chciałaby pewnie zobaczyć choć trochę miasta, nie tylko z okna pensjonatu.
Drgnął lekko, gdy wypowiedziała złowieszcze słowo "rozwód", ale po sekundzie dotarły do niego słowa żony i uśmiechnął się z ulgą.
-Nie, Frances, nie chcę się z tobą rozwodzić. Nigdy. I chyba nigdy nie chciałem. - przyznał, gładząc dłonią jej złociste włosy. -Wiesz... - przygryzł lekko wargę. -Czasem potrzeba... motywacji, by przejrzeć na oczy, odważyć się dostrzec własne pragnienia. I choć nienawidzę tego, że ta wojna stwarza dla ciebie zagrożenie i zmusiła nas do przyśpieszenia ślubu, to... cieszę się, że pchnęła nas w swoje ramiona. - uśmiechnął się pod wąsem, usiłując zarazem wytłumaczyć Frances powody swojego zachowania i szczerych-nieszczerych zaręczyn.
Wysłuchał próśb żony, od razu starając się pomyśleć o nich logicznie. Śniadania, tak, kolacje - tutaj praca mogła stanąć na drodze, niedziele - tak, chyba że lord Carrow będzie pilnie potrzebował jego pomocy...
Zanim zdążył jednak logicznie to rozważyć i przedstawić Frances kompromisy oraz alternatywy (a zajmowało mu to trochę czasu, w końcu nie był swoją analityczną żoną), pani Wrońska wyraziła zmartwienie o jego... życie? Wytrącony z rytmu rozmyślań, spojrzał na nią z zaskoczeniem i pewnym wzruszeniem.
-Frances, Frances, pracuję w tym fachu i mieszkam na Nokturnie od dekady, nie jest dla mnie... bardziej niebezpieczny niż dom rodzinny. - wypalił aby ją uspokoić, choć po fakcie uświadomił sobie, że porównanie jest przykro trafne i wcale niewesołe. Nie wyjaśnił jej jeszcze blizn po pasie na swoich plecach, a ona też wychowała się w niebezpiecznym domu, choć nie... takim.
Przełknął ślinę i odwrócił wzrok.
-Będę na siebie uważać. - obiecał, nieco zbyt sucho. -Zresztą, twoje eliksiry mnie ochronią. - dodał szybko, usiłując przywrócić beztroski nastrój. Kiedy nagle przeszli z łóżka do poważnych spraw...?


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]03.03.21 13:27
Z rozbawieniem wypisanym na delikatnej buzi wywróciła szaroniebieskimi oczami. Zapewne Daniel nawet nie wiedział ile prawdy było w jego słowach. Alchemia ją pasjonowała, a tworzenie nowych receptur było zajęciem niezwykle dla niej ekscytującym.
- Kilka razy zdarzyło mi się zasnąć nad notatkami… - Wyznała niewinnie, posyłając mu niemal anielski uśmiech, jakoby podobny wybryk wcale nie był wielką winą. Podczas pracy, w ciągach niezwykle długich obliczeń oraz alchemicznych oparach niezwykle łatwo przychodziło jej zapomnieć o czymś tak trywialnym, jak upływ czasu. - Jak pokażę ci moją piwnicę, sam będziesz chciał w niej ze mną przesiadywać. - Rzuciła w odpowiedzi równie żartobliwie, by chwilę później parsknąć pod nosem śmiechem. Chciała pokazać mu ten najbliższy jej sercu kawałek świata pewna, że nawet jeśli nie wszystko będzie dla niego jasne, ten wesprze ją miast podcinać jej naukowe skrzydła.
Delikatny rumieniec pojawił się na jasnym licu, gdy w głosie małżonka wybrzmiał taki pomruk. I ona nie miałaby nic przeciw, by nie wychodzić z miękkiego łoża póki nie stracą wszelkich sił, żołądek domagał się jednak choć niewielkiej przekąski. Mimo ukłucia żalu wiedziała, że to nic straconego - mieli w końcu przed sobą wiele wspólnych lat, a jeśli jej plany przyniosą odpowiednie rezultaty, te lata będą mogli odliczać nie w dziesiątkach, a setkach. Ostrożnie dolała do jego kubka z kawą odpowiednią ilość eliksiru, by i jemu nie groziło w ciągu dnia zmęczenie oraz senność.
Szaroniebieskie spojrzenie utkwiło w przystojnej twarzy męża i mimo iż jego uśmiech był dobrym znakiem, odetchnęła dopiero kiedy potwierdził jej przypuszczenia. Oczy pokryły się nieznaczną wilgocią wywołaną wzruszeniem, a serce w piersi przyspieszyło swojego rytmu, jakoby domagało się powrotu w ramiona swojego właściciela.
Eteryczna alchemiczka uśmiechnęła się najpiękniej, jak tylko potrafiła, a delikatny rumieniec przyozdobił jej buzię. Była niemal pewna, że te słowa przyjdzie jej zapamiętać równie silnie jak wczorajsze przysięgi oraz spontaniczne wyznania.
- Wiesz, ja też nie chcę się nigdy rozwodzić. I chyba też nigdy tego nie chciałam… Merlinie, nie wiem jak to opisać, ale mam wrażenie, jakby wszystko było tak jak powinno… Jakby moje miejsce na tym świecie było obok ciebie. - Nigdy nie była skora, by wyjawiać swoje uczucia w tym wypadku jednak było inaczej. Słowa uciekały z jej ust bez najmniejszego oporu, jedynie odrobinę mocniej czerwieniąc policzki. - Dałam panu motywację, panie Wroński? Czy może… powinnam spróbować w inny sposób? -  Rzuciła z rozbawieniem w głosie, sugestywnie unosząc brew ku górze. Smukłe palce nakreśliły kilka wzorków wokół górnego guzika jego koszuli jaką miała na sobie by przesunąć go przez oczko w materiale gdzieś do połowy, po krótkiej chwili ponownie w pełni go zapinając. Ciche parsknięcie śmiechu wyrwało się z jej ust. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio czuła się tak lekko, tak zwyczajnie szczęśliwą podczas jakże trywialnego, niemal do bólu normalnego poranka. - Sądzę, iż przyspieszenie ślubu wcale nie było takim złym. To zawsze półtora tygodnia dłużej w twoich ramionach. - Odpowiedziała z uśmiechem nieznikającym z jej ust, niewinnie wzruszając ramionami. W jego ramionach chciała pozostać już na zawsze, nie potrafiąc choćby przez chwilę wyobrazić sobie innego scenariusza.
Kolejne jego słowa wywołały w niej ulgę. Lecz jedynie na chwilę, gdyż gdy wybrzmiały wszystkie głoski zmarszczyła brwi w zastanowieniu, a gdy wszystkie wątki ułożyły się w jedną, niezwykle ponurą całość, ciche westchnienie wyrwało się z jej ust. Przez chwilę żałowała wypowiedzenia tamtych słów i przywołania podobnej reakcji w postaci męża.
- Hej… - Zaczęła, po czym z niezwykłą lekkością wsunęła się na męskie kolana. Delikatne dłonie ułożyła na jego policzkach, zmuszając by ten powrócił spojrzeniem ku jej twarzy. Szaroniebieskie tęczówki miękko otulały jego buzię spojrzeniem pełnym ciepła oraz miłości. Kciukami przesunęła po jego skórze w najczulszym z gestów.  - Coś cię trapi, kochanie? - Spytała z troską w głosie, nie do końca będąc pewną, czemu nagle uciekł wzrokiem. Domyślała się pewnych kwestii, nigdy jednak nie usłyszała ich potwierdzenia… I nie była pewna, czy chciała je usłyszeć, głównie przez fakt, iż zapewne dla niego był to ciężki temat. - Jeśli chcesz, możesz mi powiedzieć, wiesz? - Zaczęła, delikatnie owijając swoje ręce wokół jego ramion, po drodze muskając ustami jego czoło. Smukłe palce zjechały na jego ramiona oraz łopatki, by kreślić na nich tylko sobie znane wzorki. Czuła pod opuszkami wybrzuszenia blizn, to jednak zdawało się jej w ogóle nie przeszkadzać. Kochała go właśnie takiego, jakim był. - Ale jeśli nie chcesz, możemy zostawić ten temat na inny dzień. A teraz… może zjeść śniadanie i wybrać się na mały spacer? - Dodała, decyzję dotyczącą następnych kilku minut pozostawiając mężowi. Szaroniebieskie spojrzenie powędrowało od jego oczu, przez usta aż do nagiego torsu i z powrotem, a ciche westchnienie uwielbienia wyrwało się z jej ust. Eteryczna alchemiczka przeciągnęła się delikatnie nadal siedząc na kolanach męża, Nie potrafiąc powstrzymać się przed skradnięciem z jego ust krótkiego całusa.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]16.03.21 21:01
Uśmiechnął się pod nosem z lekką satysfakcją. Może i nie znał się na alchemii, ale zdążył poznać Frances na tyle dobrze, by wyobrazić ją sobie siedzącą nad kociołkiem do rana.
Na tyle dobrze...? Być może, gdyby podejść do tego analitycznie, to sam Daniel nabrałby lekkich wątpliwości. Od ich pierwszego spotkania minęło w końcu zaledwie pół roku, nigdy nie widział nawet żony nad kociołkiem. W przeciwieństwie do niej, rozumiał jednak świat (może nazbyt) spontanicznie i intuicyjnie. A dzisiaj czuł się, jakby Frances znał od zawsze.
-Jasne, że będę chciał... - wymruczał, przytulając mocniej żonę. -I pewnie będę cię rozpraszał. - zapowiedział z łobuzerskim uśmiechem, choć miał chyba na tyle rozwagi by nie czynić nic ryzykownego przy potencjalnie wybuchowych miksturach.
Pił pyszną kawę nieco rozproszony, o wiele bardziej skupiając się na rozbrajającym uśmiechu żony. Nigdy nie był mistrzem w czytaniu subtelnych emocji, choć zmysł obserwacji pomagał mu obecnie w zastraszaniu ludzi, a w latach szkolnych - w manipulowaniu kolegami i koleżankami by osiągać własne cele. Był w końcu Ślizgonem z krwi i kości, przywykłym do zakładania różnych masek. Od zawsze.
Teraz jednak maski opadły - być może przy Frances nigdy zresztą żadnej nie zakładał - a on naprawdę chciał skupić się na tym, co przed nim. Nieśmiałe łzy w oczach żony zawsze go niepokoiły, kojarząc się z rodzinnym domem, z mamą i z biedną Mathildą. Zdążył już jednak wyczuć, że u Frances zwiastowały co innego i kiedyś może zdoła nazwać wzruszenie po imieniu.
Na razie chwycił żonę za rękę, z powagą patrząc jej w oczy. Słowa wydawały się przychodzić trudno im obojgu i najchętniej by ją teraz po prostu pocałował, ale niektóre rzeczy powinny pozostać wypowiedziane. Zwłaszcza, gdy Frances tak uroczo się miotała.
-To pewnie... - zaczął ostrożnie, gdy przyznała, że nie wie jak opisać łączący ich obecnie układ (czy naprawdę wszystko w życiu musiało być układem? A może małżeństwo jednak... nie musiało?). -...to miłość. - pomógł Frances raz jeszcze nazwać to, co w uniesieniu romantycznej nocy wyznali sobie zupełnie naturalnie. A raczej - to, co ona nazwała kochaniem, a na co on odpowiedział bez wahania, choć bez używania tego słowa. "Ja Ciebie też" brzmiało jakoś prościej. Naturalniej. Bezpieczniej.
W domu nie było w końcu miłości, tylko pieniądze.
Spuścił wzrok, a Frances od razu wyczuła, że coś faktycznie go trapiło. Odezwali się niemal równocześnie - ona próbując pomóc, a on zebrawszy się na odwagę, by coś uściślić.
-Frances, u mnie w domu nie było miłości. - westchnął cicho, wplatając dłoń w złote włosy panny Burroughs pani Wrońskiej. -Nie między rodzicami. - dodał gorzko, mimowolnie zastanawiając się czy to, co jego matka czuła do Otto Schmidta choć trochę przypominało romantyczne uczucie i to, co właśnie przeżywał z Frances. Czy może było wyrafinowaną manipulacją? -Nie sądziłem, że kiedykolwiek się ożenię. Nie wiem nawet, jak to powinno wyglądać. - przyznał w końcu, z pewnym wahaniem, bo nie potrafił mówić o słabościach i niewiedzy na głos. Przynajmniej przy Frances było nieco łatwiej. Postanowienie o tym, by nie popełniać błędów rodziców, powziął za to bardzo wcześnie, tuż po ukończeniu Hogwartu. Gdy tylko poczuł do pewnej dziewczyny coś więcej i zorientował się, że tamtemu zakochaniu niebezpiecznie blisko do frustracji, niosącej za sobą gorącą wściekłość. Nie chciał stać się kopią swojego ojca, nigdy. Przy Frances było jakoś inaczej, zadziwiająco bezpiecznie - zamiast nieustannie się ścierać, zdawali się płynąć jednym nurtem. Jeszcze nigdy nie poczuł się wyprowadzony z równowagi przez nią, ale okazał już przecież temperament przy niej, więc co jeśli....?
Myśli galopowały szybko, zbyt szybko, aż poczuł się przytłoczony.
Oparł łokcie na kolanach i czoło na dłoniach, jakby na moment chciał zebrać myśli sam, schować się w klatce z własnych kończyn.
Szlag, jak to w ogóle ująć, by Frances zrozumiała? Nie chciał, by brała cokolwiek do... siebie.
-Dobrze, że się o ciebie zmartwiłem, że Friedrich mnie potem nastraszył. Inaczej pewnie odwlekałbym decyzje w nieskończoność i jeszcze jakiś gówniarz zorientowałby się szybciej, jakim jesteś skarbem. - zaczął, podnosząc głowę i siląc się na weselszy ton. Z trudem, bo wcale nie był z siebie dumny. I nadal, do cholery, nie był pewien, czy to na pewno właśnie on zasługuje na ten skarb.
Znowu spuścił głowę, choć chyba przy akurat tej prośbie powinien patrzeć jej w oczy - ale jakoś nie był w stanie.
-Pytałaś, czy będziemy razem na zawsze i mogę cię zapewnić, że ja nie chcę się nigdy rozwodzić. - wydusił w końcu. -Ale... - zamrugał szybko bo przecież zostawił to wszystko za sobą, dawno temu, zepchnięte do najciemniejszego kąta wspomnień, nad grobem matki. Dlaczego teraz wracało? Pewnie przez tą uporczywą pamięć o mamie. -Ale moja matka powinna była... - nie wiedział nawet, co. Rozwody były rzadkie, skandaliczne, szczególnie dwadzieścia lat temu, szczególnie dla kobiet o czystej krwi. -...nie wiem, uciec. - wymamrotał w końcu z irytacją, mając nadzieję, że nie brzmi jak wariat. W końcu niewiele mówił o tym Frances, łudził się też chyba, że nie zauważyła w nocy blizn na jego plecach - albo że tłumaczyła je pracą na Nokturnie. -Nie wiem, jak to wyglądało na początku, może... może lepiej - co, jeśli patrzyła na niego z taką samą nadzieją, jak Frances na mnie? -więc obiecaj mi, że za kilka lat będziesz myśleć o sobie, dobrze? - zażądał w końcu. Tymczasowość ich małżeństwa była pewną gwarancją bezpieczeństwa, jej bezpieczeństwa.
Nie chciał się w końcu w niego zmienić, ale czasem, zbyt często, sięgając po czarną magię lub bijąc ludzi, miał wrażenie, że przekroczył już przecież tą granicę. Już dawno temu.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]17.03.21 16:38
Uśmiechnęła się ślicznie, słysząc słowa padające ze słodkich ust męża.
- Miałam nadzieję, że to powiesz. - Odpowiedziała słodko z entuzjazmem w delikatnym głosie, by mocniej owinąć ramiona wokół jego torsu na chwilę chowając się w bezpiecznym objęciu. Z przyjemnością pokazałaby mu to, czym przyszło się jej zajmować, z jeszcze większą przyjemnością pozwalając, by odrobinę ją porozpraszał, znajdując niezwykle ciężkim trzymanie się na przyzwoitą odległość od ciepłego ciała męża. Zadowolenie widniało na delikatnej buzi eterycznego dziewczęcia, co jakiś czas unoszącego kubek z doprawioną kawą do ust, by upić z niego kilka łyków gorącego napoju. I ona zwykła zakładać wszelakie maski w towarzystwie innych czarodziejów, zwykle kryjąc się, aby nikt przypadkiem nie wbił jej przysłowiowego noża w plecy, który zawaliłby niestabilną codzienność, niezwykle mocno uderzając we wrażliwą osobowość. Z Danielem było jednak inaczej. Przy nim nie czuła potrzeby chować się za maskami czując, iż w jego towarzystwie może być w pełni sobą, bez obaw iż ten kiedykolwiek w jakikolwiek sposób ją zrani.
Z uśmiechem wyrysowanym na malinowych ustach splotła swoje palce z palcami męża, próbując w jakikolwiek, w miarę logiczny sposób nie będący ciągiem alchemicznych obliczeń wyjaśnić te wszystkie uczucia, jakie pojawiały się w niej gdy wpatrywała się w kochane zielone tęczówki. A gdy wypowiedział kolejne słowa, pomagając jej odpowiednio opisać to, co do tej pory ujęła innymi słowami, usta same ułożyły się w śliczny, promienny uśmiech. - Tak, to musi być miłość. - Przyznała ciepło, z czułością układając dłoń na jego policzku, by przesunąć po nim smukłymi palcami, zwyczajnie oraz wyraźnie szczęśliwa z tego, jak ułożyły się ich losy. I już chciała dodać coś jeszcze, zapewnić go o żywionych w jego kierunku uczuciach, gdy Daniel nagle zmarkotniał. Uważne spojrzenie bystrych oczu nie odrywało się od jego buzi, gdy ten mówił, a ona kciukiem delikatnie gładziła wierzch szorstkiej dłoni.
Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, a gdy wplótł dłoń w jej włosy delikatnie oparła główkę o jego ramię, nadal nie rozplatając ich dłoni. - Wiem, domyśliłam się z tego, co mi mówiłeś do tej pory. - Odpowiedziała miękko. Nigdy nie była czarownicą głupią, parę razy Daniel powiedział nieco więcej i nawet jeśli te informacje pozostawały lakoniczne, eteryczna alchemiczka potrafiła ułożyć je w całkiem logiczny ciąg, dający jej niewielki pogląd na to, co przyszło mu kiedyś przejść. - Twoje blizny… to sprawka ojca, prawda? Mówiłeś, że nie pozwalał ci zapomnieć… - Dopytała delikatnie, mocniej zaciskając smukłe palce na jego dłoni. Domyślała się, niewielkie strzępki najróżniejszych informacji oraz ślady znaczące jego plecy zdawały się być dziwnie powiązane, przynajmniej w jej spojrzeniu. Kolejne jego słowa sprawiły, że świeżo upieczona pani Wroński owinęła ramiona wokół jego torsu, by subtelnym, delikatnym gestem przytulić go do siebie, chcąc dodać mu otuchy.
- Hej… Pamiętasz naszą rozmowę w restauracji? Też nie miałam wzorca, nadal jednak jestem pewna, że jakoś to sobie ułożymy, wiesz? Dan, to nasze małżeństwo i tylko od nas zależy to, jak będzie ono wyglądać. - Odpowiedziała ciepło, kciukiem cały czas sunąć po wierzchu jego dłoni w kojącym geście. Wierzyła w te słowa wtedy w restauracji, wierzyła w nie również, a raczej zwłaszcza teraz uszczęśliwiona faktem, iż Daniel odwzajemniał uczucia, jakimi darzyła go zapewne już od dłuższego czasu.
Bystre spojrzenie szaroniebieskich oczu ze zmartwieniem utkwione było w Danielu, a gdy ten zmienił pozycję chowając się w klatce jego kończyn nie protestowała, pozwalając mu odsunąć się by zebrać myśli. Domyślała się, że wspomnienia rodzinnego domu nie były dla niego łatwe. Sama również nie wspominała domu w porcie w pozytywnych barwach, nie przeszła jednak tak wielkiego piekła, jakie zapewne musiał przyjść Daniel. Zapewne, gdyż nie chciała wyciągać z niego wszystkich szczegółów pewna, iż przeszłość powinna zostać dokładnie tam, gdzie była - za nimi.
Ogniki rozbawienia prześlizgnęły się przez jej spojrzenie, gdy wspomniał o jakimś gówniarzu. Przez chwilę warzyła słowa, by w końcu ostrożnie przysunąć się do niego na kanapie.
- Wybacz, lecz odrobinę mnie to bawi. Wspominałam Ci kiedyś o znajomym ze szkoły który przestał się do mnie odzywać, prawda? Widzisz, odezwał się do mnie w połowie września, żeby się mi oświadczyć. - Wyznała, delikatnie wzruszając wątłymi ramionami. Nie mogła przyjąć tamtej propozycji, która jakże sprawnie otworzyła jej oczy w kwestii własnych uczuć. - Chyba wtedy uświadomiłam sobie, że jesteś jedynym, którego tak naprawdę chcę. - Dodała z delikatnym rumieńcem zawstydzenia. Nie chciała przytłoczyć Daniela podobnymi wyznaniami, jedynie potwierdzającymi płonące w niej uczucie. Tak jakby długie miesiące w których traktowali się jedynie jako przyjaciół domagały się nadrobienia, by nie miał choćby jednej wątpliwości względem jej uczuć.
Frances wzięła głęboki oddech, gdyż kolejnym słowom jakie padały z ust Dana towarzyszyło irracjonalne poczucie strachu przed odrzuceniem. Zawsze była pewna, że ten jej nie zrani; nie wykorzysta delikatnego wnętrza, by za kilka dni o niej zapomnieć… Wszystko jednak nadał zdawało się być niezwykle świeże, co zasiewało w niej ziarno niepewności. W końcu, mógł się rozmyślić. Uznać iż jednak jej nie chce, nawet jeśli chwilę wcześniej nazywał ją mianem skarbu.
Słuchała jego słów uważnie, z zastanowieniem wypisanym w delikatnych rysach. W skupieniu próbując odnaleźć sens, skryty gdzieś między jego słowami. Ostrożnie wyciągnęła ręce, by delikatnie ułożyć dłonie na jego policzkach, równie delikatnie kierując spojrzenie zielonych oczu wprost na jej buzię.
- Danny, ja nie mogę obiecać Ci, że zwyczajnie nie będę brać cię pod uwagę, bo wiem, że zawsze będę. - Zaczęła miękko, ciepłym spojrzeniem otulając jego twarz. Kciukami przesunęła po zarośniętych policzkach w czułym geście, jednocześnie zastanawiając się, jak odpowiednio ubrać w słowa swoje myśli. - Naprawdę cię kocham. Takiego, jakim jesteś. Dla mnie jesteś najcudowniejszym czarodziejem jakiego przyszło mi poznać i najlepszym co mnie spotkało. Troszczysz się o mnie jak nikt inny, potrafisz słuchać tego, co mówię i przy nikim nie czuję się tak wartościowa, jak przy tobie… - Zaczęła, przysuwając się jeszcze odrobinę, by owinąć jego ramię wokół jego szyi w delikatnym, nienachalnym uścisku, niepewna czy pragnie jej bliskości w tym momencie. Ostrożnie, z niebywałą delikatnością musnęła ustami czubek jego głowy, by wpleść drobne dłonie w ciemną czuprynę. Musiał wiedzieć, musiał widzieć ciepło oraz miłość w szaroniebieskich tęczówkach, słyszeć je w delikatnych tonach głosu. Musiał wiedzieć, że kochała go bezwarunkowo.
- To co było… to przeszłość, wiesz? Wiem, że była ciężka, że odbiła na tobie swoje piętno… Ale to już minęło i nigdy się nie powtórzy. - Nie pozwolę, abyś cierpiał… zdawało się mówić spojrzenie szaroniebieskich tęczówek, gdy z przejęciem wypowiadała kolejne słowa, usilnie odsuwając od siebie złe myśli. - Nie jesteś nim, Dan. Sam fakt, że poprosiłeś mnie o coś tak absurdalnego potwierdza, iż nie masz z nim nic wspólnego… My nie jesteśmy nimi. Łączy nas inna historia oraz miłość, której oni nie mieli. Nie możesz zakładać, że nasze losy potoczą się podobnym torem. - Mówiła spokojnie, ciepłym tonem głosu obdarzając go spojrzeniem pełnym miłości. Nie potrafiłaby myśleć jedynie o sobie w kwestii ich małżeństwa, nagle zapomnieć o tym, najważniejszym jego składniki jakim był Daniel. I naprawdę szczerze wierzyła, że ich przyszłość maluje się w ciepłych, pozytywnych barwach. - Twoja przeszłość mnie nie zniechęca, nie chcę jednak aby rzucała cień na naszą wspólną przyszłość. Roztrząsanie tego co było oraz na co nie mamy wpływu, nigdzie nas nie zaprowadzi. - Przejęcie powoli zaczynało pojawiać się w delikatnym głosie, a szaroniebieskie spojrzenie zaszkliło się delikatnie dziwną mieszanką wzruszenia oraz napięcia. Doceniała troskę zawartą w jego prośbie, doceniała to, iż chciał dla niej lepszego losu niż miała jego matka. W tym wszystkim jednak była pewna, że to właśnie u jego boku czeka ją najlepszy, możliwy los. Pozostawało jej mieć nadzieję, iż łączące ich uczucie było silniejszym od wszelkich wątpliwości.- Mówisz, że nie chcesz się ze mną rozwodzić, zostaw więc to co było za sobą. Wiem, że czasem będzie trudno, że to może wracać, ale nie jesteś sam, wiesz? Pomogę ci, ze wszystkim, po prostu… Bądź przy mnie. Zawsze. I kochaj mnie najmocniej jak potrafisz. - Poprosiła, posyłając mu niemal szczenięce spojrzenie szaroniebieskich, odrobinę zaszklonych tęczówek. Chciała, by i on nabrał przekonania, że to co najgorsze pozostało już za nimi, a problemy, nawet jeśli się pojawią, nie będą w stanie zniszczyć łączącej ich więzi. - Wtedy wszystko się ułoży, zobaczysz… - Dodała, glosem pelnym przekonania. Drobne dłonie nadal wodziły między kosmykami jego włosów, a pani Wroński nie odsunęła się ni cala, gotowa w każdej chwili zamknąć męża w klatce kochających ramion.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]29.03.21 20:30
Roześmiał się, rozbawieniem maskując pewne speszenie. Żona faktycznie zapraszała go do swojego świata. Niezmiernie dla niej ważnego, o tym już od dawna wiedział. Szczerze mówiąc, nie był nawet pewien, jak miało funkcjonować dzielenie się własnym życiem w ich zaplanowanym układzie. Teraz to już nieaktualne, wczoraj zgodnie obalili dawny plan, a Daniel nie miał pojęcia, jak będzie wyglądać ich nowe życie. Cieszyło go to, rzecz jasna, ale zarazem trochę niepokoiło. Od dekady celowo układał życie po swojemu, tylko dla siebie. A choć o Frances zaczął się troszczyć niemal niepostrzeżenie, to dotychczas trwali w iluzji bezpiecznych granic. Nie był nawet pewien, jak żona przyjmie jego dowcip o rozpraszaniu i odczuł irracjonalną ulgę, że dobrze.
Nie lubił w sobie tego, nie lubił niepewności i tego, co wydawało mu się słabością. A zarazem uwielbiał sposób, w jaki czuł się przy Frances - to zakochanie, tą miłość, tą akceptację. Skomplikowane to wszystko.
Uśmiechnął się szeroko, gdy odwzajemniła wyznanie i przymknął lekko oczy w odpowiedzi na czuły dotyk na swoim policzku. W jego tęczówki już zakradł się w końcu znajomy cień.
Spuścił wzrok, bo tak było łatwiej. Zarazem mocniej ścisnął jej dłoń, nie chcąc rezygnować z bliskości. Pohamował odruch westchnięcia, bo wiedział przecież, że żona jest inteligentna i spostrzegawcza. I o wiele mądrzejsza od dawnych przygód, którym mógł wmawiać, że blizn dorobił się podczas jakiejś Nokturnowej bijatyki. Musiała wiedzieć, że dorosły czarodziej zaleczyłby takie rany skuteczniej - to dziecko, a później nastolatek, nie mógł znikąd otrzymać pomocy.
Co za wstyd.
-Mhm. - wymamrotał niechętnie, choć w głębi serca bardzo chciał się z nią tym podzielić. Z kimkolwiek. -Jak nikt nie widział. Wiedziała tylko Mathilda, moja kuzynka, która z nami mieszkała. - i dla której chętnie nadstawiał kark, bo ciosy przyjęte za kogoś innego było znieść odrobinę łatwiej. Matka również musiała wiedzieć, widział to w jej oczach, gdy się żegnał przed wyprowadzką z domu, ale... o niektórych zranieniach łatwiej nie myśleć. Na przykład o własnym bracie. -Chciałem się stamtąd wyrwać tak bardzo, że po prostu zostawiłem mamę i Mathildę z tym... tym..   - potworem, ale kto tu był potworem? Może ktoś, kto uciekł nie oglądając się za siebie i zastraszał ludzi dla pieniędzy?
Urwał, orientując się, że trzyma dłoń Frances niemal kurczowo, jakby się bał żeby nie uciekła, widząc jego tchórzliwe oblicze. A przecież przed chwilą prosił ją o to, by w razie potrzeby nie wahała się uciekać. Nie była jak jego mama. Rozluźnił uścisk, choć nie mógł się zdobyć na to, by puścić jej dłoń.
-Jasne, że pamiętam. - i stres i zażenowanie, gdy dostał ataku zazdrości przy duchach. Dobrze, że o tym nie pamiętała. Powinien być rozsądniejszy - szczególnie patrząc na żonę, której logika przychodziła z zaskakującą łatwością.
Trwał tak chwilę, zamknięty w klatce z własnego ciała, zastanawiając się jak być lepszym, dla niej. Zarazem uważnie słuchał jej słów, aż w końcu z powrotem przysunął się do żony i wziął ją za ręce.
-Masz rację. Tylko od nas. -
Razem było jednak łatwiej. Cieplej.
Zwłaszcza, że rozbroiła jego smutek wyznaniem, która wzbudziło w nim przedziwną mieszankę irytacji i rozbawienia. Tak nieoczekiwaną, że aż przełamującą ciężki nastrój.
-Chwila, jakiś gówniarz zaczął cię ignorować żeby ci się... oświadczyć? - uniósł wysoko brwi, cała ta opowieść była irracjonalna. -Dlaczego? Kto to? - wypalił, nie mogąc się pohamować. Zobaczył rumieniec na twarzy żony i uśmiechnął się uspokajająco, przecież to jasne, że nie miał pretensji. Nie do niej. Ale on... przecież we wrześniu byliśmy już zaręczeni! Niby jeszcze na niby, ale granice jakoś się zacierały.
Jedynym. To brzmiało pięknie. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, bo choć nie mógłby konkurować z jakimś byle chłystkiem, to jeszcze przed momentem dopadły go wątpliwości, a Frances skutecznie je odegnała. -Ja też myślałem o tym od połowy września. Gdy brat opowiedział mi o wojnie, jedyne o czym mogłem myśleć to ty i twoje bezpieczeństwo... i wiedziałem już, że nie martwię się tylko jak o przyjaciółkę. - wyznał wreszcie, tłumacząc tym samym chaotyczny pośpiech z organizacją ślubu.
Frances mówiła zaś dalej, a on zaniemówił.
Nigdy z nikim nie rozmawiał o uczuciach, ani o przeszłości. Nie tak. Przymknął na moment oczy, które zaczęły piec, aż wreszcie opanował się i spojrzał na żonę z powagą oraz jakimś nowym rodzajem podziwu.
Szanował ją za wiele rzeczy, ale jeszcze nikt nie wlał w niego takiej wiary, że wszystko naprawdę się ułoży. Wypuścił powietrze z płuc, nieświadom, że wstrzymywał je już od dawna. Poczuł się, jakby Frances zdjęła mu z ramion ogromny ciężar i nagle ucieszył się, że wyznał jej to, co go niepokoiło. Inaczej nadal trwaliby w klatce milczenia i niedomówień.
-Dziękuję, ja... potrzebowałem to usłyszeć. Od ciebie, najdroższa. - wychrypiał, prostując się nagle. W zielonych oczach pojawił się jakiś nowy blask, zastępując cień. -To ty jesteś najlepszym, co mnie spotkało i całe życie będę o tym pamiętał. O twoim zaufaniu i tym, ile dla mnie znaczysz. A jeśli... cokolwiek będzie nie tak, zawsze mów mi o tym wprost, bo będę starał się poprawić. Masz rację, ułożymy sobie nasze życie po naszemu. - obiecał, spoglądając jej głęboko w oczy, a potem przypieczętował nowy, lepszy układ pocałunkiem.
Wreszcie wszystko było jasne i piękne.

Zdumiewająco piękny był sam Paryż, miasto, w którym osiągnięcia czarodziejów przeplatały się z (zaskakująco ładną) kulturą francuskich mugoli. W Wielkiej Brytanii Daniel nie miałby odwagi podziwiać mugolskich zabytków, ale we Francji nikt ich nie znał, wszystkie miejsca wydawały się ciekawsze i mniej obciachowe niż w ojczyźnie. Wyjazd wydawał się jedyną okazją by odetchnąć z betroską i oderwać się od napiętej sytuacji politycznej w Anglii. Dlatego Wroński nie zamierzał się ograniczać - ani spędzić całej podróży w łóżku w pensjonacie, choć bardzo go korciło - i postanowił pokazać żonie wszystkie turystyczne miejsca. Przy okazji zadbał o to, by sama Frances miała czas i okazję wyszukać interesujące ją sklepy alchemiczne, albo nawet wybrać się za miasto do hodowli ingrediencji.
Podziwiali wspólnie katedrę Notre Dame, a Dan dopytywał bardziej zorientowanej w temacie żony, dlaczego mugole wkładają tyle energii w zbudowanie czegoś tak... wydawałoby się, bezużytecznego, ale pięknego. Tulili się podczas gry świateł w kaplicy Saint-Chapelle, gdzie Wroński nabrał przekonania, że te spektakularne witraże wprost musiały być stworzone przez czarodziejów. Pili wino nad Sekwaną i odwiedzali knajpki, w których brzmiał ochrypły śpiew szansonistek. Wiedząc, że Frances interesuje się kulturą i sztuką bardziej niż on, Wroński zmusił się do wytrwania całego dnia w Luwrze - czarodziejska część muzeum zawierała zbiory, o jakich Anglikom się nawet nie śniło. Daniel pamiętał, że Frances interesowała się od niedawna starożytnymi runami, więc z ciekawością obejrzał przeklęte sarkofagi egipskich mumii - wyjaśniając przy okazji żonie, że emanująca od nich energia wydaje się bardziej przerażająca od czegokolwiek w Borginie i Burke'u. Choć tamta sala była dobrze zabezpieczona, opuścili ją pośpiesznie, a Daniel opiekuńczo odgradzał Frances ramieniem od dziwnych przedmiotów.
Wspinając się na wyżyny tego, co mógł zrobić dla kogoś ukochanego, nie zasnął w Operze Paryskiej. Właściwie, musiał przyznać, że historia upadłej kobiety i dumnego torreadora (to jemu kibicował, glina wydawał się szalenie nudny) byłaby nawet wzruszająca - gdyby mógł zrozumieć tekst i gdyby nie trwała trzy godziny.
Ostatniego dnia podróży wybrali się zaś do Wersalu - choć Daniel żałował, że w październiku słynne ogrody będą mniej kwitnące, to podejrzewał, że i tak spodobają się żonie. Wśród labiryntu komnat mieli zaś trafić na pokoje wyczarowane i ukryte przez czarodziejów obecnych na dworze francuskich królów, w których znajdowały się ponoć najwspanialsze iluzje i skarby.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Francja, 1-5.10.1957r. [odnośnik]02.04.21 18:07
Zaproszenie Daniela do jej kawałka świata wydawało się eterycznej alchemiczce czymś niezwykle oczywistym i naturalnym. Zwyczajnie chciała, by wiedział, by poznał te części jej osoby do których nie zwykła dotąd dopuszczać innych czarodziejów. Daniel nie był jednak zwykłym czarodziejem a bratnią duszą; najbliższym przyjacielem którzy niepostrzeżenie zakradł się do jej serca, który skradł je na własność tak sprawnie, iż nawet nie zauważyła w którym momencie miało to miejsce. Chciała by był obok, nawet jeśli wspólna droga życia mogła okazać się kręta.
Cień w zielonych oczach oraz mocny uścisk na jej dłoni były dla pani Wroński potwierdzeniem jej przypuszczeń, wystarczającym w jego prostocie. Nie musiał mówić, nie chciała go do niczego zmuszać czując, że temat ten nie należy do łatwych. Gdy wypowiedział z siebie pierwsze słowo, eteryczna alchemiczka poczęła delikatnie sunąć kciukiem po wierzchu dłoni męża w kojącym geście. Chciała by nie obawiał się wypowiedzieć przy niej podobnych słów; by wiedział, że niezależnie od tematu zawsze go wysłucha, podejrzewając, że pewnie nie raz przyjdzie jej go o tym zapewniać. Oboje mieli za sobą nieciekawą przeszłość, choć ta należąca do Daniela była przepełniona przemocą, jakiej ona nigdy nie zaznała.
Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, a wolna dłoń powędrowała ku jego twarzy, by w czułym geście odsunąć z jego twarzy niesforne kosmyki przydługich kosmyków.
- Dan, musiałeś się stamtąd wyrwać, tak jak ja musiałam wyrwać się z portu. Nie chcę myśleć co by było, gdybyś tam pozostał... Jestem pewna że Twoja mama oraz Mathilda rozumiały, czemu podjąłeś taką decyzję i... wiesz, to on powinien się wstydzić, nie Ty. - Mówiła spokojnie, ciepłym tonem głosu, ze szczerością błyszczącą w szaroniebieskim spojrzeniu, swoich słów bowiem była niezwykle pewna. To nie ofiara winna wstydzić się przemocy skierowanej w jej kierunku, lecz oprawca nie potrafiący radzić sobie z życiem w inny sposób niż przemocą. Dziwna ułomność jaką w jej mniemaniu cechował się stary Wroński nie mogła dalej wywoływać w Danielu wstydu, jednocześnie rzucając cień na ich wspólne życie.
Nie uciekła. Miast tego trwała obok wlepiając w męża zakochane spojrzenie szaroniebieskich oczu, ani na chwilę nie zabierając swojej dłoni z uścisku jego palców. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy kolejne zapewnienie uleciało z jego ust, niezwykle zadowolona z faktu, że udało jej się wlać w męża choćby odrobinę swojej wiary oraz pozytywnego myślenia względem ich relacji. Kolejne pytanie sprawiło, iż rozbawieniem wymalowało się w delikatnych rysach tej twarzy.
- Marcel, pracuje na Arenie w porcie. - Odpowiedziała, wzruszając delikatnie wątłym ramieniem. - Po dwóch miesiącach bez słowa zaprosił mnie na spotkanie, poszłam na nie by powiedzieć mu, że wychodzę za mąż... Ale gdy to usłyszał uznał, że powinnam wyjść za niego posiłkując się niezwykle... nieuprzejmymi argumentami. - Pokrótce streściła co się działo, jednocześnie machając dłonią, jakoby tamta sytuacja była bez znaczenia, bo i faktycznie jej znaczenie w tym momencie dla Frances było niewielkie. Zwłaszcza teraz, gdy siedziała w ramionach ukochanego mężczyzny, odwzajemniającego jej uczucia.
A gdy uśmiechnął się w sposób, jaki najbardziej się jej podobał, symultaniczne uniosła kąciki malinowych ust, odwzajemniając ten niewielki gest. Niezwykle miło było wiedzieć, iż zajmowała jego myśli niemal w tym samym czasie, gdy ona nie potrafiła wygonić go ze swojego umysłu. Kontynuowała swoją myśl chcąc, by Daniel usłyszał podobne słowa, będąc niemal pewną, iż nikt nigdy nie skierował ku niemu podobnych zdań. Frances widziała w nim znacznie więcej niż zbira z Nokturnu, o czym od dawna powinien już wiedzieć.
A gdy wypuścił powietrze z ust, eteryczna alchemiczka przysunęła się, by otoczyć jego tors swoimi ramionami, mając wrażenie, że posępny nastrój opuścił oblicze męża. Podziw w zielonych tęczówkach wywołał niewielki rumieniec na jasnym licu eterycznej alchemiczki, a nowy blask jaki za chwilę w nich zalśnił, wywołał kolejny uśmiech malinowych warg. - Nie dam ci o tym zapomnieć, kochany. - Odpowiedziała z uśmiechem, mocniej owijając swoje ramiona wokół ciała męża. - Ty też mi mów, dobrze? - Poprosiła pewna, że i ona mogła posiadać na swym charakterze skazy, które mogłyby być uporczywe. Dla niego jednak była w stanie nawet ograniczyć długie godziny pracy, nie wyobrażając sobie możliwości, by kiedykolwiek go utracić. Z przyjemnością zatonęła w słodkim pocałunku, pieczętujący wspólne plany.


Paryż rzeczywiście był niezwykle pięknym miastem. Eteryczna alchemiczka nie mogła wyjść z zachwytu nad miastem, w którym przyszło im spędzić krótką, acz niezwykle wyjątkową podróż poślubną. Nie raz nie wiedziała, czy szaroniebieskie spojrzenie wlepiać w przystojne rysy męża czy może w mijane zabytki, zwykle kończąc na wędrówce wzrokiem między wszystkim, co działo się wokół. Fakt iż wytrwał podróż przez sklepy alchemiczne pełne najróżniejszej aparatury napawał ją specyficznym wzruszeniem, ledwie odrobinę szklącym szaroniebieskie spojrzenie.
Podziwiali mugolskie zabytki, a na wszelkie pytania męża starała się odpowiedzieć, choć jej odpowiedzi przypominały raczej wysnuwane w zamyśleniu tezy, nie poparte naukowymi dowodami. Mimo posiadania mugola za rodzica, nie była w pełni zaznajomiona z mugolską kulturą, odnajdując się lepiej w czarodziejskim świecie. Gra świateł w kaplicy Saint-Chapelle zachwycała, a świeżo upieczona pani Wroński stojąc w ramionach męża nabrała chęci, by podobnie przyozdobić któreś z okien Szafirowego Wzgórza.
Spacery nad Sekwaną oraz niewielkie knajpki jedynie dodawały uroku wieczorom spędzonym w Paryżu, nawet jeśli zmęczenie nie raz zalewało ramiona po długich, niemal nieprzespanych nocach. Czarodziejskie zbioru Luwru zachwycały, a eteryczna alchemiczka co jakiś czas prezentowała mężowi niewielkie ciekawostki tyczące się niektórych z obrazów - nie te suche oraz nudne, lecz te spowite przygodą, mające uatrakcyjnić Danielowi wycieczkę, która mogła wydać się mu nudna. Sala z sarkofagami wzbudzała zainteresowanie, eteryczna alchemiczka jednak nie odważyła się podejść do nich bliżej, jedynie podziwiając runy z daleka, wtulona w ramię męża jakoby sama jego obecność miała uchronić ją przed wszelkim złem tego świata.
Przedstawienie w Operze Paryskiej wzruszało, nawet jeśli nie była w stanie zrozumieć wszystkich słów. Całe przedstawienie nie puszczała dłoni męża, co jakiś czas zerkając w jego kierunku z promiennym uśmiechem na ustach, zachwycona wszystkimi atrakcjami, jakie dla niej przygotował. Pierwszy raz przyszło jej spędzić tak sporo czasu w towarzystwie swej bratniej duszy, z zaskoczeniem odkryła jednak, iż jego towarzystwo nie okazywało się męczące. Wręcz przeciwnie - z każdym dniem chciała go więcej, niezwykle zadowolona wizją długich lat spędzonych u jego boku.
Ostatni dzień podróży poślubnej jawił jej się w odrobinę melancholijny sposób, gdyż mimo zamiłowania do Szafirowego Wzgórza, nie miała ochoty wyjeżdżać z sielskiego Paryża, w którym mogli skupiać się na sobie. Ogrody Wersalu zachwycały, zwłaszcza niezwykłą perfekcją oraz uporządkowaniem, jakim odznaczały się nawet pojedyncze rośliny. Z palcami splecionymi z dłonią męża przemierzała kolejne komnaty zachwycającego pałacu.
- Och Danny, jak tu ślicznie! - Wyrwało się z jej ust z wyraźnym zachwytem, gdy przemierzali kolejne komnaty. - Ciekawi mnie, skąd pomysł na urządzenie wnętrza, chociaż osobiście nie zestawiłabym tych zasłon z tymi zdobieniami, przyćmiewają piękno tych malunków. - Dodała w zastanowieniu, przenosząc szaroniebieskie spojrzenie lokując w niezwykle przystojnej buzi własnego męża. - Jakbyś mógł wybrać, wolałbyś mieszkać w takim pałacu czy w naszym Szafirowym Wzgórzu? - Spytała z zaciekawieniem w spojrzeniu, zwyczajnie ciekawa odpowiedzi oraz zdania małżonka na temat pełnych złota oraz przepychu wnętrz, jakie przyszło im właśnie zwiedzać. Stukot jej obcasów towarzyszył im, gdy wchodzili do jednej z komnat, naznaczonej jedną z ponoć najwspanialszych iluzji. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi, pomieszczenie pogrążyło się w mroku, by za chwilę rozbłysnąć faerią gwiazdozbiorów na suficie, który nabrał kulistego kształtu. Ciche westchnienie zachwytu wyrwało się z ust eterycznego dziewczęcia, gdy podziwiała kunszt astronomicznej iluzji.
- Zupełnie jak prawdziwe... Oglądałeś kiedyś gwiazdy? - Wyrwało się z jej ust, nie pewna czy jej małżonek w ogóle kiedykolwiek miał okazję podziwiać gwieździsty nieboskłon. - Dan? Ja... Dziękuję. Za tę całą niespodziankę i to wszystko. To... to był najpiękniejszy tydzień w moim życiu, wiesz? - Wypowiedziała szczerze, zerkając na męża zakochanym spojrzeniem. Tę niespodziankę pani Wroński będzie wspominać zapewne już do końca swych dni.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Francja, 1-5.10.1957r.
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach