Wydarzenia


Ekipa forum
Przód
AutorWiadomość
Przód [odnośnik]03.02.21 0:45
First topic message reminder :

Przód

Wejście do wagonu, jego przód, prowadzi od ogólnych cyrkowych ognisk; ich płomienie dają ciepło i rozświetlają nocne mroki, a pośród nich roztaczają się czasem bardziej liryczne, a czasem bardziej pijackie przyśpiewki. Palenisko znajdujące się bezpośrednio przed wagonem Marcela otoczone jest ciężkimi kamieniami, a deska ułożona na dwóch grubych kłodach pełni rolę prowizorycznej ławeczki. Alternatywą dla niej jest niski pieniek. Wokół panuje nieład, przeważnie leży tu parę pustych szklanych butelek, czasem też wierzchnie ubrania.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502

Re: Przód [odnośnik]29.12.22 20:28
Mogła mieć przed sobą jeszcze wiele rozmów, które naprostują problemy te poważne i te absurdalnie błahe. Czuła, że nie raz zostanie zagoniona pod ścianę, w róg z którego nie będzie ucieczki i każde jej słowo będzie decydujące o tym, co dalej. Jednak teraz, stojąc przed Marcelem, nie miała wątpliwości, że to najtrudniejsza rozmowa. Spieprzyła. Nie było co udawać, że było inaczej. Miała obok siebie przyjaciela, a zapomniała o nim przy tych wszystkich kłopotach, które stopniowo narastały w rodzinie. Nie powinna ich brać za priorytet, skoro dobrze wiedziała, że na nic nie ma wpływu. Traciła przez to na relacjach z osobami, które nadal ją akceptowały. Była beznadziejną przyjaciółką, nie próbowała już nazywać tego inaczej, nawet przed samą sobą. Zapatrzona w człowieka, który był jej najważniejszy w życiu, zapomniała o kolejnym równie istotnym. Teraz miała wrażenie, że traciła obu i nie potrafiła dotąd z tego wybrnąć. Zaczynała pojmować, dlaczego James przestał traktować ją jak przyjaciółkę, a wolał jako żonę, wobec której miał tylko parę obowiązków. Nie nadawała się do czegokolwiek więcej. Udowodniła to przy Marcelu. Stojąc teraz tutaj, mając za plecami wagon, a przed sobą Jego. W tym całym hałasie, który towarzyszył zwykłej codzienności ludzi i samego cyrku, miała wrażenie, że to wszystko cichnie i staje się martwe, nieistotne. Wzięła głęboki wdech, chcąc opanować zdenerwowanie, piętrzący się stres i to dławiące uczucie, które wyciskało łzy z oczu. Zamrugała szybko, chcąc opanować szklące się oczy. Cisza ze strony Marcela nie podnosiła na duchu, a wręcz obdzierała ze strzępów odwagi, jakie jeszcze pozostały, kiedy stanął przed nią. Nie uciekała wzrokiem od niego, pozwoliła, by niebieskie tęczówki chłopaka pochwyciły te jej, o wiele ciemniejsze. Zerknęła w dół, dopiero kiedy zacisnął dłoń w pięść. Przypomniała sobie o tym, o szczególe, który wyszedł na jaw niedawno. Wyciągnęła powoli ręce, długie palce zamknęły się delikatnie na dłoni Marcela, by ją otworzyć. Ostrożnie z wyraźną niepewnością. Spojrzała na bliznę, która zdobiła skórę. Niezaprzeczalny dowód, że naprawdę Marcel był teraz rodziną, jednym z nich, bardziej niż dotąd. Przesunęła kciukiem po tej skazie, zanim cofnęła ręce od niego. Emocje kotłowały się w niej, nie wiedziała, co o tym myśleć. Posłała mu lekki uśmiech, drżące kąciki ust ledwie trzymały się tego wyrazu. Powaga wróciła moment później, kiedy w powietrzu zawisło pytanie.- Na twoją obojętność i złość.- odparła, marszcząc lekko brwi. Wydawał się zły, kiedy na ognisku zrezygnował i odszedł, nie dostając odpowiedzi na zaproszenie do tańca. Rozumiała, że mogła go urazić. Stał tam w końcu i czekał, pewnie poczuł się głupio. Cicho westchnęła do własnych myśli.
- Przepraszam, Marcel. Za tamtą sytuację na ognisku, że doprowadziłam do tego. Nie chciałam byś poczuł się źle. Naprawdę doceniam, że chciałeś ze mną zatańczyć i jeśli tylko mogę wynagrodzę ci to.- mówiła nieco ciszej, przestając ufać własnemu głosowi.- Przepraszam, że kiedy w styczniu stało się to wszystko, kiedy później było tylko gorzej... nie przyszłam. Nie było mnie, gdy potrzebowałeś. Przepraszam, że nie mogłeś na mnie liczyć, chociaż ja, mogłam na pewno na ciebie. Jestem głupia. Czasami zapominam, że mam wokół siebie osoby, takie jak Ty. Jak kretynka, orientuję się dopiero gdy chyba jest już za późno...- umilkła na moment. Głos jej się łamał, nie mogła tego opanować. Odwróciła lekko głowę, chcąc ukryć łzę, która wymknęła się z kącika oka. Czuła, jak toruje sobie drogę przez policzek i w dół.- Przepraszam, że kiedy poprosiłeś o pomoc, nie dostałeś jej. Nie tak, jak powinieneś. Wiem, że to żadne wytłumaczenie, ale nie wiedziałam, co Thomas zamierza. Chłopaki nic nie mówią mi i Sheili. Póki nie zabrałeś Celiny, a James nie zaczął tego tematu z Thomasem, nie miałam pojęcia, co się stało. Przepraszam mimo wszystko, to nie powinno tak wyglądać.- uniosła dłoń, by jej grzbietem zetrzeć z policzka kilka kolejnych łez, jakie już bez kontroli płynęły. Wcześniej była zdania, że Celina nie była ich kłopotem, że ważniejsza była rodzina. W tej chwili dotarło do niej, że była w błędzie, że coś schrzaniła w rozumowaniu. Marcel był ich rodziną, więc skoro półwila była ważna dla niego, powinna być u nich bezpieczna.- Nie chciałam zawodzić tak często, jestem beznadziejną przyjaciółką... koleżanką.- ostatnie słowa padły wręcz szeptem. Kiedy powiedziała to wszystko, nie czuła się lepiej. Było gorzej, było wstrętnie, gdy jej potknięcia ujrzały światło dzienne i wisiały między nimi. Nie chciała się rozpłakać, nie zamierzała przecież brać go na litość, ale nadmiar emocji ją pokonał. Wyciągnął na wierzch słabość, której nigdy nie pokonała. Mogła radzić sobie sama, mogła zadzierać brodę i udawać, że jest dobrze. Jednak w końcu docierała do takich momentów, kiedy było tego za dużo.- Ja... chyba już pójdę. Zostawię cię w spokoju, jeśli chcesz- mimo to nie ruszyła się z miejsca, czuła, jakby ciało przestało jej słuchać. Spoglądała w ziemię między nimi, pustą przestrzeń.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Przód - Page 3 F961fe915f4f4f2fdd9729c6daeb5ae421cc53d9
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Przód [odnośnik]06.01.23 0:19
Dostrzegł to, jej szklące się oczy, lecz wciąż nic z tego nie rozumiał. Stał naprzeciw niej i choć chciał przerwać tę ciszę, nie wiedział, jakimi słowy mógłby to zrobić. Gdy ich więzi rozmyły się jak cień, co łączyło ich dzisiaj? Co mógł zrobić, żeby jej nie urazić? Znał jej kulturę, wiedział, że nie mógł być natarczywy. Krok w przód mógł być błędem, tak samo jak mógł być nim krok w tył. Ktoś powiedziałby, że to jak spacer po linie, ale z liną przecież radził sobie świetnie, podczas gdy tu i teraz nie mógł, nie był w stanie się odnaleźć. Czekał na jej gest, ruch, słowa, zmieszany tym bardziej, gdy zetknęły się ich spojrzenia. Powiódł wzrokiem za ruchem jej dłoni, kiedy pochwyciła jego dłoń, nie oponując jednak przed jej dotykiem. Palce rozpostarły się bezwiednie, pozwalając jej dotknąć blizny. Nigdy o tym nie rozmawiali, ale był pewien, że o niej wiedziała, James miał przecież bliźniaczą. Otworzył oczy szerzej, gdy powiedziała o jego złości. Obojętności.
- Nie byłem... - zaprzeczył od razu, ale słowa uciekły gdzieś w pół zdania, czy na pewno nie był? Miał jej za złe, że nie odezwała się słowem po tamtych zdarzeniach. Czuł zawód, że na to pozwoliła. Był na nich wściekły, kiedy to się wydarzyło. A obojętny? Czy był na nią obojętny? Nigdy i nigdy nie będzie, była częścią jego życia. Stałą i miał nadzieję, że teraz już niezmienną. Mógł dać jej przestrzeń, ale nigdy nie stałaby mu się obojętna. Ale Eve przeprosiła.
- Ale... dlaczego... zrobiłem coś nie tak, Eve? - Znał jej kulturę, lecz na tyle, by wychwycić wszystkie niuanse i nie popełniać już błędów? Starał się, ale starania nie zawsze wystarczały. Nie uraziłby jej umyślnie. - To nic... - Czy łudził się, że zamknięty w czterech ścianach ciasnego wagonu nawiedzi go towarzystwo? Po tym, co usłyszał od Sheili, nie łudził się. Chciał, ale nie chciał, szarpał się z własnymi myślami, z jednej strony pragnąc być sam i skryć się przed światem, nikomu nie pokazać swoich słabości, kalectwa, z drugiej rozpaczliwie pragnął wsparcia i bliskości drugiego człowieka. Był wtedy sam jak nigdy nie był jeszcze sam, póki nie przyszła Anne. Nigdy nie powiedziałby Eve prosto w oczy, że liczył na nią tamtego dnia, w tamtym okresie, nie potrafiłby. Łzy, które płynęły po jej twarzy, kruszyły jego serce, zwłaszcza gdy mówiła tak otwarcie, szczerze i ciepło.
Chciał wierzyć, że tak było, że to wszystko było winą Thomasa, nikogo innego. Że zrobił to przy niewiedzy dziewczyn, lecz ich milczenie, brak jakiejkolwiek woli konfrontacji, późniejsze słowa Neali o tym, co mówiła Sheila... to wszystko sprawiało, że zaczynał wątpić.
- Thomas sprzedałby każdego. Mówiłem to Jamesowi, powtórzę też tobie. Nie jesteście z nim bezpieczni. - Po co wydał Celine? Spadł mu kamień z serca, gdy zapewniła go, że zrobił to sam jeden, ale czy to naprawdę zmieniało cokolwiek? Jeśli wydał Celine, mógł wydać też Eve i Sissy, mógł wydać Jamesa, gdy tylko dowie się, w co był wplątany. Naprawdę ich to nie obchodziło? Bał się o nich. - Przestań - Mówić, że odchodzisz, choć przecież dopiero wróciłaś, w każdym znaczeniu tego słowa. Nie zastanawiając się ni chwili zgiął palce, zaciskając je na dłoni, którą go trzymała, chcąc ją zatrzymać. - Naprawdę myślisz, że dałbym ci odejść tak łatwo? Usiądź, przyniosę ci... chusteczkę - Skinął głową na pieńki ułożone wokół miejsca na palenisko znajdujące się nieopodal jego wagonu; ogień nie tlił się ani w tym momencie ani wcale, ale to wciąż było przyjemne miejsce na spędzenie kilku chwil, na pewno przyjemniejsze od jego dusznego małego wagonu.
- Dziękuję. Za te wszystkie słowa, że przyszłaś mi o tym powiedzieć. Ale... Co się z tobą dzieje, Eve? Skąd to wszystko... się wzięło? - Z jej słów wynikało, że się zgubiła. Nie zamierzał chować urazy, jeśli przyszła do niego tylko po to, by to wyjaśnić, ale po słowach, które usłyszał i łzach, które ujrzał, zaczął się o nią martwić.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Przód [odnośnik]15.03.23 19:22
To było trudne, ta rozmowa była ciężka i miała wrażenie, że jeszcze będzie taka przez dłuższą chwilę. Poza tym była też szansą, by rozwiać wątpliwości, zrozumieć, co leży na duszy. Nie widziała już innej drogi niż właśnie w ten sposób. Czas było przyznać się do błędów i poczekać na osąd, przyzwyczaiła się przecież do tego, nauczyła zaciskać zęby i czekać. Tylko że w tym przypadku nie chciała tak. Nie chciała oceniającego spojrzenia Marcela. I na szczęście nie zrobił jej tego, nie skarcił, nie skreślił. Zamknęła na moment oczy, zacisnęła powieki, czując ulgę rozlewająca się po ciele, gdy chłopak wydawał się rozumieć. Przez ostatnie tygodnie coraz częściej zastanawiała się, czy mogła liczyć na zrozumienie, czy potrafiła mówić tak, aby jasnym było gdzie leżą problemy i wątpliwości. Nie chciała toczyć walk z nikim, nie miała na to siły.
Słysząc zaprzeczenie, zawahała się, a chęć, by cofnąć się o krok prawie wygrała. Ustępowała w takich chwilach, coraz częściej nabierając dystansu. Jednak tym razem zwalczyła to, zatrzymała odruchową reakcję. Smukłe palce nieco mocniej zacisnęły się na dłoni przyjaciela, by zaraz poluzować uścisk.
Pokręciła powoli głową, spoglądając na twarz Sallowa.
- Nie, nigdy nie zrobiłeś.- odparła cicho. Nie zrobił niczego złego, niczego nie tak. Dlatego też nie potrafiła wyjaśnić mu powodów, a mogła jedynie przeprosić, że takowe w ogóle się pojawiały. To też zrobiła, nerwowo wypowiadając kolejne słowa, pozwalając by płynęły same, tak szczere, jak zawsze. Mówiła, póki wiedziała, że ktokolwiek chce jej wysłuchać, a On wyraźnie to robił. Emocje brały przy tym górę, a łzy stały się tego wydźwiękiem. Były smutkiem i wstydem, poczuciem i świadomością, że zrobiła źle. Były wdzięcznością, że dostała szansę, by to naprostować. Otarła policzki wierzchem dłoni, ale wiedziała, że słone krople jeszcze spłyną po skórze. Czuła się źle, a to nie pomagało się uspokoić i opanować.
- Może masz rację, ale to niewiele zmieni. James go nie zostawi, może powiedzieć, że to zrobi, ale oboje wiemy, że nawet jeśli to na krótko, a później wróci. Jimmy nie porzuci rodziny, nie zostawi tych z którymi łączy go krew.- nie wierzyła, że Marcel nie był tego świadomy. Znał przecież Jamesa, znał go najpewniej najlepiej ze wszystkich. Co z tego, że rozsądnie było odsunąć się od ludzi, którzy byli niebezpieczni, uciec od zagrożeń. Doe zawsze robił przeciwnie, taka jego natura.
Spięła się i nieco skuliła ramiona, gdy padło krótkie przestań. Zerknęła w dół na dłoń Marcela, kiedy poczuła, jak zaciska palce mocniej na jej dłoni. Nie szarpnęła się, chociaż tak zareagowałaby na podobny gest ze strony każdej innej osoby. Tutaj jednak wygrało zaufanie i świadomość, że nie był dla niej zagrożeniem. Kolejne słowa sprawiły, że spojrzenie ciemnych oczu powróciło do twarzy blondyna.
Naprawdę myślisz, że dałbym ci odejść tak łatwo?
Pytanie odbiło się echem w jej głowie, rozbrzmiało mocniej. Rozchyliła lekko usta, chcąc coś odpowiedzieć, ale zrezygnowała. Czy sądziła, że dałby jej odejść? Tak, po prostu tak. Wiedziała, że to niesprawiedliwy osąd, że nie zasłużył na to, by zwątpić w niego. Raz jeszcze pokręciła głową, by zaraz podejść o krok, a raczej dwa. Przytuliła się do niego na moment, uścisnęła delikatnie.
- Dziękuję.- szepnęła, ledwie poruszając ustami, sprawiając, że to jedno słowo prawie zginęło w dźwiękach otoczenia. Odsunęła się, by nie przeciągać struny, by z boku nie wyglądało to dziwnie i co najważniejsze, żeby nie wzbudzić dyskomfortu u Sallowa.
Jeszcze raz uniosła dłoń, by pozbyć się ostatnich kropel, które utorowały sobie drogę po jej policzkach. Czuła, że oczy dalej się szkliły, ale nie chciała już płakać. Starczy.
- Nie dziękuj, należały ci się wyjaśnienia.- odparła z pozornym spokojem, bo wewnętrznie nadal czuła się rozchwiana i daleko było do spokoju.- Nie... Znaczy tak, ja po prostu...- urwała, gubiąc się w słowach. Ile mogła mu powiedzieć, ile wyjaśnić? Nie miała pojęcia.- Nie chcę o tym mówić, nie wiem jak.- dodała, uciekając wzrokiem w bok. Dostała wystarczająco zrozumienia od niego, nie mogła oczekiwać więcej i nie szukała już tego.- Nie umiem tego wyjaśnić, nie teraz.- łagodny głos znów stał się szeptem. Pewne problemy musiały chyba pozostać jej, nie powinny wypływać na wierzch.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Przód - Page 3 F961fe915f4f4f2fdd9729c6daeb5ae421cc53d9
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Przód [odnośnik]06.05.23 22:47
Pokręcił głową, choć wiedział, że miała rację; jakikolwiek by nie był, James po prostu kochał brata - Marcel nie znał tego uczucia, nigdy nie miał rodziny, tylko matkę, której zawdzięczał wszystko. Nie znał bezwarunkowej miłości opartej tylko na krwi, rodzinę, którą miał, wybrał sobie sam: i wybrał też Eve. W ostatnim czasie wydawało mu się, że zaczęła się od niego oddalać, ale to nigdy niczego nie zmieniło z jego strony - zależało mu na niej jak dawniej, była mu bliska jak dawniej. Nigdy nie przestanie, James był jego bratem - teraz już także z jednej krwi. Krwi, która wiązała ich wszystkich. Romowie byli przecież przywiązani do tego obrzędu - a on czuł szacunek względem tego, co szanowali oni. Kącik jego ust drgnął w wymuszonym uśmiechu, kiedy podziękowała; nie opierał się, kiedy się od niego odsunęła, umknął wzrokiem, gdy otarła łzy, niepewny, czy chciała, by je widział.
Czy usłyszał wyjaśnienia? Żadnych, rozumiał mniej niż wcześniej, ale przecież nie zamierzał na nią naciskać. Musiała mieć swoje powody, żeby mu tego nie mówić, żeby trzymać go na dystans. Czuł zawód z powodu jej wycofania, nie potrafił domyśleć się, o co jej chodziło, dlaczego traktowała go w ten sposób, ale ostatecznie zamiast rozpamiętywać przeszłość wolał iść do przodu. Liczyło się teraz to, że nie chciała w to dłużej brnąć, że chciała zmian. Przyjął przecież jej przeprosiny. Mówiła, że nie zrobił nic złego. Był zagubiony. Uciekł wzrokiem, błądząc nim gdzieś po źdźbłach pobliskiej trawy, czując, jak niezręczność narasta, gdy zapadła między nimi cisza. Wiedział, że powinien ją przerwać, jednocześnie nie chciał ciągnąć ją za język, kiedy wyraźnie nie chciała mówić.
- Słuchaj, ja... - zaczął bez przekonania. - Fajnie, że wpadłaś - rzucił w końcu, trochę niezdarnie, ale szczerze, mimo groma niedopowiedzeń cieszył się z jej wizyty, z jej przeprosin. Wierzył, że to oznaczało, że wciąż tutaj była - dla niego - jako przyjaciółka, zupełnie tak jak dawniej. Czy miał rację, to mógł pokazać tylko czas. - Mówiłaś, że mi to wynagrodzisz - stwierdził w końcu, z łobuzerskim błyskiem w oku, spoglądając wreszcie na jej twarz. - To z ogniska - sprecyzował, uśmiechając się szerzej, nim wyartykułował swoje myśli w pełni. Nie chciała rozmawiać, chciała iść do przodu i zapomnieć o tym, co było - ale póki to były tylko puste słowa, nic nie znaczyły. Trzeba było to po prostu zrobić. - Miałem się zwinąć na potańcówkę po treningu. Pójdziesz ze mną? Dziś jest konkurs jive'a, pokażemy im, jak się to robi. Musisz tylko dać mi chwilę, przebiorę się szybko - Przechylił lekko głowę w bok, wyczekując odpowiedzi - jego ubrania były przepocone, on sam też, spotkał ją, wracając z ćwiczeń. Nie wyglądał świeżo. Czy taniec pozwoli jej zapomnieć o łzach? - Spokojnie, zabiorę cię potem do domu - Po godzinie policyjnej mogło się zrobić niebezpiecznie.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Przód [odnośnik]27.05.23 18:38
Nie powiedziała już nic, gdy chłopak pokręcił głową. Czy towarzyszyło mu to samo rozczarowanie, jakie czuła ona? I podobna złość, że dla brata, który nie był tego wart, James zrobiłby wszystko? Nie chciała o to pytać. Nie wyrażała już własnych emocji tak chętnie, nie liczyła na zrozumienie własnymi wyjaśnieniami. Miała świadomość, że jej słowa i odczucia interesują nielicznych. Ledwie parę osób, które mogłaby zliczyć na palcach jednej ręki i nie miała pewności czy do tego wąskiego grona już dziś powinna zaliczyć Marcela. Uniosła wzrok na niego, ciemne tęczówki prześlizgnęły się po twarzy przyjaciela. Nigdy nie był dla niej niedobry, nie licząc tego jednego razu podczas ogniska. Rozumiała jednak, że sama w tym zawiniła, że frustracja narosła na tyle, że zwyczajnie zasłużyła sobie. Nie zdobyła się na wyjaśnienia, nie powiedziała, co tak naprawdę ją męczy. Nie zrobiła tego tylko z jednego powodu, nie chciała stawiać Sallowa w niewygodnym położeniu, między przysłowiowym młotem, a kowadłem.
Nie zwróciła uwagi na przeciągającą się ciszę, zatopiona przez chwilę we własnych myślach. Skupiła się jednak na nim, gdy odezwał się. W ciszy słuchała, jak dobierał słowa, próbując najwyraźniej coś z siebie wydusić i chyba nie wiedział, jak? Nie musiał obchodzić się z nią, jak z jajkiem, nie była tak delikatna.
Pokiwała głową, kiedy napomknął o wynagradzaniu.
- Jak tylko chcesz.- odparła od razu, by zaraz przygryźć delikatnie wargę.- Ewentualnie w granicach rozsądku.- dodała nieco lżejszym tonem. Kiedy powiedział o potańcówce, otworzyła szerzej oczy, zaskoczona taką propozycją wynagrodzenia. Była prawie pewna, że jej oczy zabłysły wręcz, ale nie jej było to ocenić.- Jasne! Pewnie, że tak.- ożywiła się. Kochała taniec, był częścią jej życia i cóż, Marcel dobrze o tym wiedział. Nie wiedziała, że organizowany jest jakiś konkurs tańca. W ostatnim czasie mało myślała o rzeczach, które po prostu sprawiają radość i o tym, bez czego kiedyś nie potrafiła funkcjonować. Dziś było inaczej, ale na całe szczęście miała w życiu Marcela i teraz tym gorzej było jej z myślą, że przez głupoty zwątpiła w niego.- Poczekam, nie spiesz się.- uśmiechnęła się lekko do niego. Na zapewnienie, że odprowadzi ją później, skinęła tylko głową. Nikt w domu i tak nie zmartwi się, że błąka się gdzieś sama, ale doceniała ten gest z jego strony.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Przód - Page 3 F961fe915f4f4f2fdd9729c6daeb5ae421cc53d9
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Przód [odnośnik]08.06.23 19:45
Marcel na ognisku odszedł od Eve po tym, jak nie pochwyciła wyciągniętej ku niej dłoni, zapraszającej jej do tańca - musiał dużo wypić, żeby zebrać się na odwagę i w ogóle spróbować to zrobić - było widać, że nie bawiła się dobrze, ale nie znał przyczyny. Podejrzewał wtedy, że przeszkadza jej jego bliskość, bo przecież chciała zabrać go do domu - ale dlaczego? Nie przyjęła zaproszenia do tańca, Marcel nie wiedział, co zrobił źle. Nie wiedział gdzie w jego zachowaniu dopatrzyła się obojętności lub złości, nigdy jej tak nie traktował, nigdy tak do niej nie podchodził. Nie rozumiał jej, ale odmówiła mu wyjaśnień - a on nie zamierzał naciskać. Kiedyś chyba rozumieli się lepiej. Co się zmieniło? Nie wiedział, minęły lata. Może z czasem zasłuży sobie z powrotem na jej zaufanie - nie zamierzał jej przecież odpuszczać. Nie dał też po sobie poznać, jak bardzo bolało to, że nie potrafiła traktować go już jak dawniej. Dziś przyszła tu, chcąc zakończyć ten okres, czy to było możliwe bez szczerości? Nie wiedział, ale przecież nie mógł jej do niczego zmusić. Zawsze potrzebowała dla siebie przestrzeni.
Na potańcówkę i tak się wybierał, ale nie miał partnerki - zamierzał zaprosić kogoś do pary na miejscu, potańczyć, zapomnieć. Wiedział, że z Eve będzie się dobrze bawił, świetnie się ruszała - a może trochę czasu spędzonego razem lepiej im zrobi. Może pozwoli przełamać to, co zostało zbudowane przez ostatnie tygodnie, po dzisiejszej rozmowie czuł, że mur wcale nie zniknął. Z twardego i silnego, kamiennego, przeobraził się w kruchy i szklany. A on wahał się, czy powinien próbować go pokonać - czy jednak odsunąć się i zadbać, by nie runął, bo wolała pozostać nim odcięta. Nigdy nie chciał dla niej źle, nigdy nie pozwoliłby nikomu jej skrzywdzić - i tym bardziej nigdy nie skrzywdziłby jej sam. Fakt, że nie wiedział, jak to robił, sprawiał, że każdy gest stawał się bardziej niezręczny.
W odpowiedzi uśmiechnął się - i kiwnął głową. Próbował odciąć od tego myśli, skupić się na tym, co tu i teraz.
- Usiądź - zaprosił ją, wskazując na niedalekie wygaszone ognisko, wokół którego ułożono kilka ściętych pieńków. - Przy odrobinie szczęścia będziesz miała spokój o tej porze - dodał po chwili, mając nadzieję, że zostawiając tu samą młodą atrakcyjną dziewczynę nie popełnia błędu. Ale wiedział, że Eve potrafiła sobie radzić. - Tylko chwila i lecimy - zapewnił ją, znikając w środku wagonu, skąd zabrał swoje rzeczy i czmychnął w kierunku jednego z baraków w głębi Areny.

/zt x2


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Przód
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach