Wschodnia wieżyczka
Lady Nott zadbała o przestrzeń, w której można wyciszyć się nieco i odpocząć od szampańskiej zabawy w sali balowej. Oświetlenie tej komnaty w całości pochodzi od kolorowych świec, które znajdują się na każdym stoliku i ławie, czyniąc z tej przestrzeni istny festiwal świateł. Na okrągłym podeście, na samym środku pokoju, stoi kilkadziesiąt świec w różnych kolorach, z czego znaczenie każdego jest wyraźnie opisane. Barwny wosk ma służyć składaniu życzeń w postaci intencji na nadchodzący rok, nie tylko dla samego siebie, ale i innych obecnych, a nawet całego kraju. Należy wybrać jedną świecę, bazując na jej kolorze, a następnie odpalić zaklęciem, lub użyć do tego płomienia z jednej z lamp i odłożyć ją na jeden ze stolików.
- Kolory świec:
Żółty: przyjaźń, energia, szczęście, intelekt, optymizm
Pomarańczowy: kreatywność, młodość, fascynacja, ciepło, sprawność
Czerwony: siła, pomoc, impulsywność, namiętność, zmysłowość
Różowy: radość, niewinność, miłość, seks, optymizm
Fioletowy: kreatywność, radość, energia, bogactwo, szlachetność
Granat: zaufanie, bezpieczeństwo, powaga, spokój
Zielony: szczęście, relaks, spokój, siła, przyjaźń, wierność
Szary: ochrona, spokój, wyciszenie, stabilność
Złoty: energia, odwaga, bogactwo, mądrość
Czarny: elegancja, luksus, stałość, prestiż, tajemniczość, żałoba
Brązowy: spokój, trwałość, praktyczność, zrównoważony rozwój,
Biały: czystość, niewinność, beztroska, estetyka, elegancja, delikatność
Według tradycji gałązki jemioły wieszane są w domach przy suficie lub nad drzwiami w czasie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Jemioła ma przynieść domowi i jej mieszkańcom spokój, pomyślność i szczęście w zbliżającym się czasie. Jest także symbolem odnowy, która ma odstraszać złe i niechciane moce, a zapraszać te niosące przychylność i dostatek.
Istnieje tradycja, według której każdy gość przekraczający próg posiadłości powinien zerwać jedną z jagód jemioły i zabrać ją ze sobą. Ma to symbolizować pokój między rodami, wspólną sprawę, a także chęć dzielenia się szczęściem. Zerwanie jagody należy zgłosić w komponentach z zaznaczeniem, iż przekazanie dokonało się na sabacie celem dopisania składnika alchemicznego do ekwipunku obdarowanej kobiety oraz odpisania jagody z wybranego tematu.
Nie można jednak zapomnieć o najważniejszej cesze tej symbolicznej rośliny. Każda para, która znajdzie się pod jemiołą, powinna się pocałować. Jemioła symbolizuje płodność i witalność, a także wpływa na jakość pożycia małżeńskiego. Czarodzieje niejednokrotnie przekonali się już, jak wielki wpływ na życie może mieć świadome omijanie tradycji i wiedzą, że nie należy tego robić.
Pozostały 2/3 jagody.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Lady Nott zadbała o przestrzeń, w której można wyciszyć się nieco i odpocząć od szampańskiej zabawy w sali balowej. Oświetlenie tej komnaty w całości pochodzi od kolorowych świec, które znajdują się na każdym stoliku i ławie, czyniąc z tej przestrzeni istny festiwal świateł. Na okrągłym podeście, na samym środku pokoju, stoi kilkadziesiąt świec w różnych kolorach, z czego znaczenie każdego jest wyraźnie opisane. Barwny wosk ma służyć składaniu życzeń w postaci intencji na nadchodzący rok, nie tylko dla samego siebie, ale i innych obecnych, a nawet całego kraju. Należy wybrać jedną świecę, bazując na jej kolorze, a następnie odpalić zaklęciem, lub użyć do tego płomienia z jednej z lamp i odłożyć ją na jeden ze stolików.
- Kolory świec:
Żółty: przyjaźń, energia, szczęście, intelekt, optymizm
Pomarańczowy: kreatywność, młodość, fascynacja, ciepło, sprawność
Czerwony: siła, pomoc, impulsywność, namiętność, zmysłowość
Różowy: radość, niewinność, miłość, seks, optymizm
Fioletowy: kreatywność, radość, energia, bogactwo, szlachetność
Granat: zaufanie, bezpieczeństwo, powaga, spokój
Zielony: szczęście, relaks, spokój, siła, przyjaźń, wierność
Szary: ochrona, spokój, wyciszenie, stabilność
Złoty: energia, odwaga, bogactwo, mądrość
Czarny: elegancja, luksus, stałość, prestiż, tajemniczość, żałoba
Brązowy: spokój, trwałość, praktyczność, zrównoważony rozwój,
Biały: czystość, niewinność, beztroska, estetyka, elegancja, delikatność
Według tradycji gałązki jemioły wieszane są w domach przy suficie lub nad drzwiami w czasie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Jemioła ma przynieść domowi i jej mieszkańcom spokój, pomyślność i szczęście w zbliżającym się czasie. Jest także symbolem odnowy, która ma odstraszać złe i niechciane moce, a zapraszać te niosące przychylność i dostatek.
Istnieje tradycja, według której każdy gość przekraczający próg posiadłości powinien zerwać jedną z jagód jemioły i zabrać ją ze sobą. Ma to symbolizować pokój między rodami, wspólną sprawę, a także chęć dzielenia się szczęściem. Każdy, kto zabierze jedną z jagód jemioły, zobowiązany jest do wpisania tego w aktualizacjach celem dopisania składnika alchemicznego do ekwipunku.
Nie można jednak zapomnieć o najważniejszej cesze tej symbolicznej rośliny. Każda para, która znajdzie się pod jemiołą, powinna się pocałować. Jemioła symbolizuje płodność i witalność, a także wpływa na jakość pożycia małżeńskiego. Czarodzieje niejednokrotnie przekonali się już, jak wielki wpływ na życie może mieć świadome omijanie tradycji i wiedzą, że nie należy tego robić.
Pomieszczenie było jeszcze puste, doskonała więc okazja aby zapalić swoją świeczkę i być może, być może, napotkać kogoś w nieco prywatniejszej sytuacji. Najpierw jednak życzenie! Przyjrzała się ostrożnie wszystkiemu, co było w pomieszczeniu, zastanawiając się, co chciała aby się ziściło. Miała sporo zmartwień na głowie – mogła w końcu prosić o coś dla siebie, o dobrego męża, tak aby nie utknąć w nieszczęśliwej (czy też raczej, jak to w szlachcie, utknąć w tej mniej nieszczęśliwej) relacji, czy też aby zrobić coś jeszcze, co zapewniłoby jej pomyślność? Chyba wolała myśleć nie tylko o sobie, jak zwykle, sięgając po fioletową świecę by odpalić ją ostrożnie od tych, które już w pomieszczeniu się znajdowały. Kreatywność przydatna przy tworzeniu stroju, radość i energia tłumaczące same siebie, szlachetność, by rodzina Parkinson dalej utrzymywała tak świetną renomę, no i oczywiście bogactwo, bo tego nigdy zbyt wiele.
Uśmiechnęła się, odstawiając świeczkę gdzieś na wolną przestrzeń i odsuwając się, aby spojrzeć na wszystko, zanim też nie odsunęła się, gotowa wyjść i zniknąć, bo chociaż najchętniej zapaliłoby się wszystkie kolory, to losu lepiej nie było kusić, dlatego wyprostowała się i uśmiechając się, zanim nie odwróciła się w kierunku wyjścia, chcąc opuścić to miejsce zanim nie natknęła się na kogoś w progu.
- Dobry wieczór. – Posłała delikatny uśmiech zza maski, pozwalając aby jasne śnieżynki z jej oddechu delikatnie wirowały w powietrzu.
death, love
And sacrifice
Przystanął w progu, zatrzymując spojrzenie na dziewczynie. Maski tworzyły pozory anonimowości, ale jak przekonał się wcześniej to tylko ułuda. Wystarczyło znać głos i tajemniczość pozostawała powierzchowna. Kiedy jednak nieznajoma odezwała się, przyjemny melodyjny ton, okazał się całkowicie obcy. Idealnie. Takiego przypadkowego spotkanie potrzebował teraz. Nie przyglądał się natarczywie, ale odrobinę oceniająco. Drobna sylwetka, osłonięta ładną sukienką, śliczna buzia przykryta zdobioną maską. Zachwycała i nie miał pewności czy to wina wypitego alkoholu, czy faktycznie tak właśnie było. Drobne śnieżynki, które wydobyły się z jej ust, zdziwiły go na moment, ale dodawały jej dziwnego uroku. Była tak chłodna? Nie wydawała się.
- Dobry wieczór, lady.- podjął. Nie wnikał czy faktycznie była lady, czy nie, nie miało to wielkiego znaczenia, a było bezpieczniejszą opcją. Mimowolnie podniósł wzrok nad nią, nad drzwi w których stali.
Widok jemioły sprawił, że cień zaskoczenia przemknął w błękitnych tęczówkach. Wiedział, że takowe znajdują się nad drzwiami pomieszczeń w Hampton Court, ale mimo to nie spodziewał się, że znajdzie się pod takową z przypadkową panną.- To chyba szansa na ucieczkę.- rzucił żartem, a nieco wilczy uśmiech pojawił się na jego ustach. Przed momentem miał kiepski humor, więc nie planował psuć go również dziewczynie. Cofnął się o krok, dając jej możliwość, aby przeszła obok, jeśli tylko chciała.
Ma barwę nocy…
Krok wstecz to krok wstecz
Kiedy tylko przyjrzała się uważnie sylwetce mężczyzny, którego dojrzała, mogła stwierdzić z całą pewnością, że nigdy nie zamienili ze sobą słowa. Było to ważne w kontekście jej wcześniejszych obaw, ale nie teraz, bo w końcu była szansa, że nigdy już się nie spotkają. Słowa od Melisande dodały jej otuchy i nie przejmowała się aż tak, że mogłaby zbłaźnić się nieodpowiednim zachowaniem. Była w końcu wychowana na lady, a damy takie jak ona na pewno zachowywały się odpowiednio…prawda? Teraz również spojrzeniem zmierzyła mężczyznę…przez maski ciężko było odczytać emocje, nie umiała więc nawet zgadnąć, co teraz odczuwa.
Kiedy jednak wspomniał o możliwości ucieczki, sama dopiero spojrzała w górę, przypatrując się jasnym jagodom jemioły, uśmiechając się lekko kiedy dostrzegła ich błysk, odbijający światło wielu świec. Zaraz też spojrzała na mężczyznę który pozostawał jej wybór. Uniosła lekko brwi, zaraz też uśmiechając się kiedy uniosła lekko podbródek w swojej własnej dumie.
- Obydwoje wiemy, iż niebezpiecznie jest ignorować tradycję magiczną, bo może to grozić nieprzewidzianymi skutkami… - uśmiechnęla się, tym razem spoglądając znów w oczy mężczyzny, nie ruszając się aby go wyminąć, chociaż przesuwając się tak, iż sam mógłby przejść obok niej, gdyby jednak chciał ruszyć przed siebie.
- Jeżeli jednak jestem aż tak przerażająca, nie zatrzymuję. W końcu zmuszony pocałunek niczym przyjemnym nie jest. – Nie uciekł jej uśmiech, ale oczekiwała, co powiedzieć może na ten „warunek”. I czy jednak skusi się na pocałunek, czy jednak skieruje się gdzieś indziej.
death, love
And sacrifice
- To tylko przesądy, tradycje nie wymagają pielęgnowania, gdy nie są naprawdę groźne.- odparł, niekoniecznie przejmując się tym, w co wierzyło wielu. Jemioła pozostawała dla niego jedynie pustym symbolem, nawet jeśli sama roślina posiadała przydatne dla niektórych właściwości. Nie krył rozbawienia, kiedy dziewczyna przesunęła się w wejściu, dając mu taką samą możliwość, jak on Jej. Naprawdę rzucała mu wyzwanie? Prychnął z rozbawieniem, bo najwyraźniej nie była świadoma, komu takowe rzuca, a on nie zwykł cofać się w podobnych sytuacjach. Poza tym rozsądek nie był jego mocną stroną, nawet jeśli w obecnej sytuacji też niewiele by to dało. Uszanowanie śmiesznej tradycji albo cofnięcie się przed młodą kobietą. Oba rozwiązania brzmiały w jego ocenie źle, chociaż z innych powodów.
Zawiesił na niej błękitne tęczówki, wyciągając dłoń ku roślinie, by zerwać jedną z jagód jemioły. Skoro była taka odważna, nie miał skrupułów, aby wykorzystać pełnie owej tradycji.
- W takim razie, moja pani.- podjął cicho, tak by słowa dotarły jedynie do jej uszu. Wiedział, jak spoufalę brzmiały, lecz na tą jedną chwilę pozwolił sobie na podobne zachowanie.- Skoro najwyraźniej przejmujesz się możliwymi konsekwencjami łamanej tradycji.- lekko echo kpiny wkradło się w jego głos, jednak nie chciał jej obrazić.- Przyjmiesz ten niepozorny owoc jemioły i odwdzięczysz się za ów podarunek? - dodał, nie kryjąc ciekawości, co też zrobi nieznajoma. Obojętnie, co za moment się stanie i tak będzie na wygranej pozycji. Nawet, jeśli tak naprawdę, nie zamierzał na nią naciskać, dlatego wyczekiwał wahania, a w razie tego, mimo wszystko zamierzał oddać jej owoc, bez odbierania swej części.
| zrywam jagodę jemioły
Ma barwę nocy…
Krok wstecz to krok wstecz
Nie czuła jednak strachu. Zrobienie jej tutaj krzywdy byłoby głupotą, bo nawet gdy nie znajdowała się w chwili obecnej pod czujnym okiem brata czy kuzyna, tak wciąż nie trudno byłoby potem wyciągnąć informację o winnych wobec jakiegokolwiek problematycznego zajścia. Stojący przed nią mężczyzna również nie wydawał się przyklaskiwać pomysłowi, by przekroczyć granice nie tylko dobrego smaku (zabawne, jak Melisande miała rację, wskazując, że chociaż maski chowają oblicza, nie będą w stanie schować różnicy w wyuczanych przez lata manierach), ale również i bezpieczeństwa. Mimo wszystko, wciąż dawał jej wybór, nawet jeżeli kpił z niego.
Nie dała jednak po sobie poznać, czy w jakiś sposób ją to uraziło – czy może w ogóle tego nie zrozumiała, bo i to prawdopodobne było – wciąż wpatrując się w niego kiedy tylko sięgnął po jagodę jemioły, zrywając ją by w końcu zalśniła w jego dłoniach.
- Czy w takim razie nie należy praktykować tradycji, w których wysiłek jest niewielki, a nagroda słodka? – Być może nieznajomy nie był człowiekiem, który łatwo sięgał po co dostępne, ale tylko głupiec nie chwytał okazji kiedy była praktycznie za darmo. Skusił się jednak, być może podpuszczony przez nią, a być może po to, aby mieć z głowy namolną arystokratkę, jedno z dwojga. Sięgnęła jednak po jemiołę z uśmiechem, przysuwając się delikatnie aby złapać mężczyznę za poły jego ubrania, przyciągając go w słodkim pocałunku, trwającym na tyle krótko, by nie zmienił się w nic nieprzyjemnego, również zaś na tyle długo, by pozostał w jego pamięci, zwłaszcza przy delikatnych śnieżynkach wirujących w jej oddechu. Usta złączyły się w pocałunku, zaskakująco pewnym jak na Odettę, chociaż też delikatnym, bo ciężko mówić o wielkiej kokieterii albo doświadczeniu. Odsunęła się chwilę później, chichocząc lekko, chociaż nie drażniąco dla ucha.
- Teraz nie musi się pan zamartwiać iż duchy, albo ja, dręczyć będziemy o dochowanie tradycji! – Uśmiechając się lekko, schowała jagodę do torebki, odsuwając się i znikając za drzwiami, zostawiając Cilliana samego.
death, love
And sacrifice
Jedyna taka noc w roku, niezapomniana, otwierająca przed gośćmi skąpanymi w feerii barw bramy do świeżej przyszłości, smakująca winem, plotką i szampańskim nastrojem; w każdym kandelabrze majaczyło odbicie przystrojonych pomieszczeń wypełnionych człowiekiem odzianym w wymyślną kreację. Dziś wszyscy z nich skryci byli za fasadą eleganckich masek. Namiastka anonimowości zapraszała do grzechu, choć ona, dumnie błyszcząca u boku męża, nie w głowie miała nastoletnie psikusy. Karmin trenu sukni sunął po podłodze w tańcu, gdy na parkiecie w czołowej komnacie pozwoliła prowadzić się ułożonym arystokratom, później także samemu sir Maghnusowi, z którym przyjemnością było zamienić kilka enigmatycznych słów; w oparach absurdu maskarady poznali się od razu, przyzwyczajeni do wzajemnej charakterystyki przez dekady znajomości niemal sięgającej kołyski. Dostrzegł jej tożsamość spod maski przypominającej sowią facjatę upstrzoną nieruchomymi piórami. Walc dał możliwość, by nieopodal przyjrzała się wówczas męskim sylwetkom opatrzonym ekscentrycznym fasonem materiału, kocim wizerunkiem, gdzieś w tłumie mignęła również debiutantka w sukni o barwie lukrowego różu. Orkiestra przygrywała melodię piękną, ale nieco męczącą, a Catriona zrozumiała to w momencie, gdy wraz z Albertem oddalili się od serca tętniącego istnieniem, kroki kierując do wschodniej wieżyczki, zapraszani tam wonią wosku, nęceni tintami migoczącymi zza rogu; zmęczyło ją pląsanie pośród eleganckich par, bo o ile żywić do tego mogła prawdziwą, przedziwną sympatię, o tyle pragnęła też ciszy. Podczas gdy z przeciwległych końców korytarza wciąż po stokroć dobiegały rozanielone odgłosy rozpraw i śmiechów perlistych jak korale wokół szyi szlachcianki - ona, wsparta o ramię dystyngowanego małżonka, wspinała się po schodach na sam szczyt baszty, do jej najwyższej kondygnacji. Czasem zbyt bliska Albertowi, niby to zrządzeniem kapryśnego fatum przylegająca do niego raz na kilkanaście oddechów na szczeblach prowadzących chyba ku samym niebiosom - lecz jedynie wtedy, gdy znikąd otaczały ich obce oczy.
- Spostrzegłeś mężów w kocich maskach? - zagadnęła szeptem ostrzejszym niż zwykle, nasączonym kwaskowatością oburzenia względem nieobyczajności co niektórych zaproszonych. Jak śmieli taką obrazą odpowiadać na gościnność szanownej lady Nott? Jak mogli wstydem okrywać swoje rodziny? Ach, zdradliwa anonimowości, zgubna i fałszywa. - Choć może były to żony, bo o męstwo nie śmiem posądzić tych lordów. To prowokacja? Czy może zwodnicza, nieusprawiedliwiająca obłędu ignorancja? - wymruczała z niesmakiem. Szczęśliwie jednak ów niesnaska nie należała do nich, problem był to rodów, które wypuściły spod swoich skrzydeł tak upstrzone pawie, bez korekty wizerunków jeszcze przed opuszczeniem posiadłości. Nikt z domu Rowle nie poczyniłby sobie takiego faux pas.
Catriona umilkła naturalnie, w konsternacji, gdy ze szczytu wschodniej wieży dobiegły ich wątle słyszalne chichoty i miłosne rozmówki. Najwyraźniej nie byli tu sami - a brwi zmarszczyły się delikatnie w momencie kiedy wzrok osiadł na gałązce jemioły, przy której tkwił wyraźnie zarysowany ostatni już z czerwonych owoców. Kątem oka spojrzała na sir Alberta, lekkim ruchem głowy wskazując na szkarłatną kuleczkę, by niemal bezgłośnie dodać doń w szepcie, - Ostatnia.
Sir Rowle nie tańczył, czas spędzając w gronie mężczyzn na rozmowach łechtających ego i pozwalających na nowe kontakty, a także przekonaniu paru lordów, aby odwiedzili go w nadchodzącym roku przed okresem godowym zwierzyny, aby poczuć chłód i krew lasu Delamere. Catrionę obserwował, gdy to w tańcu wirowała z anonimowymi mężczyznami, co przywdziali tego dnia maski. On sam ubrany w elegancką szatę, na twarzy miał maskę pantalone o szklanych zdobieniach, a także zaczarowanych płomykach, co ledwie tliły się przy łączeniach. Kruszone szkło odbijało czarną farbę, jaką została pomalowana, nadając jej elegancji, powagi i dojrzałości. Daleko mu było do poszukujących uwagi młodzieńców, co kolorem przykuwali uwagę, sam swoją młodość miał za sobą. Debiut Ylvy wiązał się z jej wejściem w dorosłość i zostaniem żoną. Tą ostatnią jednak noc miała dla siebie, mogąc bawić się w zacnym gronie. Gwar nie ustawał, to też podając żonie ramię, aby wsparła się na nim, zaś w drugiej ręce dzierżąc laskę, na której to wspierał się on sam, opuścili główną salę balową, obejmując krok do wschodniej wieżyczki, aby w intencji roku zapalić świece. W miarę upływu godzin wokół robiło się coraz swobodniej, a śpiewy i chichoty dochodziły z różnych części korytarza, tak więc mknęli w górę po wysokich schodach. Jego żona zdawała się być rozanieloną, a może to alkohol tak na nią działał, gdy czasem wsparła się na ramieniu mocniej, a czasem odpływała gdzieś myślami i ciałem. Nawet bawiło to lorda, który w tą jedną noc był swobodniejszy, choć nie tak jak lata temu, wciąż nerwy trzymając na wodzy, gdy gniew w nim wzbierał, przekonany, że upuści go później. Kobiece plotki nie nurtowały go, choć widok kawalerów w podobnych strojach zdawał się być co najmniej zabawny.
- Spostrzegłem, lecz nie wierzyłem. Gdy ja starałem się o żonę, tak podobne figle by nie przystały - wymruczał cicho, lecz nie kontynuując tematu, bo podobne rozmowy były dla niego zajęciem szczególnie kobiecym. Widać moda się zmieniała. Sam tą samą niechęcią pałał do mężczyzn w maskach kotów, co do tych, którzy niezbyt starannie podchodzili do kwestii mugoli na angielskiej ziemi, prawem przecież należącej do czarodziejów. Cheshire było pod władaniem rodu Rowle i ten rok miał być ostatnim, gdzie jakiekolwiek robactwo i brud znajdzie swoje schronienie.
Komnata we wschodniej wieżyczce pełna była światła świec i półmroku rozganianego cichymi głosami, spodziewał się, że odnajdą tu spokój, ale przede wszystkim w intencji przyszłości oddadzą cześć. Catriona miała rację, na jednej z gałązek jemioły zawisła jagoda. Wróżby głosiły, że ten, kto zerwie z bukietu ostatnią, ten spłodzi syna, a Albert wierny był przepowiedniom, bo jego ród od jasnowidza pochodził. Wyższy niż przeciętny człowiek, co pewnie przez silne, lecz butne geny Rowlów było spowodowane, sięgnął dłonią ponad siebie, zbierając z gałęzi białą jagodę, aby następnie stawiając laskę z boku, wręczyć ją w dłoń kryjącej się pod złotą maską żony, jak prezent. Spojrzeniem muskał jej napiętą szyję, a potem usta czerwone niczym gorąca krew.
- Znasz wróżbę, najdroższa - rzekł cicho, aby głos pozostał między nimi. - Przyjmiesz ode mnie ten symbol? - kącikiem ust wędrującym w górę obserwował jej ruchy, bo nie spodziewał się odmowy, tak więc drugą dłonią mógł szukać już luźnego koka spiętego złotą spinką z ozdobnymi perłami, aby podtrzymać głowę Catriony przy winnym jej pocałunku.
| przekazuję Catrionie jagodę jemioły
Dziady, duchy, rody nasze prosimy, prosimy
Do wieczerzy, miejsca, ognie palimy, palimy
I zwierzynie dzisiaj ładnie ścielimy, ścielimy
Żeby słowa nam od przodków mówiły, mówiły
Cóż to młodzieńcom uderzyło do głowy? Czy tak znudzeni byli kawalerstwem i nieróbstwem, że jedyną od tego odskocznią było zbłaźnić się na progu nowego roku? W głowie Catriony mnożyły się pytania pozbawione odpowiedzi, swemu panu mężowi odparła tylko ciszą przerwaną krótkim cmoknięciem pełnym dezaprobaty, cichym, a jednak wystarczająco dobitnym, by podkreślić zajmowane przez arystokratkę w tym temacie stanowisko.
Szczęśliwie nadeszła niebawem chwila, która to odwróciła skutecznie jej uwagę; dostojnik w masce zbliżył się do gałęzi upstrzonej ostatnim z białych owoców i sięgnął do niego, by potem obrócić się znowu w jej kierunku, objęty ramieniem natchnienia, które towarzyszyło również jej wraz z przepowiednią powiązaną z malutkim symbolem.
- Czy go przyjmę? - powtórzyła po nim szeptem, swobodniejsza niż zwykle, a mimo to polerowana elegancją i pewnością, kiedy to spoglądała w oczy sir Rowle'a widoczne spod zdobionej maski. W jej łączeniach widoczny był tlący się płomień, z którym Catriona utożsamiała słodycz chwilowo przesycającą towarzyszące im powietrze. Namiętność, być może. - Oczywiście, tak jak ciebie przyjęłam dziewięć lat temu; przyjmę go, by z wróżby uczynić prawdę. Czujesz to, Albercie? Otaczają nas życzliwe duchy - zdążyła wyszeptać, nim ich usta złączyły się w pocałunku. Ostatnimi czasy nie robili tego często, nawet w chwilach sypialnianej pasji unikając przesadnej zażyłości - lecz teraz Catriona umyślnie pocałunek ten pogłębiła, wolną od jagody jemioły dłoń ułożywszy na umięśnionej piersi mężczyzny, by w materiał jego szaty wbić lekko paznokcie. Egoistycznie chciała, by wreszcie za nią zatęsknił. Szukał spełnienia wśród obcych kobiet i Catriona nigdy nie miała mężowi tego za złe, rozumiejąc konieczność hedonistycznego odrzucenia ograniczeń wynikającą z jego statusu, lecz nie mogła wiecznie kryć tęsknoty za ogniem i głodem skierowanym w jej stronę. Nim jednak pasja sięgnęła rzeczywistej przyjemności zrodzonej z poruszonej wyobraźni Rowle odsunęła się od niego, uciekła, wymknęła się jak zwierzyna, której nie dosięgnął bełtem; cofnęła się nieco, usta odejmując od ust, ze spojrzeniem zogniskowanym na jego bursztynowych oczach.
- Czas już zapalić świece - wypowiedziała spokojnie, z premedytacją kamuflując rozjątrzoną w sobie ochotę, po czym skierowała miękkie kroki ku podestowi ze świecami, w których przebierać mógł każdy z gości; kolory nosiły przy sobie instruktaż ze swym znaczeniem, zyskując ciekawość Catriony. - Co przykuwa twoją uwagę? - szepnęła do męża, marszcząc delikatnie brwi. - Różne barwy pasują do różnych moich intencji... Zwrócić się ku dzieciom, ku tobie, ku całemu rodowi, czy ku sobie samej? - westchnęła, właściwie nie szukając u niego odpowiedzi, a słowa puszczając po prostu w eter, by postawę swoją tym samym umocnić. Czerwień, czerń, brąz, a nawet fiolet - wszystkie one nęciły Catrionę.
| przyjmuję od Alberta jagodę jemioły
- Tylko moja litość cię ocaliła, Catriono - wyszeptał. - To ja miłosiernie przyjąłem cię, zawsze będziesz na mojej łasce - skłamał, bo wiedziony był wtedy potrzebą posiadania jej ciała na własność, a wizja oddania młódki do obcego rodu i odcięcia kreską ich wspólnych nocy, gdy to płonął w nich ogień, zbyt wiele gniewu powodowała. Dopiero wtedy puścił jej dłoń, odwracając się w bok w stronę świec o każdej barwie.
- Ku potomstwu - odpowiedział, choć trzy córki, które już posiadał, dwie, które urodziła mu Catriona, nie były dla niego równoznaczne z owym. Ledwie puchem mdłym, korzystnym, lecz kosztownym, jedynie dobrze ulokowane miałyby znaczenie dla jego sprawy. Syn zaś mógłby być następcą. Przykazał wiec jej intencję, w której sprawie sam nie odpalał świecy. Chwycił w jedną z dłoni czarną. - Wiesz, co oznacza? - następnie spytał żony, bursztynowymi oczami wypatrując w niej odpowiedzi. Miała wiedzę po ciotce, winna była wiedzieć. - Czerń za prestiż i luksus, aby nigdy nam go nie brakło - mówił spokojnie, pewien, że Delamere będzie jedynie rosnąć w siłę, szykując się do potężnej inwestycji w ten teren. - Czerń za stałość i elegancję, abyś trwała przy mnie w swym pięknie, na me żądanie - wciągnął w płuca powietrze, napawając się zapachem topniejącego wosku i ciepła bijącego od płomieni, a następnie podparty o laskę, wciąż kuśtykając na lewe biodro, skierował knot świecy do gromnicy, aby pobrać z niej ogień. - Czerń za tajemniczość i żałobę - nachylił się do ucha żony, szepcząc te słowa: - Abyś nigdy nie stała jej powodem - jeśli odwróciłaby się, dostrzegłaby jedynie uśmiech ten sam, co przy wystrzale bełtu w zwierzynę. Jak łowca polował na jej słabości i korzystał z nich bez zawahania się dla swojego celu. Kalkulacje przejęły butność, zimno zastąpiło gniew, ale szaleństwo dziedziczone w genie Gyffarda Rowla wciąż było w nim silne, choć schowane pod kamieniem serca. W jej koszmarze był jedwab, co zaciskał się na szyi, tak on nieświadomy zaciskał go tylko bardziej, aż zabraknie słodkiego tchu.
Dziady, duchy, rody nasze prosimy, prosimy
Do wieczerzy, miejsca, ognie palimy, palimy
I zwierzynie dzisiaj ładnie ścielimy, ścielimy
Żeby słowa nam od przodków mówiły, mówiły
- A twoja dobroć stworzyła mnie taką, jaka jestem - odparła ulegle, bo i tajemnicą nie była myśl, że takiej postawy odeń oczekiwał. Nie potrzebował u swojego boku kobiety krnąbrnej i obcesowej wobec jego podbojów, a pięknego klejnotu zdobiącego lordowski sygnet; na tę podobę wykuł ją z młodości, przeistaczając nastolatkę w idealną żonę - wybrakowaną, to prawda, lecz czasem było to podyktowane, nie natomiast wyrokiem permanentnym. Oboje zdawali sobie z tego sprawę. Nawet mimo wątpliwości wkradającej się pośród myśli niczym żmija przenikająca przez gałązki uwitego gniazda nieświadomego zagrożenia ptactwa, wiedzieli oboje, że niebawem wszystko ulec miało zmianie. - Smakujesz szampanem i brandy. Pachniesz tytoniem. Poznałabym cię mimo setek masek, a jednak dziwne mam marzenie, by tej nocy spotkać cię po raz pierwszy - przyznała w pewnym rozbawieniu, znów usta zbliżając do ust, lecz wargi nie sięgnęły po więcej, podczas gdy silna dłoń podtrzymywała w miejscu jej palce. Być może i ją anonimowość Sabatu zaprosiła wreszcie do grzechu, słodyczą szepcząc o doznaniu jakiego brakło w od dawien pozbawionej pożądania codzienności. Bądź mi nieznajomym raz jeszcze, zdobądź raz jeszcze wołały zmysły, kiedy wysoki niczym olbrzym lord nachylał się ku niej, zmuszając do tego, by szyję ukazała mu całą, odchylona, by spoglądać mu w oczy.
Swawola odeszła natomiast w niepamięć, gdy pochylić należało się nad intencją przeznaczoną nowej dacie. Ręka Alberta wybrała czerń, świecę uniósłszy ku górze, by i ona mogła nacieszyć oczy zaklętym w niej symbolem, wsłuchana w tłumaczenia, które zaraz dobitnie przypomniały o istnieniu szalu hebanowego jedwabiu widywanego niekiedy w sennych koszmarach. Posąg użądliło ukłucie strachu, lecz Catriona nie dała jego dowodu w słowach, dumnie znosząc myśliwską brutalność, z jaką zapragnął nagle strącić ją z piedestału spokojnego wieczora. Pastwił się nad nią, wiedziała, by potem ze zdwojoną wdzięcznością reagowała na łaskawą dłoń zaoferowaną w przypływie teatralnej dobroci; szept muskał słuch cały, gdy rozlał się w jej świadomości, wieńcząc tym samym swoje przyszłości zaklinanie - a to znaczyło, że nadszedł czas również na nią. - Mojej potrzebie odpowie więc czerwień - zaczęła cicho, kruchą dłonią, a jednocześnie spaczoną brudem tylu klątw, sięgnąwszy po szkarłatny symbol, jaki przyciągnęła do siebie ostrożnie. - Siła niech natchnie naszego syna, by pojawił się tutaj zdrowy i wieczny - oboje pragnęli tego bowiem nade wszystko inne, cierpliwi tyle lat, choć za sprawą przeznaczenia wystawieni na próbę. Lady Alzina w śmiałości zarzekała się wizją, że będzie to już zaraz. - Pomoc niech nadejdzie od przodków, którzy nad nami czuwają, by prowadzili nasze dzieci ku mądrości i wielu talentom - dwie córki, ledwie tyle, skoro reszta rozmyła się w ponurym wspomnieniu tęsknoty za tym, co nieuchwytne. Catriona ku swojej woli pętała duchy, nie fatum, które pozostawało wysoko ponad nią w swej nieprzejednanej naturze. - Reszta niech towarzyszy już tylko nam, by w impulsie zakląć namiętność - lont świecy podsunęła ku płomieniowi rozpalonemu przez Alberta ponad czarnym woskiem, od niego przyjmując zaczątek swej wróżby, swej pokornej prośby na nadchodzące wielkimi krokami miesiące. - Abyś zawsze stawał się jej powodem - z nienaruszoną godnością sparafrazowała jego słowa, po czym świecę odłożyła pośród innych, by wspólną mocą sprowadzały do nich rzeczoną pomyślność; dopiero wtedy spojrzała na swego męża, lekkim gestem maskę poprawiając na jego twarzy. - Ylva także powinna zapalić świecę, ale niech tańczy, póki siłę ma w nogach. Sprowadzę ją tu później - wspomniała Catriona, macocha dziewczęcia, w imię którego Genevieve lata temu odebrała sobie życie.
— Po raz pierwszy? — na wspomnienie sprzed dziesięciu lat, gdy to młodej jędrnej damę swego rodu łapczywymi dłońmi zabierał niewinność, uśmiechnął się w melancholii. — Pamiętasz jeszcze tamtą noc? I krew na mej koszuli? — wyszeptał, tonem samym wodząc ją na pokuszenie, tak samo jak przed dziesięciu laty. Nie wziął jej wtedy siłą, sama mu się oddała, spragniona takiego mężczyzny, co i nazwisko i dłoń miał silną. Ledwie kilka godzin po pogrzebie Genevive, która teraz we wspomnieniach Alberta była ledwie pyłem, już niemal nie pamiętał jej rumianych policzków, czy zbyt drobnych bioder, która spowiły jedynie Ylvę, nikogo więcej. Catriona zaś kusiła swymi ustami, przybliżając się i mamiąc twardy kamień jego ciała, który nie dopuścić chciał tego powabu. A jednak pragnął sięgnąć dłonią do jej talii i wbić palce w jej pierś, biorąc to, co jego było. Była pijana, szampan uderzał do głowy, ale niech się bawi. Dobrotliwym był sir Rowle w swej osobie, obserwując jedynie poczynania, bo pewność, że żona nie przyniesie mu hańby miał. Przez krótki moment chciał nakazać opuszczenie komnat, udanie się w ustronne miejsce i wzięcie jej jeszcze raz, lecz nie ten wiek już, nie te czasy, aby w swej butności być czartem. W zamian za to oczekiwał cierpliwie, a żar w nim rósł, razem z coraz wyżej sięgającym kącikiem ust, pogrążonym w typowym ironicznym uśmiechu.
Dziś znaleźli się w tej wieżyczce nie bez przyczyny, bo choć płynności bioder, silnych ud i jędrnej skóry kobiecie nie było brak, tak wciąż nie spowiła dziedzica, jedynego syna, co przejąć by mógł Delamere i spuściznę po Gyffardzie, którego zresztą szczerze nienawidził i lękał się, bez oporów czyniąc tak samo jak on. Zarzewie rodu było od jasnowidza, tak więc imieniu tej natury Albert i Catriona nie śmieli się sprzeciwiać, zawierzali swój los przodkom i wróżbom, przekleństwom, wizjom i omamom. Istotom bladym, duchom nieczystym, co na ołtarzu swe myśli kładły, aby tylko pogrążyć i przelać czarę goryczy w imieniu swych dzieci. Nic bardziej się nie liczyło niż ród, bo każdy obcy to wróg. Spoglądał na piękność, która należała do niego z wyrzutem, oceniając każdy jej ruch, aby tylko nie czuła się zbyt pewnie przy jego osobie, bo miał jej być największym sprzymierzeńcem, ale i najgorszym obcym, gdy zawiedzie, a zawiodła. Wybrała jednak świecę czerwoną, szkarłatną jak jelenia jucha i butną. Czy bała się przeznaczania, a może troskliwa w swych słowach o wspólną namiętność, pogrążyła ją ciemność zbyt potężna, aby strachem odpowiadać na jego spojrzenie, pełne niewypowiedzianych gróźb?
— Winna to zrobić w imię przyszłości, tak — odpowiedział na słowa o najstarszej córce, której to lady Catriona była macochą, panią matką, choć udawaną. — Lecz teraz wzrok mężczyzn za tobą wodzi — odchylił głowę, unosząc brodę w górę, natychmiast jednak kobietę przysuwając do siebie, gdy to chwycił ją w wąskiej talii. — Widziałem, że wiedzą do kogo należysz — cedził ostatnie słowa i napawał się nimi, świadom, że nie zaprzeczy, bo w istocie była jego.
— Zadbaj dziś o Ylvę, potrzebuje kobiecej dłoni, która wskaże jej kierunek — tą chwycił szybko w swoje palce, po czym złożył na niej pocałunek, lecz nie puścił, wypatrując w szarym spojrzeniu namiętności. — Ale teraz udaj się ze mną w ogrody, niechaj chłód ostudzi me zmysły — zarządził nagle, gdy to brandy i najdroższe koniaki uderzały do głowy, mamiąc i rozpętując więzy zimnego dystansu. Następnie tę samą dłoń, na której składał pocałunek, wypuścił, podając jej swoje ramię, aby podążyła za nim.
idziemy w to miejsce
Dziady, duchy, rody nasze prosimy, prosimy
Do wieczerzy, miejsca, ognie palimy, palimy
I zwierzynie dzisiaj ładnie ścielimy, ścielimy
Żeby słowa nam od przodków mówiły, mówiły