Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]02.03.21 14:45

Kuchnia

Prawdziwe serce tego domu. Odnowione z prawdziwą dbałością. Przestronna i zaplanowana w taki sposób, aby gotujący mógł mieć wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy pod ręką. Oprócz miejsca do gotowania jest stary okrągły stół i 4 krzesła do kompletu.
Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Kuchnia Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Re: Kuchnia [odnośnik]26.07.21 19:49
|07.11.1957

Od samego rana siedziałam w garach. Najpierw ogarnęłam syf po rodzinnym spotkaniu z poprzedniego dnia - dość osobliwe łojenie wódy, muszę powiedzieć, a dziś już trzeba było przygotować jedzenie, żeby przywitać kolejnego gościa. W końcu trzydzieste siódme urodziny bywają tylko raz w życiu. Trójka i siódemka to dobre liczby, dające w sumie dziesiątkę. Taki powód należy świętować w sposób właściwy, długi i solidny. A przede wszystkim - Wysokoprocentowy.
Gary dymią się i pachną całkiem dobrze. Szlag mnie trafia, że brakuję wielu potrzebnych składników, ale trzeba sobie radzić z tym, co jest. Bo zawsze mogłoby być gorzej. Na przykład w spiżarni znaleźć tylko garść mąki i zepsutego ziemniaka.
W sumie to mam wprawę w gotowaniu z chujowych resztek, czyli przysłowiowej zupy z siekiery, czy tam gówna i patyków jak tutaj się mówi. Podczas wojny, tej prawdziwej, a nie przepychanek między szlachciurami, mierzyłam się z prawdziwymi brakami w żywności, kiedy to byłam zmuszona uciekać na Wschód i później żyć w rozjebanym Petersburgu. To była prawdziwa szkoła życia z grzebaniem po śmietnikach, okradaniem wsi i trupów. I to wszystko ze wciąż rosnącym we mnie dzieckiem…
Mocniej zacisnęłam szczęki i ze wściekłości zaczęłam szykować warzywa, żeby wrzucić je do gara. Byle nie utonąć we wspomnieniach.
A teraz co? Zapasy topniały, ale nie było tragicznie. W poprzednim miesiącu udało mi się zrobić żółtego sera, który w końcu nabrał właściwego koloru, a w tym nawet masło masło - odpowiednio się zakręciłam i zdobyłam całkiem porządne źródło świeżego nabiału. Jakbym się zaparła, to mogłabym się pobawić w Kleopatrę i porządnie wymoczyć dupsko w balii z mlekiem, a i pewnie jeszcze by mi starczyło na jakieś eksperymenty kulinarne.
W ogóle to lubię gotować. To chyba jedno z nielicznych babskich rzeczy, które nie robię z odrazą. A jak już mogę kogoś tym nakarmić, to już w ogóle życia zaczyna mnie wkurwiać trochę mniej. Tak że na stół ląduje skrzacie wino, które zachowałam jeszcze z października, kasza z warzywami i pieczonym mięsem gołębia, porządny kawałek kaszanki, ser, który zrobiłam i drogi ser pleśniowy, masło, podpłomyki, piklowane ogóreczki i śledzik pod wódeczkę. Nawet kwas chlebowy zdążył mi już dojść. Nie był wybitny, ale smakował domem.  
Dziś ma wpaść Steffen. Nie wiem, jak on się czuję po ostatniej akcji w pracy. Cóż, dziś sprawdzę, czy nadal pozostał w jednym kawałku. Chciałam młodemu oszczędzić nieprzyjemnego widoku i pewnych informacji - takich, że jego przełożona jest… pierdolonym potworem. Chyba przyswoił sobie tę lekcję, chociaż nie widział wszystkiego, co zrobiłam tamtemu skuwielowi. No i dobrze. Nie ma co udawać świętoszka, jeśli przelało się krwi tyle, że bez problemu można byłoby nią zapełnić nieduży basen.
Coś musiało się w młodym zadziać, że chyba nawet nie zamierzał się wysypać komuś z tych informacji, bo nadal nie wyjebali mnie z roboty no i psy nie zrobiły mi nalotu. Chyba że próbuje mnie szantażować. Ale on też już upaprał się w tej krwi, sprowadzając szczurzą odsiecz. Każdy legilimenta, co wlezie mi do głowy, to zobaczy.
Tak że tkwimy w tym razem, chociaż ja bardziej.
Ciekawe, że nie chciał, żeby po niego wyjść i przyprowadzić do mnie. Może też ma tu kumpli, o których nie wiem? Prawdopodobnie. Powiązania mieszkańców Nokturnu z innymi Londyńczykami bywały naprawdę najdziwniejsze. Może młody bawi się klątwami, kiedy nikt nie patrzy?
Nie, chyba nie.
Jest na to za cienki.
Jeszcze.
Uśmiecham się do swoich myśli i oblizuję zęby.
Z każdego da się zrobić przecież efektywnie działające narzędzie. A tu widzę prawdziwy potencjał. Trzeba będzie go tylko trochę bardziej oszlifować. Zahartować ogniem i bólem, aż nic na tym świecie nie będzie w stanie go złamać.
Dokładnie w tej samej chwili usłyszałam pukanie do moich drzwi.

|na stół leci: 4l. mleka krowiego z października przerobione na ser żółty, 200gr kaszy jęczmiennej, 200gr marchwi z października, 100gr selera, słoik śledzi, słoik ogórków piklowanych, ser pleśniowy 0,5gr, podpłomyki żytnie z mąki październikowej, kwas chlebowy z październikowych sucharów, pęto kaszanki 0,5gr, masło ze śmietanki, zrobionej z 2l mleka, gołąb 1 szt, 15gr. soli, skrzacie wino z października.


Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Kuchnia Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Re: Kuchnia [odnośnik]12.08.21 2:26
7.11

Nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.
Czasem miał przed oczyma - nieco niewyraźny, szczury widzą świat trochę inaczej, ale i tak widział wtedy wszystko, co robiła tamtemu potworowi - obraz tego, jak Zlata katowała człowieka, a jego koledzy wgryzali się w ludzkie mięso.
Jeszcze częściej przypominał sobie zapach przypalonego w kominku ciała - ten pamiętał bardzo wyraźnie, czuły zwierzęcy węch nigdy nie pozwoli mu zapomnieć.
Czasem pamiętał jej spojrzenie - dziwne, obłąkane, przerażająco znajome. A później przypominał sobie uśmiech, zaskakująco przyjazny i pełen uznania. Rzadki u goblinów. Niewidywany u goblinów.
Jak długo działa właściwie Amicus?
Myślał, ze nie będzie musiał się już nigdy nad tym zastanawiać. Że zrobią to, co powinni zrobić. Udadzą, że to nigdy się nie wydarzyło. Całkiem dobrze - swoim zdaniem - pozorował przecież ignorancję. Tylko, czy to w ogóle ma sens? Udawać nieświadomość, a zarazem w zawoalowany sposób radzić komuś, co może zrobić ze zwłokami?
Czy ja jestem za to odpowiedzialny? - przemknęło mu naiwnie przez myśl, gdy po raz kolejny myślał o zakatowanym wierzycielu. Nie chciał mu robić nic złego, nie podczas pojedynku. Nie zrobił mu nic złego, to były szczury i Zlata. Tyle, że to on dał jej ciche przyzwolenie, nie wydał z siebie słowa protestu - a może obecność świadka by ją powstrzymała? Wyszedł, godząc się na jej niewypowiedziane plany. I nie poprzestał na bezczynności, rozpowiedział o wszystkim szczurom.
Kim mnie to właściwie czyni? - wygodniej o tym nie myśleć, potrafiłby o tym nie myśleć, ale odkąd otrzymał od niej list... jakoś nie potrafił przestać. Bezpiecznie byłoby pozostać w zawodowych ramach. Stawić się na kolejnej windykacji z pokerową twarzą i naiwnym spojrzeniem i kłamać, kłamać przed sobą i przed panną Raskolnikovą, ale list od Zlaty zachwiał tymi granicami.
Mógłby nie odpisać, mógłby nie przychodzić, mógłby zrobić tyle rzeczy. Zawsze ufał jednak własnemu sercu, a serce - w tym przypadku słuchające głosu Marcela - uznało, że Zlata jest w porządku.
Musi właściwie jej spytać, skąd zna Carringtona. Albo, lepiej - spytać jego. Wciąż nie wiedział, czy powinien jej ufać i przezornie postanowił pić dzisiaj raczej niewiele. Toujours Pur szybko uderzało do głowy, przekonał się u lorda Francisa Lestrange.
Ciekawe, co się z nim działo. Nigdy nie podziękował mu za artykuł, choć przysłał dwa tuziny butelek wężowej nalewki. Przechowywał je na wesele, ale jedną mógł chyba poświęcić. Węże (rzeźbione, u podnóża pomnika Salazara) i tak złączyły losy jego i Zlaty, a on - ku własnemu zawstydzeniu - nie miał w domu żadnego innego alkoholu.
Dotarł na Nokturn w postaci szczura i przemienił się w człowieka dopiero na ciemnej klatce schodowej, pod mieszkaniem Zlaty - wcześniej czterokrotnie upewniając się, że korytarz jest pusty. W końcu wziął głęboki wdech (nozdrza lekko mu drżały, jeszcze w postaci gryzonia czuł zapach j e d z e n i a) i zapukał do drzwi.
-Panno Raskolnikova? - odezwał się nieśmiało, gdy tylko otworzyła. Nokturn nieco przerażał, dlaczego tutaj mieszkała?, Steffen był trochę blady i spojrzenie miał rozbiegane. Płaszcz leżał jednak na nim równo, włosy miał starannie uczesane i nie wyglądał jak ktoś, kogo po drodze spotkały jakiekolwiek nieprzyjemności.
-Czy poza godzinami pracy jesteśmy na "ty"? - odważył się spytać, wchodząc do mieszkania. Wyciągnął przed siebie butelkę. -To dla panny. Ciebie. - wypalił, zanim udzieliła mu jeszcze odpowiedzi. Uśmiechnął się blado. -To nalewka, piją to tutaj arystokraci i... nie wiem, uznałem to za zabawne, że akurat mi wpadło w ręce. - wytłumaczył prędko, zastanawiając się, czy widziała podobne trunki w swoich rodzinnych stronach i usiłując wytłumaczyć swój dobór prezentu. Innego nie miałem.
Trochę bał się wyrazu jej twarzy, więc szybko uciekł wzrokiem - wgłąb mieszkania.
Prawdę mówiąc, naprawdę był ciekaw tego mieszkania. I ogółem, jej. Swojej osobliwej przełożonej.

wchodzę na Nokturn jako animag, przynoszę butelkę Toujours Pur

rzucam na spostrzegawczość, omiatam wzrokiem całe mieszkanie


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Kuchnia [odnośnik]12.08.21 2:26
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 48
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]27.08.21 2:02
Kiedy już mam pewność, że się nie przesłyszałam, złażę z niskiego stołeczka, który robił mi za podest, bo wciąż jeszcze ręce im nie doszły, żeby pomniejszyć odpowiednio meble w kuchni, i kieruje się w stronę drzwi wejściowych. Po drodze przerzucam kraciastą ścierkę przez ramie i omijam tę jedną deskę w podłodze, która zawsze niemiłosiernie trzeszczy, kiedy się na nią nadeptuje.
Młody stał na progu i patrzył na mnie jakimś dziwacznym, chyba przerażonym spojrzeniem. Słyszałam, że ta dzielnica cieszy się złą reputacją, ale bez przesady. Kiedy znało się tu ludzi i nie odpierdalało się jakichś popierdolonych rzeczy, to można było poczuć się tu jak w domu.
-Nie, kurwa, jebana brytyjska królowa. - wykrzywiam usta w czymś, co mogłoby ujść za uśmiech. - Właź, dzieciaku.
Zrobiłam krok w tył, wpuszczając go do środka. Odruchowo rozwiązuje troczki poplamionego kuchennego fartucha, który cały czas miałam na sobie, i również przerzuciłam przez drugie ramię. W mieszkaniu było niesamowicie ciepło - wszystko przez buchające płomienie pod garnkami, tak więc całe moje ubranie przede wszystkim stawiało na wygodę - ot męskie gatki, przeszyte na mój rozmiar i koszulka, którą w moich stronach zwano “żonobijką”. Czułam się w niej swobodnie, jednak miała zasadniczy minus - odsłaniała paskudne metalowe ramię oraz resztę pokiereszowanej i poprzecinanej licznymi bliznami skóry. Widok mało apetyczny, ale to właśnie jestem ja - ohydna na zewnątrz, wstrętna wewnątrz.
-Ta. - odpowiadam, unosząc brew. - Przechodzenie na “wy” poza godzinami pracy i po ostatnim zleceniu nie ma najmniejszego sensu.
Ach ci Angole, ja jebię. Ale chyba lepiej od razu ustalić, na czym obecnie stoimy, niż mierzyć się z dwuznacznymi sytuacjami. Tak że tu Steffen zyskuje kolejny punkt. Nie, nawet nie jeden, tylko co najmniej kilka, a wszystko dzięki butelce wysokoprocentowego alkoholu, który został mi sprezentowany. Widać było, że trunek był zajebiście drogi - wręcz dostosowany do podniebień znudzonej arystokracji. Cóż, w końcu kto normalny piłby wódę, w której wcześnie pływało zdechłe zwierzę?
-Zajebiście. - potrząsam butelczyną, przyglądając się temu, jak zabawnie unosi się wewnątrz wąż z idiotycznie otwartą paszczą. Widziałam podobne okazy w Kunstkamerze… tylko że były to zdeformowane ludzkie płody, wystawione w tym gabinecie osobliwości ku czci nauki.
-Co tak stoisz? Chodź do kuchni. Tylko buty zdejmij, bo podłogę umyłam. - ruchem głowy wskazuję mu na drzwi do kuchni. Jedzenie w salonie to chujowy pomysł, bo nie ma tu odpowiedniego stołu. Za to jest fotel, kanapa, kominek z wesoło trzaskającym ogniem i wiszące pranie na sznurku, które powiesiłam, aby się wysuszyło w sposób konwencjonalny. Pierdolona krew nie zawsze schodziła przy pomocy magii, tak że należy zwrócić się ku potędze szarego mydła. Taki już urok ludzkich wydzielin.
Widać, że mieszkanie jest jeszcze odnawiane. Musiałam przeznaczyć pieniądze na co innego, odkładając remont na lepsze czasy. Ściany nadal są popękane, podłoga skrzypi, jakby ktoś zarzynał świniaka, a drzwi do innych pokoi otwierają się samoistnie. Stojąc w salonie, bez problemu dało się dostrzec wnętrze łazienki i sypialni, gdzie nad łóżkiem wisiały różne fotografie i pocztówki, część z których się nie ruszała. Najważniejsze miejsce przy łóżku zajmowała prosta drewniana ramka z nadpalona magiczną fotografią wewnątrz, stjąca na szafce nocnej. Patrzył z niej i lekko uśmiechał się wyjątkowo postawny, przystojny mężczyzna. Mój ukochany Rusłan. Szkoda tylko, że nie miałam fotografii Wjery… jedyną pamiątką wspólnie spędzonych chwil, jaka mi została, to byli jej synowie. Żywe portrety. Namacalne.
Prowadzę Cattermole’a do kuchni i wskazuje jedno z miejsc przy stole, na którym już stoją, lekko się dymiąc, wszystkie przygotowane potrawy.
-Jedz, co chcesz. Jak będzie mało, to jeszcze coś dam.
Gaszę ogień w piecu machnięciem różdżki, która przez cały ten czas miałam w kieszeni spodni, po czym również zajmuje miejsce przy stole. Nie pierdole się - od razu otwieram butelkę z Winem Skrzatów i rozlewam do poobijanych szklanek. Droższy alkohol również zajmuje swoje miejsce wśród poczęstunku.
-To co? Za spotkanie! - unoszę w ręku wino do toastu. Najlepiej jest od razu odhaczyć formalności. Mam do chłopaka wiele pytań i wszystkie rozbijają się o to jedno główne - czy już sobie wszystko poukładał w głowie? Ale zamiast tego mówię kompletnie co innego.
-Jak tu trafiłeś, że nikt ci dupska nie obił, co?


Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Kuchnia Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Re: Kuchnia [odnośnik]22.09.21 22:54
Posłusznie wszedł do środka, bo coś w Zlacie sprawiało, że jej rozkazów się słuchało i wykonywało natychmiast. Coś głośno skrzypnęło, gdy Steffen nadepnął na jedną z desek i młodzieniec niemalże podskoczył, wystraszony hałasem. Dopiero po sekundzie uświadomił sobie, że to tylko drewno, a nie nieokiełznana czarna magia na Nokturnie i uśmiechnął się blado do panny Raskoln... do Zlaty. Starał się nie patrzeć na jej osobliwą koszulkę. Jego mama uznałaby ten krój za męski, ale o krótkich włosach miałaby jeszcze więcej złych rzeczy do powiedzenia, więc Cattermole postanowił zignorować tok myślenia własnej rodzicielki i być otwartym wobec mody i zwyczajów goblinów. Tym bardziej starał się nie patrzeć na blizny i metalowe ramię, które same rzucały się w oczy. To byłoby niegrzeczne, kobiety nie lubią jak się patrzy na defekty ich urody, ale dlaczego w takim razie ich nie zakryła i czy to skutek jakiejś klątwy, czy...? Odruchowo zaczął wyliczać w myślach wszelkie klątwy, które mogły grozić utratą kończyny i aż musiał ugryźć się w język, by nie wypalić żadnego ciekawskiego, naukowego pytania.
Uśmiech zauważalnie zrzedł, gdy Zlata wspomniała o ich "ostatnim zleceniu." No i tyle z planu udawania, że o wszystkim zapomnieli.
-Z tymi godzinami pracy się zgadzam, Zlato. - spróbował zwrócić się do niej po imieniu, bo raz kozie śmierć. Musiał się przyzwyczaić. Zgłoski wypowiedział miękko, z angielskim akcentem. -Ale co do ostatniego zlecenia... przecież nie wydarzyło się nic, o czym powinniśmy pamiętać. - zaproponował, znów przywołując na twarz uśmiech, tym razem nieszczery. Uśmiech półgłówka i naiwniaka, uśmiech sugerujący, że przecież nic się nie wydarzyło, a Cattermole będzie grał w tą grę i zażarcie milczał na temat tamtego wierzyciela. Dopóki - i o ile - Zlata mu na to pozwoli.
Zgrywał w Londynie głupszego i bardziej prostolinijnego, niż w istocie, ale Raskolnikova przypatrywała się mu jakoś dziwnie, jakby przejrzała tą fasadę.
Może rzucił na nią za mocne Cito Horribilis i to dało jej do myślenia?
To, albo fakt, że bez cienia sprzeciwu zostawił z nią człowieka, któremu chciała dać nauczkę.
Ech.
Przynajmniej alkohol się jej spodobał i przynajmniej nie dopytywała, skąd to ma. Wąż w butelce wyglądał sprawiał wystarczająco osobliwe wrażenie, a co dopiero gdyby został przedstawiony jako prezent od właściciela luksusowego burdelu.
-Zd...? - w Anglii nie zdejmowało się butów, a Steffen nie pamiętał kiedy ostatni raz mył podłogę w swoim domu (ups...), ale szybko stłumił pytanie i posłusznie ściągnął obuwie.
Rozejrzał się po mieszkaniu - starym, ale uporządkowanym. Bystry wzrok od razu wychwycił wiele detali - popękane ściany, umytą podłogę, fotografie w sypialni.
-To pa... Twoja rodzina z Rosji? - zapytał ze szczerą ciekawością, a na jego twarzy odmalował się tęskny wyraz zrozumienia. Wydawało mu się, że rozumiał - tęsknotę. Rodzice wyjechali, nie będą nawet na jego ślubie.
Potem wzrok padł na stół, a Steffen aż cały się rozpromienił. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktokolwiek częstował go takimi specjałami!
-Ja... dziękuję! - uśmiechnął się szerzej, szczerze i zajął miejsce za stołem. Nie trzeba było go dwa razy prosić, by sobie coś nałożył. Poczęstował się podpłomykami, na które nałożył ser i ser pleśniowy (uwielbiał! ser!), nałożył na talerz marchew, śledzie i kaszankę. Zawahał się dopiero, gdy jego wzrok padł na dziwny napój.
-A to co? - dopytał, nigdy w życiu nie widziawszy kwasu chlebowego.
-Za spotkanie! - dołączył do toastu i upił wina i byłoby całkiem miło i prawie normalnie, gdyby nie...
...no tak, przeklęty Śmiertelny Nokturn. Wzruszył skromnie ramionami.
-Starałem się nie rzucać nikomu w oczy, no i na bogacza to przecież nie wyglądam. - skłamał, bezczelnie spoglądając Zlacie prosto w oczy. Akurat tego pytania się spodziewał, w porę przygotował sobie odpowiedź.
-A tobie...? Nikt nic nie obija? - zaniepokoił się nieśmiało, bo to ona była tutaj kobietą, niską w dodatku. On już wiedział, że lepiej nie wchodzić w jej drogę, ale czy wiedzieli to okoliczni rozbójnicy?
Dlaczego mieszka tutaj? Stać by ją było na inną dzielnicę, za pieniądze Gringotta... - zastanawiał się, aż przypomniał sobie list Marcela o tym, że jako cudzoziemka na pewno jest tu samotna.
To oczywiste! Nie wiedziała, że to zła dzielnica... i nikt jej nie powiedział! - uświadomił sobie z przykrością, żarliwie oburzony zimną obojętnością swoich rodaków. Była tutaj nowa, nie znała Londynu... miał nadzieję, że nie wkopała się w żadną umowę na rok. Jeszcze można to wszystko odkręcić!
-Zlato, wiesz, że... każda inna dzielnica Londynu jest bezpieczniejsza, prawda? - zaczął ostrożnie. -Jeśli potrzebowałabyś rekomendacji to służę pomocą! - zaoferował uprzejmie.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Kuchnia [odnośnik]20.10.21 22:39
Młody zachowywał się tak, jakby zaraz coś miało wyleźć z najbliższej szafy i upierdolić mu łeb. Wiadomo, Nokturn nie miał najlepszej reputacji… ale no bez przesady. Są na świecie miejsca o wiele gorsze niż to.
-Wyluzuj. Nic ci tu nie grozi. No, może oprócz mnie - mówię śmiertelnie poważnym tonem, może nawet teatralnie w pewnym sensie. Nie wiem, czy Steffen wyczuje ten żart... Chociaż ten fakt to akurat prawda.
Co poradzić, chujowy ze mnie żartowniś.
-Nie powinniśmy? - unoszę brew, patrząc na niego pytająco. - A to niby dlaczego?
Coś się w nim zmieniło, tylko co dokładnie? Przystaję, żeby lepiej przyjrzeć się jego twarzy. No tak… jego oczy mówiły kompletnie co innego, niż usta ułożone w głupi uśmieszek.
-Nie rżnij głupa, Steffen - uśmiecham się do niego, ale szczerze. - Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale jestem pewna, że też wziąłeś udział w tej zabawie. Pamiętam, co mi wtedy powiedziałeś. I, nie uwierzysz, kto przyszedł mi z pomocą?
Przekrzywiam głowę, nie mrugam, bo nie chcę przegapić nawet najdrobniejszego drgnięcia mięśni jego twarzy.
-Szczury. Londyńskie wygłodniałe szczury. Ciekawe, prawda?
Podaję mu parę kraciastych kapci, żeby nie popierdalał jak ten debil w skarpetach po zimnej podłodze. Nie wiem, czy będą mu pasować. Na moich chłopakach to leżą jak ulał.
-Nie ma co się wstydzić swoich instynktów. To normalne, że chcesz karać skurwoli. Napijemy się, pogadamy - rzucam, prowadząc go do kuchni. Na pewno o tym porozmawiamy... W końcu mamy czas i alkohol.
Ale pytanie, które po chwili mi zadał, zmusza mnie, aby się zatrzymać.
-Rodzina? - nie wiem, o co mu chodzi, jednak w momencie, kiedy udaje mi się podążyć za jego spojrzeniem, już wiem, do czego pije. Zdjęcia. Moje życie, zawarte w paru obrazkach. Czuję nieprzyjemny dreszcz i narastająca wściekłość.
Mogłam, kurwa, zamknąć drzwi. Nie cierpię, kiedy ktoś wpierdala się, gdzie nie powinien z butami, zadaje idiotyczne pytania... Ale w tym wypadku sama jestem sobie winna.
Блядь.
-To mój mąż - mówię cicho, odruchowo zaciskając pięści, aby pozwolić ostrym paznokciom wbić się w skórę. Nie chce kontynuować, aż się nie napiję. To nie jest dobry temat do rozmów na trzeźwo.
Siadam przy stole, po czym również nakładam sobie na talerz trochę jedzenia. Teraz dopiero do mnie dochodzi, że mogłam przesadzić z ilością. Ale od kiedy moi chłopcy są w Londynie, to chyba nie potrafię już gotować dla jednej osoby. Dobrze jest wracać do normalności.
-To? - wskazuję na kwas, który również sobie nalałam do szklanki. - Taki napój z moich rodzinnych stron. Sfermentowana woda, w której był chleb. Dobry sposób, żeby nie marnować, jak ci zaschnie. Pij, dobre.
W takich chwilach cieszę się, że udało mi się na swojej drodze spotkać osoby, które były prawdziwymi mistrzami gotowania z resztek. Babka, matka, sąsiadka z naszej chujowej kamienicy w Leningradzie. Gdyby nie one, pewnie bym żarła piach, czy coś.
Wino skrzatów, jak dla mnie nie jest prawdziwym alkoholem, tak że wypijam go sobie, jak kompocik i polewam znowu. W sumie już nie mogę się doczekać tego całego Tużura z wężem. Podobno kopie jak skurwysyn. A to by się nam przydało.
-Sprytne - kiwam głową i dolewam chłopaczkowi jeszcze wina. - Mi? Nie. Po co?
I cyk - piję znowu. Faktycznie to jebany soczek. Patrzę również wymownie na gościa, że się ociąga. Trzeba przyspieszyć, jeśli mamy jeszcze tę drugą flaszkę obalać. A przy okazji zobaczę sobie, czy Towarzysz Cattermole ma twardą głowę. Ta wiedza przyda się na przyszłość.
-Czekaj, czekaj, momencik - unoszę dłoń, jakbym chciała faktycznie go zatrzymać. - Po co miałabym wynosić się z miejsca, gdzie czuje się dobrze? Sąsiedzi mnie lubią, mieszkają tu moi rodacy, złodziejaszki nie włażą do mieszkań. Same plusy. Jaki ma sens przeprowadzka do miejsca, gdzie nikogo nie znam, jest drożej, a do tego jeszcze zdarzają się włamy?
O chuj mu chodzi?


Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Kuchnia Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Re: Kuchnia [odnośnik]02.11.21 3:10
Nie słyszał o gorszych miejscach niż Śmiertelny Nokturn - to przed tą dzielnicą zawsze ostrzegał go tata, a w ludzkiej postaci Steffen omijał nawet sąsiadujące z tą ulicą zaułki. Tak jakby bał się, że ktoś wybiegnie stąd nawet na Pokątną i okradnie go w biały dzień. Wieczorem nie chodził po Pokątnej, był grzecznym chłopcem i wolał bawić się w mugolskich dzielnicach.
Nie wiedział, jak radzi sobie tutaj półgoblinka drobnej posturygo wzrostu i chętnie by zapytał, ale chyba roztropniej nie pytać. Widział w końcu, co zrobiła tamtemu dłużnikowi i jak się pojedynkowała. Widział tamten błysk w jej spojrzeniu, który zmusił go do rzucenia Amicus.
Panna Zlata Raskolnikova nie była zwykłą komorniczką.
A on nie był zwykłym łamaczem klątw.
Uśmiechnął się niezręcznie, nie będąc pewnym, czy naprawdę nic mu to nie grozi. Chyba chciał w to wierzyć, bo nie chciałby zmienić się w szczura na jej oczach, gdyby musiał salwować się ucieczką. Nie opanował zaklęcia Oblivate, nie potrafił nawet rzucić Confundusa z dostateczną mocą, by chronić własne sekrety. Powinno go przerażać, z jaką łatwością myślał o tym, że zapłaciłby niemalże każdą cenę za swe tajemnice, z jaką łatwością zerwał kontakt z dawnymi przyjaciółmi, kłamał, konfabulował i milczał. Rżnął głupa, jak to ujęła panna Zlata.
-Nie lubię wspominać przykrych spraw. A tamten pojedynek był przykry, nikt nie powinien podnosić ręki na... obywateli, wypełniających swe obowiązki zgodnie z prawem. - wzruszył ramionami, nadal udając Greka. Uśmiechnął się nerwowo, nieco bezczelnie. Dlatego nie powinni pamiętać. Nie zrobili nic złego.
...Prawda?
Może powinien mieć odwagę stanąć w prawdzie przed sobą i przed nią. Przyznać się do współudziału, wziąć odpowiedzialność na swoje barki. Tyle, że już zbyt wielki ciężar wziął na te barki - sekrety Zakonu, podwójne życie, próba wtapiania się w tłum.
-Kto? - podchwycił zatem z beznamiętną ciekawością, tak jakby naprawdę nie wiedział. A potem uniósł brwi i zmusił usta do niewinnego, rozbawionego uśmiechu. -Szczurów teraz w Londynie pełno. W kwietniu zalęgły się w mojej dawnej kamienicy, pewnie nauczyły się żerować na opuszczonych mieszkaniach... a w tamtym pewnie lękały się klątwy, może grasowały na korytarzu i wyczuły, że czarna magia już się tam nie kłębi? - wzruszył lekko ramionami, pozorując chłodny profesjonalizm i usiłując obrócić kota ogonem - czyli zacząć rozmawiać o klątwach. To bezpieczny temat.
-Mhm. - napije się trochę, powinien się mieć na baczności. Ale chętnie zje. I pogada. O bezpiecznych tematach.
Nie wiedział jeszcze, że rodzina panny Zlaty to nie jest bezpieczny temat.
-Mąż? - powtórzył za nią naiwnie. Rozejrzał się, ale mieszkanie było puste. -Dojedzie do pan... pani z Rosji? - to dlatego go tu nie było? -Wiesz, że jeśli w pracy nie będziemy jednak na "ty", to powinienem nazywać cię panią? - upewnił się łagodnie, bo chyba pomyliły się jej te angielskie zwroty. Dziwne, przecież poza akcentem mówiła w ich języku świetnie!
Zamrugał, słuchając o kwasie chlebowym. Opis wcale nie brzmiał zachęcająco, ale musiał przecież coś pić, a Zlata patrzyła na niego tak groźnie i wyczekująco. Z dwojga złego wolał ten dziwny napój niż nadmiar alkoholu. Chciał zachować trzeźwą głowę, stawka była wysoka.
Uśmiechnął się blado i napił się łyczek skrzaciego wina, a potem zaczął sączyć kwas.
W sumie, był całkiem niezły! Spojrzenie Steffena pojaśniało, ale zaraz przygasło - Zlata chyba naprawdę nie rozumiała jego szczerych obaw o jej osobę.
-No... wiesz. - jesteś półgoblinką na Nokturnie. -Jesteś kobietą, a ta dzielnica nie ma najlepszej... reputacji. Zwłaszcza, jeśli przedstawiasz się jako panna. To taka kulturowa rzecz. - wyjaśnił usłużnie. Jeśli była zamężna, to naprawdę lepiej było nie sprawiać wrażenia samotnej, nie na Śmiertelnym Nokturnie.
-Gdzie zdarzają się włamy? - zamrugał, zdezorientowany. Mieszkał w porządnej okolicy, nigdy nie słyszał o czymś takim. -No wiesz, poleciłbym bezpieczną okolicę... - obruszył się lekko, ale potem przypomniał sobie list Marcela o samotności i o tym, że Zlata pewnie nie ma z kim pić. -Ale rozumiem. - zreflektował się. -Towarzystwo... rodaków jest ważne. - przytaknął, choć coś mu się tutaj nie zgadzało. Skoro znała innych Rosjan, to dlaczego chciała pić dzisiaj z nim?


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Kuchnia [odnośnik]28.11.21 18:28
-Przykry? - parsknęłam śmiechem. -Przykre było co innego. Rozczłonkowani ludzie, rozwieszeni na sznurku, jak świąteczne ozdoby. To było przykre. Ale o takich rzeczach trzeba pamiętać, pielęgnować każdy przebłysk tego wydarzenia w swojej głowie. Żeby ani na sekundę nie zapominać, w jakim gównie żyjemy. I jaka ulgę i przyjemność przynosi wyczyszczenie z niego, choć kawałka przestrzeni.
Może powinno mi być go szkoda - nie każdy dzieciak spotyka na swojej drodze syf tego typu, a już szczególnie tu. Ale teraz była wojna. I takie rzeczy będą trafiać się coraz częściej. Tak że młodemu wyjdzie na zdrowie zapoznanie się z krwią i flakami wcześniej. W kontrolowanych warunkach. Tylko że wypieranie całej tej sytuacji nie pomoże.
-To dziwne macie tu szczury. Wolą włamywać się do mieszkań i zjadać żywych ludzi, niż sięgać do spiżarni… Jeszcze pewnie powiesz, że te szczury, co biegają po wskroś czarnomagicznym Nokturnie jak tłuste paniszcza, to są jakieś nienormalne.
Na pewno Steffen je widział, kiedy tu szedł. Hordy szczurów grzebiących w rynsztokach. One mają z grubsza wyjebane na czarną magię, kiedy w grę wchodziło napchanie sobie żołądka.
-Możesz to wszystko wypierać i sobie durnie tłumaczyć, ale mało to zdrowe. Chociaż… jak tam wolisz. Zapomnij o całej sprawie i wszystkich przykrych rzeczach, Flecisto z Hameln. - wyszczerzyłam zęby. Niech wie, że się domyślam. Możemy się jeszcze troszkę pobawić w uniki. Czemu nie? To wydaje się całkiem zabawne.
Ale inna rzecz była już o wiele mniej zabawna.
-Nie musisz tak do mnie mówić. On nie żyje. - mówię ostro, ucinając temat. O tych rzeczach na trzeźwo nie mówię. O ile w ogóle.
W końcu siadamy do stołu. Kurwa, znowu zapomniałam postawić tu wygłuszające zaklęcia. Miałam takie w kuchni... w domu. Kuchnia jest cudownym miejscem, gdzie mówi się szczerze o rzeczach, które bolą. Ciekawe, czy działa to też na Anglików?
Kiedy Steffen kończy swoja słowną gimnastykę, w odpowiedzi unoszę brew i bardzo długo patrzę na niego, po czym wybucham głośnym, prawie histerycznym śmiechem. Boli mnie przepona i czuję, jak oczy wilgotnieją od łez. Mogłabym mu powiedzieć dokładnie i ze szczegółami jakie rzeczy robiłam ludziom. Może nawet kiedyś opowiem, żeby zafundować mu tydzień z koszmarami.
-A to żeś mnie rozbawił... - wycieram powieki nadgarstkiem. Po chwili kontynuuje to już innym tonem, zupełnie, jakbym opowiadała dziecku straszną bajkę na dobranoc. - Ta, na pewno w nocy włamie się tu do mnie pierdolony czarnoksiężnik, zgwałci, wyrwie serce i je zje w ramach mrocznego rytuału pozyskiwania sił witalnych, a resztę mojego ciała puści na składniki do klątw.
Gdzieś w głębi duszy odzywa się pewien niepokój. Zakopane głęboko wspomnienie, o którym nie chce wspominać, ale ono i tak wraca za każdym razem, kiedy słyszę skrzypnięcie podłogi w mieszkaniu. Olać to. Jebać.
-Pytanie jest inne, Steffen. Gdzie nie zdarzają się włamy? - wypijam kolejne łyki wina, które wchodzi jak soczek. - Nawet na Pokątnej ostatnio kogoś skatowali. Całe to miasto zmienia się w niebezpieczną dziurę. Przynajmniej jak dostajesz w pysk na Nokturnie, to wiesz od kogo. Wiesz, my tu obcych nie lubimy.
Dolewam młodemu jeszcze alkoholu.
-Co się ociągasz? Pij, pij. Czeka nas jeszcze ta wężowa nalewka… A w sumie, po co się pierdolić. - odkręcam drogą flaszkę i stawiam ją na środku, przesuwając wino na drugi koniec stołu. Jestem ciekawa, jak to badziewie smakuje. Machnięciem różdżki przyzywam dwa białe poobijane i wyszczerbiona na brzegach kubki, które zapierdoliłam z jakiegoś mugolskiego domu po drodze. Jeden ma urwane ucho - to mój ulubiony.
-Piłeś to już kiedyś?
Rozlewam po trochu do kubków tak na spróbowanie. Czuje się jak koneser. Przyglądam się barwie napoju, wącham - trąci spirytusem, ziołami i czymś jeszcze, w końcu próbuje. Jest… w porządku, ale dupy nie urywa. Pewnie cała wartość tej butelki to nazwa i utopiony gad.
-Nie spinaj tak. Życie jest za krótkie, żeby się tak wszystkim przejmować. - uśmiecham się ciut cieplej. - A jak się tam miewa twoja kobieta?
I ciekawe czy ona wie, czym się zajmuje jej chłopaczek?


Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Kuchnia Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Re: Kuchnia [odnośnik]30.11.21 3:01
-Wyczyszczenie. - powtórzył powoli, a rozbiegany wzrok uspokoił się wreszcie, ogniskując nieco zestresowane spojrzenie na twarzy Zlaty. Przygryzł lekko dolną wargę, uświadamiając sobie, że tamten mężczyzna też pewnie sądził, że czyści świat ze szlamu i dziwolągów. Ale... przecież między nimi musiała być różnica, prawda? W tym, jak Zlata wciskała jego twarz do kominka, w tej przemocy i wyładowaniu agresji musiało być coś... sprawiedliwego, coś co usprawiedliwiało ich i potępiało jego. Musiało być. -Po prostu wykonywaliśmy swoją pracę. - stwierdził sucho. Przechylił lekko głowę i zabębnił palcami w blat. Stopa nerwowo wybijała na parkiecie ten sam rytm.
-Czy... tak wyobrażała sobie panna tą pracę? - przełknął ślinę, wreszcie werbalizując pewne wątpliwości na głos. -Dla każdego łamacza kłątw, zwłaszcza bez gobliniej krwi, to powinno być spełnienie marzeń. To było spełnienie moich marzeń, ale... sama panna widzi. Chyba myślałem, że będę poszukiwał skarbów w piramidach. - roześmiał się sucho, bez śladu wesołości, a powaga w spojrzeniu wydała się nie przystawać do dwudziestoparolatka. Raczej do kogoś starszego, kogoś, kto widział już zbyt wiele.
-Szczury, jak szczury. - wzruszył lekko ramionami, dzielnie ucinając temat. Pewne tajemnice musiały pozostać tajemnicami.
Westchnął, słysząc jak panna Raskolnikova drąży i drąży temat.
-To jak mam sobie to wytłumaczyć? Panna... panna się go pozbyła, prawda? - syknął, odruchowo zniżając głos. -Ma tu panna Muffiliato, prawda? I inne pułapki? - upewnił się, jak na specjalistę od zabezpieczeń przystało. -W razie czego, mogę w czymś pomóc. Ostatnio nauczyłem się w banku nakładać Orcumortem, to taki wielki dół... co prawda nie wiem, jak działa na piętrze, ale byśmy się przekonali! - ożywił się nagle, płynnie przechodząc z upiornego tematu morderstwa na znacznie weselsze tematy naukowe.
Ton Zlaty stał się jednak zimny, a więc i Steffen momentalnie spoważniał, jakby bojąc się ją urazić.
-Och... przykro mi. Dawno? Jak umarł? - wypalił, bo to przecież ciekawe. Chciał dodać, że w świetle angielskiej gramatyki i obyczajów Zlata, jako wdowa, pozostaje panią, ale instynkt samozachowawczy kazał mu ugryźć się w język. -Mojego najlepszego przyjaciela zabili w lecie. Czarna magia. - bąknął, chyba chcąc się odpłacić szczerością za szczerość. Albo naiwnie licząc, że wymuszone współczucie uchroni go przed jej gniewem.
Śmiała się histerycznie, nieprzyjemnie, a wizja, którą roztoczyła przed Steffenem była jeszcze gorsza.
-Tak! Dokładnie tego się boję. - zmarszczył brwi. -I to nie jest śmieszne! Z ciał można pozyskiwać składniki do klątw, a u tego psychopaty na Pokątnej widzieliśmy części ciał... różnych osób... - goblinów, chciał dodać, ale nie chciał jej urazić. Sam zastanawiam się, jak krew mieszańców działałaby w klątwach - a skoro ja o tym myślę, to prawdziwi czarnoksiężnicy na pewno też. -Nie wiem, co pannę bawi. To, że jest panna z Rosji ani że nie ma panna osiemnastu lat, wcale nie działa tutaj jak tarcza. To Londyn. W dziewiętnastym wieku mieliśmy Kubę Rozpruwacza, a teraz plagę czarnej magii. - prychnął.
-To ja się napiję nalewki. - zaprotestował nieśmiało, nie sądząc, że zdoła w siebie wdusić i napełniony kieliszek i Toujours Pur. Wolał już to drugie. -Piłem już to, w burdelu. - przyznał i dopiero po sekundzie zorientował się, jak to zabrzmiało. Zaczerwienił się po czubki uszu, ale nie cofnął swoich słów. W sumie, niech będzie, niech wyda się jej... dorosły! Wypił łyk, tak, jak uczył go lord Lestrange. Mocne.
-Jeśli by się niczym nie przejmować, to żyłoby się jeszcze krócej. Ber... mój kumpel taki był. Nie przejmował się niczym i teraz nie żyje. - bąknął, kręcąc lekko głową. Jej cieplejszy uśmiech jakoś wcale nie łagodził jego trosk.
-Ona pewnie też się martwi. - przyznał posępnie, na myśl o Isabelli. Powiedział jej wszystko o Zakonie, ale to z pewnością tylko dodało jej trosk.




intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Kuchnia [odnośnik]01.12.21 1:40
Chyba młody się zapętlił. Bał się nazywać rzeczy swoimi imionami. Ale to nie szkodzi… Jeszcze się nauczy. Jak za drugim, trzecim i czwartym razem, kiedy wpierdoli się w podobną historię. Jeśli nadal będzie ze mną pracować, to nie mogę wykluczyć, że znowu trzeba będzie kogoś odjebać. Kto wie, co przyniesie przyszłość? Jest jednak jedna rzecz - młody myśli o tym. Może i spycha takie rzeczy gdzieś wpizdu, ale ja to widzę. Tam coś się ruszyło. Ciekawe, czy po tym wszystkim śnią mu się sny, które nawet nie są koszmarami?
-Praca jak praca. - wzruszam ramionami, chociaż prawdopodobnie powinnam udać, że to był wypadek i jak bardzo mi szkoda, że to w ogóle się wydarzyło. Ale mam do głęboko w dupie. - Oprócz niej mam też inne rzeczy do roboty w życiu.
Tak, kolejną pracę. Tylko tam mogę sobie pozwolić na większą swobodę i jebanie narzuconych procedur.
-Jeśli jest ci u nas chujowo, to się zakręć przy jakichś bogatych paniczach-archeologach - dużo takich tu macie - i wypierdalaj grzać gnaty w jakimś milszym miejscu. W czym problem?
Normalnie zachowuje się tak, jakbyśmy go w Gringottcie trzymali przypiętego na łańcuchu i karmili obierkami. Ja pierdole.
-Po pierwsze. Nie będziesz mi tu robił żadnych dziur w podłodze, bo sąsiad piętro niżej się wkurwi, a mam z nimi w końcu spokój. Więc jeśli chcesz stawiać zabezpieczenia, to tylko takie, co mi domu nie rozjebią. - grymas niezadowolenia zmienił się w paskudny uśmiech. - Ale jeśli aż tak bardzo chcesz się bawić w eksperymenty - droga wolna. Tylko pamiętaj, że to ty pójdziesz do tego starego kutasa dupy dawać, nie ja.
Nie, żebym sama wcześniej chodziła i w taki sposób uspokajała sąsiada - skończyło się na tym, że porządnie go przestraszyłam, po czym daliśmy sobie po pysku i napiliśmy się wódki. No ale tego mój młody towarzysz nie musiał wiedzieć.
-A po drugie - tak. Pozbyłam się. - powiedziałam tonem wyprutym z emocji. Nie umiem kłamać w tych kwestiach, zmuszać się do przeżywania jakichś uczuć związanych z tym wszystkim.
Dłonie same zaciskają się w pięści, kiedy temat dotyka śmierci Rusłana. Nie chce o tym myśleć. Nie chce wspominać.
-W 1944 roku. Zimą. Zastrzelili go.
Informacja za informację. To jest fair. Ale więcej nie chce o tym mówić.
-Bez alkoholu o tym nie rozmawiam. - stawiam sprawę jasno. Na szczęście już po chwili sięgam po długo wyczekiwany kielonek. No i młody rzuca takimi dobrymi żartami, że aż zapominam, że jeszcze przed chwilą z wielką chęcią złamałabym mu kark.
-Z niego to była dupa wołowa, a nie czarnoksiężnik. Ja pierdole, kto tak trzyma składniki do klątw? Przecież każdy wie, że suszone są do dupy. Albo świeże, albo takie zakonserwowane ze słoja. - przewracam oczami i zeruję swoja część procentów. Amatorzy jebani. Widziałby go mój nauczyciel, to by go samego puścił na składniki, bo do niczego innego najwyraźniej się nie nadawał.
-Wiesz co, Steffen. Chodzę już po tym padole wystarczająco długo, żeby wiedzieć, jak radzić sobie z różnymi zjebusami. - jeśli wejdziesz między wrony… tak to szło? - A, właśnie! Miałeś mi tu nie “pannować”! Nie jesteśmy w robocie przecież.
W sumie nie muszę się przed nim tłumaczyć, ale mam wrażenie, że jeśli go nie uspokoję, to będzie dupa, a nie miłe picie.
-No mieliście tu takiego. Był i się zbył. - uśmiecham się kącikiem ust. Sama od niedawna robię mu za zastępstwo, ale młody i o tym nie musi wiedzieć. - A czarna magia była przecież od zawsze. To taki element świata. Nie rozumiem twojej… niechęci.
Ale to Anglicy. Oni są zjebani. Kręcą nosem na czarną magię, a w zaciszu domowym odwalają takie rzeczy, które nawet najplugawszym z nas się nie śniły. Hipokryci.
Następne słowa mojego towarzysza od picia naprawdę mnie dziwią. A to ci dopiero! Cattermole w burdelu…
-No popatrzcie państwo. Taki grzeczny chłopczyk a szlaja się po burdelach. Pewnie o tym twoja kobieta też nie wie?
Tużur wchodzi elegancko. Nawet popity nie trzeba. Ciekawe, czy tego węża później można zjeść?
-Martwić się trzeba z umiarem. Kiedy ma to sens. Inaczej to ocipieć można. - polewam znowu. Nalewka ma coś w sobie z ziaren słonecznika - weźmiesz jedno i już musisz łuskać dalej. Nie ma odwrotu.
-Ten cały kumpel… to pierwsza ważna dla ciebie osoba, która ci kipnęła, że tyle o nim mówisz? - przysuwam do siebie kubek i lewą ręką stukam w jego brzeg. Chodzi mi po głowie pewna myśl. Ha... Może być zabawnie.
-Mam propozycję na grę, żeby to nasze picie urozmaicić. Wypijamy zawartość kubeczka i zadajemy po jednym pytaniu, na które każde z nas odpowie szczerze. Co ty na to? Jeśli się boisz, dam ci fory - zadam pytanie dopiero, kiedy wypiję dwie kolejki.


Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Kuchnia Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Re: Kuchnia [odnośnik]20.12.21 20:06
Sypiał dobrze - przynajmniej dopóki tłumaczył sobie, że ich czyny były sprawiedliwe. Lordowie, zwolennicy Voldemorta, kolekcjonerzy goblinach uszu - oni wszyscy powinni zapłacić. Żołnierze kierowani zapalczywym idealizmem bywali najgroźniejsi.
Coś podpowiadało mu, że wolał nie wiedzieć, czym Zlata zajmuje się poza pracą - więc nie spytał. Na razie.
-Nie pracuję dla szlachty. - mruknął do talerza, gdy zaproponowała mu karierę sprzedawczyka. Już wolał, żeby jego osiągnięcia przypisywał sobie bank niż jacyś Traversowie.
-Do... co? - pisnął, gdy ostrzegła go przed sąsiadem. Naiwnie i niewinnie pomyślał, że przecież mężczyzna nie byłby w typie jej sąsiada, bo to nienaturalne, ale przywykł już do tego, że niektóre komentarze Zlaty lepiej zostawić bez słowa. -To może zostawię to w spokoju, skoro czujesz się bezpiecznie. - wymamrotał ugodowo. -Nałóżmy tylko Muffiliato zanim przejdziemy do... poufnych kwestii. - zaproponował. -To zajmie kwadrans, dobrze? - i gdy Zlata kręciła się jeszcze po kuchni, wedle Steffena szykując potrawy (choć już były przyszykowane...), obszedł prędko całe pomieszczenie, roztaczając wkoło białą, wyciszająca magię. Skoro mieli omawiać morderstwo - tak będzie bezpiecznie.
-Uhuhm. Tak, jak on pozbył się tamtych ludzi i goblinów. - stwierdził cicho, gdy wyznała wreszcie, co zrobiła z tamtym dłużnikiem. Zresztą, wszystko widział. Pogodził się z tym, chyba. Choć był blady, na jego twarzy próżno było szukać strachu, żalu, czy wstydu. Przeżył śmierć najlepszego przyjaciela i chciał go zabić brat bliskiego kolegi. Takie rzeczy hartują człowieka.
Drgnął dopiero, gdy przyznała, że jej męża zastrzelono. Czyli musieli zrobić to mugole. A jej spojrzenie i jej ton... były takie, że nie chciał o nic więcej pytać. Tylko... to kłóciło mu się trochę z tym, w jaki sposób pozbyła się antymugolskiego czarnoksiężnika. Nie potrafił zrozumieć tej kobiety.
-Znasz się na klątwach? - posłusznie powrócił do mówienia jej na ty, zbyt zszokowany żeby protestować. -Myślałem, że gobliny trzymają się z dala od czarnej magii? - wytknął, blefując. Doskonale wiedział, że na niższych poziomach Gringotta działy się rzeczy, do których nie miał dostępu. Sam natknął się na klątwę podczas włamania do banku. Gobliny zatrudniały jednak pracowników z nienaganną kartoteką, przynajmniej oficjalnie. Zerknął na stół i węża w butelce, uświadamiając sobie, że oto siedzi przy stole z jedną z nich (a przynajmniej bardziej goblinką niż on) i mają zamiar się upić.
Ciekawa okazja. Obiecał sobie pić powoli i dolewać Zlacie jak najczęściej.
-Nie szlajam, tylko... - oburzył się odruchowo, ale przytomnie ugryzł się w język. Układ między nim i Francisem Lestrange miał pozostać tajemnicą, nawet jeśli szalony szlachcic zapadł się pod ziemię. -...tylko patrzyłem. - dokończył pokornie, przeczuwając, że Zlatę to rozbawi. -I nie, nie wie. Twój mąż wiedział o wszystkim, do czego jesteś zdolna? - wypalił, zanim zdążył znów ugryźć się w język. Zlata też się nie hamowała, przywołując jego własne rany.
-Druga. - mruknął do szklanki. Śmierć Bertiego bardzo go zabolała, ale pierwszy wstrząs przeżył po pożarze Ministerstwa Magii, gdy utracił swojego mentora. -Już zadałaś mi pytanie, o to kto mi umarł. - zwrócił uwagę, gdy zaczęła wyjaśniać zasady gry. Uśmiechnął się jednak nieśmiało. Może być zabawnie. -Zagrajmy. - zgodził się, mając nadzieję, ze nie będzie tego żałował. W razie czego, umiał przecież dobrze kłamać.


idziemy do szafki

/zt po wyjściu z szafki


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Kuchnia [odnośnik]08.01.22 18:04
|wychodzimy z szafki

Zawieszam wzrok na jego twarzy chwilę dłużej, kiedy słyszę słowa o bliżej nieokreślonej “słuszności”. Czyżby Steffen miał też jakieś dziwaczne zainteresowania po godzinach pracy?
-Zabawa w mściciela musi być niezwykle wciągająca. Ale chyba wybrałeś sobie wrogów z innej kategorii wagowej. Tego molocha nie ruszy się tak o po prostu. - dojebywanie szlachcie samemu w takim kraju to idiotyzm, ale młodzi to mają różne dziwaczne pomysły.
Unoszę kubeczek, przyjmując jego przeprosiny. Picie zawodowe trzeba jednak ćwiczyć. To nie takie proste.
-Oczywiście, że jeszcze się napijemy. - próbuje odpowiedzieć również w miarę przyjaznym uśmiechem. - Na pewno będą weselsze powody w przyszłości.
Chwilę się zastanawiam, nad jedną rzeczą, patrząc na prawie pustą butelkę.
-Dużo w tobie złości, widzę to. Nie ma sensu jej ukrywać. - uśmiech nadal mam przyjazny, chociaż nie wiem, czy młody nie wyczyta z mojego spojrzenia czegoś jeszcze. - Masz szczęście, bo znam sposób na to, jak poczuć się lepiej. Jak zmienić to wszystko, co się kłębi w twojej głowie w gwóźdź do trumny twoich wrogów.
Trącam ręką nóż wbity w blat, tuż przed chłopakiem.
Sięgniesz po to rozwiązanie czy nie?
-Jesteś pewien, że chcesz przedzierać się w nocy przez Nokturn w takim stanie? - unoszę brew. - O tej porze już można znaleźć zwłoki na ulicach. Wiesz… Ludzie wypatroszeni jeszcze żywcem, bo komuś zachciało się pozyskać od nich odpowiednie części ciała.
Podnoszę się z krzesła, żeby napełnić dzbanek czystą wodą, po czym wciskam go w dłonie chłopaka.
-Masz tu wodę na noc. Już wiesz, gdzie jest sypialnia; kibel tuż obok. - mówię głosem niecierpiącym sprzeciwu. - Jakby coś, to możesz rzygać do wanny lub zlewu, jeśli nie trafisz, gdzie trzeba, ale posprzątaj później. Będę w salonie, jak by coś.
Po tych słowach kieruje się do pokoju z kominkiem. Rozżarzone węgle jeszcze oddają resztki ciepła, ale na wszelki wypadek zagarniam z fotela gruby wełniany koc. Z tymi zimami to nigdy nic nie wiadomo.
No i pozostawało już tylko zawinąć w ten kawałek kurewsko gryzącego materiału, jak w kokon. I spać.
To był bardzo intensywny wieczór.

/ztx2


Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Kuchnia Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach