Henrietta Bartius
AutorWiadomość
Henrietta Bartius
Data urodzenia: 22 maja 1929
Nazwisko matki: Pomfrey
Miejsce zamieszkania: zajazd Pod Gruszą, Lancanster, Lancashire
Czystość krwi: Mugolak
Status majątkowy: Ubogi
Zawód: amnezjatorka, nakłada zabezpieczenia
Wzrost: 170
Waga: 57
Kolor włosów: ciemnybrąz
Kolor oczu: jasnobrązowe
Znaki szczególne: zawsze unosi się wokół niej woń używanych od lat różanych perfum
Nazwisko matki: Pomfrey
Miejsce zamieszkania: zajazd Pod Gruszą, Lancanster, Lancashire
Czystość krwi: Mugolak
Status majątkowy: Ubogi
Zawód: amnezjatorka, nakłada zabezpieczenia
Wzrost: 170
Waga: 57
Kolor włosów: ciemnybrąz
Kolor oczu: jasnobrązowe
Znaki szczególne: zawsze unosi się wokół niej woń używanych od lat różanych perfum
15 cali Lipa srebrzysta Łuska hipokampusa
Hogwart, Ravenclaw
kot
ciało jednego z martwych rodziców pokryte popiołem z wybuchu
świeżymi liśćmi mięty roztartymi w dłoniach, mandarynkami
z Calebem i Bobbym u boku
labirynty i zakamarki pamięci, transmutacja, mugolskie powieści
nie kibicuje
szuka swego miejsca w świecie, rzuca transmutacyjne zaklęcia ochronne, pomaga w zajeździe
klasyczna, współczesna, głównie mugolski jazz
Steffy Argelich
___To nawet nie jest nasza wojna. Henrietta wciąż pamięta te słowa, wyryte i powtarzane w głowie niczym mantra. Pamięta, chociaż chciałaby zapomnieć. Tak jak o wielu innych wydarzeniach przecinających szlak jej chwiejnej przeszłości. Pamięta więc słowa podszyte strachem odbijającym się w niebieskich tęczówkach ojca, stojącego u progu ich maleńkiego mieszkania w Londynie w trzydziestym dziewiątym, gdy wbrew woli jego czy matki, wysyłali na front niespełna osiemnastoletniego syna, Bobby’ego. Pamięta smutek, który na wiele miesięcy przysiadł na ścianach, tłumiąc w sercu szczęście, zagarniając dla siebie dotąd szeroki uśmiech Alveny, która przyciągała do swego serca dwójkę młodszych dzieci, nieświadomych powagi sytuacji. To nie była ich wojna, jednak nie było od niej odwrotu.
___Dopiero po latach dotarł do niej prawdziwy sens tych słów, wypowiedzianych w chwili, w której jej przerażony przyszłością syna ojciec znowu żałował, pierwszy raz od dawna, że krew płynąca w jego żyłach, mimo tkwiącego w niej potencjału, poskąpiła mu pierwiastka magii czyniąc go charłakiem. Chociaż przecież kochał swoją żonę, również charłaczkę, nad życie. Już dawno pogodził się z faktem, że nie dane im było wkroczyć w pełni do magicznego świata. Z własnej woli, przed wielu laty, wycofali się w cień, decydując się wieść wspólnie życie zupełnie pozbawione magii, wtapiając się z sukcesem w mugolski świat, w którym jedynie snuto marzenia o czarach. Nathaniel Bartius porzucił nie tylko swoje szkockie korzenie, ale i rozluźnił rodzinne relacje, wyprowadzając się jak najdalej zdołał, do stolicy kraju. A Alvena Pomfrey, może zaślepiona miłością, może w pełni świadoma swoich wyborów, podążyła za nim.
___Wpatrując się w osowiałe oblicza ojca i matki, Henrietta tęskniła za latami bezgranicznej beztroski, tymi pojedynczymi tygodniami spędzonymi w Szkocji, u rodziny ojca. Nathaniel jedynie na tyle sobie pozwalał. Jeden wakacyjny tydzień w roku, podczas którego jawiący jej się jako nieodgadnieni, pełni enigmatyczności krewni z impetem wkraczali w ich rzeczywistość, a raczej to oni przybywali do nich, do Szkocji, na siedem dni wywracając cały jej świat do góry nogami. Wszystko wydawało jej się o wiele bardziej m a g i c z n e, zupełnie odmienne od szarej londyńskiej codzienności. A choć Bartiusowie, na prośbę Nathaniela, skrzętnie skrywali w tym okresie swoje umiejętności, nie obyło się bez drobnych incydentów. Jeden z nich wydarzył się w dniu, w którym Etta przybiegła do pokoju rodziców z rozwartymi w zdumieniu oczami, oznajmiając z nieskrywanym entuzjazmem, że jej kuzyni latają w ogrodach na zaczarowanych miotłach. Czy to nie wspaniale? Siedmioletnia Henrietta nie kryła irytacji wobec rodziców niedowiarków, którzy obserwowali ją z niepokojem niepewnie zarzucając córce wybujałą wyobraźnię, a matka tak mocno zaciskała palce na poręczy drewnianego łoża, że aż zbielały jej kłykcie. Tego samego wieczoru, w domowym salonie, Henrietta doprowadziła do dłuższej chwili kłopotliwej ciszy, gdy także i swoich krewnych uraczyła opowieścią o lotach w ogrodzie, a dostrzegając na ich twarzach wyraz bezgranicznej konsternacji, którą wzięła za kolejny przejaw niedowiarstwa, tym razem to ona zacisnęła drobne dłonie w piąstki, a skumulowane w niej dziecinne wzburzenie sprawiło, że taca z filiżankami na herbatę nagle uniosła się w powietrze, aby chwilę potem roztrzaskać się w drobny mak na wypolerowanej podłodze. Całą sytuację zrzucono oczywiście na karb przypadku, w myślach przypisując ten nagły przejaw mocy, o czym mieli świadomość wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu dorośli, raczej jednemu z jej niesfornych kuzynów, który znudzony narastającym napięciem w ten sposób rozładował swoje niekontrolowane emocje. Sprawę oczywiście jak najszybciej zamieciono pod przysłowiowy dywan, pozostawiając Henriettę w poczuciu głębokiego zawstydzenia i zagubienia oraz z wspomnieniem dziwnej żarliwości na twarzach rodziców, gdy bezwiednie chwycili się za ręce, obserwując z niedowierzaniem swoją jedyną córkę.
___Miala już prawie jedenaście lat, kiedy Bobby powrócił do domu, zaledwie po kilku miesiącach od wyjazdu na front, bo rany odniesione na polu bitwy uniemożliwiły mu dalszą czynną walkę. Jego oczy już na zawsze zaszły bielmem strachu, a obrazy, które tam widział powracały do niego nie tylko w snach, ale i na jawie. Nie tylko matka, także i ona, przemawiała do niego cichym, melodyjnym głosem, głaskając po głowie smutnego, straumatyzowanego brata, szepcząc mu do ucha opowieści wyczytane w książkach, nadając słowami kształt własnym wymyślonym na poczekaniu historiom czy czytając mu na głos kolejne poematy T.S. Eliota, tak uwielbiane przez Bobby’ego, który swego czasu sam wykazywał się niezwykłą błyskotliwością obserwacji.
___W maju czterdziestego roku do jej życia ponownie wkroczyła niezrozumiała dotąd magia, kojarząca jej się z pobytem na szkockich ziemiach u ojcowskich krewnych. Znowu dostrzegła w rodzicielskich oczach tę nagłą żarliwość i niedowierzanie, gdy niepozorna płomykówka przyniosła jej list z Hogwartu uświadamiając jej w końcu, że rzeczywiście istniał inny, przepełniony magią świat. Ciężko było jej przełknąć gorzką prawdę, że rodzice od lat karmili ją kłamstwem, początkowo kierowani strachem, a potem przekonaniem, gdy w Bobbym nie obudziły się żadne moce, pozwalając im wierzyć, że egzystencja ich skromnej rodziny już na zawsze pozostanie zupełnie pozbawiona prawdziwej magii.
___Pierwszego września czterdziestego roku, Henrietta wyruszyła do Hogwartu. Zaledwie siedem dni później zaczęły się naloty na Londyn, bomby rzeczywiście spadały na miasto niczym błyskawice przecinające pochłonięte dymem niebo. W trakcie bożonarodzeniowej przerwy, na którą wróciła do domu, blitz nie oszczędził także i jej rodziny., pozostawiając na świecie jedynie Ettę i jej straumatyzowanego, popadającego w szaleństwo brata. Już zawsze miał mieć do niej pretensje o to, że uratowała mu życie - gdy z przerażeniem, w grudniowym świetle wyrastającego nad miastem świtu, z szeroko otwartymi oczami obserwowała bezwładne ciała rodziców i młodszej siostry ledwo widoczne spod gruzów kamienicy. Nagły skok adrenaliny kazał jej w ostatnim momencie doskoczyć do starszego brata i odciągnąć go w bezpieczne miejsce, chroniąc go tym samym przed nadlatującymi odłamkiem walącej się ściany.
___Wracała do Hogwartu z kolejnym bagażem ciężkich doświadczeń, przygnieciona niepokojem o jedynego członka rodziny, który jej pozostał, wciąż obawiając się i zupełnie nie znając świata, który zaledwie parę miesięcy wcześniej stanął przed nią otworem.
*
___Przechadzając się po labiryntach korytarzy Hogwartu, czuła się jak Alicja z powieści Lewisa, zwabiona przez białego królika do Krainy Czarów. Miała wrażenie, że śni na jawie wspinając się po ruchomych schodach na kolejne piętra, odkrywając kolejne zakamarki nieznanego jej magicznego świata uosabianego do siedemnastego roku życia właśnie w postaci tego wielowiekowego zamku. Nieświadomie, przez dłuższy czas wierzyła w ruchomość mijanych obrazów, moc rzucanych zaklęć, błysk świateł wydobywających się z końca różdżki, jedynie dlatego, że żyła w przeświadczeniu, że przyszło jej zanurzyć się w długim, efemerycznym śnie, który może urwać się w każdej chwili. Przywołując ją do jawy, wyrywając z fragmentarycznego koszmaru, który pozbawił ją rodziców i młodszej siostry.
___Świat postrzegany jako senne obrazy stał się jednak dla niej w końcu rzeczywistością, niekiedy bolesną mimo niezwykłej otoczki, bo docierało do niej, że przez niektórych, ze względu na swoje wątpliwe pochodzenie, stanowiła jedynie czarodziejski społeczny margines, który nie miał prawa stawiać kroków na kamiennych posadzkach Hogwartu, uczestniczyć w zajęciach rozwijających wrodzone, w końcu odziedziczone po starszych pokoleniach, moce. Od pierwszego roku zatapiała się w opasłych tomiskach ksiąg skrywających w sobie szczegółowy opis czarodziejskiego świata, spędzając czas w bibliotece nie tyle z powodów powiązanych z charakterystycznym dla jej domu, Ravenclawu, głodem wiedzy, ale przede wszystkim wiedziona była pragnieniem wpasowania się w ten świat, przyswojenia wszelkich możliwych faktów, których znajomość, jak początkowo wierzyła, uczyniłoby ją w godną miana czarownicy i wykorzeniło wszelkie wątpliwości i udowodniło jej wartość zwłaszcza u szlachetnie urodzonych kolegów. Przez lata zgłębiała również historię rodziny Bartius. Poznała nie tylko legendę o dwóch bliźniaczych braciach, ale zdała sobie sprawę z wagi jaką przypisywali najbliższym, zdolności do poświęcenia i waleczności, a przede wszystkim z naturalnego talentu do transmutacji i przeobrażania się w zwierzę, życia w zgodzie z naturą. Już na drugim roku nauki podjęła decyzję, że zrobi wszystko, aby opanować skomplikowaną sztukę animagii, nawet nie przyjmując do wiadomości, że miałaby w tej dziedzinie nie odnieść sukcesu. Miała to w końcu we krwi. W tym okresie zaczęła również zbliżać się do swojej dalszej rodziny, nawiązując bliższy kontakt z bliższym i dalszym kuzynostwem. Na przestrzeni kolejnych lat, to właśnie jeden z jej kuzynów miał się dla niej okazać swego rodzaju mentorem, który pomógł jej nabyć umiejętność przemiany w zwierzę.
___Jako przykładna wychowanka domu Ravenclawu, Henrietta nie miała większego problemu z nauką. Transmutacja, zaklęcia były jej niewątpliwym konikiem, nie miała też większych problemów z eliksirami czy obroną przed czarną magią, do mugoloznawstwa miała zaś siłą rzeczy wrodzony talent. Najmniejszą wagę przywiązywała natomiast do zajęć z opieki nad magicznymi stworzeniami, mimo że natura i przyroda zawsze była jej bliska, nigdy nie miała specjalnej ręki do zwierząt. Historia Magii, mimo że uczyła się jej z uwagą, starając przyswoić sobie najistotniejsze fakty z przeszłości, które wpłynęły na kształt magicznego świata, bardzo szybko poszła w odstawkę. Zrezygnowała z dalszej nauki tego przedmiotu po zdaniu SUMów, wciąż jednak pozostawała na bieżąco jeśli chodzi o wydarzenia ze świata.
*
___Pamięta ostrożnie pielęgnowaną nieufność, badawczą wnikliwość z jaką usiłowała rozgryźć młodego Ślizgona, który coraz częściej pojawiał się w polu jej brązowookiego widzenia. Dostrzegała krzywiznę jego sylwetki, pochyloną nad opasłą księgą rozłożoną na jednym z drewnianych, w niektórych miejscach odrapanych, biurek w Bibliotece. Obserwowała go ukradkiem, zmuszając się do tego, aby nie uciekać spojrzeniem, w chwilach, w których podnosił na nią wzrok, ale posyłać mu nieco krzywy uśmiech. W przestronnych przestrzeni hogwardzkiego księgozbioru czuła się bezpiecznie, wiedziała, że może pozwolić sobie na nieco więcej, odważniej unieść w górę podbródek i nie odwracać wzroku, świadoma, że każdy podejrzany dźwięk, nawet nieproszony szelest, zaraz zostanie zgromiony wzrokiem przez surową bibliotekarkę. Nie musiała się więc obawiać żadnej gwałtownej reakcji ze strony kilka lat starszego chłopaka, otwartego przejawu pogardy czy głośnej uwagi na temat tego jak szlama w ogóle śmiała na niego spojrzeć. W końcu zatapiała się jednak na powrót we własnych notatkach, wczytując się w kolejne eseje na temat transmutacji w zwierzę, bezwiednie poruszając ustami, gdy przyswajała brzmienie kolejnych zaklęć czy uroków przydatnych podczas zajęć z obrony przeciw czarnej magii, albo ucząc się na pamięć kolejnych kroków przydatnych przy warzeniu eliksirów.
___Nawet nie pamięta, które z nich odezwało się do drugiego po raz pierwszy. Czy to ona podsunęła mu jakąś książkę, czy to on zaczepił ją na błoniach w trakcie swoich treningów z transmutacji czy jednej z sesji spędzonych z magicznymi zwierzętami, podczas gdy ona regularnie oddawała się gimnastyce, dziedzinie sportu, którą ukochała zanim jeszcze dotarła do Hogwartu, równocześnie lustrując go kątem oka. Rozciągała swoje napięte od ciągłego siedzenia w bibliotece mięśnie, wykonywała coraz bardziej zaawansowane ćwiczenia, pragnąc rozwinąć swoją sprawność i wzmocnić organizm. Latanie na miotle, choć opanowane z łatwością, nie wydawało jej się wystarczające, nigdy też nie pragnęła być gwiazdą, nawet małego, szkolnego kalibru, mimo to regularny ruch od zawsze stanowił dla niej istotny element egzystencji. Doskonale wiedziała, że aby umysł pracował na najwyższych obrotach, ciało musiało dorównywać mu kroku.
___Zanim się obejrzała Caleb Macnair stał się nieodłącznym elementem jej świata. Zniknęła gdzieś dawna nieufność, a zastąpiło ją niemal ślepe, naiwne nastoletnie oddanie i przeświadczenie, że może być im pisane szczęście. Jednak szkolna znajomość w tamtych czasach nigdy nie nabrała takiego charakteru, jakiego Henrietta może i owszem by sobie życzyła. Gdy Ślizgon zakończył naukę w Hogwarcie, w jej sercu pozostała nieokreślona pustka, nie zdawała sobie wtedy jeszcze sprawy, że złamał je wtedy po raz pierwszy, nie odzywając się do niej, choćby listownie, przez dwa kolejne lata.
*
___Nieświadomie lecząc pierwsze miłosne rany, Henrietta w pełni poświęciła się nauce, cierpienie przekłuwając w wiedzę i determinację. Dzień, w którym na zajęciach z Zaklęć i uroków poruszyli temat zaklęcia zapomnienia Obliviate, na zawsze zmienił trajektorię jej życia, nadając kierunek dotąd niesprecyzowanym planom snutym wieczorami w Pokoju Wspólnym wraz z innymi Krukonami, którzy rozpaczliwie poszukiwali dla siebie konkretnych ścieżek. Formuła zaklęcia przedstawiona im wówczas jedynie w swym teoretycznym wymiarze skłoniła Henriettę do dotąd nie podejmowanych refleksji, każąc jej pochylić się nad kwestią pamięci, możliwością jaką dawało to zaklęcie. Wydawało jej się, że dla wielu mogłoby ono stać się źródłem odnowienia. Skoro można było wymazać jakieś wspomnienie, zastąpić je czymś nowszym, to czy nie tego należałoby się podjąć, aby uczynić czyjeś życie lepszym, wolnym od traumy? Zdawała sobie jednak sprawę z etycznych rozdroży, na których sprowadzały ją takie rozmyślania. Jednak od razu zapragnęła opanować to skomplikowane zaklęcie, wbrew temu, że świadoma była tkwiących w jego użyciu konsekwencji. To wtedy po raz pierwszy pomyślała o tym jak wielką ulgą owo zaklęcie okazałoby się dla pamięci jej straumatyzowanego brata. Bobby przez lata popadał w coraz głębsze szaleństwo.W snach i na jawie powracały do niego obrazy wojny, nie odnajdywał ukojenia nawet w dotąd tak umiłowanej poezji i prozie. Mimo usilnych prób Henrietty, która spędza z nim każde wakacje, nie potrafił wydobyć się z tych psychicznych głębin, które zatruwały mu życie. Jawił jej się jako pełen słabości człowiek, który zszedł na takie wodne otchłanie im mimo, że z daleka dostrzega odbijające się na powierzchni światło, nie potrafi do niego dotrzeć. Życie u jego boku stawało się coraz trudniejsze, a chociaż korzystał z pomocy niesionej weteranom, nie przynosiła ona większych efektów. Zaszył się na południu kraju, nie potrafiąc w pełni objąć pieczy nad swoją nastoletnią siostrą, to raczej ona była mu opoką i wsparciem. Opuszczała go zawsze w lekkiej konsternacji, ból mieszał się z ulgą, wyczekiwała powrotu do Hogwartu.
___Siódmy rok zakończyła z Wybitnym wynikiem z Transmutacji i Zaklęć, zdobywając również Zadowalający z Obrony przed czarną magią i Eliksirów. Zaczęła podejmować pierwsze próby przemiany w zwierzę, nie odnosiły one jednak jeszcze większych efektów. Mimo silnej woli, wielu godzin ćwiczeń, sztuka animagii wciąż pozostawała poza jej zasięgiem. Nie zamierzała się jednak poddawać.
___Już przystępując do Owutemów, wiedziała, że pragnie pracować w Ministerstwie Magii na stanowisku amnezjatora. Jej pochodzenie i fakt, że wciąż regularnie przebywała w towarzystwie mugoli, zapewniły jej miejsce na odpowiednim kursie, podobnie doskonałe wyniki z zaklęć. Rozpoczynała więc nowy etap w życiu, a świat magii dotąd ograniczony głównie do przepastnych korytarzach, pomieszczeń i zielonych terenów Hogwartu w końcu poszerzył swe granice.
*
___Wciąż mieszkała na południu kraju, dzieląc maleńki domek z Bobbym, starając się nieść mu ukojenie w chwilach największych kryzysów. Układała sobie jego głowę na kolanach, zupełnie jak matka przed laty i przeczesując palcami kosmki kręconych włosów znowu snuła opowieści z przeszłości, mieszając ze sobą dawne historie, fabuły wspólnie czytanych książek, czy opowiadając mu o życiu bez wojny, pozbawionym dramatów, o świecie, w którym wciąż byli wszyscy razem, w piątkę. Ubodzy, ale bezgranicznie szczęśliwi.
___W trakcie kursu zdała sobie sprawę, że skłonność do wymyślania kolejnych historii, często zupełnie banalnych, okazało się atutem także w wybranym dla siebie zawodzie. Praca amnezjatora miała opierać się nie tylko na odpowiednim wypowiedzeniu zaklęcia Obliviate, ale i wczepianiu nowych wspomnień, dopracowanych w najmniejszych szczegółach, w umysły mugoli, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie. Opanowanie zaklęcia zapomnienia zabrało jej długie miesiące, wraz z innymi kursantami ćwiczyli je na sobie wzajemnie, usuwając ze swoich umysłów drobne, mniej istotne wspomnienia, jak krótką wymianę zmian na temat warunków atmosferycznych sprzed kilku minut czy skład spożytego o poranku śniadania. Pobierane nauki okazały się mieć jednak o wiele szerszy zakres, poczynając od przyswojenia sobie czysto psychologicznych zabiegów i umiejętności, jak siła perswazji czy zdolność opowiadania nieprawdy, które były przydatne w przypadku często zupełnie zagubionych, wzburzonych, czy wyraźnie pobudzonych ofiar nieprzewidzianych incydentów z użyciem magii oraz wynikających z pojawienia się w nieodpowiednim miejscu magicznych stworzeń. Jej zadaniem miało być więc nie tylko ingerencja w delikatną tkankę ludzkiej pamięci, ale także zdolność odpowiedniej oceny sytuacji, co ułatwiały jej zajęcia uczące spostrzegawczości, odpowiedniego poruszania się po miejscach incydentów, do czego świetnie przydała się również nabyta umiejętność skradania, czy zdolność odwrócenia uwagi niemagicznych od istoty rzeczy, nie tylko za pomocą słów, ale i zręcznych gestów, tworzących dopracowaną iluzję. W ramach kursu nauczyła się również podstaw walki wręcz, co okazywało się pomocne w sytuacjach, w których należało obezwładnić niesfornego delikwenta, bez dodatkowego przyciągania uwagi i mieszania w głowie pozostałym świadkom.
___To właśnie w trakcie pierwszego roku kursu, w jej życiu zupełnie niespodziewanie ponownie pojawił się Caleb. Początkowo wydawało jej się, że niewiele pozostało w niej z wcześniejszej naiwności, że oduczyła się tamtego ślepego zapatrzenia. Dojrzałość przyniosła ze sobą przekonanie, że niektóre relacje nie miały racji bytu, niezależnie od chęci i podejmowanych działań. Tymczasem wystarczyło niewiele czasu, a zupełnie o tym zapomniała. Nie potrafiła, jak wielu przed nią, walczyć z siłą kotłujących się w swym sercu emocji, pozwalając w końcu wziąć górę miłości nad zdrowym rozsądkiem. Kochała jego czarujący uśmiech, sposób, w jaki doprowadzał ją do śmiechu, czy entuzjazm z jakim rozprawiał z nią o podsuwanych mu pod nos mugolskich książkach. Przez kilka szczęśliwych miesięcy dała się sama sobie przekonać, że jeszcze wszystko się ułoży, że przecież naprawdę stała się częścią ich świata, udowodniła, że istniało w nim miejsce także dla niej. Tę pewność przypieczętowały zaręczyny, krótkie, pewnie tak, wyjdę za ciebie, wypowiedziane pod osłoną nocy. Rzeczywistość okazała się jednak druzgocąca, szczęście rozsypało się przed jej oczami jak domek z kart. Wciąż miała w pamięci złowrogie słowa Ciliana, które wyrwały ją z utopijnych wyobrażeń o przyszłym życiu, z Calebem u boku. Po bolesnych tygodniach przyszedł czas na otrzeźwienie, złość na samą siebie, na własną naiwność, łatwowierność, że pozwoliła sobie stracić kontrolę, bezkrytycznie spoglądając na wybranka serca, nie dostrzegając coraz wyraźniej pojawiających się na jego sylwetce rys. Dotarło do niej, że tak naprawdę nigdy nie miała stać się pełnoprawnym członkiem rodziny Macnair, nie miała już co do tego żadnych wątpliwości. Dla nich, dla niego, już na zawsze pozostawała szlamą. Zmuszała się do niechęci, wmawiała sobie nienawiść do człowieka, który jeszcze parę tygodni temu wydawał jej się całym światem, zakopała gdzieś głęboko, w samej sobie, miłość, która mimo to przez lata żyła w sercu nadal, kiełkując, zatruwając jej myśli, nie pozwalając się od niej uwolnić.
___Próby ponownego zebrania się w sobie zeszły się z kolejnym kryzysem u Bobby’ego. Przygnębiała ją jego wieczna apatia, wciąż powtarzane słowa: trzeba było pozwolić mi umrzeć. Przełom nastąpił, gdy mężczyzna niemal odebrał sobie życie. Powróciły do niej młodzieńcze, pełne naiwności refleksje o ożywczym działaniu zaklęcia Obliviate, wciąż towarzyszyło jej przekonanie, że usunięcie wspomnień powodujących traumę przyczynią się się do tego, że powróci do niej Bobby sprzed dawnych lat - ten znany jej w czasach zanim jeszcze wyruszył na wojnę. Po roku kursu, chociaż wiedziała, że miała przed sobą jeszcze wiele pracy, zdecydowała się na radykalny krok i wymazała z głowy brata wszystkie wspomnienia na temat wojny. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że sam fakt usunięcia z pamięci dramatycznych, dręczących w snach i na jawie obrazów, wcale nie sprawił, że zadry powstałe na umyśle także zniknęły. Mimo że Bobby wydawał się być w znacznie lepszej formie, niekiedy bez żadnej zapowiedzi powracało do niego uczucie głębokiego smutki, niepokoju, w końcu porażającego go strachu przechodzącego w atak ciężkiej paniki. Najboleśniejszym okazał się fakt, że to właśnie Henrietta wywoływała w nim najgorsze napady, tak jakby jego podświadomość połączyła z jej osobą tę dziwną pustkę po wymazanych wspomnieniach. Konsekwencje wynikające z nieprzemyślanego rzucenia zaklęcia Obliviate stały się dla niej nagle boleśnie oczywiste.
___W tym samym czasie odkryła, że wcale nie tak łatwo przyjdzie jej zapomnieć o Calebie. Kilka miesięcy po rozstaniu dowiedziała się, że jest w ciąży. Zbyt zaaferowana próbą ukojenia problemów psychicznych brata, przegapiła wszystkie sygnały, przyjmując tę nowinę z zaskakującym spokojem wynikającym przede wszystkim z dziwnego letargu w jaki popadła na przestrzeni poprzedzających tę wiadomość tygodni. Długo wypierała swój rzeczywisty stan, chociaż z każdym dniem stawał się on coraz bardziej widoczny. W lutym czterdziestego dziewiątego roku urodziła dziewczynkę, którą nazwała Judith. Trzymając w ramionach małe zawiniątko zdała sobie sprawę, że nie była gotowa na taką odpowiedzialność, powtarzała sobie, że nie nadawała się na matkę. Od miesięcy jej umysł nawiedzała myśl, że nie była w stanie pomóc starszemu bratu, ukoić jego bólu, ściągała na niego jedynie kolejne lawiny nieszczęść. Nie mogła skazać na taki sam los maleństwo, które spoglądało na nią oczami, które boleśnie przypominały jej spojrzenie Macnaira. Z jakiegoś powodu zrodziło się w niej przekonanie, że przy niej dziewczynka wcale nie będzie bezpieczna. Etta ze strachem wspominała spotkanie z Cillianem Macnairem, który wyraźnie dał jej do zrozumienia, że powinna zapomnieć o niegdyś łączącej go z jego bratem więzi.
___Stan Bobby’ego, który z każdym dniem się pogarszał, nie ułatwiał całej sytuacji. W końcu zdecydowała całkowicie usunąć się z jego życia, wymazując z jego pamięci swoją osobę, akceptując w końcu, że coś, co uważała za środek na wszelkie zło tego świata, okazał się ogromną pomyłką. Nie mogła się jednak powstrzymać od tego, aby w jednej z wspólnie czytanych przez lata książek, zostawić swoje zdjęcie. To doświadczenie mimo wszystko uczyniło ją bardziej świadomą odpowiedzialności wynikającej z zawodu amnezjatora. Mimo że to, co zrobiła wciąż pozostawało jej skrzętnie skrywaną tajemnicą, wiedziała, że już więcej nie popełni podobnego błędu, nie pozwoli po raz kolejny ponieść się młodzieńczej naiwności.
___Po krótkich poszukiwaniach udało jej się odnaleźć rodzinę ze strony matki. To w ręce dziadków Pomfrey oddała kilkumiesięczną dziewczynkę. Wierzyła, że jej postępowanie było uzasadnione. Nie była w stanie zapewnić Judith życia, na które w jej mniemaniu zasługiwała, paradoksalnie skazując ją na egzystencję, której ona sama nienawidziła: pozbawione rodziców. Wyrzuty sumienia dręczyły ją coraz bardziej, świadomość, że stchórzyła i tak łatwo się poddała sprawiły, że pojawiała się w Northumberland coraz rzadziej, zupełnie usuwając się w cień i na stałe przeprowadzając się do Londynu.
___Zupełnie jak kiedyś, przed laty, rzuciła się w wir nauki, przyswajając sobie kolejne fakty z historii mugolskiego świata, uważając, że dzięki temu będzie mogła jeszcze lepiej wykonywać swoją pracę. Coraz częściej przebywała w terenie, wykorzystując także swoje umiejętności w dziedzinie transmutacji - wysyłano już ją nie tylko do miejsc incydentów, ale także brała udział w tworzeniu magicznych zabezpieczeń czy akcjach ukrywania magicznych obiektów przed oczami mugoli. Dzięki temu zdecydowanie rozwinęła swoje umiejętności w dziedzinach Numerologii i Starożytnych Run.
___W tamtym okresie, po wielu latach prób, udało jej się także w końcu opanować sztukę animagii. Z pomocą przyszedł jej jeden ze starszych kuzynów, który życzliwie zdecydował się poświęcić czas, aby podzielić się własnym doświadczeniem i przekazać jej posiadaną wiedzę. Wielomiesięczne treningi były niezwykle męczące, nierzadko frustrujące. Henrietta nie zamierzała się jednak poddawać, mimo krótkich chwil słabości, które sprawiały, że zaczynała w siebie wątpić. Z początku udawało jej się przemienić w kota jedynie na krótką chwilę. Pamięta dziwne uczucie rozchodzące się po ciele, gdy poczuła, że zmieniają się jej rozmiary, choć nie była jeszcze w stanie zapanować nad drobną postacią zwierzęcia, w którą się przemieniła. Zmęczenie psychiczne, które po tym nastąpiło, wytrąciło ją z rytmu na parę kolejnych tygodni. Zanim podjęła kolejną próbę chciała się upewnić, że w pełni wróciła do formy. Z biegiem czasu przemiany stały się coraz dłuższe, panowała nad nimi coraz lepiej, przejmując władzę nad swym ciałem także w zmienionej formie. Po raz pierwszy świadomie przemieniła się w szkockich lasach należących do Bartiusów w wieku dwudziestu jeden lat. Był to jednak dopiero początek dalszych żmudnych treningów podejmowanych pod okiem kuzyna. Przez kolejne lata doskonaliła się w tej umiejętności, a w obawie przed konsekwencjami związanymi z ukrywaniem tej zdolności, w końcu oficjalnie zarejestrowała ją w Ministerstwie Magii.
*
___Coraz bardziej napięta sytuacja w magicznym świecie napawała ją niepokojem. Przez cały okres trwania anomalii wspierała pracę innych wydziałów i pomagała oddziałom, które usiłowały przywrócić dawny porządek w świecie. Na początku pięćdziesiątego siódmego roku powróciła do pracy amnezjatora, jednak gwałtowne wydarzenia Bezksiężycowej nocy zmusiły ją do ucieczki z Londynu. Obawiając się o swoje życie zrezygnowała z funkcji pełnionych w Ministerstwie, decydując się na pracę na własne konto. Wciąż pozostawała w końcu wyszkoloną amnezjatorką, a jej umiejętności mogły przydać się w trakcie innych działań.
___Na szczęście wiedziała dokładnie, gdzie powinna się udać. Odkąd zupełnie wycofała się z życia starszego brata, nawiązała bliższe relacje z dalszą rodziną ojca, odkrywając jak wiele prawdy kryło się w czytanych przed latach historiach dotyczących rodu Bartius. Rodzina, nawet ta najdalsza, miała ogromne znaczenie. Znalazła więc schronienie w zajeździe "Pod gruszą”. Wciąż podejmuje pracę amnezjatora mimo że uniezależniła się od Ministerstwa, jej umiejętności nierzadko okazują się przydatne, równocześnie pomaga Cynthii w codziennych obowiązkach. W przeciągu kilku ostatnich miesięcy nałożyła także proste zaklęcia ochronne na przynależne do zajazdu tereny, co pozwoliło jej pogłębić wiedzę z transmutacji. Z zadowoleniem przyjęła wieści o tym, że Ollivanderowie, na ziemiach których od paru miesięcy mieszka, opowiedzieli się po stronie działań Zakonu Feniksa. Sama zaczęła otwarcie popierać prowadzone przez nich działania, wciąż czekając na możliwość wykazania się w akcji.
___Choć idea równości od lat leży jej na sercu, gdzieś z tyłu głowy wciąż kołacze się podszyta niepewnością myśl, że może rzeczywiście wcale nie należy do tego świata. Wieści o działalności Rycerzy, pośród których znajdują się członkowie rodu Macnairów, boleśnie uświadamiają jej jak bardzo się przed laty pomyliła, oddając się komuś o zupełnie sczerniałym sercu.
Patronus: Henrietta nie potrafi wyczarować patronusa.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | 0 |
Uroki: | 15 | 2 (rożdżka) |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Uzdrawianie: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 20 | 3 (rożdżka) |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 7 | Brak |
Zwinność: | 4 | Brak |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Numerologia | II | 10 |
Perswazja | I | 2 |
Starożytne runy | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Skradanie | II | 10 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Odporność magiczna | I | 5 |
Mugoloznawstwo | III | 10 |
Wytrzymałość Psychiczna | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Zakon feniksa | - | 0 |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 |
Gotowanie | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Quidditch | I | 0.5 |
Taniec współczesny | I | 0.5 |
Pływanie | I | 0.5 |
Walka wręcz | I | 0.5 |
Gimnastyka | I | 0,5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 1,5 |
I’ll just keep playing back
These fragments of time Everywhere I go, These moments will shine Familiar faces I’ve never seen Living the gold and the silver dream
Ostatnio zmieniony przez Henrietta Bartius dnia 22.09.21 9:04, w całości zmieniany 22 razy
Witamy wśród Morsów
Twoja karta została zaakceptowana
Kartę sprawdzał: Drew Macnair
[23.09.21] Komponenty (styczeń/marzec)
[22.09.21] Karta postaci (sowa, animagia) -650 PD
[29.09.21] Aktualizacja postaci +100 PD
[20.03.22] Spokojnie jak na wojnie: +25 PD
Henrietta Bartius
Szybka odpowiedź