Leczenie - 13 grudnia 1957 r.
AutorWiadomość
Isabella i Naela leczą Reggiego, Michael Tonks czuwa obok
Początkowe obrażenia Reggiego przy wejściu do szafki:
| Żywotność: 104/254 (- 35
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
Nelo? Jesteś tam? Dziewczę, jak posąg, zamyślone, oddalone, wpatrzone w cierpiącego. Zaalarmowana wypowiedzianym imieniem Bella wyprostowała na moment plecy. - Nealo Weasley! Czy to go znasz? Tylko mów prawdę - zagroziła, iskierkami w oczach drażniąc jej piegowatą buzię. - Na pewno jesteś w stanie tu być? Pytam ostatni raz - obwieściła, ledwie na moment odciągając dłonie od rannego. Nie było czasu na długie rozmówki, nie było czasu już na nic. Powinny szybko działać. Nie oszukuj mnie, Naelo, proszę, nie oszukuj.
- Zajmij się tymi pogryzieniami. Rozpoznajesz te rany? - upewniła się, kierując mimowolnie dłoń trzymającą magiczną różdżkę w stronę charakterystycznych zaczerwienień. - Będę cały czas obok. Jeśli będziesz chciała odejść, albo gorzej się poczujesz, mów szybko, nie zwlekaj. Zrozumiałaś? Znasz zaklęcie?
Leczniczy czar zadziałał. Bella widziała mnożące się po ciele rany, obtłuczenia i krzywdy, ale wybrała inną stronę. Wybrała udręczoną duszę, by to właśnie jej w pierwszej kolejności pomóc. By ją oswobodzić. - Paxo Maxima!
Magicus Extremos +27 dla Neali i Belli, 2/3
| Żywotność Reggiego: 104/254 (- 35 70 psychiczne; -50 szarpane; -20 tłuczonych; -45 kąsane), ślepota
- Zajmij się tymi pogryzieniami. Rozpoznajesz te rany? - upewniła się, kierując mimowolnie dłoń trzymającą magiczną różdżkę w stronę charakterystycznych zaczerwienień. - Będę cały czas obok. Jeśli będziesz chciała odejść, albo gorzej się poczujesz, mów szybko, nie zwlekaj. Zrozumiałaś? Znasz zaklęcie?
Leczniczy czar zadziałał. Bella widziała mnożące się po ciele rany, obtłuczenia i krzywdy, ale wybrała inną stronę. Wybrała udręczoną duszę, by to właśnie jej w pierwszej kolejności pomóc. By ją oswobodzić. - Paxo Maxima!
Magicus Extremos +27 dla Neali i Belli, 2/3
| Żywotność Reggiego: 104/254 (- 35 70 psychiczne; -50 szarpane; -20 tłuczonych; -45 kąsane), ślepota
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'k8' : 4, 2, 1, 4
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'k8' : 4, 2, 1, 4
Spięte mięśnie rozluźniły się, pozwalając umysłowi wyłapać nieco więcej niż wnerwiająca pulsacja bólu i tego dziwacznego uczucia w głowie. Powoli docierało do niego, że coś ciąży mu w gardle i wcale nie były to skutki dwóch szklanek maślanki, które wypił kilka godzin temu, w środku kręcił się cały świat. Skroń dawała o sobie znać, przesyłając niespokojne igły wzdłuż całego kręgosłupa, aż po udo. Delikatne przejawy świadomości wyciągały go w rzeczywistość, choć ciemność tylko potęgowała przeświadczenie, że wciąż jest nieprzytomny, bo przecież... widział, normalnie widział, prawda?
Nie zasnął ani na sekundę, a jednak żadne przejawy światła nie przepędziły tej chłodnej ciemności.
- Co... - spróbował wydusić coś z siebie, czując jakiś dziwaczny smak w ustach... jakby gryzł ziemię. Świadomość patyka między zębami powróciła do niego niczym bumerang. Był w niebezpieczeństwie, nawet jeśli wszystkie mięśnie zaczynały dawać poczucie ulgi, jeszcze przed chwilą była tutaj ona. Co chcieli mu zrobić? Spróbował szarpnąć się w górę, dopiero po czasie odczuwając zimno spowodowane brakiem koszulki, ale to w porównaniu do rozrywającego bólu nogi było niczym. Czerwone ślady po ukąszeniach pająków malowały nieprzyjemny obraz na piersi i plecach, a jednak niezrażony niczym specjalnym zgiął się w pół, rękoma odnajdując lewe udo. Z jego ust wyrwał się przerażający jęk bólu. Wciąż nie widział. Nie widział, dlaczego go bolało. Nie widział, co go bolało. Szeroko otwarte oczy były puste - białość na białości, a on pochłonięty w ciemności. - Gdzie ja... - wydyszał spomiędzy zaciśniętych ust, energicznymi ruchami głowy szukał jakiegoś miejsca w otoczeniu, które zdołałby zobaczyć. Bodźce docierały ze zbyt wielu stron. Dlaczego wciąż nie widział? Mocno ściągnięte brwi miały mu pomóc dostrzec. Mrugał.
Ciemność.
| Żywotność Reggiego: 120/254 (- 19 psychiczne; -50 szarpane; -20 tłuczonych; -45 kąsane), ślepota
Nie zasnął ani na sekundę, a jednak żadne przejawy światła nie przepędziły tej chłodnej ciemności.
- Co... - spróbował wydusić coś z siebie, czując jakiś dziwaczny smak w ustach... jakby gryzł ziemię. Świadomość patyka między zębami powróciła do niego niczym bumerang. Był w niebezpieczeństwie, nawet jeśli wszystkie mięśnie zaczynały dawać poczucie ulgi, jeszcze przed chwilą była tutaj ona. Co chcieli mu zrobić? Spróbował szarpnąć się w górę, dopiero po czasie odczuwając zimno spowodowane brakiem koszulki, ale to w porównaniu do rozrywającego bólu nogi było niczym. Czerwone ślady po ukąszeniach pająków malowały nieprzyjemny obraz na piersi i plecach, a jednak niezrażony niczym specjalnym zgiął się w pół, rękoma odnajdując lewe udo. Z jego ust wyrwał się przerażający jęk bólu. Wciąż nie widział. Nie widział, dlaczego go bolało. Nie widział, co go bolało. Szeroko otwarte oczy były puste - białość na białości, a on pochłonięty w ciemności. - Gdzie ja... - wydyszał spomiędzy zaciśniętych ust, energicznymi ruchami głowy szukał jakiegoś miejsca w otoczeniu, które zdołałby zobaczyć. Bodźce docierały ze zbyt wielu stron. Dlaczego wciąż nie widział? Mocno ściągnięte brwi miały mu pomóc dostrzec. Mrugał.
Ciemność.
| Żywotność Reggiego: 120/254 (- 19 psychiczne; -50 szarpane; -20 tłuczonych; -45 kąsane), ślepota
Serce mnie bije
Duszazapije
Dusza
Żyję
Czułam jak serce dudni mi tak, że aż słyszę to w uszach, początkowo spoglądając tylko ku Urienowi, musiałam się przebić, przez pierwszy szok, strach o to, czy wszystko będzie dobrze. Zwalczyć łzy, które napływały do oczu, czułam wyraźnie, że oczy mi nimi zaszły. Zamrugałam kilka razy mocno, wyraźnie, żeby się ich pozbyć. Podskoczyłam, kiedy Isabella uniosła głos wzywając mnie po imieniu. Otworzyłam usta już mając odpowiadać, ale mówiła dalej. - T- tak. - powiedziałam więc po chwili. - To mój brat… - wypowiedziałam przenosząc tęczówki znów na niego. - ...cioteczny. - wyjaśniłam dokładniej. Kolejne spojrzenie ponownie przeniosło mój wzrok. Patrzyłam przez chwilę na Isabellę. Dam? Nie dam? Jestem? Czy nie jestem? Skąd będę wiedziała, że nie byłam, jeśli teraz wyjdę. I co jeśli zostanę, a nie będę?
Odwagi, Neala.
Przypomniałam sobie w końcu potakując krótko głową. Jestem. Muszę. Lepiej nie będzie, nie może być. Mimo, że nie dotykała mnie mocno, nadal wokół trwała wojna. Czasem łatwo było o tym zapomnieć, będąc w miarę spokojnym Devon. Przeniosłam wzrok na wskazane miejsce, sznurując usta. - Tak. Dobrze. Znam. - odpowiadałam krótko, obawiając się, że jednak głos mnie zawiedzie jeszcze. Zbliżyłam się o krok. Uniosłam różdżkę, ale inkantacja nie pomknęła z moich ust, bo Urien zgiął się wpół, a usta opuścił odgłos niosący jedynie ból. - Zaraz. - mruknęłam do siebie, wkładając różdżkę do kieszeni. - Urien. - spróbowałam, chcąc głosem zapewnić go o tym, że wszystko jest dobrze. Ruszając się nie było mowy o leczeniu. - Urien, to ja, Nela. Słyszysz prawda? - zapytałam czując jak serce mi się obija o pierś. Jak ręce mimo wszystko drżą. - Gdziekolwiek by-byłeś tam już nie jesteś. - zapewniłam go, mając nadzieję, że mój głos pomoże. Że jego dźwięk jest tak znajomy, że nawet bez wzorku będzie w stanie mnie dostrzec. - Jesteś w Leśnej Leczniczy w Dolinie Godryka. Isabella wie co robi. - zapewniałam dalej, mając nadzieję, że podda się moim słowom. Że poczuje ciepło dłoni, które ku niemu wyciągam. - Bella mówi, że nie widzisz, ale musimy najpierw zająć się resztą. Będzie dobrze, dobrze? - postawiłam kolejne pytanie. Nie wiedząc po co, próbując złapać niewidzące spojrzenie. - Zaufaj nam. - poprosiłam, choć sama sobie do końca nie ufałam. Ufałam za o Isabelli. Nie umiałam sobie nawet wyobrazić, jak czuć się musiał nie widząc nic, poza ciemnością. Potrzebny był spokojny, inaczej trudno będzie rzucić coś odpowiednio i dobrze.
Odwagi, Neala.
Przypomniałam sobie w końcu potakując krótko głową. Jestem. Muszę. Lepiej nie będzie, nie może być. Mimo, że nie dotykała mnie mocno, nadal wokół trwała wojna. Czasem łatwo było o tym zapomnieć, będąc w miarę spokojnym Devon. Przeniosłam wzrok na wskazane miejsce, sznurując usta. - Tak. Dobrze. Znam. - odpowiadałam krótko, obawiając się, że jednak głos mnie zawiedzie jeszcze. Zbliżyłam się o krok. Uniosłam różdżkę, ale inkantacja nie pomknęła z moich ust, bo Urien zgiął się wpół, a usta opuścił odgłos niosący jedynie ból. - Zaraz. - mruknęłam do siebie, wkładając różdżkę do kieszeni. - Urien. - spróbowałam, chcąc głosem zapewnić go o tym, że wszystko jest dobrze. Ruszając się nie było mowy o leczeniu. - Urien, to ja, Nela. Słyszysz prawda? - zapytałam czując jak serce mi się obija o pierś. Jak ręce mimo wszystko drżą. - Gdziekolwiek by-byłeś tam już nie jesteś. - zapewniłam go, mając nadzieję, że mój głos pomoże. Że jego dźwięk jest tak znajomy, że nawet bez wzorku będzie w stanie mnie dostrzec. - Jesteś w Leśnej Leczniczy w Dolinie Godryka. Isabella wie co robi. - zapewniałam dalej, mając nadzieję, że podda się moim słowom. Że poczuje ciepło dłoni, które ku niemu wyciągam. - Bella mówi, że nie widzisz, ale musimy najpierw zająć się resztą. Będzie dobrze, dobrze? - postawiłam kolejne pytanie. Nie wiedząc po co, próbując złapać niewidzące spojrzenie. - Zaufaj nam. - poprosiłam, choć sama sobie do końca nie ufałam. Ufałam za o Isabelli. Nie umiałam sobie nawet wyobrazić, jak czuć się musiał nie widząc nic, poza ciemnością. Potrzebny był spokojny, inaczej trudno będzie rzucić coś odpowiednio i dobrze.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Brat. Cioteczny. Serce załomotało jej mocniej, kiedy tylko pomyślała, że wciągnęła biedaczkę w ratowanie krewnego. Nie tak powinna się uczyć. Ale czy sama nie podjęła się walki o Steffena, kiedy w środku nocy razem z Hannah dotarli do Kurnika? Czy sama nie rwała się do niego i nie błagała w myśli magii, by szybciej spłynęła na niego falą przyjaznego płomienia? Decydowała. Ale Neala przecież stąd nie odejdzie. Ona go nie zostawi. Tak jak Bella nie pozostawiłaby żadnego ze swoich bliskich.
Pewność to była? Ten ton? To drżenie? Jej głos. Isabella szybko starała się nad wszystkim zapanować, zanotować. W przeciwieństwie do panny Weasley ona musiała mieć całkowitą pewność. Chodziło o jego zdrowie. Czas nie działał na korzyść, kiedy cierpiał w pułapce nie nawet samej ciemności, ale tak licznych ran. – W porządku – zdecydowała krótko, obejmując ją tym samym pewnym zaufaniem. Wierzyła w nią. Ale obiecała sobie w duchu, że jeśli tylko coś ją zaniepokoi, poprosi tego drugiego mężczyznę, aby ją wyprowadził. Bo przecież najtrudniej leczyło się tych, których się kochało.
Szarpnął się. Bella przyłożyła dłonie do jego ramion. Pojedyncze pasmo spłynęło nieco w dół. Popatrzyła mocno w stronę przestraszonej sylwetki. Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Naela przemówiła, tłumacząc wszystko dokładnie, czule i z troską. Słyszała emocje w jej głosie. To była walka nie tylko o niego, ale i z własnymi lękami. – Urienie, pozwól nam. Wyleczymy cię i postaramy się, byś mógł już wkrótce wydostać się z tej ciemności. Pozwól, posłuchaj Neali. Leż, proszę, leż spokojnie. Tylko trochę, niezbyt długo. Jesteś pośród przyjaciół – wymówiła odważnie, pewnie. Była zdeterminowana. Wiedziała, że jest w stanie mu pomóc. – Ta noga – zwróciła uwagę, przelotnie zerkając w stronę rudowłosej. Musiała mu dokuczać mocno. Świsnęła różdżką w stronę materiału spodni i rozcięła nogawkę. Zdjęła dłoń z jego ramienia i przeszła wokół stołu, by dostać się bliżej bolesnej kończyny. Odgięła delikatnie kawałki materiału. Lewe udo, paskudna rana. – Curatio Vulnera Maxima!
magicus 3/3
| Żywotność Reggiego: 120/254 (- 19 psychiczne; -50 szarpane; -20 tłuczonych; -45 kąsane), ślepota
Pewność to była? Ten ton? To drżenie? Jej głos. Isabella szybko starała się nad wszystkim zapanować, zanotować. W przeciwieństwie do panny Weasley ona musiała mieć całkowitą pewność. Chodziło o jego zdrowie. Czas nie działał na korzyść, kiedy cierpiał w pułapce nie nawet samej ciemności, ale tak licznych ran. – W porządku – zdecydowała krótko, obejmując ją tym samym pewnym zaufaniem. Wierzyła w nią. Ale obiecała sobie w duchu, że jeśli tylko coś ją zaniepokoi, poprosi tego drugiego mężczyznę, aby ją wyprowadził. Bo przecież najtrudniej leczyło się tych, których się kochało.
Szarpnął się. Bella przyłożyła dłonie do jego ramion. Pojedyncze pasmo spłynęło nieco w dół. Popatrzyła mocno w stronę przestraszonej sylwetki. Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Naela przemówiła, tłumacząc wszystko dokładnie, czule i z troską. Słyszała emocje w jej głosie. To była walka nie tylko o niego, ale i z własnymi lękami. – Urienie, pozwól nam. Wyleczymy cię i postaramy się, byś mógł już wkrótce wydostać się z tej ciemności. Pozwól, posłuchaj Neali. Leż, proszę, leż spokojnie. Tylko trochę, niezbyt długo. Jesteś pośród przyjaciół – wymówiła odważnie, pewnie. Była zdeterminowana. Wiedziała, że jest w stanie mu pomóc. – Ta noga – zwróciła uwagę, przelotnie zerkając w stronę rudowłosej. Musiała mu dokuczać mocno. Świsnęła różdżką w stronę materiału spodni i rozcięła nogawkę. Zdjęła dłoń z jego ramienia i przeszła wokół stołu, by dostać się bliżej bolesnej kończyny. Odgięła delikatnie kawałki materiału. Lewe udo, paskudna rana. – Curatio Vulnera Maxima!
magicus 3/3
| Żywotność Reggiego: 120/254 (- 19 psychiczne; -50 szarpane; -20 tłuczonych; -45 kąsane), ślepota
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 86
--------------------------------
#2 'k8' : 3, 6, 8, 6
#1 'k100' : 86
--------------------------------
#2 'k8' : 3, 6, 8, 6
Nie było mowy o spokoju, kiedy jeden ze zmysłów, jakie posiadał, zaniknął. Osobne dźwięki jednoczył się w kakofonię, która bezsprzecznie dawała mu jeszcze większego poczucia zagubienia i zwyczajnej niemocy. Wydawało się, że koniec byłby lepszy niż... to.
Jego imię wypowiedziane przez znajomy głos... młody, dziewczęcy głos... rodzinny głos... Neala. Szarpnął głową, odwracając ją w kierunku, z którego dochodziły dźwięki. Skąd się tutaj znalazła? Gdzie oboje się znaleźli? Czy był tu ktoś jeszcze? Ślepe oczy próbowały nadążyć za wszystkim, więc rzucał nimi po całym pokoju jak dzikie zwierzę. Gdzie była jego różdżka? Wypadła? Wy... momentalnie przypomniał sobie dziwaczne uczucie, kiedy weszła mu do głowy. Skroń zapulsowała jednoznacznie.
Leśna Lecznica... Dolina Godryka... kilka słów przebiło się przez ból przenikający od czaszki, aż po kręgosłup. Dobrze wiedział, że koszulka była cała morka od jego potu. Przypomniał sobie tamten przeszywający strach. Głośno wciągnięte powietrze było jedyną jego reakcją przy zastoju ciała, kiedy pytała o jego zgodę. Nie był w stanie zrozumieć, co mówiła poza tym, że jest w Dolinie Godryka w jakiejś lecznicy. Skąd on tam do cholery... i dlaczego była tam ona?! Jesteś pośród przyjaciół... wyczuł zimno powietrza na rozciętej nogawce. Zabolała go sama świadomość tego, co się stało z nogą, choć nie był zbyt biegły w sztuce anatomii, wiedział, że coś było nie tak z mięśniem. Wszystko tak drażniło, a każdy dźwięk niby zlewał się z resztą, choć był świadom tego pobliskiego poruszenia przy stole, gdzie leżał. Dopiero kiedy zabrała rękę z ramienia, odczuł brak ciepła, tylko ta mniejsza dłoń dodawała pokrzepienia. Nie był w stanie wyłapać wszystkich tych bodźców, kiedy brakowało tego jednego - cała reszta wydawała się zlewać. Kolejne zaklęcie przyniosło garstkę ulgi względem nogi. Ponownie głośno wciągnął powietrze, nie pozwalając sobie choćby na chwilę ulegnięcia do stołu. Dość już leżał. Bał się, że przy kolejnym razie nie będzie w stanie wstać...
- Neala... nie patrz. - choć oddychało mu się ciężko, kiedy musiał mówić, potrzebował to powiedzieć, bo... próbował ją chronić? Zabronić dziecku, które straciło rodziców w trakcie wojny, że... nie musi wcale tego przeżywać? Złudne nadzieje zawsze były tym, czego uparcie się trzymał każdego dnia, bo przecież powinno jej tu nie być.
| Żywotność Reggiego: 158/254 (- 19 psychiczne; -12 szarpane; -20 tłuczonych; -45 kąsane), ślepota
Jego imię wypowiedziane przez znajomy głos... młody, dziewczęcy głos... rodzinny głos... Neala. Szarpnął głową, odwracając ją w kierunku, z którego dochodziły dźwięki. Skąd się tutaj znalazła? Gdzie oboje się znaleźli? Czy był tu ktoś jeszcze? Ślepe oczy próbowały nadążyć za wszystkim, więc rzucał nimi po całym pokoju jak dzikie zwierzę. Gdzie była jego różdżka? Wypadła? Wy... momentalnie przypomniał sobie dziwaczne uczucie, kiedy weszła mu do głowy. Skroń zapulsowała jednoznacznie.
Leśna Lecznica... Dolina Godryka... kilka słów przebiło się przez ból przenikający od czaszki, aż po kręgosłup. Dobrze wiedział, że koszulka była cała morka od jego potu. Przypomniał sobie tamten przeszywający strach. Głośno wciągnięte powietrze było jedyną jego reakcją przy zastoju ciała, kiedy pytała o jego zgodę. Nie był w stanie zrozumieć, co mówiła poza tym, że jest w Dolinie Godryka w jakiejś lecznicy. Skąd on tam do cholery... i dlaczego była tam ona?! Jesteś pośród przyjaciół... wyczuł zimno powietrza na rozciętej nogawce. Zabolała go sama świadomość tego, co się stało z nogą, choć nie był zbyt biegły w sztuce anatomii, wiedział, że coś było nie tak z mięśniem. Wszystko tak drażniło, a każdy dźwięk niby zlewał się z resztą, choć był świadom tego pobliskiego poruszenia przy stole, gdzie leżał. Dopiero kiedy zabrała rękę z ramienia, odczuł brak ciepła, tylko ta mniejsza dłoń dodawała pokrzepienia. Nie był w stanie wyłapać wszystkich tych bodźców, kiedy brakowało tego jednego - cała reszta wydawała się zlewać. Kolejne zaklęcie przyniosło garstkę ulgi względem nogi. Ponownie głośno wciągnął powietrze, nie pozwalając sobie choćby na chwilę ulegnięcia do stołu. Dość już leżał. Bał się, że przy kolejnym razie nie będzie w stanie wstać...
- Neala... nie patrz. - choć oddychało mu się ciężko, kiedy musiał mówić, potrzebował to powiedzieć, bo... próbował ją chronić? Zabronić dziecku, które straciło rodziców w trakcie wojny, że... nie musi wcale tego przeżywać? Złudne nadzieje zawsze były tym, czego uparcie się trzymał każdego dnia, bo przecież powinno jej tu nie być.
| Żywotność Reggiego: 158/254 (- 19 psychiczne; -12 szarpane; -20 tłuczonych; -45 kąsane), ślepota
Serce mnie bije
Duszazapije
Dusza
Żyję
Czułam jak serce obija mi się w klatce. Jak przerażenie osiada na ramionach, przypominając tak bardzo różną od tej sytuację. Głos odmawiał posłuszeństwa. Ale nie mogłam się poddać samej sobie, prawda? Nie, wiedziałam, że nie. Musiałam, jakoś przejść przez ten strach. Skinęłam głową, żeby zaraz zacząć mówić. Tak właściwie, dokładnie, sama nie byłam pewna co. Ale postanowiłam zawierzyć, że chociaż moje usta mnie nie zawiodą, mimo że głos mi się trochę trząsł, że serce trzepotało się, chcąc choć odrobinę ulżyć Urienowi. Moje myśli przechodziło jedno niezmiennie pytanie. Co się stało? Jak? Wiedziałam, że Londyn to nie był dobry pomysł, ale wierzyłam, chciałam wierzyć. Chociaż widząc go takim nie było to łatwe. Wzięłam wdech w płuca. Wdzięczna, że Isabella podjęła się też wypowiedzenia kilku słów. Spokojniejszy, był spokojniejszy. Odrobinę. Wyciągnęłam z kieszeni różdżkę, unosząc ją ku górze, żeby przytknąć do jednej z ran na plecach. Otworzyłam usta, jednak nim jakakolwiek inkantacja poleciała z moich ust usłyszałam głos Uriena. Wzięłam wdech w płuca, spoglądając na jego profil, mimo, że nie mógł dostrzec mojego zerknięcia. Isabella w tym czasie zajęła się raną w nodze.
- Mieszkałam kilka lat z Brendanem, Urien. - próbowałam zdobyć się na coś w rodzaju żartu, nadać głosowi lekkości, ale widocznie mu go brakowało. Prawda była taka, że w naprawdę opłakanym stanie Brena widziałam tylko raz, ale to wygodnie teraz zamierzałam przemilczeć. Mimo wszystko naprawdę próbowałam. Bo nie mógł widzieć mojej strapionej miny - nie teraz. Ale mógł usłyszeć mój głos. Trudno, trudno, nie zamierzałam nigdzie odchodzić. Nie zamierzałam nie patrzeć, skoro już widziałam. Zamierzałam przystąpić do działania, mimo guli w gardle, mimo drżącego głosu i do kompletu drżących rąk. Dam radę. Byłam Weasleyem przecież, wojownikiem, od pokoleń. Nawet, jeśli walka odnosiła się do walki z samym sobą.
- Curatio Vulnera Maxima. - wypowiedziałam, przytykając różdżkę do pierwszej z ran na plecha, wlewając w głos całą pewność, na którą potrafiłam się zdobyć. Wiedziałam jak, nie byłam tylko pewna czy mi się powiedzie.
magicus 3/3
- Mieszkałam kilka lat z Brendanem, Urien. - próbowałam zdobyć się na coś w rodzaju żartu, nadać głosowi lekkości, ale widocznie mu go brakowało. Prawda była taka, że w naprawdę opłakanym stanie Brena widziałam tylko raz, ale to wygodnie teraz zamierzałam przemilczeć. Mimo wszystko naprawdę próbowałam. Bo nie mógł widzieć mojej strapionej miny - nie teraz. Ale mógł usłyszeć mój głos. Trudno, trudno, nie zamierzałam nigdzie odchodzić. Nie zamierzałam nie patrzeć, skoro już widziałam. Zamierzałam przystąpić do działania, mimo guli w gardle, mimo drżącego głosu i do kompletu drżących rąk. Dam radę. Byłam Weasleyem przecież, wojownikiem, od pokoleń. Nawet, jeśli walka odnosiła się do walki z samym sobą.
- Curatio Vulnera Maxima. - wypowiedziałam, przytykając różdżkę do pierwszej z ran na plecha, wlewając w głos całą pewność, na którą potrafiłam się zdobyć. Wiedziałam jak, nie byłam tylko pewna czy mi się powiedzie.
magicus 3/3
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Neala Weasley... Mike zacisnął mocno szczękę, czekając na rezultaty leczenia w napięciu i z wyraźną skruchą. Krewniaczka nie powinna widzieć Reggiego w tym stanie, ale zdawała się zachowywać zimną krew.
-Magicus Extremos. - szepnął, chcąc znów wzmocnić dzielne dziewczyny.
-Magicus Extremos. - szepnął, chcąc znów wzmocnić dzielne dziewczyny.
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 5, 1, 7, 1, 3, 2, 7, 7
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 5, 1, 7, 1, 3, 2, 7, 7
dorzucam k8 bo zapomniałam
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k8' : 2
'k8' : 2
Leczenie - 13 grudnia 1957 r.
Szybka odpowiedź