Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire
Rough Hill Wood
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
Rough Hill Wood
Rough Hill Wood to wielowiekowy rezerwat przyrody położony na zboczu wzgórza Slough w hrabstwie Warwickshire. Tutejsza flora zdominowana jest przez drzewa dębu i brzozy, a leśne polany upstrzone polnymi kwiatami tętnią życiem zamieszkałe przez wielobarwne gatunki motyli i ptaków. Magiczną atmosferę mrocznego lasu dopełnia niewielki obszar wrzosowisk usłanych gorejącymi krzewami i ptasim rdestem. Harmonię tego miejsca destabilizuje trwająca wojna; rezerwat zdaje się być dotknięty skutkami czarodziejskich batalii, co wprowadza w mroczny nastrój grozy i niepokoju, zniechęcając rozsądnych do rekreacyjnych odwiedzin.
01/10/1957
Przyszedł w końcu październik. Jesień na dobre rozgościła się w Wielkiej Brytanii. Prudence lubiła ten czas. Widać było, że świat powoli zaczyna szykować się do zimowego snu. Dni robiły się coraz krótsze, starała się je wykorzystywać jak mogła, bowiem miała świadomość, że niedługo jej szwędanie się po okolicach będzie nieco bardziej ograniczone. Zamierzała więc, póki była ku temu sposobność, jak najwięcej czasu spędzać na świeżym powietrzu. Uwielbiała długie spacery i bliskość natury.
Tego dnia postanowiła wybrać się do Rough Hill Wood. Częstym wyborem jej wędrówek, były rezerwaty przyrody. Przepadała za takimi miejscami, mogła odpocząć od tego, co działo się wokół. Wojna zaczynała ją przytłaczać, nie do końca odnajdywała się w sytuacji, która działa się na świecie. Jako cele swoich wędrówek, wybierała miejsca, które wydawały się jej być bezpieczne. Miała dość pakowania się w kłopoty i wiedziała, że znalazłoby się wielu, którzy chcieliby zaszkodzić jej rodzinie. Wolała więc nie kusić losu.
Teleportowała się gdzieś na obrzeżach rezerwatu. Nie zastanawiała się specjalnie zbyt długo, weszła do środka, licząc na to, że odnajdzie tu to, czego dzisiaj potrzebowała - choć chwilę spokoju i oderwania od rzeczywistości. Spacerowała w zasadzie bez celu, zmierzała w głąb lasu, licząc na to, że uda jej się uciec od wszystkiego.
Las wydawał jej się być dziwnie spokojny, ciszę przerywał jedynie ptasi śpiew. Nie do końca wiedziała, czego powinna się spodziewać, coś wzbudzało jej niepokój. W pewnym momencie usłyszała, że coś za nią idzie, miała takie dziwne wrażenie.. odwróciła się gwałtownie, jednak nic nie dostrzegła. Nieco ją to zaniepokoiło, a może zaczynała wariować? kto ją tam wiedział, ciągle musiała uważać, wszystkie przypadkowe dźwięki powodowały więc u niej lęk. Nie do końca wiedziała dlaczego, jednak zaczęła biec. Jakby ją ktoś śledził. Biegła przed siebie, nie oglądała się za siebie, jakby od tego zależało jej życie, spowodowane to było dźwiękiem, który usłyszała. Nie zamierzała się zatrzymywać, dopóki nie poczuje się bezpiecznie.
Przyszedł w końcu październik. Jesień na dobre rozgościła się w Wielkiej Brytanii. Prudence lubiła ten czas. Widać było, że świat powoli zaczyna szykować się do zimowego snu. Dni robiły się coraz krótsze, starała się je wykorzystywać jak mogła, bowiem miała świadomość, że niedługo jej szwędanie się po okolicach będzie nieco bardziej ograniczone. Zamierzała więc, póki była ku temu sposobność, jak najwięcej czasu spędzać na świeżym powietrzu. Uwielbiała długie spacery i bliskość natury.
Tego dnia postanowiła wybrać się do Rough Hill Wood. Częstym wyborem jej wędrówek, były rezerwaty przyrody. Przepadała za takimi miejscami, mogła odpocząć od tego, co działo się wokół. Wojna zaczynała ją przytłaczać, nie do końca odnajdywała się w sytuacji, która działa się na świecie. Jako cele swoich wędrówek, wybierała miejsca, które wydawały się jej być bezpieczne. Miała dość pakowania się w kłopoty i wiedziała, że znalazłoby się wielu, którzy chcieliby zaszkodzić jej rodzinie. Wolała więc nie kusić losu.
Teleportowała się gdzieś na obrzeżach rezerwatu. Nie zastanawiała się specjalnie zbyt długo, weszła do środka, licząc na to, że odnajdzie tu to, czego dzisiaj potrzebowała - choć chwilę spokoju i oderwania od rzeczywistości. Spacerowała w zasadzie bez celu, zmierzała w głąb lasu, licząc na to, że uda jej się uciec od wszystkiego.
Las wydawał jej się być dziwnie spokojny, ciszę przerywał jedynie ptasi śpiew. Nie do końca wiedziała, czego powinna się spodziewać, coś wzbudzało jej niepokój. W pewnym momencie usłyszała, że coś za nią idzie, miała takie dziwne wrażenie.. odwróciła się gwałtownie, jednak nic nie dostrzegła. Nieco ją to zaniepokoiło, a może zaczynała wariować? kto ją tam wiedział, ciągle musiała uważać, wszystkie przypadkowe dźwięki powodowały więc u niej lęk. Nie do końca wiedziała dlaczego, jednak zaczęła biec. Jakby ją ktoś śledził. Biegła przed siebie, nie oglądała się za siebie, jakby od tego zależało jej życie, spowodowane to było dźwiękiem, który usłyszała. Nie zamierzała się zatrzymywać, dopóki nie poczuje się bezpiecznie.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pogoda sprzyjała zamiarom pełnego wigoru starszego mężczyzny, spacerującego wrzosowiskiem późnym popołudniem. Ozon unosił się w powietrzu, zapewniając chwilę wytchnienia od przytłaczającej prozy życia. Ostatnie cząsteczki minionego deszczu skraplały się po jego czuprynie, w tej chwili nieułożonej i naturalnie rozpierzchniętej w każdym kierunku. Polana prezentowała się prześlicznie w blasku słońca na tle mieniących się barw wyrazistej tęczy. Vance skierował się ku głębi leśnego rezerwatu, rozkoszując się eksploracją nieodkrytych wcześniej terenów wzgórza Slough. Torba, którą przy sobie posiadał, była już wypełniona po brzegi roślinnymi ingrediencjami i jadalnymi grzybami, których mnogość wręcz wyrastała na oczach faceta. Usiadł na przewalonym pniu drzewa jarzębiny, rozkoszując się atmosferą w korelacji z naturą.
W końcu Cię odnajdę, córeczko.
Kojąca myśl przebrnęła mu przez głowę, choć była daleka od prawdy. Zewnętrzne bodźce zarażały jednak niepoprawnym optymizmem, budząc w mężczyźnie instynkt marzyciela. Wziął do dłoni swą osiemnastocalową różdżkę, gdy zorientował się, że siedzi właśnie na drzewie, z którego gatunku magiczne narzędzie zostało wykonane. Tyle już lat... Towarzyszyła mu od samiuteńkich początków. Uratowała niejedno życie, także jego. Vance nie mógł być dumniejszy z tytułu jej posiadania.
Wzniósł się wiatr, a deszczowe chmury zdawały się powracać z kierunku, który pierwotnie obrały. Wrażenie sielanki wyparowało w mgnieniu oka. Wkrótce rozpętała się burza, która na oczach Villana terroryzowała las. Cieńsze gałęzie odrywały się od smagnięć silnej wichury, a wyższe drzewa konkurowały o trafienie silnym piorunem i niechybną śmierć. Nawet ptaki zdawały się być teraz wyjątkowo niespokojne. Świergot został zastąpiony złowrogim krakaniem. Vance poderwał się na równe nogi, jak gdyby czymś zaalarmowany... Chyba coś usłyszał. Nadstawił nieco uszu i począł biec w kierunku dźwięków. Krótka chwila poszukiwań w skupieniu ułatwiła mu lokalizację celu, wkrótce ukazując przed oczami obraz młodej, uciekającej kobiety. Villan dzierżąc rózdżkę pobiegł za nią, jednocześnie weryfikując, czy i komu próbuje umknąć.
W końcu Cię odnajdę, córeczko.
Kojąca myśl przebrnęła mu przez głowę, choć była daleka od prawdy. Zewnętrzne bodźce zarażały jednak niepoprawnym optymizmem, budząc w mężczyźnie instynkt marzyciela. Wziął do dłoni swą osiemnastocalową różdżkę, gdy zorientował się, że siedzi właśnie na drzewie, z którego gatunku magiczne narzędzie zostało wykonane. Tyle już lat... Towarzyszyła mu od samiuteńkich początków. Uratowała niejedno życie, także jego. Vance nie mógł być dumniejszy z tytułu jej posiadania.
Wzniósł się wiatr, a deszczowe chmury zdawały się powracać z kierunku, który pierwotnie obrały. Wrażenie sielanki wyparowało w mgnieniu oka. Wkrótce rozpętała się burza, która na oczach Villana terroryzowała las. Cieńsze gałęzie odrywały się od smagnięć silnej wichury, a wyższe drzewa konkurowały o trafienie silnym piorunem i niechybną śmierć. Nawet ptaki zdawały się być teraz wyjątkowo niespokojne. Świergot został zastąpiony złowrogim krakaniem. Vance poderwał się na równe nogi, jak gdyby czymś zaalarmowany... Chyba coś usłyszał. Nadstawił nieco uszu i począł biec w kierunku dźwięków. Krótka chwila poszukiwań w skupieniu ułatwiła mu lokalizację celu, wkrótce ukazując przed oczami obraz młodej, uciekającej kobiety. Villan dzierżąc rózdżkę pobiegł za nią, jednocześnie weryfikując, czy i komu próbuje umknąć.
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Vance Villan' has done the following action : Rzut kością
'Zdarzenia' :
'Zdarzenia' :
Prudence biegła przed siebie tak szybko jak potrafiła. Czuła, że ktoś podąża za nią. Intuicja jednak jej nie zawodziła. Powoli zaczynało brakować jej tchu, nie była przyzwyczajona do takiego wysiłku. Starała się jednak nie rezygnować, musiała jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Nie zauważyła mężczyzny, który się napatoczył, także zatrzymała się niemalże na nim. Podniosła głowę do góry, aby zobaczyć chociaż jego twarz, kiedy to praktycznie się od niego odbiła. Goni mnie!- krzyknęła do niego. - Ktoś mnie śledzi!- widać było, że nieco spanikowała. Wtedy do niej dotarło, że znała jego twarz, musiała tylko ją ulokować w czasie i przestrzeni, to powodowało nieco więcej problemów. Nie mogła bowiem sobie przypomnieć skąd kojarzy tą twarz, nie było to jednak w tym momencie jakoś specjalnie istotne. Grunt, że nie była tutaj sama, miała nadzieję, że facet nie okaże się stać po gorszej stronie wojny. Jeśli tak, to mogłaby mieć problem.
Może będzie mogła go poprosić o pomoc, w końcu to ją ktoś śledził, to za nią ktoś podążał, mimo, że nie chciała się nikomu rzucać w oczy. - Pomożesz mi?- odparła, jednak w tym momencie również mocniej zacisnęła swoją różdżkę, nie sądziła, że w lesie będzie aż tak tłoczno. Mia to być kolejny spacer w samotności, a wyszło, jak zawsze. Co za niefart.
Za jej plecami rozległ się krzyk, to nie mogło być przywidzenie, ktoś zdecydowanie za nią podążał. - Słyszysz?- po raz kolejny odezwała się do mężczyzny, nadal nie potrafiła połączyć jego twarzy ze znanymi jej nazwiskami. Wtedy za nią pojawił się mężczyzna, zdecydowanie było widać, że nie był to dla niego najlepszy czas. Miał podkrążone oczy, nie wyglądał najlepiej. Jak dla niej dobrze, że się zjawił, przynajmniej nie będzie się musiała tłumaczyć ze swoich obsesji. Przystanęła za Vancem, jakby chciała uniknąć konfrontacji, z tym, co nadchodziło. Dopiero teraz zauważyła krople krwi na mężczyźnie, który to pojawił się tuż za nią. Musiał przeżyć coś złego, może źle oceniła sytuację i to on potrzebował ich pomocy. Ostatnio jednak była zdystansowana, wolała unikać takich sytuacji.
Może będzie mogła go poprosić o pomoc, w końcu to ją ktoś śledził, to za nią ktoś podążał, mimo, że nie chciała się nikomu rzucać w oczy. - Pomożesz mi?- odparła, jednak w tym momencie również mocniej zacisnęła swoją różdżkę, nie sądziła, że w lesie będzie aż tak tłoczno. Mia to być kolejny spacer w samotności, a wyszło, jak zawsze. Co za niefart.
Za jej plecami rozległ się krzyk, to nie mogło być przywidzenie, ktoś zdecydowanie za nią podążał. - Słyszysz?- po raz kolejny odezwała się do mężczyzny, nadal nie potrafiła połączyć jego twarzy ze znanymi jej nazwiskami. Wtedy za nią pojawił się mężczyzna, zdecydowanie było widać, że nie był to dla niego najlepszy czas. Miał podkrążone oczy, nie wyglądał najlepiej. Jak dla niej dobrze, że się zjawił, przynajmniej nie będzie się musiała tłumaczyć ze swoich obsesji. Przystanęła za Vancem, jakby chciała uniknąć konfrontacji, z tym, co nadchodziło. Dopiero teraz zauważyła krople krwi na mężczyźnie, który to pojawił się tuż za nią. Musiał przeżyć coś złego, może źle oceniła sytuację i to on potrzebował ich pomocy. Ostatnio jednak była zdystansowana, wolała unikać takich sytuacji.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Vance na pewną chwilę zgubił z oczu uciekającą kobietę. Wyglądała na śmiertelnie przerażoną i spanikowaną, jak gdyby właśnie zobaczyła ducha. Mężczyzna obawiał się, że mania prześladowcza suprematów czystej krwi raz jeszcze zawitała w Rough Hill Wood, siejąc spustoszenie wśród okolicznych mieszkańców. Zdołał zarejestrować, że dziewczę nie wyglądało na tutejszą. Pozostawiona sama sobie nie poradziłaby sobie w tym stanie; profesor poczuł zew bohaterstwa i wiedział, że cokolwiek jej grozi, winien jest uchronić ją przed złem... złem, przed którym nie zdołał uchronić własnej rodziny. Z taką autodestrukcyjną myślą w głowie postanowił wezwać swą miotłę zaklęciem Accio i wyprzedzić dziewczynę, konfrontując się z zagrożeniem, przed którym próbowała zbiec.
Zatrzymał się w bezpiecznej odległości od celu i zsiadł z miotły, unosząc dłonie w geście pokoju. Kobieta niczym w amoku niemal wpadła w mężczyznę, nie dostrzegając jego obecności; ten jednak zdążył delikatnie pochwycić ją za ramiona i skonfrontował się z nią łagodnie, zerkając jej prosto w oczy.
— Spokojnie, dziewczyno, jestem przy Tobie i mam dobre intencje. — gdy tylko kobieta wyznała, że ktoś ją goni, protekcjonalnym gestem umieścił ją za swymi plecami, przyglądając się uważnie otoczeniu od strony, z której biegła. — Protego Maxima! — wybrzmiał głos czarodzieja, a z jego różdżki wydobyła się przepiękna struga światła, obejmując duet silną barierą ochronną. Kątem oka facet dostrzegł ruch; wtem zza drzewa wyłonił się chuderlawy, siwy mężczyzna unoszący w górę dłonie w geście poddania.
— Kim jesteś i dlaczego ścigasz tę młodą damę? — donośny głos Villana rozniósł się wśród świergotu ptaków i szumu drzew. Dalej akcja działa się błyskawicznie. Zrozpaczony starzec przedstawił się jako Stanley, przepraszając obojga czarodziejów za wywołanie paniki. Zbliżył się do nich i padł na kolana, błagając o pomoc z palącym problemem. Vance przestał podtrzymywać tarczę i zbliżył się do faceta pewnym krokiem, upewniając się jednak, że dziewczę cały czas jest za nim skryte; wręcz złapał ją za dłoń i prowadził bardzo blisko siebie. Intencje nieznajomego czarodzieja prędko wyklarowały się, a grupa po krótkiej naradzie postanowiła pomóc mu w pozbyciu się łupieżców, którzy nawiedzali jego familię, okradając ze wszelkich zapasów.
za obopólną zgodą nie rzucam na zaklęcia tej kolejki
przechodzimy do szafki zniknięć
Zatrzymał się w bezpiecznej odległości od celu i zsiadł z miotły, unosząc dłonie w geście pokoju. Kobieta niczym w amoku niemal wpadła w mężczyznę, nie dostrzegając jego obecności; ten jednak zdążył delikatnie pochwycić ją za ramiona i skonfrontował się z nią łagodnie, zerkając jej prosto w oczy.
— Spokojnie, dziewczyno, jestem przy Tobie i mam dobre intencje. — gdy tylko kobieta wyznała, że ktoś ją goni, protekcjonalnym gestem umieścił ją za swymi plecami, przyglądając się uważnie otoczeniu od strony, z której biegła. — Protego Maxima! — wybrzmiał głos czarodzieja, a z jego różdżki wydobyła się przepiękna struga światła, obejmując duet silną barierą ochronną. Kątem oka facet dostrzegł ruch; wtem zza drzewa wyłonił się chuderlawy, siwy mężczyzna unoszący w górę dłonie w geście poddania.
— Kim jesteś i dlaczego ścigasz tę młodą damę? — donośny głos Villana rozniósł się wśród świergotu ptaków i szumu drzew. Dalej akcja działa się błyskawicznie. Zrozpaczony starzec przedstawił się jako Stanley, przepraszając obojga czarodziejów za wywołanie paniki. Zbliżył się do nich i padł na kolana, błagając o pomoc z palącym problemem. Vance przestał podtrzymywać tarczę i zbliżył się do faceta pewnym krokiem, upewniając się jednak, że dziewczę cały czas jest za nim skryte; wręcz złapał ją za dłoń i prowadził bardzo blisko siebie. Intencje nieznajomego czarodzieja prędko wyklarowały się, a grupa po krótkiej naradzie postanowiła pomóc mu w pozbyciu się łupieżców, którzy nawiedzali jego familię, okradając ze wszelkich zapasów.
za obopólną zgodą nie rzucam na zaklęcia tej kolejki
przechodzimy do szafki zniknięć
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
wracamy z szafki
Decyzja zapadła. Wszyscy troje poderwali się z miejsca i ruszyli we wskazanym przez Stanleya kierunku. Starzec poprowadził ich przez mroczny las do niewielkiego, bandyckiego obozowiska. Dym z ogniska unosił się w powietrzu, ułatwiając wytropienie niepokornych łupieżców, bezkarnie żerujących na lokalnych rodzinach. Grabienie zapasów schorowanej biedoty? Mordowanie członków rodzin, by stłamsić w zarodku bunt wycieńczonych wojną cywili i zagarnąć dla siebie więcej dóbr materialnych? Vance był człowiekiem czynu; nie mógł stać biernie, wiedząc, że pod jego nosem ma miejsce taki proceder. Już raz pozwolił, by tym podobne gnidy wymordowały dziesiątki ludzi w jego prywatnym azylu. Azylu, w którym kryła się jego rodzina, kiedy zaczął się pogrom.
Nie wiedział, kim jest kobieta, która wpadła na niego w lesie. Jednakże w pamięci utkwił mu jej wyraz twarzy, kiedy go rozpoznała. Nazwała go "profesorem Villanem", zatem była jedną z jego uczennic. A może klientek borykających się z klątwą? Tego już nie wiedział. Nie było jednakże czasu, by mitrężyć i rozwodzić się nad tym, kim jest; ważne, że miała dobre intencje, a gdy sytuacja się wyklarowała - stanęła u jego boku, by pomóc tej uciśnionej rodzinie. Leśny spacer zakończył się, gdy wszyscy uczestnicy nadchodzącej batalii znajdowali się w zasięgu wzroku. Atak rozpoczęła Prudence, a wtórowali jej dwaj kompani - Vance i Stanley, który także stanął w obronie swej rodziny. Obrana przez trio taktyka zakładała rozbrojenie i neutralizację trzech celów zaklęciem Esposas. Prędko okazało się jednak, że sprawa nie była tak prosta: mieli do czynienia z użytkownikami czarnej magii. Szczęściem, sprzymierzone trio potrafiło skutecznie odpierać ich ataki, blokując prawie wszystkie zaklęcia magicznymi tarczami.
Pierwszą ofiarą pojedynku stał się czarnoksiężnik imieniem Chadwick. Padł on ofiarą zaklęcia Drętwota zastosowanego przez Prudence, która chwilę później rozbroiła go, pozwalając Vance'owi na spętanie go magicznymi kajdanami. Wykluczony z walki mężczyzna nie odniósł żadnych obrażeń. Inaczej sprawa miała się z jego kompanem, Huntleyem - także czarnoksiężnikiem, najpewniej niewyszkolonym, którego ta zakazana sztuka magiczna pożerała od środka od początku pojedynku. Być może miałby jakieś szanse w tej walce, gdyby nie krytyczny atak Prudence i jej wybitny czar Slugulus Erecto. Determinacja, jaka wypełniała Prudence - najpewniej po tym, jak wiązka czarnej magii zwichnęła jej lewą rękę - sprawiła, że zaklęcie nieoczekiwanie przybrało na mocy a przyzwane ślimaki poczęły wydobywać się nie tylko z ust, a każdego otworu w ciele mężczyzny. Czarnoksiężnik dusił się i dławił mięczakami, gdy wypowiadał słowa kolejnego zaklęcia. Ostateczną zgubą okazała się jego własna broń - czarna magia, która strawiła go od środka. Huntley zionął ducha na oczach wszystkich zebranych, ponosząc tragiczną i upokarzającą śmierć. Ostatnim, który padł z ręki tego trio, był Morton, najtwardszy z łupieżców - najpewniej ich przywódca, który skutecznie opierał się wszelkim atakom. W przeciwieństwie do pozostałych nie posługiwał się czarną magią, a powszechnie znanymi zaklęciami; nie było jednak wątpliwości, że z nich wszystkich był najpotężniejszym magikiem. Został zneutralizowany, nie odnosząc żadnych obrażeń; ostateczny cios - zaklęcie Esposas - wymierzył profesor Villan, kończąc ohydny, bandycki proceder.
— Życie Wam zawdzięczam, swoje i swojej rodziny. Nie ma na świecie rzeczy, która pozwoliłaby mi spłacić ten dług. — wyznał Stanley, wyraźnie uradowany, że sytuacja dobiegła końca. — Co teraz z nimi zrobicie, panie? Mam żonę i córki, chciałbym im oszczędzić widoku... — więcej mówić nie musiał. Villan rozumiał go bez słów.
— Jesteśmy na wojennej ścieżce. Chciałbym postawić ich przed obliczem sądu, ale nie ma instytucji, która rozpatrzyłaby ich sprawę sprawiedliwie. Puszczenie ich wolno sprowadzi kłopoty na nas wszystkich. Przykro mi, że musimy dopuszczać się samosądu... Po prostu odwróćcie wzrok. — wyznał z bólem Vance, zwracając się zarówno do starca, jak i Prudence. Nie sprawiało mu radości zabijanie wrogów, ale od śmierci żony i zaginięcia córki, nie zatracał się w sentymentach. Tę sprawę należało skończyć raz na zawsze. Wymierzyć sprawiedliwy samosąd i uwolnić te ziemie spod buta antymugolskich dupków, którzy nawet nie pogrążyliby się w podobnej refleksji.
— Commotio. — skierował różdżkę w spętanych kajdanami przeciwników, inkantując dwukrotnie. Obu z nich śmiertelnie raził prądem, pozbawiając życia. Na jego twarzy rysował się wówczas grymas bólu, żalu... Dlaczego do kurwy nędzy tak wyglądała sprawiedliwość? Ciała pozostawił w bezładzie, gdy kajdany się rozstąpiły.
Wszyscy troje z mieszanymi uczuciami udali się na leśną posesję Stanleya. Z jednej strony uratowali uciśnioną familię, z drugiej zaś trzy osoby poniosły śmierć. Prudence przyczyniła się do zgonu Huntleya pośrednio; Vance jednakże miał ręce splamione krwią. Ostatnimi czasy coraz więcej osób miał na sumieniu... Wojna rządzi się swoimi prawami. Kiedyś w końcu minie, pomyślał, a wtedy będzie mógł bezpiecznie żyć ze swoją córką na brytyjskich ziemiach pod wodzą Harolda Longbottoma. A jeśli nie, niechaj szlag go trafi, nim dożyje chwili, w której umrze i nadzieja. Gdy dotarli do domu starca, początkowo familia zlękła się dwojga obcych czarodziejów. Wkrótce dowiedzieli się o ich wyczynach i ogłosili ich, o ironio, bohaterami. Wdzięczność tych niewinnych duszyczek koiła sumienie, lecz tylko doraźnie... Duet został wyprawiony w dalszą podróż z prowiantem i dozgonną wdzięcznością. Prudence i Vance wiedzieli, że zawsze mogą tu wrócić i spotkają się z ciepłym przyjęciem.
— Przepraszam. Czy dobrze zrozumiałem, że zdołała mnie Pani rozpoznać? Przykro mi, nie jestem w stanie skojarzyć twarzy... Vance Villan, milo mi poznać. Odznaczyła się Pani dzisiaj niezwykłym bohaterstwem. Dziękuję. — przyznał całkiem szczerze, wyciągając do niej rękę. — Mieszkam kawałek stąd. Zechce Pani wstąpić do mojej pracowni na herbatę lub coś mocniejszego?
Decyzja zapadła. Wszyscy troje poderwali się z miejsca i ruszyli we wskazanym przez Stanleya kierunku. Starzec poprowadził ich przez mroczny las do niewielkiego, bandyckiego obozowiska. Dym z ogniska unosił się w powietrzu, ułatwiając wytropienie niepokornych łupieżców, bezkarnie żerujących na lokalnych rodzinach. Grabienie zapasów schorowanej biedoty? Mordowanie członków rodzin, by stłamsić w zarodku bunt wycieńczonych wojną cywili i zagarnąć dla siebie więcej dóbr materialnych? Vance był człowiekiem czynu; nie mógł stać biernie, wiedząc, że pod jego nosem ma miejsce taki proceder. Już raz pozwolił, by tym podobne gnidy wymordowały dziesiątki ludzi w jego prywatnym azylu. Azylu, w którym kryła się jego rodzina, kiedy zaczął się pogrom.
Nie wiedział, kim jest kobieta, która wpadła na niego w lesie. Jednakże w pamięci utkwił mu jej wyraz twarzy, kiedy go rozpoznała. Nazwała go "profesorem Villanem", zatem była jedną z jego uczennic. A może klientek borykających się z klątwą? Tego już nie wiedział. Nie było jednakże czasu, by mitrężyć i rozwodzić się nad tym, kim jest; ważne, że miała dobre intencje, a gdy sytuacja się wyklarowała - stanęła u jego boku, by pomóc tej uciśnionej rodzinie. Leśny spacer zakończył się, gdy wszyscy uczestnicy nadchodzącej batalii znajdowali się w zasięgu wzroku. Atak rozpoczęła Prudence, a wtórowali jej dwaj kompani - Vance i Stanley, który także stanął w obronie swej rodziny. Obrana przez trio taktyka zakładała rozbrojenie i neutralizację trzech celów zaklęciem Esposas. Prędko okazało się jednak, że sprawa nie była tak prosta: mieli do czynienia z użytkownikami czarnej magii. Szczęściem, sprzymierzone trio potrafiło skutecznie odpierać ich ataki, blokując prawie wszystkie zaklęcia magicznymi tarczami.
Pierwszą ofiarą pojedynku stał się czarnoksiężnik imieniem Chadwick. Padł on ofiarą zaklęcia Drętwota zastosowanego przez Prudence, która chwilę później rozbroiła go, pozwalając Vance'owi na spętanie go magicznymi kajdanami. Wykluczony z walki mężczyzna nie odniósł żadnych obrażeń. Inaczej sprawa miała się z jego kompanem, Huntleyem - także czarnoksiężnikiem, najpewniej niewyszkolonym, którego ta zakazana sztuka magiczna pożerała od środka od początku pojedynku. Być może miałby jakieś szanse w tej walce, gdyby nie krytyczny atak Prudence i jej wybitny czar Slugulus Erecto. Determinacja, jaka wypełniała Prudence - najpewniej po tym, jak wiązka czarnej magii zwichnęła jej lewą rękę - sprawiła, że zaklęcie nieoczekiwanie przybrało na mocy a przyzwane ślimaki poczęły wydobywać się nie tylko z ust, a każdego otworu w ciele mężczyzny. Czarnoksiężnik dusił się i dławił mięczakami, gdy wypowiadał słowa kolejnego zaklęcia. Ostateczną zgubą okazała się jego własna broń - czarna magia, która strawiła go od środka. Huntley zionął ducha na oczach wszystkich zebranych, ponosząc tragiczną i upokarzającą śmierć. Ostatnim, który padł z ręki tego trio, był Morton, najtwardszy z łupieżców - najpewniej ich przywódca, który skutecznie opierał się wszelkim atakom. W przeciwieństwie do pozostałych nie posługiwał się czarną magią, a powszechnie znanymi zaklęciami; nie było jednak wątpliwości, że z nich wszystkich był najpotężniejszym magikiem. Został zneutralizowany, nie odnosząc żadnych obrażeń; ostateczny cios - zaklęcie Esposas - wymierzył profesor Villan, kończąc ohydny, bandycki proceder.
— Życie Wam zawdzięczam, swoje i swojej rodziny. Nie ma na świecie rzeczy, która pozwoliłaby mi spłacić ten dług. — wyznał Stanley, wyraźnie uradowany, że sytuacja dobiegła końca. — Co teraz z nimi zrobicie, panie? Mam żonę i córki, chciałbym im oszczędzić widoku... — więcej mówić nie musiał. Villan rozumiał go bez słów.
— Jesteśmy na wojennej ścieżce. Chciałbym postawić ich przed obliczem sądu, ale nie ma instytucji, która rozpatrzyłaby ich sprawę sprawiedliwie. Puszczenie ich wolno sprowadzi kłopoty na nas wszystkich. Przykro mi, że musimy dopuszczać się samosądu... Po prostu odwróćcie wzrok. — wyznał z bólem Vance, zwracając się zarówno do starca, jak i Prudence. Nie sprawiało mu radości zabijanie wrogów, ale od śmierci żony i zaginięcia córki, nie zatracał się w sentymentach. Tę sprawę należało skończyć raz na zawsze. Wymierzyć sprawiedliwy samosąd i uwolnić te ziemie spod buta antymugolskich dupków, którzy nawet nie pogrążyliby się w podobnej refleksji.
— Commotio. — skierował różdżkę w spętanych kajdanami przeciwników, inkantując dwukrotnie. Obu z nich śmiertelnie raził prądem, pozbawiając życia. Na jego twarzy rysował się wówczas grymas bólu, żalu... Dlaczego do kurwy nędzy tak wyglądała sprawiedliwość? Ciała pozostawił w bezładzie, gdy kajdany się rozstąpiły.
Wszyscy troje z mieszanymi uczuciami udali się na leśną posesję Stanleya. Z jednej strony uratowali uciśnioną familię, z drugiej zaś trzy osoby poniosły śmierć. Prudence przyczyniła się do zgonu Huntleya pośrednio; Vance jednakże miał ręce splamione krwią. Ostatnimi czasy coraz więcej osób miał na sumieniu... Wojna rządzi się swoimi prawami. Kiedyś w końcu minie, pomyślał, a wtedy będzie mógł bezpiecznie żyć ze swoją córką na brytyjskich ziemiach pod wodzą Harolda Longbottoma. A jeśli nie, niechaj szlag go trafi, nim dożyje chwili, w której umrze i nadzieja. Gdy dotarli do domu starca, początkowo familia zlękła się dwojga obcych czarodziejów. Wkrótce dowiedzieli się o ich wyczynach i ogłosili ich, o ironio, bohaterami. Wdzięczność tych niewinnych duszyczek koiła sumienie, lecz tylko doraźnie... Duet został wyprawiony w dalszą podróż z prowiantem i dozgonną wdzięcznością. Prudence i Vance wiedzieli, że zawsze mogą tu wrócić i spotkają się z ciepłym przyjęciem.
— Przepraszam. Czy dobrze zrozumiałem, że zdołała mnie Pani rozpoznać? Przykro mi, nie jestem w stanie skojarzyć twarzy... Vance Villan, milo mi poznać. Odznaczyła się Pani dzisiaj niezwykłym bohaterstwem. Dziękuję. — przyznał całkiem szczerze, wyciągając do niej rękę. — Mieszkam kawałek stąd. Zechce Pani wstąpić do mojej pracowni na herbatę lub coś mocniejszego?
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Podjęli jednomyślną decyzję, bez żadnego zawahania. Prudence nie należała w końcu do osób, które zostawiały by potrzebujących bez wsparcia. Może nie czuła się zbyt pewnie, jednak nie szła sama, tyko w towarzystwie dwóch mężczyzn. Jednego z nich znała, wiedziała, że skoro uczył w Hogwarcie musi mieć naprawdę spore umiejętności, nie pamiętała jego lekcji zbyt dokładnie, jednak teraz to nie było najważniejsze. Musieli pomóc temu mężczyźnie, w końcu chodziło o jego dom. Macmillan miała świadomość, że wojna rozpętała się na dobre, zapewne wielu ludzi miało podobne problemy, co ten tutaj, jednak to akurat on poprosił ich o pomoc. Nie mogła pomóc wszystkim, jemu akurat tak, dlaczego więc by nie spróbować?
Macmillan nawet nie zdawała sobie sprawy, że drzemie w niej taka energia. Ostatnio bowiem nie angażowała się w żadne pojedynki, jak widać jednak pewnych rzeczy się nie zapomina. Wtórowała mężczyznom, którzy stali obok niej. Rzucała jedno zaklęcie za drugim, czarowała tarcze.. nie byłaby sobą, gdyby wszystko poszło po jej myśli. Oberwała jednym zaklęciem, na szczęście niezbyt boleśnie, mogła dalej machać różdżką. Nadgarstek nieco ją pobolewał, nie był to jednak taki ból, który uniemożliwiłby jej dalszy udział w walce.
Eliminowali przeciwników po kolei, jakby nie robili tego razem pierwszy raz, jakby faktycznie byli drużyną. Zupełnie bez słów, każdy wiedział, co powinien robić. Dzięki czemu całkiem zgrabnie rozwiązywali sytuację. Prudence nie spodziewała się z jakąś siłą Slugulus Erecto uderzy w Chadwicka. Sama była zaskoczona z efektu jaki osiągnęła. Ślimaki zaczęły opuszczać jego ciało każdym otworem.. nie do końca tego się spodziewała. Mężczyzna wyglądał źle, widać było, że zupełnie sobie z tym nie radzi, próbował ponownie atakować, jednak mu się nie udało, jej źrenice się rozszerzyły, bo w pewnym momencie padł na ziemi i już się nie podniósł. Nerwowo spoglądała w jego kierunku, nie spodziewała się tego, że ktoś może tutaj stracić życie i to poniekąd ona doprowadziła do takiej sytuacji. Nie był to jednak odpowiedni moment do rozmyśleń, bo pozostał im ostatni przeciwnik, z nim poszło im najgorzej, jednak również udało się im osiągnąć sukces. Więc wygrali ten pojedynek z czarnoksiężnikami, a ich nowy znajomy nie będzie się musiał martwić o rodzinny dom. Mięli szczęście.
Prudence podeszła do Chadwicka, którego to uraczyła ślimakami, chciała zobaczyć, czy po prostu zemdlał, może nic takiego mu się nie stało? Jednak nie oddychał. Zamarła. Czy ona właśnie zabiła człowieka? Oddech jej przyspieszył, zaczęła panikować, jeszcze nigdy w swoim życiu nie zrobiła czegoś takiego, widać było, że dziewczyna się zdenerwowała.
Wtedy dotarły do niej słowa profesora. Przeniosła na niego spojrzenie, miała ochotę krzyczeć, nie chciała godzić się na takie czyny. Z drugiej jednak strony, czy oni okazaliby im litość? Na pewno nie, może więc takie rozwiązanie było słusznym? Niemożliwe, to nie oni powinni o tym decydować. Wiedziała jednak, że nic nie może zrobić. Nie zamierzała odwracać wzroku, trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny, kiedy Villan rzucił w ich stronę zaklęcie zacisnęła zęby, jednak nie oderwała spojrzenia od tego, co robił mężczyzna. Czuła, że nie postępują słusznie, nie mięli jednak zbytnio innego wyboru.
Bez słowa podążała za mężczyznami do domu Stanleya, wzrok miała wbity raczej w ziemię, nie radziła sobie zbytnio z tym wszystkim, co wydarzyło się przed chwilą. Zaczynało ją to przerastać. Dotarli do domu mężczyzny, na początku zostali niezbyt ufnie przyjęci, jednak gdy usłyszeli opowieść.. ich podejście się zmieniło, stali się dla nich bohaterami, cóż zabawne, że Prue czuła się w tej chwili mordercą. Była taka sama jak oni.
Opuścili leśną chatkę, została sama z profesorem. - Tak, rozpoznałam Pana. Uczył mnie Pan w Hogwarcie, ma Pan profesor prawo nie pamiętać twarzy, wszak minęło już trochę czasu, zresztą nieco też się zmieniłam. - były to pierwsze słowa, które wypowiedziała od czasu pamiętnej walki. - Prudence Macmillan, nie wiem, czy to Panu coś mówi.. - wiedziała, że nie musi ukrywać swoich danych osobowych, w końcu przed chwilą ramię w ramię walczyli z czarnoksiężnikami. - Czy ja wiem, czy to było bohaterstwo? Czuję się teraz, jak jedna z nich. Nie do końca mi się to podoba.- była ona dosyć wrażliwą osobą, nie do końca akceptowała to, że dokonali samosądu. - Przydałoby mi się coś mocniejszego, aby uspokoić myśli, oczywiście o ile nie pyta Pan z życzliwości i nie ma innych planów.
Macmillan nawet nie zdawała sobie sprawy, że drzemie w niej taka energia. Ostatnio bowiem nie angażowała się w żadne pojedynki, jak widać jednak pewnych rzeczy się nie zapomina. Wtórowała mężczyznom, którzy stali obok niej. Rzucała jedno zaklęcie za drugim, czarowała tarcze.. nie byłaby sobą, gdyby wszystko poszło po jej myśli. Oberwała jednym zaklęciem, na szczęście niezbyt boleśnie, mogła dalej machać różdżką. Nadgarstek nieco ją pobolewał, nie był to jednak taki ból, który uniemożliwiłby jej dalszy udział w walce.
Eliminowali przeciwników po kolei, jakby nie robili tego razem pierwszy raz, jakby faktycznie byli drużyną. Zupełnie bez słów, każdy wiedział, co powinien robić. Dzięki czemu całkiem zgrabnie rozwiązywali sytuację. Prudence nie spodziewała się z jakąś siłą Slugulus Erecto uderzy w Chadwicka. Sama była zaskoczona z efektu jaki osiągnęła. Ślimaki zaczęły opuszczać jego ciało każdym otworem.. nie do końca tego się spodziewała. Mężczyzna wyglądał źle, widać było, że zupełnie sobie z tym nie radzi, próbował ponownie atakować, jednak mu się nie udało, jej źrenice się rozszerzyły, bo w pewnym momencie padł na ziemi i już się nie podniósł. Nerwowo spoglądała w jego kierunku, nie spodziewała się tego, że ktoś może tutaj stracić życie i to poniekąd ona doprowadziła do takiej sytuacji. Nie był to jednak odpowiedni moment do rozmyśleń, bo pozostał im ostatni przeciwnik, z nim poszło im najgorzej, jednak również udało się im osiągnąć sukces. Więc wygrali ten pojedynek z czarnoksiężnikami, a ich nowy znajomy nie będzie się musiał martwić o rodzinny dom. Mięli szczęście.
Prudence podeszła do Chadwicka, którego to uraczyła ślimakami, chciała zobaczyć, czy po prostu zemdlał, może nic takiego mu się nie stało? Jednak nie oddychał. Zamarła. Czy ona właśnie zabiła człowieka? Oddech jej przyspieszył, zaczęła panikować, jeszcze nigdy w swoim życiu nie zrobiła czegoś takiego, widać było, że dziewczyna się zdenerwowała.
Wtedy dotarły do niej słowa profesora. Przeniosła na niego spojrzenie, miała ochotę krzyczeć, nie chciała godzić się na takie czyny. Z drugiej jednak strony, czy oni okazaliby im litość? Na pewno nie, może więc takie rozwiązanie było słusznym? Niemożliwe, to nie oni powinni o tym decydować. Wiedziała jednak, że nic nie może zrobić. Nie zamierzała odwracać wzroku, trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny, kiedy Villan rzucił w ich stronę zaklęcie zacisnęła zęby, jednak nie oderwała spojrzenia od tego, co robił mężczyzna. Czuła, że nie postępują słusznie, nie mięli jednak zbytnio innego wyboru.
Bez słowa podążała za mężczyznami do domu Stanleya, wzrok miała wbity raczej w ziemię, nie radziła sobie zbytnio z tym wszystkim, co wydarzyło się przed chwilą. Zaczynało ją to przerastać. Dotarli do domu mężczyzny, na początku zostali niezbyt ufnie przyjęci, jednak gdy usłyszeli opowieść.. ich podejście się zmieniło, stali się dla nich bohaterami, cóż zabawne, że Prue czuła się w tej chwili mordercą. Była taka sama jak oni.
Opuścili leśną chatkę, została sama z profesorem. - Tak, rozpoznałam Pana. Uczył mnie Pan w Hogwarcie, ma Pan profesor prawo nie pamiętać twarzy, wszak minęło już trochę czasu, zresztą nieco też się zmieniłam. - były to pierwsze słowa, które wypowiedziała od czasu pamiętnej walki. - Prudence Macmillan, nie wiem, czy to Panu coś mówi.. - wiedziała, że nie musi ukrywać swoich danych osobowych, w końcu przed chwilą ramię w ramię walczyli z czarnoksiężnikami. - Czy ja wiem, czy to było bohaterstwo? Czuję się teraz, jak jedna z nich. Nie do końca mi się to podoba.- była ona dosyć wrażliwą osobą, nie do końca akceptowała to, że dokonali samosądu. - Przydałoby mi się coś mocniejszego, aby uspokoić myśli, oczywiście o ile nie pyta Pan z życzliwości i nie ma innych planów.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Minęło dwanaście lat, odkąd ostatni raz postawiłem nogę na zamku Hogwart. — przyznał, usprawiedliwiając wcześniejsze nierozpoznanie kobiety. — Ah, panna Macmillan. To jest, Lady Macmillan. — szybko się poprawił; teraz była to dorosła kobieta, najpewniej zamężna. Tylko co do cholery szlachcianka robiła w takim miejscu? — Oczywiście, że pamiętam. Żałuję, że spotykamy się w takich okolicznościach, to tragiczna sytuacja, o której za chwilę pomówimy. Pozwolę sobie spytać, co robi Pani tak daleko od domu? Wyglądała lady na spanikowaną i zagubioną. — w ten czas dostrzegł jej zwichniętą rękę. Pokręcił głową na boki i już chciał wyciągnąć dłoń, by zerknąć i pomóc, lecz cofnął ją w połowie. To nie miejsce i czas, by bawić się w doktora; zresztą, jaką on miał wiedzę?
Poczucie winy było cholernie przygnębiające. Ciężko było cieszyć się sukcesem w obliczu mordu, którego właśnie dokonał. Dziewczę jednakże obwiniało się o śmierć osoby, którą strawiła własna arogancja i sztuka magii, której nie pojmowała. Należało więc szybko skorygować ten fakt, nim nienawiść do samej siebie zawładnie umysłem niedoświadczonej arystokratki. — Widziałem, czego lady dokonała. Drzemie w Pani nieujarzmiona moc, której należy poświęcić więcej uwagi. Zapewniam jednak, że ten mężczyzna nie zginął z Pani ręki. — mogła odnieść inne wrażenie, gdy pośmiertnie dostrzegła potok wypełzających z każdego otworu mięczaków. Wyglądał wszak jak uduszony, wnioskując po zasinieniach... Mimo to Villan zapewniał o jej niewinności. — Obserwowałem go przez całą walkę, widziałem także moment jego śmierci. Taki wpływ wywiera czarna magia na niedoświadczonych praktykantów. Został pożarty od wewnątrz przez własną arogancję. — nie kłamał ani przez chwilę. Jeśli tylko tego chciała, dostrzegłaby w jego oczach szczerość i pewność swych słów. — Lady Macmillan, jestem jedyną osobą, którą można dziś z nimi zestawić. Zdaję sobie sprawę, jak okrutnego czynu się dopuściłem i byłbym gotów oddać się w ręce samego Harolda Longbottoma. Jednakże trwa wojna, w której wszyscy bierzemy udział. Choć przychodzą czasem dni, kiedy chciałbym włożyć głowę w piasek i przeczekać trudny okres, muszę walczyć o przetrwanie każdego dnia. Nie tylko swoje, ale i słabszych jednostek, które nigdy samodzielnie nie sprzeciwią się reżimowi popleczników samozwańczego lorda Voldemorta i ministra Malfoya. Wizengamot jest strukturą zdeprawowaną przez nową, antymugolską władzę, która przypięłaby tym łupieżcom order bohaterstwa za pastwienie się nad ludźmi, których wyzwoliliśmy z żelaznego uścisku bezprawia. Czy moralnie czyste byłoby puszczenie ich wolno, by powrócili, zgwałcili i bezkarnie wymordowali tę rodzinę? — racjonalizm przemawiał za niego, choć w środku czuł się tak samo upodlony, jak ona. — Proszę mi wierzyć, moje serce dziś pękło i do końca życia będę nosił brzemię ich śmierci na sumieniu. Niestety, to nie pierwszy i z bólem przyznaję, nie ostatni raz. — sprawiedliwość, kurwa jego mać. — Porozmawiamy w drodze, podtrzymuję propozycję. Grzecznie uprzedzam jednak, że w gościnie nie mam wiele do zaoferowania, staram się wiązać koniec z końcem. Zadowoli się lady czarnym ale i wędzonym pstrągiem? — takie pytanie w zaistniałej sytuacji brzmiało niezwykle ironicznie, choć dziewczę mogło dostrzec, że facet próbuje zachować resztki kultury i nieco podnieść ją na duchu, na swój własny sposób.
Poczucie winy było cholernie przygnębiające. Ciężko było cieszyć się sukcesem w obliczu mordu, którego właśnie dokonał. Dziewczę jednakże obwiniało się o śmierć osoby, którą strawiła własna arogancja i sztuka magii, której nie pojmowała. Należało więc szybko skorygować ten fakt, nim nienawiść do samej siebie zawładnie umysłem niedoświadczonej arystokratki. — Widziałem, czego lady dokonała. Drzemie w Pani nieujarzmiona moc, której należy poświęcić więcej uwagi. Zapewniam jednak, że ten mężczyzna nie zginął z Pani ręki. — mogła odnieść inne wrażenie, gdy pośmiertnie dostrzegła potok wypełzających z każdego otworu mięczaków. Wyglądał wszak jak uduszony, wnioskując po zasinieniach... Mimo to Villan zapewniał o jej niewinności. — Obserwowałem go przez całą walkę, widziałem także moment jego śmierci. Taki wpływ wywiera czarna magia na niedoświadczonych praktykantów. Został pożarty od wewnątrz przez własną arogancję. — nie kłamał ani przez chwilę. Jeśli tylko tego chciała, dostrzegłaby w jego oczach szczerość i pewność swych słów. — Lady Macmillan, jestem jedyną osobą, którą można dziś z nimi zestawić. Zdaję sobie sprawę, jak okrutnego czynu się dopuściłem i byłbym gotów oddać się w ręce samego Harolda Longbottoma. Jednakże trwa wojna, w której wszyscy bierzemy udział. Choć przychodzą czasem dni, kiedy chciałbym włożyć głowę w piasek i przeczekać trudny okres, muszę walczyć o przetrwanie każdego dnia. Nie tylko swoje, ale i słabszych jednostek, które nigdy samodzielnie nie sprzeciwią się reżimowi popleczników samozwańczego lorda Voldemorta i ministra Malfoya. Wizengamot jest strukturą zdeprawowaną przez nową, antymugolską władzę, która przypięłaby tym łupieżcom order bohaterstwa za pastwienie się nad ludźmi, których wyzwoliliśmy z żelaznego uścisku bezprawia. Czy moralnie czyste byłoby puszczenie ich wolno, by powrócili, zgwałcili i bezkarnie wymordowali tę rodzinę? — racjonalizm przemawiał za niego, choć w środku czuł się tak samo upodlony, jak ona. — Proszę mi wierzyć, moje serce dziś pękło i do końca życia będę nosił brzemię ich śmierci na sumieniu. Niestety, to nie pierwszy i z bólem przyznaję, nie ostatni raz. — sprawiedliwość, kurwa jego mać. — Porozmawiamy w drodze, podtrzymuję propozycję. Grzecznie uprzedzam jednak, że w gościnie nie mam wiele do zaoferowania, staram się wiązać koniec z końcem. Zadowoli się lady czarnym ale i wędzonym pstrągiem? — takie pytanie w zaistniałej sytuacji brzmiało niezwykle ironicznie, choć dziewczę mogło dostrzec, że facet próbuje zachować resztki kultury i nieco podnieść ją na duchu, na swój własny sposób.
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Wystarczy panna. Nigdy nie czułam się specjalnie jak Lady. - Te kojarzyły jej się z pięknymi sukniami, ogładą, i wieloma innymi rzeczami do których jej było daleko. Ona chciała odkrywać świat, ryzykować, nie do końca pasowała do wizji Lady, która rysowała się w jej głowie. - Spanikowałam, kiedy ktoś obcy zaczął za mną podążać. Jak wiemy, mój kuzyn jest poszukiwany, nie wiem jeszcze do końca komu mogę ufać. Staram się nie nawiązywać żadnych relacji, żeby niepotrzebnie nie ryzykować. Stąd moja panika.- chciała się choć trochę wytłumaczyć. Nie miała w naturze uciekania przed problemami, w sytuacji jak ta, jednak wolała trzymać się z boku.
Ręka Prue nieco ją pobolewała, jednak miała świadomość, że takie rzeczy się zdarzają. Nie przejmowała się tym specjalnie mocno. Do wesela się zagoi, czyż nie?
- Tak Pan myśli, jak nic moje ślimaki pomogły mu umrzeć. Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło, jestem nieco rozbita.- nie chciała się dzielić emocjami, które wypełniały ją od środka z praktycznie obcym mężczyznom. Miała problem, żeby o nich mówić wśród bliskich, a co dopiero w takiej sytuacji. Zapewne najbliższy czas spędzi nad rozmyślaniem, co mogła zrobić inaczej. Teraz wolała do tego nie wracać, było to zbyt bolesne.
- Czarna magia..- powtórzyła. - Zupełnie nie znam się na jej tajnikach.- rzekła szczerze. Nigdy nie ciągnęło ją do tej dziedziny. Nie miała świadomości, na jakiej zasadzie działa. Może czas najwyższy nieco się dokształcić?
- Trochę przeraziło mnie to, co Pan zrobił. Nie jestem przyzwyczajona do przemocy, do zabijania, to zupełnie nie mój świat. - nie zamierzała ukrywać, że jest to dla niej normalne. Jednak trwa wojna, zdaję sobie sprawę, że albo oni, albo my. Oni nigdy nie okazaliby nam litości. Nie potrafię się z tym pogodzić. Jeszcze. Może z czasem? Aczkolwiek nie chciałabym, żeby takie czynności były dla mnie na porządku dziennym. Wydaje mi się, że wtedy straciłabym swoje człowieczeństwo.- wiedziała jak wygląda aktualny świat. Jak dotąd jednak nie brała czynnego udziału w wydarzeniach jak te. Może czas nieco zmienić myślenie, przestawić się? Skoro nawet podczas spaceru musiała się z tym mierzyć.
- Pogodził się Pan z tym? Jak sobie Pan radzi z tym brzemieniem?- była ciekawa. Nie do końca wiedziała, jak powinna podejść do tematu. Szczególnie, że sama jak do tej pory nie skrzywdziła nawet muchy. Dzisiaj jednak wypełniła ją wola walki. Była tak ogromna.. że jak do tej pory nigdy nic podobnego się jej nie przytrafiło. Walczyła tak, jak Ci dwaj mężczyźni, którzy jej towarzyszyli, nie zastanawiała się nawet przez moment, nad decyzjami które podejmowała.
- Pstrąga odpuszczę, myślę, że Panu bardziej się przyda, alkoholu jednak potrzebuję, muszę jakoś przetrawić to, co nas spotkało.- nie zamierzała nadmiernie korzystać z gościnności. Tym bardziej, że zdawała sobie sprawę z tego, że czasy były ciężkie i ludzie nie mięli czego do garnka włożyć. Nie będzie go objadać z zapasów, nie wypadało.
Ręka Prue nieco ją pobolewała, jednak miała świadomość, że takie rzeczy się zdarzają. Nie przejmowała się tym specjalnie mocno. Do wesela się zagoi, czyż nie?
- Tak Pan myśli, jak nic moje ślimaki pomogły mu umrzeć. Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło, jestem nieco rozbita.- nie chciała się dzielić emocjami, które wypełniały ją od środka z praktycznie obcym mężczyznom. Miała problem, żeby o nich mówić wśród bliskich, a co dopiero w takiej sytuacji. Zapewne najbliższy czas spędzi nad rozmyślaniem, co mogła zrobić inaczej. Teraz wolała do tego nie wracać, było to zbyt bolesne.
- Czarna magia..- powtórzyła. - Zupełnie nie znam się na jej tajnikach.- rzekła szczerze. Nigdy nie ciągnęło ją do tej dziedziny. Nie miała świadomości, na jakiej zasadzie działa. Może czas najwyższy nieco się dokształcić?
- Trochę przeraziło mnie to, co Pan zrobił. Nie jestem przyzwyczajona do przemocy, do zabijania, to zupełnie nie mój świat. - nie zamierzała ukrywać, że jest to dla niej normalne. Jednak trwa wojna, zdaję sobie sprawę, że albo oni, albo my. Oni nigdy nie okazaliby nam litości. Nie potrafię się z tym pogodzić. Jeszcze. Może z czasem? Aczkolwiek nie chciałabym, żeby takie czynności były dla mnie na porządku dziennym. Wydaje mi się, że wtedy straciłabym swoje człowieczeństwo.- wiedziała jak wygląda aktualny świat. Jak dotąd jednak nie brała czynnego udziału w wydarzeniach jak te. Może czas nieco zmienić myślenie, przestawić się? Skoro nawet podczas spaceru musiała się z tym mierzyć.
- Pogodził się Pan z tym? Jak sobie Pan radzi z tym brzemieniem?- była ciekawa. Nie do końca wiedziała, jak powinna podejść do tematu. Szczególnie, że sama jak do tej pory nie skrzywdziła nawet muchy. Dzisiaj jednak wypełniła ją wola walki. Była tak ogromna.. że jak do tej pory nigdy nic podobnego się jej nie przytrafiło. Walczyła tak, jak Ci dwaj mężczyźni, którzy jej towarzyszyli, nie zastanawiała się nawet przez moment, nad decyzjami które podejmowała.
- Pstrąga odpuszczę, myślę, że Panu bardziej się przyda, alkoholu jednak potrzebuję, muszę jakoś przetrawić to, co nas spotkało.- nie zamierzała nadmiernie korzystać z gościnności. Tym bardziej, że zdawała sobie sprawę z tego, że czasy były ciężkie i ludzie nie mięli czego do garnka włożyć. Nie będzie go objadać z zapasów, nie wypadało.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Panno Macmillan, proszę sobie nie ujmować. Nie ukrywam, zaiste dziwny to widok szlachetnej damy pośrodku lasu strawionego wojną, ale mniemam, że miała lady swoje powody. Zapewniam także, że nie odstępuje panienka na krok dworskim arystokratkom, nadto cechując się niezwykłą odwagą. — jak większość szlachcianek, ta kobieta prezentowała się dobrze nawet utytłana brudem i krwią po stoczonym boju. Nie było więc powodów, by kłamać, że tak nie jest. — Uh, prawdę mówiąc nie wiem, którego kuzyna ma lady na myśli. Gdybym miał zlustrować wszystkie twarze na przeklętych plakatach skorumpowanego Ministerstwa, być może znalazłbym tam nawet swoją. Niezmiernie mi przykro, że problem musiał dotknąć także Twoją rodzinę, panno Macmillan. — Cóż, ucieczka czasami jest jakimś rozwiązaniem. Nieco gorszym, gdy stanowi efekt zaburzeń paranoicznych... ale kto by ją winił? Ponadto dziewczę ponownie zaczęło obwiniać się o śmierć tego faceta. Vance pomyślał, że być może musi to przetrawić po swojemu, ale tkwił w tym razem z nią; postanowił raz jeszcze udzielić jej wsparcia. — Dawniej zakazana, obecnie zaś często praktykowana czarna magia daje użytkownikowi ogromną moc. Wprawiony czarnoksiężnik jednym zaklęciem potrafi zamordować najznamienitszych czarodziejów i nawet tarcza Protego w wersji Maxima, nie uchroni ofiary przed śmiercią. To sztuka magii skoncentrowana na zadawaniu bólu nieporównywalnie większego, niż większość klasycznych uroków. Jednakże okiełznanie jej wymaga od czarownika ogromnych umiejętności i rozwagi; ci, którzy się w niej zatracą, bardzo prędko mogą paść ofiarą własnej broni. Czarna magia bowiem to broń obosieczna i potrafi strawić użytkowników od środka. Ten mężczyzna padł ofiarą własnej arogancji, pożarty przez moc, której nie rozumiał - i której nikomu rozumieć nie polecam. — miał nadzieję, że kobieta wreszcie to zrozumie. Ślimaki być może łaskotały go w odbyt, ale w żadnym wypadku nie przyczyniły się bezpośrednio do jego śmierci. On o tym wiedział, podświadomie ona pewnie także. — Nie jestem dumny z tego, co zrobiłem, panno Macmillan. Gdy będzie po wszystkim, gdy wojna dobiegnie końca i zwycięży słuszna strona, oddam się w ręce władz, które zawyrokują moje zbrodnie. Dziś jednak muszę walczyć. O dobro czarodziejskiej Wielkiej Brytanii pozbawionej dyskryminacji na tle czystości krwi. Dla ludzi takich jak Stanley i jego rodzina bezbronnie usiłujących przetrwać wojenną zawieruchę. Dla swojej córki, której pragnę zapewnić godną przyszłość. Jest jeszcze taka młoda, całe życie przed nią... Właśnie dlatego jeszcze nie odczułem swego piętna. Nie robię tego dla siebie, moja pani. Ale przyjdzie taki dzień, gdy cały ten ciężar ze zdwojoną siłą spadnie na me barki i nie wiem, co się ze mną wtedy stanie. Jednakże wojna to nie miejsce na sentymenty i żale, lady. — raz jeszcze: sprawiedliwość, kurwa jego mać. Gdyby mógł, znienawidziłby się jeszcze bardziej, ale miał na świecie do zrobienia jeszcze wiele rzeczy. Nie mógł pogrążyć się w autoagresji. W każdym razie, należało nieco rozluźnić atmosferę, odwrócić uwagę od bieżącego problemu. — Nawet nie chcę tego słyszeć, panno Macmillan. Nauczono mnie dzielenia się z innymi i zjedzenie z panną kolacji po tylu latach będzie dla mnie zaszczytem.
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Nie ujmuje sobie. Nie uważam po prostu jako szczyt swoich osiągnięć tego, że jestem Lady.- miała do zaoferowania dużo więcej niż szlacheckie pochodzenie, na które przecież nie miała wypływu. Nie chciała być postrzegana jedynie przez pryzmat tego, jaka krew płynie w jej żyłach. Od zawsze oczekiwała od życia czegoś więcej. Nie chciała być dodatkiem do jakiegoś mężczyzny, a osobną jednostką, która jest szanowana za swoją wiedzę i osiągnięcia.
- Moja rodzina opowiedziała się po jedynej słusznej stronie, dlatego teraz polują i na nas. Uważają nas za zdrajców, jednak się cieszę, że to zrobili. Po wojnie na pewno zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec tych, którzy mordowali niewinnych ludzi, tyko dlatego, że mięli taką a nie inną krew.- bardzo pewnie mówiła o tym wszystkim, jakby nie mogło być inaczej i tylko Zakon mógł zostać jedynym zwycięzcom wojny. Nie przyjmowała innej opcji.
- Po co właściwie korzystają z czarnej magii? Jest tyle innych zaklęć. Widać przecież, że nie wszyscy sobie z nią radzą, nie każdy jest gotowy na takie czary. - może warto by poczytać nieco na ten temat? W końcu dzięki temu mogłaby zrozumieć siłę, z którą przyszło im walczyć. Będzie to musiała dopisać do listy rzeczy do zrobienia w najbliższym czasie. Może warto by było spróbować takich zaklęć? W końcu chciała wiedzieć jak działają, fascynowało ją wszystko, co nieznane.
- Może to była jego wina, jednak nie może Pan zaprzeczyć, że nieco mu w tym wszystkim nie pomogłam. Jednak nie wracajmy do tego, zostawmy to już za nami.- widać było, że nie chciała rozmawiać o tym, co wydarzyło się przed chwilą. Musiała to na spokojnie przemyśleć. Teraz zbyt wiele emocji ją wypełniało, wolała tłumić je w sobie. Nie chciała tutaj przed tym praktycznie obcym mężczyzną się uzewnętrzniać.
- Rozumiem Pana czyny, jak najbardziej. Jak do tej pory jednak stałam gdzieś z boku, nie było mi do dzisiaj dane brać udziału w takim starciu. To mnie przeraża, że mordujemy się w dzień, że może to spotkać każdego. Nie jestem przyzwyczajona do widoku trupów, może czas się z tym oswoić? Wszak nie będę ciągle chroniona złotą klatką. Gdyby nie Pan zapewne miałabym problem, aby dzisiaj dotrzeć do domu. Mam wrażenie, że moje umiejętności nie są zbyt pewne, powinnam się bardziej przykładać do nauki.- jeśli nadal będzie chciała się szlajać po okolicy musi mieć pewność, że będzie w stanie sobie sama poradzić z nieprzyjacielem. Jak na razie jednak nie była aż na tyle pewna swoich umiejętności.
- W takim wypadku nie mogę Panu odmówić.- odparła z uśmiechem, chyba pierwszym tego wieczora.
- Moja rodzina opowiedziała się po jedynej słusznej stronie, dlatego teraz polują i na nas. Uważają nas za zdrajców, jednak się cieszę, że to zrobili. Po wojnie na pewno zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec tych, którzy mordowali niewinnych ludzi, tyko dlatego, że mięli taką a nie inną krew.- bardzo pewnie mówiła o tym wszystkim, jakby nie mogło być inaczej i tylko Zakon mógł zostać jedynym zwycięzcom wojny. Nie przyjmowała innej opcji.
- Po co właściwie korzystają z czarnej magii? Jest tyle innych zaklęć. Widać przecież, że nie wszyscy sobie z nią radzą, nie każdy jest gotowy na takie czary. - może warto by poczytać nieco na ten temat? W końcu dzięki temu mogłaby zrozumieć siłę, z którą przyszło im walczyć. Będzie to musiała dopisać do listy rzeczy do zrobienia w najbliższym czasie. Może warto by było spróbować takich zaklęć? W końcu chciała wiedzieć jak działają, fascynowało ją wszystko, co nieznane.
- Może to była jego wina, jednak nie może Pan zaprzeczyć, że nieco mu w tym wszystkim nie pomogłam. Jednak nie wracajmy do tego, zostawmy to już za nami.- widać było, że nie chciała rozmawiać o tym, co wydarzyło się przed chwilą. Musiała to na spokojnie przemyśleć. Teraz zbyt wiele emocji ją wypełniało, wolała tłumić je w sobie. Nie chciała tutaj przed tym praktycznie obcym mężczyzną się uzewnętrzniać.
- Rozumiem Pana czyny, jak najbardziej. Jak do tej pory jednak stałam gdzieś z boku, nie było mi do dzisiaj dane brać udziału w takim starciu. To mnie przeraża, że mordujemy się w dzień, że może to spotkać każdego. Nie jestem przyzwyczajona do widoku trupów, może czas się z tym oswoić? Wszak nie będę ciągle chroniona złotą klatką. Gdyby nie Pan zapewne miałabym problem, aby dzisiaj dotrzeć do domu. Mam wrażenie, że moje umiejętności nie są zbyt pewne, powinnam się bardziej przykładać do nauki.- jeśli nadal będzie chciała się szlajać po okolicy musi mieć pewność, że będzie w stanie sobie sama poradzić z nieprzyjacielem. Jak na razie jednak nie była aż na tyle pewna swoich umiejętności.
- W takim wypadku nie mogę Panu odmówić.- odparła z uśmiechem, chyba pierwszym tego wieczora.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Ufam, że ambicja wyniesie Cię na wyżyny osiągnięć, panno Macmillan. Jestem dumny, że przez trzy lata mogłem nauczać tak zdolną adeptkę obrony. Tego wieczoru poradziłaś sobie wybitnie, co - nie ujmując zdolności, oczywiście - nieco mnie zaskoczyło. Ci mężczyźni władali przepotężnymi czarami, których odparcie stanowiło nie lada wyzwanie nawet dla mnie. — wiele kobiet w jej wieku to ustatkowane, młode damy pełniące funkcję reprezentatywną w swych rodach, z dumą wspierając swych mężczyzn. Ewidentnie miał do czynienia z typem przygodowej lady, o której dotychczas słyszał chyba tylko w baśniach. Niemniej, popisała się dziś godnymi pozazdroszczenia umiejętnościami i jeśli walczy tak na co dzień, Vance wróżył jej znakomitą przyszłość. Miał jednakże nadzieję, że wojaczka nie zwiedzie jej na manowce... — To zaiste szlachetne z Waszej strony, panno Prudence. Cieszę się, że mamy Was po swojej stronie. — przytaknął z uznaniem. Niewiele rodów arystokrackich ostało się po stronie uciśnionych mugolaków. Znaczna większość szlachetność miała tylko wpisaną w rodowód.
— Historia wydała na świat wielu znamienitych czarnoksiężników, którzy osiągali niebywałe sukcesy, praktykując tę sztukę. Czynili rzeczy równie okrutne, co wielkie i zostali zapamiętani na wieki. Jednym z nich jest samozwańczy lord Voldemort, który zainfekował wielu czarodziejów pasją do tejże magii. Z moich obserwacji wynika, że nieoficjalnie przymyka się teraz oko na jej wykorzystywanie, co świadczy o tym, jak daleko Ministerstwo Malfoya posunęło się w swoim zepsuciu. Aby nie zbaczać z tematu; czarna magia to przepotężne narzędzie zbrodni, które potrafi wyrządzać więcej szkód niźli przeciętny urok. Jednakże czyste zło, którym kierują się jej użytkownicy - wszak do jego wyrządzania ona służy - sprawia, że się w niej zatracają. Przypuszczam, że ta dziedzina magii działa jak narkotyk, który przepełnia ekstazą, ale i wyniszcza organizm. Jak mawiają, wszystko jest dla ludzi - niektórzy te słowa wzięli sobie nazbyt do serca. — i dlatego nie można okazywać im litości. To ludzie, którzy w swym zatraceniu zabrnęli tak daleko, że nawrócenie jest nieprawdopodobne - w przeciwieństwie do zemsty, która steruje ich życiami.
Przytaknął jedynie głową, rozumiejąc intencję dziewczęcia. Nie warto było wałkować tego tematu, niech sama się z tym upora. Tego najwyraźniej potrzebowała.
— Jeśli nasze ciało jest klatką, a ptakiem serce - w efekcie klatka będzie złota, a ptak zdechnie. Cieszę się, że bierze lady życie w swoje ręce, miast oddawać je w cudze. Jeśli odczuwasz powołanie, podążaj za nim - proszę, nie pozwól jednak, by zwiodło Cię ku zatraceniu. Łatwo bowiem paść ofiarą własnej ambicji i złotą klatkę zamienić w koryto, w którym legniemy trupem z braku umiaru i ostrożności. — wiedział o tym z doświadczenia. Nie raz, nie dwa otarł się o śmierć, gdyż on tego umiaru nie zna. I choćby Zakon Feniksa zwyciężył tę wojnę dziś, jutro czy wczoraj - dla Villana będzie trwała tak długo, aż nie odnajdzie swej córki Roxanne.
— Wszyscy winniśmy dbać o samorozwój. Po dziś dzień uczę się nowych sztuczek, także z dziedziny, która - jakby się mogło zdawać - nie ma już przede mną żadnych tajemnic. Nieskromnie przyznam, że w Obronie jestem mistrzem, ale nawet my, mistrzowie popełniamy błędy. Tylko dzięki ciężkiej pracy możemy minimalizować ich występowanie. — posłał jej szczery uśmiech. Lubił uświadamiać ludzi, że nawet najlepszym zdarzają się klęski. To na swój sposób motywowało ich do stałego kształcenia się w ważnych dla nich dziedzinach.
— Choć moim głównym zajęciem obecnie jest łamanie klątw, w dalszym ciągu na boku prowadzę lekcje dla swojej garstki studentów. Większość z nich jest prowadzona indywidualnie, toteż jeśli ma panna chęć wstąpić na jedną lub więcej, oczywiście zapraszam. Dziś jednak powinniśmy odpocząć, także nie traćmy czasu - to już niedaleko.
ztx2
— Historia wydała na świat wielu znamienitych czarnoksiężników, którzy osiągali niebywałe sukcesy, praktykując tę sztukę. Czynili rzeczy równie okrutne, co wielkie i zostali zapamiętani na wieki. Jednym z nich jest samozwańczy lord Voldemort, który zainfekował wielu czarodziejów pasją do tejże magii. Z moich obserwacji wynika, że nieoficjalnie przymyka się teraz oko na jej wykorzystywanie, co świadczy o tym, jak daleko Ministerstwo Malfoya posunęło się w swoim zepsuciu. Aby nie zbaczać z tematu; czarna magia to przepotężne narzędzie zbrodni, które potrafi wyrządzać więcej szkód niźli przeciętny urok. Jednakże czyste zło, którym kierują się jej użytkownicy - wszak do jego wyrządzania ona służy - sprawia, że się w niej zatracają. Przypuszczam, że ta dziedzina magii działa jak narkotyk, który przepełnia ekstazą, ale i wyniszcza organizm. Jak mawiają, wszystko jest dla ludzi - niektórzy te słowa wzięli sobie nazbyt do serca. — i dlatego nie można okazywać im litości. To ludzie, którzy w swym zatraceniu zabrnęli tak daleko, że nawrócenie jest nieprawdopodobne - w przeciwieństwie do zemsty, która steruje ich życiami.
Przytaknął jedynie głową, rozumiejąc intencję dziewczęcia. Nie warto było wałkować tego tematu, niech sama się z tym upora. Tego najwyraźniej potrzebowała.
— Jeśli nasze ciało jest klatką, a ptakiem serce - w efekcie klatka będzie złota, a ptak zdechnie. Cieszę się, że bierze lady życie w swoje ręce, miast oddawać je w cudze. Jeśli odczuwasz powołanie, podążaj za nim - proszę, nie pozwól jednak, by zwiodło Cię ku zatraceniu. Łatwo bowiem paść ofiarą własnej ambicji i złotą klatkę zamienić w koryto, w którym legniemy trupem z braku umiaru i ostrożności. — wiedział o tym z doświadczenia. Nie raz, nie dwa otarł się o śmierć, gdyż on tego umiaru nie zna. I choćby Zakon Feniksa zwyciężył tę wojnę dziś, jutro czy wczoraj - dla Villana będzie trwała tak długo, aż nie odnajdzie swej córki Roxanne.
— Wszyscy winniśmy dbać o samorozwój. Po dziś dzień uczę się nowych sztuczek, także z dziedziny, która - jakby się mogło zdawać - nie ma już przede mną żadnych tajemnic. Nieskromnie przyznam, że w Obronie jestem mistrzem, ale nawet my, mistrzowie popełniamy błędy. Tylko dzięki ciężkiej pracy możemy minimalizować ich występowanie. — posłał jej szczery uśmiech. Lubił uświadamiać ludzi, że nawet najlepszym zdarzają się klęski. To na swój sposób motywowało ich do stałego kształcenia się w ważnych dla nich dziedzinach.
— Choć moim głównym zajęciem obecnie jest łamanie klątw, w dalszym ciągu na boku prowadzę lekcje dla swojej garstki studentów. Większość z nich jest prowadzona indywidualnie, toteż jeśli ma panna chęć wstąpić na jedną lub więcej, oczywiście zapraszam. Dziś jednak powinniśmy odpocząć, także nie traćmy czasu - to już niedaleko.
ztx2
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| 28 grudnia 1957
- Męczy mnie to, panie Vance - kontynuował, stawiając pierwsze kroki na terenie Rough Hill Wood - że wciąż nie czuję się dostatecznie silny, że wciąż w najgorętszych momentach waham się, nie jestem w stanie wykrzesać z siebie choćby iskry odwagi. Wiem, że od tego, co wydarzyło się w Londynie, minął już rok i w jakimś stopniu na pewno urosłem nie tylko jako czarodziej, ale i po prostu człowiek. Niestety ze smutkiem stwierdzam, że wciąż wiele brakuje mi do poziomu, przy którym trzymałbym różdżkę pewnie.
Kochał przyrodę. Nawet pomimo mrozu szczypiącego go w uszy i nos, czuł się w takich miejscach po prostu dobrze i naprawdę mocno męczyło go to, że spacery po lasach i rezerwatach przestały być tak bezpieczne jak wcześniej. Kogo teraz obchodziła dzika zwierzyna? Najgorszym koszmarem czającym się w oddali byli inni ludzie. Ci wrogo nastawieni, ci żadni krwi bez żadnego powodu. Ci, dla których zadanie komuś śmierci nie było ostatecznością, tylko prostym rozwiązaniem, może nawet formą rozrywki.
Gałązka pod jego butem złamała się z głośnym chrzęstem. Cillian przełknął ślinę.
- Miesiąc temu - wydusił z siebie wreszcie - byłem świadkiem kolejnego pożaru, tym razem na Church Street w Cromer. Podpalili cały dom z mieszkańcami w środku. Ci biedni ludzie walili w okna i krzyczeli, nie mogli wydostać się za zewnątrz. Udało mi się rozbić szybę, a potem pamiętam już tylko, jak spojrzenie rozmywa mi się od łez.
Pociągnął nosem, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni płaszcza.
- Przeżyli, bo mój kuzyn wyciągnął ich z tego budynku własnymi rękoma, kiedy ja stałem kompletnie przerażony. - Zatrzymał się nagle. - Wydaje mi się... to znaczy... Że mam w głowie jakąś blokadę i nie ruszę dalej, jeżeli się jej nie pozbędę raz na zawsze. Nauczył mnie pan tak wiele, dlaczego więc nie potrafię tego wykorzystać, żeby pomóc tym ludziom?
Bo przecież był zdolny. Wbrew swojemu mniemaniu o własnej słabości, chłonął wiedzę i był w zaklęciach biegły. Może nie tak jak ludzie, którzy poświęcili temu życie, ale tylko głupiec zrównywałby umiejętności pisarza z umiejętnościami aurora. A jednak wielokrotnie poległ. Miał wrażenie, że w najgorszych chwilach zawahania się różdżka wręcz odmawia mu współpracy i nie dziwiło to wcale - bo wybrała go ze względu na niezłomność i pogodę ducha, a on od roku usilnie działał na przekór sobie i własnej naturze. Najwyraźniej nawet przedmioty martwe były na niego z tego powodu niemożebnie wkurwione.
- Męczy mnie to, panie Vance - kontynuował, stawiając pierwsze kroki na terenie Rough Hill Wood - że wciąż nie czuję się dostatecznie silny, że wciąż w najgorętszych momentach waham się, nie jestem w stanie wykrzesać z siebie choćby iskry odwagi. Wiem, że od tego, co wydarzyło się w Londynie, minął już rok i w jakimś stopniu na pewno urosłem nie tylko jako czarodziej, ale i po prostu człowiek. Niestety ze smutkiem stwierdzam, że wciąż wiele brakuje mi do poziomu, przy którym trzymałbym różdżkę pewnie.
Kochał przyrodę. Nawet pomimo mrozu szczypiącego go w uszy i nos, czuł się w takich miejscach po prostu dobrze i naprawdę mocno męczyło go to, że spacery po lasach i rezerwatach przestały być tak bezpieczne jak wcześniej. Kogo teraz obchodziła dzika zwierzyna? Najgorszym koszmarem czającym się w oddali byli inni ludzie. Ci wrogo nastawieni, ci żadni krwi bez żadnego powodu. Ci, dla których zadanie komuś śmierci nie było ostatecznością, tylko prostym rozwiązaniem, może nawet formą rozrywki.
Gałązka pod jego butem złamała się z głośnym chrzęstem. Cillian przełknął ślinę.
- Miesiąc temu - wydusił z siebie wreszcie - byłem świadkiem kolejnego pożaru, tym razem na Church Street w Cromer. Podpalili cały dom z mieszkańcami w środku. Ci biedni ludzie walili w okna i krzyczeli, nie mogli wydostać się za zewnątrz. Udało mi się rozbić szybę, a potem pamiętam już tylko, jak spojrzenie rozmywa mi się od łez.
Pociągnął nosem, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni płaszcza.
- Przeżyli, bo mój kuzyn wyciągnął ich z tego budynku własnymi rękoma, kiedy ja stałem kompletnie przerażony. - Zatrzymał się nagle. - Wydaje mi się... to znaczy... Że mam w głowie jakąś blokadę i nie ruszę dalej, jeżeli się jej nie pozbędę raz na zawsze. Nauczył mnie pan tak wiele, dlaczego więc nie potrafię tego wykorzystać, żeby pomóc tym ludziom?
Bo przecież był zdolny. Wbrew swojemu mniemaniu o własnej słabości, chłonął wiedzę i był w zaklęciach biegły. Może nie tak jak ludzie, którzy poświęcili temu życie, ale tylko głupiec zrównywałby umiejętności pisarza z umiejętnościami aurora. A jednak wielokrotnie poległ. Miał wrażenie, że w najgorszych chwilach zawahania się różdżka wręcz odmawia mu współpracy i nie dziwiło to wcale - bo wybrała go ze względu na niezłomność i pogodę ducha, a on od roku usilnie działał na przekór sobie i własnej naturze. Najwyraźniej nawet przedmioty martwe były na niego z tego powodu niemożebnie wkurwione.
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Nasz gatunek, ludzki gatunek na tle wszystkich, ziemskich stworzeń dysponuje najpotężniejszą bronią: rozwiniętym intelektem. Są produkty wolnej woli, są i skutki uboczne, Cillianie. Wszyscy odczuwają emocje, nawet ta sarna, która właśnie przecina ścieżkę, którą podążamy. — skierował palec w stronę zwierzęcia, które z gracją hasało przed ich oczami. Vance chciałby wierzyć, że to miejsce należy do bezpiecznych; wiedział jednak, że jego urok jest fasadą dla wojennych zbrodni, których na pierwszy rzut po prostu nie widać. — Pięknem każdej emocji jest fakt, że niezależnie od zasobu słów, jakimi spróbujemy je zdefiniować - zawsze będziemy odczuwać je inaczej. Podobnie jak Ty, odczuwam strach, niekiedy paraliżującą niemoc, którą trudno przełamać. Mawia się, że ludzie posiadają ultra instynkt. W sytuacji skrajnych niebezpieczeństw potrafimy zmierzyć siły nad zamiary, podejmując błyskawiczną, niemal bezmyślną decyzję o ucieczce lub stawieniu czoła zagrożeniu. Mniemam, że dotkliwe traumy potrafią zablokować ten odruch zachowawczy; wówczas nawet magia, która płynie w naszych żyłach, nie uchroni nas przed paraliżującym strachem przed podjęciem działania. Drań wykorzysta słabości i zwali nas z nóg, tylko skuteczna terapia będzie w stanie wyzwolić nasz umysł z jego okowów.
Villana także spotkały w życiu tragedie, które odcisnęły piętno na jego psychice. Nie raz, nie dwa otarł się o śmierć, w przeciwieństwie do Cilliana kierowany chorą determinacją, która popycha go do coraz okrutniejszych czynów. Ich cel wedle moralności profesora okazuje się bowiem nadrzędny. Poniekąd Vance wpadł w podobną do Silliego pułapkę, której działanie stanowi odwrotność blokady młodzieńca, do czego nie chce się przyznać nawet przed samym sobą.
— Naszym życiowym celem winno być niwelowanie własnych słabości i mierzenie się z lękami. Nie czuję się w kompetencji, by udzielać Ci jakichkolwiek terapeutycznych porad, Cillianie, jednakże położymy na nie nacisk podczas kolejnych spotkań. Myślę, że obaj zgodzimy się ze stwierdzeniem, że bardziej rzeczowej pomocy powinieneś poszukać u magipsychiatry. Mogę popytać wśród znajomych i umówić Cię z kimś zaufanym, jeśli dotychczas o to nie zadbałeś. Być może farmaceutyka lub określony eliksir sprawiłby, że byłbyś w stanie wykrzesać z siebie więcej energii i pewności siebie, by pokonać strach, pobudzić determinację? Pozwolę sobie zgłębić tę wiedzę we własnym zakresie i skonsultuję ją z Tobą, gdy będę coś wiedzieć.
Cillian w istocie był uczniem pojętnym, jednakże sytuacje stresowe zawsze wywołują zestaw emocji, których nie zazna się na treningach. Nawet najlepszy czarownik turniejowy może polec w obliczu realnego zagrożenia, szczególnie jeśli przeżył taką tragedię, jak pożar własnego domu wynikiem ziszczonych gróźb i nienawiści. Właśnie dla dobra takich osób Villan zamierzał nieustannie kontynuować swą rebeliancką działalność.
— Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że nie możesz wykorzystać swych zdolności, by pomagać ludziom. Weźmy pod lupę zdelegalizowanego Proroka Codziennego i ich bezprawną działalność, która obnaża słabości naszych wrogów, a przede wszystkim pozwala wierzyć, że jest gdzieś tam ktoś, kto podejmuje aktywną walkę. To motywuje i dodaje otuchy. Fakt, że posiadanie choćby egzemplarza tej gazety grozi pobytem w więzieniu, w którym żaden z nas nie chciałby się znaleźć, świadczy o tym, jaką moc posiada pióro i kałamarz. Oni się tego boją. Nadto właśnie sztuka ociepla nasze serca, smagane chłodem biedy i wszechobecnej nienawiści. Kiedyś podjąłeś ryzyko i przypłaciłeś ogromną cenę. Ale warto przełamać strach i konsekwentnie robić to, w czym jest się naprawdę dobrym. W ten sposób możesz uratować wiele istnień, Cillianie, a Twoje dzieła wesprzeć w wojennej zawierusze tych, którym nie pozostało nic więcej, niż wiara w cholerne lepsze jutro. Mogą podtrzymać ich nadzieję.
Villana także spotkały w życiu tragedie, które odcisnęły piętno na jego psychice. Nie raz, nie dwa otarł się o śmierć, w przeciwieństwie do Cilliana kierowany chorą determinacją, która popycha go do coraz okrutniejszych czynów. Ich cel wedle moralności profesora okazuje się bowiem nadrzędny. Poniekąd Vance wpadł w podobną do Silliego pułapkę, której działanie stanowi odwrotność blokady młodzieńca, do czego nie chce się przyznać nawet przed samym sobą.
— Naszym życiowym celem winno być niwelowanie własnych słabości i mierzenie się z lękami. Nie czuję się w kompetencji, by udzielać Ci jakichkolwiek terapeutycznych porad, Cillianie, jednakże położymy na nie nacisk podczas kolejnych spotkań. Myślę, że obaj zgodzimy się ze stwierdzeniem, że bardziej rzeczowej pomocy powinieneś poszukać u magipsychiatry. Mogę popytać wśród znajomych i umówić Cię z kimś zaufanym, jeśli dotychczas o to nie zadbałeś. Być może farmaceutyka lub określony eliksir sprawiłby, że byłbyś w stanie wykrzesać z siebie więcej energii i pewności siebie, by pokonać strach, pobudzić determinację? Pozwolę sobie zgłębić tę wiedzę we własnym zakresie i skonsultuję ją z Tobą, gdy będę coś wiedzieć.
Cillian w istocie był uczniem pojętnym, jednakże sytuacje stresowe zawsze wywołują zestaw emocji, których nie zazna się na treningach. Nawet najlepszy czarownik turniejowy może polec w obliczu realnego zagrożenia, szczególnie jeśli przeżył taką tragedię, jak pożar własnego domu wynikiem ziszczonych gróźb i nienawiści. Właśnie dla dobra takich osób Villan zamierzał nieustannie kontynuować swą rebeliancką działalność.
— Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że nie możesz wykorzystać swych zdolności, by pomagać ludziom. Weźmy pod lupę zdelegalizowanego Proroka Codziennego i ich bezprawną działalność, która obnaża słabości naszych wrogów, a przede wszystkim pozwala wierzyć, że jest gdzieś tam ktoś, kto podejmuje aktywną walkę. To motywuje i dodaje otuchy. Fakt, że posiadanie choćby egzemplarza tej gazety grozi pobytem w więzieniu, w którym żaden z nas nie chciałby się znaleźć, świadczy o tym, jaką moc posiada pióro i kałamarz. Oni się tego boją. Nadto właśnie sztuka ociepla nasze serca, smagane chłodem biedy i wszechobecnej nienawiści. Kiedyś podjąłeś ryzyko i przypłaciłeś ogromną cenę. Ale warto przełamać strach i konsekwentnie robić to, w czym jest się naprawdę dobrym. W ten sposób możesz uratować wiele istnień, Cillianie, a Twoje dzieła wesprzeć w wojennej zawierusze tych, którym nie pozostało nic więcej, niż wiara w cholerne lepsze jutro. Mogą podtrzymać ich nadzieję.
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Rough Hill Wood
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire