Wydarzenia


Ekipa forum
Ruiny Delapré Abbey
AutorWiadomość
Ruiny Delapré Abbey [odnośnik]22.07.21 7:51

Ruiny Delapré Abbey

Delapré Abbey zostało zbudowane na początku XII wieku niecałą milę od koryta rzeki Nene w południowo-wschodniej części hrabstwa, początkowo jako klasztor żeński, lecz szybko zostało przekształcone w kongregację podlegającą pod burgundzkie opactwo w Cluny - i może właście z powodu francuskich powiązań Delapré Abbey zostało wybrane przez Małgorzatę Andegaweńską i króla Henryka VI z Lancasterów jako miejsce do zajęcia pozycji obronnej w zaciekłej bitwie o Northampton, jednej z większych w Wojnie Dwóch Róż i zarazem pierwszej w kraju, w której użyto artylerii. Pomimo naturalnego ukształtowania terenu i przewagi liczebnej, Lancasterowie zostali pokonani, gdy działający na rzecz Yorków hrabia Warwick, zwany Twórcą Królów, przekupstwem i obietnicą tytułów oraz bogactw nakłonił dowódcę lewej flanki wojsk Henryka VI do zdrady i wpuszczenia sił Yorków za fortyfikacje i umocnienia, a sama rzeź trwała zaledwie pół godziny. Henryka VI pojmano i przetransportowano do miasta Northampton, a następnie do Londynu, gdzie był więziony do śmierci. Opactwa zniszczonego w trakcie bitwy nigdy nie odbudowano, miejsce zostało zdesakralizowane i zapomniane, a ruiny z czasem zarosły gęstą roślinnością. Mówi się, że hodowane niegdyś przez żyjących tu mnichów zioła wyrosły bujniejsze na krwi przesiąkniętej krwią Lancasterów, a alchemicy i zielarze chętnie odwiedzają ruiny, by zbierać rzadkie, roślinne ingrediencje.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Ruiny Delapré Abbey Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny Delapré Abbey [odnośnik]01.10.21 11:49
21 stycznia 1958

W ruinach Delapré Abbey zjawiłam się bladym świtem, wlatując pomiędzy chaszcze i zimne mury porośnięte przeschniętym mchem. Moja miotła była cicha i rzadko kiedy odmawiała mi posłuszeństwa, tak również było i tym razem. Wciąż ćwiczyłam swoje umiejętności lotnika, a na to przekładało się również ciągłe przesuwanie granic możliwości mojego ciała. Wylądowałam daleko od obozu mugoli, który to miałam dzisiaj odwiedzić, a Metkę schowałam w krzakach, zabezpieczając ją jeszcze tak, aby na pewno pozostała tam bezpieczna. Nie sądziłam, że mugole mogłyby zrobić z niej użytek. Byłam przygotowana na tę wycieczkę, lepiej niż sobie założyłam na początku. Ubrania mogące wpasować się w styl tutejszych uciekinierów, brudne włosy, poranione dłonie, a także spierzchnięte usta. Zadbałam odpowiednio o całą otoczkę, bo uważałam, że bez tego nie przyjmą mnie w swoje grono. Skradałam się w okolice obozowiska spokojnie, bez specjalnie gwałtownych ruchów, wciąż dbając o to, abym pozostała w cieniu i nie nadepnęła na żadną przesuszoną gałązkę. Stąpałam delikatnie, tak, aby śnieg nie skrzypiał pod moim butem. Wiedziałam jednak, że wciąż mam wiedzy z zakresu wiedzy o tych ludziach, mugoloznastwo nie było przeze mnie wybrane w Hogwarcie. Zresztą... Za coś takiego Earnest Runcorn odciąłby mi głowę, sama zresztą nie czułam się zafascynowana tematem. Dzisiaj zapewne przydałaby mi się ta wiedza. Zaczęłam kwestionować własne umiejętności, uznając, że obiorę tu taktykę bycie idiotką. Gdy dostrzegłam palone ognisko i młodzież przy nim, wyskrobałam szybko list, który Raido miał zanieść do Maghnusa Bulstrode, z którym zresztą pracowałam już wcześniej. Nie chciałam wspominać tamtego feralnego pojedynku, gdy to został zmieniony w gęś, plując ślimakami, a ja lądowałam na ziemi niczym dziecko, które spadało z gałęzi. - Leć do Bulstroda - wyszeptałam do jastrzębia i posłałam go dalej, sama czołgając się niemal do obozu mugoli. Moglibyśmy po prostu atakować z dwóch stron, ale obawiałam się, że wtedy nie uda mi się uzyskać informacji, jakie planowałam pozyskać w tym miejscu. Wiedziałam przecież, że staremu znajomemu zależy na oczyszczeniu własnych ziem, bo zresztą pochwalałam, a ostatnio panoszyło się tu wielu uciekinierów, którym bliskość Londynu nie pozwoliła odejść dalej.
- Pomocy - mówiłam zbliżając się do obozu wroga, a w moją stronę natychmiast skierowały się dwie różdżki. A więc to oni ochraniali tę grupę. - Proszę tylko o kawałek chleba i odejdę, błagam - jęczałam, dłonie unosząc w górę, aby dostrzegli, że nie dzierżę różdżki, ta schowana była głęboko w kieszeniach płaszcza. Ruszyli w moją stronę, ja zaś kłamstwami broniłam się przed ich atakiem, wiedząc, że to ryzykowne, jednak konieczne. Krótka rozmowa z nimi pozwoliła zdobyć zaufanie, jęczałam, że zabili mi ojca i brata, uwierzyli w to, aż zabrali mnie do ogniska, gdzie mogłam napić się wody i zjeść kawałek ich chleba, niczym pełnoprawny zwolennik Longbottoma.
- Masz jeszcze kogoś na tym świecie? - spytała młoda kobieta, która podawała mi kubek naparu z zimowych ziół, którego ja jednak nie wypiłam od razu, czekając, aż ostygnie, choć jego gorąc kusił w tym mrozie. Wolałam też mieć pewność, że nie jest zatruty, obserwowałam, jak ona również go pije.
- Ruszamy na wschód, tam jest człowiek Ministra. Świstoklikami przejdziemy na półwysep - wypowiedział jeden z czarodziejów, co wyraźnie mnie zainteresowało, ale nie dałam tego po sobie poznać. Wypatrywałam, czy zjawi się Maghnus. Byliśmy gotowi.


dobranoc panowie

Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Rita Runcorn
Rita Runcorn
Zawód : wiedźmi strażnik, szpieg
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
different eyes see
different things
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9622-rita-runcorn https://www.morsmordre.net/t9822-raido#297856 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f367-borough-of-enfield-chase-side-21 https://www.morsmordre.net/t9823-skrytka-bankowa-nr-2203 https://www.morsmordre.net/t9824-rita-runcorn#297859
Re: Ruiny Delapré Abbey [odnośnik]02.10.21 14:15
Nie trwonił czasu. Otrzymawszy list od Runcorn, spakował niezbędne, mogące się przydać rzeczy do wewnętrznych kieszeni zimowego płaszcza i przywdział kilka warstw wysokiej jakości odzienia mającej go chronić przed mrozem, szyję owinął szczelnie grubym szalem, a dłonie wsunął w rękawiczki z czarnej cielęcej skóry ocieplanej od środka. Wysokie buty na grubej podeszwie izolowały chłód bijący od zmrożonego podłoża, gdy kierował się do mnie reprezentatywnej części Bulstrode Park, by pochwycić jedną z mioteł. Wiedział, że był to ulubiony środek transportu Rity i sam dostrzegał sensowność jego zastosowania w zaistniałych okolicznościach, chociaż zwyczajowo bliższe jego sercu były wysokie w kłębie wierzchowce pełnej krwi angielskiej. Mróz szczypał pokryte elegancko przystrzyżonym zarostem policzki, gdy kierował lot miotły we wskazanym w liście kierunku, pochylając się nisko nad trzonkiem. Wylądował bezpiecznie nieopodal, w lesie, w którym schował miotłę w miejscu, które pozostawało dalekie od niepożądanych oczu i ruszył powolnym krokiem, na tyle cicho i rozważnie, na ile potrafił, od strony zachodniej, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami.
Znał to miejsce nieomal jak własną kieszeń. Delapré Abbey było przesiąknięte na wskroś historią, którą pani matka wpajała mu od dziecka, wierząc w to, że bardzo ważnym jest znać zamierzchłe losy swej ziemi, rozgrywających się na niej wydarzeń i przelanej krwi. Spokojne tereny Northampton niejednokrotnie były świadkami zaciekłych bitew, stały się tłem kulminacyjnych zwrotów akcji Wojnie Dwóch Róż - to właśnie w Delapré doszło do zdrady króla przez hrabiego Warwick, to właśnie tu nastąpił upadek Lancasterów, obracający jednocześnie średniowieczne opactwo w ruinę. Maghnus pamiętał czasy, w których jako młodzik udawał się z ojcem na przejażdżki konne wzdłuż koryta rzeki Nene; porośnięte bujną roślinnością pozostałości budynków od zawsze go fascynowały, później często bywał tu również z Brutusem, by bezskutecznie szukać przygód wśród sterty kamieni. Kiedyś wierzył, że znajdzie tu coś znaczącego, może tajemnicze zapiski runiczne na jednej ze ścian, a może jakiś niezwykły przedmiot. Nic takiego nigdy nie nastąpiło, jednak spędzone tu godziny zaowocowały, teraz na pamięć niemalże znał każdy kamień i każdy krzak. Korzystał z tego teraz, podkradając się jak najbliżej prowizorycznego obozowiska, którego lokalizację wskazała Rita i którego gwar słychać było z daleka. Przykucnął w ukryciu za większym kawałkiem kamiennej ściany i nasłuchując, czy nikt się nie zbliża, wycelował różdżkę w mur. - Abspectus - szepnął miękko, a kamień zmienił się w okno, przez które mógł bez przeszkód podejrzeć sceny rozgrywające się przy ognisku. Chwilę zajęło mu odnalezienie wzrokiem Rity, która biorąc na swe barki rolę zbiega, wczuła się w charakteryzację aż za dobrze. Trwał w bezruchu, wyczekując odpowiedniego momentu do uderzenia, a brak innych źródeł dźwięków sprawiał, że słowa rebeliantów niosły się we wnętrzach ruin, stając się doskonale słyszalnymi dla szlachcica, który nadstawił ucha, wyłapując słowa o wycieczce na wschód i człowieku Ministra. Wyglądając przez iluzoryczne okno, ocenił ponownie sytuację, grupa faktycznie zbierała się do marszu, dwójka dzierżąca różdżki rozdzieliła się, kobieta przewodziła osobliwemu korowodowi, a mężczyzna zamykał tyły. Runcorn zniknęła mu z oczu, lecz liczył na to, że za parę chwil podejmie odpowiednie działania, orientując się o jego obecności, tymczasem jednak wychylił zitan zza kamienia i wycelował prosto w plecy mężczyzny. - Sangelio - szepnął, a chwilę później mężczyzna stanął w miejscu jak wryty, zdziwiony gwałtownym krwotokiem z nosa, który szybko osłabiał jego organizm. Grupa szła dalej, nie orientując się o zajściu, a strażnik, nawet jeśli pragnął coś do nich powiedzieć, nie był w stanie tego uczynić, gdy kolejne fale gorącej juchy spływały w dół jego gardła.

rzuty, em: 47/50


half gods are worshipped
in wine and flowers
real gods require blood


Maghnus Bulstrode
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 death before dishonor
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9868-maghnus-i-bulstrode https://www.morsmordre.net/t9891-helios#299311 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t9894-skrytka-bankowa-nr-2246#299355 https://www.morsmordre.net/t9896-maghnus-bulstrode#299374
Re: Ruiny Delapré Abbey [odnośnik]22.10.23 17:07
9 sierpnia 1958 r.

Las wciągał głęboko w bujne ramiona zieleni, a ja pomiędzy szlakiem z mchu i gałęzi wyliczałam pojedyncze, złapane do klatki budowanej z przekradających się pod korony drzew ostrych promieni słońca, tropy. Dziesiątki kroków przeradzały się w setki, mijałam rozbestwione majestatyczne dęby i buki, przeszłam przez ogród wonnych modrzewi, aż wreszcie nacisk malujący złotym ciepłem szczyt leśnego dachu zelżał. Upływały parne godziny popołudniowe, czas kiedy świat odpoczywał po obiedzie, a ja niestrudzenie podążałam ścieżką zwierzęcia, nie czując głodu czy zmęczenia. Przemierzałam kolejne kilometry puszczy, czujnym okiem łypałam na każdą ułamaną gałąź, czy nienaturalnie wydarte z krzewu liście. Osadzona na plecach kusza trwała jak najwierniejsza i jedyna towarzyszka moich łowieckich wędrówek. Ubrana w łowiecki strój spod igieł Yeleny cieszyłam się jeszcze większą płynnością ruchów i lekkością kroków. Byłam cicha, byłam jak dzikie stworzenie umieszczone w najbardziej naturalnym dla siebie środowisku. Ptasie melodie zagłuszały drobny chrzęst wydostający się spod butów, głowa co rusz opadała w dół, bo aż nazbyt dobrze wiedziałam, że to w leśnym runie czaiło się najwięcej wskazówek. Stróżujące spojrzenie nie przestawało, ale nie tylko ono było moim cennym narzędziem. Przede wszystkim słuchałam, pochłaniałam odgłos targanych wiatrem drzew, szalejących gdzieś za moimi plecami traw i wreszcie własny spokojny oddech, który zdawał się idealnie zsynchronizować z tempem marszu. Z pozoru całkowicie wtopiona w krajobraz tego lasu wnosiłam ze sobą wciąż jednak obcość. Nienaturalny zapach niedźwiedziego domostwa, który nie zdołał jeszcze wywietrzeć. Zapach człowieka, którego nigdy do końca nie mogłam przykryć błotem czy roślinnością. Efekt ten nie był mi jednak potrzebny, więc i podobnych starań nie czyniłam. Podczas gdy przechadzałam się wśród długich pni jak ten drapieżnik wypatrujący ofiary, wiedziałam, że w dziczy rola zawsze mogła się odwrócić - i dane mi było podobnych scen doświadczyć. Niektóre pozostawiały ślady widoczne do dziś. Jak zawsze jednak kryłam za materiałem każdy, choćby i najdrobniejszy kawałek ciała. Odpowiednia tkanina magicznie łączona pozwalała skórze oddychać. Zapięta po samą szyję odsłaniałam jedynie twarz i nawet dłonie chowały się w rękawiczkach, które wygodnie obsługiwały czarodziejską kuszę. Nigdy nie wychodziłam w las bez przygotowania.
Już jednak kilkadziesiąt minut temu zdołałam zorientować się, że minęłam granicę krainy zaopiekowanej przez niedźwiedzie, lecz to nie zdołało spłoszyć moich kroków. Zainteresowana przemierzałam następne kawałki lasu, aż dotarłam do jego skraju, aż nagle zgubiłam trop i znalazłam się w zupełnie niemożliwym miejscu. Skryte, skruszone mury, które natura próbowała zaadaptować dla siebie. Kawałki dziurawych ścian i korytarze pod rzeźbionym sklepieniem. Oto stanęłam u progu przeszłości. Gdy zrobiłam krok do przodu, świetlista smuga odbiła się w powłoce rodzinnego medalionu. Ucichł las stłoczony tuż za moimi plecami. Dawniej budowla musiała być imponująca, nie była ledwie pojedynczą chatą pustelnika, jej kruszejący obraz wskazywał na coś o wiele bardziej monumentalnego. Nie zgadywałam. Szłam dalej. Minęłam obojętnie porzucone w trawach martwe ptaszysko, którego rozdziobany brzuch odsłaniał wysuszone resztki po bebechach. Minęłam połamane kawałki kolumn i cały labirynt z większych i mniejszych kamieni, aż wreszcie przeszłam przez bramy tego miejsca. W oknach dawno nie było już witraży, a przez kamienne podłogi przebijała się uparta zieleń. Przyroda odbierała to, co zostało jej wykradzione. Delikatne echo niosło się w takt moich kroków. Czy byłam tu sama?
Tak dotarłam na dziedziniec. Z czterech stron otoczony zniszczonymi korytarzami, gdzieś pośrodku wybrakowanego szkieletu budowli, gdzieś przy sercu mistycznych ruin, w których prędzej znalazłabym zwierzę niż człowieka. Tam jednak kryło się coś więcej. Porozstawiane figury. Cały ogród kształtów, wyzywających spojrzeń czy zupełnie niezainteresowanych postaci. Były różne, różnej barwy, z różnego budulca - tak przynajmniej mi się zdawało. Patrzyłam ostrożnie i powoli mijałam te dziwne rzeźby - dziwne, bo zdawały się zupełnie nie pasować, bo nie wyglądały jak coś, co wyżarł czas, coś, co pamiętało sławę tego miejsca. Nie umiałam ocenić ich mistrzostwa, a i nie interesowały mnie aż tak. Ja tylko badałam miejsce, ledwie przelotnie hacząc okiem o wydłubany kształt.
Aż wreszcie stanęłam sztywno tuż za jedną z nich. Odkryłam, że oto pomiędzy nimi był człowiek. Nie dotykałam niczego, ledwie zza figury zdołałam przypatrzeć się obcej mi postaci, z pewnością żywej. Przez chwilę obserwowałam, aż wreszcie tak po prostu wyszłam z kryjówki i stanęłam - podobnie do tych wszystkich wyrosłych z łamliwych kamieni twarzy. Nieruchoma, martwa, spoglądająca bez ledwie mrugnięcia czy wymownie wznoszącej się klatki piersiowej. Jakbym była jedną z nich. Lecz kim był on?


Ostatnio zmieniony przez Varya Mulciber dnia 14.04.24 17:05, w całości zmieniany 1 raz
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Ruiny Delapré Abbey [odnośnik]30.10.23 22:30
Czas nie oszczędzał żadnych tworów ludzkich rąk, sprzyjał zaś siłom natury. Inaczej nie dało się uznać, kiedy spoglądało się na widok leśnej zieleni wdzierającej się w szarość kamiennej ruiny. Gęsty bluszcz piął się po murach aż do sufitów zwieńczonych potężnymi łukami, wysokie trawy całkiem przykryły dawne posadzki, pozbawiając budowlę dawnej chwały opartej na monumentalności. Ograbiona w wielu miejscach ze ścian i sklepienia architektura pozostawała bezbronnie otwarta na las. Przyroda była cierpliwa, przez całe wieki zagarniała miejsce niegdyś brutalnie wydarte przez człowieka, swoją trwałością górując nad krótszymi żywotami. Czy rywalizacja z odwiecznym elementem świata miała jakikolwiek sens? Tym właśnie czarodzieje różnili się od mugoli, którzy byli zbyt zaślepieni pogonią za rzekomym postępem, aby dostrzec wielkie moce drzemiące w naturze. Magia zaś wiązała czarodziejską nację z niesamowitą energią, ci potrafili oddać jej pokłon, dzięki czemu okiełznali żywioły. Ostatecznie jednak to one odnosiły zwycięstwo.
To miejsce samo w sobie było niezwykłe, jednak dla Sophosa było tym bardziej wyjątkowe, bo z resztek zrujnowanego opactwa uczynił swą ostoję. Ruiny znajdowały się na ziemiach należących do jego rodu, zarazem były wystarczająco oddalone od rezydencji Bulstrode’ów, aby czuł się tutaj swobodnie. Niekiedy potrzebował być całkowicie sam ze sobą, nieotoczony przepychem, żeby móc poddać się twórczym zapędom bez granic. Tego dnia płomień kreatywności nie płonął w jego sercu. Od najnowszego tworu dzieliło go raptem kilka kroków, jednak nie był w stanie skrócić tego dystansu. Dłonie były gotowe do pracy, lecz wzrok pozostawał nader krytyczny wobec rzeźby ustawionej na końcu jednego z długich rzędów. Gliniane popiersie pozostawało miejscami ugniecioną bryło, posiadło na razie ogólny kształt wyodrębniający głowę, szyję i ramiona, lecz nijak nie można było doszukać się konkretnych rysów twarzy.
Nie pomogło ponowne podwinięcie rękawów koszuli. Na nic się zdało przeczesanie palcami włosów, aby żaden kosmyk nie opadł krnąbrnie na czoło. Wyczuwalne jeszcze godzinę temu natchnienie wymknęło mu się z rąk, pozostawiając go w nietypowym dla niego odrętwieniu. Ostatnie dni były szalone, zdumiewające, skrajnie przepełnione emocjami, których wcale nie planował rozbudzać, ale kiedy już mu się na nowo przydarzyły, wcale nie czuł żalu. Uczucia niewątpliwie były powodem jego przybycia do tej samotni odciętej od reszty świata. W pewnym momencie urosła w nim potrzeba uporządkowania myśli.
Pomimo ucieczki od festiwalowego gwaru znów miał okazję zaznać towarzystwa; ludzkie zainteresowanie odnalazło go nawet w tym miejscu, kiedy poczuł na sobie cudzy wzrok. Nie musiał rozglądać się wręcz paranoicznie wokół, goszcząca w jego skromnych progach kobieta sama zechciała się ujawnić. Dziwnie było mu z faktem, że nie zdołał usłyszeć jak się zbliża, pocieszającym było zaś przypuszczenie o braku złych intencji z jej strony. Jeśli chciałaby zaatakować, zrobiłaby to natychmiast, wykorzystując element zaskoczenia do zdobycia przewagi. Ona jednak tylko na niego spoglądała, statyczna niczym rzeźby w jej pobliżu, a jednak żywa. Był pod wrażeniem jej obecności w tym miejscu i w tym właśnie czasie. Dziwny przypadek.
Bądź pochwalona na wieki, Artemido.
Zwiewne odzienie zastąpił myśliwski strój zakrywający ciało, archaiczny łuk przemienił się w kuszę, przy boku miała kołczan wypełniony bełtami zamiast strzałami. Nie miał żadnych złudzeń, bogini łowów wcale nie objawiła się przed nim, aby zaszczycić spojrzeniem jego niedopracowane rzeźby, miało do tego zbyt nieruchome i ciemne spojrzenie. Brakło kroczącej przy niej łani, nie biegły przed nią psy szukające tropów. Gdy jednak nie wiedział z kim mówi, wolał utrzymać łagodny ton głosu. Na pewno nie była szlamą, te rzadko mają choćby blade pojęcie o polowaniu.
Skąd przyszłaś?
Jeśli pozna kierunek, już na podstawie tej jednej informacji będzie w stanie wydedukować cokolwiek, na razie jednak powrócił spojrzeniem do ledwie uformowanej glinianej bryły. Ruszył się, w końcu, zbliżył do zalążka przyszłego dzieła, aby masę zepchnąć z piedestału bez grama żalu czy złości. Od początku powinien był chwycić za dłuto i zacząć ciosać w drewnie, dzięki trwalszemu materiałowi poczułby się pewniej.
Sophos Bulstrode
Sophos Bulstrode
Zawód : asystent zarządcy kasyna Elizjum
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
we all wear masks
and the time comes when we cannot remove them without
removing some of our own skin
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
life is the most exciting bet
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11929-sophos-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11944-pygmalion#369278 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11945-skrytka-bankowa-nr-2592#369279 https://www.morsmordre.net/t11942-s-bulstrode#369247
Re: Ruiny Delapré Abbey [odnośnik]04.11.23 22:00
Nieruchome podeszwy zdawały się przywierać do podłoża uklepanego z porośniętej ziemi i skrytych w trawie kamieni. Skórzany materiał butów ciągnął się wokół łydek i kończył gdzieś pod kolanami – wysokie zielone wstęgi próbowały połaskotać łowcę, ale ja nawet ich nie czułam, uwagę całą oddając człowiekowi dłubiącemu w podatnej, brunatnej materii. Co właściwie czynił? Co oznaczały kształty wyrosłe spod wprawnych dłoni i nacisku porzuconych wokół narzędzi? Ostrożnie przekierowywałam oczy na bliskie mu otoczenie – oczywiście wciąż mając go w zasięgu, na wypadek gdyby postanowił uczynić coś nieprzychylnego mojej osobie. Wiedziałam, że już zdołał wyczuć i moją obecność, lecz stało się to dopiero przy potwierdzeniu oczu. Nie był zbyt czujny. Czy zmysły odcinała mu dominująca moc twórcza? Nie wiedziałam, jak to działało, nie miałam żadnych takich zdolności. Od kreślenia figur i malowania kolorami zawsze wolałam zajęcia praktyczne. Były słuszne, ratowały życie i wzmacniały ciało.
Łakome promienie ślizgały się pomiędzy chaosem starych, przekrzywionych kawałków skał i drewna. Znienawidzone słońce ponad nami nie było jednak aż tak nachalne. Brakowało mi jednak cienia. Gdybym stanęła w odpowiedniejszym miejscu, mogłabym osłonić się za kawałkiem tego, co pozostało po jednej ze ścian dawnego dworu. Nie czyniłam tego, trwając niezmiennie jak martwa statua, podobna do tych, którymi się tutaj otoczył. Planowałam odejść, nie przychodziłam z groźbą, właściwie wolna pozostawałam od jakiejkolwiek intencji. Moim celem było przejście przez to miejsce, ewentualnie zwiedzanie, oznaczenie kolejnego punktu na angielskiej mapie. On jednak przemówił. Przetwarzałam powoli treść, która krótko po ostatniej wyciśniętej z warg głosce popłynęła wraz z mocniejszym zewem wiatru. Słowa nigdy nie miały się już powtórzyć w identycznej melodii. I ja nie poruszyłam warg, w choćby próbie krótkiej odpowiedzi. Znałam postać, do której się odwołał, lecz nie były to moje legendy i moja wiara. Wydawał się serdeczny, ale grzeczny ukłon nie miał prawa uśpić mojej czujności. Niczego nie zmienił, niczego nie wywołał – może prócz delikatnego przechylenia głowy. Wwiercałam się, wwiercały się moje oczy wprost w wizerunek tak nieznany i dość dziwaczny w resztkach wspomnień o tej budowli.
– Wyszłam z lasu, z Warwickshire – pozwoliłam wreszcie, by poznał mój głos i czające się w nim obce akcenty. Głos i kierunek nadejścia. Moje wędrówki najczęściej właśnie tam miały swój początek. Niekoniecznie jednak ta darowana informacja mogła wskazywać na moje pochodzenie. Niczego groźnego nie widziałam w podzieleniu się tym, co pozostawiłam za plecami.
- Dlaczego? – zapytałam, kiedy przewrócił glinianą formę. Ta padła ciężko na kamienną posadzkę, zapewne niszczejąc. Po co robić coś, skoro później chciało się to rozbić? Podeszłam o krok, potem drugi, opuściłam głowę, by pozostałościom na moment przyjrzeć się lepiej. Próbował odwzorować jakąś postać. Nie wydawał się gniewny, lecz nie miałam co do tego wielkiej pewności. Porzucony kawałek gliny go zawiódł. Czy te, inne, te spoglądające na mnie zewsząd uznawał za udane? Nie zapytałam. Skoro się na tym znał, to w przeciwieństwie do mnie zdolny był dokonać prawidłowego osądu. Zamiast tego nagle zainteresowało mnie coś jeszcze innego. – To twój dom? – Nie zbadałam wszystkiego, nie wiedziałam, czy dalej nie kryły się mury lepiej zachowane. Czas zjadł wiele części tego miejsca, ale przecież mogły pozostać tutaj jakieś zakątki osłonięte przed widokiem przypadkowych osób. Do owych przypadków ja z pewnością należałam. On był pierwszy, miejsce było jego prawem. Mój dom pod herbem wilka i niedźwiedzia znajdował się wiele kroków stąd.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Ruiny Delapré Abbey [odnośnik]05.11.23 2:07
Przyjrzał jej się z jeszcze większą ciekawością, kiedy dalej tkwiła pośród posągów, całkiem obojętna na fakt, że swym przybyciem przyzwała na jego usta miano bogini. Uznał, że może wcale się nie odezwie, a po upewnieniu się o braku zagrożenia ruszy w swoją stronę. W jej wzroku czaił się osąd, tego był pewien, nauczony przez elitę czarodziejskiego społeczeństwa co kryć się może za cudzymi spojrzeniami. Nie należał do osób natrętnych, pozwoliłby jej odejść tak po prostu, bez zbędnych tłumaczeń, bo i nie jego zadaniem było podążanie za podejrzanymi personami. Dobrowolnie narażać się nie będzie, a sam przed sobą uzasadni to artystyczną wrażliwością.
Odezwała się. Jej odpowiedź była krótka, nie wchodziła w szczegóły, nie tworzyła monumentalnej historii dla stworzenia obrazu siebie czy usprawiedliwienia swojej obecności w tym miejscu. Dość rzeczowe podejście, tak bardzo inne od tego, co znał najlepiej z salonów, gdzie takie pytania były przeważnie dobrą okazją do zaprezentowania swoich walorów. Ona nie skorzystała z danej szansy, jakby wcale nie była zainteresowana taką możliwością. Może to bariera językowa nie dawała jej ku temu szansy? Wyłapał obco brzmiący akcent, niestety nie miał pojęcia do jakich stron świata mógłby go przypisać. To w treści jej odpowiedzi odnalazł najważniejszą wskazówkę. Przybyła z lasu, dokładniej z Warwickshire, przyznając się do tego bez zająknięcia, a jej głos, choć należący do młodej kobiety, w jego uszach zabrzmiał ciężko, jakby nazbyt przywykł do wymawiania wszystkiego twardo i chłodno.
Gdy namiestnikiem terenów sąsiadujących z hrabstwem Northamptonshire – jednym z trzech znajdujących się pod pieczą rodu Bulstrode – został zasłużony w wojnie czarodziej, Sophos rzecz jasna musiał dowiedzieć się kim jest Ramsey Mulciber. Wiedzę posiadł znikomą, ale wystarczającą, aby stworzyć sobie obraz, który nie zachęcał do szukania zwady właśnie z tym człowiekiem. Niewymowny, bliski zwolennik Czarnego Pana, już te dwa fakty pozwalały snuć domysły, że mógł mieć dostęp do mocy wielkich, w tej wielkości wręcz przerażających. Zapamiętał kwestię rosyjskich korzeni nazwiska Mulciber, kiedyś przed oczyma mignął mu nawet dawny herb tejże rodziny z osadzonym w nim wilkiem i niedźwiedziem. Wszyscy z Bulstrode’ów zgodnie z sugestią nestora mieli baczenie na naturę nowego sąsiada.
Nagle znalazła się w pobliżu czarownica mogącą być krewniaczką namiestnika. Całą swą prezencją odpowiadała jego wyobrażeniom o Rosji, jakby niosła z sobą syberyjski mróz.
Mała niedźwiedzica – stwierdził lekko, jakby nie miało to znaczenia, lecz miało znaczenie fundamentalne, jej pochodzenie miało zdecydować w jaki sposób powinien ją traktować. Brzmiał jakby nie brał pod uwagę możliwości pomyłki, jednak to w spojrzeniu skrył znak zapytania, ciekaw jej reakcji. Nie znał jej, a jednak pozwolił sobie na ślepy strzał względem jej osoby. Spodobało mu się to, że nie pozostała mu dłużna, pytając o powody jego destrukcyjnego gestu – upadek spłaszczył popiersie, modelowaną wcześniej męską twarz czyniąc nieczytelną. – Nie zachwycił mnie efekt – odpowiedział z uprzejmym uśmiechem, całą uwagę skupiając na niej. Analizować błędy będzie później, bo gdzieś musiał jakiś popełnić, może w osadzeniu oczodołów na samym początku? To tylko rzeźba, jedna z wielu nieudanych. Mógł jeszcze próbować, wszak glina najłatwiej wybacza błędy, ale zwyczajnie nie miał ochoty brnąć w zaparte, gdy łatwiej było po prostu zacząć od nowa. Jeśli nie zrezygnowałby ze swojego tworu w tej chwili, nadany popiersiu kształt zdeformowałby pierwszy lepszy deszcz, obecne w tym miejscu dzieła były ledwie próbami, których nikt inny nie musiał oglądać. Nieznajoma jako pierwsza mogła się im przyjrzeć, a właściwie tylko ona zaistniała w jego świadomości jako odbiorca tutejszej sztuki.
Drugim pytaniem wręcz wprawiła go w lekkie rozbawienie, które ujawnił kolejnym drobnym uśmiechem, nauczony rzucać nimi na prawo i lewo bez ograniczeń. Czy te ruiny mogły być czyimkolwiek domem? Sam rozejrzał się wokół, zza rzeźb wyłaniał się obraz poetycko porośniętych roślinnością zgliszczy, ale nie był to na tyle zachwycający widok, aby z nim związać cały żywot. Pomimo artystycznych zdolności Sophos ujawniał w sobie również naturę praktyka, a ta podpowiedziała mu, że mało kto zdecydowałby się mieszkać w ruinach niby zapomnianych w leśnym labiryncie. Ciągła walka o przetrwanie nie była jego marzeniem.
Mieszkam w bardziej cywilizowanych warunkach. Nie będę ukrywał, że cenię sobie wygodę. Tutaj czasem tworzę, zatem to dom dla mojej sztuki.
Jeśli była nim w jakimkolwiek stopniu zainteresowana, wcale tego po sobie nie zdradzała, bardziej chyba ciekawiło ją to miejsce, jakby próbowała zdecydować czy w przyszłości może tutaj przebywać. Dał jej dwojaką odpowiedź, nie uczynił poruszonej kwestii całkiem transparentnej. Czy zrozumiała go w pełni? Szukał na jej twarzy oznak mogących świadczyć o konsternacji. Założył dłonie za plecy, postąpił dwa kroki w jej stronę, zmniejszając dystans, ale wciąż dla własnego komfortu nie ingerując w jej osobistą przestrzeń.
To ziemie należące do mojego rodu – dodał spokojnie, ciekaw czy zidentyfikuje teren z odpowiednim szlachetnym rodem, a jemu przypisze poprawne nazwisko. Czy ktoś już przyuczył ją odpowiednio z sytuacji politycznej panującej w Wielkiej Brytanii? Przynajmniej powinna wiedzieć z kim sąsiaduje, skoro jej rodzina może cieszyć się przywilejem posiadania zwierzchnictwa nad jednym z angielskich hrabstw.
Sophos Bulstrode
Sophos Bulstrode
Zawód : asystent zarządcy kasyna Elizjum
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
we all wear masks
and the time comes when we cannot remove them without
removing some of our own skin
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
life is the most exciting bet
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11929-sophos-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11944-pygmalion#369278 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11945-skrytka-bankowa-nr-2592#369279 https://www.morsmordre.net/t11942-s-bulstrode#369247
Re: Ruiny Delapré Abbey [odnośnik]05.11.23 15:09
Łudziłam się, że pozostaję obojętna na nęcące uroki tego miejsca, że wkrótce minę go i odejdę, zupełnie pozbawiona wiążących odczuć. Zastygła sylwetka wskazywała jednak na nieco inne intencje. Stać potrafiłam długo, bez choćby drgnięcia małego palca, mrugnięcia, a nawet śladu po wyraźnie wznoszącej się pod dopasowanym myśliwskim materiałem piersi. Ćwiczyłam to wiele razy, dziesiątki mroźnych, samotnych dni na pustkowiu, gdzie jedynym drogowskazem okazywały się moje własne już wyciśnięte w glebie odciski. Pomazane przez wiatr czy śnieg szybko maskowały się przed spojrzeniem. Nie miałam nosa tak wprawionego jak borzoje mojego ojca, więc bazowałam na pozostałych zmysłach trenowanych z zaciętością godną prawdziwego Mulcibera. Ponure, szare były to obrazy z dawno zatrzaśniętych rodzinnych albumów. Napawały mnie dumą, ale i budziły namiastkę bólu, do którego nigdy nie wolno było nam się przyznać. Byłam niewidzialna, byłam bezszelestna, a mój zapach mieszał się z wonią drzew, ziemistością bagien. Byłam posągiem, a on był kimś, kto o posągach zdawał się wiedzieć bardzo dużo. Palce nieco mocniej zaciskały się na kuszy, mej największej broni. Wargi lepiły się, wzbraniając się naturalnie przed słowami. Spoglądałam spod łba, choć ostrzejsze rysy zdawały się ostrożnie łagodnieć w miarę upływu czasu. Widmo zagrożenia rozpływało się w powietrzu.
Bystry był, obeznany, prędko wyciągnął wniosek – jakże odważny. Zdecydował tak w oparciu o kierunek, z którego nadeszłam, czy może coś jeszcze pozwoliło mu na tak głośne podsumowanie? Być może widział nieco przysłonioną pod niespecjalnie eleganckim warkoczem broszę z niedźwiedziem. Przez chwilę kusiło mnie, by opuścić na własną pierś spojrzenie i popatrzeć na wzmacniającą mnie ozdobę – na tyle praktyczną i porządną, bym uznawała noszenie jej za sensowne. Tutaj także nie spotkał się z wyrazistym zaprzeczeniem bądź potwierdzeniem. Pozostawiłam go samego z tymi słowami, nie karmiłam nowymi informacjami, nie podsuwałam pod nos rozwiązania zagadki. Jeżeli próbował mnie rozpoznać, jeżeli pragnął się upewnić, musiał mieć więcej tropów.
- Kto to miał być? – zapytałam więc, wcale nie wołając o nazwisko czy profesję lepionego człowieka. Raczej interesowałam się tym, czy w ogóle była to wymyślona postać, czy taka, której los faktycznie wybrzmiewa się w jego rzeczywistości. – Czy musi… zachwycać? – zapytałam drugi raz, wyraźnie z zająknięciem przy ostatnim słowie. Pomyślałam, że być może przypominało to preparowanie zwierząt, modelowanie futrzastych kształtów w taki sposób, by jak najlepiej oddały prawdziwe stworzenie – właściwie uzupełnianie oczodołów, kamuflowanie skaz powstałych przy łowach czy innych niedoskonałości. Zwierzę miało być naturalne. On więc próbował stworzyć naturalnego człowieka? Zanim zapędziłam się z myślami, postanowiłam poczekać, aż nadejdą odpowiedzi, po które wyciągałam uszy.
W żadnym moim wyrazie nie odnalazł odbicia własnej pogodności, ale pozostałam neutralna, wolna od pragnień kreowania jakichkolwiek nakierunkowanych na konkretne emocje odczuć. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jemu rozbawienie przychodziło z łatwością, choć pozornie powinien być przecież rozczarowany twórczym niespełnieniem. Zawiódł, nie dokończył właściwie pracy. Co więc go tak bawiło?
- C-cywilizowanych warunkach? – powtórzyłam z trudnością, ale starałam się, by w moich ustach brzmiało to jak najbardziej zbliżenie do jego wymowy. Powtórzyłam, bo nie rozumiałam, co to znaczy. Dalej również użył twierdzeń, z którymi nie do końca się osłuchałam, lecz mimo to częściowa znajomość mowy pozwalała mi już podejmować próby samodzielnych tłumaczeń. Gdy jednak postanowił podejść bliżej, ja odeszłam o dokładną ilość kroków w tył, nie spuszczając z niego spojrzenia. Równolegle debatowałam nad prawidłowym znaczeniem padłego stwierdzenia. Nie zabierał mi prawa przebywania wśród swoich rzeźb, lecz nie wiedziałam, jak bardzo on i jego sztuka przywłaszczyli sobie to miejsce. – To jest… taka twoja pracownia? – spróbowałam przełożyć to na łatwiejszy słowny zamiennik, a akurat to pojęcie było mi już dobrze znane. – One nie złoszczą się w deszczu? – dopytałam znów, nieco niezgrabnie dobierając czasownik, ale tego przecież nie wiedziałam. Szukałam słów, które zbliżałyby się do moich intencji. Zastanawiałam się, czy woda, wiatr, czy nawet paląca czerwona gwiazda nie niszczyły figur – może nie tych kamiennych, lecz tu przecież miał drewno i inne mniej trwałe materiały. Jak to działało?
Ziemie mojego rodu. Szlachcic.
Od środka lekko przygryzłam usta. Jaki to był ród? Anglia miała ich tak wiele, dobry ród? Nasi przyjaciele? Nie przestrzegano mnie przed wędrowaniem przez ten region, więc nie mógł być mi wrogiem. Prędko przywołałam przed oczy mapę opatrzoną nazwiskami i herbami, ale nie umiałam dobrze się w tym rozeznać, dlatego porzuciłam to staranie. Imogen pewnie poradziłaby mi teraz, bym się mu skłoniła i oddała szacunek, jako jednemu z wielkich panów tego świata, ale ja wcale tak nie zrobiłam, mimo iż rozumiałam i nie kwestionowałam szlachetnych tytułów oraz ich roli w społeczności czarodziejów. Zamiast tego długo milczałam, doszukując się wreszcie nazwiska Bulstrode, chociaż nie zaryzykowałam wymówieniem go. Panie, lordzie, władco… - Wszystko jest tu twoje – podsumowałam, rozglądając się jeszcze raz po krajobrazie zmęczonych ruin. Wszystko prócz mnie, bo ja należałam do innej krainy i innego herbu.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Ruiny Delapré Abbey [odnośnik]12.11.23 1:44
Przyglądał się jej dokładnie, jakby próbował całą twarz rozłożyć na czynniki pierwsze, może nawet zdjąć skórę i mięśnie warstwę po warstwie, co bardziej pasowało do myśliwskiej pasji, jakiej się właśnie oddawała. Nie kłopotała się potwierdzeniem prawidłowości jego wniosków i to było dla niego dziwne, bo sam zdążyłby wypuścić spomiędzy ust kilka zgrabnych zdań. Zatem na jego śmiałe twierdzenia spuściła kurtynę milczenia. Obserwacja była zbyt krótka, aby był pewien własnej konkluzji, a jednak kilka wyłapanych elementów, wydawało się pasować do całości. Musiał pogodzić się z drobnym rozczarowaniem, poszukać innej sposobności do dowiedzenia się więcej.
Dała mu szansę na dalszy wywiad, gdy zaczęła zadawać pytania. Kierowała nią ciekawość czy jednak próbowała odrobinę niezgrabnie podtrzymać rozmowę? Na pewno nie sprawiała już wrażenia tak bardzo ostrożniej jak jeszcze chwilę temu, jakimś trafem nie zdecydowała się odwrócić na pięcie i ruszyć z powrotem w las. Właściwie Sophos odniósł wrażenie, że bardziej pasowałoby do niej wycofać się z twarzą nieustannie zwróconą ku niemu, aby mogła przyglądać się jego poczynaniom. To już siła nawyku, że pomimo nieznajomości czarownicy przypisywał jej pierwsze cechy, które wydawały się pasujące do samej sylwetki. Ostrożna, skryta, małomówna, zapewne stroniąca od interakcji, po ubiorze i oprzyrządowaniu łatwo też osądził, iż ma do czynienia z osobą praktyczną.
Raz jeszcze spojrzał na upadłe dzieło, prawą dłonią sięgając do własnego karku w potrzebie rozmasowania go palcami, którymi napierał na odpowiednie punkty, dobrze zaznajomiony z tą czynnością. Na jej pierwsze pytanie nie potrafił odpowiedzieć nawet gdyby chciał, dlatego podzielił się z nią krótkim westchnięciem i widokiem zmarszczonych w namyśle brwi. Przed destrukcją nos zdążył nabrać greckich kształtów, ale usta już niekoniecznie, jakby jego ręce same pomieszały różne motywy. To zaskakujące, że nie próbował po raz kolejny stworzyć delikatnych rys kobiecej twarzy, kilka dni temu tylko o tym potrafił myśleć.
Jedna ze znajomych twarzy, tak naprawdę tylko ćwiczę – odpowiedział w końcu nieco wymijająco, niezgodnie z prawdą, co zamaskował kolejnym uprzejmym uśmiechem, nie pozwalając sobie ujawnić własnego niezdecydowanie w tej błahej kwestii. Drugie pytanie wcale nie było łatwiejsze, choć kiedyś udzielił odpowiedzi na bardzo podobne. – Nie musi, ale chcę, żeby mnie zachwyciło. Nie ma sensu tworzyć przeciętnych rzeczy.
Jeśli sama coś tworzy, być może znajdzie dla niego odrobinę zrozumienia. Artyści, którzy nie muszą sprzedawać swoich dzieł celem przetrwania, szukają doskonałości, samozadowolenia, spełnienia własnych aspiracji niezależnie od cudzych pochlebstw. Sophos z kolei nie ufał gustom innych, a już na pewno nie dowierzał pochlebstwom, kiedy od małego uczony był serwować je wszystkim bez mrugnięcia okiem.
Zwątpił w to czy został zrozumiany, kiedy czarownica zaraz po nim powtórzyła słowa, jakie zbudziły u niej wątpliwości. Jak mógł prosto wyjaśnić znaczenie tego sformułowania? – To znaczy wśród ludzi – dodał usłużenie, choć to nie było precyzyjne tłumaczenie, ale poniekąd było trafne. Od tej chwili postanowił przemawiać do niej prostszymi słowami, aby formę przekazu dostosować do odbiorcy treści. – Zgadza się, to moja pracownia. Mam jeszcze jedną, ale tutaj się bawię, gdy ćwiczę. Dlatego moje rzeźby mogą być zniszczone, nie są bardzo ważne.
Od razu to dostrzegł, pewną zmianę w jej postawie, gdy wspomniał o swym pochodzeniu. Gdy inni z entuzjazmem przyjmowali informację o jego szlacheckim statusie, ona wydawała się jeszcze bardziej na podobną wieść znieruchomieć. Cisza trwała, nie zamierzał jej złamać, gdy jego rozmówczyni ewidentnie próbowała o czymś zdecydować. Może jednak błędnie go zrozumiała? Starał się mówić prosto, naprawdę, jednak wyuczonego nawyku skrywania prawdziwych intencji pod płaszczem pięknych słów nie sposób było odrzucić tak po prostu. Jego intencją nie było głoszenie okazałych monologów, prowadzenie rozmów było znacznie ciekawsze, ekscytowała go ta możliwość poznania słabostek malujących się blado pomiędzy niekoniecznie przemyślanymi zdaniami. Dla niej słowa były kłopotliwe, podejrzewał, że nie tylko z powodu bariery językowej. – Wszystko tu należy do mojego rodu – poprawił ją, ponieważ to stanowiło pewną różnicę, która zawsze pozwalała mu na wszystko spoglądać trzeźwym okiem. Bez nazwiska byłby nikim, nie zamierzał uciekać przed tą prawdą, śmiało korzystał z danych mu przywilejów, trzymając się myśli, że ma jeszcze czas coś osiągnąć.
To zabawne, że wziąłem cię za Artemidę – zdecydował się rozpocząć nowy temat, rzecz jasna niezobowiązujący i łatwy, choć musiał pamiętać, aby uważać na dobór słów. – To ona ze swoim bratem stworzyła dwa gwiazdozbiory, dużej i małej niedźwiedzicy. Wraz z Apollo obronili matkę i zabili wszystkie dzieci Niobe. Apollo zabił jej siedmiu synów, Artemida przebiła strzałami serca jej córek, nie oszczędzając najmłodszej. Niobe z rozpaczy skamieniała, zmieniła się w rzeźbę.
Jedna z historii zawartych w greckiej mitologii splotła zemstę z motywem krwawych łowów i przeistoczeniem cierpiącej matki w kamienną statuę. Legenda zgrabnie dopasować można do ich pierwszego spotkania.
Celnie strzelasz?
Mam się już bać o swoje życie?
Sophos Bulstrode
Sophos Bulstrode
Zawód : asystent zarządcy kasyna Elizjum
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
we all wear masks
and the time comes when we cannot remove them without
removing some of our own skin
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
life is the most exciting bet
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11929-sophos-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11944-pygmalion#369278 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11945-skrytka-bankowa-nr-2592#369279 https://www.morsmordre.net/t11942-s-bulstrode#369247
Re: Ruiny Delapré Abbey [odnośnik]18.11.23 21:14
Mężczyzna od posągu chętnie podłapywał moje szczątkowe wypowiedzi i tak dwa głosy połączyły się w rozmowie. Rzadko mi się to przytrafiało, rzadko rozwierałam usta, sama wysuwałam się z cienia, by otoczyć go pytaniem. Zostawałam, chociaż nie powinnam i podobnych rozwiązań nie miałam w zwyczaju. Ostatnie tuzin razów, kiedy na swojej trasie przyszło mi minąć człowieka – nie zatrzymywałam się, a już na pewno nie próbowałam przebić się przez oddzielający nas mur tajemnicy. Teraz wpadłam we własną pułapkę. Pułapkę ciekawości. Groźne to było i wcale mi się nie podobało, ale sam on… sam on nie wyglądał na kogoś, kto mógłby pogwałcić moje bezpieczeństwo. Wciąż bardziej zainteresowany był kreowanymi kształtami niż przypadkowym wędrowcem. To mi odpowiadało. Niechaj robi swoje. Ja wolałam wyraźnie stać jak cichy obserwator, nie występować przed szereg i nie zawłaszczać sobie czyjegoś świata. Tak samo jak nie pozwoliłabym, by on wkradł się jeszcze bliżej mnie. Dlatego strzępkowe były to słowa, dlatego część pytań i domysłów pozostawiałam bez wyraźnego komentarza. Nie dawałam mu wiedzy, nie dawałam pewności, że oto posiadł już cenne informacje. Nadchodziłam jako nikt i jako nikt odejść już wkrótce zamierzałam.
Dziwnym widokiem był jego co rusz powracający uśmiech. Po co? Gdzie było szczęście, gdzie rozbawienie? A może miałam do czynienia z człowiekiem przesiąkniętym radością do szpiku kości? Spoglądałam, wargi ani drgnęły. Powieki skamieniały, lecz nie po to, aby łatwo dopasować się do specyficznego otoczenia. Taka już byłam. Pomyślałam, że przeciwnie – przeciętne rzeczy były słuszne, potrzebne, praktyczne i wyzbyte ze zbędnych wymysłów usprawniały codzienność. Ale on mówił o rzeźbie, a w takich rzeźbach ja nie widziałam niczego funkcjonalnego. Dlatego na falę rozpogodzenia nie zareagowałam absolutnie w żaden sposób. Spotkał się z ciszą, choć mogłam przecież spróbować przeszkodzić jego myślom. Nie poczułam jednak specjalnego ku temu natchnienia, chociaż sama przecież formowałam zwierzęce monumenty. O trofeach jednak nie myślałam jako o ozdobach, choć wiedziałam, że niektórzy tylko taką dobroć w nich odnajdowali. Dla mnie były czymś innym.
Skinęłam głową, przyjmując wyjaśnienie. Nie w lesie, nie w pustce, a w wiosce, mieście, domu pełnym ludzi. Teraz łatwiej było wycisnąć sens z poprzedniej jego wypowiedzi, choć wciąż nie do końca mogłam wszystkie cząstki do siebie dopasować. – Tam praca, w lesie zabawa – stwierdziłam sucho, niejako podsumowując to, co udało mi się wydedukować z jego wypowiedzi. Być może nie do końca trafnie, ale nie zależało mi też na tym, by faktycznie zgłębić tego człowieka i sekrety tejże profesji. Miałam zaraz odejść, minąć go i nigdy więcej nie ujrzeć dłoni modelujących nieodgadnione kształty.
- Zawsze jesteś u siebie – wygłosiłam cicho, raczej nie po to, by odnaleźć w jego oczach potwierdzenie. Mojego rodu. Czy nie tak czułam się na Syberii? Zawsze na miejscu, zawsze u siebie, zawsze pośród swoich. Zawsze bezpiecznie, chociaż tam mróz, ból i groza zadrapywały mi oczy i próbowały przez umęczenie ciała złamać umysł. Tak mnie sprawdzała moja kraina. On to znał? Przeszedł kiedykolwiek podobne trudy? Oni wszyscy mieli nienaganną prezencję, umieli ładnie mówić i czarować otoczenie. Mówili głosem rodziny, wiązali się mocno z rodzimym terenem. Mimo tego wszystkiego czułam, że wszyscy są mi obcy – nie przez odmienną narodowość, a pewną przepaść. Wciąż miałam wiele do pokonania, aby się do nich zbliżyć. Lecz czy tego pragnęłam? Z pewnością pragnąć winnam. Ani na moment nie przestałam patrzeć. Czuł to przez cały czas. Może czuł aż nazbyt intensywnie. Nie odnajdowałam powodów, by przestać.
Opowiadał za szybko, a przynajmniej zbyt płynnie, bym mogła ułożyć tę historię w kompletną całość. Część słów brzmiała obco, angielskie imiona antycznych bóstw wydawały się być pokaleczone w porównaniu do tych, które znałam. Niektóre i bez tego kompletnie obco brzmiały. Starałam się wyłonić sens. Mówił, że Artemida miała brata, że we dwoje byli niedźwiedziami. Brzmiało aż nazbyt znajomo. Ścisnęłam mocniej wargi, by powstrzymać charakterystyczny dźwięk próbujący wydostać się z ust. Matka, dzieci, śmierć, strzały i córki. Na końcu rzeźba. Dlaczego opowiadał tę historię? Wbrew intencji, wcale nie była dla mnie łatwa, ale słuchałam czujnie, aż do samego końca. – Jeżeli zabili, to trzeba było zabić – odniosłam się powoli, nie pokuszając się jednak o głębsze sięgnięcie do opowieści. – Twoje rzeźby też są zrobione z rozpaczy? – zapytałam, podchodząc nagle do jednej z nich. Właściwie nieświadomie zbliżyłam się tym pytaniem do intymnej płaszczyzny, choć składając tak słowa wcale nie o to próbowałam zapytać. Łączyłam jego wytwory z zasłyszaną opowiastką. Zastanawiałam się, czy to magia przeklęła ludzi w kamień – jak Niobe.
Gdy zadał pytanie, nieco zdziwiona oderwałam spojrzenie od figury, by na powrót ulokować je właśnie na nim. – Tak. Nie chcesz… przekonać – odparłam beznamiętnie, choć było to przecież pewne ostrzeżenie. Bardzo dobrze potrafiłam ocenić poziom swoich zdolności. Pozostawałam czujnym, celnym łowcą – moje oczy rzadko popełniały błąd. Póki co jednak nie miałam powodów, by wznosić kuszę przeciwko bezimiennemu lordowi.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Ruiny Delapré Abbey [odnośnik]02.12.23 23:07
Przyznał jej rację tylko skinieniem głowy, kończąc omówienie tej jednej kwestii. W lesie czekała na niego zabawa, tu czas płynął mu inaczej i czuł się wystarczająco swobodnie, aby tworzyć rzeźby bez presji. Choć otoczenie było ograniczone przez zrujnowane już mury i przed niebem w dużej części ukrywały go korony drzew, to jednak dla jego ducha była to w pełni otwarta przestrzeń. Miejsce wolne od osądów, ideologii, tradycji, pozbawione tym samym przeszkód dla twórczości. Bywały momenty, gdy mury Garrards Cross dusiły go swą niezmiennością, będąc zbyt trwałą pamiątką po całych pokoleniach przodków mniejszych i większych w swych dokonaniach. Śmielej eksperymentował przy rzeźbach i tym samym niewielki żywił do nich sentyment, a mimo to kilka z nich wciąż trwało na przekór zmieniającej się pogodzie wraz z kolejnymi porami roku.
W próbie odnalezienia namiastki wolności jednak nie wyszedł poza obręb ziem swojego rodu, co dopiero teraz go prawdziwie zaskoczyło. Zauważyła to pierwsza, wcale mu tego nie wytknęła, po prostu jej słowa dały mu do myślenia. Zawsze jesteś u siebie. Przez kilka lat nie dotarł do tej prawdy, a ona wyłuskała ją zgrabnie, a przecież w wielu miejscach mogła go opacznie zrozumieć, jakiś angielskie słówka mogły nie zostać właściwie odczytane. Jako lord Bulstrode przebywał teraz na swoich włościach, miał pełne prawo tu być, dzięki temu podświadomie czuł się tu bezpiecznie. I jego sztuka była tu całkiem bezpieczna.
Starał się z nią porozumieć, lecz wybrał na to nieodpowiedni sposób, ten drobny monolog nie mógł jej poruszyć, gdy większości nie zrozumiała. Wydawało mu się, że słowa dobrał wystarczająco starannie i tym samym zdołał uprościć opowiadaną historię. Bawiło go jak za pomocą jednego mitu mógł wskazać motywy, które w jakiś sposób wdarły się do obecnej chwili – łuk pokrewny jej kuszy, kamienny posąg, tych tutaj nie brakowało, gwiazdozbiory niedźwiedzic, kiedy sama z dużym prawdopodobieństwem była jedną. W jej wyrazie twarzy nie zmieniło się nic, ani jeden mięsień nie drgnął w przejawie emocji, jakiejkolwiek, choćby najmniejszej, jakby cała była kamienną skorupą. Chyba tylko ciemne spojrzenie mocniej spochmurniało, ale równie dobrze mogło to być winą inaczej padającego już na nią promienia słońca. Przyjął scenariusz, że brak reakcji był spowodowany barierą językową, takie założenie mniej godziło w jego dumę. Nie brał sobie do serca tej porażki, musiał uznać, że w tym przypadku słowa nie mają olbrzymiej mocy jak to bywa na salonach, nadal było między nimi miejsce na rozmowę.
Moje rzeźby są z radości – sprostował jej założenie, przy okazji własne słowa podkreślając kolejnym uśmiechem, tym razem nieco bledszym, aby rzeczywiście łatwiej było go uznać za autentyczny. – I z ekscytacji. Czasem z marzeń. – W ostatnich dniach jego sny były cudownymi obrazami doskonałego piękna oddanego w zbliżeniu dwóch fizycznych form. Z racji ich wspaniałości brał je za wizje niedalekiej przyszłości i czuł przemożną potrzebę wcielenia ich w życie jak najszybciej. Przez rozżarzoną wyobraźnię dał początek kilku rzeźbom w zaciszu zorganizowanej pracowni zamkniętej w czterech ścianach, ale tylko jednak przetrwała do końca twórczego szału. Zamierzał jednak całą sprawę zachować tylko dla siebie, owoc pokusy chowając pod śnieżnobiałym prześcieradłem.
Chcę – odparł śmiało na wypowiedziane przez nią słowa, które zabrzmiały mu niczym wyzwanie. Sam zamierzał unikać bardziej zuchwałych prowokacji, jednak pochylił się nad nieudanym projektem, który sam wcześniej zrzucił z piedestału, aby spłaszczona masa powróciła na wcześniejsze miejsce. Dłońmi naparł na glinę, gładząc rysy, co przetrwały w jakimś stopniu upadek, następnie wbił mocno kciuki w miejsca oczodołów, tworząc dwa wgłębienia. Potem całkiem szybko odsunął się kilka kroków w bok, na wszelki wypadek część ciała zasłaniając innym posągiem. – Strzelaj, gdy będziesz gotowa. Spróbuj trafić w oczy. – Palcem wskazał na swoje, ale potem, znów na wszelki wypadek, wskazał tym samym palcem zrujnowane już popiersie.
Sophos Bulstrode
Sophos Bulstrode
Zawód : asystent zarządcy kasyna Elizjum
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
we all wear masks
and the time comes when we cannot remove them without
removing some of our own skin
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
life is the most exciting bet
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11929-sophos-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11944-pygmalion#369278 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11945-skrytka-bankowa-nr-2592#369279 https://www.morsmordre.net/t11942-s-bulstrode#369247
Re: Ruiny Delapré Abbey [odnośnik]03.12.23 18:22
Znów pogodność wpływała słoneczną smugą na jego twarz. Znów to robił, znów czarował, onieśmielając zapewne wszystkie oddane mu posągi wokół – na mojej twarzy wciąż nie wywołując zupełnie niczego. Kolejny raz szlachetny chłopak bawił się w swoim królestwie, a ja obserwowałam, przechodząc tą nieruchomą ścieżką poznania. Własną, nieoczywistą, trudną do dostrzeżenia i być może myloną z wieloma innymi intencjami. Poniekąd przyłapany w ruinach panicz nie wydawał się różnić od tych, których już poznałam. Choć może jemu nie towarzyszyły przez tę chwilę drogie dywany i błyszczące kandelabry, wydawał się tak pewny i beztroski – podglądałam go takiego nie bez podejrzenia. Rozprawiał tak hojnie o radości i pragnieniach, zupełnie jakby ponurość i ból nie miały prawa zakraść się pod otaczające go aksamity. Nie umiałam stwierdzić, czy kłamał, choć nagle zainteresował mnie każdy najmniejszy detal w jego wizerunku: od ułożenia włosów po sposób podwijania rękawów czy nawet wybrane na ten dzień obuwie. Nie pasowały mu dłonie wybrudzone, choć zdawałam sobie sprawę, że jako twórca z pewnością podobny rodzaj brudu akceptował. Coś tworzył, coś robił, zamiast wiecznego płaszczenia się w przywilejach złotego gniazda. Ceniłam ludzi sprawnych i pracowitych, ceniłam tych, którzy składali przodkom należny hołd. Czy był jednym z nich? Wciąż jednak coś nie dawało mi spokoju, dlatego mógł zamiast spodziewanej ciszy, usłyszeć wreszcie tych kilka prostych słów:
- Dlaczego brak im smutku? Bez tego jakby były kłamstwem – podzieliłam się własnym odczuciem, zanurzając brązowe tęczówki wyłącznie w kamiennych twarzach, daleko od jego żywych oczu. Snucie fantazji nie było moją mocną stroną, rozprawa o emocjach tym bardziej, ale chyba postanowiłam spróbować zmierzyć się z tą niewiadomą. Wydawało mi się, że rzeźby winny traktować o dobrych i złych sprawach – więc i dwa sprzeczne uczucia powinny być w nich obecne. Wydłubywał w kamieniu jedynie uśmiechy? Zdaje się, że właśnie tak przyszło mi pojmować jego słowa. A może chodziło o to, że tworzył je tylko, kiedy władanie nad duszą przejmowało przyjemne podniecenie? Trudne było uporanie się z zawiłością tego zagadnienia. Postanowiłam uciąć dalsze rozważania i poczekać na jego odpowiedź. Poczekać w ciszy, z powracającym powoli do niego spojrzeniem – stałym, wręcz mechanicznym, niezdolnym do ustąpienia czy porzucenia tej drugiej twarzy. Choć chciałam rozplątać tę niewiadomą, ostatecznie zniosłabym ciszę i odmówienie mi tej wiedzy. Był tylko obcym, o którym miałam za dwie mile po prostu zapomnieć.
Gdy głośno podkreślił wolę, wcale nie poczułam przejmujących dreszczy. Przez chwilę podglądałam kolejne poczynania lorda, zastanawiając się, po co mu to właściwie było i o jakiej próbie mówił. Zniekształcona zła rzeźba znów zgorszyła swym krzywym okiem te stare ruiny. Patrzyłam, jak zagłębia palce w plastyczną wciąż masę, tworząc dziwaczną karykaturę i tak chorej twarzy. Po co to robił, skoro przed chwilą sam nią wzgardził?
Spróbuj trafić w oczy.
Wprawnym ruchem przesunęłam skórzany pas od zawieszonej na plecach kuszy i przesunęłam ją do przodu, by mogła służyć mi w misji, do której została stworzona. Zaczarowana broń wydała z siebie zgrzytliwy odgłos, kiedy tylko umieściłam w niej bełt. Magiczny naciąg zadziałał natychmiast, a sekundę później ja mierzyłam dokładnie tam, gdzie wskazał. Prosto w jego oko. Żywe, barwne, spoglądające na mnie z niewiadomym pragnieniem. Nie byłam durna, wiedziałam, gdzie pragnął ujrzeć grot, wiedziałam, jaką drogę winna pokonać strzała, lecz pozwoliłam sobie bezczelnie mierzyć w niego. Stałam w odpowiednim rozkroku, porządnie obejmowałam kuszę, a jedno oko pozostawało przymknięte, kiedy dopasowywałam ułożenie do celu. Co sobie myślał? Właściwie mnie to nie obchodziło, choć świadomość, że mogłam przebudzić w nim strach, wydała się nagle niezmącenie ekscytująca. Zwolniony bełt popłynął ostro, by precyzyjne trafić w oko szlachetnej figury. Tej z kamienia, bo w ostatniej chwili wykonałam ruch, który pozwolił drastycznie zmienić cel. Rzeźba raz jeszcze opuściła swój wdzięczny podest. – Bardzo nie lubisz tej twarzy – stwierdziłam, opuszczając powoli moją broń. Pomyślałam, że gdyby tylko ją naprawił, mogłaby stać się cenna. Naznaczona skazą, wciąż mogła zdobić czyjeś wnętrze. Była jak ludzie. Miała blizny, ale każdy nowy cios budował jej siłę.

zt
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Ruiny Delapré Abbey
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach