Leczenie w spiżarce - 14 XII
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Spiżarka
Spiżarka w Warsztacie w Dolinie Godryka 14 XII
Leczenie Steviego Becketta + Romulus Abbott, Trixie Bekcett, mugolka (Willow Fawn)
Szafka zniknięć
Leczenie Steviego Becketta + Romulus Abbott, Trixie Bekcett, mugolka (Willow Fawn)
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
The member 'Romulus Abbott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 85
'k100' : 85
Mary. Imię potwora, imię demona zrodzonego z pokrzywdzonej, dziecięcej wyobraźni. Zwrócił się do niej imieniem matki, przywołał koszmar z dna pamięci, na moment odpychając ją od siebie o kilka cali. Łzy przestały cieknąć, zamroziły się wręcz w kącikach; czy naprawdę jestem do niej tak podobna, czy to tylko przywidzenia poszkodowanego człowieka? I przede wszystkim - kim była płacząca Rosie? Nie powiedział przecież Trixie, użył innej nazwy, obcej, nieznanej, nigdy dotąd nieprzywoływanej wśród starych ścian Warsztatu. Kolejne tajemnice - czy choroba nakazująca mu majaczyć? Może zwyczajnie pomyliłeś moje imię, tato? Proszę, pomyl moje imię. Nie każ mi myśleć, że skrywasz coś jeszcze. - Sprawdzę co u niej - odpowiedziała ojcu głosem dziwnym, niepewnym, pustym, a jednocześnie tak przerażonym i przytłoczonym, tym samym dając lordowi znać, że zrozumiała jego następne polecenie. - Pojadę rowerem, sprowadzę tu kogoś... Proszę nie dać mu usnąć - zwróciła się do mężczyzny i mugolki, nim wypadła ze skromnej posiadłości i na dwukołowcu skierowała się w stronę Leśnej Lecznicy. Kim jesteś, Rosie? Dlaczego płaczesz? I dlaczego ja płaczę przez ciebie tak bardzo? Całą drogę do uzdrowicielskiego przybytku wręcz wyła z niemocy, ze zmęczenia - chyba już wszystkim, nagromadzeniem emocji z ostatnich lat.
- Pomocy! Proszę, pomocy, mój ojciec jest ranny. On... Jest cały we krwi, ma rozciętą twarz, ledwo trzyma się życia - zawołała od progu, rower rzucając na ziemię zanim wbiegła do środka. - Mieszkamy niedaleko, proszę mu pomóc - mówiła do nieznajomej kobiety, skora poprowadzić ją ze sobą z powrotem do Warsztatu jak najszybciej było to możliwe.
- Pomocy! Proszę, pomocy, mój ojciec jest ranny. On... Jest cały we krwi, ma rozciętą twarz, ledwo trzyma się życia - zawołała od progu, rower rzucając na ziemię zanim wbiegła do środka. - Mieszkamy niedaleko, proszę mu pomóc - mówiła do nieznajomej kobiety, skora poprowadzić ją ze sobą z powrotem do Warsztatu jak najszybciej było to możliwe.
and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Dlaczego dziecko wciąż płakało, czemu krzyk nie ustawał? Przecież poszła sprawdzić, czy wszystko w porządku. Stevie otworzył gwałtownie oczy, ale nie dostrzegł już ani Trixie, ani Mary Jo, a jakąś obcą kobietę, która trzymała go za twarz. Odsunął głowę do tyłu, ale ten ruch kosztował go zbyt wiele energii, bo poczuł, jakby kręcił się w niej wiatrak. Chwilę trwało, zanim odzyskał równowagę. Ile czasu minęło od kiedy zasnął? Dwie sekundy, czy może dwie godziny? Wcale się nie wyspał. - Muszę wracać do pracy - wymajaczył pod nosem, zabierając głowę spomiędzy dłoni mugolki. - Mam duż-dużo zajęć - wydukał i chociaż wszystkich sił użył, aby podnieść się z krzesła, to na nic się to zdało. Wciąż tkwił tam, zmęczony i osłabiony. Obraz był dziwnie rozmazany przez zawroty głowy i brak okularów, które teraz leżały gdzieś potłuczone. Obok był jednak ktoś, kogo kojarzył. Dopiero wtedy sobie przypominał. - Udało się? - dziwna ekscytacja wydobywała się ze zmęczonego głosu, gdy kierował te słowa w stronę Romulusa.
Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Rzucił czerwony od krwi ręcznik na kraniec miski, z trudem sięgając po kolejną szmatę, jaką przystawił blisko rany starszego czarodzieja. Wciąż wsłuchiwał się w jego serce, upewniając, że to nie zanika gdzieś w niebycie swym dźwiękiem. Dopiero teraz zaczął rozmyślać, jak właściwie przebiegła cała akcja. Czy można to wszystko było poprowadzić lepiej? Wciąż był odrobinę zły na Steviego za rzucenie zaklęcia Kameleona bez wcześniejszego ustalenia z lordem - chociaż najpewniej gdyby Romulus wyraził sprzeciw, numerolog i tak postąpiłby po swojemu. Tym samym podłożył siebie niczym kozła ofiarnego. Była złość w myślach, jednocześnie swoista wdzięczność. Ciężko mu więc było cokolwiek wyrzec do Becketta, co w jakikolwiek sposób oceniłoby zaistniałą sytuację dogłębniej. Słysząc dźwięk głosu numerologa, zakropionego odrobiną ekscytacji, uniósł delikatnie brew, potem zerknął na mugolkę i przytaknął. – Udało się, uratował ją pan. Pamięta pan jak? – zapytał ponownie. Oznaczało to wszystko ni mniej, ni więcej, że naukowiec mógł mieć problemy z pamięcią. Romulus zaczął wyliczać w głowie objawy wstrząśnienia mózgu, a potem powoli wciągnął powietrze. – Czy jest panu niedobrze? – błahe pytanie, jednak jak ważne! Starał się powstrzymywać własne nerwy oraz ignorować ból, który wciąż towarzyszył mu w kolanach i odcinku lędźwiowym, lecz na jego leczenie przyjdzie jeszcze pora, ważniejszy był Beckett. Czas wydawał się dłużyć, a mugolka co chwilę zerkała za okno, oczekując przybycia rzekomego uzdrowiciela.
Zauważyła, że coraz mniej bywała w lecznicy, kurs i działania zabierały jej czas i powoli zaczynała się obawiać, że nie będzie w stanie dalej robić wszystkiego. Były we dwie, kiedy drzwi wejściowe rozwarły się a w środku pojawiła się kobieta, mgliście znajoma. Podniosła się z zajmowanego miejsca odkładając tom o arkanach białej magii. Złapała tylko za płaszcz w korytarzu i miotłę nad którą przełożyła nogę kiedy znalazły się na zewnątrz.
- Wsiadaj. - poleciła jedynie krótko kobiecie, czekając aż ta nie zajmie miejsca. Odbiła się nogami, słuchając tego w która stronę miała się kierować. Milczała, rozglądając się na boki w końcu docierając do domostwa do którego weszła jako Julia. Skierowała swoje kroki za Trixie, przystając nad mężczyzną, którego znała z którym ledwie kilka dni wcześniej odwiedzała miejsca przy sprawdzaniu świstoklików. Ściągnęła odrobinę brwi, wyciągając z kieszeni różdżkę włożyła ją między wargi, zrzuciła z ramion płaszcz odrzucając go gdzieś na bok i uniosła dłonie zaplatając włosy na czubku głowy. Zerknęła tylko na Abbotta, obrzucając spojrzeniem miejsce wokół, przesiąknięte krwią materiały. Znalazła się nad Steviem.
- Co się stało? - chciała wiedzieć, lewa ręka uniosła się łapiąc delikatnie za podbródek, odwracając głową. Przenosząc spojrzenie dalej, żeby słuchając kolejnych słów. Nie było czasu, a ona nie była mistrzem jeśli szło o magię lecznicza o wiele sprawniej poradziłby sobie Alex. Uniosła spojrzenie przesuwając je po osobach w pomieszczeniu. Wszyscy byli sojusznikami, poza nieznajomą kobietą, ale wyuczona ostrożność kazała jej się kilka razy zastanowić. Im mniej osób wiedziało, że była w Dolinie tym lepiej, ale jeden błąd mógł pozbawić Becketta życia. A potrzebowali go. Przeniosła spojrzenie na nieznajomą kobietę, wyglądała na przerażoną. Najlepiej by było, gdyby nie patrzyła na to co robi, ale mogła jej sprawnie usunąć wspomnienie. - Proszę iść do kuchni, nalać sobie szklankę zimnej wody, wypić, nalać drugą i z nią wrócić. Da pani radę? - spytała kobiety, unosząc na nią niebieskie tęczówki. To by załatwiło sprawę, chwilowe zniknięcie, chwilowe zajęcie.
O tym, co potrafiła też nie wszyscy powinni wiedzieć. W końcu uniosła różdżkę skupiając się na melodii i kształcie feniksa, na nadziei, którą niósł ze sobą i zaklętą w dźwiękach wypowiadając słowa inkantacji.
- Expecto patronum. - wypowiedziała płynnie, zamierzając skorzystać z leczniczych umiejętności patronusa. Był magicznym bytem, który uleczy wszystko sprawniej, chociaż po widocznych obrażeniach zakładała, że Becketta i tak czeka spory okres powrotu do pełni sił.
| rzucam leczniczego patronusa
12xk8 x4
- Wsiadaj. - poleciła jedynie krótko kobiecie, czekając aż ta nie zajmie miejsca. Odbiła się nogami, słuchając tego w która stronę miała się kierować. Milczała, rozglądając się na boki w końcu docierając do domostwa do którego weszła jako Julia. Skierowała swoje kroki za Trixie, przystając nad mężczyzną, którego znała z którym ledwie kilka dni wcześniej odwiedzała miejsca przy sprawdzaniu świstoklików. Ściągnęła odrobinę brwi, wyciągając z kieszeni różdżkę włożyła ją między wargi, zrzuciła z ramion płaszcz odrzucając go gdzieś na bok i uniosła dłonie zaplatając włosy na czubku głowy. Zerknęła tylko na Abbotta, obrzucając spojrzeniem miejsce wokół, przesiąknięte krwią materiały. Znalazła się nad Steviem.
- Co się stało? - chciała wiedzieć, lewa ręka uniosła się łapiąc delikatnie za podbródek, odwracając głową. Przenosząc spojrzenie dalej, żeby słuchając kolejnych słów. Nie było czasu, a ona nie była mistrzem jeśli szło o magię lecznicza o wiele sprawniej poradziłby sobie Alex. Uniosła spojrzenie przesuwając je po osobach w pomieszczeniu. Wszyscy byli sojusznikami, poza nieznajomą kobietą, ale wyuczona ostrożność kazała jej się kilka razy zastanowić. Im mniej osób wiedziało, że była w Dolinie tym lepiej, ale jeden błąd mógł pozbawić Becketta życia. A potrzebowali go. Przeniosła spojrzenie na nieznajomą kobietę, wyglądała na przerażoną. Najlepiej by było, gdyby nie patrzyła na to co robi, ale mogła jej sprawnie usunąć wspomnienie. - Proszę iść do kuchni, nalać sobie szklankę zimnej wody, wypić, nalać drugą i z nią wrócić. Da pani radę? - spytała kobiety, unosząc na nią niebieskie tęczówki. To by załatwiło sprawę, chwilowe zniknięcie, chwilowe zajęcie.
O tym, co potrafiła też nie wszyscy powinni wiedzieć. W końcu uniosła różdżkę skupiając się na melodii i kształcie feniksa, na nadziei, którą niósł ze sobą i zaklętą w dźwiękach wypowiadając słowa inkantacji.
- Expecto patronum. - wypowiedziała płynnie, zamierzając skorzystać z leczniczych umiejętności patronusa. Był magicznym bytem, który uleczy wszystko sprawniej, chociaż po widocznych obrażeniach zakładała, że Becketta i tak czeka spory okres powrotu do pełni sił.
| rzucam leczniczego patronusa
12xk8 x4
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 35
--------------------------------
#2 'k8' : 7, 3, 5, 8, 1, 2, 4, 3, 6, 8, 7, 3
#1 'k100' : 35
--------------------------------
#2 'k8' : 7, 3, 5, 8, 1, 2, 4, 3, 6, 8, 7, 3
Trixie nie oponowała gdy nieznajoma zaprosiła ją na miotłę. Zostawiła swój rower pod Leśną Lecznicą i razem z zabezpieczoną mateamorfomagicznie Justine ruszyły do Warsztatu, podczas gdy czarownica ocierała z mokrej twarzy kolejne łzy; już dość, wyrzuciła z siebie przecież już wszystko, już dość.
Nie była Mary Jo Beckett. A Rosie nie istniała.
- Co z nim? - spytała błyskawicznie, zdesperowana, wchodząc wraz z kobietą do kuchni. Mugolka wciąż usiłowała podtrzymać głowę niechętnego Steviego, nad wszystkim natomiast sprawował pieczę Romulus - wydawał się najtrzeźwiejszy z całej tej trójki, nie tak poobijany, nie owładnięty przerażeniem, więc do niego Trix w głównej mierze kierowała swoje słowa, jeszcze zanim uzdrowicielka poprosiła o dokładne wytłumaczenie obrażeń Becketta. Też chcę to wiedzieć, zanim ta wojna w końcu cię zabije.
- Dzbanek z wodą jest w salonie - dodała drżącym głosem na dźwięk polecenia skierowanego do mugolki, wskazując jej drzwi prowadzące do pomieszczenia - podczas gdy sama podeszła do ojca i od tyłu ujęła jego głowę u podstawy czaszki, łagodnie lecz pewnie przytrzymując ją w miejscu. A potem... A potem zjawił się patronus, przyzwany z nicości wprost do piersi cierpiącego czarodzieja, piękny, mglisto-błyszczący - pełen nadziei, na którego Beatrix patrzyła szeroko otwartymi oczyma, milcząca, zdumiona. Biła od niego moc, dziwna moc, coś, czego nie widziała nigdy wcześniej. Oddech zadrżał w zmęczonej paniką piersi. Niepokój wciąż wypełniał żołądek. Spojrzała w końcu w dół, na ojca, jakby niepewna co tam zobaczy. - Tato... - wyszeptała tylko bezsilnie. Błagalnie.
Nie była Mary Jo Beckett. A Rosie nie istniała.
- Co z nim? - spytała błyskawicznie, zdesperowana, wchodząc wraz z kobietą do kuchni. Mugolka wciąż usiłowała podtrzymać głowę niechętnego Steviego, nad wszystkim natomiast sprawował pieczę Romulus - wydawał się najtrzeźwiejszy z całej tej trójki, nie tak poobijany, nie owładnięty przerażeniem, więc do niego Trix w głównej mierze kierowała swoje słowa, jeszcze zanim uzdrowicielka poprosiła o dokładne wytłumaczenie obrażeń Becketta. Też chcę to wiedzieć, zanim ta wojna w końcu cię zabije.
- Dzbanek z wodą jest w salonie - dodała drżącym głosem na dźwięk polecenia skierowanego do mugolki, wskazując jej drzwi prowadzące do pomieszczenia - podczas gdy sama podeszła do ojca i od tyłu ujęła jego głowę u podstawy czaszki, łagodnie lecz pewnie przytrzymując ją w miejscu. A potem... A potem zjawił się patronus, przyzwany z nicości wprost do piersi cierpiącego czarodzieja, piękny, mglisto-błyszczący - pełen nadziei, na którego Beatrix patrzyła szeroko otwartymi oczyma, milcząca, zdumiona. Biła od niego moc, dziwna moc, coś, czego nie widziała nigdy wcześniej. Oddech zadrżał w zmęczonej paniką piersi. Niepokój wciąż wypełniał żołądek. Spojrzała w końcu w dół, na ojca, jakby niepewna co tam zobaczy. - Tato... - wyszeptała tylko bezsilnie. Błagalnie.
and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Leczenie w spiżarce - 14 XII
Szybka odpowiedź