Wydarzenia


Ekipa forum
Mniejszy pokój
AutorWiadomość
Mniejszy pokój [odnośnik]18.06.21 0:20
First topic message reminder :

Mniejszy pokój

Na niewielkim mieszkaniu na poddaszu jest to jedno z nielicznych pomieszczeń, które robi za sypialnię dla Jamesa oraz Eve, choć każdy z Doe czasem zagląda do środa. Pełne półek, porozrzucanych skarpetek młodszego z braci, czy czasem i mniejszych pudeł, znajduje się tutaj również biurko i krzesło, jak i klatki dla dzielnych ptaków wysyłających listy od cygańskiej rodziny.


Mniejszy pokój - Page 2 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Mniejszy pokój - Page 2 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380

Re: Mniejszy pokój [odnośnik]03.08.21 23:55
Kiedy przed nią klęczał, obejmując jej delikatne, szczupłe nogi i kiedy szukał jej spojrzenia w burzy wilgotnych włosów, a także kiedy w krótkiej, przerywanej ciszy próbował słuchać jej bicia serca, zastanawiał się, czy to już wszystko, co stracili tamtego sierpniowego dnia; czy o wszystkim wiedzą, czy są świadomi — czy to kolorowe wozy, rzeczy osobiste, pieniądze, w końcu ludzie. Czy prócz tego stracili jeszcze coś, na co nie są przygotowani, co dopiero nadejdzie z czasem, wyrośnie przed nimi jak mur tak wysoki, że nie będą mogli go ani przeskoczyć ani na niego się wspiąć. Czy to właśnie rosło teraz, czy już istniało, chociaż szukając we wzajemnym towarzystwie otuchy i pokrzepienia z tego spotkania łudzili się — na próżno? — że nic się nie zmieniło przez ten czas. Dwa lata. Dwa lata to dużo czasu. Co jeszcze przyjdzie im stracić? Za dzień, dwa, miesiąc? Jak długo jeszcze?
Milczała, a to nie było dobrym zwiastunem. Wolał, by krzyczała, wściekała się, płakała, lamentowała. By zrobiła cokolwiek. By żyła, tu i teraz. By była chwilą. By obarczyła go winą za wszystko, by wykrzyczała w złości, jak bardzo go nienawidzi. By zrobiła cokolwiek. Mogła zrobić cokolwiek, przyjąłby dziś ją taką, jaka była — cieszył się, że żyła, choć na próżno było szukać w zmęczonych, zaczerwienionych oczach, bladej, zmarnowanej twarzy przejawu radości. Czuł ulgę, że była cała, wróciła. I do tej pory przysięgał, zaręczał, że cokolwiek się zmieniło, jakkolwiek będzie — wszystko jedno, byle tylko mógł mieć pewność, że z nią wszystko w porządku, jakoś się trzyma, żyje. Cała i zdrowa. Ale teraz, kiedy ją zobaczył, a jego serce zabiło mocniej wycofywał się z obietnic złożonych losowi. Wcale się nie godził na to. Chciał, a może żądał od niego by wszystko wróciło do normy. Cisza, obojętność — serce z kamienia, lodu. Spojrzenie pełne akceptacji, a jednak nieobecne, zimne. Uciekające w bok i pełne łez; łamały go w pół. Zacisnął palce na materiale jej sukienki mocniej, jakby czuł, że lada moment zniknie, ucieknie, umknie i jakby sądził, że jest w stanie ją zatrzymać, zamknąć w klatce, byle tylko z nim została. Ale wiedział przecież, że piękne ptaki nie żyły długo w złotych klatkach, a nawet takiej nie mógł jej dać.
Jedno słowo sprawiło, że wstrzymał oddech na moment. Czekał na jakiś wyrok, werdykt, chociaż nie był do końca pewien jak dokładnie brzmiał akt oskarżenia. Patrzył na nią cały czas, więc gdy ich spojrzenie znów się skrzyżowało westchnął ciężko. Dramat ostatnich nocy znów zaczynał mu ciążyć. I był jeszcze większy niż wcześniej, jeszcze bardziej uporczywy. I w końcu sam to przerwał, zrywając więź ciemnych spojrzeń. Próbował znów zebrać myśli.
— Za tobą są drzwi, za nimi mały pokój. I duże łóżko. Sheila zajmie się pościelą, pewnie jest wilgotna — zmarszczył brwi; źle sypiał, miewał koszmary. Siostra ściskała go za rękę, ale to nie pomagało. Dziś prześpi się tutaj, na kanapie, pod kocem. Jeśli da jeszcze radę zmrużyć oczy do rana. — Czuj się.... Czuj się jak u siebie — dodał po chwili, unosząc na nią wzrok. Powoli podniósł się z podłogi. Eve miała rację, musiał iść po siostrę. Nie wiedział dokąd poszła, ale musiała wyjść bez kurtki, a przecież noce były już zimne — gdy tylko otworzył drzwi zdał sobie z tego sprawę, kiedy ciałem wstrząsnął dreszcz jak w gorączce. Ruszył schodami w dół, by znaleźć Sheilę i sprowadzić ją do domu.

| zt2 tears



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Mniejszy pokój [odnośnik]06.08.21 22:02
23.12.1957

Minęło 47 dni, które okazały się niewystarczające, aby wszystko wróciło do normy. Upłynęło około 1130 godzin, gdy próbowała przyzwyczaić się do życia u boku męża, zaakceptować Jego... i Ich rodzinę. Uciekło jej przez palce prawie 68 000 minut, kiedy znikała z mieszkania bez słowa, aby powrócić wieczorem i nadal nie odnaleźć się w sytuacji, w której tkwiła. Próbowała, naprawdę próbowała. Z biegiem czasu nie rozumiała, co tak naprawdę ją blokuje, co odrywa od chłopaka, którego kochała dwa lata temu, a wobec którego nadal żywiła takie same uczucia. To nie zniknęło, nikt nie stał się w jej życiu ważniejszy, nikt nie zajął jego miejsca. Dlatego, nie rozumiała.
Poranek przyniósł coś, na co nie była gotowa. Zaspana odruchowo sięgnęła dłonią w bok, chcąc odnaleźć znajome ciało obok w które znów wtuli się na kilka minut, zanim podniesie z łóżka, pozostawiając go samemu na resztę dnia. Trafiła jednak na pustkę, co skłoniło do leniwego uniesienie powiek, przyzwyczajenia oczu do jasności otoczenia. Zamiast znajomej sylwetki zobaczyła list i wianek. Dwie rzeczy, jakich nie spodziewała się znaleźć w pościeli. Palce musnęły kartkę, zanim ujęły powoli, aby przeczytać jej treść. Sama to zaczęła, sama znów rozpoczęła układanie słów na papierze, zamiast rozmowy o kwestiach trudnych. Mimo to czuła lekki ucisk w dołku, kiedy usiadła i spojrzeniem przebiegała po tekście, literach spisanych znanym jej dobrze charakterem. Samotna łza skapnęła na papier, wsiąkając szybko, a Ona przetarła oczy, aby pozbyć się kolejnych zbędnych dowodów smutku i słabości. Znała go, wiedziała, że więcej przemilczy niż powie. Wcześniej potrafiła dostrzec, gdy coś go męczyło oraz próbowała temu zaradzić. Teraz najwyraźniej okazała się ślepa, naprawdę nie umiała tego zobaczyć? Aż tak ogłupiła ją złość na niego? Westchnęła cicho.
Nerwowo zacisnęła palce na krawędzi papieru, chociaż uśmiech wywołały słowa, które pamiętała ze ślubu. Nic nas nie rozłączy. Przekonali się, że jednak istniało coś, co może to uczynić, lecz nie na zawsze. Znów byli razem, znów obok siebie. Nie chciała tego zmarnować, sprawić, by jej zwątpienie przeszło w końcu na Niego. Przecież była go równie pewna, wtedy i teraz, nic nie zmieniło się w tej kwestii. Nie brali ślubu z przymusu, a własnej prośby i chęci. Oboje stanęli przed starszymi w taborze, szukając ich aprobaty i zyskując ją szybko. Odkładając list, sięgnęła po wianek, dotykając drobnych kwiatków zaskakujących o tej porze roku.
Poczujesz się w te święta jak dawniej. Jak w domu. Czuła się tak, właśnie w ten sposób. Drobne gesty przełamywały opór, nielogiczną barierę utkaną z nagromadzonych emocji, bezsensownego młodzieńczego buntu i gniewu, który piętrzył się w niej od kilkunastu dni.
Przez 47 dni, była obok.
Przez 1130 godzin, uśmiechała się fałszywie i łapała spojrzenie.
Przez 68 000 minut, dawała ochłap siebie, kuląc się przed codziennością.
Nie mogła tego ciągnąć, nie mogła mu tego zrobić, chociaż najpewniej zasłużył na to.
Wychodząc z pokoju, poprawiła sukienkę, która podkreślała, jak zawsze wąską talię i z lekkim rozczarowaniem, zauważyła brak męża. Chociaż tak właśnie było, odkąd wróciła. Znikali, ona lub on, czasami oboje pozostawiając za sobą ściany mieszkania na zbyt długie godziny. Dziś chciała to zmienić, spróbować być dla Niego i dla Nich, bardziej niż dotąd. Właśnie dlatego pomogła Sheili w kuchni; dzień przed świętami, był wymagający. Pierwsze od dwóch lat, które mogli spędzić razem, zajmowały jeszcze więcej czasu, stąd rozumiała potrzebę szwagierki, aby było idealnie. Dała jej rządzić, samej pozostając pomocą, wykonującą kolejne polecenia. Nie miała serca odbierać tego dziewczynie. Śmiech i rozmowę przerwał w końcu dźwięk zamykanych drzwi, lekkie trzaśniecie zwróciło uwagę. Wytarła dłonie w szmatkę wiszącą przy kuchence i pozostawiła szwagierkę samą w jej świecie, aby swój świat skupić wokół Niego. Ciemne tęczówki zatrzymały się na męskiej sylwetce, nie uciekały w bok ani na moment, kiedy podeszła bliżej. Czujne spojrzenie prześlizgnęło się po Nim z większą troską niż przez ostatni miesiąc, z większą uwagą niż od kilku dni. Stając tuż przed, poczuła znajome szarpnięcie gdzieś wewnątrz, dziwny dyskomfort, który zignorowała. Nie mogła się temu poddać, nielogicznej chęci wycofania, jakby jego winy już zawsze miały pozostać między nimi. Podjął wtenczas decyzje, może niezbyt mądrą, może ściągającą tragedię na wszystkich, ale nie mogła tym żyć już zawsze. Kolejny błąd popełnił początkiem miesiąca, lecz to znów nie było coś za co powinna karać go dalej obojętnym spojrzeniem i odtrąceniem, kiedy chciał przełamywać te bariery. Zwłaszcza gdy zdawał się być świadom swych błędów i próbował jej to wynagradzać, co odrzucała raz po raz. Dlatego teraz złapała go lekko za dłoń, pociągnęła do pokoju, aby znikli z oczu i pozostali dla siebie. Dopiero tam z lekkim, niepewnym uśmiechem, objęła go za szyję, wyciągając smukłe ciało ku górze.
- Dziękuję za wianek. Jest piękny.- szepnęła na moment przed tym, gdy pocałowała go, jakby słowne podziękowania to za mało. Nie robiła tego dawno, bo chociaż usta czasami musnęły policzek męża, było tego niewiele i zbyt nieświadomie, aby miało nieść ze sobą emocje. Było beznamiętnym odruchem wyrobionym kiedyś, a obecnie powtarzanym bezmyślnie. Teraz zamierzała inaczej, chciała spróbować. Zsunęła jedną z dłoni, by chwile później wsunąć ją pod materiał jego koszulki i oprzeć palce tam, gdzie pod skórą i żebrami biło serce. Pytanie, czy biło dla niej? Czy nadal pomimo swoich wad i błędów, pomimo odtrącenia, mogła liczyć, że swój spokojny rytm wybijało właśnie dla niej? Słowa, które spisał na kartce wskazywały na to i chciała w to wierzyć.-... tak i nas nic już nie rozłączy.- mruknęła cicho, ostatnio słowa z formuły powtarzanej przy każdym ślubie, a które sam przypomniał. Zaśmiała się cicho, czując pod opuszkami palców, jak równy rytm serca, lekko się gubi. Rozchyliła nieco usta, chcąc powiedzieć coś jeszcze, lecz zrezygnowała. Zamiast tego przysunęła się bliżej, ukrywając twarz w jego szyi, muskając ciepłymi wargami chłodną skórę w delikatnej pieszczocie.- Nie chcę już myśleć o tym, co było. Chcę budować z Tobą przyszłość. Naszą wspólną.- szepnęła tuż przy jego uchu. Nie wątpiła w to. Chciała spróbować, nawet jeśli miało być ciężko i ta pewność nie zniknęła od rana, a umacniała się z każdą godziną, minutą, sekundą. Była jego żoną, musiała być przy nim, musiała być dla niego.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Mniejszy pokój - Page 2 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Mniejszy pokój [odnośnik]09.08.21 9:37
Nie zdążyli niczego stworzyć, bo czas, który miał być im dany nagle zniknął. Młodzi, upojeni zauroczeniem, pragnący zachwytu, ekstazy, uniesień, czegoś więcej niż ciągnącej się normalności nagle wpadli w wir zdarzeń, który zmienił ich bezpowrotnie. Zmuszeni pozostawić za sobą marzenia o spajaniu słodkich chwil, powolnym wkroczeniu w dorosłość ze sobą u boku — największym wsparciem jakie mieli, w zaufaniu budowanym przez lata, próbowali odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie była ani łatwa, ani przyjemna, a powrót w miejsce, w którym przerwali całą swoją wspólną wędrówkę był niemożliwy. Nie tak miało być. Nie tego chcieli i nie to było im obiecane. Mieli siedemnaście lat i cały świat u swoich stóp. Drzwi stały przed nimi otworem. To było nowe — mieć ją blisko siebie, mieć ją intymnie, myślami, ale też i ciałem, po tylu latach spędzonych obok, w przyjaźni, i w kiełkujących emocjach podczas procesu dorastania, mieszaninie pragnień, potrzeb i chęci zabawy. Dotykanie dłoni w sposób inny niż przed laty, z czułością młodego mężczyzny i ekscytacją dojrzewającego chłopca, uczącego się traktowania jej tak, jak sobie tego życzyła.
A potem to wszystko odeszło na wiele długich i ciemnych nocy i dni.
Nie łudził się nawet, że wianek podrzucony mu nocą przez brata, a spleciony przez jakiegoś gadzia cokolwiek zmieni, ale złapał się na tym, że zapomniał. O świętach, które były szansą na to, żeby poczuć się jak rodzina; o tym, że drobne gesty mogły przywołać na jej twarz uśmiech, kiedy tak wiele było zniszczone. Chciał się porwać z motyką na słońce. Sądził, że wynagrodzić jej może wszystko tylko przenosząc góry, dając jej cały świat, wszystkie klejnoty ze skrytek banku Gringotta. Zadośćuczynienie na większą skalę niż jej strata — nie przyszło mu do głowy, że te wszystkie drobnostki mogą się dodać, połączyć, z czasem przykryć cały smutek, a walka o lepsze jutro może odbywać się małymi krokami. Był zbyt niecierpliwy, prędki. Chciał efektów już teraz, a listopad nie był mu przychylny. Długo dręczyły go koszmary, męczyły paskudne myśli, wspomnienia. Czasem bywał nieobecny, zamyślony — tracił się nawet pośród ludzi. Znikał czasem na cale dnie, czasem i noce tylko po to, by włóczyć się bez celu wzdłuż Tamizy, bojąc się zasnąć. Bojąc się patrzeć na nią śpiącą obok, tak odległą i niedostępną; pozornie zadowoloną, a jednocześnie strofującą go na każdym kroku.
Wyszedł o świcie, by odebrać żurawinę od kobiety, która obiecała mu worek owoców w zamian za pomoc. Miała mu zapłacić. Początkowo tak właśnie mówiła, ale nie miała czym. W drodze powrotnej wstąpił też do sklepu. Chciał czegoś wyjątkowego, dlatego wrócił do domu z żurawiną i różaną herbatą. Specjalnie na święta.
— Mam coś. Mam nadzieję, że masz na to pomysł — odezwał się, zdejmując kurtkę; słowa kierował do siostry, żurawinę i paczkę herbaty odkładając na bok. Zrobi z tego dziś sok pewnie. Sok, który poprawi nastrój, kiedy przyjdą zimne, wilgotne noce. W inicjatywie Eve było coś, co go zatrzymało. W pół ruchu, w pół kroku. Jej wzrok skupiał się na nim, jakby coś przeskrobał, ale może było to tylko ponure widmo ostatnich tygodni. Jej dłoń — ciepła i gładka odnalazła jego i bez słowa pociągnęła go za sobą. I bez słowa podążył za nią, spojrzawszy niepewnie na siostrę. Nagły przypływ czułości nie tylko go zaskoczył, ale dosłownie wbił w ziemię, luźna sylwetka się zachwiała, ale nie oparła o zamknięte drzwi. Jej usta były słodkie jak miód, pachniała bergamotką i migdałami, a przynajmniej zapach przeszłości uderzył w niego z gwałtownością tajfunu w ułamku sekundy. Przywarł do tych warg i podążył za nimi jeszcze, gdy się odsuwała, otwierając oczy i szukając jej spojrzenia z cichym wyrzutem, że przerwała.
— To tylko wianek — usprawiedliwił się; wiedział, że za mało. Za mało dawał od siebie, zbyt tanio chciał ją kupić. Nie miał nic na swoją obronę. — Ale cieszę się, że ci się podoba. Mówiłem poważnie — dodał zaraz, marszcząc brwi na chwilę. Listy pisało się łatwo, łatwiej mówiło o uczuciach, ale następne spotkanie było niezręczne; nigdy nie wiedział, czy powinien podejmować ten temat, czy udać, że wszystko wyjaśnione. — Chciałbym, byś czuła się dobrze. I była szczęśliwa. Któregoś dnia.— Patrzył w jej ciemne oczy, czując jak z każdą kolejną sekundą pogrąża się w czeluści jej spojrzenia. Jakby pochylał się powoli do przodu i bez kontroli, bezwładnie wpadał w przepaść, której pożądał. Jej dłoń pod koszulką wywołała na jego ciele gęsią skórkę, choć bardzo próbował to opanować, nie potrafił. Ciało zareagowało instynktownie na jej dotyk, wywołując szybsze bicie serca. Odpowiedzią na jej niespodziewaną bliskość był także płytszy, szybszy oddech, włosy stroszące się na karku. Nie spodziewał się. Dotąd nie pozwalała mu się zbliżyć, a teraz drobnym gestem sprawiała, że skóra na jego ciele stawała się wrażliwsza. Kąciki ust drgnęły, gdy powtórzyła formułę, a potem cicho zachichotała, wiedząc jak na niego działa. A działała jak magnes na opiłki żelaza. Oczy jak w hipnozie patrzyły prosto w jej bez nawet jednego mrugnięcia. Nie wiedział, jak to robi, ale w głębi siebie prosił, błagał, by nie przestawała. Była blisko. Westchnął cicho, obejmując ją w talii, gdy przylgnęła i przywarła ustami do szyi. — Nie wracajmy do tego — zaproponował cicho, szeptem, odrywając dłoń od jej wąskiej talii, by ująć jej łabędzią szyję i przesunąć po niej wyżej, we włosy. Wplótł w nie palce; w gęste, ciemne loki kaskadą opadające na plecy. Pochylił się, by ukryć w nich na moment twarz, zaciągnąć się zapachem, a potem odnaleźć ustami skórę, tą wrażliwą, tuż za uchem, elektryzując chłodnym oddechem. Musnął ją lekko, raz, drugi, ledwie dotykając wargami w czułych, drobnych pocałunkach.— Po prostu bądź. Bądź przy mnie. Obecna.— Nawet nie próbował protestować, walczyć z reakcjami organizmu. Pozwolił, by gubiący się rytm serca zdradzał jego tęsknotę i rosnące z każdą chwilą pożądanie. Odchylił jej głowę do tyłu, by na moment spojrzeć w oczy, złapać jej spojrzenie w niemym porozumieniu, powstrzymać uśmiech na rozchylonych wargach, nim do niej dotrze i wpić się w usta, Skosztować jej pocałunku, oddać go jej z namiętnością stęsknionego kochanka. Gwałtownie, intensywnie, z głośnym westchnieniem wydostającym w międzyczasie z gardła. Zbliżył się cały, ciałem twardszym i silniej opartym na podłodze przyciskając do siebie i zmuszając, by postąpiła krok w tył. A może i dwa, ani na moment nie pozwalając jej oderwać się od niego, gdy łapczywie próbował zaspokoić własne pragnienie. Prawą dłonią błądząc wciąż w jej włosach i po karku, trzymał ją przy sobie, druga mimowolnie zsunęła się na biodra, pośladki, przyciągając ją do siebie.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Mniejszy pokój [odnośnik]09.08.21 22:46
Żałowała tych dwóch lat, które im uciekły, gdy zmuszeni byli żyć z daleka od siebie. Nie tak to miało być, nie to obiecywano. Pamiętała nadal słowa swej matki, zapewnienie, że pierwszy rok małżeństwa jest tym najlepszym, najgorętszym, najbardziej ekscytującym dla dwójki młodych ludzi. Mieli być wtedy dla siebie, przyzwyczaić się do życia, nacieszyć sobą. Zasmakowała ledwie miesiąca, spoglądając na swego męża, przyjaciela od najmłodszych lat. Wtenczas sądziła, że nie mogła trafić lepiej, ufając mu bezgranicznie, nie bała się tego, co miała przynieść przyszłość. Nie sądziła jedynie, że przyjdzie jej zmierzyć się z czymś pokroju nadciągającej katastrofy.
Widziała, jak jego spojrzenie ucieka w bok, zatrzymuje się na siostrze. Szukał u niej ratunku czy podpowiedzi, co miało się zaraz stać? Miała ochotę zapytać, lecz odpuściła, nie chciała tracić na to czasu. Cichy pomruk wyrwał się z jej ust, kiedy poczuła zdecydowaną reakcję na pocałunek, coś, czego naprawdę potrzebowała. Uśmiechnęła się lekko, dostrzegając w ciemnych tęczówkach wyraźny zawód, że przerwała. Sama również wolałaby nie, zwłaszcza gdy najwyraźniej nie potrzebowali słów, a więcej gestów.
- Tylko? – uniosła delikatnie brew, zdziwiona jego słowami.- To wcale nie jest tylko wianek.- odparła, ciekawa czy domyśli się, jaką wartość naprawdę miał ten drobny gest. Nie istotne było, co jej dał, lecz sam fakt, że było to coś od niego. To miało zdecydowanie większe znaczenie, skumulowało się z poprzednimi gestami, które pozornie ignorowała, lecz dziś zdawało się ich na tyle dużo, że pożałowała swej obojętności. Potrzebowała go, nawet jeśli bała się tego, obawiała znów rozbudzić w sobie emocje, które przywiążą ją do Jamesa i sprawią ten sam okrutny ból, kiedy zabraknie go obok. Czuła się w tym zbyt słaba, bojąc się, że drugi raz nie poskłada własnej psychiki z rozsypanych resztek, które pozostaną. Nie chciała przeżywać tego na nowo, mimo że tęskniła za nim, szukała go przez cały ten czas, nie potrafiła pozbyć się myśli, że przewrotny los znów im coś zgotuje.
- Teraz tak się czuję, nawet lepiej.- uśmiech znów pojawił się na pełnych ustach.- Będę, kiedyś będę.- dodała w obietnicy, nie próbując okłamywać go w tej kwestii. Szczęście było ulotne, łatwo naruszalne i niebezpieczne, gdy zasłaniało groźny świat. Nie wątpiła jednak, że kiedyś uda jej się znów tak czuć, otwierać oczy z uśmiechem i zamykać, bez obawy co przyniesie kolejny dzień. Wiedziała, że mogłaby pozwolić sobie na to przy Jego boku, lecz nie chciała w ten sposób, zostawiać na jego barkach dbania o bezpieczeństwo swoje i jej. Mogła zrobić to przez moment, by odsapnąć po dwóch latach, jednak ciągnięcie tego dłużej, byłoby okrutne wobec chłopaka.
Przyjemnie było czuć pod palcami szybki rytm serca i zauważyć gęsią skórkę na odsłoniętej skórze, gdy zsunęła nieco dłoń po torsie. Drobne reakcja na które nie miał wpływu, budziły u niej rozbawienie. Lubiła go dotykać, pozwalając sobie na drobne dekoncentrujące gesty w towarzystwie i te odważne, kiedy tak jak teraz pozostawali sami. Łatwo było wywołać u niego reakcję, spłycić oddech, co również teraz było potwierdzeniem, że nie stała mu się obojętna pod względem fizycznym. Nie zamierzała się odsuwać, pozostawiać po sobie pustki, co udowodniła mu chwilę później. Rozluźniła ciało, czując obejmujące ją ramiona, znów ten przyjemny potrzask, którego łaknęła. Przyjęła milczeniem cichą propozycję, najlepsze rozwiązanie w obecnym momencie. Musieli iść dalej, nawet jeśli nie miało być łatwo i lekko, jeśli mieli się potykać jeszcze wielokrotnie, lepiej by robili to wspólnie.
Przymrużyła oczy, kiedy dłoń chłopaka powędrowała ku jej szyi, ale palce zatonęły we włosach. W tym czasie druga z jej dłoni znalazła drogę pod koszulkę Jamesa. Bez pośpiechu błądziła po jego ciele, czując pod opuszkami lekki zarys mięśni, odnajdując różnice w tym, co pamiętała. Czas go zmienił, ale nie dziwiło jej to wcale. Zadrżała delikatnie, kiedy poczuła chłodny powiew na szyi, a oddech przyspieszył lekko, zdradliwie ukazując, jak działały na nią te drobne pocałunki. Słyszała jego słowa, mimo że umiejętnie rozpraszał jej uwagę.- Będę, nie chcę dalej być jedynie cieniem, gdzieś w tle.- szepnęła miękko.- Chcę być dla Ciebie, chcę być przy Tobie, chcę być z Tobą.- dodała łagodnie. Odchyliła głowę, gdy gestem skłonił ją do tego, topniała pod jego dotykiem, uginała się do jego woli. Wpatrywała się w jego oczy, równie ciemne, co jej własne, lecz teraz zdawały się pogłębić swą barwę. To była tylko chwila, krótka pauza, zanim usta znów spotkały się, zdradzając tęsknotę i namiętność, którym wtórowała bez zawahania. Czuła jego dłonie na ciele, zdawały się być wszędzie, osaczać w sposób, który stopniowo przytłaczał, ale ani myślała uciekać od tego. To był jej Jimmy. Zamknęła palce na krawędzi jego koszulki, by chwilę później podciągnąć materiał do góry i zsunąć z niego, dając im krótki moment na oddech. Cofając się o krok i kolejne, poczuła tuż przy łydce bok łóżka, wiedziała, że było blisko od wejścia jednak i tak zdziwiło ją, że znaleźli się przy nim tak szybko.- Czekaj.- szepnęła na moment odrywając się od jego warg, lecz za chwilę jeszcze raz tonąc w pocałunku.- Jamie.- syknęła, chociaż nie do końca wiedziała, kogo bardziej chciała opanować. Siebie czy Jego. Zawiesiła spojrzenie na poziomie męskiego obojczyka, przesunęła czubkiem języka po górnej wardze, czując jeszcze smak tego pocałunku. Potrzebowała chwili, by zebrać w całość swoją samokontrolę.- Pamiętasz, że She jest w domu? – uniosła spojrzenie na jego twarz, ale spojrzenie zdradzało głównie rozbawienie. Czy w tej przyjemnej chwili, nie zapomniał, że za ścianą była jego siostra, która nawet jeśli kręciła się po kuchni zajęta sobą, nadal była obok.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Mniejszy pokój - Page 2 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Mniejszy pokój [odnośnik]31.08.21 13:49
Cień konsternacji przebiegł mu po twarzy, wprawił w drgnięcie brwi, które miały się ściągnąć ku sobie, ale zaraz rozluźniły. Tyle to dla niej znaczyło? Ten drobny gest, prezent? Kiedyś ofiarowywał jej kwiaty. Tych kilka tygodni tuż przed i tuż po szybkiej ceremonii zaślubin. Bo lubił jej uśmiech, a kiedy to robił uśmiechała się do niego w sposób, w jaki nie uśmiechała się do nikogo innego. Późno zdał sobie z tego sprawę i późno zdecydował na to, by zrobić w jej stronę krok. A potem przepadł. Uwiedziony jej spojrzeniami, drobnymi, przypadkowymi gestami. Upajającą wręcz bliskością.
— To co?— spytał cicho, choć z wahaniem. Nigdy nie był szczególnie otwarty, nie lubił podobnych rozmów. Ani o swoich ani cudzych uczuciach. To wszystko, intensywne lub wyblakłe zawsze było gdzieś wokół, w sferze domysłów. Spytał, tknięty miesięczną stagnacją; to była dla niego szansa na dowiedzenie się, czego naprawdę chciała. Zależało mu na tym. Po miesiącu niezrozumienia, milczącej równoległej egzystencji nadszedł czas, by spytał czego pragnęła, nawet jeśli nie był do końca pewien, czy był gotów to usłyszeć. Obejmując ją w pasie jeszcze krótką chwilę, głaskał ją opuszkami, przemykał palcami po materiale sukienki, drażniąc się bardziej z samym sobą niż z nią, marszcząc go na tyle, na ile pozwalał mu zasięg nieruchomego nadgarstka.
Jej obietnica poszerzyła jego uśmiech, ale przecież doskonale wiedział, że to nie ona mu powinna to obiecywać, a on jej — przysiąc, że zrobi wszystko, aby była. Nie chciał jej zapewniać. Rzucać słów na wiatr, był jej to winien. Cokolwiek się wydarzy, jakkolwiek będzie wyglądać ich przyszłość, to był jego obowiązek. Ale choć bardzo próbował być skupiony na cichych, mentalnych deklaracjach, odciągała jego uwagę każdym ruchem. Jej włosy były miękkie. Gęste, rozsypane po plecach ciemne loki, w które wplótł dłoń, delikatnie zamykając na nich palce, rozluźniając chwilę potem przy skórze głowy. Spragnione słodyczy usta całowały jej szyję. Zbierał to w sobie długo, tęsknie pielęgnował a teraz, kotłowało się w nim, gdy szukał jej ust, a potem całował ją bez opamiętania. Ponad dwa lata. Tyle było w nim goryczy, nostalgii. Za tą jedną, tak bliską, tak piękną. — Nigdy nie będziesz tłem— oderwał się od niej nagle, poruszony jej słowami, jakby wylała na niego kubeł zimnej wody. Odszukał jej spojrzenie, ono potem zniknęło, gdy odchyliła głowę. — Zawsze będziesz grać pierwsze skrzypce.— Nie wiedział, czy potrzebowała tego zapewnienia. czy może bardziej on czuł, że musiał powiedzieć je głośno, dla samego siebie, utwierdzić się w przekonaniu, że nie będzie nigdy żadnej innej; nie było przecież przez ten czas, co mogłoby się zmienić? Nie będzie ważniejszej osoby w jego życiu, bo przecież składając przysięgę, plamiąc ją własną krwią przysiągł, że będzie stała na piedestale. Chociaż był nastały. Był w środku połamany. Z szacunku, miłości i oddania. Mimo wszystko, aż po kres.
Tonąc w kolejnych pocałunkach, łapczywych i spragnionych kierował ją w jedno miejsce. Nie pozwalał jej zaczerpnąć oddechu, nie chciał przerwy, nie chciał też dystansu. Zdejmowana koszulka rozczochrała mu włosy, opadły w nieładzie na obie strony, kręcąc się niesfornie. Po krótkim oddechu ujął jej twarz w ponownym pocałunku, wciąż pchając ją w tył, aż napotkała opór, koniec drogi i zachwiała się niestabilnie. Trzymał ją, ale niepotrzebnie, mogła runąć w tył przecież bezpiecznie. Zamiast tego zatrzymała go. Spojrzał na nią w niezrozumieniu, ale zaraz potem ich usta znowu się spotkały, tylko podsycając jego pragnienie. I znów pauza, ale nie dał się tak łatwo zwieźć. Chciała mówić, mogła. Mów ile chcesz, zajmę się tobą, sobą, wszystkim. Pocałunkami po jej twarzy skierował się w stronę szyi, a dłońmi wzdłuż jej sylwetki, by podciągnąć sukienkę do góry. Palce złapały w garście zmięty materiał, kiedy spojrzał na nią, gdy dotarły do niego wreszcie jej słowa.
— Co?— spytał nieprzytomnie, marszcząc brwi. Dopiero po chwili zerknął w stronę drzwi, zdając sobie sprawę, że nie byli sami. Równie dobrze w każdej chwili do środka mógł wejść jego brat. Powrócił do niej spojrzeniem. Kiedy jeszcze mieszkali z rodziną, wśród cyganów, mieli do dyspozycji mało miejsca, długi, wąski wóz. Byli świeżo po ślubie, poznawali się — właściwie nie inaczej niż teraz, znów od nowa, kosztując młodości, która została im odebrana. Nie przeszkadzały im wtedy ani okna ani drzwi zamknięte na haczyk. Młodsza siostra nigdy mu nie przeszkadzała, w niczym nie będzie. Teraz także.— Będziesz musiała być naprawdę cicho — szepnął do niej, robiąc przy tym zbolałą minę na chwilę. Och, biedna moja. — Dasz radę... — Kąciki ust mu drgnęły z zawadiackim uśmiechu, oblizał wargi, w tym czasie podciągając wyżej materiał i układając dłonie na jej nagich biodrach. Jej skóra była miękka jak aksamit. Po pokrytych bliznami zapomnianej na moment tragedii plecach przemknął mu zimny dreszcz. Powrócił szybko do przerwanej czynności, do pocałunków składanych na jej szyi, do pozbywania się części swojej i jej garderoby. Rozpięte guziki szybko sprawiły, że spodnie znalazły się na ziemi, skarpety, a ona, przytrzymana na niego na ułożona skraju łóżka, na krawędzi — bo w pośpiechu, nie miał czasu układać jej na poduszkach, zmiętej pościeli. Dłonią szybko dobrał się do klamry jej sukienki z przodu, sprytne palce szybko opanowały skomplikowany mechanizm, uwalniając ją ze zbędnego odzienia. Chciał z nią być, nie liczyło się nic wokół, nic nie było w stanie go odwieść od tego, by przypomnieć sobie jak to było mieć ją przy sobie. Dłonie błądziły po jej ciele w pieszczotach, bardziej chaotycznych, gwałtownych i instynktownych niż skrupulatnych i przemyślanych. Pchany głodem, żądzą napełniał ją namiętnością, niwelując całkowicie jakikolwiek dystans. Dla siebie, dla niej, dla krótkiej chwili zapomnienia.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Mniejszy pokój [odnośnik]01.09.21 17:42
Zauważyła tą subtelną zmianę w mimice, ciężko było to przeoczyć, gdy znała go najpewniej lepiej niż ktokolwiek inny. Dodatkowo od kilku chwil, uważne spojrzenie spoczywało na jego twarzy, kiedy po pierwszym pocałunku, złapali się na moment rozmowy. Zdziwiła się nieco jego reakcją, ale domyślała się, co musiało kotłować się w głowie Doe. Zawsze doceniała drobne gesty, chociaż często nie okazywała tego tak bardzo. Mimo to uwielbiała dostawać od niego prezenty, najbardziej w postaci kwiatów, które chociaż pozostawały z nią na krótko, były zawsze powodem do uśmiechu i radości.
Kąciki jej ust uniosły się delikatnie, kiedy między nimi zawisło pytanie. Czyżby James dorósł do szczerej rozmowy? Pamiętała, że nigdy nie był do tego chętny, a Ona wyrozumiale nie wymagała wiele. Nie chciała, aby musiał mierzyć się z dyskomfortem. Akceptowała w końcu wszystkie jego cechy i wady, kochając go zbyt mocno, aby wtedy jej to przeszkadzało. Teraz również niewiele się zmieniło, nawet jeśli obserwując go z boku, miała wrażenie, że poznaje Jamesa na nowo, jakby miała przed sobą całkiem obcego chłopaka.
- Nic co kiedykolwiek dostałam od Ciebie, nie było tylko.- odparła z uśmiechem, który błąkał się po ustach, wyginając kąciki ust ku górze.- Twój czas, który poświęcałeś mi, drobne gesty, kwiaty... drobiazgi.- przy ostatnim słowie w jej głos wkradła się nuta rozbawienia, która szybko zgasła. W tym samym momencie ostrożnie przeniosła ciężar ciała na prawą nogę, a kostką lewej trąciła jego łydkę. Dwa złote łańcuszki, które pozostawały ciągle na swym miejscu, tam, gdzie zostały zapięte na stałe. W najgorszych momentach nie zerwała ich. Robiła wszystko, aby nie musieć nigdy sprzedać tego najcenniejszego prezentu, symbolu wspólnej przyszłości, która została im odebrana. Przez dwa lata rozłąki, tylko to i wspomnienia pozostały jej po Jamesie. Były bezcenne.- To zawsze było coś więcej. Zawsze znaczyło o wiele więcej, bo było od Ciebie.- dodała poważnie, chociaż spojrzenie miała bardziej pogodne. Ciemne tęczówki wpatrywały się w jego twarz, zdradzając wszystkie emocje, jakie teraz towarzyszyły jej. Nie obawiała się obietnic, podobnych tym, które wypowiedziała chwilę wcześniej. Równocześnie nie oczekiwała od niego podobnych, które miały uspokoić niepewność, ukoić nerwy szarpane nieustannie od ponad miesiąca. Gotowa była ryzykować bez tego, być obok niego, póki tylko tego chciał. Zrozumiała swoje błędy, powtarzane uparcie i zamierzała je naprawić. To, co robiła teraz, było tylko wstępem.
Pocałunki na szyi odbierały skupienie i rozpraszały, powodując, że coraz bardziej traciła ochotę na mówienie. Chciała jedynie chłonąć dotyk natarczywych dłoni oraz namiętnych ust, które raz za razem odnajdywały jej. Zadrżała delikatnie, kiedy cofnął się odrobinę. Nieznacznie, ale jednak poczuła dziwny chłód wkradający się na rozgrzaną skórę. Uśmiechnęła się delikatnie, pełne usta zdradziły zadowolenie tymi słowami. Potrzebowała ich, potrzebowała potwierdzenia, że nadal była dla niego ważna, jakby to, co robiły teraz jego dłonie to zbyt mało. Dawna pewność siebie i swego miejsca u jego boku była zachwiana, mimo pozorów nie była tak silna. Pozostawała młodą dziewczyną, która obawiała się, że zawiodła chłopaka, męża, którego kochała, a któremu nie potrafiła nawet tego powiedzieć. Słowa grzęzły w gardle, gdy chciała je wypowiedzieć. Dlatego milczała, poddając się... jeszcze nie dziś, nie teraz, ale w końcu znów nauczy się być taka jak dawniej, swobodna przy nim. Był dla niej najważniejszym mężczyzną w życiu, nie zamierzała tego zaprzepaścić. Skoro pokochała go przed dwoma laty, chciała znów, jeszcze raz zakochać się tak samo silnie i bez cienia wątpliwości. Przymknęła powieki, gdy odchyliła głowę, ulegle idąc za palcami zaciśniętymi na gęstych lokach. Ruch był delikatny, a jednak poddawała się temu, jak silnemu szarpnięciu, bo nawet takiego nie miałaby mu za złe w tej chwili. Ręce nieco chaotycznie wędrowały po ciele Jamesa, kiedy koszulka nie była już przeszkodą i nie ograniczała swobody. Palcami jednej sięgnęła wyżej, aby przeczesać mu włosy, zabrać kilka niesfornych kosmyków, które opadły na czoło chłopaka. Wyglądał wtedy zbyt grzecznie, co zaburzało trochę jego obecną łapczywość i odwracało jej uwagę. Krótkimi paznokciami podrażniła męski kark, drugą dłonią przesuwając po plecach, czując nierówność skóry, kiedy natrafiała na pojedyncze blizny. Tonęła w zachłannych pocałunkach, których tak bardzo pragnęła, potrzebowała. Tym ciężej było przerwać i uświadomić chłopaka, że przecież nie byli sami w mieszkaniu, że powinni o tym pamiętać.
Zdławiła w sobie śmiech, kiedy z wyraźnym opóźnieniem przyswajał słowa i zdecydowanie nie było jej już do śmiechu, gdy odpowiedział. W brązowych oczach pojawił się cień niepokoju, zmieszany z pożądaniem.- A ty będziesz mi to wybitnie utrudniał? – spytała, przerywając kolejny pocałunek, aby przycisnąć na moment usta do jego obojczyka i powędrować nimi wyżej ku szyi.- Okrutny.- szepnęła przy jego uchu, łapiąc zębami jego płatek. Pamiętała warunki, jakie mieli w wozie, jednak miała wrażenie, że wtedy było inaczej. Jako świeżo upieczone małżeństwo, wszyscy wiedzieli czego się spodziewać po nich, ile razy wóz pustoszał dla komfortu młodych oraz starszych. Chociaż wtedy akurat było im wszystko jedno, chcieli siebie i nic nie stało na przeszkodzie. Teraz miała chyba więcej oporów o których stopniowo zapominała przez Jamesa. Czuła, jak materiał sukienki zostaje podciągnięty wyżej, a ciepłe dłonie zamykają się na biodrach. Przysunęła się do niego jeszcze bliżej, niwelując resztki dystansu, ostatnie przeszkadzające centymetry. W ślad za koszulką poszły kolejne części ubrania chłopaka, pozwalając jej sycić wzrok dobrze zbudowanym ciałem. Może okrutnie, lecz nie pomogła mu uporać się z klamrą przytrzymującą całość sukienki, a zamiast tego całowała go po szyi, po obojczyku. Rozpraszała jego uwagę, nie ułatwiając mu tego. Była jednak pewna, że smukłe palce skrzypka uporają się z takim wyzwaniem. Dasz radę, kochanie. Tylko tyle zdawało się mówić jej spojrzenie, gdy tylko raz uniosła wzrok i złapała spojrzenie ciemnych oczu. Wyplątała ręce z materiału, kiedy James nie zawiódł jej i rozpracował zapięcie.- Brawo.- szepnęła miękko z nutą rozbawienia, wyciągając smukłe ciało na pościeli i pociągając go za sobą. Pocałowała go znów, kolejny raz, nie mając dość. Chciała go więcej, wiedziała, że dziś dałby jej wszystko i równie wiele chciała mu oferować. Mógł wziąć, co tylko chciał, nie mogła odmówić mu niczego.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Mniejszy pokój - Page 2 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Mniejszy pokój [odnośnik]10.09.21 13:15
Chciał wiedzieć. Czuł już, że musiał o to spytać, chociaż było to ledwie pretekstem w dotarciu do niej głębiej. Okazja czyni złodzieja, mawiano. Gdy tylko rozchyliła drzwi do siebie zamierzał wślizgnąć się do środka, podstępnie i szybko korzystając z danej mu okazji, umościć się na miejscu, które niegdyś dla niego przygotowała i to na długo przed tym, gdy zdecydował się podjąć odpowiednie kroki. Na długo przed tym, gdy zdecydował, że to właśnie z nią chciał iść dalej przez życie. Po dwóch latach ten pokój, cały jej świat, pozostawał dla niego zamknięty, by dziś, tym drobnym gestem wkupić się znów w jej łaski. Patrzył jej w oczy. Błyszczące, intensywne. W ich odbiciu widział kontur samego siebie tak wyraźnie, jakby przeglądał się w zwierciadle. Patrzył na usta, kształtne, wyraźnie zarysowane wargi o ciemniejszym pigmencie, które rozchylając się choćby w najbanalniejszych słowach pobudzały najgłębsze męskie fantazje. Oderwał wzrok od warg, gdy jej stopa pojawiła się między jego nogami, na łydce, ocierając o nią sugestywnie i podążył tam spojrzeniem, tak jak tego przecież chciała. Dwie drobne bransoletki błysnęły na jej chudej, drobnej kostce. Dwie splecione ze sobą, tak jak przecież oni mieli być połączeni ślubną przysięgą, nierozerwalnie i na zawsze. Ten drobny prezent ofiarowany jej po tym, jak go przyjęła znaczył dla niego wiele. Zaskakująco, bo przecież kultura, która go wychowała, kultura jego matki nie wiązała ze sobą przedmiotów i miłości, symboli oddania, nie nosili obrączek, bo żadne świecidełka nie były potrzebne do tego, by uświęcić ich jako jedność. A jednak na widok tych bransoletek jego serce zabiło szybciej — miała je na sobie przez cały czas. Spojrzał na nią prędko. Jej słowa wypełniły go od środka ciepłem, zachęciły do podziękowania jej tak, jak potrafił, w pocałunkach, gestach. Namiętności młodego mężczyzny. A może nie było w tym wcale wiele rozmysłu, po prostu tego pragnął i potrzebował w tej chwili, jak powietrza. Jej bliskości, nagiego ciała, które śniło mu się przez te dwa lata po nocach, wzbudzając tęsknoty i pragnienia za czymś, co ledwie zdążył poznać. Usta przemierzały wędrówki od jej ust przez policzki, szyje, dekolt, podobnie, jak dłonie, rozprawiające się ze wszystkimi barierami, które ich wciąż dzieliły, materiałami, które nie pozwalały mu do niej dotrzeć.
—Tylko troszkę— szepnął, unosząc brew prowokacyjnie. Chłód pokoju wdzierający się przez nieszczelne, ledwie domknięte okna starego mieszkania przyprawił jego nagie ciało o gęsią skórkę, ale nie rozproszył go na moment, mając między dłońmi ogień, który go ogrzewał, który dawał mu poczucie bezpieczeństwa. Chciał się sparzyć, chciał płonąć razem z nim.
Chaotycznie i bez pomysłu całował jej ciało, skórę której kolor teraz wydał mu się najpiękniejszy na świecie, ale z niegasnącą pasją i łapczywością, w której nie potrafił się wciąż nasycić jej obecnością. Kiedy poradził sobie z największą trudnością, jej sukienką zapinaną z przodu na biodrze uśmiechnął drwiąco, słysząc pochwałę.
— Mam nadzieję, że, to ostatnia pułapka, którą przygotowałaś— szepnął, podążając za nią, wyciągniętą już w zmiętej pościeli, by zawisnąć nad nią na przedramieniu i sięgnąć do jej ust, drugą dłonią unosząc na siebie jej ugiętą nogę. Na moment przywarł do niej czołem, a potem nosem i znów ustami, rozchylając wargi w pocałunku. Oddech ugrzązł mu w gardle, serce zgubiło swój rytm. Kochał ją w tej chwili bardziej i mocniej, bez pamięci, zapominając o istnieniu świata poza nimi dwojgiem, tym skrzypiącym łóżkiem, tym pokojem, zapyziałym mieszkaniem na najwyższym piętrze nędznej kamienicy w dokach. Kochał zapach jej ciała, włosów, smak ust i skóry, drobne westchnienia przy jego uchu wygrywające najpiękniejszą melodię, która tak płynnie nadawała rytm biciu jego serca i tempie płynącej w żyłach krwi. Tracił oddech, nie pozwalał jej złapać go w odwecie. Myślał o niej. O jej szczęściu, o jej przyjemności, o tym, że był z nią, w niej i w pełni znów. W rozgrywającym się akcie zapomniał o wszystkim dookoła, o tym, że nie byli w mieszkaniu sami, że wątpił w nią w ostatnim czasie. O tym, że wątpił w samego siebie, nie mogąc się pozbierać. Włosy przylepiły mu się do skroni, dłoń w końcu odnalazła jej i przeciągnęła tuż nad jej głowę, mocno zaciskając palce w silnym splocie. Bez wytchnienia, bez przerwy usta przywierały do niej, jakby tylko w ten sposób mógł zaczerpnąć powietrza, które oddawała z siebie przez własną skórę. Katował się pragnieniem nieuchronnie nadciągającego końca, odwlekaniem momentu, w którym ich ciała przestaną tańczyć do tej melodii, chcąc trwać tak wieczność i jednocześnie zakończyć te słodkie męki.
A kiedy przyszedł pierwszy głębszy oddech przymknął oczy na moment, słysząc szum krwi w uszach i dudnienie własnego serca, jakby ten dźwięk odbijał się od ścian tego pokoju zbyt głośnym i zbyt wyraźnym, zdradzającym go ze wszystkim echem. Kiedy otworzył oczy leżała tuż przy nim, wciąż naga i wciąż tak samo piękna i nierzeczywista. Leżąc na plecach, próbując złapać oddech, ujął jej lewą dłoń, kiedy wzrok zatrzymał się na jasnych śladach na ciemniejszej skórze, na drobnych, bliznach.
— Skąd się to wzięło? — spytał cicho, walcząc z napływającą sennością i wciąż nierównym oddechem. Brwi ściągnęły się ku sobie. Ktoś jej to zrobił? Odszukał jej spojrzenie, złapał go, próbując też zatrzymać, by nie odwróciła głowy w drugą stronę. — Powiedz mi— poprosił cicho.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Mniejszy pokój [odnośnik]14.09.21 16:24
Podawała mu odpowiedzi, wyjaśniała kwestie, które najwyraźniej interesowały go w tej chwili. Nie dociekała czemu akurat teraz, czemu nie pytał wcześniej, próbując przedrzeć się przez utworzone mury. Mógł przecież próbować, chociaż znała go na tyle, by domyślić się powodów. Dlatego, zamiast analizować mówiła to, co żyło w duszy i sercu, co swobodnie zmieniało się w słowa, które czuła całą sobą. Pozbyła się fałszywych nut, kłamliwych tonów, będąc wobec niego szczera, jak dawniej, jak zawsze, gdy tylko nie planowała igrać z jego nerwami. Pierwszym niepewnym pocałunkiem zachęciła, aby zbliżył się do niej znów, dała mu szansę, którą najwyraźniej wykorzystywał do oporu. Mógł to robić, bo z każdą chwilą pozwalała na więcej, oddając mu każdą cząstkę siebie, którą tylko łapczywie chciał posiadać. Nie bała się dać się jeszcze raz uformować w całość potrafiącą żyć u boku chłopaka, którego kochała niezmiennie. Nawet jeśli robiła to w milczeniu, odsłaniając uczucia w gestach, by je poczuł, lecz nie usłyszał. Widziała, jak jego oczy wędrują w dół, mkną ku kostce, która z wyczuciem, drobną sugestią musnęła męską łydkę. Mamiła gestami, kusiła do konkretnych zachowań i chociaż teraz miało to inny wydźwięk, podobnie działała przez większość czasu. Nauczyła się tego dawno, wykonując pierwsze płynne kroki w tańcu, ściągając ku sobie męskie spojrzenia dające poczucie przewagi. Ruch bioder nęcił, spojrzenia spod wpół przymkniętych powiek, dawały poczucie przyzwolenia, mijającego wraz z obojętnością ożywającą w brązowych oczach, wraz z ostatnią milknącą nutą. Pozwalała sobie na wiele, nauczona tego przez matkę, lecz na wszystko tylko przy Nim. Złapała spojrzenie ciemnych oczu, kiedy poderwał głowę znów do góry. Uśmiechnęła się, sycąc się emocjami, jakie zdradzał, może nieświadomy pełnej gamy, którą potrafiła dostrzec. Nie doszukiwała się w dwóch złotych łańcuszkach, zamiennika obrączek, nie wiązała ich znaczenia z czymś obcym jej kulturze. Nie były symbolem małżeństwa, takowym pozostawała blizna na dłoni, chociaż i tak nie do końca. Te drobne błyskotki, były najlepszymi wspomnieniami, przypomnieniem celu, jaki obrała sobie przez cały czas, gdy przyszło im żyć z daleka od siebie. Były upomnieniem, kiedy w najgorszych momentach myślała o kimś innym, kiedy chciała kogoś innego. Chociaż miała do tego prawo, pozostawiona sama sobie, odrzucała szanse podstawiane jej pod nos, woląc wspomnienia Jego dłoni, Jego pocałunków. Odtwarzane w kółko w myślach, teraz stawały się realne. Rozgrzewały drobne ciało, otępiały zmysły, rozbudzały emocje. Odchyliła lekko głowę, gdy gorące usta kolejny raz zetknęły się z jej szyją, lecz nie zatrzymały się w swej wędrówce. Przymknęła powieki, mimowolnie rozchyliła delikatnie wargi, a ciche westchnięcie opuściło usta, dając wydźwięk przyjemności.
Gdyby znała go krócej, może słabiej i nie zdążyła do tej pory poznać całokształtu tego skomplikowanego chłopaka, może właśnie wtedy zaufałaby tym słowom, nie łapiąc prowokującego tonu. Znała go jednak za dobrze, aby uwierzyć, że to będzie tylko troszkę. Błądząc dłońmi po jego ciele, czuła pod opuszkami palców, tą subtelną reakcję na wdzierających się do pokoju chłód. Najwyraźniej jednak jemu to nie przeszkadzało. Uśmiech wkradł się na usta, kiedy zobaczyła ten drwiący uśmieszek. Może w innych okolicznościach, zareagowałaby inaczej, lecz teraz na krótką chwilę ponad płomienne emocje, wyrwało się rozbawienie. Widziała tę satysfakcję, ocierająca się o dumę ze swej zręczności, gdy pokonał zapięcie sukienki. Uwielbiała go za podobne reakcje, zadowolenie z drobnostek.
- Tym razem tak, ale następnym przygotuję ich więcej.- ostrzegła, nawet nie próbując być poważną. Przesunęła dłonią po jego plecach, gdy znalazł się tuż nad nią. Musnęła kark i wsunęła palce w krótkie włosy na potylicy, w zrywie namiętności przytrzymując go na chwilę dłużej w pocałunku. W krótkiej chwili podzielili jeden oddech, nierówne bicie serca. Chciała zachłysnąć się tym momentem, stopnieć do końca pod jego dotykiem, wobec przytłaczającej obecności, pożądanej bardziej niż sądziła. Potrzebowała tego, potrzebowała jego w tych kilku minutach bardziej niż kiedykolwiek. Głucha na dźwięki otoczenia zepchnęła poza granice świadomości rozsądek, którym jeszcze chwilę temu próbowała się kierować. Poza emocjami i jego bliskością nie potrzebowała nic więcej. Teraz liczył się tylko On, dający jej więcej niż odważyłaby się poprosić czy brać sama z siebie. W uszach dźwięczała jej symfonia przyspieszonych, nierównych oddechów i cichych dźwięków przyjemności, wypełniała niewielką przestrzeń pokoju, kumulowała się przy nich. Słodka, upojna tortura, której końca nie chciała, ale nadejść musiała.
Przetarła lekko oczy i uniosła powieki, gdy poczuła ruch obok siebie. Obróciła głowę, by spojrzeć na Jamesa z delikatnym uśmiechem, który drżąco wpełzł na usta. Oddech galopował nadal, chociaż coraz wolniej i leniwiej, ciało czuło ostatnie muśnięcia słabości, dlatego jeszcze moment syciła się tym stanem w milczeniu. Dopiero kiedy minął, przesunęła się i przekręciła, by przytulić się do jego boku. Oparła lekko brodę na jego piersi, nie spodziewając się tego, co padło zaraz.
Zerknęła na swoją dłoń, zamkniętą w palcach męża. Wiedziała dobrze, co zobaczy na nadgarstku, kilka brzydkich blizn zdobiących skórę od długiego czasu. Zdążyła do nich przywyknąć, potraktować, jak coś zwykłego i nieniosącego ze sobą poczucia goryczy oraz wstydu. Nie była idealna.
- To nic.- odparła w pierwszej chwili, przesuwając rękę tak, aby spleść palce ich dłoni. Nie uciekła przed nim spojrzeniem, szukając czegoś w tych ciemnych oczach, chociaż sama nie wiedziała, co próbowała dostrzec.- To kara za popełniony błąd.- szepnęła, ulegając tej cichej prośbie.- To już przeszłość.- dodała ze spokojem. Nie chciała wracać wspomnieniami tak daleko, przypominać sobie wszystkiego, co wtenczas miało miejsce.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Mniejszy pokój - Page 2 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Mniejszy pokój [odnośnik]14.10.21 0:20
Brakowało mu jej. Brakowało jej szczerego uśmiechu skierowanego wyłącznie do niego. Uśmiechu, który zauważył i zrozumiał dopiero, kiedy związali swoje losy razem; ciasno w małżeńskim węźle. Brakowało powłóczystych spojrzeń, które — mógłby przysiąc wtedy — pierwszy raz skierowane były prosto na niego. Tęsknił za jej dłońmi, które w tym krótkim czasie zdołały go onieśmielić, a potem prowokować do rzeczy, które nie wiedzieć czemu starsi nazywali obowiązkami. Te były przecież nudne i nieprzyjemne, nie pojmował. Nie miał nawet świadomości, że w tak krótkim czasie zdołała zawłaszczyć sobie jego młode serce i niesforne myśli, tak jak był ślepy na wszystkie sztuczki i praktyki, które stosowała, wciąż naiwnie wierząc, że jest sobie panem i podejmuje zupełnie własne, niezależne decyzje. Nie potrzebowała wiele, by go skusić. Dwa lata poszukiwań wzmogły w nim niewyobrażalną potrzebę znalezienia się blisko niej. Nieobecność wymazała wszystkie jej wady i powody ewentualnych nieporozumień, czyniąc ją krystaliczną, doskonałą i najpiękniejszą. Chłód, a potem pewna sztuczność w jej zachowaniu były niczym kubeł zimnej wody, który wylała mu na głowę wraz ze swoim przybyciem. Zmarznięty teraz grzał się w ogniu jej ciała, łapczywie, niecierpliwie i tęsknie chłonąc każdy skrawek jej skóry, całując ją namiętnie i tak, jak w jego mniemaniu na to zasługiwała, po wszystkich przejściach, o których chciał, by zapomniała. Reagował na nią bardziej niż powinien, bardziej niż chciał, ale nie był w stanie zapanować nad odpowiedziami własnego organizmu, nie dowierzając, że mogła go znać tak dobrze. Chciał to czuć i chciał, by czuła to tak intensywnie jak on. By czuła się dobrze; nie żałowała. Ani tamtej zgody, ani żadnej chwili spędzonej z nim, ani żadnej nocy, którą mu oddała.
Jej usta były ciepłe i miękkie i niepodobne do żadnych innych ust. Kiedy więc położyła się przy nim i spojrzała na niego, sięgnął dłonią do jej twarzy, palcami lekko gładząc policzek, a kciukiem przesuwając po jej wargach; czerwonych, gładkich, wyraźnych, doskonale zarysowanych. Dlaczego był tak głupi i tak ślepy, że dostrzegł ją tak późno? Ile lat stracili, ile czasu mogli razem spędzić, gdyby dostrzegł wcześniej; dostrzegł w niej to wszystko, co teraz z takim namaszczeniem dotykał. Ciemne, gęste brwi ściągnęły się ku sobie, a między nimi pojawiły dwie wyraźne zmarszczki, kiedy spoglądał na jej blizny. Ucieczka od tematu, zawoalowane słowa nie odpowiedziały na dręczącą go kwestię.
— To nie nic — zaprzeczył cicho, obejmując ją drugim ramieniem, dłoń układając na jej nagim, rozgrzanym boku. — Jaka kara? Od kogo? — Kto miał prawo, ją karcić? Kto ośmielił się podnieść na nią rękę, zrobić jej krzywdę? — Za co? — Za kradzież? Ktoś przyłapał ją na gorącym uczynku? Musiała sobie jakoś radzić przez ten czas, ale nie mówiła za wiele o tym, co działo się przez dwa lata. Lakoniczne odpowiedzi przyjmował skinięciem głowy; nie ciągnąć ją za język, nie chcąc rozdrapywać ran, które mogły być zbyt świeże. A teraz? Miał ją w swoich ramionach, pewnym uścisku i nie zamierzał jej pozwolić odejść, a tym bardziej siebie zbyć. Brakowało mu wyrachowania, by wykorzystywać świadomie czas i pozycję, w jakiej się znaleźli, ale czuł, że jeśli nie dowie się tego teraz, nie dwoi pewnie nigdy. — Twoja przeszłość to też moja przeszłość. — Nie musiał patrzeć na ich splecione dłonie; wiedział, że złączone ze sobą blizny idealnie do siebie pasowały, zupełnie jakby jedno ostrze przebiło je obie splecione w tamtej chwili na wylot. — Co się działo przez ten czas, Eve?— Przesunął dłonią po jej boku na talię, przyciskając ją mocniej do siebie. Chciał, by się czuła pewnie, bezpiecznie, chociaż jeszcze nie wiedział, jak to zrobić. Jak zbudować coś, co przez ostatnie lata mogło runąć; rozsypać się, jeśli to, co mieli nie było na tyle trwałe i stabilne, by to przetrwać. Myślał, że było. Wierzył w to uparcie. Za długo i za dobrze się znali, nie mogli się rozczarować — naiwnie sądził, że wieloletnią przyjaźń da się jeden do jednego przełożyć na nowy świat i nowy związek jaki tworzyli. A teraz, gdy byli starsi, gdy nieśli własne bagaże doświadczeń i tragedii niezależnie od siebie? — Znajdę go — obiecał, zakładając, że wie, kto to uczynił. Dopisywał sobie w myślach już własną, pasującą do swoich wyobrażeń historię. — Zabiję — przyrzekł, szukając w jej spojrzeniu potwierdzenia i ulgi. Nie musiała już więcej się obawiać, martwić. Nikt jej tego nie uczyni, nikt jej więcej nie skrzywdzi.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Mniejszy pokój [odnośnik]18.10.21 17:27
Przez dwa lata wyobrażała sobie takie momenty, gdy znów będą mogli zachłysnąć się normalnością, przyjemną codziennością we dwoje. Miała tego namiastkę przez miesiąc, późniejszą szansę odtrącała ze strachu i nieufności, które w końcu dziś przezwyciężyła. Chciała mieć go obok, jako męża i przyjaciela, jako towarzysza w kolejnych dniach, jakie mieli przed sobą. Kiedy zaproponował jej małżeństwo, wiedziała czego się spodziewać; wszystkich gorzkich momentów i tych zdecydowanie milszych, które wywoływały uśmiech na ustach. Znała wszystkie jego wady i zalety, tak samo, jak on jej. Znali się zbyt dobrze, aby czuć zaskoczenie mimo miesięcy, jakie spędzili osobno. Nie oszukiwała się, że wszystko było, jak wcześniej, jak przed. Nie mogło być już tak naiwnie, a upajanie się drobnostkami w szczeniacki sposób, uciekło im dawno przez palce. Jednak mimo wszystko, chciała być z nim, ufać mu tak, jak kiedyś i nie bać się niczego, chociaż to zdawało się najmniej realne.
Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy położył rękę na jej policzku. Przymknęła oczy, nieco przechylając głowę ku jego dłoni, by ten niepozorny dotyk trwał dłużej i wyraźniej. Czując muśnięcie kciuka na ustach, rozchyliła odrobinę wargi, skupiając już na nim uważne i zadziorne spojrzenie. Nadal było ciemniejsze, chociaż powoli coraz bardziej pogodne i ciepłe, ale mniej pożądliwe. Cieszyło ją, że znów mogła być obok niego. Potrzebowała tego, bardziej niż przypuszczała i z każdą spędzoną z nim minutą, nabierała pewności co do tego. Wszystko miało być znów takie, jak powinno, zasłużyli przecież na to. Westchnęła cicho, kiedy zobaczyła zmianę w jego spojrzeniu. Mimika zdradzała, że nie odpuści tematu, że będzie pytał, jeszcze zanim to zrobił. Cień zawodu pojawił się w jej oczach, gdy właśnie teraz postanowił dociekać i wnikać w to, co chciała wyprzeć z pamięci. Spięła się nieco, czując obejmujące ją ramie, palce dotykające jej boku. Nie niosły wsparcia w takim stopniu, w jakim powinny, kiedy wiedziała, co zaraz będzie musiała znów wywlec na wierzch. Przypomnieć sobie i wrócić do tamtych dni, które zostawiały skazy. Nie podniosła wzroku na niego, wpatrując się w splecione dłoni, jasne blizny na skórze. Milczała, gdy pytał. Słuchała jego głosu, miłego dla ucha brzmienia w którym mogła zasłuchiwać się godzinami, ale zwykle nie mówił wiele, to Ona wiodła w tym prym. Próbowała nie skupiać się na samym sensie jego słów.
- Nie, Jamie. Moja przeszłość jest moja.- odparła ponuro.
Nie było Cię, James. W najgorszych momentach zabrakło ciebie.
Nie była w stanie powiedzieć tego na głos, wydusić z siebie, wiedząc, że słowa byłyby zbyt ostre i okropnie niesprawiedliwe. Mówiąc to, wylewałaby na niego własny żal, którego odbiorcą nie powinien się stać. Przecież wiedziała, że gdyby mógł, przyszedłby jej z pomocą bez wahania, stał się wsparciem i obrońcą. Uniosła się nieco, wspierając na przedramieniu i wbijając w niego nieustępliwe brązowe tęczówki. Gdy zapytał, co działo się przez dwa lata, zacisnęła na moment usta w wąską kreskę, nim odezwała się.- Dużo złych rzeczy.- skrzywiła się lekko, ale zauważalnie.- Chcesz wiedzieć, co stało się dokładnie wtedy? – głupie pytanie, ale potrzebowała chwili, aby zebrać emocje i nie dać im wyrwać się spod lichej kontroli.- To było jakieś cztery, może pięć miesięcy po tym wszystkim. Maisy zachorowała, męczyła ją gorączka, była bardzo słaba...- głos załamał jej się na krótki moment, wręcz ulotną chwilę.- Potrzebowała uzdrowiciela, a później alchemika, który przygotowałby potrzebne eliksiry, by mogła wyzdrowieć. To kosztowało, o wiele więcej niż przypuszczałam, a pieniądz się nas nie trzymał. Często brakowało na jedzenie, a co dopiero na dodatkowe wydatki.- mówiła spokojnie, nie odwracając od niego spojrzenia ani na moment, skoro był ciekaw, dostawał całą prawdę wraz z realiami. Pozwalała, aby oczy zdradzały emocje, pełną gamę tego, co czuła wracając do tamtych dni.- Nikt nie chciał zatrudnić cyganki. Kradzieże były ryzykowne i nie dawały wiele. Taniec w lokalach czy na ulicach był niebezpieczny, gdy mężczyźni chcieli więcej niż ładnego widoku i popisu umiejętności. Nie stać mnie było na cokolwiek ponad najpodlejsze jedzenie.- westchnęła cicho. Wtedy nie potrafiła jeszcze wykorzystywać maksimum z okazji. Mimo sprytu pozostawała naiwna i zbyt dobra. Teraz o tym wiedziała nauczona na własnych błędach, które wtenczas tylko popełniała, ponosząc konsekwencje.- W końcu znalazłam kogoś, kto mi pomógł... pozornie.- puściła jego dłoń, unosząc przedramię tak, aby blizny były lepiej widoczne.- Każda, oznacza dzień spóźnienia ze spłatą długu. Nie miały wyrządzić większej krzywdy, a być nauczką.-pamiętała surowe słowa, które zostały w pamięci wraz z bólem.
Prychnęła pod nosem, kiedy szarpnął się na tak odważne deklaracje.- Nie zrobisz tego. Nie znajdziesz go ani nie zabijesz. Nie jesteś mordercą, James. Jesteś tylko porywczym chłopakiem, a to za mało.- musnęła ustami jego policzek, by zaraz pochylić się i ukryć twarz w jego szyi, wtulając się w niego z powrotem.- Chcesz wiedzieć coś jeszcze? Pierwszy rok był najgorszy. Mam tego wiele, tylko bądź pewny, że chcesz słuchać.- dodała szeptem. Mogła opowiedzieć mu wszystko, każde potknięcie, każdy popełniony błąd. Mogła powiedzieć o Connorze i o kilku innych osobach na których jej zależało. Czekała jednak na jego reakcję, czy był dość okrutny, aby dopytywać o więcej?


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Mniejszy pokój - Page 2 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Mniejszy pokój [odnośnik]09.12.21 11:50
Kiedy na nią patrzył, leżącą tuż u jego boku, miał wrażenie, że kochał ją od zawsze; odkąd ją poznał, od pierwszego dnia, gdy się spotkali, mając zaledwie po cztery lata. To nie była prawda, ale gorzkie fakty umykały mu kiedy napajał się słodyczą jej bliskości. Nauczył się ją kochać wtedy, gdy jej nie było. W tych wszystkich chwilach samotności, rozłąki, bólu i cierpienia. Kiedy był przekonany, że wszystko przepadło i nic ich już nie czeka. Docenił jej dawne rady i wsparcie, które była, a których przez wiek, a może chłopięce poczucie niezwyciężenia ignorował. Nawet jeśli zawsze była mu bliska, teraz stała się jego częścią, której pragnął każdą komórką swojego ciała. Pozwolenie mu na sięgnięcie po to, czego pragnął, było jak najbardziej wyczekiwana nagroda. I przyćmiewała ona jego upór, mur ochronny i zapalczywość. Jej zaprzeczenie rozbrzmiało w jego uszach dziś jak ostrzeżenie; jakby między wierszami chciała mu powiedzieć, że na to jest za wcześnie, a może już za późno. Na rozdrapywanie tych dawnych ran. Kiedy dotykając jej policzka patrzył jej w oczy widział w nich cichą prośbę, by nie psuł tego, w czym się znaleźli, tej pięknej, słodkiej chwili. Lęk przed ponowną utratą tego na chwilę go sparaliżował i sprawiał, że gotów był odpuścić te wszystkie pytania i przełknąć wszystkie żale, które mogłyby się pojawić po usłyszeniu o wszystkim, co się z nią działo. Ale nie chciał, by podniosła się i zostawiła po sobie tylko ciepłe wspomnienie w pościeli. Jeszcze wiele musiał się nauczyć, zrozumieć, poznać, ale jeśli tylko mu na to pozwoli zrobi to wszystko, by stać obok niej i pełnić rolę, która była mu od dawna przypisana. Późno — zupełnie jakby zaczynali wszystko od nowa, mając już swej nawyki, przyzwyczajenia, próbując desperacko powrócić do normalności po dwóch latach życia dla samych siebie. Ale był zdeterminowany, tą chwilą, tym momentem dodała mu sił i wiary, że jest o co walczyć.
Przełknął ślinę, kiedy odpowiedziała, zamrugał szybko, ale nie odwrócił spojrzenia, gdy patrzyła na niego ze smutkiem z góry, podpierając się na rękach. W jej oczach widział temten lęk, tamten ból i niepewność o los swój i siostry i także to wszystko poczuł. Jego oczy także to zdradziły, szkląc się szybko, choć nie na tyle, by w kąciku pojawiła się łza. Zerknął na jej przedramię, na blizny, ale na krótko od razu praktycznie powracając spojrzeniem do jej tęczówek. Nie wiedział, czy znał słowa, którymi mógłby to skomentować, żadne nie wydały mu się dostatecznie prawdziwe — wystarczająco pocieszające, współczujące i wspierające, a jednocześnie pełne przeprosin i próśb o wybaczenie, że była z tym wszystkim sama. Gdyby byli razem, poradziliby sobie. Zająłby się nimi. On, Thomas, Sheila. Miała rodzinę wciąż. Inną, nie tą, do której była przypisana, ale taką, która by jej nigdy nie zostawiła. On by tego nie zrobił. Nie wyobrażał sobie, by mógł.
W oczach zapłonęła gniewna żądza zemsty, determinacja. Nie był tylko porywczy, nie był chłopcem. Już nie.
— Zrobię to — przysiągł jej, krótko i zdecydowanie. — Mówię poważnie.— Gdy ułożyła się na nim, nie mógł spojrzeć na nią, powtórzyć. — Nie traktuj mnie, jak dziecko. Zapłaci za to, co ci zrobił. — I nie zamierzał odpuścić. Nie mógł na to pozwolić. Nie mógł żyć ze świadomością, że ktoś ją tak ukarał, niezależnie od tego, czy miał powód, czy nie. Święte prawo nakazywało mu dokonać zemsty odpowiedniej, by zadośćuczyniła jej krzywdy. — Chcę. Ale tylko jeśli ty chcesz mówić.— Nie chciał jej zmuszać, wydzierać z niej bolesnych wspomnień ze szczegółami. Chciał jej pokazać, że go to obchodzi, że jest z nią i przy niej, jeśli chce się z nim czyś podzielić. Objął ją ramionami, mocniej przytulając do siebie, patrzył w sufit, czując przy własnej piersi echo bicia jej serca. I swojego, w tym samym rytmie.

| zt x2



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Mniejszy pokój
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach