Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Sussex
Wrak statku
AutorWiadomość
Wrak statku
Znajduje się u wybrzeży kanału La Manche, od lat niepokojony przez nikogo. Na temat statku krążą mroczne legendy, jakoby miała wykorzystać go do ucieczki młoda małżonka lorda Shacklebolta. Według historii, nim udało jej się odpłynąć od brzegu, statek został zaatakowany przez nasłanego za sprawą jej męża smoka. Część wraku jest spopielona, większość nadgniła za sprawą upływającego czasu. Ze środka, zwłaszcza w okolicach godziny czwartej rano, kiedy to miało dojść do tragedii, słychać krzyki marynarzy i szloch niepokornej lady. Według mieszkańców hrabstwa ujrzenie na rufie statku półprzeźroczystej postaci ponuro obserwującej morze zwiastuje nieszczęście w miłości.
rzut kością k100
1-20 - na rufie statku dostrzegasz kobietę-ducha z bujną burzą loków; kobieta nie zwraca na Ciebie uwagi i z zadumą obserwuje fale
21-98 - nic się nie dzieje, w okolicy słychać szum wody i piski mew
99-100 - na rufie statku dostrzegasz kobietę-ducha z bujną burzą loków; kobieta patrzy na ciebie z tajemniczym uśmiechem, a następnie spływa ze statku i znika w miejscu wysokiej sterty kamieni i mokrych desek. Przekopując stertę, znajdujesz pierścień z kamieniem księżycowym (zgłoś w aktualizacjach)
rzut kością k100
1-20 - na rufie statku dostrzegasz kobietę-ducha z bujną burzą loków; kobieta nie zwraca na Ciebie uwagi i z zadumą obserwuje fale
21-98 - nic się nie dzieje, w okolicy słychać szum wody i piski mew
99-100 - na rufie statku dostrzegasz kobietę-ducha z bujną burzą loków; kobieta patrzy na ciebie z tajemniczym uśmiechem, a następnie spływa ze statku i znika w miejscu wysokiej sterty kamieni i mokrych desek. Przekopując stertę, znajdujesz pierścień z kamieniem księżycowym (zgłoś w aktualizacjach)
Lokacja zawiera kości.
26.03.1958, południe
Hep!
Gęsty las i towarzystwo ładnych pań na koniach w mgnieniu oka zniknęły, a krajobraz ponownie się zmienił. Jednak tym razem Deimos bardzo szybko zorientował się w sytuacji - znowu wrócił do morza. Znaczy, na plażę, ale z piaszczystego brzegu do niesamowitego oceanu, który gwarantował tylko i wyłącznie wiele niesamowitych przygód, było już zupełnie blisko.
Jaka szkoda, że tym razem znowu nie trafił na statek. Ile by dał za... no… chociażby prostą łódkę.
Może nawet być taka mała, najmniejsza. I wtedy wsiądzie na nią - no ale statek byłby o niebo lepszy - i poprosi mamę, żeby pomogła mu naprawić żagiel, bo mama zawsze lubiła szyć. I wtedy… i wtedy…
Nie może być!
Idąc wzdłuż brzegu, omywanego przez przychodzące i odchodzące fale, chłopiec ujrzał w oddali kształt, który wydał mu się tak bardzo realny, znajomy, jakby żywcem wyciągnięty z jego marzeń.
Statek! Prawdziwy, przeogromny statek!
Nie pierwszy raz obrazy, jakie malował w swojej głowie młody Fancourt, pojawiały się w rzeczywistości - nie było to dla niego nic dziwnego. Ale żeby coś, o czym marzył, cały czas tu było? Deimos bardzo rzadko doświadczał czegoś podobnego. Miał wtedy wrażenie, że może ktoś inny czyta mu w myślach i zostawia mu takie znaki, żeby wiedział, że gdzieś tam w tym wielkim świecie, jego taki najprawdziwszy najlepszy przyjaciel.
Na pewno gdzieś tam jest!
Ale może właśnie to jest ten znak? Może ten wielki okręt ma go zabrać do niego? I razem popłyną na wyspy zamieszkałe przez syreny, pokonując po drodze wszystkie możliwe morskie potwory!
Chłopiec ruszył biegiem w stronę częściowo spalonej i przegniłej łajby, leżącej na boku i przysypanej piaskiem, przyniesionym przez morze. Bez większego zastanowienia, spróbował się do niej wgramolić, niestety, to wcale nie było takie proste - drewno było śliskie od wilgoci, ale Deimos był na tyle uparty, że próbował aż do skutku. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że poobijał sobie kolana, jak i na to, że jego niepasujący do pogody strój podarł się w paru miejscach, zahaczając o połamane deski.
Na szczęście w końcu się to udało. Chłopiec wyprostował się wtedy dumnie, po czym tryumfalnie uniósł podbródek, spoglądając w stronę morza i pozwalając, aby słony wiatr uderzył go w twarz, mierzwiąc krótkie włosy. W tamtej sekundzie myślami przeniósł się gdzieś do odległych krain. Na pewno kiedyś tam dotrze. Najlepszy przyjaciel na pewno też polubi się z mamą - to akurat było oczywiste, bo będzie dla niego jak najprawdziwszy brat, którego zawsze chciał mieć.
Hep!
Gęsty las i towarzystwo ładnych pań na koniach w mgnieniu oka zniknęły, a krajobraz ponownie się zmienił. Jednak tym razem Deimos bardzo szybko zorientował się w sytuacji - znowu wrócił do morza. Znaczy, na plażę, ale z piaszczystego brzegu do niesamowitego oceanu, który gwarantował tylko i wyłącznie wiele niesamowitych przygód, było już zupełnie blisko.
Jaka szkoda, że tym razem znowu nie trafił na statek. Ile by dał za... no… chociażby prostą łódkę.
Może nawet być taka mała, najmniejsza. I wtedy wsiądzie na nią - no ale statek byłby o niebo lepszy - i poprosi mamę, żeby pomogła mu naprawić żagiel, bo mama zawsze lubiła szyć. I wtedy… i wtedy…
Nie może być!
Idąc wzdłuż brzegu, omywanego przez przychodzące i odchodzące fale, chłopiec ujrzał w oddali kształt, który wydał mu się tak bardzo realny, znajomy, jakby żywcem wyciągnięty z jego marzeń.
Statek! Prawdziwy, przeogromny statek!
Nie pierwszy raz obrazy, jakie malował w swojej głowie młody Fancourt, pojawiały się w rzeczywistości - nie było to dla niego nic dziwnego. Ale żeby coś, o czym marzył, cały czas tu było? Deimos bardzo rzadko doświadczał czegoś podobnego. Miał wtedy wrażenie, że może ktoś inny czyta mu w myślach i zostawia mu takie znaki, żeby wiedział, że gdzieś tam w tym wielkim świecie, jego taki najprawdziwszy najlepszy przyjaciel.
Na pewno gdzieś tam jest!
Ale może właśnie to jest ten znak? Może ten wielki okręt ma go zabrać do niego? I razem popłyną na wyspy zamieszkałe przez syreny, pokonując po drodze wszystkie możliwe morskie potwory!
Chłopiec ruszył biegiem w stronę częściowo spalonej i przegniłej łajby, leżącej na boku i przysypanej piaskiem, przyniesionym przez morze. Bez większego zastanowienia, spróbował się do niej wgramolić, niestety, to wcale nie było takie proste - drewno było śliskie od wilgoci, ale Deimos był na tyle uparty, że próbował aż do skutku. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że poobijał sobie kolana, jak i na to, że jego niepasujący do pogody strój podarł się w paru miejscach, zahaczając o połamane deski.
Na szczęście w końcu się to udało. Chłopiec wyprostował się wtedy dumnie, po czym tryumfalnie uniósł podbródek, spoglądając w stronę morza i pozwalając, aby słony wiatr uderzył go w twarz, mierzwiąc krótkie włosy. W tamtej sekundzie myślami przeniósł się gdzieś do odległych krain. Na pewno kiedyś tam dotrze. Najlepszy przyjaciel na pewno też polubi się z mamą - to akurat było oczywiste, bo będzie dla niego jak najprawdziwszy brat, którego zawsze chciał mieć.
Ostatnio zmieniony przez Deimos Fancourt dnia 21.04.22 21:40, w całości zmieniany 1 raz
Deimos Fancourt
Zawód : wirtuoz gry na nerwach dorosłych
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I have never tried that before, so I think I should definitely be able to do that.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Deimos Vale' has done the following action : Rzut kością
'k10' : 6
'k10' : 6
Deimos & Jayden
26 marca 1958
« Gdy nie wiesz, do którego portu płyniesz, żaden wiatr nie jest dobry »
Garść proszku i stos kamieni.Chłód gęstej w wilgoć bryzy uderzył go w twarz, gdy ponownie podniósł wzrok, by wpatrzeć się w rozległą plażę. Temperatura oraz siła podmuchu nie po raz pierwszy spowodowały, że podrażnione oczy zaszły delikatnie łzami. I jak już wcześniej, zewnętrzna strona czarnej rękawiczki obtarła słoną wilgoć, utrudniającą spojrzenie. Wolne poły płaszcza szarpały się nieubłaganie, ale nie to zajmowało profesorki umysł. Jayden wstał jednak z ziemi, na której oparł się prawym kolanem, a jedną z dłoni zanurzył wcześniej w zimnym piasku. Dla tego prostego kontaktu z gruntem zdjął rękawiczkę i dopiero gdy się podniósł, a ostatnie drobinki bieli osunęły się spod jego palców, założył ją na nowo. Nie robił tego po raz pierwszy — nie zapoznawał się z otoczeniem ten epizodyczny raz. Wszystko, co robił, miało znaczenie. Musiał wszak poczuć atmosferę tego miejsca, by móc zakląć jego magię w małym przedmiocie. Bez tego nic by się nie udało. Słone powietrze rozwiałoby się na bezdechu, energia rozpanoszyła się, a krzyk mewy nie oznaczałby nic więcej nad ptasi wrzask. To nie ludzie mieli w tym przypadku znaczenie. To całość, jaką tworzyły wszystkie elementy tego małego ekosystemu. Mikroświat, który miał specyficzną florę i otaczającą go magię. A ktoś, kto chciał z niej zaczerpnąć, musiał ją odpowiednio poznać. Odbyć rytuał. Wypełnić zasady, jakie musiały być zachowane w odpowiedni sposób, aby stać się zrozumieniem. A każdy musiał odnaleźć na to swój własny sposób. Cała historia ludzkości nacechowana wszak była i miała być wydarzeniami o charakterze rytualnym. Zazwyczaj w potocznym myśleniu ludzi o wysokiej ignorancji rytuał był czymś nieważnym. Powtarzalnym działaniem pozbawionym sensu. Jednak ocena tego zjawiska jako rutyny bez treści była według mężczyzny niewłaściwa. Podyktowana brakiem wiedzy o rzeczywistości, w jakiej bytował człowiek. W jakiej bytowali oni wszyscy.
Pociągnął nosem. Zimno przeszyło jego układ oddechowy, ale równocześnie przyniosło świeże przypomnienie o bogactwie natury. O tym jak piękna mogła być, gdy niezniszczona przez człowieka. I ta stara łódź... Właściwie niszczejący wrak. Ile razy już go obchodził, ale niespecjalnie się interesował? Teraz także nie planował, a przynajmniej do czasu... Do czasu aż zdał sobie sprawę, że na tle jasnego piasku odbijała się czyjaś biegnąca sylwetka. Z tej odległości nie mógł rozpoznać twarzy, ale po posturze wyglądało na dziecko. Co tu robiło? Samotnie? Nie widział, aby nadchodziło z jakiejkolwiek ze stron ani nie zauważył w okolicy nikogo dorosłego. Był święcie przekonany, że był na plaży sam... Zaraz jednak co innego zaprzątnęło głowę profesora, gdy zobaczył, że mała postać biegła wprost ku wrakowi, a chwilę później zaczęła się na niego wdrapywać. - Hej! - zawołał za sylwetką dziecka, ale jego głos został porwany przez wiatr. Postać nie zareagowała, a ciche szlag wymknęło się spomiędzy warg astronoma tuż przed tym jak sam ruszył ku statkowi. Tym razem wspomagając się magią, aby dotrzeć tam o czasie. Kto wie, ile ten wrak miał lat i ile niebezpieczeństw w sobie krył? Nie nawet tych magicznych, lecz zbutwiałe deski były tak samo niebezpieczne, jak najgorsze z zaklęć. Zaraz też znalazł się przy łodzi, ale nie wchodził na jej pokład — zamiast tego zaczął chodzić wokół, szukając na pokładzie czyjejś obecności. Różdżkę trzymał w pogotowiu, gdyby musiał rzucić jakiekolwiek zaklęcie — w końcu nigdy nic nie było wiadomo. Dość szybko odnalazł jednak wzrokiem pewną dumnie wyprostowaną sylwetkę, ponad linią pokładu i Jayden musiał zrobić kilka kroków w tył, aby dostrzec dokładnie. I skłamałby, gdyby nie zadziwił się obecnością znanego sobie dziecka. - Deimos! Co ty na Merlina tam robisz?!
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
Wrak statku
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Sussex