Wydarzenia


Ekipa forum
28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa
AutorWiadomość
28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]30.05.21 22:46
Tropikalna wyspa
Tropikalna wyspa pełna niespotykanych stworzeń i roślin. Klimat jest gorący, parny, duszny,Start 28 listopada
Cedric, Asbjorn, Tangie, Percival, Vincent - Wydarzenie dotyczące badań

Opłacenie wyprawy zgodnie z punktem 2b badań, łącznie 1000 galeonów (5 osób po 200): Vincent 80, Hagrid 200, Cedric 320, Asbjorn 200, Percival 200


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]30.05.21 23:03
|Sound

Na przybrzeżnych wodach okręt kołysał się miarowo, uspokajająco, lecz na otwartym oceanie - podłoga zdawała się wierzgać niemiłosiernie. Cedric który całe swoje życie spędził na stabilnej ziemi znosił to wszystko najgorzej. Uginała się pod nim podła, ściany, chybotało się łóżko. Pokój wydawał się ciasny, duszny. Wszystko na statku skrzypiało oraz trzeszczało. Kiedy zwołano was na pokład wraz z informacją, że cel waszej podróży jest już widoczny tylko szukanie oparcia w ścianach oraz balustradach pozwoliło aurorowi wyjść na powierzchnię. Jego twarz była blada, a świeże powietrze zdawało się nie pomagać w pokonaniu mdłości. Każdokrotne otworzenie ust niemalże zachęcało ciało do wyzbycia się z dna żołądka resztek żółci - niczego innego w nim już nie było.
Równie zmarnowany był Percival. Choroba morska i jemu dała się we znaki z tą różnicą, że mdłości jakiś czas temu ustąpiły. Nie odbiegał jednak znaczącą prezencją od Dearborna. Blady oraz zmarnowany potrzebował mieć oparcie w czymkolwiek by podtrzymać ciało w pionie.
Tangie nie cierpiała choroby morskiej, jednak klaustrofobiczne miejsca i brak przyzwyczajenia do niedogodnych warunków poskutkował nieprzyjemną migreną. Słoneczne światło było bolesne. Jeżeli miała przy sobie kapelusz to w tym momencie pragnęła się pod nim schować.
Vincent oraz Asbjorn czuli się świetnie i to oni w pierwszej chwili, bez wytężania spojrzenia mogli dostrzec wysokie na wiele metrów skalne klifowisko wyspy. W miejscu w którym byliście niemożliwym byłoby spróbować dostać się na wyspę poprzez wspięcie się - gdybyście tylko podpłynęli do szalupą fale pchnęły by was na ostre skały. Z drugiej strony widzieliście jałowe, piaszczyste poletko z kilkoma palmami. Należało ustalić miejsce w którym się znajdowaliście oraz to gdzie załoga Sorensena miała was wysadzić.

|Obrażenia
Cedric masz mdłości. Naprawdę porządne. Wypowiedzenie więcej niż trzech słów z rzędu bez przerwy na głębszy oddech sprawi, że prawdopodobnie zwymiotujesz. Ciężko ci się skupić. Otrzymujesz 10 obrażeń psychicznych i karę - 10 do rzutu tak długo, jak będziesz na łodzi.
Percival choroba morska sprawia, że otrzymujesz 10 obrażeń psychicznych, masz karę do rzutu -5 tak długo, jak znajdujesz się na łodzi.
Tangie otrzymujesz 5 obrażeń psychicznych za migrenę.

|Mapa wyspy, którą posiadacie
Wy - to co widzicie wokół, X to statek


|72h na odpis


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]02.06.21 0:10
- Dobrze, Tangie, mów mi więc Cedric - zgodziłem się, zmuszając jednocześnie do uśmiechu, który mógł umknąć jej uwadze - wokół było wciąż ciemno. Morze wydawało się niemalże czarne. Teraz spokojne, lecz jak długo? Miałem wrażenie, że szumi niemalże złowieszczo. Przejście na ty rzeczywiście ułatwi nam komunikację, jeśli mieliśmy spędzić w swoim towarzystwie najbliższy tydzień. Runistka podała mi swoją dłoń, pomogłem jej dostać się do szalupy bez przykrego doświadczenia listopadowej temperatury morskiej toni, sam wgramoliłem się zaraz za nią i zrobiłem miejsce dla pozostałych. Samo przepłynięcie łodzią do statku nie wzbudziło jeszcze we mnie nieprzyjemnych odczuć.
To była jednak kwestia czasu.
Znalazłszy się na pokładzie Sorensen od razu przeszedł do rzeczy. Chciwość, bijąca z jego oczu, podpowiadała, że nie będzie czekał i mamy całą należność przekazać od razu - z góry. Z kieszeni płaszcza wyciągnąłem sakiewkę, ciężką od monet, było tam trzysta dwadzieścia galeonów. Dwieście za mnie i sto dwadzieścia za Rinehearta, któremu skinąłem głową, kiedy powiedział, ze jest moim dłużnikiem. Owszem, lecz nie miałem wątpliwości, że swój dług spłaci tak szybko jak tylko to możliwe. Ufałem mu, był porządnym człowiekiem.
Z ulgą podążyłem za kapitanem, gdy powiedział, że pokaże nam gdzie mamy spać. Wskazał nam dwie, ciasne kajuty, w obu znajdowały się po dwa hamaki, w jednej dodatkowe posłanie na sianie. To oznaczało, że ktoś z nas będzie musiał spać w jednej z panną Hagrid, co nie wzbudziło mojego entuzjazmu - to nieodpowiednie, aby panna spała w towarzystwie obcego mężczyzny, lecz to nie było ani miejsce, ani pora, by dbać o konwenanse. Niestety.
- Tangie, Vincent, zajmiecie tamte hamaki - postanowiłem, wskazując im mniejszą kajutę dłonią; nie pytałem o zdanie, zadecydowałem za nich i liczyłem, że nie spotkam się ze sprzeciwem. Rineheart był z nas najporządniejszy i tylko jemu ufałem na tyle, żeby spać spokojnie nie martwiąc się o godność panny Hagrid. - My tę - mruknąłem niechętnie, nie oglądając się jednak na magizoologa i truciciela; po prostu wszedłem do drugiej kajuty i rzuciłem zaczarowaną torbę na jeden z hamaków. Czekała nas długa podróż.
Jak długa? Zacząłem się nad tym zastanawiać bardzo szybko. Jeszcze szybciej zacząłem się modlić o to, aby skończyła się natychmiast. Kołysanie statku i szum morza niemal od razu przyprawiły mnie o mdłości. Mdłości tak silne, że nie byłem w stanie nawet mówić.
Cholera. Cholera. I jeszcze raz cholera.
Czy naprawdę musiałem paść ofiarą choroby morskiej? Czy mój ojciec podróżnik nie mógł przekazać mi odporności na to w genach? Dobrze, że nie miałem żadnego lustra i nie widziałem jak blady albo zielony byłem na twarzy. Mogłem jedynie przypuszczać, że tak było. Czułem się tak paskudnie jak mało kiedy. Gorzej, niż po największym zatruciu alkoholowym jakie przyszło mi przetrwać.
Czasami patrzyłem niechętnie i podejrzliwie na Asbjorna, jakby to on mnie struł. Sam wspominał o chorobie morskiej. Nie piłem jednak nic w jego towarzystwie przez podróżą, to było mało prawdopodobne. Ale i tak chodziło mi po głowie. Przez większość podróży leżałem w swoim hamaku, odwrócony do byłego Rycerza Walpurgii i truciciela plecami, starając się za wszelką cenę zasnąć i przetrwać. Niekiedy musiałem wyjść na pokład, przechylić się przez burtę i po prostu zwrócić wszystko, co zdołałem przełknąć. A przez ostatnie godziny to była tylko woda. Modliłem się w duchu, żeby nie przyuważył mnie żaden z żeglarzy. Odpowiednie zaklęcie pomagało pozbyć się śladów, lecz nie potrafiłem rzucić żadnego, które pomogłoby mi poczuć się lepiej.
Przeklinałem w duchu tę podróż, ten statek, własny żołądek. Cudem udało mi się dotrwać do momentu, kiedy na horyzoncie pojawiła się wyspa. Staliśmy wszyscy na pokładzie, a ja znów byłem bliski dobiegnięcia do burty i zwrócenia śniadania złożonego z suchara i słodkiej wody. Próbując to powstrzymać wytężyłem wzrok, zastanawiając się w jaki sposób moglibyśmy dostać się na wyspę bez konieczności wspinaczki po klifie. Wszystkiego nie zabierzemy na miotle. Zresztą miotłę miałem chyba tylko ja.
- Może tam... - zacząłem, wskazując ręką na niewielki kawałek piaszczystej plaży, nie zdołałem jednak nic więcej powiedzieć.


| spostrzegawczość?


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]02.06.21 0:10
The member 'Cedric Dearborn' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 93
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]02.06.21 14:15
Tak jak fale rozbijały się o wypukłe burty statku, tak wspomnienia atakowały umysł alchemika kiedy krypa wiozła się w kierunku za bardzo na południe, by było to dla niego komfortowe. Nie dyskutował kiedy Dearborn zaczął się rządzić, bo jaki był w tym cel. I tak nie robiło mu różnicy gdzie będzie spał, nie lubił podróży morskich, więc wybrał sobie twardą prycz z siana. Choć naprawdę wolałby nie musieć dzielić kabiny z Cedrikiem. Zwłaszcza, że i on i Percival się rozchorowali. Norweg podejrzewał, zwłaszcza po wcześniejszych ekscesach szalupy, że to on jako pierwszy zzielenieje. Wychodziło jednak na to, że te kilkanaście podróży statkiem nauczyło go jak sobie radzić z niekomfortową podróżą. I może to dobrze, że nie wybrał hamaka a coś, co dawało twarde oparcie pod plecami, w co można było wczepić palce i spokojnie oddychać. I spać, albo udawać że się śpi, bo nie miał ochoty widzieć oskarżycielskiego spojrzenia Dearborna. Będzie musiał się z nim borykać cały tydzień. Dlatego po prostu wychodził z kajuty, siedział na górnym pokładzie, analizował mapy nieba i przysłuchiwał się rozmowom marynarzy. Obserwował załogę, chłonął tę taką znajomość bijącą ze znanych głosek, która trochę go uspokajała. I miał mnóstwo czasu na opędzanie się od wspomnień o dawno utraconym przyjacielu. Widział, co pociągnęło go na morze, a ostatecznie i do śmierci. Morze było hipnotyzujące i potężne, czuli to w każdym ruchu statku.
Trzymał się głównie w towarzystwie Vincenta i Percivala: tego pierwszego, bo jak Ingisson miał szczęście i nie uległ morskiej chorobie, zaś tego drugiego, bo był jedyną osobą którą choć trochę znał i nie miał też serca zostawiać go sam na sam z Dearbornem. Niech auror zielenieje w samotności, każdemu to powinno wyjść na dobre.
Był jednak moment kiedy wszyscy musieli się spotkać na górnym deku, bo cel ich podróży znalazł się w końcu w zasięgu wzroku. Ingisson zaoferował Percivalowi oparcie w postaci swojej osoby żeby pokonać ten kawałek do burty, bo nie wyglądało na to aby magizoolog stąpał na tyle pewnie, by osiągnąć to samemu. Przynajmniej tyle mógł pomóc.
Widok, który się przed nimi roztaczał pozostawiał im dość oczywisty wybór. Ingisson spojrzał na mamroczącego Dearborna trochę z dystansem, milcząc chwilę.
Dobrze byłoby nie umrzeć na samym początku – zgodził się z Cedrikiem, spoglądając na pozostałych. Plaża wydawała się rozsądną opcją, prawda? Mogli rozbić tam pierwszy obóz, ktoś mógł wykonać rekonesans na miotle, mogli wszyscy ochłonąć po podróży.


Asbjorn Ingisson
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5694-asbjrn-thorvald-ingisson#133833 https://www.morsmordre.net/t5741-juhani#135532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f138-little-kingshill-hare-lane-end https://www.morsmordre.net/t5742-skrytka-nr-1399#135537 https://www.morsmordre.net/t5743-a-t-ingisson#135543
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]02.06.21 15:05
Nie miał bladego pojęcia, co właściwie poszło nie tak.
To nie była jego pierwsza podróż statkiem - miał za sobą już wyprawy dłuższe i bardziej wymagające, obfitujące w atrakcje w postaci sztormów; w przeszłości pływał zresztą stosunkowo często - ale po raz pierwszy miał wrażenie, że zwyczajnie nie dotrwa do końca. Być może lata spędzone za biurkiem i późniejsza praca w rezerwacie nieszczęśliwie odzwyczaiły go od morza, a może winą za podchodzący do samego gardła żołądek należało obarczyć intensywny zapach ryb, zbutwiałego drewna i wilgoci, w każdym razie: czuł się strasznie.
Mdłości zaczęły się już na pokładzie pierwszego statku, ale dopiero kiedy przesiedli się na drugi, Percival nabrał niezbitej pewności, że pozostałości po później kolacji prędzej czy później skończą w oceanicznych wodach. Zaciskając usta i odliczając kroki, jedynie skinął Dearbornowi głową, gdy ten samodzielnie dokonał podziału na kajuty. W normalnych okolicznościach być może by zaprotestował, proponując przewieszenie jednego z hamaków do większego pomieszczenia i tym samym zapewnienie jedynej czarownicy w ich towarzystwie odrobiny prywatności, ale nie miał na to ani siły, ani ochoty; trzymając się ściany, żeby opanować zataczanie się, rzucił bagaż na jeden z hamaków, po czym sam wgramolił się na niego, mając nadzieję, że bezruch i uspokojenie oddechu pomoże mu opanować podrygi protestującego żołądka. Nic z tego; nie pomogły próby skupienia wzroku na jednym punkcie (gdy otwierał oczy, cała kajuta wydawała się wirować, a ściany i sufit zakrzywiać w rytm szumiących na zewnątrz fal), ani zaciskanie powiek - mniej więcej w połowie drogi musiał zawlec się na górny pokład, żeby w towarzystwie okrzyków marynarzy oraz własnego zażenowania przechylić się przez burtę - za jedyną pociechę mając fakt, że przynajmniej Cedric zdawał się znosić morską podróż równie źle jak on. Oraz to, że po którymś razie kotłujące się w przełyku mdłości zaczęły stopniowo odchodzić w zapomnienie, pozostawiając po sobie jednak ciągnące w dół uczucie słabości.
Powróciwszy z powrotem do kajuty, zamknął powieki dosłownie na ułamek sekundy (a przynajmniej tak mu się wydawało), gdy zawołano ich ponownie na górę; podniósł się ostrożnie, bojąc się powrotu choroby morskiej, ale wyglądało na to, że było już lepiej - choć ruszając w stronę burty nadal miał wrażenie, jakby jego ciało ważyło przynajmniej trzykrotnie więcej niż zwykle. Szukając oparcia, z wdzięcznością przyjął pomoc Asbjorna, rzucając mu jednak jedynie krótkie spojrzenie, a później strategicznie unikając kontaktu wzrokowego; było mu wstyd i czuł się paskudnie, nogi plątały mu się i z trudem sunęły po drewnianych deskach, a światło, które zalało go na górnym pokładzie, zdawało się wwiercać prosto do czaszki. Gdyby w tamtej chwili zaproponowano mu nocleg w otoczeniu śmierciotul i powrotną podróż statkiem, bez zawahania wybrałby śmierciotule.
Zmrużył oczy, dostrzegając znajome, odcinające się od jasności sylwetki i krzywiąc się bezwiednie; musiał doprowadzić się do porządku, albo przynajmniej spróbować to zrobić. Nim jeszcze zbliżyli się do Vincenta i Cedrica, wyciągnął z kieszeni różdżkę, starając się względnie dyskretnie stuknąć jej końcem we własną nogę. Fortuno, wypowiedział w myślach, chcąc chociaż na krótką chwilę poczuć się mniej żałośnie.
Klifowisko zauważył z opóźnieniem, parę sekund później również kierując wzrok ku piaszczystej plaży. Słysząc sugestię Dearborna, skinął głową; wskazane przez aurora miejsce wydawało się bezpieczniejszą, jeśli nie jedyną, opcją. - Na mapie, na wschód od wyspy, była zaznaczona mniejsza wysepka - przypomniał sobie, zaciskając palce na burcie i wskazując brodą na brzeg. Jego głos brzmiał w jego uszach słabo, ale miał nadzieję, że to tylko złudne wrażenie. - Może być dobrym miejscem na obóz, jeśli ma swobodne dojście do lądu - zasugerował, choć z obecnej pozycji tego wiedzieć nie mogli; wysepkę mogła od głównej wyspy oddzielać zarówno mielizna, jak i podwodny uskok.

| rzucam niewerbalne fortuno na siebie...




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]02.06.21 15:05
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 58
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]02.06.21 20:56
Właściwie to ino nie nastawiała się na nic. W sensie, nie miała pojęcia ani jak będzie na stattku, ani czy bedzie jej dobrze czy niedobrze, czy jej się spodoba, czy też wcale nie. To był pierwszy raz, kiedy płynęła naprawdę daleko ale jednocześnie wiedziała, że nie jest to jakaś wycieczka - gdyby była pewnie by na nią nie pojechała nie dostrzegając w nich właściwie niczego… ciekawego? Trudno powiedzieć. Jechać gdzieś, żeby chodzić i patrzeć na miejsca i budynki - niby inne, ale jednak trochę takie samo - nie było do końca dla jej pojęcia.
I w sumie zadziwiająco odkryła, że statki są dość względnie w porządku, znaczy no - na pewno były lepsze od miotły, tej nadal nie ufała i ufać nie zamierzała. Skinęła krótko głową, kiedy Cedric zadecydował o podziale pokoi - kajut? (tak się chyba nazywały), właściwie nawet przez chwilę się nie zastanawiając że coś nie tak, czy tego. Jak była mała, to przecież z bratem też w jednym pokoju spali - tym razem to był ktoś inny, ale czy naprawdę była to aż taka różnica?
Trochę ta droga jednak się dłużyła. W sensie, wolałaby przejść do działania, a nie płynąć i płynąć i płynąć i płynąć. Kilka razy próbowała podpytać kapitana czy daleko, ale tak nie za wiele odpowiedzi zrozumiała. W końcu zrezygnowała postanawiając przejrzeć jeszcze raz notatki od Percivala. Trochę spała, trochę też leżała. Ostatecznie trochę mało przestrzeni było. Nie dało się daleko pójść, pokój jakiś taki mały - bardziej jak spiżarka, czy coś. No i to słońce kiedy wychodziła na zewnątrz, bo w spiżarce duchota była - paliło niemiłosiernie. W końcu głowa zaczęła pulsować, a ona wykrzywiać usta. Nie będąc pewną, czy dobrze widzi, że widzi coś przed sobą czy to ten ból głowy tak wpływał na nią. Kapelusz miała, jeden cały i go założyła, chociaż głowa boleć nie przestała, wiec uniosła różdżkę przykładając ją do skroni.
Przesuwała spojrzeniem od jednego z mężczyzn do drugiego słuchając wypowiadanych słów. - Jeśli to głosowanie jakieś, to jestem za tym, coby wziąć i to sprawdzić. - odezwała się, nie za głośno, żeby nie drażnić tej głowy swojej bardziej. - Decephalgo - wypowiedziała, mając nadzieję, że jednak no ino weźmie i jej ta głowa trochę odpuści.
Tangwystl Hagrid
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6463-tangwystl-hagrid https://www.morsmordre.net/t6471-ansuz#165284 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6472-skrytka-bankowa-nr-1634#165285 https://www.morsmordre.net/t6837-tangie-hagrid
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]02.06.21 20:56
The member 'Tangwystl Hagrid' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 54
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]03.06.21 0:22
Ciemna kotara zimowej nocy przysłaniała bezdenną połać wzburzonej wody. Pojedyncze fale rozbijały się o drewnianą strukturę podróżniczego okrętu, bujając w znajomym, wyczekiwanym, wręcz utęsknionym rytmie. Morska wilgoć szybko osadziła się na zziębniętych kończynach pozostawiając niewielkie, słone kropelki. Płynęli samotnie, odseparowani od bezpiecznych ziem kamienistego lądu. Nie obejrzał się przez ramię; zmierzał ku intrygującej przygodzie, której mógł oddać się praktycznie w całości. Był niezmiernie wdzięczny, iż auror pozostawiony na irlandzkim brzegu, pozwolił mu na uczestnictwo oddając część istotnej odpowiedzialności. Jeszcze raz wychylając się za cienką burtę, nabrał w płuca ciężkiego haustu lodowatego powietrza i przeczesując splątane kosmyki, ujął przywieziony bagaż, aby zanieść go do wyznaczonej kajuty. Po drodze przekazał część złotych należności, zerkając na chciwe palce zachłannego kapitana. I choć dobrze znał jego nienaganną renomę, nie mógł powiedzieć, iż darzy go pełnym i niewzburzonym zaufaniem. Bez żadnego sprzeciwu, już jako ostatni wszedł pod pokład, aby przyjrzeć się miejscu chwilowego noclegu. Rozejrzał się dookoła kiwając głową w miarowym rytmie; prezentowane warunki wydawały się naprawdę przyzwoite. W swej podróżniczej karierze, niejednokrotnie sypiał na przemoczonej, wychłodzonej podłodze, czy kawałku brudnego materiału. Niektóre noce spędzał na zewnątrz, wciśnięty między jutowe worki, lub okrętowy asortyment. Pomieszczenia były ciasne, wręcz klaustrofobiczne, jednakże wierzył, że dadzą sobie radę. Gdy Dearborn bez zastanowienia przydzielił odpowiednie miejsca, pokiwał jedynie głową nie mając nic więcej do dodania. Przez dłuższą chwilę zawiesił na nim błękitne tęczówki, rozpoznając pierwsze objawy nieprzyjemnej choroby morskiej. Pokręcił głową z niepokojem, lecz nie miał zamiaru pozostawić swych towarzyszy w potrzebie. Przepuszczając swą nową współlokatorkę zawtórował z lekkim półuśmiechem: – Proszę wybierz sobie dogodniejsze dla ciebie miejsce. Ja i tak nie będę dziś zbyt wiele spał. – zakomunikował otwarcie, po czym stawiając ogromne tobołki, wysunął się z malutkiego pokoju, aby wślizgnąć się do drugiego, praktycznie bliźniaczego: – Wziąłem ze sobą olejek miętowy. Wystarczy nasączyć nim chusteczkę i przyłożyć do nosa i ust. Objawy choroby morskiej powinny nie być aż tak intensywne. – wyjaśnił krótko przesuwając wzrok po najbardziej poszkodowanych. Malutką buteleczkę, którą wcześniej wyciągnął z bocznej kieszeni, ustawił na podręcznej szafeczce, sygnalizując, iż jest gotowa do użytku. Jeszcze raz zerknął na kolegę z dormitorium, upewniając się, że dokonany podział jest dla niego odpowiedni. Wybierając miejsce z jednostkami, które od początku nie przypadły mu do gusty, ryzykował naprawdę wiele, w tym pogorszenie i tak niezbyt pozytywnego nastroju. Gdyby zechciał się zamienić, zielarz byłby gotowy na każde poświęcenie. Westchnął ciężko i wkładając ręce do kieszeni wyszedł na pokład chcąc jeszcze bardziej rozsmakować się w atmosferze okrętowej wyprawy. Podszedł do prawej burty, starając się dostrzec przestrzeń zakrytą ciemnym płaszczem. Płynęli naprawdę szybko, dowódca stawał na wysokości zdania. Chłodny wiatr targał luźnym materiałem, przeganiał resztki niechcianego snu. Po jakimś czasie, w oddali dostrzegł charakterystyczne elementy; skalne klify zbliżały się niebezpiecznie, stanowiły nieodłączny element wyspowego krajobrazu. Zmarszczył brwi, wychylając się jeszcze mocniej. Pozostali dołączyli nagle, a ciemnowłosy wsłuchał się w prowadzoną dyskusję. Skinął głową mówiąc: - Mała, piaszczysta wyspa będzie na ten moment najlepszym rozwiązaniem. Skały, choć bliższe, w niestabilnej szalupie skażą nas na pewną śmierć… - wyjawił głośno spoglądając na mimikę obcych twarzy. - Dam znać kapitanowi, aby skierował się w tamtą stronę. - zaproponował otwarcie, chcąc, aby reszta poczuła się swobodnie; odreagowała chorobowe objawy. Znajdując się przy pilocie wskazał miejsce, na którym jako grupa chcieliby zacumować.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]04.06.21 1:05
Na statku powstało poruszenie. Nie było w tym nic nadzwyczajnego - wszystko było spowodowane bliskością statku od lądu w związku z którą należało podciągnąć część magicznych żagli, a drugą poluzować. Marynarze wiedzieli, że musieli zwolnić, zbadać głębokość i zachować ostrożność. Nie znali okolicy, lecz byli pewni, że nie mieli zamiaru odkryć na swojej drodze rafy lub jakiejś niespodziewanej mielizny. Kapitan oczywiście również był obecny na pokładzie. Vincent bez problemu mógł powiadomić go o swojej decyzji z której wydawał się być zadowolony - w końcu zaraz będzie miał z głowy dodatkowych pasażerów. Rineheart zaraz mógł po tym dołączyć do reszty.

Jednak dopiero po tym zaczynały do was docierać pewne fakty.

Porządna, ciężka konstrukcja okrętu kołysała się lekko ku górze to dołowi przypominając Cedricowi, że wciąż stoi na tym nieszczęsnym okręcie. To jednak nie przeszkodziło bystrookiemu czarodziejowi przeprowadzenie rekonesansu. Jakby nie było zdarzało mu się pracować wielokrotnie pod znaczącą presją i wielokrotnie w bardziej niebezpiecznych warunkach - te prezentowane tutaj były po prostu niespodziewanie uciążliwe...
Cedric od razu zauważył, że niewielka piaszczysta plaża faktycznie nie nosiła znamion żadnego niebezpieczeństwa. Widział jej początek, a gdy zmrużył powieki dostrzegał również majaczące za nią nieszczęsne morze. Rzadko wystające z ziemi palmy kołysały się na wietrze. I to by w zasadzie było na tyle. Po tym jak stanął po drugiej stronie burty wiedział zaś skalne klifowisko ciągnące się jak nieprzenikniona ściana wzdłuż linii brzegowej. Nie znał się na kierunkach geograficznych, lecz wydawało mu się że wyciosane przez naturę surowe kształty wydają mniej straszne kiedy spoglądał na nie w kierunku przedniej części kadłuba statku.

Asbiorn, jako alchemik biegle orientował się w przestrzeni. W czasie podróży dla zabicia czasu kontemplował nad mapami. Wlepiając dłużej spojrzenie to w piaszczystą plażę, to w klifowisko, to wspominając co robił nocą był wstanie umiejscowić ich na mapie w posiadaniu której byli. Norweg miał potwierdzenie przed własnymi oczami co do tego, że nieporadne, niedbałe linie wzniesień naniesione przez kartografa sporządzającego mapę wyspy odpowiadały klifowiskom jakie widział. Nie mógł mieć jednak pewności, że południe będzie faktycznie łagodne, choć półokrągły, cofnięty w głąb wyspy kontur mógł o tym świadczyć. Na uwagę zasługiwała wstęga na południowym zachodzie. Ciągnące się w stronę lądu pęknięcie mogło świadczyć o ujściu rzeki. Biorąc jednak pod uwagę północne ukształtowanie terenu rzeka ta mogła mieć rwący nurt, a nawet posiadać na swej długości znaczące uskoki wysokości w formie wodospadów.

Tangie sprawnie pozbyła się nieprzyjemnej migreny czując nagle wyjątkową lekkość myśli. Być może właśnie dlatego przypomniała sobie ustalenia poruszane na spotkaniu - zgodnie z nimi północ wyspy mogła charakteryzować się gwałtownymi wzniesieniami, a południe łagodniejszą linią. Jeszcze wtedy były to przypuszczenia, lecz w tym momencie Tangie widziała skaliste wzniesienia i znała się na astronomii na tyle by wiedzieć, że znajdują się na północnym nabrzeżu Tajemniczej Wyspy.

Po tym, jak Cedric oraz Asbjorn podzielili się swoimi spostrzeżeniami wiedzieli, że rozbicie obozu na piaszczystym poletku z kilkoma palmami raczej im niczym nie groziło, lecz zdecydowanie wiązało się z trudnościami w sprawnym eksploatowaniu wyspy. Same klify napawały trwogą, a próba dostania się przez nie na wyspę bez wątpienia była skrajnie niebezpieczna, lecz bez wątpienia była to najszybsza droga do dostania się do serca wyspy. Mieli również przesłanki by podejrzewać, że południowa część wyspy będzie bardziej przystępna. Wydawała się również najbardziej intuicyjnym wyborem. Dodatkowo, jeżeli wstęga na zachodzie była rzeką to za pomocą szalupy byli wstanie dostać się w miarę szybko dość głęboko. Oczywiście przy założeniu, że na całej długości nie napotkaliby na wodospady. Istotne było również ustalenie sposobu eksploatowania wyspy - czy zamierzali przenosić obozowisko ze sobą, czy ustanowić je w jednym miejscu i wytyczać z niego trasy by na noce do niego wracać...? Żaden wybór nie wydawał się przekonujący, lecz decyzja musiała zapaść teraz.

Jeżeli zamierzali zmienić decyzję bez wątpienia wiązało się to z koniecznością przekonania Kapitana co wcale nie musiało być łatwe. Nikt nie lubił niezdecydowanych ludzi.

|Wy na mapie i okolica wokół. Czerwona kropka to dziób statku.
|Macie 72, możecie w tym czasie pisać ile chcecie, nie musicie zachowywać kolejki - należy w poście podkreślić opis wyboru miejsca lub kierunku od którego chcecie zacząć. Jeżeli w dalszym ciągu jest to piaszczysta wysepka to też - od razu dodam wam uzupełnienie. Możecie również na posiadanej przez was mapie zaznaczyć to miejsce i załączyć mapkę pod postem. Im przejrzyściej dla mnie, tym lepiej dla was. Zmiana miejsca wiąże się też z koniecznością odegrania przekonania Kapitana do zmiany planów.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]06.06.21 22:07
Czuła, jak uderza o jej głowę falami, wibrując, przynosząc ból z każdym uderzeniem o czaszkę. Mrużyła oczy, zastanawiając się, czym właściwie sobie zasłużyła na takie ból głowy. Zazwyczaj chwilę czekała, bo ból głowy nieraz sam odchodził jak sam przychodził, ale tym razem nie puszczał, więc nie było już żadnego innego wyjścia jak wzięcie i zajęcie się nim samemu. Migrena odpuściła. Powoli, ale dostatecznie szybko, by pozwolić jej zebrać w sobie swoje własne myśli. Zmarszczyła dość zaskakujących rozmiarów brwi, podchodząc do burty statku i stając na placach. Wydęła wargi widocznie się nad czymś zastanawiając. W końcu odwróciła się na pięcie, w kilku krokach na nowo znajdując się przy mężczyznach.
- Jesteśmy przy północnym wybrzeżu ino, jeśli się nie mylę. - zauważyła przenosząc spojrzenie od jednego do drugiego. - Północnym. - powtórzyła raz jeszcze, jakby ją dopiero olśniło. Zacisnęła wargi i uniosła dłoń, żeby podrapać się po nosie, marszcząc do tego brwi. Przez krótką chwilę myślała. - Trochę poniewczasie. - mruknęła do siebie, opuszczając dłonie i unosząc jasne spojrzenie na mężczyzn. - Ale od południa łagodniej  być winno, może damy radę jeszcze ten kapitana uprosić, coby tam nas zawinął. Wzięłam ze sobą trochę moment. - wypowiedziała, przesuwając przewieszoną przez ramię torbę z której wyciągnęła garść galeonów. Tak się jej wydawało, ze mówi dobrze dość, ale pewna być na sto procent nigdy nie mogła. Ostatecznie, gdzieś ich przecież zostawić musiał. A może sprawy trochę jak Keat mówił że w porcie działać będą, jak da się kapitanowi trochę piniędzy, to zawiezie ich dalej tam gdzie potrzeba było. - Ze sto ich mam. Tylko no, pertrakowanie to nie ja. - powiedziała, wyciągając przed siebie rękę z pieniędzmi, chyba nie wybrała wszystkich z torby, ale może warto było trochę zostawić na później, czy coś. Bo ino, jednak planowała z tej wyspy tajemniczej, może śmiertelnej trochę - mimo wszystko - do domu wrócić. Przecież, wszyscy powinni dać sobie radę, prawda? Albo chociaż spróbować dać. Trudno było powiedzieć, czy w ogóle na jakieś śmierciotule trafią i czy miejsce w ogóle odpowiednim jest.
Tangwystl Hagrid
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6463-tangwystl-hagrid https://www.morsmordre.net/t6471-ansuz#165284 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6472-skrytka-bankowa-nr-1634#165285 https://www.morsmordre.net/t6837-tangie-hagrid
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]07.06.21 14:00
Norweg spojrzał za Vincentem, pocierając w zamyśleniu brodę, po czym powiódł spojrzeniem po pozostałych. Westchnął.
To jest wysepka. Umie ktoś z was nawigować łódką? – zapytał, sięgając ku torbie, z której wyciągnął mapę. Wiatr, zbyt ciepły jak na jego gust, momentalnie zaczął szarpać za pergamin, którego Norweg nie zamierzał mu oddać. Przysiadł na pokładzie i rozłożył przed sobą mapę tak, że wszyscy ją widzieli, po czym obrócił by odpowiadała temu, na co patrzyli.
Tu są klify, tu wysepka – mruknął, pokazując kolejno na mapie. Nie do końca można było stwierdzić czy jego słowa były skierowane do kogoś innego czy do samego siebie, dało się jednak łatwo zrozumieć co wypadało z jego ust. – Hagrid może mieć rację – wymamrotał zamyślony, palcem przejeżdżając po dużym wpukleniu na południu. – To wygląda jak zatoka – stwierdził, po czym przesunął palec kawałek dalej na poszarpaną wyrwę w bryle wyspy. Opuszką palca prześledził jeden z konturów. – A to jak rzeka. Albo fiord. Tak czy siak, niedostatecznie głęboko, musi tam być piaszczysta łacha naniesionego z góry piachu i innych takich – mruknął w zamyśleniu, drugie porównanie przywołując raczej tylko dla samego przywołania i gimnastykowanie umysłu nad skojarzeniami. – Jakbyście przypłynęli na nieodkrytą wyspę to gdzie byście zacumowali? – wciąż mamrocząc zapytał, ale brzmiało to raczej jak pytanie retoryczne wrzucone w środek własnego ciągu myślowego. Zwłaszcza, że alchemik zaszczycał spojrzeniem tylko mapę. Być może w ogóle nie pytał właśnie swoich towarzyszy. Jego palec powędrował znów ku liniom znaczącym klify. – Nie w miejscu, w którym można się roztrzaskać – stwierdził, rezonując sam sobie. Ominął palcem wysepkę, która choć w pierwszej chwili wydawała się dobrym pomysłem, teraz zaczynała być coraz mniej nęcącą opcją. – To musi być zatoka – stwierdził, zatrzymując palec na kolistym wgłębieniu w linii brzegowej wyspy. Podniósł wtedy głowę i spojrzał na swoich towarzyszy. – Tutaj – stwierdził, patrząc na Hagrid, na Percivala, wiodąc spojrzeniem na Vincenta, a na koniec spoglądając na Dearborna. – Od południa – zastukał palcem w mapę w miejscu teoretycznej zatoki, po czym zwinął ją i podniósł w zaciśniętej ręce. – Nie jestem dobry w słowa. I nie wiem czy bycie Norwegiem mi tu cokolwiek da – stwierdził, czekając aż ktoś weźmie od niego mapę i na podstawie wysuniętych domysłów jako argumentów pójdzie urobić kapitana.


Asbjorn Ingisson
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5694-asbjrn-thorvald-ingisson#133833 https://www.morsmordre.net/t5741-juhani#135532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f138-little-kingshill-hare-lane-end https://www.morsmordre.net/t5742-skrytka-nr-1399#135537 https://www.morsmordre.net/t5743-a-t-ingisson#135543
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]07.06.21 17:37
Statek płynnie przedzierał się przez wodną otchłań. Ciemna noc wisiała nad współpracującymi pasażerami odbierając szerszy i dokładniejszy punkt widzenia. Okręt kołysał się w nieznanym rytmie morskich fal zbliżając się do stałego i wyczekiwanego lądu. Mężczyzna przez cały czas, delikatnie wychylał się przez burtę obserwując przyjęty kurs oraz wyraziste formacje terenu znajdujące się po obu stronach drewnianej łajby. Strzeliste, zaostrzone skały nie napawały szczerym optymizmem; choć bliższe, wydawały się pochłaniać każdy środek transportu, który znalazłby się w ich obrębie. Kontur piaszczysta wysepki, majaczący w granatowej otchłani wydawała się miejscem spokojniejszym, pewniejszym, stwarzającym dostateczniejsze warunki na pierwszy, wspólny obóz. Po krótkiej chwili zmarszczył jednak brwi starając się dostrzec nieco więcej. Zatrzymał się zaraz przy sterującym, nieco znudzonym kapitanie, jednakże widząc poruszenie wśród partnerów, dał znać gestem dłoni, iż zamierza dokładniej skonsultować obrany kierunek. Przybliżył się do pozostałych, po czym nachylił się nad mapą wyciągniętą przez rudego alchemika. Skupił się na zaznaczonych elementach, które pamiętał z wcześniejszych prób rozszyfrowania zawiłej kartografii. W chwili obecnej naniesiony teren miał odzwierciedlenie w rzeczywistości; zapamiętując kontury, spoglądał przed siebie, chcąc dokładniej określić ich położenie. Na pytanie puszczone w eter, wyrzucił: – Umiem nawigować w razie potrzeby. – zakomunikował dość spontanicznie, gdyby ów umiejętność mogła okazać się pomocna. Posiadał podstawy żeglarstwa oraz astronomii. Znał się również na kierunkach świata. Przy pomocy pergaminu powinien podołać we wspomożeniu sterownika, który z coraz większą niecierpliwością wyczekiwał na decyzję pasażerów. Odetchnął cicho wsłuchując się w kolejne słowa. Kiwał lekko głową rozważając wcześniejsze przesłanki: – Ta mała wyspa, może być dobrym miejscem, na pierwsze obozowisko, ale nie mamy pewności jak daleko sięga wstęga wysokich skał... – rzucił na głos, pozostawiając pole do swobodnej dyskusji. – Ciasną i zbyt małą szalupą, wraz z bagażami nie będziemy w stanie pokonać i nadłożyć zbyt długiej drogi, nie wiem czy możemy aż tak ryzykować… – szepnął trochę ciszej, nachylając się jeszcze bardziej. Musieli za wszelką cenę przekonać chciwego kapitana, aby zechciał przetransportować ich w głąb wyspy. Ominąć skrawek piaszczystego poletka i delikatnie zmienić przyjęty kurs na południowy zachód. – Tędy, odrobinę zmieniając kierunek. – wskazał palcem przejeżdżając nim przez środek przestrzeni między konturem małej i dużej wyspy, zahaczając o obmyśloną trasę. Znów westchnął i podniósł się do pionu zakładając ramiona na klatce piersiowej. Wspólne dywagacje szybko zmieniły jego wcześniejszy punkt widzenia. Pierwsza propozycja oddalała się w dość przyspieszonym tempie:   – Zaoszczędzilibyśmy też sporo czasu. – dodał. – W razie czego mogę udać się z kimś, aby porozmawiać z kapitanem. – powiedział ciszej, aby ten, za żadne skarby nie dosłyszał ich dość skomplikowanych ustaleń. Niemalże każdy zdążył wyrobić sobie odpowiednie zdanie na temat znanego żeglarza. Sakiewka złotych monet i kilka przekonujących, pochlebnych słów powinna zrobić robotę. On sam mógł wystąpić w roli potencjalnego nawigatora, osoby, która weźmie choć trochę odpowiedzialności za przekazywane zmiany. Pozostałe osoby wykonałyby magiczną sztukę negocjacji.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: 28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa [odnośnik]07.06.21 22:10
Im bardziej przesuwali się w stronę południa, i im szerzej rozciągało się przed ich oczami piętrzące się po prawej stronie statku klifowisko, tym wyraźniej docierało do niego, że pierwotną decyzję o przybiciu do piaszczystej wysepki podjęli zbyt pochopnie; zbliżył się do burty, unosząc spojrzenie na mało zachęcającą, pionową ścianę, o której podnóże rozbijały się fale – i mimo początkowych nadziei, nigdzie w tej skalistej przeszkodzie nie dostrzegał żadnego wyłomu, ścieżki; miejsca, w którym mogliby – nawet w sposób ryzykowny – wspiąć się na samą wyspę. Sięgnął dłonią do twarzy, bezwiednie przesuwając ręką po pokrytej zarostem szczęce i zastanawiając się, czy było już za późno na zmianę zdania; jego myśli wciąż biegły nieco wolno, zmęczone i jakby ociężałe trudną, upływającą pod znakiem choroby morskiej podróżą, ale wydawały się nieco jaśniejsze.
Nim zdążyłby wypowiedzieć je na głos, zrobili to inni. Oderwał wzrok od strzelistego klifu, odwracając się najpierw w stronę Tangwystl, a później pochylając się nad mapą, która – opisywana słowami Norwega – mówiła nieco więcej niż jeszcze chwilę temu. – Macie rację – powiedział, kiwając głową, na krótko zatrzymując spojrzenie również na Rinehearcie; rozbicie obozowiska na wysepce nagle przestało brzmieć jak dobra perspektywa, czy nawet opcja akceptowalna – szalupa, którą musieliby się poruszać, żeby dostać się na główny ląd, byłaby zdecydowanie mniej stabilna niż okręt – a masywny statek zdawał się z trudem opierać falom, unosząc się to w górę, to w dół, utrzymywany na właściwym kursie połączonymi siłami marynarzy. – Porozmawiam z kapitanem – zaproponował, prostując się i spoglądając na Vincenta, który zaoferował, że również pójdzie. – Naszą decyzją jest zatoka? – upewnił się jeszcze, zerkając również w stronę Dearborna, a później dotykając palcem na mapie miejsca wcześniej wskazanego przez Asbjorna. – Weźmiesz pieniądze od Tangie? Na wszelki wypadek – zapytał Vincenta, samemu pochylając się, żeby ostrożnie zwinąć targaną wiatrem mapę; posyłając przy tym lekki, życzliwy uśmiech Norwegowi, który ją przytrzymywał.
Z mapą w ręce i Vincentem u boku ruszył w stronę miejsca, z którego nad sterowaniem statkiem czuwał kapitan. Wydawał się człowiekiem rzeczowym i interesownym, ale przede wszystkim – zajętym, podszedł więc do niego bez ociągania, chcąc jak najzwięźlej i najjaśniej przedstawić sprawę. Startowali z nieco kiepskiej pozycji, kapitan prawdopodobnie zdążył już wydać polecenia na podstawie ich wcześniejszej decyzji, ale musieli spróbować – zbyt wiele mieli do stracenia. – Kapitanie! – zawołał, chcąc zwrócić na nich uwagę Sorensena. – Możemy na słowo? – upewnił się, nie planował jednak dać mężczyźnie okazji do spławienia ich – zamiast tego od razu rozłożył mapę wyspy na najbliższej beczce (czy innym kawałku płaskiej powierzchni, którą udało mu się zlokalizować) i wskazał na nią palcem, jednocześnie szukając kontaktu wzrokowego z Sorensenem; chciał mieć pewność, że kapitan go słucha. – Nie możemy zejść na ląd tutaj, wybrzeże jest za strome. Utkniemy na wysepce – powiedział pewnie, tym samym odwołując wcześniejszą decyzję; zatrzymał spojrzenie na twarzy mężczyzny, próbując ocenić, jak bardzo było mu to nie w smak, ale także – pilnując, by pomiędzy sylaby nie wkradło się niezdecydowanie. – Wysadźcie nas tutaj – powiedział, balansując gdzieś pomiędzy stanowczością a prośbą – chcąc, żeby Sorensen wziął go na poważnie, ale żeby nie pomyślał, że próbuje wydawać mu rozkazy. Palec przyciśnięty do mapy przesunął niżej, bliżej dolnej jej krawędzi – w miejsce, gdzie ląd uskakiwał do środka, tworząc wyraźne wgłębienie pomiędzy dwoma półwyspami.To tylko łagodna zmiana kursu, nie nadłożycie drogi – dodał; w ciasnym przesmyku, w którym aktualnie się znajdowali, i tak zawrócić statku nie mogli – chociaż Percival nie znał się na żegludze, był niemal pewien, że było na to zdecydowanie za wąsko. – Stracony czas możemy wam wynagrodzić – zaoferował, spoglądając przelotnie w stronę Vincenta, jakby dla potwierdzenia. Rzecz jasna wolałby tego uniknąć, ale podejrzewał, że kapitan nie zdecyduje się pójść im na rękę z dobroci serca – nie próbował więc grać na jego emocjach, a jedynie skłonić do przekalkulowania zalet przedstawionego rozwiązania.

| próbuję przekonać kapitana (perswazja III), by wysadził nas po południowej stronie wyspy, ostatecznie chcemy wylądować tutaj




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

28.11-04.12 '57, Tropikalna wyspa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach