Trey Tremaine
Nazwisko matki: Bones
Miejsce zamieszkania: Londyn, nad Tamizą
Czystość krwi: Półkrwi
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: handlarz magicznymi kamieniami, ziołami i grzybami
Wzrost: 168
Waga: 71
Kolor włosów: ciemnobrązowe
Kolor oczu: stalowoszare
Znaki szczególne: brak
11,5 cali Drzewo różane Krew Reema
Hogwart, Slytherin
lis
Inferius
zapach ziemi po deszczu, butwiejących liści, palonego drewna, rozgrzanego piasku w sosnowym lesie
siebie z mrocznym znakiem na przedramieniu
muzyka, gra na gitarze, czarna magia
Nie kibicuje
samotne wędrówki, często w celu pozyskania ziół; gra na gitarze; trenowanie zaklęć przydatnych do walki, polowania
rock&roll, country, fan Johny'ego Casha, nie tylko słucha, ale i śpiewa jego piosenki
Lonesome Wyatt
Trey był uroczym dzieckiem państwa Tremaine. Wielu zastanawiało się, jak to możliwe, biorąc pod uwagę niezwykle odpychającą i nawykłą do okrucieństwa osobowość pana Tremaine oraz melancholijny charakter pani Tremaine. Ojciec Treya, Edgar był wybitnym znawcą właściwości magicznych kamieni szlachetnych i minerałów oraz psychopatą. Elwira, matka, była wiecznie pogrążoną w depresji właścicielką sklepiku zielarskiego na Pokątnej. Oboje zaś byli wprost stworzeni do tego by rozsiewać wokół posępną aurę beznadziejności i z całą pewnością nigdy nie byli szczęśliwi. Czasami wydawało się, że ich latorośle musiało zostać im podrzucone, gdyż nieumiejętność czerpania z życia przyjemności musiała być nie lada przeszkodą w spłodzeniu potomka. Co więcej, mały panicz Tremaine stanowił zupełne przeciwieństwo swoich rodziców. A przynajmniej do pewnego stopnia. Całe dnie spędzał na zabawie, lubił śmiać się, robić dowcipy kolegom i koleżankom, opowiadać kawały o mugolach. A nade wszystko uwielbiał muzykę. Już w wieku trzech lat zakradał się do gabinetu ojca, gdy ten przebywał w pracy, by posłuchać stojącego tam radia. Zdolności magiczne nie objawiały się u niego dość długo. Na tyle, że rodzice zaczęli podejrzewać Treya o bycie charłakiem. Każde z nich przeżywało to na swój własny sposób. Matka pogrążała się w nieustannych lamentach i czarnowidztwie, a ojciec nadużywał czarnego Ale, które pogłębiało jedynie i tak już ponury nastrój Edgara. Co gorsze, w następstwie tego wyżywał się na własnym synu.
Było jednak coś takiego, w czym Trey bardzo przypominał swoich rodziców. W niechęci do ludzi niemagicznych. Podczas gdy jego mugolscy rówieśnicy bawili się w Indian i kowbojów, Trey bawił się w czarodziei i mugoli. Najpierw odgrywał rolę czarodzieja celującego w ofiarę patykiem imitującym różdżkę, a potem mugola, upadającego teatralnie na ziemię. Potrafił długo tak bawić się sam ze sobą. Czasem udawało mu się też znaleźć kolegów, z którymi mógł toczyć wojnę czarodziejsko-mugolską. I to właśnie podczas jednej z takich zabaw, dzień po swoich siódmych urodzinach, u Treya po raz pierwszy objawiła się magia. Kiedy udał, że atakuje jednego ze swoich kolegów, udającego mugola, ten faktycznie upadł na ziemię, tracąc przytomność. Młody Tremaine myślał, że jego towarzysz jedynie się zgrywa, jednak wszelkie próby przywrócenia mu świadomości, łącznie z obietnicą odstąpienia swojej porcji bloku czekoladowego, nie dały żadnych rezultatów. Dopiero Elwira, którą zawołał po pomoc, zaradziła nietypowej sytuacji. Jak się okazało, małemu Tremaine udało się w jakiś sposób oszołomić swojego przeciwnika, co w efekcie wprawiło w krótkotrwałą dumę jego rodziców.
Mijały miesiące i lata, a twarda ręka ojca zaczęła odciskać swe piętno na młodym czarodzieju. Kiedy wraz z nadejściem jedenastu lat, przyszedł czas na opuszczenie domu rodzinnego, Trey naznaczony był już skazą. Nadal potrafił być czarujący, uprzejmy i wesoły. Tę sielankę zaburzały jednak coraz częstsze napady gniewu i agresji. Z lęku przed ojcem nie zawsze wracał do domu. Zdarzało mu się niejednokrotnie nocować na którymś z mugolskich cmentarzy, gdzie znajdował tak pożądane przez niego ciszę, spokój i dziesiątki martwych mugoli. "Są tu, gdzie ich miejsce" - myślał, kierując się maksymą, że dobry mugol, to martwy mugol.
Hogwart był wyzwoleniem i szansą na... Trey sam nie wiedział na co, ale czuł, że wszystko będzie lepsze niż spędzanie czasu z rodzicami. Gdzieś tam zostawił za sobą mugolską wojnę i trafił do zupełnie innego świata. Było mu wszystko jedno, do którego domu przydzieli go tiara, choć czuł podskórnie, że nie będzie to miłujący rodzinę Hufflepuff. Ostatecznie antymugolskie przekonania zaważyły i tym sposobem Trey zasilił szeregi domu Slytherin, domu, do którego zaledwie trzy lata wcześniej dołączył także niejaki Tom Riddle.
Trey uczył się dobrze, ale nie wybitnie. Jego ulubionymi przedmiotami były eliksiry, obrona przed czarną magią i zielarstwo. Nie radził sobie zaś zupełnie z historią magii. Mnogość nazw, dat i mało istotnych wydarzeń oraz monotonny głos profesora Binnsa sprawiały, że Trey na każdej lekcji niemal umierał z nudów. Podręcznika nie tylko nigdy nie otworzył, ale nawet nie pomyślał, żeby wyjąć go z podróżnego kufra. Nie przepadał także za quidditchem, który uważał za kompletną stratę czasu. Zamiast siedzieć na trybunach, wolał spędzać czas na ćwiczeniu zaklęć. Jako jedyny Ślizgon nie rozpaczał po wygranej Gryffindoru. Dla niego liczyło się wygrywanie w walce na zaklęcia, a nie latanie za jakimś głupim zniczem. Kiedy na trzecim roku pojawiła się możliwość wybrania przedmiotu nieobowiązkowego, zdecydował się na numerologię, sądząc, że może być przydatna w przyszłości przy wyborze zawodu. Na liście był też przedmiot, który uważał za totalnie nieporozumienie. Kiedy przy śniadaniu otrzymali wykaz, Tremaine z wrażenia wypluł owsiankę, widząc w spisie "mugoloznawstwo". Nie miał bladego pojęcia, dlaczego coś takiego w ogóle jest nauczane w Hogwarcie. Uważał to nie tylko za zbędne, ale wręcz szkodliwe. Jak się dowiedział potem od kolegów, mówiono na nim, że mugole są równi czarodziejom, co przecież było jawnym kłamstwem.
Jeśli chodzi przyjaźnie, udało mu się nawiązać kilka znajomości. Na początku swojego pobytu w Hogwarcie był dosyć nieśmiały, wkrótce jednak zdobył paczkę kolegów ze swojego roku. Razem eksplorowali zamek, grali w gargulki i zakradali się do Zakazanego Lasu, za co również razem odbywali liczne szlabany. Ale to było dla Treya za mało. Był spostrzegawczy i dociekliwy. I choć jego pierwszoroczni koledzy, zajęci grą w czarodziejskie szachy, bądź eksplodującego durnia, niczego nie widzieli, on zauważał. Za każdym razem, gdy jego wzrok padł na Riddle'a otoczonego przyjaciółmi, młody Tremaine popadał w zamyślenie. Bardzo chciałby do nich dołączyć. Ale przecież Trey był tylko dzieciakiem. Minął pierwszy rok pobytu w Hogwarcie, a w kwestii jego sytuacji towarzyskiej niewiele się zmieniło, by nie powiedzieć, że nic. Potajemnie zafascynowany osobą Toma, dawał upust swoim poglądom poprzez małe akty wandalizmu. I tak co jakiś czas można było zobaczyć w toalecie dla chłopców, w korytarzach lub w sowiarni napisy: "Przecz z mugolskim panowaniem", "Mugol to twój wróg", "Mugolom i mugolakom mówimy stanowcze nie" i wiele innych utrzymanych w podobnym tonie. Trey jednak nigdy się pod nimi nie podpisał z dość oczywistych powodów, zatem te wątpliwe akty bohaterstwa niewiele zmieniły w jego życiu. A potem ktoś otworzył Komnatę Tajemnic. Mówiono, że to ten głupek Hagrid, ale Trey w to nie wierzył. Rubeus wydawał się być lekko upośledzony, do tego był mieszańcem. Ktoś taki po prostu NIE mógł odpowiadać za otwarcie tajemniczej komnaty i wypuszczenie na wolność budzącej powszechną grozę bestii. Miał własne teorie na ten temat, którymi jednak z nikim się nie podzielił. Śmierć Marty przyjął, jak ukoronowanie swojej wywrotowej antymugolskiej działalności, prowadzonej głównie w toaletach. Zupełnie przypadkiem tak się złożyło, że dziewczyna zginęła również w takim miejscu.
Kolejne lata mijały względnie spokojnie. Trey uczył się pilnie zaklęć obronnych i uroków, a także dołączył do Klubu Pojedynków, czując niejasno, że to pomoże mu się przybliżyć do jego powołania. I wciąż czekał. Jego życie składało się w większości z czekania. Aż uwolni się od toksycznych rodziców, aż zostanie dostrzeżony przez znanego już w szkole Toma Riddle'a, aż zostanie kimś znaczącym, kimś, z kim inni będą się liczyć. Aż pewnego dnia czas mu się skończył. Starsi od niego Ślizgoni ukończyli Hogwart, a Tremaine pozostał sam, mając za jedynego wiernego towarzysza głęboki zawód. Koledzy się nie liczyli. Nie znali go naprawdę. Nie wiedzieli, co czuje. Nie potrafiliby go zrozumieć. Kolejny zawód przyszedł wraz z ukończeniem szóstego roku nauki w Hogwarcie. Kiedy powrócił do domu na wakacyjną przerwę, zastał rodziców całkowicie spakowanych. "Wyjeżdżamy do Norwegii, synku. Ojciec dostał tam pracę" - poinformowała go Elwira. Nie miał nawet czasu, by pożegnać się z kolegami. Lakoniczna informacja wysłana przez sowę musiała wystarczyć.
Norwegia. To ponure miejsce pełne ostrych granitowych skał, w którym przez połowę roku panuje noc, a przez większość zima, idealnie współgrało z osobowościami jego rodziców. Edgar i Elwira zupełnie wpasowali się w klimat i otoczenie. Ale nie Trey. Był zrozpaczony wyjazdem z Anglii i przerwaniem nauki w Hogwarcie po szóstym roku. Ojciec wciąż był surowy, ale nie podnosił więcej na syna ręki (ani różdżki), odkąd czternastoletni Trey po raz pierwszy mu się postawił, rzucając perfekcyjnie zaklęcie "Rictusempra". Surowe wychowanie, jakie odebrał, miało dwojaki wpływ na nastolatka. Z jednej strony, nauczył się on chronić przed atakami, zarówno psychicznymi jak i fizycznymi, tworząc wokół siebie mentalną skorupę i nie dopuszczając bólu do świadomości. Podświadomość jednak chłonęła wszystkie złe doświadczenia, co było przyczyną pojawiających się w umyśle Treya mrocznych myśli i negatywnych emocji, którym potrzebował dać jakieś ujście.
W kraju Wikingów, fiordów i Edwarda Muncha spędził dwanaście lat. Zdążył w tym czasie zgłębić tajemnice kamieni szlachetnych, poznać podstawy czarnej magii, nauczyć się gry na gitarze i polowania oraz pochować oboje rodziców. Pierwsze miesiące były trudne. Przyzwyczajanie się do nowych warunków i nauka języka norweskiego szły opornie. Z biegiem czasu jednak życie stawało się coraz łatwiejsze, a Trey zaczął dostrzegać plusy swojego położenia. Pierwsze dwa lata terminował w pracowni ojca. Zdążył nauczyć się tyle, by w przyszłości móc przejąć jego biznes. Przy pozyskiwaniu i obróbce minerałów wyrobił sobie dobre oko i sprawne dłonie. Kiedy Edgar nawiązał współpracę z nauczycielem eliksirów w Durmstrangu, Trey także dostał swoją szansę. Dzięki tej znajomości, udało mu się otrzymać posadę bibliotekarza w Instytucie Magii Durmstrang. Dla wielu być może byłoby to przyczyną urażonej ambicji, ale Trey był dokładnie tam, gdzie chciał być - w królestwie niezliczonej ilości magicznych woluminów. Dział ksiąg poświęconych zagadnieniom czarnej magii był tam znacznie bardziej rozbudowany niż w Hogwarcie, a, co najważniejsze, młody Tremaine miał do nich nieograniczony dostęp. Ciemne zimowe dni spędzał przy migoczącej lampie naftowej, pochylony nad skomplikowanymi tekstami, magicznymi inskrypcjami, pilnie robiąc notatki. Noce poświęcał na ćwiczenie nowych zaklęć. Ich ofiarami padały najczęściej zamkowe pająki, myszy i szczury, które jakimś cudem uchowały się w tym jakże niegościnnym miejscu. Jego pokój znajdował się na najniższych kondygnacjach, przez co panowała w nim permanentna wilgoć. Nie zrażał się tym jednak. Na kamiennych ścianach przymocował kopie co trudniejszych zaklęć. Każdego wieczoru zamykał szczelnie swój pokój i przystępował do części praktycznej czarnomagicznych studiów. Wkrótce zdał sobie jednak sprawę, że nauka tej dziedziny magii jest znacznie trudniejsza, niż mu się na początku wydawało. Udało mu się względnie opanować prostsze zaklęcia, lecz poziom skomplikowania większości przerastał jego obecne możliwości. Brakowało kogoś, kto pomógłby przejść na wyższy poziom. Trey wiedział, że w szkole nauczana jest czarna magia, lecz nie śmiał tak po prostu pójść do jakiegoś nauczyciela i poprosić o prywatne lekcje. Po pierwsze był półkrwi czarodziejem i nie pochodził z żadnej szlacheckiej rodziny, co z góry stawiało go na niższej pozycji. Po drugie mogłoby to wyglądać nieco... niestosownie. Wszechświat często jednak sam podsuwa rozwiązania tym, którzy ich potrzebują.
Pewnego dnia bibliotekę odwiedził Duńczyk Lars, który prowadził zajęcia z pojedynków. Nietrudno zgadnąć, że jednym z aspektów nauczania była praktyczna czarna magia. Zbliżała się Noc Walpurgii, w związku z czym Lars postanowił przygotować specjalne zajęcia na tę okazję. Do biblioteki udał się, by pożyczyć książkę, która miałaby mu w tym pomóc. Wystarczył jeden rzut oka na tomiszcze rozłożone na biurku Treya, by zdać sobie sprawę, że ktoś tutaj próbuje zgłębiać zawiłości czarnej magii.
- Nie trudź się. - powiedział, lekko rozbawionym tonem, grzebiąc na półce z książkami i nawet nie spoglądając na Treya. Zabierasz się do tego od niewłaściwej strony - dodał. Trey nie był pewien, jaka strona byłaby właściwa, nie omieszkał więc o to zapytać. I być może Lars wcale nie byłby skłonny pomóc, ale zobaczył coś, co bardzo go zainteresowało.
- Twój amulet. Czy to czaroit? - zapytał. Tremaine po raz pierwszy od dłuższego czasu miał okazję zabłysnąć swoją wiedzą na jakiś temat. Z chęcią opowiedział o swojej pasji zgłębiania magii zawartej w kryształach. Wkrótce Trey i Lars zostali czymś w rodzaju przyjaciół. Któregoś dnia blondwłosy Duńczyk zaproponował, że pomoże Treyowi opanować podstawy czarnej magii. Na pierwsze spotkanie zaproponował wyprawę na... polowanie. Kiedy po teleportacji łącznej wylądowali na jakimś odludziu, Tremaine poczuł się nieco zawiedziony.
- Myślałem, że będziemy polować na mugoli - powiedział zniechęcony. Nic jednak z tych rzeczy. Cały dzień zszedł im na tropieniu i podchodzeniu zwierzyny. Trey nie wiedział, po co mu to wszystko. Dopiero pod koniec dnia jego towarzysz wyjaśnił mu, że najpierw należy opanować sztukę cierpliwości, wytrwałości, czerpania energii z otoczenia i spostrzegawczość. Dopiero gdy zarówno ciało, jak i umysł są gotowe, można zacząć poważne ćwiczenia. Lars zwykł mawiać o czarnej magii: "Szanuj ją albo trzymaj się od niej z daleka. Ci którzy jej nie rozumieją, zwykle marnie kończą".
Wyprawy na polowania do lasu i na pojedynki na wietrznej kamienistej plaży odbywali regularnie w dni wolne od zajęć. Tremaine, pojedynkując się ze znacznie bardziej biegłym kolegą, zwykle mocno obrywał. Największym szokiem było dla niego doświadczenie działania zaklęcia niewybaczalnego "cruciatus". Kiedy było po wszystkim, a ból ustąpił, jego miejsce wypełniła wściekłość. Zaślepiony nią rzucił się na swojego przeciwnika. Ten jednak z łatwością odparł jego ataki. Wkrótce też wyjaśnił mu cel tej lekcji. "Chcesz poznać wojnę? Idź na wojnę. Chcesz poznać czarną magię? Doświadcz jej. Zaakceptuj. Naucz się z nią żyć." Na koniec dał mu jedną radę. Poczucie bólu rodzi się w umyśle. Przy odpowiednim treningu można go częściowo zniwelować. A to, co przezwyciężysz, buduje twoją siłę.
Wkrótce Trey opanował podstawy trudnej sztuki czarnomagicznej, a także nauczył się innych przydatnych umiejętności: panowania nad bólem, kanalizowania emocji, spostrzegawczości, tropienia, podchodzenia zwierzyny i wreszcie... zabijania. Choć Tremaine nie pozbawił życia nigdy stworzenia większego od lisa.
Pomimo tak licznych zajęć, które go pochłaniały, oraz nowej przyjaźni, wciąż tęsknił do rodzinnych stron. Głodny informacji z kraju pilnie śledził doniesienia prasowe. Gazety zaprenumerował i otrzymywał regularnie przy pomocy sowiej poczty. Z wypiekami na twarzy śledził wydarzenia związane ze zwycięstwem Grindelwalda, a potem jego zniknięciem. Założył zeszyt, do którego wklejał wycinki artykułów informujące o wydarzeniach wojennych, a w ostatnim czasie także wzmianki na temat Rycerzy Walpurgii i niesławnego Czarnego Pana. Temat ten wydawał się szczególnie fascynujący i żałował, że do Norwegii docierają tylko strzępki informacji. Wciąż zamierzał powrócić, planując dołączyć do wojny, lecz wciąż kończyło się jedynie na zamiarach. Z początku plany powrotu przerwała nagła śmierć ojca w jego własnej pracowni, która pewnego dnia z niewyjaśnionych przyczyn stanęła w płomieniach. Trey pozostał na prośbę matki, która bardzo źle znosiła żałobę. Trzy lata później Elwira zachorowała na całkowicie mugolską chorobę, jaką był udar mózgu. Chłopak musiał wówczas porzucić pracę w Durmstrangu i opiekować się matką, której nie można było pozostawić samej. Kiedy pewnego ranka już się nie obudziła, Trey nie poczuł niczego prócz ulgi. Nareszcie był wolny. Nareszcie wracał do Anglii.
Jego plan był prosty: wrócić do kraju, nawiązać kontakt z Rycerzami Walpurgii i stanąć do walki po właściwej stronie. Czuł, że jest na to gotowy, a jego temperament nie pozwalał usiedzieć na miejscu. Z początku ze wzruszeniem zdał sobie sprawę, że wkrótce zobaczy rodzinne strony i dom, w którym się wychował, lecz szybko otrząsnął się z tych sentymentalnych myśli. Nie chciał wracać do przeszłości. Chciał budować przyszłość.
Z podróżnym tobołkiem na ramieniu raźno wkroczył do kominka i zawołał: "Londyn, ulica Pokątna".
Lis symbolizuje przebiegłość, jedną z ważniejszych cech charakterystycznych dla wychowanków domu Slytherina. Lis to także drapieżnik, obserwujący otoczenie bystrymi oczami. Wysoko ceni sobie wolność i niezależność. Inną z cech, które symbolizuje mały rudzielec, to cierpliwość. A trzeba powiedzieć, że Treyowi cierpliwości nie brak. Większość życia spędził na czekaniu na swoją szansę i szlifowaniu umiejętności, które pomogą mu w osiągnięciu celu. Są też ciemne strony przypisywane lisiej naturze. Skłonność do złodziejstwa, niewdzięczność, czy egoizm to cechy, którymi także można scharakteryzować Tremaine'a.
Wspomnienie, które przywołuje, to uczucie, kiedy jego rodzicie po raz pierwszy i ostatni byli z niego dumni w dniu, gdy jego magia postanowiła się nareszcie ujawnić.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 3 | 0 |
Uroki: | 17 | +3 (różdżka) |
Czarna magia: | 13 | +2 (różdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 0 | 0 |
Eliksiry: | 2 | 0 |
Sprawność: | 4 | Brak |
Zwinność: | 6 | Brak |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
angielski | II | 0 |
norweski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | I | 2 |
Numerologia | II | 10 |
ONMS | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Skradanie | II | 10 |
Zastraszanie | II | 10 |
Zielarstwo | II | 10 |
Zręczne ręce | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Wytrzymałość Fizyczna | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rycerze Walpurgii | 0 | 0 |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 |
Muzyka (gitara) | I | 0.5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 |
Muzyka (śpiew) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 0 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Trey Tremaine dnia 14.08.21 19:35, w całości zmieniany 23 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Drew Macnair