Kuchnia
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kuchnia
Podobnie jak pokój główny jedno z największych pomieszczeń w małym domku w zabudowie szeregowej, ciasnej i klaustrofobicznej. Uwagę zwracało na siebie wielkie palenisko, wyjęte rodem z osiemnastowiecznych rycin, a w nim nad ogniem kołysał się kociołek, zapewne pełen ciepłej strawy. Naprzeciwko niego ciężki, ciemny i całkiem zdobny stół, który zdawał się nie pasować do surowego wnętrza. Jednak kuchnia miała swój urok ze swoimi pobielanymi ścianami, wiszącymi miedzianymi garnkami i starą komodą, która widziała zapewne nie jedno. Podobnie jak większość mebli należała do poprzednich właścicieli a obecny nie miał zamiaru wymieniać czegoś co jest dobre. Na jej szczycie znajdowała się cała kolekcja lamp oliwnych, a za przymatowionymi szybkami można było dostrzec całą zastawę kuchenną. Nieduże drzwiczki prowadziły na tyły domku gdzie mieścił się zaniedbany ogródek, do którego marynarz nie miał serca.
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
-Nie o to ci chodziło? - Uskoczył czując mały palec wbity pod żebra i zaśmiał się szczerze rozbawiony jej oburzeniem. Najbardziej jednak zaskoczoną miną, którą przez chwilę miała wymalowaną na twarzy. -A mogło być tak wygodnie. - Spojrzał na nią wymownie być może troszkę rozczarowany ucieczką, którą postanowiła uskutecznić. Dość nieporadnie, a kiedy się turlała walczył z chęcią objęcia jej i zatrzymania przy sobie. Ryzykował jednak pogryzieniem albo łokciem prosto w splot słoneczny, a tego wolał jednak uniknąć. Patrzył beznamiętnie, nie zmieniając pozycji jak się gramoli z podłogi. -Schodami na górę. - Odpowiedział kiedy powiedziała, że idzie poszukać sypialni, co nie potwierdziło jego teorii, że uciekłaby z krzykiem. Dość ciekawe, zanotował w pamięci patrząc jak dziewczyna znika za winklem. Słyszał jak idzie po drewnianych, skrzypiących schodach, potem jej kroki na drewnianej podłodze, ponieważ sypialnia znajdowała się bezpośrednio nad salonem; a w nim zapanowała cisza. Trzask drewna, śpiew wiatru na oknem i co jakiś czas ciche pracowanie desek, dom żył nawet nocą, ale dźwiękami, na które normalnie nie zwraca się uwagi. By w sypialni było ciepło należało rozpalić w niewielkim kominku, czego jeszcze nie zrobił, bo miał niezapowiedzianego gościa, który właśnie ją zajął. Zaśmiał się do siebie pod nosem, po czym powoli podniósł się z kanapy i zdejmując sweter udał się na piętro, ale nie wszedł do sypialni tylko do łazienki, gdzie w umywalce opłukał twarz oraz tors uprzednio zdjął koszulę by jej nie zamoczyć. Przetarł twarz ręcznikiem i przez chwile patrzył na swoje odbicie w lustrze, tak bardzo podobne do Rosiera. W końcu sięgnął po czystą koszulę i stanął w progu sypialni opierając się o framugę drzwi.
-Pani samodzielna pozwoli rozpalić sobie w kominku? - Zapytał zakładając ramiona na piersi i wpatrując się w kokon na łóżku. Sam czuł przez cienką koszulę jak jest chłodno w pomieszczeniu w porównaniu z salonem, w którym koza zdołała już dobrze nagrzać i stworzyć przytulną atmosferę. Skoro został wysiudany na tę noc z własnej sypialni to wróci na kanapę.
-Pani samodzielna pozwoli rozpalić sobie w kominku? - Zapytał zakładając ramiona na piersi i wpatrując się w kokon na łóżku. Sam czuł przez cienką koszulę jak jest chłodno w pomieszczeniu w porównaniu z salonem, w którym koza zdołała już dobrze nagrzać i stworzyć przytulną atmosferę. Skoro został wysiudany na tę noc z własnej sypialni to wróci na kanapę.
I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Nie była pewna ile czasu minęło; czy pięć, czy dziesięć minut, ani która była godzina, wszak nie znalazła w mieszkaniu póki co ani jednego zegarka, co by jej nie dziwiło wyjątkowo, gdyby nie to, że marynarze chyba powinni liczyć się z czasem. Ku swojemu zdziwieniu bardzo szybko zaczęła odpływać w krainę snu, do czego zapewne przyczyniło się nie tylko zimno, późna pora i zmęczenie, ale i emocje, które nią targały podczas spaceru, i namiastka spożytego alkoholu. Szmery i trzaski nie robiły na niej już specjalnego wrażenia, ba, tworzyły znośną melodię, która koiła jej nerwy... i już było jej tak miło w kołdrowym kokonie, gdy nagle usłyszała z progu pytanie nijak niepasujące do czarnej otchłani, w którą wpadała. Z początku nie zareagowała, balansując na skraju rzeczywistości a snu, ale powtórzone pytanie potrząsnęło nią na tyle, że otworzyła niechętnie jedno oko.
– Doceniam ten gest, ale już prawie spałam – przeciągnęła się, jednocześnie obracając na plecy i kładąc sobie rękę na czole. – Wystarczyło to po prostu zrobić – zasugerowała niby obrażonym tonem, że śmiał ją wyrwać z najmilszego momentu zasypiania, ale w duchu była mu w sumie nawet wdzięczna. W pokoju nie było zbyt ciepło a nad ranem zapewne byłoby jeszcze gorzej, więc z dwojga złego wolała obudzić się teraz niż nad ranem zmarznięta.
Tym razem nie była tak rozmowna, jak na dole, ale kiedy w milczeniu obserwowała z na wpół przymkniętych powiek krzątającego się po pokoju Kennetha, nie umknęło jej uwadze, że zmienił ubranie.
– Kiedy zdążyłeś się przebrać? – wyrzuciła lekko zachrypniętym głosem – chyba ci musi być bardzo ciepło w tym kawałku szmaty; na gacie Salazara, chcesz się nabawić choróbska jakiegoś? – nie, wcale nie czuła się winna, że to być może przez nią spacerował w cienkiej koszuli. To on odpowiadał za dom, ciepło i swoje zdrowie, a ona była tu tylko gościem – który się wprosił, choć to nie było wcale tak istotne – niesprawiających żadnych zbędnych problemów.
– Doceniam ten gest, ale już prawie spałam – przeciągnęła się, jednocześnie obracając na plecy i kładąc sobie rękę na czole. – Wystarczyło to po prostu zrobić – zasugerowała niby obrażonym tonem, że śmiał ją wyrwać z najmilszego momentu zasypiania, ale w duchu była mu w sumie nawet wdzięczna. W pokoju nie było zbyt ciepło a nad ranem zapewne byłoby jeszcze gorzej, więc z dwojga złego wolała obudzić się teraz niż nad ranem zmarznięta.
Tym razem nie była tak rozmowna, jak na dole, ale kiedy w milczeniu obserwowała z na wpół przymkniętych powiek krzątającego się po pokoju Kennetha, nie umknęło jej uwadze, że zmienił ubranie.
– Kiedy zdążyłeś się przebrać? – wyrzuciła lekko zachrypniętym głosem – chyba ci musi być bardzo ciepło w tym kawałku szmaty; na gacie Salazara, chcesz się nabawić choróbska jakiegoś? – nie, wcale nie czuła się winna, że to być może przez nią spacerował w cienkiej koszuli. To on odpowiadał za dom, ciepło i swoje zdrowie, a ona była tu tylko gościem – który się wprosił, choć to nie było wcale tak istotne – niesprawiających żadnych zbędnych problemów.
go alone
my flower, and keep my whole lovely you; wild green stones alone my lover and keep us on my heart.
Cisza jaka zapanowała w sypialni dała mu znać, że być może jednak Nora dała radę zasnąć w obcym miejscu. Kokon na łóżku jednak się poruszył, a mężczyzna westchnął i wykrzywił usta w czymś co miało imitować uśmiech. Bez słowa wycofał się z sypialni, a jego kroki dało się słyszeć na schodach jak kieruje się na dół. Krzątanina na dole chwilę trwała dołączając do nocnych dźwięków domu. Po chwili wrócił z naręczem drewna, które wrzucił do małego kominka, kucnął przed nim celując różdżką w przygotowany stosik, a po chwili małe iskierki rozpaliły niewielki płomień, który zaczął obejmować przyniesione wcześniej szczapki. Zapach palonego drewna wraz z ciepłem zaczęło się leniwie rozchodzić po całym pokoju, ale to nadal było za mało aby dotrzeć do Nory. Kenneth nadal milcząc podszedł do łóżka, aby z jednej warstwy kokonu zabrać koc, którym była okryta Nora. Rozwiesił koc przy kominku, a sam usiadł na ziemi opierając się plecami o ścianę. Czekał. Co jakiś czas zerkał na łóżko i leżącą w nim dziewczynę, która dosłownie ginęła pod pierzyną. Było zimno, a pogoda na zewnątrz nie rozpieszczała, wiatr nadal uderzał w szyby okien, wtedy też ponownie wstał i podszedł do okna, aby zamknąć okiennice, które skrzypiały przy mocniejszych podmuchach wiatru. Na chwilę wdarło się zimne i siarczyste powietrze do środka, ale wraz z zamknięciem okiennic, wiatr przestał tak uderzać w kruche szyby. Pierwszy potarł zmarznięte dłonie.
-Byłem w łazience. - Odpowiedział Norze kiedy zadała pytanie tym samym dając mu znać, że jeszcze nie zasnęła. -Niezbyt - Zaraz miał wrócić do salonu gdzie już było w miarę nagrzane, zanim jednak to zrobił podszedł do koca, który obrócił aby nabrał temperatury z obydwu stron równomiernie. Płomienie w kominkach objęły już całe polana i rzucały światło na podłogę oraz ocieplały coraz bardziej pomieszczenie, nie tylko to, ale również łazienkę, po drugiej stronie. Ujął koc i podszedł znów do łóżka, by tym razem nim okryć dodatkowo dziewczynę. Sen dawał mu się mocno we znaki, a ciepło pomieszczenia rozleniwiało. Organizm nauczony przez życie na morzu, że jak należy się odpoczynek to się na niego udaj, zaczęło domagać się swojej porcji snu. -Pozwolisz, że nie będę wracał już na dół.- - Powiedział lekko sennym głosem i obszedł łóżko by najzwyczajniej położyć się po drugiej stronie i zamknąć oczy. Miękkość łóżka oraz przymknięcie powiek przyjął z niebywałą ulgą.
-Byłem w łazience. - Odpowiedział Norze kiedy zadała pytanie tym samym dając mu znać, że jeszcze nie zasnęła. -Niezbyt - Zaraz miał wrócić do salonu gdzie już było w miarę nagrzane, zanim jednak to zrobił podszedł do koca, który obrócił aby nabrał temperatury z obydwu stron równomiernie. Płomienie w kominkach objęły już całe polana i rzucały światło na podłogę oraz ocieplały coraz bardziej pomieszczenie, nie tylko to, ale również łazienkę, po drugiej stronie. Ujął koc i podszedł znów do łóżka, by tym razem nim okryć dodatkowo dziewczynę. Sen dawał mu się mocno we znaki, a ciepło pomieszczenia rozleniwiało. Organizm nauczony przez życie na morzu, że jak należy się odpoczynek to się na niego udaj, zaczęło domagać się swojej porcji snu. -Pozwolisz, że nie będę wracał już na dół.- - Powiedział lekko sennym głosem i obszedł łóżko by najzwyczajniej położyć się po drugiej stronie i zamknąć oczy. Miękkość łóżka oraz przymknięcie powiek przyjął z niebywałą ulgą.
I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Spokojnie śledziła każdy ruch Kennetha, jednak nie odezwała się, kiedy zabrał jej koc i rozwiesił koło kominka. Zrozumiała co to miało na celu, sama robiła podobnie, gdy jeszcze mieszkała z rodzicami, wspomnienie dzieciństwa wróciło jak sprawnie odbite zaklęcie. Poza tym widziała, że wcale nie po drodze mu było na kanapę i wcale mu się nie dziwiła. Łóżko było o wiele wygodniejsze. Nie skomentowała jego ubioru, choć na końcu języka miała kilka złośliwych uwag, których nie chciała już wygłaszać. Doszła do wniosku, że musiała sobie zostawić parę asów w rękawie na przyszłość i nie pokazywać wszystkiego od razu co miała w zanadrzu.
– Dobra, Fernsby, kładź się w końcu, kręcisz się tam i z powrotem; nawet nie wiem która już jest godzina – machnęła ręką i odwróciła się na bok, przodem do chłopaka. W jego zachowaniu, tym jak starał się jej dogodzić – wszak wrzodom na dupie przecież się dogadzało – widziała coś niezwykle miłego i uroczego, nijak niepasującego do tego, od której strony go poznała. Być może miała o nim błędne zdanie, nie poznała jego prawdziwego oblicza, tylko to, co starał się na takie kreować? Nie wiedziała tego i nie czuła się na siłach, by to teraz rozstrzygać; zamiast tego podzieliła się kołdrą i kocem a na sam koniec ułożyła pomiędzy nimi fort z poduszek.
– To tak na wszelki wypadek, żeby ci nie wpadło nic głupiego do głowy – choć fort z poduszek był średnią ochroną, w dosłownym sensie stawiał między nimi granicę. A mimo to przez szczelinę wsunęła rękę i odnajdując męski nadgarstek, ujęła jego rękę w dłoń. – Dzięki za gościnę – zacisnęła lekko palce i ziewając przeciągle, wcisnęła twarz w poduszkę. Paradoksalnie czuła się tu bezpiecznie, nawet jeśli wiele osób w tej sytuacji postukałoby się po głowie i nie ryzykowało; wychodziła z założenia, że gdyby chciał jej cokolwiek zrobić, to miał na to wiele okazji już wcześniej a gdyby chciał dzisiaj, to nie czekałby tak długo. Sen był blisko.
– Dobra, Fernsby, kładź się w końcu, kręcisz się tam i z powrotem; nawet nie wiem która już jest godzina – machnęła ręką i odwróciła się na bok, przodem do chłopaka. W jego zachowaniu, tym jak starał się jej dogodzić – wszak wrzodom na dupie przecież się dogadzało – widziała coś niezwykle miłego i uroczego, nijak niepasującego do tego, od której strony go poznała. Być może miała o nim błędne zdanie, nie poznała jego prawdziwego oblicza, tylko to, co starał się na takie kreować? Nie wiedziała tego i nie czuła się na siłach, by to teraz rozstrzygać; zamiast tego podzieliła się kołdrą i kocem a na sam koniec ułożyła pomiędzy nimi fort z poduszek.
– To tak na wszelki wypadek, żeby ci nie wpadło nic głupiego do głowy – choć fort z poduszek był średnią ochroną, w dosłownym sensie stawiał między nimi granicę. A mimo to przez szczelinę wsunęła rękę i odnajdując męski nadgarstek, ujęła jego rękę w dłoń. – Dzięki za gościnę – zacisnęła lekko palce i ziewając przeciągle, wcisnęła twarz w poduszkę. Paradoksalnie czuła się tu bezpiecznie, nawet jeśli wiele osób w tej sytuacji postukałoby się po głowie i nie ryzykowało; wychodziła z założenia, że gdyby chciał jej cokolwiek zrobić, to miał na to wiele okazji już wcześniej a gdyby chciał dzisiaj, to nie czekałby tak długo. Sen był blisko.
go alone
my flower, and keep my whole lovely you; wild green stones alone my lover and keep us on my heart.
-Jest przed dwunastą. - Powiedział zachrypniętym głosem i choć mówił cicho zdawało się, że jego głos rozszedł się echem po pomieszczeniu. Nie miał zegara, ale słyszał z portu jak wybijane są szklanki, to wystarczyło by się orientować w upływie czasu; przynajmniej jemu. Przekręcił głowę w stronę powstającego fortu z poduszek otwierając niechętnie oczy. Mam tyle poduszek? Przemknęło mu przez głowę i zmarszczył lekko brwi bo nawet nie wiedział po co mu ich tyle. Mieszkał sam, ale teraz miały stworzyć Norze zabezpieczenie, ale przed czym? Przed nim? Poważnie? -Prawdziwie nie do pokonania forteca. - Powiedział jeszcze z rozbawieniem w głosie, ale się nie ruszył. Gdyby chciał wykorzystać okazję miał do tego dzisiejszego wieczora wiele sposobności, każda coraz bardziej łatwa do zrealizowania. I choć drażnił dziewczynę, ta nie została mu dłużna i odgryzała się za każdym razem sprawiając, że brnął dalej niczym statek na mieliznę. Nie miał zamiaru jednak zawracać, zbyt wielką frajdę mu to sprawiało. Okryty pierzyną i kocem czuł błogość okalającą wszystkie członki, spokój i wyciszenie płynące z strzelającego drewna w kominku, zapachu drewna i ciepłego koca. Przymknął na nowo oczy, a gdy Nora dosięgła jego dłoni również zacisnął delikatnie acz stanowczo swoje palce.
-Śpij Fletcher… - Powiedział prawie szeptem czując, że sen jest już blisko i choć dziwnym było uczucie, że gości u siebie w łóżku kogoś, bo zwykle to on był gościem u innych kobiet, nie zapraszał ich do swojego domu, to nie przeszkadzało mu to w tej chwili. Nie musiała się więc obawiać niezapowiedzianej wizyty wkurzonej rodziny ostatniej kochanki, ponieważ te nigdy nie wiedziała gdzie Fernsby mieszka. Cenił sobie swoją prywatność i spokój jaki zapewniał mu ten mały domek, tak niepozorny, wciśnięty między większe budynki. Rozluźnił się, wziął głębszy oddech, taki który zapowiada przybycie Morfeusza i głęboki sen.
Ranek pojawił się słoneczny, nieśmiało rzucający promienie słoneczne na drewnianą podłogę w sypialni spomiędzy szczelin okiennic, oświetlając przy tym drobinki kurzu unoszące się leniwie w powietrzu. Na zewnątrz wybito szklanki w porcie, informując jego mieszkańców, że oto nastała ósma godzina.
|zt x2
-Śpij Fletcher… - Powiedział prawie szeptem czując, że sen jest już blisko i choć dziwnym było uczucie, że gości u siebie w łóżku kogoś, bo zwykle to on był gościem u innych kobiet, nie zapraszał ich do swojego domu, to nie przeszkadzało mu to w tej chwili. Nie musiała się więc obawiać niezapowiedzianej wizyty wkurzonej rodziny ostatniej kochanki, ponieważ te nigdy nie wiedziała gdzie Fernsby mieszka. Cenił sobie swoją prywatność i spokój jaki zapewniał mu ten mały domek, tak niepozorny, wciśnięty między większe budynki. Rozluźnił się, wziął głębszy oddech, taki który zapowiada przybycie Morfeusza i głęboki sen.
Ranek pojawił się słoneczny, nieśmiało rzucający promienie słoneczne na drewnianą podłogę w sypialni spomiędzy szczelin okiennic, oświetlając przy tym drobinki kurzu unoszące się leniwie w powietrzu. Na zewnątrz wybito szklanki w porcie, informując jego mieszkańców, że oto nastała ósma godzina.
|zt x2
I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
|2.04.1958
Dołożył drewna pod kociołkiem zastanawiając się jak to się stało, że Nora zaczęła u niego pomieszkiwać. Rozgościła się w małym domku niczym pewny siebie kot, który przyszedł przez okno, zajął kanapę i już został.
Nie to, że mu przeszkadzała, ani trochę ale sam był zaskoczony, że tak łatwo się jej udało zadomowić a on sam nawet się temu nie sprzeciwił. Kiedy wychodził rano do portu aby doglądać statku, na który dopiero co otrzymał awans i przeniesienie przyłapywał się na tym, że sprawdzał czy Nora się już kręci po domu, a gdy wracał zaglądał do kuchni tak jak dzisiaj i dostrzegł, że się krząta starając się zrobić jakieś jedzenie. Oczywiście wytknęła mu, że niczego nie mogła znaleźć, a on odpalając skręta wskazał ukryte w podłodze drzwi do niewielkiego podpiwniczenia gdzie trzymał spory kawał wieprzowiny, przyprawy w postaci korzenia chrzanu i sporej ilości czosnku, oczywiście nie brakowało tam też sporej ilości alkoholi. W końcu był żeglarzem i miał swoje dojścia; wiedział gdzie zdobyć gin, piwo czy nawet ognistą. W tym miesiącu mu się poszczęściło i spiżarnie miał całkiem nieźle wypchaną więc na głód nie narzekał. Oczywiście cały czas niebezpiecznie balansował na granicy nie rejestrując różdżki i ryzykując złapanie. Jakoś jednak nie chciał aby mieli gdzieś na niego papiery, choć teoretycznie z Traversami miał bezpiecznie. Wojna jednak rządziła się swoimi prawami. Raz jedni wygrywali raz drudzy. Kto wie co zrobią ci od Longbottoma kiedy trafia na Kennetha? Wbrew pozorom stanie po środku było jak na razie najlepszą opcją. Miał trochę wyjść i ostatecznie mógł zwyczajnie zbiec. Znał parę sprytnych sposób jak się ulotnić nie zostawiając po sobie śladu. Choć teraz nie uśmiechało mu się uciekanie i z tą ostatnią myślą zerknął znów na Norę. Ogień w palenisku rozpalił się radośnie otrzymawszy kolejne porcje drewna. Wypalonego skręta wyrzucił i wyprostował się.
-To co? Placki do tego? - Wskazał na mąkę jaką miał. Mógł uformować z tego proste podpłomyki, całkiem się to zgrywało z wieprzowiną. Ba! Zapowiadała się nawet znośna uczta. Sięgnął po miskę, do której przesypał mąką, dołożył trochę soli i pieprzu oraz wody. Zaczął formować placki i nawet nieźle mu to szło. Żyjąc samemu musiał nauczyć się gotować, a wiele lat służby na różnych statkach też swoje zrobiło gdy miał służbę w kubryku. Nie często w ramach wyrobienia w krnąbrnym chłopaku dyscypliny.
Dołożył drewna pod kociołkiem zastanawiając się jak to się stało, że Nora zaczęła u niego pomieszkiwać. Rozgościła się w małym domku niczym pewny siebie kot, który przyszedł przez okno, zajął kanapę i już został.
Nie to, że mu przeszkadzała, ani trochę ale sam był zaskoczony, że tak łatwo się jej udało zadomowić a on sam nawet się temu nie sprzeciwił. Kiedy wychodził rano do portu aby doglądać statku, na który dopiero co otrzymał awans i przeniesienie przyłapywał się na tym, że sprawdzał czy Nora się już kręci po domu, a gdy wracał zaglądał do kuchni tak jak dzisiaj i dostrzegł, że się krząta starając się zrobić jakieś jedzenie. Oczywiście wytknęła mu, że niczego nie mogła znaleźć, a on odpalając skręta wskazał ukryte w podłodze drzwi do niewielkiego podpiwniczenia gdzie trzymał spory kawał wieprzowiny, przyprawy w postaci korzenia chrzanu i sporej ilości czosnku, oczywiście nie brakowało tam też sporej ilości alkoholi. W końcu był żeglarzem i miał swoje dojścia; wiedział gdzie zdobyć gin, piwo czy nawet ognistą. W tym miesiącu mu się poszczęściło i spiżarnie miał całkiem nieźle wypchaną więc na głód nie narzekał. Oczywiście cały czas niebezpiecznie balansował na granicy nie rejestrując różdżki i ryzykując złapanie. Jakoś jednak nie chciał aby mieli gdzieś na niego papiery, choć teoretycznie z Traversami miał bezpiecznie. Wojna jednak rządziła się swoimi prawami. Raz jedni wygrywali raz drudzy. Kto wie co zrobią ci od Longbottoma kiedy trafia na Kennetha? Wbrew pozorom stanie po środku było jak na razie najlepszą opcją. Miał trochę wyjść i ostatecznie mógł zwyczajnie zbiec. Znał parę sprytnych sposób jak się ulotnić nie zostawiając po sobie śladu. Choć teraz nie uśmiechało mu się uciekanie i z tą ostatnią myślą zerknął znów na Norę. Ogień w palenisku rozpalił się radośnie otrzymawszy kolejne porcje drewna. Wypalonego skręta wyrzucił i wyprostował się.
-To co? Placki do tego? - Wskazał na mąkę jaką miał. Mógł uformować z tego proste podpłomyki, całkiem się to zgrywało z wieprzowiną. Ba! Zapowiadała się nawet znośna uczta. Sięgnął po miskę, do której przesypał mąką, dołożył trochę soli i pieprzu oraz wody. Zaczął formować placki i nawet nieźle mu to szło. Żyjąc samemu musiał nauczyć się gotować, a wiele lat służby na różnych statkach też swoje zrobiło gdy miał służbę w kubryku. Nie często w ramach wyrobienia w krnąbrnym chłopaku dyscypliny.
I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
W ostatnim czasie coraz rzadziej przebywała na terenie Areny, zwłaszcza wieczorami, nocami, w dni wolne od obowiązków, w którymś momencie zupełnie naturalnie wprowadzając się do Kennetha. Oczywiście proces wprowadzenia się do niego polegał głównie na tym, że krzątała się po jego mieszkaniu, gotowała, od czasu do czasu wcisnęła nos tam, gdzie nie trzeba, czy najzwyczajniej w świecie tchnęła w chłodne i ponure mury mieszkania odrobinę życia nie tylko swoją obecnością, ale znosząc do niego jakieś drobne ozdoby, które miała w pudełku schowanym pod łóżkiem w swojej przyczepie. On się nie sprzeciwiał, ona miała co prawda momenty, gdy zastanawiała się nad całą sytuacją i po prostu wątpiła w jej sens, ale funkcjonowali w dziwnej, nieopisanej symbiozie i chyba czuli się ze sobą dobrze. Nie nazwałaby tego związkiem, czy relacją damsko-męską, choć ona po prostu była dziwna i nie potrafiła znaleźć rozróżnienia na relację przyjacielską a damsko-męską i momentu, w którym granica się zacierała. No bo na logikę, czy przyjaciele nie mogli ze sobą mieszkać? Albo czy całowanie czyniło ich już związkiem? Paradoksalnie była chyba w małym procencie kobiet, którym ani nie śpieszyło się do zakładania rodziny, ani do określania relacji konkretnym słowem, zamykania jej w danym pojęciu, bo najlepiej miało się to, co żyło własnym życiem. Dopóki zresztą było dobrze, to po co miała się zastanawiać nad powodami, przez które tak się dzieje?
Tego dnia postanowiła przygotować obiad; zmotywowana tym, że Kenneth miał niezły zapas jedzenia - którego na Arenie brakowało lub nie było aż tak wyrafinowane - i tym, że potrafiła nie spalić wody, czy przygotować prostą potrawę, uznała, że potrafi przecież przyrządzić kawałek wieprzowiny. Kierując się prostotą, natarła mięso tym, co miała dostępne i odstawiła, żeby przeszło aromatem, i w międzyczasie uznała, że to była dobra na napicie się piwa. Nie czuła się źle z faktem, że wyjada zapasy Fernsby'ego; sama od czasu do czasu przynosiła co mogła, dzieliła się, a przede wszystkim jadła jak ptaszek, więc znaczna część potraw zostawała głównie na jego użytek. Rozlała alkohol do dwóch szklaneczek, jedną podsuwając w stronę Kennetha, po czym kontrolnie przyjrzała się jego próbie podejścia do placków.
- Wiesz co robisz? - spytała tylko, bo chociaż nie wątpiła w jego umiejętności, tak też nie chciała, żeby zmarnowali cenne zapasy żywności na coś, co może się nie udać. Sama tym razem nie zamierzała kiwnąć palcem. Usiadła kulturalnie na stołku i patrzyła na kulinarny popis chłopaka. - Wyglądałeś na zamyślonego - zagaiła; nie umknęło jej uwadze jego zachowanie, choć takie mogła sprawiać wrażenie - co tak pochłonęło twoją głowę? - wsparła łokieć o blat a złożoną pięść o podbródek, by na powrót zakotwiczyć wzrok w czymś, co powoli przypominało jednolite ciasto.
Tego dnia postanowiła przygotować obiad; zmotywowana tym, że Kenneth miał niezły zapas jedzenia - którego na Arenie brakowało lub nie było aż tak wyrafinowane - i tym, że potrafiła nie spalić wody, czy przygotować prostą potrawę, uznała, że potrafi przecież przyrządzić kawałek wieprzowiny. Kierując się prostotą, natarła mięso tym, co miała dostępne i odstawiła, żeby przeszło aromatem, i w międzyczasie uznała, że to była dobra na napicie się piwa. Nie czuła się źle z faktem, że wyjada zapasy Fernsby'ego; sama od czasu do czasu przynosiła co mogła, dzieliła się, a przede wszystkim jadła jak ptaszek, więc znaczna część potraw zostawała głównie na jego użytek. Rozlała alkohol do dwóch szklaneczek, jedną podsuwając w stronę Kennetha, po czym kontrolnie przyjrzała się jego próbie podejścia do placków.
- Wiesz co robisz? - spytała tylko, bo chociaż nie wątpiła w jego umiejętności, tak też nie chciała, żeby zmarnowali cenne zapasy żywności na coś, co może się nie udać. Sama tym razem nie zamierzała kiwnąć palcem. Usiadła kulturalnie na stołku i patrzyła na kulinarny popis chłopaka. - Wyglądałeś na zamyślonego - zagaiła; nie umknęło jej uwadze jego zachowanie, choć takie mogła sprawiać wrażenie - co tak pochłonęło twoją głowę? - wsparła łokieć o blat a złożoną pięść o podbródek, by na powrót zakotwiczyć wzrok w czymś, co powoli przypominało jednolite ciasto.
go alone
my flower, and keep my whole lovely you; wild green stones alone my lover and keep us on my heart.
W pełnym skupieniu wyrabiał ciasto, co jakiś czas zerkając na dziewczynę, która właśnie mocowała się z butelką od piwa, w końcu udało się jej otworzyć trunek i rozlać go do szklanek. Przyjął swoją i wypił spory łyk, po czym powrócił do metodycznego ugniatania ciasta. W międzyczasie nad ogniem postawił blachę aby się nagrzała, zerknął na Norę gdy zapytała o czym tak rozmyśla.
-Jesteś jak kot. - Odparł nie chcąc od razu zdradzać się ze swoimi myślami i otrzepał dłonie z mąki by ująć szklankę w dłoń i wychylić resztą piwa do końca. Odstawił puste naczynie na blat stołu. -Wszystko z Areny już zniosłaś, czy jeszcze coś zostało?
Nie umknęło jego uwadze pewne drobiazgi jakie zaczęły się znikąd pojawiać w domu. A to na kominku stała jakaś figurka, a to szal wisiał przewieszony przez oparcie kanapy. Pomieszczenia nabrały trochę innej barwy, stały się cieplejsze, bo sam nie dbał o takie szczegóły. Nie miał do tego głowy i nie odczuwał takiej potrzeby, ważne aby było ciepło i sucho. Co ciekawe, nie miał do niej o to pretensji czy za złe. Naturalnie wyszło, że Nora znajdowała się w marynarskim domu i poruszała się po nim swobodnie. Sprawdził czy blacha się nagrzała i gdy się upewnił, że jest wystarczająco gorąca zaczął na niej układać placki. Zapach gorących ziół rozszedł się po pomieszczeniu. Widząc, że panna Fletcher uznała, że na dziś koniec jej kulinarnych popisów sięgnął po mięso, które wcześniej natarła. Nadział je ostrożnie na rożen, który zawiesił nad ogniem i blachą z plackami. Krople tłuszczu spadały na blachę tym samym dodając smaku samym plackom. Nic nie mogło się zmarnować, nie w czasach kiedy o żywność było trudno. -Podpłomyki ciężko zepsuć. - Skomentował jej uwagę nie przejmując się nią zupełnie. Gdy uporał się z całą robotą, usiadł bliżej paleniska wyciągając długie nogi przed siebie. Co jakiś czas obracał rożen i zdejmował oraz wykładał nowe placki na blachę. W międzyczasie dolał sobie więcej piwa do szklanki. -Jak chcesz się wprowadzić na stałe, poinformuj mnie. - Dodał jeszcze patrząc na nią ciemnymi oczami, a w kąciku ust pojawił się szelmowski uśmiech jakby właśnie rzucał jej wyzwanie.
-Jesteś jak kot. - Odparł nie chcąc od razu zdradzać się ze swoimi myślami i otrzepał dłonie z mąki by ująć szklankę w dłoń i wychylić resztą piwa do końca. Odstawił puste naczynie na blat stołu. -Wszystko z Areny już zniosłaś, czy jeszcze coś zostało?
Nie umknęło jego uwadze pewne drobiazgi jakie zaczęły się znikąd pojawiać w domu. A to na kominku stała jakaś figurka, a to szal wisiał przewieszony przez oparcie kanapy. Pomieszczenia nabrały trochę innej barwy, stały się cieplejsze, bo sam nie dbał o takie szczegóły. Nie miał do tego głowy i nie odczuwał takiej potrzeby, ważne aby było ciepło i sucho. Co ciekawe, nie miał do niej o to pretensji czy za złe. Naturalnie wyszło, że Nora znajdowała się w marynarskim domu i poruszała się po nim swobodnie. Sprawdził czy blacha się nagrzała i gdy się upewnił, że jest wystarczająco gorąca zaczął na niej układać placki. Zapach gorących ziół rozszedł się po pomieszczeniu. Widząc, że panna Fletcher uznała, że na dziś koniec jej kulinarnych popisów sięgnął po mięso, które wcześniej natarła. Nadział je ostrożnie na rożen, który zawiesił nad ogniem i blachą z plackami. Krople tłuszczu spadały na blachę tym samym dodając smaku samym plackom. Nic nie mogło się zmarnować, nie w czasach kiedy o żywność było trudno. -Podpłomyki ciężko zepsuć. - Skomentował jej uwagę nie przejmując się nią zupełnie. Gdy uporał się z całą robotą, usiadł bliżej paleniska wyciągając długie nogi przed siebie. Co jakiś czas obracał rożen i zdejmował oraz wykładał nowe placki na blachę. W międzyczasie dolał sobie więcej piwa do szklanki. -Jak chcesz się wprowadzić na stałe, poinformuj mnie. - Dodał jeszcze patrząc na nią ciemnymi oczami, a w kąciku ust pojawił się szelmowski uśmiech jakby właśnie rzucał jej wyzwanie.
I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Uśmiechnęła się pod nosem; nie zniosła tu nawet połowy swoich rzeczy, a jedynie część drobiazgów, która wnosiła powiew świeżości w ponure wnętrza mieszkania Kennetha. Nie pytała go przy tym w ogóle o zdanie, ot, uznała, że w ten sposób sprawi mu przyjemność, zaznaczy swoją obecność, no i przede wszystkim poczuje się przynajmniej w minimalnym stopniu jak u siebie. Bo chociaż oficjalnie nigdy nigdzie nie padło pytanie czy chciałaby z nim zamieszkać, sam fakt, że spędzała u niego ostatnio dużo czasu i równie dużą część nocy, uznawała za naturalną kolej rzeczy.
– Gdybym zniosła tu wszystko to byśmy się co chwilę potykali o jakieś pierdoły – podsumowała krótko. Chociaż przyczepa, którą w dalszym ciągu zamieszkiwała, nie była duża, tak posiadała w swoim inwentarzu dużo drobiazgów, ubrań, ozdób, które skrzętnie były pochowane po kufrach a kufry wciśnięte pod łóżko, czy do szaf. Oczywiście mieszkając w normalnym domu, z rodzicami, było tego o wiele więcej, dlatego za jedno ze swoich osiągnięć życiowych uznawała i tak wkroczenie w minimalizm, w tym także ograniczenie swoich potrzeb do minimum. Wnet jednak uniosła na Kennetha badawcze spojrzenie, zignorowała uwagę o podpłomykach, i jakby nigdy nic wypaliła: – Czy to jakaś sugestia? – nigdy nie była dobra w poruszaniu poważnych i życiowych tematów, a wspólne mieszkanie definitywnie takim było, ale jeśli nie teraz, to kiedy mieli o tym porozmawiać? Nie lubiła życia w zawieszeniu, czasami kierowała się zasadą, że jeśli jest dobrze, to najlepiej było się nie zastanawiać dlaczego tak jest, jednak życie na Arenie różniło się od życia z kimś, poza nią. Zresztą jeszcze jakiś czas temu zastanawiała się nad całkowitym opuszczeniem Londynu. Jej pytanie jednak zostało wypowiedziane niemal w tym samym momencie co kolejne słowa Fernsby'ego.
– A to nie powinno być tak, że to ty mi to proponujesz? To twoje mieszkanie – skrzyżowała ręce pod biustem i usiadła wygodniej na krześle, dochodząc do wniosku, że w kuchni się już wystarczająco narobiła i teraz nadeszła pora na odpoczynek. Chociaż na zewnątrz może i nie wyglądała jak ktoś, kto się przejął, serduszko jednak zabiło jej mocniej, pierwszy raz po Connorze, co częściowo uznawała za dobrą oznakę a częściowo liczyła się z konsekwencjami i tym, co będzie, jeśli im nie wyjdzie.
– Gdybym zniosła tu wszystko to byśmy się co chwilę potykali o jakieś pierdoły – podsumowała krótko. Chociaż przyczepa, którą w dalszym ciągu zamieszkiwała, nie była duża, tak posiadała w swoim inwentarzu dużo drobiazgów, ubrań, ozdób, które skrzętnie były pochowane po kufrach a kufry wciśnięte pod łóżko, czy do szaf. Oczywiście mieszkając w normalnym domu, z rodzicami, było tego o wiele więcej, dlatego za jedno ze swoich osiągnięć życiowych uznawała i tak wkroczenie w minimalizm, w tym także ograniczenie swoich potrzeb do minimum. Wnet jednak uniosła na Kennetha badawcze spojrzenie, zignorowała uwagę o podpłomykach, i jakby nigdy nic wypaliła: – Czy to jakaś sugestia? – nigdy nie była dobra w poruszaniu poważnych i życiowych tematów, a wspólne mieszkanie definitywnie takim było, ale jeśli nie teraz, to kiedy mieli o tym porozmawiać? Nie lubiła życia w zawieszeniu, czasami kierowała się zasadą, że jeśli jest dobrze, to najlepiej było się nie zastanawiać dlaczego tak jest, jednak życie na Arenie różniło się od życia z kimś, poza nią. Zresztą jeszcze jakiś czas temu zastanawiała się nad całkowitym opuszczeniem Londynu. Jej pytanie jednak zostało wypowiedziane niemal w tym samym momencie co kolejne słowa Fernsby'ego.
– A to nie powinno być tak, że to ty mi to proponujesz? To twoje mieszkanie – skrzyżowała ręce pod biustem i usiadła wygodniej na krześle, dochodząc do wniosku, że w kuchni się już wystarczająco narobiła i teraz nadeszła pora na odpoczynek. Chociaż na zewnątrz może i nie wyglądała jak ktoś, kto się przejął, serduszko jednak zabiło jej mocniej, pierwszy raz po Connorze, co częściowo uznawała za dobrą oznakę a częściowo liczyła się z konsekwencjami i tym, co będzie, jeśli im nie wyjdzie.
go alone
my flower, and keep my whole lovely you; wild green stones alone my lover and keep us on my heart.
Przyczepa, w której mieszkała była mała, nie spodziewał się, że może pomieścić wiele. Gdyby jednak się zastanowić to jego kajuta też nie powinna, a jednak ma tam dużo szpargałów. Czasami stwierdzał nawet, że za dużo. W takim razie Nora mogła mieć więcej rzeczy, ale z jakiegoś powodu zaczęła je znosić do niego do mieszkania.
Wchodząc ostatnio do salonu natknął się na nowe poduszki, a w kuchni znalazł kolorową filiżankę, która odcinała się na tle surowych ścian.
Upił łyk piwa gdy zadała pytanie. Obrócił ponownie rożeń specjalnie przedłużając ciszę jaka zapadła.
W końcu spojrzał na nią ciemnymi oczami.
-Jest. - Przyznał bez patyczkowania się, a na ustach pojawił się zadziorny uśmiech. I jakby nigdy nic nachylił się aby zdjąć podpłomyki ostatecznie z ognia. Gdy to zrobił nie wrócił na swoje miejsce, tylko niespiesznie okrążył stół, aby przystanąć przy Norze. Usiadł na krawędzi stołu i nachylił się nad nią; na twarzy nadal gościł ten uśmiech, który rzucał jej to niby wyzwanie ni to propozycję. -Mam pół łóżka wolne. - Rzucił poważnym tonem nie odrywając od niej spojrzenia. Przyglądał się twarzy dziewczyny, która w jakiś sposób wrosła w otoczenie domu. Czy coś z tego będzie? Nie wiedział, ale brał życie takim jakim jest i wciąż unosił się na fali krzycząc w dzikiej radości gdy kolejna fala niespodzianek zalewała mu oczy.
Nora zaś była tą niespodzianką, która mogła przekształcić się w bezpieczny port i na Posejdona nie żałowałby ani trochę gdyby tak się stało.
Ujął ją pod brodę i nie zastanawiając się długo złączył ich usta w pocałunku. Był pewien swego i tego, że ta Mała Złośnica zajmowała jego myśli od jakiegoś czasu i to w różnych konfiguracjach. -Wprowadź się. - Powiedział gdy oderwał się na chwilę od jej ust, a ich nosy praktycznie się stykały. Ciekaw jej reakcji i decyzji nie odsunął się tylko trwał nieruchomo.
Co zadecyduje?
Jaką mu da odpowiedź, bo choć zdawał się być nonszalancki to liczył tylko na jedną.
Wchodząc ostatnio do salonu natknął się na nowe poduszki, a w kuchni znalazł kolorową filiżankę, która odcinała się na tle surowych ścian.
Upił łyk piwa gdy zadała pytanie. Obrócił ponownie rożeń specjalnie przedłużając ciszę jaka zapadła.
W końcu spojrzał na nią ciemnymi oczami.
-Jest. - Przyznał bez patyczkowania się, a na ustach pojawił się zadziorny uśmiech. I jakby nigdy nic nachylił się aby zdjąć podpłomyki ostatecznie z ognia. Gdy to zrobił nie wrócił na swoje miejsce, tylko niespiesznie okrążył stół, aby przystanąć przy Norze. Usiadł na krawędzi stołu i nachylił się nad nią; na twarzy nadal gościł ten uśmiech, który rzucał jej to niby wyzwanie ni to propozycję. -Mam pół łóżka wolne. - Rzucił poważnym tonem nie odrywając od niej spojrzenia. Przyglądał się twarzy dziewczyny, która w jakiś sposób wrosła w otoczenie domu. Czy coś z tego będzie? Nie wiedział, ale brał życie takim jakim jest i wciąż unosił się na fali krzycząc w dzikiej radości gdy kolejna fala niespodzianek zalewała mu oczy.
Nora zaś była tą niespodzianką, która mogła przekształcić się w bezpieczny port i na Posejdona nie żałowałby ani trochę gdyby tak się stało.
Ujął ją pod brodę i nie zastanawiając się długo złączył ich usta w pocałunku. Był pewien swego i tego, że ta Mała Złośnica zajmowała jego myśli od jakiegoś czasu i to w różnych konfiguracjach. -Wprowadź się. - Powiedział gdy oderwał się na chwilę od jej ust, a ich nosy praktycznie się stykały. Ciekaw jej reakcji i decyzji nie odsunął się tylko trwał nieruchomo.
Co zadecyduje?
Jaką mu da odpowiedź, bo choć zdawał się być nonszalancki to liczył tylko na jedną.
I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Kuchnia
Szybka odpowiedź