Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój gościnny
AutorWiadomość
Pokój gościnny [odnośnik]02.07.21 23:41

Pokój gościnny

Pokój gościnny to niewielki pokoik zlokalizowany na piętrze, który stał się gościnnym głównie dlatego, że nikt nie zdecydował się w nim zamieszkać; jego głównym wyposażeniem jest pojedyncze łóżko, szafa na ubrania i wykonany ręcznie stolik. Ponieważ rzadko kiedy ktoś rzeczywiście tu zostaje, przez większość czasu pomieszczenie pełni też rolę przechowalni - pod ścianami piętrzą się walizki, wypełnione po brzegi przedmiotami, których nie udało się jeszcze rozpakować. Wieść rodzinna głosi, że z dolnej szuflady szafy wydobywa się czasami ciche skrobanie, ale wielokrotne oględziny nie wykazały póki co obecności żadnego intruza.
Dom objęty Zaklęciem Fideliusa.

[bylobrzydkobedzieladnie]




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Pokój gościnny [odnośnik]27.06.23 13:18
| 07.07

Opuszczenie Oazy nie było dla Charlie łatwe, choć zarazem czekała na ten moment z niecierpliwością od czasu ostatniej rozmowy z Billym. Wykorzystała te parę dni, żeby przygotować się psychicznie i spakować swój nieliczny dobytek do zaczarowanej torby. Było to trochę ubrań, książek, przyborów alchemicznych i już gotowych eliksirów, no i oczywiście mały zwierzyniec. Miała nadzieję, że Billy’emu i Hannah nie będą przeszkadzać koty, ale na wsi zawsze mogły się przydać, choćby do wyłapywania myszy, które mogłyby zaszkodzić zapasom. Charlie nieszczególnie przepadała za jedzeniem myszy, choć czasem, gdy była dłużej w kocim ciele, a nie miała normalnego pożywienia, jej się to zdarzało.
Gdy Billy się pojawił, Charlie zarzuciła torbę na swoje wątłe ramię i ostatni raz zerknęła na małą chatkę, w której spędziła tyle miesięcy, głównie depresyjnych. Miała nadzieję, że nie będzie musiała tu prędko wracać w charakterze stałego mieszkańca. Wolałaby odwiedzać Oazę jako gość.
Pozwoliła się wyprowadzić z Oazy zachowując wszystkie niezbędne środki ostrożności. Wolała nie znać dokładnego położenia portalu. To Billy ją prowadził, a ona podążała za nim, by później finalnie trafić do jego domu.
Gdy tylko się tam znaleźli, od razu zaczęła rozglądać się z ciekawością i ożywieniem, jakich nie czuła od dawna, bo ostatni raz opuszczała Oazę długie miesiące temu, więc zobaczenie czegoś innego było dla niej fascynującym doświadczeniem. Czuła się niemal jak wtedy, kiedy jako jedenastolatka po raz pierwszy ujrzała w oddali Hogwart.
- Tu jest naprawdę… ładnie – odezwała się w końcu, kontemplując swojskie piękno otoczenia. Może nie była to jej ukochana rodzinna Kornwalia, ale i tak było ładnie. Do Kornwalii może jeszcze kiedyś uda się wrócić, przynajmniej na to liczyła. Może kiedyś, po wojnie… Przecież nie mogła siedzieć na głowie Billy’ego i Hannah całe życie. Miała nadzieję, że kiedyś będzie możliwe odbudowanie własnego, samodzielnego życia, ale na ten moment musiała jakoś stanąć na nogi, a w dobie wojny bezpieczniej było razem niż oddzielnie. Nie miała odwagi, by zamieszkać teraz sama, i to nie tylko ze względu na strach przed potencjalnymi zagrożeniami. Bała się też tego, że w samotności powrócą do niej demony, te same, które miesiąc temu pchnęły ją do próby targnięcia się na swoje życie. Lepiej było nie zostawać samemu z wewnętrznymi demonami. Bo co, jeśli znowu by nią zawładnęły i ją skusiły? Może zyskała jakieś chęci do życia, ale nie była jeszcze w pełni zdrowa, tym bardziej, że nie przeszła specjalistycznego leczenia swojej depresji.
- W Irlandii jest spokojniej niż w Anglii? – zapytała po chwili, zastanawiając się, jak to tu właściwie było. Wcześniej, w dawnym życiu, była w tym kraju może kilkanaście razy, ale głównie w celach poszukiwania jakichś składników alchemicznych, zazwyczaj roślin które rosły tylko tu.
Pozwoliła, żeby ją poprowadził, przez cały czas rozglądała się po otoczeniu domu, a potem po jego wnętrzu.
- Mieszkasz z Hannah i ze swoją siostrą? – spytała z ciekawością, wolną dłonią przygładzając materiał skromnej, zbyt luźnej sukienczyny. – Nie będą wam przeszkadzać moje zwierzęta? Sądząc po tym, jak kotłuje mi się w torbie, koty bardzo chciałyby już z niej wyjść, i wolę je wypuścić zanim poprzewracają eliksiry. Zabezpieczyłam je, ale lepiej dmuchać na zimne… - Koty lubiły wchodzić do toreb, ale zbyt długie przebywanie w takowej na pewno je męczyło i nudziło. Nawet jeśli była to magiczna torba, która mieściła znacznie więcej niż zwykłe. – Właśnie, odnośnie eliksirów… Macie tutaj jakieś miejsce, gdzie mogłabym je przechowywać i warzyć nowe?
Czas najwyższy, by znowu zaczęła to robić. Należało odkurzyć umiejętności, wrócić do tego, co zawsze było bardzo drogie jej sercu, i w czym była dobra. Zostało jej jeszcze trochę ingrediencji, a skoro nie była już poszukiwana, zawsze któregoś dnia mogła wybrać się do okolicznego lasu poszukać ziół. Jeśli miała wrócić do zdrowia i normalności, musiała znowu stać się alchemiczką.
W końcu dotarli do niewielkiego pokoiku, który w porównaniu z chatką w Oazie i tak wydawał się naprawdę przestronny i wygodny. Poza tym Charlie nie była wymagająca i naprawdę nie potrzebowała wiele, więc nawet taka skromna przestrzeń bardzo ją cieszyła.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pokój gościnny [odnośnik]01.07.23 23:13
P-p-powinnaś zobaczyć to miejsce na jesień – wtrącił z uśmiechem, gdy Charlie skomplementowała okolicę. Zielona, wciśnięta pomiędzy górskie wzniesienia dolina, miała w sobie sporo uroku, a chociaż krajobrazy były zupełnie inne od tych, które otaczały jego rodzinny dom, to przez tych parę miesięcy zdążył już pokochać Derryveagh, rześkość powietrza i spokój niewielkich jezior, zmienność pogody i życzliwość mieszkających w pobliżu sąsiadów. – Drzewa robią się kolorowe, a wyżej w górach spada śnieg – dodał. To właśnie zeszłą jesień spędził na budowie domu, i być może dlatego tak dobrze kojarzyły mu się złoto-brązowe liście, i chłodny wiatr wiejący w dół stoków.
Poprowadził ich krętą ścieżką w górę zbocza, zwalniając trochę – i upewniając się, że Charlie bez problemu mogła dotrzymać mu kroku. – Tutaj jest spokojniej – przytaknął po chwili milczenia, podkreślając pierwsze słowo i rozglądając się dookoła. – Żyjemy na ub-b-boczu, potrzebowałabyś dwudziestu minut spaceru, żeby dojść do Byrne’ów, naszych najbliższych sąsiadów. Od wioski dzieli nas p-p-prawie godzina drogi, miotłą można tam dolecieć szybciej. Wojna tu jeszcze nie dotarła – ciągnął dalej, myśląc o tym, żeby przy najbliższej okazji przedstawić Charlie pasterzowi i jego córce – coś mu mówiło, że by się polubili. – Ale słyszałem, że w Dublinie były jakieś zamieszki – dodał. Irlandia była sporym krajem, a chociaż Rycerze Walpurgii nie mieli tu takich wpływów, jak w Anglii, to antymugolskie nastroje nie ominęły jej terenów, rozlewając się zwłaszcza po większych miastach. – To jest d-d-daleko stąd – przypomniał szybko, nie chcąc niepotrzebnie jej zdenerwować. Strach był ostatnią rzeczą, której potrzebowała, zwłaszcza teraz; już sama przeprowadzka do nowego domu musiała być trudna, takie duże zmiany zawsze wymagały czasu.
Jesteśmy na m-m-miejscu – powiedział, gdy dotarli do furtki, tym samym wpuszczając Charlene za ochronną zasłonę zaklęcia Fideliusa, które w innym wypadku uczyniłoby budynek niewidocznym. Spodziewał się wesołego szczekania i wybiegającego im naprzeciw Tłuczka, ale do jego uszu dotarło tylko ciche beczenie pasących się za domem owiec; musiał być zajęty przeganianiem wiewiórek w lesie albo straszeniem kaczek nad jeziorem. – Tak – i z Amelką – przytaknął, otwierając przed Charlie drzwi. Wszedł do przedpokoju zaraz za nią, odruchowo nasłuchując charakterystycznych, codziennych dźwięków. – Nie jestem p-p-pewien, czy są już w domu – wspomniał. Wiedział, że Liddy tego dnia pracowała, a Amelia od rana namawiała Hannah na wycieczkę nad wodę. Chciał zawołać, oznajmiając wszystkim, że dotarli – ale kolejne słowa Charlene zaskoczyły go na tyle, że o tym zapomniał. Zamrugał szybko, spoglądając na nią w zdziwieniu, a później niepewnie zerkając w stronę jej torby; wcześniej nie zwrócił uwagi na to, że z zewnątrz wydawała się niewielka, ostatecznie: mogła po prostu posiadać niewiele własnych rzeczy. To, że była zaczarowana, miało sens, ale wizja upchniętych do środka kotów i tak sprawiła, że brwi powędrowały mu w górę. Gdyby wiedział, że tam były, leciałby ostrożniej. – Zwierzęta? – powtórzył. W ogóle nie pomyślał o tym, że przeprowadzka Charlie wiązała się z dodaniem również nowych, czworonożnych mieszkańców do domowego inwentarza. Sięgnął dłonią karku, drapiąc bezwiednie skórę. – No tak – rzeczywiście, zap-p-pomniałem, że masz koty – zreflektował się. Na ustach zatańczył mu trochę niepewny, a trochę przepraszający uśmiech. – To nie problem, dookoła domu jest sp-p-poro miejsca, ale… wiesz, że mamy psa? Nie będą się go bały? Nie jest groźny, ale bywa głośny i uwielbia się b-b-bawić w ściganego – odparł, czując, że uczciwie będzie wspomnieć o tym od razu. – Ale myślę, że możesz je już wypuścić – zapewnił. – Chodź, zap-p-prowadzę cię do pokoju najpierw, żebyś mogła zostawić rzeczy – później pokażę ci, co gdzie jest – zaproponował, wskazując na schody. Kiedy weszli na górę, minął drzwi prowadzące do ich sypialni, a potem popchnął te, za którymi znajdował się pokój gościnny. Jeszcze do niedawna jego wnętrze stanowiło zbiorowisko wszystkich przedmiotów, które nie zmieściły się nigdzie indziej, ale w ciągu ostatnich dni zadbał o to, żeby niepotrzebne graty stąd zniknęły. – Jeżeli będziesz czegoś p-p-potrzebowała, to po prostu powiedz – wspomniał, umeblowanie było skromne – ale zawsze mógł zrobić dodatkowy kufer albo regał.
Zapytany o eliksiry, potarł dłonią żuchwę, zastanawiając się przez moment. – P-p-przechowywać je można w spiżarni, tak myślę – powiedział. Obniżona magicznie temperatura zabezpieczonego pomieszczenia powinna być odpowiednia także dla mikstur – a przynajmniej tak mu się wydawało. – Co do warzenia… Czego do tego p-p-potrzebujesz? – zapytał. Palenisko mieli w kuchni, ale nie był pewien, czy nadawało się tak samo do postawienia na nim alchemicznego kociołka, jak do ugotowania zupy.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Pokój gościnny [odnośnik]02.07.23 13:51
Charlie uśmiechnęła się. Wierzyła, że na jesień to miejsce również musiało wyglądać przepięknie, mimo że zupełnie nie przypominało jej rodzinnej Kornwalii.
- Mam nadzieję, że będę miała okazję się przekonać – powiedziała. Póki trwały niepokoje, nie miała odwagi mieszkać zupełnie sama, bezpieczniej było się łączyć, a nie dzielić. Zdawała sobie sprawę, że Billy i Hannah pewnie woleliby mieszkać sami i cieszyć się sobą, ale okazali jej dobroć i ją przygarnęli, za co była im wdzięczna. Charlie nawet nie była pewna, czy w ogóle miała do czego wracać w Kornwalii, czy w jej domu czasem nie zamieszkał już ktoś inny. Nawet jeśli wciąż stał pusty, nie czuła się gotowa na pozostanie sam na sam ze swoimi demonami.
Starała się dotrzymywać mu kroku przez cały czas, kiedyś w przeszłości chodziła sporo, kiedy poszukiwała składników alchemicznych, ale ostatnie tygodnie rekonwalescencji, a także utrzymujące się od miesięcy niedożywienie odcisnęły pewny ślad na jej formie, przez co szybciej się męczyła. Dobrze, że przynajmniej nie miała dużo do dźwigania, zaczarowana torba, którą nabyła jeszcze w swoim starym życiu, miała cudowne właściwości.
- Coraz bardziej mi się podoba – zapewniła, kiedy opowiedział jej o odosobnieniu jego domku oraz fakcie, że było tu spokojniej niż w Anglii. – Oby tak już zostało. – Oby wojna nie rozlewała się już bardziej, wystarczająco wiele zła wyrządziła już w samej Anglii, i na pewno jeszcze wyrządzi. A Charlie najbardziej potrzebowała spokoju, poczucia bezpieczeństwa i towarzystwa życzliwych jej osób, żeby móc dojść do siebie i odbudować swoje życie na nowo.
Dom Billy’ego i jego obejście sprawiały swojskie, miłe wrażenie. Tutaj można było niemal zapomnieć o tym, co działo się w Anglii. Domyślała się też, że Billy zapewne zatroszczył się o odpowiednie zabezpieczenia.
- To świetnie – ucieszyła się, gdy wspomniał o Amelii. – Ile ma już lat? Jeśli będziecie chcieli, mogę ją trochę podszkolić w zakresie ziół, magicznych stworzeń czy eliksirów, oczywiście na miarę jej wieku, i o ile będzie tym zainteresowana. – Pamiętała, że sama od dziecka uwielbiała uczyć się nowych rzeczy, zwłaszcza z tych dziedzin, i jeszcze zanim poszła do Hogwartu wiele nauczyła się od mamy, głównie wiedzy teoretycznej do której nie potrzeba było różdżki. Zdawała sobie też sprawę, że w obecnych czasach pójście do Hogwartu dla młodej mugolaczki może być bardzo utrudnione i wręcz niebezpieczne, i poczuła smutek na myśl, jak wiele dzieci takich jak Amelia może nigdy nie ujrzeć Hogwartu, jeśli sytuacja się nie uspokoi.
Koty zaczęły kotłować się w torbie i wyraźnie to wyczuwała, ich cierpliwość do ograniczonej przestrzeni najwyraźniej się kończyła, mimo że cała podróż nie trwała długo.
- Myślę, że nie powinno być problemu, po prostu trzeba będzie przedstawić nasze zwierzaki sobie. – Jej koty na pewno już widywały psy, więc miała nadzieję, że zwierzęta jakoś się dogadają i będą funkcjonować w zgodzie. Na pewno było to możliwe, jej rodzice mieli różne zwierzęta i jakoś potrafiły żyć obok siebie. – Jeśli chodzi o wyżywienie, mogą chodzić po okolicy i łapać myszy. Na pewno sobie poradzą. – Nawet w Oazie zdarzały się myszy, zawleczone czasem z jakimiś zapasami z zewnątrz, i jej koty pomagały dbać o to, żeby nie wyrządzały wielu szkód. A skoro Billy miał w obejściu zwierzęta gospodarskie, to w pobliżu musiały być i myszy. – Mam też sowę, ale ją wypuściłam i zapewne przyleci tu niedługo. I pufka, ale on akurat może pożywić się nawet jakimiś odpadkami i nie jest zbyt problematyczny.
Nieco się zawstydziła, na myśl o tym, że przytargała tu małe zoo, ale jej zwierzaki nigdy nie były problematyczne i miała nadzieję, że żadnemu z domowników nie będą przeszkadzać. Ale nie miała serca ich zostawić samych w Oazie i odejść stamtąd bez nich. Te zwierzęta często były jej jedynym towarzystwem w depresji, i gdyby w Oazie nie mogła wtulić się przed snem w miękkie, ciepłe futerka kotów, pewnie oszalałaby znacznie wcześniej.
Zdjęła z ramienia torbę i przykucnęła, otwierając ją blisko podłogi. Koty, wyczuwając że została otwarta, natychmiast zaczęły wyskakiwać, po czym początkowo niepewnie rozejrzały się po nowym otoczeniu, poruszając długimi, cieniutkimi wąsikami. Żeby wyciągnąć pufka musiała wsadzić rękę aż po samo ramię, co z boku wyglądało dość komicznie, i wydobyła nieduże stworzenie.
Nowy pokój przypadł jej do gustu, mogła zostawić tu torbę i później ją rozpakować. Ubrania mogła umieścić w szafie, ale na eliksiry trzeba było znaleźć dobre miejsce.
- Jeśli chodzi o warzenie… Mam w torbie większość potrzebnych przyborów alchemicznych, kociołek i trochę ksiąg z recepturami, które zabrałam jeszcze ze swojego starego domu, zostało mi też trochę ingrediencji… Przynajmniej serc, bo jeśli chodzi o inne, to będę musiała ich dozbierać. Czy w okolicy macie jakieś lasy, gdzie mogłabym w któryś dzień się wybrać i poszukać ziół? – zapytała. Wiele podstawowych roślin dało się znaleźć w normalnych lasach, więc wierzyła, że i w okolicy może je odnaleźć. – A co do warzenia… Nie wiem, czy to do końca bezpieczne, warzyć eliksiry w kuchni, gdzie znajduje się jedzenie, tym bardziej że warzeniu mikstur często towarzyszą niezbyt apetyczne zapachy i widoki… Nie macie może jakiejś piwnicy albo wolnej przybudówki? Do przechowywania ingrediencji wystarczy mi jakaś sucha skrzynia. – zapytała; zazwyczaj warzyła eliksiry w tego typu miejscach, nigdy nie przyrządzała ich tam, gdzie jedzenie. Tym bardziej że czasem coś się nie udawało, i zapachy bywały niezbyt miłe, a i sam widok niektórych ingrediencji mógł skutecznie odebrać apetyt komuś, dla kogo eliksiry nie były codziennością. Poza tym zwyczajnie zachowywała środki ostrożności, czego nauczyła ją dawno temu jeszcze matka. Bo choć Charlie nie warzyła żadnych trucizn, ostrożnym należało być zawsze, zwłaszcza w domu, gdzie były dzieci.
- W ogóle… Chciałabym znowu zacząć coś warzyć. Ale nie wiem, jak w bezpieczny sposób dotrzeć do… ludzi, którzy potrzebują eliksirów – zaczęła po chwili zadumy, gdy już porozglądała się po pokoju. Nie pozostało jej wiele oszczędności, może trochę galeonów w skarpetce, bo od czasu zamieszkania w Oazie była bezrobotna, a dobrze byłoby zacząć znów chociaż symbolicznie zarabiać, wykorzystując swoje talenty. Tyle że nie wiedziała, jak to zrobić, skoro dla ludzi z dawnego życia była martwa i dla bezpieczeństwa wolała, by tak zostało. Kiedyś, oprócz pracy dla Munga, zdarzało jej się w wolnych chwilach warzyć mikstury dla znajomych i ich znajomych. Ale teraz kompletnie nie posiadała żadnych kontaktów poza Billym i jego współmieszkańcami, i ewentualnie nieliczną garstką Zakonników i sojuszników, którzy czasem pojawiali się w Oazie gdy tam była. Potrzebujących mikstur zwyczajnych czarodziejów na pewno było więcej. – Ty opuszczasz dom, bywasz w różnych miejscach… Może znasz kogoś, kto mógłby potrzebować eliksirów? Mogłabym warzyć je anonimowo, za drobną opłatą.
Podejrzewała, że Billy na pewno stykał się z różnymi czarodziejami, choć o szczegóły działalności dla Zakonu go nie dopytywała, skoro od dawna w organizacji nie była. Wolała wiedzieć tylko tyle, ile absolutnie niezbędne. Ale nie musiała ich znać, żeby w domowym zaciszu znów zacząć warzyć mikstury. Taki pomysł narodził jej się w głowie wczoraj, kiedy rozmyślała, co będzie z sobą robić po opuszczeniu Oazy. I pomyślała sobie wtedy, że mogłaby wypytać Billy’ego o możliwości sporządzania leczniczych i użytkowych eliksirów, tylko potrzebowała, żeby zarysował przed nią możliwe i bezpieczne opcje.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pokój gościnny [odnośnik]05.07.23 20:21
Zgubiła się na podwórzu okalające ich dom, który tata zbudował sam, całkowicie sam! Nadal nie umiała tego pojąć, jak jeden tata mógł zbudować tak duży dom, w którym miała wrażenie było miejsce dla wszystkich. Nawet dla niej i dla Pana Królikowskiego, z którym spędziła czas w ogrodzie, gdy wróciły znad wody. Amelia chętnie posiedziałaby jeszcze dłużej, przyglądając się może tafli jeziora i czekając aż żyjące tam stworzenie przestanie się wstydzić i do niej wyjdzie.
Ostatecznie jakieś bardzo ważne i dorosłe obowiązki wezwały Hannah z powrotem w obejście, a Amelia musiała zadowolić się towarzystwem Pana Królikowskiego oraz czworonożnego towarzysza, który z miejsca ukradł małe serduszko dziewczynki, stając się niestrudzonym kompanem jej zabaw, gdy inni domownicy musieli udać się do swoich dorosłych obowiązków, których jeszcze nie zawsze mogła być częścią. Chociaż starała się być pomocna, jak tylko siedmioletnia, właściwie to prawie ośmioletnia dziewczynka mogła być. Czasem gotowała z Hannah, pomagała jej w drobnych pracach domowych, które nie wymagały wielkiego nakładu siły, bowiem tej jeszcze brakowało w rączkach dziewczynki. A czasem po prostu schodziła z drogi, zajmowała się samą sobą, aby nie dokładać obowiązków i tak już zajętym głowom dorosłych. Tak jak teraz! Wśród cienia drzew Amelia dała się ponieść swojej wyobraźni. Była wróżką o pięknych skrzydłach, Tłuczek był jej wiernym psim towarzyszem, który oczywiście przemawiał do niej ludzkim głosem, a Pan Królikowski mądrym przyjacielem, który zawsze znajdował odpowiedź na każde pytanie. Rezydował w Jaskini Mądrości i w jej oczach był większy i nosił okulary, bo każda mądra osoba nosiła w bajkach okulary!
Kiedy wchodziła do domu była nieco zziajana. Policzki zabarwione były rumieńcem, oddech delikatnie przyśpieszony, a kosmyki włosów delikatnie wysunęły się z upięcia. Dziewczynka, wchodząc do domu miała konkretną misję do spełnienia. Weszła do środka werandą, a krok w krok szedł za nią Tłuczek. - Siad Tłuczek, siad - nakazała, siląc się na rozkazujący ton, który zatrzymałby czworonoga. Pewnie miał brudne łapy, a nie chciała Hannah dokładać pracy. Przecież zaraz miała do niego wrócić. Gdy pupil usiadł, uśmiechnęła się zadowolona i podrapała go za uchem. - Dobry piesek, zaraz wrócę - odparła. Miała tylko zabrać coś ze swojego pokoju, napić się troszkę wody i wrócić do zabawy. Sama zaczęła tupać stopami jeszcze na werandzie, aby otrzepać je z jakiegokolwiek brudu nim weszła do środka. A następnie żwawym krokiem zwróciła się w stronę schodów, nucąc pod nosem jedynie sobie znaną melodię. Sama nie była pewna, ale była to chyba jedna z piosenek, które śpiewała sobie babcia. I zapewne dalej realizowałaby swój plan, gdyby nie doszedł jej uszu znajomy głos. - TATA! - radosny okrzyk mogli usłyszeć zanim jeszcze kroki na schodach przyśpieszyły (zapomniała na chwilę, że po schodach się nie biega), a po chwili wpadła do pokoju przytulając się do boku mężczyzny. Tata od kiedy wrócił z bliznami wydawał się bardziej zaniepokojony, a mama mówiła zawsze, że nie ma zmartwień, których nie odgoni przytulas i całus. Dopiero po chwili duże oczy, których barwę odziedziczyła po ojcu zlokalizowały sylwetkę drobnej kobiety. Przez chwilę milczała, nie umiejąc sobie przypomnieć, czy już się wcześniej spotkały. Rozejrzała się dookoła po wnętrzu pokoju i jej uwadze nie mogła ujść obecność kotków, na których widok oczy się roziskrzyły. - Dzień dobry, to pani kotki? - nie chciała być niegrzeczna, nie wiedziała w sumie jak miałaby się zwrócić do Charlene, bo chyba nie była ciocią jak Liddy, imię uleciało gdzieś ze wspomnień. Spojrzała kontrolnie na ojca, potem na kotka, a na koniec na domniemaną właścicielkę. - Mogę pogłaskać? - zagadnęła nieco śmielej. Poznając kogoś nowego w domu - szczególnie w ferworze zabawy - czuła się nieco śmielej, bezpieczniej.
Amelia Moore
Amelia Moore
Zawód : córeczka tatusia
Wiek : 7 i ½
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t86-wzor-karty-postaci https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Pokój gościnny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach