Auriga Lovegood
Nazwisko matki: Diggory
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: czysta ze skazą
Zawód: uzdrowiciel w Św. Mungu - urazy magizoologiczne
Wzrost: 178 cm
Waga: 77
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: szare
Znaki szczególne: kilka blizn na prawym boku, od X żebra do linii bioder
12 i ¼″, dość sztywna, akacja, skrzydło trzminoreka, z delikatnymi rzeźbieniami
Akademia Magii Beuxbatons, Smoki
Puszczyk
mnie spadającą w dół z dużej wysokości
mięta, kawa, świeże drewno, terpentyna
ja sama spokojna, nieczująca bólu
Eliksiry, astronomia, magiczne malarstwo, literatura, również mugolska
przestała się interesować Quidditchem
nocne obserwacje nieba, szachy czarodziejów
Blues, jazz, klasyka
Lisa Hannigan
Dorastała w artystycznym domu. Pewnie to bardzo ukształtowało jej życie. Dzieciństwo wypełnione było śpiewem, muzyką, farbami, szkicami, baśniami, czyli wszystkim tym, co akurat zajmowało rodzicieli Aurigi. Nocami, nie bardzo jeszcze rozumiejąc do czego służy koniugacja czy rektascensja, zabierała się z ojcem na pobliskie wzniesienie. Na obserwacje astronomiczne, na oswojenie się ze światem po zmroku. Zdecydowanie było to coś innego, niż za dnia, ale nie gorszego czy strasznego. W jakiś sposób i obecnie noc wydaje się Auridze bardziej łaskawą porą. Bo ma wtedy więcej spokoju i ludzie jej nie męczą.
Od zawsze miała dużo swobody, której nigdy nie wykorzystywała nadmiernie. Matka nigdy nie musiała się o nią martwić, bo Auriga znała granice, za które posunąć nie mogła, ale były one szerokie. Gdy ojca już zabrakło, to wybierała się sama w noc, którą już oswoiła. Wsłuchiwała się w odgłosy zwierząt, a to sowa pohukiwała, to lis się odzywał. A teleskopem wyszukiwała kolejne zbiorowiska gwiazd. Ponad to, te samodzielne wyprawy dawały jej wytchnienie od siostry.
Oczywiście, że siostrę kochała, ale ta od początku była po dziecinnemu nieznośna. Bardzo ucieszyła się na wieść, że będzie miała rodzeństwo. Ach i te pomysły na wspólne zabawy, i wizje uczenia jej wszystkiego, co ona sama wiedziała czy potrafiła. Kiedy Selina się urodziła Auriga miała blisko pięć lat i czuła się odpowiedzialna, i tak starała się pomóc matce. Jednak im były starsze, tym wyraźniejsza była różnica między nimi. Może, gdyby ktoś wyjaśnił, że miłość dzielona między dwie córki, to nie znaczy, że jest jej mniej dla którejś, ale to bezsensowne gdybanie, a za tym też nie przepada. Jest tu i teraz, nic więcej.
Bastionem Aurigi w domu rodzinnym zostało poddasze z pracownią malarską, księgi i blat kuchenny z paleniskiem. Wybierała takie zajęcia, które wymagały czasu, cierpliwości i powolnego szlifowania umiejętności. Chciała się odseparować od niechęci siostry, troski matki. Nie lubiła iść na otwarte starcie, wolała porzucić coś, aby znaleźć inną rzecz. Uciekała i dalej ucieka.
Dla matki Hogwart wydawał się zbyt ponury, jako szkoła, stąd wysłała Aurigę do Beauxbatons. W 1932 roku przekroczyła, więc progi Akademii Magii i odnalazła się idealnie. Zaskoczyło ją, że została przedzielona do Smoków, jakoś na jej gust bardziej pasowała do Harpii, ale to było doskonale miejsce. Nauka nie sprawiała jej żadnych problemów, uwielbiała te przedmioty, które wszyscy uważali za trudne i żmudne. Takie, w których zrozumienie przychodziło z czasem. Tak, Auriga to prymuska, ale była lubiana przez resztę uczniów, była miła i nie rywalizowała, ale jakoś nigdy nie kumplowała się z kimś bliżej. Trzymała wokół siebie dystans i niechętnie kogoś wpuszczała poza barierę złożoną z obojętnej uprzejmości. Nie można zarzucić jej, że nie potrafi się zachować. Sporadycznie, gdy zdarzało jej się czy dalej zdarza być na salonach, nie czuje się zagubiona, ale po kilku minutach small talk'u wbija szpilkę, jakby była ciekawa reakcji swego rozmówcy.
Quidditch. Latanie na miotle było fajne, wiadomo, oderwać się od ziemi i te wszystkie inne odczucia, każdy wie o co chodzi. Nie przypuszczała, że to może stać się kolejną jej rzeczą. Okazało się, że potrafi dobrze utrzymywać równowagę, to coś, co wystarczyło, żeby dostać się do szkolnej drużyny. Reszta to ciężka praca, ale Auriga nie miała z tym problemu. Tylko coś trudnego i wymagającego było warte jej czasu. Rozkręciła się w tym i pomimo, że mogła wybrać bardziej intelektualną ścieżkę po szkole, to wybrała Quidditch. Każdy inny wybór byłby pójściem na łatwiznę.
Początkowo rozważała, żeby spróbować w lidze francuskiej, ale na kontynencie trwała wojna i sytuacja wyglądała całkiem inaczej poza murami Beauxbatons. Po ludzku ją to przerosło, w końcu chowana była przez te wszystkie lata pod kloszem. Wróciła do Anglii, ale już nie do domu rodzinnego. Kolejne cztery lata z Seliną pod jednym dachem, nawet, gdy ta jeszcze była w szkole, to byłoby nie do zniesienia. Kiedy młodsza siostra trafiła do Akademii, starała się zejść na przeciwny biegun do niej, a przynajmniej tak to odczuła starsza. Auriga dała jej wolną rękę, choć starała się łagodzić jej wyskoki, o czym sama zainteresowana nie miała pojęcia. W końcu były rodziną. Ale po szkole zamierzała pójść w swoją drogą.
Udało jej się dostać Harpii z Holyhead. Najpierw drugi skład, ale w końcu została ścigającą na lewym skrzydle w podstawowym składzie. Początkowo gazety się nią zainteresowały - wyglądała, jak delikatna lalka z porcelany, a jednak sobie radziła, do tego cholernie mocno trzymała się taktyki, nie szarżowała, bo miała refleks i zawsze grała zespołowo. Jeżeli chodziło o wywiady to mówiła dużo o rozgrywkach, o sobie nic nie wspomniała. Także poza rubrykami sportowymi to o Auridze nie pisano. Aż do feralnego meczu z Osami. To był jej dziewiąty rok w Harpiach i wiedziała, jak do tego podchodzi Selina, ale to tylko mecz, nic więcej. Oczywiście, że nie, nie dla jej siostry. Ta powinna dziękować, że Auriga odzyskała przytomność kilka tygodni później i została na miesiące przykuta do łóżka, bo chyba wtedy pierwszy raz wściekła się na nią. Za to, żeby była tak bardzo niemyślącą, samolubną idiotką.
Miała kafla na wyciągnięcie ręki, gdy wpadła na nią najpierw Selina, a potem tłuczek. Starsza Lovegood zleciała z miotły, ratowała się teleportacją, ale skończyło się rozszczepieniem biodra i nabiciem się na gałąź drzewa bokiem.
Rekonwalescencja trwała prawie rok i Auriga mało z niego pamięta. Pojona była cały legionem eliksirów: demencji, Żywej Śmierci na zmianę z przebudzenia, Wiggenowym, Szkiele-Wzro, wywarami ze srebra i dyptamu. Gdy pierwszy raz na dłużej odzyskała przytomność była przerażona, bo nie mogła poruszyć palcami czy podnieść głowę, do tego stopnia była osłabiona. Po kilku miesiącach mogła opuścić Munga. Przerażała ludzi, którzy ją znali wcześniej, była chodzącym szkieletem, a nocami wyła z bólu. Oszczędności jej i częściowo matki wystarczyły, żeby wyjechała najpierw do Rzymu, potem do Aleksandrii. Ciepły, gorący klimat pomagał trochę. Poznała różnych czarodziei i jakoś tak zaczęła wspomagać terapię magicznym laudanum, czasem widłami, a czasem diablim zielem. Nikogo nie dziwi już, że ten czas zlewa się w jedno, dzikie i fantasmagoryczne wspomnienie.
Powrót do domu łączył się z przykrym pytaniem "co dalej?". Mogłaby wrócić do sportu, gdyby nie odrzucał jej widok miotły i świadomość, że którejś z kolei spotkanie z Seliną na boisku może skończyć się zgonem jednej, jak nie obu. Musiała znaleźć coś innego i tak poszła na staż dla uzdrowicieli. Była zdolna, lubiła eliksiry, a widok innych, bardziej cierpiących, mających gorzej od niej, pomagał, motywował w pewien sposób. Okrutnie pragmatyczne podejście, ale lepiej tak, niż się stoczyć w dół. Upłynęło jej 5 lat stażu, lat w czasie których zmagała się z chorobami innych, nauką, nawracającymi falami swojego bólu, koszmarami. Przebolała stratę sportu, zaczęła coś nowego i przepracowała sprawę z Seliną na tyle, że zdarza jej się w spokoju przeżyć święta z rodziną.
Aby wyczarować patronusa przywołuje moment odebrania wyników egzaminów końcowych, czegoś, co jest tylko jej i co osiągnęła sama niezależnie od innych.
0 | |
0 | |
8 | |
6 | |
13 | |
0 | |
4 |
różdżka, teleportacja, 12 punktów statystyk
Witamy wśród Morsów
prządką