Wydarzenia


Ekipa forum
Most w Moulton
AutorWiadomość
Most w Moulton [odnośnik]23.07.21 13:08
First topic message reminder :

Most w Moulton

Piętnastowieczny most dla koni jucznych niegdyś łączył wieś Moulton z Newmarket. Dziś rzeka Kennett w tamtym miejscu przypomina strumień, nad którym zbudowano drogę biegnącą tuż obok mostu, który przestał pełnić swoją pierwotną rolę. Wciąż jest jednak punktem charakterystycznym dla obu miejscowości, miejscem spotkań ludności, centrum handlu — kilka razy w tygodniu na moście gromadzą się wędrowni kupcy, rozkładający swoje stragany z rzadkimi przedmiotami. Można nabyć od nich wyjątkowe i niespotykane rękodzieła, bransoletki, naszyjniki, brosze, ale także garnki, zastawę i elementy końskiego ekwipunku, które, chociaż wykonane z tanich i ogólnodostępnych materiałów przez wzgląd na formę rzemiosła są całkowicie niepowtarzalne.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most w Moulton - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Most w Moulton [odnośnik]19.12.22 17:35
Nieprzypadkowo wybraliśmy dzień targowy na przechadzkę po moście w Moulton nieopodal Newmarket. Z moich informacji wynikało, że szabrownicy na dobre porzucili grabienie kupców, a trakt pozostawał przejezdny bez zbędnych komplikacji. Mimo wszystko wolałem upewnić się, czy aby na pewno nie kręcą się tam podejrzane osoby, które zapragnęły skorzystać z okazji. Rzadkość sprzedawanych przedmiotów nie była tajemnicą; od rękodzieł i minerałów, po dobrej jakości materiały, zatem chrapkę mógł złapać nawet mieszkaniec miasteczka, jaki wiedział o porozumieniu Rycerzy z groźniejszymi grabieżcami.
Umówiłem się z Elvirą o świcie nie chcąc przegapić momentu rozstawiania towarów. Musieliśmy dobrze przyjrzeć się obecnym twarzom i upewnić się, że każdy z nich przyjechał z słusznymi zamiarami. Odkąd wojna na dobre dotarła do Suffolk kupców nie było wielu, podobnie jak zainteresowanych zakupem, dlatego mogliśmy zaufać naszej pamięci.
-Wzięłaś mieszek złota? Powiadają, że można tu dostać naprawdę niezłe cacka- rzuciłem, kiedy dziewczyna zatrzymała się tuż przede mną. -Może nowa biżuteria?- uniosłem brew i chwyciłem między palce płatek ucha. -Jak widać teraz zwracasz uwagę na wszelkie detale, księżniczko- dodałem cynicznie, a moje wargi wygięły się w kpiącym wyrazie. -Zajmij się błyskotkami, ja zaś sprawdzę czy nie mają przypadkiem jakiegoś dobrego trunku. Nie mogę już pić tego paskudztwa, co serwują w Newmarket. Siki goblina z Mantykory to przy tym rarytas- zaśmiałem się pod nosem, po czym obróciłem w kierunku mostu. -Chodź, nie ma czasu do stracenia- rzuciłem, po czym ruszyłem wąską, polną ścieżką, która prowadziła do głównej drogi.
Tym razem nie zdecydowałem się na zmianę swego wizerunku. Wątpiłem, aby ktokolwiek mnie rozpoznał wszak namiestnikiem byłem od przeszło miesiąca. Zapewne sądzili, że będę wygrzewać tyłek w fotelu i wydawać rozkazy, a nie sprawdzać newralgiczne punkty na mapie osobiście. Zachodnie Suffolk pozostawało w chaosie, czas zdawał się tutaj zatrzymać od momentu Szatańskiej Pożogi, dlatego moim priorytetem było, aby właśnie na tych ziemiach czym prędzej zaprowadzić ład i porządek. Wszędzie można było dopatrywać się problemów, ale to właśnie rozwiązanie tych, które trapiły mieszkańców, mogły przysporzyć naszej polityce sympatii. Nie strach, nie obawa o własne życie, a bezpieczeństwo i spokojna codzienność bez parszywych mugoli oraz ich pobratymców.

rzucam na opętanie




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend


Ostatnio zmieniony przez Drew Macnair dnia 19.12.22 18:20, w całości zmieniany 1 raz
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Most w Moulton [odnośnik]19.12.22 18:18
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most w Moulton - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Most w Moulton [odnośnik]27.12.22 20:21
30.06

And our little lives, it felt so big then
We're only reaching stars
And I am a big black star


Bardzo długo próbowała dociec, czy miasteczko, w którym mieli spotkać się z Drew na kolejnej już misji było w jakiś sposób związane z jej rodziną. Nie słyszała o nim nigdy wcześniej, więc wzbudziło to w niej uzasadnione podejrzenia. Być może Drew z niej kpił, wiedział coś, czego ona nie wiedziała - albo po prostu lubił być przewrotny. Trudno jej było uznać miejsce spotkania za przypadek, ale nie zdołała znaleźć żadnych informacji w posiadanych książkach, a nie upadła jeszcze tak nisko, by pytać o to matkę. Ojca, prędzej, ale tylko jeśli wszystkie jej poszukiwania okażą się nie wnieść niczego.
Była zresztą podejrzliwa z więcej niż jednego powodu. Drew wydawał się zadziwiająco zadowolony z jej towarzystwa jak na ostatnie długie tygodnie milczenia. Być może lubił ją dręczyć, a może zwyczajnie za nią tęsknił. Ta myśl za każdym razem pojawiała się pierwsza i za każdym razem krzywiła na nią usta. Kiedy przestanie być naiwna?
Pojawiła się punktualnie, jak zawsze, ubrana skromnie, by nie rzucać się w oczy. Fakt, że jej szaty miały odcień srebrzystej szarości nie oznaczał jednak, że nie były podszyte miękkim i tanim atłasem, lepszą dla niej cenowo alternatywą jedwabiu. W pasie spięła się białą, zdobną szarfą, założyła pantofle na niskim obcasie, a w długi warkocz wplotła srebrną broszę z granatowym kamieniem, który zapewne nie był prawdziwy, ale dobrze jej pasował do oczu - tak by powiedziała Odetta. Spotykała się z Drew, więc, fakt, musnęła twarz makijażem, nie dbała też zbytnio o dopięcie ostatnich guzików dekoltu, ale w całości wyglądała jak zwykła elegancka wiedźma z wyższej klasy średniej. Była piękna sama przez się, choć zbyt chuda, żylasta i przewlekle zmęczona.
Początkiem wydawało jej się, że to wina broszki, gdy Drew zadał jej pierwsze parę pytań, ale znała go na tyle, że szybko wyczuła prawdziwy sens. Nie potrzebny mi pałac, gdy mam księżniczkę, mawiała dawniej matka.
Zadarła brodę z gniewną dumą.
- Nie wiem, Drew, a ty wziąłeś? Kiedy ostatnio oglądałyśmy z Belviną najnowszą wystawę w galerii sztuki miała na sobie tę samą biżuterię co zawsze. Nie starasz się - parsknęła śmiechem, radząc sobie nawet nieźle z ukryciem zgorzknienia. - Och, no tak, trunek. Wybacz, zapomniałam na co wydajesz większość zarobionych pieniędzy - Przyłożyła dwa szczupłe palce do równie szczupłej szyi w uniwersalnym geście rynsztoków i tawern. Już prawie zawisło jej na końcu języka pytanie, czy tym razem starczy mu też na drinka dla niej nim przypomniała sobie, że przecież nie piła żadnego poważnego alkoholu od pięciu tygodni i obecność Drew nie jest wystarczającym powodem, by to zmieniać. - I czy Mantykora czasem nie należy do ciebie? Zatrudnij Sallowa, lepiej poradzi sobie z reklamą. - Wyciągnęła kościstą dłoń z równo obciętymi, srebrzystymi paznokciami. - Chodźmy więc. Bądź dżentelmenem, Macnair. - To mówiąc, wcisnęła dłoń pod jego ramię, jak przystało. Już raz byli mężem i żoną, nie wykręci się. - Czego dokładnie się spodziewasz? - Od razu dało się usłyszeć, w którym momencie skończyła żartować; jej ton stał się niższy, cichszy, pozbawiony nuty złośliwej wesołości.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Most w Moulton [odnośnik]29.12.22 0:43
Nawet przez moment nie przyszło mi analizować, czy miejsce spotkania miało jakikolwiek związek z samą Elvirą. Faktycznie jej nazwisko oraz nazwa miasteczka brzmiały podobnie, ale bardziej stawiałem na zbieg okoliczności niżeli pragnienie zaznaczenia swojego miejsca na mapie przez jej przodków. Nie było ono nader reprezentatywne; ot zwykła, zabita dechami dziura, o której przypominano sobie tylko w dni targowe. Całe szczęście dziewczyna nie zapragnęła dywagować o tym głośno, choć kto wie może tchnęłaby w te bure uliczki nieco energii? Na pierwszy rzut oka można by powiedzieć, że i jej takowej brakowało, bo choć prezentowała się schludnie, jak na pannę z dobrego domu przystało, to jednak znacznie schudła, co podkreślały zapadnięte policzki. Nauka manier aż tak ją wykańczała? Może zaś brak codziennej dawki wykwintnego trunku? Wciąż nie chciało mi się wierzyć, że nie piła, gdy nikt nie patrzył, lecz nie złapałem jej na gorącym uczynku. W zasadzie nie miałem nawet ku temu dobrej okazji, albowiem poza sprawami związanymi z Suffolk nie kontaktowaliśmy się ze sobą i prawdopodobnie właśnie to sprawiło, iż szybciej przyszło mi pogodzić się ze styczniową sytuacją. Nie wracałem do tego, próbowałem przejść z tym do porządku dziennego i choć wciąż ciążyło to na naszej relacji, to w znacznie mniejszym stopniu niżeli jeszcze kilka tygodni temu.
Dobry nastrój rzadko mnie opuszczał. Dziś nie miałem żadnych powodów do złości tudzież irytacji, dlatego przywitałem ją uśmiechem i złośliwością uderzającą poniekąd w czuły punkt. Nienawidziła tej całej otoczki, widziałem to w jej oczach, dlatego nazywanie księżniczką mogło dodatkowo rozniecić gniewną aurę. -Pracuje, więc zarabia i może sobie sprawić nową- wzruszyłem ramionami nie widząc w tym żadnego problemu. Kobiety od zawsze pragnęły być traktowane na równi z mężczyznami, to czy nie powinny zadbać same o siebie? Oczywiście prezenty nie były niczym złym, ale nie przypominałem sobie, aby w ostatnim czasie jakiś mi sprawiła. Równouprawnienie, czy jak to tam nazwały, miały nie tylko swoje atuty, ale także koszty. -Nie sądziłem, że będzie cię martwić jej biżuteria. Chyba naprawdę w ostatnich tygodniach brakuje ci problemów- zaśmiałem się pod nosem. -Mogę się paroma podzielić, a wtem z pewnością ostatnie na co będziesz spoglądać to błyskotki- dodałem kpiąco, po czym złośliwie puściłem jej oczko. Rzecz jasna naigrywałem się, zdawałem sobie sprawę, iż poniesione konsekwencje nie były łatwe, a praca nad poprawą trudna i wymagająca. Czułem, że wyraźna utrata wagi, sińce skryte pod makijażem oraz sztuczny uśmiech były wynikiem zmęczenia nie tyle co fizycznego, a psychicznego. W jednej chwili straciła to o co walczyła wiele miesięcy – po takiej porażce niejeden nie zdołałby się dźwignąć. Ona dała radę.
-Obecnie mam ich tyle, że nie jestem w stanie przepić- rzuciłem kpiąco. Zdarzało mi się kupić jakąś perełkę wszak wciąż wiele dobrych trunków nie było dostępnych powszechnie, ale było tego znacznie mniej niżeli jeszcze wtedy, gdy ledwo wiązałem koniec z końcem. Lubiłem gromadzić, obserwować jak mieszek się wypełnia, ale wkrótce musiałem poczynić właściwe kroki i opróżnić go do cna. Przynajmniej na jakiś czas.
-Jak Sallow się tym zajmie, to w Mantykorze zaczną poić się szlachcice. Nie wiem czy to udźwignę- zaśmiałem się. Byliśmy już coraz bliżej celu, a więc skupiłem wzrok na kupcach, którzy z niebywałą szybkością rozstawiali swoje towary. Czekali na jakiegoś znamienitego gościa, że było im równie spieszno? -Jestem nim- odparłem nie zmieniając tonu głosu, ale tym razem posłałem jej wymowne spojrzenie.
Wyprawione skóry, ręcznie malowane zastawy stołowe, amulety, talizmany, pełno błyskotek i – o dziwo – zwierzęta hodowlane. Most pękał w szwach, aż dziw, że każdy znalazł na nim kawałek miejsca dla siebie. Ruszyliśmy środkiem starając się po części ignorować nagabujących nas sprzedawców, którzy przepychali się w udowadnianiu, który z nich ma wartościowszy towar.
-Niczego. Mam nadzieję, że niczego- odparłem przyciszonym tonem.
Zatrzymałem się mniej więcej na środku, gdy dojrzałem stoisko z piwem. Usiadłem na jednej z ustawionych beczek i machnąłem ręką mężczyźnie, którzy handlował bursztynowym płynem. Wbrew pozorom nie chodziło tylko o alkohol – stąd mieliśmy całkiem niezły widok na całe zbiorowisko.
-Lej dwa- oznajmiłem nie bacząc na dobre maniery. Tu mało kto takowe posiadał, a ja nie zamierzałem się wyróżniać.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Most w Moulton [odnośnik]17.01.23 14:34
Wiedziała, że wyczerpująca praca w nowym gabinecie, długie nocne godziny spędzane w prosektorium oraz wysiłki wkładane w granie kobiety, którą nigdy dotąd nie była, odbiły na niej swe piętno. Czarna magia tylko zaprószyła to dodatkowo bladością i chłodem niedokrwionej skóry, ale choć wszystko to były objawy dla niej odczuwalne, arogancko i butnie przekonywała się, że nie rzucają się w oczy innym. Była piękna, zawsze tak uważała, odkąd jako dziecko słyszała to z ust rodziny i nauczycieli. To piękno, piękno odziedziczone, nie przemijało z czasem, ale stawało się dojrzalsze. Nie chowała się ani nie zakrywała tonami piór i tiulu, ale zadziornie patrzyła Drew w oczy, przekonana, że nie odważy się rzucić żadnego komentarza. Nie miał podstaw.
Mogło mu się wydawać, że ją urazi, zirytuje, złamie swoimi głupimi żartami i złośliwością błyszczącą w zielonkawych oczach. Był w błędzie. Przezwisko księżniczki towarzyszyło jej od dawna, jeszcze zanim stała się jędzą, wiedźmą i suką.
- Mhm - skwitowała wymownie jego odpowiedź na zaczepkę; szpila za szpilę, choć obie, wydawałoby się, równie niecelne. - Jeśli ja jestem księżniczką to ty prawdziwym rycerzem na białym koniu. - Przewróciła oczami, wsunęła dłoń w zagłębienie jego łokcia, obdarzyła wyuczonym uśmiechem mijanych przechodniów na targu. - Mi nie brakuje biżuterii. - Wzruszyła ramieniem, miała rację. Powyciągała z kasetek zakurzone błyskotki, dawniej składowane na dnie szaf starego mieszkania na Pokątnej. Niektóre wyrzuciła, niektóre wyczyściła, a z każdym kolejnym spotkaniem czekały na nią kolejne drobiazgi podrzucane i pożyczane przez Odettę Parkinson. - Mogłabym się podzielić z Belviną. Lubię ją. - powiedziała powoli, wpatrzona w przestrzeń, jakby naprawdę się nad tym zastanawiała, choć, rzecz jasna, byłaby to ostatnia możliwa osoba, o jakiej pomyślałaby pozbywając się bibelotów.
Puścił jej oczko, a ona po chwili zrobiła to samo, drwiąc sobie z własnej sympatii do jego partnerki. Nie dawała jednak nikomu poznać swoich prawdziwych co do niej uczuć, które zresztą były sprzeczne. Była ona jej na równi obsesją i nienawiścią, podczas spotkań nigdy nie wiedziała, czy bardziej ma ochotę zerwać z niej ubranie czy skórę.
- Och, naprawdę? - oceniła go długim, zalotnym spojrzeniem, gdy zaczął przechwalać się pieniędzmi. - Trudno byłoby zauważyć. Albo źle cię zapamiętałam albo się w ostatnim czasie zaniedbałeś. Ciepły domowy przysiółek chyba ci nie służy. - Wyszczerzyła zęby w uśmiechu i lekko, prawie niedostrzegalnie, trąciła go łokciem. W rzeczywistości kłamała, wyglądał dobrze, ale starała się o tym nie myśleć, nie pozwolić sobie znowu na zaślepienie. - Może masz rację - dodała ciszej, mniej kpiąco. Rozumiała niechęć do arystokracji, choć w jej przypadku była ona zazdrosna, zawistna i wybiórcza. - Nie wątpię - zbyła zaraz dżentelmeństwo, zadowolona z bliskości, bo jego ciało, jego ręka, były ciepłe.
Tylko dlatego, wszak nie był wcale cieplejszy niż wszystkie inne kobiety i mężczyźni.
Spoważniała, gdy stało się jasne, że są tu tylko na zwiady. Choć od początku zachowywała ostrożność, zaczęła uważniej przyglądać się straganom i przechodniom. Mimowolnie też znów zastanowiła się, dlaczego ona.
W jaką grasz grę, Drew?
Mogłaby uznać, że chce jej po prostu pomóc odzyskać respekt, że wciąż czuje do niej jakiś sentyment, ale też...
- Chyba ci mnie brakuje - rzuciła z arogancką pewnością, uciekając spojrzeniem i uśmiechając się lisio. Przy barze jednak wysunęła dłoń z jego ramienia i podparła obie dłonie na biodrach. - Mam nadzieję, że wychlejesz je sam. Lord nestor Rosier byłby niezadowolony, gdybyś zaczął sabotować rady mojej przesłodkiej nauczycielki - zaznaczyła z uśmiechem trochę mniej szczerym, spojrzeniem bardziej wrogim. Nie podobał jej się dźwięk stukających szklanek i lejącej się whisky. Nie podobał jej się zapach, cierpki posmak na języku i widok jego palców owijających się wokół kieliszka.
Bezczelny.

zapomniany rzut disgusted tak bardzo


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Most w Moulton [odnośnik]17.01.23 14:34
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Most w Moulton - Page 2 DkueKwD
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most w Moulton - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Most w Moulton [odnośnik]07.02.23 10:58
-A nie jestem?- uniosłem brew spoglądając na nią z ukosa. Czułem, że chciała mi dopiec, dlatego przyjąłem jej kpiącą uwagę z teatralnym zaskoczeniem, jakby co najmniej podważała pewną oczywistość. -Chyba, że oni dają dużo biżuterii księżniczkom, to faktycznie nie należy mi się to miano- zaśmiałem się pod nosem. Byłem zwolennikiem prezentów, ale we wszystkim trzeba było mieć umiar. Na cholerę kobietom setki brylantów? Byłem przekonany, że większość z nich założyły jeden, może dwa razy. -Właśnie zauważyłem, że zaczęłaś je nosić. Bierzesz sobie lekcje do serca, czy przerzuciłaś się z miłości do ognistej na błyskotki?- wygiąłem wargi w kpiącym wyrazie nie mogąc już dłużej być poważnym. Trudno mi było przyzwyczaić się do Elviry w podobnym wydaniu, bo choć wciąż zachowała dozę kpiny i cynizmu, to nie kpiła nimi już całą sobą. Coś się zmieniło, może powierzchownie, może u korzeni, ale jedno było pewne – gdzieś w głębi siebie, za maską, pozostawała starą, butną, ale przy tym na swój sposób wyjątkową Multon. Długo była w stanie wytrzymać? Trudny czas ją czegoś nauczył? Ciężko mi było uwierzyć, że podobny charakter dało się stłumić, a co dopiero w pełni zmienić.
-Ach tak- przemknąłem po niej wzrokiem nieco zdziwiony deklaracją. Podstęp był na wyciągnięcie ręki, a zatem nie wyciągałem pochopnych wniosków. Może i Belvina faktycznie wzbudziła jej sympatię, ale szczerze wątpiłem w tylko i wyłącznie dobre intencje wszak wymsknęło się jej kilkukrotnie, że nie odpuści.
-Służy i to aż zbyt bardzo- zaśmiałem się pod nosem wyłapując w jej słowach ironię. -Praktycznie nie ma mnie w Lonydnie, więc każdy powrót na Śmiertelny Nokturn jest okazją do świętowania- posłałem jej złośliwy uśmiech. Praca w hrabstwach pochłania nader dużo czasu, większość nocy, jeśli miałem chwilę na odpoczynek, spędzałem w wynajętym pokoju nad lokalnym barem. O dziwo poskutkowało to tym, że piłem znacznie mniejsze ilości alkoholu – nie tylko z prostego powodu braku dostępu do pijanych trunków, ale zadań, które zdawały się namnażać. Czego się nie tknąłem zaraz rozwijał się kolejny wątek, nowe wątpliwości i aspekty, jakie należało zweryfikować. Spodziewałem się odpowiedzialności, ale nie przypuszczałem, że takowa będzie równie przygniatająca. Na szczęście wróg zdawał się w ostatnim czasie odpuścić, być może lizał rany lub szykował coś większego – nie wierzyłem, że tak po prostu odpuścił.
Otuliłem dłonią szkło i wyciągnąłem się nieco wygodniej na drewnianej beczce obróciwszy się w kierunku przemykających ludzi. Kątem oka widziałem, że nawet nie wyciągnęła ręki po trunek, na co wygiąłem wargi w ironicznym wyrazie. Kusiło, musiało kusić wszak nikt nas tutaj nie widział – jedyna osoba, która mogła dowieść jej uwielbienia w stosunku do złocistego płynu byłem ja, a z reguły brzydziłem się donosicielstwem. Nie mniej jednak decyzja należała do niej, nie zamierzałem jej namawiać. -Niezmiernie- odparłem upijając pierwszy łyk. Posmak nie należał do najlepszych, ale finalna nuta była znośna. Nie miałem na co narzekać. -Myślę, że lord Rosier ma większe zmartwienia, jak twoje pijaństwo w chwili, gdy nikt nie patrzy- zignorowałem wrogie spojrzenie, bowiem czułem, że kierowała nią po prostu złość.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Most w Moulton [odnośnik]07.02.23 19:04
Wiele słów jej się nasuwało, gdy myślała o Drew, ale książę z pewnością nie był jednym z nich. Przede wszystkim dlatego, że nigdy nie marzyła o księciu; przez większą część życia nie marzyła o nikim, w pełni ukontentowana samotnością, dopóki nie okazało się, że w obecnych czasach przy poparciu innych ludzi rzeczywiście można osiągnąć więcej.
Nie było powodem do dumy, że pierwsze słowo, jakie przyszło jej do głowy, gdy na niego patrzyła, to skurwysyn. A jeszcze mniej chlubne były jej względem tego tytułu uczucia. Lubiła go jako skurwysyna, bo takiego go poznała. Irytował ją, gdy starał się być fałszywy, w ostatnim czasie była też zmęczona ciągłą grą na słówka i podświadomą przepychanką. Był pociągającym mężczyzną, ale nie dla niej. Widziała już, że bardziej ją upokarzał niż uzupełniał.
- Kocham tylko Czarnego Pana, Macnair - odparła leniwie na kolejną zaczepkę, bawiąc się ozdobną broszą wplecioną w długi warkocz. Niebieski kamień chwytał światło i migotał szafirowo, choć nie był prawdziwym szafirem. - Ty za to jesteś rozpustny w swojej miłości. Ognista, wódka, rum, gin... ach, no i Belvina. - Machnęła ręką, chichocząc złośliwie. Chętnie dodałaby coś jeszcze o tym jak bardzo mógł zniszczyć jej życie, ale powstrzymała się, dochodząc do wniosku, że właściwie jest jej to na rękę. Nie chciała też rozmawiać dziś o niej, więc zbyła wzruszeniem ramion jego urokliwe zaskoczenie.
Wiedziała, że jej nie ufał i pewnie nigdy nie zaufa. Być może ona mu też nie. Ale przynajmniej nie patrzył już na nią z taką wrogością i wyrzutem jakby zabiła mu pieska.
Nie wykorzystałam go, utwierdziła się w tym przekonaniu. Choć mogła to zrobić, choć tak niewiele brakowało, ostatecznie pozwoliła mu odejść. I to była jej pieprzona litość, że tak to się skończyło. Prawda?
Zmarszczyła nos w damskim wyrazie niesmaku, gdy wspomniał świętowanie, tak jakby sama jeszcze niedawno nie dawała upustu wszystkim możliwym rozkoszom ciała i ducha w najbardziej rozpustny sposób. Świętowanie Macnaira jednoznacznie jednak kojarzyło jej się z łóżkiem, a o tym wolałaby teraz zapomnieć.
- Rozkoszne - prychnęła więc, zajmując miejsce przy stoliku niewielkiego stoiska. Choć Drew ostentacyjnie kusił ją mocnym alkoholem, sama machnęła dłonią na właściciela, żądając mocnej, czarnej kawy bez cukru i mleka. Prawdziwej nie mieli, jedynie zbożową, ale niechętnie na tym ostała. Nie da się tak po prostu sprowokować. - Jak więc świętujesz? Piciem, imprezą, seksem? A może na to wszystko jesteś już za stary? - Uniosła lekko brew i parsknęła śmiechem. - Cholera, ledwie cię pamiętam, tak bardzo byłam spita tym czarem z sadu. Nigdy nie dotknąłeś mnie trzeźwej, wiesz? Wydaje mi się, że to była cała noc, ale równie dobrze mogło się skończyć na jednym. Powiedz mi, Drew, dajesz sobie jeszcze radę? Pytam z troski, alkohol osłabia witalność mężczyzny... - Choć mówiła miłym, prawie przyjacielskim tonem, jej uśmiech był tak złośliwy i pełen samozadowolenia, że równie dobrze mogliby cofnąć się w czasie o pół roku, do tych niewinniejszych, prostszych czasów.
Ale w jej dłoni była biała filiżanka z kawą, nic więcej.
Rozejrzała się, czy właściciel odszedł do pozostałych klientów, przemknęła wzrokiem po spacerowiczach wzdłuż straganów, a potem nachyliła się bliżej do Drew.
- Ale dobra, koniec żartów. Chciałam cię o coś poprosić. Może nie byłam dziś zbyt miła, ale jakbym była, to byś uznał, że to podstęp. A to nie jest podstęp. - Upiła pół kubka gorącej kawy na raz, jakby to był alkohol. Też piekło. - Potrzebna mi twoja pomoc, nieduża, ale koniecznie twoja. Potrzebuję, żeby mnie umówiono z lordem Rosierem na rozmowę. Nie będzie chciał ze mną rozmawiać, jeśli sama go o to poproszę, ale ciebie pewnie wysłucha. Daj mi tylko szansę spotkać się z nim sam na sam, nic więcej. Nie chcę twojego poręczenia ani niczego, to jest tylko moja sprawa. - I tylko ona, koniec końców, mogła ją rozwiązać. - Tylko mów od razu, czego chcesz w zamian. Jeden Merlin wie, że czegoś ci się chce na pewno. - Obrzuciła go przeciągłym spojrzeniem, ale nie wyszła z ofertą pierwsza. Była tak poważna jak tylko mogła, licząc na to, że ten jeden raz ją zrozumie; bo koniec końców nie chodziło wcale o jej widzimisię.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Most w Moulton [odnośnik]17.02.23 23:03
Uśmiechnąłem się pod nosem na twarde stwierdzenie, że kochała tylko i wyłącznie Czarnego Pana. Czy tak było? Nie wiedziałem, mogłem jedynie doszukiwać się kłamstwa, ale nie była to nader nurtująca kwestia. -Wyznałaś mu to?- spytałem nie powstrzymując się od szelmowskiego wyrazu twarzy. -Czy tylko wobec mnie byłaś równie wylewna?- przechyliłem głowę i uniosłem pytająco brew. Rzecz jasna jedynie żartowałem, choć zdawałem sobie sprawę, że ta granica się u nas nieco zatarła, może nawet bardziej niżeli byśmy chcieli.
-Nigdy nie twierdziłem, że ulokowałem swoje uczucia w jednym punkcie- odparłem lekceważąc nawiązanie do alkoholu, które powiewało czystą hipokryzją. Jeszcze nie tak dawno sama lubowała się w różnego rodzaju trunkach, a wówczas zgrywała niewiniątko. Nieskazitelną damę, jaka widywała słabość wielu czarodziejów tylko na salonach i w kielichach możnych rodziców.
Jak wielkim zrządzeniem losu można było określić sytuację, w której jedna osoba nie robi nic drugiej, a mimo to traci zaufanie, choć to właśnie to jej zostało pokryte ogromną rysą? Nie obchodziło mnie jakie miała do mnie podejście wszak to ona była winna przeprosiny, ale i ciężką pracę, aby wszystko wróciło do normy. Stroniłem od poczucia winy, w moim przekonaniu nie zrobiłem nic złego. Zbliżenie tym było? Jeśli tak, to czy do niego nie były potrzebne dwie osoby? Dlaczego zatem rzekoma odpowiedzialność miała obciążać tylko moje barki? Agresja, złość, woń alkoholu na twarzy… to nie były moje czyny, lecz jej. Czasem warto było uderzyć się w pierś, posłuchać, zrozumieć. To miała być lekcja pokory, nie nakładania maski.
-To prawda, słowo dom nabrało zupełnie nowego, lepszego znaczenia- odparłem na jej ironię w sposób nader szczery. Naprawdę doceniłem wartość swego rodzaju ogniska, komfortu posiadania własnych czterech ścian, gdzie nie musiałem martwić się o wizerunek oraz wypowiedziane słowa, czy podjęte decyzje. Czy ona musiała się z tym mierzyć? Nie wiedziałem, nie chciałem też wyciągać pochopnych wniosków. -Spokojem i rozmową- odparłem zerkając na nią pobieżnie. Otuliłem palcami szkło, które finalnie przechyliłem, aby móc poczuć smak domowego piwa. Dobre, z korzenną nutą. -Masz bardzo próżne spojrzenie na świat, jeśli faktycznie tak myślisz- uniosłem brew nie spuszczając z niej spojrzenia. -Troska, od kiedy jest ci bliska? Mam wrażenie, że to nie ja się zmieniłem, lecz ty Elviro. Złośliwością, chamstwem i chęcią uderzenia w najczulsze punkty nie sprawisz, że będę bardziej cię szanował, a mimo wszystko dalej to robię- odparłem kręcąc głową z lekkim niedowierzaniem. Naprawdę była, aż tak płytka? Wszystko chowa do pudełek oznaczonych seks, alkohol? Wciąż nie potrafiła zobaczyć czegoś więcej? Dalej, szerzej? Świat nie był czarnobiały, nawet jeśli w takich barwach malowała go wojna. -Jestem odporny na podobne komentarze, ale jeśli ciekawość nie daje ci zasnąć zapytaj Belviny wszak to twoja dobra znajoma- puściłem jej złośliwie oczko, po czym powróciłem do obserwacji. Musiała się otrząsnąć, jedna noc nie łączyła nas na całe życie.
Wsłuchałem się w jej kolejne słowa, co z czasem okazało się prośbą. Miała tupet. Wygiąłem wargi w szelmowskim wyrazie, po czym dopiłem swoje piwo i chwyciłem drugie, zamówione dla niej. -Nie ma nic za darmo. Na chęć wysłuchania również należy sobie zasłużyć- odparłem. -Co możesz mi zaoferować?- uniosłem pytająco brew. -Tylko pozostańmy w strefie realnych propozycji- rzuciłem chcąc wyprzedzić jej myśli.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Most w Moulton [odnośnik]18.02.23 15:00
Niewygodnie było jej z faktem, że Drew łapał ją za słówka w przypadku oddania, którym - chyba wszyscy - darzyli Czarnego Pana. Och, z pewnością nie każdy nazwałby to oddanie miłością, ale w jej przypadku lepiej wyszłaby na tym, gdyby w istocie była to jedyna i platoniczna forma miłości jaką kogokolwiek darzyła. Czarny Pan był przynajmniej godny wszelkiego uwielbienia; każdy inny człowiek do tej pory sprawiał jej jedynie gorzkie rozczarowanie. Im mniej kochała, tym pewniej stąpała po tym świecie. To była lekcja, którą powinna była przyswoić już dawno.
- Wydaje mi się, że on o tym doskonale wie. Ma w zwyczaju wiedzieć o nas wszystko, jeśli jeszcze nie zauważyłeś - wycedziła przez zęby, patrząc mu prosto w oczy z trudnym do ukrycia chłodem. Nie wstydziła się, nie rumieniła; nigdy nie przyszło jej nawet do głowy, że Czarny Pan mógłby chcieć od niej takich wyznań. Był w jej głowie bardziej ideą, czystą potęgą, niż mężczyzną. Za bardzo się go zresztą bała, by kochać go inaczej niż jako poddana. Na szczęście. - Wobec ciebie byłam szczera i teraz bardzo tego żałuję - dodała w końcu, po chwili ciszy. Uśmiech spłynął jej z twarzy na najkrótszy moment, po którym oddała się temu co zawsze wychodziło jej najlepiej.
Sarkazm, złośliwość i podłość przychodziły jej tak naturalnie jak oddychanie, bo nikt nigdy nie nauczył jej jak naprawdę hamować tę wewnętrzną niechęć do innych ludzi. Lubiła odgradzać się od nich barierą nieuprzejmości i dlatego była też zupełnie nieporadna jako przyjaciółka, popełniając głupie błędy i zrażając do siebie tych, których zrażać nie chciała. Z Drew było inaczej; przyzwyczaiła się do tego, że obrażają się nawzajem w sposób niemal pieszczotliwy, spodziewała się z jego strony okrucieństwa, które dorównywałoby jej własnemu.
Tym razem jednak, niewiarygodnie, jego okrucieństwo okazało się po stokroć większe.
- Nikt by cię o to nie podejrzewał. - Początkiem jeszcze nie dawała zbić się z tropu, ale im dłużej go słuchała, tym słabszy stawał się jej uśmiech, zastąpiony wyrazem groźnie przypominającym zaskoczenie.
Nie chciała się przed nim odkrywać na żaden sposób, już nie, po tym jak dała mu wszystko a on rzucił jej to z powrotem pod nogi. Coś w jego spokojnych, wyważonych słowach dosięgnęło ją jednak głębiej niż ostrza Vulnerario, więc zamknęła usta i wysłuchała go do końca z lekko pochyloną głową. Spojrzenie, które rzuciła mu spod rzęs nie było już zimne, ale zranione i wrogie.
- Cóż, zazdroszczę - wydusiła w końcu, mrugając. - Ja się zmieniłam? Och, owszem. Myślisz, że jest mi łatwo? Ty... - przerwała, wzięła głęboki oddech, by za wszelką cenę pozbyć się zdradliwego pieczenia oczu. - Kiedy ty jesteś perfidnie złośliwym skurwysynem, to jest zabawnie, co? Masz do tego prawo. Możesz mieć gorszy dzień albo po prostu... - Machnęła ręką w nieokreślony sposób, nieświadomie. - Kiedy ja jestem złośliwa to jestem histeryczną jędzą. Kiedy ty pijesz, to jesteś facetem. A ja alkoholiczką. Ty masz swoje cele i dążenia, które realizujesz, obowiązki, nikt nie patrzy na twój wiek, bo przecież ciężko pracujesz. Ja mam własny gabinet i własne prosektorium, ale i tak jestem tylko starą panną, która nic nie osiągnęła. - Wzięła kolejny wdech, bardziej drżący. - Mówisz mi, że jestem próżna i może jestem, ale do tej pory jakoś oboje rozumieliśmy, że nasze przegadywanie się jest tylko tym; przegadywaniem się. A teraz robisz ze mnie kogo? Czy może z twojej strony to zawsze była prawdziwa pogarda? Nie zachowuj się jakbyś był święty. Może i się nie troszczyłam, ale zawsze cię szanowałam. Był czas, kiedy uznawałam cię za wzór do naśladowania. Ten czas może i minął, ale powiedz mi, czy ty kiedykolwiek szanowałeś mnie? - Odstawiła hałaśliwie kubek z kawą na blat. O niczym innym teraz nie marzyła jak o tym, żeby wyciągnąć dłoń przez stół, zabrać mu szklankę z trunkiem i wypić ją jednym haustem, ale zadra smakowała zbyt gorzko, by mógł ją spalić nawet ten ogień. Nie wiedziała, co dokładnie tak ją poruszyło. Może wstrzymywała się z tym wszystkim już zbyt długo. - Wydaje mi się, że przepraszałam cię po trzykroć za każdą najmniejszą przewinę. Ty nie przeprosiłeś mnie nigdy. - Blizny na ramieniu i nodze pulsowały fantomowym bólem, ale nie dała tego po sobie poznać. Puścił jej oczko, a ona zacisnęła usta i poczuła jak coś w niej sztywnieje, płonie, a potem stygnie w krwawy popiół. - Tak zrobię.
W zaledwie kilka niespodziewanych sekund jej zachowanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wyprostowała zgarbione plecy, uniosła brodę, mrugnęła i pozbyła się błyszczących zalążków niewylanych łez. Spróbowała zmusić usta do uśmiechu, ale ostatecznie udało jej się tylko przestać zaciskać zęby.
- Masz więcej pieniędzy niż ja. Większą pozycję, więcej możliwości. Wiesz dobrze, że jedyne co mogę ci zaoferować to samą siebie. - Nie dała mu z niej zakpić, kontynuując od razu: - Moje umiejętności, wiedzę, pracę. W prosektorium lub w terenie. Jakiekolwiek zadanie będziesz dla mnie miał, spełnię je. Jestem w końcu tylko zdesperowaną byłą przyjaciółką i ci nie odmówię, bo nie mam wyjścia. - W końcu udało jej się uśmiechnąć, jednym kątem ust.
Ale jej nieruchome oczy się nie uśmiechały.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Most w Moulton [odnośnik]20.02.23 16:41
Drew upił łyk korzennego piwa, które do niedawno wydawało się pyszne - ale ze zdziwieniem poczuł, że trunek traci w jego ustach smak. Staje się gorzki, potem słodszy, a po chwili bezbarwny.
Bezbarwny, jak ta rozmowa. - przemknęło mu przez myśl, na tyle subtelnie, że przez sekundę mógł ją wziąć za własną. Podobnie jak wszechogarniające uczucie nudy. Z trudem stłumił chęć ziewnięcia.
Emocje buzowały w tej rozmowie, ale obydwoje - szczególnie Elvira - starali się trzymać je na wodzy. Multon skryła się za maską pozorów, wyrzekała się miłości, a nawet jeśli do Drew to nie docierało, to uśpiony w nim pradawny byt przebudził się pod wpływem tych wszystkich, trzymanych na wodzy emocji. Ukrywali je nie tylko Drew i Elvira. Dziewczyna, pomagająca ojcu na straganie z piwem, rozzłościła się i speszyła widząc, jak jeden z przechodniów nachalnie przygląda się jej figurze. Uśmiechnęła się jednak do niego fałszywie, tak jak powinna. Jej ojciec przeliczał nieliczne sykle z dzisiejszego utargu, a choć wizyta dwójki czarodziejów wlała w niego odrobinę nadziei, to usiłował poskromić własny niepokój. Pieniędzy wciąż było zbyt mało, ale nie chciał okazać strachu przy córce.
Wcześniej Drew nie zwracał na nich uwagi, ale teraz - widząc ich twarze za sylwetką Elviry - rozpoznał ich emocje jak na dłoni. Złość i wstyd, strach i smutek. Czuł je sam, całym sobą - a potem Elvira się odezwała, oferując mu samą siebie, a jej słowa splotły się z nagłymi emocjami. Drew najpierw poczuł ślepy gniew, potem przejmujący smutek, potem ekstatyczną radość. A wreszcie - strach i ból, gdy z gąszczu przytłaczających emocji zrozumiał, co się dzieje. Emocje, zbyt intensywne niż te, do których przywykł - niestłumione ani racjonalnością ani żadnym trunkiem - wpływały na jego myśli, przyspieszały tętno, zakręciło mu się w głowie i nagle poczuł krótkotrwałą ulgę. Przez błogą sekundę nie czuł nic, ale zaraz mógł się zorientować, że to dlatego, że nie czuje władzy nad własnym ciałem. Był świadom tego, co się dzieje, ale gdy wyprostował się na krześle - nie był już sobą.
Elvira mogła dostrzec, że Śmierciożerca reaguje na jej propozycję dziwnym poruszeniem, ale emocje zmieniały się w nim zbyt prędko, by mogła rozpoznać poszczególne uczucia na jego twarzy. Wreszcie, po chwil nieco zbyt długiego milczenia, mężczyzna uśmiechnął się do niej wilczo, kpiąco.
-Każdy może mi dać wszystko to, czego chcę. - Ecne wzruszył ramionami, jakby oferta zupełnie go nie obeszła i wbił w nią wyczekujące, dziwnie przenikliwe spojrzenie.

Drew, nie jesteś w stanie podjąć żadnej fizycznej akcji do czasu ponownego uśpienia pradawnego ducha. Mistrz Gry będzie kontynuował rozgrywkę.
Z uwagi na zmianę okresu fabularnego możecie przełożyć wątek na inną datę w obecnym miesiącu fabularnym - jeśli się na to zdecydujecie, Mistrz Gry prosi o wiadomość.
Michael Tonks
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most w Moulton - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Most w Moulton [odnośnik]20.02.23 21:56
Przez ostatni rok wystarczająco często przebywała z Drew - na misjach, ale też zwyczajnych, prywatnych spotkaniach, w trakcie których pili, śmiali się, a czasem, to też, dzieliły ich zadry nieporozumień i niespełnionych oczekiwań - aby być w stanie mniej więcej przewidywać jego zachowania. To co sprawdzało się przez długie miesiące zostało jednak zdmuchnięte jak płomień świecy z powodu złamanego zaufania. Izolacja i zachodzące w ich szeregach zmiany zdały się tylko pogłębiać tę przepaść - Drew w nowej roli namiestnika zaskakiwał ją; niestety, z rzadka pozytywnie. Tęskniła za tym, kim był, gdy rozpoczynała dopiero swoją drogę wśród Rycerzy Walpurgii. Tęskniła za tym mężczyzną, który podsuwał jej piersiówkę na ławce, śmiał się z jej ciętych odzywek i dawał cenne lekcje.
Dziś naprawdę ją zranił. Jeszcze to do niej nie docierało, ponieważ nie pozwalała już sobie na przeżywanie na głębszym poziomie tak wyniszczających emocji. Pragnęła być płomieniem w bryle lodu, chłodna wobec ludzi, ale zabójcza, gdy tylko tego zechciała. Przełknęła ślady łez, którym uparcie nie dała wypłynąć, uniosła brodę i popatrzyła na niego w sposób już nawet nie wyzywający, a zwyczajnie pusty.
Wszystkie słowa, które mu dziś zaoferowała, były prawdą, na którą żadne z nich nie zasługiwało. Być może później pożałuje swojej gadatliwości, a może zwyczajnie zacznie zapominać; niczego innego wszak nie pragnęła jak zapomnieć o tym co ich kiedyś łączyło. Co myślała, że ich łączyło.
Drew jednak nie ustawał w swojej obrzydliwej przewrotności. Spodziewała się z jego strony jakiejkolwiek odpowiedzi; choćby i nawet niezdarnej, niezręcznej drwiny, w którą by nie uwierzyła. Dostrzegła nawet w jego twarzy dziwne zmiany, które mogłyby przypominać szok lub może żal lub może irytację - ale nagle przestała rozumieć to co miała przed oczami. Zaślepiła ją złość, która podeszła jej do gardła smakiem suchych łez i krwi.
Nie daj się sprowokować, powstrzymaj gniew. Gniew zrobi z ciebie idiotkę.
Uśmiechnęła się sztucznie i przechyliła głowę, długo nie mogąc wydusić słowa.
- To wszystko co masz mi do powiedzenia? - Pieprzony arogant. Kiedy zrobił się tak okrutny? A raczej; tak okrutny wobec niej? - Zresztą, nie odpowiadaj. Nie chcę tego wiedzieć. - dodała twardo zanim on by zdążył. - Czego ode mnie chcesz? Dostaniesz wszystko. Porozmawiaj z nim, z lordem Kent, umów mnie na to spotkanie, a potem nie będziesz musiał już nigdy męczyć się rozmową ze mną. To cię zadowoli? - Zaprosił ją tu przecież po to, by się z niej naigrywać, by wymusić na niej wyznania, które potem, nie miała już chyba wątpliwości, wykorzysta przeciw niej. Zrobi z niej wariatkę przed śmierciożercami? Przed Belviną? Ilu właściwie osobom powiedział już o tym, że wyznała mu miłość?
Zacisnęła palce na swojej kawie, utrzymując napięty uśmiech.
Dobrze, że nic nie wypiła; gdyby była choć trochę pijana, odłamki szkła z kubka miałby już wepchnięte w nos tak głęboko, że dosięgnęłyby mózgu.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Most w Moulton [odnośnik]21.02.23 14:43
Zamrugałem kilkukrotnie powiekami i nieco się skrzywiłem na smak piwa, które jeszcze chwile wcześniej było naprawdę niezłe. Obróciłem kufel w dłoni, zajrzałem do jego środka, jakbym spodziewał się tam innej barwy, może jakiegoś eliksiru – ktoś przebiegle mi go dolał? Jakim cudem? Zwykłem nie spuszczać wzroku z alkoholu, szczególnie w podobnych miejscach. Oblizałem wargę pragnąc pozbyć się smaku goryczy, a potem co gorsza słodkości. Nienawidziłem słodkiego alkoholu, nigdy świadomie bym takiego nie zamówił. Może to kwestia temperatury? Już prawie sięgnąłem po różdżkę, ale wtem uzmysłowiłem sobie, że posmak stał się po prostu bezbarwny i nudny, nużący jak ta rozmowa. Odsunąłem naczynie od siebie i posłałem sprzedawcy wrogie spojrzenie. Sam niech się rozkoszuje tym paskudztwem.
Choć wcześniej nie czułem szczególnego przejęcia rozmową, nic mnie nie zdenerwowało, nie wzbudziło jakiś większych emocji, to nagle poczułem ich ogrom. Różnych, przeplatających się, wwiercających się w umysł, jakoby w pragnieniu przejęcia kontroli. Od radości, po smutek przez rozbawienie, do rozzłoszczenia. Zacisnąłem na moment powieki chcąc zdusić je w sobie, utrzymać na wodzy i nie wybuchnąć – nie przy Elvirze, która zapewne dopisałaby sobie do tego swoją historię. Kiedyś już się tak czułem, nie dało się tego zapomnieć, ale byłem przekonany, że miałem już ten etap za sobą, lecz najwyraźniej byłem w błędzie.
Uniosłem spojrzenie gdzieś ponad ramię blondynki chcąc uniknąć jej wzroku. Dostrzegłem dwie twarze obcych mi ludzi i w tym samym momencie wyczytałem ich emocje, poniekąd nawet je odczuwałem. Zacisnąłem usta w wąską linię, musiałem się czym prędzej stąd ewakuować. Dookoła było nader dużo osób. Nim jednak zdążyłem zsunąć się z krzesła odcięto mnie, wrzucono w odmęty własnej świadomości bez możliwości ruszenia choć palcem. Przekląłem sam do siebie, wiedziałem co się dzieje, widziałem jego oczami, ale nie mogłem nic zrobić. Nie mogłem odszukać postawionej bariery – czyżby tym razem lepiej się zabezpieczył? Kiedyś udało mu się przejąć pełną kontrolę, ale szybko udało mi się ją odzyskać. Kto wie, może nawet pradawny duch uczył się na własnych błędach?
Gdzie jesteś, gdzie mam szukać. Czym prędzej musiałem odnaleźć jakiś słaby punkt, znałem jego możliwości, a spragniony wolności z pewnością będzie chciał je w pełni wykorzystać. Tłamsiłem jego moc zbyt długo.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend


Ostatnio zmieniony przez Drew Macnair dnia 17.10.23 19:12, w całości zmieniany 1 raz
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Most w Moulton [odnośnik]22.02.23 16:56
Gdy Elvira powtórzyła swoją ofertę, Ecne zmarszczył kapryśnie nos. Zsunął wzrok na jej pobielałe palce, mocno trzymające kubek. Nie dość mocno, by pękł. Wreszcie podniósł oczy, zatrzymał spojrzenie na jej ustach, układających się w wymuszony uśmiech.
Ecne i uwięziony we własnym ciele Drew czuli dokładnie buzujące emocje kobiety, choć widzieli jak je tłumi. Być może do tej pory Macnair pozostawał nieświadomy, jak bardzo zależało Elvirze na jej prośbie oraz wszystkich innych emocji, jakie nią targały. Teraz wyczuł je wszystkie. Tęsknotę za nim. Wstyd i żal, że nie odpowiedział na jej ofertę, co odebrała jako wzgardę. Zazdrość o jego kobietę. Złość, którą Elvira próbowała wyprzeć trudniejsze uczucia - złości tak palącej, że z gniewu naprawdę fantazjowała o rzuceniu się na niego. Czuł też, że Multon włożyła w tą rozmowę wiele siły woli, że utrzymanie maski przyjętej na początku spotkania wymaga od niej sporo wysiłku. Jeszcze nigdy nie rozumiał - albo nie chciał rozumieć - motywacji Elviry w taki sposób. Wiedział, że to dzięki Ecne. Emocje Elviry nie wpływały na jego własny nastrój - miał do nich dostęp, jakby stał ponad nimi. Choć był bezwolny we własnym ciele, to widział drugie dno za każdym jej słowem: lęk, że wykorzysta jej wyznania przeciwko niej i autentyczną gotowość do zrobienia dla niego wszystkiego.
Ecne zaintrygowała intensywność tych emocji, których Elvira próbowała nie okazać. Hamulce, które sobie nałożyła, irytowały go i nudziły.
-Teraz nie dajesz mi wszystkiego. - wzruszył ramionami, wciąż z kpiącym uśmiechem. Elvira mogła dostrzec, że choć wyglądał tak samo jak wcześniej, to coś w jego spojrzeniu się zmieniło. Było nie tylko znużone, ale i złowieszcze, obce. Wydawało się jej, że wcześniej widziała jak inne oczy podobnie błyszczą, ale zanim zdążyła przyjrzeć się uważniej - poczuła niewytłumaczalny, ogromny lęk. Ciarki przechodziły jej po plecach. Bała się go, ale nie wiedziała dlaczego.
Ze znudzeniem odwrócił od niej wzrok. Rozejrzał się wkoło, dopił piwo i ponaglająco pstryknął palcami. Obrócił przy tym lekko dłoń, zupełnie jakby czarował bez użycia różdżki. Jasnowłosa córka właściciela kramu momentalnie podeszła do pary i zaczęła dolewać Ecne piwa.
Kilka metrów na lewo od Elviry rozległy się piskliwe krzyki. Na targu zawsze było gwarno, ale kobiece głosy wzniosły się ponad zwyczajowy hałas. Mimowolnie, Multon i uwięziony we własnym ciele Drew mogli rozpoznać słowa i dostrzec sytuację kątem oka. Dwie kobiety wyrywały sobie haftowany obrus, kłócąc się o to, która dostrzegła go pierwsza. Sprzedawca nie interweniował, tylko się śmiał. Po jego policzkach płynęły łzy. Ecne podparł łokieć o oparcie krzesła, dłoń nadal miał wzniesioną do góry. Drew czuł emocje trójki ludzi - gwałtowną złość kobiet i oszałamiającą, irracjonalną w tej sytuacji radość mężczyzny. Czuł, że z każdą chwilą rosną. Ecne upajał się nimi, a Drew mimowolnie zaczął podzielać przyjemność, którą pradawny duch czerpał z tej sytuacji. Poczuł się zaintrygowany i zainteresowany rozwojem sytuacji - musiałby się zastanowić aby zrozumieć, czy to jego własna ciekawość, czy też przejął ją od Ecne.
Rozprostował palce i okręcił nadgarstek. Odchylił głowę do tyłu, rozciągając usta w uśmiechu, a jedna z szarpiących się kobiet krzyknęła dziko, jak wściekłe zwierzę. Puściła obrus i rzuciła się na drugą. Upadły na ziemię, szarpiąc się za włosy i przyciągając uwagę tłumu. Wrzaski zamieniły się w głuche wycie. Starsza kobieta wbiła paznokcie w twarz młodszej, zostawiając krwawe ślady, ale jej przeciwniczka zachowywała się jakby nie czuła bólu - zamiast instynktownie cofnąć głowę, zadarła ją do góry i wbiła się zębami w ucho drugiej.
-Rozdzielcie je! Oszalały! - rozbrzmiały okrzyki. Zbiegający się gapiowie zasłonili na moment widok dla Drew i Elviry, przypatrując się scenie z przerażeniem.
Dziewczyna nadal dolewała Ecne piwa, zupełnie ignorując bójkę za swoimi plecami i siedzącą obok Elvirę. Do pełna, płyn omal nie wylał się z naczynia. Policzki miała czerwone, jej klatka piersiowa falowała. Choć dotychczas zachowywała się wobec gości ze zwykłą uprzejmością, to teraz spoglądała na Ecne z uśmiechem pełnym uwielbienia. Podniósł na nią wzrok i obrócił lekko dłoń.
Strach paraliżujący Elvirę minął równie nagle, jak się pojawił, zastąpiony innym uczuciem. Widziała, że blondynka jest młodsza i krąglejsza od niej. Poczuła nagłą i gwałtowną zazdrość - gorącą, jeszcze silniejszą niż o Belvinę. Zazdrość ta nie musiała być szczera, ale w tej chwili wydawała się Elvirze prawdziwa i była niezwykle silna. Nawet jeśli Multon poczuła sprzeciw wobec tej nagłej emocji, nawet jeśli to wszystko wzbudziło w niej niepokój - musiała ustąpić. Jej serce biło coraz szybciej, było jej gorąco, miała problem ze skoncentrowaniem własnych myśli na czymkolwiek poza Drew i stojącą zbyt blisko niego blondynką. Jej wcześniejsze emocje - gniew i lęk - zmieniały się, podążały ku tej jednej. Poczuła nawet ulgę, że nie czuje już żadnych sprzecznych emocji oprócz miłości i zazdrości. Uczucie, od którego próbowała uciec, wracało - intensywniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Aż w końcu miłość do Drew wypełniła ją całą, odbierając jej wszelki lęk i jakiekolwiek wątpliwości. Spoglądając na twarz Drew nie mogła się mu oprzeć, czuła oddanie silniejsze niż wobec kogokolwiek innego. Żal i pragnienie spotkania z Rosierem zostały przyćmione tymi nowymi, choć znajomymi emocjami.
-Czujesz to?— spytał Ecne Elvirę, obracając ku niej głowę. -Tak silne, że aż boli?— Uśmiechnął się cierpko, a Drew choć słyszał własny głos, nie panował nad tym jakie słowa wypowiada. Nie panował zupełnie nad tym, co robił, ale był pewien — czuł to — że przecież on stoi za tym wszystkim. Za emocjami Elviry, za chaosem, który zaczął rozgrywać się na targu, za paniką, która powoli rosła w głowach mieszkańców i strachem, którego pochodzenia nie byli świadomi w przeciwieństwie do niego. Obrócił głowę, by obserwować cały ten teatr, który miał na celu go zabawić. Śmieszna sztuka przeistaczała się w makabrę, zwyczajna kłótnia poprzez wyłączenie ludziom rozsądku nabierała krwawego charakteru. Coraz więcej ludzi się niepokoiło, bo kobiety, które rzuciły sobie do gardeł z każdą sekundą coraz bardziej przypominały wściekłe zwierzęta. W ich oczach błyszczała żądza mordu podsycona ludzkim pożądaniem. Ecne odczuwał przyjemność, satysfakcję z tego co widział, co odmalowywało się w jego twarzy, która zaszła cieniem. Chciał więcej. Pragnął czuć i widzieć więcej.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most w Moulton - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Most w Moulton [odnośnik]22.02.23 21:36
Był inny, nieco nazbyt ekspresyjny, nazbyt okrutny, te złośliwe ognie w jego oczach błyszczały perwersją, której nigdy nie widziała u niego w stosunku do niej samej. Nawet wtedy, gdy naprawdę zdradziła jego zaufanie, w ostatniej chwili powstrzymując się przed zbrodnią powodowaną desperacją. Nawet wtedy, wściekły i zawiedziony, nie patrzył na nią w ten sposób, jakby rozkosz sprawiało mu samo ujrzenie w kącikach jej oczu zalążków łez. Drew taki nie był. Zdarzało mu się popełniać okrucieństwa, fakt, na swój sposób był potworem, gdy przychodziło do walki o idee. Ale to ich dotąd łączyło, nie dzieliło. Nie bywał destrukcyjny dla tych, którzy stali po jego stronie.
Zmroziło ją to, ta świadomość jak bardzo się zmienił. Czy czegoś nie dostrzegła, coś mu dolegało? Jak jednak miała się tego domyśleć, skoro zmiana była tak nagła? Całkiem niedawno rozmawiali jak dawniej. Wszystko zaczęło się wtedy, gdy perfidnie ją zbeształ, odcinając się od ich dotychczasowej relacji. Potem zupełnie się zatracił i teraz - poza szklanką piwa w dłoni - zupełnie go nie poznawała.
- Co jeszcze mogę ci dać? Powiedz - wycedziła z naciskiem przez zaciśnięte zęby, puszczając kubek kawy i naprężając najmniejsze mięśnie w paliczkach palców. Nie wiedziała, czy chce je zacisnąć na jego gardle czy może raczej na własnym nadgarstku. Niczym czarna mgła spłynęło na nią złe przeczucie, nerwowo podrygiwała stopami, próbując nadążyć za jego tokiem myślenia i zapominając niemal o własnym bólu sprzed zaledwie kilku chwil.
Czy tracę rozum wraz z nim?
Strach ścisnął ją za serce, pobladła i oblizała chłodne usta, nie wiedząc nawet w pełni co ją tak przeraziło. Odsunęła się nieco na krześle tylko po to, by zaraz westchnąć z naiwnym wręcz zaskoczeniem, gdy pstryknięciem palców zmusił jakąś wiejską dziewczynę do spełniania swej woli. Drew był potężny, ale nie aż tak. Przywiódł jej teraz na myśl Czarnego Pana ale zamiast zwyczajnego podziwu i uwielbienia, czuła tylko dławiące pragnienie ucieczki.
Być może właśnie to by zrobiła, wstała i pobiegła przed siebie, teleportowała na skraju targowiska, gdyby jej uwagi nie rozproszyły irytujące wrzaski dwóch kobiet. Powiodła za nimi spojrzeniem, pierw zniesmaczona, a potem zszokowana. Sprzedawca śmiał się i śmiał jak obłąkany, a dwie czarodziejki rzuciły się sobie do gardeł. I w tym wszystkim ona, Drew i kelnerka, zawieszeni w wariackim scenariuszu. I ten uśmiech, w którym nie było już nic z Macnaira.
- Kim jesteś? Co się z tobą stało? Czy znowu wariujesz? - zaczęła pytać, bo jak przez mgłę kojarzyła miesiące przełomu jesieni i zimy, zaraz jednak język jej zdrętwiał i musiała przełknąć kolejne pytania.
Ruch nadgarstka, taniec palców w powietrzu, kobiety reagujące jak marionetki.
Zamknęła oczy na krótką chwilę, widząc wreszcie pod powiekami odbicia szmaragdowych i błękitnych łun na nagiej skale. Wspomnienie wszechogarniającej beznadziei i bezsilności. Moc, która stawiała dęba włoski na ramionach.
- Kim jesteś? - powtórzyła raz jeszcze, a potem jej wzrok zogniskował się na młodej, ślicznej dziewczynie.
I stała się marionetką, jedną z wielu, tak jak wtedy, gdy cały jej świat przesłoniły halucynacje. Zamiast nudnej kelnerki o ogorzałej twarzy zaczęła dostrzegać krągłe, małe piersi, szerokie biodra i uśmiech dziewicy, po stokroć czystszej od niej, rumianej, pozbawionej widocznych żyłek i cieni zostawionych przez czarną magię. Zdała sobie sprawę, że to ona spełnia teraz zachcianki Drew i niemal przy tym wchodzi mu na kolana; po tym jak Elvira dopiero co obiecała mu dowolną przysługę, a on nią wzgardził. Krew zaszumiała jej w uszach, obnażyła zęby wściekle i boleśnie. Nie czuła tak silnych, gwałtownych emocji od dawna; nauczyła się nad nimi panować, spychać je na dno świadomości.
Teraz, bezwiednie, bezwolnie, znowu stała się furią, nieobliczalną wiedźmą.
- Larynx depopulo - Kiedy różdżka znalazła się w jej dłoni? Czy to miało znaczenie?
Nie. Bo dziewczyna już nigdy do nikogo nie zaśmieje się tak jak śmiała się teraz do Drew.
Sama Elvira za to zachichotała krótkim, chrapliwym szczeknięciem, gdy czar dosięgnął celu, więcej, rozszczepił się na dwa, opadł na ziemię w czarnej postaci syczącego węża, który spojrzał na nią, podpełzł bliżej. Ale nie ona została jego celem. Zresztą, nie czuła już lęku. Widziała tylko Drew, nagle tak blisko, bo nie dostrzegła nawet momentu, w którym wstała i obeszła stół. Różdżka w jej wyciągniętej dłoni nikogo nie obeszła, gdy każdy emocjonował się walką dwóch zezwierzęconych bab.
Chyba.
Poza piwnymi oczami o zielonych plamkach nie widziała wszak nic.
- Czuję - powiedziała cicho, łamliwym głosem, bo gdzieś w tyle świadomej woli wiedziała przecież, że to nie jest ona, że miała z nim skończyć, że nigdy nie kochała go tak mocno jak w tej chwili. Jakby nie znała nikogo poza nim, nie miała przyjaciół, rodziny, pracy, pasji. Celów. O co w ogóle prosiła go zanim znalazła się tutaj, przed jego obliczem? - Spraw, żeby przestało. - wydusiła z trudem i chyba łza spłynęła jej po policzku, gdy wreszcie przegrała walkę z samą sobą i usiadła mu na kolanach. Merlinie, pachniał tak dobrze. - Jestem twoja, prawda? - Znów zacisnęła szczękę, jakby miała do niego pretensje. Może miała. Nie miała pojęcia.
Zanim zdążył odpowiedzieć, pochyliła się, żeby go pocałować.
Kimkolwiek był, pragnęła go teraz.

Cieni nigdy nie jest zbyt mało, a córka barmana niech zdycha


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Most w Moulton
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach