Wydarzenia


Ekipa forum
Rough Hill Wood
AutorWiadomość
Rough Hill Wood [odnośnik]22.06.21 22:08
First topic message reminder :

Rough Hill Wood

Rough Hill Wood to wielowiekowy rezerwat przyrody położony na zboczu wzgórza Slough w hrabstwie Warwickshire. Tutejsza flora zdominowana jest przez drzewa dębu i brzozy, a leśne polany upstrzone polnymi kwiatami tętnią życiem zamieszkałe przez wielobarwne gatunki motyli i ptaków. Magiczną atmosferę mrocznego lasu dopełnia niewielki obszar wrzosowisk usłanych gorejącymi krzewami i ptasim rdestem. Harmonię tego miejsca destabilizuje trwająca wojna; rezerwat zdaje się być dotknięty skutkami czarodziejskich batalii, co wprowadza w mroczny nastrój grozy i niepokoju, zniechęcając rozsądnych do rekreacyjnych odwiedzin.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Rough Hill Wood [odnośnik]09.02.23 18:18
The member 'Varya Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 17
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]19.02.23 12:10
Skinęła głową, gdy usłyszała odpowiedź nieznajomej – zaprawioną obcym, niekiedy wybrzmiewającym w nokturnowych spelunach akcentem. Nieistotne, czy wypowiedziane przez nią słowa dyktowała jedynie uprzejmość, czy naprawdę pojawiły się na miejscu w odstępie ledwie kilku minut; dla Heather liczyło się to, że nie musi nieść na swych barkach ciężaru spóźnienia. A ciężar ten mógłby pojawić się dopiero w chwili uświadomienia sobie przewiny. – Dobrze to słyszeć – odparła miękko, z pomrukiem zadowolenia, gdy panna Mulciber obiecała szybkie załatwienie sprawy; nie umknęło jej uwadze, że młódka zwróciła się do niej z szacunkiem, per pani. Albo była nie aż tak chętna do porzucenia form grzecznościowych, świadomie i z wyboru, albo przemawiało przez nią przyzwyczajenie do przyswojonych od nauczycieli formułek. Wiedźma odnotowała ten fakt w pamięci, odejmując wzrok od ładnej – choć pozbawionej uśmiechu – twarzy Rosjanki, zamiast tego przenosząc go na smukłe, poprawiające mocowanie paska dłonie; sprawiała wrażenie przygotowanej, kompetentnej, jednak na ile wprawnie miała posługiwać się przewieszoną przez plecy bronią, tylko czas mógł przynieść odpowiedź na to pytanie. – Naturalnie. Musimy stąpać z ostrożnością. Dołożę wszelkich starań, żeby nie utrudnić łowów. – Nawet nie kłamała, przynajmniej nie w tej chwili. W teorii mogłaby próbować działać na niekorzyść Mulciber, by poddać jej umiejętności próbie, sprawdzić kobiecy charakter, lecz przecież jednocześnie pragnęła sukcesu. Tym razem zamierzała więc ograniczyć się do niegroźnej obserwacji; kto wie, może przy następnym spotkaniu nadarzy się okazja do poruszenia struny czy dwóch. I choć kusiło ją, by pociągnąć towarzyszkę za język, poznać jej myśli i plany na najbliższą przyszłość – czyżby zamierzała pławić się w sukcesie krewniaka, nic więcej? – to odłożyła to na później. Teraz miały skupić się na zdobyciu tego, po co tu przybyły.
Bez słowa ruszyła śladem tropicielki, posłusznie przekraczając wraz z nią granicę lasu; bliskość roślinności przyniosła natychmiastową ulgę, wszak liście mijanych drzew w dużej mierze osłaniały przed lejącym się z nieba żarem, lecz jednocześnie w nieruchomym, gęstym powietrzu wisiało coś, co nakazywało mieć się na baczności. Niewysłowiona groza. Niepokój niewiadomego pochodzenia. Czy na pewno były tu same?
Nie oddalała się zbytnio, ani też nie deptała Mulciber po piętach, by nie ograniczać jej swobody działania. – Które to drzewa, te? – dopytała półgębkiem, cicho, gdy zrozumiała niesiony zniekształconymi słowy komunikat. Drugiego z faktów nie musiała z nią omawiać; wiedziała, że wozaki znają ludzką mowę i że wykorzystują ją tylko i wyłącznie w celu wyrzucania z siebie inwektyw różnej maści czy rodzaju. Dlatego właśnie zapragnęła tej akurat zwierzyny; czarodziej, dla którego miała przeprowadzić wróżbę, bawił ją i mierził jednocześnie. Nie zasługiwał na lepszą ofiarę.
Niewiele później łowczyni przystanęła, by z bliska przyjrzeć się ściółce – dostrzegła jakieś ślady, tak szybko? Może, a może jedynie sprawdzała coś innego, coś o czym Moribund nie miała najmniejszego pojęcia. W końcu na sztuce łowów znała się tak dobrze jak na transmutacji, czyli ani trochę. Najwidoczniej jednak towarzyszka zdołała odnaleźć coś istotnego, bo gestem dłoni wskazała dalszy kierunek wędrówki; niech i tak będzie. W dalszym ciągu trzymały się obrzeży, nie zagłębiając jeszcze w leśne ostępy. Wiedźma starała się stąpać ostrożnie, w cieniu. Z jednej strony nadstawiała ucha i wypatrywała znaków, które mogłyby zdradzić im obecność wozaków, z drugiej – nie umiała pozbyć się wrażenia, że z głębin rezerwatu wylewa się niepojęta makabra. Wzbudzająca dreszcze, nawet i w tak upalnym dniu, ohyda.
Czujesz to? – zapytała w końcu, wzrok wlepiając nie tyle w Varyę, co gęste, lepkie cienie, które zalegały między powykręcanymi drzewami. Mówiła szeptem, w zamyśleniu, odruchowo wciskając dłoń do kieszeni, w której skrywała różdżkę.
Powiadało się, że licho nie śpi. Czyżby właśnie postanowiło im się przyjrzeć?

| rzucam na spostrzegawczość


If you rely only on your eyes,
your other senses weaken.
Heather Moribund
Heather Moribund
Zawód : wieszczka, medium
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I'm the fury in your bed
I'm the ghost in the back of your head

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11456-heather-vera-moribund https://www.morsmordre.net/t11469-alekto#354620 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11508-skrytka-bankowa-nr-2497 https://www.morsmordre.net/t11560-heather-vera-moribund#358278
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]19.02.23 12:10
The member 'Heather Moribund' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 36
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]22.02.23 21:43
Byłam ostrożna. Skupiona i ostrożna. Niewiele było mi wiadomo o towarzyszącej kobiecie. Ja zaś poruszałam się dalej w gęstwinie obcych twarzy, obcych krain i obcych słów. Wolałam więc dmuchać na zimno. Wychodziło to zupełnie naturalnie, biorąc pod uwagę stateczną mimikę, rzadkie zdania i jeszcze rzadsze tropy emocji. Zakładałam przeprowadzenie jej przez łowcy proces, ze zwycięskim łupem i bez szwanku. Wymagałam jedynie uwagi i akceptacji krótkich i konkretnych instrukcji. Jeżeli potrafiła to zrobić, zyskiwała już na samym starcie naszej wędrówki. W przeszłości miewałam kompanów śniących o świstach strzał pośrodku lasu. Gdy przychodziło co czego, zwiewali jeszcze szybciej od zaalarmowanej ich wrzaskami zwierzyny. Wolałam roztropnie nie zakładać zbyt wiele, choć musiałam ją dobrze obserwować. Przewidywać, zanim zrobi coś głupiego i wpędzi nas obydwie w pułapkę. Ostatecznie tutaj czułam się odpowiedzialna za każdego, kogo pociągałam za sobą miedzy drzewa. Niezależnie od tego czy czuwało nad nim przyjazne spojrzenie osób, którym byłam oddana. Mogłabym przysiąc, że większość swojego krótkiego życia spędziłam na wyprawach, mierząc się z zamiecią i rykiem bestii. Z klątwami Syberii i z sobą samą. Wiedziałam, co robię. W swojej profesji i w swoim środowisku. Gdy zaś byłyśmy w Warwickshire, pojęcie swojego nabierało dla każdego Mulcibera zupełnie nowego znaczenia.
Niestety moja marna rozmowność skrzyżowana ze skąpym angielskim czyniła ze mnie parę niespecjalnie absorbującą. Okoliczności tej przeprawy sprzyjały jednak ciszy, a i ja niespecjalnie czułam się zobowiązana do szukania dodatkowych słów. – Dobrze to słyszeć – zareagowałam jedynie na jej zapewnienie. Wciąż miałam dziury, rozbierając świeży dla mnie język na pojedyncze kawałki, ale zdawało mi się, że dopóki używała prostych zwrotów, większość rozumiałam. W krytycznej chwili nie będziemy miały czasu na łamanie barier w komunikacji. Wtedy być może najlepszym doradcą okaże się instynkt. Miała go?
- Te – Za głosem pomknęła wskazująca prosto dłoń. Właśnie przed nimi w morzu innych gatunków prezentowały się dwa zabłądzone buki. Gdy Moribund spoglądała z innej perspektywy niż ja, być może będzie miała problem z przyporządkowaniem do kierującego palca właściwego drzewa. Chyba że posiadała odpowiednią wiedzę. Tego nie wiedziałam. Interesujących wozaki odmian – i przy okazji interesujących również nas – było jednak wokoło wiele. Kluczowe okazało się znalezienie tych konkretnych roślin, przy których najprawdopodobniej wykopały norę. Do niej zaś miały nas doprowadzić ślady. Pędzące po lesie fretki odbijały się charakterystyczny sposób. Las był mapą niewidzialnych dla nieświadomego oka drogowskazów. Polując, uczyliśmy nasze oczy właściwego patrzenia. Patrzenia jak zwierzę, które zamierzaliśmy nabić na strzałę.
Niepozorny, samotny las miał to do siebie, że gdy tylko człowiek się w nim gubił, zaczynał głośniej słyszeć samego siebie. Dawał poważną lekcję wszystkim swoim zmysłom. Zaczynał w nowy sposób odczuwać i jednoczyć się z przyrodą. Niepozorne szelesty zimnym dreszczem odbijały się na plecach. Oczy widziały nieistniejące, uszy transmutowały dźwięki w błędny sposób. Szczególnie gdy było się zupełnie nowym. Doświadczenie lasu z pozoru było najprostsze, ale tak naprawdę, w zależności od pragnień tego, kto pomiędzy drzewa wchodził, okazywało się wymagające. Wartościowe również. Skoncentrowana na wyłapywaniu dróg wozaczych łap musiałam zignorować wszystko, co nie pasowało. Ją jednak mogło mylić. Las pociągał i odwracał uwagę są tajemniczą ciszą. Popatrzyłam na dłoń kobiety. Szukała różdżki, być może odczuła niepokój. – To nic takiego – odpowiedziałam chwilę później, gdy zawiesiłam na dłużej spojrzenie w punkcie, w którym zdawała się utknąć. Taniec gałęzi i świateł potrafił być zwodniczy. – Ale tam już tak – wtrąciłam jeszcze, najpewniej przecinając kontakt jej oczu z tamtą gęstwiną. Po długich minutach wędrówki wreszcie udało mi się dostrzec w suchej ściółce kępkę charakterystycznej sierści. Nie oglądając się za nią, przeszłam parę kroków i pochyliłam się nieopodal powalonego pnia. Zmrużyłam oczy, skręciłam i przemknęłam ostrożnie przez kolejne metry, mając nadzieję, że towarzyszka podąży wiernie za mną. Skupiona nie zawsze mogłam tego pilnować. Liczyło się złapanie tropu, póki był w zasięgu. Nie ruszaj się, pomyślałam do niej. Potem sprawnie pochwyciłam magiczną kuszę. Bełt zalśnił połaskotany przez sprytny promień słońca. Za kilkoma rzędami drzew widziałam małego futrzaka. Myszkował w kupce liści i gałęzi. Uniosłam wyżej kuszę i wycelowałam. Magiczny mechanizm łatwo uwolnił bełt.

Rzut na odległość od zwierzyny.
Rzut k100 na ustrzelenie wozaka. Odległość 20 metrów - ST 80, bonus +70.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]22.02.23 21:43
The member 'Varya Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 84
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]01.03.23 15:22
Była mieszczuchem. Urodzona i wychowana w Londynie, rzadko zapuszczała się poza jego granice. Stolica zapewniała jej wszystko, czego tylko potrzebowała, i to na wyciągnięcie ręki. Zaś teraz, gdy ulice zostały już oczyszczone z niemagicznych miernot, ich metalowych, hałaśliwych pojazdów, mogła wyściubiać nos poza Nokturn, czy nawet Pokątną, wolna od poczucia dyskomfortu dyktowanego bliską obecnością obcych. Mimo to wiedziała, jak zachowywać się niemalże bezgłośnie. Na co zwracać uwagę przy stawianiu kolejnych kroków. Unikała więc przecinających ściółkę gałęzi, liści, trzymając materiał peleryny blisko, by przypadkiem nie zaplątał się w mijane właśnie chaszcze. I ciągle nie potrafiła zbyć tego dziwnego, pozornie irracjonalnego lęku; że są obserwowane, że w lesie, tam głębiej, w gęstym i lepkim cieniu, coś czyha. I ostrzy na nie pazury. – Mhm – mruknęła tylko, gdy towarzyszka wskazała na jakieś drzewa, rzekomo te, które miały szczególnie interesowały ich zwierzynę. Czy na pewno spojrzała tam, gdzie miała, czy dzieląca je odległość wypaczyła perspektywę – nie wiedziała. To nie było aż tak istotne. Przynajmniej nie dla Moribund. Pokładała wiarę w umiejętności panny Mulciber, jej doświadczenie i kompetencje; wystarczyło, że to małomówna tropicielka będzie zwracać uwagę na choćby i najlichsze ślady, rozpoznawać tutejszą roślinność. Od niej nie wymagano niczego innego jak tylko zachowywania ciszy. I spokoju.
Dlatego też dokładała wszelkich starań, by zignorować wspinający się wzdłuż pleców dreszcz, zaskakująco chłodny, kontrastowy względem panującej w Warwickshire duchoty, ciągle jednak towarzyszyła jej ta niedookreślona obawa przed nieznanym. Słyszała o napadających czarodziejów cieniach. Stworzonych ze smolistej mgły bestiach.
Czy na pewno były tu bezpieczne? Tylko we dwie?
Niemalże prychnęła pod nosem, surowo karcąc się w myślach. Po tym, co zniosła w imię wiedzy w kniei Charnwood, po tym, jak dała się traktować, nie powinna reagować strachem, choćby jego namiastką, na cokolwiek zamieszkującego okoliczne lasy. Mimo to kurczowo zacisnęła palce na zdobionej rękojeści różdżki, tak dla pokrzepienia.
To nic takiego? Zwróciła na Varyę czujne, baczne spojrzenie, zachowując przy tym śmiertelną powagę; albo rzeczywiście reagowała w sposób przesadny, płosząc się byle szelestem, grą światłocieni, a racja była po stronie twardo stąpającej po ziemi łowczyni, albo też dostrzegała więcej. Wyczulona na symbole, które dla wielu pozostawały niewidoczne, na ślady energetycznych fluidów i wahania aur. Tak naprawdę miały ze sobą coś wspólnego; obie poszukiwały znaków, każda jednak zajmowała się inną płaszczyzną. To, co namacalne, rzeczywiste versus niepoznawalne, owiane mgłą tajemnicy.
Wtedy jednak uwaga wiedźmy została skierowana w innym kierunku, przywrócona do tu i teraz; Rosjanka musiała podjąć właściwy trop, ujrzeć dowody bytności wozaków, bo po wypowiedzeniu kilku prostych słów ruszyła przed siebie, w kierunku powalonego pnia. Następnie pochyliła się, pokonała kolejne metry dużo ostrożniej, jak gdyby podkradała się już do swej ofiary. Czy to ten moment? Heather ruszyła jej śladem, próbując ani nie zgubić drugiej kobiety w obcym lesie, ani nie wejść jej przypadkiem w paradę; wciąż utrzymywała stosowny dystans, pozostawiając swej przewodniczce po tym nieznanym lądzie przestrzeń do działania. A gdy łowczyni, tak zwinna i bezszelestna, sięgnęła po kuszę, ostrożnie nałożyła na nią bełt, wycelowała, obserwatorka mimowolnie wstrzymała oddech, jak gdyby nim samym mogła spłoszyć złorzeczącą pod nosem fretkę.
Mechanizm kliknął, cięciwa świsnęła, po czym dobiegło je wycie trafionego zwierza.
Imponujące.
Będzie żyć? – zapytała szeptem, wlepiając wzrok w plecy wciąż przyczajonej towarzyszki; zależało jej, by wozak dotarł do Londynu w jednym kawałku. Mógł być ranny, byle dożył do momentu, w którym przeprowadzi wróżbę. Zanurzy nóż w jego wnętrznościach, a z nich wyczyta przyszłość. – Mamy go jak przetransportować? – dodała jeszcze. Nie znała się na tym, słyszała jednak o magicznych klatkach, pętach, którymi posiłkowali się kłusownicy. Miała nadzieję, że Mulciber była przygotowana i na tę okoliczność.


If you rely only on your eyes,
your other senses weaken.
Heather Moribund
Heather Moribund
Zawód : wieszczka, medium
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I'm the fury in your bed
I'm the ghost in the back of your head

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11456-heather-vera-moribund https://www.morsmordre.net/t11469-alekto#354620 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11508-skrytka-bankowa-nr-2497 https://www.morsmordre.net/t11560-heather-vera-moribund#358278
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]04.03.23 18:03
Od towarzyszki nie wymagałam wiele. Sama miałam od początku do końca zająć się zadaniem. Zrealizować zlecenie. Rola Heather Moribund zamykała się raczej na obserwacji. Podążaniu ostrożnym tropem za mną. Nie podejrzewałam, by zamierzała przypilnować mnie, zweryfikować, w jaki sposób pozyskałam stworzenie i skąd. Wybrała mnie, podążając za czyjąś zaufaną radą. Niezależnie od tego, kto prosił i czy oferował więcej niż zazwyczaj, ja wykonywałam swoją pracę należycie. Rzadko zdarzało się, by ktoś decydował się wybrać ze mną. Tym bardziej, że polowania wymagały właściwego zachowania. Z tego też względu wolałam mimo wszystko wybierać się na nie sama lub z kompanem odpowiednio wytrenowanym, który dobrze odnajdzie się w łowieckiej sytuacji. Kobieta nie przeszkadzała. Nie rozpraszała mnie, słuchała. Podobało mi się to. Nie mogłam wytknąć jej właściwie niczego. Naturalna ciekawość nie wyrażała się w zalewie nieskończonych pytań i wychylaniu szyi po jeszcze więcej szczegółów. Była cicha, stosowała się do wytycznych, a to było naprawdę wiele. Znałam takich, którzy pchali się na polowanie, kompletnie nie szanując jego zasad. Ich lekkomyślność oznaczała moją porażkę. Jednak tutaj, na niedźwiedzich terenach byłyśmy dość zgodne, a ja musiałam przyznać, że wciąż mogłam zachować swobodę i biegłość w działaniu. Nie oglądałam się za nią, nie musiałam pilnować ruchów czy strzec obcego bezpieczeństwa. To dawało komfort, który przy wędrówkach w parze bywał zagrożony. Kiedy ja szłam do przodu, łowiąc ślady i zbliżając się sukcesywnie do celu, ona gdzieś z tyłu obserwowała, dając mi w spokoju robić swoje. Czas na rozmowy przyjść miał potem, kiedy już złapiemy to, co miało zostać złapane.
Wobec dziwności, niepokojących szelestów i uczucia niechcianego towarzystwa zawsze trzeba było zachować zimną krew. Las żył, dostarczając zmysłom mylących tropów, działając na nie, wpędzając w pułapki. Oddzielenie prawdy od iluzji było czymś, czego uczono nas już na samym początku szlaku, długo przed rozpoczęciem edukacji. Polujący stawał się drapieżnikiem, częścią społeczności. Kolejną bestią w gęstwinie gatunków, pomników natury, zwodniczych kawałków terenu. Musiał umieć jeszcze głębiej, jeszcze dokładniej wydobywać ze zmysłowych informacji to, co było istotne. Dla tych, którzy od święta przekraczali bramy lasów, byle złamana gałąź stawała się ponurym omenem. Dlatego gasiłam ostrzeżeniem, zanim pęczniejąca niepewność wzbudzi w towarzyszce zbyt głośne emocje. Nie mogłyśmy stracić dobrego tropu. Nie, gdy wyraźnie czułam, że znalazłyśmy się jeszcze bliżej. Pilnowałam dobrze trzeźwości umysłu – to jedna z podstawowych zasad. Nie dać się zwieść.
Bydlaki wielkie, kretyny przebrzydłe, oprychy plugawe! Dobrze wbita w kończynę wozaka strzała przytwierdziła go do ziemi i odebrała możliwość ucieczki. Darł się niemiłosiernie, wyzywając tych, których dobrze jeszcze nie mógł dostrzec. Nas – morderców. Kwieciste wiązanki wulgaryzmów czarowały, ale bez efektu. Echo jego niedoli rozbijało się o rozproszone wokół drzewa. Był poraniony, ale niezbyt poważnie. – Nic mu nie będzie. Dopóki nie zechcesz inaczej – odpowiedziałam bez ściszania głosu. Teraz już nie musiałyśmy się kryć. Kusza powoli opadła w dół, a ja chwilę później znów przerzuciłam sobie ją wygodnie na plecy. Mocnym krokiem przeszłam przez kawałek lasu. Mogłyśmy bezpiecznie do niego podejść. Reszta, nawet jeżeli się zjawi, nie miała możliwości zagrozić dwóm różdżkom i kuszy. To nie były bestie. To były pyskate fretki. Większości fantazyjnych obelg nawet nie potrafiłam zrozumieć. Gdybym jednak mogła, to i tak nie robiłyby na mnie wielkiego wrażenia. Złapałam takich sporo.
Pochyliłam się nad wozakiem. Objęłam dłonią bełt i pociągnęłam mocno w górę. Drugą ręką przytrzymałam stworzenie. Zawyło i mogłam przysiąc, że kilka drzemiących ptaszysk poderwało się do lotu. Pociągnęłam w górę ranne cielsko. Krwawiło. Spojrzenie przerzuciłam na kobietę i jej różdżkę, gdy padło pytanie. – Najpierw rana. Potem zrób sznur – zaproponowałam, sięgając do torby po kawałek szmaty, by związać łapę i zatamować krwawienie. Właściwie dobrany bełt nie rozwalił tej łapy całkowicie, ale i tak było to mocne uszkodzenie. Przy tych czynnościach, cały czas towarzyszyły nam twórcze wyzwiska. Niezadowolony stwór wcale się nie poddawał. Pieklił się, próbując mnie zadrapać. Pomagały grube rękawice i porządny materiał na rękach. Wiedziałam, czego mogę się spodziewać i byłam przygotowana. Potem wyciągnęłam go w jej stronę, by mogła wyczarować coś, co go skutecznie unieruchomi. – Będę go niosła – wyjaśniłam, zamykając wątpliwości. Potem trzeba go jeszcze będzie uciszyć, bo nie przestanie wydzierać się tak po prostu. Na szczęście istniało właściwie zaklęcie.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]20.03.23 11:22
Choć nie mogła mieć na ten temat większego pojęcia, to podejrzewała, że nabycie takiej wprawy z kuszą wymagało czasu. Długich miesięcy praktyki. Wszak sztuką było nie tyle, by trafić niewielkie zwierzę już za pierwszym razem, ale raczej – osiągnąć zamierzony efekt. Wozak był im potrzebny żywy, bełt nie mógł więc naruszyć żadnego z ważniejszych organów, nie mógł również położyć zwierzyny trupem. I dokładnie to udało się Mulciber osiągnąć, zaświadczając o jej umiejętnościach lepiej niż wygłaszane przez bliskich pochwały. Wyszczekana fretka wiła się wśród leśnej ściółki, znacząc ją ożywczym szkarłatem, wyrzucając z siebie kolejne wiązanki inwektyw, jej los został jednak przypieczętowany w chwili, w której spoczął na niej wzrok Varyi. Magiczny pocisk przyszpilił wozaka do ziemi, odbierając tym samym szansę na ucieczkę. I choć Heather przyjęła ten widok z zadowoleniem, w końcu po to tu przybyły, po to znosiła trudy podróży, to cisnącą się na język pochwałę zachowała dla siebie – przynajmniej na tę chwilę. Wpierw należało skupić się na rzeczach najważniejszych. Dopytać o stan zwierzęcej ofiary. Oraz o to, czy miały ją jak przetransportować. Gdyby zamierzała odprawić wróżbę na własną potrzebę, mogłaby – w teorii – zająć się nią choćby tu i teraz. Zawsze wolała jednak załatwiać takie sprawy należycie. Wszak chodziło tu o prawdziwy rytuał, zaprawiony pradawną, zapomnianą przez wielu magią; o złożenie krwawej ofiary i wyczytanie z jej wciąż parujących trzewi znaków. Dlatego właśnie zwykła dbać o odpowiednią atmosferę, o wspomagający zestrojenie się z drzemiącą w sercu dzikością nastrój, o oprawę z chwiejnego blasku świec i specjalnie dobranych na tę okazję kadzideł.
Wspaniale – odpowiedziała tylko, wciąż ściszonym głosem, choć przecież nie musiała się już lękać, że głośniejszym słowem czy gestem spłoszony upatrzonego przez tropicielkę zwierza. Jej nieobycie z leśnymi ostępami robiło jednak swoje. Działała instynktownie. Czasem tak jak należało, a czasem – w sposób, który obnażał zagnieżdżoną pod skórą niepewność. Zaraz jednak odchrząknęła, również w celu pozbycia się tego dziwnego uścisku w gardle, bezwiednie oglądając się przez ramię, w kierunku falujących pod wpływem niewidocznych podmuchów wiatru cieni. Przeklęte przeczucia. Wspinający się wzdłuż pleców niepokój. – Sama zajmę się wyduszeniem z niego życia. Teraz jednak potrzebuję go w jednym kawałku – rozwinęła swą myśl, na powrót wyprostowana, dumna, bez choćby śladu wątpliwości na przerażająco bladym licu. Pozwoliła młodej łowczyni prowadzić, zbliżyć się do głośnego wozaka jako pierwszej; to ona była tutaj specjalistką od obcowania z takimi stworzeniami, a i strój miała znacznie odpowiedniejszy do znoszenia ewentualnych ataków rozwścieczonego futrzaka. Grube skórzane rękawice szczelnie chroniły skrywane pod ich materiałem dłonie. Stanęła nieco z boku, nie chcąc dyszeć Mulciber w kark, utrudniać zapanowania nad wijącym się gniewnie wozakiem, ale jednocześnie – zamierzając podejrzeć ją przy pracy, a przy okazji nasycić oczy widokiem tego, który już niebawem miał zginąć z jej ręki. Cierpliwie poczekała, aż rana od bełtu została opatrzona, obwiązana wydobytą z torby szmatą. Dopiero wtedy wzniosła wciąż ściskaną w dłoni różdżkę wyżej, wycelowała nią w szarpiącego się – już słabiej – pyskacza. – Incarcerous – zaintonowała władczo; choć uroki nie były jej mocną stroną, nie miała czasu ani chęci, by poświęcić czas na ich rozwój, to zaklęcie przyzywające liny nie należało do szczególnie skomplikowanych. – To powinno wystarczyć – skomentowała w reakcji na więzy, które skrępowały niewielkie kończyny ofiary. Wtedy też spojrzała w oczy Varyi, jak gdyby szukała w nich potwierdzenia. – Chwila... – Tym razem to ona zaczęła grzebać w przewieszonej przez ramię torbie; po chwili wydobyła z niej niewielką chustkę, którą następnie wręczyła tropicielce. – Wrazisz mu ją do pyska? Nie chcę, żeby mnie ugryzł – wyjaśniła. W teorii mogłyby pokusić się o zaklęcie wyciszające, zakneblować go nie tyle w sposób fizyczny, ale magią, aczkolwiek to rozwiązanie wydawało się nieco prostsze. Poza tym, nie pamiętała już, kiedy ostatnio rzucała Silencio. Jeszcze za czasów szkoły? – Długo się tym zajmujesz? Polowaniem? – Uniosła wyżej brew, dopiero teraz pozwalając sobie na zadanie pytania, zaspokojenie choć części swej ciekawości. Skoro już podchody dobiegły końca, udało im się zdobyć to, po co tu przybyły, mogła spróbować pociągnąć młódkę za język. O ile oczywiście bariera językowa nie przeszkodzi im we wzajemnym zrozumieniu swych intencji. – I czy z większym zwierzem poradziłabyś sobie równie dobrze? – dodała jeszcze, racząc ponurą towarzyszkę zawoalowaną pochwałą.
Nie pozostało im już nic więcej, jak tylko poszukać drogi powrotnej.


If you rely only on your eyes,
your other senses weaken.
Heather Moribund
Heather Moribund
Zawód : wieszczka, medium
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I'm the fury in your bed
I'm the ghost in the back of your head

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11456-heather-vera-moribund https://www.morsmordre.net/t11469-alekto#354620 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11508-skrytka-bankowa-nr-2497 https://www.morsmordre.net/t11560-heather-vera-moribund#358278
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]08.04.23 17:59
W duchu powinnam przyznać, że nie miałam dotąd towarzysza tak dobrze podporządkowanego, ufnego wobec moich działań. Oczywiście z tych cichych, wewnętrznych podsumowań wyłączałam tych, którzy byli partnerami w łowach. Ona nie łapała kuszą ani różdżką, była bierna, ale nie ślepa. Przeczuwałam, że w razie potrzeby okaże się wsparciem, a nie utrudnieniem.
Kiwnęłam lekko głową, przyjmując jej zadowolenie. Czynności najbardziej skomplikowane miałyśmy za sobą, teraz pozostało tylko dobrze zabezpieczyć stwora i wyjść z lasu. Powroty ze złapaną zwierzyną zawsze czyniły kroki lżejszymi, choć ja nie usypiałam czujności. Wracając, można było niespodziewane natknąć się na jeszcze coś, a ja nie zwykłam marnować porządnych okazji. - Jak to zrobisz? – zapytałam, na nieco dłużej zawieszając spojrzenie na mojej towarzyszce. Zielone oczy objęły ją, zdradzając wyraźną ciekawość. Jak go zabijesz? Miała swoje czynności, swoje tajemnice i niepojęte rytuały, o których ja nie wiedziałam nic, a jednak jako pośrednik, dostarczyciel martwej lub żywej zwierzyny, zdołałam już przysłuchać się historiom naprawdę rozmaitym. Im byłam starsza, tym mniejsze wzbudzały we mnie emocje. Mimo to chętnie poznałabym historię pani Heather Moribund. Obydwie z Cassandrą jawiły mi się jako tajemnicze wiedźmy, pełne fascynujących sekretów i mądrości, po którą ja nawet nie zamierzałam sięgnąć. Wybierałam lasy, dzikość i waleczność ponad moc zaklętą w tajemnicach nauki i pradawnej magii. O żadnej z nich nie wiedziałam wiele, o szczegóły też raczej nie zamierzałam się dopytywać, szanując je, ale mimo tego czułam, że mogłabym z nimi osiągnąć porozumienie o wiele głębsze niż z moimi rówieśniczkami, szczególnie tymi szlachetnie urodzonymi, które w ostatnich czasach częściej miałam okazje widywać.
Świetnie, pomyślałam, gdy liny zamknęły pyskacza w klatce. W minucie krzyżowanych spojrzeń, potwierdziłam gestem, że zrobiła to właściwie. Spętała go, nie dając możliwości ucieczki. Zresztą u mojego boku nie miał szansy się wywinąć. Zdarzyło się, gdy byłam młodsza i mniej doświadczona, że złapane żywe, jakimś cudem znajdowały drogę powrotną. Dziś jednak wiedziałam, że to nie cud, a nieudolność łowcy w porządnym zabezpieczeniu trofeum. Szybko ocena pozwoliła jednak na pozytywny werdykt. Heather mogła być spokojna. Dodatkowo ranna łapa czyniłaby ewentualne próby ucieczki zbyt ślamazarnymi. Jego los całkowicie spoczął w naszych rękach. Później popatrzyłam, jak Moribund wyciąga z torby szmatę. Od czaru wybrała praktyczny, prosty sposób, jeszcze raz wzbudzając we mnie namiastkę podziwu. Wielu czarodziejów nie potrafiło nawet kichnąć bez używania magii. Choć magię uwielbiałam, lubiłam też trenować zaradność bez jej udziału. Odebrałam od zwinięty kawałek tkaniny i, nie czekając zupełnie na nic, wcisnęłam go krnąbrnej fretce między zęby. Stłumione burknięcie ledwo co maznęło nasze uszy. Teraz będzie już grzeczny. – W drogę – zakomunikowałam, nim padło z jej ust pytanie. Ruszyłyśmy powoli, trzymałam wozaka, uwieszony u boku poddać się musiał całkowicie swej beznadziejnej sytuacji. One nie znosiły pułapek, wrodzona złośliwość sprawiała, że długo walczyły, nie chcąc się pogodzić z marnym losem. – Będziesz musiała uważać. On spróbuje walczyć – poradziłam, spoglądając na nią z boku. Wyczerpany raną i uwiązaniem i tak może ja pokaleczyć, jeżeli tylko Heather pozwoli sobie na jeden błąd. Jego słabość nie była kompletna gwarancją. – Wiele lat przed Durmstrangiem, u nas małe dzieci polują. Najpierw kusza, potem różdżka. Rodzą się w lesie, rosną w lesie – opowiedziałam skrótowo, choć miałam nadzieję, że zdołała pojąć, co próbowałam przekazać. Chłopców we wczesnych latach zostawia się w lesie, by nauczyli się przetrwania, by potrafili poradzić sobie w obliczu wielkiego strachu. Ja chłopcem nie byłam, niestety, ale do leśnych wędrówek i polowań nie trzeba było mnie namawiać. Zresztą dziewczęta również dość często wciągane były w opary niebezpieczeństwa. Pragnęłam tego wszystkiego od samego początku, z zazdrością spoglądałam na małego Arsentija. Moje kiełkujące ambicje w tym miejscu splotły się również z wolą ojca. On był łowcą, więcej jego dzieci tym bardziej. Dziś znałam wiele kobiet podobnie do mnie ganiających z kuszą. Na Syberii kobiety przechodziły podwójne szkolenie. – Większe zwierzę potrzebuje więcej bełtów – przyznałam po chwili. Znałam swoje możliwości, ale potężne stworzenia bywały zdradliwe i tym bardziej niebezpieczne. – Nigdy nie ma pewności – dopełniłam szczerze. Oczywiście, że poradziłabym sobie z jeleniem czy dzikiem, ale gigantyczne magiczne wytwory to wciąż coś, do czego było mi daleko. Dążyłam jednak do tego, by któregoś dnia i one nie stanowiły niemożliwego wyzwania.
Wkrótce dotarłyśmy do drogi, opuszczając sprzyjające nam ramiona lasu. Zatrzymałam się i popatrzyłam na moją kompankę. To był koniec naszej wyprawy.


zt
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]30.05.23 16:53
Jak to zrobisz?
Wzniosła wzrok, gdy słowa te padły z ust tropicielki i zawisły między nimi w lepkim zaduchu, zachęcając tym samym, by wybiegła myślami w przyszłość, wyobraziła sobie scenę, która za ledwie kilka dni rozegra się w jej królestwie, otulonej wonią kadzideł piwnicy. Wtedy również kącik warg wzniósł się ku górze, przywołując na bladą twarz widmo upiornego uśmiechu. Nie spodziewała się, że Mulciber wyrazi zainteresowanie dalszym losem pochwyconego wozaka, lecz przecież najpewniej nie kierowało nią współczucie, choćby jego namiastka, co zwykła ciekawość. – Nożem. Złożę go w ofierze. Poderżnę mu gardło, a nim uleci z niego życie, rozetnę podbrzusze, by wyczytać z jego wciąż parujących wnętrzności przyszłość. – Przemawiała spokojnie, bez większych emocji, a już na pewno nie takich, których spodziewać można by się było po osobie, która planowała ubić szamoczącego się wciąż wozaka w celu przeprowadzenia okultystycznego rytuału, i to dokonać tego własnoręcznie, nie przy pomocy magii. Zanurzyć się w jego posoce, bez cienia zawahania czy odrazy... Wpierw jednak musiały upewnić się, że stworzenie nie ucieknie, nie zrani żadnej z nich, ani nie narobi rabanu, który mógłby ściągnąć na ich głowy gniew innej zwierzyny. Bo przecież w rezerwacie musiały pomieszkiwać istoty wiele większe, znacznie groźniejsze, rozgniewane dłużącą się w nieskończoność zimą i idącymi z nią w parze niedogodnościami. Zaś Heather wolałaby uniknąć stawania z nimi oko w oko, nawet jeśli miała u swego boku uzbrojoną nie tylko w różdżkę, ale i w kuszę czarownicę, przed którą las nie miał tajemnic. – W drogę – przytaknęła, obejmując niewielką polanę ostatnim zamyślonym spojrzeniem, po czym ruszyła śladem przewodniczki, posłusznie podejmując dalszą wędrówkę. A może raczej wędrówkę powrotną. Wciąż nie opuszczało jej to przeczucie, że coś – nienazwane i bliżej nieokreślone – dyszy im w karki, wisi nad ich głowami niczym katowski topór, obłapia lepkim wzrokiem. Lecz przecież gdyby naprawdę ktoś je obserwował, gdyby towarzyszyło im jakieś zwierzę, czy wyczulona na każdy szelest i zapach Varya nie podniosłaby alarmu? – Będę uważać. Ale niech walczy. Szybciej się zmęczy – mruknęła pod nosem; nie zamierzała ignorować potencjalnego zagrożenia, wierzyła jednak, że poradzi sobie z pochwyconym wozakiem. Skrępowany linami, zakneblowany szmatą, nie powinien przysporzyć większych problemów. Później zaś trafi do klatki, w której będzie oczekiwać tego feralnego wieczoru, podczas którego wybije jego ostatnia godzina, a cielesna powłoka posłuży celom wyższym.
W milczeniu wysłuchiwała odpowiedzi młodszej czarownicy, nie zwracając uwagi na wciąż stawiającego opór zwierza; mógł się szarpać, mógł wydawać z siebie tłumione wrażonym w pysk materiałem powarkiwania, to jednak na nic. W udzielonym przez nią wytłumaczeniu było coś szczególnie interesującego – że surowe wychowanie, z bronią u boku, tyczyło się również kobiet. Zwykle przecież trzymanych na uboczu, zaganianych do bardziej odpowiednich rozrywek. Czy na wschodzie stanowiło to normę? Chętnie dowiedziałaby się więcej, posłuchała o dalekiej Rosji, ale i samym Durmstrangu, zdawała sobie jednak sprawę z faktu, że komunikacja nie przebiegała w sposób płynny; dla Varyi, która bawiła w Anglii od niedawna, panujący na wyspach język wciąż musiał być obcy. Pełen zagadek i nieścisłości. Z tego też powodu stłumiła ciekawość w zarodku, postanawiając, że zostawi tę rozmowę na później; z pewnością nadarzy się jeszcze okazja, by wrócić do poruszonych przez łowczynię tematów, do tego w bardziej sprzyjających warunkach. – Brzmi to logicznie – odparła lekko, gdy usłyszała, że większy cel wymagałby większej liczby bełtów; jednak czy kusza zawsze wystarczała? Czy dało się polować na naprawdę ogromne bydlę bez pomocy sideł? Skrupulatnie rozstawianych pułapek...?
Okolica stawała się coraz bardziej znajoma; krok za krokiem, przybliżały się do drogowskazu, spod którego ruszyły na łowy, a który miał stać się miejscem rychłego pożegnania. Kiedy opuściły osłonę lasu, słońce znów zaczęło atakować napastliwymi, próbującymi wedrzeć się pod kaptur szaty promieniami, nie było więc czasu do stracenia. Odebrała od Mulciber wozaka, uważając przy tym, by nie zadrapał jej żadną ze skrępowanych liną łap, po czym przekazała tropicielce należną zapłatę, dziękując za poświęcony czas w sposób oszczędny, lecz szczery. – Do zobaczenia, Varyo – dodała na sam koniec, racząc towarzyszkę nieprzeniknionym uśmiechem; bo przecież na pewno miały się jeszcze spotkać.

| zt


If you rely only on your eyes,
your other senses weaken.
Heather Moribund
Heather Moribund
Zawód : wieszczka, medium
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I'm the fury in your bed
I'm the ghost in the back of your head

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11456-heather-vera-moribund https://www.morsmordre.net/t11469-alekto#354620 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11508-skrytka-bankowa-nr-2497 https://www.morsmordre.net/t11560-heather-vera-moribund#358278
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]23.03.24 22:04
24 września 1958 r.

Niewiele czasu minęło, odkąd ostatni raz wędrowałam przez lasy Rough Hill Wood. Lubiłam tam powracać, spustoszona przez wojnę okolica nie zachęcała okolicznych mieszkańców do zagłębiania się w gąszcz barwnego rezerwatu, ale ja upatrywałam w tym sprzyjającą okoliczność. Na tamtejszych ścieżkach rzadko kiedy można było natrafić na człowieczy ślad, a to ośmielało zwierzynę – a więc i łowcę. Niezbadana w pełni pozostawała wciąż dla mnie angielska przyroda, toteż nie poszukiwałam okazji wyłącznie do wyłapania stworzenia. Poznawałam ziemie, oswajałam się z nowymi tropami i skryta w gęstych krzewach obserwowałam zwierzęce nawyki. Zdobyta wiedza któregoś dnia mogła okazać się cenna, a ja w podobnych zajęciach odnajdowałam nie tylko ukojenie, ale przede wszystkim okazję. Byłam wprawnym myśliwym, lecz wciąż niedostatecznym. Niezaspokojone ambicje niemal co dnia popychały mnie w stronę lasów, naprzeciw nowym wyzwaniom. Pozbawione ruchu ciało łatwo mogło zwiędnąć w ciasnocie czterech ścian. Z tym jednak mierzyłam się z każdym wschodem słońca, starając się pogodzić dwa światy. Tylko właściwie dopasowane mogły ze sobą współistnieć. Po cichu więc dążyłam do równowagi, chłonąć znaki i wskazówki.  
Okazja do wzniesienia kuszy wspólnie z Ramseym przepełniła mnie nową emocją. Zazwyczaj samotnie wychodziłam na szlak, niespecjalnie komfortowo czując się z przypadkowym towarzyszem. Jedynym wyjątkiem był Arsentiy, jemu dawałam prawo, ale on nie pytał i nigdy nie był losowy, a gdy szedł obok, czułam się silniejsza. Tym razem miało być inaczej. Skórę obtoczyła warstwa przejęcia. Ta zdawała się zjawiać tylko wtedy, kiedy mogłam odsłonić przed kimś, kto na to zasługiwał, część swoich tajemnic, część krajobrazu swych myśli, część swej ciężko wypracowanej zdolności. Ponad czystym talentem wyróżniałam bowiem misternie ćwiczoną sztukę, morderczo wręcz tresowane zmysły i wreszcie ciało hartowane długo i boleśnie. Od lat. Lecz on o tym wiedział, lecz jemu nieobecne musiały być wysiłki krewnych, prawda?  – Jest coś, co chciałbyś złapać? – spytałam na chwilę przed zanurzeniem się w leśnej głębi. Na tym terenie żyło przynajmniej kilka interesujących gatunków. Zaś my mieliśmy wszystko, co było niezbędne, dobry strój, strzały i kusze. – Możemy znaleźć więcej niż jeden trop, przy szczęściu – kontynuowałam w mowie tej ziemi, mogąc się pochwalić coraz większą ilością przyswojonych słów. Już na skraju, w zielonych bramach czujnie zanurzałam oczy, jakbym chciała zweryfikować własne przeczucie, jakbym już teraz wyszukiwała tropu, dźwięku, niepokojącego widoku. Czegokolwiek, co mogło odmienić losy naszych łowów. Do Niedźwiedziej jamy powrócić mogliśmy z dobrym łupem lub pustymi rękami, lecz zaopatrzeni w przygodę i zasmakowani w smaku soczystych łowów. Nie zawsze bowiem musiały kończyć się zdobyciem. Przeszukiwanie lasów już samo w sobie bywało nęcące. Lubiłam znajdować tego, kto pewien był, że zdoła się schować. Nie zawsze musiałam zabijać, choć brutalność tego zajęcia stanowiła dla mnie atut. Czasem pozwalałam, by dzikość i pierwotny instynkt mogły wreszcie w pełni przebudzić się w niedźwiedziu, by zatarły się granice. Leśne tajemnice zdawały się na nas czekać, lecz zawsze istniało ryzyko całkowitej porażki. Oby nie tym razem
– Próbowałeś już kiedyś? – zapytałam raz jeszcze, wychodząc z linii i jako pierwsza wciskając się między drzewa. Zarzucona na plecach kusza drgnęła lekko, gdy wspięłam się na powalony pień i później płynnie z niego zeskoczyłam. – Patrz uważnie, niedźwiedziu, tutaj za każdym drzewem są oczy – poradziłam, obracając lekko głowę w bok, by dosięgnąć jego widoku. Jak się odnajdywał w tej roli? Trwałam w przeświadczeniu, że w lasach żaden z nas nie mógł czuć się obco i dziwacznie. Naturę, jeżeli trwała w uśpieniu, wciąż można było zbudzić.
Krok pierwszy. Znajdź trop.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]29.05.24 10:59
Jego orężem zawsze była różdżka, nawet wtedy, gdy na złość całemu światu, a jak później zrozumiał, najbardziej samemu sobie objął niechlubną rolę ministerialnego kata. Zawsze był zbyt słaby, by sięgać po inną broń, topór, którymi zwykli się posługiwać podobni jemu wydawał mu się nazbyt prymitywny i nieadekwatny, pomimo jego fachu. Był czarodziejem i zawsze był z tego dumny i zawsze potrafił w magii i mocy odnaleźć odpowiedzi i sposoby na powstałe zagadnienia. Szybko w jego życiu okazało się, że w przypadku śmierci była wprost doskonała. Mimo to kusza nie była mu całkiem obca. Jeszcze jako chłopiec doświadczał zaszczytu brania udziału w polowaniach i ironią losu był fakt, że właśnie na pierwszym z nich, tak naprawdę, z chłopca przemienił się w młodego mężczyznę, choć jego wiek i niedorosłe ciało bardzo wszystkiemu przeczyło.
Wiele doświadczeń pozwalało mu przysposobić sobie wiedzę, która mogła się dziś przydać. Żaden był jednak z niego łowca zwierząt, nie znał się na tropieniu zupełnie, tropić ludzi także nie umiał, trudno było o bezszelestny i wprawny chód, ale był wystarczająco świadom, by skupić się na ostrożnym stawianiu kroków, staraniu się, by były jak najcichsze i najlżejsze, a smukła sylwetka choć raz okazała się atutem. Był nim zapewne również fakt, że sam z siebie bywał milczący. Rozmowy nigdy nie były dla niego problemem — bo świat, który go wychował nauczył go konwersacji z uprzejmości, niezobowiązującego flirtu wbrew pozorom wymaganego w towarzystwie i dla niego, człowieka pragnącego wiele dla siebie ugrać — lubił jednak ciszę; to w niej czuł się najnaturalniej i z niej czerpał siły. W tym byli podobni. Jej towarzystwo, podobnie jak zwykle Cassandry, napawało go spokojem, a milczenie nie niosło w sobie zakłopotania czy goryczy braku uprzejmości. Kroczył obok niej, wyjątkowo bez wierzchniej szaty i peleryny, która przeszkadzałaby mu w poruszaniu się w takim terenie.
— Najdzikszą z bestii— odpowiedział cichym głosem, przedzierając się w wysokich butach przez leśne ostępy. — Nie zadowolę się zającem — dodał zaraz poważnie, choć wcale tak śmiertelnie poważnie nie mówił. Nie oczekiwał od siebie ani ukrytego talentu ani utajonych zdolności w łowiectwie, ale mierzył wysoko, wyznając zasadę, że jeśli spadać to z najwyższego konia. — Nie będziemy dziś marnować czasu na głupoty. Jeśli mam wrócić przed oblicze żony to tylko z trofeum godnym jej męża. — Kąciki ust drgnęły mu lekko; wątpił, by krwawy podarek zaimponował jej w najmiejszym stopniu; ale z króliczym ogonkiem nie zamierzał się pokazać w domu. Wolał wrócić z pustymi rękami. W dłoni trzymał czarodziejską kuszę, choć nie pamiętał zbyt dobrze, jak właściwie się z nią obchodzić. Rozglądał się dookoła, w poszukiwaniu jakiekolwiek obcego ruchu; nie miał doświadczenia w kryciu się po lasach, ale ilość stoczonych walk pomagała mu koncentrować się na zmysłach, szukać tego, co ukryte. Podstawowa wiedza o stworzeniach i zwierzętach to jednak zbyt mało, by je wytropić, nie znał tak dobrze jak ona ich zwyczajów, nie mówiąc już o pozostawionych przez nie śladach.
Milczał, kiedy go wyprzedziła, czekając na sugestie i rady, choć wiedział, że nie udzieli mu ich bez pozwolenia lub wyraźnej sugestii.
— Owszem. Kiedy miałem jedenaście lat, stary lord Rosier zabrał mnie na polowanie. Na niedźwiedzia — przypomniał sobie dawno zapomnianą celebrację, która zakończyła się spełnieniem doświadczonego proroctwa. — I później, nim opuściłem Château Rose. Ale nie miej złudzeń, nie mam tak dobrej pamięci, a takie polowania znacząco różnią się od samotnych łowów. — I niewiele trzeba na nich mieć umiejętności, by powrócić do domu z głową odyńca. Ilość ludzi i zwierząt, która w tym uczestnicy sprawia, że więcej w tym gwaru i szumu niż tego, czego właśnie doświadczali, a naganiacze i prawdziwi myśliwi dbali o to, by każdy arystokrata lub ważny gość zabawił się i z dumą wrócił do domu. Zatrzymał się powoli, kiedy sugerowała mu czujne patrzenie. Zmarszczył brwi i wytężył wzrok, przeczesując ciemniejącą przestrzeń między pniami dookoła. — Opowiedz mi— zaczął po rosyjsku, cicho — kiedy dookoła siebie nie spostrzegł niczego, ale nie miał tak dobrego oka jak ona. — Jak polujecie na Syberii. — Bo czuł, że te techniki mogłyby mu się przydać nie tylko w polowaniu na jelenie. — I co myślisz— o tym, co ich otaczało; jakie informacje wyciągała z otaczającej ich rzeczywistości? Chciał wiedzieć, czym się kierowała, na co patrzyła, na co on powinien zwrócić uwagę.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Rough Hill Wood - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Rough Hill Wood
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach