Insane Beatrice Storstark
Nazwisko matki: brak
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: czysta ze skazą
Zawód: na razie brak
Wzrost: 1,76
Waga: 53
Kolor włosów: jasny blond
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: brązowe znamie w okolicach żeber(po prawej stronie) w kształcie półksiężyca.
włos z głowy wili, 12 cali, giętka, deglezja
Ravenclaw
łabędź
ona we własnej osobie
lilje, zapach trawy o poranku, morze
ona trzymająca się pod ramię z bratem oraz rodzice stojący za nią i uśmiechający się do siebie
muzyka, fotografia, sztuka sama w sobie jak i tworzenie jej, jazda konno
nie posiada ulubionej drużyny z braku zainteresowania owym sportem
jazda konno, pływanie
nie posiada swojego ulubionego gatunku
Pyper America
Jak długo mam tu jeszcze sterczeć?-Rzekł cicho, lekko zachrypniętym głosem. Wydawał się zmęczony, jakby poddał się już jakiś czas temu. A ona wpatrywała się w niego swoimi dużymi niebieskimi oczyma, oziębła jak nigdy dotąd. Poważna, czego nigdy by się po sobie nie spodziewała.
-Chciałeś wiedzieć. Błagałeś mnie. Dam Ci to, czego chcesz. Potem nigdy więcej się nie spotkamy. Obiecuję Ci to.-Powiedziała a na jej bladych wargach pojawił się cień uśmiechu.
Nikt nigdy nie prosił jej o opowiedzenie historii swojego życia. Nikt nigdy o nic ją nie pytał, nie prosił... Była zaledwie dzieckiem, kiedy miała stać się kobietą. Czy kiedykolwiek dane jej było posiadać normalne dzieciństwo? Wieczny strach, który towarzyszył jej przy każdym, chociażby najmniejszym kroku. Stawiała jeden... A on, był zawsze za nią. Jak cień kroczył ścieżkami, które sobie wyznaczyła... Musiał o to pytać. Musiał poznać jej historię aby wypełnić puste pole w jej kartotece. Dobrze. Zrobi to. A potem zniknie. Tak jak obiecała. Bo nigdy nie złamała danego słowa.
Jestem Insane Beatrice Storstark. Moje dzieciństwo to jedna wielka plama. Przyćmiona przez leki i terapie. Z perspektywy czasu widzę, że nie dane mi było być dzieckiem. Może dlatego jestem taka a nie inna?
Moja matka to czystej krwi wila. Dla jednych jest wcieleniem bóstwa, dla innych zgubą i wcieleniem zła. Dla mnie była obawą. Pełna wdzięku i delikatności, wraz z swoim przybyciem wprowadza do pokoju atmosferę grozy. Niewyczuwalnej dla zwykłej osoby czy czarodzieja, chyba, że naprawdę wrażliwego. Jestem jej spadkobierczynią, następcą. I za każdym razem kiedy spoglądam w jej zimne srebrne oczy, widzę to... Niemalże czuje w kościach. Przeraża mnie nasze podobieństwo, przyciąganie a nawet zrozumienie. Niekiedy czuję... Czuję, że nie jestem sobą. Jakby kompletnie inna osoba posiadała władzę nad moimi uczuciami, nad ciałem czy mową. A ja siedzę cicho, przygarnięta przez ciemność, która mnie otacza.
Mój ojciec nazywa się Christopher Storstark, oczywiście tylko z nazwy. Tak naprawdę to Xavier Travers. Członek jednej z liczniejszych i rozpoznawalnych rodzin w świecie czarodziejów. Dlaczego postanowił przybrać inną tożsamość i kiedy? Prawdopodobnie w momencie kiedy uciekł z domu i postanowił wieść życie, które nie odpowiadało kilku członkom rodziny. Zawsze w biegu, zawsze w podróży. Jego pasją było morze, zwiedzanie odległych zakątków świata. Z nie małą pomocą otworzył firmę przemysłową, handel towarami, które transportowane były w przeróżne miejsca na świecie. Podczas jednego z transportów poznał moją matkę, która doskonale wiedziała z kim ma do czynienia. Wystarczyło jedno słowa, jeden gest a każda tajemnica Christophera znalazła się w jej dłoniach. Wybrała go nie dlatego, że go pokochała ale dlatego, że był dobrą partią. Szczególnie zależało jej na tym, aby osoba, która miała zapewnić jej potomstwo, miała być czystej krwi. Tak, tu chodziło tylko o to aby posiąść dziedzica. Aby miała kogo uczyć, aby ktoś ruszył jej śladami.
Jak byłam mała i spoglądałam na rodziców, widziałam miłość w oczach taty. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo się myliłam. To nie była miłość. To był podziw, szacunek, może lekka obawa.
Najważniejsze co musisz o mnie wiedzieć to fakt iż posiadam brata. Brata bliźniaka, który starszy jest ode mnie o sekundę. Może dwie. A najdziwniejsze jest to, że tylko ja posiadam gen wili. Gdyby nie kolor włosów i oczu, Gregory byłby kopią ojca. Zawsze chciałam być kopią ojca, posiadać coś co byłoby nasze wspólne. Podbródek... Kształt nosa... Ruchy. Jednak kiedy na nas patrzysz lub z nami przebywasz, wydaje ci się, że In jest z kompletnie innego ojca.
Mój brat... Moja bratnia dusza. Znasz to uczucie, kiedy kogoś spotykasz i wiesz, że to jest to? Rozumiesz go bez słów, wasze milczenie przeradza się w rozmowę czy pewnego rodzaju porozumienie. Dopełniacie się... Tak czuje się w obecności mojego brata. Rozłąka nas rozdziera, a ból nie ustaje tylko promieniuje dalej.
Dlatego kiedy mnie zabrali...
Nie skończyłam. Odkąd pamiętam wokół mnie kręciło się wiele osób. Każdy uśmiechał się w moim kierunku, chwalił moje włosy, mówił jaka to jestem śliczna. I jak bardzo moi rodzice powinni być ze mnie dumni. Nigdy tego po nich nie widziałam. Matka wydawała się wciąż niezadowolona, jakby nie była usatysfakcjonowana tym, co robiłam a raczej jak. W końcu miałam być jej kopią, musiałam być idealna. A tata? Tata trzyma mnie na dystans, jakby doskonale zdawał sobie sprawę, kim jestem. A raczej czym. Może jest taki bo wie, do czego będę zdolna. A jego wyobraźnia całkowicie wyprzedza zdrowy rozsądek.
Nauka gry na fortepianie, taniec, śpiew, ubieranie się u projektantów... Jedna wielka rewia mody, istne show... A raczej cyrk.
Nie zdawałam sobie sprawy z posiadanych zdolności. Matka usilnie i dyskretnie uczyła mnie, jak posługiwać się swoimi atutami, jak powinnam mówić i co robić aby być po wygranej stronie. Byłam dzieckiem, chłonęłam wszystko szybko a łatwość z jaką przyszło mi wcielanie nauk w życie jest dosyć przerażająca. Nie znałam pojęcia słowa "konsekwencje"... Nie byłam wstanie zapanować nad wszystkim, tak jak powinnam była. Moje geny mnie zgubiły a moja dziecinność jedynie pogorszyła sprawę.
Kiedy jesteś dzieckiem, trudno jest nam odróżnić dobro od zła. Zło często dla nas nie istnieje. Jesteśmy bezinteresowni, łatwowierni. Pomyśl, jak to jest kiedy jesteś nieco inny. Wszystko przeżywasz mocniej, głębiej. Nie potrafiłam stwierdzić kto chciał dla mnie dobrze, a kto chciał mnie jedynie wykorzystać. Nie zdawałam sobie sprawy, jak wielką nienawiść potrafią w sobie ukrywać ludzie. Ile zazdrości może być skierowane w jedną osobę.
Nauki matki nie pomogły, dlatego potrzebowałam pomocy, dlatego ktoś zginął, dlatego przeprowadziliśmy się do Anglii.
Wyprowadzka była pretekstem do ukrycia nieprzyjemnego incydentu z moim udziałem. Śmierć chłopaka niewiele ode mnie wtedy starszego.
Moja zabawa trwała już jakiś czas, z początku nie zdawałam sobie sprawy dlaczego tak bardzo zainteresował się mną chłopak sąsiadów. Był starszy, czarodziej niepewnej krwi. Był o dwie klasy wyżej ode mnie w Beauxbatons. Z początku nie zdawałam sobie sprawy z tego, że przywiódł go do mnie mój urok wili. Dopiero po czasie zaczęło mnie to interesować. Fascynować. Bawić.
Zabiłam go. Chciałam tego... Pragnęłam aby dokonał dla mnie niemożliwego. Aby przeżył.
Zrozumieć mnie mogła jedynie moja własna krew. Żaden psychiatra ani żadne terapie, które były innowacyjnymi metodami leczenia, nie poprawiłyby mojego stanu.
Nie opanowałam swojego daru, moje zdolności wymykały się spod kontroli. Przez palce przelatywały mi dusze ludzi, ich marzenia, pragnienia... Przywłaszczyłam sobie ich wolność, nawet się nie starając.
Moje czasem wręcz agresywne zachowanie przerażało nawet moją matkę.
Dlatego zamknęli mnie w domu. Odizolowali. Znaleźli dla mnie lekarza psychiatrę, który miał mi pomóc, oczywiście rodzice dołożyli wszelkich starań w ukrycia tego faktu. Mojego stanu, psychiatry jak a nawet mnie samej. Miał mnie odwiedzać... Próbować nowych metod leczenia.
Przez długi okres czasu nie pozwolona mnie odwiedzać. Mój melancholijny stan przenosił się na innych członków rodziny, a kiedy coś mi nie pasowało, złość uderzała w nich ze zdwojoną siłą. Byłam agresywna... Fizycznie i psychicznie. Traciłam kontakt z rzeczywistością a moje ciało... Moje ciało robiło co chciało.
Dopiero kiedy znów go zobaczyłam. Jego twarz nieco zmężniała, urósł kilka centymetrów. A w jego oczach zamiast przerażenia czy zauroczenia, widziałam czystą miłość. I ulgę. Jakby obawiał się o mnie a nie mnie samej.
Wtedy wszystko się zmieniło...
Od zawsze byłam zdolnym dzieckiem. Nie tylko manualnie. Przyswajanie wiedzy czy wszelkiego rodzaju informacji szło mi zaskakująco szybko. Kiedy zabrano mnie z Beauxbatons miałam dwanaście lat, więc tak naprawdę nikt nie zdążył mnie poznać... Nikt nie zdążył dowiedzieć się kim jestem i co mogą sobą zaprezentować. Kiedy udało się mnie wypuścić, trafiłam do nowej szkoły, nowy start z czystą kartą. A kiedy mnie "wypuścili" miałam piętnaście lat, najbardziej owocne lata w życiu każdego dziecka uciekły a ja nie potrafiłam ich odzyskać. Hogwart był inny, ja byłam inna. Pasował mi ten układ.
Po wyjściu z wiecznie zamkniętego pokoju, moje obawy wobec genów wili stały się mocniejsze a ten wewnętrzny podział jedynie się pogłębił.
Wraz z braciszkiem zaczęliśmy interesować się nieco innym rodzajem magii. Choć w jego przypadku była to czysta ciekawość, w moim sprawy miały się nieco inaczej. Byłam bardziej niż zafascynowana... Nic nie zaspokajało mojej ciekawości. Zakradanie się do szkolnej biblioteki mi nie wystarczyło. Dlatego raz udałam się do Borgina i Burksa, a ta wizyta zapoczątkowała kolejne. To tam kupiłam swój pierwszy czarnomagiczny przedmiot. Jego struktura i zastosowanie przykuły moją uwagę. Nie wiedziałam, że nie tylko ja w mojej rodzinie mam mroczne zapędy. Gdybym tylko wiedziała, że rodzina mojego ojca to same czarne typy?
Mówiłam już, że zdolna ze mnie czarownica? Gdy czegoś chce, stanie się to rzeczywistością. Szczególnie kiedy mój gen wili się odezwie, a każdy jego kaprys musi zostać spełniony. Nie wiesz tego? A jak tak się nie stanie... Lepiej nie być w jego zasięgu. A wracając. Podczas mojego pobytu w św. Mungu z braku jakichkolwiek ciekawych zajęć zajęłam się obserwacją magomedyków. A dzięki mojemu urokowi osobistemu, jeden z młodszych opiekunów "zaproponował" jej naukę kilku przydatnych zaklęć. Magia lecznicza jest o tyle trudna, że trzeba było skupić się na niej całkowicie. Pochłaniała wiele energii, której mi w owym czasie brakowało.
Zawsze byłam osobą pełną życia. Nigdy nie oceniałam ludzi z góry a dawałam im równe szanse. To od nich zależy co z tym fantem zrobią. Mój brat wobec ludzi zawsze był poważny, zdystansowany... A ja? Pragnęłam ich towarzystwa. Najlepiej czułam się wśród ludzi. Wciąż jednak czuje się nieswojo kiedy staje się centrum uwagi. Czuję się wtedy osaczona, przytłoczona... I to sprawia, że nie potrafię się kontrolować.
Żyją we mnie dwie osoby. In, która wciąż gdzieś głęboko jest dzieckiem, przepełniona pozytywną energią i zaraźliwą pasją. Oraz In, która jest niezrównoważona... Nieprzewidywalna. Jednak najgorsze jest połączenie tych dwóch osób. Nigdy nie wiesz, przy której właśnie stoisz. Czy próbuje Cię wykorzystać, czy zapanować nad Tobą...
Świetnie się ukrywam, naprawdę. Nie poznasz moich myśli, nie dowiesz się czego chce, dopóki sama ci tego nie powiem. Będziesz wiedział, co ja chcę abyś wiedział. Zrobisz cokolwiek zechcę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Jestem z lekka szalona. Trochę dziwna i często przebywam w swoim własnym, małym światku. Taki już mój urok.
Niosę ze sobą śmierć. Przerażenie... Potrafię przywołać uśmiech na twojej twarzy... Mogę być twoją zgubą. Nie jestem typowym potomkiem wili. Walczą we mnie dwie natury, co czyni ze mnie jeszcze większe zagrożenie.
Można sprzecznie go interpretować. Raz może oznaczać miłość, raz zazdrość, nikiedy jest symbolem lata a innym, zimy. Jest równie nieprzewidywalny jak sama In. Śmierć, samotność, piękno, czystość, wdzięk czy godność. Pełen tajemnic i wdzięku.
Wspomnienie, dzięki któremu potrafi wywołać patronusa, to każda chwila, którą spędziła wraz z ukochanym blondynem. Jednak najczęściej przywoływane wspomnienie to moment, w którym wraz z bratem pierwszy raz pojechali konno. Bez zgody rodziców zabrali jednego ze stajni i wyprowadzili na otwarte pola za ich posiadłością.
3 | |
1 | 1tr>|
2 | |
3 | |
5 | |
4 | |
1 |
kot, aparat fotograficzny, prawo jazdy, krwawe pióro, sowa, różdżka, teleportacja,
Witamy wśród Morsów
prządką