Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki
Francja, 25.11 – 27.11.1957
AutorWiadomość
Cillian Macnair & Sigrun Rookwood; krótki wyjazd w celu finalizacji zakupu magicznych stworzeń
opłacone
I show not your face but your heart's desire
Zgodnie z tym, co powiedział Sigrun, potrzebował tygodnia, aby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Zaplanowanie podobnego wyjazdu, mimo wszystko nie było tak łatwe, zwłaszcza teraz, kiedy zdecydowanie mniej statków kursowało swobodnie między Anglią, a Francją. Dodatkowo zgranie wszystkich osób, które musieli odwiedzić, by zabrać zwierzęta też sprawiło minimum problemów. Jednak wiedział, jak rozwiązać podobne kłopoty, usunąć przeszkody z drogi. Wystarczyło trochę słodkiej melodii pieniądza oraz odpowiedniego sposobu przekonania, gdy pierwsze z niepojętych dla niego powodów, zawodziło. Francja przywitała ich zdecydowanie przyjemniejszą pogodą niż ta, która obecnie panowała na Wyspach Brytyjskich. Zima nie była jego ulubioną porą, zbyt niskie temperatury wywoływały niechęć przed opuszczeniem ciepłych ścian. Teraz jednak nie miał czasu na marudzenie i wybrzydzanie, czas leciał, a żadne z nich nie mogło sobie pozwolić na zbyt długie wakacje poza granicami Anglii. W pierwszej kolejności odwiedzili najbardziej pewne miejsca, hodowców, których sam znał i z którymi dobił targu jeszcze zanim zawitał u Sigrun. Stamtąd właśnie odebrali cztery koty. Dwie ledwie dwuletnie sztuki, co oznaczało, że do dorosłości brakowało im niewiele. To właśnie go przekonało, ten idealny przełom między kociakiem a dojrzałym przedstawicielem gatunku. Kolejne dwie już trzyletnie, syczące, kiedy podchodzili do klatek, jak typowe matagoty, gdy obok pojawiał się ktoś obcy, a one znajdowały się w potrzasku.
Nie brał niczego z przypadku, nie wybierał na chybił trafił. Ilość sztuk, które mieli dziś zebrać, każdemu, kto chociaż trochę znał się na zwierzętach, mówił jedno... stworzą stado, grupę w której utworzy się hierarchia. Dlatego właśnie chciał wiekowo różne, bo ten najstarszy kot, w którym pokładał nadzieję do bycia liderem, czekał jeszcze na odbiór.
- Teraz najlepsze.- mruknął do kuzynki, kiedy dotarli do kolejnego miejsca, lecz musieli chwilę poczekać na czarodzieja, który był właścicielem zwierząt. Ów hodowca był już kontaktem Rookwood, stąd Macnair tym bardziej cieszył się w duchu, że postanowił tydzień temu porozmawiać z Sig. Podszedł do dwóch klatek, stojących tuż przy budynku i osłoniętych materiałem.- Jeden z nich, wyszedł najdroższy ze wszystkich, ale jeśli nie zawiedzie oczekiwań, będzie najlepszym.- podjął, odchylając płachtę, aby zerknąć do wnętrza każdej. Odsłonił tą o którą mu chodziło.- Wszystkie, które sprowadzimy do kraju, są z czysto francuskiej linii, ale ten tu kociak, ma domieszkę zagraniczną. Do pierwszego roku życia, była określana jako albinoska, a później ściemniała. Został jednak paskudny charakter i wyższa zaciekłość, gdy zostanie sprowokowana.- wyjaśnił, kiedy z wnętrza klatki dobył się niski syk, a chwilę później przy kratach zamajaczył bardziej szary niż czarny pyszczek matagota. Spojrzał na Sigrun, ciekaw jej reakcji, nawet jeśli miałaby być znikoma.- Co sądzisz? - spytał od tak, skoro jeszcze chwilę musieli czekać.
Nie brał niczego z przypadku, nie wybierał na chybił trafił. Ilość sztuk, które mieli dziś zebrać, każdemu, kto chociaż trochę znał się na zwierzętach, mówił jedno... stworzą stado, grupę w której utworzy się hierarchia. Dlatego właśnie chciał wiekowo różne, bo ten najstarszy kot, w którym pokładał nadzieję do bycia liderem, czekał jeszcze na odbiór.
- Teraz najlepsze.- mruknął do kuzynki, kiedy dotarli do kolejnego miejsca, lecz musieli chwilę poczekać na czarodzieja, który był właścicielem zwierząt. Ów hodowca był już kontaktem Rookwood, stąd Macnair tym bardziej cieszył się w duchu, że postanowił tydzień temu porozmawiać z Sig. Podszedł do dwóch klatek, stojących tuż przy budynku i osłoniętych materiałem.- Jeden z nich, wyszedł najdroższy ze wszystkich, ale jeśli nie zawiedzie oczekiwań, będzie najlepszym.- podjął, odchylając płachtę, aby zerknąć do wnętrza każdej. Odsłonił tą o którą mu chodziło.- Wszystkie, które sprowadzimy do kraju, są z czysto francuskiej linii, ale ten tu kociak, ma domieszkę zagraniczną. Do pierwszego roku życia, była określana jako albinoska, a później ściemniała. Został jednak paskudny charakter i wyższa zaciekłość, gdy zostanie sprowokowana.- wyjaśnił, kiedy z wnętrza klatki dobył się niski syk, a chwilę później przy kratach zamajaczył bardziej szary niż czarny pyszczek matagota. Spojrzał na Sigrun, ciekaw jej reakcji, nawet jeśli miałaby być znikoma.- Co sądzisz? - spytał od tak, skoro jeszcze chwilę musieli czekać.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Organizację wyjazdu pozostawiła w rękach Cilliana. To w jego ręce wszak powierzono misję zdobycia matagotów, które miały posłużyć jako dodatkowa ochrona i zabezpieczenie w Ministerstwie Magii. Tak jak mu obiecała - jeszcze tego samego wieczoru, kiedy ją odwiedził, przesłała mu listę znanych sobie hodowców i treserów matagotów, z którymi sama się kontaktowała w sprawie tego jakiego otrzymała od Caelana Goyle. Później już tylko czekała aż poinformuje ją listownie o dokładniej dacie wyjazdu, miejscu i godzinie, gdzie miała się pojawić, by wyruszyć na południe. Teleportacja była wszak niemożliwa na tak dużą odległość i to za morzem. We wskazanej przez Macnaira przystani pojawiła się na czas i z zaledwie jedną torbą na ramieniu, lecz zaczarowaną - mieściła wszystko, co było jej potrzebne, choć i tak nie brała ze sobą wiele. Podróż miała być krótka, acz intensywna jak wynikało z listu spisanego przez krewniaka. Mieli sporo hodowców i miejsc do odwiedzenia.
Rzadko opuszczała Wielką Brytanię, po raz ostatni wyjeżdżała poza granicę przed trzema laty do Rumunii, we Francji zaś nie była nigdy. Inna niż wyspiarska pogoda nie zrobiła na niej dużego wrażenia - nie po rewolucjach jakie przeżyli dzięki zeszłorocznym, ciągłym anomaliom. Dziwny język Francuzów działał Sigrun jednak na nerwy, mało kto mówił po angielsku, nieustannie musiał towarzyszyć im tłumacz załatwiony przez Macnaira. Niechęć do tego, co obce i nieznane, przyćmiewała jednak ekscytacja ją czuła Rookwood, kiedy odwiedzali kolejne miejsca i pokazywano im matagoty. Odbierając klatki od zaufanych hodowców nawet tego nie ukrywała, choć każdemu okazowi musiała przyjrzeć się dokładnie, przejrzeć papiery - potrzebowali wyłącznie silnych i zdrowych osobników.
Drugiego dnia odwiedzili zaś hodowlę o której usłyszała ona sama - należała do czarodzieja o imieniu Philippe Arnauda, który sprzedawał ponoć matagoty samemu francuskiemu Ministerstwu Magii. Przynajmniej takie krążyły pogłoski z zaufanego źródła; rozumiała jednak, że może go obowiązywać umowa poufności, nie zdradzi im o tym więc wiele. Mieli jednak zasobne sakiewki, zaprowadzono ich więc do klatek, w których mogli obejrzeć proponowane matagoty. Sigrun podążyła śladem Cilliana, gdy zbliżył się do jednej z nich i odsłonił młodą samicę, której sierść jeżyła się na karku. Gdyby tylko klatka została uchylona, mogliby nie wyjść z stąd żywi.
- Dobrze, że nie okazała się mimo wszystko albinosem - mruknęła Sigrun, przyglądając się uważnie kocicy. Przykucnęła blisko klatki, splótłszy przed sobą dłonie i zawiesiła badawczy wzrok na błękitnych, dużych oczach matagota, w których czaił się gniew i niechęć. - Cóż to za domieszka zagraniczna? Skąd są rodzice? - spytała z ciekawością, nie unosząc wzroku na kuzyna. Jeśli mieli wydać na nią sporo galeonów z Ministerstwa Magii, musieli wiedzieć o niej wszystko.
Rzadko opuszczała Wielką Brytanię, po raz ostatni wyjeżdżała poza granicę przed trzema laty do Rumunii, we Francji zaś nie była nigdy. Inna niż wyspiarska pogoda nie zrobiła na niej dużego wrażenia - nie po rewolucjach jakie przeżyli dzięki zeszłorocznym, ciągłym anomaliom. Dziwny język Francuzów działał Sigrun jednak na nerwy, mało kto mówił po angielsku, nieustannie musiał towarzyszyć im tłumacz załatwiony przez Macnaira. Niechęć do tego, co obce i nieznane, przyćmiewała jednak ekscytacja ją czuła Rookwood, kiedy odwiedzali kolejne miejsca i pokazywano im matagoty. Odbierając klatki od zaufanych hodowców nawet tego nie ukrywała, choć każdemu okazowi musiała przyjrzeć się dokładnie, przejrzeć papiery - potrzebowali wyłącznie silnych i zdrowych osobników.
Drugiego dnia odwiedzili zaś hodowlę o której usłyszała ona sama - należała do czarodzieja o imieniu Philippe Arnauda, który sprzedawał ponoć matagoty samemu francuskiemu Ministerstwu Magii. Przynajmniej takie krążyły pogłoski z zaufanego źródła; rozumiała jednak, że może go obowiązywać umowa poufności, nie zdradzi im o tym więc wiele. Mieli jednak zasobne sakiewki, zaprowadzono ich więc do klatek, w których mogli obejrzeć proponowane matagoty. Sigrun podążyła śladem Cilliana, gdy zbliżył się do jednej z nich i odsłonił młodą samicę, której sierść jeżyła się na karku. Gdyby tylko klatka została uchylona, mogliby nie wyjść z stąd żywi.
- Dobrze, że nie okazała się mimo wszystko albinosem - mruknęła Sigrun, przyglądając się uważnie kocicy. Przykucnęła blisko klatki, splótłszy przed sobą dłonie i zawiesiła badawczy wzrok na błękitnych, dużych oczach matagota, w których czaił się gniew i niechęć. - Cóż to za domieszka zagraniczna? Skąd są rodzice? - spytała z ciekawością, nie unosząc wzroku na kuzyna. Jeśli mieli wydać na nią sporo galeonów z Ministerstwa Magii, musieli wiedzieć o niej wszystko.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Nigdy nie czuł się źle w obcym kraju, ignorując bariery językowe i wszelkie niedogodności, związane z tym. Przywykł dawno do tego, do problemów z jakimi przychodziło mierzyć mu się na nieznanym terenie. Zdawało mu się to wręcz naturalne, oczywiste i zwyczajne. Odwiedzając różne miejsca, szukając najlepszych towarów żywych i martwych, nauczył się działać w każdych warunkach. Obecność tłumacza dla wielu drażniąca była mu prawie niezauważalna, a odpowiednio zachęcony, miał zapomnieć o wszystkim, co przyszłoby mu słyszeć. To nie było nic nowego, zawsze ta sama zasada na którą zwykle naciskał, nie chcąc, aby pozostawał ślad interesów, które dogadywał.
To co robili drugi dzień z rzędu, było na szczęście zwykłym finalizowaniem. Wszystkie szczegóły były dogadane, wystarczyło obejrzeć zwierzęta, potwierdzić zgodność, a później zniknąć pozbywając się kolejnych galeonów. Pomoc Sigrun ułatwiała i usprawniała, nawet jeśli nie okazywał tego zbytnio. Miała wiedzę, której nie zamierzał jej odejmować ani podważać. Dzięki temu działali sprawnie, gdy jedno oglądało zwierzę, a drugie sprawdzało papiery, upewniając się w zgodności. Póki co, obywało się bez kłopotów i miał nadzieję, że będzie tak również później.
Skupiając błękitne tęczówki na kryjącym się w klatce matagocie, zauważał drobne różnice między francuską linią a tą zagraniczną, której nie brakowało tej konkretnej sztuce.
- Gdyby była albinosem, jej wartość byłaby zerowa. Stałaby się ślepia i zbyt słaba, aby mogła być pożyteczna.- dowiedział się tego parę dni temu i było to istotnym faktem. Albinizm nie u wszystkich zwierząt oznaczał to samo, lecz u tych kociaków, dyskwalifikował całkowicie. Obserwował z uwagą kuzynkę, gdy zbliżyła się do klatki. Zwierzę w środku wydało z siebie głośniejszy syk, a po drzwiczkach klatki prześlizgnęły się ostre pazury.- Wschodnia krew. Kocur to Francuz, kocica to już w połowie Rosjanka.- ciekawiło go to połączenie, dotąd słyszał tylko o Francji, jako kraju pochodzenia matagotów, lecz najwyraźniej było tego więcej, ale zdecydowanie trudniejsze do znalezienia i dostania.- Koty z tą domieszką, mają większy potencjał.- dodał, chociaż wątpił, aby musiał to wyjaśniać. Kotka okazywała to w każdej chwili, taktując ich, jak zagrożenie i próbując przegonić, póki oddzielały ich kraty. Nie chciał myśleć, co byłoby, gdyby jakimś sposobem wydostała się. Matagoty same w sobie były niebezpieczne, lecz ta, zdawała się groźniejsza.
Obejrzał się przez ramię, kiedy dotarł do niego męski głos. Arnaud, jako jeden z niewielu odezwał się znośnym angielskim, bez łamania go mocno.
- Przepraszam, że musieli Państwo czekać.- uścisnął dłoń Macnaira, przenosząc swą uwagę na Rookwood. W ręce trzymał dokumenty zwierzęcia, które po chwili wyciągnął w ich stronę.- Mam nadzieję, że spełnia oczekiwania? Będzie waleczna.- zapowiedział od razu, stając przy blondynce, gdy ta przyglądała się matagotowi. Widać było, że liczył na sprzedaż.
To co robili drugi dzień z rzędu, było na szczęście zwykłym finalizowaniem. Wszystkie szczegóły były dogadane, wystarczyło obejrzeć zwierzęta, potwierdzić zgodność, a później zniknąć pozbywając się kolejnych galeonów. Pomoc Sigrun ułatwiała i usprawniała, nawet jeśli nie okazywał tego zbytnio. Miała wiedzę, której nie zamierzał jej odejmować ani podważać. Dzięki temu działali sprawnie, gdy jedno oglądało zwierzę, a drugie sprawdzało papiery, upewniając się w zgodności. Póki co, obywało się bez kłopotów i miał nadzieję, że będzie tak również później.
Skupiając błękitne tęczówki na kryjącym się w klatce matagocie, zauważał drobne różnice między francuską linią a tą zagraniczną, której nie brakowało tej konkretnej sztuce.
- Gdyby była albinosem, jej wartość byłaby zerowa. Stałaby się ślepia i zbyt słaba, aby mogła być pożyteczna.- dowiedział się tego parę dni temu i było to istotnym faktem. Albinizm nie u wszystkich zwierząt oznaczał to samo, lecz u tych kociaków, dyskwalifikował całkowicie. Obserwował z uwagą kuzynkę, gdy zbliżyła się do klatki. Zwierzę w środku wydało z siebie głośniejszy syk, a po drzwiczkach klatki prześlizgnęły się ostre pazury.- Wschodnia krew. Kocur to Francuz, kocica to już w połowie Rosjanka.- ciekawiło go to połączenie, dotąd słyszał tylko o Francji, jako kraju pochodzenia matagotów, lecz najwyraźniej było tego więcej, ale zdecydowanie trudniejsze do znalezienia i dostania.- Koty z tą domieszką, mają większy potencjał.- dodał, chociaż wątpił, aby musiał to wyjaśniać. Kotka okazywała to w każdej chwili, taktując ich, jak zagrożenie i próbując przegonić, póki oddzielały ich kraty. Nie chciał myśleć, co byłoby, gdyby jakimś sposobem wydostała się. Matagoty same w sobie były niebezpieczne, lecz ta, zdawała się groźniejsza.
Obejrzał się przez ramię, kiedy dotarł do niego męski głos. Arnaud, jako jeden z niewielu odezwał się znośnym angielskim, bez łamania go mocno.
- Przepraszam, że musieli Państwo czekać.- uścisnął dłoń Macnaira, przenosząc swą uwagę na Rookwood. W ręce trzymał dokumenty zwierzęcia, które po chwili wyciągnął w ich stronę.- Mam nadzieję, że spełnia oczekiwania? Będzie waleczna.- zapowiedział od razu, stając przy blondynce, gdy ta przyglądała się matagotowi. Widać było, że liczył na sprzedaż.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Sigrun Rookwood mogła się chyba określać mianem patriotki. Jej rodzina, której krew płynęła także w żyłach Cilliana dzięki matce, miała angielskie korzenie i od wieków zamieszkiwała tereny Yorkshire. Anglia ją wychowała i Sigrun czuła się do niej przywiązana. Nie potrzebowała żadnego innego miejsca, niż Harrogate i pobliskie Góry Pennińskie. Nie czuła też chęci podróżowania i wychylania nosa poza Wyspy Brytyjskie. Do Rumunii na ponad rok wyjechała z konieczności, nie ochoty, przez pracę. Z rozkoszą wróciła na angielską ziemię i nie żałowała tego ani przez chwilę. Francja, choć leżała zdecydowanie bliżej i na pewno mentalnością również była bliższa Anglikom, wciąż pozostawała dla niej obca - i dlatego Sigrun czuła się uprzedzona. Do ludzi, do jedzenia, do ich języka. Jedynie w hodowcach pokładała ufność, bo należało przyznać obiektywnie, że słynęli z najlepszych matagotów. Cillian dobrze przygotował się do tego wyjazdu. Zrobił odpowiedni rekonesans, to należało mu oddać. Wydawał się doskonale orientować gdzie i za ile dostaną jakie osobniki, znał ich cechy i rodowody; musiał kontaktować się ze wszystkimi listownie.
- W istocie. Muszę przyznać, że nie słyszałam o takim przypadku wśród matagotów, lecz taka genetyczna wada wskazywałaby na ich słabość - mruknęła Rookwood, przyznając Macnairowi rację; choć sądziła, że zdążyła się już o matagotach dowiedzieć naprawdę dużol, to nie wiedziała, że akurat w ich przypadku albinizm powodował całkowitą ślepotę. Nawet gdyby było inaczej, jeśli mogłyby widzieć mimo czerwonej barwy oczu i braku melatoniny w organizmie - to wciąż byłaby wybrakowana. Im zaś zależało wyłącznie na najlepszych okazach. Miały przysłużyć się wielkiej sprawie. Ministerstwo Magii nie mogło na tym oszczędzić. - Och, to interesujące - odparła, unosząc lekko brwi, kiedy Cillian opowiedział jej o pochodzeniu rodziców. - Rosjanie rzeczywiście mają temperament. Nasi przyjaciele - wyrzekła znacząco, myśląc, że Cillian pojmie kogo miała na myśli - wśród Rycerzy Walpurgii nie brakowało czarodziejów rosyjskiego pochodzenia - są dowodem, że krew rosyjskich magów jest naprawdę wartościowa. Oby tak było i z tą ślicznotką - dokonczyła, uśmiechając się drapieżnie; jednocześnie cieszyła się, że Mulciber i Vablatsky jednak nie słyszą, że porównała ich do matagotów... Choć biorąc pod uwagę podziw Rookwood dla tych zwierząt nie powinni mieć tego wiedźmie za złe.
Blondynka dźwignęła się z kucek, prostując dumnie, kiedy usłyszała męskie kroki i pojawił się przy nich starszy, elegancki czarodziej z plikiem dokumentów. Mówił po angielsku, choć w jego głosie wyraźnie słyszała francuski akcent,
- Jest piękna, rzeczywiście, ale czy tak szybka i silna jak mówią dokumenty? Istnieje opcja.. sprawdzenia tego? - spytała, chcąc, aby jej głos brzmiał neutralnie, nie prowokująco i wyciagnęła dłoń po papiery, by je przejrzeć.
- W istocie. Muszę przyznać, że nie słyszałam o takim przypadku wśród matagotów, lecz taka genetyczna wada wskazywałaby na ich słabość - mruknęła Rookwood, przyznając Macnairowi rację; choć sądziła, że zdążyła się już o matagotach dowiedzieć naprawdę dużol, to nie wiedziała, że akurat w ich przypadku albinizm powodował całkowitą ślepotę. Nawet gdyby było inaczej, jeśli mogłyby widzieć mimo czerwonej barwy oczu i braku melatoniny w organizmie - to wciąż byłaby wybrakowana. Im zaś zależało wyłącznie na najlepszych okazach. Miały przysłużyć się wielkiej sprawie. Ministerstwo Magii nie mogło na tym oszczędzić. - Och, to interesujące - odparła, unosząc lekko brwi, kiedy Cillian opowiedział jej o pochodzeniu rodziców. - Rosjanie rzeczywiście mają temperament. Nasi przyjaciele - wyrzekła znacząco, myśląc, że Cillian pojmie kogo miała na myśli - wśród Rycerzy Walpurgii nie brakowało czarodziejów rosyjskiego pochodzenia - są dowodem, że krew rosyjskich magów jest naprawdę wartościowa. Oby tak było i z tą ślicznotką - dokonczyła, uśmiechając się drapieżnie; jednocześnie cieszyła się, że Mulciber i Vablatsky jednak nie słyszą, że porównała ich do matagotów... Choć biorąc pod uwagę podziw Rookwood dla tych zwierząt nie powinni mieć tego wiedźmie za złe.
Blondynka dźwignęła się z kucek, prostując dumnie, kiedy usłyszała męskie kroki i pojawił się przy nich starszy, elegancki czarodziej z plikiem dokumentów. Mówił po angielsku, choć w jego głosie wyraźnie słyszała francuski akcent,
- Jest piękna, rzeczywiście, ale czy tak szybka i silna jak mówią dokumenty? Istnieje opcja.. sprawdzenia tego? - spytała, chcąc, aby jej głos brzmiał neutralnie, nie prowokująco i wyciagnęła dłoń po papiery, by je przejrzeć.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Lata pracy sprzyjały rozeznaniu, uczyły schematycznego działania, tam gdzie było to konieczne lub zwyczajnie wygodne. Z początku część pracy zrzucał na barki swego bliźniaka, który również nigdy nie zawodził, lecz od przeszło dziewięciu lat działał sam. Potrafił odnaleźć się w nieznanym otoczeniu, zaplanować krok po kroku wszystko, aby nie zachowywać się, jak dziecko we mgle, które nie ma pojęcia co robić. Czasami odpuszczał, lecz tylko kiedy miał dość czasu i wtedy podróżował samemu, ściągając ewentualne kłopoty na własny kark. Teraz wolał, aby wszystko szło według jego planu. Dlatego przez tydzień poza planowaniem, siedział nad informacjami oraz dokumentami, które trafiały do niego.
- Ponoć zdarza się bardzo rzadko i w zbyt bliskim krzyżowaniu.- interesował go ten fakt, ale raczej nie planował zagłębiać się bardziej w genetykę tych zwierząt. Wystarczyło mu, że zdrowe matagoty produkowały bardzo dużo melaniny i patrząc na ich czarne futerka, wydawało się to logiczne. Dwie sztuki z wczoraj były nawet idealnym przykładem wyjątkowo ciemnych kotów, niesamowicie wręcz czarnych. Zerkając na ciemno szarawą kocicę w klatce, był wręcz pewien, że mocno będzie od nich odstawać, ale nie przejmował się tym. W końcu dla zwierząt odmiany kolorystyczne nie miały większego znaczenia, nie były odrzucane z tak błahego powodu.
- Nie da się ukryć, że mają.- zgodził się z nią. Zerknął na kobietę z lekka dezaprobatą, gdy padło nasi przyjaciele. Wiedział do kogo piła i zdecydowanie nie określiłby tak Mulcibera, ale w ostatnim czasie nauczył się dławić cięte komentarze. Dlatego teraz też, nie padło z jego stroni nic kpiącego czy pogardliwego.- Jeśli będzie miała, chociaż odrobinę temperamentu równemu rosyjskim kobietom... każdy, kto wejdzie jej w drogę, będzie martwy.- prychnął, jednak nie podzielił się z tym, kogo miał na myśli. Pewne rzeczy wolał pozostawić w niedopowiedzeniach.
Kiedy dołączył do nich hodowca, skupił na nim swoją uwagę. Uniósł nieco brew, gdy mężczyzna, zamiast odpowiedzieć na pytanie Sigrun, spojrzał w jego stronę.- Nie radzę jej ignorować.- ostrzegł. Francuzi byli uciążliwi pod tym względem i zauważył to już wczoraj.
- Cieszy mnie to, co słyszę. Naturalnie można to sprawdzić, chociaż... - mężczyzna zawahał się wyraźnie i rozejrzał, jakby w poszukiwaniu czegoś konkretnego.- Skończyły nam się mniejsze zwierzęta na które mogłaby zapolować.- przyznał, zatrzymując zaraz spojrzenie na psie, który przypięty był do budy.
- Tylko spróbuj.- cień groźby zabrzmiał w głosie Macnaira. Nie chciał słyszeć pisku psa, a tym bardziej niezrozumiałych dla innych dźwięków, dla niego zaś układającego się w słowa.
- Proszę chwilę poczekać.- poprosił Arnaud, znikając im na moment z oczu. Parę minut później, klatka z matagotem postawiona została na specjalnym wybiegu i otwarta. Młoda kotka pokazała się w całej okazałości, wyjątkowo spokojna, gdy poczuła wolność, a przynajmniej póki do środka nie wrzucono sporej wielkości królika.
- Poradzi sobie z człowiekiem, jak nic.- mruknął, obserwując, jak szybko i bez problemu matagot rozprawił się z ofiarą. Żałował, że nie mogli tego zobaczyć w innej wersji, ale cóż nie ten kraj, by do wybiegu wrzucić mugola.- Cudowna.- szepnął pod nosem, zwłaszcza kiedy zwierzę uniosło łepek i odwróciło zakrwawiony pyszczek, oglądając się na nich. W czasie tego pokazu oceniał ruch i kondycję. Wyglądała na okaz zdrowia.
- Ponoć zdarza się bardzo rzadko i w zbyt bliskim krzyżowaniu.- interesował go ten fakt, ale raczej nie planował zagłębiać się bardziej w genetykę tych zwierząt. Wystarczyło mu, że zdrowe matagoty produkowały bardzo dużo melaniny i patrząc na ich czarne futerka, wydawało się to logiczne. Dwie sztuki z wczoraj były nawet idealnym przykładem wyjątkowo ciemnych kotów, niesamowicie wręcz czarnych. Zerkając na ciemno szarawą kocicę w klatce, był wręcz pewien, że mocno będzie od nich odstawać, ale nie przejmował się tym. W końcu dla zwierząt odmiany kolorystyczne nie miały większego znaczenia, nie były odrzucane z tak błahego powodu.
- Nie da się ukryć, że mają.- zgodził się z nią. Zerknął na kobietę z lekka dezaprobatą, gdy padło nasi przyjaciele. Wiedział do kogo piła i zdecydowanie nie określiłby tak Mulcibera, ale w ostatnim czasie nauczył się dławić cięte komentarze. Dlatego teraz też, nie padło z jego stroni nic kpiącego czy pogardliwego.- Jeśli będzie miała, chociaż odrobinę temperamentu równemu rosyjskim kobietom... każdy, kto wejdzie jej w drogę, będzie martwy.- prychnął, jednak nie podzielił się z tym, kogo miał na myśli. Pewne rzeczy wolał pozostawić w niedopowiedzeniach.
Kiedy dołączył do nich hodowca, skupił na nim swoją uwagę. Uniósł nieco brew, gdy mężczyzna, zamiast odpowiedzieć na pytanie Sigrun, spojrzał w jego stronę.- Nie radzę jej ignorować.- ostrzegł. Francuzi byli uciążliwi pod tym względem i zauważył to już wczoraj.
- Cieszy mnie to, co słyszę. Naturalnie można to sprawdzić, chociaż... - mężczyzna zawahał się wyraźnie i rozejrzał, jakby w poszukiwaniu czegoś konkretnego.- Skończyły nam się mniejsze zwierzęta na które mogłaby zapolować.- przyznał, zatrzymując zaraz spojrzenie na psie, który przypięty był do budy.
- Tylko spróbuj.- cień groźby zabrzmiał w głosie Macnaira. Nie chciał słyszeć pisku psa, a tym bardziej niezrozumiałych dla innych dźwięków, dla niego zaś układającego się w słowa.
- Proszę chwilę poczekać.- poprosił Arnaud, znikając im na moment z oczu. Parę minut później, klatka z matagotem postawiona została na specjalnym wybiegu i otwarta. Młoda kotka pokazała się w całej okazałości, wyjątkowo spokojna, gdy poczuła wolność, a przynajmniej póki do środka nie wrzucono sporej wielkości królika.
- Poradzi sobie z człowiekiem, jak nic.- mruknął, obserwując, jak szybko i bez problemu matagot rozprawił się z ofiarą. Żałował, że nie mogli tego zobaczyć w innej wersji, ale cóż nie ten kraj, by do wybiegu wrzucić mugola.- Cudowna.- szepnął pod nosem, zwłaszcza kiedy zwierzę uniosło łepek i odwróciło zakrwawiony pyszczek, oglądając się na nich. W czasie tego pokazu oceniał ruch i kondycję. Wyglądała na okaz zdrowia.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Zwierzęta były jej pasją właściwie od zawsze. Za sprawą rodzinnych tradycji Rookwoodów, jakimi były polowania, zainteresowała się nimi bardzo wcześnie. Zarówno magiczne stworzenia, jak i te pozbawione czarodziejskiego pierwiastka. Wśród dalszych krewnych nie brakowało także hodowców - aetonanów, psiadwaków, testrali. Żadnych matagotów, lecz Sigrun śmiało mogła powiedzieć, że co nieco o hodowaniu zwierząt zdążyła się już dowiedzieć w ciągu trzydziestu lat życia. Wiedzę tę rozwijała szczególnie odkąd sama zajęła się dobermanami. Na początku uczyniła to z własnego kaprysu, dla zachcianki, właściwie hobbystycznie - bo uwielbiała towarzystwo psów. Zaczęła jednak sprzedawać szczenięta i czyniła kroki, aby hodowlę tę rozwinąć, zacząć na niej zarabiać. Widziała w tym spory potencjał.
Chów wsobny, rzecz jasna, był wykluczony. Geny musiały być starannie wyselekcjonowane, tak, aby kolejne pokolenia pozbawione były wad genetycznych. Ktoś taki jak Arnaud musiał o tym wiedzieć. Gdyby zaszło podejrzenie, że proponowany im matagot rzeczywiście może mieć uszkodzony, nieprawidłowy materiał genetyczny - musieliby go spisać na straty. Kocica jednak wydawała się po prostu wyjątkowa. Wschodnie korzenie zapewne dodawały jej tylko temperamentu.
Prychnęła śmiechem na uwagę Cilliana o rosyjskich kobietach. Zgadzała się z nią w pełni. Lepiej było nie zadzierać z Cassandrą Vablatsky.
- Masz wiele racji, mój drogi, oj wiele... - zaśmiała się krótko.
Taką Sigrun miała nadzieję. Każdy, kto wejdzie temu matagotowi w drogę i nie będzie uprawniony do poruszania się po Ministerstwie Magii, powiązany z Rycerzami Walpurgii, powinien był skończyć martwy. Mówiąc szczerze - nie odmówiłaby sobie przyjemności obserwacji jak matagot ten rozszarpuje komuś gardło. Na przykład Justine Tonks, o której niedawno z Macnairem rozmawiali.
- Szkoda - odparła z zawodem Rookwood, przeglądając dokumenty i nie unosząc spojrzenia na Arnauda, kiedy oznajmił, że skończyły im się mniejsze zwierzęta. Dopiero po chwili je podniosła, kiedy Cillian ostrzegawczo warknął, by sprawdzić o co chodzi. Dostrzegła obcego psa. Sigrun, osobiście, nie byłoby go żal, nie należał do niej, Macnair miał jednak na to inne zdanie. Spojrzała nań przeciągle, wróciła jednak do przeglądania dokumentów. Na całe szczęście Arnaud okazał się na tyle profesjonalny, że przekazał im wersję przetłumaczoną na język angielski - mogła więc szczegółowo prześledzić linię z jakiej pochodził matagot, wszystkie jego dane, cechy, wagę i wzrost w każdym miesiącu życia. Rozwijał się prawidłowo, szybko, wyrastał na silnego osobnika
Złożyła dokumenty i wyprostowała się, czekając aż Arnaud do nich powróci, ciekawa tego, co chciał im zaprezentować. Jeśli nie miał zwierząt, to co? Za sprawą magii pojawił się jednak bezpieczny wybieg, na który przeteleportowano klatkę. Tam matagot został z niej wypuszczony i od razu posmakował wolności, wyszedł z niej, prezentując im się w pełni okazałości. Sigrun podeszła bliżej, na jej ustach zaś pojawił się uśmiech.
- Myślę, że nawet nie jednym - wymruczała z zadowoleniem, spoglądając na Cilliana; dobrze zrobili, że pojawili się u Arnauda. Oboje mieli także podobne wizje w głowie - ona także wyobrażała sobie teraz jak matagotka rozszarpuje gardło szlamie. - Porozmawiajmy zatem o cenie.
Chów wsobny, rzecz jasna, był wykluczony. Geny musiały być starannie wyselekcjonowane, tak, aby kolejne pokolenia pozbawione były wad genetycznych. Ktoś taki jak Arnaud musiał o tym wiedzieć. Gdyby zaszło podejrzenie, że proponowany im matagot rzeczywiście może mieć uszkodzony, nieprawidłowy materiał genetyczny - musieliby go spisać na straty. Kocica jednak wydawała się po prostu wyjątkowa. Wschodnie korzenie zapewne dodawały jej tylko temperamentu.
Prychnęła śmiechem na uwagę Cilliana o rosyjskich kobietach. Zgadzała się z nią w pełni. Lepiej było nie zadzierać z Cassandrą Vablatsky.
- Masz wiele racji, mój drogi, oj wiele... - zaśmiała się krótko.
Taką Sigrun miała nadzieję. Każdy, kto wejdzie temu matagotowi w drogę i nie będzie uprawniony do poruszania się po Ministerstwie Magii, powiązany z Rycerzami Walpurgii, powinien był skończyć martwy. Mówiąc szczerze - nie odmówiłaby sobie przyjemności obserwacji jak matagot ten rozszarpuje komuś gardło. Na przykład Justine Tonks, o której niedawno z Macnairem rozmawiali.
- Szkoda - odparła z zawodem Rookwood, przeglądając dokumenty i nie unosząc spojrzenia na Arnauda, kiedy oznajmił, że skończyły im się mniejsze zwierzęta. Dopiero po chwili je podniosła, kiedy Cillian ostrzegawczo warknął, by sprawdzić o co chodzi. Dostrzegła obcego psa. Sigrun, osobiście, nie byłoby go żal, nie należał do niej, Macnair miał jednak na to inne zdanie. Spojrzała nań przeciągle, wróciła jednak do przeglądania dokumentów. Na całe szczęście Arnaud okazał się na tyle profesjonalny, że przekazał im wersję przetłumaczoną na język angielski - mogła więc szczegółowo prześledzić linię z jakiej pochodził matagot, wszystkie jego dane, cechy, wagę i wzrost w każdym miesiącu życia. Rozwijał się prawidłowo, szybko, wyrastał na silnego osobnika
Złożyła dokumenty i wyprostowała się, czekając aż Arnaud do nich powróci, ciekawa tego, co chciał im zaprezentować. Jeśli nie miał zwierząt, to co? Za sprawą magii pojawił się jednak bezpieczny wybieg, na który przeteleportowano klatkę. Tam matagot został z niej wypuszczony i od razu posmakował wolności, wyszedł z niej, prezentując im się w pełni okazałości. Sigrun podeszła bliżej, na jej ustach zaś pojawił się uśmiech.
- Myślę, że nawet nie jednym - wymruczała z zadowoleniem, spoglądając na Cilliana; dobrze zrobili, że pojawili się u Arnauda. Oboje mieli także podobne wizje w głowie - ona także wyobrażała sobie teraz jak matagotka rozszarpuje gardło szlamie. - Porozmawiajmy zatem o cenie.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Chociaż wychował się pod nazwiskiem Macnair, nie przejawiał ich zainteresowań przekazywanych pokoleniowo. Nie widział jednak w tym problemu, przejmując po matce nie tylko wrodzoną umiejętność, ale też pasję do zwierząt i czując się w tym lepiej, gdy tak idealnie zgrywało się z potrzebą bycia w ruchu. Nie znosił zastygania w jednym kraju na długo, lecz teraz musiał do tego przywyknąć. Od dziecka otoczony był wiedzą o magicznej faunie, która teraz pomagała w pracy. Ciągłe rozwijanie się w tej kwestii wychodziło naturalnie, gdy łaknął kolejnych informacji, chętnie wysłuchiwał tych, którzy wiedzieli więcej. Tak było przecież w tym przypadku, gdy zanim zrobił cokolwiek i zdecydował się na cokolwiek, szukał wiadomości, konkretów o stworzeniach, dotąd słabo mu znanych. Z perspektywy lat wiedział dobrze, że najlepiej takowych szukać u hodowców, nawet nie tych związanych z konkretnym gatunkiem, ale wszelakim. Wbrew pozorom środowisko to, było mocno zazębiające się. Hodowcy znali siebie nawzajem, swą konkurencję, ale też innych, podobnie, jak ludzi zajmujących się sprowadzaniem zwierząt z zagranicy. Dzięki temu Macnair wiedział, gdzie szukać i kogo. Miał też pojęcie, jakich dokładnie matagotów unikać, które odrzucić na samym starcie i dzięki tej wybredności trafił na kocicę, którą teraz oglądali. Mimo początkowych wątpliwości, czy nie była genetycznie słabsza, zwrócił na nią uwagę na dłużej, upewnił się, by teraz pozostał ostatni krok; zakup.
Spojrzał na Sigrun, kiedy zareagowała śmiechem na jego słowa. Czyżby również podpadła Rosjance i poznała ten temperament? Nie dopytywał, ale najwyraźniej oboje wiedzieli, że to nie jest najlepszy pomysł, drażnić takowe kobiety.
Pokładał duże nadzieje na to, że matagot ze wschodnią krwią, będzie tak samo groźny albo bardziej. Ostatnie czego chciał to, żeby finalnie kocica uspokoiła się i zrobiła łagodna, chociaż nie sądził, aby było to możliwe wśród tych stworzeń. Cechowały się w końcu agresją oraz idealnym zastosowaniem do pilnowania budynków.
Polujący matagot miał w sobie coś, co przyciągało wzrok. Pełna gracja i cichość poruszania, czyniły z niego drapieżnika idealnego. Niski syk tuż przed atakiem, był jedynym co zdradzało obecność, a i tak było już o wiele za późno dla zwykłej ofiary. Był pod wrażeniem matagota, prezentującego się lepiej niż pozostałe, które dotąd widzieli.
- Bez wątpienia.- nie wątpił, że jedna sztuka, a przynajmniej ta konkretna była w stanie poradzić sobie z paroma osobami, chociaż może z większym problemem przez liczebność.- Jak wrócimy do Anglii, można to sprawdzić.- zaproponował cicho, aby słowa nie dotarły do hodowcy. Chętnie by to zobaczył, nawet jeśli spodziewał się, jak skończy się potyczka człowieka i matagota.
Arnaud stojący dotąd z boku i milczący, spojrzał na Sigrun, kiedy napomknęła o cenie.
- Cena jest już ustalona.- przeniósł wzrok na Cilliana z którym to dogadywał stawkę.- Jednak ze względu na nasze dodatkowe plany, mogę jeszcze zejść ze stawki dla dobrej współpracy w przyszłości.- dodał, czując, ze i tak mu się to płaci.- Pięćset mniej, tylko na tyle mogę się zgodzić.- będzie stratny tylko w tej chwili.
- Świetnie.- rzucił krótko, wyciągając z kieszeni sakiewkę. Zważył ją lekko w dłoni, odruch wyrobiony, tak dawno, że nie potrafił już się tego wyzbyć. Nie zamierzał płacić pełnej kwoty, chcąc negocjować to, co ustalili wcześniej, bo suma i tak była okropnie wysoka. Podał sakiewkę mężczyźnie, który, co go wcale nie zaskoczyło, nie sprawdził ile faktycznie dostał. Niepisana zasada i zaufanie wobec łowców najwyraźniej działało również we Francji, a tego się nie spodziewał.
- Zagoń ją z powrotem do klatki.- dodał, nie zamierzając samemu ryzykować. Z innymi stworzeniami czemu nie, lecz ten szczególny matagot zniechęcał do prób, póki był na swoim terenie.
Odszedł kawałek razem z Sigrun, czekając, aż zwierzę znów trafi do klatki, w której zabiorą je.
- To teraz po jeszcze jedną sztukę, może dwie.- wsunął ręce do kieszeni, obserwując z dystansu, jak Arnaud razem z pomocnikami, próbuje poradzić sobie z kocicą.- Trzeba będzie nauczyć ją wchodzić do klatek, bez bawienia się w ganianie.- stwierdził, nawet jeśli nie był to jego problem i tą nauką będą musieli się zająć docelowi opiekuni w Ministerstwie.
Spojrzał na Sigrun, kiedy zareagowała śmiechem na jego słowa. Czyżby również podpadła Rosjance i poznała ten temperament? Nie dopytywał, ale najwyraźniej oboje wiedzieli, że to nie jest najlepszy pomysł, drażnić takowe kobiety.
Pokładał duże nadzieje na to, że matagot ze wschodnią krwią, będzie tak samo groźny albo bardziej. Ostatnie czego chciał to, żeby finalnie kocica uspokoiła się i zrobiła łagodna, chociaż nie sądził, aby było to możliwe wśród tych stworzeń. Cechowały się w końcu agresją oraz idealnym zastosowaniem do pilnowania budynków.
Polujący matagot miał w sobie coś, co przyciągało wzrok. Pełna gracja i cichość poruszania, czyniły z niego drapieżnika idealnego. Niski syk tuż przed atakiem, był jedynym co zdradzało obecność, a i tak było już o wiele za późno dla zwykłej ofiary. Był pod wrażeniem matagota, prezentującego się lepiej niż pozostałe, które dotąd widzieli.
- Bez wątpienia.- nie wątpił, że jedna sztuka, a przynajmniej ta konkretna była w stanie poradzić sobie z paroma osobami, chociaż może z większym problemem przez liczebność.- Jak wrócimy do Anglii, można to sprawdzić.- zaproponował cicho, aby słowa nie dotarły do hodowcy. Chętnie by to zobaczył, nawet jeśli spodziewał się, jak skończy się potyczka człowieka i matagota.
Arnaud stojący dotąd z boku i milczący, spojrzał na Sigrun, kiedy napomknęła o cenie.
- Cena jest już ustalona.- przeniósł wzrok na Cilliana z którym to dogadywał stawkę.- Jednak ze względu na nasze dodatkowe plany, mogę jeszcze zejść ze stawki dla dobrej współpracy w przyszłości.- dodał, czując, ze i tak mu się to płaci.- Pięćset mniej, tylko na tyle mogę się zgodzić.- będzie stratny tylko w tej chwili.
- Świetnie.- rzucił krótko, wyciągając z kieszeni sakiewkę. Zważył ją lekko w dłoni, odruch wyrobiony, tak dawno, że nie potrafił już się tego wyzbyć. Nie zamierzał płacić pełnej kwoty, chcąc negocjować to, co ustalili wcześniej, bo suma i tak była okropnie wysoka. Podał sakiewkę mężczyźnie, który, co go wcale nie zaskoczyło, nie sprawdził ile faktycznie dostał. Niepisana zasada i zaufanie wobec łowców najwyraźniej działało również we Francji, a tego się nie spodziewał.
- Zagoń ją z powrotem do klatki.- dodał, nie zamierzając samemu ryzykować. Z innymi stworzeniami czemu nie, lecz ten szczególny matagot zniechęcał do prób, póki był na swoim terenie.
Odszedł kawałek razem z Sigrun, czekając, aż zwierzę znów trafi do klatki, w której zabiorą je.
- To teraz po jeszcze jedną sztukę, może dwie.- wsunął ręce do kieszeni, obserwując z dystansu, jak Arnaud razem z pomocnikami, próbuje poradzić sobie z kocicą.- Trzeba będzie nauczyć ją wchodzić do klatek, bez bawienia się w ganianie.- stwierdził, nawet jeśli nie był to jego problem i tą nauką będą musieli się zająć docelowi opiekuni w Ministerstwie.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
W przeciwieństwie do Cilliana Sigrun wdała się całkowicie w rodzinę ojca. W Rookwoodów. Po matce, krwi Borgin, miała jedynie urodę - wydawała się skórą ściągniętą z Gudrun; podobno tak było, musiała zawierzyć słowom krewnych, bo ona sama widziała ją jedynie na starych fotografiach. W ogóle nie interesowały ją starożytne runy, choć sam proces nakładania klątw wydawał się interesujący. A może raczej efekty jakie przynosiły. Ojciec narzekał, że bywa lekceważąca jak Borgin, niepokorna i buntownicza, że to ma po krewnych po kądzieli - lecz w takich chwilach wydawał się Sigrun hipokrytą.
Cillian za to ewidentnie wdał się w matkę, w ich rodzinę, niekiedy bardziej traktowała go jak Rookwooda, niźli Macnaira. Był jej jednym z bliższych krewnych. Nawet magiczny dar otrzymał po ich rodzinie - tak jak Hannibal. Zwierzęcoustość była czymś rzadkim, lecz w ich żyłach płynęła prawdziwie magiczna, silna krew.
Sigrun nie rozdrażniła nigdy Cassandry na tyle, aby ta pokazała jej na własnej skórze jaki temperament mogą mieć wiedźmy wschodniego pochodzenia, lecz znała ją na tyle długo i obserwowała relacje z innymi, by nie mieć co do tego wątpliwości. Do tego teraz miała tak wiele do czynienia z Tatianą - ta miała dopiero ognisty temperament, odwrotnie proporcjonalny do syberyjskich temperatur zimą. Z jakiegoś powodu skojarzyła tego pięknego matagota ze swoją równie urodziwą przyjaciółką. Miały chyba jakieś cechy wspólne.
- Jeden z najskuteczniejszych drapieżników, choć w rankingu najbardziej niebezpiecznych nie umieściłabym go na podium, w pierwszej dziesiątce może - zwróciła się szeptem do Cilliana, tak, by jedynie on ją usłyszał, uśmiechając się przy tym szelmowsko. Były bardziej od matagota niebezpieczne - nie umniejszało to jednak wszelkich jego zalet, które mogli teraz obserwować, kiedy samica dumnie spacerowała po wybiegu. Jako strażniczka Ministerstwa Magii miała sprawdzić się jednak idealnie. Stąpała bezszelestnie, była cholernie szybka i silna. Sigrun obserwowała z podziwem.
- Rozumiem. Doskonale - skomentowała beznamiętnie odpowiedź Arnauda. To Macnair dostał za zadanie sprowadzenie matagotów do brytyjskiego Ministerstwa Magii i to on dogadywał się w sprawie cen. On zarządzał powierzonym budżetem. Rookwood doradzała jedynie, czy proponowane matagoty były warte tego złota. Samica zaś, którą właśnie treserzy, na polecenie Cilliana, zaganiali do klatki, zdecydowanie była - Sigrun wierzyła, że będzie wspaniałym stróżem Ministerstwa i nikt nie pożałuje ani galeona wydanego na nią.
Odeszła na bok, razem z kuzynem, stając z boku i obserwując Arnauda i jego pracowników.
- Odpowiedni treser da sobie z nimi radę. Masz zająć się tym osobiście, czy załatwiłeś już kogoś w Wielkiej Brytanii? - spytała z ciekawością.
Właściwie dotąd nie pytała, czy Cillian ma zająć się matagotami jako strażnikami Ministerstwa Magii od A do Z. Sama nie mogła zaproponować swojej pomocy w tym przypadku - to wymagało mnóstwa pracy i pochłaniało czas, którego Sigrun brakowało.
- Kolejna hodowla jest daleko? - upewniła się. Chyba zaczynała czuć się głodna. Na myśl jednak o francuskiej kuchni wykrzywiła usta.
Cillian za to ewidentnie wdał się w matkę, w ich rodzinę, niekiedy bardziej traktowała go jak Rookwooda, niźli Macnaira. Był jej jednym z bliższych krewnych. Nawet magiczny dar otrzymał po ich rodzinie - tak jak Hannibal. Zwierzęcoustość była czymś rzadkim, lecz w ich żyłach płynęła prawdziwie magiczna, silna krew.
Sigrun nie rozdrażniła nigdy Cassandry na tyle, aby ta pokazała jej na własnej skórze jaki temperament mogą mieć wiedźmy wschodniego pochodzenia, lecz znała ją na tyle długo i obserwowała relacje z innymi, by nie mieć co do tego wątpliwości. Do tego teraz miała tak wiele do czynienia z Tatianą - ta miała dopiero ognisty temperament, odwrotnie proporcjonalny do syberyjskich temperatur zimą. Z jakiegoś powodu skojarzyła tego pięknego matagota ze swoją równie urodziwą przyjaciółką. Miały chyba jakieś cechy wspólne.
- Jeden z najskuteczniejszych drapieżników, choć w rankingu najbardziej niebezpiecznych nie umieściłabym go na podium, w pierwszej dziesiątce może - zwróciła się szeptem do Cilliana, tak, by jedynie on ją usłyszał, uśmiechając się przy tym szelmowsko. Były bardziej od matagota niebezpieczne - nie umniejszało to jednak wszelkich jego zalet, które mogli teraz obserwować, kiedy samica dumnie spacerowała po wybiegu. Jako strażniczka Ministerstwa Magii miała sprawdzić się jednak idealnie. Stąpała bezszelestnie, była cholernie szybka i silna. Sigrun obserwowała z podziwem.
- Rozumiem. Doskonale - skomentowała beznamiętnie odpowiedź Arnauda. To Macnair dostał za zadanie sprowadzenie matagotów do brytyjskiego Ministerstwa Magii i to on dogadywał się w sprawie cen. On zarządzał powierzonym budżetem. Rookwood doradzała jedynie, czy proponowane matagoty były warte tego złota. Samica zaś, którą właśnie treserzy, na polecenie Cilliana, zaganiali do klatki, zdecydowanie była - Sigrun wierzyła, że będzie wspaniałym stróżem Ministerstwa i nikt nie pożałuje ani galeona wydanego na nią.
Odeszła na bok, razem z kuzynem, stając z boku i obserwując Arnauda i jego pracowników.
- Odpowiedni treser da sobie z nimi radę. Masz zająć się tym osobiście, czy załatwiłeś już kogoś w Wielkiej Brytanii? - spytała z ciekawością.
Właściwie dotąd nie pytała, czy Cillian ma zająć się matagotami jako strażnikami Ministerstwa Magii od A do Z. Sama nie mogła zaproponować swojej pomocy w tym przypadku - to wymagało mnóstwa pracy i pochłaniało czas, którego Sigrun brakowało.
- Kolejna hodowla jest daleko? - upewniła się. Chyba zaczynała czuć się głodna. Na myśl jednak o francuskiej kuchni wykrzywiła usta.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zastanowił się nad jej słowami, lecz tylko po części zgadzając się z tym, co potwierdził wilczy uśmiech.
- Podium to zdecydowanie za wysoko, ale nie sądzisz, że zasługują na pierwszą piątkę? – spytał cicho, podtrzymując humor Sigrun. Mężczyzna stojący obok, nadal nie był świadom rozmowy, jaką toczyli i nie miało się nic w tym zmienić, gdy najbardziej skupiał się na puszczonym wolno matagocie.
Jednak obserwując kotkę, nabierał pewności, że chociaż ona zasługiwała również na wysokie miejsce w podobnych rankingach, może jako wyjątek od gatunku, dzięki samemu pochodzeniu. Sposób, w jaki się poruszała, nisko na łapach podczas podchodzenia ofiary upewniał, że była nad wyraz niebezpieczna. Nie mógł się doczekać, aby zobaczyć ją na ministerialnych korytarzach. Nie zamierzał odmówić sobie tego widoku i bez wątpienia nikt mu tego nie zabroni.
Doceniał pomoc Sigrun, kiedy oceniała zwierzęta i nie wątpił, że w przypadku tej konkretnej sztuki, zgodni będą oboje, że była warta każdej sumy. Mimo to dobrze się stało, że proponując mężczyźnie długoterminową współpracę, udało się zejść z ceny. Takie kontakty się przydawały, zwłaszcza teraz kiedy miał na to większy plan w przyszłości. Potrzebował jednak czasu, ale o tym również poinformował hodowcę. Liczył, że ten będzie miał jeszcze kilka matagotów z domieszką zagranicznej krwi, ale i zwykłe były dobrym towarem na Angielski rynek, co zdążył Arnaudowi uświadomić.
Obserwował nadal matagota, gdy trzy osoby próbowały zagonić ją do klatki. Teraz jej zwinność i szybkość widać było tym bardziej, kiedy wymykała się, woląc pozostać na wolności niż w zamknięciu.
- Musi, bo jeśli zostawią je samopas, zamiast ochraniać Ministerstwo będą mu zagrażać od wewnątrz.- miał nadzieję, że ci, którzy mieli zajmować się stworzeniami, byli tego świadomi, a jeśli nie zamierzał im to powiedzieć.- Jest już ktoś, kto ma z nimi popracować, ale coraz bardziej zaczynam zastanawiać się czy nie zrobić tego samemu.- wydawało mu się to bezpieczniejszą opcją, chociaż wiedział, ile czasu będzie to od niego wymagać. Musiał upewnić się, czy znajdzie tyle, jednak na to przyjdzie pora później.
- Z godzinę drogi, jakbyś nagle chciała pospacerować i pooglądać okolicę.- odparł z pewną zadziornością. Czuł, że taki spacer nie wzbudziłby u Sigrun nagłej miłości do tego kraju, a prędzej zachęcił do szybkiego wyjazdu. Przed nimi jednak ostatnia prosta, nim będą mogli wrócić do domu.- Kiedy go odbierzemy, wracamy już do portu. Zajmę się dokumentami wywozowymi i potwierdzeniem pozwoleń, żeby celnicy nie szukali dziury w całym. Możesz w tym czasie zapoznać się z portowymi knajpami.- Francuzi nie mieli najlepszego jedzenia czy alkoholi, ale przypuszczał, że kuzynka znajdzie coś dla siebie.
W kolejnym miejscu nie zabawili długo, sprawę ostatniego matagota załatwili szybko, nie przedłużając. Kot był w tak samo dobrej kondycji, jak pozostałe i pochodzeniem nie odbiegał w żadnym stopniu. Dlatego port odwiedzili o całkiem dobrej porze i tylko w jego rękach zostało załatwienie ostatnich formalności. Pozostało mu trochę galeonów, które przyspieszyły uzyskanie pozwoleń granicznych na wywóz, ale i tak z wyjazdem musieli poczekać do rana, następnego dnia.
- Podium to zdecydowanie za wysoko, ale nie sądzisz, że zasługują na pierwszą piątkę? – spytał cicho, podtrzymując humor Sigrun. Mężczyzna stojący obok, nadal nie był świadom rozmowy, jaką toczyli i nie miało się nic w tym zmienić, gdy najbardziej skupiał się na puszczonym wolno matagocie.
Jednak obserwując kotkę, nabierał pewności, że chociaż ona zasługiwała również na wysokie miejsce w podobnych rankingach, może jako wyjątek od gatunku, dzięki samemu pochodzeniu. Sposób, w jaki się poruszała, nisko na łapach podczas podchodzenia ofiary upewniał, że była nad wyraz niebezpieczna. Nie mógł się doczekać, aby zobaczyć ją na ministerialnych korytarzach. Nie zamierzał odmówić sobie tego widoku i bez wątpienia nikt mu tego nie zabroni.
Doceniał pomoc Sigrun, kiedy oceniała zwierzęta i nie wątpił, że w przypadku tej konkretnej sztuki, zgodni będą oboje, że była warta każdej sumy. Mimo to dobrze się stało, że proponując mężczyźnie długoterminową współpracę, udało się zejść z ceny. Takie kontakty się przydawały, zwłaszcza teraz kiedy miał na to większy plan w przyszłości. Potrzebował jednak czasu, ale o tym również poinformował hodowcę. Liczył, że ten będzie miał jeszcze kilka matagotów z domieszką zagranicznej krwi, ale i zwykłe były dobrym towarem na Angielski rynek, co zdążył Arnaudowi uświadomić.
Obserwował nadal matagota, gdy trzy osoby próbowały zagonić ją do klatki. Teraz jej zwinność i szybkość widać było tym bardziej, kiedy wymykała się, woląc pozostać na wolności niż w zamknięciu.
- Musi, bo jeśli zostawią je samopas, zamiast ochraniać Ministerstwo będą mu zagrażać od wewnątrz.- miał nadzieję, że ci, którzy mieli zajmować się stworzeniami, byli tego świadomi, a jeśli nie zamierzał im to powiedzieć.- Jest już ktoś, kto ma z nimi popracować, ale coraz bardziej zaczynam zastanawiać się czy nie zrobić tego samemu.- wydawało mu się to bezpieczniejszą opcją, chociaż wiedział, ile czasu będzie to od niego wymagać. Musiał upewnić się, czy znajdzie tyle, jednak na to przyjdzie pora później.
- Z godzinę drogi, jakbyś nagle chciała pospacerować i pooglądać okolicę.- odparł z pewną zadziornością. Czuł, że taki spacer nie wzbudziłby u Sigrun nagłej miłości do tego kraju, a prędzej zachęcił do szybkiego wyjazdu. Przed nimi jednak ostatnia prosta, nim będą mogli wrócić do domu.- Kiedy go odbierzemy, wracamy już do portu. Zajmę się dokumentami wywozowymi i potwierdzeniem pozwoleń, żeby celnicy nie szukali dziury w całym. Możesz w tym czasie zapoznać się z portowymi knajpami.- Francuzi nie mieli najlepszego jedzenia czy alkoholi, ale przypuszczał, że kuzynka znajdzie coś dla siebie.
W kolejnym miejscu nie zabawili długo, sprawę ostatniego matagota załatwili szybko, nie przedłużając. Kot był w tak samo dobrej kondycji, jak pozostałe i pochodzeniem nie odbiegał w żadnym stopniu. Dlatego port odwiedzili o całkiem dobrej porze i tylko w jego rękach zostało załatwienie ostatnich formalności. Pozostało mu trochę galeonów, które przyspieszyły uzyskanie pozwoleń granicznych na wywóz, ale i tak z wyjazdem musieli poczekać do rana, następnego dnia.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Pierwsza piątka? Spojrzała z ukosa na Macnaira. Bardzo wysoka punktacja. Zamierzała mu jednak wytknąć co nieco.
- Wedle klasyfikacji Ministerstwa Magii śmierciotule, akromantule, nundu, chimery, smoki i mantykory raczej je wyprzedzają w tym rankingu. Ich nie udomowisz za nic - wyrzekła uśmiechając się półgębkiem. Matagoty można było wytresować tak, aby służyły człowiekowi. Nie znała śmiałka, który podjąłby się hodowli i tresury nundu, czy chimery. Co dopiero śmierciotuli, legendarnego krewnego dementora, którego nikt nigdy nie widział nawet na własne oczy.
- To dobrze. Zdradzisz mi jego nazwisko? Jestem po prostu ciekawa - odparła Sigrun, przenosząc wzrok na kuzyna, kiedy matagotka była zaganiana do klatki. Tresurą zakupionych przez nich matagotów powinien zająć się profesjonalista. Ktoś, kto robił to od lat. Rookwood, choć miała wysokie mniemanie o sobie jako znawczymi magicznych stworzeń, wolała się tego nie podejmować. Matagota miała zaledwie od pół roku i to jednego. Rycerze Walpurgii nie mogli zaś sobie pozwolić na kolejną porażkę podobną do włamania do Tower.
Przewróciła oczyma na zadziorną odpowiedź Cilliana, po czym potrząsnęła głową. Nie, na spacery po okolicach i podziwianie uroków francuskiej przyrody, bądź architektury bynajmniej nie miała ochoty. Francja raczej nie miała najmniejszych szans, aby wzbudzić w Rookwood zachwyt. Bądź inne ciepłe uczucia. Wydawała się raczej zupełnie nie w jej guście.
- O, to brzmi jak dobry plan, chociaż mówiąc szczerze, wolałabym mieć nasze kiciusie na oku - odparła kuzynowi. Mieli ich przewieźć całkiem sporo. W sumie około ponad dziesięć matagotów. Takie stworzenia były warte całą fortunę. Fortunę Ministerstwa Magii, którą zdążyli już wydać. Ktoś pourywałby im łby, gdyby choć jedna klatka zaginęła w trakcie podróży. Sigrun sama by sobie tego nie wybaczyła. Za mocno ceniła te stworzenia. Skinęła jednak głową na potwierdzenie tego, że kwestie formalne pozostawi Cillianowi. Macnair częściej sprowadzał zwierzęta do kraju, bądź odwrotnie. Znał się na tym lepiej. Papierkowa robota zresztą niezwykle ją nużyła.
Po załatwieniu wszystkich formalności z Arnaudem ruszyli w dalszą drogę. Dwa matagoty, o których mówił Cillian, nie były już tak zachwycające jak samica od Arnauda, lecz wciąż bardzo zadowalające - mogli wracać do Wielkiej Brytanii na tarczy.
Czarownicy burczało w brzuchu i zaczynała się irytować, szczególnie, gdy Macnair oznajmił, że wszystkie formalności potrwają do następnego ranka. Musieli się zatem rozdzielić - jedno musiało czuwać nad bezpieczeństwem wszystkich matagotów, które nabyli. Ostatnie godziny podróży dłużyły się w nieskończoność, lecz kiedy tylko wsiedli na statek powrotny do Wielkiej Brytanii Rookwood poczuła ulgę. Udalo im się wszystko porządnie załatwić, wracali z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku - wracali do domu ogarniętego wojną, lecz z pewnoscią, że wszystkie te matagoty pomogą w zaprowadzeniu w Anglii porządku.
| zt x2
- Wedle klasyfikacji Ministerstwa Magii śmierciotule, akromantule, nundu, chimery, smoki i mantykory raczej je wyprzedzają w tym rankingu. Ich nie udomowisz za nic - wyrzekła uśmiechając się półgębkiem. Matagoty można było wytresować tak, aby służyły człowiekowi. Nie znała śmiałka, który podjąłby się hodowli i tresury nundu, czy chimery. Co dopiero śmierciotuli, legendarnego krewnego dementora, którego nikt nigdy nie widział nawet na własne oczy.
- To dobrze. Zdradzisz mi jego nazwisko? Jestem po prostu ciekawa - odparła Sigrun, przenosząc wzrok na kuzyna, kiedy matagotka była zaganiana do klatki. Tresurą zakupionych przez nich matagotów powinien zająć się profesjonalista. Ktoś, kto robił to od lat. Rookwood, choć miała wysokie mniemanie o sobie jako znawczymi magicznych stworzeń, wolała się tego nie podejmować. Matagota miała zaledwie od pół roku i to jednego. Rycerze Walpurgii nie mogli zaś sobie pozwolić na kolejną porażkę podobną do włamania do Tower.
Przewróciła oczyma na zadziorną odpowiedź Cilliana, po czym potrząsnęła głową. Nie, na spacery po okolicach i podziwianie uroków francuskiej przyrody, bądź architektury bynajmniej nie miała ochoty. Francja raczej nie miała najmniejszych szans, aby wzbudzić w Rookwood zachwyt. Bądź inne ciepłe uczucia. Wydawała się raczej zupełnie nie w jej guście.
- O, to brzmi jak dobry plan, chociaż mówiąc szczerze, wolałabym mieć nasze kiciusie na oku - odparła kuzynowi. Mieli ich przewieźć całkiem sporo. W sumie około ponad dziesięć matagotów. Takie stworzenia były warte całą fortunę. Fortunę Ministerstwa Magii, którą zdążyli już wydać. Ktoś pourywałby im łby, gdyby choć jedna klatka zaginęła w trakcie podróży. Sigrun sama by sobie tego nie wybaczyła. Za mocno ceniła te stworzenia. Skinęła jednak głową na potwierdzenie tego, że kwestie formalne pozostawi Cillianowi. Macnair częściej sprowadzał zwierzęta do kraju, bądź odwrotnie. Znał się na tym lepiej. Papierkowa robota zresztą niezwykle ją nużyła.
Po załatwieniu wszystkich formalności z Arnaudem ruszyli w dalszą drogę. Dwa matagoty, o których mówił Cillian, nie były już tak zachwycające jak samica od Arnauda, lecz wciąż bardzo zadowalające - mogli wracać do Wielkiej Brytanii na tarczy.
Czarownicy burczało w brzuchu i zaczynała się irytować, szczególnie, gdy Macnair oznajmił, że wszystkie formalności potrwają do następnego ranka. Musieli się zatem rozdzielić - jedno musiało czuwać nad bezpieczeństwem wszystkich matagotów, które nabyli. Ostatnie godziny podróży dłużyły się w nieskończoność, lecz kiedy tylko wsiedli na statek powrotny do Wielkiej Brytanii Rookwood poczuła ulgę. Udalo im się wszystko porządnie załatwić, wracali z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku - wracali do domu ogarniętego wojną, lecz z pewnoscią, że wszystkie te matagoty pomogą w zaprowadzeniu w Anglii porządku.
| zt x2
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Francja, 25.11 – 27.11.1957
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki