Salon
AutorWiadomość
Salon
Schludne i przejrzyste pomieszczenie gościnne z nutką elegancji. Salon jest drugim największym pomieszczeniem w domu Villana, tuż obok sali treningowej. Przestrzeń jest zagospodarowana z pomyślunkiem, by zaoferować gościom wygodę i komfort. Duże okiennice wpuszczają dużo naturalnego źródła światła.
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Panie Villan, jest pan w domu? Mama upiekła ciasto, Pan się poczęstuje! - rozbrzmiał głos chłopca z sąsiedztwa, którego rodzice nie mieli dość środków i odwagi, by opuścić rodzinną posesję w tych przykrych czasach, starając się żyć jak dawniej. Villan spokojnie odebrał prezent i wdał się w krótką pogawędkę z synem sąsiadów, dziękując przy tym za pomyślunek. Niedługo powrócił do pracy, sięgając po pióro leżące na biurku z intencją sporządzenia raportu i... Na brodę Merlina, pożałował wówczas wszystkich życiowych decyzji, które sprowadziły go do tego momentu; rozproszony pomylił bowiem własne pióro z innym, zaklętym, które musiał wyciągnąć z tajemniczej szafki, by dostać się do właściwej zawartości. Ten nieprofesjonalizm sprawił, że jego prawe ramię przeobraziło się w łabędzie skrzydło, którym zatrzepotał z zażenowaniem i dozą strachu. Jak on sobie poradzi z odczarowaniem tego cholerstwa? Przecież nie mógł nawet czarować! Tkwienie w niemocy przerwało pukanie do drzwi, które wzbudziło w nim czyste przerażenie - nikt przecież nie mógł zobaczyć go w takim stanie. Narzucił na siebie koc i oplótł się nim w pełni, nim zdecydował się otworzyć drzwi, by nieudolnie ukryć swoją przypadłość - pióra bowiem wydostawały się spod nakrycia ledwie dostrzegalnie, lecz czujne oko winno zwrócić na nie uwagę.
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Prudence Macmillan ostatnio bardzo zależało na tym, aby przyłożyć się do nauki zaklęć obronnych. Dzięki zbiegowi okoliczności trafiła na swojego dawnego nauczyciela właśnie tego przedmiotu, idealnie się składało, bo połączyło ich drogi wydarzenie, w którym mógł zobaczyć, jak dziewczyna radzi sobie z niebezpieczeństwem. Widać było, że Prue nie do końca panuje nad magią, nie zawsze jej ruchy były pewne, a czasem siła zaklęć wręcz ją zadziwiała. Brakowało jej praktyki, musiała ćwiczyć i się szkolić. Szczególnie po tym wszystkim, co wydarzyło się w listopadzie. Nie mogła sobie więcej pozwolić na takie momenty zawahania, straciła przez to zęby, nie zamierzała więc zwlekać, musiała znaleźć sobie dobrego mentora. Nie sądziła, że mogła trafić lepiej. Vance wydawał się być idealnym kandydatem.
Odwiedziła go kilka dni temu z Ronją, nie miał nic przeciwko temu, aby je szkolić, ogromnie ją to cieszyło, bała się bowiem odmowy, wiadomo, jakie mamy czasy, nie wszyscy są chętni by zajmować się takimi rzeczami. Nie zamierzała zwlekać, postanowiła odwiedzić profesora, może akurat znajdzie dla niej chwilę i będzie mógł pokazać jej jakieś nowe zaklęcia? Miała z nim wiele do obgadania, nieco nie potrafiła sobie poradzić z wydarzeniami, które wspólnie przeżyli, jednak nie był to do końca dobry czas, na poruszanie tego tematu, przynajmniej jej zdaniem.
Macmillan wstała dosyć wcześnie rano, jak to miała w zwyczaju. Ubrała się ciepło, w gruby wełniany golf, do tego długą spódnicę, w końcu zima na dobre rozgościła się w okolicy. Na wierzch narzuciła swój czarny płaszcz z kapturem, włosy pozostawiła rozpuszczone, gdyż ubrała na głowę czapkę. W dłoni trzymała pakunek, w końcu zbliżały się święta, nie wypadało tak nachodzić profesora bez żadnego podarunku.
Pojawiła się u niego około dziesiątej. Zastukała do drzwi, po czym pozwoliła sobie wejść do środka. - Dzień dobry!- rzekła, gdy przekroczyła próg. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu Vance'a. Pozwoliła sobie zdjąć płaszcz, czapkę i wszystkie inne zbędne rzeczy. Czekała, aż profesor pojawi się, albo zawoła ją do siebie, niekoniecznie wiedziała, gdzie powinna go szukać. W ręku trzymała coś zapakowanego w szary papier, nie kombinowała zbytnio z prezentem, pozwoliła sobie wynieść z domu jedną butelkę whiskey, w końcu chyba każdy lubi alkohol?
Odwiedziła go kilka dni temu z Ronją, nie miał nic przeciwko temu, aby je szkolić, ogromnie ją to cieszyło, bała się bowiem odmowy, wiadomo, jakie mamy czasy, nie wszyscy są chętni by zajmować się takimi rzeczami. Nie zamierzała zwlekać, postanowiła odwiedzić profesora, może akurat znajdzie dla niej chwilę i będzie mógł pokazać jej jakieś nowe zaklęcia? Miała z nim wiele do obgadania, nieco nie potrafiła sobie poradzić z wydarzeniami, które wspólnie przeżyli, jednak nie był to do końca dobry czas, na poruszanie tego tematu, przynajmniej jej zdaniem.
Macmillan wstała dosyć wcześnie rano, jak to miała w zwyczaju. Ubrała się ciepło, w gruby wełniany golf, do tego długą spódnicę, w końcu zima na dobre rozgościła się w okolicy. Na wierzch narzuciła swój czarny płaszcz z kapturem, włosy pozostawiła rozpuszczone, gdyż ubrała na głowę czapkę. W dłoni trzymała pakunek, w końcu zbliżały się święta, nie wypadało tak nachodzić profesora bez żadnego podarunku.
Pojawiła się u niego około dziesiątej. Zastukała do drzwi, po czym pozwoliła sobie wejść do środka. - Dzień dobry!- rzekła, gdy przekroczyła próg. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu Vance'a. Pozwoliła sobie zdjąć płaszcz, czapkę i wszystkie inne zbędne rzeczy. Czekała, aż profesor pojawi się, albo zawoła ją do siebie, niekoniecznie wiedziała, gdzie powinna go szukać. W ręku trzymała coś zapakowanego w szary papier, nie kombinowała zbytnio z prezentem, pozwoliła sobie wynieść z domu jedną butelkę whiskey, w końcu chyba każdy lubi alkohol?
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nakrył się bardziej kocem, usiłując ukryć łabędzie skrzydło, które wyrosło na miejscu jego ręki.
- Nie wiem, czy to dobra po... - słysząc głos dobiegający z przedsionka, niemal się zagotował, przeklinając się w duchu, że nadal nie zamontował odpowiednich zabezpieczeń. Z drugiej strony, to może i lepiej - wówczas krzywda, która przytrafiłaby się dziewczęciu, mogłaby być nieodwracalna... Choć naprawdę próbował ukryć gniew, frustracja wskroś przeszywała jego twarz, kiedy szedł opatulony kocem w stronę lady Macmillan. Zatrzymał się za załomem, przylgnąwszy do ściany i wychylił jedynie głowę. - Proszę NICZEGO nie dotykać i ostrożnie stawiać kroki, tu nie jest bezpiecznie! - ostrzegł ją szczerze, bowiem jedna omyłka nie wykluczała serii innych. To pierwszy przypadek od wielu lat, kiedy zdarzyło mu się odnieść tak spektakularną porażkę przy łamaniu klątw, by samodzielnie paść jej ofiarą. Jasny gwint, że też akurat dzisiaj zechciała tutaj przyjść! Wbrew poglądom, które głosił, dumnie obnosząc się z nauką na własnych błędach i tym, że popełniają je nawet mistrzowie - obawiał się dyskredytacji. Skoro już pofatygowała się taki kawał drogi, nie powinien odprawiać jej z kwitkiem, zresztą była już praktycznie rozebrana. Uspokoił się i zwrócił się łagodniej w jej kierunku.
- Ja... Przepraszam za brak gościny, lady. Miałem wypadek przy pracy, to krępujące... Zapraszam, nie będziesz stała w progu. Tylko proszę, zachowaj ostrożność. - ciężko stwierdzić, czy dziewczę wiedziało, jaką parał się profesją. Mogła kojarzyć piąte przez dziesiąte, że niegdyś miał przejąć wakat nauczyciela Starożytnych Run, ale ostał przy instruktażu Obrony Przed Czarną Magią na kolejne lata, aż do śmierci Dumbledore'a. Kojarzenie faktów mogło jej podsunąć myśl, jakiej natury to wypadek i dlaczego okryty jest kocem, reagując tak wstydliwie. Zachęcił ją, by zasiadła na kanapie i usadowił się obok, spoglądając w oczy dziewczęcia z wyrazem upokorzenia.
- Coś takiego, panno Macmillan, nie wydarzyło mi się od lat. Miałem wielkie szczęście, że skończyło się na takiej... błahostce w skali problemu, który mógłby mi się przytrafić, niemniej... - spokojnym ruchem odchylił koc, ukazując przed nią owe łabędzie skrzydło, które zastąpiło jego prawe ramię. - W mojej pracowni aż roi się od zaklętych przedmiotów, które niechybnie porozrzucałem trzepotem... Będę z Tobą szczery, panno Prudence. Twoje odwiedziny mi dziś nie w smak, ale czuję, jak gdyby los zesłał mi jedyną deskę ratunku, toteż proszę Cię o pomoc. - z trudem przechodziło mu to przez gardło. To jedna z tych osób, które dedykują się światu, nie żądając niczego w zamian - chyba, że chodziło o jego córkę, ale to całkiem odrębna kwestia.
- Jeśli odmówisz, absolutnie zrozumiem. To zresztą niebezpieczne, nie chcę Cię narażać. Może lepiej będzie, jeśli wrócisz do siebie, ja sobie jakoś poradzę. - nie miał zresztą innego wyjścia, choć ciężko zaprzeczyć, że lewą ręką mógłby najwyżej podłubać w nosie. - Zdecydowanie prościej łamać klątwy, które jeszcze nie zostały aktywowane. W mojej pracowni - tam należy uważać i niczego nie dotykać, jest upstrzona przeklętymi listami i piórami, a może i innym cholerstwem - na blacie biurka znajduje się mój roboczy notes. Spróbujesz go dla mnie przynieść? Z notatek powinienem wywnioskować, jak odczarować tę klątwę. - i jeśli pamięć go nie myliła, to wcale nie będzie takie proste, a najgorsze było przed nim.
- Nie wiem, czy to dobra po... - słysząc głos dobiegający z przedsionka, niemal się zagotował, przeklinając się w duchu, że nadal nie zamontował odpowiednich zabezpieczeń. Z drugiej strony, to może i lepiej - wówczas krzywda, która przytrafiłaby się dziewczęciu, mogłaby być nieodwracalna... Choć naprawdę próbował ukryć gniew, frustracja wskroś przeszywała jego twarz, kiedy szedł opatulony kocem w stronę lady Macmillan. Zatrzymał się za załomem, przylgnąwszy do ściany i wychylił jedynie głowę. - Proszę NICZEGO nie dotykać i ostrożnie stawiać kroki, tu nie jest bezpiecznie! - ostrzegł ją szczerze, bowiem jedna omyłka nie wykluczała serii innych. To pierwszy przypadek od wielu lat, kiedy zdarzyło mu się odnieść tak spektakularną porażkę przy łamaniu klątw, by samodzielnie paść jej ofiarą. Jasny gwint, że też akurat dzisiaj zechciała tutaj przyjść! Wbrew poglądom, które głosił, dumnie obnosząc się z nauką na własnych błędach i tym, że popełniają je nawet mistrzowie - obawiał się dyskredytacji. Skoro już pofatygowała się taki kawał drogi, nie powinien odprawiać jej z kwitkiem, zresztą była już praktycznie rozebrana. Uspokoił się i zwrócił się łagodniej w jej kierunku.
- Ja... Przepraszam za brak gościny, lady. Miałem wypadek przy pracy, to krępujące... Zapraszam, nie będziesz stała w progu. Tylko proszę, zachowaj ostrożność. - ciężko stwierdzić, czy dziewczę wiedziało, jaką parał się profesją. Mogła kojarzyć piąte przez dziesiąte, że niegdyś miał przejąć wakat nauczyciela Starożytnych Run, ale ostał przy instruktażu Obrony Przed Czarną Magią na kolejne lata, aż do śmierci Dumbledore'a. Kojarzenie faktów mogło jej podsunąć myśl, jakiej natury to wypadek i dlaczego okryty jest kocem, reagując tak wstydliwie. Zachęcił ją, by zasiadła na kanapie i usadowił się obok, spoglądając w oczy dziewczęcia z wyrazem upokorzenia.
- Coś takiego, panno Macmillan, nie wydarzyło mi się od lat. Miałem wielkie szczęście, że skończyło się na takiej... błahostce w skali problemu, który mógłby mi się przytrafić, niemniej... - spokojnym ruchem odchylił koc, ukazując przed nią owe łabędzie skrzydło, które zastąpiło jego prawe ramię. - W mojej pracowni aż roi się od zaklętych przedmiotów, które niechybnie porozrzucałem trzepotem... Będę z Tobą szczery, panno Prudence. Twoje odwiedziny mi dziś nie w smak, ale czuję, jak gdyby los zesłał mi jedyną deskę ratunku, toteż proszę Cię o pomoc. - z trudem przechodziło mu to przez gardło. To jedna z tych osób, które dedykują się światu, nie żądając niczego w zamian - chyba, że chodziło o jego córkę, ale to całkiem odrębna kwestia.
- Jeśli odmówisz, absolutnie zrozumiem. To zresztą niebezpieczne, nie chcę Cię narażać. Może lepiej będzie, jeśli wrócisz do siebie, ja sobie jakoś poradzę. - nie miał zresztą innego wyjścia, choć ciężko zaprzeczyć, że lewą ręką mógłby najwyżej podłubać w nosie. - Zdecydowanie prościej łamać klątwy, które jeszcze nie zostały aktywowane. W mojej pracowni - tam należy uważać i niczego nie dotykać, jest upstrzona przeklętymi listami i piórami, a może i innym cholerstwem - na blacie biurka znajduje się mój roboczy notes. Spróbujesz go dla mnie przynieść? Z notatek powinienem wywnioskować, jak odczarować tę klątwę. - i jeśli pamięć go nie myliła, to wcale nie będzie takie proste, a najgorsze było przed nim.
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Każda pora była odpowiednia! Tak przynajmniej wydawało się pannie Macmillan. Może powinna nauczyć się zapowiadać swoje wizyty? Czy nie byłoby wtedy wszystko jakieś prostsze? Kiedy usłyszała jego głos, skierowała się w stronę, z której dochodził. Była ciekawa, słychać było bowiem irytacja w głosie Vance'a.
- Co się stało profesorze, czy wszystko w porządku?- rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak o niebezpieczeństwie, nic jednak nie zwróciło jej uwagi, jak widać, tak właśnie się znała na klątwach, czy innych takich.
Spoglądała na profesora, który wystawił jedynie głowę, zmrużyła oczy, coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Zachowywał się dziwnie. Dobrze, nie będę nic dotykać!- z ostrożnością panna Macmillan miała duże problemy, jednak starała się na spokojnie stawiać kroki, kiedy zbliżała się do mężczyzny. Chyba nic tu nie wybuchnie?
- Niech mnie pan nie przeprasza, to ja jak zawsze pojawiłam się znienacka, nie chciałam przeszkadzać.- zrobiło jej się trochę głupio, że go zaskoczyła. No, ale skoro już tu była to może będzie w stanie mu pomóc?
No i wtedy wszystko się wyjaśniło. Kiedy zdjął koc, którym był przykryty. Czy to było łabędzie skrzydło? Ale jak? Nie widziała jeszcze czegoś takiego w swoim życiu, może w jednej z ksiąg, które wertowała przeczytała coś na taki temat, nie mogła sobie jednak za bardzo przypomnieć o co dokładnie chodziło. - Zamienia się pan w łabędzia? Czy zostanie tylko to skrzydło?- nie mogła się powstrzymać od spoglądania na tą nienaturalną część ciała która mu wyrosła. - Boli to pana? Mogę jakoś pomóc?- zastanawiała się, czy to dopiero początek, czy klątwa już bardziej nie miała postępować. Nie mogła oderwać wzroku od tego skrzydła. Nie chciała się gapić, jednak no nie mogła zupełnie się powstrzymać. - Niech się Pan nie przejmuje, pojawiłam się tu najwyraźniej w idealnym momencie, chętnie pomogę pozbyć się tej niespodzianki. Może nie znam się na tym specjalnie, jednak z pańskim instruktażem powinnam sobie poradzić. Mam jedynie nadzieję, że nie jest to bolesne.- Macmillan chętnie nauczy się czegoś nowego, a i nie zostawiłaby profesora z takim problemem samego. Odstawiła pakunek na stole, mięli teraz większy problem.
- Ależ nie ma takiej możliwości, że pana zostawię z tym samego. Nie tak łatwo mnie wystraszyć, myślę, że razem może nam pójść szybciej pozbycie się tej niespodzianki.- Prue nie miała zamiaru opuścić tego miejsca, dopóki nie będzie pewna, że z profesorem wszystko jest w porządku. Tym razem, to ona mogła mu pomóc.
- Oczywiście, już pędzę!- nie zamierzała tracić czasu. Udała się do pracowni Villana, doszła do biurka, znalazła na nim notes, chyba był to ten o którym mówił. Starała się nie dotykać niczego więcej, aby nie skończyć jak profesor. Jeszcze brakowało, żeby jej urosło skrzydło. Wróciła do salonu z notesem w ręku. - O ten chodziło?- przekazała go mu do ręki.
- Co się stało profesorze, czy wszystko w porządku?- rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak o niebezpieczeństwie, nic jednak nie zwróciło jej uwagi, jak widać, tak właśnie się znała na klątwach, czy innych takich.
Spoglądała na profesora, który wystawił jedynie głowę, zmrużyła oczy, coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Zachowywał się dziwnie. Dobrze, nie będę nic dotykać!- z ostrożnością panna Macmillan miała duże problemy, jednak starała się na spokojnie stawiać kroki, kiedy zbliżała się do mężczyzny. Chyba nic tu nie wybuchnie?
- Niech mnie pan nie przeprasza, to ja jak zawsze pojawiłam się znienacka, nie chciałam przeszkadzać.- zrobiło jej się trochę głupio, że go zaskoczyła. No, ale skoro już tu była to może będzie w stanie mu pomóc?
No i wtedy wszystko się wyjaśniło. Kiedy zdjął koc, którym był przykryty. Czy to było łabędzie skrzydło? Ale jak? Nie widziała jeszcze czegoś takiego w swoim życiu, może w jednej z ksiąg, które wertowała przeczytała coś na taki temat, nie mogła sobie jednak za bardzo przypomnieć o co dokładnie chodziło. - Zamienia się pan w łabędzia? Czy zostanie tylko to skrzydło?- nie mogła się powstrzymać od spoglądania na tą nienaturalną część ciała która mu wyrosła. - Boli to pana? Mogę jakoś pomóc?- zastanawiała się, czy to dopiero początek, czy klątwa już bardziej nie miała postępować. Nie mogła oderwać wzroku od tego skrzydła. Nie chciała się gapić, jednak no nie mogła zupełnie się powstrzymać. - Niech się Pan nie przejmuje, pojawiłam się tu najwyraźniej w idealnym momencie, chętnie pomogę pozbyć się tej niespodzianki. Może nie znam się na tym specjalnie, jednak z pańskim instruktażem powinnam sobie poradzić. Mam jedynie nadzieję, że nie jest to bolesne.- Macmillan chętnie nauczy się czegoś nowego, a i nie zostawiłaby profesora z takim problemem samego. Odstawiła pakunek na stole, mięli teraz większy problem.
- Ależ nie ma takiej możliwości, że pana zostawię z tym samego. Nie tak łatwo mnie wystraszyć, myślę, że razem może nam pójść szybciej pozbycie się tej niespodzianki.- Prue nie miała zamiaru opuścić tego miejsca, dopóki nie będzie pewna, że z profesorem wszystko jest w porządku. Tym razem, to ona mogła mu pomóc.
- Oczywiście, już pędzę!- nie zamierzała tracić czasu. Udała się do pracowni Villana, doszła do biurka, znalazła na nim notes, chyba był to ten o którym mówił. Starała się nie dotykać niczego więcej, aby nie skończyć jak profesor. Jeszcze brakowało, żeby jej urosło skrzydło. Wróciła do salonu z notesem w ręku. - O ten chodziło?- przekazała go mu do ręki.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wizyta lady Macmillan w jego skromnych progach okazała się wybawieniem. Dziewczę absolutnie nie dało po sobie poznać, że jakkolwiek skompromitował się w jej oczach, co niezmiernie go radowało i sprawiło, że mógł się przed nią bardziej otworzyć. Rzadko operował kłamstwem, toteż zdecydował się na szczere wyznanie, jak absurdalny błąd popełnił, aby lepiej zrozumiała naturę problemu i wyciągnęła wnioski z cudzej porażki.
- Nie obawiaj się, lady, transmutowano jedynie moje prawe ramię. Chwilę temu miałem wizytę niespodziewanych gości, którzy uraczyli mnie przemiłym gestem. - wskazał na stolik nieopodal, na którym widnieje spory, niepodzielony jeszcze kawałek ciasta w blasze, z której unosi się przepyszny zapach amerykańskiej szarlotki. - Od rana jestem nie swój i w dekoncentracji zapodziałem pióro, myląc je z zaklętym, łudząco podobnym przedmiotem, który musiał wydostać się z szafki na kłódkę wraz z korespondencjami, na które nałożono podobne klątwy. Nieostrożność sprowadziła na mnie jej efekt i proszę mi wierzyć, miałem ogromne szczęście, że jeszcze żyję. Dlatego proszę Cię, Prudence, abyś była ostrożna i nie dotykała niczego. - co prawda wszystkie z klątw zostały uprzednio zidentyfikowane, nim Vance przechował je w swojej tajemniczej szafce i żadna z nich nie grozi natychmiastową śmiercią, wiele z nich jest wyjątkowo złośliwych i trudnych do wyleczenia. - Nie boli, dziękuję za troskę. To trochę tak, jak gdybyś rzuciła na mnie urok transmutacyjny, ale jego efektów nie da się cofnąć zwyczajnym Finite Incantatem. Przynieś mi, proszę ten notes, a powiem Ci dokładnie, w jaki sposób mogłabyś mi pomóc - nie wiem jednakże, jak będę mógł Ci się odwdzięczyć. - posłał jej nieśmiały uśmiech, kiedy odchodziła w stronę jego pracowni i miał nadzieję, że ani ona, ani żadne z jego zwierząt... - Lady! Runka jest teraz podatna na szalone niebezpieczeństwo! Powinna spokojnie leżeć na parapecie, ale jeśli zetknie się z którąkolwiek z tych klątw... Nie chcę sobie nawet wyobrażać. To spokojny i leniwy kot, podejdź do niej, proszę i wynieś ją stamtąd! - dopiero teraz sobie uzmysłowił, w jak zagrożonej pozycji znajdował się jego pupil, o którym dotychczas absolutnie zapomniał!
Gdy kobieta przyniosła mu notes, odebrał go wdzięcznie lewą dłonią i nieporadnie próbował przewracać kartki, by natrafić na określoną stronę w zapiskach.
- Klątwa robactwa... Srebrnej nici, Tellus też nie... - wertował kolejne kartki, mamrocząc pod nosem tytuły notatek. W końcu natrafił na właściwą i spojrzał dziewczęciu w oczy, łapiąc głębszy oddech. - W mugolskim świecie istnieje pewna baśń, poniekąd bazująca na faktach z czarodziejskiego świata o królu, którego synowie przeobrazili się w łabędzie wynikiem klątwy rzuconej przez macochę - wiedźmę. Przedmiotem tejże klątwy były bawełniane koszule, którymi rzuciła w chłopców. Czar dało się zdjąć, szyjąc dla każdego po jednej koszuli z pokrzyw w przeciągu sześciu lat. Wedle czarodziejskich podań, ta część jest akurat mitem, niemniej podobną klątwę złamać można dzięki uszyciu takiej koszuli i odziewając ją przez jeden pełny dzień. To powinno rozwiązać mój kłopot, lady. - należało więc nazbierać pokrzyw i uszyć z nich koszulę, ale przecież samodzielnie by tego nie zrobił; ta kobieta spadła mu z nieba. Tym jednak, czego się obawiał, to oczywiście ból i reakcja organizmu na poparzenie pokrzywami, które nosić miał na sobie przez cały dzień. Wyraził zmartwienie jedynie grymasem lęku na twarzy.
- Nie obawiaj się, lady, transmutowano jedynie moje prawe ramię. Chwilę temu miałem wizytę niespodziewanych gości, którzy uraczyli mnie przemiłym gestem. - wskazał na stolik nieopodal, na którym widnieje spory, niepodzielony jeszcze kawałek ciasta w blasze, z której unosi się przepyszny zapach amerykańskiej szarlotki. - Od rana jestem nie swój i w dekoncentracji zapodziałem pióro, myląc je z zaklętym, łudząco podobnym przedmiotem, który musiał wydostać się z szafki na kłódkę wraz z korespondencjami, na które nałożono podobne klątwy. Nieostrożność sprowadziła na mnie jej efekt i proszę mi wierzyć, miałem ogromne szczęście, że jeszcze żyję. Dlatego proszę Cię, Prudence, abyś była ostrożna i nie dotykała niczego. - co prawda wszystkie z klątw zostały uprzednio zidentyfikowane, nim Vance przechował je w swojej tajemniczej szafce i żadna z nich nie grozi natychmiastową śmiercią, wiele z nich jest wyjątkowo złośliwych i trudnych do wyleczenia. - Nie boli, dziękuję za troskę. To trochę tak, jak gdybyś rzuciła na mnie urok transmutacyjny, ale jego efektów nie da się cofnąć zwyczajnym Finite Incantatem. Przynieś mi, proszę ten notes, a powiem Ci dokładnie, w jaki sposób mogłabyś mi pomóc - nie wiem jednakże, jak będę mógł Ci się odwdzięczyć. - posłał jej nieśmiały uśmiech, kiedy odchodziła w stronę jego pracowni i miał nadzieję, że ani ona, ani żadne z jego zwierząt... - Lady! Runka jest teraz podatna na szalone niebezpieczeństwo! Powinna spokojnie leżeć na parapecie, ale jeśli zetknie się z którąkolwiek z tych klątw... Nie chcę sobie nawet wyobrażać. To spokojny i leniwy kot, podejdź do niej, proszę i wynieś ją stamtąd! - dopiero teraz sobie uzmysłowił, w jak zagrożonej pozycji znajdował się jego pupil, o którym dotychczas absolutnie zapomniał!
Gdy kobieta przyniosła mu notes, odebrał go wdzięcznie lewą dłonią i nieporadnie próbował przewracać kartki, by natrafić na określoną stronę w zapiskach.
- Klątwa robactwa... Srebrnej nici, Tellus też nie... - wertował kolejne kartki, mamrocząc pod nosem tytuły notatek. W końcu natrafił na właściwą i spojrzał dziewczęciu w oczy, łapiąc głębszy oddech. - W mugolskim świecie istnieje pewna baśń, poniekąd bazująca na faktach z czarodziejskiego świata o królu, którego synowie przeobrazili się w łabędzie wynikiem klątwy rzuconej przez macochę - wiedźmę. Przedmiotem tejże klątwy były bawełniane koszule, którymi rzuciła w chłopców. Czar dało się zdjąć, szyjąc dla każdego po jednej koszuli z pokrzyw w przeciągu sześciu lat. Wedle czarodziejskich podań, ta część jest akurat mitem, niemniej podobną klątwę złamać można dzięki uszyciu takiej koszuli i odziewając ją przez jeden pełny dzień. To powinno rozwiązać mój kłopot, lady. - należało więc nazbierać pokrzyw i uszyć z nich koszulę, ale przecież samodzielnie by tego nie zrobił; ta kobieta spadła mu z nieba. Tym jednak, czego się obawiał, to oczywiście ból i reakcja organizmu na poparzenie pokrzywami, które nosić miał na sobie przez cały dzień. Wyraził zmartwienie jedynie grymasem lęku na twarzy.
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie takie rzeczy lady Macmillan widziała już w swoim życiu. Zresztą sama tak często się kompromitowała, że nie tak łatwo było wzbudzić przed nią takie emocje. Nie widziała również powodu do wstydu przez to, że trafiło się na klątwę, w końcu tak to już w życiu bywało, że nawet najlepszym czasem zdarzają się małe potknięcia. Na pewno jakoś uda im się z tym poradzić.
- Skoro tylko prawe ramię, to nie jest jeszcze tak źle.- rzekła, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Ciekawe, czy jakby miał dwa skrzydła, to mógłby spróbować latać. Naprawdę ją to fascynowało. Czy działają jak prawdziwe łabędzie skrzydła.
Dopiero, gdy zobaczyła blachę z ciastem udało jej się połączyć zapach, którego nie dało się nie poczuć po wejściu z tym, z czym jej się kojarzył. Profesorze, to okropny zbieg okoliczności. Każdemu się czasem zdarza zdekoncentrować. Dobrze, że nic gorszego się nie wydarzyło, jak mniemam zapewne będzie można odwrócić ten efekt? Głupio tak z jednym skrzydłem, jeszcze jakby pan miał dwa, to może można by spróbować na nich latać, a tak to ani to przydatne, ani ładne.- posłała uśmiech Vanceowi. - Oczywiście, że będę ostrożna, nie musi mi profesor powtarzać dwa razy.- nie zamierzała jeszcze siebie dzisiaj wpakować w jakieś dodatkowe atrakcje. Wystarczyło, że profesor potrzebował pomocy. Nie zamierzała zostawiać go w potrzebie, znalazła się tutaj w odpowiednim czasie i momencie. Co nawet ją zaskoczyło, bo to raczej ona zazwyczaj pakowała się w kłopoty, dziś jakiś wyjątkowy dzień.
- Całe szczęście, że nie boli, jak widać, zawsze mogło być gorzej! - Prudence miała sporo entuzjazmu do pomocy, zresztą od zawsze była osobą pełną optymizmu i starała się widzieć te dobre strony, w najgorszej sytuacji by znalazła jakieś pozytywy, taki to już był człowiek. Wierzyła, że szybko pomoże profesorowi i jeszcze napiją się dzisiaj razem whiskey. - Wyniosę ją stamtąd, oczywiście! - krzyknęła jeszcze do profesora, zanim poszła po jego notes. Poza notesem zlokalizowała kotkę, którą wzięła na ręce i bezpiecznie wyniosła z pomieszczenia, jak na razie nie wypuszczała jej z rąk. Macmillan uwielbiała zwierzęta, także pozwoliła sobie na krótką chwilę pieszczot skierowanych w stronę kota. Głaskała zwierzę, gdy profesor przeglądał swój notes. Przyglądała mu się przy tym uważnie. Miała nadzieję, że faktycznie znajdzie rozwiązanie tej sytuacji. Na pewno ma coś w tym swoim notesie, w końcu był taki doświadczony, że kto jak nie on mógł posiadać takie informacje?
Uważnie słuchała tego, co mężczyzna miał jej do powiedzenia. Nie znała się na mugolskich baśniach, tak naprawdę niewiele wiedziała o mugolach. Chętnie więc dowiadywała się nowych informacji na ich temat. Opowieść brzmiała ciekawie, tylko dlaczego akurat pokrzywy? - Myśli profesor, że to może mieć jakiś związek? - spoglądała nań zainteresowana. - Chyba pójdę zbierać te pokrzywy. Proszę sobie chwilę odpocząć, a ja zaraz wrócę. - nie czekała na odpowiedź profesora. Odwróciła się na pięcie, narzuciła na plecy płaszcz i wyszła z domu Vancea w poszukiwaniu pokrzyw. Wiedziała, że ją nieco pewnie podrapią, jednak nie przeszkadzało jej to zupełnie. Po krótkiej chwili wróciła do salonu z bukietem pokrzyw w dłoniach. - Mamy z tego uszyć koszulę? Ma profesor nici?- nie zamierzała migać się od pomocy, chętnie zajmie się szyciem tej koszuli.
- Skoro tylko prawe ramię, to nie jest jeszcze tak źle.- rzekła, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Ciekawe, czy jakby miał dwa skrzydła, to mógłby spróbować latać. Naprawdę ją to fascynowało. Czy działają jak prawdziwe łabędzie skrzydła.
Dopiero, gdy zobaczyła blachę z ciastem udało jej się połączyć zapach, którego nie dało się nie poczuć po wejściu z tym, z czym jej się kojarzył. Profesorze, to okropny zbieg okoliczności. Każdemu się czasem zdarza zdekoncentrować. Dobrze, że nic gorszego się nie wydarzyło, jak mniemam zapewne będzie można odwrócić ten efekt? Głupio tak z jednym skrzydłem, jeszcze jakby pan miał dwa, to może można by spróbować na nich latać, a tak to ani to przydatne, ani ładne.- posłała uśmiech Vanceowi. - Oczywiście, że będę ostrożna, nie musi mi profesor powtarzać dwa razy.- nie zamierzała jeszcze siebie dzisiaj wpakować w jakieś dodatkowe atrakcje. Wystarczyło, że profesor potrzebował pomocy. Nie zamierzała zostawiać go w potrzebie, znalazła się tutaj w odpowiednim czasie i momencie. Co nawet ją zaskoczyło, bo to raczej ona zazwyczaj pakowała się w kłopoty, dziś jakiś wyjątkowy dzień.
- Całe szczęście, że nie boli, jak widać, zawsze mogło być gorzej! - Prudence miała sporo entuzjazmu do pomocy, zresztą od zawsze była osobą pełną optymizmu i starała się widzieć te dobre strony, w najgorszej sytuacji by znalazła jakieś pozytywy, taki to już był człowiek. Wierzyła, że szybko pomoże profesorowi i jeszcze napiją się dzisiaj razem whiskey. - Wyniosę ją stamtąd, oczywiście! - krzyknęła jeszcze do profesora, zanim poszła po jego notes. Poza notesem zlokalizowała kotkę, którą wzięła na ręce i bezpiecznie wyniosła z pomieszczenia, jak na razie nie wypuszczała jej z rąk. Macmillan uwielbiała zwierzęta, także pozwoliła sobie na krótką chwilę pieszczot skierowanych w stronę kota. Głaskała zwierzę, gdy profesor przeglądał swój notes. Przyglądała mu się przy tym uważnie. Miała nadzieję, że faktycznie znajdzie rozwiązanie tej sytuacji. Na pewno ma coś w tym swoim notesie, w końcu był taki doświadczony, że kto jak nie on mógł posiadać takie informacje?
Uważnie słuchała tego, co mężczyzna miał jej do powiedzenia. Nie znała się na mugolskich baśniach, tak naprawdę niewiele wiedziała o mugolach. Chętnie więc dowiadywała się nowych informacji na ich temat. Opowieść brzmiała ciekawie, tylko dlaczego akurat pokrzywy? - Myśli profesor, że to może mieć jakiś związek? - spoglądała nań zainteresowana. - Chyba pójdę zbierać te pokrzywy. Proszę sobie chwilę odpocząć, a ja zaraz wrócę. - nie czekała na odpowiedź profesora. Odwróciła się na pięcie, narzuciła na plecy płaszcz i wyszła z domu Vancea w poszukiwaniu pokrzyw. Wiedziała, że ją nieco pewnie podrapią, jednak nie przeszkadzało jej to zupełnie. Po krótkiej chwili wróciła do salonu z bukietem pokrzyw w dłoniach. - Mamy z tego uszyć koszulę? Ma profesor nici?- nie zamierzała migać się od pomocy, chętnie zajmie się szyciem tej koszuli.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Dziękuję, naprawdę dziękuję. - to słowo miało paść dziś po wielokroć, bowiem fakt, że arystokratka zdecydowała się pochylić nad jego losem, wywoływał w nim szczere uznanie. Lady Prudence nie tylko towarzyszyła mu w niedoli, kiedy tego najbardziej potrzebował - ona aktywnie wspierała go w rozwiązaniu kłopotu. - Zawsze mógłbym dotknąć pióra drugą ręką i przekonać się na własnej skórze, panno Macmillan. - odpowiedział uśmiechem, ukojony jej bezwarunkową troską. - Obawiam się jednak, że rozsądniejszym byłoby ujarzmienie hipogryfa lub kradzież aetonana ze stajni prominentów z Yorkshire, albowiem skrzydła nie są jedynym elementem, który napędza ptaki do latania. Ale kto wie, może z odrobiną transmutacji... Pal licho, że też musiałem podjąć w życiu tyle błędnych decyzji. - zażartował, bowiem nie żałował w życiu prawie niczego i był dumny z tego, co w życiu osiągnął, pracując na własne imię.
Profesor opowiedział szlachciance streszczenie historii, które prowadziło do sedna sprawy. Prudence była inna, niż osobistości jej statusu. Bardziej swojska, naturalna, bezpardonowa... zwyczajna, ale przez to wyjątkowa. Mężczyzna wiedział, że dama żywo interesuje się żywotem niemagicznych
i ich czarodziejskich potomków, pozwalając sobie co rusz na anegdotkę z mugolskiego świata. Dobrze było mieć w niej przyjaciółkę, takiej empatii często się nie spotyka - szczególnie w tak trudnych czasach.
- Wiadomym jest, że mugole tworzą swój własny folklor, bazując na czarodziejskich odkryciach - czasami te dwa światy po prostu się ze sobą zderzają. Podania, które głoszą o skuteczności pokrzyw w łamaniu takich klątw, są po wielokroć starsze, niż opisana historia. Nie mam wątpliwości, że moje notatki zawierają prawidłowe instrukcje. - przyznał z pewnością siebie. Czytał w życiu wiele ksiąg naukowych, oscylujących wokół tematu plugawej magii i przekleństw. To dzięki nim posiadł wiedzę niezbędną do wykonywania swego zawodu. Jeśli zanotował sobie taką procedurę w notesie, musiała być skuteczna. - Oczywiście nie pozwolę Ci zbierać tych pokrzyw samodzielnie, lady. - z jej wsparciem odzyskał swą siłę woli i podniósł się z łóżka, zmotywowany do działania. Zamierzał nazbierać tyle pokrzyw, ile to było możliwe wespół z osobą towarzyszącą, gdyż stworzenie z tego koszuli, z pewnością wymagało dużej ilości materiału. Gdy wrócili do domu z koszem pełnym pokrzyw, wręczył jej igłę i nici, w pełni polegając teraz na jej dobrej woli - sam bowiem nie byłby w stanie uszyć rzeczonej koszuli.
Profesor opowiedział szlachciance streszczenie historii, które prowadziło do sedna sprawy. Prudence była inna, niż osobistości jej statusu. Bardziej swojska, naturalna, bezpardonowa... zwyczajna, ale przez to wyjątkowa. Mężczyzna wiedział, że dama żywo interesuje się żywotem niemagicznych
i ich czarodziejskich potomków, pozwalając sobie co rusz na anegdotkę z mugolskiego świata. Dobrze było mieć w niej przyjaciółkę, takiej empatii często się nie spotyka - szczególnie w tak trudnych czasach.
- Wiadomym jest, że mugole tworzą swój własny folklor, bazując na czarodziejskich odkryciach - czasami te dwa światy po prostu się ze sobą zderzają. Podania, które głoszą o skuteczności pokrzyw w łamaniu takich klątw, są po wielokroć starsze, niż opisana historia. Nie mam wątpliwości, że moje notatki zawierają prawidłowe instrukcje. - przyznał z pewnością siebie. Czytał w życiu wiele ksiąg naukowych, oscylujących wokół tematu plugawej magii i przekleństw. To dzięki nim posiadł wiedzę niezbędną do wykonywania swego zawodu. Jeśli zanotował sobie taką procedurę w notesie, musiała być skuteczna. - Oczywiście nie pozwolę Ci zbierać tych pokrzyw samodzielnie, lady. - z jej wsparciem odzyskał swą siłę woli i podniósł się z łóżka, zmotywowany do działania. Zamierzał nazbierać tyle pokrzyw, ile to było możliwe wespół z osobą towarzyszącą, gdyż stworzenie z tego koszuli, z pewnością wymagało dużej ilości materiału. Gdy wrócili do domu z koszem pełnym pokrzyw, wręczył jej igłę i nici, w pełni polegając teraz na jej dobrej woli - sam bowiem nie byłby w stanie uszyć rzeczonej koszuli.
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Prue była wrażliwa na krzywdę innych, nigdy nie odmawiała pomocy. Pakowała się przez to czasem w jakieś kłopoty, jak widać jeszcze żyła i aż tak źle się to nie kończyło. Nie mogłaby nie wyciągnąć ręki do profesora, szczególnie, że zastała go w takiej sytuacji. - Nie ma mi pan za co dziękować, przecież to normalne. Jak mogłabym nie zareagować, kiedy widzę, że coś się panu przydarzyło. - Lady Macmillan nie mogłaby spać spokojnie, gdyby stąd wyszła bez słowa.
- Może nie warto ryzykować? Nie to, że bym tego chętnie nie zobaczyła.. ale jedno skrzydło chyba też jest wystarczającym kłopotem.- kącik ust drgnął jej w uśmiechu. - Nie ma się co przejmować, wszystko da się odwrócić i naprawić, może zajmie to trochę czasu, jednak na pewno nam się uda. - widziała, że profesorowi jest nieco głupio, z powodu tego, co mu się przydarzyło, jednak każdy miał prawo się zagapić, nawet taki wprawiony czarodziej jak on.
Wsłuchiwała się z uwagą w jego opowieści o mugolach, była zafascynowana ich światem, nie znała go zbyt dobrze, wszak od zawsze żyła tutaj. Zresztą, jako szlachcianka nie znała nawet do końca życia zwyczajnych czarodziejów. Miała wszystko wszystko podane na tacy, żyła poniekąd w złotej klatce, także chętnie się dowiadywała, jak to wygląda gdzie indziej. Oczy się jej rozszerzyły widać było, że ogromnie ją to interesowało. - Trudno by było, gdyby oba światy nie miały ze sobą nic wspólnego, wszak żyjemy tuż obok. Muszą się czasem przeplatać, nie ma innej możliwości, abyśmy żyli zupełnie bez kontaktu. Moim zdaniem jest to dobre, wszak możemy się nauczyć od siebie różnych rzeczy. Chciałabym spędzić dłuższy okres czasu między mugolami, zobaczyć jak żyją. - rzekła do profesora. Wiedziała, że wielu czarodziejów uważało się za lepszych od tych niemagicznych, nie do końca potrafiła zrozumieć dlaczego. Dla każdego przecież znalazło się miejsce na tym świecie, po co więc pozbywać się tych niczemu winnych mugoli?
- Nie musi się profesor fatygować! - przewróciła jedynie oczami, była sobie przecież w stanie sama poradzić z tak błahym zajęciem. Nie chciała jednak kłócić się z Vancem. Skoro chciał.. to poszedł za nią. Całkiem sprawnie udało im się zebrać pokrzywy, teraz ostatnia część zadania i problem będzie praktycznie rozwiązany.
Usiadła sobie na krześle, wcześniej jednak zdjęła ponownie płaszcz. Przyjęła od mężczyzny igłę i nici i zaczęła szyć tą nieszczęsną koszulę. Jej umiejętności związane z szyciem.. cóż praktycznie ich nie było, jednak łączenie ze sobą pokrzyw w prowizoryczną koszulę nie było ogromnym wyzwaniem. Może trochę będą ją piekły dłonie od pokrzyw i pewnie ukłuła się kilka razy igłą, nie dawała po sobie jednak poznać, że coś jej doskwiera.
- Może nie warto ryzykować? Nie to, że bym tego chętnie nie zobaczyła.. ale jedno skrzydło chyba też jest wystarczającym kłopotem.- kącik ust drgnął jej w uśmiechu. - Nie ma się co przejmować, wszystko da się odwrócić i naprawić, może zajmie to trochę czasu, jednak na pewno nam się uda. - widziała, że profesorowi jest nieco głupio, z powodu tego, co mu się przydarzyło, jednak każdy miał prawo się zagapić, nawet taki wprawiony czarodziej jak on.
Wsłuchiwała się z uwagą w jego opowieści o mugolach, była zafascynowana ich światem, nie znała go zbyt dobrze, wszak od zawsze żyła tutaj. Zresztą, jako szlachcianka nie znała nawet do końca życia zwyczajnych czarodziejów. Miała wszystko wszystko podane na tacy, żyła poniekąd w złotej klatce, także chętnie się dowiadywała, jak to wygląda gdzie indziej. Oczy się jej rozszerzyły widać było, że ogromnie ją to interesowało. - Trudno by było, gdyby oba światy nie miały ze sobą nic wspólnego, wszak żyjemy tuż obok. Muszą się czasem przeplatać, nie ma innej możliwości, abyśmy żyli zupełnie bez kontaktu. Moim zdaniem jest to dobre, wszak możemy się nauczyć od siebie różnych rzeczy. Chciałabym spędzić dłuższy okres czasu między mugolami, zobaczyć jak żyją. - rzekła do profesora. Wiedziała, że wielu czarodziejów uważało się za lepszych od tych niemagicznych, nie do końca potrafiła zrozumieć dlaczego. Dla każdego przecież znalazło się miejsce na tym świecie, po co więc pozbywać się tych niczemu winnych mugoli?
- Nie musi się profesor fatygować! - przewróciła jedynie oczami, była sobie przecież w stanie sama poradzić z tak błahym zajęciem. Nie chciała jednak kłócić się z Vancem. Skoro chciał.. to poszedł za nią. Całkiem sprawnie udało im się zebrać pokrzywy, teraz ostatnia część zadania i problem będzie praktycznie rozwiązany.
Usiadła sobie na krześle, wcześniej jednak zdjęła ponownie płaszcz. Przyjęła od mężczyzny igłę i nici i zaczęła szyć tą nieszczęsną koszulę. Jej umiejętności związane z szyciem.. cóż praktycznie ich nie było, jednak łączenie ze sobą pokrzyw w prowizoryczną koszulę nie było ogromnym wyzwaniem. Może trochę będą ją piekły dłonie od pokrzyw i pewnie ukłuła się kilka razy igłą, nie dawała po sobie jednak poznać, że coś jej doskwiera.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiedy los zsyła z nieba pomoc takiego anioła, ciężko nie rozważać wiary w mugolską Opatrzność. Prudence zaiste posiadała złote serce, a błękitna krew odzwierciedlała jej szlachetny charakter. Celebrowała życie z pełnią szacunku, pielęgnując w sobie pożądaną dobrotliwość i altruizm. Z jej pomocą prędko uporał się z najtrudniejszą częścią zadania.
- Jest lady bardzo życzliwą osobą. Jestem dumny, że mogę być Twym nauczycielem i mentorem. To dziś szalenie rzadko spotykana cecha. - nie wiedział, w jaki sposób jej się odpłaci, ale za punkt honoru postawił sobie chronić tę dziewczynę przed złem tego świata. Nie miał oczywiście prawa, by narzucać jej swą pomoc, ale mogła być teraz pewna, że zyskała jego dozgonną wdzięczność. Tu nawet nie chodziło o wagę problemu, a jej gotowość do poświęceń. To przemiłe dziewczę wzbudzało w nim szereg pozytywnych emocji i sentymentów, mieć ją po swojej stronie to skarb.
- Pozostaje mi włożyć tę koszulę i czekać. - rzekł, nieporadnie próbując ściągnąć z siebie górną odzież. Ze skrzydłem było to nie lada wyzwanie, ale nie ważył się jej prosić o pomoc. Chwilę później jej oczom ukazał się paskudny widok blizn po oparzeniach, które strawiły jego ciało wiele, wiele lat temu, odciskając szpetne piętno na zawsze. Raz jeszcze próbował założyć na siebie rzeczoną koszulę z pokrzyw, która cholernie go parzyła. Gdy ją odział, spoczął z grymasem na fotelu w salonie i zwrócił się do lady. - Panno Macmillan, zechciałabyś się poczęstować jabłecznikiem? Leży o tam, proszę się nie krępować. - kiwnął jedynie głową, starając się specjalne nie ruszać w nowym odzieniu.
- Gdybyś czegoś kiedykolwiek potrzebowała, lady, możesz na mnie polegać - zawsze. Dziękuję raz jeszcze. - Villan nie potrzebował wiele, by poznać się na człowieku. Prudence mu zaimponowała i zamierzał to podkreślać wielokrotnie. Dzisiejsze spotkanie, z początku niechciane, przeobraziło się w przyjemny wieczór przy kawałku ciasta i dobrego alkoholu, podczas którego obydwoje dyskutowali na wiele tematów, poznając się nieco lepiej. Po zmierzchu zgodnie z oczekiwaniami, coś zaczęło się dziać - efekt transmutacji wywołany klątwą wreszcie się zakończył, a mężczyzna odzyskał wiodącą rękę, spędzając resztę nocy na porządkowaniu zaklętych przedmiotów w szafce na kłódkę, upewniwszy się, że nie grozi mu już żadne niebezpieczeństwo.
- Jest lady bardzo życzliwą osobą. Jestem dumny, że mogę być Twym nauczycielem i mentorem. To dziś szalenie rzadko spotykana cecha. - nie wiedział, w jaki sposób jej się odpłaci, ale za punkt honoru postawił sobie chronić tę dziewczynę przed złem tego świata. Nie miał oczywiście prawa, by narzucać jej swą pomoc, ale mogła być teraz pewna, że zyskała jego dozgonną wdzięczność. Tu nawet nie chodziło o wagę problemu, a jej gotowość do poświęceń. To przemiłe dziewczę wzbudzało w nim szereg pozytywnych emocji i sentymentów, mieć ją po swojej stronie to skarb.
- Pozostaje mi włożyć tę koszulę i czekać. - rzekł, nieporadnie próbując ściągnąć z siebie górną odzież. Ze skrzydłem było to nie lada wyzwanie, ale nie ważył się jej prosić o pomoc. Chwilę później jej oczom ukazał się paskudny widok blizn po oparzeniach, które strawiły jego ciało wiele, wiele lat temu, odciskając szpetne piętno na zawsze. Raz jeszcze próbował założyć na siebie rzeczoną koszulę z pokrzyw, która cholernie go parzyła. Gdy ją odział, spoczął z grymasem na fotelu w salonie i zwrócił się do lady. - Panno Macmillan, zechciałabyś się poczęstować jabłecznikiem? Leży o tam, proszę się nie krępować. - kiwnął jedynie głową, starając się specjalne nie ruszać w nowym odzieniu.
- Gdybyś czegoś kiedykolwiek potrzebowała, lady, możesz na mnie polegać - zawsze. Dziękuję raz jeszcze. - Villan nie potrzebował wiele, by poznać się na człowieku. Prudence mu zaimponowała i zamierzał to podkreślać wielokrotnie. Dzisiejsze spotkanie, z początku niechciane, przeobraziło się w przyjemny wieczór przy kawałku ciasta i dobrego alkoholu, podczas którego obydwoje dyskutowali na wiele tematów, poznając się nieco lepiej. Po zmierzchu zgodnie z oczekiwaniami, coś zaczęło się dziać - efekt transmutacji wywołany klątwą wreszcie się zakończył, a mężczyzna odzyskał wiodącą rękę, spędzając resztę nocy na porządkowaniu zaklętych przedmiotów w szafce na kłódkę, upewniwszy się, że nie grozi mu już żadne niebezpieczeństwo.
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Macmillan była po prostu od dziecka uczona pomocy słabszym, potrzebującym. Może i mięli gorącą krew, porywcze charaktery jednak nigdy nie odmawiali pomocy. Nie różniła się zbytnio od reszty członków swojej rodziny. Może nie do końca pasowali do standardów szlachty, jednak nie robili tym nikomu krzywdy, wręcz przeciwnie. Szkoda, że niewiele rodów czystej krwi miało podobne zachowania, świat byłby wtedy piękniejszy. Jeszcze kiedyś będzie przepięknie, wszyscy będą żyli w zgodzie i te głupie podziały przestaną istnieć, taką miała nadzieję.
- Czy ja wiem profesorze. Zdaję sobie sprawę, że czasy są trudne. Czyż jednak nie to różni nas od zwierząt. Sumienie? Nie wyobrażam sobie odejść bez słowa, w jakiejkolwiek sytuacji, nie mogłabym zmrużyć oka, mając świadomość, że nie wyciągnęłam pomocnej dłoni. Cokolwiek, by to nie było.- była świadoma jakimi zasadami moralnymi się kieruje i nie miała zamiaru tego zmieniać, nigdy. Przychodziło jej to naturalnie, widać było, że Prudence po prostu ma takie podejście do życia, nic nie było wymuszone.
- Cóż, teraz tylko czas może pomóc.- usiadła sobie na krześle, które stało gdzieś najbliżej. Nie chciała jeszcze wychodzić, tym bardziej, że profesor miał zawsze tyle ciekawych historii do opowiedzenia. Skoro już się tutaj pojawiła, to miała zamiar ich jak najwięcej wysłuchać. Kątem oka zwróciła uwagę na blizny Vancea, nie chciała, żeby poczuł jej spojrzenie na sobie więc szybko odwróciła wzrok. Paskudne to były oparzenia, choć ciekawość powodowała, że chciała zapytać o ich pochodzenie to umysł wyjątkowo szybko zareagował i się opamiętała. Nie wypadało, aż tak wtrącać nosa w nieswoje sprawy.
- Dziękuję, chętnie spróbuję, zapach który roznosił się po domu, kiedy weszłam zachęcał do skosztowania tego ciasta. - poczęstowała się niewielkim kawałkiem, nie chciała objadać profesora, w końcu czasy były trudne.
- Dziękuję profesorze i możesz być pewien, że na pewno jeszcze kiedyś się u Ciebie pojawię. Bardzo sobie cenię Twoje doświadczenie i rady i chętnie z nich skorzystam w przyszłości.- posiedziała jeszcze chwilę w towarzystwie mężczyzny. Uraczył ją kilkoma historiami o mugolach, które ogromnie ją zaciekawiły. Kiedy zaczęło się ściemniać, pożegnała się z nim i wyruszyła do Puddlemere.
// zt x2
- Czy ja wiem profesorze. Zdaję sobie sprawę, że czasy są trudne. Czyż jednak nie to różni nas od zwierząt. Sumienie? Nie wyobrażam sobie odejść bez słowa, w jakiejkolwiek sytuacji, nie mogłabym zmrużyć oka, mając świadomość, że nie wyciągnęłam pomocnej dłoni. Cokolwiek, by to nie było.- była świadoma jakimi zasadami moralnymi się kieruje i nie miała zamiaru tego zmieniać, nigdy. Przychodziło jej to naturalnie, widać było, że Prudence po prostu ma takie podejście do życia, nic nie było wymuszone.
- Cóż, teraz tylko czas może pomóc.- usiadła sobie na krześle, które stało gdzieś najbliżej. Nie chciała jeszcze wychodzić, tym bardziej, że profesor miał zawsze tyle ciekawych historii do opowiedzenia. Skoro już się tutaj pojawiła, to miała zamiar ich jak najwięcej wysłuchać. Kątem oka zwróciła uwagę na blizny Vancea, nie chciała, żeby poczuł jej spojrzenie na sobie więc szybko odwróciła wzrok. Paskudne to były oparzenia, choć ciekawość powodowała, że chciała zapytać o ich pochodzenie to umysł wyjątkowo szybko zareagował i się opamiętała. Nie wypadało, aż tak wtrącać nosa w nieswoje sprawy.
- Dziękuję, chętnie spróbuję, zapach który roznosił się po domu, kiedy weszłam zachęcał do skosztowania tego ciasta. - poczęstowała się niewielkim kawałkiem, nie chciała objadać profesora, w końcu czasy były trudne.
- Dziękuję profesorze i możesz być pewien, że na pewno jeszcze kiedyś się u Ciebie pojawię. Bardzo sobie cenię Twoje doświadczenie i rady i chętnie z nich skorzystam w przyszłości.- posiedziała jeszcze chwilę w towarzystwie mężczyzny. Uraczył ją kilkoma historiami o mugolach, które ogromnie ją zaciekawiły. Kiedy zaczęło się ściemniać, pożegnała się z nim i wyruszyła do Puddlemere.
// zt x2
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Salon
Szybka odpowiedź