Everything you needle
AutorWiadomość
Everything you needle
Warsztat krawiecki pani Adelaidy znajduje się wśród szeregu kamienic z mniejszymi zakładami. Sam sklep posiada dość smukłą fasadę, a szyld jest zaczarowany, każdego dnia szyjąc coś innego na swojej powierzchni. Miejsce po wejściu jest dość przestronne, z jasnymi tapetami z drobnymi kwiecistymi wzorami, kanapą i fotelami dla osób oczekujących oraz przestronną wystawą pozwalającą obejrzeć najnowsze dzieła. Przy szerokiej ladzie odwiedzający mogą nie tylko złożyć zamówienie, ale również zakupić drobne wstążki i guziki. Na tyłach mieści się warsztat, gdzie można na spokojnie zdjąć miarę z klientów albo zaprezentować uszyte dla nich rzeczy. Znajdują się tam również bele materiałów przeznaczanych na stroje. Prowadzące w tylnej części miejsca schody prowadzą do mieszkania nad sklepem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:26, w całości zmieniany 1 raz
- Sheila, pomożesz mi? – Głos Adelaidy doszedł ją z drugiego pomieszczenia. Warsztat ledwie został zamknięty, więc w sumie nic dziwnego było w tym, że zostawała jeszcze chwilę. Zawsze były rzeczy, które trzeba były jeszcze zrobić, zwłaszcza kiedy zamówienia po nowym roku sypały się jedne po drugim. Uśmiechnęła się na to wołanie, odkładając przygotowywane na jutro informacje o zamówieniach.
- Przepraszam cię, ale półka już nie taka, powinnam wymienić ją już dawno – Adela spojrzała na swoją uczennicę nieco bezradnie, wskazując na bałagan na podłodze. Nie mogła się nadziwić, jak jedna słaba drewniana konstrukcja potrafiła narobić tyle problemów – bele materiały przewróciły guziki, które potoczyły się dosłownie w każde miejsce zaplecza. Kawałki drewna na szczęście nie wbiły się w coś innego, ale i tak trzeba będzie je wymieść spomiędzy wszystkiego. – Zadbasz o porządek kiedy pójdę znaleźć coś zastępczego?
- Proszę się nie martwić, zrobię co mogę! – Sheila posłała jej ostrożny uśmiech, od razu biorąc się do roboty, chcąc też wrócić już do rodziny i mogąc zająć się obiadem, tak aby nikogo nie trzymać o pustym żołądku. Zresztą nie miała co ukrywać, że sama chętnie by coś zjadła, podczas pracy ledwie skubiąc coś, co mogła dostać. Nie przez niechęć, ot, po prostu często rozmaite zajęcia i zabieganie sprawiały, że nie skupiała się na tym, aby trzymać zadań dnia, a jeść potem. W obecnych czasach zresztą ciężko było mówić o tym, aby jedzenia było na tyle dużo, by można było być wybrednym, więc w sumie jadła to, co tylko mogła.
Teraz jednak miała zupełnie inne zadania, dlatego bez większego rozważania sięgnęła po miotłę. Zamiatała regularnie, ale teraz potrzebowała zgarnąć wszystkie guziki ze sobą, co było o wiele łatwiejsze zamiecenie ich to jedno, ale potem miało czekać ją posegregowanie ich w zależności od wzorów i wielkości. Musiała sięgnąć jeszcze pod szafki, upewniając się, że żadna z zabłąkanych ozdób nie będzie wciśnięta gdzieś pod nią, ostatecznie zbierając wszystko na szufelkę. Dopiero wtedy mogła pozwijać kolejne bele materiału, robiąc wszystko, co w możliwości, aby ściągnąć je najciaśniej jak się dało. Sama nie cierpiała, kiedy materiał zwijał się i marszczył leżąc, wiedząc, że mało kto chciał całkowicie pogięty i niewyprasowany materiał do ręki. Niezbyt dobrze świadczyło to o samym zakładzie, skoro pozwalał sobie nieodpowiednio przechowywać podstawowe rzeczy do szycia.
Dopiero podczas pracy przyszedł jej pomysł na użycie zaklęcia – chyba po prostu uwielbiała skupiać się na tym, że ma co robić dłońmi, a to zdecydowanie pomagało na skupianiu swoich myśli na robieniu zadań. Większość lat robiła wszystko ręcznie, dlatego teraz poddawała się odruchom. Nic to, można to było jeszcze naprawić. Wyciągając różdżkę, rzuciła Accio najpierw na guziki, ostatnie zbłąkane odstawiając do pudełka, przywołując również igły – ha, a myślała, ze ta jedna zapodziała się już zupełnie! – je chowając zaś do igielnika. Z ciepłem na sercu wspomniała to, jaki wysłał jej Aidan, nie mogła się teraz na tym skupiać.
Zaklęła po romsku, widząc jak część projektów do wykonania została wciśnięta gdzieś między połamane kawałki drewna. Przekładając rękę, ostrożnie manewrowała pomiędzy, wyciągając delikatnie kolejne kawałki papieru, w duchu modląc się tylko o to, żeby nie podrzeć niczego, bo potem musiałaby przerysowywać to wszystko, a jej zdolności…cóż, nie były najlepsze, jeżeli o to chodziło. Nie potrafiła projektować, tak naprawdę nie chciała. Wystarczało jej pracownie igłą i nitką, tak aby mogła naprawiać zniszczone ubrania i ewentualnie uszyć coś nowego dla siebie i swoich bliskich. Czekały ją jeszcze prace z magicznymi materiałami, ale w tym momencie ciężko jej było to rozważać, bo wydawało się to lata pracy od tego, na jakim etapie była obecnie.
Na szczęście w pomieszczeniu zjawiła się Adela, niosąc ze sobą parę desek – Sheila nie miała pojęcia, skąd ta kobieta potrafiła wynajdywać takie cuda, ale momentami po prostu nie wnikała. Dzięki temu jednak mogła zająć się pozostałymi zamówieniami, łapiąc zeszyt ze wszystkimi zamówieniami. Spódnica dla pani Seelers była już gotowa, Doe mogła więc odłożyć ją do koszyka, opisując na kartce czyje to zamówienie. Koszula pana Cleartera wymagała jeszcze kolejnych poprawek, dlatego będzie musiała poprosić Adelę, tak aby ta poinformowała klienta o drobnych opóźnieniach. Wydawało się, że nie będzie tak ciężko to naprawić, ale szwy w drugim rękawie puściły, co sprawiło, że wszystko trzeba było poprawić na nowo. Wiedziała, że mógł się lekko sfrustrować z tego powodu, dlatego dopisała Adeli, aby jak najszybciej dała mu znać.
Sukienka dla pani Williams była już gotowa, ale kobieta, z tego co było Sheili wiadome, wracała do świata dopiero w przyszłym tygodniu, strój więc mógł na razie wylądować na zapleczu, tak aby nie uszkodzić go podczas poruszania się po miejscu, ale też aby jednocześnie nie trzeba było zamartwiać się o ewentualne pogniecenia. Panią Williams Adela chyba znała też po godzinach, dlatego nie zdziwiłaby się, gdyby ta ostatnia zaniosła jej ubranie już poza godzinami pracy. Nie miała już teraz czegoś, co musiałoby mieć przygotowania na już teraz, a z drugiej strony od razu wiedziała, że dla nich był to czas wzmożonej pracy. Kolejne projekty w końcu czekały, dlatego też musiały wszystko podzielić w odpowiedni sposób, by nie przemęczać siebie, ale też aby kolejni klienci nie czekali po milion lat tylko po to, aby otrzymać spodnie które oddali do zacerowania.
Zostały ostatnie rzeczy, które trzeba było jeszcze przygotować przed następnym dniem pracy, chociaż miała wrażenie, że te ostatecznie nigdy się nie kończą. Mimo to sięgnęła po wszystkie wykroje, segregując je do odpowiednich szuflad, dzieląc je na spódnice, spodnie, bluzki, dodając też oddzielną szufladę na same rękawy, bo zdarzało im się od czasu do czasu przyszywać je oddzielnie. Miarki pozwijała, kładąc je gdzieś obok na brzegu lady, zastanawiając się, czy Adela zauważyłaby, gdyby jedna taśma zniknęła. Nie musiała kraść, wiedziała o tym, mogła poprosić, ale…nie wiedziała czemu, spodziewała się negatywnej odpowiedzi. Kobieta już i tak nie była zbyt szczęśliwa na fakt, że panna Doe przeniosła się do doków, nie mogła jej jednak zabronić mieszkania z rodziną (chociaż James i Thomas potrafili zrobić dobre wrażenie. Ten pierwszy raczej kiedy chciał, ten drugi zawsze się starał, najbardziej serce podbiła jednak Eve, która parę razy wpadła, pomagając przy zajęciach). A jednak pomyślała o kradzieży, nie pożyczeniu, jakby ta mała zmiana wszystko skreśliła, chociaż kobieta pozwoliła jej dalej tu pracować.
Potrząsając głową, Sheila przeszła przez ladę aby manekiny przesunąć bardziej w głąb sklepu, odstawiając je gdzieś na uboczu, tak aby nie musieć się o nie potknąć, kiedy rano wejdzie, a potem będzie mogła je przebrać w coś nowego. To był jeden z dodatków do jej pracy, który był bardzo miły do działania – ubieranie manekinów. Zawsze robiła to po przyjściu, wybierając sukienki, odpowiednie kolory, materiały, które mogły by podpasować do najnowszej mody. Nie były domem mody Parkinson, ale mogła przecież mieć z tego nieco radości, skoro trendów wyznaczać nie będą.
Wciskając się na drobną wystawę – zawsze wolała to robić ona, bo trzeba było nieco podskoczyć, co łatwiejsze było dla niej niż dla Adeli – podniosła się na placach, ostrożnie sięgając po zasłonkę, tak aby zaciągnąć małe kotarki. Wydawało się to nieco trudniejsze kiedy nie do końca się dosięgało tak do końca, ale mimo to, po paru szarpnięciach, mogła doczekać się ostatecznie zasłonięcia okien. Ostatnim znakiem końca dnia było zdejmowanie dzwonka wiszącego nad drzwiami i odłożenie go na półeczkę przy wejściu, tak aby zawiesić go pierwszą rzeczą po przyjściu.
Miała wrażenie, że minęło tak sporo czasu, chociaż była to niecała godzina, na szczęście jednak mogąc teraz odetchnąć – wszystko było przygotowane na jutro, dlatego mogła zapomnieć już o obowiązkach wobec tego miejsca, przynajmniej na dzisiaj. Miała wrócić jutro i zająć się wszystkim na nowo.
zt, 1268 słów
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Everything you needle
Szybka odpowiedź