Żałoba
AutorWiadomość
| Dom rodzinny, po pogrzebie mamy Moore |
Tego dnia nawet niebo płakało. Nie dziwił się sam ocierając wierzchem dłoni kolejną zdradliwą łzę spływającą po jego policzku. Nie chciał już płakać. Był zmęczony. Zmęczony, smutny i zły. Mama może i chorowała już od dłuższego czasu, ale nijak pozwoliło mu to oswoić się z myślą, że któregoś dnia, prędzej niż później, w końcu odejdzie. Nie był gotowy na to pożegnanie, nie był gotowy, aby dać jej odejść. Zmarła trzymając go za rękę, wciąż czuł jej dotyk, zapach, wciąż pamiętał jej słaby uśmiech. Bał się, że któregoś dnia zapomni. Nie ją, bo było to niemożliwe, ale właśnie te małe rzeczy, może nawet jej wygląd zatrze się w jego pamięci. Pamięta też inny dotyk - dłoń ojca na swoim ramieniu, będąca uświadomieniem tego, że to już koniec, że mama już nie wróci, że już się nigdy nie zaśmieje, nigdy go nie przytuli, już nigdy więcej go nie skarci za wchodzenie do domu w brudnych butach... Jej po prostu już nie było. Pamięta, że wybiegł na zewnątrz, pamiętał jak nie mógł złapać tchu przez ucisk w klatce piersiowej, który wciąż odczuwał. Reszty nie pamięta już tak dobrze. Zupełnie tak jakby z odejściem mamy wszystko się skończyło, świat ogarnął chaos, a on był w samym jego środku chcąc ze wszystkich sił się od niego odciąć. Nie chciał z nikim rozmawiać, nikogo widzieć. Wie, że krzyczał, kłócił się, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć co dokładnie. Żałował, nie chciał i nie miał najmniejszego zamiaru jednak przepraszać. Nie wiedział jak, wstydził się, ale co najważniejsze - wciąż uważał, że miał rację. Czemu wcześniej mu nie powiedzieli o tym co się dzieje? Miałby więcej czasu, mieliby więcej czasu. Gdzie byli, gdy mama najbardziej ich potrzebowała? Gdy tata ich potrzebował, Lydia, on? Nie mieli prawa ta po prostu odejść. Zostawili ich. Po co więc wracali? Dlaczego udawali, że im zależy? Że się przejmują? Nie chciał ich tu. Jak mama żyła to ich tu nie było, to dlaczego są tu teraz?
- Dajcie mi spokój! Chcę zostać sam! - Krzyknął w kierunku drzwi słysząc któreś z kolei pukanie do drzwi. Czemu nie rozumieli? Dlaczego go po prostu nie zostawią? Odwrócił wzrok w kierunku okna. Siedząc na parapecie dokładnie widział spływające po szybie krople, śledził ich ścieżki. Nie na długo jednak, gdyż po pokoju znów rozległ się odgłos pukania do drzwi. Tym razem nic nie odpowiedział. Przyciągnął nogi bliżej twarzy, objął je dłońmi, a czoło sparł na kolanach. Był już zmęczony. Czemu nie mogło być tak jak dawniej? Czemu mama musiała odejść? Nie chciał by tak teraz miał już wyglądać każdy kolejny dzień.
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Raz jeszcze doświadczyli kruchości ludzkiego życia. Śmierć zabrała ich matkę z tego świata, pozostawiając ich pogrążonych w głębokiej żałobie. Jednocześnie powinni czuć ulgę, gdyż ich matka już nie cierpi. Gdyby tylko to było takie proste. Przez długi czas będą będą ją opłakiwać.
Nie uronił ani jednej łzy, stojąc wśród żałobników z kamienną twarzą. Nie oznaczało to, że nic nie czuł. Czuł to samo, co wszyscy, nawet pomimo przeświadczenia, że mama już nie cierpi. W żołądku jednak miał wielką bryłę lodu. Odziany w czerń zdawał się nie zwracać uwagi na te wszystkie szepty i ukradkowe spojrzenia, posyłane mu czy jego najbliższym.
Zjawił się w dniu pogrzebu, ponieważ wcześniej nie dał rady przybyć. Nie było go podczas ostatnich chwil matki na tym świecie, nie pożegnał się z nią, jednak nie było dnia, w którym nie myślałby o niej i reszcie rodziny. Mama była teraz w lepszym miejscu. Również przez cały czas dbał o to, by niczego im nie brakowało. Było to ważne. Zostanie przez jakiś czas z bliskimi.
Z nich wszystkich to właśnie Aidan zdawał się najgorzej znosić odejście matki. Jest jednak najmłodszy i był z nią najbardziej związany. To Aidan trwał przy ich matce do samego końca. W obliczu bolesnej utraty tak bliskiej osoby, podchodził z pewną dozą wyrozumiałości względem niego. Dlatego nie przeszkadzało mu to, że brat radzi sobie z tymi emocjami za pomocą krzyków. O wiele gorsze i niejako nie do przyjęcia było wszczynanie kłótni. Nie był na to czas i miejsce.
Początkowo uszanowali życzenie ich najmłodszego brata, zakładając, że w pewnym momencie Aidan sam do nich przyjdzie. To mogło zająć nawet całe tygodnie. Prawdą było to, że nie mógł zostać na stałe. Przyznany mu urlop nie będzie trwać w nieskończoność, a też nie zamierzał zrezygnować z pracy w tamtejszym rezerwacie.
Tym razem to on stał za drzwiami do pokoju brata, by w nie zapukać. Nie zaskoczyła go ta odpowiedzieć, jednak się nie zamierzał się poddawać. Dlatego nacisnął klamkę by wejść do pokoju brata, trzymając w prawej dłoni różdżkę. Mógł jej potrzebować, chociażby do otwarcia drzwi odpowiednim zaklęciem.
— Porozmawiamy? Wiem, że za bardzo nie masz na to ochoty, jednak nie powinieneś się od nas odcinać. Wszyscy przeżywamy trudne chwile — Wystawił najpierw głowę, po chwili wkroczył w pełni do tego pomieszczenia. Zamknął za sobą drzwi. Następnie zajął krzesło.
Dobór słów nie był przypadkowy. Był on również bardzo adekwatny. Wbrew wyobrażeniom Aidana, ani on ani żaden z ich braci nie odwrócił się od rodziny w tym trudnym czasie. Spoglądał na siedzącego na parapecie chłopaka z troską i wyraźnym smutkiem w oczach.
Nie uronił ani jednej łzy, stojąc wśród żałobników z kamienną twarzą. Nie oznaczało to, że nic nie czuł. Czuł to samo, co wszyscy, nawet pomimo przeświadczenia, że mama już nie cierpi. W żołądku jednak miał wielką bryłę lodu. Odziany w czerń zdawał się nie zwracać uwagi na te wszystkie szepty i ukradkowe spojrzenia, posyłane mu czy jego najbliższym.
Zjawił się w dniu pogrzebu, ponieważ wcześniej nie dał rady przybyć. Nie było go podczas ostatnich chwil matki na tym świecie, nie pożegnał się z nią, jednak nie było dnia, w którym nie myślałby o niej i reszcie rodziny. Mama była teraz w lepszym miejscu. Również przez cały czas dbał o to, by niczego im nie brakowało. Było to ważne. Zostanie przez jakiś czas z bliskimi.
Z nich wszystkich to właśnie Aidan zdawał się najgorzej znosić odejście matki. Jest jednak najmłodszy i był z nią najbardziej związany. To Aidan trwał przy ich matce do samego końca. W obliczu bolesnej utraty tak bliskiej osoby, podchodził z pewną dozą wyrozumiałości względem niego. Dlatego nie przeszkadzało mu to, że brat radzi sobie z tymi emocjami za pomocą krzyków. O wiele gorsze i niejako nie do przyjęcia było wszczynanie kłótni. Nie był na to czas i miejsce.
Początkowo uszanowali życzenie ich najmłodszego brata, zakładając, że w pewnym momencie Aidan sam do nich przyjdzie. To mogło zająć nawet całe tygodnie. Prawdą było to, że nie mógł zostać na stałe. Przyznany mu urlop nie będzie trwać w nieskończoność, a też nie zamierzał zrezygnować z pracy w tamtejszym rezerwacie.
Tym razem to on stał za drzwiami do pokoju brata, by w nie zapukać. Nie zaskoczyła go ta odpowiedzieć, jednak się nie zamierzał się poddawać. Dlatego nacisnął klamkę by wejść do pokoju brata, trzymając w prawej dłoni różdżkę. Mógł jej potrzebować, chociażby do otwarcia drzwi odpowiednim zaklęciem.
— Porozmawiamy? Wiem, że za bardzo nie masz na to ochoty, jednak nie powinieneś się od nas odcinać. Wszyscy przeżywamy trudne chwile — Wystawił najpierw głowę, po chwili wkroczył w pełni do tego pomieszczenia. Zamknął za sobą drzwi. Następnie zajął krzesło.
Dobór słów nie był przypadkowy. Był on również bardzo adekwatny. Wbrew wyobrażeniom Aidana, ani on ani żaden z ich braci nie odwrócił się od rodziny w tym trudnym czasie. Spoglądał na siedzącego na parapecie chłopaka z troską i wyraźnym smutkiem w oczach.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Z racji na znaczną różnicę wieku między nim, a rodzeństwem większość czasu spędzał sam z rodzicami. Gdy bracia i siostra spędzali miesiące na nauce w Hogwarcie on chodził po lasach, pomagał tacie, pomagał, a raczej starał się nie przeszkadzać mamie. To przede wszystkim z nimi spędził swoje dzieciństwo. Mama była w centrum tego wszystkiego, trzymając wszystko na swoim miejscu, upewniając się, że jej rodzina działa jak jeden wielki, zgrany mechanizm. Wraz ze śmiercią mamy najważniejsza część w tymże mechanizmie również zniknęła. Jak mieli sobie poradzić bez niej?
Nie rozumiał jeszcze wtedy, że każdy inaczej radzi sobie ze smutkiem. Uważał, że postawa brata świadczyła o jego obojętności, a nie o jego staraniu się bycia silnym dla nich wszystkich. Do Volansa miał największy żal. Zniknął jako pierwszy zupełnie jakby nic dla niego nie znaczyli. Nie mógł po prostu zostać? Może wtedy mama by żyła. Wiedział, że najstarszy z braci im pomagał, przesyłał im pieniądze, ale pieniądze to przecież nie wszystko! Mama zawsze tak mówiła, że one nie są najważniejsze! Byłoby lepiej gdyby był tu, z nami, a nie próbował zastąpić swoją nieobecność czymś co i tak w niczym nie pomogło.
Nie potrafił sobie poradzić ze stratą. Chciał być silny, ale nie wiedział jak, więc wyładowywał swoje emocje w najłatwiejszy możliwy sposób - przez złość. Można było to nazwać nastoletnim buntem, czy wciąż żałobą? Gdyby mógł zobaczyć siebie teraz w perspektywie kilku lat wiedziałby jak bardzo nie fair postąpił, byłby sobą samym rozczarowany, nie poznałby samego siebie. Aidan nie posiadał wtedy jednak wiedzy, dystansu, czy nawet mądrości, którą posiadł z wiekiem. Aidan z teraz był tylko dzieckiem, które nie wiedziało lepiej, które nie potrafiło lepiej.
Nie miał zamiaru ulegać sugestii brata. Chciał się odciąć i powinien to zrobić, bo chciał być S A M. Czemu nie potrafili tego zrozumieć? Czemu nie chcieli dać mu przestrzeni, której tak potrzebował? Nie chciał ich widzieć, nie chciał z nimi rozmawiać. Było już za późno. Mogli myśleć o tym wcześniej, a nie przypominać sobie o tym teraz. Nie uniósł głowy wyłącznie nasłuchując jak starszy brat wchodzi do pokoju i siada na krześle. Zacisnął ramiona jeszcze mocniej wokół siebie w nieświadomej próbie ukrycia się przed światem. Naprawdę wszyscy przeżywali trudne chwile? Jakoś tego po nim nie widział. Gdyby tak było zjawiłby się tu wcześniej, a nie dopiero teraz, gdy mama odeszła. Co on chciał udowodnić? Czemu chciał ich wszystkich okłamać? Nie zależało mu tak jak jemu. Nie mogło skoro nawet nie uronił choćby jednej łzy. Kłamca, kłamca, kłamca!
Nie rozumiał jeszcze wtedy, że każdy inaczej radzi sobie ze smutkiem. Uważał, że postawa brata świadczyła o jego obojętności, a nie o jego staraniu się bycia silnym dla nich wszystkich. Do Volansa miał największy żal. Zniknął jako pierwszy zupełnie jakby nic dla niego nie znaczyli. Nie mógł po prostu zostać? Może wtedy mama by żyła. Wiedział, że najstarszy z braci im pomagał, przesyłał im pieniądze, ale pieniądze to przecież nie wszystko! Mama zawsze tak mówiła, że one nie są najważniejsze! Byłoby lepiej gdyby był tu, z nami, a nie próbował zastąpić swoją nieobecność czymś co i tak w niczym nie pomogło.
Nie potrafił sobie poradzić ze stratą. Chciał być silny, ale nie wiedział jak, więc wyładowywał swoje emocje w najłatwiejszy możliwy sposób - przez złość. Można było to nazwać nastoletnim buntem, czy wciąż żałobą? Gdyby mógł zobaczyć siebie teraz w perspektywie kilku lat wiedziałby jak bardzo nie fair postąpił, byłby sobą samym rozczarowany, nie poznałby samego siebie. Aidan nie posiadał wtedy jednak wiedzy, dystansu, czy nawet mądrości, którą posiadł z wiekiem. Aidan z teraz był tylko dzieckiem, które nie wiedziało lepiej, które nie potrafiło lepiej.
Nie miał zamiaru ulegać sugestii brata. Chciał się odciąć i powinien to zrobić, bo chciał być S A M. Czemu nie potrafili tego zrozumieć? Czemu nie chcieli dać mu przestrzeni, której tak potrzebował? Nie chciał ich widzieć, nie chciał z nimi rozmawiać. Było już za późno. Mogli myśleć o tym wcześniej, a nie przypominać sobie o tym teraz. Nie uniósł głowy wyłącznie nasłuchując jak starszy brat wchodzi do pokoju i siada na krześle. Zacisnął ramiona jeszcze mocniej wokół siebie w nieświadomej próbie ukrycia się przed światem. Naprawdę wszyscy przeżywali trudne chwile? Jakoś tego po nim nie widział. Gdyby tak było zjawiłby się tu wcześniej, a nie dopiero teraz, gdy mama odeszła. Co on chciał udowodnić? Czemu chciał ich wszystkich okłamać? Nie zależało mu tak jak jemu. Nie mogło skoro nawet nie uronił choćby jednej łzy. Kłamca, kłamca, kłamca!
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Radził sobie z tym całym bólem i smutkiem na swój sposób, poświęcając się przede wszystkim pracy. Teraz jednak nie mógł, a raczej nie powinien od tego wszystkiego uciekać. Rodzina go potrzebowała. Właściwie potrzebowali się wzajemnie w tym trudnym dla nich czasie. Poważnym problemem było to, że ich najmłodszy brat utrudniał to wszystko swoim niedojrzałym, wręcz egoistycznym zachowaniem, przez co on miał powyżej uszu i tak nienajlepszej atmosfery.
Powtarzał sobie, zaciskając zęby i dłonie w pięści, że powinien być silny dla nich wszystkich, że Aidan w ten sposób radzi sobie z tym wszystkim i że powinien go wspierać. Jednak nawet wszystkie pokłady cierpliwości u niego mają swoje granice.
Wyjechał przed laty spełniać swoje marzenia i osiągnął większość celów, których podjął się realizacji. Nie zamierzał zrezygnować z realizacji swoich marzeń, gdyż to uczyniłoby go nieszczęśliwym. Wydawało mu się, że członkowie jego rodziny chcą tego, aby ich bliscy byli szczęśliwi. Zachowanie Aidana zdawało się temu przeczyć.
Podjęte przez niego decyzje nie wpłynęłyby na stan zdrowia ich matki ani jej śmierć. Nie zdrowieje się od samego bycia razem z bliskimi, tylko od lekarstw... o ile to jest w ogóle możliwe. Wszystkie pieniądze, które im regularnie przekazywał nie były pieniędzmi wyrzuconymi w błoto. Wszak służyły w konkretnym celu i po części pozwoliły go osiągnąć. Zadbał o tę rodzinę i to najlepiej, jak potrafił. Nie da się zadowolić wszystkich.
— Nasza matka odeszła po długiej walce z ciężką chorobą i jej strata dotknęła nas wszystkich. Masz prawo być zły i smutny. My również jesteśmy. Potrzebujemy siebie nawzajem. Jesteśmy tutaj dla ciebie — W dalszym ciągu kontynuował ten monolog. W końcu jego brat będzie musiał powiedzieć cokolwiek, o ile w ogóle go słuchał. Volans westchnął ciężko po raz kolejny. Nie umniejszało to okazywanej mu trosce i odczuwanemu z tak wielu powodów smutku. Było też coś, co nie dawało mu spokoju.
— Dałeś mi dobitnie do zrozumienia, że masz do mnie żal o to, że zdecydowałem się wyjechać stąd jako pierwszy. Krzyczałeś, że nic dla mnie nie znaczycie i że może gdybym został, nasza mama by żyła. Nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie, Aidan. Nawet będąc daleko od was, nie zapomniałem o was — Wyrzucił z siebie to, co ciążyło mu równie mocno, co utrata matki i to, że siłą rzeczy nie miał możliwości trwać przy umierającej matce. Nie oznaczało to, że jednak nie chciał tego robić. Bo chciał, tylko nie mógł.
Brzmiał na wyraźnie rozczarowanego postawą brata, którego słowa sprawiły u wiele przykrości. Bycie pogrążonym w rozpaczy, odczuwanie smutku i nieradzenie sobie z poczuciem straty nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla braku wyczucia. Tym Aidan sprawił mu wiele przykrości, czego nie zamierzał ukrywać. Siedział wyprostowany, będąc też wyraźnie spiętym i prócz cienia bólu, smutku, w oczach zagościło rozczarowanie. Ich matka i ojciec nie tak wychowali ich brata.
Pieniądze, nawet jak to nie wszystko, były im potrzebne. Więc je przesyłał, gdyż były im bardzo potrzebne. Nie odmawiali. I pisali mu listy tym, co na przykład za nie kupli. Także Aidanowi, który dopiero dorastał. Cieszyło to go.
Powtarzał sobie, zaciskając zęby i dłonie w pięści, że powinien być silny dla nich wszystkich, że Aidan w ten sposób radzi sobie z tym wszystkim i że powinien go wspierać. Jednak nawet wszystkie pokłady cierpliwości u niego mają swoje granice.
Wyjechał przed laty spełniać swoje marzenia i osiągnął większość celów, których podjął się realizacji. Nie zamierzał zrezygnować z realizacji swoich marzeń, gdyż to uczyniłoby go nieszczęśliwym. Wydawało mu się, że członkowie jego rodziny chcą tego, aby ich bliscy byli szczęśliwi. Zachowanie Aidana zdawało się temu przeczyć.
Podjęte przez niego decyzje nie wpłynęłyby na stan zdrowia ich matki ani jej śmierć. Nie zdrowieje się od samego bycia razem z bliskimi, tylko od lekarstw... o ile to jest w ogóle możliwe. Wszystkie pieniądze, które im regularnie przekazywał nie były pieniędzmi wyrzuconymi w błoto. Wszak służyły w konkretnym celu i po części pozwoliły go osiągnąć. Zadbał o tę rodzinę i to najlepiej, jak potrafił. Nie da się zadowolić wszystkich.
— Nasza matka odeszła po długiej walce z ciężką chorobą i jej strata dotknęła nas wszystkich. Masz prawo być zły i smutny. My również jesteśmy. Potrzebujemy siebie nawzajem. Jesteśmy tutaj dla ciebie — W dalszym ciągu kontynuował ten monolog. W końcu jego brat będzie musiał powiedzieć cokolwiek, o ile w ogóle go słuchał. Volans westchnął ciężko po raz kolejny. Nie umniejszało to okazywanej mu trosce i odczuwanemu z tak wielu powodów smutku. Było też coś, co nie dawało mu spokoju.
— Dałeś mi dobitnie do zrozumienia, że masz do mnie żal o to, że zdecydowałem się wyjechać stąd jako pierwszy. Krzyczałeś, że nic dla mnie nie znaczycie i że może gdybym został, nasza mama by żyła. Nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie, Aidan. Nawet będąc daleko od was, nie zapomniałem o was — Wyrzucił z siebie to, co ciążyło mu równie mocno, co utrata matki i to, że siłą rzeczy nie miał możliwości trwać przy umierającej matce. Nie oznaczało to, że jednak nie chciał tego robić. Bo chciał, tylko nie mógł.
Brzmiał na wyraźnie rozczarowanego postawą brata, którego słowa sprawiły u wiele przykrości. Bycie pogrążonym w rozpaczy, odczuwanie smutku i nieradzenie sobie z poczuciem straty nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla braku wyczucia. Tym Aidan sprawił mu wiele przykrości, czego nie zamierzał ukrywać. Siedział wyprostowany, będąc też wyraźnie spiętym i prócz cienia bólu, smutku, w oczach zagościło rozczarowanie. Ich matka i ojciec nie tak wychowali ich brata.
Pieniądze, nawet jak to nie wszystko, były im potrzebne. Więc je przesyłał, gdyż były im bardzo potrzebne. Nie odmawiali. I pisali mu listy tym, co na przykład za nie kupli. Także Aidanowi, który dopiero dorastał. Cieszyło to go.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie rozumiał wtedy, że każdy inaczej przeżywał żałobę, że każde z nich było oddzielnym indywiduem, które radziło sobie inaczej ze stratą. Uważał, że jego sposób był jedynym słusznym, jedynym właściwym w tejże sytuacji. Z wiekiem dopiero przyszło zrozumienie i żal tego jak potraktował swoich bliskim. Tatę, Billego, Cilliana, Lydię, Volansa, Sheilę... Był okropny. Odtrącił ich, choć ci chcieli mu pomóc. Z Volansem wyglądało to najgorzej z racji, że jego nie było najdłużej, ale również i tego że dzieliło ich najwięcej lat. Był już poważnym mężczyzną, gdy Aidan był zaledwie dzieckiem. Nie uważał jednak, że usprawiedliwiało to jego zachowanie. Wciąż go to gnębiło. Z Vollim nadal wiele go dzieliło, ale byli braćmi, kochał go, zależało mu, nie chciał go traktować w taki sposób, ale nie cofnie czasu, nie powie młodszemu sobie żeby zachował się inaczej. Jedyne na co mógł liczyć to wybaczenie, które otrzymał od wszystkich, ale wciąż nie był przekonany, czy na nie w pełni zasłużył. Młodszy on widział winę również i w sobie. Uważał, że zrobił niedostatecznie dużo dla mamy, że gdyby nieco bardziej się postarał ta dalej by żyła. Starał się, tak bardzo się starał. Karmił ją, przemywał spocone czoło, podawał leki, opowiadał jej historię zdradzone przez jego zwierzęcych przyjaciół, rozśmieszał ją, a śmiech to przecież zdrowie. Wszystko to zdało się jednak na nic, tak samo zresztą jak te przeklęte pieniądze Volansa. Mama wolałaby żeby był przy niej, przy nich. Potrzebowała go! Miał ochotę wstać i wyjść, nie słuchać tego co ma do powiedzenia Volans jednak skutecznie torował mu drogę ucieczki. Miał dosyć. Miał dosyć tego wszystkiego, ich wszystkich. Czemu nie mogli go po prostu zostawić samego? Proszę zostawcie mnie samego. - Dla mnie?! Od kiedy niby? Gdzie byliście wcześniej? Gdzie ty byłeś? - Zapytał przez zęby w końcu spoglądając na brata wciąż nie mogąc pozbyć się łez napływających mu do oczu. Nie widać było po jego bracie wielkiego smutku. Nie zależało mu. Nie zależało mu na niczym i nikim! Kłamał! Był tu tylko i wyłącznie dla siebie. Tylko po co? Może chciał zadośćuczynić tego że go tu nie było? Na to jest już za późno. - Gdybyś pamiętał nie zostawiłbyś nas. Gdybyś pamiętał zjawiłbyś się wcześniej, a nie teraz. Co mi z tego, że tu jesteście? Nie chcę was tu! Chcę żeby mama wróciła. - Stopniowo ściszał głos, aby ostatnim jego słowom zatowarzyszył pełen żałości szloch. Łzy znalazły swą drogę, aby po policzku ściec na ściśnięte na kolanach dłonie. Obraz Volansa zamazał się, zupełnie jak za kilka lat miał zamazać się obraz ich matki w ich świadomości. Rysy twarzy, kolor oczu, uśmiech, nawet jej barwa głosu, czy dźwięk śmiechu - wszystko to miało zaniknąć w odmętach ich pamięci, pozostawiając za sobą jedynie wspomnienia. Szczęśliwe, ale i jednocześnie gorzkie, bo przywodzić będą na myśl te chwilę, które mogli mieć, ale już na zawsze je utracili.
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zachowanie najmłodszego brata sprawiało mu przykrość. Nawet, jeśli przez Aidana przemawiały jednoznacznie złość, poczucie winy i złość, to nie umniejszało w żadnym stopniu jego krótkowzroczności. Jedyną rzeczą, której on był całkowicie pewien, było to, że ich mama chciała dla nich jak najlepiej. Miała dobre i szczęśliwe życie, kochającą się rodzinę. On wolał rozpamiętywać wszystkie dobre chwile.
— A dla kogo niby? Od zawsze staramy się ciebie wspierać. Siebie nawzajem. Mogę mówić wyłącznie za siebie. Mógłbym powiedzieć, że byłem daleko, że wyjechałem pracować i spełnić swoje marzenia, ale do ciebie nie trafiają żadne argumenty i to mija się z celem — Powiedział przebijającą przez jego opanowanie złością. Co by nie powiedział, czego by nie zrobił, Aidan zachowywał się jakby wiedział lepiej od niego, jak wygląda dorosłe życie, co on czuł w obecnej sytuacji, jak sobie radził z tym wszystkim po stracie matki.
Nie będzie na pokaz wylewać łez, by jego najmłodszy brat uznał przeżywaną przez niego żałobę za zasadną. Zdawać by się mogło, że jego pozostali bracia, siostra i ojciec to pojmowali. W tym momencie to Aidan najbardziej dzielił tę rodzinę, to przez jego niedojrzałe zachowanie kłócili się w tym trudnym dla nich wszystkich czasie. Ich matka zdecydowanie nie chciałaby tego.
— Kiedy ja... ugh, nie zostawiłem was. Gdybym mógł to bym zjawił się wcześniej. Wiesz, że to niemożliwe. Rodzina zawsze będzie przy tobie, czy tego chcesz czy nie. Ona już nie wróci. Możemy tylko ją wspominać — Po tych słowach mocno objął chłopaka w braterskim uścisku. Był przygotowany na to, że Aidan może spróbować go odepchnąć, za wszelką cenę uwolnić się z jego objęć. Istniał cień szansy, że zamiast tego się choć trochę uspokoi. Mokry od łez brata ubranie to niewielka cena. Nie zmieniało to faktu, że swoim niedojrzałym zachowaniem sprawił mu wiele przykrości, ale nadal jest jego bratem. I zawsze nim będzie, bez względu na wszystko.
— A dla kogo niby? Od zawsze staramy się ciebie wspierać. Siebie nawzajem. Mogę mówić wyłącznie za siebie. Mógłbym powiedzieć, że byłem daleko, że wyjechałem pracować i spełnić swoje marzenia, ale do ciebie nie trafiają żadne argumenty i to mija się z celem — Powiedział przebijającą przez jego opanowanie złością. Co by nie powiedział, czego by nie zrobił, Aidan zachowywał się jakby wiedział lepiej od niego, jak wygląda dorosłe życie, co on czuł w obecnej sytuacji, jak sobie radził z tym wszystkim po stracie matki.
Nie będzie na pokaz wylewać łez, by jego najmłodszy brat uznał przeżywaną przez niego żałobę za zasadną. Zdawać by się mogło, że jego pozostali bracia, siostra i ojciec to pojmowali. W tym momencie to Aidan najbardziej dzielił tę rodzinę, to przez jego niedojrzałe zachowanie kłócili się w tym trudnym dla nich wszystkich czasie. Ich matka zdecydowanie nie chciałaby tego.
— Kiedy ja... ugh, nie zostawiłem was. Gdybym mógł to bym zjawił się wcześniej. Wiesz, że to niemożliwe. Rodzina zawsze będzie przy tobie, czy tego chcesz czy nie. Ona już nie wróci. Możemy tylko ją wspominać — Po tych słowach mocno objął chłopaka w braterskim uścisku. Był przygotowany na to, że Aidan może spróbować go odepchnąć, za wszelką cenę uwolnić się z jego objęć. Istniał cień szansy, że zamiast tego się choć trochę uspokoi. Mokry od łez brata ubranie to niewielka cena. Nie zmieniało to faktu, że swoim niedojrzałym zachowaniem sprawił mu wiele przykrości, ale nadal jest jego bratem. I zawsze nim będzie, bez względu na wszystko.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Był jeszcze młodym chłopcem, wciąż dzieckiem. Zranionym, pełnym żalu, którą kreował w złość. Z pękniętym sercem. Nie wiedział, że rani najbliższych. A nawet jeśli wiedział nie obchodziło go to. Nie wtedy. Gorzki posmak poczucia winy miał nadejść później wraz ze spokojem, czystym umysłem. Nie tak go mama wychowała, nie tego go nauczyła. Miał być miły, dobry i uczynny. Zawsze i dla wszystkich. Przede wszystkim dla rodziny. To nie był on. Przemawiała przez niego zawiść, robił Volansowi wyrzuty o coś na co ten nie miał wpływu. Krzywdził go niesprawiedliwą oceną, a przecież nie tylko on cierpiał. Oni wszyscy stracili mamę. Był zaślepiony swoją własną żałobą, uznając z góry, że strata jego najbardziej zabolała. Musiał znaleźć kogoś kogo będzie mógł obwinić za tą niesprawiedliwość, kogoś w kogo wbije zęby, tak jakby miałoby mu to w jakikolwiek sposób pomóc. - To po co w ogóle ze mną rozmawiasz skoro jestem taki głupi, co?! Nie prosiłem cię, żebyś tu przychodził. Chciałem być sam. - Wszyscy byli już dorośli, uważali, że wiedzą wszystko najlepiej, ale wcale tak nie było. Nie byli najmądrzejsi, nie byli lepsi od niego. Kolejne słowa brata sprawiły, że skulił się jeszcze bardziej, a po policzku spłynęły kolejne łzy. Poczuł jak ten go obejmuje, przyciąga do siebie, zamyka w uścisku nie bacząc na raniące słowa. Kolejny szloch wstrząsnął jego ciałem. Wszystko go bolało. Głowa mu pękała. Chciał po prostu zniknąć, rozpłynąć się, uciec od tego wszystkiego jak najdalej, obudzić się, bo to wszystko dla niego było jednym wielkim koszmarem. Zacisnął dłonie na koszuli brata chcąc go w pierwszej chwili odepchnąć, ale nie znajdując w sobie na to siły. - Nie chcę jej wspominać. Chcę żeby tu była. - Wyszeptał zanosząc się kolejnym szlochem, opierając swoje czoło na jego klatce piersiowej w geście poddania. Był zmęczony. Tak bardzo tym wszystkim zmęczony. Chciał żeby tu była, aby to jej ramiona go otulały, żeby poczuć jej ciepło, ale ona już nie wróci. Ona już nie wróci. - Przepraszam, przepraszam...
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Miał pewność, że co by nie powiedział, co by nie zrobił i tak będzie źle, to on w oczach brata będzie tym najgorszym. Najlepiej jeszcze, gdyby jeszcze przyznałby się do wszystkich zarzucanych mu przewin. Każda próba porozumienia się z Aidanem przypominała próbę przebicia grubego muru przy użyciu rąk. Jeszcze trochę i sam zacznie walić głową w najbliższą ścianę, ze złości albo rozpaczy. Albo z obu tych rzeczy. Zachowanie najmłodszego z nich sprawiało, że był tego bliski. Starał się jednak temu sprostać i odpowiednio się zachowywać. Być może zamiast niego na tym krześle powinien zasiadać ich ojciec. Człowiek będący dla niego wzorem do naśladowania. On zawsze wiedział, co powiedzieć. W przeciwieństwie do niego.
— Bo jestem twoim bratem... i zależy mi na tobie — Powiedział poważnie, znacznie łagodniej, niż to cisnęło mu się na usta. Musiał się uspokoić. Bo jestem twoim bratem, kretynie i zależy mi na tobie. Nie był na to najlepszy moment. Nawet, jeśli naprawdę tak o nim nie myślał, niewykluczone, że w swoim obecnym stanie Aidan mógłby opatrznie zrozumieć jego słowa i uznać, że ma go za głupca. Nie spodziewałby się czegoś innego w danej chwili. Naprawdę trudno go winić za to, że odchodzi od zmysłów. Ich wszystkich spotkała niewyobrażalna tragedia, która powinna zbliżyć ich do siebie zamiast dzielić. Matka by tego nie chciała. Tego był pewien. Powinni trzymać się razem, zawsze się wspierać. Nie tylko w obliczu straty, która dotknęła ich rodzinę.
Uścisk, w którym zamknął blondyna, był mocny. Nie zamierzał prędko go wypuścić z objęć, chyba że usłyszy, że brakuje mu tchu albo jego żebra zatrzeszczały niebezpiecznie pod naporem uścisku starszego brata. Pozwalał mu na te wszystkie łzy, jednocześnie gładząc co jakiś czas go po plecach. Chciał dodać mu otuchy, w pewnym sensie oddać mu trochę swojej siły. Nie było jej wiele. Nie istniała jednak żadna magia, dzięki której dokonałby czegoś takiego. Nawet, jeśli bardzo tego chciał.
— Jak my wszyscy, Aidan, jak my wszyscy. Też tego chcemy — Wymruczał pod nosem, pozwalając sobie na poklepanie brata po plecach. — Już dobrze — To miało oznaczać, że przyjął przeprosiny brata. Wierzył w jego szczerość, to, że nie były to wyłącznie puste słowa. — Jesteś gotowy na powrót do reszty? — Zapytał cicho, ostrożnie. Jeśli nie był na to gotowy to posiedzi z nim tak długo jak to będzie konieczne. Naciskać na niego nie zamierzał.
— Bo jestem twoim bratem... i zależy mi na tobie — Powiedział poważnie, znacznie łagodniej, niż to cisnęło mu się na usta. Musiał się uspokoić. Bo jestem twoim bratem, kretynie i zależy mi na tobie. Nie był na to najlepszy moment. Nawet, jeśli naprawdę tak o nim nie myślał, niewykluczone, że w swoim obecnym stanie Aidan mógłby opatrznie zrozumieć jego słowa i uznać, że ma go za głupca. Nie spodziewałby się czegoś innego w danej chwili. Naprawdę trudno go winić za to, że odchodzi od zmysłów. Ich wszystkich spotkała niewyobrażalna tragedia, która powinna zbliżyć ich do siebie zamiast dzielić. Matka by tego nie chciała. Tego był pewien. Powinni trzymać się razem, zawsze się wspierać. Nie tylko w obliczu straty, która dotknęła ich rodzinę.
Uścisk, w którym zamknął blondyna, był mocny. Nie zamierzał prędko go wypuścić z objęć, chyba że usłyszy, że brakuje mu tchu albo jego żebra zatrzeszczały niebezpiecznie pod naporem uścisku starszego brata. Pozwalał mu na te wszystkie łzy, jednocześnie gładząc co jakiś czas go po plecach. Chciał dodać mu otuchy, w pewnym sensie oddać mu trochę swojej siły. Nie było jej wiele. Nie istniała jednak żadna magia, dzięki której dokonałby czegoś takiego. Nawet, jeśli bardzo tego chciał.
— Jak my wszyscy, Aidan, jak my wszyscy. Też tego chcemy — Wymruczał pod nosem, pozwalając sobie na poklepanie brata po plecach. — Już dobrze — To miało oznaczać, że przyjął przeprosiny brata. Wierzył w jego szczerość, to, że nie były to wyłącznie puste słowa. — Jesteś gotowy na powrót do reszty? — Zapytał cicho, ostrożnie. Jeśli nie był na to gotowy to posiedzi z nim tak długo jak to będzie konieczne. Naciskać na niego nie zamierzał.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kim wtedy był? Nikim więcej jak wystraszonym chłopcem, któremu właśnie rozpadł się cały świat. Stracił najważniejszą dla siebie osobę i radził sobie z tą stratą tak jak potrafił. Zaprzeczaniem, gniewem, odtrącaniem innych. Wtedy jeszcze nie rozumiał, że jego najbliżsi tylko udawali silnych. Dla siebie, dla niego. Cierpieli w końcu tam samo, ponieważ i oni pożegnali wtedy kochaną przez nich osobę. Wtedy nie rozumiał. Złość przysłoniła jego osąd, a on nie dopuszczał do siebie żadnego tłumaczenia. Czuł jednak żal. Nie chciał tak ich traktować, nie chciał nikomu sprawiać przykrości. Mama nie byłaby z niego w tym momencie zadowolona. Co by sobie o nim pomyślała? Spojrzałaby na niego smutno? Byłaby rozczarowana? Może byłaby nawet na niego zła? Wolałby żeby była zła niż smutna. Chociaż mogłaby być na niego zła już zawsze byleby wciąż tu była.
Nie odpowiedział bratu nic. Faktycznie był na niego zły. Nie wierzył też do końca jego słowom. Jak mogło mu zależeć? Gdyby tak było nie odchodziłby, prawda? Zostawili ich z tym wszystkim samych. Zostawili mamę. Tęskniła za nimi, wyglądała ich przyjazdu, cieszyła się na każdą wieść od nich. A oni? Więcej ich niebyło niż było. Mieli teraz własne życia. Już ich nie potrzebowali. Zapłakał mocniej czując otaczające go ramiona brata. Mocnym, niemal bolesnym, tak jakby z całych sił chciał dać mu do zrozumienia jak bardzo się mylił. Łkał czując jak spływające mu po policzkach łzy kończą swą wędrówkę w wymiętej już teraz koszuli brata, której uczepił się palcami. Też tego chcieli. Oczywiście, że tak. Bez mamy nie miało być już nigdy tak samo. Nie chciał tak. Bał się. Tęsknił. Złościł. Bo dlaczego coś takiego przytrafiło się akurat im? Akurat mamie. Była dobra. Nie zrobiła w życiu nigdy nic złego. Miała słodki głos, ciepły uśmiech, kojące dłonie... ktoś taki nie zasługiwał na nic złego. Co się teraz z nią stało? Trafiła do nieba, prawda? - Jeszcze chwilę. - Wyszeptał wciąż pochlipując nie będąc jeszcze gotowym zmierzyć się z rzeczywistością.
| zt
Nie odpowiedział bratu nic. Faktycznie był na niego zły. Nie wierzył też do końca jego słowom. Jak mogło mu zależeć? Gdyby tak było nie odchodziłby, prawda? Zostawili ich z tym wszystkim samych. Zostawili mamę. Tęskniła za nimi, wyglądała ich przyjazdu, cieszyła się na każdą wieść od nich. A oni? Więcej ich niebyło niż było. Mieli teraz własne życia. Już ich nie potrzebowali. Zapłakał mocniej czując otaczające go ramiona brata. Mocnym, niemal bolesnym, tak jakby z całych sił chciał dać mu do zrozumienia jak bardzo się mylił. Łkał czując jak spływające mu po policzkach łzy kończą swą wędrówkę w wymiętej już teraz koszuli brata, której uczepił się palcami. Też tego chcieli. Oczywiście, że tak. Bez mamy nie miało być już nigdy tak samo. Nie chciał tak. Bał się. Tęsknił. Złościł. Bo dlaczego coś takiego przytrafiło się akurat im? Akurat mamie. Była dobra. Nie zrobiła w życiu nigdy nic złego. Miała słodki głos, ciepły uśmiech, kojące dłonie... ktoś taki nie zasługiwał na nic złego. Co się teraz z nią stało? Trafiła do nieba, prawda? - Jeszcze chwilę. - Wyszeptał wciąż pochlipując nie będąc jeszcze gotowym zmierzyć się z rzeczywistością.
| zt
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Żałoba
Szybka odpowiedź