Wydarzenia


Ekipa forum
Zapomniany teatr
AutorWiadomość
Zapomniany teatr [odnośnik]23.07.21 13:23

Zapomniany teatr

Dawniej to miejsce tętniło życiem. Cała szlachecka elita spotykała się tu by zaznać uciechy. Występowały tu największe gwiazdy Magicznego Świata, a echa spektakli nie milkły przez długie miesiące. Wojna jednak zmieniła postrzeganie sztuki. Teraz liczyły się miejsca mające znaczenie polityczne. Zmienił się również sposób spędzania czasu przez największą elitę. Miejsce to opustoszało, a właściciel teatru zapadł się pod ziemię. Niedługo po tym teatr został niemal do cna rozkradziony. Już nikt nie pamięta jak brzmiała ostatnia scena, ani ostatnie słowa wypowiedziane w tych murach.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zapomniany teatr Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zapomniany teatr [odnośnik]07.05.23 15:56
27 lipca 1958

Wcisnęłam mocno palec w policzek kamiennej salamandry. Popatrzyłam krytycznie na zdobiącą pomnik płaskorzeźbę. Dłoń pomknęła dalej, zapamiętując czającą się pod skórą wypukłą strukturę. Wielka to była ściana, choć skruszała i przykurzona, uduszona brutalnie przez przeszłość. Dziwiłam się, że ognisty herb oddał to miejsce wandalom. Czy nie mieli w swych tradycjach czaru upiornych spektakli? Przeszłam dwa kroki, pociągając za sobą czarna spódnicę. Pod pantoflem połamały się kawałki tynku lub inne resztki opuszczonego teatru. Nie dbałam o to. Oglądałam wypłowiały dom dramatu, jego poszarpane kurtyny, jego zadrapane czasem fotele. Zdawało się, że miejscowi rozkradli wszystko, co się tylko dało. Pozbawione opieki lordów miejsce wydano na pastwę losu. Los zaś bywał kusząco brutalny. Krwi jednak nie widziałam, a szkoda. Spektakl tutejszych duchów aż się prosił o tragedię bólu i łez. Szłam dalej, dziwiąc się, że resztki ozdób zdołały przetrwać najazd zdesperowanych złodziejaszków. Wykradali nawet podłogowe deski. Zatopione w ścianach symbole, twarze i płomienie przetrwały ich chciwość. Odeszli żywi, nie przywołując widma śmierci. Zacmokałam, posuwając się dalej, wstępując po zniszczonych schodkach aż na wielką scenę. Obcasy zastukały, echem drażniąc spetryfikowane fotele. Świadomie zgwałciłam ciszę i pustkę lamentujące wspólnie w tym miejscu. Jeżeli miałam rozwiązać zagadkę Selwynów, nie mogłam się czaić po omacku. Musiałam wziąć wszystko, przedrzeć się do martwego. A jednak te zgliszcza nie budziły we mnie większej ekscytacji. Potrzebowałam czegoś więcej. Zamówione przez ród salamander rzeźby musiały odtworzyć klimat rodziny, wyjść naprzeciw pożarom. Na razie oswajałam labirynty zwęglonych resztek. Z rozczarowaniem zapoznawałam się z kolejnym podpowiedzianym mi miejscem.
Z pewnością nie przez samych lordów.
Nie trafiłam na złociste, parzące salony, nie trafiłam do centrum głośnej sztuki. To był krajobraz po bitwie. Wspomnienie o wygasłej świetlności. Zwęglony czar, stare obrazy, w których wypalono dziury. Stojąc na środku sceny, wzniosłam głowę, wbijając spojrzenie w centrum strojnych sufitów. Palce wcisnęłam w talię, uczyniłam jeszcze jeden krok w stronę trupiej widowni. Sklepienie wciąż pamiętało blaski przeszłości, nieco popękane, z dość dobrze zachowanym, nieco pozłacanym wzorem. To zwykle był element, po który łapczywe ręce sięgały na samym końcu. Otoczyłam spojrzeniem jeszcze raz całą półokrągłą salę, balkony, schody, rzędy miejsc i kupy gruzowiska. Niczego już tu nie było. Pojedyncze symbole i scena, której odebrano głos. Brakowało tylko szczurów i natrętnej kakofonii ptasich dziobów. Mój ojciec zawsze doceniał urok ruin i tajemnice kryjącą się w morzu grząskich gruzów. Ja od śmietniska wolałam mimo wszystko uporządkowaną elegancję. Tutaj wdychałam jedynie duszący kurz. Trudno było o jakąkolwiek inspirację dla mojej sztuki. Śpiący pod ziemią przodkowie przewracali się w grobach, widząc zniszczenie dziedzictwa. Okoliczni mieszkańcy powiadali, że miejsce to niegdyś było ulubionym  przybytkiem salamander. To samo za kilkadziesiąt lat uczynią z moimi rzeźbami? Płacili dość dobrze, oczekiwali ożywienia własnych symboli. Po co jednak, skoro tak łatwo przychodziło im uśmiercanie tradycji? Choć teatr umarł, najwyraźniej gra toczyła się dalej. Patrzyłam, jak natrętny pył osadza się na czarnych jak smoła rękawach sukni. Nie pasowałam do tego otoczenia. Przesunęłam dłoń po szyi, gładząc zesztywniałe ciało, powolnie, w geście namysłu. Bardziej odsłonięty na moment dekolt ujawnił
bliznę czającą się tuż przy obojczyku i znikającą pokrętnie pod dopasowaną tkaniną. Przez uszkodzone ściany przebijały się drobne napastliwe promienie słońca. Dalej poszukiwałam, ale wiedziałam już dobrze, że nie znajdę tutaj niczego godnego uwagi.
Ani nikogo. Obróciłam głowę, słysząc dźwięk o trudnym do zidentyfikowania źródle. Dość podejrzany, by przypisać go do sypiących się ścian i łamiących samoistnie desek. Ostrym spojrzeniem przemknęłam po całym widoku. – Kto tu jest!? – syknęłam głośno, jak drapieżnik, który nie ma ochoty, by ktokolwiek wkraczał na jego teren. Tyle że to wcale nie były moje ziemie i mój teatr. Mimo to nie poruszałam się po tym miejscu jak płochy sierściuch. Różdżka trwała w gotowości, a ja gotowa byłam odciąć nogi temu, kto ośmieli się mi podpaść.


Ostatnio zmieniony przez Irina Macnair dnia 21.11.23 23:17, w całości zmieniany 2 razy
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Zapomniany teatr [odnośnik]09.05.23 10:36
Na próżno było szukać w pamięci wspomnień dotyczących jej rodzimego hrabstwa. Zepchnięte do najgłębszych zakamarków umysłu rzadko prosiły się o głos. Już od dziecka z niechęcią powracała na ziemie swoich przodków. Każda przerwa od nauki czy powrót po miesięcznych eskapadach kojarzył jej się ze zgnilizną i zepsuciem. Na początku swe rozżalenie kierowała jedynie w stronę najbliższej rodziny. Matki, ojca, babki. Wraz z wybuchem wojny wzgardę przeniosła również na resztę rodu. Jako gorąca zwolenniczka istoty losu wychodziła z założenia, że zwyczajnie nie było jej pisane żyć w zgodzie z aktualną klechdą rodziny. Stałaby się jednak ignorantką, gdyby szacunku nie oddawała historii i tradycjom. Te były piękne, wyniosłe, świadczyły o wartościach, które sama wyznawała. Ileż to razy powoływała się na ogień płynący w jej żyłach. Wszystkie te wartości wciąż wybrzmiewały z ust jej bliskich, ale w zmienionej formie. Dopasowane pod aktualne potrzeby, zmanipulowane tak by poświadczać o wygodnych poglądach. Zdawała sobie sprawę z tego jak wielka hipokryzja wybrzmiewa w jej myślach. To był jeden z tych nierozwiązanych konfliktów. Jak dziecko doświadczające przemocy może kochać swoich rodziców? Jak kobieta może wybaczyć partnerowi zdradę? Jak ktoś wyrzekający się swojej rodziny może wciąż szanować ich tradycje? Nie znajdowała odpowiedzi na żadne z tych pytań. Prawdę mówiąc nawet zbytnio nie starała się takowe odnaleźć. To podłoże było śliskie i niebezpieczne do dalszego eksplorowania.
Nie sądziła, że kiedykolwiek zdecyduje się na ponowne przekroczenie granicy Essex. Zawieszenie broni otworzyło przed nią perspektywy, o których nie przyszło jej wcześniej myśleć. Była pewna, że nie ma po co wracać. Przecież nie tęskniła za domem, nie tęskniła za widokiem zachodzącego słońca nad Mersea. Im dłużej próbowała przekonać siebie, że nie chce znaleźć się na tych ziemiach, tym mocniej utwierdzała się w postanowieniu, że to zrobi. Nie był to gest odwagi, a raczej desperacji. Szukanie powodu tej decyzji wydawało się być całkowicie pozbawione sensu. Szła za intuicją, która raczej rzadko ją zawodziła. Może to był jej sposób na pożegnanie się z tym miejscem. Samotna wędrówka do miejsc, które dawniej miały dla niej istotne znaczenie.
Teatr również był dla niej takim miejscem. Zapamiętała go właśnie w taki sposób. Zrujnowany, rozkradziony i zapomniany. Wojna tylko wzmocniła ten stan. Była ekstremalnie czujna stawiając kolejne kroki na deskach starej areny. W podłodze znajdowały się głębokie dziury, jasna farba wcześniej rozświetlająca to miejsce teraz odchodziła ze ścian płatami. Wszystko tu było obce, ale jednocześnie bardzo znajome. Niemal od razu skierowała się w stronę schodów. Nie była pewna czy uda jej się dotrzeć na górę, już po samej konstrukcji była w stanie stwierdzić, że to ryzyko, które mogło zakończyć się skręconym karkiem. Nie zważając na konsekwencje wspięła się po schodach w dłoni asekuracyjnie trzymając różdżkę. W końcu mogła liczyć na lento. Lubiła patrzeć na teatr z góry. Stare, pokryte kurzem fotele straciły swój dawny kolor. Starannie rzeźbione balkony już nie zachęcały do zajęcia na nich miejsca. Nie rozumiała jak można zaniedbać takie miejsce. Niby ród nie miał nic wspólnego z prywatnymi przedsięwzięciami, ale w końcu był to kawałek historii. Historii, która przede wszystkim fetowała o nich samych. W skupieniu i nostalgii przyglądała się upadkowi tego miejsca. Kiedyś przychodziła tu dosyć często. Może było to dziwne, ale lubiła wszystko co było inne i na swój sposób wyjątkowe. Czuła tu upływ czasu, dostrzegała skarby, o których istnieniu nikt nie pamiętał. Było to do niej całkiem podobne. Artefakty stanowiły o tym samym.
Opierając się lekko o barierki jednego z balkonów dostrzegła na scenie ruch. Ubrana w czerń kobieta swobodnie przechadzała się po deskach areny. Badawczo przyglądała się zdobieniom i rzeźbom. Blondynka nie chcąc zostać zauważyła cofnęła się o dwa kroki i skryła w cieniu. Pomagała jej w tym ciemna peleryna i sporych rozmiarów kaptur zarzucony na jasne włosy. Nie wiedzieć czemu zaciekawiła ją wizyta czarownicy. Nie szukała łupów, nie zachowywała się tak jakby chciała coś ukraść, bardziej jakby chciała coś odkryć. Nawet z tej odległości potrafiła dostrzec malujący się na twarzy kobiety grymas. Cóż… chyba nie była nazbyt usatysfakcjonowana wizytą.
Lucinda starała się nie wydawać żadnych dźwięków. Może było to jedynie zainteresowanie obecnością kobiety, a może w duchu miała nadzieje, że ta po prostu sobie pójdzie i pozwoli jej rozkoszować się samotnością? Nieznajoma zniknęła za rogiem i czarownica nie mogła dłużej obserwować jej wędrówki z balkonu. Zrobiła więc krok do przodu i ponownie oparła się o barierkę balkonu. Tym razem jej ruch poskutkował obłupaniem się kawałka płaskorzeźby, a dokładniej twarzy grymaszącego anioła. Kiedy rzeźba uderzyła o ziemię, blondynka skrzywiła się nieznacznie. Wiedziała, że nie było sensu dalszego ukrywania się. Głos kobiety jedynie ją w tym utwierdził.
Cóż. Nie lubiła popełniać błędów, ale już wcześniej zdawała sobie sprawę z tego czym może poskutkować nazbyt szybki ruch ciała. Krok, który postawiła okazał się być nazbyt prędki. Głos nieznajomej miał odstraszyć ewentualnego intruza, brzmieć groźno, złowieszczo. Prawdopodobnie, gdyby nie obserwowała kobiety przez dłuższy czas to nawet odczułaby dreszcz spowodowany usłyszanym tonem. Tak jedynie uniosła kącik ust w delikatnym uśmiechu i oparła się pewniej o kamienną balustradę. – Chyba Panią wystraszyłam – stwierdziła uprzejmym tonem.- Właściwie to nie ja, a anioł, który wolał doznać upadku niżeli przyglądać się temu zapomnianemu miejscu. – dodała, a kącik jej ust uniósł się w delikatnym uśmiechu. Była nawet dumna z tej dwuznaczności. – Proszę mi wybaczyć. – dodała ze skinieniem głowy nawet nie ruszając się z miejsca.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Zapomniany teatr Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Zapomniany teatr [odnośnik]15.05.23 19:10
Żałowałam, że nie dane mi było ujrzeć tego miejsca w czasach jego świetlności. Wytyczne lady Selwyn nie były na tyle precyzyjne, ona sama daleka była od wyrażania konkretnych wizji. Chciała rzeźb, chciała rzeźb wpasowujących w klimat rodziny salamander, ale nie potrafiła mi o nich opowiedzieć. Dróg szukałam sama. Wątpiłam, by chciała ujrzeć mnie właśnie tutaj. Przechadzając się po zapomnianej scenie, wiedziałam już, że przyjdzie mi odwiedzić jeszcze przynajmniej kilku miejsc powiązanych z tym rodem. Przede wszystkim musiałam powrócić do ich pałacu i uważnie przyjrzeć się temu, co już istniało. Zleceniodawczyni nie urodziła się w na tej ziemi. Czułam niedosyt, doszukując się zaledwie strzępków pasji w jej głosie. Być może powinnam porozmawiać z kimś, kto ogień miał we krwi. Kto wiedział, o czym mówił. Tymczasem damy takiej jak ona nie mogłam wyobrazić sobie pośród tych ruin. Wyszłaby stąd oprószona pylistym wspomnieniem po dawnej chwale tego teatru. W popłochu. Mimo trudności wcale nie czułam się zniechęcona. Zlecenie otrzymane od szlachetnego rodu było czymś, czego nie śmiałabym zignorować. Zawsze wykazywałam się profesjonalizmem. W rzeźbie i pogrzebie miał on charakter szczególny. W tym wypadku dłonie musiały zapłonąć, by stworzyć coś odpowiedniego. Byłam na to przygotowana. Z basenu pełnego gruzów próżno jednak wyłowić życie. Mimo to wcale nie żałowałam wyboru. Obraz musiał być pełen. Pod warstwą kurzu pozostawianego przez upadające dziedzictwo krył się gdzieś jeszcze dawny żar. Potrafiłam to sobie wyobrazić. Jednocześnie też z sypiącą się wokoło sztuką nie wiązałam żadnych emocji. Obserwacja była czysta. W przeciwieństwie do ciemnej tkaniny pokropionej warstwą przeszłości. Przywykłam jednak do pracy w kurzu, w kryptach, przy rzeźbie trudno było o zachowanie nienagannego wizerunku. Preferowanych kolorów stroju zmierzać nie zamierzałam.
- Ależ skąd – odpowiedziałam do zakapturzonej postaci znajdującej się ponad mną, na balkonie. Odważnie, biorąc pod uwagę niestabilność tego miejsca. Głos był kobiecy, a jego właścicielka dość podejrzana przez swój strój i sam charakter tego miejsca. Złodziejka? Włóczęga? Na bezdomną raczej nie wyglądała. Cokolwiek tutaj robiła, nie wydawało mi się, by był to nudny przypadek. Poczułam ciekawość.
– Anioł? Upadły zdecydowanie bardziej pasuje do tego miejsca – przyznałam, w duchu zastanawiając się, czy bardziej dziwi mnie fakt umieszczenia tutaj rzeźby akurat anielskiej czy może fakt, że ten postanowił odpaść – że akurat on, w dodatku między nimi. Wystąpiłam o krok w jej stronę. Rozmawianie z niższego poziomu nie należało do wygodnych. Zamierzałam przyjrzeć się jej bliżej. Skryta za materiałem z tej odległości wciąż stanowiła zagadkę. – Wybaczam, nie upadł mi na głowę – zauważyłam, przyglądając się jej wnikliwie. – Co Pani tutaj robi? – To pytanie musiało paść. Ja nie miałam absolutnie niczego do ukrycia. A ona? Nie wyglądała na to, by zamierzała teraz pójść dalej, swoją drogą. Zamiast tego tkwiła wciąż w tym samym miejscu, jawnie obserwując mnie. Wcale mi się to nie spodobało. Ja prezentowałam się przed nią otwarcie, z twarzą oświetloną przez przebijające się przez dziury w dachu nitki słońca. Nieznajomej zaś bezsprzecznie towarzyszyła aura tajemnicy, alarmująca. Nie sądziłam, że w tej ruinie przyjdzie mi spotkać kogokolwiek.
– No proszę, nasz teatr nie jest jednak aż tak zapomniany – dodałam gorzko, opuszczając głowę. Popatrzyłam dookoła wielkiej sali. Kiedyś rzędy foteli wypełnione były ludźmi. Dziś próżno było odnaleźć tutaj nawet echo śmierci. Pozbawiony głosu i przepychu teatr nie miał absolutnie żadnej racji bytu, a przecież wystarczało trochę magii, by odbudować dawny bogaty wizerunek. Do tego jednak Selwynom wyraźnie się nie spieszyło. Zamiast odbudowywać stare, zamawiali nowe. Nie roztrząsałam tego dłużej, to była wyłącznie ich sprawa. Mój miał być zarobek.
Uwagę przeniosłam w całości na nieoczekiwaną rozmówczynię.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Zapomniany teatr [odnośnik]30.05.23 22:29
Możliwe, że całkowicie celowo wybierała miejsca, w których próżno było szukać życia. Z jednej strony była całkowicie świadoma podejmowanych decyzji, ale z drugiej gubiła się w ich słuszności. Ciężko było określić z jakimi emocjami przekroczyła granice jej dawnego domu. Żal, smutek, swego rodzaju uciecha, a może jedynie lęk wypełniający każdą komórkę jej ciała? Gdy człowiek żyje przez lata w przekonaniu, że wszystko co go otacza jest trujące, brudne i zepsute to robi wszystko co w swojej mocny by ów przekonanie podtrzymywać. Nie chciała patrzeć na to co piękne doskonale zdając sobie sprawę z tego co się za tym kryje. Nie mogła pozwolić sobie na tęsknotę choć można było rzec, że to właśnie ona ją tu przywiodła. Tylko za czym była ta rzeczywista nostalgia? Nie tęskniła za rodziną, nie wracała do nich w myślach odcinając się całkowicie od tego co reprezentowali. Czasem łapała się na tym, że stara się racjonalizować wiele istotnych kwestii, myśleć o tym jak wyglądałoby jej życie, gdyby poszła inną ścieżką. Była to jednak jedynie mrzonka. Coś czego nie pragnęła zmienić i na co w zasadzie nie miała żadnego wpływu. Nie pozwoliła sobie więc na dłuższe analizowanie intencji, dzięki którym znalazła się w tym miejscu. Wolała karmić się widokiem Zapominanego Teatru. Nazwa ta funkcjonowała nie tylko w jej wyobrażeniu, ale również wśród mieszkańców Essex i była całkowicie trafna. Wyglądało to tak jakby ktoś jednego dnia postanowił wyrzec się wszystkiego co tu powstało i oddać to miejsce we władanie pozbawionego skrupułów czasu.
Blondynka utkwiła wzrok w powłóczystym kroku kobiety. Ta wydawała się szukać czegoś konkretnego, a jednocześnie jej twarz nie kierowała się ku konkretnym miejscom. Mogła puścić wodze fantazji, rozmyślać o tym co ciekawego prócz zapomnianej historii mogło kryć to miejsce, ale nie zrobiła tego. Potrafiła hamować zapędy wynikające z natury poszukiwacza choć było to często niesamowicie trudne. W końcu przez tyle lat starała się pielęgnować w sobie ten element osobowości, poświęcać mu uwagę, wynosić na piedestał, gdy inni skutecznie próbowali go w niej stłumić. Słysząc głos nieznajomej blondynka uniosła kącik ust w uśmiechu choć ta raczej nie mogła tego dostrzec. Skryta pod kapturem korzystała z bezpieczniejszej pozycji i nie widziała aktualnie żadnego powodu by z ów pozycji rezygnować. Oczywiście bezpieczniejszej jedynie pozornie, ponieważ mogła w każdym momencie podzielić los nieodżałowanego aniołka. – Nie oddaje wiary przypadkom – odparła w nawiązaniu do upadłych aniołów. Faktycznie wierzyła we wszystko w co mógł być zamieszany los i jego przewrotność. Zbyt wiele razy stała się jego ofiarą by wciąż poddawać jego działanie pod wątpliwość. Anioł nie miał zbyt wielkiego znaczenia dla miejsca, w którym aktualnie się znajdowały, ale pewnie miał takowe dla estetyki i dawnego bogactwa tego miejsca. Nie jej było to rozsądzać.
Ciężko było jej dostrzec reakcje malujące się na twarzy kobiety. Skrytość pozwalała jej się schronić przed przenikliwym spojrzeniem, ale również ograniczała widoczność na co już nie reagowała tak optymistycznie. – Na szczęście – zaczęła spoglądając na odległość dzielącą balkon o ziemi. – Nie mogłabym pani pomóc. – dodała doskonale znając swoje umiejętności uzdrowicielskie. Umiejętności, których nie miała.
Wzruszyła nieznacznie ramionami, gdy dotarło do niej pytanie o powód jej wizyty. – Wspominam – odparła w pierwszym odruchu i ta odpowiedź wcale nie mijała się z prawdą. – Nie ma dróg bez celu, prawda? Uważam, że ludzie dostosowują miejsce swej wędrówki przez emocje, które ich przepełniają. Smutek, żal, złość, tęsknota kierują nas ku temu co ciemne i przygnębiające, a radość i szczęście ku światłu, dlatego miłość wybiera zachód słońca, a nostalgia… - zatrzymała się dłonią wskazując miejsce, w którym aktualnie się znajdowały. Nie wiedziała czy jest w tym jakikolwiek sens, ale w to wierzyła. Doświadczyła tego. Wiedziała, że sama nieświadomie przywiązuje niezwykłą wagę do emocji. Pewnie błędnie… pewnie to właśnie one są źródłem jej wszystkich problemów. – A jaki jest cel Pani drogi? – zapytała szczerze ciekawa odpowiedzi. Cóż… ciężko było ukryć, że ciekawość zwyczajnie ją wypełnia. – Może się mylę, ale miałam wrażenie, że szuka Pani czegoś konkretnego? – uniosła wyżej podbródek chcąc dostrzec reakcje kobiety na zadane pytanie. W końcu ktoś kto faktycznie czegoś szuka będzie starał się ukryć ten fakt przez całkowicie obcą osobą, a nie ma lepszej sposobności do spostrzeżenia tego jak właśnie mimika.
Czy nie był całkowicie zapomniany? Tylko jej rodzina mogła w taki sposób potraktować coś co powinno wręcz krzyczeć o ich świetności i chwale. Zniszczyć, spalić, zostawić. Brzmi jak coś znajomego, a jednocześnie niemożliwie odrealnionego. – Zapomniany przez tych, którzy powinni o nim pamiętać. – dodała rzucając słowa w eter. Na jej ustach pojawił się grymas.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Zapomniany teatr Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Zapomniany teatr [odnośnik]11.06.23 21:13
Po słowach dziewczyny przez myśl przeszło mi, że może i nasze spotkanie nie było przypadkowe. Może fakt zastania kogokolwiek w zanurzonym w ruinach teatrze nie był wyłącznie mdłą igraszką losu. Byłam czujna, ale niespecjalnie podejrzliwa. Nie sprawiała wrażenia niebezpiecznej, nie objawiała póki co intencji, które mogłyby się mi nie spodobać. Mimo to nie ufałam jej ani trochę. Wciąż była obca. Nie miałam jednak powodów, by na tych terenach czegokolwiek się obawiać. Tutejsi włodarze wiedzieli przecież, kim jestem, a nawet gdyby nie samo miejsce ewidentnie dawno przestało być pod opieką kogokolwiek. Im dłużej tu byłam, tym bardziej niezadowalające wnioski wyciągałam. Miejsce to uczyniłam swoim pierwszym wyborem, wiedząc, że jest ono opuszczone. Chciałam znaleźć ducha sztuki i ducha rodziny, ale najwidoczniej żywcem wtopiony został w rzeźbione ściany, a potem zatarty przez czas i zlekceważony. Teatr nie płonął, przypominał raczej kupę popiołów. Nie tak chcieli się światu pokazać przecież Selwynowie. Krótki pobyt na scenie okazał się wystarczający, bym mogła przyznać przed sobą, że właściwe źródło znajdowało się gdzieś indziej. Mimo to nie żałowałam, nie gardziłam przyuważonym resztkom tutejszej sztuki.
- Ale mogłabyś pomoc wezwać – stwierdziłam, lekko wznosząc brwi. Choć z początku ciężko mi było ujrzeć siebie w roli ofiary kilku starych kawałków kamienia, to jednak musiałam przyznać, że nie było to aż tak niemożliwym wyobrażeniem. Gdy wchodziłam do wiekowych rodzinnych krypt, zwykle najpierw posyłałam tam ludzi. Chyba że sprawa była dość delikatna. Teraz czułam się jednak dość swobodnie, ta przestrzeń dawno temu utraciła swą świętość i niewiele już kryła przed światem. Śmierć rzadko kiedy spełniała pragnienia żyjących co do czasu i okoliczności swego nadejścia. Chyba że ci sami ją do siebie wzywali. Niemniej – nic się nie wydarzało, więc nie było powodu, by rozwijać temat bardziej.
Wysłuchałam jej do końca, z namysłem. Możliwości, jej przeszłe role i powody spływały mimowolnie wraz z każdym kolejnym słowem. Te jak wskazówka układały się w odpowiedzi podane w nieoczywistej formule. Niestety nie była konkretna, ale z pewnością w jakiś sposób związana z tym marnym teatrem. Obróciłam się, by objąć spojrzeniem całe otoczenie. Było grozą i samotnością. – Pracowałaś tutaj? Jesteś artystką? – zapytałam najpierw, sięgając natychmiast po kolejną informację. W przeciwieństwie do dziewczyny na balkonie, ja sama nie wiązałam z tym miejscem zupełnie żadnych emocji. Odwiedzałam je pierwszy raz. Ona zaś bywała tutaj często. Skryta i oddalona pozostawała postacią zagadkową, nie mogłam dokładnie ocenić jej wieku. Czy możliwe jednak było, by pamiętała teatr z czasów, gdy przeżywał złota erę? Nie zadałam kolejnych pytań. Miałam je, ale wolałam zostawić na później – o ile będzie ku temu sposobność.  Nie zależało mi specjalnie na rozwijaniu znajomości z błąkającą się po ruinach kobietą, choć przeszło mi przez myśl, że być może mogła znać sekret zapomnianego teatru i dać mi to, czego potrzebowałam. Chłodne podsumowanie definitywnie jednak zdeptało tę myśl.
- Zwiedzam – wyjawiłam krótko, choć soczyście. Zaraz potem uśmiechnęłam się szerzej, z pewnym zadowoleniem. – Podobno ten teatr kiedyś cieszył się życiem, a jego sława sięgała daleko poza ten region. Gdy patrzę na te ruiny, nie widzę niczego – przyznałam z goryczą. To było cmentarzysko. – Nie widzę ognia, który stał się symbolem lordów tych ziem – wyjawiłam sucho. Jako artystka nie lubiłam dewastowania sztuki lub ośrodków jej dedykowanych. Niemniej dobrze też wiedziałam, że w obliczu głodu i wojny schodziła ona naturalnie na dalszy plan. Albo umierała, by pozostawić po sobie kruszące się, ostygłe resztki. – Jego właśnie szukam – odpowiedziałam krótko, choć być może niezbyt precyzyjnie. Coś, co próbowałam znaleźć, przybrać mogło bowiem kształt zupełnie niespodziewany.
- Ach, tak? – podłapałam jej ostatnie słowa, wyraźnie dostrzegając w nich coś interesującego. – Opowiedz mi więcej – dodałam, występując o krok, może dwa w stronę zawieszonego ponad sceną balkonu. Może naprawdę mogła dać mi przepustkę, której wypatrywałam. Widziałam jak ludzie pozwalali,  by niszczyły się pomniki tych, którzy kochali. Czy Selwynowie nie umiłowali sobie sceny? Czy teatr nie był ich chlubą? To miejsce stanowiło marną wizytówkę. Zazwyczaj jednak myśli pozostawiałam dla samej siebie. Liczył się bowiem zysk i dobre relacje z tymi, którzy dziś się liczyli. A oni z pewnością do takich należeli.
- Nie zejdziesz? - zapytałam po krótkiej chwili, spoglądając z wyraźną sugestią.
Zapraszam.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Zapomniany teatr [odnośnik]20.06.23 17:20
Przychodząc tu nie miała zamiaru skupiać się na historii teatru, nie myślała o jego latach świetności czy pogrzebanej sztuce. Właściwie był to jedynie przystanek w jej trasie. Dokąd ta prowadziła? Co pragnęła znaleźć na dawnych ziemiach? Nie wiedziała. W ostatnim czasie tak wiele się wydarzyło, przeprowadziła tak wiele rozmaitych rozmów, tyle osób spotkała na swojej drodze, że zaczęło jej się mącić w głowie od ilości głosów i zdań. Czasami myślała sobie, że najlepiej byłoby znaleźć sposób na wyłączenie wszelkich myśli, na pozbycie się uczuć – na działaniu jak maszyna. Traktować życie zero-jedynkowo, nie myśleć o konsekwencjach, a na horyzoncie widzieć jedynie cel podjętych działań. Na pewno takie funkcjonowanie byłoby korzystniejsze z perspektywy prowadzonej wojny. Łączyło się to z zatraceniem człowieczeństwa, pozbyciem się skrupułów, ale czy cena nie była warta poświęcenia? Sama nie potrafiła znaleźć na to odpowiedzi. Czasami był w niej jedynie chaos w czystej postaci. Chaos, który zagrażał jej i wszystkim w jej otoczeniu.
Może nie powinna aż tak dziwić się temu, że spotkała kogoś w tym opuszczonym miejscu. Wszak było to idealne miejsce na schronienie się przed wścibskim spojrzeniem niechcianych osób. Nieznajoma zdawała się być tu sama, ale doświadczenie nauczyło ją tego by nie zakładać niczego z góry. Przewaga bardzo szybko mogła się odwrócić na jej niekorzyść. To zabawne jak szybko potrafi zmienić się myślenie człowieka. Kiedyś nawet przez moment nie pomyślałaby o złych intencjach napotkanej osoby. Przyjęłaby to raczej jako ciekawe doświadczenie. Teraz nawet w trakcie zawieszenia broni myślała o tym co może pójść nie tak. Na co powinna uważać. Z tej drogi raczej nie było już odwrotu. Słysząc słowa kobiety, Lucinda uniosła kącik ust w uśmiechu. Zdawała sobie sprawę, że ta nie może tego dostrzec. – Oczywiście – przytaknęła. – Choć zwykle jest już za późno – dodała nie do końca wiedząc czy na pewno pije do tego konkretnego przykładu czy do masy innych, w których pomoc okazała się być już nieprzydatna.
Blondynka domyśliła się, że zaciekawiła kobietę swoją obecnością. Ów ciekawość dużo mówiła o samej nieznajomej. Widać było, że ta nie skupia się na całkowitym sensie jej słów, a stara się złożyć w całość strzępy informacji jakie uzyskała od Zakonniczki. To świadczyło przede wszystkim o wielkiej otwartości i swego rodzaju doświadczeniu w sferze społecznej. Może kobieta poszukiwała tu czegoś co zaspokoiłoby jej ciekawość, a czarownica była jedynym co przyciągnęło jej uwagę? Może nie chciała by jej podróż do tego miejsca okazała się być całkowicie bezsensowna? – Nie – zaprzeczyła od razu i znów na jej ustach pojawił się uśmiech. – Daleko mi do artystki, ale dawniej często tu bywałam. – dodała. Teatr był stary, pamiętała go jedynie z czasów dzieciństwa. Było to jednak miejsce, do którego po prostu lubiła się zapuszczać bez celu. Kiedyś myślała, że w ciszy murów zaklęte jest piękno tego miejsca. Teraz już tak tego nie postrzegała. – Kiedyś myślałam, że jest w tym coś pięknego. Teraz nie mogę na to patrzeć bez skrzywienia wymalowanego na twarzy.
Było wiele takich miejsc. Martwych, pozbawionych ducha. Nie trzeba było unoszącego się w powietrzu kurzu by to zauważyć. To ludzie wprowadzali do miejsc życie, to dzięki ludziom coś stawało się modne, interesujące czy intrygujące. Bez tego nawet najpiękniejszy dom może stać się ponurą kryptą, a najgorsza speluna najbardziej obleganym miejscem. Kiedy kobieta wspomniała o tym, że zwiedza, blondynka pokiwała głową. – Miałam właśnie wrażenie, że czegoś szukasz – zaczęła odrzucając uprzejme formy skoro nieznajoma zrobiła to pierwsza. Może chodziło o sprawdzenie czy to miejsce ma w sobie jakiekolwiek życie? Może była kimś kto miał zająć się tym miejscem? Przywrócić mu sławę? – Kiedy ogień wygasa zostają zgliszcza i popiół. Nie znajdziesz tu raczej niczego co by ów ogień przypominało, ale jeśli szukasz czegoś konkretnego to powiedź. Może zdołam pomóc. – dodała bo bez ogólnej wiedzy na temat tego czym kobieta się zajmowała ciężko było w jakikolwiek sposób się ustosunkować. Przecież to nie było tak, że chciała przedstawić to miejsce w samych najgorszych obrazach. Może to czego nieznajoma szukała wciąż tu było tylko ukryte przed wzrokiem wścibskich obserwujących?
Na prośbę kobiety wzruszyła jedynie ramionami. – To co pozostawiamy za sobą świadczy przede wszystkim o nas, prawda? – zapytała czysto retorycznie. Nie miała zamiaru opowiadać kobiecie o tym co właściwie myśli o członkach własnej rodziny. Była to jednak piękna wizytówka tego kim byli i co tak naprawdę się dla nich liczyło. Pozostawiła ocenę kobiecie choć nie sądziła by ta była skora się nią podzielić.
Zachichotała słysząc wymowne pytanie kobiety, a jej śmiech poniósł się echem po pustej przestrzeni. – Wybacz. Musi to być szalenie niekomfortowe. – odparła, ale w jej głosie nie było żalu. Właściwie chyba nawet o ten dyskomfort jej chodziło. Nim kobieta zdążyła odpowiedzieć, blondynka teleportowała się. Znalazła się w przejściu między kolejnymi rzędami siedzeń. Chyba nie bała się, że ta ją rozpozna. Nawet jeśli tak się stanie, to wciąż mieli zawieszenie broni, ona miała przy sobie różdżkę i chyba nie miała obaw co do tego, że sobie poradzi. Może nawet w jakiś sposób chciała by ktoś ją tu dostrzegł? Może chciała napsuć krwi tym, którzy sami napsuli jej wystarczająco? - Jestem zaintrygowana. Opowiedz czego tu szukałaś….- odparła zgodnie z prawdą pozostawiając kobiecie na końcu zdania przestrzeń do przedstawienia się.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Zapomniany teatr Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Zapomniany teatr [odnośnik]20.06.23 21:12
- Cieszmy się zatem, że nic się nie wydarzyło. Jesteśmy bezpieczne – wymówiłam powoli, wieńcząc słowa dyskretnym uśmiechem. Chociaż teatr był stary, to wciąż nie przypominał konstrukcji, która mogłaby w ciągu kilku chwil runąć nam na głowy. Oczywiście nie lekceważyłam budowli, a upadek anioła mogłam uznać za swoistą przestrogę, ale mimo to wciąż nie było mi śpieszno do ucieczki z tej ruiny. Wciąż nie ukończyłam swego zadania, wciąż pozostawałam nienasycona. Niemniej słowa moje w obliczu naszego spotkania, nieznajomości i możliwych do odnalezienia wokoło sekretów mogły nie zostać przyjęte z należytą pewnością. Ograbione z uwagi ludzi, pozbawione opieki miejsce przyciągnąć mogło istnienia i motywacje, których żadna z nas nie wzięła pod uwagę. Chociażby te, które niosłyśmy same. Ja swoich jednak nie kryłam. Moja obecność była uzasadniona i zdawało się, że raczej nie wadziła temu miejscu. Kobieta przede mną wydawała się jednak wciąż dość nieprzeniknioną tajemnicą.
Ostrożnie sięgałam po to, czego nie dało się wyczytać z konturów nieco osłoniętej postaci. Zbyt dalekiej, by sięgnąć dłonią i wytargać dla siebie wszystkie jej sekrety. Nie, miałam nieco więcej finezji. Zresztą, mimo rosnącego powoli zainteresowania, wciąż finalnie pozostawała mi całkowicie obojętna. – A zatem wielbicielka teatru – wysunęłam nową tezę, usłyszawszy nieco rozczarowujące zaprzeczenie z jej strony. Napotkanie aktorki w opuszczonym teatrze wydawało wydało mi się dość osobliwym zrządzeniem losu. Może nawet inspirującym. – Znasz zapewne historie tego teatru – stwierdziłam, jeszcze raz obejmując spojrzeniem całość wielkiej sali. Dawny urok zgasł, ale najwyraźniej czas nie wybił wszystkich emocji, jakie mogło wzbudzać to miejsce. Nieznajoma pozostawała żywym przykładem. Czy to przez widok sypiących się murów odczuwała paskudne emocje? Czy to ich zaniedbane, umęczone czasem ściany wpuszczały namiastkę bólu aż do głębi? Ależ szkoda. Musiałam jednak przyznać, że wydawała się dość młoda jak na osobę, która podglądała czar tego miejsca. Od jak dawna stał pusty? Ile ona mogła mieć lat? Zmrużyłam lekko oczy, szukając w jej sylwetce odpowiedzi. Nie wysilałam się jednak nadto. Tak naprawdę wcale ich nie potrzebowałam. Ciekawość kusiła do zadawania nowych pytań, podczas gdy odpowiedzi do poprzednich ulatywały aż nazbyt prędko.
- Dowiem się dopiero, gdy to wreszcie odnajdę – wyjawiłam dość podniosłym tonem. Słowa moje były szczere. Faktycznie nie określałam ściśle potrzeby. Szukałam inspiracji, czegoś, co niespodziewanie podsunie mi wskazówkę, co da moc moim dłoniom. Gdy chodziło o sztukę, nie było szans na konkrety. Jednak kompletne projekty w końcu musiały dotrzeć do Selwynów. Póki co zlecenie jednak pozostawało na dość wczesnym etapie. – Jestem rzeźbiarką. Zamierzam uwiecznić w kamieniu ogień. Ducha ognia, ducha teatru. Zobaczymy, dokąd mnie zaprowadzą – przemówiłam w zamyśleniu. Nie było powodów, by czynić z moich zamierzeń sekretu. – Nie lekceważę miejsc tak martwych jak to. Nie ma ognia, ale jest w tym popiele wspomnienie, po które tutaj przyszłaś – kontynuowałam rozważania, pamiętając jej motywacje. – Może twoja przeszłość jest czymś, czego szukam – wysunęłam teorię, choć tak naprawdę niespecjalnie była ona realna. Raczej nie sięgałam tymi słowami po jej historię, choć nie mogłam zaprzeczyć, że słuchałabym, gdyby zdecydowała się zamalować kolorami szare ściany tego teatru.
Jej słowa, niczym echo, popłynęły wprost do mnie, spływając z wysokiego balkonu. Czułam niemal, jak rozbijają się, by wreszcie zniknąć w szparach przykurzonej podłogi tej starej sceny. – Z całą pewnością – powiedziałam ciszej, skupiając się na jednej wyraźnej myśli. O czym świadczył stan tej budowli? Jaką wizytówkę pozostawiała ona rodzinie szanowanych czarodziejów? Przewodziłam renowacjom grobów, grzebałam w trumnach, odgruzowywałam podziemne korytarze. Spacer po cmentarzysku sztuki był jednak zupełnie innym doświadczeniem, choć pozornie dało się odnaleźć kilka wspólnych punktów. – Przypuszczam, że wkrótce odwiedzę kolejne ich… posągi, a wtedy być może uda mi się odkryć, kim są naprawdę – zawyrokowałam z mdłym uśmiechem.
Gdy postać jasnowłosej rozpłynęła się w powietrzu z charakterystycznym trzaskiem, natychmiast obróciłam głowę, szukając miejsca, w którym zamierzała pojawić się ponownie. Jak blisko odważy się podejść? Od początku wydawało mi się, że dość pilnie strzegła swoich tajemnic. – Wciąż któraś z nas jest wyżej – stwierdziłam, patrząc jej prosto w oczy. Oczy znajome bardziej, niż mogłabym z początku podejrzewać. Postanowiłam podejść bliżej. Przeszłam do boku sceny i zeszłam po wątpliwych schodkach, aby za chwilę znaleźć się w tej jednej alejce, tuż przed nią. Tym razem dzieliło nas ledwie kilka metrów. O tak, teraz widziałam już doskonale i bardzo dobrze wiedziałam, kim była. Musiałam znać tę twarz, musiałam tej twarzy szukać. I znalazłam ją w dość zaskakującym miejscu, w zupełnie niegroźnych okolicznościach i czasie, który nie pozwalał mi na żaden niepokojący ruch. Jakże dławiące uczucie. - Irina Macnair - przedstawiłam się z dumą, dopełniając jej słowa. Nie miałam powodu, by obawiać się głośnego wymówienia własnego nazwiska. – Rzeźby, którą dopiero stworzę – odpowiedziałam, znów ruszając się w jej stronę. Tym razem kilka kroków wystarczyło, byśmy mogły popatrzeć sobie głęboko w oczy i bardzo dobrze zapamiętać swoje twarze. Przyglądałam się, zaintrygowana bardziej niż wcześniej – nie uczyniłam jednak nic więcej. Nie było mi wolno. – Myślę, że znalazłam o wiele więcej, niż się spodziewałam. Żywą postać pośród gruzów – i martwą dla tych, którzy zbudowali ten teatr. Uśmiechnęłam się jednak i obeszłam ją, by wstąpić w głąb rzędu lepiej zachowanych siedzisk. Usiadłam, wcześniej strzepując z wypłowiałej tkaniny kurz. – Pamiętasz ostatnią sztukę, którą widziałaś na tej scenie?
A więc to ona.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Zapomniany teatr [odnośnik]29.06.23 20:22
Teatr kojarzył jej się z kłamstwem. Graniem na emocjach, udawaniem rzeczywistości. Liczba miejsc znajdujących się w budynku jedynie potwierdzała fakt, że ludziom do gustu przypadało łganie. Teatry zawsze były oblegane. Kto nie chciałby na chwile spojrzeć na świat przez pryzmat zmyślonych osób, sytuacji, problemów? W życiu kłamstwo również spełniało szczególną rolę. Nie znała osób całkowicie prawdomównych, sama też taka nie była. Jedni nazywali to ucieczką, a inni dążeniem do osiągnięcia własnych celów. Wszechświat pozostawiał im przestrzeń na kreowanie własnej rzeczywistości i nie uleganie schematom. Ona lubiła przychodzić do teatru z wielu powodów. Głównie dlatego, że już jako dziecko lubiła tworzyć własne historie, korzystała z wyobraźni na wszelkie możliwe sposoby. Podziwiała jak ludzie mający własne życie, rodzinę, pasję i potrzeby byli w stanie przeobrazić się w kogoś całkowicie innego. Jedynie na chwile, na jeden moment, jedną kurtynę i gorący aplauz. Było w tym kłamstwie coś pięknego i słodkiego. Takowych w swoim życiu również już zasmakowała. Grzechem w nich była jedynie prawda, która finalnie odnajdywała swe ujście. – Wciąż nazbyt odważny wniosek – odparła choć nie sprzeciwiała się temu w pełni. – Stał mi się bliższy w tej postaci niżeli w latach swojej świetności. – dodała przyglądając się kobiecie w skupieniu. Ta emanowała pewnością siebie. Było to widać w jej ruchach, tonie głosu, postawie ciała. Przyszła do obcego jej miejsca, ale nie przypominała zlęknionej, zagubionej czy nazbyt przejętej. Stawała pewne kroki na okurzonej podłodze, przyglądała się rozkradzionemu wnętrzu i analizowała. Mogła uchodzić za szlachetnie urodzoną, ale Lucinda dostrzegała różnice. Wiedziała, że kobieta nadzwyczaj dobrze czuje się w swoim ciele, ale zdawała sobie również sprawę, że ciało potrafiło być idealnym kamuflażem. – Jest w niej coś tajemniczego – nawiązała do historii tego miejsca. – Dawniej tętnił życiem, przywoływał na myśl rozrywkę, odskocznie, utopię. Nagle ludzie zaczęli pojawiać się tu rzadziej, może mieli wystarczająco dużo kłamstw w swym życiu? Właściciel zniknął, zapadł się pod ziemię, a to miejsce… nic co piękne pozostawione samo sobie nie może istnieć. – miała ochotę porównać ów teatr do kobiety. Porzuconej, pozostawianej na pastwę losu. Kobieta wykorzystana, rozgrabiona, zapomniana. Nazbyt wiele takich obrazów w ostatnim czasie widziała. Nie wiedziała czy ta historia była tym czego kobieta oczekiwała. Może zdążyła ją już dogłębnie poznać?
Po słowach kobiety nagle wszystko stało się jaśniejsze. Szukała inspiracji. Czegoś co nada kształt jej własnej sztuce. Choć nigdy nie miała takiego talentu w dłoniach, to potrafiła go docenić. Czy można było dostrzec tu coś inspirującego? Wygrzebać z popiołów wspomniany ogień? Chciałaby kiedyś spojrzeć na świat oczami artysty. Dostrzegać to czego nie widzą inni ludzie. Nie sądziła jednak, że temat tak szybko obróci się przeciw niej. – W mojej przeszłości nawet wspomnienia przysypane są już popiołem – dodała dwuznacznie. – Mogę opowiedzieć ci wiele historii, ale żadna nie będzie moja. – dodała pewniejszym głosem. Była typem słuchacza. Nie lubiła opowiadać o sobie i swoich wspomnieniach. Czasem nawet przed samą sobą nie umiała się do nich przyznać. – Opowiedz mi więcej o swoich rzeźbach. Czy w każdej ukryte jest przesłanie? Czy niosą ze sobą historie czy może zapowiedź tego co może się wydarzyć? – była ciekawa jak przebiega taki proces. Nie da się w stu procentach odwzorować wizji zleceniodawcy, a nawet jeśli to czy wciąż była to sztuka czy raczej biznes? Nie sądziła, że spotkanie z nieznajomą stanie się takie ciekawe i to nie tylko za sprawą miejsca, w jakim się znajdowały.
Po części zazdrościła kobiecie możliwości poznawania historii jej rodu od podstaw. Wiedziała jak wiele tajemnic kryje w sobie ich spuścizna i jak wiele fascynujących aspektów można z niej wyciągnąć. To nie pierwszy raz kiedy pochyliła się w myślach nad tradycją. To jednak nie zmieniało jej myślenia o teraźniejszości. – Cóż, chyba powinnam życzyć ci powodzenia. – odparła odwzajemniając uśmiech choć ten nie wyrażał szczęścia, a raczej skrywał zawarte w słowach dwuznaczności.
Nie rozmyślała nad konsekwencją wyjścia z cienia. Choć jeszcze niedawno, gdy jej twarz zdobiła mury Londynu skrywała się w każdy możliwy sposób, teraz nawet cieszyła się na myśl, że może obalić przebrzydłą propagandę. Pozostawała w niej ostrożność i czujność. Nigdzie nie czuła się przecież na tyle swobodnie by z niej zrezygnować. Kiedy kobieta zeszła po niestabilnych stopniach i zrównała się z nią, Lucinda w końcu mogła dostrzec jej twarz w całej okazałości. Nieznajoma również się jej przyglądała prawdopodobnie dopasowując jej wizerunek do tych znajdujących się na listach gończych. Spodziewała się takiego obrotu sprawy. Zaskoczyło ją dopiero brzmienie nazwiska kobiety. Nie wiedziała czy ta dostrzegła w jej oczach jak bardzo jest zszokowana czy zrzuciła to na garb pierwszego wrażenia. Nic nie mogła jednak poradzić na przepływające jej w głowie myśli. Kim była dla tak dobrze znanego jej mężczyzny? Siostrą? Żoną? Ciotką? Zdecydowanie była zbyt młoda by być jego matką, ale może? Poczuła jak ogarnia ją swego rodzaju dyskomfort, bo w żadnym z układanych w głowie scenariuszy nie przyjmowała takiego obrotu sprawy. Milczała jedynie chwile zbyt szybko dochodząc do siebie. – Bez względu na okoliczności miło mi cię poznać, Irino – zasmakowała jej imienia chcąc na stałe dopasować je do konkretnej osoby. W końcu przyjdzie jej rozmyślać o tym spotkaniu niejednokrotnie. Obróciła się w jej kierunku, kiedy kobieta zajęła miejsce na jednym z siedzisk. Uśmiechnęła się lecz bez krzty wesołości słysząc jej słowa. – Żywą? Niewielu tak uważa – odparła dwuznacznie i ruszyła w stronę kobiety zajmując miejsce obok niej. Dopatrywała się szczegółów i podobieństw, ale to przychodziło jej z trudem. Jak widać wszystko co związane z tą rodziną przychodziło jej z trudem. Nawet całkowite oderwanie się. Zrzuciłaby to na garb przeznaczenia, ale miała już go wystarczająco dosyć w ostatnim czasie. W skupieniu przeniosła spojrzenie na scenę i uśmiechnęła się na własne wspomnienie. – Byłam dzieckiem, a na scenie rozgrywała się najpiękniejsza baśń. Piękne stroje, piękne wersy. Marzyłam o tym by się tam znaleźć, tak łatwo było mi wtedy uwierzyć w kłamstwo. – odparła. Faktycznie znalazła się na tej scenie co rozwścieczyło jej ojca i sprawiło, że przez długi czas nie pozwalano jej tu przychodzić. Niedługo później zapomniano o tym miejscu. – Masz więc swoją ulubioną sztukę? – zapytała. Miała wiele innych pytań, ale nie miała zamiaru też się z nimi zdradzać. Nie czuła potrzeby ujawniania swoich zażyłości, a może jednak czuła?


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Zapomniany teatr Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Zapomniany teatr [odnośnik]19.07.23 19:42
Prawdę mówiąc, nie oczekiwałam zbyt wiele po tym miejscu i tym bardziej czającej się gdzieś na sypiącym się balkonie nieznajomej. Wyglądało jednak na to, że ta ma do odsłonięcia o wiele więcej kart, niż mogłabym sądzić. To jednak czyniła z rozwagą, pokazując mi zaledwie ułamek z całego obrazka – finalnie nie podarowując właściwie niczego. Poruszała się ostrożnie, ewidentnie kryjąc w nieodgadnionej głębi coś, czego nie miałam domyślić się tak po prostu. Interesujące i jednocześnie frustrujące.Mogłam prędko znudzić się jej sekretami i odejść stąd, zupełnie straciwszy zainteresowanie. Mogłam też przyjąć zaproszenie do rozmowy, która być może potoczy się dość interesująco. Człowiek zazwyczaj skrywał więcej od sypiących się ścian. Nie po nią jednak przyszłam, choć bezsprzecznie była związana z historią tego teatru. To wydawało się dość oczywiste. Wypowiadała się jednak tak, że musiałabym daleko posunąć się we wnioskach, by bez usłyszenia więcej zbliżyć się do prawdy. Bliżej do gruzów niż do rozświetlonych żyrandoli. Bliżej do zakurzonej pustki niż żywych melodii. Bliżej śmierci niż życia. Taka właśnie była?
Mogłam pozwolić jej stać przepustką, która na chwilę spróbuje nałożyć na kruszące się ściany kamuflaż, iluzją zamalować ściany dawnymi barwami, podnieść to, co posypane, ciszę transmutować w falę podekscytowania. Albo skrócić nasze spotkanie na dobre, rozciąć dwie przypadkowe ścieżki. Jednak brnęłam w to dalej, nie mogąc się oprzeć, że było w niej coś… co mogło okazać się przydatne. Gdy już otwierała usta, dowiadywałam się więcej. Wznoszący się w powietrzu był, tańczący w promieniach prześlizgujących się przez dziury w dachu, przestawał dusić.
- Teatr nie był im już potrzebny – podsumowałam po jej słowach. Mówiłam jednak sucho, bez wzruszenia czy innej wyraźnej emocji. Zupełnie jakby cała ta aura stała się dla mnie obojętna. – Historia jak wiele innych. Nic wyjątkowego – przyznałam gorzko, ale to pewnie wiedziała i sama. – Odeszli do swojego życia, pogrzebali fantazje. Albo to teatr nie potrafił swym repertuarem już nikogo nasycić. Nic dziwnego, że biznes padł i dziś błądzimy po ruinach – dokończyłam zdecydowanie nienasycona opowieściami. Kiedy chciałam, dopisywałam wielkie historie, ale raczej twardo stąpałam po ziemi. Oczekiwałam natchnienia, ale to miejsce ostrzegało już od progu, że wraz z kurzem nawdycham się rozczarowań. Nie zaznałam żadnej niespodzianki w jej słowach. Gdyby nie fakt, że scena wyglądała na porzuconą od wielu lat, rzekłabym, że to wojna zmieniła ludziom priorytety. I tak też było, ale nie w przypadku tego przybytku. Energia wygnana została stąd już dawno. Tylko takie duchy jak ona, sentymenty młodych lat, przyciągały się pod rozwarstwiające się sklepienie. – Dobre miejsca potrafią przetrwać. Marne umierają szybko, wraz z pierwszą krwawą szramą.
Wielkie persony nie potrzebowały wznoszenia wysokich pomników. Nazwisko salamander było dobrze znane w świecie czarodziejów. Nie zlecali własnych podobizn, nie budowali potęgi na skamieniałej chwale. Przynajmniej teraz, to zlecenie skupiało się na czymś innym niż odlew ich własnych sylwetek. Miałam wyłuskać symbol, nie ludzi. Ich ducha, nie spojrzenia. To zaś stanowiło diametralną różnicę. Ekscytowało znacznie bardziej. Po słowach kobiety wciągnęłam mocniej powietrze, drażniąc nos burzą kurzu. – Po tym popiele stąpasz. Nie jesteś pod nim, nie jesteś nim. To już coś znaczy – wygłosiłam tę złotą myśl, czyniąc swoiste odwołanie do śmierci, bo przecież nie mogłabym się bez tego obejść. Zdanie zakończyłam uśmiechem, który przebić miał tę ponurą mgłę, która wytworzyła się wokół tych przykrych słów. Jaka więc będzie twoja historia? Złaknione tego pytania wargi nie otworzyły się. Powstrzymała je myśl, że przyjdzie lepsza pora na poszukiwanie tej odpowiedzi. Albo nadejdzie ona zupełnie w losowym momencie. Mogłam poczekać. – Zależy od zlecenia – odrzekłam płasko, rozczarowująco zapewne. – Albo tego, czy to ono jest motywacją mojej sztuki. Są długowieczne, ale nigdy nie są przyszłością. Raczej pamiątką, raczej ostatnim obrazem, który po tobie pozostanie. Metryką wykutą w kamieniu, nieoczywistą – kontynuowałam, zdając sobie sprawę z kilku ślepych korytarzy pomiędzy tymi słowami. – Chyba że ten jeden raz wcale nie chodzi o śmierć – dokończyłam wreszcie. To wyjaśnienie było zbyt skąpe, aby dobrze przedstawić temat. Miałam do powiedzenia znacznie więcej, ale czy chciałam odczarowywać sekrety mojej sztuki właśnie przed nią? Wątpliwe. Nieznacznie kiwnęłam głową, kiedy przesłała życzenie pomyślności. Obydwie poruszałyśmy się ostrożnie, po cienkiej granicy, bez zbytniego obnażania.
Los podarowywał mi tę twarz na tacy. Jej głos pieścił uszy, jej spojrzenie wydawało się przepełnione czymś, co trudno było mi odgadnąć. Czy dreszcz niepokoju prześlizgnął się wzdłuż jej pleców, kiedy tylko usłyszała, kim jestem? Nasze nazwisko związane było z tymi, przeciwko którym występowała. Reprezentowałyśmy dwa światy. I dziś żadnej z nas nie wolno było wznieść różdżki. Nie teraz. Czająca się na dnie spojrzenia groźba musiała więc zgasnąć, zanim stałaby się jakkolwiek widoczna. – Bez względu na okoliczności… - powtórzyłam za nią i cmoknęłam raz jakby zamyślona. – Ciebie również – powiedziałam to wreszcie, choć wcale nie przyszło mi to z łatwością. Owo spotkanie miało jeszcze długo i nieznośnie pałętać się po moich myślach. Wiedziałam to już teraz – zanim nasze drogi zdążyły się rozejść. Umiałam się opanować, ale po spokojnym niebie zazwyczaj nadchodziła burza.
Gdy zdecydowała się dzielić ze mną przestrzeń i rozgościć się na fotelu obok, jeszcze bardziej ową żywość mogłam odczuć. Z pewnością nie była moim złudzeniem, choć wolałabym, aby nastał właśnie ten stan rzeczy. Kusiło, by wyryć dla niej epitafium. Nie mogłam jednak uczynić nic. Miałyśmy tylko tę nienormalną dyskusję o zupełnie normalnych sprawach. Mówiła, ale ja nie podarowałam jej już żadnego więcej spojrzenia. – Już nie wierzysz w kłamstwa? – zapytałam niby banalnie, choć gdzieś na dnie musiała czaić się domieszka złośliwości. Już nie dasz się nabrać, Lucindo? Wystarczyło, że była kim była, że przystawała z nimi wszystkimi, że broniła szlam. Że była…
Obróciłam się na fotelu, pokazowo przygładzając materiał sukni. Teraz widziałam tę twarz z dość bliskiej odległości. – Lubię tragedie. Lubię, gdy śmierć zbiera obfite żniwo. Gdy ginie bohater, którego publiczność zdążyła polubić. Gdy zniszczenie rozbija rodziny i rozdziela kochanków. Nie mam jednej ulubionej – zakończyłam, odrywając od niej spojrzenie i jeszcze raz kotwicząc je na zdemolowanej scenie. Skrawki poszarpanej kurtyny nawet się nie kołysały. Powietrze w tym miejscu stało. Czas jednak płynął dalej. – Tu już nie będzie ani baśni, ani tragedii. Nie oczaruje nas żadna śmierć i żadne kłamstwo. Zburzą ten teatr albo wreszcie natura pozbędzie się go sama – stwierdziłam, pamiętając, że na zewnątrz roślinność zaczynała gęsto pokrywać ściany i chętnie wkradała się do środka.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Zapomniany teatr [odnośnik]06.08.23 19:20
Nigdy nie chciała by jej historia stanowiła fascynację, stała się czymś o czym warto było prawić. Wręcz przeciwnie. Wolała pozostawać nijaka, ogłupiać ludzi swą marnością, bo nienawidziła mówić o sobie, pozostawać w centrum zainteresowania. Była dobrym słuchaczem, zdarzało jej się dawać wiele cennych rad, choć sama przede wszystkim od nich stroniła. Nie była też wylewna, w ciszy analizowała wszelkie scenariusze. Nie pozwalała sobie na okazywanie słabości w obawie przed późniejszym ich wykorzystaniem. Lubiła wiedzieć, uczyć się ludzi, a przede wszystkim współodczuwać razem z nimi. Ciekawość rozpierająca ją od wnętrza często nie pozwalała przejść obojętnie i tym razem ponownie jej uległa. Może i cel podróży nie niósł ze sobą niczego nadzwyczajnego, może kobieta jedynie swym wyglądem przywoływała na myśl tajemnicę, a tak naprawdę wewnętrznie nie miała nic do ukrycia, ale czy mogła w jakimkolwiek stopniu poddać to ocenie? Czy ta myśl dawała jej sposobność do ucieczki lub wycofania się z konwersacji? W końcu przyszła tu w poszukiwaniu nostalgii, a otrzymała znacznie więcej niżeli oczekiwała. W każdym znaczeniu tego słowa. Stanowiły żywy obraz pogłębiającej się zmiany. Tak kiedyś będzie wyglądać historia, one były częścią tej historii.
Potrzeba. To zaskakujące jak szybko człowiek potrafi zorientować się w tym co jest mu niezbędne do życia, a co może zwyczajnie porzucić. Jednego dnia nie wyobrażasz sobie istnienia bez tej jednej rzeczy, osoby, bez wszystkiego co kreuje twój aktualny światopogląd, a już po chwili pozbywasz się tego niczym przeżartego przez korniki kredensu lub nienoszonej przez lata sukienki. Zachcianka, pragnienie zmiany? Motywacje mogą być różne, ale rzadko szczere. Ludzie odzwyczaili się o realizowania własnych, prawdziwych potrzeb, a skupili się na tym czego od nich wymagano. Czyż nie przypominało to rozgrywanej na deskach sztuki? Pokręciła głową słysząc słowa nieznajomej. – Nie powinno być nic normalnego w porzuceniu. To miejsce nie zasługiwało na taki koniec. Natura ludzka jest ciemna i pełna sprzeczności. – zaczęła dłużej wpatrując się w zakurzone deski sceny. – Spełnij ich fantazje, a powiedzą, że są przesyceni, zabierz im ją, a poczują głód. Zepsucie, szaleństwo. Wszystko jest dziwne w upadku tego miejsca. Pycha naszego gatunku nie pojmuje żadnych granic. – dodała przenosząc wzrok na kobietę. Nie mogła się z nią zgodzić. Pozostawanie w bierności, normalizacja tragedii – nikt na to nie zasłużył. – Miejsca tworzą ludzie. To w nich tkwi marność.
Była zaskoczona tym, że ludzie wciąż wybierali sztukę. Wojna zbierała swoje żniwo i pozostawała bezwzględna po obu ścierających się stronach. Obserwując kogoś kto w swej profesji wciąż oddaje się przede wszystkim tworzeniu był inspirujący. Biorąc jednak pod uwagę to od kogo pochodziło zlecenie na wykonanie rzeźby trochę ją odstręczał. Czy naprawdę nie istniały ważniejsze kwestie? Czy nie mieli pod swymi skrzydłami ludzi, którym powinni zagwarantować godny byt? Sama myśl wzbudzała w niej gniew, ale może była zwyczajną hipokrytką? Skinęła głową i uniosła kącik ust w wymownym uśmiechu. Prawdopodobnie wielu chciałoby ujrzeć ją pod tym popiołem więc można było to uznać za swego rodzaju sukces. – Ty również – odparła przez dłuższy czas wpatrując się w niej sylwetkę. – Przeczuwam, że wiele historii nauczyło cię stąpania po tym popiele. – dodała wcale nie namawiając jej do ich opowiedzenia. Skoro chroniła swoją prywatność jak mogłaby ingerować w czyjąś? Aczkolwiek skłamałaby mówiąc, że nie jest ciekawa tego co kryje się za tym kamiennym spojrzeniem i wysoko uniesionym podbródkiem.
- Częściej chodzi o śmierć? – zapytała ze szczerą ciekawością w głosie. – Twoje rzeźby oscylują głównie w granicach kresu życia? – widziała w tym odwagę. Wielu bało się chociażby poczuć jej oddech na karku, zagalopować się w myślach dotyczących tej ostatecznej drogi. Ona zdawała się bawić tym tematem, nadawać jej nowego znaczenia. Czy to była fascynacja? Czy nabyta potrzeba przeciwstawienia się temu co nieuchronne. – Chyba zaczynam żałować, że nie przyjdzie mi żadnej zobaczyć. Niestety, moim grzechem jest ciekawość. – dodała nie bojąc się tego rodzaju szczerości.
Na ustach blondynki pojawił się wymowny uśmiech podsycany równie wymownym spojrzeniem. Nie było sensu udawać, to spotkanie stało się jeszcze bardziej ciekawe wraz z odkryciem twarzy i personaliów. Prawdopodobnie, gdyby nie zawieszenie broni to wszystko wyglądałoby z goła inaczej i ta myśl wzmogła bicie jej serca. Widocznie absurdy sytuacji były wpisane w jej relacje z tą konkretną rodziną. Wątpiła, że kobieta posiada jakąkolwiek wiedzę o jej zażyłości z Drew, nigdy nie mówili o tym głośno i nie sądziła by to się zmieniło. Dla niej była jedynie wrogiem, rebeliantką, kimś kogo chętnie zobaczyłaby przysypanego popiołem. Blondynka nie miała w sobie podobnych pokus. Nie przez to kim była, a przez to, że w ogóle była. Nie władała nią rządza rozlewu krwi, nigdy nie chciała obcować ze śmiercią bardziej niż to konieczne.
W całej tej sytuacji było coś prawdziwego. Nie prowadziły uprzejmej dyskusji o niczym, a oddały się autentyczności nie mając właściwie pojęcia z kim się stykają. To sprawiało, że nie czuła się w powinności by udawać. Odpowiadała zgodnie z prawdą i własnymi odczuciami tak jakby zawieszenie broni dało jej ku temu możliwość. Dziś nie miała nic przecież do stracenia. – Teraz z góry zakładam, że wszystko nim jest. Nie ufam, nie wierzę, uciekam od rozczarowania. Masz coś podobnego? Coś przed czym umykasz? – zapytała patrząc jak drobinki kurzu osiadają na jej ubraniu.
Skupiła się na słowach kobiety starając się oczami wyobraźni zobaczyć sztukę, która by ją urzekła, która by nią poruszyła. – Nie potrzebujesz desek teatru by to zobaczyć. Kostucha w ostatnim czasie gości się w zbyt wielu domach. – zaczęła przenosząc na nią spojrzenie zaciekawionych i pewnych oczu. – Czujesz się usatysfakcjonowana? – zapytała jeszcze unosząc przy tym brew w pytającym geście. Może pytanie było nazbyt bezpośrednie, może uderzało w nuty, w które uderzyć nie powinna, a jednak nie mogła zatrzymać wypływających z ust słów.
Nieznajoma miała racje. Wkrótce nie będzie do czego wracać. To miejsce przepadnie i nikt nie będzie miał na to większego wpływu. Nie wywoływało to w niej większych emocji. Było to stwierdzenie faktu, na które przystała ze spokojem. Skinęła nieznacznie głową. – A jednak przywiódł mnie tutaj, a ja nie wierzę w przypadki. – dodała. To niemożliwe, w końcu wybrały to samo miejsce i ten sam czas. Ze wszystkich ludzi na świecie spotkała właśnie ją. Mogłaby udawać, że to jedynie zrządzenie losu, ale czuła, że tak nie jest. Nic nie działo się bez przyczyny.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Zapomniany teatr Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Zapomniany teatr [odnośnik]20.08.23 12:11
Czułam jej sprzeciw, lecz mimo to słuchałam bez oburzenia, bez niechęci podsycanej innością jej spojrzenia. Zdawała się przenikać do tego jeszcze głębiej. Pomyślałam, że obydwie poświęcałyśmy temu zbyt wiele czasu – a jednak to miejsce ściągnęła nas obie, czegoś szukałyśmy, coś miało ono nam dać. Nie mogło być zatem skazane na zupełną śmierć, skoro ktoś wciąż próbował zajrzeć za sypiące się mury. Nasycić się, dotknąć przeszłości. Choć moje powody były zgoła inne i raczej niezainteresowane osobistym sentymentem, to jednak wciąż skierowano mnie właśnie tutaj. W tę… marność, w tumany zakurzonego echa, w sieć kruchych wspomnień.
Nie patrzyła na mnie, opowiadała dalej, tłumacząc zapomniany świat i ludzi, którzy dawniej byli, a dzisiaj ich już zabrakło. – To prawda, nigdy nie jesteśmy w pełni zaspokojeni. Zawsze znajdzie się powód, zawsze znajdzie się pustka, którą zapragniemy wypełnić. Głodni, waleczni, pożądający, wieczni poszukiwacze. Gotowi się nawzajem pozabijać, by ułożyć świat na fundamentach własnych mrocznych podszeptów – domknęłam, wybierając ten dobitny, nieco podniosły ton. Pozwoliłam sobie na tę namiastkę ciszy. Świat składał się z narastającej walki – porzuceń i zdobyć, pielęgnacji i niedbałości. To, co ważne było dzisiaj, jutro mogło już nic nie znaczyć. Nie tylko ludzi w swe ramiona zgarniała wszechmocna śmierć. Sami podrzucaliśmy jej plony. W obliczu tego wszystkiego ludzie o jasnych i pewnych poglądach byli jedynymi godnymi uwagi sojusznikami. Wahanie powodowało błąd, a błąd wykluczał z gry. Gdy sprawy były ważne, musiał panować rygor. Gardziłam niepewnością – przez nią nigdy nie było wiadomo, z kim miało się do czynienia, nawet jeżeli motywacje wydawały się jasne. Zmienność wypaczała. A natura przecież była… nasza i to o siebie samych zazwyczaj walczyliśmy najbardziej.
Życie stało się treningiem siły. Umysł musiał być odporny, prędki, trafny – nie oddany bez pamięci wyłącznie zwodniczej intuicji, ale przede wszystkim myślący porządnie. Miała rację, miałam historie, miałam doświadczenie, które były jak to dłuto, wbijały się, zmieniały kształty, modelowały i nadawały właściwego charakteru – lecz nie bez bólu, nie bez udręki. Nie spotkała się z opowieścią, nie dałam jej nic, choć łowiłam jej ochotę, czułam, że z ciekawością przygarnie więcej. Ucięłam jednak, nie odzywając się choćby słowem. Nie dziś i nie dla niej przeznaczone były moje historie.
- Właśnie tak. To śmierć tworzy moje figury, igranie z nią, jej nadejście, jej pragnienie i strach przed nią  – odpowiedziałam prosto, swobodnie, bo choć ona wydawała się nieco zdziwiona, dla mnie to była zupełnie naturalna sprawa i… pasja. Pasja, którą nie każdy potrafił pojąć i uszanować. Nie starałam się jednak, by komukolwiek to tłumaczyć. Nawet jej. – Nie warto jej lekceważyć. Warto ją oswoić – dodałam trochę w upomnieniu,  a trochę jako złotą wskazówkę, która być może stanowiła klucz do zrozumienia. – Grzech – powtórzyłam po niej, wzdrygając się nieco nieprzyjemnie na to mugolskie pojęcie. Nawet jeżeli zdawało się zupełnie przeniknąć do czarodziejskiego słownika. – Zwykle zbyt łatwo wpadamy w jego sidła. Nie zakładaj, że nigdy nie ujrzysz moich rzeźb. Może pewnego dnia będzie ci to dane. Może ten teatr odżyje, a ja pozostawię w nim ślad swojej sztuki. Może tu wrócisz... - wyjawiłam, wprowadzając w ton głosu namiastkę przeciągającej się tajemnicy. Gdybym już wtedy wiedziała, kim jest dziewczyna, słowa te zapewne nigdy nie miałyby prawa wybrzmieć. Pozbawiona tej wiedzy mogłam sobie pozwolić na snucie tej wizji. Los przecież rzadko pytał nas o zdanie, los lubił igrać. Podobnie jak śmierć. I my z nią.
- Więc to, w co wierzysz, także może być kłamstwem. Iluzją, która nagle upadnie i pogrzebie cię. Dość ponure założenia, Lucindo. Przecież gdzieś, w czymś trzeba widzieć… nadzieję. Czy nie tak? – zapytałam, uważnie jej się przyglądając. Jej wypowiedź pełna była smutku, zachwiana, gorzka i dość absurdalna, skoro bawiła się w wojnę. W czymś musiała upatrywać prawdę, coś musiało być jej światłem, gdy ciemność zbierała triumf nad triumfem. Inaczej kostucha już dawno temu zabrałaby ją ze sobą. Nie wierzyłam jej, nie wierzyłam, że tak widziała świat. – Nie, rozcinam to, co mnie więzi. Chcę podążać wolna, świadoma i konsekwentnie zmierzająca do celu – odpowiedziałam pewnie, nie zdejmując ani na moment spojrzenia. Podczas gdy oni błądzili w kłamstwach i niepewności, my dobrze wiedzieliśmy, czego chcieliśmy. I sądząc po efektach, to działało. Dominowaliśmy.
Miała słuszność swej obserwacji. To, o czym mówiłam, odtwarzało się w naszej rzeczywistości jako prawda, realna, dobitna, przerażająca i daleka od pozostania jedynie krótką chwilą odegraną misternie na wielkiej scenie. To konsekwencje konfliktu, jego owce i jego straty – po obu stronach. – Śmierć zabiera, nie pytając o nasze imiona i myśli, nie wybierając słusznych i niesłusznych. Dotyka każdej krainy – zaczęłam, dobrze wiedząc, do czego zmierzała. Przeciągająca się do wielu miesięcy bitwa dostarczała mrocznych plonów, na czym grabarze zdecydowanie korzystali, ale i nawet bez tego zawsze będziemy mieli coś do roboty. Jeżeli zaś chodziło o mój i mojej rodziny w tym udział, dobrze wiedziała, że skutki widoczne były pośród obu grup. Nie odrzekłam pewnie, bez cienia rozczarowania czy żalu. – Obydwie jednak dobrze wiemy, że by coś zyskać, trzeba najpierw coś utracić. A śmierć zaś prędzej czy później zabierze każdego z nas – podkreśliłam, opierając palce o brzegi fotela znajdującego się przede mną. Palcami przemknęłam po drewnianej, brudnej ramie, wyznaczając w kurzu linię. Spojrzenie utkwiłam jeszcze raz w mdłej scenie. Przez chwilę w myśli niczym echo odznaczała się słynna koncepcja zawarta w tekstach angielskiego dramaturga. Życie to teatr.
- Nie przypadek – powtórzyłam za nią z pewnym gorzkim zdumieniem, pozwalając sobie na prędką analizę w myśli. Los zepchnął do jednego opuszczonego teatru rycerza i zakonnika, w godzinie zawieszenia broni, w samotności, ciszy i refleksji, która pozwoliła nam na więcej niż tylko kilka ponurych gróźb. Na rozmowę. Nie, nie widziałam w tym sensu, choć doceniałam rozmówcę. Wkrótce jednak powstałam, spoglądając na nią z góry. – Pora, by nasze drogi cię rozeszły. Zostawię ci… twój teatr – odparłam, pozwalając sobie na wymowną pauzę, po której jeszcze raz rozejrzałam się wokół. Obróciłam się, by wydostać z rzędu przekrzywionych, martwych siedzeń, by wyjść z labiryntu zagrzebanej sztuki. Zostawić ją samą z mdłym wspomnieniem jej własnego, upadłego, pogardzonego szlachectwa.
Żegnaj.


zt x2
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Zapomniany teatr
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach