Zamkowa kuchnia
AutorWiadomość
Zamkowa kuchnia
Kuchnia mieściła się na parterze i była jednym z bardziej obszernych w zamku Durham.
Podzielona na trzy pomieszczenia: kuchnię główną, jadalnię dla służby oraz spiżarnię była utrzymana w czystości i porządku. W kuchni głównej mieścił się ciężki, szeroki stół z wieloma szufladami, na którym powstawały wszystkie wspaniałe dania trafiające prosto do jadalni. Pod sufitem wisiały całe pęki suszonych i świeżych ziół sprawiając, że w powietrzu unosił się zapach rodem z łąki – kojący i przyjemny dla tego kto wchodził do środka. Nie brakowało tutaj garnków, chochli, naczyń wszelkiej maści oraz niezliczonej ilości szaf, szafeczek, schowków i zakamarków gdzie stara kucharka trzymała kuchenne przyrządy niezbędne do przygotowania ulubionych dań domowników z rodu Burke. Niektórzy wiedzieli, że w najwyższej szafce nad spiżarnią znajduje się pudełko pełne zawsze maślanych lub cytrynowych, kruchych ciasteczek. Dziwnym trafem nigdy ich nie brakowało, a domownicy myśląc, że kucharka nie wie zakradali się od czasu do czasu późnym wieczorem by skubnąć parę tych smakołyków.
Podzielona na trzy pomieszczenia: kuchnię główną, jadalnię dla służby oraz spiżarnię była utrzymana w czystości i porządku. W kuchni głównej mieścił się ciężki, szeroki stół z wieloma szufladami, na którym powstawały wszystkie wspaniałe dania trafiające prosto do jadalni. Pod sufitem wisiały całe pęki suszonych i świeżych ziół sprawiając, że w powietrzu unosił się zapach rodem z łąki – kojący i przyjemny dla tego kto wchodził do środka. Nie brakowało tutaj garnków, chochli, naczyń wszelkiej maści oraz niezliczonej ilości szaf, szafeczek, schowków i zakamarków gdzie stara kucharka trzymała kuchenne przyrządy niezbędne do przygotowania ulubionych dań domowników z rodu Burke. Niektórzy wiedzieli, że w najwyższej szafce nad spiżarnią znajduje się pudełko pełne zawsze maślanych lub cytrynowych, kruchych ciasteczek. Dziwnym trafem nigdy ich nie brakowało, a domownicy myśląc, że kucharka nie wie zakradali się od czasu do czasu późnym wieczorem by skubnąć parę tych smakołyków.
|4.01.1958
Zabawa noworoczna była już za nimi, za równo starsi jak i młodsi mieli w tym swój udział. Po zabawie przyszedł jednak czas na pracę, nie tylko tą w pracowni gdzie tworzyła kolejne talizmany, uczyła się coraz to nowszych eliksirów i mieszanek alchemicznych ale również zgłębiała tajniki czarnej magii, czytała o magii krwi i tej rytualnej aby zrozumieć samą istotę magii. Numerologia mocno jej pomagała w obliczeniach i zrozumieniu założeń wielu składowych magicznych, ale dzisiaj nie miała zajmować się pracami naukowymi i rozważaniami na temat struktury wiązek magicznych. Jak co roku rodzina Burke przygotowywała paczki świąteczne dla swoich pracowników czy też osób, które były im wierne i współpracowały przez ostatni rok. W czasie wojny tym bardziej taki gest był potrzebny i Primrose wiedziała, że po wydarzeniach w Londynie musi włożyć więcej energii w pomoc innym. Samo rozdawanie ciepłej zupy to za zdecydowanie za mało.
Paczka noworoczna była miłym gestem z ich strony, a jednocześnie budowała lojalność wobec rodziny, a ta była teraz na wagę złota. Musieli dbać o swoich, pokazać im, że ich praca oraz umiejętności są w cenie, a Burke potrafią docenić oddanie.
W zamkowej kuchni już przygotowano produkty wszelkiej maści, które mogli przekazać w paczce. Nie brakowało więc różnych rodzajów mąk, makaronów, napojów, słodyczy czy przetworów. Wszystko piętrzyło się na wielki stole, a służba przyniosła też pudła i papier pakowy, nic tylko zabrać się do pracy.
Primrose zeszła do pomieszczenia ubrana w luźne, wełniane spodnie na szelkach oraz jedwabną koszulę z bufiastymi rękawami i wiązana pod szyją na kokardę w kolorze burgundu. Pomimo męskiej części ubioru, którą pozwalała sobie jak na razie nosić tylko w domu nadal pozostawała elegancka i kobieca. Ciemne włosy związane w luźny warkocz spływały na plecach, a na stopy nasunęła skórzane trzewiki. Kucharka przygotowała też dla lady Burke i Oriany filiżanki ciepłej herbaty oraz talerzy cytrynowych, kruchych ciasteczek, tych samych, które były trzymane w sekretnej szafce.
Ujęła filiżankę w drobne dłonie i spojrzała na listę osób dla których miały przygotować paczki. Uśmiechnęła się do siebie widząc imiona dzieci, to będzie idealne zadanie dla Oriany. Kiedy córka nestora zjawiła się w kuchni, Primrose zwróciła się do niej ciepłym głosem, ale żwawym i pełnym zapału do pracy.
-Gotowa? – Zapytała bratanicę podając jej ciastko. – Widziałam na liście Cassandrę i jej córkę, Lysę. Poznałaś ją, prawda?
Zabawa noworoczna była już za nimi, za równo starsi jak i młodsi mieli w tym swój udział. Po zabawie przyszedł jednak czas na pracę, nie tylko tą w pracowni gdzie tworzyła kolejne talizmany, uczyła się coraz to nowszych eliksirów i mieszanek alchemicznych ale również zgłębiała tajniki czarnej magii, czytała o magii krwi i tej rytualnej aby zrozumieć samą istotę magii. Numerologia mocno jej pomagała w obliczeniach i zrozumieniu założeń wielu składowych magicznych, ale dzisiaj nie miała zajmować się pracami naukowymi i rozważaniami na temat struktury wiązek magicznych. Jak co roku rodzina Burke przygotowywała paczki świąteczne dla swoich pracowników czy też osób, które były im wierne i współpracowały przez ostatni rok. W czasie wojny tym bardziej taki gest był potrzebny i Primrose wiedziała, że po wydarzeniach w Londynie musi włożyć więcej energii w pomoc innym. Samo rozdawanie ciepłej zupy to za zdecydowanie za mało.
Paczka noworoczna była miłym gestem z ich strony, a jednocześnie budowała lojalność wobec rodziny, a ta była teraz na wagę złota. Musieli dbać o swoich, pokazać im, że ich praca oraz umiejętności są w cenie, a Burke potrafią docenić oddanie.
W zamkowej kuchni już przygotowano produkty wszelkiej maści, które mogli przekazać w paczce. Nie brakowało więc różnych rodzajów mąk, makaronów, napojów, słodyczy czy przetworów. Wszystko piętrzyło się na wielki stole, a służba przyniosła też pudła i papier pakowy, nic tylko zabrać się do pracy.
Primrose zeszła do pomieszczenia ubrana w luźne, wełniane spodnie na szelkach oraz jedwabną koszulę z bufiastymi rękawami i wiązana pod szyją na kokardę w kolorze burgundu. Pomimo męskiej części ubioru, którą pozwalała sobie jak na razie nosić tylko w domu nadal pozostawała elegancka i kobieca. Ciemne włosy związane w luźny warkocz spływały na plecach, a na stopy nasunęła skórzane trzewiki. Kucharka przygotowała też dla lady Burke i Oriany filiżanki ciepłej herbaty oraz talerzy cytrynowych, kruchych ciasteczek, tych samych, które były trzymane w sekretnej szafce.
Ujęła filiżankę w drobne dłonie i spojrzała na listę osób dla których miały przygotować paczki. Uśmiechnęła się do siebie widząc imiona dzieci, to będzie idealne zadanie dla Oriany. Kiedy córka nestora zjawiła się w kuchni, Primrose zwróciła się do niej ciepłym głosem, ale żwawym i pełnym zapału do pracy.
-Gotowa? – Zapytała bratanicę podając jej ciastko. – Widziałam na liście Cassandrę i jej córkę, Lysę. Poznałaś ją, prawda?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Przygotowywanie paczek nie było koniecznością, zaś czymś, co w niektórych kręgach można było uznać za przyjemny obowiązek. Obie córki nestora rodu wciąż były w wieku, w których wypełnianie szlacheckiej roli nie stanowiło ogromnego obciążenia, a przemycane było w formie pracy. Wraz z ukończeniem kolejnego roku życia guwernantki dawały sygnały wszystkim członkom rodziny, że należy złożyć na barki dziewczynek jeszcze więcej obowiązków. Im prędzej przyzwyczają się do oczekiwań im stawianych, tym łatwiej będzie dostrzec zasianie ewentualnego ziarna buntu i pozbyć się go, zanim zapuści korzenie w duszach dziewczynek. W szczególności Oriana pchała się do pomocy — nie oczekiwała specjalnie zachęt werbalnych ani w formie prezentów — największą radością była dla niej możliwość kontaktu z innym człowiekiem. Spotkanie z panią Peadbody, a wcześniej możliwość zobaczenia na własne oczy potrzebujących w Durham zadziałała na jej wyobraźnię. Poruszyła dziecięce serduszko, które pragnęło przecież dobra dla wszystkich, którzy poddani byli woli jej rodziny.
Bo jeżeli oni im nie pomogą, kto będzie o nich pamiętał?
Dziś ciotka i bratanica miały przed sobą szczególnie ważne zadanie. Przekazanie paczek noworocznych stanowiło nie tylko miły gest pamięci, ale także poważną formę utrzymania lojalności czarodziejów przy Durham. Oriana jeszcze nie wiedziała, że to nie tylko z potrzeby serca piętrzyły się w kuchni różnorakie dary. Ale czy było konieczne pokazywanie jej sztuk zdobywania zaufania od, o ironio, kuchni?
— Dzień dobry — oznajmiła grzecznie zaraz po przekroczeniu progu pomieszczenia, burzowym spojrzeniem omiatając całą scenkę. Ciocia Primrose w spodniach wyglądała naprawdę dobrze i nawet na myśl dziewczynce nie przeszło, by uznać ten widok za dziwny, czy wręcz nie na miejscu. Może nawet uda jej się przekonać mamę, by jej również sprawiła taką parę? — Dziękuję — dodała za chwilę, przyjmując ciastko w obie dłonie. Woń cytryny uderzyła w nozdrza, zaś Oriana uśmiechnęła się wesoło. Ciastka cytrynowe były jej ulubionymi, obok herbatników z powidłami.
— Panią Vablatsky? — dopytała, a jej oczy rozszerzyły się nieco. Chwytając ciastko w zęby, sięgnęła prędko do kieszeni fartuszka, który ubrała dzisiaj, by nie ubrudzić sobie sukienki w trakcie pracy. Po krótkich poszukiwaniach podsunęła Primrose kartę czekoladowych żab przedstawiającą nikogo innego jak samą Cassandrę Vablatsky. — Ciociu, bo ta pani nazywa się właśnie Cassandra Vablatsky, ale nie wygląda jak mama Lysandry... — powiedziała cicho, z nutką zawodu. Czyżby karta przekazana jej przez ojca była fałszywką? Pytanie o Lysandrę prędko rozjaśniło wyraz jej twarzy, dzięki czemu pomimo piętrzących się w głowie wątpliwości udało jej się raz jeszcze uśmiechnąć. — Tak. Lysandra to moja przyjaciółka — powiedziała z przekonaniem, unosząc głowę nieco wyżej, z wyraźną dumą.
Bo jeżeli oni im nie pomogą, kto będzie o nich pamiętał?
Dziś ciotka i bratanica miały przed sobą szczególnie ważne zadanie. Przekazanie paczek noworocznych stanowiło nie tylko miły gest pamięci, ale także poważną formę utrzymania lojalności czarodziejów przy Durham. Oriana jeszcze nie wiedziała, że to nie tylko z potrzeby serca piętrzyły się w kuchni różnorakie dary. Ale czy było konieczne pokazywanie jej sztuk zdobywania zaufania od, o ironio, kuchni?
— Dzień dobry — oznajmiła grzecznie zaraz po przekroczeniu progu pomieszczenia, burzowym spojrzeniem omiatając całą scenkę. Ciocia Primrose w spodniach wyglądała naprawdę dobrze i nawet na myśl dziewczynce nie przeszło, by uznać ten widok za dziwny, czy wręcz nie na miejscu. Może nawet uda jej się przekonać mamę, by jej również sprawiła taką parę? — Dziękuję — dodała za chwilę, przyjmując ciastko w obie dłonie. Woń cytryny uderzyła w nozdrza, zaś Oriana uśmiechnęła się wesoło. Ciastka cytrynowe były jej ulubionymi, obok herbatników z powidłami.
— Panią Vablatsky? — dopytała, a jej oczy rozszerzyły się nieco. Chwytając ciastko w zęby, sięgnęła prędko do kieszeni fartuszka, który ubrała dzisiaj, by nie ubrudzić sobie sukienki w trakcie pracy. Po krótkich poszukiwaniach podsunęła Primrose kartę czekoladowych żab przedstawiającą nikogo innego jak samą Cassandrę Vablatsky. — Ciociu, bo ta pani nazywa się właśnie Cassandra Vablatsky, ale nie wygląda jak mama Lysandry... — powiedziała cicho, z nutką zawodu. Czyżby karta przekazana jej przez ojca była fałszywką? Pytanie o Lysandrę prędko rozjaśniło wyraz jej twarzy, dzięki czemu pomimo piętrzących się w głowie wątpliwości udało jej się raz jeszcze uśmiechnąć. — Tak. Lysandra to moja przyjaciółka — powiedziała z przekonaniem, unosząc głowę nieco wyżej, z wyraźną dumą.
my daddy's got a wand
you better run
you better run
Oriana Burke
Zawód : lady Durham, córka nestora Burke
Wiek : 8 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'll clean my room. In exchange for your immortal soul.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Przez chwilę jeszcze delektowała się smakiem ciastka oraz herbaty patrząc na córkę nestora rodu i widząc w niej samą siebie kiedy była w tym wieku. Brat parokrotnie mruczał pod nosem, że Oriana więcej ma z Primrose niż z matki czy ojca, ale nie dostrzegła w tym wybitnej nagany. Ot, taki urok bycia z rodu Burke. Możliwe, ze tu leżało podłoże tego iż dobrze rozumiała się z latoroślą Edgara i cieszyła się z jej obecności obok siebie. Oriana należała do dzieci, które potrafiły zająć same sobą i nie oczekiwały ciągłej atencji ze strony dorosłych co cieszyło samą lady Burke. Zerknęła więc na podaną jej kartę z talii Czekoladowych Żab i spojrzała na podobiznę czarownicy, która nosiła takie samo imię i nazwisko jak matka przyjaciółki małej lady Burke.
-Być może to jej przodkini. - Zauważyła ze spokojem oddając dziecku kartę. -Zapytaj oto Lysandrę.
Nie mogła to być zwykła zbieżność nazwisk i imion, wydawało się całkiem prawdopodobne, że łączyły je więzy krwi z postacią z karty.
-W takim razie skoro to twoja przyjaciółka, to stwórz dla niej paczkę. - Uśmiechnęła się ciepło i zachęcająco do dziewczynki podając jej pudełko oraz papier pakowy wskazując przy tym taboret jaki był postawiony obok stołu, aby Orianie było wygodnie działać przy tym jakże ważnym zadaniu. Primrose lubiła tą część obowiązków, bo choć nie kryła się za nimi zwykła dobroć serca to jednocześnie miała w sobie atmosferę świąt. Ona sama zabrała się za komponowanie paczki dla Rity Runcorn, z tego co pamiętała ta nie pogardzi tytoniem oraz buteleczką czegoś mocniejszego, ale na tym nie mogła skończyć mąka na chleb czy placki była zawsze w cenie więc ją też postanowiła dodać do pudełka.
-Jak się bawiłaś na swoim balu w Durham? - Zapytała po chwili ciszy bratanicę sięgając po słoik z przetworami oraz bochenkiem chleba. Wiedziała przecież o zabawie jaką Oriana zorganizowała dla swojej przyjaciółki i teraz chciała usłyszeć z niej relację.
-Być może to jej przodkini. - Zauważyła ze spokojem oddając dziecku kartę. -Zapytaj oto Lysandrę.
Nie mogła to być zwykła zbieżność nazwisk i imion, wydawało się całkiem prawdopodobne, że łączyły je więzy krwi z postacią z karty.
-W takim razie skoro to twoja przyjaciółka, to stwórz dla niej paczkę. - Uśmiechnęła się ciepło i zachęcająco do dziewczynki podając jej pudełko oraz papier pakowy wskazując przy tym taboret jaki był postawiony obok stołu, aby Orianie było wygodnie działać przy tym jakże ważnym zadaniu. Primrose lubiła tą część obowiązków, bo choć nie kryła się za nimi zwykła dobroć serca to jednocześnie miała w sobie atmosferę świąt. Ona sama zabrała się za komponowanie paczki dla Rity Runcorn, z tego co pamiętała ta nie pogardzi tytoniem oraz buteleczką czegoś mocniejszego, ale na tym nie mogła skończyć mąka na chleb czy placki była zawsze w cenie więc ją też postanowiła dodać do pudełka.
-Jak się bawiłaś na swoim balu w Durham? - Zapytała po chwili ciszy bratanicę sięgając po słoik z przetworami oraz bochenkiem chleba. Wiedziała przecież o zabawie jaką Oriana zorganizowała dla swojej przyjaciółki i teraz chciała usłyszeć z niej relację.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Chyba nie tylko Edgar był zdania, że Oriana wyjątkowo przypominała jego siostrę, gdy były w podobnym wieku. Kiedyś słyszała, że wujek Xavier dzielił się podobnymi przemyśleniami; nie było w tym nic szczególnie złego, każdy z lordów Burke podkreślał, że kobiety zrodzone w tym rodzie były wyjątkowe. Makowa Panna spoglądała więc na swą ciotkę z niesłabnącym szacunkiem, jednocześnie snując marzenia o tym, że za te całe życie, które dzieliło ją od wkroczenia w dorosłość (mimo tego, że zarzekała się dumnie, że już jest duża i dorosła), będzie dokładnie taka sama jak cioteczka Primrose. Dumna, choć nie pyszna, utalentowana czarownica, która krok po kroku zmienia świat na swych własnych zasadach.
Może kluczem do szczęśliwego życia dorosłych kobiet był odpowiedni ubiór? Założone przez ciotkę spodnie nie dawały bratanicy spokoju, aż postanowiła wychylić się lekko zza swojego miejsca, by dojrzeć, czy na pewno się nie pomyliła, czy może po prostu pozycja, którą zajęła ciotka, sprawiła wrażenie, że szeroka spódnica przybrała kształt spodni. Niewiele jednak mogła dostrzec, a i kręcenie się w miejscu nie było oznaką dobrych manier, toteż postanowiła poruszyć ten temat kiedy indziej.
— Przodkini? — powtórzyła za Primrose, marszcząc czoło w zamyśleniu. Temat pani zdobiącej kartę z czekoladowej żaby prędko pochłonął ją na tyle, że postanowiła wyruszyć w krótką podróż po własnym drzewie genealogicznym. Sama przecież dostała drugie i trzecie imię na cześć własnych rodziców, może z panią Vablatsky było podobnie? Może Lysandra też miała drugie, a nawet trzecie imię? Lysandra Cassandra Vablatsky... Brzmiało naprawdę ładnie i mogło być prawdziwe! — Chyba ma ciocia rację... Ale nie sądzi ciocia, że Lysa może się obrazić, jak będę ją tak pytać? — Oriana przekrzywiła głowę w bok, a na jej twarzy zagościł przez moment cień smutku. W swoim krótkim życiu zdążyła spotkać się już z gotowymi do rozmowy na wszystkie tematy wujkami Crouch, z ojcem, który ograniczał się do prostych i konkretnych odpowiedzi, w sekrecie trzymając kwestie, których nie trzeba było poruszać na "tu i teraz". Nie do końca wiedziała jeszcze, w jakiej grupie znajduje się Lysandra, a ostatnią rzeczą, jaką pragnęła zrobić to sprawić jej przykrość.
Cofnęła więc kartę, przechodząc już bezpośrednio do przygotowania paczki. Jako pierwsze jej uwagę przyciągnęły landrynki, które zagościły na stole w sali balowej w trakcie noworocznego przyjęcia dla dzieci w Durham. Dołączyły do niej cytrusy w postaci kilku sztuk pomarańczy i mandarynek, bułka maślana oraz słoik truskawkowej konfitury.
— Było naprawdę bardzo ładnie, ciociu. Musimy koniecznie wyprawić w Durham bal, ale taki prawdziwy. Może na wiosnę? — kto by się spodziewał, że Oriana zasmakuje w życiu salonowym, już pomijając to, jak wcześnie obudził się w niej podobny instynkt. Sądząc jednak po iskierce w spojrzeniu pakującej paczkę dziewczynki, chyba najbardziej podobało jej się towarzystwo oraz sama możliwość organizacji podobnego przedsięwzięcia, niż konieczność brylowania na salonach.
Może kluczem do szczęśliwego życia dorosłych kobiet był odpowiedni ubiór? Założone przez ciotkę spodnie nie dawały bratanicy spokoju, aż postanowiła wychylić się lekko zza swojego miejsca, by dojrzeć, czy na pewno się nie pomyliła, czy może po prostu pozycja, którą zajęła ciotka, sprawiła wrażenie, że szeroka spódnica przybrała kształt spodni. Niewiele jednak mogła dostrzec, a i kręcenie się w miejscu nie było oznaką dobrych manier, toteż postanowiła poruszyć ten temat kiedy indziej.
— Przodkini? — powtórzyła za Primrose, marszcząc czoło w zamyśleniu. Temat pani zdobiącej kartę z czekoladowej żaby prędko pochłonął ją na tyle, że postanowiła wyruszyć w krótką podróż po własnym drzewie genealogicznym. Sama przecież dostała drugie i trzecie imię na cześć własnych rodziców, może z panią Vablatsky było podobnie? Może Lysandra też miała drugie, a nawet trzecie imię? Lysandra Cassandra Vablatsky... Brzmiało naprawdę ładnie i mogło być prawdziwe! — Chyba ma ciocia rację... Ale nie sądzi ciocia, że Lysa może się obrazić, jak będę ją tak pytać? — Oriana przekrzywiła głowę w bok, a na jej twarzy zagościł przez moment cień smutku. W swoim krótkim życiu zdążyła spotkać się już z gotowymi do rozmowy na wszystkie tematy wujkami Crouch, z ojcem, który ograniczał się do prostych i konkretnych odpowiedzi, w sekrecie trzymając kwestie, których nie trzeba było poruszać na "tu i teraz". Nie do końca wiedziała jeszcze, w jakiej grupie znajduje się Lysandra, a ostatnią rzeczą, jaką pragnęła zrobić to sprawić jej przykrość.
Cofnęła więc kartę, przechodząc już bezpośrednio do przygotowania paczki. Jako pierwsze jej uwagę przyciągnęły landrynki, które zagościły na stole w sali balowej w trakcie noworocznego przyjęcia dla dzieci w Durham. Dołączyły do niej cytrusy w postaci kilku sztuk pomarańczy i mandarynek, bułka maślana oraz słoik truskawkowej konfitury.
— Było naprawdę bardzo ładnie, ciociu. Musimy koniecznie wyprawić w Durham bal, ale taki prawdziwy. Może na wiosnę? — kto by się spodziewał, że Oriana zasmakuje w życiu salonowym, już pomijając to, jak wcześnie obudził się w niej podobny instynkt. Sądząc jednak po iskierce w spojrzeniu pakującej paczkę dziewczynki, chyba najbardziej podobało jej się towarzystwo oraz sama możliwość organizacji podobnego przedsięwzięcia, niż konieczność brylowania na salonach.
my daddy's got a wand
you better run
you better run
Oriana Burke
Zawód : lady Durham, córka nestora Burke
Wiek : 8 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'll clean my room. In exchange for your immortal soul.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Dorzuciła do swojej paczki jeszcze takie rzeczy jak olej czy herbatę czarną, po czym zaczęła dokładnie pakować pudełko w brązowy papier i obwiązywać go sznurkiem. Na samym końcu napisała adres Rity Runcorn i odstawiła gotową paczkę na bok. Sięgając po kolejne pudełko zerknęła na bratanicę.
-Dlaczego miałaby tak pomyśleć? - Zapytała łagodnie zastanawiając się co podarować mamie Lysandry. -To nic zdrożnego pytać o twoich przodków. Czy gdyby twoja przyjaciółka zapytała kim byli twoi przodkowie, obraziłabyś się?
Należało być dumnym ze swojego pochodzenia, a Primrose uważała, że Lysandra i jej mama nie mają powodów do wstydu. Sięgnęła po czekoladę oraz bakalie, następnie trzy butelki Portera, drożdże, kaszę gryczaną i mąkę. Cassandra miała do wykarmienia nie tylko siebie ale również małą córkę, należało przygotować dla niej odpowiednią paczkę. Widząc z jaką pasją Oriana pakuje swoją paczkę podała jej sznurek oraz papier pakowy. Sama jeszcze przez chwilę zastanawiała się co dołożyć do swojej paczki i w końcu zdecydowała, że dołoży jeszcze przyprawy oraz śliwki suszone. Tak przygotowaną paczkę sama również zaczęła pakować słuchając zachwytu bratanicy nad balem, który przecież sama zorganizowała. Lady Burke uniosła do góry brwi w niemym zdumieniu, takiej prośby się nie spodziewała. Zaśmiała się do własnych myśli wyobrażając sobie minę Edgara jak usłyszy, że córka pragnie mieć wiosenny bal.
-Bal na przesilenie wiosenne? - Zagadnęła Makową Pannę chcąc usłyszeć więcej z jej pomysłów, ciekawa tego jakie jeszcze ma pomysły. -Ostatni bal miał miejsce bardzo dawno temu. - Przyznała, ale czasy nie sprzyjały ciągłym zabawom, a sam rodzina Burke nie słynęła z tych, które wystawiają przyjęcia i zapraszają całą socjetę by ta bawiła się w murach Durham. -Pamiętam swój pierwszy większy bal. Odbył się zimą, w trakcie sabatu, kiedy zostałam wprowadzona oficjalnie na salony. Kolejny miał miejsce w maju, w moje urodziny. Trzeba przyznać, że było wtedy iście magicznie i zachwycająco. - Wspomniała czas kiedy ledwo ukończyła szkołę i powróciła do domu spodziewając się kontraktu, ale rodzina wyznawała zasadę, że nie ma co spieszyć się z wydawaniem córek za mąż. Powinny nabrać doświadczenia i ogłady nie zaś od razu zostawać żonami i matkami. Choć prawda była też taka, że o rękę lady Burke mało kto się starał. Nie każdy miał odwagę wiązać się z tak surowym rodem od razu, a też Primrose była pod ostrzałem spojrzeń i krytyki, która sprawdzała kim jest najmłodsze dziecko dzikich wzgórz Durham.
-Dlaczego miałaby tak pomyśleć? - Zapytała łagodnie zastanawiając się co podarować mamie Lysandry. -To nic zdrożnego pytać o twoich przodków. Czy gdyby twoja przyjaciółka zapytała kim byli twoi przodkowie, obraziłabyś się?
Należało być dumnym ze swojego pochodzenia, a Primrose uważała, że Lysandra i jej mama nie mają powodów do wstydu. Sięgnęła po czekoladę oraz bakalie, następnie trzy butelki Portera, drożdże, kaszę gryczaną i mąkę. Cassandra miała do wykarmienia nie tylko siebie ale również małą córkę, należało przygotować dla niej odpowiednią paczkę. Widząc z jaką pasją Oriana pakuje swoją paczkę podała jej sznurek oraz papier pakowy. Sama jeszcze przez chwilę zastanawiała się co dołożyć do swojej paczki i w końcu zdecydowała, że dołoży jeszcze przyprawy oraz śliwki suszone. Tak przygotowaną paczkę sama również zaczęła pakować słuchając zachwytu bratanicy nad balem, który przecież sama zorganizowała. Lady Burke uniosła do góry brwi w niemym zdumieniu, takiej prośby się nie spodziewała. Zaśmiała się do własnych myśli wyobrażając sobie minę Edgara jak usłyszy, że córka pragnie mieć wiosenny bal.
-Bal na przesilenie wiosenne? - Zagadnęła Makową Pannę chcąc usłyszeć więcej z jej pomysłów, ciekawa tego jakie jeszcze ma pomysły. -Ostatni bal miał miejsce bardzo dawno temu. - Przyznała, ale czasy nie sprzyjały ciągłym zabawom, a sam rodzina Burke nie słynęła z tych, które wystawiają przyjęcia i zapraszają całą socjetę by ta bawiła się w murach Durham. -Pamiętam swój pierwszy większy bal. Odbył się zimą, w trakcie sabatu, kiedy zostałam wprowadzona oficjalnie na salony. Kolejny miał miejsce w maju, w moje urodziny. Trzeba przyznać, że było wtedy iście magicznie i zachwycająco. - Wspomniała czas kiedy ledwo ukończyła szkołę i powróciła do domu spodziewając się kontraktu, ale rodzina wyznawała zasadę, że nie ma co spieszyć się z wydawaniem córek za mąż. Powinny nabrać doświadczenia i ogłady nie zaś od razu zostawać żonami i matkami. Choć prawda była też taka, że o rękę lady Burke mało kto się starał. Nie każdy miał odwagę wiązać się z tak surowym rodem od razu, a też Primrose była pod ostrzałem spojrzeń i krytyki, która sprawdzała kim jest najmłodsze dziecko dzikich wzgórz Durham.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Gdy paczka dla małej Lysy została przygotowana, Oriana również przeszła do wypisywania adresu. Na całe szczęście wiedziała, gdzie jej przyjaciółka mieszkała — wysyłała jej przecież korespondencję, chociażby z zaproszeniem na bal! Gdy jednak poczuła na sobie łagodne, choć wydawało jej się, że troszkę badawcze spojrzenie ciotki, uniosła wysoko podbródek, pewna odpowiedzi, którą chciała udzielić.
— Bo uszu należy używać częściej niż języka! — odparła natychmiast, z dumą przywołując rodową dewizję panów Durham. Mogłaby nawet pokusić się o rozwinięcie myśli, pewna, że cioteczka znajdzie w sobie tyle chęci i cierpliwości, by wysłuchać wszystkiego, co dziewczynka miała jej do przekazania. Tymczasem miała wrażenie (to takie dorosłe!), że w sposób charakterystyczny dla swej rodziny, w niewielkiej ilości słów zamknęła dłuższy wywód o tym, że rozpytywanie się o przodków, szczególnie takie niezapowiedziane, potrafiło być bardzo niegrzeczne i mogłoby zostać odebrane jako oznaka nie tyle dociekliwości (upór w drodze do poznania prawdy należało przecież chwalić), co ciekawości wkraczającej w sfery delikatnych informacji.
Paczka została odpowiednio opakowana papierem pakowym, a następnie związana sznurkiem przekazanym przez Primrose. Karteczka z przygotowanym wcześniej adresem wsunięta została tuż pod ozdobną (zdaniem Oriany) kokardkę, którą zawiązała na szczycie paczki.
A później temat zszedł na bal, wspaniałe wydarzenie bez względu na to, czy było się Nottem, czy Burkem.
— Przesilenie... wiosenne... — powtórzyła po ciotce zamyślona, a burzowe spojrzenie powędrowało gdzieś w głąb kuchni. Policzek oparła na bladej rączce, w wyrazie prawdziwego myśliciela, nieświadomie mimikując sposób, w którym w podobnym zamyśleniu zastygał czasami jej własny ojciec. Podobieństwa między pierworodną a jej ojcem nestorem dodawały ściągnęte w zamyśleniu brwi. — To byłaby wspaniała okazja! Nie musimy zapraszać gości. Jest nas tutaj w Durham wystarczająco dużo, prawda? — oho, wreszcie odezwał się także Burke'owy introwertyzm! Oriana dzieliła ze swymi krewnymi znacznie więcej niż zamiłowanie do stonowanych barw, zdolność analitycznego myślenia oraz wyciągania wniosków czy krew. Uważała bowiem, że najlepsze okazje do świętowania są wtedy, gdy grono świętujących jest ograniczone. Dzięki temu można było pozwolić sobie na delikatne złagodzenie surowych zasad, które dyktowały kontaktami panów Durham z przedstawicielami pozostałych rodów szlacheckich.
— Co to znaczy "wprowadzić na salony"? — spytała zainteresowana, przechylając główkę na bok. Chwyciła także kolejne pudełko, choć jeszcze nie wiedziała, komu miała przygotować kolejną paczkę. Mimo to wsadziła do niej już butelkę z sokiem malinowym oraz inną, stojącą tuż obok. Oriana nie rozpoznała ani po jej kształcie, ani po etykiecie, że chwyciła za Porter Starego Sue, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Najwyżej ciocia ją upomni!
— Bo uszu należy używać częściej niż języka! — odparła natychmiast, z dumą przywołując rodową dewizję panów Durham. Mogłaby nawet pokusić się o rozwinięcie myśli, pewna, że cioteczka znajdzie w sobie tyle chęci i cierpliwości, by wysłuchać wszystkiego, co dziewczynka miała jej do przekazania. Tymczasem miała wrażenie (to takie dorosłe!), że w sposób charakterystyczny dla swej rodziny, w niewielkiej ilości słów zamknęła dłuższy wywód o tym, że rozpytywanie się o przodków, szczególnie takie niezapowiedziane, potrafiło być bardzo niegrzeczne i mogłoby zostać odebrane jako oznaka nie tyle dociekliwości (upór w drodze do poznania prawdy należało przecież chwalić), co ciekawości wkraczającej w sfery delikatnych informacji.
Paczka została odpowiednio opakowana papierem pakowym, a następnie związana sznurkiem przekazanym przez Primrose. Karteczka z przygotowanym wcześniej adresem wsunięta została tuż pod ozdobną (zdaniem Oriany) kokardkę, którą zawiązała na szczycie paczki.
A później temat zszedł na bal, wspaniałe wydarzenie bez względu na to, czy było się Nottem, czy Burkem.
— Przesilenie... wiosenne... — powtórzyła po ciotce zamyślona, a burzowe spojrzenie powędrowało gdzieś w głąb kuchni. Policzek oparła na bladej rączce, w wyrazie prawdziwego myśliciela, nieświadomie mimikując sposób, w którym w podobnym zamyśleniu zastygał czasami jej własny ojciec. Podobieństwa między pierworodną a jej ojcem nestorem dodawały ściągnęte w zamyśleniu brwi. — To byłaby wspaniała okazja! Nie musimy zapraszać gości. Jest nas tutaj w Durham wystarczająco dużo, prawda? — oho, wreszcie odezwał się także Burke'owy introwertyzm! Oriana dzieliła ze swymi krewnymi znacznie więcej niż zamiłowanie do stonowanych barw, zdolność analitycznego myślenia oraz wyciągania wniosków czy krew. Uważała bowiem, że najlepsze okazje do świętowania są wtedy, gdy grono świętujących jest ograniczone. Dzięki temu można było pozwolić sobie na delikatne złagodzenie surowych zasad, które dyktowały kontaktami panów Durham z przedstawicielami pozostałych rodów szlacheckich.
— Co to znaczy "wprowadzić na salony"? — spytała zainteresowana, przechylając główkę na bok. Chwyciła także kolejne pudełko, choć jeszcze nie wiedziała, komu miała przygotować kolejną paczkę. Mimo to wsadziła do niej już butelkę z sokiem malinowym oraz inną, stojącą tuż obok. Oriana nie rozpoznała ani po jej kształcie, ani po etykiecie, że chwyciła za Porter Starego Sue, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Najwyżej ciocia ją upomni!
my daddy's got a wand
you better run
you better run
Oriana Burke
Zawód : lady Durham, córka nestora Burke
Wiek : 8 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'll clean my room. In exchange for your immortal soul.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Oriana była nieodrodną córką swego ojca. Cechy rodu Burke wyraźniej z niej wychodziły, nawet bardziej niż te, które odziedziczyła po matce.
-Prawda. - Zgodziła się z bratanicą pakując kolejną paczkę. -Całkowicie jednak unikając tematu związanego z przodkami może sugerować, że się ich wstydzisz. - Dodała jeszcze i spojrzała na rzeczy, które znajdowały się na stole, a z których miały stworzyć kolejne paczki. Po tych dla Rity oraz Cassandry nadszedł czas na te dla ochronki, którą stworzyli wraz z Xavierem jakiś czas temu. Kątem oka zerkała na dziewczynę widząc, że ta dogłębnie coś analizuje przypominając tym samym Edgara kiedy siedział w zamyśleniu przy swoim biurku. Uśmiechnęła się do swoich myśli, które przypominały jej te dni gdy nestor myśląc, że nikt na niego nie patrzy przebywał w swoim gabinecie pochylając się nad ważnymi dokumentami dotyczącymi hrabstwa jak również spraw organizacji. Obydwoje marszczyli tak samo brwi, układali w taki sam sposób dłonie.
-Nie musimy. - Zgodziła się z bratanicą. Ona sama też nie przepadała za zabawami. Raz na jakiś czas musiała się na jakieś zjawić, jak sabat. Czasami musiała jakiś zorganizować jak koncert, czy polowanie, które chodziło jej po głowie od jakiegoś czasu, a Albert Rowle, choć bardzo nie chciał, to udzielił jej paru cennych wskazówek.-Możemy bawić się we własnym gronie. - I całkiem nieźle im to wychodziło. Burke trzymali się razem i zawsze wspierali, lubili swoje towarzystwo i chętnie w nim przebywali. Gdy już spotykali się z innymi to indywidualnie lub w małej grupie, w której nadal mogli czuć się swobodnie, niczym nie przytłoczeni. W tym momencie zobaczyła, że dziewczynka stawia obok siebie sok malinowy i butelkę Starego Sue.
-Dla kogo robisz paczkę? - Zapytała wskazując nietypowe połączenie. Była dość ciekawa odpowiedzi dziewczynki, bo być może był w tym jakiś zamysł, o którym nie miała jeszcze pojęcia. -Wprowadzać na salony, to inaczej przedstawiać młodą pannę towarzystwu, oznajmiać, że już dorosła więc może przebywać z innymi dorosłymi, może pokazywać się na różnych przyjęciach czy spotkaniach, może stać się czyjąś żoną. - Starała się wyjaśnić dokładnie ale jednocześnie w sposób jasny co oznacza ta fraza, której dziewczynka nie znała. Dało się wyczuć jednak w głosie lady Burke pewną ironię zmieszaną z gorzką nutą. Uważała ten zwyczaj za upraszczanie i sprowadzający kobietę do przedmiotu, do klaczy wystawianej na targowisku próżności. Przede wszystkim chodziło o to, aby ją pokazać potencjalnym kandydatom na męża. Nie liczyło się jakie miała marzenia, co pragnęła osiągnąć w życiu. Gdyby tylko w tym “wprowadzeniu na salony” było coś więcej, nie miałaby nic przeciwko takiej tradycji.
-Prawda. - Zgodziła się z bratanicą pakując kolejną paczkę. -Całkowicie jednak unikając tematu związanego z przodkami może sugerować, że się ich wstydzisz. - Dodała jeszcze i spojrzała na rzeczy, które znajdowały się na stole, a z których miały stworzyć kolejne paczki. Po tych dla Rity oraz Cassandry nadszedł czas na te dla ochronki, którą stworzyli wraz z Xavierem jakiś czas temu. Kątem oka zerkała na dziewczynę widząc, że ta dogłębnie coś analizuje przypominając tym samym Edgara kiedy siedział w zamyśleniu przy swoim biurku. Uśmiechnęła się do swoich myśli, które przypominały jej te dni gdy nestor myśląc, że nikt na niego nie patrzy przebywał w swoim gabinecie pochylając się nad ważnymi dokumentami dotyczącymi hrabstwa jak również spraw organizacji. Obydwoje marszczyli tak samo brwi, układali w taki sam sposób dłonie.
-Nie musimy. - Zgodziła się z bratanicą. Ona sama też nie przepadała za zabawami. Raz na jakiś czas musiała się na jakieś zjawić, jak sabat. Czasami musiała jakiś zorganizować jak koncert, czy polowanie, które chodziło jej po głowie od jakiegoś czasu, a Albert Rowle, choć bardzo nie chciał, to udzielił jej paru cennych wskazówek.-Możemy bawić się we własnym gronie. - I całkiem nieźle im to wychodziło. Burke trzymali się razem i zawsze wspierali, lubili swoje towarzystwo i chętnie w nim przebywali. Gdy już spotykali się z innymi to indywidualnie lub w małej grupie, w której nadal mogli czuć się swobodnie, niczym nie przytłoczeni. W tym momencie zobaczyła, że dziewczynka stawia obok siebie sok malinowy i butelkę Starego Sue.
-Dla kogo robisz paczkę? - Zapytała wskazując nietypowe połączenie. Była dość ciekawa odpowiedzi dziewczynki, bo być może był w tym jakiś zamysł, o którym nie miała jeszcze pojęcia. -Wprowadzać na salony, to inaczej przedstawiać młodą pannę towarzystwu, oznajmiać, że już dorosła więc może przebywać z innymi dorosłymi, może pokazywać się na różnych przyjęciach czy spotkaniach, może stać się czyjąś żoną. - Starała się wyjaśnić dokładnie ale jednocześnie w sposób jasny co oznacza ta fraza, której dziewczynka nie znała. Dało się wyczuć jednak w głosie lady Burke pewną ironię zmieszaną z gorzką nutą. Uważała ten zwyczaj za upraszczanie i sprowadzający kobietę do przedmiotu, do klaczy wystawianej na targowisku próżności. Przede wszystkim chodziło o to, aby ją pokazać potencjalnym kandydatom na męża. Nie liczyło się jakie miała marzenia, co pragnęła osiągnąć w życiu. Gdyby tylko w tym “wprowadzeniu na salony” było coś więcej, nie miałaby nic przeciwko takiej tradycji.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Kolejne słowa cioteczki Primrose okazały się zadać jej jeszcze więcej materiału do przemyśleń. Może faktycznie nie powinna tak unikać tematu przodków? Od starszych, często też minionych pokoleń można było wiele się nauczyć. W końcu czarodzieje żyli znacznie dłużej od mugoli, może istniała jeszcze szansa, że gdzieś na świecie znajduje się na przykład praprababcia małej Lysy?
— Nie mamy czego się wstydzić — odezwała się nagle, zupełnie pewnie, a ciemne brwi dziewczynki ściągnęły się do środka, w wyrazie sugerującym jednocześnie pewność wypowiadanych słów, jak i to, że sposób ich mówienia podebrała z pewnością od jednego z krewnych. Ekspresyjność na tym poziomie nie pasowała ani do ojca, ani matki, Crouchowie z pewnością znaleźliby bardziej zaowalowany sposób na przekazanie tej samej informacji. Pozostawali więc bracia Craig i Xavier, wujowie Oriany. A z ich dwójki Oriana była zdecydowanie bliżej z tym ostatnim.
W myśli tej upewniła ją również Primrose, wskazująca, że Burkowie nie musieli uciekać się do zapraszania osób spoza swego grona, by odbywać rozrywki nie tylko porywające, co również na poziomie. Oriana przepadała przecież nie tylko za dorosłymi mieszkańcami zamku — bardzo bliskie więzi nawiązała nie tylko z własnym rodzeństwem (co wydawało się oczywiste), ale także bliźniaczym kuzynostwem. W sercu Makowej Panny pojawiła się nawet myśl o konieczności dbania o te relacje, gdy wszyscy, nawet mały Marius, będą już dorośli. Choć wizja to była dalekosiężna...
— Dla pani Rookwood — odparła bez namysłu, skupiając spojrzenie burzowych oczu na pytającej Primrose tak, jakby nie zrozumiała jej intencji? Czy coś w tym fakcie było nieodpowiednie? Orianie wydawało się, że pani Rookwood ucieszy się z soku malinowego i innego napoju, którym okazał się porter, wzięty przez Orianę za coś w rodzaju oranżady w ciemnej butelce. Dziecięca dłoń chwyciła szyjkę ostatniej z dołożonych butelek, gotowa na wyjęcie jej z paczki — Pani Rookwood nie lubi tego picia?
Niezależnie od odpowiedzi, do paczki trafiła również kasza manna, kilka paczek ziołowych przypraw, litr mleka, a także kilogram mąki.
Gdyby nie ironia, z którą Primrose wypowiadała się o wprowadzaniu na salony, Oriana pewnie byłaby zachwycona całym pomysłem. Kto wie, może spytałaby nawet, kiedy przyjdzie na nią pora? W końcu już w zeszłym miesiącu oznajmiła wujowi Xavierowi, że jest dorosła, a przez to może odpowiednio zaopiekować się kuzynostwem oraz podarowanymi przez rodziców pieskami. Zamiast tego zabrała się do pakowania paczki i jej adresowania.
— A lordów nie wprowadza się na salony? — spytała wreszcie, zastanawiając się, czy tylko jej i Arianie przyjdzie przejść przez takie ważne wydarzenie, czy może Marius również będzie musiał się do niego przygotować?
— Nie mamy czego się wstydzić — odezwała się nagle, zupełnie pewnie, a ciemne brwi dziewczynki ściągnęły się do środka, w wyrazie sugerującym jednocześnie pewność wypowiadanych słów, jak i to, że sposób ich mówienia podebrała z pewnością od jednego z krewnych. Ekspresyjność na tym poziomie nie pasowała ani do ojca, ani matki, Crouchowie z pewnością znaleźliby bardziej zaowalowany sposób na przekazanie tej samej informacji. Pozostawali więc bracia Craig i Xavier, wujowie Oriany. A z ich dwójki Oriana była zdecydowanie bliżej z tym ostatnim.
W myśli tej upewniła ją również Primrose, wskazująca, że Burkowie nie musieli uciekać się do zapraszania osób spoza swego grona, by odbywać rozrywki nie tylko porywające, co również na poziomie. Oriana przepadała przecież nie tylko za dorosłymi mieszkańcami zamku — bardzo bliskie więzi nawiązała nie tylko z własnym rodzeństwem (co wydawało się oczywiste), ale także bliźniaczym kuzynostwem. W sercu Makowej Panny pojawiła się nawet myśl o konieczności dbania o te relacje, gdy wszyscy, nawet mały Marius, będą już dorośli. Choć wizja to była dalekosiężna...
— Dla pani Rookwood — odparła bez namysłu, skupiając spojrzenie burzowych oczu na pytającej Primrose tak, jakby nie zrozumiała jej intencji? Czy coś w tym fakcie było nieodpowiednie? Orianie wydawało się, że pani Rookwood ucieszy się z soku malinowego i innego napoju, którym okazał się porter, wzięty przez Orianę za coś w rodzaju oranżady w ciemnej butelce. Dziecięca dłoń chwyciła szyjkę ostatniej z dołożonych butelek, gotowa na wyjęcie jej z paczki — Pani Rookwood nie lubi tego picia?
Niezależnie od odpowiedzi, do paczki trafiła również kasza manna, kilka paczek ziołowych przypraw, litr mleka, a także kilogram mąki.
Gdyby nie ironia, z którą Primrose wypowiadała się o wprowadzaniu na salony, Oriana pewnie byłaby zachwycona całym pomysłem. Kto wie, może spytałaby nawet, kiedy przyjdzie na nią pora? W końcu już w zeszłym miesiącu oznajmiła wujowi Xavierowi, że jest dorosła, a przez to może odpowiednio zaopiekować się kuzynostwem oraz podarowanymi przez rodziców pieskami. Zamiast tego zabrała się do pakowania paczki i jej adresowania.
— A lordów nie wprowadza się na salony? — spytała wreszcie, zastanawiając się, czy tylko jej i Arianie przyjdzie przejść przez takie ważne wydarzenie, czy może Marius również będzie musiał się do niego przygotować?
my daddy's got a wand
you better run
you better run
Oriana Burke
Zawód : lady Durham, córka nestora Burke
Wiek : 8 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'll clean my room. In exchange for your immortal soul.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Obserwowanie Oriany jak zaczyna przypominać członków swojej rodziny w ruchach, wyrazie twarzy i mowie przypominało oglądanie samej siebie z przeszłości. Patrzenie w lustro i własne odbicie, choć Primrose liczyła, że Orianie przyjdzie żyć w lepszej rzeczywistości. Miała nadzieję, że świat będzie bardziej otwarty na kobiety i ich słowa, na ich zdanie i świadomość. Uśmiechnęła się delikatnie do bratanicy, a potem skupiła się na realizowaniu kolejnej paczki - tym razem dla Zlaty Raskolnikova, która przecież nie jedno zlecenie od roku Burke brała, a brat zdawał się być zadowolony z jej pracy.
-Pani Rookwood? - Zapytała unosząc ku górze brwi, a potem zaśmiała się cicho. -Myślę, że będzie bardzo wdzięczna za taką paczkę. - W końcu dlaczego nie miała lubić soku malinowego? Pozwoliła aby dziewczynka zapakowała swoją paczkę, a sama sięgnęła po miód pitny, makaron oraz tytoń dobrej jakości. Nie chciała aby pani Raskolnikova poczuła się źle traktowana otrzymując produkty gorszej jakości. Gdzieś w głowie Primrose świtała myśl, że osoby spoza szlachty mogły uważać, że ta jest skąpa, nie dba o nikogo i traktuje innych gorzej oraz z pogardą. Nie gardziła nikim kto okazywał należyty szacunek tradycjom i wartościom, które spajały społeczeństwo magiczne. Po chwili namysłu dorzuciła soczewicę oraz Porter starego Sue.
-Nie. - Odpowiedziała krótko zamykając paczkę i ruchem różdżki sprawiając, że sama zawinęła się w brązowy papier i zawiązał sznurek w dokładny węzełek. Napisała na wierzchu adres Zlaty i odstawiła paczkę. Powoli kończyły pracę, zostały jeszcze mniejsze paczuszki dla pracowników palarni i sklepu oraz upominki dla burmistrzów miasteczek, które znajdowały się na terenie hrabstwa oraz wielka paczka dla dzieci z ochronki jaką ostatnio polecili naprawić z Xavierem. -Małych lordów nie wprowadza się na salony. W dniu urodzenia mają do niego wstęp. - Zwyczaj, który mocno ją drażnił. Chłopców prowadziło się za rękę przez życie dając profity z racji płci, kiedy dziewczynki musiały walczyć o swoje, a przecież gdyby nie kobiety małych lordów nie było na świecie. Co za ironia losu. Jedyne osoby, które mogły przedłużyć linię rodu dając następców były traktowane jako istotu gorsze, nie mogę stanowić o sobie. Mogła się założyć, że zwykła mieszkanka miasta mogła zdecydować z kim chce być. Mogła mówić co myśli bez wzbudzania powszechnego oburzenia. Spojrzał na Orianę szaro zielonymi oczami, tak różnymi od tych jakie miała Makowa Panna; oczy te Primrose odziedziczyła po matce. -Widzisz Oriano, nasz świat jest tak skonstruowany, że kobieta ma autonomię, najczęściej we własnym domu, ale poza nim, to mężczyźni rządzą. Tak przynajmniej było przez ostatnie wieki. - Zapewne wyda się to, że napakowała głowę dziewczynki różnymi pomysłami, co skończy się oburzeniem ze strony Edgara, ale nie miała zamiaru ukrywać kim jest. W końcu miała na sobie teraz spodnie, na Merlina! -Kobiety jednak mają wielką władzę i posiadają szereg umiejętności dzięki czemu potrafią sprawnie sterować przebywając w cieniu. Należy jedynie opanować tę wiedzę. Doprowadzić ją do perfekcji i w pewnym momencie trzymasz w dłoniach wiele sznurków za które pociągasz.
Kiedyś myślała, że należało się jawnie buntować, tupać nogą i sprzeciwiać się głośno. Z czasem zrozumiała, że powinna robić to mądrze i sprytnie, tak aby wedrzeć się niepostrzeżenie do świata mężczyzn, a kiedy ci się zorientują, będzie już za późno by mogli powstrzymać kobiety. Zdawała sobie sprawę, że będzie to proces długi i powolny, ale ciężka praca pewnego dnia się opłaci.
|zt dla Prim
-Pani Rookwood? - Zapytała unosząc ku górze brwi, a potem zaśmiała się cicho. -Myślę, że będzie bardzo wdzięczna za taką paczkę. - W końcu dlaczego nie miała lubić soku malinowego? Pozwoliła aby dziewczynka zapakowała swoją paczkę, a sama sięgnęła po miód pitny, makaron oraz tytoń dobrej jakości. Nie chciała aby pani Raskolnikova poczuła się źle traktowana otrzymując produkty gorszej jakości. Gdzieś w głowie Primrose świtała myśl, że osoby spoza szlachty mogły uważać, że ta jest skąpa, nie dba o nikogo i traktuje innych gorzej oraz z pogardą. Nie gardziła nikim kto okazywał należyty szacunek tradycjom i wartościom, które spajały społeczeństwo magiczne. Po chwili namysłu dorzuciła soczewicę oraz Porter starego Sue.
-Nie. - Odpowiedziała krótko zamykając paczkę i ruchem różdżki sprawiając, że sama zawinęła się w brązowy papier i zawiązał sznurek w dokładny węzełek. Napisała na wierzchu adres Zlaty i odstawiła paczkę. Powoli kończyły pracę, zostały jeszcze mniejsze paczuszki dla pracowników palarni i sklepu oraz upominki dla burmistrzów miasteczek, które znajdowały się na terenie hrabstwa oraz wielka paczka dla dzieci z ochronki jaką ostatnio polecili naprawić z Xavierem. -Małych lordów nie wprowadza się na salony. W dniu urodzenia mają do niego wstęp. - Zwyczaj, który mocno ją drażnił. Chłopców prowadziło się za rękę przez życie dając profity z racji płci, kiedy dziewczynki musiały walczyć o swoje, a przecież gdyby nie kobiety małych lordów nie było na świecie. Co za ironia losu. Jedyne osoby, które mogły przedłużyć linię rodu dając następców były traktowane jako istotu gorsze, nie mogę stanowić o sobie. Mogła się założyć, że zwykła mieszkanka miasta mogła zdecydować z kim chce być. Mogła mówić co myśli bez wzbudzania powszechnego oburzenia. Spojrzał na Orianę szaro zielonymi oczami, tak różnymi od tych jakie miała Makowa Panna; oczy te Primrose odziedziczyła po matce. -Widzisz Oriano, nasz świat jest tak skonstruowany, że kobieta ma autonomię, najczęściej we własnym domu, ale poza nim, to mężczyźni rządzą. Tak przynajmniej było przez ostatnie wieki. - Zapewne wyda się to, że napakowała głowę dziewczynki różnymi pomysłami, co skończy się oburzeniem ze strony Edgara, ale nie miała zamiaru ukrywać kim jest. W końcu miała na sobie teraz spodnie, na Merlina! -Kobiety jednak mają wielką władzę i posiadają szereg umiejętności dzięki czemu potrafią sprawnie sterować przebywając w cieniu. Należy jedynie opanować tę wiedzę. Doprowadzić ją do perfekcji i w pewnym momencie trzymasz w dłoniach wiele sznurków za które pociągasz.
Kiedyś myślała, że należało się jawnie buntować, tupać nogą i sprzeciwiać się głośno. Z czasem zrozumiała, że powinna robić to mądrze i sprytnie, tak aby wedrzeć się niepostrzeżenie do świata mężczyzn, a kiedy ci się zorientują, będzie już za późno by mogli powstrzymać kobiety. Zdawała sobie sprawę, że będzie to proces długi i powolny, ale ciężka praca pewnego dnia się opłaci.
|zt dla Prim
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Skupiona na swoim zadaniu Oriana wyglądała prawdziwie jak skóra zdjęta ze swojego ojca — uważne spojrzenie oczu w kolorze burzowego nieba wodziło pomiędzy ustawionymi na stole zapasami z zamkowej spiżarni, ostrożnie dobierając kolejne elementy układanki. Nie zawsze — tak jak w przypadku Portera Starego Sue — wiedziała, czym jest produkt, po który sięgała, ale nawet to nie mogło być wystarczające do odmówienia jej entuzjazmu przy pakowaniu paczek. Większość produktów była jej jednak znana, ale to jak z mąki można było zrobić na przykład placek wiśniowy, czy kruche ciasteczka stanowiło dla niej olbrzymią niewiadomą. Teoretycznie widziała kucharza przy pracy, teoretycznie mogła poznać, że w zupie pływa marchewka czy brukselka, ale jak połączenie tego wszystkiego sprawiło, że jedzenie było dobre? Nad tym należało się pochylić i to jak najszybciej! Kto wie, może otrzymany w trakcie świąt zestaw małego alchemika rozbudził w Oriance kolejny głód wiedzy?
Uśmiechnęła się szeroko, słysząc, że jej podarek spotka się z aprobatą pani Rookwood. Na to właśnie liczyła i na całe szczęście mogła odetchnąć z ulgą, obwiązując sznurkiem kolejną z paczek i wciskając pod kokardkę następny bilecik z noworocznymi życzeniami. Drobna, blada rączka zadrżała nad jakimś słoikiem — może z konfiturą, a może z piklami — gdy cioteczka Primrose odezwała się raz jeszcze, informując ją o tym, że mali lordowie nie potrzebowali specjalnego zaproszenia na salony. Zamiast chwycić słoik, ręka Orianki odsunęła się nieco w lewo, aż wylądowała na blacie, zaraz obok niego.
— Ale to niesprawiedliwe — burknęła pod nosem w klasycznej manierze swej rodziny, panując jednak nad mimiką, chyba pierwszy raz w całym swoim życiu. Jej ekspresja powróciła więc do neutralnej, po wcześniejszym szerokim uśmiechu pozostało jedynie wspomnienie, ale nie wykrzywiła ustek w żaden przykry dla oka, czy wyrażający niezadowolenie grymas. Patrzyła tylko na ciotkę, jakby oczekując ciągu dalszego i... Doczekała się go, całkiem prędko.
Nie rozumiała tego wszystkiego. Co znaczyło "pociąganie za sznurki"? Sznurki były przywiązane do rąk, nóg i głów marionetek, którymi czasami zabawiali ich sprowadzani na zamek kuglarze. Czemu damy miałyby stać w cieniu? Przecież nie będzie ich wtedy widać! Chyba że chodzi tylko o to, by nie nabawiły się piegów albo opalenizny... I czemu, u licha, mają rządzić tylko mężczyźni? To oczywiste, że taty i wujków trzeba się słuchać, ale Marius był jeszcze malutki, a ona miała więcej pomysłów od niego...
— Ten świat dorosłych jest zbyt skomplikowany... — westchnęła ciężko, opierając policzek na wierzchu swej dłoni.
Chyba musiała dokładniej zbadać, o co w nim chodziło!
| z/t
Uśmiechnęła się szeroko, słysząc, że jej podarek spotka się z aprobatą pani Rookwood. Na to właśnie liczyła i na całe szczęście mogła odetchnąć z ulgą, obwiązując sznurkiem kolejną z paczek i wciskając pod kokardkę następny bilecik z noworocznymi życzeniami. Drobna, blada rączka zadrżała nad jakimś słoikiem — może z konfiturą, a może z piklami — gdy cioteczka Primrose odezwała się raz jeszcze, informując ją o tym, że mali lordowie nie potrzebowali specjalnego zaproszenia na salony. Zamiast chwycić słoik, ręka Orianki odsunęła się nieco w lewo, aż wylądowała na blacie, zaraz obok niego.
— Ale to niesprawiedliwe — burknęła pod nosem w klasycznej manierze swej rodziny, panując jednak nad mimiką, chyba pierwszy raz w całym swoim życiu. Jej ekspresja powróciła więc do neutralnej, po wcześniejszym szerokim uśmiechu pozostało jedynie wspomnienie, ale nie wykrzywiła ustek w żaden przykry dla oka, czy wyrażający niezadowolenie grymas. Patrzyła tylko na ciotkę, jakby oczekując ciągu dalszego i... Doczekała się go, całkiem prędko.
Nie rozumiała tego wszystkiego. Co znaczyło "pociąganie za sznurki"? Sznurki były przywiązane do rąk, nóg i głów marionetek, którymi czasami zabawiali ich sprowadzani na zamek kuglarze. Czemu damy miałyby stać w cieniu? Przecież nie będzie ich wtedy widać! Chyba że chodzi tylko o to, by nie nabawiły się piegów albo opalenizny... I czemu, u licha, mają rządzić tylko mężczyźni? To oczywiste, że taty i wujków trzeba się słuchać, ale Marius był jeszcze malutki, a ona miała więcej pomysłów od niego...
— Ten świat dorosłych jest zbyt skomplikowany... — westchnęła ciężko, opierając policzek na wierzchu swej dłoni.
Chyba musiała dokładniej zbadać, o co w nim chodziło!
| z/t
my daddy's got a wand
you better run
you better run
Oriana Burke
Zawód : lady Durham, córka nestora Burke
Wiek : 8 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'll clean my room. In exchange for your immortal soul.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zamkowa kuchnia
Szybka odpowiedź