Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Derbyshire
Kamienny most
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
Kamienny most
Nikt nie jest całkowicie pewny, kto i kiedy wpadł na pomysł skonstruowania kamiennego mostu w okolicach wioski Froggatt. Jedni uważają, że most istniał tam niemal od zawsze, inni, że za jego budowę odpowiada nie kto inny jak Henry Greengrass, drugi z wnuków Anny Boleyn. Wszyscy zgadzają się jednak, że pojawienie się mostu spowodowało wzrost handlu obwoźnego w tej części hrabstwa, nawet pomimo gęstego lasu porastającego okolicę. Wraz z pojawieniem się karawan kupieckich wzrosła także lokalna działalność przestępcza. Odpowiednio prędkie reakcje okolicznych włodarzy pozwalają jednak na szybkie ukrócenie podobnych procederów. Przez ostatnie dwudziestolecie most stanowił przede wszystkim ulubione miejsce zabaw dzieci, które z wrzucanych do rzeki kamyków i patyków próbowały wyczytać przyszłość.
Trudna sytuacja mugoli w Derbyshire nie była dla niego nowością. Widywał ich na co dzień, ilekroć wychodził z mieszkania. A odkąd zaadoptował psidwaka wychodził znacznie częściej. Runa potrzebowała spacerów. Oboje preferowali długie spacery. Po porannym spacerze z psidwakiem i przekazaniu suczki pod opiekę Aurory, udał się w okolice wioski Froggart. Obserwował z bezpiecznej odległości kamienny most nad rzeką Derwent oraz niechcianego lokatora, którym był olbrzym. Tegoroczna zima naprawdę nie miała litości dla wszystkich, w obecnej sytuacji dla uchodźców z Nottinghamshire. A teraz jeszcze ten olbrzym, któremu znudziło się mordowanie owiec i zaczął polować na przejeżdżających mostem mugoli.
Ze spalonego już listu od Harolda Longbottoma dowiedział się o wystawionych na trakt patrolach przestrzegających uchodźców przed czyhających na nich niebezpieczeństwem i rozbitym przez nich obozie w lesie, desperacji uciekinierów mających wybór między śmiercią głodową a tą z łap olbrzyma. Bunt w obozie zbiegłych mieszkańców Nottinghamshire i wspominana na kawałku pergaminu również nie oznaczała nic dobrego dla tych ludzi. Powierzone mu zadanie było jasne. Miał pozbyć się tego olbrzyma i wysłać raport do końca tygodnia. Nie mógł tego zignorować. W końcu ci wszyscy ludzie poszukiwali schronienia i potrzebowali pomocy. Jeszcze się nie zdarzyło, aby odmówił pomocy komuś w trudnej sytuacji.
Ponieważ mógł wziąć tylu ludzi, ilu potrzebował to zwrócił się do Justine i Kierana. Były to osoby, które chciał mieć przy swoim boku jako silnych sojuszników. Nieco niechętnie przystał na obecność Mare, gdyż uważał, że jako lady nie powinna walczyć. Dlatego kobieta miała stanowić dla nich wsparcie magomedyczne. Nie sposób temu zaprzeczyć, że olbrzym będzie trudnym przeciwnikiem i zabranie kogoś, kto będzie w stanie ich poskładać było bardzo pocieszające.
W oczekiwaniu na przybycie dwóch czarownic i jednego czarodzieja, obserwował wciąż ten most i często się przechadzał po okolicy. Nie mógł podejść zbyt blisko, bowiem olbrzym mógłby się nim zainteresować i nie skończyłoby się to dla niego dobrze. W pojedynkę nie miałby zbytnio szans przeciwko olbrzymowi i musiałby jedynie salwować się ucieczką. Nie tak to sobie wyobrażał.
Olbrzym (Sprawność: 50; Żywotność: 600) nie będzie podejmować prób obrony ani uników.
Ataki olbrzyma:
- Uderzenie pięścią - na zmianę wszystkie postaci obecne w wątku. Olbrzym uderza zgodnie z mechaniką walki, stosując potężne ciosy (nie wymagają celowania, zawsze obejmują całe ciało). Czarodziej może uniknąć uderzenia, wykonując rzut na Ukrywanie się o ST 60. Trafienie postaci znajdującej się na miotle wiążę się ze spadnięciem i otrzymaniem dodatkowych 15 obrażeń tłuczonych; zrzucona z miotły postać jest traktowana tak samo jak postać o nieudanym teście na utrzymanie równowagi w wyniku tąpnięcia i zostanie pochwycona w następnej turze.
- Tąpnięcie (obszarowe) - olbrzym uderza nogą w podłoże, tworząc dziurę oraz niewielkie trzęsienie ziemi obejmujące wszystkie postaci w wątku. Wszystkie postaci obecne w wątku rzucają kością na utrzymanie się na nogach, ST wynosi 70, dolicza się podwojoną zwinność. W razie upadku postać odnosi 25 obrażeń tłuczonych.
- Pochwycenie - olbrzym chwyta pierwszą postać, która nie zdołała ustać na własnych nogach w wyniku tąpnięcia. Aby uniknąć złapania postać musi wykonać unik, ST wynosi 60, dolicza się podwojoną zwinność. W przypadku nieudanego uniku postać otrzymuje 100 obrażeń miażdżonych, łamane są jej kości i nie może poruszać się. Potrzebuje natychmiastowej pomocy uzdrowiciela.
Volans Moore: PŻ: 224/224, EM: 50/50
Ostatnio zmieniony przez Volans Moore dnia 15.03.22 21:16, w całości zmieniany 1 raz
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiedy odnalazła na swoim parapecie nosiciela listów i pergamin zakreślony nieznanym jeszcze charakterem pisma jej brew mimowolnie uniosła się do góry. Przesunęła tęczówkami po treści wiadomości, marszcząc jasne brwi - a do kompletu i nos. Nie mogła się nie zastanowić, jak wiele olbrzymów puszczonych wolno pustoszyło miejsca w których się znajdowało. Odpowiedziała krótko, bo niewiele było do odpowiadania. Każdy olbrzym był problemem i należało się nim zająć - co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Longbottom oczekiwał od niej, że będzie narzędziem i tym zamierzała być, pomagając każdemu kto tylko będzie tej pomocy potrzebować. W ostatnim czasie słyszała o starciach z olbrzymami i były problemem wszędzie, gdzie się pojawiły.
Z rana nie czuła się najlepiej. Zaraz po wstaniu i zjedzeniu śniadania wróciła do łazienki w której chwilę wcześniej szykowała się do wyjścia zwracając większość zjedzonego pokarmu. Mdłości ustąpiły po niedługim czasie, ale a herbata pomogła zapanować nad porządkiem. Winą, ze krótką niedyspozycje organizmu obarczyła Azkaban. Miała świadomość, że dojście do pełni zdrowia zajmie jej niepomiernie więcej niż czas, który spędziła w zimnych kamiennych murach Azkabanu. Co prawda jej ręce odzyskały sprawność, język znalazł swoje miejsce i działał już bez problemu i nawet zewnętrznie prezentowała się dość... poprawnie (choć niezmiennie chorobliwie wręcz chudo). Tak pobyt tego rodzaju, przyniósł wiele wewnętrznych szkód, których nie mogło naprawić się w dwa miesiące.
W końcu była gotowa, ubrana w jasnobeżowy płaszcz, z nakładką na pas wypełnioną eliksirami - tym razem w większości leczniczymi, wątpiła, że będą potrzebować antidotum w walce z olbrzymem. Dlatego zamiast nich wsadziła dodatkowe porcje eliskirów wiggenowych i maści. Miała ze sobą standardowy zestaw: broszkę z alabastrowym jednorożcem (chyba zwyczajnie z przyzwyczajenia), kryształy, czarną perłę i muszlę. Dzisiaj pod płaszczem miała sweter. A w lewym rękawie skrytą drugą różdżkę, nie jej własną, nie słuchającą jak powinna, ale wolała mieć jakąś, na wszelki wypadek.
- Mamy jakiś plan? - zapytała cicho Volansa, kiedy czekali jeszcze. To on na olbrzymach znał się lepiej. Co prawda pokonali jednego z Anthonym, ale może istniał inny, lepszy sposób o którym on wiedział a ona nie.
ekwipunek we wsiąkniecie
Z rana nie czuła się najlepiej. Zaraz po wstaniu i zjedzeniu śniadania wróciła do łazienki w której chwilę wcześniej szykowała się do wyjścia zwracając większość zjedzonego pokarmu. Mdłości ustąpiły po niedługim czasie, ale a herbata pomogła zapanować nad porządkiem. Winą, ze krótką niedyspozycje organizmu obarczyła Azkaban. Miała świadomość, że dojście do pełni zdrowia zajmie jej niepomiernie więcej niż czas, który spędziła w zimnych kamiennych murach Azkabanu. Co prawda jej ręce odzyskały sprawność, język znalazł swoje miejsce i działał już bez problemu i nawet zewnętrznie prezentowała się dość... poprawnie (choć niezmiennie chorobliwie wręcz chudo). Tak pobyt tego rodzaju, przyniósł wiele wewnętrznych szkód, których nie mogło naprawić się w dwa miesiące.
W końcu była gotowa, ubrana w jasnobeżowy płaszcz, z nakładką na pas wypełnioną eliksirami - tym razem w większości leczniczymi, wątpiła, że będą potrzebować antidotum w walce z olbrzymem. Dlatego zamiast nich wsadziła dodatkowe porcje eliskirów wiggenowych i maści. Miała ze sobą standardowy zestaw: broszkę z alabastrowym jednorożcem (chyba zwyczajnie z przyzwyczajenia), kryształy, czarną perłę i muszlę. Dzisiaj pod płaszczem miała sweter. A w lewym rękawie skrytą drugą różdżkę, nie jej własną, nie słuchającą jak powinna, ale wolała mieć jakąś, na wszelki wypadek.
- Mamy jakiś plan? - zapytała cicho Volansa, kiedy czekali jeszcze. To on na olbrzymach znał się lepiej. Co prawda pokonali jednego z Anthonym, ale może istniał inny, lepszy sposób o którym on wiedział a ona nie.
ekwipunek we wsiąkniecie
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Trudno wyobrazić sobie gorszy początek roku. Jedyne, za co była wdzięczna, to przypomnienie sobie słów matki, które zagubione w dzieciństwie, wracały do niej ze zdwojoną siłą. Ogień hatruje, moja droga. Człowiek wchodzi między płomienie słaby, a wychodzi silny. Martwiła się wtedy mała paprotka, że nigdy nie będzie dane jej wyjść z płomieni. Tak właśnie kończyli słabi, nie mieli wystarczająco czasu, by osiągnąć swe plany. Dziś jednak wiedziała, że niezbadana jest siła determinacji oraz chęci przeżycia, którą wykazują tak czarodzieje, jak i niemagiczni. Każdy z nich miał w sobie iskrę, która odpowiednio potraktowana, zdolna była wytworzyć pożar, z którego wyjdą silniejsi. Tak jak dziś.
Wczorajsza rozmowa z panem Moore nie nastroiła jej szczególnie pozytywnie — ciężko bowiem szukać zadowolenia w sytuacji, gdy grupa potrzebujących nie może dostać się w bezpieczne miejsce przez puszczonego wolno olbrzyma. Ale czy w czasie wojny gdziekolwiek było bezpiecznie? Staffordshire malowało się w jej oczach jako miejsce spokojne, a wystarczył tak naprawdę jeden dzień, by zaburzyć równowagę. Dziś nie chciała być obojętna. Musiała słuchać, musiała patrzeć, rozumieć i być. Czy siedząc w zamknięciu za murami Grove Street 12 w Derby, mogła w ogóle próbować zrozumieć tych, którzy własne życie narażali dla cienia lepszej przyszłości? Pchani tylko przez moc wiary, że dane im będzie przeżyć kolejny dzień, na przeszkodzie stanęły im nie tylko niesprzyjające warunki atmosferyczne i widmo ataku ze strony szmalcowników, ale także i olbrzym.
Nie była w żadnym stopniu wojownikiem, zresztą, nie wykazywała się też szczególną chęcią do pchania się na pierwszą linię frontu. To zadanie zostawić pragnęła dzielnym członkom Zakonu Feniksa i panu Moore, który musiał z organizacją sympatyzować. Ona miała służyć dziś za wsparcie nie tylko medyczne, ale również psychologiczne. Ludzie zgromadzeni w obozowisku niedaleko mostu powinni wiedzieć, kto im pomaga i dlaczego. Że nie są sami.
Z radością przyjęła obecność na miejscu Justine. Zdążyła polubić tę nieco nieobytą w towarzystwie, lecz wyjątkowo konkretną kobietę. Pomimo raczej niewielkiego czasu, który upłynął od ich ostatniego spotkania, wydawała się wyglądać jakoś lepiej, co uspokoiło skołatane od nerwów serce lady Greengrass.
— Jak daleko od nas są uchodźcy? — spytała miękko, kierując spojrzenie zielonych oczu wprost na Volansa. Nie chciała, by w ferworze walki ucierpiał jeszcze ktoś poza nimi. W dłoni trzymała swą różdżkę, gotową do reakcji. Drewno eukaliptusowe leżało w jej dłoni jak ulał, zaś wysoki, obszyty białym futrem kołnierz płaszcza i nasunięty na rude włosy kaptur chronił przed panującym w okolicy zimnem.
Wczorajsza rozmowa z panem Moore nie nastroiła jej szczególnie pozytywnie — ciężko bowiem szukać zadowolenia w sytuacji, gdy grupa potrzebujących nie może dostać się w bezpieczne miejsce przez puszczonego wolno olbrzyma. Ale czy w czasie wojny gdziekolwiek było bezpiecznie? Staffordshire malowało się w jej oczach jako miejsce spokojne, a wystarczył tak naprawdę jeden dzień, by zaburzyć równowagę. Dziś nie chciała być obojętna. Musiała słuchać, musiała patrzeć, rozumieć i być. Czy siedząc w zamknięciu za murami Grove Street 12 w Derby, mogła w ogóle próbować zrozumieć tych, którzy własne życie narażali dla cienia lepszej przyszłości? Pchani tylko przez moc wiary, że dane im będzie przeżyć kolejny dzień, na przeszkodzie stanęły im nie tylko niesprzyjające warunki atmosferyczne i widmo ataku ze strony szmalcowników, ale także i olbrzym.
Nie była w żadnym stopniu wojownikiem, zresztą, nie wykazywała się też szczególną chęcią do pchania się na pierwszą linię frontu. To zadanie zostawić pragnęła dzielnym członkom Zakonu Feniksa i panu Moore, który musiał z organizacją sympatyzować. Ona miała służyć dziś za wsparcie nie tylko medyczne, ale również psychologiczne. Ludzie zgromadzeni w obozowisku niedaleko mostu powinni wiedzieć, kto im pomaga i dlaczego. Że nie są sami.
Z radością przyjęła obecność na miejscu Justine. Zdążyła polubić tę nieco nieobytą w towarzystwie, lecz wyjątkowo konkretną kobietę. Pomimo raczej niewielkiego czasu, który upłynął od ich ostatniego spotkania, wydawała się wyglądać jakoś lepiej, co uspokoiło skołatane od nerwów serce lady Greengrass.
— Jak daleko od nas są uchodźcy? — spytała miękko, kierując spojrzenie zielonych oczu wprost na Volansa. Nie chciała, by w ferworze walki ucierpiał jeszcze ktoś poza nimi. W dłoni trzymała swą różdżkę, gotową do reakcji. Drewno eukaliptusowe leżało w jej dłoni jak ulał, zaś wysoki, obszyty białym futrem kołnierz płaszcza i nasunięty na rude włosy kaptur chronił przed panującym w okolicy zimnem.
Od rana robił wszystko, aby pogubić pewne niepożądane myśli. Pomogła w tym krótka przebieżka przez las i śnieżne zaspy, która stanowiła zwieńczenie porannych ćwiczeń. Nic nie mogło go złamać, czuł się silniejszy, gdy na nowo nauczył się przebywać sam ze sobą. Szybszym oddechem smakował mroźnego powietrza, chłód wdzierał się przez materiał swetra, trzymając go w ryzach i przy pełnych zmysłach. Wyczuwalne napięcie w mięśniach było tym czego potrzebował, podejmowany wysiłek rozgrzewał go, uczulał na wszystkie możliwe zagrożenia, na jakie musiał reagować instynktownie. Dobrze wiedział jakie zadanie czeka go tego dnia, czuł na ramionach ciężar obowiązku, ale ten pozwalał mu stać prosto – cóż za paradoks. Taki wiódł żywot od dekad, od jednej powinności ku drugiej, a potem do kolejnej, niewiele chwil wytchnienia i bezczynności przecinało pracowity ciąg.
Twarz obmył lodowatą wodą, potem zasiadł przed kominkiem, przeglądając raporty, notatki, ciesząc się ciepłem bijącym od płomieni, gdy zatapiał się w fotelu. Nie miał złudzeń, od początku nastawiał się na wymagające starcie z olbrzymem. Jego wiedza na temat magicznych stworzeń była żadna, po prostu wiedział, ze takowe są i jeszcze kiedyś przeczytał w jakiejś starej książce o ich klasyfikacji. Tyle. Ale z samymi olbrzymami miał już do czynienia, choćby wtedy, gdy próbował zyskać ich przychylność wraz z Poppy Pomfrey. Gdy jedno z plemion dręczyła choroba, to właśnie czarownica przygotowała odpowiedni lek. Wdzięczność okazała się jednak chwilowa, deklaracja nawiązania sojuszu nie padła, a obietnica współpracy związała olbrzymy z drugą stroną konfliktu. I właśnie dlatego Zakon musiał zważać na wielkie istoty, nawet się z nimi mierzyć dla dobra innych.
Wybrał buty i szatę, poprawił na palcu pierścień, w kieszeniach płaszcza ułożył raz jeszcze eliksiry. Był gotów, nie mogło być inaczej po latach doświadczeń, tysiącach zaciekłych walk. Jeszcze wziął głęboki wdech nim opuścił spokojne domostwo. Kilkaset metrów dalej teleportował się w docelowe miejsce.
Zachował należyty dystans od mostu, spojrzeniem odnajdując swoją grupę. Gdy został poproszony o udział w zadaniu, nie było mowy żeby miał odmówić. Mocniej ścisnął różdżkę w prawej dłoni, witając się skinieniem głowy ze wszystkimi. Potem omiótł spojrzeniem otoczenie, robiąc szybkie rozeznanie w sytuacji. – Atakujemy z dwóch stron, po bokach? – dopytał jeszcze, zastanawiając się jak podejść olbrzyma.
| ekwipunek we wsiąkiewce
Twarz obmył lodowatą wodą, potem zasiadł przed kominkiem, przeglądając raporty, notatki, ciesząc się ciepłem bijącym od płomieni, gdy zatapiał się w fotelu. Nie miał złudzeń, od początku nastawiał się na wymagające starcie z olbrzymem. Jego wiedza na temat magicznych stworzeń była żadna, po prostu wiedział, ze takowe są i jeszcze kiedyś przeczytał w jakiejś starej książce o ich klasyfikacji. Tyle. Ale z samymi olbrzymami miał już do czynienia, choćby wtedy, gdy próbował zyskać ich przychylność wraz z Poppy Pomfrey. Gdy jedno z plemion dręczyła choroba, to właśnie czarownica przygotowała odpowiedni lek. Wdzięczność okazała się jednak chwilowa, deklaracja nawiązania sojuszu nie padła, a obietnica współpracy związała olbrzymy z drugą stroną konfliktu. I właśnie dlatego Zakon musiał zważać na wielkie istoty, nawet się z nimi mierzyć dla dobra innych.
Wybrał buty i szatę, poprawił na palcu pierścień, w kieszeniach płaszcza ułożył raz jeszcze eliksiry. Był gotów, nie mogło być inaczej po latach doświadczeń, tysiącach zaciekłych walk. Jeszcze wziął głęboki wdech nim opuścił spokojne domostwo. Kilkaset metrów dalej teleportował się w docelowe miejsce.
Zachował należyty dystans od mostu, spojrzeniem odnajdując swoją grupę. Gdy został poproszony o udział w zadaniu, nie było mowy żeby miał odmówić. Mocniej ścisnął różdżkę w prawej dłoni, witając się skinieniem głowy ze wszystkimi. Potem omiótł spojrzeniem otoczenie, robiąc szybkie rozeznanie w sytuacji. – Atakujemy z dwóch stron, po bokach? – dopytał jeszcze, zastanawiając się jak podejść olbrzyma.
| ekwipunek we wsiąkiewce
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'Zdarzenia' :
'Zdarzenia' :
- Opsa hopsa doomsety doo - podśpiewywała pod nosem bestia o wysokości pięciu ludzi. - Opsa hopsa doomsety doo - odgryziona głowa barana wylała z siebie krew, a zmiażdżona pod wielkimi zębiskami czaszka zachrapała, gdy to olbrzym delektował się nią niczym przekąską przed daniem głównym tego wieczora. Opsa był olbrzymem o stosunkowo małym móżdżku, za to wyjątkowo potężnej pięści, która twarda była jak kamień. Kępka ciemnych włosków zwisała mu z czubka głowy, a głębokie brązowe oczy bacznie obserwowały okolice. Kamienny most, przy którym się osiadł, zaczynał przypominać coraz bardziej pustkowie, a mniej skraj lasu. Wyrywane z korzeniami drzewa służyły za drewno na opał w ognisku, przy którym właśnie się ogrzewał. Nie musiał się ukrywać, to zresztą w jego sytuacji byłoby co najmniej problematyczne. Z tego też powodu zachowywał się głośno, brutalnie i tak jak zapisane miał w genach. Beknął głośno gdy rozgryziona surowa baranina rozpadała się pod siłą jego zębów. Kości zwierzęcia niczym wykałaczki wchodziły w dziąsła, ale grube paluchy zdołały je wyciągnąć, rzucając gdzieś dalej na zamarzniętą rzekę resztki barana. Dwa mlaśnięcia i już Opsa gotowy był do kolejnego buszowania po okolicy. Podniósł cielsko z mostku, na którym przysiadł i górując nad krainą, rozejrzał się po okolicy, łapą strącając śnieg z okolicznych drzew, które to od razu zaszumiały, odłamane siłą jego mięśni gałęzie zrzucając w dół. Dzień zapowiadał się stosunkowo spokojnie, olbrzym nie miał tu zresztą wielu zajęć. Spać, wyłapywać zwierzęta i ludzi, a potem pożerać to co się nawinęło w ręce. Czasem znajdował sobie nowe zajęcie, jakim było rozbijanie syrą grubej tafli lodu powstałej na rzece, a potem obserwowanie jak zamarza. Majestatyczny widok dla olbrzyma nie był wyjątkowo pociągający, po prostu lubił niszczyć. Natura miała jednak swoje plany, tak więc niszczył to co miał pod ręką. - Opsa hopsa doomsety doo - podśpiewywał gdy obok paliło się wielkie ognisko, zdolne ogrzać jego ręce i stopy, a sam rozglądał się po okolicy w poszukiwaniu pożywienia.
Opsa serdecznie wita.
Opsa: 600 żywotności, 50 sprawności. Rozpisane ataki nie będą jedynymi, jakie Opsa użyje.
Pierwszy atak należy do czarodziejów, lusterko będzie otwierać i podsumowywać turę w swoim poście. Powodzenia!
Opsa serdecznie wita.
Opsa: 600 żywotności, 50 sprawności. Rozpisane ataki nie będą jedynymi, jakie Opsa użyje.
- proponowane ataki:
- - Uderzenie pięścią - na zmianę wszystkie postaci obecne w wątku. Olbrzym uderza zgodnie z mechaniką walki, stosując potężne ciosy (nie wymagają celowania, zawsze obejmują całe ciało). Czarodziej może uniknąć uderzenia, wykonując rzut na Ukrywanie się o ST 60. Trafienie postaci znajdującej się na miotle wiążę się ze spadnięciem i otrzymaniem dodatkowych 15 obrażeń tłuczonych; zrzucona z miotły postać jest traktowana tak samo jak postać o nieudanym teście na utrzymanie równowagi w wyniku tąpnięcia i zostanie pochwycona w następnej turze.
- Tąpnięcie (obszarowe) - olbrzym uderza nogą w podłoże, tworząc dziurę oraz niewielkie trzęsienie ziemi obejmujące wszystkie postaci w wątku. Wszystkie postaci obecne w wątku rzucają kością na utrzymanie się na nogach, ST wynosi 70, dolicza się podwojoną zwinność. W razie upadku postać odnosi 25 obrażeń tłuczonych.
- Pochwycenie - olbrzym chwyta pierwszą postać, która nie zdołała ustać na własnych nogach w wyniku tąpnięcia. Aby uniknąć złapania, postać musi wykonać unik, ST wynosi 60, dolicza się podwojoną zwinność. W przypadku nieudanego uniku postać otrzymuje 100 obrażeń miażdżonych, łamane są jej kości i nie może się poruszać. Potrzebuje natychmiastowej pomocy uzdrowiciela.
Pierwszy atak należy do czarodziejów, lusterko będzie otwierać i podsumowywać turę w swoim poście. Powodzenia!
I show not your face but your heart's desire
Jako pierwsza pojawiła się Justine, którą powitał skinięciem głowy. Tym razem już bez stosowania żadnych haseł bezpieczeństwa. Zarówno z Justine i Kieranem byli gośćmi na tej samej świątecznej kolacji w domu Beckettów. Razem z Justine również ratowali ludzi z płonącego domu. Z Mare i Kieranem dotąd nie współpracował podczas działania na rzecz słusznej sprawy, jednak miał szczerą nadzieję, że ta współpraca będzie owocna.
To był pierwszy raz, kiedy pod płaszczem oprócz swetra nosił przygotowaną przez pannę Beckett szatę ze skóry smoka i wełny kudłonia oraz uszyte przez nią buty ze skóry tebo. W kontrolowanych warunkach one sprawdzały się doskonale, teraz będzie mieć okazję przekonać jak ten komplet ma się do próby poskromienia olbrzyma.
— Najlepszym wyjściem będzie ogłuszenie olbrzyma, spętanie go i przetransportowanie go w odległe od cywilizacji miejsce — Przedstawił swój plan na rozwiązanie kwestii olbrzyma, będącego istotą humanoidalną i jeśli wierzyć naukowej literaturze na temat tych istot, olbrzymy miały swój język, kulturę i strukturę społeczną. Niestety, nie były tak mądre jak większość ludzi, ale były mądrzejsze od trolli. Opracowany przez niego plan był prosty i konkretny, ale również zgodny z jego poglądami. Nie zamierzał odbierać życia tak długo, jak to możliwe. Wszędzie było za dużo śmierci i nie chciał powiększać tej statystyki.
— Ich obóz znajduje się w pobliskim lesie. Możliwe, że przenieśli się w głąb lasu, skoro olbrzym wykarczował skraj lasu — Udzielił lady Greengrass nad wyraz szczegółowej odpowiedzi na zadane mu pytanie. Oby tylko uchodźcy nie podjęli próby przedostania się przez ten most podczas tego starcia z olbrzymem. Powitał również Kierana skinięciem głowy. Wszyscy poproszeni o udział w tym zadaniu, co bardzo dobrze świadczyło o jego sojusznikach i ich oddaniu sprawie.
— Tak. Pamiętajcie tylko, że mamy go ogłuszyć — Przystał na taką strategię ataku. Przypomniał o tym raz jeszcze, wiedząc o tym, że w ferworze walki łatwo jest się zapomnieć i że odebranie życia to lepsze prostsze wyjście, ale nie zawsze lepsze.
Stojąc jeszcze w bezpiecznej odległości skrzywił się. Nie za sprawą koszmarnej przyśpiewki olbrzyma, a smętnych losów tego barana. Zdecydowanie nie chciał podzielić losu tego zwierzęcia i skończyć w paszczy istoty. Była to tylko kwestia czasu, aż bestia ich zauważy. Volans wolał na o nie czekać i dał znak swoim towarzyszom, by podążyli za nim.
— Conjunctivitis — Stojąc obok Justine, dzierżoną w prawej dłoni różdżkę wycelował w olbrzyma i wypowiedział formułę zaklęcia oszałamiającego.
Komplet ze skóry smoka, wełny kudłonia i skóry tebo (dwa dodatkowe miejsca na przedmioty, +14 do żywotności, +15% redukcji obrażeń od ognia, odporność na poślizg (buty), wytrzymałość 301), kryształ
Rzut k100 na Conjunctivitis + 4k8 (17 U) + 25 (Bonus z III OMNS), ST 85
Volans Moore: PŻ: 238/238, EM: 47/50
To był pierwszy raz, kiedy pod płaszczem oprócz swetra nosił przygotowaną przez pannę Beckett szatę ze skóry smoka i wełny kudłonia oraz uszyte przez nią buty ze skóry tebo. W kontrolowanych warunkach one sprawdzały się doskonale, teraz będzie mieć okazję przekonać jak ten komplet ma się do próby poskromienia olbrzyma.
— Najlepszym wyjściem będzie ogłuszenie olbrzyma, spętanie go i przetransportowanie go w odległe od cywilizacji miejsce — Przedstawił swój plan na rozwiązanie kwestii olbrzyma, będącego istotą humanoidalną i jeśli wierzyć naukowej literaturze na temat tych istot, olbrzymy miały swój język, kulturę i strukturę społeczną. Niestety, nie były tak mądre jak większość ludzi, ale były mądrzejsze od trolli. Opracowany przez niego plan był prosty i konkretny, ale również zgodny z jego poglądami. Nie zamierzał odbierać życia tak długo, jak to możliwe. Wszędzie było za dużo śmierci i nie chciał powiększać tej statystyki.
— Ich obóz znajduje się w pobliskim lesie. Możliwe, że przenieśli się w głąb lasu, skoro olbrzym wykarczował skraj lasu — Udzielił lady Greengrass nad wyraz szczegółowej odpowiedzi na zadane mu pytanie. Oby tylko uchodźcy nie podjęli próby przedostania się przez ten most podczas tego starcia z olbrzymem. Powitał również Kierana skinięciem głowy. Wszyscy poproszeni o udział w tym zadaniu, co bardzo dobrze świadczyło o jego sojusznikach i ich oddaniu sprawie.
— Tak. Pamiętajcie tylko, że mamy go ogłuszyć — Przystał na taką strategię ataku. Przypomniał o tym raz jeszcze, wiedząc o tym, że w ferworze walki łatwo jest się zapomnieć i że odebranie życia to lepsze prostsze wyjście, ale nie zawsze lepsze.
Stojąc jeszcze w bezpiecznej odległości skrzywił się. Nie za sprawą koszmarnej przyśpiewki olbrzyma, a smętnych losów tego barana. Zdecydowanie nie chciał podzielić losu tego zwierzęcia i skończyć w paszczy istoty. Była to tylko kwestia czasu, aż bestia ich zauważy. Volans wolał na o nie czekać i dał znak swoim towarzyszom, by podążyli za nim.
— Conjunctivitis — Stojąc obok Justine, dzierżoną w prawej dłoni różdżkę wycelował w olbrzyma i wypowiedział formułę zaklęcia oszałamiającego.
Komplet ze skóry smoka, wełny kudłonia i skóry tebo (dwa dodatkowe miejsca na przedmioty, +14 do żywotności, +15% redukcji obrażeń od ognia, odporność na poślizg (buty), wytrzymałość 301), kryształ
Rzut k100 na Conjunctivitis + 4k8 (17 U) + 25 (Bonus z III OMNS), ST 85
Volans Moore: PŻ: 238/238, EM: 47/50
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Volans Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'k8' : 7, 7, 8, 2
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'k8' : 7, 7, 8, 2
Nie spodziewała się. Kompletnie nie spodziewała obecności Mare Grengrass na miejscu. Więc kiedy ta pojawiła się obok nawet nie ukrywała zdziwienia i niepewności, które pojawiły się na jej twarzy. Jej usta otworzyły się, że by coś powiedzieć, ale pojawienie się obok Kierana sprawiło, że przeniosła wzrok na niego. Pokręciła przecząco głową znów otwierając usta, jednak zamilkła, kiedy Volans odezwał się przed nią. Jej brew drgnęła ku górze na informacje o transporcie. Zerknęła w kierunku Kierana próbując wyczytać coś z jego spojrzenia.
- Mare. - zwróciła się do kobiety jako pierwszej, którą interesowali uchodźcy i miała nadzieję, że tylko oni, na Merlina. Zasznurowała usta, powstrzymując westchniecie. - Znaczy… lady. - poprawiła się zawieszając na niej jasne tęczówki. - Nie sądzę że sama powinnaś iść do obozu, ale lepiej żebyś była tam niż tutaj. - tutaj, jak brutalnie by to nie brzmiało, była tylko balastem. - Jeśli coś będzie nie tak, rzuć Periculum. - poleciła jej, zerkając w kierunku Kierana a potem Volansa, upewniając się, że nie mają nic przeciwko. Sama walka z olbrzymem była wystarczająco skomplikowana. - Ktoś z nas do ciebie ruszy, masz miotłę? - upewniła się jeszcze w niebieskich tęczówkach nie było miejsca na wątpliwość, ale znajdował się tez upór i decyzja świadcząca o tym, że nie zamierzała zmieniać zdania. Potrzebowali przedstawicieli szlachty, to oni musieli przywrócić ludziom wiarę. Martwi nie byli w stanie pomóc. Młoda lady nie powinna być też sama, ale nie mieli innego wyjścia, jeśli chcieli dzisiaj rozwiązać sprawę z olbrzymem.
- Będę was wspierać. - zapowiedziała Kieranowi i Volansowi wyciągając rękę z kieszeni w której znajdowała się biała różdżka. Obróciła ją kilka razy w dłoni. - Volans powinien skupić się na ataku, my na pomaganiu i ubezpieczaniu. - zerknęła w kierunku Kierana, chcąc wiedzieć, czy zgadza się z jej tokiem myślenia. Na co dzień był jej szefem i zazwyczaj dawała się prowadzić. Gdyby teraz zasugerował inne rozwiązanie z pewnością nie zamierzałaby się z nim spierać.
- Zajmiemy się olbrzymem po wszystkim. Prawda, Szefie? - zaproponowała, łapiąc spojrzenie Kierana. Nie było mowy o transportowaniu i pozostawaniu przy życiu. Żywy, niezależnie jak daleko mógł powrócić do zamieszkiwanych terenów. Nie zamierzała w tym względzie pójść na żadne ustępstwo. Ale wyuczona przez lata umiejętność przybierania różnych ról pozwalała jej wypowiedzieć te słowa sugerujące nic poza transportem o którym wspominał Volans. - Oczywiście o ile uda nam się go ogłuszyć. - wtrąciła z wątłą lekką nutą. Biorąc wdech w pierś. Ruszając z boku mężczyzny. Obserwując uważnie olbrzyma. Cóż z tym jeszcze nie miała wcześniej do czynienia. Uniosła różdżkę, wykonując nią odpowiedni gest. - Magicus Extremoss. - wypowiedziała płynnie inkantację, mając nadzieję przywołać moc i wspomóc swoich towarzyszy.
EM: 48/50
- Mare. - zwróciła się do kobiety jako pierwszej, którą interesowali uchodźcy i miała nadzieję, że tylko oni, na Merlina. Zasznurowała usta, powstrzymując westchniecie. - Znaczy… lady. - poprawiła się zawieszając na niej jasne tęczówki. - Nie sądzę że sama powinnaś iść do obozu, ale lepiej żebyś była tam niż tutaj. - tutaj, jak brutalnie by to nie brzmiało, była tylko balastem. - Jeśli coś będzie nie tak, rzuć Periculum. - poleciła jej, zerkając w kierunku Kierana a potem Volansa, upewniając się, że nie mają nic przeciwko. Sama walka z olbrzymem była wystarczająco skomplikowana. - Ktoś z nas do ciebie ruszy, masz miotłę? - upewniła się jeszcze w niebieskich tęczówkach nie było miejsca na wątpliwość, ale znajdował się tez upór i decyzja świadcząca o tym, że nie zamierzała zmieniać zdania. Potrzebowali przedstawicieli szlachty, to oni musieli przywrócić ludziom wiarę. Martwi nie byli w stanie pomóc. Młoda lady nie powinna być też sama, ale nie mieli innego wyjścia, jeśli chcieli dzisiaj rozwiązać sprawę z olbrzymem.
- Będę was wspierać. - zapowiedziała Kieranowi i Volansowi wyciągając rękę z kieszeni w której znajdowała się biała różdżka. Obróciła ją kilka razy w dłoni. - Volans powinien skupić się na ataku, my na pomaganiu i ubezpieczaniu. - zerknęła w kierunku Kierana, chcąc wiedzieć, czy zgadza się z jej tokiem myślenia. Na co dzień był jej szefem i zazwyczaj dawała się prowadzić. Gdyby teraz zasugerował inne rozwiązanie z pewnością nie zamierzałaby się z nim spierać.
- Zajmiemy się olbrzymem po wszystkim. Prawda, Szefie? - zaproponowała, łapiąc spojrzenie Kierana. Nie było mowy o transportowaniu i pozostawaniu przy życiu. Żywy, niezależnie jak daleko mógł powrócić do zamieszkiwanych terenów. Nie zamierzała w tym względzie pójść na żadne ustępstwo. Ale wyuczona przez lata umiejętność przybierania różnych ról pozwalała jej wypowiedzieć te słowa sugerujące nic poza transportem o którym wspominał Volans. - Oczywiście o ile uda nam się go ogłuszyć. - wtrąciła z wątłą lekką nutą. Biorąc wdech w pierś. Ruszając z boku mężczyzny. Obserwując uważnie olbrzyma. Cóż z tym jeszcze nie miała wcześniej do czynienia. Uniosła różdżkę, wykonując nią odpowiedni gest. - Magicus Extremoss. - wypowiedziała płynnie inkantację, mając nadzieję przywołać moc i wspomóc swoich towarzyszy.
EM: 48/50
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'k8' : 3, 8, 3, 2, 2, 3, 7, 5, 5, 5, 4, 4
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'k8' : 3, 8, 3, 2, 2, 3, 7, 5, 5, 5, 4, 4
— Justine — odpowiedziała niemal od razu, zieleń spojrzenia koncentrując na drobnej, sprawiającej wrażenie wyjątkowo kruchej blondynce. Widziała po jej minie, co chciała jej przekazać. Właściwie nie musiała mówić nic, by lady Greengrass zrozumiała komunikat nader wyraźnie. — Już dawno przestałyśmy mieć wybór — dodała po chwili, znacznie ciszej, odbijając wreszcie wzrok gdzieś dalej, w kierunku, o którym mówił Volans. Gdzieś tam, całkiem niedaleko, w lesie byli ludzie, którzy oczekiwali ich pomocy. Przestraszeni, zagubieni, spragnieni i głodni. Na pytanie o miotłę rudowłosa kobieta drgnęła, jakby wyrwana z głębokiego zamyślenia.
— Mam — odziana w zieloną rękawiczkę dłoń zacisnęła się na trzonku, gdy a odpowiedni ruch dłoni przesunął miotłę w pole widzenia Justine.
Pojawienie się Kierana przyjęła z ulgą. Obawiała się; o uchodźców oczekujących ich pomocy w niedalekim przecież lesie, o Volansa, który z pewnością siebie ogłosił swój plan (którego sensu nie zamierzała jeszcze podważać, pozostawiając to dyskretnie rzucanym, lecz intensywnym spojrzeniom w kierunku panny Tonks i pana Rinehearta), o kruchą Justine i o samego pana Kierana również, choć doświadczenie szło w parze z mocą i chciała wierzyć, że i dziś pokładana w nie wiara odniesie wymierne skutki.
— Panno Tonks, panie Moore, panie Rineheart — prawa dłoń przylgnęła do lewej poły płaszcza, a każdy z wymienionych stał się adresatem jednego, dość krótkiego, ale z pewnością szczerego gestu. Skinienie głową połączone z przymknięciem oczu, ruchem ognistych loków, zamykało w sobie wszystkie życzenia i wdzięczność, których werbalne wyrażenie musiało ustąpić przed niemalże wojskowym zarządzaniem czasem. — Do zobaczenia w komplecie.
Powiedziawszy ostatnie słowa, wsiadła na swą miotłę, a niedługo później wzbiła się w powietrze. I to właśnie z powietrza dostrzegła dzisiejszego przeciwnika, sprawcę całego zamieszania. Nigdy nie była szczególną fanką magicznych stworzeń, dlatego też nie mogła w sobie odnaleźć tego samego poziomu kompasji, która przebijała się ze słów Moore'a. Widząc, w jaki sposób pożywia się owo stworzenie, coś ścisnęło żołądek damy—estetki, efektywnie zmuszając ją do pomknięcia w drogę. Nie chcąc wpaść w sidła olbrzyma, postanowiła nadłożyć drogi, w wyniku czego przez niemal trzy minuty leciała prostopadle do linii rzeki, aby dopiero po tym czasie przelecieć nad nią. Może zbyt nadgorliwie pilnowała własnego bezpieczeństwa, lecz ostatnią rzeczą, której chciała, było zostanie wykałaczką do wyciągnięcia spomiędzy zębów i dziąseł olbrzyma zwierzęcych resztek. A przedostatnią konieczności bycia ratowaną przez i tak dzielnych towarzyszy.
Uważajcie na siebie.
| ekwipunek: różdżka i miotła
EM: 50/50
— Mam — odziana w zieloną rękawiczkę dłoń zacisnęła się na trzonku, gdy a odpowiedni ruch dłoni przesunął miotłę w pole widzenia Justine.
Pojawienie się Kierana przyjęła z ulgą. Obawiała się; o uchodźców oczekujących ich pomocy w niedalekim przecież lesie, o Volansa, który z pewnością siebie ogłosił swój plan (którego sensu nie zamierzała jeszcze podważać, pozostawiając to dyskretnie rzucanym, lecz intensywnym spojrzeniom w kierunku panny Tonks i pana Rinehearta), o kruchą Justine i o samego pana Kierana również, choć doświadczenie szło w parze z mocą i chciała wierzyć, że i dziś pokładana w nie wiara odniesie wymierne skutki.
— Panno Tonks, panie Moore, panie Rineheart — prawa dłoń przylgnęła do lewej poły płaszcza, a każdy z wymienionych stał się adresatem jednego, dość krótkiego, ale z pewnością szczerego gestu. Skinienie głową połączone z przymknięciem oczu, ruchem ognistych loków, zamykało w sobie wszystkie życzenia i wdzięczność, których werbalne wyrażenie musiało ustąpić przed niemalże wojskowym zarządzaniem czasem. — Do zobaczenia w komplecie.
Powiedziawszy ostatnie słowa, wsiadła na swą miotłę, a niedługo później wzbiła się w powietrze. I to właśnie z powietrza dostrzegła dzisiejszego przeciwnika, sprawcę całego zamieszania. Nigdy nie była szczególną fanką magicznych stworzeń, dlatego też nie mogła w sobie odnaleźć tego samego poziomu kompasji, która przebijała się ze słów Moore'a. Widząc, w jaki sposób pożywia się owo stworzenie, coś ścisnęło żołądek damy—estetki, efektywnie zmuszając ją do pomknięcia w drogę. Nie chcąc wpaść w sidła olbrzyma, postanowiła nadłożyć drogi, w wyniku czego przez niemal trzy minuty leciała prostopadle do linii rzeki, aby dopiero po tym czasie przelecieć nad nią. Może zbyt nadgorliwie pilnowała własnego bezpieczeństwa, lecz ostatnią rzeczą, której chciała, było zostanie wykałaczką do wyciągnięcia spomiędzy zębów i dziąseł olbrzyma zwierzęcych resztek. A przedostatnią konieczności bycia ratowaną przez i tak dzielnych towarzyszy.
Uważajcie na siebie.
| ekwipunek: różdżka i miotła
EM: 50/50
Wolał nie roztrząsać tego kto powinien brać czynny udział w ryzykownych akcjach, a kto powinien ograniczyć się do bycia logistycznym zapleczem, kiedy jasne stanowisko zostało już wypowiedziane przez Justine. Musieli zresztą rozdzielić zadania, podczas tak wymagającej konfrontacji ktoś musiał trzymać się na dystans. Co wcale nie znaczyło, że ktoś miał być bezczynny, przeciwnie, szlachcianka także miała odegrać ważną rolę, przede wszystkim dotrzeć do uchodźców. Tym bardziej pozwolił sobie nie komentować niczego, wolał skupić się na konkretach, które na bieżąco podawała Tonks. Czyli tak to miało wyglądać, Volans miał oszołomić stworzenie, oni zaś mieli go jak najlepiej w tym wspomóc. Ich cel był jasny, tylko to się liczyło. Na wszelki wypadek mocniej ścisnął różdżkę w prawej dłoni, raz jeszcze zerkając na oddalonego olbrzyma. Przemawiała na ich korzyść przewaga liczebna oraz niezbyt rozwinięta inteligencja istoty skłonnej do brutalności. Jeśli tylko uda im się nie dopuścić stworzenia zbyt blisko, mogą uniknąć fizycznych ataków.
– Nie mam nic do dodania – oznajmił sucho, łatwo przyswajając założenia poczynione przez innych, skoro w tym towarzystwie był najmniej zorientowaną osobą odnośnie natury olbrzymów. Aczkolwiek wyczuł napięcie, gdy przyszło dyskutować o dalszym losie pokonanej istoty. Muszą powalić giganta, niezbyt rozgarniętego, to dawało pole do popisu. Ale tym razem po prostu musiał wyrazić swoje stanowisko. – [/b]Zajmiemy[/b] – potwierdził zdecydowanie, stanowczo, dając znać, że ta kwestia nie podlega dyskusji, bo skończył się czas na miłosierdzie względem wszystkich. Nie wyjawiając tego, w jaki sposób ostatecznie spacyfikują to ogromne stworzenie, tak naprawdę dał przyzwolenie na koniec żywota. Tylko zanim przejdą do zadania ostatecznych ciosów, muszą najpierw powalić wielkie cielsko.
Ruszyli do przodu, należało skrócić dystans celem uzyskania większej celności zaklęć, jednak przy tym musieli pamiętać o szerokim zasięgu olbrzyma. Kieran uniósł różdżkę i wykonał nią poziomy ruch, nieco przydługi, bardzo płynny, w myślach kreśląc szerokość bariery, którą chciał umieścić pomiędzy nimi a kolosem. – Salvio Hexia – wymówił inkantację zaklęcia pewnie, z wprawą, licząc na sukces. Magia bywała kapryśna, ale tyle lat szkolił się w rzucaniu podobnych czarów.
EM: 47/50
– Nie mam nic do dodania – oznajmił sucho, łatwo przyswajając założenia poczynione przez innych, skoro w tym towarzystwie był najmniej zorientowaną osobą odnośnie natury olbrzymów. Aczkolwiek wyczuł napięcie, gdy przyszło dyskutować o dalszym losie pokonanej istoty. Muszą powalić giganta, niezbyt rozgarniętego, to dawało pole do popisu. Ale tym razem po prostu musiał wyrazić swoje stanowisko. – [/b]Zajmiemy[/b] – potwierdził zdecydowanie, stanowczo, dając znać, że ta kwestia nie podlega dyskusji, bo skończył się czas na miłosierdzie względem wszystkich. Nie wyjawiając tego, w jaki sposób ostatecznie spacyfikują to ogromne stworzenie, tak naprawdę dał przyzwolenie na koniec żywota. Tylko zanim przejdą do zadania ostatecznych ciosów, muszą najpierw powalić wielkie cielsko.
Ruszyli do przodu, należało skrócić dystans celem uzyskania większej celności zaklęć, jednak przy tym musieli pamiętać o szerokim zasięgu olbrzyma. Kieran uniósł różdżkę i wykonał nią poziomy ruch, nieco przydługi, bardzo płynny, w myślach kreśląc szerokość bariery, którą chciał umieścić pomiędzy nimi a kolosem. – Salvio Hexia – wymówił inkantację zaklęcia pewnie, z wprawą, licząc na sukces. Magia bywała kapryśna, ale tyle lat szkolił się w rzucaniu podobnych czarów.
EM: 47/50
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 81
'k100' : 81
Opsa nie widział wiele, ot jakichś ludków co na niego nacierali. Hola, hola! NACIERALI! Powstał więc z wielkiego kamienia, na jakim przysiadł akurat na momencik i wściekły niczym byk, wydarł z piersi ryk. Nie byl najlepszy w ludzkiej mowie, ale za to świetnie porozumiewał się odgłosami. - AGHHHRAAA! - rozpostarło się po okolicy, gdy ślina pociekła mu z pyska. Właśnie na taką smaczną pożywkę czekał. Już przez kilka szarych komórek przechodziły myśli, w czym by tu takich przyrządzić. Może w zalewie z pokrzyw, albo pieczonych na wolnym ogniu? A może po prostu na surowo, odrywając mięso od kości. Stał tam jeden dziad, co wydawał się być jakiś łykowaty. Z braku laku by się nawet zadowolił i takim... Potem jakaś dziewuszka bardzo drobna, sama skóra i kości. Jak ktoś lubił szpik, to pewnie by się nadała, ale Opsa zdecydowanie bardziej wolał patrzeć na rozlew krwi, a takiej musiała mieć mało. Interesujący wydawał się być brodaty, nawet wysoki i względnie młody samiec. Takiemu to dobrze i kości pogruchotać i włosy powyrywać. Opsa uśmiechnął się na myśl o nowej zabawce, którą zamierzał najpierw odpowiednio przygotować, to też spuścić z niej trochę energii. - Choć tu - wysapał głośno i tak, jakby w zwolnionym tempie ruszył. - Opsa lubi, choć tu - wskazywał paluchem na grupkę czarodziejów, która ustawiała się niedaleko przed nim. Nie był zbyt biegły w angielskim, ale prawdopodobnie ludzie mogli domyśleć się, o co mu chodzi. Potężny ryk, jaki wydał z siebie, jasno musiał dać znać, że przyjacielskich zamiarów też nie ma. Ot, misja samobójcza - pomyślał. Wcześniej już przecież kilku utłukł i nie narzekali, że za słabo. Właściwie to nic nie mówili, co najwyżej jakieś ostatnie tchnienia z siebie wydawali. Zamachnął się potężną pięścią i nieco na ślepo, ot tak, żeby po prostu sobie kogoś walnąć, celował po prostu w grupę, mało się przejmując, w kogo to właściwie trafi, aby tylko poczuć pod paluchami gruchotanie kości i usłyszeć dźwięk pękającej skóry.
Opsa wita po raz kolejny. Tury będą działy się jednocześnie i mój post będzie je rozpoczynał. Będę podliczać żywotność i energię magiczną, nie musicie tego robić w swoich postach. Przypominam, żeby nie edytować postów po rzucie kością. Napiszcie, proszę w adnotacji, jak stoicie (kto koło kogo).
Salvio Hexia będzie działać od następnej tury.
Opsa wykonuje uderzenie pięścią, bronić przed nią będziecie się w następnej turze, teraz macie czas na atak.
Zakładam, że nie widzę Mare, ponieważ poszła dalej od grupy, ale to może się zmienić.
Opsa: PŻ: 600/600
Volans: PŻ: 238/238, EM: 47/50
Justine: PŻ: 240/240, EM: 47/50
Mare: PŻ: 219/219, EM: 50/50
Kieran: PŻ: 298/298, EM: 47/50
Magicus Extremos = +26 (dla Kierana, Volansa i Mare) 1/3
Potężny cios (ST 100, do rzutu dodaje się podwojoną sprawność 50).
Siła uderzenia = 25 + S (10x k8).
k100 - moc ciosu (st100 - 2x50 = st 0 [bez k1])
10x k8 - siła potężnego ciosu (25 + 10x k8)
k3 - cel (1 - Volans, 2 - Justine, 3 - Kieran)
Opsa wita po raz kolejny. Tury będą działy się jednocześnie i mój post będzie je rozpoczynał. Będę podliczać żywotność i energię magiczną, nie musicie tego robić w swoich postach. Przypominam, żeby nie edytować postów po rzucie kością. Napiszcie, proszę w adnotacji, jak stoicie (kto koło kogo).
Salvio Hexia będzie działać od następnej tury.
Opsa wykonuje uderzenie pięścią, bronić przed nią będziecie się w następnej turze, teraz macie czas na atak.
Zakładam, że nie widzę Mare, ponieważ poszła dalej od grupy, ale to może się zmienić.
Opsa: PŻ: 600/600
Volans: PŻ: 238/238, EM: 47/50
Justine: PŻ: 240/240, EM: 47/50
Mare: PŻ: 219/219, EM: 50/50
Kieran: PŻ: 298/298, EM: 47/50
Magicus Extremos = +26 (dla Kierana, Volansa i Mare) 1/3
Potężny cios (ST 100, do rzutu dodaje się podwojoną sprawność 50).
Siła uderzenia = 25 + S (10x k8).
k100 - moc ciosu (st100 - 2x50 = st 0 [bez k1])
10x k8 - siła potężnego ciosu (25 + 10x k8)
k3 - cel (1 - Volans, 2 - Justine, 3 - Kieran)
I show not your face but your heart's desire
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Kamienny most
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Derbyshire