Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Suffolk
Most w Moulton
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Most w Moulton
Piętnastowieczny most dla koni jucznych niegdyś łączył wieś Moulton z Newmarket. Dziś rzeka Kennett w tamtym miejscu przypomina strumień, nad którym zbudowano drogę biegnącą tuż obok mostu, który przestał pełnić swoją pierwotną rolę. Wciąż jest jednak punktem charakterystycznym dla obu miejscowości, miejscem spotkań ludności, centrum handlu — kilka razy w tygodniu na moście gromadzą się wędrowni kupcy, rozkładający swoje stragany z rzadkimi przedmiotami. Można nabyć od nich wyjątkowe i niespotykane rękodzieła, bransoletki, naszyjniki, brosze, ale także garnki, zastawę i elementy końskiego ekwipunku, które, chociaż wykonane z tanich i ogólnodostępnych materiałów przez wzgląd na formę rzemiosła są całkowicie niepowtarzalne.
Nie chwytałam się brzytwy, bo nie tonęłam. Jedyne co, to kryłam się wśród drzew, obserwując z odpowiedniej odległości ludzi, którzy wcale zauważeni zostać nie chcieli. Szabrownicy z traktu Moulton gotowali się właśnie do objęcia kursu na inną grupę, która tym szlakiem przemykała równie szybko. Przemytnicy, handlarze — to wszystko nie był mój świat, ale potrafiłam ich obserwować, wysnuwać wnioski, a także rozumieć co nimi rządziło i co planowali. Tutaj widziałam zbieraninę czterech rosłych mężczyzn, z których każdy miał różdżkę i niewyparzoną mordę, a opowiadali sobie o bogactwach, które ponoć leżały tuż pod ich nogami. Dezorientacja w terenie mi nie groziła, ale nie byłam w stanie do końca zrozumieć, o jakich skarbach mówili. Wychodziło na to, że należały im się ingrediencje, materiały, żywność, a nawet i złoto, które tą trasą wożone było przez kupców zarówno mogolskich, jak i czarodziejskich. Zdawało się, że pałali nienawiścią do każdego, liczyli jedynie na własne wzbogacenie się, nie mieli żadnych innych zasad, ale według mnie taka postawa to zawsze kłamstwo. Każdy ma swoje czułe punkty, które odpowiednio wykorzystane mogły sprowadzić przewagę. Czaili się w krzakach, po przeciwnej stronie szerokiej kamienistej ścieżki ode mnie, ja preferowałam schować się za drzewem. Byłam szczupła, zwinna i wciąż ćwiczyłam nad rozciągliwością i wzmocnieniem swojego ciała, co widoczne było nawet po poprawkach do szaty, które musiała wykonać dla mnie Demelza. Ta sprawiała się doskonale. Zima stulecia, jaka nawiedziła nasz kraj, zostawiała na śniegu krwawe kałuże. Lepszy szkarłat niż mocz, bądźmy realistami. Brudna krew rozlana na bruku śmierdziała mniej, niż życie pośród śmieci. Wiedziałam, że moi towarzysze czekają na mnie w umówionym miejscu niedaleko. Ja chciałam upewnić się, jak wygląda przebieg grabienia, a potem mieliśmy z nimi porozmawiać.
Zza zakrętu w istocie nadjechał wóz i nie zdążył zawrócić, gdy na horyzoncie pokazali się szabrownicy. Byłam cicho, nikt mnie nie zauważył, a zresztą... Pośród ich plątaniny niepotrzebnych przekleństw i krzyków i tak byłabym niewidzialna. Atak był szybki, korzystali z czarów i siły fizycznej, pozostawiając kupca niemal gołym, aby biegł w świat. Spodziewałam się, że z takim podejściem szabrowników trasa handlarzy szybko powinna się zmienić, ale przez śnieg to wydawało się niemożliwe. To była ich jedyna ścieżka, która nie została zasypana pod białym puchem. Gdy przedstawienie było zakończone, a ja miałam odpowiednią ilość informacji, wsiadłam na miotłę i przemykając pomiędzy drzewami (co wcale nie było proste, wymagało ode mnie wiele zwinności i szybkości), dotarłam na miejsce spotkania.
— Ograbili wóz. Zastraszyli kupców, wszyscy mają różdżki i wyglądają jak byki. Nie zdziwię się, jak rzucą się z pięściami, zanim zdążymy coś powiedzieć, ale trzeba spróbować — wspomniałam na przywitanie wzrokiem mierząc Cilliana. Przyszło nam już razem pracować nad Staffordshire. Potem wzrokiem objęłam Augustusa, człowieka, z którym przyszło mi sypiać, który nauczał mnie numerologii, a z którym dzieliły i łączyły mnie tajemnice. Nie wiedziałam jak radzi sobie w walce, chociaż dzisiaj nie planowaliśmy takowej. Wiedziałam jednak, że jest jednym z najbardziej inteligentnych ludzi, jakich znam i jego intelekt mógł być więcej niż użytecznym w sprawie, bo to sprawa dzisiaj się liczyła, nic więcej. Mogłabym współpracować z najgorszym wrogiem, jeśli takie byłoby polecenie dowództwa, więc równie dobrze mogłam współpracować z kochankiem. — Jeśli ruszymy teraz, tak spotkamy ich na północy, szlak biegnie tamtędy — palcem wskazałam na ścieżkę, od której dzieliło nas dosłownie kilkadziesiąt metrów, ale trzeba było przebić się przez śnieg, albo polecieć tam na miotłach. Ja swoją jak zawsze miałam przy sobie. Wiedziałam, że szabrownicy z kradzionym wozem się zbliżają. Musieliśmy być gotowi, że nas zaatakują, chociaż liczyłam, że poradzimy sobie z rozmową z nimi. Cillian miał doświadczenie z takowymi. Nieco dłużej zawiesiłam wzrok na Augustusie, wypatrując w jego spojrzeniu, czegokolwiek co podpowiedziałoby mi co myśli o mnie tutaj, ale z drugiej strony... Czy naprawdę chciałam wiedzieć?
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Błądził spojrzeniem po otoczeniu, wypatrując między drzewami czegokolwiek, co przykułoby uwagę na dłużej. Na umówionym miejscu pojawił się z wyprzedzeniem, bo chociaż nie słynął z punktualności, ostatnio doceniał możliwość rozejrzenia się po okolicy i tym razem również z tego skorzystał. Teraz natomiast czekał na pozostałych, odliczając cierpliwie kolejne minuty. Z Ritą miał okazję współpracować, czego nie wspominał najlepiej z pewnych względów i raczej próbował wyprzeć z pamięci, ale nie dotyczyło to samej kobiety. Była mu na dobrą sprawę obojętna, ale nie mógł odmówić jej umiejętności w zdobywaniu informacji, czym pochwaliła się już dwukrotnie. Takie osoby były wyjątkowo cenne. Względem Augustusa miał zgoła inne odczucia, podyktowane więzami rodzinnymi, nawet jeśli te nigdy nie miały dużego znaczenia. Wiedział również, czego może spodziewać się po kuzynie i w razie problemów bez wątpienia Rookwood mógł okazać się nieporównywanie lepszym mówcą. Co prawda zdziwiłby się mocno, gdyby logiczne argumenty okazały się tym, co trafi do szabrowników bardziej niż pewność łatwego zysku oraz korzystnej współpracy na przyszłość. Mieli dostać wyjątkowo dużo za nie przeszkadzanie, co nieco go dziwiło, ale nie oceniał, skoro taka była decyzja innych. Zamierzał ich jedynie przekonać do tego.
Obejrzał się przez ramię i odepchnął od drzewa, o które się opierał, żeby podejść o dwa kroki w stronę Runcorn. Skinął na powitanie, nie decydując się na bardziej werbalną reakcję. Wilczy uśmiech wykrzywił jego twarz, kiedy usłyszał, co wydarzyło się przed kilkoma minutami oraz jak prezentowali napastnicy, którzy za niedługo mieli stać się sojusznikami.
- Działali bezkrwawo? Czy wybili komuś zęby dla zasady? – spytał, bo to dawało pogląd, jak szybko sięgali po faktyczną siłę i brutalność, nawet względem bezbronnych kupców, którzy dali się zastraszyć. Nie robiło mu to wielkiej różnicy, ale wiedziałby, chociaż czego się spodziewać.- Jeśli ich nie zaskoczymy, może nie będzie tak źle.- dodał, chociaż nie był zbyt optymistycznie nastawiony. Nie chciał przesadnie ryzykować, dlatego dość odruchowo sięgnął po judaszowiec ukryty w kieszeni płaszcza, ale nie wyciągnął różdżki. Upewnił się jedynie, że była na swoim miejscu i póki co, pozostawała niepotrzebna.
Spojrzał w kierunku, który wskazała kobieta, by zaraz zerknąć na towarzyszy. Nie mieli już chyba nic do omówienia, a czas ich gonił w tej chwili. Szabrownicy nie mogli im uciec teraz.
- W takim razie powinniśmy się pospieszyć i wejść im w drogę.- rzucił, ale nie ruszył się z miejsca, czekając na decyzję pozostałej dwójki. W tej sytuacji, wyjątkowo lepiej było podejść, zdradzając swoją obecność i być gotowym na reakcję, a nie pojawiać się niespodziewanie w pobliżu skoro nie chcieli z nimi walczyć. Był praktycznie pewien, że zaskoczona grupa zaatakuje bez wahania, przecież sam by tak zrobił, gdyby przed momentem kogoś okradł, a nagle obcy pojawili się cichaczem obok. Z drugiej strony wyjdą prosto na kilka różdżek skierowanych w ich stronę. Jakby nie patrzeć... tak źle i tak nie dobrze.
Obejrzał się przez ramię i odepchnął od drzewa, o które się opierał, żeby podejść o dwa kroki w stronę Runcorn. Skinął na powitanie, nie decydując się na bardziej werbalną reakcję. Wilczy uśmiech wykrzywił jego twarz, kiedy usłyszał, co wydarzyło się przed kilkoma minutami oraz jak prezentowali napastnicy, którzy za niedługo mieli stać się sojusznikami.
- Działali bezkrwawo? Czy wybili komuś zęby dla zasady? – spytał, bo to dawało pogląd, jak szybko sięgali po faktyczną siłę i brutalność, nawet względem bezbronnych kupców, którzy dali się zastraszyć. Nie robiło mu to wielkiej różnicy, ale wiedziałby, chociaż czego się spodziewać.- Jeśli ich nie zaskoczymy, może nie będzie tak źle.- dodał, chociaż nie był zbyt optymistycznie nastawiony. Nie chciał przesadnie ryzykować, dlatego dość odruchowo sięgnął po judaszowiec ukryty w kieszeni płaszcza, ale nie wyciągnął różdżki. Upewnił się jedynie, że była na swoim miejscu i póki co, pozostawała niepotrzebna.
Spojrzał w kierunku, który wskazała kobieta, by zaraz zerknąć na towarzyszy. Nie mieli już chyba nic do omówienia, a czas ich gonił w tej chwili. Szabrownicy nie mogli im uciec teraz.
- W takim razie powinniśmy się pospieszyć i wejść im w drogę.- rzucił, ale nie ruszył się z miejsca, czekając na decyzję pozostałej dwójki. W tej sytuacji, wyjątkowo lepiej było podejść, zdradzając swoją obecność i być gotowym na reakcję, a nie pojawiać się niespodziewanie w pobliżu skoro nie chcieli z nimi walczyć. Był praktycznie pewien, że zaskoczona grupa zaatakuje bez wahania, przecież sam by tak zrobił, gdyby przed momentem kogoś okradł, a nagle obcy pojawili się cichaczem obok. Z drugiej strony wyjdą prosto na kilka różdżek skierowanych w ich stronę. Jakby nie patrzeć... tak źle i tak nie dobrze.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Jeśli miał być szczery, to nie powinno go tu być. To zadanie nie było czymś, co leżało w jego polu zainteresowań czy też umiejętności. Ba, miał wrażenie, że w żadnym aspekcie dzisiejszego dnia nie mógł okazać się na prawdę przydatny. Szabrownicy wyglądali, a przynajmniej z samej nazwy już nasuwali skojarzenia ludzi, którzy najpierw działali, a potem myśleli. Liczył się dla nich zysk, zgarnięte na trakcie dobra i prawdę powiedziawszy, chyba jedynym problemem dla ich całej trójki mogło się okazać to, żeby te ich uszy do słuchania nakłonić. Potem... potem powinno pójść łatwo. Był pewien, że zarówno Runcorn, jak i Macnair, mogli sobie sami świetnie poradzić w malującej się na horyzoncie sytuacji. Mieli umiejętności, mieli wiedzę, a mimo to postanowił im towarzyszyć. A nakłoniły go do tego tylko znaczące spojrzenia tej pierwszej. Mimo, że siedząc przy stole, wraz z innymi rycerzami, starał się nie zajmować sprawami Rity, szybko stało się dla niego jasne, że ona chyba tego właśnie oczekiwała. A on nie miał wystarczająco dobrego powodu, by się przed tym wtedy bronić. Ciekawość wygrała.
Na miejscu, podobnie jak Cillian, znalazł się nieco przed czasem. Rity wreszcie też się pojawiła, niosąc ze sobą nowe, świeże informacje, dotyczące czekających na nich szabrowników. Przez chwilę myślał, słuchając najpierw tego, co ona ma do powiedzenia, a potem jego kuzyn. Pokiwał głową.
- Racja, w tym wypadku podejście ich w jakikolwiek sposób, może skończyć się źle. Myślę, że lepiej spróbować ich nieco wyprzedzić i stanać na trakcie - bez wyłaniania się z drzew, tak żeby od razu nas widzieli i to, że nie jesteśmy tutaj by się z nimi bić. A przynajmniej... możemy mieć taką nadzieję, że tak to zinterpretują - spojrzał najpierw na jedno, potem na drugie - Różdżki wyciągnięte, ale nie podniesione. Jeśli zaatakują pierwsi, trudno, będzie się łatwiej bronić. Co sądzicie? - zapytał jeszcze, będąc jednak gotowym, by ruszyć we wskazanym przez Ritę kierunku. Teraz liczył się czas; szabrownicy mieli wygodny trakt, oni do pokonania natomiast śnieżne zaspy. Nie chciał jednak ostatecznie podejmować decyzji, podświadomie jakby uznając doświadczenie towarzyszącej mu dwójki za bardziej wartościowe. Może i umiał dodawać, ale to oni częściej brali udział w podobnych sytuacjach i spotykali ludzi pokroju tych, którzy byli ich dzisiejszym celem.
Na miejscu, podobnie jak Cillian, znalazł się nieco przed czasem. Rity wreszcie też się pojawiła, niosąc ze sobą nowe, świeże informacje, dotyczące czekających na nich szabrowników. Przez chwilę myślał, słuchając najpierw tego, co ona ma do powiedzenia, a potem jego kuzyn. Pokiwał głową.
- Racja, w tym wypadku podejście ich w jakikolwiek sposób, może skończyć się źle. Myślę, że lepiej spróbować ich nieco wyprzedzić i stanać na trakcie - bez wyłaniania się z drzew, tak żeby od razu nas widzieli i to, że nie jesteśmy tutaj by się z nimi bić. A przynajmniej... możemy mieć taką nadzieję, że tak to zinterpretują - spojrzał najpierw na jedno, potem na drugie - Różdżki wyciągnięte, ale nie podniesione. Jeśli zaatakują pierwsi, trudno, będzie się łatwiej bronić. Co sądzicie? - zapytał jeszcze, będąc jednak gotowym, by ruszyć we wskazanym przez Ritę kierunku. Teraz liczył się czas; szabrownicy mieli wygodny trakt, oni do pokonania natomiast śnieżne zaspy. Nie chciał jednak ostatecznie podejmować decyzji, podświadomie jakby uznając doświadczenie towarzyszącej mu dwójki za bardziej wartościowe. Może i umiał dodawać, ale to oni częściej brali udział w podobnych sytuacjach i spotykali ludzi pokroju tych, którzy byli ich dzisiejszym celem.
Augustus Rookwood
Zawód : Poszukiwacz Śmierci, badacz, naukowiec, numerolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Quiet, crawl to the in-between
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Wybili mu zęby i rzucali jakieś podstawowe uroki. Nic wielkiego... W moich oczach to raczej potężne głąby, którymi rządzi ktoś mądry — i nawet zdawało mi się, że wiem kto. Był tam jeden mężczyzna, ubrany na zielonkawo, miał na sobie płaszcz z kapturem. On nie atakował, tylko przyglądał się i czasem kopnął jakiś kamień na ziemi, wydawał się być z boku. Na ten moment jednak postanowiłam nie brać tego za pewnik. — Trzech byków i jeden dowódca, prawdopodobnie. Nie widziałam twarzy, na sobie miał kaptur i zieloną szatę. Rozpoznacie go — zwróciłam się bardziej do moich towarzyszy, wzrokiem jednak zostając na ścieżce, aby obserwować, czy nie ominie nas jakiś ruch z ich strony. — Jeśli staniemy im na drodze z uniesionymi w górę dłońmi w akcie kapitulacji, osłabilibyśmy naszą pozycję w negocjacjach. Każą nam pewnie odłożyć różdżki, a jeśli to zrobimy, to was pobiją, a mnie zgwałcą — niemal wzruszyłam ramionami, choć z pewnością nie było w tym geście obojętności. Nie zatrzymałam też spojrzenia na Augustusie. — Ale macie rację... Jeśli podejdziemy ich z zaskoczenia, zaatakują... Nawet jeśli uda się odeprzeć atak, tak tym bardziej nie będziemy w stanie negocjować — tak czy siak, mieliśmy problem, a nawet ich nie spotkaliśmy. Negocjacje to już właściwie końcowy etap, mieliśmy mocne argumenty i ładne kilogramy złota, o ile Drew uda się je znaleźć... Ale tym miałam się martwić później. Oni mieli wóz i konia, a my trzy różdżki i... — Dobra, zróbmy to tak, jak mówicie. Sphaecessatio — przytaknęłam w końcu na tę myśl, bo mężczyźni zdawali się być do niej przekonani, choć jak zwykle kusiło mnie, aby udać się w las i obserwować, a w razie konieczności zaatakować od boku. Rzuciłam też na siebie czar, który miał uczynić moją twarz bardziej przyjazną. O ile w ogóle można to było tak nazwać. Wiedziałam, że będą podejrzliwi od początku, ale sądziłam, że może odrobinę mi to pomoże. Wskazałam im więc ścieżkę, o której wiedziałam, że będzie trasą wozu. Próbowałam jeszcze wzrokiem objąć cały teren, znaleźć punkty, w jakich moglibyśmy się schować na wypadek niepowodzenia, trasę ucieczki, elementy otoczenia, które były przez nas możliwymi do wykorzystania, aż w końcu z naprzeciwka zaczął nadjeżdżać wóz. Instynktownie chciałam wycelować w niego różdżką, ale powstrzymałam się przed tym. Miałam dobry wzrok...
— Trzech w nas celuje, dowódcy nie widać, musi być z tyłu wozu — wyszeptałam do mężczyzn, swoje dłonie dalej trzymając odsłonięte z niewycelowaną różdżką, lecz postępując parę kroków do przodu, tak, aby widzieli, że wychodzimy im naprzeciw. Miałam nadzieję, że moi towarzysze zrobią to samo. Niedługo potem wóz był już blisko.
— Wypierdalacie sami, czy wam pomóc? — zaśmiał się jeden z głąbów, siedzący na przodzie niczym król. Człowiek w zielonym kapturze nawet nie wychylił się ze środka. Nie potrafiłam negocjować. Potrafiłam kłamać... Ścisnęłam więc usta do siebie i poczekałam na Cilliana, sama woląc przynajmniej przez chwilę zgrywać tutaj wątłą i przestraszoną dziewczynkę. Widziałam tylko, że jeden z nich przygląda mi się po tym jak oblizał wargę. Obrzydliwe. Na wszelki wypadek nie zacisnęłam mocniej dłoni na różdżce, ale cały czas skupiałam się, aby móc szybko reagować.
em 49/50
— Trzech w nas celuje, dowódcy nie widać, musi być z tyłu wozu — wyszeptałam do mężczyzn, swoje dłonie dalej trzymając odsłonięte z niewycelowaną różdżką, lecz postępując parę kroków do przodu, tak, aby widzieli, że wychodzimy im naprzeciw. Miałam nadzieję, że moi towarzysze zrobią to samo. Niedługo potem wóz był już blisko.
— Wypierdalacie sami, czy wam pomóc? — zaśmiał się jeden z głąbów, siedzący na przodzie niczym król. Człowiek w zielonym kapturze nawet nie wychylił się ze środka. Nie potrafiłam negocjować. Potrafiłam kłamać... Ścisnęłam więc usta do siebie i poczekałam na Cilliana, sama woląc przynajmniej przez chwilę zgrywać tutaj wątłą i przestraszoną dziewczynkę. Widziałam tylko, że jeden z nich przygląda mi się po tym jak oblizał wargę. Obrzydliwe. Na wszelki wypadek nie zacisnęłam mocniej dłoni na różdżce, ale cały czas skupiałam się, aby móc szybko reagować.
em 49/50
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Odpowiedź Rity nakreśliła trochę sytuację, ale przy tym potwierdziła przypuszczenia, że dogadać się trzeba było tylko z jednym. Pozostali z bandy byli idiotami na posyłki, których zdanie nie miało żadnego znaczenia.- Ktoś mądry. Jesteś pewna, że tylko jeden? – spytał po chwili, ale zaraz pokręcił głową. To nie było ważne, potrzebowali tylko jednego, aby zacząć rozmawiać o konkretach.- Trzeba będzie go wyciągnąć przed nich, bo inaczej nic nie osiągniemy.- stwierdził, chociaż zdecydowanie bardziej do siebie niż do towarzyszącej mu dwójki.
- Więc nie będziemy kapitulować od razu. Nie dajmy się sprowokować i ich nie prowokujmy, a damy radę cokolwiek ugrać.- było to oczywiste, ale miał świadomość, że wszystko może się zdarzyć.- Jeśli każą nam odłożyć różdżki, zignorujcie to. Na dobrą sprawę sami nie będą wiedzieli z kim mają do czynienia, a przewagę mają w jednej osobie z tego co mówisz, więc pozostaną w jakimś stopniu ostrożni.- im więcej faktów znał, tym bardziej zmieniał plan działania, chociaż tego nie wiedziała ani Rita, ani kuzyn. Wziął na siebie trudniejsza część zadania w postaci negocjacji, więc zamierzał, jak najlepiej przejść przez całą sytuację, krok po kroku. Przeniósł uwagę na Augustusa, kiedy i ten poruszył kwestię, jak powinni to zrobić. Zgadzał się z nim, musieli mieć różdżki pod ręką w razie kłopotów, ale musieli również uważać na każdy ruch, by już na początku nie spalić sytuacji.
Nie odezwał się więcej, podążając jedynie za Ritą, kiedy zaczęła iść we wskazanym wcześniej kierunku. Pokonanie zasp okazało się uciążliwe, ale poszło całkiem sprawnie, a przynajmniej na tyle, że chwilę później stali już na trasie, którą miał pokonać wóz. Korzystając z chwili czasu, rozejrzał się po otoczeniu za ewentualną osłoną, gdyby coś poszło nie tak. Na około było sporo drzew, które mogły okazać się przydatne, by nie oberwać zaklęciem bezpośrednio.
Zerknął na Ritę, kiedy tylko odezwała się i zaraz spojrzał w stronę zbliżającego się wozu. Pozostały ostatnie sekundy, co wzbudziło lekką nerwowość, jaką zaraz zdusił w sobie. Impulsywność nie miała teraz racji bytu, a stres nigdy nie był mu wiernym kompanem. Podszedł kilka kroków, przeskakując spojrzeniem po każdej widocznej sylwetce. Trzech. Brakowało ostatniego, tego, który według informacji miał tu dowodzić. To nic, zamierzał go wywabić, skoro sam nie garnął się, aby wyjść im naprzeciw.
- Spróbuj.- rzucił mimochodem, jednak bez arogancji. Zrobił ostatnie dwa kroki w ich kierunku, stając bardziej z przodu, by skupili na nim swoją uwagę. Tym samym dawał pozostałej dwójce odrobinę przewagi w razie problemów.- Który z Was rządzi? – spytał po chwili, ponownie spoglądając na każdego, szukając tego, którego już wiedział, że nie ma wśród trójki.- Mam dla was ofertę, lepszą niż okradanie kupców, którzy coś licho się bronią.- podjął, ignorując tego, który odezwał się pierwszy, a teraz zeskoczył z wozu i skierował w jego stronę różdżkę.- Zyskacie na tym o wiele więcej i nikt nie będzie wam przeszkadzał.- dodał, a błękitne tęczówki po raz kolejny prześlizgnęły się po mężczyznach, jednak na nikim nie zatrzymały na dłużej. Spojrzał na wóz, oczekując pojawienia się tego, który pociągał za sznurki, wydając rozkazy trzem kundlom, których miał przed sobą.
- Więc nie będziemy kapitulować od razu. Nie dajmy się sprowokować i ich nie prowokujmy, a damy radę cokolwiek ugrać.- było to oczywiste, ale miał świadomość, że wszystko może się zdarzyć.- Jeśli każą nam odłożyć różdżki, zignorujcie to. Na dobrą sprawę sami nie będą wiedzieli z kim mają do czynienia, a przewagę mają w jednej osobie z tego co mówisz, więc pozostaną w jakimś stopniu ostrożni.- im więcej faktów znał, tym bardziej zmieniał plan działania, chociaż tego nie wiedziała ani Rita, ani kuzyn. Wziął na siebie trudniejsza część zadania w postaci negocjacji, więc zamierzał, jak najlepiej przejść przez całą sytuację, krok po kroku. Przeniósł uwagę na Augustusa, kiedy i ten poruszył kwestię, jak powinni to zrobić. Zgadzał się z nim, musieli mieć różdżki pod ręką w razie kłopotów, ale musieli również uważać na każdy ruch, by już na początku nie spalić sytuacji.
Nie odezwał się więcej, podążając jedynie za Ritą, kiedy zaczęła iść we wskazanym wcześniej kierunku. Pokonanie zasp okazało się uciążliwe, ale poszło całkiem sprawnie, a przynajmniej na tyle, że chwilę później stali już na trasie, którą miał pokonać wóz. Korzystając z chwili czasu, rozejrzał się po otoczeniu za ewentualną osłoną, gdyby coś poszło nie tak. Na około było sporo drzew, które mogły okazać się przydatne, by nie oberwać zaklęciem bezpośrednio.
Zerknął na Ritę, kiedy tylko odezwała się i zaraz spojrzał w stronę zbliżającego się wozu. Pozostały ostatnie sekundy, co wzbudziło lekką nerwowość, jaką zaraz zdusił w sobie. Impulsywność nie miała teraz racji bytu, a stres nigdy nie był mu wiernym kompanem. Podszedł kilka kroków, przeskakując spojrzeniem po każdej widocznej sylwetce. Trzech. Brakowało ostatniego, tego, który według informacji miał tu dowodzić. To nic, zamierzał go wywabić, skoro sam nie garnął się, aby wyjść im naprzeciw.
- Spróbuj.- rzucił mimochodem, jednak bez arogancji. Zrobił ostatnie dwa kroki w ich kierunku, stając bardziej z przodu, by skupili na nim swoją uwagę. Tym samym dawał pozostałej dwójce odrobinę przewagi w razie problemów.- Który z Was rządzi? – spytał po chwili, ponownie spoglądając na każdego, szukając tego, którego już wiedział, że nie ma wśród trójki.- Mam dla was ofertę, lepszą niż okradanie kupców, którzy coś licho się bronią.- podjął, ignorując tego, który odezwał się pierwszy, a teraz zeskoczył z wozu i skierował w jego stronę różdżkę.- Zyskacie na tym o wiele więcej i nikt nie będzie wam przeszkadzał.- dodał, a błękitne tęczówki po raz kolejny prześlizgnęły się po mężczyznach, jednak na nikim nie zatrzymały na dłużej. Spojrzał na wóz, oczekując pojawienia się tego, który pociągał za sznurki, wydając rozkazy trzem kundlom, których miał przed sobą.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Nie byłam pewna, w moim zawodzie tak naprawdę bez zobaczenia czegoś na metr przed własnymi oczami niczego nie można było być pewnym. Byłabym jednak zdziwiona gdybym się pomyliła. Wyraźnie widziałam ich sylwetki, a także gesty. Lata jako Wiedźmi Strażnik nauczyły mnie wyciągania wniosków. — Jestem pewna — odpowiedziałam bez zawahania, przyglądając się Cillianowi. To było wszystko, co mieliśmy i nie zamierzałam poddawać tych danych pod wątpliwość. — Poprowadź negocjacje. Wesprę cię, ale mężczyzny posłuchają bardziej — kiwnęłam jeszcze głową w zgodzie, że nie będziemy kapitulować. Nawet jeśli mieli przewagę liczebną, tak my byliśmy sprytniejsi. Nie bez powodu przecież mogliśmy nazywać się Rycerzami Walpurgii, zaś oni zwykłymi łupieżcami.
Droga przez zaspy i wyjście im naprzeciw dawała mi spokój, ale i lekką dawkę adrenaliny, gdzieś w tle z tyłu gardła, gdy wóz powoli zatrzymywał się, a byczek z przodu patrzył na nas, dopatrując się złych intencji. Nie odezwałam się słowem, pozostając lekko z boku i tyłu Cilliana razem z Augustusem. Byłam cierpliwa. Macnair odezwał się pierwszy i od razu przeszedł do konkretów. Ja milczałam, a różdżkę trzymałam na widoku, zgodnie z tym co sobie założyliśmy, za to moje palce chwytały ją mocno, na wypadek, gdybyśmy zaraz mieli rozpocząć przeraźliwą walkę. Gdy przedstawił wstęp do oferty, mężczyźni zamilkli, marszcząc kurczowo brwi.
— A wypierdalaj mi... — zaczął jeden, powoli unosząc różdżkę w stronę Cilliana, jednak nie rzucając żadnego czaru. Nie minęły dwie sekundy, jak zza jego pleców wyłonił się mężczyzna mniejszy, jednak o spojrzeniu przebiegłym, zapewne gotowym sprzedać własną matkę za garść złotych monet. Był oślizgły, a jego zielone oczy zdawały się mrugać zbyt szybko, chociaż wcale nie wiał tak potworny wiatr.
— Benny, Benny, czekaj — powiedział szef tej bandy dość wysokim i nosowym głosem, zaraz potem mierząc nas spojrzeniem. Nie zszedł z wozu, wyraźnie częściowo chował się za ciałem osiłka, aby móc uniknąć zaklęcia, jeśli takowe chcielibyśmy posłać w jego stronę. Nie taki jednak był plan. — Mamy wszystko, co chcemy — powiedział, mierząc Macnaira spojrzeniem, a zaraz potem gryząc jabłko, które trzymał w lewej dłoni w brązowej rękawiczce. — I ktoś taki jak wy nam ani nie podskoczy, ani tego nie zabierze — widać, że czuł się odpowiednio jako cynik i sarkastyczny dupek, na szczęście otoczony wianuszkiem kolegów, zapewne gotowych bronić jedynej osoby posiadającej mózg w ich gronie.
— Nie chcecie złota? — powiedziałam spokojnie, uśmiechając się delikatnie. Złoto kupowało zbyt wiele rzeczy i otwierało zbyt wiele dróg. Towary, które porywali, musieli potem komuś opchnąć, a tak... Czysty zysk w postaci galeonów już na nich czekał. Widziałam, że szef stada zainteresował się przez krótki moment, jakby błysk w jego oku się uwypuklił. Skarb, który miał zabrać Drew spod młyna, miał być doskonałą łapówką, ale tę bandę czekało o wiele więcej dobroci. Nieszczególnie chciałam wtrącać się w negocjacje Cilliana, sama nie byłam wybitnym mówcą. Potrafiłam za to kłamać i rozpoznawać ludzkie emocje. — Jeśli nie jesteście zainteresowani, to złożymy propozycję komuś innemu i... — zaczęłam, wyraźnie rozluźniając ciało, aby wykonać drobny ruch, który miał im zasugerować, że zaraz się odwrócę.
— Poczekaj, poczekaj — rzucił szybko przywódca. — Niegrzecznie odejść bez przedstawienia oferty — jego różdżka zadrżała, ale nie uniósł jej, za to jego łupieżcy zdawali się być gotowi zaatakować w każdej sekundzie.
Augustus mówił, by go pominąć w tej turze
Droga przez zaspy i wyjście im naprzeciw dawała mi spokój, ale i lekką dawkę adrenaliny, gdzieś w tle z tyłu gardła, gdy wóz powoli zatrzymywał się, a byczek z przodu patrzył na nas, dopatrując się złych intencji. Nie odezwałam się słowem, pozostając lekko z boku i tyłu Cilliana razem z Augustusem. Byłam cierpliwa. Macnair odezwał się pierwszy i od razu przeszedł do konkretów. Ja milczałam, a różdżkę trzymałam na widoku, zgodnie z tym co sobie założyliśmy, za to moje palce chwytały ją mocno, na wypadek, gdybyśmy zaraz mieli rozpocząć przeraźliwą walkę. Gdy przedstawił wstęp do oferty, mężczyźni zamilkli, marszcząc kurczowo brwi.
— A wypierdalaj mi... — zaczął jeden, powoli unosząc różdżkę w stronę Cilliana, jednak nie rzucając żadnego czaru. Nie minęły dwie sekundy, jak zza jego pleców wyłonił się mężczyzna mniejszy, jednak o spojrzeniu przebiegłym, zapewne gotowym sprzedać własną matkę za garść złotych monet. Był oślizgły, a jego zielone oczy zdawały się mrugać zbyt szybko, chociaż wcale nie wiał tak potworny wiatr.
— Benny, Benny, czekaj — powiedział szef tej bandy dość wysokim i nosowym głosem, zaraz potem mierząc nas spojrzeniem. Nie zszedł z wozu, wyraźnie częściowo chował się za ciałem osiłka, aby móc uniknąć zaklęcia, jeśli takowe chcielibyśmy posłać w jego stronę. Nie taki jednak był plan. — Mamy wszystko, co chcemy — powiedział, mierząc Macnaira spojrzeniem, a zaraz potem gryząc jabłko, które trzymał w lewej dłoni w brązowej rękawiczce. — I ktoś taki jak wy nam ani nie podskoczy, ani tego nie zabierze — widać, że czuł się odpowiednio jako cynik i sarkastyczny dupek, na szczęście otoczony wianuszkiem kolegów, zapewne gotowych bronić jedynej osoby posiadającej mózg w ich gronie.
— Nie chcecie złota? — powiedziałam spokojnie, uśmiechając się delikatnie. Złoto kupowało zbyt wiele rzeczy i otwierało zbyt wiele dróg. Towary, które porywali, musieli potem komuś opchnąć, a tak... Czysty zysk w postaci galeonów już na nich czekał. Widziałam, że szef stada zainteresował się przez krótki moment, jakby błysk w jego oku się uwypuklił. Skarb, który miał zabrać Drew spod młyna, miał być doskonałą łapówką, ale tę bandę czekało o wiele więcej dobroci. Nieszczególnie chciałam wtrącać się w negocjacje Cilliana, sama nie byłam wybitnym mówcą. Potrafiłam za to kłamać i rozpoznawać ludzkie emocje. — Jeśli nie jesteście zainteresowani, to złożymy propozycję komuś innemu i... — zaczęłam, wyraźnie rozluźniając ciało, aby wykonać drobny ruch, który miał im zasugerować, że zaraz się odwrócę.
— Poczekaj, poczekaj — rzucił szybko przywódca. — Niegrzecznie odejść bez przedstawienia oferty — jego różdżka zadrżała, ale nie uniósł jej, za to jego łupieżcy zdawali się być gotowi zaatakować w każdej sekundzie.
Augustus mówił, by go pominąć w tej turze
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Nie pytał o więcej, skoro potwierdziła, że była tego pewna. Nie miał wielkiego wyboru, jak zaufać dziewczynie, nawet jeśli nie było to coś, co robił chętnie. Spojrzał na nią, gdy przytaknęła, aby poprowadził negocjacje. Taki był plan i nie szło się kłócić, że banda karków, którym przewodził ktoś bystrzejszy, może skreślić Ritę na wstępie za płeć. Podobny półświatek rządził się swoimi prawami, ale jego niekoniecznie interesowało czy kobiety miały trudno. Nie jego zmartwienie, kiedy od zawsze nastawiony był na cel, a nie dobro kogoś innego. Dbał tylko i wyłącznie o własną skórę.
Stając naprzeciwko szabrowników, starał się nie wzmacniać na drewnie judaszowca. Chociaż kilka wymierzonych w niego różdżek, wcale tego nie ułatwiało, a wręcz potęgowało odczucia. Mimo to starał się rozluźnić sylwetkę i zachować całkowite opanowanie, sytuacja nie była najlepsza, ale niczego innego nie mógł się spodziewać. Drobnym sukcesem był fakt, że na powitanie nie doszło do wymiany siły, żadna wiązka zaklęcia ani pięść nie przecięły powietrza.
Pierwszy konkret, jaki padło z jego strony, miał utrzymać ten spokój, zainteresować w większym czy mniejszym stopniu. Zignorował tego, który postanowił mu odpowiedzieć i unieść przeciwko niemu różdżkę. Wierzył we własny refleks, dlatego nie dawał się sprowokować, mimo że impulsywność była mu wierną cechą. Poza tym bardziej zainteresował go ten, który nagle pojawił się wśród nich. Mniejszy i nieco niepozorny. Miał pewność, że to o nim musiała mówić Rita, jako o przywódcy tej grupy. To właśnie tego jednego brakowało jeszcze przed momentem.
- Możecie mieć więcej.- stwierdził w kontrze, by zaraz pozwolić sobie na wręcz wilczy uśmiech.- Nie masz tej pewności i dlatego w ogóle rozmawiamy. Gdyby nie to, nie zatrzymałbyś Jego, a twoi koledzy spróbowaliby pozbyć się nas z drogi.- odparł, najzwyklejsza oczywistość. Skoro działał logiczniej niż pozostali, musiał mieć na uwadze, że nie wyszliby im naprzeciw dla kaprysu i bez poczucia wyrównanych sił. Jeśli było inaczej, mógł śmiało zwątpić w tego, którego Rita określiła jako mózg całej grupy.
Odwrócił nieco głowę, kiedy Rita zabrała głos. Nie wtrącał się, dajac jej mówić i podsunąć jeszcze więcej kuszących faktów, by mężczyzna złapał przynętę już całkowicie.
- Nic na siłę. Nie skorzystacie Wy to ktoś inny z wielką chęcią. Bez wątpienia nie brak tu chętnych na szybkie wzbogacenie.- dodał do jej słów, cofając się o krok i kolejny, gdy wyłapał moment w którym Runcorn, zamierzała się odwrócić. Spojrzał na Ritę, kiedy usłyszał sprzeciw szefa. Skinął lekko głową, miała dobry pomysł, kłamstwo faktycznie szło dobrze.
Powrócił spojrzeniem do tego, który najwyraźniej złamał się i zamierzał podjąć rozmowy bardziej sensownej niż do tej pory.
- Niech opuszczą różdżki, jeśli mamy rozmawiać.- podjął, decydując się na dyktowanie warunków. Mógł sobie na to pozwolić w pewnym stopniu, skoro wzbudzona została już ciekawość. Poczekał, aż zostanie spełniona jego prośba i wtedy odezwał się znów.- Dostaniecie złoto na dobry początek naszej współpracy. Wystarczająco, abyś nie poczuł się stratny i upewnił, że wcale nie mieliście wszystkiego.- mówił dalej, skupiając swą uwagę jedynie na tym, który dał się zgodnie z planem wywabić zza pleców kompana.- Jeśli ktoś Ci bruździ w działaniu, możemy i na to znaleźć rozwiązanie w rozsądnym stopniu. Nikt nie będzie za Was odwalał całej brudnej roboty, ale pewna pomoc będzie możliwa. Wystarczy nazwisko.- dodał zaraz, chociaż nie planował tego od początku. Miał jeszcze asa w rękawie, ostatnią rzecz, którą mieli dostać, ale to zostawił jeszcze na później, gdyby nadal nie przekonał mężczyzny.- Brzmi interesująco? – spytał, z trudem tłumiąc kpinę.
Stając naprzeciwko szabrowników, starał się nie wzmacniać na drewnie judaszowca. Chociaż kilka wymierzonych w niego różdżek, wcale tego nie ułatwiało, a wręcz potęgowało odczucia. Mimo to starał się rozluźnić sylwetkę i zachować całkowite opanowanie, sytuacja nie była najlepsza, ale niczego innego nie mógł się spodziewać. Drobnym sukcesem był fakt, że na powitanie nie doszło do wymiany siły, żadna wiązka zaklęcia ani pięść nie przecięły powietrza.
Pierwszy konkret, jaki padło z jego strony, miał utrzymać ten spokój, zainteresować w większym czy mniejszym stopniu. Zignorował tego, który postanowił mu odpowiedzieć i unieść przeciwko niemu różdżkę. Wierzył we własny refleks, dlatego nie dawał się sprowokować, mimo że impulsywność była mu wierną cechą. Poza tym bardziej zainteresował go ten, który nagle pojawił się wśród nich. Mniejszy i nieco niepozorny. Miał pewność, że to o nim musiała mówić Rita, jako o przywódcy tej grupy. To właśnie tego jednego brakowało jeszcze przed momentem.
- Możecie mieć więcej.- stwierdził w kontrze, by zaraz pozwolić sobie na wręcz wilczy uśmiech.- Nie masz tej pewności i dlatego w ogóle rozmawiamy. Gdyby nie to, nie zatrzymałbyś Jego, a twoi koledzy spróbowaliby pozbyć się nas z drogi.- odparł, najzwyklejsza oczywistość. Skoro działał logiczniej niż pozostali, musiał mieć na uwadze, że nie wyszliby im naprzeciw dla kaprysu i bez poczucia wyrównanych sił. Jeśli było inaczej, mógł śmiało zwątpić w tego, którego Rita określiła jako mózg całej grupy.
Odwrócił nieco głowę, kiedy Rita zabrała głos. Nie wtrącał się, dajac jej mówić i podsunąć jeszcze więcej kuszących faktów, by mężczyzna złapał przynętę już całkowicie.
- Nic na siłę. Nie skorzystacie Wy to ktoś inny z wielką chęcią. Bez wątpienia nie brak tu chętnych na szybkie wzbogacenie.- dodał do jej słów, cofając się o krok i kolejny, gdy wyłapał moment w którym Runcorn, zamierzała się odwrócić. Spojrzał na Ritę, kiedy usłyszał sprzeciw szefa. Skinął lekko głową, miała dobry pomysł, kłamstwo faktycznie szło dobrze.
Powrócił spojrzeniem do tego, który najwyraźniej złamał się i zamierzał podjąć rozmowy bardziej sensownej niż do tej pory.
- Niech opuszczą różdżki, jeśli mamy rozmawiać.- podjął, decydując się na dyktowanie warunków. Mógł sobie na to pozwolić w pewnym stopniu, skoro wzbudzona została już ciekawość. Poczekał, aż zostanie spełniona jego prośba i wtedy odezwał się znów.- Dostaniecie złoto na dobry początek naszej współpracy. Wystarczająco, abyś nie poczuł się stratny i upewnił, że wcale nie mieliście wszystkiego.- mówił dalej, skupiając swą uwagę jedynie na tym, który dał się zgodnie z planem wywabić zza pleców kompana.- Jeśli ktoś Ci bruździ w działaniu, możemy i na to znaleźć rozwiązanie w rozsądnym stopniu. Nikt nie będzie za Was odwalał całej brudnej roboty, ale pewna pomoc będzie możliwa. Wystarczy nazwisko.- dodał zaraz, chociaż nie planował tego od początku. Miał jeszcze asa w rękawie, ostatnią rzecz, którą mieli dostać, ale to zostawił jeszcze na później, gdyby nadal nie przekonał mężczyzny.- Brzmi interesująco? – spytał, z trudem tłumiąc kpinę.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Brwi ściągnęły się na moment, kiedy kobieta wspomniała o uniesionych ku górze dłoniach. Na pewno nie była to najlepsza opcja na prezentowanie się znajdującej się na trakcie kompanii i chyba nic nie przekonałoby Rookwooda, że w jakikolwiek sposób należało ją brać na poważnie czy w ogóle martwić się, że któreś z nich to zrobi. Dokładnie tak jak zauważyła, najpewniej skończyliby wtedy jak kupiec, o którym wspomniała jeszcze parę chwil wcześniej. Augustus zamierzał z tego wypadu wrócić w jednym kawałku, a do tego w ogóle niepoobijany. Tak, zdecydowanie była to jedyna opcja, jaką rozważał jako wynik tego spotkania. Dłużej swoje spojrzenie zatrzymał na kuzynie, jednak jedyne co zrobił, to tylko pokiwał głową, zgadzając się tym samym w pełni z tym, co ten miał jeszcze do powiedzenia. Wystarczyło jeszcze, że Rita rzuciła na siebie zaklęcie i mogli zacząć przedzierać się przez otaczający ich las i przykrywające go warstwy śniegu. Może i sceneria była sama w sobie urokliwa, jednak skutecznie męczyła, nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Kolano, nie tylko forsowane od marszu przez zaspy, dodatkowo rwało go od panującego dookoła zimna, skutecznie rozdrażniając. Kiedy więc wyszli wreszcie spomiędzy drzew, zajmując miejsce na środku traktu, tak by zbliżająca grupa była w stanie ich doskonale widzieć, nie przejawiał jakichkolwiek chęci do dodawania czegokolwiek. Wyjął różdżkę, trzymając ją w zaciśniętej dłoni i skierowaną w dół, tak by niepotrzebnie nie prowokować karawany. Wciąż jednak czujnie obserwując szczególnie trójkę mężczyzn, których wcześniej opisywała Runcorn. Na całe szczęście też, Cillian przejął pałeczkę, jeśli chodziło o próby obłaskawienia drabów i ich przywódcy. Ten ostatni, jeśli miał być szczery, prezentował się dość marnie. Wyglądał na człowieka, który mówił reszcie co mają robić tylko dlatego, że z całej czwórki udało mu się nauczyć w szkole całego alfabetu. Przypominał Rookwoodowi jaszczurkę, albo goblina.
Augustus Rookwood
Zawód : Poszukiwacz Śmierci, badacz, naukowiec, numerolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Quiet, crawl to the in-between
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cillian albo był szczególnie pewny siebie, albo jedynie takiego zgrywał w towarzystwie nieznanym nam szabrowników na tych ziemiach. Znacznie bardziej komfortowo ja czułabym się w ukryciu, nie byłam klasycznym partnerem do rozmów, nie znałam się ani na ekonomii, ani na handlu. Potrafiłam jednak rozumieć ludzkie emocje, a także radziłam sobie z magią ofensywną więcej niż dobrze. Dziwiła mnie dalej obecność Augustusa, ale starałam się o tym teraz nie myśleć. Macnair miał rację, punktując przywódcę tej bandy. Widać dobijanie targów z podobnymi było dla niego na porządku dziennym. Cieszyłam się jednak, że moje słowa pozwoliły zaciekawić lidera do tego stopnia, że chciał usłyszeć ofertę. Odwracając twarz, tak, aby mnie nie widzieli, poczułam na sobie wzrok Cilliana, który skinął mi lekko głową. Zaledwie kącik moich ust uniosłam w górę w przyjaznym geście. Wydawało się, że jesteśmy na dobrej drodze do odniesienia sukcesu.
Przywódca zawahał się, gdy Macnair oczekiwał opuszczenia różdżek. Była to jednak w mojej opinii dobra strategia. Jeśli mieliśmy być partnerami do rozmowy, tak warunki musiały być partnerskie. Przez chwilę przyglądał mu się niepewnie, jakby próbował rozgryźć, co Rycerz skrywa pod powiekami.
— Niech tak będzie — powiedział w końcu, gestem wskazując swoim pieskom, aby spuścili różdżki w dół. Żaden jednak nie schował jej do kieszeni, wszyscy stali jak wryci, gotowi ponownie unieść je w górę. Dla nich nie liczyły się poglądy, nie miała znaczenia przyszłość kraju. Chcieli jedynie szybko się wzbogacić, nieważne czyim kosztem. Cillian wyciągał z rękawa same asy, a ja obawiałam się, że zaraz da im wszystkie korzyści na tacy. Ufałam jednak, że wie, co robi.
— No świetnie, a co w zamian za to? — roześmiał się przywódca, wyraźnie zaskoczony tak hojną propozycją. Wszystko naprawdę brzmiało zbyt dobrze, musiał wiedzieć, że w zamian za to będziemy czegoś oczekiwać. Wydawał się wycofać, rozbawić, być pewien, że to raczej kiepski żart, niż prawdziwe negocjacje.
— Mówiłam ci, będą zbyt głupi, by pojąć korzyści tego układu — powiedziałam niby do Cilliana, ale tak naprawdę chciałam, aby mnie usłyszeli. Zaczęłam grać nie furiatkę, a wredną kobietę, która chciała przerwać stanie na mrozie. Wydawałam się zdegustowana, zmęczona i znudzona. Miałam być jednak zakłamanym elementem naszej gry, prowadzącej do większego otworzenia się mężczyzn na negocjacje. Uważałam, że zechcą udowodnić mi, że wcale nie są tak durni, jak ich nazwałam. Gdy usłyszałam parsknięcie dowódcy i ciche warkniecie jednego z jego przydupasów, tak już wiedziałam, że ta taktyka może przynieść wymierne korzyści, nawet jeśli ich negatywne słowa skupiłyby się na mnie.
— Uspokój tę cizię — powiedział największy byk, a jego dłoń zacisnęła się na różdżce, ale to nie jego dzisiaj chcieliśmy wysłuchać.
— Jakie konkretnie korzyści? — spytał szybko mężczyzna w zielonym kapturze, ignorując swojego towarzysza. Połknął kolejny haczyk, widziałam oczyma wyobraźni, jak szala przechyla się na naszą korzyść w tym wszystkim. Kłamstwa miały się opłacić, jeśli tylko Cillian chciał ciągnąć dalej negocjacje. Na tym się nie znałam, to zostawiałam całkowicie jemu, sama przypatrując się bykowi, który nazwał mnie cizią z nienawistną miną. Miałam go gdzieś, brak było we mnie gniewu, niech jednak wyobraża sobie, że wygrał, że się we mnie gotuje, niech nakręca się i niech pulsuje mu żyłka.
Przywódca zawahał się, gdy Macnair oczekiwał opuszczenia różdżek. Była to jednak w mojej opinii dobra strategia. Jeśli mieliśmy być partnerami do rozmowy, tak warunki musiały być partnerskie. Przez chwilę przyglądał mu się niepewnie, jakby próbował rozgryźć, co Rycerz skrywa pod powiekami.
— Niech tak będzie — powiedział w końcu, gestem wskazując swoim pieskom, aby spuścili różdżki w dół. Żaden jednak nie schował jej do kieszeni, wszyscy stali jak wryci, gotowi ponownie unieść je w górę. Dla nich nie liczyły się poglądy, nie miała znaczenia przyszłość kraju. Chcieli jedynie szybko się wzbogacić, nieważne czyim kosztem. Cillian wyciągał z rękawa same asy, a ja obawiałam się, że zaraz da im wszystkie korzyści na tacy. Ufałam jednak, że wie, co robi.
— No świetnie, a co w zamian za to? — roześmiał się przywódca, wyraźnie zaskoczony tak hojną propozycją. Wszystko naprawdę brzmiało zbyt dobrze, musiał wiedzieć, że w zamian za to będziemy czegoś oczekiwać. Wydawał się wycofać, rozbawić, być pewien, że to raczej kiepski żart, niż prawdziwe negocjacje.
— Mówiłam ci, będą zbyt głupi, by pojąć korzyści tego układu — powiedziałam niby do Cilliana, ale tak naprawdę chciałam, aby mnie usłyszeli. Zaczęłam grać nie furiatkę, a wredną kobietę, która chciała przerwać stanie na mrozie. Wydawałam się zdegustowana, zmęczona i znudzona. Miałam być jednak zakłamanym elementem naszej gry, prowadzącej do większego otworzenia się mężczyzn na negocjacje. Uważałam, że zechcą udowodnić mi, że wcale nie są tak durni, jak ich nazwałam. Gdy usłyszałam parsknięcie dowódcy i ciche warkniecie jednego z jego przydupasów, tak już wiedziałam, że ta taktyka może przynieść wymierne korzyści, nawet jeśli ich negatywne słowa skupiłyby się na mnie.
— Uspokój tę cizię — powiedział największy byk, a jego dłoń zacisnęła się na różdżce, ale to nie jego dzisiaj chcieliśmy wysłuchać.
— Jakie konkretnie korzyści? — spytał szybko mężczyzna w zielonym kapturze, ignorując swojego towarzysza. Połknął kolejny haczyk, widziałam oczyma wyobraźni, jak szala przechyla się na naszą korzyść w tym wszystkim. Kłamstwa miały się opłacić, jeśli tylko Cillian chciał ciągnąć dalej negocjacje. Na tym się nie znałam, to zostawiałam całkowicie jemu, sama przypatrując się bykowi, który nazwał mnie cizią z nienawistną miną. Miałam go gdzieś, brak było we mnie gniewu, niech jednak wyobraża sobie, że wygrał, że się we mnie gotuje, niech nakręca się i niech pulsuje mu żyłka.
Zauważył ten moment wahania, chwilę ociągania się przed podjęciem decyzji. Obecnie jednak czuł się na tyle pewnie, że postanowił nie przejmować się tym faktem, zwłaszcza gdy jego prośba została spełniona. Widział niechęć z jaką banda byków opuszczała różdżki, zmuszeni do spokoju, jakoś tracili na groźnym wyglądzie. Byli już tylko grupką półgłówków na rozkaz, całkowicie bez znaczenia. Na tyle bezbarwni, że mogli zniknąć w zimowym otoczeniu. Przeszedł do konkretów, kolejnych zachęt do współpracy o której warunkach dopiero mieli się dowiedzieć. Zwykle wolał mniej dawać, a więcej żądać, lecz po spotkaniu dostosował się do tego, co postanowiono. Poza tym był świadom, że rzucony ochłap nie wystarczy, kiedy przed sobą miał grupę obojętną na trwającą wojnę, a łasą na zysk. Nie ważna była strona konfliktu, a korzyść, jaka szła za poparciem. Jednak czego innego powinien się spodziewać, sam był materialistom, którego dźwięk i błysk moment przekonywał do wielu rzeczy. Jedyne co odróżniało go od nich to poglądy, będące jedynym wyznacznikiem, granicą, której nie przekraczał. Ludzie, zwierzęta, przedmioty, wszystko można było sprzedać, bo miało swoją cenę.
Miał już odpowiedzieć, co dokładnie chcieli w zamian za tyle korzyści, ale dotarły do niego słowa Rity, które wydawały się rozdrażnić typków. Spojrzał w jej kierunku, nieco mniej zadowolony teraz z tego wtrącenia. Chociaż może dobrze robiła, skupiając na sobie uwagę karków, a jemu zostawiając rozmowę z szefem zgrai. Mniej musiał zwracać uwagę na nich i to, co robili.
- Być może.- mruknął tylko pod nosem. Wcale nie negował, że byli na to za głupi, a jednak w tym z którym teraz rozmawiał, pokładał nieco więcej nadziei. Jeśli miał być szczery, chociaż przed samym sobą, chciał skończyć tę rozmowę. Upewnić się, że umowa będzie jasna i każdy pójdzie w swoją stronę. Zerknął na mężczyznę, który wyglądał, jakby ostatni impuls był mu potrzebny, aby posłał wiązkę zaklęcia w kierunku Runcorn.
- Uspokójcie się oboje.- odparł, nie brzmiąc nawet, jakby zależało mu na tym. Nikt tu nie był dzieckiem, by trzeba było uspokajać i stawiać do pionu. Poza tym był ostatnią osobą, która powinna wymagać tego. Cieszył się w duchu, że chociaż Augustus pozostawał cichy i nie prowokował nikogo. Nie tracąc czasu już na drobne spięcie, jakie pojawiło się między dwójką czarodziejów, zwrócił swą uwagę na tego z którym rozmawiał od prawie początku.
- Dostaniecie to, co mówiłem, a z czasem jeszcze więcej, ale to ma swoją cenę. W zamian chcemy waszej lojalności wobec Rycerzy Walpurgii i wobec Czarnego Pana.- zaczął określać najważniejsze warunki, które nadal nie były krzywdzące.- Dodatkowo zostawicie ten trakt i kupców, którzy tędy przejeżdżają, niech handlują w spokoju. Później i tak stracą na tym. Wam zostaną mugolskie wioski, których tu pewnie nie brak. Nikt nie będzie się wtrącał, co stamtąd zabierzecie i z jakim skutkiem dla mieszkańców.- miał gdzieś, co stanie się z mugolami. Poumierają z ich ręki czy z głodu, nie miało to znaczenia. Wątpił w litość i jakiekolwiek przejawy moralności całej zebranej tu grupki.
Miał już odpowiedzieć, co dokładnie chcieli w zamian za tyle korzyści, ale dotarły do niego słowa Rity, które wydawały się rozdrażnić typków. Spojrzał w jej kierunku, nieco mniej zadowolony teraz z tego wtrącenia. Chociaż może dobrze robiła, skupiając na sobie uwagę karków, a jemu zostawiając rozmowę z szefem zgrai. Mniej musiał zwracać uwagę na nich i to, co robili.
- Być może.- mruknął tylko pod nosem. Wcale nie negował, że byli na to za głupi, a jednak w tym z którym teraz rozmawiał, pokładał nieco więcej nadziei. Jeśli miał być szczery, chociaż przed samym sobą, chciał skończyć tę rozmowę. Upewnić się, że umowa będzie jasna i każdy pójdzie w swoją stronę. Zerknął na mężczyznę, który wyglądał, jakby ostatni impuls był mu potrzebny, aby posłał wiązkę zaklęcia w kierunku Runcorn.
- Uspokójcie się oboje.- odparł, nie brzmiąc nawet, jakby zależało mu na tym. Nikt tu nie był dzieckiem, by trzeba było uspokajać i stawiać do pionu. Poza tym był ostatnią osobą, która powinna wymagać tego. Cieszył się w duchu, że chociaż Augustus pozostawał cichy i nie prowokował nikogo. Nie tracąc czasu już na drobne spięcie, jakie pojawiło się między dwójką czarodziejów, zwrócił swą uwagę na tego z którym rozmawiał od prawie początku.
- Dostaniecie to, co mówiłem, a z czasem jeszcze więcej, ale to ma swoją cenę. W zamian chcemy waszej lojalności wobec Rycerzy Walpurgii i wobec Czarnego Pana.- zaczął określać najważniejsze warunki, które nadal nie były krzywdzące.- Dodatkowo zostawicie ten trakt i kupców, którzy tędy przejeżdżają, niech handlują w spokoju. Później i tak stracą na tym. Wam zostaną mugolskie wioski, których tu pewnie nie brak. Nikt nie będzie się wtrącał, co stamtąd zabierzecie i z jakim skutkiem dla mieszkańców.- miał gdzieś, co stanie się z mugolami. Poumierają z ich ręki czy z głodu, nie miało to znaczenia. Wątpił w litość i jakiekolwiek przejawy moralności całej zebranej tu grupki.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Cillian wykładał kolejno karty, a każda następna, która pojawiała się na stole, wydawała się równie przekonująca jak poprzednia. Stawiali w tej rozmowie na chciwość i tak jak zakładali, to ona właśnie wygrywała i trzymała tutaj szabrowników. To ona opuściła ich różdżki, kiedy Macnair tego zażądał. I dobrze. Dzięki temu, tej zwykłej potrzebie wzbogacenia się, obdartej z jakichkolwiek większych i skomplikowanych pobudek, ich obecność tutaj była o wiele łatwiejsza. Stanie na mrozie nie wydawało się nagle aż tak bolesne, bo kuzyn metodycznie zmierzał w swych słowach do celu; powoli, dawkując informacje, tak by nie stracić po drodze zainteresowania swoich odbiorców, którzy pewnie gdyby wyłożyć im to wszystko zbyt szybko, w swojej pół inteligencji przegapiliby okazje, która podawana im była praktycznie na srebrnej tacy. Rita też dobrze odgrywała przyjętą przez siebie role. Skwaszona mina zdawała się w wystarczający sposób wpływać na stojących przed nimi mężczyzn, a zniecierpliwienie dodawało poczucia, że jeśli się nie pośpieszą, odejdą lub ich zbiją, okazja bezpowrotnie zniknie im z zasięgu wzroku. Na moment tylko zawiesił na niej spojrzenie, by zaraz przebiec w kierunku tego, który kazał ją uciszyć. Patrzył na niego nieco dłuższą chwilę. Działało, to chyba dobrze. Jego rola natomiast, zdawała się ograniczać do wyrównywania szans; trójka na czwórkę wyglądała raczej mniej bezproblemowo jak samotny mężczyzna z kobietą na trakcie. Stał więc, nie korzystając z możliwości chociaż niewielkiego rozluźnienia, którym mogło być opuszczenie różdżek przez ich rozmówców. Patrzył tylko, na nieskalane myślą twarze, nie chcąc się wtrącać w tę wykalkulowaną rozgrywkę. On najpewniej rozegrałby to inaczej; szybko. Prezentując informacje i pełną ofertę od razu, tylko po to by nie musieć niepotrzebnie zadawać się z tymi ludźmi dłużej niż powinien.
Ostatnie słowa Cilliana wydawały się spotkać z nieco dłuższą pauzą. Było widać, jak mężczyzna w zieleni zdaje się dokonywać ostatecznych kalkulacji. Lojalność Czarnemu Panu była deklaracją wiążącą i zdawał się być tego świadom, jednak nagroda jaka się z tym wiązała była zbyt duża i zbyt przekonująca. Było jasne, że w tej wymianie zdań i tak ostatecznie wygra chciwość.
Ostatnie słowa Cilliana wydawały się spotkać z nieco dłuższą pauzą. Było widać, jak mężczyzna w zieleni zdaje się dokonywać ostatecznych kalkulacji. Lojalność Czarnemu Panu była deklaracją wiążącą i zdawał się być tego świadom, jednak nagroda jaka się z tym wiązała była zbyt duża i zbyt przekonująca. Było jasne, że w tej wymianie zdań i tak ostatecznie wygra chciwość.
Augustus Rookwood
Zawód : Poszukiwacz Śmierci, badacz, naukowiec, numerolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Quiet, crawl to the in-between
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Moim celem, jaki przyjęłam sobie na to spotkanie, było doprowadzenie do tego, że będą woleli słuchać Cilliana, a nie mnie. Nie twierdzę, że byłabym lepszym negocjatorem niż on, to nie leżało w mojej ekspertyzie, ale jednak z pewnością gdyby miała być prawdziwą sobą, nie zachowywałabym się tak jak teraz. Planowałam jednak grać irytującą, nieprzekonaną i zmęczoną tą rozmową, aby to Macnair zyskał przewagę, był ciekawszy w odbiorze, a my, żebyśmy wypadli bardziej naturalnie. Moja dłoń nie zacisnęła się na różdżce, gdy jeden z byczków nazwał mnie cizią, nie zdenerwowało mnie to, nie zakuło i nie zabolało. Cieszyłam się, że moi towarzysze nie zareagowali niczym honorowi obrońcy, bo zapewne nic by z tej rozmowy nie wyszło. W zamian za to zawiesiłam wzrok na mężczyźnie, który był w moją stronę nieszczególnie kulturalny, a następnie uniosłam wyżej brwi, z powrotem przenosząc spojrzenie na ich dowódcę. Żaden dźwięk nie wydostał się z moich ust, gdy Macnair chciał, abym się uspokoiła, widziałam, że to wszystko to gra pod publiczkę, nawet jeśli nieświadoma. Zgodnie z tym, zamknęłam buzię, na chwilę jeszcze łapiąc spojrzeniem Augustusa.
- Czarnego Pana...? - ze spokojem i lekką konsternacją dopytał człowiek w zielonym kapturze, jakby chciał upewnić się, że się nie przesłyszał i rzeczywiście stojący przed nim Rycerz Walpurgii miał rację. Mrugnął jeszcze dwa rady, a w jego spojrzeniu wyraźnie dostrzegłam coś na rodzaj powagi. Chyba w końcu zrozumiał, że nie byliśmy prostymi ludźmi, którym bliski był los tego miejsca, albo potrzebowali zarobić, a przedstawicielami najpotężniejszego czarnoksiężnika w tym kraju i zapewne też na świecie. — Nie sądziłem, że przyjdziecie — podrapał się po brodzie, gdy mina mu zrzedła. Powaga sytuacji zaczęła wyglądać teraz zgoła inaczej. Przedstawione warunki musiały być bardziej atrakcyjne, również ze względu na same jego imię. Lord Voldemort budził respekt na terenie całej Brytanii i nawet w takim hrabstwie jak Suffolk, gdzie wciąż panował chaos, to imię coś znaczyło. — Dacie nam złoto i zabijecie wrogów, abyśmy przestali kraść i się narażać — wyszczerzył nieco zepsute zęby w chytrym uśmiechu. Albo sam nie do końca zrozumiał tę transakcję, na co były marne szanse, był wszak człowiekiem kształconym, albo trafiła im się okazja życia. — Po co wam to? — zapytał jeszcze podejrzliwie, nachylając się w stronę Cilliana.
W tym czasie ja sama zadałam sobie to pytanie, ale nie zamierzałam kwestionować decyzji Śmierciożercy. Nie wiedziałam, czy przystaną na przejęcie kontroli nad młynem, a przede wszystkim, czy ostatecznie nie doprowadzą do jego ruiny. Sądziłam, że tacy ludzie jak ci są bardziej skłonni do durnych decyzji, niż chłodnych kalkulacji. Nie było to jednak w moim polu, aby teraz o tym dyskutować. Mogłam co najwyżej stać tam z zaciśniętymi zębami i odstraszać własną osobą, która ewidentnie zdawała się być poirytowana tą całą sytuacją.
Pozwoliłam więc Macnairowi dopiąć szczegółów, zapewne czekało nas jeszcze parę spotkań z tymi bykami, a ja nie cieszyłam się na żadne z nich, ale jeśli mieli zaufać ludziom Czarnego Pana i sami pośrednio reprezentować jego wolę w tym miejscu, tak niezwykle ważne było, abyśmy się dobrze zrozumieli.
zt
- Czarnego Pana...? - ze spokojem i lekką konsternacją dopytał człowiek w zielonym kapturze, jakby chciał upewnić się, że się nie przesłyszał i rzeczywiście stojący przed nim Rycerz Walpurgii miał rację. Mrugnął jeszcze dwa rady, a w jego spojrzeniu wyraźnie dostrzegłam coś na rodzaj powagi. Chyba w końcu zrozumiał, że nie byliśmy prostymi ludźmi, którym bliski był los tego miejsca, albo potrzebowali zarobić, a przedstawicielami najpotężniejszego czarnoksiężnika w tym kraju i zapewne też na świecie. — Nie sądziłem, że przyjdziecie — podrapał się po brodzie, gdy mina mu zrzedła. Powaga sytuacji zaczęła wyglądać teraz zgoła inaczej. Przedstawione warunki musiały być bardziej atrakcyjne, również ze względu na same jego imię. Lord Voldemort budził respekt na terenie całej Brytanii i nawet w takim hrabstwie jak Suffolk, gdzie wciąż panował chaos, to imię coś znaczyło. — Dacie nam złoto i zabijecie wrogów, abyśmy przestali kraść i się narażać — wyszczerzył nieco zepsute zęby w chytrym uśmiechu. Albo sam nie do końca zrozumiał tę transakcję, na co były marne szanse, był wszak człowiekiem kształconym, albo trafiła im się okazja życia. — Po co wam to? — zapytał jeszcze podejrzliwie, nachylając się w stronę Cilliana.
W tym czasie ja sama zadałam sobie to pytanie, ale nie zamierzałam kwestionować decyzji Śmierciożercy. Nie wiedziałam, czy przystaną na przejęcie kontroli nad młynem, a przede wszystkim, czy ostatecznie nie doprowadzą do jego ruiny. Sądziłam, że tacy ludzie jak ci są bardziej skłonni do durnych decyzji, niż chłodnych kalkulacji. Nie było to jednak w moim polu, aby teraz o tym dyskutować. Mogłam co najwyżej stać tam z zaciśniętymi zębami i odstraszać własną osobą, która ewidentnie zdawała się być poirytowana tą całą sytuacją.
Pozwoliłam więc Macnairowi dopiąć szczegółów, zapewne czekało nas jeszcze parę spotkań z tymi bykami, a ja nie cieszyłam się na żadne z nich, ale jeśli mieli zaufać ludziom Czarnego Pana i sami pośrednio reprezentować jego wolę w tym miejscu, tak niezwykle ważne było, abyśmy się dobrze zrozumieli.
zt
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Domyślał się, co kierowało Ritą, gdy zabierała głos, skupiając na sobie uwagę pozostałych. Mimo że ostatnim razem nie przypadło mu to do gustu, nie zamierzał okazywać tego jakkolwiek. Wszystko szło zgodnie z planem, rozmowa mimo początkowych trudności, przebiegała wystarczająco płynnie. Trzech mężczyzn, coraz bardziej wydawało się neutralnie nastawionych, a jeśli już któryś coś odwarkiwał to nie w jego kierunku. O to właśnie chodziło, bo mógł bez problemu wyciągać kolejne asy z rękawa, stawiać warunki, które miały pasować im, nie zaś szabrownikom, chociaż szef całej grupy wydawał się zadowolony z tego, co słyszał. Na jego miejscu również by nie narzekał, a przyjął wszystko, co oferowane, gdy finalnie nie mieli być przecież w żadnym stopniu stratni.
Uśmiechnął się oszczędnie z wyraźną satysfakcją, kiedy niespodziewanie zapanowała powaga. Chyba już wszyscy wiedzieli, że to nie jest zwykła pogadanka, śmieszna propozycja, która nie miała być prawdziwa. Odsłonięcie ostatnich kart dało najlepszy obraz tego spotkania, w jakiej znaleźli się szabrownicy.
- W końcu musieliśmy.- odparł na jego słowa i zamilkł. Dał mu czas na przetrawienie wszystkiego, zrozumienie, w jakiej naprawdę sytuacji się znaleźli oraz ile mogli dostać za jak niewiele.- Właśnie tak.- przytaknął mu, sam zaskoczony, jak absurdalnie to brzmiało.- Wychodzicie na tym lepiej niż ktokolwiek inny, ale to już wiesz.- dodał zaraz.
Uniósł brew, kiedy padło pytanie. Wierzył w inteligencję swego rozmówcy, co udowodnił przez te parę minut.- To już nie twoja sprawa.- stwierdził stanowczo. Podszedł bliżej te ostatnie parę kroków, tak, że stali już bezpośrednio naprzeciwko siebie. Gdyby teraz cokolwiek poszło źle... obaj mieliby tak samo przerąbane. Nie spodziewał się jednak kłopotów, jakikolwiek głupi ruch, był już nieopłacalny dla obu stron.- Za parę dni, ktoś się z wami skontaktuje, żeby przekazać złoto i kilka informacji więcej.- zapowiedział, wyciągając dłoń w kierunku mężczyzny.
- Pasuje? – spytał dla samego przyklapnięcia umowy, ostatniego słowa, po którym ryzykowne było dla szabrowników zadziałać cokolwiek wbrew Rycerzom.
- Pasuje.- usłyszał w kontrze, czując mocny uścisk dłoni. Ich zadanie zostało skończone, dlatego odwrócił się do nich plecami w ułudnym geście zaufania, by podejść do Rity i Augustusa. Zszedł z drogi, aby wóz z grupą mógł przejechać i zniknąć im z oczu niedługo później.
| zt
Uśmiechnął się oszczędnie z wyraźną satysfakcją, kiedy niespodziewanie zapanowała powaga. Chyba już wszyscy wiedzieli, że to nie jest zwykła pogadanka, śmieszna propozycja, która nie miała być prawdziwa. Odsłonięcie ostatnich kart dało najlepszy obraz tego spotkania, w jakiej znaleźli się szabrownicy.
- W końcu musieliśmy.- odparł na jego słowa i zamilkł. Dał mu czas na przetrawienie wszystkiego, zrozumienie, w jakiej naprawdę sytuacji się znaleźli oraz ile mogli dostać za jak niewiele.- Właśnie tak.- przytaknął mu, sam zaskoczony, jak absurdalnie to brzmiało.- Wychodzicie na tym lepiej niż ktokolwiek inny, ale to już wiesz.- dodał zaraz.
Uniósł brew, kiedy padło pytanie. Wierzył w inteligencję swego rozmówcy, co udowodnił przez te parę minut.- To już nie twoja sprawa.- stwierdził stanowczo. Podszedł bliżej te ostatnie parę kroków, tak, że stali już bezpośrednio naprzeciwko siebie. Gdyby teraz cokolwiek poszło źle... obaj mieliby tak samo przerąbane. Nie spodziewał się jednak kłopotów, jakikolwiek głupi ruch, był już nieopłacalny dla obu stron.- Za parę dni, ktoś się z wami skontaktuje, żeby przekazać złoto i kilka informacji więcej.- zapowiedział, wyciągając dłoń w kierunku mężczyzny.
- Pasuje? – spytał dla samego przyklapnięcia umowy, ostatniego słowa, po którym ryzykowne było dla szabrowników zadziałać cokolwiek wbrew Rycerzom.
- Pasuje.- usłyszał w kontrze, czując mocny uścisk dłoni. Ich zadanie zostało skończone, dlatego odwrócił się do nich plecami w ułudnym geście zaufania, by podejść do Rity i Augustusa. Zszedł z drogi, aby wóz z grupą mógł przejechać i zniknąć im z oczu niedługo później.
| zt
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Szabrownicy napadający na transporty żywności, materiałów, minerałów i tworzyw za sprawą rozmów z Rycerzami Wapurgii zostali najemnikami popleczników Czarnego Pana. Zgodzili się wspierać jego kwestię, tak długo, jak długo będą opłacani. Póki co, odstąpili od okradania traktu handlowego do Newmarket. To, co miało stać się z towarami pozostawało w gestii Rycerzy Walpurgii.
Mg nie kontynuuje rozgrywki
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Most w Moulton
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Suffolk