Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka :: Dom Bathildy Bagshot
Schody na piętro
Na błoniach Hogwartu w butelkę grywali wyłącznie mugolacy i ich przyjaciele, ukrywając się pod czujnym okiem profesorów, spędzając na zabawie godziny, a czasem i dnie, przeciągając rozgrywane wyzwania na dłużej. Powitanie nowego Roku było dobrą okazją do tego, by podjąć się gry, w nieco zmienionej bardziej rywalizującej wersji.
Sprawa miała być prosta — wszyscy uczestnicy sylwestra zostali w oczywisty sposób podzieleni. W korytarzu pojawiła się tablica z podziałem na obie drużyny: grupa chłopców kontra grupa dziewcząt. Mieli wygrać lepsi - a zwycięzcy mieli szansę zabrać wszystkie pozostałe po imprezie alkohole (jeśli jakiekolwiek zostaną). Walka miała jednak toczyć się przede wszystkim o honor. James i Thomas spisali na pergaminie wyzwania jakie pamiętali i dopisali wszystkie te, które przyszły im do głowy, a potem wrzucili je do jednego z wazonów Bathildy Bagshot. Każdy kto chciał dołączyć się do zabawy i zdobyć dla swojej drużyny punkty, musiał wylosować dla siebie wyzwanie, a później, nie mówiąc o nim nikomu je zrealizować. Jeśli z powodzeniem uda się to zrobić ryzykantowi przysługiwał punkt do dopisania na tablicy swojej drużyny. Niewykonanie wyzwania do końca imprezy oznaczało punkt dla drużyny przeciwnej.
Aby wylosować wyzwanie należy w dowolnym sylwestrowym temacie rzucić kością k60 (uznając, w treści, że losuje się wyzwanie z wazonu) i wylosowany numer wraz z linkiem przesłać do organizatora drogą prywatnej wiadomości. W odpowiedzi - uczestnik zabawy otrzyma treść wyzwania (fabularnie pojawi się ona na wylosowanym pergaminie). Po jego realizacji należy wysłać link do posta tą samą drogą. Można wylosować maksymalnie 5 wyzwań na raz jednak zawsze losowaniu musisz towarzyszyć fabularna informacja o tym. Należy też pamiętać, że niezrealizowane lub zdradzone wyzwania przechodzą na konto drużyny przeciwnej.
Punktacja będzie pojawiać się na bieżąco - historia, wraz z linkami do postów i rozgrywek, cała lista wyzwań pojawią się pod koniec imprezy. "Przeciwnik" w treści wyznania jest członkiem przeciwnej grupy, czyli dla dziewczyn chłopiec, dla chłopców dziewczyna. Wyzwanie musi być zrealizowane zgodnie z jego treścią, by mogło być zaliczone.
Dziewczyny | Chłopcy |
2 | 6 |
- Sheila rzut-34
- Neala rzut-26 + akcja
- Thomas rzut-40
- Aidan rzut-3
- Monty rzut-18 + akcja
- Steffen rzut-15 + akcja
- Eve rzut-21 + akcja
- Marcel rzut-37 + akcja
- Castor rzut-10 + akcja
- Ollie rzut-59
- Leon rzut-47 + akcja
- Steffen rzut-16 + akcja
-
- Wyzwania:
1. Pobrudź przeciwnika jedzeniem lub napojem, a potem pomóż mu uporać się z problemem.
2. Zaproś dowolnego przeciwnika do tańca.
3. Nakłoń przeciwnika do wypicia trzech Mocarzy z rzędu. Wymaga dodatkowego rzutu kością.
4. Wymień się z przeciwnikiem dowolną częścią garderoby.
5. Nakarm dowolnego przeciwnika przekąską.
6. Zaproś przeciwnika do obejrzenia łazienki na piętrze tylko we dwoje.
7. Skomplementuj przeciwnika z użyciem wyrazu "piękny". Wymaga dodatkowego rzutu kością.
8. Nakłoń przeciwnika do pozbycia się jakiejś części jego garderoby.
9. Zrób dowolnemu przeciwnikowi miły masaż głowy.
10. Opowiedz dowolny dowcip dowolnemu przeciwnikowi na ucho tak, aby nikt inny poza wami w tym nie uczestniczył.
11. Pocałuj przeciwnika w policzek.
12. Chwyć miotłę i zatańcz z nią romantyczny taniec przed swoim przeciwnikiem. Wymaga dodatkowego rzutu kością.
13. Zaśpiewaj piosenkę, którą słyszysz i porwij do śpiewania swojego przeciwnika.
14. Sprytnie i nie wprost nakłoń przeciwnika, żeby cię przytulił.
15. Skomplementuj dowolną część ciała swojego przeciwnika.
16. Zatańcz na dowolnym meblu razem z przeciwnikiem.
17. Opowiedz dowcip, z którego zaśmieje się twój przeciwnik.
18. Przytul się policzkiem do piersi dowolnego przeciwnika.
19. Skłon przeciwnika, by wyszedł na podwórko i wytarzał się w śniegu z tobą.
20. Połaskocz przeciwnika tak, żeby się zaśmiał albo poprosił cię żebyś przestał.
21. Spleć z przeciwnikiem palce w uścisku jednej lub obu dłoni.
22. Poproś przeciwnika, by opowiedział ci o swojej romantycznej przeszłości.
23. Zrób przeciwnikowi masaż dowolnej części ciała.
24. Weź drinka przeciwnika bez pardonu i wypij go duszkiem.
25. Skomplementuj głośno, przy wszystkich strój przeciwnika. Wymaga dodatkowego rzutu kością.
26. Nakłoń przeciwnika do wzniesienia toastu z tobą.
27. Wznieś toast na cześć swojego przeciwnika. Wymaga dodatkowego rzutu kością.
28. Zwróć się do przeciwnika per "Skarbie". Wymaga dodatkowego rzutu kością.
29. Użyj w rozmowie z przeciwnikiem co najmniej pięć razy słowa "romantyczny".
30. Nakłoń dwóch przeciwników, by zjedli z twojego talerza.
31. Odbij przeciwnikowi partnera w tańcu.
32. Zatańcz z trzema przeciwnikami.
33. Ukradnij przeciwnikowi przekąskę sprzed nosa.
34. Wyznaj komuś uczucie, a później przeproś za przejęzyczenie.
35. Obsyp przeciwnika brokatem.
36. Popraw dowolną część garderoby przeciwnika. Wymaga dodatkowego rzutu kością.
37. Nakłoń rozmówcę do powiedzenia ci komplementu.
38. Wyciągnij przeciwnika z innej rozmowy tak, by skupił uwagę tylko na tobie.
39. Użyj trzykrotnie podczas jednej rozmowy romantycznych określeń wobec przeciwnika, np. Kochanie.
40. Pobrudź się jedzeniem lub napojem i zwal całą winę na swojego przeciwnika.
41. Nakłoń swojego przeciwnika, aby poprosił cię do tańca. Wymaga dodatkowego rzutu kością.
42. Nakłoń przeciwnika do opróżnienia całej butelki wina lub innego mocnego alkoholu.
43. Nakłoń przeciwnika, by nakarmił cię jakąś przekąską. Wymaga dodatkowego rzutu kością.
44. Nakłoń przeciwnika, by ci zaśpiewał piosenkę.
45. Skłon przeciwnika, aby zrobił ci masaż.
46. Zawołaj swojego przeciwnika z innego pokoju lub piętra i zmuś go, by do ciebie przyszedł. Wymaga dodatkowego rzutu kością.
47. Skomplementuj swojego przeciwnika z użyciem słowa "zmysłowy".
48. Spanikuj i sprowokuj przeciwnika, by pomógł ci usunąć coś z włosów lub części garderoby.
49. Podaruj coś swojemu przeciwnikowi i poproś, by miał to ze sobą przez resztę wieczoru (nie musi). Wymaga dodatkowego rzutu kością.
50. Urządź dowolnemu przeciwnikowi scenę zazdrości.
51.
52. Obrzuć trzech przeciwników śnieżkami.
53. Zaproś swojego przeciwnika na spacer po nastrojowym ogrodzie.
54.
55.
56.
57.
58.
59. Rozpuść miłą plotkę na temat swojego przeciwnika. Wymaga dodatkowego rzutu kością.
60.
Byli z powrotem. On i Thomas, przemknęli do domu jak gdyby nigdy nic, nie razem, osobno, zupełnie tak, jakby wyrośli spod ziemi w którymś z pokoi. Kurtki wisiały odwieszone tam, gdzie wszystkie, wiedział już, że po drodze zgubił szalik, który zrobiła mu Sheila. Ona pewnie też się szybko zorientuje, ale zawsze mógł zrzucić winę na kogoś. Było tu tyle osób, że jutro rano, kiedy rozejdą się każdy w swoją stronę, nikogo nie zdziwi przypadkowy element garderoby zaplątany w rękaw. Muzyka grała w domu głośno, choć na zewnątrz dzięki rzuconym przez Steffena zaklęciom nie było słychać nic a nic. Wchodząc od strony ogrodu, przeszedł się po pokojach, przemykając spojrzeniem ciemnych oczu po twarzach obecnych, szukając jednej konkretnej, ale kiedy zdał sobie sprawę, że niczego nie przegapił odetchnął z ulgą. Zgarnął pustą butelkę dla niepoznaki i ruszył na górę. W łazience przemył twarz, zdjął sweter, spodnie koszulkę i przebrał się w to, co miał wcześniej na sobie, wzorzystą koszulę z kołnierzykiem, licząc, że za pomocą wody z mydłem pozbędzie się zapachu Londynu, doków, zapachu podróży na miotle nad dachami kopcących kominów stolicy. Ubrania zwinął w kulkę i ruszył do sypialni jak gdyby nigdy nic, gdzie już z progu za łóżko rzucił niepotrzebny pakunek. W ciemnym pokoju nie było nikogo, przynajmniej tak mu się wydawało, ale nie przyglądał się niczemu. Grobowe czeluści rozjaśniało jedynie okno prowadzące na ulice, światło bijące z zewnątrz. Zbliżył się, zerkając przed dom. Miał szczęście wtedy widząc dwie znajome sylwetki na ulicy. Szybko opuścił sypialnie, zszedł na dół, próbując uciec przed podejrzliwym spojrzeniem swojej siostry, podejrzewając, że nie umknęła jej jego nieobecność i będzie lada moment zadawać zbyt wiele pytań. Spojrzeniem spróbował zaś znaleźć za to Eveline, ale nim to się stało tuż na wejściu do salonu natknął się na Demelzę, omal nie wpadając na dziewczynę. Zatrzymując się tuż przed nią, uniósł brwi i gwizdnął cicho.
— Już są — odpowiedział, spoglądając jej w oczy, po czym ustąpił jej miejsca, by mogła przejść. Zdawało mu się, że większość osób — wszyscy może? — byli na dole. Przygryzł policzek od środka i oparł się o futrynę plecami, ręce chowając za siebie, głowę odchylając w tył.
maladilem baxtale Romensa
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
Czy plan był jakiś inny? Czy w ogóle mieli jakiś plan? Nie miała pojęcia, bo nikt jej za bardzo nie poinformował – a przynajmniej sama tego nie kojarzyła, jednak chciała stanąć w tym miejscu, przynajmniej wyglądając skoro zbyt wiele nie mogła zrobić. Spojrzała jeszcze na pozostałych, czy również się zbierali, oraz też na to, czy w tym momencie nie ma nic, co wymagałoby nagłej ingerencji. Wiedziała, że zostawiając chłopców samych potrafiło się wrócić nagle na płonące pomieszczenie, gdzie nagle nie było nikogo, kto byłby za to odpowiedzialny. Tak jak z grupą niesfornych szczeniaków, które zrzuciły coś ze stołu i nagle miałyby teraz spodziewać się, że nikt nie zauważy bałaganu, a jak zauważył, okazywały się zaskoczone. Tak to właśnie było, ze wszystkimi chłopcami! W grupie zdecydowanie spadało im podejście.
- Czy kogoś jeszcze się spodziewamy, tak poza tymi, którzy już są i którzy właśnie przyszli? – Pytanie to, z tylko sobie wiadomych powodów skierowała w stronę Thomasa, ale jednak jeżeli ktoś miałby rozmawiać z gadziami i wiedzieć, kto jeszcze przekroczy dzisiaj progi domu, to na pewno typowałaby, że Tomek już się dookoła tej osoby zakręcił. Na ten moment jednak zbierali się grupą i nie było sensu skupiać się dłużej na teoretyzowaniu, chciała po prostu wiedzieć.
- Piłaś kiedyś szampana? - zapytał z szelmowskim uśmiechem, bo wiedział, że nie, większość z nich nie piła: butelka tego alkoholu była droższa od jedzenia, które jedli przez cały miesiąc i to we dwoje. Długo będą to wspominać, ale takiej okazji nie należało wcale zmarnować. Wyciągnął ku niej dłoń, gdy prześlizgnęła się po lodzie, splatając jej palce z własnymi, by pomóc jej złapać równowagę - jednak jeszcze nim prześlizgnęli się dalej, zaskoczyła go swoim gestem. Nie od razu skojarzył, o co jej chodziło, dopiero po chwili przypomniał sobie, że miał dziś urodziny. Pamiętała. - Słowo Gryfona - zarzekł, nie sięgając do kieszeni, skoro tego od niego zażądała, z rzeczywistą chęcią dotrzymania danego słowa. - Dzięki, Fin. Czekaj - zawołał, mocniej ściskając jej dłoń, gdy pośpieszyła go do dalszej drogi. - Chodźmy tędy. Nie chciałaś nigdy zgubić się w roślinnym labiryncie? - zapytał, nie czekając wcale na odpowiedź, kiedy poprowadził ją okrężną drogą ku bramom, przez zachwycające ogrody lady Nott - wiedział je po raz pierwszy w życiu, całkiem pewien, że ten pierwszy raz będzie też ostatnim. I nie zamierzał zmarnować ni chwili spędzonej w miejscu takim jak to: ozłoconym blichtrem, którego nie zaznali nawet w snach. Nie powinno ich tam wcale być, ale arystokraci bawili się na sali i mogli przemknąć się niezauważenie przez kolejne wijące się alejki, tak piękne, że aż zapierało dech w piersi. Jak chochliki przemykali tymi ścieżkami, zatrzymując się przy co piękniejszym zagajniku, wydłużając czas pojawienia się w Dolinie Godryka za cenę przeżyć, jakich nigdy nie było im dane zakosztować. Stroje nie pozwalały pomylić ich z gośćmi przyjęcia, ale lekkość kroków i szybkość ruchów pozwoliły im, trzymając się cienia. Rozgrzane występem ciało nie czuło chłodu, a zmęczenie traciło na znaczeniu wobec tak wielu bodźców - aż w końcu znaleźli się poza terenami Nottów, mogąc, na wcześniej przygotowanej miotle, opuścić wpierw stolicę, potem okolice, kierując się prosto do Doliny Godryka. Jeszcze w kuchni, podczas posiłku, zrzucił z siebie mniej wygodne elementy stroju; na cyrkowy trykot wsunął cieplejsze spodnie, górną część stroju zastąpił na prędko zarzuconą i niedopiętą koszulą. Nie zdążył zmyć scenicznego makijażu dopełniającego ptasią maskę, którą miał w kieszeni kurtki - połyskliwy błękitny cień malował powieki i skronie, jasny porcelanowy puder zdążył rozetrzeć rękawem, złociste smugi na policzkach musiały być pozostałością innych ozdób. Pozbędzie się tego, kiedy tylko trafi do łazienki.
Pod domem Bathildy gładko zeskoczył z miotły, oferując pomoc również Finley, choć ta jej nie potrzebowała. - To chyba tu? - zastanowił się, w środku świeciło się światło, wydawało mu się, że przez okno dostrzegł znajomą sylwetkę. Pchnął drzwi, by wkrótce znaleźć się w środku, szukając pozostałych gości - nie tracąc przy tym dobrego nastroju, jak gdyby dotychczasowe troski odeszły w niepamięć. - Mamy coś szczególnego! Wyciągajcie kieliszki - zawołał, wysuwając z kieszeni kurki butelkę szampana, którą powiększył zaklęciem z powrotem.
Skierował się do wazonu z wyzwaniami i pociągnął los i szybko go przeczytał, zerkając niespokojnie na tablicę z wynikami. Zawsze miał w sobie ducha rywalizacji. Isabella chwilowo zniknęła mu z oczu, więc rzucił przeciągłe spojrzenie na mocarza - nie miał jeszcze okazji kosztować tej nalewki, świadom własnych możliwości chciał poczekać z piciem do północy, ale... już prawie północ! A ten "mocarz" kusił. Może i Steffen wątpił trochę w talenty kulinarne kolegów, ale z natury był bardzo ciekawski, nawet jeśli miał tego później żałować.
Nalał sobie trochę zagadkowej pigwówki, ale zanim zdążył zamoczyć w niej usta, otworzyły się drzwi.
Rozpromienił się na widok Finley (choć reakcja Tomka na wspomnienie jej imienia dała mu do myślenia i rzuciła cień wątpliwości na własny wspaniały plan - niestety, nie wiedział jeszcze, ze zaraz skończy mu się pewnie nastrój i na przemyślenia i na swatanie) i Marcela, który wreszcie tu przybył!
-Skąd to masz...? - zrobił wielkie oczy na widok szampana, o który trudno było nawet w Londynie. Nawet z pensją urzędnika banku, a zwłaszcza z pensją cyrkowca.
-Ktoś dał ci taki napiwek za występ? - zapytał naiwnie, myśląc sobie, że może nie każdy burżuj jest zepsuty do szpiku kości i niektórzy mają nawet gest. Mogli mu dać galeony, no ale nie ma co wybrzydzać.
-Wasze zdrowie! Już, szykuję kieliszek! - zapewnił i szybkim łykiem opróżnił własną szklaneczkę z mocarza aby zrobić w niej miejsce na szampana.
Miał nadzieję, że nie będzie tego żałował. To tylko trochę alkoholu, prawda? Pijał już sporo, a choć robił to nieczęsto, to nie mógł odstawać od kolegów - a Nowy Rok należało godnie powitać!
wznoszę toast mocarzem k20, wytrzymałość alkoholowa 90 i rzucam k6, wcześniej losuję wyzwanie k60!
little spy
Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 25.01.22 4:38, w całości zmieniany 1 raz
#1 'k60' : 15
--------------------------------
#2 'k20' : 18
--------------------------------
#3 'k6' : 4
- Zawsze uważałam się za dziewczynę od whisky - przyznaje, koci uśmiech błąka się na linii czerwonych od szminki ust, gdy patrzy na niego z rozbawieniem osiadłym w popielatych oczach. I serce uderza mocniej, nim do naturalnego rytmu zdecyduje się powrócić, świadome, iż zagrożenie właśnie minęło. Że upadek już nie jest przeznaczeniem młodziutkiej artystki - Ale kto wie, może łyk szampana to zmieni - zawyrokowała beztrosko, bo przecież taka okazja nie zdarzała się praktycznie nigdy. Zwłaszcza teraz, gdy zaledwie odrobina tego alkoholu wydawała się cenniejsza niż wszystko to, co mieli w swym posiadaniu. A przecież ten właśnie, dokładnie w tej chwili lał się strumieniami w budynku za nimi, wypełnionym istnieniami mającymi ich, zwykłą parę cyrkowców za coś mniej znaczącego od mrówki. Tym bardziej czuła tę czczą dumę, iż zręczne dłonie akrobaty zdołały pochwycić przynajmniej jedną butelkę. Niewdzięczni, tak ktoś mógłby ich określić wobec zbrodni, jaka miała miejsce. Była to kompletna bzdura, bo przecież byli niesamowicie wdzięczni lady Nott za tę okazję, tylko głupiec by jej nie wykorzystał. I coś w niej łagodnieje, gdy jej dziękuje. Oczywiście, że pamiętała. Popędza go, odwracając się przy tym, gotowa wyruszyć wprost w objęcia czekającej na nich zabawy, kiedy ręka wciąż trzymająca jej własną, mniejszą, zaciska się mocniej, zmuszając do zatrzymania się w połowie kroku. Pytające spojrzenie sięga niebieskich tęczówek, by figlarna skra zaraz to mogła zastąpić wszelkie czające się weń zapytania - Która by nie chciałaby zagubić się w takim labiryncie, tuż pod okiem samych gwiazd? - odpowiada, podążając za towarzyszem bez sprzeciwu. Miał rację, odejść nie zobaczywszy, chociaż części tego, co miało do zaoferowania Hampton, zdawało się pozbawione sensu. Ciekawość rodziła się więc w niej na nowo, szeroko otwarte oczy chłonęły łapczywie cały urok zimowych ogrodów skąpanych w blasku magicznych świateł. Nawet śnieg ścielący się wokół alejek, wydawał się jakiś inny, miększy, bielszy, bardziej wyjątkowy od każdej innej mlecznej pierzyny. Przemykali zręcznie, zachwycając się każdym niepodobnym do niczego splotem gałęzi, liści w lodzie zastygłych, witając każdy roślinny zakątek z westchnieniem. Trzymali się cienia, niezauważeni przez nikogo, choć kiedy zdawało się, że wciąż pozostają sami, Finnie wymykała się z bezpiecznych ramion ciemności, by móc przybrać pozę oraz iście pompatyczną minę którejś z mijanych lodowych rzeźb. Śmiejąc się zaraz, to wydając cichutki pisk, kiedy któryś z posągów odpowiedział jej pokazaniem języka. I żałowała, że żadne z nich nie posiada magicznego aparatu, że nie mogą utrwalić tych cudów oraz dziwów inaczej, niż tylko we własnej pamięci. Czy słowa będą w stanie opisać zagajnik, do którego zabłądzili? Czy zdania oddadzą wyjątkowy kunszt ogrodników oraz rzemieślników pracujących przy każdym, nawet najdrobniejszym szczególe? Czy w ogóle im uwierzą, że to, co widzą, naprawdę istnieje? Z żalem opuszczała tę krainę niedostępną dla szarego mieszkańca, traktując ją niemal jak słodki sen, nie zaś miejsce, gdzie jeszcze niedawno serce oddawała i pot przelewała, dając pokaz najdoskonalszy z możliwych. Ostatnie spojrzenie rzucone bramie posiadłości było przesycone niemalże melancholią, gdy ramionami oplatała blondyna w pasie. Nie potrafiła latać, jedyne co mogła zrobić, to ufać zdolnościom Marcela, kurczowo się trzymać i prosić gwiazdy nieśmiało, by przypadkiem nie złamała mu żadnych żeber. To ryzyko jednak się oddaliło, gdy pierwsze niepewne zaciśnięcie żołądka przeminęło, a uwaga wobec zmieniającego się w pędzie otoczenia, okazała się znacznie silniejsza niż ten początkowy lęk.
Dolina Godryka powitała ich ciszą, niezmąconym wręcz spokojem, a i dom Bathildy wydawał się opustoszały, pozbawiony życia. Wpatrywała się w światła, z dłonią splatającą się naturalnie z drugą, gdy pomagał jej zsiąść z miotły. To musiało być tu, zdecydowanie.
- Wygląda ponuro i jakoś strasznie - stwierdziła Finley, zaraz jednak ręce jej złączyły się na piersi - Będzie absolutnie fantastycznie!! - zachwyciła się, a oczy jej zdawały się jaśnieć. W środku wszystko na pewno wyglądało świetnie, każdy bardzo zaangażował się w te przygotowania, więc nie mogło być inaczej. Zresztą, zaraz mieli się przekonać, kiedy Carrington pchnął drzwi, a i ona nie zamierzała tkwić w zimnie.
- Jesteśmy! - zawołała ucieszona, rozpinając guziki płaszcza - Tęskniliście? - dodała z psotliwym uśmiechem. Zieleń i czerwień tańczyła na powiekach, przechodząc na skronie w formie wymalowanych piór, czerwień ust wyglądała ładnie w kontraście z żółtym dziobem maski, lecz tą wcisnęła w kieszeń płaszcza niedbale, pewna, że ta i tak wyląduje na czyjejś głowie w pewnym momencie. Nie mogła się doczekać wręcz, kiedy będzie mogła zrzucić z siebie barwny kostium kwezala i przebierze się w coś znacznie wygodniejszego, jednak powitania były ważniejsze niż komfort tancerki. Tylko policzek przygryzła na słowa Steffena, och, słodki, naiwny Steff - Taak, napiwek. Zdecydowanie - potwierdziła, łapiąc na sekundę niebieskie tęczówki. Nie waż się mu tego psuć, wydawał się mówić popiół jej własnych, nim przeniósł się na zgromadzone sylwetki. Szukała tej jednej konkretnej i gotowa była się obrazić, jeśli prędko jej nie spostrzeże.
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Nie zorientowała się, że James i Thomas Doe zniknęli całkiem. Pochłonięta rozmowami i tańcem nie zwróciła na to uwagi, a potem pomyślała, że może są w innym pokoju, rozmawiają albo wyszli na zewnątrz zapalić. Jak to mężczyźni. Wypatrywała wciąż pozostałych, bo wiedziała, że mają przyjść jeszcze Marcelius i Finley, a ich nie było i nie było... Miała nadzieję, że zdążą przed północą i nastanie nowego roku będą świętować wszyscy razem. Zaczęła się aż tym martwić i zaczęła podpytywać innych, czy coś wiedzą. Na całe szczęście około dwudziestej trzeciej usłyszała jakieś zamieszanie na schodach i wyszła sprawdzić co się dzieje.
- No wreszcie jesteście, czekaliśmy na was - zawołała Demelza na widok Marceliusa i Finley, uśmiechając się szeroko, gdy stanęła w progu salonu, wyglądając na korytarz. Zdążyli przed północą - świetnie. Uchwyciła spojrzenie Jamesa i skinęła głową. - Tęskniliśmy - odpowiedziała na słowa jasnowłosej akrobatki. - Co to takiego? Kolejny wasz wynalazek? - spytała niepewnie Marceliusa, spoglądając na butelkę w jego rękach.
Sama zniknęła na chwilę, przechodząc obok akrobatów i Jamesa, by przejść do jednego z pokojów, skąd przyniosła paczkę owiniętą w kolorowy papier. Zaczekała aż James zwoła wszystkich gości, milcząc; dopiero kiedy przyszedł każdy i zgodnie z sugestią Marceliusa miał w ręku kieliszek podeszła do akrobaty.
- Pozwolę sobie zacząć... i w imieniu wszystkich złożyć ci najserdeczniejsze życzenia z okazji urodzin, Marcel. Niech się spełnią wszystkie twoje marzenia i bądź zawsze taki kochany jak jesteś - zaczęła mówić z uśmiechem, po czym wyciągnęła w jego stronę prezent, na którym leżało też pudełeczko z czekoladową żabą. - To prezent od nas wszystkich. Mamy nadzieję, że będą pasować - dodała, po czym rozłożyła ramiona, wyściskała młodzieńca i ucałowała go w policzek, zanim odsunęła się ostatecznie, by inni również mogli złożyć mu życzenia.
Po odpakowaniu kolorowego papieru Marcelius mógł znaleźć w środku parę butów w swoim rozmiarze uszytych ze skóry kelpii.
| buty z mojego ekwipunku, żabka z ekwipunku Jamesa
Stripped down to the bone
can make a better man
- Oh? Nie… Nie jestem pewny - rzucił z niewinnym uśmiechem do siostry, jak raz nie znając pełne listy gości. Kto przyjdzie ten przyjdzie, może usłyszą krzyki nieszczęśnika wpadającego w jedną z pułapek Steffena? W sumie nie dopytywał przyjaciela, jakie zasadzki ten przygotował w ogrodzie.
Chociaż w gruncie rzeczy to całkiem się cieszył z faktu, że zdecydował się zabrać kieliszki z mieszkania, które dopiero co okradli wraz z młodszym. Nie musieli się tłumaczyć skąd mieli takie przedmioty, prawda?
I miał dobrego nosa, widząc co też Marcel wyciągnął zza pazuchy.
Nie miał chyba nigdy okazji do picia szampana, ale nie będzie gardził. Domyślił się, że niekoniecznie był to napiwek za występ, a nawet jeśli to takim, o którym zleceniodawca niekoniecznie wiedział, więc tylko posłał Steffenowi nieco załamane spojrzenie, ale nie wyprowadził go z błędu.
- Kieliszki? Coś bardziej eleganckiego by się przydało jak już mamy tutaj takie bogactwo - stwierdził, a kiedy Demelza zniknęła po prezent, Thomas zajął się transmutacją kradzionego szkła w bardziej podłużne i rzeczywiście elegantsze naczynia, w których szampan powinien się prezentować odpowiednio.
Zostawił jednak przywilej polania właśnie przyjacielowi, a sam się oparł o mebel, wyciągając z kieszeni swoją harmonijkę, bo skoro nikt nie włączył na dole muzyki, sami powinni się o to zatroszczyć, prawda?
Zaczął wygrywać dobrze raczej wszystkim znaną - a przynajmniej tak założył - melodię urodzinowej śpiewki, zaraz zerkając po towarzystwie tylko na moment.
- No ja śpiewać i grać jednocześnie nie mogę, no już - pogonił towarzystwo, bo co to miały być za celebracje bez śpiewania!? Nawet jeśli nie mieli za bardzo zdmuchiwania świeczek to warto było się trochę postarać, prawda? A przynajmniej sprawić, żeby Marcel jeszcze trochę bardziej był w centrum całej uwagi, bo kto wie jak skończy się impreza, kiedy tylko wszyscy dorwą się do alkoholu na dobre.
I wszyscy zdawali się zachwycać tą dziwną pigwową wódką, że jest niby och i ach, że taka mocna, fajna i w ogóle, a on... on... Hej, on też chciał spróbować! Żeby móc krakać jak wrony, trzeba było najpierw wiedzieć o czym, prawda? Kiedy więc całe towarzystwo udało się na schody, aby powitać większą liczbę nowych przyjaciół (a raczej jedną starą, o czym młody Potter miał przekonać się za chwilę), Fleamont wykorzystał okazję, by ukradkiem wypić kieliszek Mocarza. Był w smaku jeszcze gorszy niż piwo, które dostał od Holly'ego (Olliego), gorzkie, wykrzywiało buzię i paliło w język oraz przełyk. Przerost formy nad treścią, pomyślał zawiedziony Monty, po czym udał się za resztą. Zdążył na życzenia urodzinowe dla Marcela, którego... Hej, chyba jednak go znał! Poczekał więc aż znajomi skończą obdarowywać go prezentami, by samemu dopaść go po chwili.
— Cześć, jestem Monty! — zwrócił się do Marcela z szerokim uśmiechem — Nie znasz mnie, ale ja znam ciebie! Tylko z fotografii na korytarzu, bo minęliśmy się w Hogwarcie, ale... ale... ja też byłem szukającym! I... ii.... to naprawdę wielki zaszczyt, że mogę cię wreszcie poznać osobiście ii... nie umiem składać życzeń, ale wszystkiego najlepszego! I spełnienia marzeń! I... i wszystkiego co sobie zażyczysz! — po tych słowach nieco onieśmielony wręczył blondynowi czekoladową żabę. Zaraz potem jego wzrok spoczął na Finley, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej i jeszcze bardziej promiennie na widok przyjaciółki. Lubił te dni, gdy odwiedzała go w Dolinie, gdy siadali na progu domu Potterów i pili razem herbatę. — Finnie! — podbiegł do niej uradowany, chwycił jej drobne ciało w ramiona i oderwał lekko od ziemi, na tyle, na pozwalał mu jego stan, zupełnie nie zważając na to, że jego policzek przez cały czas przyciskał się do jej klatki piersiowej. Chyba trochę za dużo wypił, ale przecież nie miał na myśli niczego nieodpowiedniego. Po prostu ucieszył się na jej widok...
Piję Mocarza, rzucam k20 na efekt i k6+3 na stan upojenia.
Stan upojenia: 55/56.
#1 'k20' : 17
--------------------------------
#2 'k6' : 5
- She, She, zaczekaj. - zawołałam za nią, dobiegając w kilku krokach do niej i do osób które gromadziły się powoli w jednym miejscu. Przystanęłam obok spoglądając najpierw na nią, a później na Demelzę której posłałam krótki uśmiech. Uniosłam dłonie, żeby zebrać rude włosy z tyłu głowy i obrócić nimi kilka razy i takie owinięty puścić na plecy. Przesunęłam jeszcze palcami po boku twarzy odgarniając jednej z strony kosmyk włosów, którego wcześniej nie zebrałam. Przesunęłam tęczówki dalej, natrafiając na sylwetkę Jamesa opartego na framugę. Na chwilę zmrużyłam oczy, zezując w jego stronę, ale zaraz je przestałam. Przysunęłam się bliżej Sheilii, zaplatając rękę wokół jej ramienia. Za jej spojrzeniem zerknęłam w kierunku jej starszego brata, jednak nie powiedziałam nic więcej, ani nic do niego bo i mówić nie miałam co. Właściwie nie przeszło mi przez myśl, że jakbym go zagadała, to on by tyle może nie gadał wtedy a myśl ta wzięła i sprawiła, że uśmiechnęłam się sama do swoich własnych myśli. Rozszerzyłam oczy w zdumieniu na to, co Marcel wziął i przyniósł przekrzywiając głowę w bok. W sensie, co to właściwie było? Wino? Butelke podobną nawet miało. Przysunęłam się, na przód głowę wystawiając i uważniej butelce się przyglądając.
- Finley! Marcel!- uniosłam głos a moje wargi rozchyliły się w zdumionym zachwycie kiedy spojrzałam na nią, a zaraz potem w końcu na Marcela zbyt skupiona wcześniej na rozszyfrowywaniu co takiego szczególnego jest w tym winie o którym mówił. - Wow. - wypadło z moich ust mimowolnie. Już miałam sama podejść i życzenia złożyć, kiedy nagle komenda Tomka wypadła spojrzałam na niego, na Marcela w końcu najpierw decydując się jednak śpiewać. Choć sądziłam, że lepiej było jak w rytm kiwałam jakoś teraz mniej się przejmowałam że trafić nie mogę.
a perfectly put together mess.
is playing
tricks on you,
my dear
Widząc, że kilka osób wzięło już wyzwanie z wazonu, postanowiła zaryzykować również i sprawdzić, co jej przypadnie. Była ciekawa, co znajdzie się na niedużej karteczce, którą wyciągnęła i zerknęła przelotnie na treść, nie mając jednak czasu na więcej. Spojrzała uważniej na szwagierkę, kiedy ta zgarnęła ją oraz Thomasa. Widok najstarszego Doe uświadomił, że gdzieś też musiał kręcić się ten młodszy, a czego najwyraźniej nie zauważyła. Rozejrzała się za Jamesem i podeszła, gdy tylko znalazł się w zasięgu wzroku, prawie przewróciła oczami. Przystając obok niego, wyciągnęła dłoń i przesunęła po jego boku, by czując pod opuszkami zarys żeber, wbić lekko palce pod nie.
- Jaki niewinny.– rzuciła z przekąsem i pogodnym uśmiechem. Mimo to spojrzenie miała nieco poważniejsze, pytające i jednocześnie karcące. Nie poświęciła mu jednak więcej czasu, gdy na około działo się coraz więcej i wypadało za tym nadążyć. Przeniosła swoją uwagę na pozostałą dwójkę z trio rodzeństwa Doe, gdy usłyszała pytanie Sheili oraz szybką odpowiedź Thomasa.
Odwróciła głowę w kierunku drzwi, kiedy te otworzyły się.
- Nie spieszyliście się tutaj, co? - uśmiechnęła się wyraźnie na widok Marcela i Finley, by zaraz zdusić w sobie ciche parsknięcie na komentarz Steffena.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo.- odparła ze śmiechem na pytanie Finley, ale zdążyła zrobić ledwie krok w ich stronę i złapać na krótko spojrzenie Jones, ciekawa kogo tak poszukiwała wzrokiem. Obok pojawiła się Demelza z prezentem i tym samym dotarli do istotnej części dzisiejszej imprezy. Obserwowała, gdy wszyscy się zebrali, aby przywitać solenizanta i napić się za jego zdrowie. Zerknęła na szwagra, kiedy w międzyczasie zaczął przygrywać znaną każdemu melodię, ale początkowo chyba mało kto garnął się by śpiewać.
Use what you have.
Do what you can.
'k60' : 21
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka :: Dom Bathildy Bagshot