Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Hertfordshire
Tereny łowieckie
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Tereny łowieckie
Rozciągają się przez północną część Gobion Woods oraz fragment lasu Winchfield. Od wieków uznawane za doskonałe tereny łowieckie, przepełnione naturalnymi siedliskami jeleni, wilków, lisów oraz zajęcy. Puszcze w kilku miejscach przerywają polany, stanowiące czyste pole do łowów oraz nieliczne, a zatem oblegane strumienie-wodopoje. W miesiącach wzmożonej aktywności myśliwych niewskazane jest udawanie się do lasu na spacery i wycieczki; istnieje ryzyko trafienia kulą, bełtem lub strzałą.
Trzynasty dzień miesiąca naznaczony był zazwyczaj dziwnymi zdarzeniami, nie mającymi prawa rozegrać się w normalnych okolicznościach, jednak tym razem osiągnięty został jakiś szczyt absurdu i biedny Bulstrode pozostawał tego faktu słodko nieświadomy; pogrążony we własnym delirium, napędzany chorą ilością adrenaliny krążącej w żyłach, potwornymi wyobrażeniami czekającej ich masakry i przeświadczeniem, że tylko on jeden jedyny jest w stanie zapewnić Śmierciożerczyni bezpieczeństwo, nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielkich kpin obiektem właśnie się stał i stawał, z każdą minutą coraz bardziej.
Ucieszył się, gdy Sigrun przejrzała w końcu na oczy, dostrzegła niebezpieczeństwo i przejęła się nim prawdziwie, to zwiększało nieco ich szanse i miał już przestać w końcu tracić czas na tłumaczenie jej wszystkiego, powtarzanie i kilkakrotne wskazywanie palcem. - Nie martw się, Sigrun, nie pozwolę by na moich ziemiach spadł ci z głowy choć jeden włos! - oświadczył, widząc wyraźnie bladość obejmującą jej twarz, namacalne dowody lęku, jaki w końcu objął ją łapczywie swymi mackami. Nie mógł do tego dopuścić, nie mógł zawieść ani pozwolić na to, by dobra renoma rodu, na którą tak wytrwale pracował, popadła w ruinę poprzez jej krzywdę i podejrzane teorie spiskowe obejmujące szerokie grono potencjalnych sprawców przykładających swą dłoń do tragedii. Pokiwał głową, przyznając jej rację, tak, faktycznie, samo ostrzeżenie było najistotniejsze i dawało im pole do manewru. Jej powątpiewania odnośnie nieśmiałków postanowił wspaniałomyślnie zignorować, wszak nie był to odpowiedni czas ani miejsce na dyskusje na temat przewrotnej natury tych kryjących się w listowiu istot. - Helios odnajdzie cię, gdy tylko śledztwo doprowadzi mnie do jednoznacznych konkluzji. Kara za zdradę będzie bezlitosna - musiała taka być, zawsze, niezależnie od tego, czy zdradzała szlama, czarodziej czystej krwi czy nieśmiałek. Zasady pozostawały niezmienne i bezlitosne, lecz zapewniające równość wszystkim - śmierć nie dyskryminowała nikogo.
- Dobrze, już dobrze - mruknął pod nosem, przyspieszając kroku i nie odwracając się już za siebie. Pozostawało mu tylko liczyć na to, że szybki bieg i znajomość terenu zapewniały im wystarczającą przewagę w ucieczce przed krwiożerczymi paprotkami. Dopadli w końcu do drewnianej chaty, porośniętej mchem i przykrytej grubą warstwą śniegu, ledwie widocznej pomiędzy drzewami. Wpadł do środka za Rookwood i gdy drzwi zatrzasnęły się za nimi, wyjrzał szybko przez okno, lecz nie zobaczył już niczego podejrzanego. Zmarszczył brwi, słysząc zadziwiające słowa Rookwood i rozbawienie wyraźnie przebrzmiewające w jej głosie.
- Nie rozumiem o czym mówisz - oznajmił w odpowiedzi, nie kryjąc swojego skonfundowania. - Pleciesz od rzeczy - żachnął się, nie zamierzając nawet komentować sugestii o tym, że ponoć zachowywał się jak kretyn.
Ucieszył się, gdy Sigrun przejrzała w końcu na oczy, dostrzegła niebezpieczeństwo i przejęła się nim prawdziwie, to zwiększało nieco ich szanse i miał już przestać w końcu tracić czas na tłumaczenie jej wszystkiego, powtarzanie i kilkakrotne wskazywanie palcem. - Nie martw się, Sigrun, nie pozwolę by na moich ziemiach spadł ci z głowy choć jeden włos! - oświadczył, widząc wyraźnie bladość obejmującą jej twarz, namacalne dowody lęku, jaki w końcu objął ją łapczywie swymi mackami. Nie mógł do tego dopuścić, nie mógł zawieść ani pozwolić na to, by dobra renoma rodu, na którą tak wytrwale pracował, popadła w ruinę poprzez jej krzywdę i podejrzane teorie spiskowe obejmujące szerokie grono potencjalnych sprawców przykładających swą dłoń do tragedii. Pokiwał głową, przyznając jej rację, tak, faktycznie, samo ostrzeżenie było najistotniejsze i dawało im pole do manewru. Jej powątpiewania odnośnie nieśmiałków postanowił wspaniałomyślnie zignorować, wszak nie był to odpowiedni czas ani miejsce na dyskusje na temat przewrotnej natury tych kryjących się w listowiu istot. - Helios odnajdzie cię, gdy tylko śledztwo doprowadzi mnie do jednoznacznych konkluzji. Kara za zdradę będzie bezlitosna - musiała taka być, zawsze, niezależnie od tego, czy zdradzała szlama, czarodziej czystej krwi czy nieśmiałek. Zasady pozostawały niezmienne i bezlitosne, lecz zapewniające równość wszystkim - śmierć nie dyskryminowała nikogo.
- Dobrze, już dobrze - mruknął pod nosem, przyspieszając kroku i nie odwracając się już za siebie. Pozostawało mu tylko liczyć na to, że szybki bieg i znajomość terenu zapewniały im wystarczającą przewagę w ucieczce przed krwiożerczymi paprotkami. Dopadli w końcu do drewnianej chaty, porośniętej mchem i przykrytej grubą warstwą śniegu, ledwie widocznej pomiędzy drzewami. Wpadł do środka za Rookwood i gdy drzwi zatrzasnęły się za nimi, wyjrzał szybko przez okno, lecz nie zobaczył już niczego podejrzanego. Zmarszczył brwi, słysząc zadziwiające słowa Rookwood i rozbawienie wyraźnie przebrzmiewające w jej głosie.
- Nie rozumiem o czym mówisz - oznajmił w odpowiedzi, nie kryjąc swojego skonfundowania. - Pleciesz od rzeczy - żachnął się, nie zamierzając nawet komentować sugestii o tym, że ponoć zachowywał się jak kretyn.
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Słowa padające z ust Maghnusa nie dziwiły jej wcale. Był arystokratą, wychowano go w patriarchalnym przekonaniu, że kobiety to płeć słabsza i wymagająca opieki mężczyzny. Zachowywał się więc wobec niej po dżentelmeńsku - mimo że to ona miała nad nim władzę, górowała nadeń czarodziejską mocą i pozycją w hierarchii Rycerzy Walpurgii, to on zdecydował się bronić Śmierciożerczyni. Nie dało się zaprzeczyć, to poniekąd urocze.
Właściwie to mogła pozwolić, aby to przedstawienie dalej trwało. Sigrun nie mogła zaprzeczyć temu, że miała w sobie mnóstwo ciekawości tego jak dalej potoczyłaby się walka z krwiożerczymi paprociami. Czy lord Maghnus Bulstrode dalej ciskałby w pokrytą śniegiem, uschniętą roślinność czarnomagicznymi zaklęciami, dopóki nie zniszczyłby połowy lasu, bądź sam nie zrobił sobie krzywdy? Sięganie po takie czary w stanie upojenia, czy to alkoholowego, czy narkotycznego, pociągało za sobą jeszcze większe ryzyko. Używanie czarnej magii miało swoją cenę, o czym oboje przekonali się wyjątkowo boleśnie z początkiem stycznia, kiedy to Maghnus niemal udławił się własną Plumosą, Sigrun zaś wyłamała sobie kość przedramienia tak mocno, że przebiła skórę i wystawała pod dziwnym kątem, uniemożliwiając czarowanie.
Ucieczka przed krwiożerczymi paprociami nie musiała oznaczać końca tego niezwykłego przedstawienia, gdzie nieświadomie i niepożądanie Maghnus stał się obiektem uciechy i złośliwości Sigrun, dostarczając czarownicy rozrywki, z drugiej jednak strony poniżanie go i wpędzanie w jeszcze większą paranoję nie leżało w interesie Rycerzy Walpurgii. Poczuła, ze musi powściągnąć swoje złośliwe zapędy i wziąć na wstrzymanie. Wystarczy tego na dziś. I tak mu tego nie zapomni i nie omieszka wypomnieć co najmniej tysiąc razy. Albo i do samej śmierci. Zamknąwszy za sobą drzwi leśniczówki, gdzie pachniało drewnem i wilgocią, zapytała go co brał - nie spodziewała się jednak szczerej odpowiedzi. Maghnus wciąż był przekonany o prawdziwości swych wizji.
- Tak, chyba tak, to ja plotę od rzeczy - zgodziła się z mężczyzną z kpiącym uśmiechem na ustach. Podeszła do okna, niby sprawdzając, czy nie śledzą ich krwiożercze paprocie. - Wiesz, Maghnusie, myślę, że powinniśmy poszukać wsparcia. Lećmy do Bulstrode Park zawiadomić twoich ludzi. Przy okazji chętnie napiję się Tourjous Pur i coś zjem, skoro nic nie uda nam się upolować... - stwierdziła cicho, z żalem, bo o polowaniu mogła dziś zapomnieć.
Daleka była od empatii i współczucia, lecz żal byłoby tracić kogoś takiego jak Maghnus Bulstrode. Nie zostawiła go więc na pastwę dziwnych wizji o krwiożerczych paproci, zadbała, aby dotarł do swej rodowej siedziby - gdzie wprosiła się na luksusowy obiad, bo dlaczego nie.
| zt x2
Właściwie to mogła pozwolić, aby to przedstawienie dalej trwało. Sigrun nie mogła zaprzeczyć temu, że miała w sobie mnóstwo ciekawości tego jak dalej potoczyłaby się walka z krwiożerczymi paprociami. Czy lord Maghnus Bulstrode dalej ciskałby w pokrytą śniegiem, uschniętą roślinność czarnomagicznymi zaklęciami, dopóki nie zniszczyłby połowy lasu, bądź sam nie zrobił sobie krzywdy? Sięganie po takie czary w stanie upojenia, czy to alkoholowego, czy narkotycznego, pociągało za sobą jeszcze większe ryzyko. Używanie czarnej magii miało swoją cenę, o czym oboje przekonali się wyjątkowo boleśnie z początkiem stycznia, kiedy to Maghnus niemal udławił się własną Plumosą, Sigrun zaś wyłamała sobie kość przedramienia tak mocno, że przebiła skórę i wystawała pod dziwnym kątem, uniemożliwiając czarowanie.
Ucieczka przed krwiożerczymi paprociami nie musiała oznaczać końca tego niezwykłego przedstawienia, gdzie nieświadomie i niepożądanie Maghnus stał się obiektem uciechy i złośliwości Sigrun, dostarczając czarownicy rozrywki, z drugiej jednak strony poniżanie go i wpędzanie w jeszcze większą paranoję nie leżało w interesie Rycerzy Walpurgii. Poczuła, ze musi powściągnąć swoje złośliwe zapędy i wziąć na wstrzymanie. Wystarczy tego na dziś. I tak mu tego nie zapomni i nie omieszka wypomnieć co najmniej tysiąc razy. Albo i do samej śmierci. Zamknąwszy za sobą drzwi leśniczówki, gdzie pachniało drewnem i wilgocią, zapytała go co brał - nie spodziewała się jednak szczerej odpowiedzi. Maghnus wciąż był przekonany o prawdziwości swych wizji.
- Tak, chyba tak, to ja plotę od rzeczy - zgodziła się z mężczyzną z kpiącym uśmiechem na ustach. Podeszła do okna, niby sprawdzając, czy nie śledzą ich krwiożercze paprocie. - Wiesz, Maghnusie, myślę, że powinniśmy poszukać wsparcia. Lećmy do Bulstrode Park zawiadomić twoich ludzi. Przy okazji chętnie napiję się Tourjous Pur i coś zjem, skoro nic nie uda nam się upolować... - stwierdziła cicho, z żalem, bo o polowaniu mogła dziś zapomnieć.
Daleka była od empatii i współczucia, lecz żal byłoby tracić kogoś takiego jak Maghnus Bulstrode. Nie zostawiła go więc na pastwę dziwnych wizji o krwiożerczych paproci, zadbała, aby dotarł do swej rodowej siedziby - gdzie wprosiła się na luksusowy obiad, bo dlaczego nie.
| zt x2
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 2 z 2 • 1, 2
Tereny łowieckie
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Hertfordshire