Thalia Wellers
AutorWiadomość
Wartość żywotności postaci: 241
żywotność | zabronione | kara | wartość |
81-90% | brak | -5 | 195 - 216 |
71-80% | brak | -10 | 171 - 194 |
61-70% | brak | -15 | 147 - 170 |
51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 122 - 146 |
41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 98 - 121 |
31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 74 - 97 |
21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 50 - 73 |
≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 49 |
10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 |
0 | Utrata przytomności |
Moodboard stworzony przez Michaela Tonksa.
- Ekwipunek:
- Osobiste zapiski:
- ▲ Obrazek od Michaela Tonksa
- Ty druha we mnie masz:
- Trzy wesela i pogrzeb:
- Sen na jawie:
- ▲ Sen z Cillianem
1/5
- Rodzinny portret:
- ▲ Polowanie z Sebastianem
1/10
- Recydywista:
- Pracoholik:
- Obieżyświat:
- Lusterko powiedz przecie:
- Babysitter:
- 50 pierwszych randek:
1. Wątek z Thomasem
2. Wątek z Kostyą
3. Wątek z Michaelem
4. Wątek z Reggiem
5. Wątek z Anthonym
6. Wątek z Castorem i Michaelem
7. Wątek z Sebastianem
8. Wątek z Calebem
9. Wątek z Floreanem
10. Wątek z Foxem
11. Wątek z Sebastianem
12. Wątek z Thomasem, Vancem i Volansem
13. Wątek z Samuelem
14. Wątek z Thomasem
15. Wątek z Williamem
16. Wątek z Castorem
17. Wątek z Gabrielem
18. Wątek z Michaelem
19. Wątek z Michaelem i Steviem
20. Wątek z Williamem
21. Wątek z Elriciem
22. Wątek z Vincentem i Herbertem
23. Wątek z Gabrielem
24. Wątek z Jaydenem
25. Wątek z Michaelem
26. Wątek z Volansem
27. Wątek z Kennethem
28. Wątek z Herbertem
29. Wątek z Volansem
30. Wątek z Floreanem
31. Wątek z Floreanem i Castorem
32. Wątek z Roratio
33. Wątek z Cillianem
34. Wątek z Rhennardem
35. Wątek z Michaelem
36. Wątek z Elroyem
37. Wątek z Samuelem
38. Wątek z Garfieldem
39. Wątek z Hectorem
40. Wątek z Sebastianem
41. Wątek z Laurencem
42. Wątek z Alfiem
43. Wątek z Elrikiem
44. Wątek z Heathem
45. Wątek z Rhennardem
46. Wątek z Castorem
47. Wątek z Elrikiem
48. Wątek z Garfieldem
49. Wątek z Vincentem
50. Wątek z Anthonym
50/50
- Wspomnień czar:
- ▲ Wspomnienie z Junoną
1/10
- Partia nigdy cię nie zdradzi:
- Towarzyski:
- 1. Tessa Skamander
2. Thomas Doe
3. Kostya Kalashnikov
4. Michael Tonks
5. Reggie Weasley
6. Anthony Macmillan
7. Ronja Fancourt
8. Sebastian Bartius
9. Valerie Sallow
10. Caleb Macnair
11. Florean Fortescue
12. Lizzie Dearborn
13. Frederic Fox
14. Elroy Greengrass
15. Cillian Moore
16. Samuel Skamander
17. Evandra Rosier
18. Rain Huxley
19. Zlata Raskolnikova
20. Jackie Rineheart
21. Justine Tonks
22. Aurelia Moore
23. William Moore
24. Olivier Summers
25. Henrietta Bartius
26. Yvette Baudelaire
27. Gabriel Tonks
29. Stevie Beckett
30. Rhennard Abbott
31. Elric Lovegood
32. Herbert Grey
33. Evelyn Despenser
34. Jayden Vane
35. Tatiana Dolohov
36. Volans Moore
37. Cynthia Skamander
38. Josephine Bell
39. Kenneth Fernsby
40. Lucinda Hensley
41. Mare Greengrass
42. Roratio Prewett
43. Garfield Weasley
44. Hector Vale
45. Laurence Morrow
46. Alfie Summers
47. Kerstin Tonks
48. Heath Macmillan
49. Marcelius Sallow
50. Elvira Multon
50/50
- Kwestia czasu:
- 83/100
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Ostatnio zmieniony przez Thalia Wellers dnia 05.09.24 23:47, w całości zmieniany 38 razy
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
1948 | Junona Travers | Na morzu
Gdy poczuła jak jej kryjówka się unosi jej serce gwałtownie przyspieszyło. Euforia mieszkała się z uczuciem nadchodzącej wolności. Po kilku minutach znalazła się już na statku, tego była pewna. Nie mogła jeszcze wyjść, to mogło przecież wszystko zrujnować. Zamknęła oczy i łagodne kołysane statku szybko przeniosło ją do krainy Morfeusza. Gdy się ocknęła była pewna, że minęła już ponad godzina. Towar powinien być już załadowany. Juno spróbowała zaryzykować i ostrożnie odchyliła wieko. Musiała się przecież upewnić, w jakim jest położeniu. Poza tym zaczęła odczuwać ból w nienaturalnie poskręcanych kończynach.
10 października | Tessa Skamander | Kuchnia
Czuła się, jakby miała dać komuś złudną nadzieję tym, że wraca. Że jest na miejscu, że wspiera, że pojawiła się…problem w tym, że nie umiała radzić sobie z uczuciami, zwłaszcza kiedy ciągnęła się za nią chmara ciemnych upiorów, marząca tylko o tym aby w jakiś sposób przywłaszczyć sobie jej zdrowy rozsądek. Nie, żeby tego ostatniego miała zbyt wiele, ale…czasem sama ciągnęła siebie w dół, uważając się za ciężar. W końcu łatwo było uwierzyć we wszystko, kiedy od lat nie myślało się jasno, z różnych powodów. Nawet teraz, kiedy w końcu była na lądzie, kiedy było tyle dni rozłąki do nadrobienia…biegła pytać o szatę.
20 października | Thomas Doe | Port Torquay?
- Absolutnie. To pokaż mi miejsce, gdzie można coś tanio dostać, co może nie przypomina kompletnych pomyj - rzucił z uśmiechem, wraz z dziewczyną pierw odmeldowując się do kapitana i odbierając ten skromny zarobek, żeby po tym już zejść z pokładu i rozejrzeć się bardziej po ulicach całkiem urokliwego Torquay.
11 listopada | Kostya Kalashnikov | Padok z kucykami
Wciąż nie do końca rozumiejąc, w jaki sposób udało mi się osiągnąć tak wielki sukces, obróciłem się do skandującego tłumu zebranego dookoła ogrodzenia i cały mój entuzjazm oklapł, kiedy zauważyłem jak panna pytająca się mnie wcześniej o coś, również raduje się z wykonanego zadania. Nie wiedziałem co na ten temat sądzić, jednak jak zwykłem mieć w zwyczaju, założyłem maskę lekkiego zadowolenia, pod którym piekliły się nienawistne ogniki. To ja powinienem być jedynym, któremu się udaje...
12 listopada | Michael Tonks | Stare szklarnie
-Jasne, że dam radę. A najpierw... Petryficus Totalus. - Hector otwierał usta, jakby chciał coś powiedzieć, a Tonks nie miał ochoty dłużej go słuchać.
-Chwila, co ty planujesz...? - uniósł brew, bo już miał ułożyć ambitny plan ruszenia na trójkę wspólników Hectora, gdy Thalia zaczęła coś kombinować. Wtem zrozumiał.
Uśmiechnął się pod nosem, uwielbiał fantazję tej dziewczyny. Chłopaka. Mężczyzny.
-Chwila, co ty planujesz...? - uniósł brew, bo już miał ułożyć ambitny plan ruszenia na trójkę wspólników Hectora, gdy Thalia zaczęła coś kombinować. Wtem zrozumiał.
Uśmiechnął się pod nosem, uwielbiał fantazję tej dziewczyny. Chłopaka. Mężczyzny.
30 listopada | Reggie Weasley | Wilcza jama
Ciężko było sprostać dniom rozłąki z ulubioną szkolną szkapą, która miała ten sam kolor włosów co on. Zdecydowanie rzadko zdarzało się, żeby mieli okazję gdzieś się spotkać, bo przecież Thalia była wolnym ptakiem, tym który zwykle dużo skrzeczał i dziobał. Jakoś nigdy mu to nie przeszkadzało, miał przecież pewne priorytety, a jednym z nich była szczególna sympatia, jaką darzył tę cząstkę dawnego ja z czasów szkolnych. Przy Wellers mógł sobie pozwolić na nieco swobody i powrotu gdzieś w dawne lata, gdy świat zdawał się tak prosty.
4 grudnia | Anthony Macmillan | Jadalnia
Nalał jej ponownie alkoholu do szklanki. Uznał, że skoro miała taki cug, jaki miała, to może i potrzebowała więcej whisky, żeby się choć trochę wstawić, a za tym zgodzić na niemal wszystko. A przy tym, kto wie, może przeniosłaby informacje o gościnności panu Wellersowi. Czy było to podłe? Do pewnego stopnia tak. Być może i nie przypominał siebie, bo przecież nie upijałby żadnej kobiety… ale chwytał się wszystkiego, żeby pomóc swojej ludności. Porozumienie jakie mógł zyskać, przy pomocy Thalii, było dla niego wyjątkowo ważne.
24 grudnia | Castor Sprout, Michael Tonks | Plac główny
— Dobra, dobra. Wrócę do domu i jeszcze raz wyślę wam te zaproszenia, one na pewno gdzieś się zapodziały... Pamiętajcie, zaczynamy o osiemnastej, więc jak nie przyjdziecie w punkt, to poczekam tylko kwadrans. Poza tymi żabami jadłem dziś tylko jabłko, będę... — przerwał na moment, bo Wellers oczywiście musiała gdzieś pędzić. Była jak wiatr, zawsze niespokojna, nie do zatrzymania, nie do pochwycenia. Posłał jej jeszcze jeden, rozbawiony uśmiech, zezując na szalik, który zarzuciła mu na głowę. Jeszcze raz położył puszka na własnej głowie, a końcówkę zdania przeznaczył już tylko dla uszu Tonksa.
— Wilczo głodny. Trzymaj się, Mike. Będę czekał.
— Wilczo głodny. Trzymaj się, Mike. Będę czekał.
27 grudnia | Ronja Fancourt, Prudence Macmillan | Główna sala
Nikt nie przypuszczał chyba, a już zwłaszcza pijani bywalcy “Portera Starego Sue”, że na ich oczach, trzy diametralnie różne czarownice — przyjaciółki, były na dobrej drodze do dokonywania wielkich rzeczy. I małych rzeczy. Wszystkich równie cennych. Nie każda historia miała morał, a chociaż ten wieczór z pewnością go nie potrzebował, to przekaz wynikał jasny.
Kobiety mają dusze i umysły, nie tylko serca.
Kobiety mają dusze i umysły, nie tylko serca.
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Ostatnio zmieniony przez Thalia Wellers dnia 07.11.21 21:05, w całości zmieniany 1 raz
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Cillian Moore | Których nam nic nie wynagrodzi
Znał ten głos tak dobrze. Wiązało się z nim tak wiele wspomnień, że na sam jego dźwięk czuł się o przynajmniej dziesięć lat młodszy. Była jednym z symboli jego dzieciństwa. Szaleli razem, działając na przekór wszelkim zasadom i konwenansom. Oboje uparci, pozbawieni wielu hamulców. On pragnął cudzej uwagi, a ona…? Nie dane mu było dokończyć tego zdania we własnej głowie, bo wtedy ją ujrzał i zamarł błyskawicznie. Otworzył usta, wpatrując się w niematerialną zjawę i wtedy zrozumiał — była martwa i…
Sebastian Bartius | My father's daughter
Stał wówczas przy regale z książkami. Trzymał w dłoniach jedną z książek, która o mały włos nie wysunęła mu się z rąk za sprawą zaskakująco mocno trzaskających drzwi. Charakterystyczny odgłos kroków stawianych w biegu uświadomił go, że to jego córka. Wypatrywał jej, mogąc dostrzec pewne rzeczy, które jako rodzica wystarczająco go zaniepokoiły. Gdy zapłakana Lavinia chwyciła go za nogawkę spodni, chowając w niej twarz, oderwał dłoń od okładki książki, by dotknąć jej włosów, pogłaskać je. Spoglądał na nią z troską, ale również z ojcowską miłością. Było to coś, czego sam nie doświadczył ze strony swojego ojca. Starał się nie wychowywać córki w podobny sposób. Nie było to łatwe zadanie i często robił coś źle w tej kwestii.
1952 | Rodachan Travers | Hiszpania
Pogoń trwała od dłuższej chwili. Ciskające w niego zaklęcia uszkodziły lewy bark i znacznie utrudniły ucieczkę, lecz magiczne zdolności tuszowania śladów pozwoliły choć na chwilę zgubić pościg. Jego ludzie już dawno zostali pojmani; był jedynym zbiegiem z wrogiego obozu, świadom, jak niewiele czasu zostało mu na uratowanie załogi i braterskiego okrętu. Nie miał żadnego planu, lecz talenty transmutacyjne poszerzały wachlarz sprytnych rozwiązań, dzięki którym miał szansę bezkrwawo uwolnić swoich ludzi, z których pomocą wyrżnąłby sobie drogę ucieczki. Teraz jednak czuł na plecach oddech śmierci, bo wroga banda wciąż była blisko - i choć nie wiedziała jeszcze, gdzie się znajdował, demaskacja była kwestią czasu. Musiał znaleźć kryjówkę i opracować skuteczny plan.
1954 | Kenneth Fernsby | Port Royal
Ostatnio jego dni zlewały się w jedną wielką ucieczkę. Jego niespodziewany towarzysz zareagował szybko i czmychnął przez okno niczym mała mysz, która doskonale zna wszelkie drogi ucieczki, a on sam podążył zaraz za nim. To były tylko kości na Neptuna! Ganiali za nim jakby co najmniej komuś siostrę zbrzuchacił, a tak nie było. Możliwe, że gdzieś już miał jakieś bękarta, ale póki matka go nie złapała i nie wysłała za nim wściekłych braci to nie musiał się przejmować. Wskoczył sprawnie na dach i pchnięty przez młodego chłopaka zaczął po nim biec. Skok! Sprawny i szybki na kolejny budynek, a za nimi wściekła pogoń. Nie oglądał się przez ramię nie chcąc zobaczyć wymierzonego w jego stronę broni. Ścigający byli mugolami, z całą pewnością inaczej dawno by w nich wymierzyli różdżkami albo… myśleli, że to Kenneth jest mugolem, w każdym razie dawało mu to małą przewagę, którą zaraz stracił. Poczuł jak grunt osuwa mu się pod nogami i leci gwałtownie w dół. Już widział w wyobraźni jak zamienia się w krwawą plamę na środku placu pomiędzy budynkami, kiedy nagłe zderzenie z balustradą odebrało mu dech w piersi.
31 grudnia | Wątek grupowy | Altana na tyłach
Ogród częściowo przysypany cienką warstwą śniegu szykował się do snu, a lśniący wewnętrznym blaskiem namiot, miał odtąd roztaczać pieczę i straż nad całym domostwem. Wchodziło się do niego tylko z jednego miejsca, przez boczną klapę rozchylającą się na obie strony. W środku panowała ciepła, ale nie dusząca temperatura, tak by bawiący się nie byli zbytnio zmęczeni gorącem podczas tańca i zabaw. Nałożone zabezpieczenia zapewniały dodatkowy komfort psychiczny, a całość magicznie powiększona od środka pozostawiała idealną ilość miejsca dla wszystkich zgromadzonych. Po lewej stronie od wejścia rozciągał się długi drewniany stół opatrzony taboretami po każdym jego boku. Blat ozdobiono prostym, materiałowym obrusem w kwiatowy wzór, a pomiędzy półmiskami stanęły gliniane wazony z ususzonymi wiązankami ozdobnych ziół.
2 stycznia | Sebastian Bartius | Wioseka Whalley
Lavinia przypominała mu kobietę, którą niegdyś kochał i jedyną, którą chciał poślubić. Po nim miała oczy i zdawać by się mogło, że była do niego podobna z charakteru albo została tak ukształtowana przez życie, które wiodła. On był samotnikiem, jednak nie odrzucał tego, że chciała z nim spędzać czas. Sam od czterech lat chciał widywać się z córką. Był to pewien postęp, którego dokonał przez ten czas.
3 stycznia | Octavia Lestrange | Tron księcia
Trzynaście razy czytała otrzymany wczoraj list, by po każdym z nich coraz bardziej utwierdzać się w przekonaniu, że cała sytuacja była, jakby to ująć, dziwna? Nietypowa? Zastanawiająca? Tak naprawdę Octavia nie była do końca pewna co w ogóle tu robi, bo gdyby kierować się czymś takim jak zdrowy rozsądek prawdopodobnie w życiu by się tutaj nie zjawiła. Żeby jednak nie było aż tak straszliwie nieodpowiedzialnie to wyjątkowo, naprawdę wybitnie wyjątkowo, zabrała ze sobą przyzwoitkę. Najbardziej zaufaną i dyskretną ze służących w rezydencji, z którą miała najlepszy kontakt, na dodatek jedną z młodszych, co też ułatwiało wzajemne zrozumienie. Dziewczyna nie miała snuć się za nią jak cień dwa kroki w tyle, jak to często bywało, a jedynie towarzyszyć jej gdzieś w tłumie i zbliżyć się, kiedy zachodziłaby taka potrzeba.
4 stycznia | Caleb Macnair | Kościół z cmentarzem
Ciężko było mówić o jakiejkolwiek urokliwości jeżeli chodziło o przemyt, chociaż surowość tego świata wydawała się jej dość interesująca. Tutaj nie liczyła się płeć, nie liczyło pochodzenie czy w jakiej rodzinie się urodziłeś, tylko to, jak dobrze potrafiłeś poruszać się w tym świecie. W miejscu, gdzie każdy kłamał co do swojej tożsamości, próbując wyciągnąć z każdej sytuacji to, co najwięcej. Co ona potrafiła? Zmieniać się, kłamać, zaklinając rzeczywistość. Odnajdywać się w miejscach, w których mało kto się odnajdywał, bo była sierotą i bękartem, znającym się na byciu niewidzialnym i niewidocznym. Kto lepiej miałby odnaleźć się wśród przestępców niż ten, który z nimi był zrównywany? Dramatycznie to brzmiało, ale prawdą było, że łatwiej jej przychodziło działanie w cieniach, pod innym wcieleniem.
5 stycznia | Florean Fortescue | Na pełnym morzu
Nie obawiałem się spotkania z Lavinią, ufałem jej. Spacer po pustym wybrzeżu w Dorset też nie wywoływał we mnie strachu – wręcz przeciwnie, po raz pierwszy od dawna czułem się tak lekko. Zdecydowanie powinienem częściej wychodzić z Oazy, żeby całkiem tam nie zdziczeć. Ubrany w beżowe spodnie i zielonkawy sweter, na który narzuciłem swój ulubiony (i jedyny) granatowy płaszcz, przemierzałem miękki piaszczysty teren aż wreszcie zauważyłem znajomą sylwetkę. Szybko ułożyłem dłonią rozwichrzone przez wiatr włosy, ale nadaremno, bo ciągle okrążały mnie równie niesforne podmuchy.
6 stycznia | Lizzie Dearborn | Kuchnia
Serce bolało na myśl, że gdzieś poza murami tego domu na jej bliskich czekają okrutnicy (niedobrzy, podli), gotowi rzucić tę inkantację, pozbawić wolnej woli Thalię, Cedrica...Potrząsnęła głową, by odgonić przykre myśli. Teraz, gdy czekała na odpowiedź Thalii (tę drobną formalność, naprawdę), raz jeszcze przyjrzała się stojącej w progu kuchni kobiecie. Minęło sporo czasu, dumała, odkąd widziałyśmy się ostatnio. Rude włosy żeglarki były dłuższe niż zapamiętała. Mówiła szybko, pełna energii. Jej usta rozciągały się w życzliwym półuśmiechu i Liz nie mogła pozbyć się - cichej, przytłumionej - myśli, że Thalia pięknie pasowała do tej ich kuchni.
7 stycznia | Vincent Rineheart | Przed domem
Westchnęła znów, stając przed wejściem do domu, wahając się jak nigdy przed zastukaniem do drzwi. Czy to było głupie? Tak, na pewno trochę. Ostatnie miesiące przyniosły jednak coraz więcej problemów, a coraz mniej odpowiedzi, rozpoczynając od spraw lekkich jak komplikacje jej uczuć, których rozwiązać nie umiała a przed którymi normalnie by uciekła, kończąc na sprawach wielkich, w których decydowała, gdzie pójdą kolejne dostawy. Wiedziała, że wszystkim nie pomoże, co wcale nie przeszkadzało jej próbować, co kończyło się kolejnym zarwanymi nocami i ostrożnymi spojrzeniami w kierunku barów, które jednak starała się omijać.
8 stycznia | R.Fancourt, P.Macmillan, J.Rineheart | Zapomniana wioska
Różdżka czasem nie wystarczała i trzeba było brać sprawy w swoje ręce. Prudence wiedziała, że nie radzi sobie z tym jeszcze jakoś wyśmienicie, zresztą nie ona jedna, jedyną opcją pozostawały treningi. Grunt, że miała z kim to robić.
Kobiety nie miały łatwo w tych czasach, dobrze było uciec od spojrzeń mężczyzn i bez obserwatorów zajmować się swoimi sprawami. Przynajmniej taki był plan.
Kobiety nie miały łatwo w tych czasach, dobrze było uciec od spojrzeń mężczyzn i bez obserwatorów zajmować się swoimi sprawami. Przynajmniej taki był plan.
9 stycznia| F.Jones, S.Skamander | Opuszczone kopalnie
Wiedziała, że potrzebna była pomoc – chociaż najbardziej dowiedziała się o tym dzięki informacji od cioci, ciesząc się, że mogła cieszyć się czyimś zaufaniem, a przynajmniej na tyle, by nie czuć się obcą w sumie we własnej rodzinie. Ojciec był…cóż, dobrym człowiekiem, ale pełnym dystansu i swoistego chłodu, który nieświadomie chyba sprawiał, że wydawał się dość odległy. Mimo to miłość pokazywał po swojemu, co w sumie Thalii nie przeszkadzało, pozwalając na oswojenie się z nowymi warunkami. Mimo to, doceniała wszystko, co dla niej robiono, a dzięki towarzystwu Cynthii poznała też nieco mgliście sylwetkę samego Samuela, czasem obserwując jego pojawienie się w zajeździe „Pod Gruszą” niczym kot, który obserwował wchodzących ludzi i zastanawiał się, czy będą mieć znaczenie w jego życiu.
10 stycznia | T.Doe, V.Villan, V.Moore | Elkstone
Orędownicy z Zakonu Feniksa każdego dnia walczyli o lepsze jutro dla uciśnionej społeczności, rozpalając iskrę nadziei dla ocalałych z wojennej zawieruchy. Na równi z nimi wciąż walczyły zastępy niezrzeszonych bojowników o wolność, których nieocenione wsparcie mogło przechylić szalę zwycięstwa, zwracając pokrzywdzonym godny byt. Tego wieczoru odbyło się spotkanie czworga ludzi, w założeniach połączonych wspólną ideą, by zagarnąć z wrogich ziem porzucone zaopatrzenie, jakże potrzebne najbiedniejszym członkom prześladowanej społeczności, często niezdolnym do samodzielnego przetrwania.
11 stycznia | Mare Greengrass | Dolina Downs Bank
Kiwała w skupieniu głową, analizując każde słowo Wellersa. W istocie, mogli dysponować siłą roboczą. Jej myśli wybiegły w kierunku czarodziei i mugoli zbiegłych z okolicznych, napadniętych wiosek. Nie oczekiwała, że powrócą do miejsca, które kojarzyło im się ze stratą i starym życiem. Z drugiej strony możliwość przyczynienia się do budowania nowego — dosłownie i w przenośni — życia na tyle daleko od starego, a jednak w znanej okolicy mogła związać życie przyszłych, pozbawionych perspektyw, pracy (i w jej efekcie pewnej części godności ludzkiej) budowniczych z miejscem, które miało stać się ich nowym domem.
12 stycznia | Kai Clearwater | Polperro
Spojrzeniem wróciła do sylwetki, tym razem napotykając spojrzenie niebieskoszarych oczu i w końcu identyfikując swoje uczucie. Rozczarowanie. Sobą samą, za zostawienie kogoś bez słowa i bez pożegnania, za postąpienie tak, jak nigdy nie powinno się postąpić i czego nie powinno się robić przenigdy drugiej osobie. Teraz jednak spotkali się znów, na ziemi na której ich znajomość się w ogóle rozpoczęła, a ona musiała coś powiedzieć, od czegoś zacząć. Nawet otworzyła usta, próbując zebrać słowa, aż w końcu wyrwało się to jedno, zbyt wysokim głosem jak na nią.
13 stycznia | Sebastian Bartius | Pokój Sebastiana
Miał obowiązki, którymi zamierzał się zająć po najważniejszym posiłku dnia. Jak co dzień pójdzie odśnieżyć podwórze, napełnić na nowo kosze przy paleniskach w całym domu. Faktycznie jedne z licznych drzwi w zajeździe skrzypiały przy otwieraniu lub zamykaniu. Z oknem też coś się stało. Bodajże Cynthia wspomniała coś o tym. Na którym piętrze i w pokoju to było? Duch na pewno posiada taką informację. Prędzej czy później się nią podzieli. Wystarczyło tylko poczekać. Nie zaszedł daleko, gdy zza otwartych drzwi wyłoniła się jego jedyna córka. Przyśpieszył kroku, by móc się z nią zrównać.
13 stycznia | H.Bartius, C.Moore | Mglisty las
Mimowolnie rozluźniła dłoń zaciśniętą w kieszeni na różdżce, gdy Cillian dał znać, że wokół nie znajdowało się żadne zagrożenie. Oznaczało to jednak, że czekał ich jeszcze dłuższy przemarsz, skoro zaklęcie nie wykryło w ich zasięgu żadnej osoby. Gdzieś niedaleko musieli jednak niewątpliwie znajdować się mugole. Wątpiła, żeby wieści jakie dotarły do Greengrassów nie zostały sprawdzone. Podejrzewała, że to jeden z patroli, które zostały rozstawione w hrabstwie natknął się przypadkiem na ich obozowisko. Ich zadaniem było jednak czuwanie nad bezpieczeństwem całego obszaru, dlatego sprowadzenie niemagicznych do bezpiecznego miejsca przypadło w zadaniu właśnie im.
14 stycznia | Zlata Raskolnikova | Wrzosowisko
Miejsce, do którego przybyłam, wyglądało jak kompletnie wyludnione pustkowie. Nic tylko śnieg po horyzont i pizgający wiatr z morza. Ciekawe, że to właśnie w tej okolicy ktoś urządził sobie kryjówkę. Ale nic dziwnego, biorąc pod uwagę, miejsce i to, na kogo tym razem polowałam. Handlarz, dealer i człowiek od przekrętów, pracujący dla mojej “ulubionej” grupy chujków z City. O ile najpierw ostrożnie obserwowaliśmy się na odległość, wyznaczaliśmy granicę wpływów, to od kiedy wpierdolili mi się w interesy, nie pozostawili mi wyboru - psidwacze syny musiały zapłacić.
14 stycznia | Jackie Rineheart | Polana w głębi lasu
Ściągnęła swoją kuszę z pleców, trzymając ją teraz w rękach, gotowa, tak na wszelki wypadek, strzelić w pierwszą, ewentualną zwierzynę, jaką uda im się napotkać, różdżka, na wszelki wypadek, siedziała w jej kieszeni. Były niby na bezpiecznych terenach półwyspu kornwalijskiego, ona jednak zawsze wolała być w gotowości do walki. Żyły w bardzo niebezpiecznych czasach, szczególnie dla niej.
Zaczęła szukać śladów na śniegu, może jakichś odchodów lub oznak żerowania zwierząt. Uważnie przeglądała grunt, a także okoliczne drzewa i resztki roślinności, która rosła na polanie i tuż przy niej. Szła uważnie, choć widać nie tylko poszukiwanie śladów męczyło jej myśli, bo nawet nie zauważyła, kiedy jej płaszcz zahaczył o jakąś gałązkę, przynajmniej dopóki nie poczuła szarpnięcia i nie usłyszała odgłosu rozdzieranego materiału.
Zaczęła szukać śladów na śniegu, może jakichś odchodów lub oznak żerowania zwierząt. Uważnie przeglądała grunt, a także okoliczne drzewa i resztki roślinności, która rosła na polanie i tuż przy niej. Szła uważnie, choć widać nie tylko poszukiwanie śladów męczyło jej myśli, bo nawet nie zauważyła, kiedy jej płaszcz zahaczył o jakąś gałązkę, przynajmniej dopóki nie poczuła szarpnięcia i nie usłyszała odgłosu rozdzieranego materiału.
15 stycznia | Justine Tonks | Sypialnia na piętrze
Zrzuciła się Vincentowi na głowę, dlatego też starała się nieco uporządkować rzeczy w pokoju, odgradzając nieco jego powierzchnię. Nic nie wyrzucała, bo kto wie, co może przydać się na później, sama jednak nic nie wyrzucała. Poczęstowała się jeszcze ubraniami, swoje piorąc jak zawsze, gdy tylko miała na to chwilę, mając nadzieję, że nikomu nie będzie przeszkadzać jej rozwieszona po łazience bielizna. Sama wcisnęła na siebie zbyt duży sweter, pozwalając mu zakrywać uda do połowy, zaraz też zakopując się pod ogromną ilością ubrań aby było cieplej. Nawet piesek przyszedł w odwiedziny – wygłaskała go dopóki obydwoje nie padli, zmęczeni całością dnia.
16 stycznia | Cynthia Skamander | Gabinet
I była wdzięczna, że w tym roku to Thalia zdecydowała się jej pomóc w inwentaryzacji i przeglądaniu księg, sprawdzaniu czy wszystkie zapiski i potwierdzenia się zgadzały z zobowiązaniami. Zajazd prosperował dobrze, nie miał problemów czy długów finansowych, ale zawsze trzeba było mieć oko na takie rzeczy i sprawy. Jeśli był porządek w dokumentacjach, można było odetchnąć i spać spokojnie. Cynthia nie potrzebowała dodatkowych zmartwień na swojej głowie, choć z pewnością przejmowała się dużo bardziej drobnymi rzeczami niż powinna. Kiedyś swoją postawą wpędzi się do grobu, a stanowczo niektórzy niezbyt uprzejmi mogliby skomentować, że osiwiała nie przez wypadek z eliksirem, a właśnie z troski o innych.
16 stycznia | Moira Flume | Las Podniebnych Syren
Moira ostatnio zaprzestała podróżować. Okropnie brakowało jej podróży po świecie, bowiem uwielbiała podziwiać architekturę, którą można było spotkać podczas takich wypraw. Czerpała z tego wiele inspiracji. Ostatnio przemykała głównie po przyjaznych mugolakom ziemiom, żeby przypadkiem nie wpaść w tarapaty. Niby była doświadczona i potrafiła o siebie zadbać, wolała jednak nie kusić losu. W końcu mogła się jeszcze na coś przydać po dobrej stronie. Kiedy zaś przychodziło do pomocy sojusznikom, chętnie się z nimi spotykała, wszak od tego była, lubiła dzielić się swoją wiedzą. Nie miała zbyt wiele zajęć, więc angażowała się głównie w to. W końcu oni również jej potrzebowali, cieszyła się tym, że może pomagać.
17 stycznia | William Moore | Opuszczona wieża
Cisza jednak zapadła, pozwalając, aby odgłosy okolicy zdominowały dźwięk jej oddechu, a pluskanie wody zagłuszyło bicie serca. Dłonią zakryła oczy, zaraz też rozsuwając nieco palce aby spojrzeć po okolicy i dojrzeć na granicy wzroku zbłąkane i czarne sylwetki. Nie cierpiała ich i chciała, aby zniknęli, do tego jednak potrzebowała jeszcze działań ze strony Vincenta, a mimo to…teraz potrzebowała jakiegoś ciepła i zrozumienia. Szkoda tylko, że nie potrzebowała o nie poprosić.
19 stycznia | Castor Sprout | Sklepik zielarski pani Giddery
A jednak czuł się rozczarowany, bo roztrzepana Thalia i tak dojrzała to, co miało pozostać tajemnicą na jak najdłużej, już wpadła w swój słowotok, mówiła o czapkach, o dzieciach, że nie jest głodna i faktycznie miała nowe nakrycie głowy. I choć mógł Castor zmrużyć lekko oczy, ręce unieść w górę w geście kapitulacji i prośby, by opowiedziała mu to raz jeszcze, ale wolniej, na Merlina, wolniej, to nie mógł się jakoś zebrać w sobie, gdy zauważył, jak bardzo podobni byli. Zupełnie przypadkowo przybierali podobne role, koślawo zamazywali własne problemy, bo oto ktoś ważniejszy miał coś na sercu, na ramionach, ciężar jakiś giął jednostkę, którą darzyli sympatią, a to nie należało do rzeczy, którym mogli się przypatrywać bez drgnięcia powieki.
19/20 stycznia | H.Bartius, J.Tonks | Rozlewisko
Cieszyła się, a jednocześnie martwiła – obawy przebijały się głównie, jeżeli chodziło o towarzyszącą im Ettę. Kuzynka jej dawała sobie rade, ale chociaż Thalia nie umniejszała jej umiejętnościom, które najpewniej były większe niż jej samej, tak nie mogła się zastanawiać, czy niebezpieczeństwo czasem nie dosięgnie jej, przed czym zdecydowana była ją bronić. Takie sytuacje wyzwalały w ludziach najróżniejsze instynkty, emocje były jednak złymi doradcami, dlatego gdyby miała powiedzieć, że jest zupełnie przekonana, że wszystko pójdzie gładko i wcale się nie obawiała, byłoby to kłamstwo, Jak dobrze, że tym zajmowała się od dawna.
20 stycznia | Lucinda Hensley | Sędziwy dąb
Nie znała kobiety, z którą miała się spotkać na miejscu. Wiedziała, że ta jest sojusznikiem Zakonu i ten fakt już pomagał jej w zdobyciu choć grama zaufania. Po wszystkim przez co przeszła ciężko jej było obdarowywać zaufaniem nawet najbliższych jej ludzi. Wiedziała jednak, że łącze je wspólna misja, wspólna sprawa dla Zakonu. Nikt nie angażuje się w tego typu zadania bez namysłu. Walka zawsze wiele odbiera. To ryzyko, które zawsze należy przemyśleć. Mogła mieć jedynie nadzieję, że kobieta, z którą się spotka także to przemyślała.
20 stycznia | L.Hensley, R.Wright | Przedsionek
Blondynka przeniosła spojrzenie na stojącą obok towarzyszkę. Zabarwione szkarłatem ręce były znakiem. Lucinda nie znała Thalii zbyt dobrze, ale nawet po zachowanej zimnej krwi potrafiła wywnioskować, że ta wiele w swoim życiu przeszła i wiele już widziała. Nie miała zamiaru umniejszać jej doświadczeniu. Mało na świecie teraz ludzi, którzy nie mogliby się pochwalić masą wojennych doświadczeń.
22 stycznia | Mare Greengrass | Black Rocks
Wiele elementów życia codziennego musiało zostać przeanalizowane na nowo. Atak na Staffordshire otworzył oczy niedowiarkom oraz tym, którzy jakimś cudem w dalszym ciągu pragnęli łudzić się, że wojna ich nie dotyczy. Greengrassowie co prawda opowiedzieli się za jedną ze stron konfliktu jeszcze we wrześniu, lecz do początku miesiąca pozostawali w położeniu, które umożliwiało im względnie spokojne myślenie o przyszłości. Piątego stycznia wydawało się, jakby cały świat miał runąć, ale tak się nie stało. Nawet pomimo więcej niż rozczarowującej postawy pozostałych lordów sojuszu za wyjątkiem jej własnego brata, udało się zorganizować odpowiedź na działania Rycerzy Walpurgii. Mare co prawda wciąż nie mogła odpocząć od horrorów — zaledwie dwa dni temu stanęła przed zgromadzonymi w największym mieście Somerset przerażonymi ludźmi; ponownie widziała Mroczny Znak rozpostarty swą zielenią na niebie.
23 stycznia | Wątek zbiorowy | Huśtawka w ogrodzie
— To każe mi myśleć, że naprawdę mocno tęsknisz za morzem — powiedział. — Nie napiliśmy się i nie pogadaliśmy tylko we dwoje od tak dawna, a jesteś w kraju już tak długo — zauważył, spoglądając na to jak opróżnia kieliszek alkoholu — tęskniłem za tobą. — Ale to chyba nie był odpowiedni moment na takie wyznania? Szczególnie że spędzili razem sylwestra... ten jednak nie przyniósł mu aż takiej satysfakcji, jak powinien. Nie przez to, że źle się bawili. Po prostu zabrakło w tej zabawie okazji do porozmawiania w cztery oczy, wypytanie przyjaciółki o to co działo się gdzieś tam, hen daleko na wodzie.
23 stycznia| Wątek zbiorowy | Ogród
Dopiero pod koniec zaślubin uśmiechnęła się, pozwalając, aby końca dobiegła wymiana przysięg i każdy mógł ruszyć się ze swojego miejsca. Ostrożnie dołączyła do kolejki, kierującej się w stronę młodych, runę wsuwając do torebki, tak aby pewniej móc trzymać prezent. Nic wielkiego, miała więc nadzieję, że chociaż podarunek był raczej z tych skromnych, zostanie przyjęty raczej ciepło – chociaż wyglądał raczej nieporadnie. Dopiero kiedy stanęła przed państwem młodym, ostrożnie wyciągnęła ręce i przytuliła na krótko Cattermole'a.
23 stycznia | Roselyn Wright | Tyły ogrodu
Ślubne zabawy się wydarzyły, Thalia za to bawiła się w najlepsze, a mimo wszystko musiała wyjść na zewnątrz i pozwolić sobie na chwilę oddechu. Wydawało się, że wszystko jednak zlepia się w tę jedną atmosferę, kiedy wszystko było zbyt ciepłe, zbyt parne, a pomieszczenia zbyt zatłoczone. Nic więc dziwnego, że prędzej czy później Wellers musiała opuścić korytarze i pomieszczenia, wybierając chwilową drogę ucieczki. Starała się, bo jakże by inaczej, ale bardzo chciała złapać świeżego powietrza. Ostrożnie odetchnęła, wyślizgując się do ogrodu ale odchodząc nieco dalej, z potrzeby znalezienia się na świeżym powietrzu. Uśmiechnęła się lekko, kiedy pod jej butami śnieg zaskrzypiał cicho, a sama przykucnęła, ostrożnie biorąc w dłoń nieco drobnych płatków i podrzucając je w powietrze. Zaśmiała się cicho.
26 stycznia | Gabriel Tonks | Wyspa Lindisfarne
Według słów pana Becketta, które dokładnie zapamiętał, a następnie spalił list, zgodnie z wytycznymi, miał zając się działalnością na terenie hrabstwa Northumberland, którego zarządcami byli Longbottomowie. I choć z tego co było mu wiadome największe wpływy miał tam Zakon, to tak naprawdę musiał trzymać się na baczności. Postanowił więc, że sam nie będzie się tam udawał, bo w pojedynkę zawsze gorzej, więc wystosował list do dobrej znajomej, która jak się ostatnio okazało była również przyjaciółką jego dziewczyny. Z Thalią był już nawet umówiony na sparing na noże, co prawda to ona miała go uczyć, bo Gabs sam za dużej wiedzy w tym temacie nie posiadał, ale to był dobry szczegół. Lubił spędzać z nią czas, zawsze było śmiechu co nie miara.
27 stycznia | Elroy Greengrass, Josephine Bell | Miasteczko Wellswood
Odprowadził kobiety wzrokiem, obserwując Thalię z uwagą. Czy wiedziała, że towarzyszy jej jakieś dziwne plugastwo? Musiał z nią porozmawiać na ten temat, ale również na temat i zabezpieczenia punktów handlowych na rzekach Staffordshire i przede wszystkim Derbyshire. Musiał się z nią porozmawiać na ten temat, oraz jej... przeklętego zaklęcia, które na sobie miała? Może ktoś ją przeklął? A może ktoś ją oszukał? Powinien mieć lepsze zdanie względem panny Wellers - w końcu jej rodzina od wielu lat była zaufana Greengrassom, współpracując z nimi.
28 stycznia | Thomas Doe | Brzeg
Pozwoliła, aby niosły ją prądy i zaufała rzekom, jak to robiła zawsze, mając się jednak na baczności. Jej doświadczenie widocznie ich nie zawiodło, pozwalając im przybić do brzegu w miarę spokojnie, aby potem też wyciągnąć drewnianą łódź na piaszczystą plażę. Pozwoliła Thomasowi oddalić się, spoglądając jeszcze na jego plecy, pilnując go przynajmniej dopóki był w zasięgu jego wzroku, zarówno pilnując, czy nie zamierza jej uciec, jak i spoglądając, czy nie zamierza im wybiec zza drzew ktoś, kto miałby się rzucić na niego, ostrzegając tym samym resztę. Wydawało się, że przynajmniej na razie byli bezpieczni, ale jeżeli Thomas postanowi wtrabanić się na środek, cały ich plan pójdzie w drzazgi, miała więc nadzieję, że nie biegnie na zwiad w ramach głupiej brawury, albo udowadniania czegokolwiek. Ah, młodzież potrzebowała jeszcze wykrzyczeć całemu światu, jak bardzo przydatni byli, bo życie nie zweryfikowało im jeszcze, że nic nikomu nie muszą udowadniać.
29 stycznia | Michael Tonks | Czerwony Las
Bądź gotowa do małego teatru i do walki. - poinstruował, a potem położył jej dłoń na ramieniu. -Ja... dziękuję. To naprawdę odważne, że tam idziesz. Że pomogłaś od razu. Uratowaliśmy Joe życie, a jutro uratujemy więcej istnień. - uśmiechnął się, w założeniu pokrzepiająco, choć przecież się bał. Cholernie się o nią bał. Wiedział jednak, że jej talent i obecność w obozie szmalcowników skutecznie uśpią ich czujność, uniemożliwią szukanie Edwarda, pozwolą Zakonowi przygotować odsiecz. To konieczne.
30 stycznia | Michael Tonks, Stevie Beckett | Czerwony Las
Metamorfomadzy zawsze go zadziwiali. Talent, który płynął z genów, był niezwykle pożyteczny w czasie wojennej zawieruchy. Stevie nawet przez chwilę rozważał, co takiego zrobiłby, gdyby dowolnie mógł zmieniać własną twarz. Czy uciekłby przed wojną? Włamał się do Sallowa i zabrał mu tamto zdjęcie? A może zwyczajnie mógłby być innym dla Mary? Na chwilę zmarszczył brew, po czym pokiwał głową w pełnym zrozumieniu. Zamiana nosa w kartofel to jedno, koloru oczu drugie, takie zabiegi transmutacyjne były nawet ciekawe. Ale zamiana płci? To brzmiało wyjątkowo dziwnie. Nie oceniał jednak sposobów, liczył się jedynie cel, czyli transport biednych i niewinnych ofiar wojny.
31 stycznia | Ollie Marlowe | Przedsionek
Nie do końca umiała powiedzieć, co dokładnie się stało, gdzie właśnie była i jak się tu znalazła. Po odstawieniu ludzi na miejsce, po zajęciu się wszystkimi, którzy potrzebowali natychmiastowej pomocy, postanowiła pójść na spacer. Gdzie, dokąd, po co, teraz już to nie obchodziło jej nawet w najmniejszym stopniu. Przemierzała lasy, ciesząc się z zimna, pozwalając sobie na wymarznięcie tak, jak normalnie nie pozwalała. Na statku i tak bywało dziwne, ale przecież to nic niezwykłego, takie były warunki. Nie pamiętała nawet, jak dorwała kawałek pergaminu aby w ogóle list wysłać do Olliego, nie wiedziała też nawet, jak dokładnie dostała się do Doliny, ani czemu w sumie wybrała się do lecznicy. Potrzebowała rozmowy. Ogarnięcia. Czegokolwiek. Może wystarczy, że będzie musiała się zająć sobą na dziś wieczór. Może nie?
2 lutego | William Moore | Stara chata
Nie była to jednak jedyna niespodzianka, bo do obydwu mężczyzn mógł dotrzeć odgłos kroków, nieśpiesznych ale zdecydowanie zbliżających się w ich kierunku, tak jakby osoba jeszcze nie zdawała sobie sprawy, że za ścianą odbywa się wymiana zdań, która wyciąga na jaw najgorsze ludzkie podejścia, a jednocześnie po chwili niewielka kobieca sylwetka mignęła w wejściu, zatrzymując się jednak kiedy tylko dostrzegła stojących w pomieszczeniu mężczyzn. Dłoń Wellers, obecnie pod postacią ciemnowłosej kobiety ostrożnie powędrowała w stronę różdżki, a spojrzenie pośpiesznie prześlizgnęło się po Williamie aby ostatecznie spojrzeć na Ulysessa.
2 lutego | Elric Lovegood | Łąka pamięci
Łapał się tego, co się nawinęło, nasłuchiwał, przeglądał rubryczki ogłoszeń na tablicach i w lokalnych gazetach, czasem przybywał tam, gdzie zaproszono go z polecenia. Tak było i w przypadku Thalii Wellers, którą znał wyłącznie z krótkiego opisu przedstawionego mu przez znajomego; po prawdzie więcej już dowiedział się na temat jej problemu ze stawem pełnym wyjątkowo zajadłych druzgotków. Miał okazję się jej przyjrzeć dopiero, kiedy pojawił się w umówionym miejscu - ubrany w charakterystyczne spodnie sztruksowe, przydługi płaszcz z klamrami, poszerzany pas z futerałem na różdżkę i dodatkową torbą oraz buty na sztywnej, grubej podeszwie, rozchodzone i wprawione w różnych nieprawdopodobnych sytuacjach.
3 lutego | V.Rineheart, R.Weasley, H.Grey | Wybrzeże Exmoor
– Trzeba sprawdzić ciała, upewnić się czy pośród – przerwał na moment szukając właściwego słowa, tamując emocje: – czy pośród martwych, znajdzie się jakiś ocalały. – ostatek nadziei przepływał przez cienkie, niebieskie kanały. Liczył na cud, który przecież mógł się wydarzyć. Jedna dusza uwięziona między spalonymi elementami… - Sami nie damy rady... - po krótkiej chwili, kolejnej dozie milczenia przerwanej skrzekiem mew, rozmowami coraz gęściej zaludnionego piasku, skinął głową i ruszył prosto przed siebie. – Przepraszam. – wyjąkał oschle wymijając dwie szlochające kobiety ukryte pod wełnianym szalem. Szedł przodem i wyciągając głogową różdżkę, jako pierwszy wkroczył w rozsypane pobojowisko. Wbrew pozorom oraz wszystkim odczuciom nie chciał narażać rudowłosej podróżniczki. Chciał być ochroną, ostrzegać przed niebezpieczeństwem, aby mogła działać sprawniej. Wierzył, że zaczynając od pozostałości środka transportu odnajdą wątły, tlący żywot
7 lutego | Gabriel Tonks | Tawerna "Przystań Jane"
Na początku myślał, że mu się przesłyszało. Po chwili jednak uniósł wzrok i dotarło do niego, że uszy wcale nie płatały mu figli. Stała przed nim Thalia, z tym swoim szelmowskim uśmieszkiem, który tak u niej lubił. Po za tym, tylko ona nazywała go Blondi Junior, nikt inny i nie ważne ile razy jej powtarzał żeby tego nie robiła. Powoli nawet zaczął się do tego przyzwyczajać.
- Cześć rudy chochliku. - powiedział unosząc brew ku górze, kiedy kobieta w typowy dla siebie sposób poczęstowała się jego dzisiejszymi kompanami, po czym pokręcił lekko głową z lekkim rozbawieniem – Zawiodę cię niestety, ale upodlenie się było moim jedynym planem na dzisiaj.
- Cześć rudy chochliku. - powiedział unosząc brew ku górze, kiedy kobieta w typowy dla siebie sposób poczęstowała się jego dzisiejszymi kompanami, po czym pokręcił lekko głową z lekkim rozbawieniem – Zawiodę cię niestety, ale upodlenie się było moim jedynym planem na dzisiaj.
8 lutego | Michael Tonks | Jezioro Ripley w North Downs
Nie zastanawiał się nawet nad tym (a szkoda, bo być może powinien), że spędził w Biurze Autorów i na przygotowaniach do tej pracy prawie dwie-trzecie swojego życia. Dyscyplina, podejrzliwość, zdecydowanie - nauczył się tego wszystkiego już jako bardzo młody człowiek, a zasiane w nim ziarno przynosiło na wojnie owoce, kształtując mentalność żołnierza. Czy gdyby dołączył do tej walki później, jak inni członkowie Zakonu bez wojskowego przeszkolenia, zabijałby z równą łatwością?
Czy gdyby spotkał Thalię po przeciwnej stronie, wykazałby się zrozumieniem? Gdyby nie podniosła różdżki pierwsza, gdyby miał pewność, że nikogo nie zabije, pozwoliłby jej odejść. Ale gdyby nie... nie, nawet nie chciał o tym myśleć!
Czy gdyby spotkał Thalię po przeciwnej stronie, wykazałby się zrozumieniem? Gdyby nie podniosła różdżki pierwsza, gdyby miał pewność, że nikogo nie zabije, pozwoliłby jej odejść. Ale gdyby nie... nie, nawet nie chciał o tym myśleć!
9 lutego | Evelyn Despenser | Wiedźmia kryjówka
Schronienie na ten moment dała Wiedźma Kryjówka, miejsce, które wydawało się…cóż, przyjazne, o ile mogła tak powiedzieć jakkolwiek w momencie tego epizodu swojego życia. Zamówiła kufel pełen piwa, upijając nieco i ciesząc się jego cierpkością, oddychając z wytchnieniem kiedy jej rude włosy kołysały się podczas podróży do jednego z wolnych stolików, a szalik, ten, który otrzymała od Yvette, szczelnie opatulał jej szyję. Spokój, cisza, nic, co by wymagało jej większej uwagi…jak szybko to pomyślała, tak już za chwilę musiała zmienić zdanie.
10 lutego | Jayden Vane | Pub "Pod Czarnym Kocurem"
Była bardzo ładna. Duże, błękitne oczy współgrały z rudawym blaskiem włosów, na których rozpuszczały się jeszcze świeżo opadnięte śnieżynki. Wywołała go z imienia i nazwiska, odwołała się do szkoły, a on próbował zrozumieć, skąd kojarzył jej twarz. Owszem, pamiętał dziewczynę z blizną, która przewijała się co jakiś czas w okolicy jego znajomych, jednak czy kiedykolwiek zamienili chociażby słowo? Niektórzy z kolegów i koleżanek naśmiewali się z niej z powodu blizn, lecz Jayden nigdy. Uważał, że w pewnym sensie było to wyjątkowe. Urocze i charakterystyczne. Sprawiało, że ona sama była wyjątkowa, bo nigdy nie opuszczała podbródka, dumnie idąc przez kolejne korytarze. Ale, Merlinie, jakie to było imię?
11 lutego | Narcissa Ollivander | Opera w Blackpool
Korzystając z panującego zamieszania weszłam do opery jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Nikt nie zwracał uwagi na kolejną osobę obijającą się o korytarze, nawet jeśli owa osoba była przynajmniej dwie i pół głowy niższa o pozostałych. Wślizgnęłam się wszędzie tam, gdzie tylko się dało. Całą swoją energię skupiłam na tym, żeby panować nad zachwytem co rusz wślizgującym się na moją twarz. Przecież miałam udawać, że to wszystko to dla mnie chleb powszedni i przecież przyszłam tu pracować. W końcu dotarłam do pomieszczenia, w którym trzymano kostiumy. Musiałam przyznać, że nawet szafa mamy nie umywała się do czegoś takiego.
12 lutego | Herbert Grey | Wodospad Lunabalii
Czasem potrzebowała pomocy i w tym nie było jakiegoś wielkiego żalu ani złośliwości. Wbrew pozorom, bardzo często zdawała sobie sprawę z tego, jak wielkie ma braki i gdzie powinna uzupełnić wiedzę, niestety, czas i możliwości a chęci były niesamowicie rozbieżnymi sprawami i z tego co rozumiała, nie tylko w jej życiu. Wybrała więc towarzystwo Herberta, wdzięczna, że zgodził się wybrać wraz z nią w miejsce, do którego informacji w końcu nie miał. Ale to nie było ważne, bo ona była całkiem świadoma tego, jak okolica powinna wyglądać i czego mieli szukać, mogły się jednak wydarzyć sprawy, których żadne z nich sobie wymarzyć nie chciało, dlatego kiedy przybywała na miejsce, pod ręką miała zwyczajowo różdżkę i nóż, jako swój nieodłączny duet.
13 lutego | Volans Moore | Ulice
Druga myśl, która przyszła mu do głowy, była ta związana z tym, jak na Merlina ma wrócić do domu. Oczywiście, mógłby się teleportować. Aczkolwiek to nie wydawało mu się rozsądne ani bezpieczne. Może powinien wrócić do domu kuzyna? Było to stosunkowo blisko. Nagle to wydało mu się to najlepszym pomysłem. I było bardziej osiągalne dla niego w tej sytuacji. Przynajmniej tak sądził. Niebawem przekona się, czy jego ocena sytuacji była trafna. Usłyszał kroki. Ktoś kierował się ku niemu, jednak nie miał jak dostrzec tej osoby. Nie był też w stanie określić jej intencji. Nie chciał zostać okradziony. Znajomy głos, należący do Thalii sprawił, że odetchnął z wyraźną ulgą. Jak dobrze, że się napatoczyła.
14 lutego | Kenneth Fernsby | Port Torquay
Któraś ze stron w końcu stwierdzi, że należy kształcić młode umysły i odpowiednio je ukierunkowywać, ale wcześniej trzeba spomiędzy nich wyplenić chwasty. Skrzywił się mimowolnie do własnych myśli, ale coś czuł, że gdyby przyszło co do czego to stanąłby w ich obronie, nie patrząc na pochodzenie. Spojrzał ponownie na rozpadający się budynek, do którego Thalia miała ewidentnie sentyment i wyczuł to w jej głosie od razu. Podejrzewał, że rozprawiała się na swój sposób ze swoimi demonami z przeszłości. O ironio doskonale to rozumiał. Dzieciaki nie zwracały uwagi na dorosłych skupione całkowicie na swoich zdobyczach, śmiejące się i dokuczające sobie nawzajem. Nie miały świadomości, że ponura rzeczywistość wyciąga po nie swojej szpony, a tacy jak on i Wellers są ledwie małym promykiem w tym życiu. Promykiem, który zaraz zgaśnie wraz z ich odejściem z tego miejsca.
15 lutego | Evelyn Despenser | Schronisko dla magicznych zwierząt
Odkąd tylko wybyła z domu na grzbiecie skrzydlatego aetonana, gderała zwierzęciu o tym, jak to wybrały sobie z Thalią jeden z najmroźniejszych dni tej zimy na czcze wycieczki po schronisku. Nawet ciężki, gruby płaszcz nie chronił jej w pełni przed zimnem, a zapowiadało się co najmniej kilka godzin słusznej, pieszej wycieczki po – wydawałoby się – bezkresnej głuszy. Robiła jednak dobrą minę do złej gry starając się dostrzec również plusy dzisiejszej wyprawy, w końcu mogła wreszcie spędzić czas poza swoją ziemię, a to wszystko w dodatku z towarzystwem kobiety, co samo w sobie było zaskakujące, bowiem Evelyn miała taki charakter iż z kobietami się, zwyczajnie mówiąc, nie dogadywała. Tym razem miała jednak wrażenie, że trafił swój na swego, a ta znajomość będzie mogła trwać dużo dłużej niżeli wszystkie inne relacje z kobietami do tej pory.
20 lutego | J.Bell, L.Hensley, J.Tonks | Targ w Cromer
Czarownica doskonale znała to miejsce. To nie był pierwszy raz gdy przychodziła tu z konkretnym zadaniem. Coraz częściej miała wrażenie, że Wielka Brytania się kurczy. Były miejsca, o które ciężko było już dłużej walczyć, opierali się na tych, na których wciąż opierać się mogli, gdzie sens walki był większy. O Londynie nawet już teraz nie myślała. Samo przebywanie tam było często skazywane na porażkę, a Zakon nie mógł jednocześnie walczyć i z Voldemortem i z Ministerstwem. Szlachta stanęła po złej stronie, ale to wcale nie było dla niej zaskoczeniem.
21 lutego | Samuel Skamander, Yvette Baudelaire | Salon
Pomysł z nałożeniem pułapek można było nazwać bardziej niż trafionym. Jej mieszkanie nie było zabezpieczone w żaden sposób, więc to stanowiło przyjemną odmianę. Czasy mieli jakie mieli, a i Thalia narażała się wielu osobom. Vincenta chyba obie nie chciały z tym jednak kłopotać. Nie po ich ostatnich "przygodach". Thalia więc zasugerowała pomoc kogoś innego. Pana Skamandera nie musiała jej przedstawiać. Jego twarz widziała wielokrotnie w gazetach, czy na budynkach. "Zbrodniarze"... miała nieprzyjemność poznać, czy słyszeć o wielu z nich. Żaden jednak nie znajdował się obecnie na listach gończych.
22 lutego | Josephine Bell | Gospoda "Złoty dąb"
Teraz jednak musiała skupić się na tym, co było tu i teraz – a wiedziała, że ludzie w portach gładko mogli roznieść wiadomość dalej. Na pierwszy ogień nie celowała jednak w marynarzy, bo wiedziała, że wyskoczenie przed nich i nagłe oznajmianie czegoś doniosłym i podniosłym głosem byłoby nierozsądne. Nie będą słuchać. Potrzebowała tam przedstawienia, czegoś, co zwróci uwagę. Ale na ten moment porozmawiać jeszcze mogła z jedną grupą, która pałała do niej dziwną sympatią.
23 lutego | Volans Moore | Ruiny Mer-Akha
Bywało, że czasem wiatr, ludzie albo jakieś plotki przyniosły ciekawe informacje. Wiedziała, że sprawdzenie wszystkiego samemu było sporym wyzwaniem, bo przecież niejednokrotnie mogło się okazać, że to trop wiodący donikąd, a że była sama, poświęcanie swojego czasu na tak dużo różnych kwestii mogło jedynie wymagać od niej zasobów energii, których nie miała. Jednak przebywając w Walii, dopiero wyrabiała sobie własne plecy, ostrożnie wchodząc w dodatkowe działania przemytników w miejscu, w którym obecnie było łatwiej jej przebywać, zwłaszcza kiedy wracała do swojej laguny. Teraz jednak musiała poruszać się o wiele ostrożniej niż wypadało, a i niektóre rzeczy weryfikować o wiele bardziej.
24 lutego | Kenneth Fernsby | Kuchnia
Jak ta znajomość w ogóle się utrzymała, tego nie wiedział. Zwyczajnie takich pytań nie zadawał i nie chciał znać na nie odpowiedzi. Burczenie Thalii było wpisane w jej osobę i zdążył się przyzwyczaić do tego, że ciągle go łajała, a on za każdym razem ją podpuszczał i zwykle mu się udawało.
1 marca | Samuel Skamander, MG | Zajazd "Pod Gruszą"
Zbadanie różdżki mogło przynieść więcej korzyści, nie tylko na samo przesłuchanie. Informacja, które - miał nadzieję - otrzyma szybko od różdżkarza, mogły pomóc także w dalszych działaniach. Ale - wciąż nie było to wszystko, o co musiał zdążyć zadbać, by samemu wywiązać się z pozostawionych w jego rękach rozkazach. W jakiś sposób, łutem szczęścia znaleźli się w progach zajazdu - z wielu powodów. Po pierwsze, zdążyli uratować funkcjonariusza, a tym samym - szansę wyciagnięcie informacji. Po drugie, chociaż noc nie należała do najlepszych do odpoczynku, zdołał nabrać sił, wystarczająco by móc ignorować rozchodzący się wokół zasklepionej rany ból. I po trzecie, miał do dyspozycji jeszcze jedną personą z bardzo praktyczną do wykorzystania umiejętnością - metamorofomagia.
16 marca| Kieran Rineheart, Frederick Fox | Uliczka za magazynami, Cromer
Paskudna myśl, ale w tej okolicy nie było nic poza paskudztwem. Znikąd widoków na syreny wyimaginowane i te prawdziwe – chyba że łuskowaty ogon wyskoczy z jakiejś podejrzanej skrzyni. Pseudonim, z którego korzystała w listach, Lorelai. Nie przywiązywał do niego wielkiej wagi, nie zwrócił uwagi na ten szczegół, póki w jednej z książek o magicznych stworzeniach nie odnalazł wzmianki o imionach nadawanych na cześć syren. Była tam jeszcze wymieniona Marine, Marinus, Pearl. Co prawda bardziej poszukiwał wzmianek o tym, co może być pomocne przy obcowaniu ze zwierzyną łowną, ale pewnego dnia nie był wybredny i doczytał o tych nadmorskich mianach.
26-31 marca | Vincent Rineheart | Islandia
Nie spodziewała się wiele, w zasadzie to niczego się nie spodziewała poza spokojnym wyjazdem, ale również bardzo chciała poznać magiczne rośliny i może zabrać też trochę na własny użytek. No nie kupi przecież, albo może i kupi, no wszystko jeszcze miało się okazać. Mignął jej jednak cień na plaży i postanowiła jeszcze sprawdzić co to. Kiedy jednak dostrzegła, że była to jednak osoba, zaczęła biec w lekkiej panice. Nie pierwszy raz morze wyrzuciło kogoś na brzeg, ale lepiej nie było zwlekać z próbą pomocy komuś…wyskakując w kierunku osoby leżącej na piasku, obróciła tę osobę…niemal krzycząc kiedy zobaczyła Vincenta.
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Ostatnio zmieniony przez Thalia Wellers dnia 08.05.22 9:15, w całości zmieniany 1 raz
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
1942 | Elvira Multon | Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły
Jedno tylko wiedziała na pewno - w jej życiu nie będzie nigdy żadnego chłopca, ponieważ chłopcy byli głupimi prostakami zadufanymi w swoich chłopięcych wyobrażeniach o świecie. Kiedy ona będzie dorosła, żaden chłopiec nie będzie jej mówić co ma robić. Decydowała za siebie, zawsze, bo podejmowała najlepsze decyzje. To co sądzili na ten temat Astoria czy Pollux nie miało żadnego znaczenia, tak jak ich życie nie miało znaczenia, bo było zaplanowane od małego; byli pionkami albo nawet mniej.
1 kwietnia | Rain Huxley | Bar Old Forge
W tym momencie można powiedzieć, że szczęście się ku niej odwróciło. Miała nadzieję, że tym razem naprawdę. Ale skoro natrafiła na osobę, którą znała. Która pływała statkiem, na którym miało być bezpiecznie. Mogli zabrać ją do domu za przysługę, bo Huxley nie miała żadnego grosza przy sobie. Thalia nie była kolejną złapaną gwiazdką. Złudnie piękną i złudnie bezpieczną. Była prawdziwą ostoją, którą teraz Huxley potrzebowała najbardziej. Nie była jedyną osobą, którą kapitan jej statku sprowadzała z dalekiej podróży, ale nie pytała o szczegóły. Sama też była niezbyt rozmowna. Natomiast zdecydowanie było widać w niej zmianę. Rain którą widziała Thalia w zeszłym roku, była zupełnie kimś innym niż teraz. I to było czuć.
1 kwietnia | Garfield Weasley | Polperro
To nie tak, że byłem z Thalią umówiony i wiedziała, że spędziłem ostatnie godziny, wyczekując jej powrotu. Chciałem zrobić jej niespodziankę, gdy tylko dowiedziałem się, że wróci tego dnia ze swojej długiej i wyczerpującej wyprawy. Nie musiała mnie nawet namawiać, żebym ten dzień zarezerwował wyłącznie dla niej. Mimo niezadowolenia, że jego połowa uciekła nam gdzieś przez palce, starałem się myśleć wyłącznie o tej drugiej, mniej bulwersującej, by oszczędzić jej zmagań z moimi humorami po trudach podróży. Złość ustąpiła ekscytacji i kolejne minuty spędzałem już w dobrym nastroju.
2 kwietnia | Florean Fortescue | Kuchnia
Obudziłem się z poczuciem ogromnej ulgi, jakby spadły ze mnie wszelkie ciężary, dotychczas boleśnie przygniatające mnie do ziemi. Dawno nie czułem się tak lekki, dlatego nieszczególnie przejąłem się deszczem, który nieprzyjemnie siąpił w całym kraju. Kurtka nieco mi nasiąkła wodą, a włosy przykleiły się do czoła, ale nawet nie było mi szczególnie zimno. Mógłbym tak stać jeszcze długo, ale mimo wszystko ucieszyłem się, widząc naprzeciwko Thalię. Objąłem ją równie mocno, ciesząc się, że nic jej nie jest – a już wkrótce, choć jeszcze o tym nie wiedziała, miało jej być jeszcze lepiej. Przyjemnie odgrywało się rolę posłańca dobrych wiadomości i mogłem mieć tylko nadzieję, że takich miłych chwil będzie w naszym życiu coraz więcej.
2/3 kwietnia | Y.Baudelaire, M.Carrington, C.Lovegood | Salon
List dostał w południe, od razu zerwał się do Doliny, a po spotkaniu zabrał ją prosto tutaj, podróż trwała naprawdę długo. Zamarł w pół kroku, słysząc głos Thalii, oglądając się na nią przez ramię - spoglądając na nią w pół przepraszająco, a w pół błagalnie, po czym nerwowo odnalazł wzrokiem profil Celine, zastanawiając się, czy dosłyszała w tych słowach coś alarmującego. Nie powiedział jej o tym, co się wydarzyło. Co działo się z nim. Wstydził się tego, to oczywiste, co pomyślałaby o złodzieju? Ale nie chciał też, żeby martwiła się bez potrzeby. Musiała odpocząć.
3 kwietnia | Aurelia Moore | Sunderland Port
Ucieszyła się na list od Thalii, była u nich naprawdę krótko jednak zdążyła ją polubić. A teraz gdy dostała taką propozycję do wspólnej pomocy, nie mogła odmówić, z resztą rzadko kiedy odmawiała komukolwiek no chyba, że sytuacja zagrażała jej życiu i zdrowiu, wtedy to już całkowicie inna historia. Albo ktoś po prostu był burakiem i nie umiał się zachować w obecności kobiety, nie wspominając o tym, że nie jest czystej krwi.
3 kwietnia | Hector Vale | Gabinet Hectora
Nie sądziła, że kiedykolwiek przekroczy próg tego miejsca w sprawie, która nie była przyjacielską wizytą. Albo wizytą w kwestii sprzedaży. Albo…w sumie w takiej, która nie była taką, z którą dziś przyszła. Uważała, że przecież wszystko było w porządku, nie powinna się przecież zmieniać, bycie innym to nic problematycznego, a ona…a ona chyba powinna mieć chęć jakiegoś samodoskonalenia się czy czegoś innego. Albo powinna być, tyle że dłonie zawsze piekły nieco dłużej po wszystkich bójkach. Spojrzenia przyjaciół zawsze bolały nieco bardziej. A ona…chyba była już powoli zmęczona. Nie miała nawet pojęcia, czy to wina była ze strony klątwy, czy może chodziło to o coś innego? Czuła się czasem, jakby myśli przypominały grupę walczących ze sobą smoków, z których każdy jeden chciał zaatakować drugiego, wygryźć go i pociągnąć za sobą. I wszystko jakby zawsze płonęło. Nie chciała jednak w taki sposób opisywać swoich myśli, bo Hector pewnie jeszcze napisze jej jakąś dziwną historię i tyle będzie z tej pomocy.
4 kwietnia | Czkawka | Teatr cieni
Wir barw przyprawiłby ją o mdłości gdyby to był pierwszy raz w którym jakkolwiek miała radzić sobie z brakiem balansu i rozmywającą się okolicą. Na całe szczęście nie było tu liny, której puszczenie się oznaczało śmierć, ale z drugiej strony wiele by dała za jakiś punkt odniesienia, gdzie wszystko się kończyło. Nie rozumiała nawet, co dokładnie się dzieję, niemal kuląc się w tym wszystkim, ale nagle okazywało się, że granica pomiędzy jej ciałem a tym, co dzieje się dookoła nagle przestała istnieć i wszystko było absolutną niewiadomą. A dopiero potem cała ta pustka postanowiła ją wypluć, sprawiając, że niczym w teleportacji wylądowała na drewnianych, zakurzonych deskach.
5 kwietnia | Sebastian Bartius | Pokój Sebastiana
Chyba powinna usiąść sobie gdzieś na spokojnie, zastanawiając się, co w jej życiu nagle robiło tyle wilkołaków. Nie, żeby kogoś winiła za noszenie futerkowej klątwy, ale miała wrażenie że chyba wydziela jakieś feromony że tyle ich się zgromadziła. A może po prostu wilkołaki lubiły zapach morza i ryb? Nie wiedziała, może jakby usiadła z Garrym, zrobić jakąś ankietę i dowiedzieć się, jak ułatwić życie wilkołakom. Czy miała im jakkolwiek i kiedykolwiek pomóc? Wydawało się, że nie ma na to najmniejszych szans, ale kto jak nie ona? Zresztą, obiecała wyraźnie Michaelowi, więc nie byłoby fair, gdyby teraz miała nie dotrzymać tej obietnicy również wobec swoich przyjaciół jak i rodziny. Zwłaszcza, że ojciec wydawał się zaakceptować swój stan, to nie znaczyło, że musiał jakkolwiek cierpieć.
5 kwietnia | Florean Fortescue, Castor Sprout | Leeds
Obiecałem sobie, że przestanę brać udział w podobnych akcjach. Przez ostatnie miesiące uświadomiłem sobie, że już nie jestem w stanie oddać wojnie tak wiele jak wcześniej. A oddałem wszystko: pracę, dom, majątek, bezpieczeństwo, prywatność. Mam wrażenie, że sięgnąłem przysłowiowego dna, co zrozumiałem wraz z nadejściem kwietnia i rzekomą śmiercią. Miałem dwie opcje: leżeć tam dalej i obserwować jak marnuję swoje życie albo podjąć konkretne działania. Postanowiłem wybrać ten drugi wariant, a w moim rozumieniu konkretne działania ograniczały się do znalezienia pracy i normalnego miejsca zamieszkania – nie włamywanie się do domu pracownika Ministerstwa. A jednak nie potrafiłem odmówić Thalii pomocy.
6 kwietnia | Roratio Prewett | Wyspa Achill
Ostatnie miesiące spędzone za biurkiem pod nawałem dokumentów, rozliczeń i zestawień sprawiły, że Roratio poświęcał znacznie mniej czasu swoim eskapadom niżby tego chciał. Ograniczał się jedynie do rutynowych treningów w pobliżu Weymouth. Teraz jednak postanowił nadrobić swoje zaległości. O wyspie Achill, a dokładniej o Klifie Zdobywców słyszał już wcześniej i od dawna chciał się z nim zmierzyć - naturalnie trzymając resztę rodziny w niewiedzy. Roratio kochał ich całym sercem i byłby zdolny zrobić dla nich naprawdę wszystko, ale zdawał sobie również sprawę, że nie jest przez nich rozumiany, nie w pełni i mimo tego co mówią, nie do końca darzą go pełnym zaufaniem. Dlatego podobne wycieczki urządzał sobie gdzieś poza ich zasięgiem bo jak to mówiło stare, ale mądre porzekadło: czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
6 kwietnia | Laurence Morrow | Ognisko przed wagonem
Niemniej jednak, nie miał najmniejszego pojęcia, jak lepiej ująć w słowa coś, czego właściwie nie mógł zapisać inaczej niż pod postacią enigmatycznych ogólników. W takiej więc formie wysłał list, niecierpliwie wyglądając odpowiedzi. Potrzebował kogoś... kogoś takiego jak Thalia, doświadczonego w szwindlach, obytego z kreowaniem rzeczywistości z korzyścią dla siebie, mającego swoje za uszami, odznaczającego się inteligencją sprytu. Ilekroć nie rozważał opcji, które mu zostały, niezmiennie odnosił wrażenie, że coś mu umyka; że nie jest w stanie dostrzec wszystkich czekających na niego zagrożeń. Był analitykiem, ale brakowało mu wystarczająco rozwiniętej przebiegłości.
7 kwietnia | Wątek grupowy | Ratusz
Pojawił się w ratuszu znacznie wcześniej, na dobrą godzinę przed planowanym rozpoczęciem spotkania, z jednej strony – chcąc wszystko przygotować, z drugiej – nie potrafiąc usiedzieć w miejscu. Ostatnie tygodnie zalały go natłokiem spraw, które nie pozwalały mu zmrużyć oka; martwił się – o przyjaciół, z którymi stracił kontakt, o Hannah (nie znosił świadomości, że znajdowała się tak daleko – zbyt daleko, by w razie czego był w stanie błyskawicznie do niej dotrzeć), o ludzi uwięzionych w obozowisku w okolicach Elkstone, o dziewczynę, której obiecał pomoc, wreszcie: o grupę lotników, która trafiła pod jego skrzydła, niektórych zdecydowanie za młodych, młodszych nawet od Aidana. Otrzymany od lorda Longbottoma kredyt zaufania napełniał go dumą, jednocześnie ciążąc na barkach jak wypełniony ołowiem plecak; brakowało mu spotkań Zakonu, rozmów z przyjaciółmi, z sojusznikami – poczucia, że nie był w tym wszystkim sam, że wszyscy wciąż walczyli razem.
8 kwietnia | Alfie Summers | Tereny wokół Doliny Godryka
Jeden za drugim, przemierzała las biegnąc gdzieś przed siebie. Gotowa była zareagować w każdej chwili gdyby coś na nią wyskoczyło, wybierając w miarę bezpieczniejsze tereny dla swoich treningów…ale nie mogła się zaniedbać. Musiała ćwiczyć, robiąc co tylko możliwe kiedy zbierała się do pracy, a pozostawanie na lądzie nie służyło absolutnie żadnemu marynarzowi. Możliwe też, że po prostu potrzebowała czasem zmiany scenerii albo zrobić co tylko jej się wymarzy. Stres przekuwała w agresję albo…inne bardziej fizyczne działania. Ponieważ to drugie jednak odpadało, musiała się jakoś skupić na ćwiczeniach. I ewentualnej próbie dania komuś w nos, jeżeli tylko na to mogła liczyć. Dlatego kiedy tak przemierzała przez całą przestrzeń, rozważała wszystko, dobre, złe, próbowała od siebie odsunąć wszystkie myśli. Albo znaleźć rozwiązanie którego nie było. Albo jakkolwiek przygotować się do tego, że jej życie miało dalej być popaprane i nie było czasu na to, aby je jakkolwiek naprawić.
9 kwietnia | Wątek grupowy | Senna Dolina
Senna Dolina była miejscem, którym uciekali pokrzywdzeni przez wojnę. Mogli się na chwilę schronić, przegrupować siły i ruszać dalej ku ziemiom Sojuszu. Niestety, Szmalcownicy dość szybko się zorientowali jak sytuacja wygląda więc wkroczyli do akcji i przejęli teren. Teraz zajmowali się przechwytywaniem uciekinierów przekazując ich w ręce Rycerzy Walpurgii. Wtedy ślad się urywał. Wiele istnień z tego powodu ucierpiało więc musieli działać sprawnie, ale sam Grey wiedział, że bez odpowiedniego przygotowania więcej stracą niż zyskają.
9 kwietnia | Cillian Macnair | Tawerna "Przystań Jane"
Dziś jednak miała spotkać się z kimś, przy kim ostrożna musiała być – nie na tyle, aby nie pokazać się publicznie, bo czym w końcu nie było spotkanie dwóch znajomych, w kulturalnej atmosferze, w miejscu gdzie nikt na nich uwagi nie zwróci? Wiedziała, że interesów dziś ubijać nie będą (chyba że…), pytanie więc było jak mocno uda się jej rozwiązać język Rossa i czego może się dowiedzieć, czego jeszcze nie wie. Tęczówki na nowo błysnęły kiedy poruszyła głową w półmroku, zerkając na zegar. Jeżeli frajer nie zaspał, to powinien być całkiem niebawem.
10 kwietnia | Rhennard Abbott | Dzikie wybrzeże
Zobaczył ją stojącą u brzegu klifu, podobnie jak jego - targał nią wiatr, włosy szarpiąc na myśl niegasnącego ognia. Z tej perspektywy wskazywała mu drogę do siebie, do zadania, którego oboje mieli się podjąć, niczym latarnia wskazująca podróżnym drogę do bezpiecznego gruntu, pewnego. Sam fakt, że z podobnymi informacjami udała się do niego sprawiał, że startowała w jego hierarchii zaufania z dobrej pozycji; że miała serce walczące o dobro w każdej postaci. Z drugiej strony - jej listy i sylwetka w miejscu spotkania mogły okazać się zwykłą podpuchą i zwabieniem w odludny zakątek Anglii, gdzie sprytnie ukryty czarodziej, z którym Rhennard miał na pieńku, zwyczajnie zaatakuje i wywiąże się walka, z której mógłby nie wyjść żywy. Ryzykował. Ale wiedział też, że jeśli nie zaryzykuje, znikacze, które miały zostać przeszmuglowane w jednym z przemytniczych statków, będą śniły mu się po nocach, będzie myślał o tym, że pozwolił sobie na tak bezczelne i prostackie odpuszczenie walki o sprawiedliwość dla tych, na których tak mu zależało.
13 kwietnia | Elroy Greengrass | Miasteczko Bakewell
Zacisnął jednak szczękę mocniej, mrużąc wzrok, kiedy strażnik również odsuwał się od celi i oddalał z zasięgu wzroku. Zacisnął pięści, z trudem powstrzymując się przed kopnięciem czegokolwiek, co znajdywało się w zasięgu jego stopy, powoli jednak odwracając się w stronę swoich współwięźniów. Skrzywił się, widząc brud i kurz, kałuże czegoś co miał nadzieję było zwyczajnie pozostałością po przecieku w dachu, i słysząc ciche popiskiwanie. Szczury. Doskonale. Cieszył się, że chociaż jego strój mógł go w minimalny sposób ochronić przed potencjalnym ugryzieniem rozzłoszczonego i chorego szczura lub współwięźnia - niektórzy wyglądali na zmartwionych, inni na ludzi siedzących tutaj nie pierwszy raz, a jeszcze inni na tych, którzy w ogóle nie przejmowali się swoją sytuacją.
14 kwietnia | Elric Lovegood | Pub "Ostatnia kropla"
Lav była taka, zupełnie roztrzepana dziewczyna, ale za to jaka pełna życia! Może musiał przyznać, że w szkole czasami potrafiła go wkurzyć, przyczepić się, kiedy akurat próbował oczarować jakąś koleżankę przed weekendowymi wypadami do Hogsmeade, ale nigdy nie widział w niej niedogodności. Była po prostu sobą, cholernie sympatyczną kiedy tego chciała. I zupełnie szczerą w tym co mówi i robi.
15 kwietnia | Kerstin Tonks | Schody na zaplecze
Szuranie skrzyni zapowiadało jej przybycie o wiele wcześniej, niż można było ją dostrzec. Chociaż na miejscu mogła dostarczyć wszystko za pomocą zaklęć, prawda była jednak taka, że lubiła też sobie nieco poćwiczyć przy przenoszeniu. W takich wypadkach łatwo było jej ćwiczyć kiedy nie była na statku, a kiedy ćwiczyła, jej ciało nie więdło i nie miała też problemów z powrotem do cięższych zadań. Mimo wszystko ostrożnie też postępowała ze wszystkim, co znajdowało się w skrzyniach, bo mimo tego, że były to głównie bandaże i leki, nie rzucała towarem jak ziołami w lokalnym sklepie gdzie właściciel patrzy na ciebie jakby robił wielką łaskę że cokolwiek ci sprzedaje.
17 kwietnia | Anthony Macmillan| Kuchnia
Do pomieszczenia wpadł tak, jakby chciał za wszelką cenę zatrzymać Thalię choćby na pięć minut. Wiedział, że mogła zniknąć w każdej chwili i że mógł się o niewiele spóźnić. Potrzebował zamienić z nią kilka zdań, a przede wszystkim zapytać czy wciąż odpowiadało jej to co robiła dla Kornwalii i pozostałych hrabstw. Nie chciał tracić osób, które mogłyby pomóc biednym i potrzebującym. Nie zdążył powiedzieć czegokolwiek, bo oko okazało się szybsze od ust. Zobaczył jak skrzynia pada, następnie usłyszał przekleństwo, żeby na końcu (choć z dużym opóźnieniem) dojrzeć to, co stało się z dłonią. Nie był magimedykiem, żeby zareagować bardziej profesjonalnie niż mówiąc:
24 kwietnia | Michael Tonks | Las
Z drugiej strony, zaczęło do niego docierać, że w przypadku ich klątwy to nie wiek, a doświadczenie - i samozaparcie w pracy nad sobą - mają większe znaczenie. Niektórzy tracili nadzieję, że kiedykolwiek zapamiętają cokolwiek z nocy gdy księżyc stał w pełni. Też kiedyś poddał się zwątpieniu, ale pamiętał przecież coraz więcej, coraz częściej walcząc o własną świadomość - i nikomu nie zwierzając się z tego, jak bardzo to bolało. Thalia pewnie spróbowałaby zrozumieć, ale nie był gotowy. Mozolnie wypracowane postępy i jeszcze częstsze wątpliwości były na razie tylko jego - i może dlatego czuł się trochę niezręcznie z myślą, że niewykluczone, że będzie musiał dziś sięgnąć do własnego prywatnego doświadczenia aby przekonać innego wilkołaka do ucieczki. Że będzie musiał dać mu nadzieję bez pokrycia - planowana kryjówka w Dorset nie była jeszcze gotowa i nie była nawet pewna.
KIEDY? | Heath Macmillan | Mokradło
Po parunastu minutach i ta zabawa mu się znudziła. Zamiast jednak porzucić niebezpieczną zabawę skomplikował ją jeszcze bardziej i do samego slalomu dodał jeszcze jakieś korkociągi i gwałtowne nurkowanie z odbiciem tuż przy ziemi. Jego opiekunka oczywiście wzniosła dość głośny sprzeciw przeciwko takiej zabawie, ale Heath któremu wiatr świszczał w uszach albo go nie słyszał, albo też nie chciał słyszeć. Poza tym wcale nie miał zamiaru przerywać tak fajnej zabawy, co to, to nie.
25 kwietnia | Michael Tonks | Boltby
Miał niewiele czasu, nie zdąży nałożyć żadnej z bardziej skomplikowanych pułapek - ale zaczął tkać zabezpieczenie oparte na urokach, zwabiające z okolicznych dziupli najbliższego bogina. Odwrócił wzrok, by samemu nie paść ofiarą stwora, a potem związał go magią z polaną i ścieżką - tak, by wyskoczył wprost na przejeżdżający konwój.
Po Sennej Dolinie | Yvette Baudelair | Salon
Nikt nie znosił dobrze bezsilności. Niemoc umysłu, czy ciała, ta zesłana przez los - każda tak samo okrutnie bezczelna. Thalia była silna. Najpewniej była najsilniejszą osobą jaką blondynka znała. Zobaczenie jej więc w takim stanie było bardziej niż niepokojące. Krew w jej żyłach zamieniła się w lód, a na karku poczuła zimny pot. Ich przyjaźń była jej droga, choć nie zawsze łatwa. Różniły się. W niektórych kwestiach jak ogień i woda. Bez względu na to jednak Thalia bliższa określeniu jej mianem "siostry", aniżeli Estelle, która zapewne już dawno przeklęła jej istnienie. Nie potrafiła sobie wyobrazić więc co by było, gdyby Thalia pewnego dnia po prostu nie wróciła, albo gdyby blondynka nie byłaby w stanie jej pomóc.
10 maja | Rhennard Abbott | Rozlewisko
Wiedział już, że nieopodal rozlewiska stało kilka domów; autor mapy dodatkowo zaznaczył na niej tory kolejowe ciągnące się na północ kraju. Może teraz były nieczynne i żaden mugolski, stalowy wąż nie wypadnie na nich nagle, sycząc zaciekle. Nie miał ochoty na bronienie się przed jakimkolwiek stworem, a już na pewno nie tych rozmiarów. Różdżka jednak wygodnie leżała na swoim miejscu, w kieszeni spodni, na której marszczyła się lekko robocza, ciemnobrązowa, ale gustowna kamizelka. Było ciepło.
13 maja | Olivier Summers | Rhyl
Wpatrywała się w kartkę, marszcząc brwi kiedy próbowała rozpoznać mało charakterystyczne pismo osoby, która na szybko zaczęła spisywać lokale. Może to kwestia bycia wybredną, może to jednak chodziło o to, że raczej mało kiedy spotykała lokalną osobę, siedzącą w tym miejscu bardzo długo, która jednak pamiętała dokładnie, że nie wszyscy znają jej pismo. Burcząc cicho pod nosem, skręciła w ulicę, dopiero po chwili orientując się, że to jednak nie to miejsce, a jednak następna uliczka. Zaklęła cicho pod nosem, obracając się gwałtownie, co skończyło się na tym, że wpadła na kogoś – w pierwszej chwili nie wiedząc nawet na kogo, dopiero po chwili krzywiąc się znacząco na głośny dźwięk metalowych prętów, które odbijały się od miejskiego bruku.
3 czerwca | Elric Lovegood | Sypialnia Elrica
Nie spodziewał się odpowiedzi tak szybko - bo była błyskawiczna nawet jak na Thalię. Skrobiąc pospieszne słowa granatowym atramentem na urywku pergaminu obawiał się, czy Vincent zastanie kobietę poza domem - gdzieś na morzu, na statku, gdzie nigdy nie zdołałby jej znaleźć. Musiałby się zamartwiać tym, kiedy wróci, w jakim stanie wróci - i czy zdążą się jeszcze zobaczyć. Nie wiedział, nigdy nie był w stu procentach pewien, ale starał się zachować spokój i jasny umysł, bo to była najlepsza droga do zrozumienia. Przekonał się już nie raz co przychodzi z bezowocnego strachu okraszonego bezczynnością. Thalia przyjdzie. Przyjdzie, bo los tak chciał, że akurat była pod ręką, odebrała list wprost ze szponów sowy, właściwie już teleportowała się do Doliny.
21 czerwca | Event | Bagna Brenyn
Sięgnęła po wręczony jej przez dziewczynę wianek, uśmiechając się kiedy białe lilaki, zawilce oraz róże uwieńczyły jej czerwone, wygładzone dziś włosy. Umalowała się nawet, chociaż wykorzystała do tego pomoc innych, tak by nie wyszło wulgarnie ale raczej delikatnie – chciała w końcu nieco wyglądać, nie chcąc narażać się na kolejne komentarze. Nawet jeżeli i tak nic to nie miało dać. Pod szatą zaś znalazła się błękitna sukienka, prosta ale elegancka, dlatego że gotowa była zatańczyć gdyby taka okazja mogła się przytrafić. Rzeczy prywatne wcisnęła głęboko do kieszeni płaszcza albo wsunęła do wewnątrz, będąc przezorną i wydawało się, ubezpieczoną – w końcu mimo wszystko jej nieco paranoiczne podejście sprawiało, że obawiała się wszelkiego rodzaju kieszonkowców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
4 sierpnia wieczór | Gudrun Borgin | Opuszczona portiernia
Dwa lata. Gudrun nieśmiało obróciła tę liczbę w myślach. Koło może nawet ponad dwa lata. Przyglądnęła się z uwagą gęstniejącej z każdą minutą mgle, dusznej, mlecznobiałej, zaciskającej się wokół sylwetki Sylvii niczym wisielcza pętla. Długo - cisnęło się na usta. Zacisnęła je w wąską kreskę. Czemu, na Odyna? Nie jest to przecież zbytnio zaawansowana klątwa. Przez podróż? Brak funduszy? Kontaktów? Łagodnie przeniosła badawczy wzrok ze strzępów mgły na klientkę. Na pierwszy rzut oka nie wydawała się zaprawiona w boju i przezwyciężaniu piętrzących się bez końca życiowych trudności. A ty niby na taką wyglądasz? - zaraz zganiła się w myślach. Delikatnie zmrużyła oczy, na swój niezręczny sposób odwzajemniając blady uśmiech Moraine.
6 września popołudnie | Maisie Moore | Menażeria Woolmanów
Zachęciła ją jednak, żeby gdzieś usiadła. Herbaty aktualnie nie miała, bo nie było ją na nią stać, więc mogła zaproponować co najwyżej wodę. Może jak następnym razie będzie w lesie powinna się rozejrzeć za jakimiś ziołami do parzenia w ramach zamiennika herbaty, babcia nauczyła ją kiedyś rozpoznawać te najbardziej podstawowe rośliny, które znali także mugole, a i w Hogwarcie co nieco się nauczyła przez te pięć lat, które dane jej było tam spędzić. Ale bezpośrednio po tamtej nocy wolała nic nie zbierać w obawie przed szkodliwym pyłem, choć może do tej pory deszcz zdążył już go zmyć z roślin?
14 października popołudnie | Wątek grupowy | Pawilon różności
– Już tu jedzie! Zaraz będzie! – krzyknął właściciel straganu ze zbożowymi ciastkami, a gdy zauważył odchodzącą Maisie, zaraz złapał ją pod ramię, uśmiechnął się szeroko i serdecznie i pociągnął ją wraz z nurtem ludzi zmierzających w stronę stolików przy których siedzieli już Vincent, Maeve i Thalia. Pozostawione za plecami stoisko przejęła jego matka. – Mistrz cukiernictwa we własnej osobie! Słyszałaś o mistrzu Scarpellim, młoda damo? – zagadnął Maisie, kompletnie nieświadomy jej drobnej kradzieży, ale za to wyraźnie nakręcony na rozpowiadanie o tajemniczym mistrzu, bez względu na to, czy ktoś chciał go słuchać, czy nie.
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Thalia Wellers
Szybka odpowiedź