Constantia Sallow
AutorWiadomość
Wartość żywotności postaci: 211
żywotność | zabronione | kara | wartość |
81-90% | brak | -5 | 170 - 189 |
71-80% | brak | -10 | 149 - 169 |
61-70% | brak | -15 | 128 - 148 |
51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 107 - 127 |
41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 86 - 106 |
31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 65 - 85 |
21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 44 - 64 |
≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 43 |
10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 |
0 | Utrata przytomności |
x x x
— fire walk with me —
▲ retrospekcje ▲ październik | listopad | grudzień '57 ▲ rok '58
- parszywka:
- — 1. link ▲ — 2. link ▲
- listy:
- — 1. link ▲ — 2. link ▲
[bylobrzydkobedzieladnie]
— fire walk with me —
• These violent delights have violent ends •
Ostatnio zmieniony przez Constantia Sallow dnia 27.06.21 21:41, w całości zmieniany 8 razy
Constantia Sallow
Zawód : ambitna magizoolog kolekcjonująca słowa w książkach oraz naukowych artykułach.
Wiek : lat 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
We build castles with our fears and sleep in them like kings and queens.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
HOGWART '44 R. | ATTICUS BLYTHE | HOGWART [T]
List wciąż spoczywał w jej dłoniach.
Drżącymi dłońmi oplatała zimne, kruche ciałko papierowego wyroku, którego bezgłośne brzmienie powracało nieznośnym echem przez próżnię, gdzie brakowało powietrza, gdzie boleśnie kurczyło się serce, gdzie złowrogie myśli krążyły po orbicie powinności a pragnień powoli rozpalających jej delikatne, sponiewierane wielokrotnie wnętrze.
Drżącymi dłońmi oplatała zimne, kruche ciałko papierowego wyroku, którego bezgłośne brzmienie powracało nieznośnym echem przez próżnię, gdzie brakowało powietrza, gdzie boleśnie kurczyło się serce, gdzie złowrogie myśli krążyły po orbicie powinności a pragnień powoli rozpalających jej delikatne, sponiewierane wielokrotnie wnętrze.
WIOSNA '46 R. | JAYDEN VANE | LONDYN [Z]
Niepokój falował niespokojnie pod taflą spłoszonego, zielonkawego spojrzenia obserwującego uważnie każde załamanie na tafli jeziora, któremu przypatrywała się długie oraz spowite ciężkim milczeniem minuty, układając pośród myśli własne słowa, jakie zamierzała wypowiedzieć wraz z tymi, co powinny pozostać przemilczane. Niewiele czasu pozostało przed zmierzeniem się z tym, czego tak bardzo się obawiała — ze świadomością, iż popełniła błąd, że pomyliła się we własnych uczuciach, że dokonała niewłaściwych obliczeń, że jest zmuszona przyznać się do porażki. Sekundy oddzielały od chwili, w której serce zdradliwie przyspieszy taktu, burząc harmonię wygrywanej melodii; jednostajnego rytmu rozleniwionych uderzeń.
MAJ '57 R. | CORNELIUS SALLOW | LONDYN [T]
Londyn powitał ją mglistym oddechem.
Milczące ulice niosły złowrogą, niewypowiedzianą groźbę, której mlecznobiałe opary oplatały śmiercionośnymi pnączami rozkwitające o brzasku bzy mamiące zmysły słodkawą wonią, jaka dotarła jej nozdrzy ułamki sekund wcześniej, kiedy przekroczyła magiczną barierę głuchej dzielnicy. Obserwowała przez pryzmat minionego czasu ponure uśmiechy nieboskłonu osnutego pochmurnymi obłokami; odcienie szarości mieniły się smętnie, poprzetykane pojedynczymi wstęgami złotawych promieni wychylających nieśmiało przez kurtynę pierzastych olbrzymów mknących powolnie przez bezkresne płaskowyże firmamentu.
Milczące ulice niosły złowrogą, niewypowiedzianą groźbę, której mlecznobiałe opary oplatały śmiercionośnymi pnączami rozkwitające o brzasku bzy mamiące zmysły słodkawą wonią, jaka dotarła jej nozdrzy ułamki sekund wcześniej, kiedy przekroczyła magiczną barierę głuchej dzielnicy. Obserwowała przez pryzmat minionego czasu ponure uśmiechy nieboskłonu osnutego pochmurnymi obłokami; odcienie szarości mieniły się smętnie, poprzetykane pojedynczymi wstęgami złotawych promieni wychylających nieśmiało przez kurtynę pierzastych olbrzymów mknących powolnie przez bezkresne płaskowyże firmamentu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
— fire walk with me —
• These violent delights have violent ends •
Ostatnio zmieniony przez Constantia Sallow dnia 27.06.21 21:39, w całości zmieniany 4 razy
Constantia Sallow
Zawód : ambitna magizoolog kolekcjonująca słowa w książkach oraz naukowych artykułach.
Wiek : lat 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
We build castles with our fears and sleep in them like kings and queens.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
01. 10 | Hannibal Rookwood | dziurawy kocioł [T]
Dziurawy Kocioł załopotał wściekle pośród myśli.
Zdążyła zapomnieć, jakie niezwykłości skrywały londyńskie przedmieścia czy magiczne uliczki ukryte przed spojrzeniami mugoli; nie potrafiła sięgnąć pamięcią dnia bądź wieczora, kiedy przesiadywała przy jednym ze stolików bez jakiegokolwiek niepokoju, który odczuwała dzisiaj, skryta pod beznamiętnością spojrzenia oraz czernią ubrania zasnuwającego kapturem częściowo jej twarz.
Zdążyła zapomnieć, jakie niezwykłości skrywały londyńskie przedmieścia czy magiczne uliczki ukryte przed spojrzeniami mugoli; nie potrafiła sięgnąć pamięcią dnia bądź wieczora, kiedy przesiadywała przy jednym ze stolików bez jakiegokolwiek niepokoju, który odczuwała dzisiaj, skryta pod beznamiętnością spojrzenia oraz czernią ubrania zasnuwającego kapturem częściowo jej twarz.
10. 10 | Ronja Fancourt | Peak District [T]
Milczenie.
Głuche i zlęknione.
Przytłoczone jej intensywnym, przydymionym mglistymi tajemnicami spojrzeniem o barwie soczystej, jadeitowej zieleni nakrapianej bursztynowymi kleksami, o ile jaskrawe promienie słońca zdołały zakraść się pod nieugiętą taflę głębokich zwierciadeł. Pozostawała niewzruszona, nie drgnęła strachliwie przy trzasku sponiewieranych wiatrem gałęzi, nie zlękła się ogłuszającego ryku przetaczającego się krajobrazami rezerwatu, nie poruszyła nawet ustami w oznace niemego zaskoczenia, kiedy dostrzegła ostry kontur należącej do ogniomiota katalońskiego paszczy wychylonej gdzieś zza ram październikowej codzienności; magiczne stworzenia nigdy jej nie przerażały, budziły jedynie — bądź aż — niezdrową fascynację przebiegającą wzdłuż calutkiego ciała przyjemnym dreszczem, który podświadomie atakował smukłą sylwetkę.
Głuche i zlęknione.
Przytłoczone jej intensywnym, przydymionym mglistymi tajemnicami spojrzeniem o barwie soczystej, jadeitowej zieleni nakrapianej bursztynowymi kleksami, o ile jaskrawe promienie słońca zdołały zakraść się pod nieugiętą taflę głębokich zwierciadeł. Pozostawała niewzruszona, nie drgnęła strachliwie przy trzasku sponiewieranych wiatrem gałęzi, nie zlękła się ogłuszającego ryku przetaczającego się krajobrazami rezerwatu, nie poruszyła nawet ustami w oznace niemego zaskoczenia, kiedy dostrzegła ostry kontur należącej do ogniomiota katalońskiego paszczy wychylonej gdzieś zza ram październikowej codzienności; magiczne stworzenia nigdy jej nie przerażały, budziły jedynie — bądź aż — niezdrową fascynację przebiegającą wzdłuż calutkiego ciała przyjemnym dreszczem, który podświadomie atakował smukłą sylwetkę.
11. 10 | Percival Nott Blake | Peak District [T]
Odetchnęła.
Pozwoliła płucom zakosztować chłodnego, rześkiego powietrza przesiąkniętego wonią niedawnej ulewy wdzierającej się między labirynty rezerwatu, którego ścieżkami kroczyła coraz pewniej, coraz śmielej pozwalając krokom wybrzmiewać donośnie w otaczającej przestrzeni, gdzie wszystkie dźwięki sięgały wielobarwnych koron liściastych drzew porastających połacie Peak District.
Pozwoliła płucom zakosztować chłodnego, rześkiego powietrza przesiąkniętego wonią niedawnej ulewy wdzierającej się między labirynty rezerwatu, którego ścieżkami kroczyła coraz pewniej, coraz śmielej pozwalając krokom wybrzmiewać donośnie w otaczającej przestrzeni, gdzie wszystkie dźwięki sięgały wielobarwnych koron liściastych drzew porastających połacie Peak District.
02. 11 | ARES CARROW | YORKSHIRE [T]
Listopad powitał ją siarczystym policzkiem wiatru wymierzonym krótko po pojawieniu się w Yorkshire, gdzie wszystko wydawało się dziwnie milczące, jakby przyciszone, oczekujące w niewytłumaczalnym napięciu jej kolejnego kroku, które wciąż starała się stawiać ostrożnie — rozglądając się uważnie na boki, zważając na słowa bądź wybierając milczenie, byle nie zakończyć jakiegokolwiek spotkania katastrofą.
02. 12 | Jayden & Ethan Vane | szpital św. munga [T]
Nerwowość wystukiwana palcami, które opuszkami smakowały twardości drewnianego biurka tkwiącego nieruchomo w gabinecie uzdrowiciela, mogła zdradzać lekką niepewność skrywaną pod niewzruszoną taflą jadeitowych tęczówek. Źrenice pozostawały bezwiednie zatrzymane na męskiej sylwetce, chociaż myślami kobieta przebywała daleko stąd — wydarzenia ostatnich miesięcy przemieszały się ponownie, tworząc wielobarwną mozaikę czerni, bieli, szarości, wreszcie kolorowych odcieni wszystkiego, co wydarzyło się na przestrzeni minionych lat powracających do niej echem; pytania, jakie zadawane były przy każdej wizycie, pobrzmiewały cicho w eterze.
[bylobrzydkobedzieladnie]
— fire walk with me —
• These violent delights have violent ends •
Constantia Sallow
Zawód : ambitna magizoolog kolekcjonująca słowa w książkach oraz naukowych artykułach.
Wiek : lat 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
We build castles with our fears and sleep in them like kings and queens.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Constantia Sallow
Szybka odpowiedź