Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cheshire
Polana krzyku
AutorWiadomość
Polana Krzyku
Rozległe lasy na terenie rządzonym przez ród Rowle'ów skrywają wiele sekretów. Jednym z nich jest polana, którą według szeptanych podań odnaleźć można jedynie wtedy, gdy zagubi się drogę i straci orientację w głuszy. Polana Krzyku zyskała swe miano przez wrzaski niosące się wśród drzew; wrzaski tych, którzy nieszczęśliwie na nią zawędrowali. Wilgotna trawa jest tu zawsze ciężka od rosy, powietrze spowija mleczna mgła. W samym centrum mieści się ponura rzeźba wykonana z drewna i gałęzi, przedstawiająca leśnego demona - leszego.
rzut kością k6:
1. Pomiędzy drzewami dostrzegasz prześwit, lecz dobiegając do granicy podszycia, zdajesz sobie sprawę, że polana była wyłącznie przywidzeniem; opuściłeś las.
2. Wychodząc na polanę, dostrzegasz kształt majaczący na jej środku, im bardziej jednak starasz się do niego zbliżyć, tym odleglejszy się wydaje. Po kilkunastu minutach bezowocnej drogi tracisz siły. Nigdy nie dotrzesz do figury.
3. Gęsta mgła otacza cię lepkim kokonem, aż zupełnie tracisz orientację. Wydaje ci się, że figura leszego znajduje się zawsze za tobą, niezależnie od strony, w którą się obrócisz.
4. Na polanie paszą się testrale, rozdzierając zębami połacie wilczego mięsa. Jeżeli widziałeś śmierć na własne oczy, jesteś w stanie im się przyjrzeć; w innym wypadku dostrzegasz tylko niknące w powietrzu mięso.
5. Figura leszego zdaje się przywoływać cię do siebie. Jesteś przekonany, że widzisz jej wyciągnięte ramiona. Jeżeli dotkniesz drewnianych szponów, zobaczysz najgorsze wspomnienie osoby, na której najbardziej ci zależy; tak żywe, jakbyś sam go doświadczył.
6. Pomiędzy drzewami dostrzegasz prześwit, lecz dobiegając do granicy podszycia, zdajesz sobie sprawę, że polana była wyłącznie przywidzeniem; opuściłeś las.
rzut kością k6:
1. Pomiędzy drzewami dostrzegasz prześwit, lecz dobiegając do granicy podszycia, zdajesz sobie sprawę, że polana była wyłącznie przywidzeniem; opuściłeś las.
2. Wychodząc na polanę, dostrzegasz kształt majaczący na jej środku, im bardziej jednak starasz się do niego zbliżyć, tym odleglejszy się wydaje. Po kilkunastu minutach bezowocnej drogi tracisz siły. Nigdy nie dotrzesz do figury.
3. Gęsta mgła otacza cię lepkim kokonem, aż zupełnie tracisz orientację. Wydaje ci się, że figura leszego znajduje się zawsze za tobą, niezależnie od strony, w którą się obrócisz.
4. Na polanie paszą się testrale, rozdzierając zębami połacie wilczego mięsa. Jeżeli widziałeś śmierć na własne oczy, jesteś w stanie im się przyjrzeć; w innym wypadku dostrzegasz tylko niknące w powietrzu mięso.
5. Figura leszego zdaje się przywoływać cię do siebie. Jesteś przekonany, że widzisz jej wyciągnięte ramiona. Jeżeli dotkniesz drewnianych szponów, zobaczysz najgorsze wspomnienie osoby, na której najbardziej ci zależy; tak żywe, jakbyś sam go doświadczył.
6. Pomiędzy drzewami dostrzegasz prześwit, lecz dobiegając do granicy podszycia, zdajesz sobie sprawę, że polana była wyłącznie przywidzeniem; opuściłeś las.
Lokacja zawiera kości.
|14.04.1958
Rigel zawsze przykładał niezwykłą wagę do szczegółów. Starannie wykonywał powierzone mu przez Niewymownych zadania, wkładając w nie całą swoją duszę - nawet do tych, które były powtarzalne i śmiertelnie nudne. Black realizował je z niezwykłą starannością, nie tak jak niektórzy inni praktykanci, dla których liczyła się jedynie szybkość. Ostatnio, niestety, było mu coraz trudniej pracować i jedynym ratunkiem stały się eliksiry oraz różne inne specyfiki. I dopiero wtedy wyzwolony z bólu umysł, skupiał się na zadaniach, tonąc w nich do reszty.
Podczas jednej z takich “sesji” lord Black skupił się na spisie artefaktów z Sali Mózgów - tych, które powróciły do Ministerstwa w ostatniej przesyłce, i po wnikliwej analizie stwierdził, że jeden z przedmiotów nie miał wpisanego nowego numeru swojej lokalizacji - po przeprowadzce Departament Tajemnic zmienił system oznaczania regałów.
To było niepokojące. Przecież Black by tego nie przeoczył… czyli musiał być to ktoś inny. Czarodziej nie zamierzał jednak prowadzić śledztwa wśród swoich współprcaowników - to było głupie. Zwyczajne marnowanie cennego czasu. Należało po prostu jak najszybciej odszukać zaginiony przedmiot, który mógł narobić nie lada problemów.
Oczywiście od razu powiadomił przełożonych, że tajemniczy artefakt prawdopodobnie zaginął, po czym zasugerował, że to on go odnajdzie. Ktoś w końcu musiał posprzątać ten bałagan.
Zaczął od poproszenia przełożonych o więcej informacji. A ci, o dziwo, nie robili mu większych problemów. Może to kwestia nazwiska, a może zwyczajnie tego, że miał bardzo dobrą opinię wśród Niewymownych. Mierzył się w końcu nawet z tymi najbardziej niebezpiecznymi zadaniami - ot chociażby pobieranie próbek z roślin, zmieniających ludzi w oszalałe z głodu bestie.
Teraz ponownie będzie musiał stawić czoło czemuś, co zmienia ludzi w niebezpiecznych szaleńców, jak głosiły dokumenty, które w pewnej chwili znalazły się na jego biurku.
Ale jak znaleźć taki artefakt? Szukać w gazetach? Tam nie było potrzebnych informacji. Plotki? Tylko że jak odróżnić, kiedy zmiana była spowodowana kontaktem z przeklętym przedmiotem, a nie przebudzonymi w wyniku wojny demonami? Rigel nie do końca wiedział, jak się do tego zabrać, nie miał w końcu znajomości w półświatku, a tego typu rzeczy, jak wiadomo, wcześniej czy później tam trafiały. Wtedy zdał sobie sprawę, że podejdzie do tego w inny sposób - zasięgnie języka u znajomych, kolekcjonujących, tak jak z resztą sam lord Black, egzotyczne artefakty. A to dlatego, że zaginiony przedmiot pochodził z Afryki i był niczym innym jak dziwaczną drewnianą maską. Coś takiego każdy szanujący się kolekcjoner chciałby powiesić nad kominkiem.
Ten trop był strzałem w dziesiątkę, chociaż na odpowiedź trzeba było trochę poczekać. Okazało się, że owszem jest ktoś, kto sprzedaje taki przedmiot. A poprzedni jego właściciele… podobno kończyli w dość nieciekawych okolicznościach. Rigel z pewnym zaskoczeniem słuchał, jakoby maska w nocy ożywała i mówiła do ludzi okropne rzeczy, sprawiając, że ci targali się na swoje życie, ale wcześniej próbując wyrżnąć swoje rodziny, a nawet zwierzęta domowe. Coś takiego, oczywiście, mogło istnieć, ale raczej więcej w tych historiach było plotek niż prawdy. A może nie? Młody lord wolał jednak dmuchać na zimne.
Teraz pozostawało skonsultować się z kimś, kto był specem w tematach klątw i niebezpiecznych przedmiotów. Z pewnym bólem Black zdał sobie sprawę, że tym razem nie będzie mógł prosić o pomoc swojej przyjaciółki Primrose, gdyż ta niedawno ucierpiała właśnie podczas próby ściągnięcia klątwy. Na szczęście pamiętał również o innej specjalistce, która kontynuowała pracę swojego męża, z którym to młody lord wcześniej współpracował - Lyssie Valhakis. Miał nadzieję, że temat przeklętej, manipulującej ludzkim umysłem maski zainteresuje ją na tyle, że zgodzi się pomóc. Oczywiście, za godne wynagrodzenie.
Plan wyklarował się szybko. Jako że oboje woleli uniknąć konfrontacji z szaleńcem, zdecydowali się na pewien podstęp. Spotkają się z posiadaczem maski w umówionym miejscu i czasie, podając się za kupców. Tak naprawdę Rigel faktycznie był gotów zapłacić za ten przedmiot, żeby tylko uniknąć walki, podczas której on, albo, co gorsza, jego towarzyszka mogli ucierpieć. A złodzieja mogli bez problemu później wskazać odpowiednim służbom.
Black zjawił się na miejscu mocno przed czasem, lądując na miotle tuż na skraju lasu. Potrzebował chwili, aby dokończyć swój “kamuflaż”, gdyż wolał nie ryzykować, że ktoś może jakimś cudem skojarzyć go z gazet, nawet mimo tego, że obecnie wyglądał jak cień samego siebie. Teraz przebrać się było o wiele łatwiej. Parodniowy zarost oraz powyciągany sweter bardzo dobrze sprawdzały się w swojej roli. Przydługie włosy Rigel schował pod wełnianą i niezwykle gryzącą brązową czapką, założył również okulary. Na wierzch zarzucił wyjątkowo źle skrojony i przetarty na łokciach cienki płaszcz, żeby podkreślić niechlujność oraz biedę, jaką miał sobą reprezentować, będąc jedynie “ochroniarzem” ważnej pani, która to miała dobijać targu.
Kiedy w umówionym miejscu zjawiła się Lyssa, wyłonił się zza drzewa.
-Jak dobrze, że już Pani jest. Mamy jeszcze chwilę… - wsunął zziębnięte dłonie w obszerne kieszenie. -Chciałbym omówić plan działania. Nie ukrywam, że pierwszy raz jestem w podobnej sytuacji.
Czarodziej uznał, że zagra w otwarte karty. Kłamstwo w tym wypadku mogłoby sporo ich kosztować, szczególnie jeśli osobnik faktycznie okaże się szaleńcem.
-Zastanawiałem się, czy to dobry pomysł, po prostu zapłacić za maskę. A z drugiej strony… a co jeśli ten ktoś również mógł ulec klątwie? Nie do końca mogę sobie wyobrazić, czego się spodziewać.
Powoli ruszyli w głąb lasu, dokładnie w stronę miejsca spotkania - pod rozłupanym na pół drzewem, w które lata temu uderzył piorun.
|przy sobie: runa zajęczego skoku, wróżkowi pył x1
Rigel zawsze przykładał niezwykłą wagę do szczegółów. Starannie wykonywał powierzone mu przez Niewymownych zadania, wkładając w nie całą swoją duszę - nawet do tych, które były powtarzalne i śmiertelnie nudne. Black realizował je z niezwykłą starannością, nie tak jak niektórzy inni praktykanci, dla których liczyła się jedynie szybkość. Ostatnio, niestety, było mu coraz trudniej pracować i jedynym ratunkiem stały się eliksiry oraz różne inne specyfiki. I dopiero wtedy wyzwolony z bólu umysł, skupiał się na zadaniach, tonąc w nich do reszty.
Podczas jednej z takich “sesji” lord Black skupił się na spisie artefaktów z Sali Mózgów - tych, które powróciły do Ministerstwa w ostatniej przesyłce, i po wnikliwej analizie stwierdził, że jeden z przedmiotów nie miał wpisanego nowego numeru swojej lokalizacji - po przeprowadzce Departament Tajemnic zmienił system oznaczania regałów.
To było niepokojące. Przecież Black by tego nie przeoczył… czyli musiał być to ktoś inny. Czarodziej nie zamierzał jednak prowadzić śledztwa wśród swoich współprcaowników - to było głupie. Zwyczajne marnowanie cennego czasu. Należało po prostu jak najszybciej odszukać zaginiony przedmiot, który mógł narobić nie lada problemów.
Oczywiście od razu powiadomił przełożonych, że tajemniczy artefakt prawdopodobnie zaginął, po czym zasugerował, że to on go odnajdzie. Ktoś w końcu musiał posprzątać ten bałagan.
Zaczął od poproszenia przełożonych o więcej informacji. A ci, o dziwo, nie robili mu większych problemów. Może to kwestia nazwiska, a może zwyczajnie tego, że miał bardzo dobrą opinię wśród Niewymownych. Mierzył się w końcu nawet z tymi najbardziej niebezpiecznymi zadaniami - ot chociażby pobieranie próbek z roślin, zmieniających ludzi w oszalałe z głodu bestie.
Teraz ponownie będzie musiał stawić czoło czemuś, co zmienia ludzi w niebezpiecznych szaleńców, jak głosiły dokumenty, które w pewnej chwili znalazły się na jego biurku.
Ale jak znaleźć taki artefakt? Szukać w gazetach? Tam nie było potrzebnych informacji. Plotki? Tylko że jak odróżnić, kiedy zmiana była spowodowana kontaktem z przeklętym przedmiotem, a nie przebudzonymi w wyniku wojny demonami? Rigel nie do końca wiedział, jak się do tego zabrać, nie miał w końcu znajomości w półświatku, a tego typu rzeczy, jak wiadomo, wcześniej czy później tam trafiały. Wtedy zdał sobie sprawę, że podejdzie do tego w inny sposób - zasięgnie języka u znajomych, kolekcjonujących, tak jak z resztą sam lord Black, egzotyczne artefakty. A to dlatego, że zaginiony przedmiot pochodził z Afryki i był niczym innym jak dziwaczną drewnianą maską. Coś takiego każdy szanujący się kolekcjoner chciałby powiesić nad kominkiem.
Ten trop był strzałem w dziesiątkę, chociaż na odpowiedź trzeba było trochę poczekać. Okazało się, że owszem jest ktoś, kto sprzedaje taki przedmiot. A poprzedni jego właściciele… podobno kończyli w dość nieciekawych okolicznościach. Rigel z pewnym zaskoczeniem słuchał, jakoby maska w nocy ożywała i mówiła do ludzi okropne rzeczy, sprawiając, że ci targali się na swoje życie, ale wcześniej próbując wyrżnąć swoje rodziny, a nawet zwierzęta domowe. Coś takiego, oczywiście, mogło istnieć, ale raczej więcej w tych historiach było plotek niż prawdy. A może nie? Młody lord wolał jednak dmuchać na zimne.
Teraz pozostawało skonsultować się z kimś, kto był specem w tematach klątw i niebezpiecznych przedmiotów. Z pewnym bólem Black zdał sobie sprawę, że tym razem nie będzie mógł prosić o pomoc swojej przyjaciółki Primrose, gdyż ta niedawno ucierpiała właśnie podczas próby ściągnięcia klątwy. Na szczęście pamiętał również o innej specjalistce, która kontynuowała pracę swojego męża, z którym to młody lord wcześniej współpracował - Lyssie Valhakis. Miał nadzieję, że temat przeklętej, manipulującej ludzkim umysłem maski zainteresuje ją na tyle, że zgodzi się pomóc. Oczywiście, za godne wynagrodzenie.
Plan wyklarował się szybko. Jako że oboje woleli uniknąć konfrontacji z szaleńcem, zdecydowali się na pewien podstęp. Spotkają się z posiadaczem maski w umówionym miejscu i czasie, podając się za kupców. Tak naprawdę Rigel faktycznie był gotów zapłacić za ten przedmiot, żeby tylko uniknąć walki, podczas której on, albo, co gorsza, jego towarzyszka mogli ucierpieć. A złodzieja mogli bez problemu później wskazać odpowiednim służbom.
Black zjawił się na miejscu mocno przed czasem, lądując na miotle tuż na skraju lasu. Potrzebował chwili, aby dokończyć swój “kamuflaż”, gdyż wolał nie ryzykować, że ktoś może jakimś cudem skojarzyć go z gazet, nawet mimo tego, że obecnie wyglądał jak cień samego siebie. Teraz przebrać się było o wiele łatwiej. Parodniowy zarost oraz powyciągany sweter bardzo dobrze sprawdzały się w swojej roli. Przydługie włosy Rigel schował pod wełnianą i niezwykle gryzącą brązową czapką, założył również okulary. Na wierzch zarzucił wyjątkowo źle skrojony i przetarty na łokciach cienki płaszcz, żeby podkreślić niechlujność oraz biedę, jaką miał sobą reprezentować, będąc jedynie “ochroniarzem” ważnej pani, która to miała dobijać targu.
Kiedy w umówionym miejscu zjawiła się Lyssa, wyłonił się zza drzewa.
-Jak dobrze, że już Pani jest. Mamy jeszcze chwilę… - wsunął zziębnięte dłonie w obszerne kieszenie. -Chciałbym omówić plan działania. Nie ukrywam, że pierwszy raz jestem w podobnej sytuacji.
Czarodziej uznał, że zagra w otwarte karty. Kłamstwo w tym wypadku mogłoby sporo ich kosztować, szczególnie jeśli osobnik faktycznie okaże się szaleńcem.
-Zastanawiałem się, czy to dobry pomysł, po prostu zapłacić za maskę. A z drugiej strony… a co jeśli ten ktoś również mógł ulec klątwie? Nie do końca mogę sobie wyobrazić, czego się spodziewać.
Powoli ruszyli w głąb lasu, dokładnie w stronę miejsca spotkania - pod rozłupanym na pół drzewem, w które lata temu uderzył piorun.
|przy sobie: runa zajęczego skoku, wróżkowi pył x1
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
The member 'Rigel Black' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
Miękki, czarny szal chronił przed przeszywającym dotykiem chłodnego wiatru. Zima niechętnie ustąpiła miejsca wiośnie, pozostawiając po sobie echo mroźnych poranków, jeszcze zimniejszych nocy. Mawiano, że lasy przyporządkowane panowaniu potomków Democlesa były nawiedzone, że krzyki demonicznych zjaw gotowe były zwodzić podróżników na manowce, w samo serce lasu gdzie osądzić miał je ich pradawny strażnik. Inni zaś opowiadali o duchach dziewcząt wciągniętych w odmęty lasu, skrzywdzonych, które w przejawie dozgonnej zemsty za uczynione zło po kres dni miały sprowadzać równie nikczemny los na zagubionych wędrowców. Dziś nie danym było przekonać jej się ile prawd kryło się w ludowych bajaniach. Cisza roznosiła się wśród konarów drzew, przerywana rytmicznymi uderzeniami o płaszczyznę ubitej, leśnej ścieżki, gorącym oddech, który uciekł spomiędzy warg, tworząc ulotne obłoki pary.
Propozycja lorda Blacka była jedną z tych, na które nie powinna odmawiać. Powrót w rodzinne strony, na łono rodziny nie uczynił jej codzienności bardziej komfortową. Nie ufała im. Ich bliskości, zainteresowani jakie okazywał jej wuj. Nie ufała im na tyle, aby doszukiwać się w nich wsparcia. Niezależność, która kusiła ją od tak wielu lat, opłacona miała być niewygodą, niepewnością kolejnych dni. Jakże łatwo byłoby po prostu wrócić, tam gdzie w zamian za oddanie oferowano jej protekcję. Wystarczyło jedynie zacisnąć zęby, wyzbyć się dumy, pozwolić by odpowiedzialność za los opadła na barki krewnych. Raz jeszcze nauczyć się posłuszeństwa. Za wolność zapłaciła jednak zbyt wysoką cenę, aby kupczyć nią za dostatek. Cena lojalności względem Valhakisów zawsze miała być wygórowana. Wiedziała, że cokolwiek czeka za rogiem, mogło nie równać się temu co zgotować mogła jej własna rodzina.
Nie porzuciła wdowiej czerni, wciąż nosząc pamięć zmarłego męża. Przejęła jego schedę - uchowaną przed ciężką ręką wierzycieli kolekcję artefaktów, kolekcjonowaną latami biblioteczkę wypełnioną serią białych kruków i sieć powiązań snutą ścieżkami Europy i Azji. Nie była jednak nim. Chociaż jej żałoba miała przypominać o sylwetce kobiety tworzącej cień Erica. Towarzyszki, tej która zabierała głos podczas dyskusji z klientami, tej która radziła się z nim, brała udział w jego pracy. Zawsze jednak u jego boku. Teraz nadal zdawała się jawić tym samym cieniem, kontynuując pracę z tymi, którzy chcieli współpracować z kobietą. Tymi, którzy zdolni byli zaufać wdowie Erica. Wojenna ekonomia nie sprzyjała wydawaniu galeonów na zbytki, jednak bezprawie i ciche walki o wpływy, niemal wzbudzona po wielu latach fascynacja czarną magią sprawiały, że wielu zaczynało interesować się sekretami szeptanymi językiem run, posiąść je, uczynić z nich narzędzie. Ci jednak zdawać sobie musieli sprawę z tego, że poruszali się w szarej strefie, poza nieuformowanym jeszcze prawem nowego porządku, który przychylniej spoglądał w stronę owianą plugawą sławą dziedziny magii.
Maska, o której wspominał Rigel Black zdawała się nosić w sobie echo runy Eihwaz lub jej odpowiednika w języku szamana. Ciężko było jej jednak wydać konkretny osąd, nie zbadawszy uprzednie przeklętego przedmiotu. Runy potrafiły być zwodnicze, a jedynie dokładne badanie mogło ukazać prawdziwą naturę klątwy. Ciężko było również stwierdzić czy zaklęty przedmiot został takim stworzony i posiada przez to wartość historyczną czy może runy wyryto setki lat później, aby prześladować wrogów. Wszystkie te pytania kryły się w cieniach domysłu, a rąbka tajemnicy uchylić mogło jedynie spotkanie z obecnym posiadaczem upiornej maski.
W końcu na rozdrożu leśnych ścieżek pojawiła się sylwetka jej towarzysza. Oboje stawili się przed czasem. Spojrzenie bursztynowych tęczówek skupiło się na stojącym przed nią mężczyzną. Jego strój, prezencja kompletnie nie zdradzała wysokiego urodzenia. Z ich dwójki to ona zdawała się wywodzić z wyższych warstw społecznych. Usta wygięły się w nieznacznym uśmiechu, kryjąc w ich kącikach ulotne rozbawienie. Dygnęła krótko, nie zapominając o wiążących ich konwenansach. Wszakże mimo mylącego ubioru to on posiadał szlachecki tytuł - Lordzie Black - szepnęła ledwie słyszalnie, świadoma że już za chwilę będą musieli odrzucić prawdę i zatopić się w świat pozorów.
Poprawiła rękawiczki, uważnie przysłuchując się słowom młodego szlachcica - Jeśli gotowy jesteś, sir, zapłacić za to co ci się należy, tak właśnie możemy uczynić - odpowiedziała, zwodniczo unosząc jedną brew. Uśmiech nadal błąkał się na skraju warg, starając się nie zdradzić jakiejkolwiek niepewności. Nie była już uczennicą Erica. Nie była już jego towarzyszką. Dziś byli tu tylko ona i Rigel. I tylko na siebie mogli liczyć. - Z tego co rozumiem maska niechętnie opuszcza swoich właścicieli, przynajmniej póki nie ukończy swojego dzieła. Jeśli nasz towarzysz jest pod jej wpływem, obawiam się, że nawet najcięższy mieszek galeonów może nie wystarczyć. Nie chcę wysuwać pochopnych wniosków, jednak jak podejrzewam, przedmiot może nosić znamiona runy Eihwaz, a ta odpowiednio nałożona daje nikczemne efekty. Niewiele umysłów jest w stanie oprzeć się mocy czarnej magii, jest dominująca, uderza w najwrażliwsze punkty… Paradoksalnie to co czyni nas potężniejszymi, w tym wypadku jest naszą największą słabością. Słyszałam plotki, że badania na ten temat prowadzone są właśnie przez niewymownych - skomentowała zaczepnie, świadoma że nie może wyjawić jej sekretów Departamentu Tajemnic. Piętno jakie pozostawiała po sobie czarna magia niezmiennie było dla niej czymś fascynującym, odkąd bezecny wpływ przeklętych artefaktów odbił ślad w jej własnym umyślę. Powinna się bać. Powinna czuć przenikający strach na samą myśl o tym. Wiedza była jednak kontrolą, a to właśnie jej braku najbardziej się obawiała.
- Możemy spróbować ją odkupić, podważyć jej wartość. Być może dzięki temu dowiemy się czegoś więcej. Może chęć podbicia ceny, rozwiąże temu jegomościowi język - pokiwała głową.
- Nie wiem czy w tym wypadku powinniśmy mocno mącić. Możemy wspomnieć, że maska jest poszukiwana przez służby, być może zniechęci pana Deveraux do zachowania jej - powiedziała, wyrównując krok z mężczyzną. Zdawało jej się, że skierowali krok w głąb lasu. Im dłużej jednak szli, tym drzewa zaczynały przerzedzać się, aż w końcu doszli do punktu, gdzie puszcza zdawała się kończyć. - Z tego co mi wiadomo pan Deveraux nie fascynuje się tak bardzo czarną magią jak jego zmarli bracia. Najstarszy Matthew od wielu lat kolekcjonował przedmioty, które pochodziły z Algierii, jak sam się szczycił jego przodkowie pełnili funkcję gubernatorów tamtejszych ziem. Kiedyś zlecił nam przeszukanie jednego z grobowców w Oranie. Pojawienie się na rynku takiej maski, nie mogło ujść jego uwadze. Wątpię by jego najmłodszy brat podzielał jego fascynację. Zawsze wydawał mi się odrobinę bardziej skupiony na swojej profesji - jak słyszałam wykłada na kursach alchemicznych - wytłumaczyła - Musiał dostać ją w spadku po bracie. Wypytałam tu i ówdzie. Zanim Matthew wykończył sam siebie, zabrał ze sobą żonę, trójkę dzieci i własną matkę. Po nim maskę przejąć musiał Malcolm, który zamordował swoją narzeczoną, jej brata, a potem sam się zabił. Ktoś kto przekazał im ten przedmiot widocznie nie życzył dobrze ich rodzinie - zakończyła, unosząc wzrok, by skontrować go z tym należącym do Rigela. Ujrzeć jakie emocje wywołały w nim słowa Lyssy. Poznać człowieka, któremu dziś towarzyszyła. Godząc się na pomoc mu, obiecała również że zdobędzie informację na temat posiadaczy maski. Jak podejrzewała oprócz odnalezienia przedmiotu, należało również odkryć kto stał za zniknięciem przedmiotu.
Propozycja lorda Blacka była jedną z tych, na które nie powinna odmawiać. Powrót w rodzinne strony, na łono rodziny nie uczynił jej codzienności bardziej komfortową. Nie ufała im. Ich bliskości, zainteresowani jakie okazywał jej wuj. Nie ufała im na tyle, aby doszukiwać się w nich wsparcia. Niezależność, która kusiła ją od tak wielu lat, opłacona miała być niewygodą, niepewnością kolejnych dni. Jakże łatwo byłoby po prostu wrócić, tam gdzie w zamian za oddanie oferowano jej protekcję. Wystarczyło jedynie zacisnąć zęby, wyzbyć się dumy, pozwolić by odpowiedzialność za los opadła na barki krewnych. Raz jeszcze nauczyć się posłuszeństwa. Za wolność zapłaciła jednak zbyt wysoką cenę, aby kupczyć nią za dostatek. Cena lojalności względem Valhakisów zawsze miała być wygórowana. Wiedziała, że cokolwiek czeka za rogiem, mogło nie równać się temu co zgotować mogła jej własna rodzina.
Nie porzuciła wdowiej czerni, wciąż nosząc pamięć zmarłego męża. Przejęła jego schedę - uchowaną przed ciężką ręką wierzycieli kolekcję artefaktów, kolekcjonowaną latami biblioteczkę wypełnioną serią białych kruków i sieć powiązań snutą ścieżkami Europy i Azji. Nie była jednak nim. Chociaż jej żałoba miała przypominać o sylwetce kobiety tworzącej cień Erica. Towarzyszki, tej która zabierała głos podczas dyskusji z klientami, tej która radziła się z nim, brała udział w jego pracy. Zawsze jednak u jego boku. Teraz nadal zdawała się jawić tym samym cieniem, kontynuując pracę z tymi, którzy chcieli współpracować z kobietą. Tymi, którzy zdolni byli zaufać wdowie Erica. Wojenna ekonomia nie sprzyjała wydawaniu galeonów na zbytki, jednak bezprawie i ciche walki o wpływy, niemal wzbudzona po wielu latach fascynacja czarną magią sprawiały, że wielu zaczynało interesować się sekretami szeptanymi językiem run, posiąść je, uczynić z nich narzędzie. Ci jednak zdawać sobie musieli sprawę z tego, że poruszali się w szarej strefie, poza nieuformowanym jeszcze prawem nowego porządku, który przychylniej spoglądał w stronę owianą plugawą sławą dziedziny magii.
Maska, o której wspominał Rigel Black zdawała się nosić w sobie echo runy Eihwaz lub jej odpowiednika w języku szamana. Ciężko było jej jednak wydać konkretny osąd, nie zbadawszy uprzednie przeklętego przedmiotu. Runy potrafiły być zwodnicze, a jedynie dokładne badanie mogło ukazać prawdziwą naturę klątwy. Ciężko było również stwierdzić czy zaklęty przedmiot został takim stworzony i posiada przez to wartość historyczną czy może runy wyryto setki lat później, aby prześladować wrogów. Wszystkie te pytania kryły się w cieniach domysłu, a rąbka tajemnicy uchylić mogło jedynie spotkanie z obecnym posiadaczem upiornej maski.
W końcu na rozdrożu leśnych ścieżek pojawiła się sylwetka jej towarzysza. Oboje stawili się przed czasem. Spojrzenie bursztynowych tęczówek skupiło się na stojącym przed nią mężczyzną. Jego strój, prezencja kompletnie nie zdradzała wysokiego urodzenia. Z ich dwójki to ona zdawała się wywodzić z wyższych warstw społecznych. Usta wygięły się w nieznacznym uśmiechu, kryjąc w ich kącikach ulotne rozbawienie. Dygnęła krótko, nie zapominając o wiążących ich konwenansach. Wszakże mimo mylącego ubioru to on posiadał szlachecki tytuł - Lordzie Black - szepnęła ledwie słyszalnie, świadoma że już za chwilę będą musieli odrzucić prawdę i zatopić się w świat pozorów.
Poprawiła rękawiczki, uważnie przysłuchując się słowom młodego szlachcica - Jeśli gotowy jesteś, sir, zapłacić za to co ci się należy, tak właśnie możemy uczynić - odpowiedziała, zwodniczo unosząc jedną brew. Uśmiech nadal błąkał się na skraju warg, starając się nie zdradzić jakiejkolwiek niepewności. Nie była już uczennicą Erica. Nie była już jego towarzyszką. Dziś byli tu tylko ona i Rigel. I tylko na siebie mogli liczyć. - Z tego co rozumiem maska niechętnie opuszcza swoich właścicieli, przynajmniej póki nie ukończy swojego dzieła. Jeśli nasz towarzysz jest pod jej wpływem, obawiam się, że nawet najcięższy mieszek galeonów może nie wystarczyć. Nie chcę wysuwać pochopnych wniosków, jednak jak podejrzewam, przedmiot może nosić znamiona runy Eihwaz, a ta odpowiednio nałożona daje nikczemne efekty. Niewiele umysłów jest w stanie oprzeć się mocy czarnej magii, jest dominująca, uderza w najwrażliwsze punkty… Paradoksalnie to co czyni nas potężniejszymi, w tym wypadku jest naszą największą słabością. Słyszałam plotki, że badania na ten temat prowadzone są właśnie przez niewymownych - skomentowała zaczepnie, świadoma że nie może wyjawić jej sekretów Departamentu Tajemnic. Piętno jakie pozostawiała po sobie czarna magia niezmiennie było dla niej czymś fascynującym, odkąd bezecny wpływ przeklętych artefaktów odbił ślad w jej własnym umyślę. Powinna się bać. Powinna czuć przenikający strach na samą myśl o tym. Wiedza była jednak kontrolą, a to właśnie jej braku najbardziej się obawiała.
- Możemy spróbować ją odkupić, podważyć jej wartość. Być może dzięki temu dowiemy się czegoś więcej. Może chęć podbicia ceny, rozwiąże temu jegomościowi język - pokiwała głową.
- Nie wiem czy w tym wypadku powinniśmy mocno mącić. Możemy wspomnieć, że maska jest poszukiwana przez służby, być może zniechęci pana Deveraux do zachowania jej - powiedziała, wyrównując krok z mężczyzną. Zdawało jej się, że skierowali krok w głąb lasu. Im dłużej jednak szli, tym drzewa zaczynały przerzedzać się, aż w końcu doszli do punktu, gdzie puszcza zdawała się kończyć. - Z tego co mi wiadomo pan Deveraux nie fascynuje się tak bardzo czarną magią jak jego zmarli bracia. Najstarszy Matthew od wielu lat kolekcjonował przedmioty, które pochodziły z Algierii, jak sam się szczycił jego przodkowie pełnili funkcję gubernatorów tamtejszych ziem. Kiedyś zlecił nam przeszukanie jednego z grobowców w Oranie. Pojawienie się na rynku takiej maski, nie mogło ujść jego uwadze. Wątpię by jego najmłodszy brat podzielał jego fascynację. Zawsze wydawał mi się odrobinę bardziej skupiony na swojej profesji - jak słyszałam wykłada na kursach alchemicznych - wytłumaczyła - Musiał dostać ją w spadku po bracie. Wypytałam tu i ówdzie. Zanim Matthew wykończył sam siebie, zabrał ze sobą żonę, trójkę dzieci i własną matkę. Po nim maskę przejąć musiał Malcolm, który zamordował swoją narzeczoną, jej brata, a potem sam się zabił. Ktoś kto przekazał im ten przedmiot widocznie nie życzył dobrze ich rodzinie - zakończyła, unosząc wzrok, by skontrować go z tym należącym do Rigela. Ujrzeć jakie emocje wywołały w nim słowa Lyssy. Poznać człowieka, któremu dziś towarzyszyła. Godząc się na pomoc mu, obiecała również że zdobędzie informację na temat posiadaczy maski. Jak podejrzewała oprócz odnalezienia przedmiotu, należało również odkryć kto stał za zniknięciem przedmiotu.
the chains are broken
but are you truly free?
but are you truly free?
The member 'Lyssa Valhakis' has done the following action : Rzut kością
'Zdarzenia' :
'Zdarzenia' :
Polana krzyku
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cheshire