Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Hampshire
Fabryka Charm Choc
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Fabryka Charm Choc
Jeszcze przed wybuchem wojny w tej lokacji mieściła się fabryka słodyczy. Miejsce to słynęło jednak z zatrudniania magów mugolskiego pochodzenia, a nawet charłaków. Przez to stała się bardzo popularna, a ludzie uwielbiali smak słodkich wyrobów Charm Choc. Wraz ze zmianą władzy wszelkie miejsca wspierające mugoli były likwidowane. Tak stało się i tym razem. Fabryka została zamknięta zaraz po tym, gdy w jej murach doszło do masakry, a wszystkich magów niepewnego pochodzenia zabrano na przesłuchania do Ministerstwa Magii, z których niewielu powróciło.
-Nie, nie dziś. - Odpowiedziała z uśmiechem czającym się w kąciku ust. Mogła wypowiedzieć to słowami, które niosłyby wielorakie znaczenie. Mogła się zabawić w dwuznaczności jak na salonach. I choć posiadała narzędzia i wiedzę do tego, tak nie korzystała z tej umiejętności chętnie. Tym bardziej w sytuacji, kiedy miała zadanie do wykonania. Nie czuła się dobrze w tej grze pozorów, choć parę masek już posiadała. Najlepsza była jednak ta wrodzona, nabywa wraz z dziedzictwem rodu Burke - zmysł obserwacji i trzymania się na uboczu wielkich skandali. Nie musiała się obawiać, że jej nazwisko wypłynie na papierze brukowców, poza tym na co sama pozwoli.
-Właśnie z tego powodu nie pijam innych rzeczy. Po co mam się zmuszać? - Odparła ze spokojem, nie zrażona sugestią. Nie przeszkadzało jej towarzystwo mężczyzny, wręcz przeciwnie było jej miłe, a dla niej samej stanowiło swego rodzaju wyróżnienie, które połechtało delikatnie uśpione ego lady Burke. Wsparcie misji Rycerzy sprawiało, że czuła iż dokłada swoją cegiełkę do tego co się właśnie działo na Wyspach Brytyjskich. Być może miała złudne poczucie, że ma coś do powiedzenia, ale na razie to uczucie było zbyt mocne i zagłuszało przez chwilę zdrowy rozsądek.
Po chwili wstyd palił policzki tak jak objaw nieudanej klątwy mroził jej palce. Zła na siebie i na swoją słabość, odsunęła się parę kroków w tył dając pole czarodziejowi do działania. Patrzyła jak sprawnie kreśli runę różdżką, jak pewnie stawia znaki bez cienia zawahania.
Nauka klątw była równie czasochłonna i precyzyjna jak sztuka tworzenia talizmanów i choć wiedziała, że potrzebuje czasu i dużej ilości praktyki aby osiągnąć odpowiedni poziom, tak teraz jej ambicje nie pozwalały stać spokojnie.
Kiedy oględziny jej dłoni dobiegły końca naciągnęła rękawiczkę ponownie na dłoń chowając plamę na swojej ambicji. Drew nie uśmiechnął się złośliwie, nie skomentował, że miejsce panienki z dobrego domu jest wśród salonów, a nie w opuszczonej fabryce. Za to była mu wielce wdzięczna.
Nie chciała przepraszać, okazywać swojej słabości czy też zażenowania, ale w środku się w niej gotowało. Obawiała się, że jeszcze jedna nieudana akcja i pozostanie jej stanie na tyłach. Nie dążyła do walki na froncie i otwartych zmagań. Czkawka na początku stycznia wiele ją nauczyła, pokazała okrucieństwo wojny i jej prawdziwe oblicze. Jedno z wielu. To sprawiło, że klapki na oczach jakie miała opadły bezpowrotnie. Podjęła parę ważnych decyzji i uznała, że czas powoli wdrażać pewne plany w życie. Wymagać to będzie od niej ogromnej ilości samozaparcia i siły psychicznej kiedy spotka się z oporem i krzywymi spojrzeniami.
-Dziękuję. - Rzekła po chwili. -Skonsultuję się z uzdrowicielem. - Zapewniła, a kiedy Drew skończył nakładanie klątwy zapytała: -Czy coś jeszcze powinniśmy tu zrobić? Mamy zabezpieczenia na dole i na górze. - Mimowolnie spojrzała w górę jakby spodziewała się nieskończonej ilości pięter, ale istniała szansa, że intruz zniechęci się po pierwszych dwóch pułapkach. Gorzej jak trafi się wybitny klątwołamacz, ale nie byli w stanie przewidzieć wszystkiego i przeciwdziałać każdej, potencjalnej osobie, która tu wejdzie.
-Właśnie z tego powodu nie pijam innych rzeczy. Po co mam się zmuszać? - Odparła ze spokojem, nie zrażona sugestią. Nie przeszkadzało jej towarzystwo mężczyzny, wręcz przeciwnie było jej miłe, a dla niej samej stanowiło swego rodzaju wyróżnienie, które połechtało delikatnie uśpione ego lady Burke. Wsparcie misji Rycerzy sprawiało, że czuła iż dokłada swoją cegiełkę do tego co się właśnie działo na Wyspach Brytyjskich. Być może miała złudne poczucie, że ma coś do powiedzenia, ale na razie to uczucie było zbyt mocne i zagłuszało przez chwilę zdrowy rozsądek.
Po chwili wstyd palił policzki tak jak objaw nieudanej klątwy mroził jej palce. Zła na siebie i na swoją słabość, odsunęła się parę kroków w tył dając pole czarodziejowi do działania. Patrzyła jak sprawnie kreśli runę różdżką, jak pewnie stawia znaki bez cienia zawahania.
Nauka klątw była równie czasochłonna i precyzyjna jak sztuka tworzenia talizmanów i choć wiedziała, że potrzebuje czasu i dużej ilości praktyki aby osiągnąć odpowiedni poziom, tak teraz jej ambicje nie pozwalały stać spokojnie.
Kiedy oględziny jej dłoni dobiegły końca naciągnęła rękawiczkę ponownie na dłoń chowając plamę na swojej ambicji. Drew nie uśmiechnął się złośliwie, nie skomentował, że miejsce panienki z dobrego domu jest wśród salonów, a nie w opuszczonej fabryce. Za to była mu wielce wdzięczna.
Nie chciała przepraszać, okazywać swojej słabości czy też zażenowania, ale w środku się w niej gotowało. Obawiała się, że jeszcze jedna nieudana akcja i pozostanie jej stanie na tyłach. Nie dążyła do walki na froncie i otwartych zmagań. Czkawka na początku stycznia wiele ją nauczyła, pokazała okrucieństwo wojny i jej prawdziwe oblicze. Jedno z wielu. To sprawiło, że klapki na oczach jakie miała opadły bezpowrotnie. Podjęła parę ważnych decyzji i uznała, że czas powoli wdrażać pewne plany w życie. Wymagać to będzie od niej ogromnej ilości samozaparcia i siły psychicznej kiedy spotka się z oporem i krzywymi spojrzeniami.
-Dziękuję. - Rzekła po chwili. -Skonsultuję się z uzdrowicielem. - Zapewniła, a kiedy Drew skończył nakładanie klątwy zapytała: -Czy coś jeszcze powinniśmy tu zrobić? Mamy zabezpieczenia na dole i na górze. - Mimowolnie spojrzała w górę jakby spodziewała się nieskończonej ilości pięter, ale istniała szansa, że intruz zniechęci się po pierwszych dwóch pułapkach. Gorzej jak trafi się wybitny klątwołamacz, ale nie byli w stanie przewidzieć wszystkiego i przeciwdziałać każdej, potencjalnej osobie, która tu wejdzie.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy dość dosadnie zaniechała planów kontynuacji, jakże pięknego dnia. Wszystko szło po naszej myśli i choć moglibyśmy zrzucić sobie na barki ciężar jednego, nieudanego przekleństwa to nie widziałem w tym większego sensu. Zabezpieczeń było nałożonych już na tyle, że tylko wprawne oko przejdzie przez ten labirynt bez żadnego szwanku. Rzecz jasna musiała uważać wszak objaw sinicy był niebezpieczny i stanowił niezwykle krótką drogę do gorszych konsekwencji, jakim było zapadnięcie na tę chorobę. Osłabiała organizm, robiła to znacznie, dlatego czym prędzej winna udać się do specjalisty i przyjąć odpowiednie środki – jeśli rzecz jasna takowe w ogóle istniały. Kto wie, być może tylko zaawansowane stadium dało się leczyć? Nie byłem uzdrowicielem, a zatem nie wypowiadałem się w tej kwestii. Nigdy nie robiłem z siebie pseudo znawcy.
-A ktoś wspomniał o zmuszaniu?- zaśmiałem się, gdyż samemu rzecz jasna tego nie czyniłem. Lubiłem smak alkoholi – jednych mniej, drugich bardziej, ale nie zmieniało to faktu, że zdecydowanie rozluźniał i dodawał werwy, kiedy tylko nie wypiło się jednego kieliszka za dużo.
-Myślę, że to wystarczy. Zajmę się resztą- skwitowałem z lekkim skinięciem głową, po czym schowałem do wewnętrznej kieszeni szaty piersiówkę. Wszelkie dostępne wejścia były zabezpieczone, podobnie jak te na dole, dlatego wystarczyło rozpocząć procedurę uaktywniania ich poprzez dociśnięcie wężowego drewna do krańca runicznego kręgu. Postanowiłem uczynić to za dziewczynę, nie musiała ponosić już zbędnego ryzyka – i tak zrobiła już wiele. O wiele więcej niżeli mógłbym się spodziewać.
Rozpocząłem znacznie szybszy proces z zaklęciem Ordior na ustach, a drugą dłonią wskazywałem miejsce, gdzie miała się przesunąć. Musieliśmy zachować pełną ostrożność, bowiem jeden zły ruch mógłby ściągnąć na nas prawdziwą katastrofę. Zabawy z klątwami zawsze były niebezpieczne. Gdy tylko skończyłem skierowałem się z powrotem na dół, aby i tam dokonać powinności, a wcześniej zabrać rozłożone bazy. Poszło gładko, bez kolejnych przygód.
-Liczę, że panienka tak uczyni. Będzie to rozsądne- dodałem w kwestii konsultacji z uzdrowicielem, kiedy znajdowaliśmy się już przed budynkiem. Słońce zdążyło schować się już za horyzontem na rzecz połyskującego księżyca, czego w zasadzie mogliśmy się spodziewać. Klątwy, szczególnie te bardziej zaawansowane, zajmowały sporo czasu. -Jeśli będzie panienka potrzebować jakiś informacji, kolejnej praktyki, to wie gdzie mnie szukać- dodałem z lekkim uśmiechem, po czym zmieniłem się w kłąb czarnego dymu i udałem wprost na Śmiertelny Nokturn wszak to właśnie tam czekała mnie zapłata za wykonanie zadania.
|zt x2
-A ktoś wspomniał o zmuszaniu?- zaśmiałem się, gdyż samemu rzecz jasna tego nie czyniłem. Lubiłem smak alkoholi – jednych mniej, drugich bardziej, ale nie zmieniało to faktu, że zdecydowanie rozluźniał i dodawał werwy, kiedy tylko nie wypiło się jednego kieliszka za dużo.
-Myślę, że to wystarczy. Zajmę się resztą- skwitowałem z lekkim skinięciem głową, po czym schowałem do wewnętrznej kieszeni szaty piersiówkę. Wszelkie dostępne wejścia były zabezpieczone, podobnie jak te na dole, dlatego wystarczyło rozpocząć procedurę uaktywniania ich poprzez dociśnięcie wężowego drewna do krańca runicznego kręgu. Postanowiłem uczynić to za dziewczynę, nie musiała ponosić już zbędnego ryzyka – i tak zrobiła już wiele. O wiele więcej niżeli mógłbym się spodziewać.
Rozpocząłem znacznie szybszy proces z zaklęciem Ordior na ustach, a drugą dłonią wskazywałem miejsce, gdzie miała się przesunąć. Musieliśmy zachować pełną ostrożność, bowiem jeden zły ruch mógłby ściągnąć na nas prawdziwą katastrofę. Zabawy z klątwami zawsze były niebezpieczne. Gdy tylko skończyłem skierowałem się z powrotem na dół, aby i tam dokonać powinności, a wcześniej zabrać rozłożone bazy. Poszło gładko, bez kolejnych przygód.
-Liczę, że panienka tak uczyni. Będzie to rozsądne- dodałem w kwestii konsultacji z uzdrowicielem, kiedy znajdowaliśmy się już przed budynkiem. Słońce zdążyło schować się już za horyzontem na rzecz połyskującego księżyca, czego w zasadzie mogliśmy się spodziewać. Klątwy, szczególnie te bardziej zaawansowane, zajmowały sporo czasu. -Jeśli będzie panienka potrzebować jakiś informacji, kolejnej praktyki, to wie gdzie mnie szukać- dodałem z lekkim uśmiechem, po czym zmieniłem się w kłąb czarnego dymu i udałem wprost na Śmiertelny Nokturn wszak to właśnie tam czekała mnie zapłata za wykonanie zadania.
|zt x2
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Strona 2 z 2 • 1, 2
Fabryka Charm Choc
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Hampshire