Wydarzenia


Ekipa forum
Koniec Sussex
AutorWiadomość
Koniec Sussex [odnośnik]23.07.21 12:15

Koniec Sussex

Odnajdziesz to miejsce tylko jeśli jesteś zgubiony. Przechadzając się po lasach Sussexu gubisz nagle swoją drogę, a bór zdaje się wyczuwać czarodziejską krew płynącą w twoich żyłach. O ile nie jesteś mugolem lub charłakiem, nagle spośród drzew wyrasta niepozornie wyglądająca konstrukcja. Wznosi się z pokrytych mchem cegieł i odstających gałązek, które swoim ułożeniem przypominają drzwi. Jeśli zdecydujesz się przez nie przejść, musisz zmierzyć się z konsekwencjami. Rzuć kością k6.
k1 - fortuna rzuca cię na bagna. Podmokłe tereny są głębokie i zdradliwe, porośnięte zielenią, nad którą unosi się specyficzny zapach siarki. Aby dotrzeć do stabilnego brzegu, musisz przebyć dość długą drogę, ST pokonania jej to 60, do rzutu dodaj swoją zwinność.
k2 - celem twojej podróży stał się wąski przesmyk będący niegdyś głębokim korytem rzeki, która wyschła lata temu. Wiecznie wieje tu porywisty wiatr. Aby się przed nim uchronić, musisz wspiąć się po korzeniach na brzeg. ST wydostania się to 50, do rzutu dolicz swoją sprawność.
k3 - lądujesz na urwisku nad kanałem La Manche. Jeden nieuważny krok naprzód może sprawić, że stracisz równowagę i spadniesz w uderzające o skały fale. Aby utrzymać się na nogach, przezwycięż ST równe 30, do rzutu dodaj swoją zwinność.
k4 - brama prowadzi cię na łąkę pełną krzewów malin. Pomimo różnych pór roku i temperatur zdają się być zaczarowane w ten sposób, by kwitnąć i dawać owoce cały rok.
k5 - krótka podróż zabiera cię w samotny zagajnik, a twoje nogi nagle grzęzną w dwóch zajęczych norach. Nieopodal możesz dostrzec przestraszoną grupkę tych zwierząt uciekającą przed tobą. Bez trudu jesteś w stanie wydostać stopy z otworów w ziemi, chociaż są one dość głębokie, a jeśli masz wystarczający refleks - możesz zapolować na zwierzynę.
k6 - stajesz twarzą w twarz z opuszczoną chatą leśniczego. W jej wnętrzu odnajdziesz wiele myśliwskich trofeów, a jeśli lepiej przeszukasz wnętrze, odnajdziesz wciąż nienaruszoną butelkę rumu z 1945 roku i kilogram mąki pszennej.

Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Koniec Sussex Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Koniec Sussex [odnośnik]23.11.22 1:16
5 maja 1958, Crawley, West Sussex
Cieszyła się, że w końcu będzie mogła zadziałać w jakiś sposób, zrobić coś dla innych. Nie pisała Tristanowi, że nie wybrała się zrobić zleconego przez niego zadania nie dlatego, że była zajęta, ale dlatego, że nie mogła liczyć na wsparcie mimo proszenia o nie. Zresztą, czy było coś w tym dziwnego? Czystokrwiste osoby chodziły po ulicach z tytułami godnymi lordów, więc jedna, niewiele wybijająca się i niewiele znacząca dla publiki lady Parkinson znikała gdzieś we wszelkich mrokach ludzkiej świadomości. Pochłonięty wojną kuzyn, jej ukochana Evandra, która miała własne problemy na głowie, bracia, którzy zniknęli i których praktycznie nie widziała. Czuła się niezwykle samotnie, upraszając chociaż nestora rodu i lady doyenne aby wyznaczyli jej męża, widząc w tym jedyny sposób odmiany w jej młodym, opustoszałym życiu, bo chociaż wiedziała, że na miłość liczyć nie mogła, może chociaż pożądanie zdoła wzbudzić w kimkolwiek.
Jednak nie chodziło tutaj jedynie o spełnienie swoich snobistycznych ambicji i poprawieniu własnego humoru – w takich wypadkach czuła się zawsze dość wrażliwa na to, co miało się stać, a jeżeli chodziło o działanie, czuła, że to też był jej obwiązek aby wspomóc zorganizowanie czegokolwiek. Nie miała biegać po okolicy z medalami na sukni ani publicznie pojedynkować się czy rzucać zaklęcia (tego akurat żadna przyzwoita czarownica robić nie powinna, chyba że we własnej obronie), ale jeżeli jej obecność, a przede wszystkim, wsparcie Evandry, pomóc miało temu miejscu…chciała być drobnym źdźbłem trawy. I teraz, kiedy trafiło do niej, co mogłaby zrobić i kiedy otrzymała potwierdzenie swoich słów, spojrzała na sytuację z lekkim samopocieszenem się. A przynajmniej tak do tego podeszła, kiedy przysiadła nad zdobionym biurkiem pisząc list do Evandry.
Zgoda lady Rosier pobudziła jej radość, wiedząc, że wydarzenie, którego ludzie doświadczyli na pewno wymagało jakiegoś większego gestu gdy można było mówić o tym, jakie kłopoty spadły na te ziemie ostatnio. Rozumiała też to, czym kierowali się mieszkańcy i pośrednio też lordowie i lady tych ziem, bo w momencie kiedy kolejne nieszczęścia przytrafiały się ludziom którzy na to nie zasługiwali, a zebranie pieniędzy na odbudowę mogło chociaż częściowo przywrócić im dawny spokój.
Oczywiście, nie mogła lekką ręką podchodzić do całej tej organizacji, wiedząc, że będzie to jednocześnie łatwiejsze i trudniejsze w organizacji niż pokazy mody w których wspomagała rodzinę. Jako alchemiczka wiedziała, gdzie zyskać dodatkowe składniki, które będzie można przeznaczyć dla miejscowych alchemików – a ci będą mogli sprzedać je na nadchodzącym jarmarku. Evandra na pewno też miała znaleźć zajęcie dla siebie, czy to poświęcenie się dzieciom, czy jednak skoordynowanie chóru który miał wystąpić. Opisała dokładniej sytuację, tak aby lady Rosier nie przyjechała tutaj niezorientowana w działaniach, dając jej jeszcze znać o planie działania.
Zjawiły się w Crawley o dość świeżej godzinie, nie na tyle wcześnie, by całe miasto musiało stawiać się na placu bladym świtem, ale jednocześnie nie na tyle późno, by wszyscy musieli na nie czekać połowę dnia i znajdując się w mieście, mogły już obserwować początki pracy.
- Tam powinien być prawdziwy staw z magicznymi rybkami, a tam, tam chyba chór chcą umieścić. A tu będą sprzedawać drobne rękodzieła. – Ciężko było jej ukryć podekscytowanie, a chociaż Evandra widzieć mogła jej twarz w stoickiej elegancji, przyciszone słowa wybrzmiewały nadzwyczaj entuzjastycznie. Oczywiście, okoliczni mieszkańcy zatrzymywali się, by swoje spojrzenia skierować na lady doyenne, czy to z podziwem, czy to z dyskretnym zmieszaniem spowodowanym urokiem wiły, czy jednak z pewnego rodzaju zazdrością. Spojrzenie Odetty wyłapywało to wszystko, starała się jednak nie zwracać na to uwagi, wiedząc, że niezależnie od tego, co mogło się stać, ona miała pozostać w cieniu. Ale nie były tu dla niej.
- Wydaje mi się, że dobrym pomysłem będzie najpierw odnaleźć burmistrza, chyba, że masz zupełnie inny pomysł? – Pozostawiała tutaj wybór Evandrze, uznając jej autorytet jako bardziej doświadczonej w tego rodzaju działaniach osoby. Mimo to, spojrzeniem uciekła na okolicę, wypatrując sylwetki burmistrza, opisanej jej poślednio w wymienianej korespondencji.


Someone holds me safe and warm
Horses prance through a silver storm,
Figures dancing gracefully across my memory
Odetta Parkinson
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9654-odetta-eimher-parkinson#293343 https://www.morsmordre.net/t9761-kitri#296220 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9839-skrytka-bankowa-nr-2212 https://www.morsmordre.net/t9759-odetta-parkinson#296218
Re: Koniec Sussex [odnośnik]24.11.22 8:47
Wystosowane przez lady Odettę zaproszenie wcale Evandry nie zaskoczyło. Droga przyjaciółka już wcześniej zwracała się do lady doyenne z prośbą o wskazówki w kwestiach dobroczynnych. Półwila w całej swej dobroci nie mogła pozwolić na to, by młoda szlachcianka pozostała bez doradztwa w tej jakże istotnej sprawie. Szalenie ważne było dlań szerzenie świadomości wśród rówieśniczek, aby każde dziewczę, dotychczas chowane pod szczelnym ochronnym kloszem rodziny, wyszło do prawdziwego świata, jaki dotąd stał przed nimi szczelnie zamknięty.
Ostatnie tygodnie przepełnione były pracą na rzecz Smoczych Ogrodów. Od kiedy wraz z drogim szwagrem pochylili się nad rachunkami rezerwatu, wracała do nich, by wraz z Peterem Garwickiem zgłębiać tajniki liczb opatrzonych szeregami niewiele mówiących jej etykiet. Jak jeszcze przed rokiem przerażała ją dokumentacja związana z prowadzeniem gospodarstwa domowego, tak zarządzanie potężnym przedsięwzięciem, jakim był smoczy rezerwat, przekraczało najśmielsze oczekiwania lady Rosier. Wszystko wskazywało jednak na to, że strach wiązał się ze zwyczajną niewiedzą oraz brakiem świadomości. Pod czujnym okiem cierpliwego rachmistrza popełniała coraz to większe postępy, płynniej oraz sprawniej poruszając się po tajemnych meandrach finansów.
Mimo iż dnie spędzane w Smoczych Ogrodach uznawała za ciekawe i pouczające, miło było wyjść do świata ludzi. Sąsiadujące z jej rodzinnym Hampshire West Sussex przywitało czarownice przyjemnym, wiosennym ciepłem. Wychodząc z powozu Evandra przytrzymała ręką kapelusz z krótkim rondem i rozejrzała się po przygotowującym się do wydarzenia rynku.
- Wspaniała trafiła nam się dzisiaj pogoda. Świętowanie odbędzie się z rozmachem i z pewnością na długo pozostanie we wspomnieniach mieszkańców - mówiła do Odetty, z łatwością wyłapując podekscytowanie na jej twarzy. Miała w sobie radość oraz entuzjazm, jakiego zmęczeni doświadczeniami wojny mieszkańcy Crawley potrzebowali. Bijąca odeń pasja na pewno zarazi wszystkich wokół. Lady Rosier mimowolnie ściągała na siebie uwagę, do czego była już od dawna przyzwyczajona. Każdego, kto zdecydował się do nich podejść i przywitać, częstowała uprzejmym uśmiechem, cierpliwie witając się z każdym mieszkańcem. - Zdecydowanie najpierw pomówimy z burmistrzem - przytaknęła na propozycję przyjaciółki, sięgając za nią wzrokiem pomiędzy tłumem. - Spodziewam się, że zaanonsowano już nasze przybycie, więc wyjdzie nam naprzeciw. Nietaktem byłoby rozpocząć przygotowania do święta bez jego patronatu - wyjaśniła ze spokojem, dostrzegając w głosie lady Parkinson nuty ekscytacji oraz zdenerwowania. Już podczas ich spotkania w Château Rose przejawiała ona nadzwyczajne ożywienie kwestią własnego zaangażowania, jak i pomocy przy organizacji całego przedsięwzięcia. Półwila zamierzała jej w tym pomóc, by młoda panna zyskała wreszcie pewność siebie, umocniła się co do słuszności podejmowanych działań. Gdy tylko znalazł je jeden z pracowników ratusza, proponując odprowadzenie do burmistrza, ruszyły wraz z nim do centrum wydarzeń.
Mając okazję, by się nieco rozejrzeć, oceniała krytycznym okiem rozstawione stragany, jakie z wolna zapełniały się produktami na sprzedaż. Zapisała w umyśle, by wrócić tu później i wspomóc handlarzy, nawet jeśli nie potrzebowała żadnego z tych przedmiotów. Była przygotowana na to, by wspomóc mieszkańców nie tylko swoją obecnością, ale i finansowo, wszak to pieniądz był im potrzebny dla lepszej stabilizacji.
- Lady Rosier, lady Parkinson, niezmiernie miło mi panie poznać. Dziękujemy za przybycie. - Rosły burmistrz skłonił się nisko, sięgając po dłonie kobiet, by w uprzejmym geście nachylić się nad ich wierzchem, jeśli wykażą się taką chęcią. - Jak panie widzą, przygotowania trwają w najlepsze, już za godzinę zaczynamy z pierwszymi atrakcjami.
- Dziękuję za zaproszenie, to wspaniałe móc uczestniczyć w obchodach tak ważnego święta - zwróciła się doń gładko Evandra, jakby słowa wyuczone miała już na pamięć. - Od zawsze powtarzam, że naszą misją jest wspierać każdego. Ten, kto wyciąga rękę po pomoc, nigdy nie zostanie odtrącony. Nie byłoby mnie tu, gdyby nie lady Odetta Parkinson, której zaangażowanie oraz oddanie sprawie są godne podziwu. - Przeniosła wzrok na młodą szlachciankę, nie mogąc pozwolić na to, by podczas tak kluczowej rozmowy uciekło uznanie dla niej. Skoro miała zabłysnąć w towarzystwie i coraz płynniej poruszać się po szachownicy wpływów, musiała najpierw na niej zaistnieć. Uśmiechnęła się do niej ciepło, chcąc podnieść czarownicę na duchu, by miała świadomość, że dziś stale trzymać się będzie u jej boku i służyć poradą w każdej sytuacji.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Koniec Sussex [odnośnik]28.11.22 12:37
Wiedziała, że jeżeli ktoś może jej pomóc, była to Evandra. Primrose również, ale w tym wypadku ziemie, o których była mowa, były o wiele bliżej Evandry i w tym wypadku może więcej ludzi mogło rozpoznać jej twarz, zwłaszcza, że dzięki temu wydarzenie mogło od razu zyskać na ważności. Nie miałaby jednak nic przeciwko aby kiedykolwiek wybrać się gdzieś w trójkę, pozwalając sobie na wspólne działanie. Lubiła wierzyć, że w takim momencie byłyby nawet nie do powstrzymania – a przynajmniej tak sobie bardzo lubiła powtarzać, myśląc o potencjalnym zjednoczeniu się podczas inicjatywy.
- Mam nadzieję, że uda się chociaż trochę odbić się od tego, co się ostatnimi czasu wydarzyło w tych okolicach. – Gdy myślała o tych, którzy musieli stracić bliskich przez ten cały bunt…nie umiałaby wyobrazić sobie straty któregoś z braci, nie po tym, jak straciła siostrę. Teraz bardzo chciała, aby osoby, które zaznały tego bólu wiedziały, że nie są z tym same, nie jak ona się czuła i przynajmniej ktoś jest, kto nawet niezwiązany więzami krwi pamięta o nich i…cóż, troszczy się byłoby zbyt wielkim dopowiedzeniem w takim wypadku, bo nie ceniła ich tak bardzo…ale może te drobne gesty jakoś ich pocieszą.
- Jakieś ostatnie rady, zanim to wszystko się zacznie? – Rady oczywiście dla niej, tak aby przypadkiem nie zepsuła czegoś….będąc sobą. Może potrafiła zrobić coś, co rozśmieszyłoby dzieci, ale nie potrzebowała przy tym wyrzucać swojej ledwie istniejącej reputacji na szalę. Zamierzała zachować się godnie, ale może Evandra miała więcej doświadczenia na takich wydarzeniach. Delikatnie wyciągnęła dłoń do powitania, uśmiechając się delikatnie i ciesząc się, że czekało ich miłe powitanie.
- Dziękujemy za zaproszenie w to miejsce. Dzięki temu ja i lady Evandra możemy wspomóc uroczystości, a także mamy nadzieję, że ziemie te nie będą już tak cierpieć, bo wiele ostatnio złego się wydarzyło. Dlatego niech Dzień Odrodzenia wleje zarówno otuchę w serca wszystkich mieszkańców jak i przyniesie korzyści które pozwolą miejscowością odbudować się na nowo. – Nie umiała postawić się w sytuacji obawy o swoje życie, niestety albo i stety nigdy nie doświadczając uczucia które kazałoby jej zastanowić się nad własnym życiem albo poddać je w wątpliwość. Ale potrafiła zrozumieć że zniszczenie powodowało pustkę. A pustki nie dało się tak łatwo wypełnić.
Burmistrz skinął na jedną z dziewczynek która z promiennym uśmiechem podeszła do towarzystwa, tak szczęśliwa, że to właśnie jej dano możliwość znalezienia się w towarzystwie dwóch ślicznych, wysoko urodzonych dam i trzymając mocniej wiklinowy koszyk, podeszła do towarzystwa, wpatrując się w obydwie lady jak urzeczona i wyciągnęła w ich stronę kwiaty bzu, zebrane świeżo bo jeszcze widać było jak żywe są kolory.
- Dla pań. – Dziecko speszyło się lekko, nie wiedząc, czy dobrze się zwraca w kierunku obydwu kobiet, dlatego też rzuciła niepewne spojrzenie w stronę burmistrza. Ten uśmiechnął się pokrzepiająco, chcąc pocieszyć jakoś dziewczynkę i dać znać, że radzi sobie świetnie.
- Wybraliśmy bez na symbol tego dnia. Będzie nam niezmiernie miło, jeżeli zdecydują się panie na noszenie go, ale oczywiście nie zamierzamy do niczego zmuszać. – Mimo zapewnienia, Odetta całkiem pewnie sięgnęła po biały kwiat bzu, ostrożnie wkładając go pomiędzy upięcia, tak aby był widoczny ale jednak pasował dość dobrze do fryzury.
- Myślę, że to cudowny pomysł. Mieć symbol tego dnia, który potem można wspominać. – A że bzy jako majowe kwiaty zdawały się niemal zapowiadać wiosnę, nie zdziwiła się, że przywodziły też na myśl pojęcie odrodzenia.
Po decyzji Evandry dziewczynka uśmiechnęła się jeszcze raz, zaraz jednak uciekając do grupki dzieci stojących niedaleko, najwyraźniej chcąc pochwalić się pozostałym jak wielkiego zaszczytu mogła przed chwilą doświadczyć. Burmistrz zaś wskazał kierunek, w którym chciał poprowadzić obydwie damy, zamierzając pokazać im, co już zdążyli przygotować.
- Mamy stragany, wiele z nich jest rzemieślnikami z okolicy i wystawiają swoje przedmioty jak biżuteria, wstążki i naszywki czy nawet wyroby skórzane. Do tego część straganów oferująca przetwory, chociaż o wiele mniej, zwłaszcza ze względu na niedawne trzęsienia ziemi. I oczywiście, mamy też różne ozdoby wykonane przez mieszkańców. Zdecydowaliśmy się zrezygnować z zabaw bo były zbyt czasochłonne do przygotowania, ale nasz młodzieżowy chór wystąpi dla wszystkich. – Zorganizowanie tego wszystkiego już wymagało od nich pewnych kosztów, a dodanie zabaw, za które musieliby dopłacić sprawiłoby, że byłoby o wiele trudniej by pieniądze się zwróciły.
- Mogę panie zabrać na rozmowy z wytwórcami albo na spotkanie z młodzieżowym chórem. – Chciał dać wybór, tak aby jeszcze nie narzucać nic kobietom które przybyły w końcu wspomóc tę uroczystość.


Someone holds me safe and warm
Horses prance through a silver storm,
Figures dancing gracefully across my memory
Odetta Parkinson
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9654-odetta-eimher-parkinson#293343 https://www.morsmordre.net/t9761-kitri#296220 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9839-skrytka-bankowa-nr-2212 https://www.morsmordre.net/t9759-odetta-parkinson#296218
Re: Koniec Sussex [odnośnik]07.12.22 9:44
Uczestnictwo w wydarzeniach mających na celu wspieranie czarodziejskiej społeczności było tym, do czego Evandra chciała od zawsze dążyć. Stać się ulubienicą ludu, przyświecającą im radośnie gwiazdą, utrzymującą nadzieję, pokrzepiającą serca. W ostatnim roku działała prężnie, nie rezygnując z żadnego publicznego występu, podczas którego mogła wykazać się dobrocią i sygnować odrodzenie kraju własną postawą. Niezmiernie cieszyło ją zaangażowanie przyjaciółek, zarówno Primrose, jak i Odetty, z których każda działała na dobrze znanym sobie polu. Wspólnie zdziałać mogły wiele, pokonując kolejne stojące im na drodze przeszkody.
- Jedno wydarzenie nie będzie wystarczające, by pomóc hrabstwu stanąć na nogi. Czeka ich jeszcze wiele pracy. Ich, nas - mruknęła, poprawiając brzeg cienkich, materiałowych rękawiczek. - Będzie trzeba jeszcze wielu podobnych wydarzeń, które ośmielą oraz zachęcą mieszkańców do działania. Dzisiejsze zakończyć się musi sukcesem, by przynajmniej połowa tu obecnych uwierzyła w moc jedności. - Nie chciała zarzucać Odetty pustymi frazesami o sile grupy zrównanej z najsłabszym ogniwem, o tym że wszyscy musieli się wzmacniać dla wspólnego dobra. Nie dla każdego było to takie oczywiste, nie było to także łatwe w wykonaniu, o czym lady Evandra uczyła się boleśnie na własnej skórze.
Słysząc zaniepokojoną nutę w głosie panny Parkinson półwila przeniosła na nią wzrok i uśmiechnęła się ciepło, ujmując jej dłonie w własne. Czarownica włożyła w to wydarzenie wiele pracy, lady doyenne chciała, by przyjaciółka miała pewność, że jej trud został dostrzeżony oraz uznany.
- Świetnie się spisałaś, Odetto. Dzisiejszy dzień jest zwieńczeniem wielu tygodni pracy. Wszystko, co robimy, czynimy dla dobra ludzi, którzy bliscy są naszemu sercu. Nie zapominaj więc po co tu jesteśmy i dla kogo się angażujemy. Nie pozwól, by niepewność czy zwątpienie przesłoniły ci cel. - Mogła udzielić jej rad o szerokim uśmiechu, czy o nie składaniu obietnic bez pokrycia. Mogła wskazać, aby baczyła na każde wypowiadane słowo, mając na uwadze, że każdy może być nieprzychylnym im pismakiem, który tylko czeka na potknięcie, o którym plotkę mógłby zamieścić na łamach poczytnej gazety. Tyle że dziś nie potrzebowała już żadnych przestrój, żadnych ostrzeżeń czy rad. Była już gotowa. - A przede wszystkim oddychaj! - Blondynka zaśmiała się dźwięcznie, chcąc rozluźnić sytuację i potencjalnie kłębiące się wokół nich napięcie.
Pozwoliła Odetcie mówić, wykazać się przed burmistrzem, zyskać pewność siebie. Nie zdobędzie jej, trzymając się stale na uboczu. Musiała wziąć sprawy we własne ręce, choćby w tak prozaicznej sprawie, jak wymiana uprzejmości. Od przyjaciółki biła nadzieja, którą zamierzała wtłoczyć w serca mieszkańców. Lekkość i delikatność, a także niewinność, które cechowały ją samą to tylko etap przejściowy, ale niezbędny jako krok do umocnienia swojej pozycji w tych kręgach.
Na widok dziewczęcia z bukietem kwiatów półwila uśmiechnęła się szerzej i utkwiła w niej wzrok. Dziecko czekało na ten moment przez dłuższy czas, ekscytując się i niepokojąc czy aby na pewno wszystko przebiegnie zgodnie z planem i czy sama stanie na wysokości zadania. Evandrę rozczulały podobne widoki, a możliwość spełnienia dziecięcych marzeń napełniała serce ciepłem.
- Są wspaniałe - przyznała na widok kwiatów, przypinając wręczoną sobie gałązkę broszką do piersi. Wsuwanie jej we włosy było zarezerwowane dla niezamężnych panien, lady doyenne już nie wypadało. Kwiaty bzu miały wiele znaczeń krążących wokół miłości oraz przyjaźni. Czy aby na pewno pasowały do odrodzenia? Nic nie stało na przeszkodzie, by nadać im nowego wydźwięku. Półwila skinęła głową, zgadzając się co do pomysłu zrezygnowania z zabaw. Skupienie się na rozrywce mogło zaburzyć przyświecający im dzisiaj cel, jakim było wszak wspomaganie mieszkańców Sussex w tak trudnej chwili.
- Z kramarzami najlepiej pomówić później, gdy zbierze się więcej osób. - Obecność arystokratek i ich zainteresowanie wyrobami mogło przyciągnąć dodatkową uwagę zebranych, a o to im przecież chodziło. Reporterzy uwielbiają ściągać tam, gdzie działo się najwięcej, więc tym lepiej, by obfotografowali je w podobnym otoczeniu. - Wesprzyjmy chór, z pewnością potrzebują teraz dobrego słowa przed wielkim występem - zadecydowała, pozwalając by burmistrz ruszył wraz z nimi we wskazanym przez siebie kierunku.
Przygotowująca się pod rozstawioną sceną grupa ćwiczyła właśnie jeden z kawałków, gdy zebrali się wśród nich. Zespół nie umilkł na ich widok; dyrygent nakazał kontynuację zwrotki, wyprowadzając dwugłos do wspólnego zwieńczenia utworu.
- Jak szanowne lady i burmistrz słyszą, jesteśmy przygotowani do występu - zawyrokował czarodziej, dyrygujący chórowi różdżką. - Seraphin Perrot z Chichester Theatre. Ja i moja grupa jesteśmy zaszczyceni mogąc uświetnić dzisiejszy Dzień Odrodzenia naszym repertuarem. - Skłonił się nisko, a czubek jego wysokiego kapelusza niemal omiótł brukowaną kostkę chodnika.
- Chichester Theatre? Nie miałam dotąd przyjemności, by zawitać w waszych progach - stwierdziła półwila, tylko nieznacznie ściągając jasne brwi na dźwięk nieznanej sobie nazwy.
- To świeży projekt! Pracujemy nad wzmożeniem kulturalnej, artystycznej wrażliwości u młodych. Zrzeszamy młodzież z okolicznych miasteczek - pospieszył z wyjaśnieniem pan Perrot. - Otwarcie naszego teatru planowaliśmy na obecną wiosnę, jednak… - Głos mężczyzny urwał się na moment, czarodziej szukał odpowiednich słów. - Sytuacja w kraju zmusiła nas do tymczasowego zawieszenia prac.
- Wierzę, że już wkrótce wrócicie do swoich przygotowań. Ten dzień jest także dla was - wtrąciła pogodnie Evandra, doskonale wiedząc co mężczyzna ma myśli. Wojna powstrzymywała rozwój wielu projektów i organizacji, zarówno lokalnych wytwórców i rzemieślników, jak i część kulturalną kraju. - Już zdążyliście mnie zachwycić swoim czystym brzmieniem i niezwykłą barwą. Co dla nas przygotowaliście? - zainteresowała się z czystej kurtuazji, dopytując o szczegóły występu. Nie kłamała, komplementując wykonanie. Zespół był rzeczywiście świetnie przygotowany, do ich głosów nie wdarła się ani jedna fałszywa nuta, musieli długo ćwiczyć nad swoim programem.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Koniec Sussex [odnośnik]21.12.22 0:44
Po prawdzie, nie była do końca przekonana że jej obecność, jej samej, by cokolwiek zmieniła. Owszem, była nieco bardziej popularniejsza niż przeciętny mieszkaniec ziem brytyjskich, to jednak nie sprawiało wielkiej różnicy kiedy w grę wchodziło rozpowszechnianie wydarzeń swoją popularnością. Czy miało to się jakoś zmienić, im więcej by działała? Coś w niej mówiło, że nie bardzo, nawet jak chciała wierzyć, że miało być inaczej. Mimo to, jeżeli teraz mogło to pomóc i być może wywołać uśmiech na twarzy kogoś bliskiego i kogoś, kto w tym miejscu liczył na nią z jakiegoś niewytłumaczonego powodu…no cóż, mogła poświęcić ten wolny dzień, bo jej przecież krzywda się nie działa, a i sama mogła przyznać…że to było miłe. Robienie w końcu coś innego, nawet coś, co mogło pomóc. Czy miało to przynieść lepsze wyniki, miała nadzieję, zwłaszcza, że przyjechała tutaj z Evandrą. Jeżeli ktoś mógł przyciągnąć tu ludzi, to tak, zdecydowanie lady Rosier.
- Jedna inicjatywa to nie wszystko, ale zdecydowanie to początek. Zwłaszcza, jeżeli chcą próbować. – Szczerze to nie była pewna, skąd dokładnie brały się pieniądze, bo nigdy jakoś nie musiała dokładnie się o to martwić (znaczy na pewno wiedziała, że brały się z tego, że sprzedawały się ubrania, nie szła jednak zarabiać swoich własnych), ale prostym wyjaśnieniem w jej umyśle było to, że skoro sprzedają coś na jarmarkach, to będą mieć pieniądze. A bez pieniędzy ciężko wydawać pieniądze. Czy mniej więcej coś podobnego. – Myślisz, że po małżeństwie będę mieć na takie rzeczy więcej czasu? – Głos podłamał się lekko kiedy przed oczyma stanęła jej perspektywa porzucenia zajmowania się domem mody po wyjściu za mąż, o ile mąż będzie tego wymagać, wydawała jej się niezwykle ponura. Moda towarzyszyła jej od najmłodszych lat i wyrwanie z tego środowiska miało być bolesnym doświadczeniem jeżeli miała je przeżyć.
Zaśmiała się lekko gdy ostateczne słowa wsparcia odniosły się do oddechu, chociaż krótki chichot przypominał bardziej kichnięcie małego kotka niż pełnoprawny śmiech, arystokratkom w końcu przecież śmiać się głośno nie przystawało. Ujęła jeszcze niezwykle delikatnie dłoń lady Rosier, tak jakby bała się mimo wszystko bardziej o siebie niż o nią samą i ścisnęła jej dłoń lekko, w niemym podziękowaniu nawet jeżeli i tak zaraz miała wtrącić od siebie trzy grosze. Przełamywanie jednak barier dotyku wydawało się o wiele bardziej komfortowe gdy była z Evandrą, mogąc liczyć na to, że ta nie będzie mieć za złe potrzeby szukania opieki i komfortu w obecności innej osoby.
- Dziękuję. A może przy okazji coś wpadnie ci w oko i będziesz zadowolona z zakupu? – Podejrzewała, że każdy z obecnych tutaj wręczyłby Evandrze dowolną rzecz, nie ważne jak drogą, w prezencie który byłby na koszt wystawiającego, jednak na tyle, na ile mogła pochwalić się znajomością przyjaciółki, wiedziała, że ta wolałaby zapłacić za uczciwą pracę, zwłaszcza, jeżeli ta była po to, by okolica mogła dźwignąć się z kolan i aby wszyscy mogli poczuć się swobodniej.
- Przyjedzie później dostawa składników na eliksiry, wybrałam je osobiście, więc mogą mieć państwo pewność, że wszystko jest jak w najlepszym porządku z nimi i nic nie będzie przeterminowane. – Oczywiście, składniki które podarowała, były jednak tymi które niemal każdy alchemik mógł znaleźć w swojej kolekcji, podejrzewała jednak, że w obecnej chwili brakowało nawet takich prostych, wszędzie występujących składników. Nie przyniosła ich teraz, bo nie wypadało jej biegać wszędzie ze skrzynką i rzucać korzonkami na lewo i prawo, tak jak nie wypadało jej publicznie przekazywać pieniężnych kwot. – Dodatkowo jedna ze skrzyń zawiera datek od rodziny Parkinson, tak aby móc wesprzeć was wszystkich w tym ważnym dniu. – Była pewna, że chociaż to nie pokryje wszystkich kosztów, na pewno będzie to dodatek który pozwoli wyreperować już i tak nadszarpnięty budżet okolicy.
Wiedziała, że Evandra na pewno będzie chciała odwiedzić chór i miała też racje, jeżeli mowa była o przejściu się po straganach, bo pewnie wiele osób jeszcze się rozkładało i tylko byłyby pewnego rodzaju przeszkodą. Skinęła więc głową burmistrzowi i wraz ze swoją towarzyszką skierowała się w stronę chóru, który oczywiście, mocno zachwycał i sama wydawała się równie zafascynowana co Evandra wszystkimi występującymi, przysłuchując się uprzejmie wymianie zdań.
- Dziękuję za słowa wsparcia. Wszyscy dziękujemy. Jeżeli chodzi o nasz występ, rozpoczniemy od Land of Hope and Glory, przechodząc potem do I vow to thee, my country oraz parę lokalnych pieśni. Jeżeli chodzi o jakieś życzenia, jeżeli lady mają, postaramy się dopasować jak tylko umiemy. – Spojrzał na nie z uśmiechem, lekko nerwowo.
- Ja zdam się na występ profesjonalistów, ale może lady Rosier, mająca lepsze wyczucie będzie umiała doradzić coś jeszcze?


Someone holds me safe and warm
Horses prance through a silver storm,
Figures dancing gracefully across my memory
Odetta Parkinson
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9654-odetta-eimher-parkinson#293343 https://www.morsmordre.net/t9761-kitri#296220 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9839-skrytka-bankowa-nr-2212 https://www.morsmordre.net/t9759-odetta-parkinson#296218
Re: Koniec Sussex [odnośnik]30.12.22 12:32
”Zwłaszcza, jeżeli chcą spróbować.” Te same słowa można było odnieść do Odetty, która swoimi staraniami próbowała wejść w działalność charytatywną, sygnując swoim imieniem kolejne wydarzenia i dać się poznać jako lady oddana pracy.
- Podczas małżeństwa - poprawiła młodą arystokratkę - zdecydowanie zmienia się kolejność priorytetów. Tyle że wrażliwość na krzywdę innych należy do twoich obowiązków, także po ślubie. Jeśli zamierzasz oddać się działalności na rzecz ludzi, wzmagać ich świadomość oraz chęć walki o lepsze jutro, nie możesz z siebie zrezygnować. Pozostawanie sobą, to jedna z najistotniejszych kwestii. - Niechętnie spoglądała w stronę kobiet, które oddawały część siebie na rzecz dopasowania się do nowego otoczenia, byleby sprostać oczekiwaniom. Zmiany i nowe obowiązki to jedno, lecz we wszystkim należy zachować umiar. Z pewnym smutkiem spoglądała na własną przeszłość, dostrzegając że nie zawsze potrafiła żyć wedle głoszonego przez siebie stanowiska. Był to jednak niezbędny element, bez którego nie sposób zreflektować się nad swoim zachowaniem, by wprowadzić zmiany.
- Zgadzam się z lady Odettą - stwierdziła, zwracając się do pana Perrota. - Wasza grupa jest doskonale przygotowana. Wprost nie mogę się doczekać, by zobaczyć was na scenie.
Skromność lady Parkinson nie we wszystkich kręgach była pożądana. Tu, gdzie liczyła się prezencja oraz niezachwiana pewność siebie, należało skupić się na trzymaniu odpowiedniej pozy. ”Niech nikt nie widzi twych wątpliwości”, powtarzała jej ulubiona mentorka lady Adelaide, wzmagając w Evandrze zdecydowanie. Wahania trzeba było trzymać z dala od widoku postronnych osób, którzy na podstawie krótkiego drżenia dłoni czy głosu potrafili wydać niechlubny osąd i przekreślić całą dotychczasową pracę. Zasada ta miała prawo bytu zarówno na salonach, wśród możnych plotkarzy, jak i tu, wśród szarej społeczności angielskiej, której głos również się liczył. Zwłaszcza dziś, kiedy tak bardzo zależy im na zbliżeniu się do ludzi, pokazaniu wsparcia, udowodnieniu, że spoglądają w jednym kierunku.
Już godzinę później na głównym placu w Crawley zjawili się tłumnie zarówno mieszkańcy miasteczka, jak i okolicznych wiosek. Na widowni przed sceną podczas występu chóru można było dostrzec błysk fleszy. Kilku dziennikarzy, którzy zostali poinformowani o wydarzeniu, pojawili się na miejscu, by zdać relację z pierwszej ręki. To na ich uwadze zależało lady Rosier, gdy podnosiła się z miejsca po koncercie, nienachalnie i imitując przypadek wysuwając się przed obiektywy, zza których mogli ją dostrzec. Jasnym było, że każde wydarzenie znacznie zyskuje, kiedy jednym z organizatorów czy też gości są persony rozpoznawalne w towarzystwie. Półwila nie zamierzała do nich podchodzić, zabiegać o atencję, umawiać się na konkretne ujęcia. Mieli za nią podążać, skuszeni atrakcją.
Rozdzieliły się z Odettą, która podążyła ku sprzedawcom z ingrediencjami. Nie mogła być stale pod kloszem Evandry, musiała wyjść sama do ludzi i pokazać swoją pewność oraz zaangażowanie. Sama więc znalazła się między straganami, oglądając prace rękodzielnicze mieszkańców Crawley.
- Wspaniała robota. Ten prześliczny wzór przywodzi mi na myśl rodzinny dom - stwierdziła, przesuwając dłonią po błękitnym hafcie z morskim motywem. Wyłożone na blacie materiały zachwycały barwnymi kolorami.
- A dziękuję pięknie, szanownej pani. - Skłoniła jej się nisko kobieta stojąca przy ladzie, wydając kilka drobniaków reszty ostatniemu z klientów.
- Może chce pani spróbować? Nici mamy nadto, czystych chusteczek także! - zawołała inna z gospodyń, podsuwając już półwili śnieżnobiały materiał i drewniany tamborek. Zwróciły się ku nim zaciekawione spojrzenia stojących obok czarownic, które przeglądając kolejne serwetki, debatowały nad jakością poprowadzonych ściegów. Niejedna uśmiechnęła się lekko, nie wypowiadając na głos ironicznych komentarzy - no bo jak to wielka lady ma znać się na wyszywaniu? Evandra przesunęła wzrokiem po tych niecierpliwie wyczekujących decyzji spojrzeniach, by wreszcie przyjąć podsuwany sobie tamborek.
- Chętnie - przytaknęła lady doyenne i przysiadła na wskazanym zydelku, zabierając się do pracy. Haftowanie było jedną z umiejętności, o jaką Evandra dbała od najmłodszych lat. W dzieciństwie go nie znosiła; nużące zajęcie zabierało wiele czasu, jaki można było poświęcić na zabawę czy grę na harfie. Kochana maman nie mogła pozwolić na to, by jedyna córka pozbawiona była zdolności w tak dziewczęcych czynnościach. Dbała przecież o wzmaganie w niej cierpliwości. Dziś czarownica była jej wdzięczna, zwłaszcza widząc jak teraz zebrało się wokół niej kilka osób, które chcąc iść śladem lady doyenne, przysiadło z własnymi robótkami. Wprawnym ruchem nawlekła nić na igłę, zaraz tworząc na swoim materiale zarys. Postawiła na prostotę, wyszywając zieloną łodygę o kilku kolcach. Wtem dołączyła do niego czerwona nić, biel materiału została wzbogacona o różane kwiaty oraz pąki. Nie kryła się ze swoją twórczością, pokazując kolejne postępy zainteresowanym, pochylającym się nad nią spojrzeniom.
- Proszę, niech i ta chustka znajdzie się na waszym straganie. - Czarownica wręczyła zakończoną pracę gospodyni straganu, chcąc dołączyć swoją cegiełkę.
- B-bardzo pani szczodra, dziękuję za tak piękny wkład - przyznała zaskoczona kobieta, przyjmując gest. Błysnął nagle flesz, a Evandra wzdrygnęła się rozkojarzona, oglądając za siebie.
- Jeszcze jedno, lady Rosier! Do lokalnej gazety, proszę o uśmiech! - Dziennikarz wyrósł jakby spod ziemi, machając nań ręką, żeby powtórzyła gest przekazania robótki, żeby uchwycić ją na fotografii. Półwila zamrugała kilkakrotnie, pierwszy raz spotykając się z podobną reakcją, lecz zamiast zrugać pismaka za wydawanie sobie poleceń, odpowiedziała mu uśmiechem, pozując do zdjęcia.
- Chcę kupić tę chustkę! Dam za nią pięć sykli!
- Ja dam dziesięć!
- Dwa galeony!
Zebrani wokół stoiska chętni na kupno mieszkańcy przekrzykiwali się między sobą, chcąc zdobyć cenną pamiątkę. Evandra wycofała się o pół kroku, zdumiona jak prędko rosło zainteresowanie. Wyciągnęła szyję, by rozejrzeć się za Odettą, ciekawa gdzie też ta się podziewa i czy odniosła swój mały sukces.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Koniec Sussex [odnośnik]02.01.23 11:05
Nie czuła się pewnie i chociaż wiele osób mogło odbierać to jako skromność, była to raczej niepewność. Nie przeszkadzała jej ona w palnięciu czegoś głupiego, co ostatecznie odbijało się na tym, że mimo wszystko wolała milczeć niż powiedzieć znów, co mogłoby komuś zaszkodzić. Ale przy Evandrze z jakiegoś powodu czuła się o wiele bardziej swobodnie. Może chodziło o to, że półwila zawsze wiedziała, jak naprowadzić ją na odpowiedni tor, lecz nigdy nie dało się odczuć, aby ją beształa. Raczej…czuła się, że mimo tego samego wieku, lady Rosier, bardziej bogata w doświadczenie życiowe, mentorowała jej jak mogła.
- Myślę, że po ślubie będę mieć raczej…hm, nie wiem w sumie jak to będzie z czasem. Wiesz najlepiej, jak to wygląda, jak to będzie z dziećmi, nie wiem, jeżeli to będzie dwójka którą będę musiała do siebie przekonać, to jeszcze wejdzie ten aspekt. Teraz jest dość niebezpieczne, więc chyba nie ma ich co brać ze sobą na takie wydarzenia, ale mogłabym wziąć je na jakieś wydarzenie w Londynie. – I to był chyba problem, w tym, że każdy z nich był tak różny, każdy z kandydatów, że nie miała pewności ani nawet jakiegoś konceptu wokół którego mogła pracować…więc można było powiedzieć, że wiedziała o tym wszystkim podobną ilość co Evandra.
Czas był jednak, aby zająć się w pełni mieszkańcami i tak, jak cieszyła się, że chór mogli poznać, czekali też na nich inni. Wiedziała, że nie mogły czekać na jednym rynku i rozmawiać między sobą. Sama też w końcu podziwiała występ, zastanawiając się, czy Evandrze się rzeczywiście podobał. Cóż, nawet jeżeli nie, to już nie było coś, na co miały wpływ. I gdy przyjemne dla ucha tony wydawały się budzić w niej jakieś rozrzewnienie, czegoś, co nie pokazywała po sobie, ale miło było stać i chłonąć coś, co było niesamowite, w miejscu, w którym nie spodziewała się tego znaleźć.
Niemal mimikując lady Rosier, podążyła przed dziennikarzami, zmierzając jednak w zupełnie innym kierunku, wiedząc, że jej obecność przyda się zdecydowanie na straganach gdzie mogli wydawać się nieco zagubieni jeżeli był pośród nich ktoś mniej doświadczony w eliksirach. I nie myliła się, bo nie musiała zbyt długo przechadzać się po straganach aby dostrzec osobę pochyloną nad kociołkiem która nie wyglądała zbyt szczęśliwie. Oczywiście, takie warunki na tworzenie eliksirów nie były najbardziej pomyślne, bo jeżeli ktoś wymagał skupienia, znajdowanie się na środku jarmarku nie przywodziło im na myśl nic dobrego.
Odchrząknęła jeszcze zanim podeszła do kobiety, nie chcąc jej zaskakiwać bo wybuchu na jarmarku zdecydowanie nie był potrzebny. Dopiero gdy nieznajoma spojrzała na nią, podeszła z uśmiechem i skinęła głową, spoglądając na składniki które miała obok siebie, próbując zgadnąć, co można było z nich tworzyć – oczywiście, mogła to być jakaś osobista mieszanka, ale nie sądziła – mało kto w takim miejscu by chyba ryzykował aby wykorzystywać składniki do eksperymentów jeżeli nie miał ich pod dostatkiem.
- Przygotowujesz auxilik? – To nie była aż tak skomplikowana mikstura, ba, większość domowych apteczek je posiadała, ale mimo to, kobieta wydawała się zestresowana. Uśmiechając się do niej pocieszająco, spojrzała jeszcze na okolicę i podziękowała za podstawienie jej krzesła kiedy zainteresowani dojrzeli, że postanowiła zatrzymać się przy jednym ze stoisk. – Przejdziemy przez niego razem, nie przejmuj się.
- Dziękuję. – Policzki kobiety zarumieniły się, kiedy wbiła spojrzenie w swoje składniki. Odetta również im się przyjrzała, sięgając dłonią aby wypróbować ich jakość pomiędzy palcami. Nie było to oczywiście to samo, czym mogła się szczycić w Broadway Tower, ale z jej pomocą znalazły się i tak dobre składniki.
- Spróbuj najpierw zacząć od przesączenia wydzieliny toksyczka, to sprawi, że eliksir się nie przegotuje. Dodatkowo liście dębu skruszę, wtedy łatwiej się połączą z dodatkowymi składnikami. – Ostrożnie sięgnęła po nóż, delikatnie acz sprawnie zwijając liście aby sprawnie je pokroić i przerzucić do moździerza, tak aby drobniejsze już fragmenty liści mogły trafić do eliksirów. Instruowała kobietę dalej, pilnując się, aby dokładnie wytłumaczyć, jak powinien wyglądać eliksir i każdy kolejny krok nie był bez wytłumaczenia. Dopiero kiedy jasna ciecz leniwie bulgotała w kociołku, skinęła radośnie głową i podniosła się ze swojego miejsca, wiedząc, że nie mogła tu spędzić każdego dnia, ale również mając świadomość, że jej składniki zostały dobrze spożytkowane. Wyruszyła w strony reszty straganów, spoglądając jeszcze na okolicę i dostrzegła Evandrę, podchodząc do niej z uśmiechem.
- Myślę, że wypada jeszcze raz podziękować burmistrzowi za dzisiejszy dzień i zapowiedzieć się na ewentualne możliwości powtórek? – Nie wiedziała, czy Evandra poprze ten pomysł, może miała swój lepszy.


Someone holds me safe and warm
Horses prance through a silver storm,
Figures dancing gracefully across my memory
Odetta Parkinson
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9654-odetta-eimher-parkinson#293343 https://www.morsmordre.net/t9761-kitri#296220 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9839-skrytka-bankowa-nr-2212 https://www.morsmordre.net/t9759-odetta-parkinson#296218
Re: Koniec Sussex [odnośnik]03.01.23 15:59
Pytania i obawy lady Parkinson nie były wcale bezpodstawne. Lista oczekiwań wobec młodej żony i pani domu piętrzyła się w nieskończoność, kryjąc za każdym z szumnie brzmiących punktów niezliczone wręcz obowiązki. Półwila doskonale pamiętała dni, kiedy sama zadawała sobie podobne pytania, wątpiąc czy aby na pewno spełni oczekiwania rodziny. Wierzyła jednak, że ta odpowiednio przygotowała ją do nowej roli, zresztą nikt nie wydawałby jej za mąż, gdyby miała nie nadawać się do tej roli. Pewność siebie nie była łatwa w zdobyciu ani umocnieniu, zwłaszcza kiedy otoczenie lubiło podcinać skrzydła w momencie, kiedy brało się rozpęd i wbijało w powietrze.
- Przejmujesz się na zapas, Odetto - stwierdziła pobłażliwym tonem. - Otrzymasz pełne wsparcie od swej rodziny i przyjaciół, z pewnością wszystko się ułoży. - Nie było celu w uświadamianiu przyjaciółki, że tak naprawdę pierwsze lata z dzieckiem spędza opiekunka, dbając o jego wychowanie oraz wczesną edukację. Evandra, tak jak i zapewne każda matka, również chciała się wykazać i przez długi czas ubolewała, gdy niechęć do pierworodnego przesłaniała matczyne instynkty. W końcu wszystko się zmieniało, stawało się prostsze przez codzienną praktykę i oswajanie się z nową sytuacją. Odettę chciała przede wszystkim uspokoić, bo i na wprowadzanie w meandry wiedzy o życiu domowym miał przyjść jeszcze czas.
Zanim znalazła spojrzeniem Odettę pośród tłumu, ta stanęła u jej boku z szerokim uśmiechem. Evandra odetchnęła ze spokojem i skinęła głową, przystając na pomysł rozmowy z burmistrzem. Nie zamierzały spędzać w Crawley całego dnia, nawet jeśli warunki pogodowe dopisywały, zachęcając do dłuższego przebywania na świeżym powietrzu. Częste uśmiechanie się i wysłuchiwanie słów ludzi, odgrywanie przypisanej im roli dodawało energii i motywacji. Lady Rosier uwielbiała spędzać z nimi czas, zawsze dając się poznać jako czarownica oddana sprawom innych, tyle że ich obecność potrafiła zmęczyć, zwłaszcza kiedy poprzedzające wydarzenie przygotowania zmuszały do postawienia się w stan najwyższej gotowości. To zmęczenie dawało się już półwili we znaki, zwłaszcza w połączeniu z męczącymi organizm nudnościami.
- Przejdźmy jeszcze wzdłuż straganów. Chciałabym wspomóc sprzedawców. - Evandra przystanęła pośród drewnianych zadaszeń, rozglądając się po ladach. Wiosna nie była porą na zakupy spożywcze. Zgłębiając stopniowo tajniki zielarstwa zdawała sobie sprawę z cyklu życia ziemi. Nigdy dotąd nie musiała zastanawiać się skąd biorą się warzywa czy owoce na jadalnianym stole, otrzymując zimą choćby upragnione truskawki. Miała wprawdzie pojęcie, iż uprawy bywają sezonowe i nie każdy może się cieszyć spełnieniem każdej zachcianki (o okolicznościach wojennych nawet nie wspominając), lecz dopiero teraz prawdziwie rozumiała dlaczego. Zimą ludzie mogli żyć z oszczędności, z przygotowanych latem i jesienią przetworów, ale to wiosna była najtrudniejszym z momentów. Wtedy to kończyły się wszystkie zapasy, a ziemia miała dopiero obrodzić w owoce. Rozglądając się po straganowych ladach wiedziała dlaczego przeważały nań produkty domowego wytwórstwa, jak choćby obrusy i serwetki czy wystrugane w drewnie ozdoby. Niektóre z przedmiotów wyglądały na używane, co nie znaczy, że cieszyły się mniejszym zainteresowaniem.
- Miód! Świeżutki miód! Może pięknym paniom zasmakuje? - Do uszu Evandry dotarł tubalny głos stojącego nieopodal sprzedawcy. Ułożone rzędem niewielkie słoiczki pełne jasnożółtego płynu opatrzone prostymi etykietami.
- Wspaniale pachnie - przyznała lady doyenne, wskazując na ułożone wśród słoiczków kwiaty o żółtych płatkach. - To wszystko wasze, panie…? - Utkwiła wyczekujące spojrzenie w czarodzieju, chcąc poznać jego nazwisko.
- Blishwick. Rowan Blishwick, drogie lady - przedstawił się mężczyzna, kłaniając nisko obu czarownicom. - To nektar z mojej pasieki. Pogoda nam w tych dniach dopisała i mniszek zakwitł na całych połaciach łąk. Może zechcą panie spróbować? - zachęcał, podsuwając przygotowane do degustacji łyżeczki. Blondynka przyjęła łyżeczkę, częstując się miodem o słodkim, acz nieco mdłym smaku, co wbrew początkowej obawie wcale nie pogorszyło ciążowych objawów.
- Czy pana pszczoły produkują także inne miody? - zapytała zainteresowana, przesuwając wzrokiem po etykietach na słoiczkach, by sprawdzić czy wśród nich znajduje się coś, czego wcześniej nie dostrzegła.
- Miodów to może i nie, dopiero w czerwcu, albo i lipcu, jak nam pozwoli pogoda - odparł nieco zmieszany sprzedawca, widocznie woląc skupić się tym, co posiada, niż na swoich brakach. - Mam za to świece! - ożywił się nagle i zanurkował pod ladą, by wyjąć interesujące go pudło. - Trzymam tutaj, żeby w tym słońcu nie stopniały.
Czarownica zajrzała do podsuniętego sobie pudła; kilka świec na samym wierzchu były ze sobą sklejone, lecz to nie ich stan, a ilość zwróciła uwagę lady doyenne. W czasach, gdy w Anglii zdecydowaną większość stanowili ludzie wyposażeni w różdżki, świece nie były na tyle popularnym produktem, by wydawać na nie ostatnie pieniądze. Zwłaszcza gdy domostwo przeciętnego obywatela stanowiło przestrzeń podobną rozmiarem do komnaty Evandry. Inaczej miała się sprawa w przypadku kilkupiętrowej rezydencji.
- To bardzo dobrze się składa, bo takich właśnie potrzebuję. - Rozpromieniła się i sięgnęła do kieszeni spódnicy po monety, chcąc wziąć ze sobą całe pudło. Krążąca w okolicy służąca, która towarzyszyła dziś lady doyenne podczas wizyty w Crawley znalazła się już nieopodal, czekając na dyspozycje. Evandra zerknęła zaś na Odettę, sprawdzając czy i ona nie zdecyduje się na jakiś zakup, jak nie przy tym, to przy innym straganie.
[bylobrzydkobedzieladnie]



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed


Ostatnio zmieniony przez Evandra Rosier dnia 05.01.23 9:48, w całości zmieniany 1 raz
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Koniec Sussex [odnośnik]04.01.23 17:52
- Taka już moja tendencja – przyznała dość okrężną drogą rację Evandrze, wiedząc, że nie było w tym kłamstwa i sama najczęściej stresowała się gdy tylko trzeba było wyjść poza jej strefę komfortu. Zawsze się bała – co powie rodzina, co powiedzą obcy, co powiedzą świadokowie zdarzenia. To, że nie miała w swojej jeszcze nie tak długiej (jak na wiek czarodziejki) albo krótkiej (jak na pannę która powinna wyjść za mąż) karierze nie sprawiał, że czuła się pewnie, dlatego też jedyne Evandrze zwierzała się ze swoich problemów. Mogła równie szczerze porozmawiać z braćmi, ale nie do końca umieli zrozumieć damskich bolączek, musiała wiec szukać pomocy tam gdzie mogła.
Teraz za to mogła pomóc nie tylko sobie ale też innym, dlatego chciała sprawić, że ich obecność w tym miejscu, chociaż chwilowa, miała przynieść więcej zainteresowania temu regionowi, a wraz z zainteresowaniem, więcej pieniędzy. Oczywiście, nie potrzebowali już zainteresowania buntowników i liczyła na to, że ludzie będą mogli już tu żyć spokojniej – co tez do końca nie było możliwe, bo przecież wojna trwała nadal, ale w te rejony może już nikt się nie zapuści. Musiala też docenić to, że chociaż w wielu wypadkach wycierpieli od buntowników, teraz wydawali się o wiele pewniejsi, być może mogąc w końcu zmotywować się do odbudowy, a być może czując, że nie zostali zapomniani przez wyższe sfery.
- Coś przykuło twoją uwagę? – Oczywiście, była ciekawa czy Evandra już zdążyła sobie coś upatrzeć czy po prostu zdecydowana była nie wrócić do domu z pustymi rękoma. Potrafiła to zrozumieć, również rozmyślając nad tym, co mogłaby zakupić, bo jeżeli mowa była o strojach, chustkach, rękawiczkach czy ozdobach do włosów, to o to nie musiała się martwić – co więcej, nie powinna, skoro swoim wyglądem i tym, co na siebie zakładała, reprezentowało dom mody. Jeżeli potrzebowała składników z których tworzyła eliksiry, wystarczyło aby poprosiła. Jedzenie również tak bardzo nie musiało jej martwić, a przynajmniej nie poświęcała mu tak wielu myśli jak Evandra, nie przechodząc jeszcze do rozważania tego, co działo się z przeciętnymi ludźmi jeżeli nie miała tego przed oczyma.
Ostrożnie skosztowała miodu, ale gdy lady Rosier poświęciła się rozmowie, szukajac czegoś dla siebie, coś innego przyciągnęło uwagę Odetty – unosząc dłoń w stronę swojej towarzyszki, dając jej sygnał aby nie przerywała swojej rozmowy, kierując się do straganu znajdujacego się zaledwie parę kroków dalej. Z żywym zainteresowaniem spojrzała na przybory do pielęgnacji, nie interesując się jednak szczotkami czy pędzlami do golenia a grzebieniami. Szczególnie przykuły jej uwagę te z ciemniejszej kości, którą rozpoznawała jako róg jelenia, te jednak miały delikatne ale i detaliczne rzeźbienia.
- Podoba się pani? – Młoda, ciemnowłosa sprzedawczyni nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat, co mogło tłumaczyć też większe zdenerwowanie. – Moja babcia spędza zimę na rzeźbieniu. – Odetta pokiwała głową, wiedząc, że starsi ludzie często nie mogli już przydać się w regularnej pracy, więc przynajmniej poprzez takie drobne kwestie dodawali się do pomocy rodzinie. U szlachty wyglądało to nieco inaczej, ale rozumiała, że starsi ludzie byli mniej odporni na zimno i problemy życia.
- Skąd bierzecie poroże? – Okolica wydawała się mieć obfitujące w lasy miejsca, pytanie jednak, czy chodzili na polowania czy pozysykiwali to w inny sposób.
- Zbieramy poroża zrzucone w okolicy i zostawiamy do użytku w domu. Jeżeli potrzeba, wykorzystujemy je do tworzenia, a jeżeli potrzeba ich do domowych prac, skupiamy się bardziej na nich. – Odetta pokiwała głową, wskazując na wszystkie rzeźbione grzebienie, trzy komplety do golenia i pół tuzina szczotek.
- Wezmę to w takim razie. – Część wyda na pewno na prezent, część zachowa dla siebie, bo potrzebowała przecież również dobrze wyglądających narzędzi. Skinęła głową do służącej która zebrała wszystko, gdy ona płaciła, odwracajac się już w pełni od stoiska gdy dostrzegła zmierzającego w ich stronę burmistrza.
- Cieszę się, że znaleźliśmy się jeszcze przed naszym wyjazdem. – Uśmiechnęła się na te słowa burmistrza, wiedząc, że chciała powiedzieć to samo, spojrzeniem jeszcze wyszukując Evandrę aby ta mogła dołączyć do rozmowy.
- Sznowny panie, było niezwykłą przyjemnością uczestniczyć w tym dniu. Pozwolę sobie jeszcze przekazać datek w ramach pomocy dla wdów pozostawionych przez dzielnych mężczyzn broniących tych ziem. Mam nadzieję, że ten datek wspomoże jeszcze bardziej powrót do codzienności. – Skinęła głową w stronę służącej która przekazała szkatułkę, do której Odetta uprzednio włożyła pieniądze. Chciała mieć jakiś wkład od siebie.

Przekazuje 100 PM


Someone holds me safe and warm
Horses prance through a silver storm,
Figures dancing gracefully across my memory
Odetta Parkinson
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9654-odetta-eimher-parkinson#293343 https://www.morsmordre.net/t9761-kitri#296220 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9839-skrytka-bankowa-nr-2212 https://www.morsmordre.net/t9759-odetta-parkinson#296218
Re: Koniec Sussex [odnośnik]05.01.23 11:12
W podobnych sytuacjach, gdzie pojawiała się w publicznej przestrzeni, by wspomóc ludzi, zarówno swoją obecnością, jak i kruszcem, nie skupiała swoich myśli wokół czegoś, co mogła potrzebować. Otaczała się wszak wieloma niepraktycznymi przedmiotami, które wzbudzały jej zachwyt chociażby urokliwym wyglądem, niespotykanym kształtem czy też zaskakującą funkcją. Część z nich odnajdywała nowy dom w ramionach przyjaciół, inne popadały w zapomnienie, odłożone na stos na strychu. O każdym jednak pamiętała, czując swoisty sentyment z łączącą ich historią.
- Istotnym jest, by napędzać lokalną gospodarkę, choćby poprzez drobny wkład - wyjaśniła Odetcie nieco ściszonym tonem. - Kwestia nie tkwi w tym, co jest nam potrzebne czy co szczególnie wpadło w oko. Zawsze staram się zostawić pieniądz, zamienić kilka słów z gospodarzami i nawiązać relację, nawet jeśli niczego nie potrzebuję.
Evandra wręczyła kramarzowi zapłatę, nieco wyższą, niż zakup był rzeczywiście wart, a służąca przejęła pudło ze świecami, by zanieść je do powodu.
- Dziękuję, szanowna dobrodziejko, niech pani służą!
- Owocnych zbiorów, wszystkiego, co dobre - pożegnała się z pszczelarzem lady doyenne i odnalazła wzrokiem przyjaciółkę przeglądającą wyroby z kości. Kątem oka wychwyciła kroczącego ku nim burmistrza. Skinęła głową potakująco, obejmując wzrokiem nie tylko rosłego czarodzieja, ale i nadstawiających uszu mieszkańców miasteczka. Powinni też usłyszeć kilka dobrych słów, nawet jeśli nie planowała dziś przemawiać do tłumów.
- Dziękujemy za zaproszenie, panie Wallace. Ważnym jest, aby we wszystkich, nie tylko tych najtrudniejszych chwilach, być dla siebie nawzajem. - Przestąpiła krok, by mieć na wszystkich lepszy widok. Otwartym gestem dłoni sięgnęła otaczających ich wianuszkiem osób. - Mimo licznych, targających nasz kraj niepokojów, jesteśmy na dobrej drodze ku sile i jedności. Dzisiejsze wydarzenie jest tego najlepszym dowodem. - Potrzebowali więcej takich spotkań zrzeszających okoliczną ludność. Na większych przestrzeniach, gdzie spotkanie wszystkich sąsiadów nie było tak częste, potrzebowali przecież spojrzeć w oczy drugiemu człowiekowi i ująć jego dłoń, by mieć pewność, że są po jednej stronie. Na poparcie swoich słów sięgnęła po rękę jednej ze stojących obok kobiet i zamknęła ją w szczelnym uścisku. - Crawley może stanowić przykład tych, co podnoszą się z kolan, niezależnie od krzywd, jakie im wyrządzono. - Atak zwolenników Harolda Longbottoma przyniósł wiele strat, z jakimi niewielu mogło sobie poradzić. Fala trzęsień ziemi również nie pomogła w umacnianiu okolicy, niszcząc uprawy, zwalając domy, doszczętnie grzebiąc dobytek ludzi. - Pokazuje, że to my, czarodziejska społeczność, mamy w sobie zapał, by zawalczyć o lepsze jutro, którego nikt nie może nam odebrać. Nawet wtedy, kiedy próbują nas zastraszyć, odebrać nam dom i rodzinę, wmawiając, że nasze miejsce jest w ukryciu, nie godzimy się na to. - Potrząsnęła głową, spoglądając w oczy każdej zwróconej ku nim twarzy. Wszyscy tutaj doskonale wiedzieli z czym się mierzą i jak ważna jest współpraca, przemawianie jednym głosem, gdy zbrodniarze plują w nich jadem. - Nadszedł już kres słabości oraz jarzma, w jakim trzymano nas przez wieki. Dziś już się nie poddamy. Nie jesteśmy sami.
Sięgnęła do torebki, wyjmując zeń mieszek pełen monet. Przed przybyciem do Sussex zastanawiała się czego może brakować tutejszym mieszkańcom, a co można byłoby zapewnić dzięki złotu. Odbudowa spichlerzy, domów, zakładów pracy czy pól uprawnych - zadań wciąż było wiele, a półwila miała świadomość, że jednym mieszkiem złota nie naprawi wszystkich szkód.
- Sam pan najlepiej wie, czego trzeba Crawley - zwróciła się do burmistrza, wręczając mu skromny datek. - Proszę się nie bać, panie Wallace. Czekająca nas piękna przyszłość stoi już u bram. - Szczerze w to wierzyła, będąc przekonaną, że po przebytych trudach uda im się wreszcie zyskać szacunek oraz spokój ducha, jakże potrzebny i długo wyczekiwany. - Na nas już czas. - Skinęła głową do lady Odetty i pożegnawszy się z zebranymi, zasiadły w powozie, by opuścić Sussex.

| przekazuję 100 PM
zt x2




show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Koniec Sussex
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach