Huśtawka w ogrodzie
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Huśtawka na skraju ogrodu jest prosta, wykonana z drewna i podwieszona sznurami na wielkim dębie. W lecie pięknie widać z niej dom i las, w zimie wciąż można się na niej huśtać - po odgarnięciu z siedziska śniegu.
Pułapki: Cave Inimicum (cała posesja) Duna (przed domem), Lepkie Ręce (wejście), Zemsta Płomyka (za drzwiami wejściowymi, na ciężkie słowniki run), Abscondens (ściana w salonie i w kuchni), Nigdziebądź (na cały parter)
Huśtawka w ogrodzie
Huśtawka na skraju ogrodu jest prosta, wykonana z drewna i podwieszona sznurami na wielkim dębie. W lecie pięknie widać z niej dom i las, w zimie wciąż można się na niej huśtać - po odgarnięciu z siedziska śniegu.
Pułapki: Cave Inimicum (cała posesja) Duna (przed domem), Lepkie Ręce (wejście), Zemsta Płomyka (za drzwiami wejściowymi, na ciężkie słowniki run), Abscondens (ściana w salonie i w kuchni), Nigdziebądź (na cały parter)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 07.04.22 0:21, w całości zmieniany 1 raz
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cillian Moore' has done the following action : Rzut kością
'k10' : 8, 6, 6
'k10' : 8, 6, 6
Florence aż zamrugała, kiedy ich dzisiejszy wodzirej ogłosił, że spośród dwóch prowadzących par znaleźli się między innymi ona wraz z Herbertem. Nie spodziewała się takiego dobrego wyniku - wiadomo, miała nadzieję, że nie zostaną na szarym końcu, ale jednak chodziło tu przede wszystkim o zabawę! Miała z resztą nadzieję, że inni nie zrazili się, że mieli nieco mniej punktów. To był dzień, kiedy należało się radować! Tym bardziej że wszystkim szło przecież świetnie.
Kiedy wylosowali kolejną osobę Florence mocno się skupiła. Problem polegał na tym, że istotnie, runda ta miała być najtrudniejszą. Kiedy ogłoszono z czym związane są tym razem przynienione akcesoria, Florence wyraźnie zrzedła mina. Nie miała zielonego pojęcia o numerologii ani też o astrologii. Z tej drugiej dziedziny to potrafiła powiedzieć tylko tyle, że na niebie świeci słońce, w nocy zaś widać księżyc i gwiazdy. Gdyby mocno się skupiła może wymieniłaby kilka nazw gwiazdozbiorów, ale to właściwie tyle! I jak ona miała tu być pomocą dla Herberta? Nie mogła też powiedzieć, aby specjalnie dobrze znała osobę, którą mieli przedstawić. Mogła właściwie robić chyba tylko za szablon do odmierzenia jego wzrostu i tyle! Czuła się trochę bezradna, ale postarała się pomóc Greyowi tak bardzo jak tylko potrafiła w lepieniu.
- Niestety... to zupełnie nie moja działka... - już lepiej poznała innego członka tej rodziny, ale czy wykorzystanie takiego połączenia byłoby fair? Jakoś jej to nie pasowało. Poza tym, jak niby mieliby to przedstawić? Postanowiła jednak spróbować. Herbert znał tę osobę lepiej, co jednak nie oznaczało, że Florence nie zamierzała całkowicie odpuścić. Miała w końcu gadane, mogła coś wymyślić!
- A mnie niezwykle miło jest tu dziś pannę spotkać! Naprawdę piękna suknia. Opowiedziałaby mi panna coś więcej o tym wodnym incydencie? Herbert nic się nie chciał pochwalić! - tu dała mężczyźnie lekkiego kuksańca. W następnej chwili naradziła się jeszcze szybko z Herbertem, po to aby zaraz zwrócić się znów do bałwana. Może to niegrzecznie było szeptać w towarzystwie, ale śniegowa rzeźba chyba im wybaczy! - Czy u kuzyna wszystko w porządku? Wpadłam na niego wcale nie tak dawno, bardzo miły człowiek, ale nie miała od tamtego dnia z nim kontaktu. Zdrowy jest, mam nadzieję?
perswazja II, spostrzegawczość II, astronomia, numero etc 0
rzucał Herbert
Kiedy wylosowali kolejną osobę Florence mocno się skupiła. Problem polegał na tym, że istotnie, runda ta miała być najtrudniejszą. Kiedy ogłoszono z czym związane są tym razem przynienione akcesoria, Florence wyraźnie zrzedła mina. Nie miała zielonego pojęcia o numerologii ani też o astrologii. Z tej drugiej dziedziny to potrafiła powiedzieć tylko tyle, że na niebie świeci słońce, w nocy zaś widać księżyc i gwiazdy. Gdyby mocno się skupiła może wymieniłaby kilka nazw gwiazdozbiorów, ale to właściwie tyle! I jak ona miała tu być pomocą dla Herberta? Nie mogła też powiedzieć, aby specjalnie dobrze znała osobę, którą mieli przedstawić. Mogła właściwie robić chyba tylko za szablon do odmierzenia jego wzrostu i tyle! Czuła się trochę bezradna, ale postarała się pomóc Greyowi tak bardzo jak tylko potrafiła w lepieniu.
- Niestety... to zupełnie nie moja działka... - już lepiej poznała innego członka tej rodziny, ale czy wykorzystanie takiego połączenia byłoby fair? Jakoś jej to nie pasowało. Poza tym, jak niby mieliby to przedstawić? Postanowiła jednak spróbować. Herbert znał tę osobę lepiej, co jednak nie oznaczało, że Florence nie zamierzała całkowicie odpuścić. Miała w końcu gadane, mogła coś wymyślić!
- A mnie niezwykle miło jest tu dziś pannę spotkać! Naprawdę piękna suknia. Opowiedziałaby mi panna coś więcej o tym wodnym incydencie? Herbert nic się nie chciał pochwalić! - tu dała mężczyźnie lekkiego kuksańca. W następnej chwili naradziła się jeszcze szybko z Herbertem, po to aby zaraz zwrócić się znów do bałwana. Może to niegrzecznie było szeptać w towarzystwie, ale śniegowa rzeźba chyba im wybaczy! - Czy u kuzyna wszystko w porządku? Wpadłam na niego wcale nie tak dawno, bardzo miły człowiek, ale nie miała od tamtego dnia z nim kontaktu. Zdrowy jest, mam nadzieję?
perswazja II, spostrzegawczość II, astronomia, numero etc 0
rzucał Herbert
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Pląsali pośród śniegu, poświęcając się wielce poszczególnym cechom bałwanka, chcąc nadać mu wyrazistości, tej prawdziwości oraz szczerej sympatii odczuwanej wobec pierwowzoru, bo przecież inaczej nie bawiliby się tak dobrze, mając do czynienia z kimś obcym. Nawet użycie magii przez jedną z uczestniczek tego małego konkursu nie wywołało w niej więcej ponad skrzywienie pełnych ust oraz przewrócenie oczami, wolała skupić się na detalach: złocistych piegach, jaśniejszych brwiach, urażonej minie. I był idealny, naprawdę, naprawdę. Choć musiała zakryć koniecznie występek Sprouta, mogący psuć podobne wrażenie, bo doprawdy! Miał skrócić gałąź tylko odrobinę. Odsunęła za ucho blond kosmyk, prostując się z dumą, w uciesze rozglądając się po twarzach obserwujących, czy może już go rozpoznali, czy wiedzą - Carrington musiał wiedzieć, bo pewnie obraził się za to, że jego bałwanek wygląda na obrażonego, a to oznacza, że jej zdaniem się obraża, więc on się obrazi, żeby pokazać im, że on się wcale nie obraża. Wzruszyła więc ramionami, czekając na werdykt i rozchyliła wargi, słysząc, że tylko jedna para odgadła ich śnieżną rzeźbę! Co za rozczarowanie. Najwyraźniej teraz jej kolei przypadła na losu ciągnięcie, a osoba, na jaką trafili, wywołała mimowolny chichot. Tylko elementy dotyczące ich zadania nie napędzały jej zbyt optymistycznie, przecież ona się nie znała na tym zupełnie! Mogła prosić gwiazdy o wiele, ale rozpoznać je? Może dlatego zawsze milczały, Finnie wzdycha przeciągle, zdecydowanie musi nad tym popracować. Lepienie kul nie trwało długo, w końcu postać, którą tworzyli wspólnie, była niska i dosyć drobna.
- Zadziornie - poprawiła go, z figlarnym błyskiem w popielatym spojrzenia. Tylko ten umknął szybko, albowiem z czego ona włosy zrobić miała? Jak oddać charakter? Pokręciła głową ze zrezygnowaniem, biorąc się za buzię ich kolejnego potworka. Nos prosty, acz lekko zadarty, w miejscu ust znalazła się grudka nieco dłuższa, przedzielona poziomo, zupełnie tak jakby ich bałwanek nabzdyczył się okrutnie. Odebrała nieco oderwanego patyka od swego towarzysza, by z pasków kory móc zrobić kolejne nachmurzone brwi. Oczy zastąpiła dwiema runami, jasnymi, nie dbała o ich znaczenie, odwróciła je tyłem, tak żeby pozostała widoczna tylko gładka strona. No dobrze, wystarczyło teraz zastąpić łysinę. Tylko czym? W zagubieniu przegląda zbiory, żeby załamać drobne dłonie, bo nie rozumiała nic! Dobrze, że chociaż Castor świetnie się bawił, ona mogła tylko uśmiechać się blado, bo oczywiście, że wszystko, co mówił, brzmiało idealnie i bardzo mądrze, tak, tak, zdecydowanie miał racje, ufała mu całkowicie. Jednak on podobną wiarą jej obdarzać nie powinien, bowiem Finley zgarnęła wszystko, co mogła, a co przypominało na pierwszy rzut oka symbol słońca. Pomalowane na złoto drewniane łańcuchy w kształcie słoneczek zostały nałożone na górną kulę, luzem opadały wzdłuż ramion, a żeby mieć pewność, że będą się trzymać dobrze, nałożyła na to bardzo elegancki damski kapelusz, tylko miał parę dziur w sobie. Och, zakłopotała się, a następnie roześmiała perliście na scenkę Castora. Cassie. Odchrząknęła, prostując się dumnie i brodę wysoko zadzierając, chociaż czułość jakaś zagościła na twarzy Fin, gdy myślami wracała do osoby, którą miała teraz imitować.
- Przed prawdą przecież uciekać nie można, bo i tak nie bardzo się da, a ja uciekać nie będę, nawet jeśli zranić może, a serce będzie ciąć niczym nóż najostrzejszy. Każda jednostka, każde istnienie zasługuje, by wiedzieć, by poznawać, by podziwiać, a odbieranie podobnej szansy jest działaniem po stokroć okrutnym oraz niegodziwym. Dlatego prawo mam wiedzieć - aż nogą tupnęła, a następnie ukłoniła się głęboko przed ich dziełem.
| moja wiedza wynosi równiutkie 0 (dzięki Cas), kłamstwo II, spostrzegawczość I
- Zadziornie - poprawiła go, z figlarnym błyskiem w popielatym spojrzenia. Tylko ten umknął szybko, albowiem z czego ona włosy zrobić miała? Jak oddać charakter? Pokręciła głową ze zrezygnowaniem, biorąc się za buzię ich kolejnego potworka. Nos prosty, acz lekko zadarty, w miejscu ust znalazła się grudka nieco dłuższa, przedzielona poziomo, zupełnie tak jakby ich bałwanek nabzdyczył się okrutnie. Odebrała nieco oderwanego patyka od swego towarzysza, by z pasków kory móc zrobić kolejne nachmurzone brwi. Oczy zastąpiła dwiema runami, jasnymi, nie dbała o ich znaczenie, odwróciła je tyłem, tak żeby pozostała widoczna tylko gładka strona. No dobrze, wystarczyło teraz zastąpić łysinę. Tylko czym? W zagubieniu przegląda zbiory, żeby załamać drobne dłonie, bo nie rozumiała nic! Dobrze, że chociaż Castor świetnie się bawił, ona mogła tylko uśmiechać się blado, bo oczywiście, że wszystko, co mówił, brzmiało idealnie i bardzo mądrze, tak, tak, zdecydowanie miał racje, ufała mu całkowicie. Jednak on podobną wiarą jej obdarzać nie powinien, bowiem Finley zgarnęła wszystko, co mogła, a co przypominało na pierwszy rzut oka symbol słońca. Pomalowane na złoto drewniane łańcuchy w kształcie słoneczek zostały nałożone na górną kulę, luzem opadały wzdłuż ramion, a żeby mieć pewność, że będą się trzymać dobrze, nałożyła na to bardzo elegancki damski kapelusz, tylko miał parę dziur w sobie. Och, zakłopotała się, a następnie roześmiała perliście na scenkę Castora. Cassie. Odchrząknęła, prostując się dumnie i brodę wysoko zadzierając, chociaż czułość jakaś zagościła na twarzy Fin, gdy myślami wracała do osoby, którą miała teraz imitować.
- Przed prawdą przecież uciekać nie można, bo i tak nie bardzo się da, a ja uciekać nie będę, nawet jeśli zranić może, a serce będzie ciąć niczym nóż najostrzejszy. Każda jednostka, każde istnienie zasługuje, by wiedzieć, by poznawać, by podziwiać, a odbieranie podobnej szansy jest działaniem po stokroć okrutnym oraz niegodziwym. Dlatego prawo mam wiedzieć - aż nogą tupnęła, a następnie ukłoniła się głęboko przed ich dziełem.
| moja wiedza wynosi równiutkie 0 (dzięki Cas), kłamstwo II, spostrzegawczość I
Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Kolejna tura za nimi i następna tura przed nimi. Poszło im jak poszło, ale to w końcu tylko zabawa. Uważnie słuchał słów wodzireja, który przedstawiał warunki obowiązujące podczas kolejnej tury zabawy. Miał wyobrazić sobie, że ich bałwan ożył i stał się osobą, którą lepicie? Wydawało się to proste, w praktyce to się dopiero okaże. Tym bardziej, że dekoracje były chyba najbardziej osobliwe i coś mu mówiło, że ich wykorzystanie może sprawić mu nie lada problem w obliczu osoby, którą miał odwzorować.
Zaczął toczyć pierwszą i zarazem największą kulę stanowiącą w pewnym sensie nogi tej rzeźby. dodał też kolejną na tułów, stylizując ją na stosunkowo smukły. Była w końcu to kobieta i to dość niska. Trzecia kula stanowiła głowę, w której zrobił miejsce na dwa kamyczki owinięte niebieskim materiałem. Stanowiły one oczy bałwana. Jako włosów użył długie kępki siana. Po ułożeniu ust na twarzy bałwana wyciął ramieniem gwiazdy szeroką bliznę nad lewym okiem i pod linią szczęki. Na brwi ułożył kępki siana. Nos zrobił z marchwi. W korpus wetknął dłonie patyczki. Podarował bałwanowi niebieski szalik.
Nic za bardzo nie pasowało mu z dekoracji, inną sprawą było, że nie były to jego dziedziny. Gwiazdy obserwował głównie hobbystycznie. Postanowił jednak spróbować wyrzeźbić z pamięci symbol gwiazdozbioru koziorożca, traktując to jako bardzo istotne przy tej postaci. Była w sumie najbardziej podobna ze wszystkich, a przynajmniej tak mu się wydawało. A mimo to spojrzał krytycznie na tę rzeźbę. Co by chciał powiedzieć tej osobie? Co powinien? Było to konieczne.
— To co wymyśliłem przy drugim naszym spotkaniu było trochę idiotyczne, nie wiem kto by chciał iść na takie danie. Panierowany kotlet ze szczura z warzywami... lepiej o tym nikomu nie wspominać, w końcu niektórzy bardzo lubią gryzonie. Było to pierwsze co mi przyszło na myśl. Nie znam cię dobrze, ale wtedy stanowiliśmy dobry duet. Będę postępować bardziej rozważnie, wtedy trochę się pośpieszyłem, ale w gruncie rzeczy nic się stało. Choć mogło i wyciągnąłem z tego wnioski — Mówił to co ślina przyniosła na język, chociaż szczerze. Lepiej by jego kuzyn nie dowiedział się o tym, co wygadywał, o czym był ten kotlet ze szczura i w jakich okolicznościach tego użył. Niebyło to nic osobistego. Za wiele nie miał do powiedzenia, wszak było to ich drugie spotkanie. Podczas pierwszego spotkali się w zupełnie innej atmosferze.
I rzut, runy, numerologia lub astronomia, Prudence 0, Volans 0
II rzut kokieteria, Prudence I, Volans 0
III rzut, spostrzegawczość, Prudence II, Volans II
Zaczął toczyć pierwszą i zarazem największą kulę stanowiącą w pewnym sensie nogi tej rzeźby. dodał też kolejną na tułów, stylizując ją na stosunkowo smukły. Była w końcu to kobieta i to dość niska. Trzecia kula stanowiła głowę, w której zrobił miejsce na dwa kamyczki owinięte niebieskim materiałem. Stanowiły one oczy bałwana. Jako włosów użył długie kępki siana. Po ułożeniu ust na twarzy bałwana wyciął ramieniem gwiazdy szeroką bliznę nad lewym okiem i pod linią szczęki. Na brwi ułożył kępki siana. Nos zrobił z marchwi. W korpus wetknął dłonie patyczki. Podarował bałwanowi niebieski szalik.
Nic za bardzo nie pasowało mu z dekoracji, inną sprawą było, że nie były to jego dziedziny. Gwiazdy obserwował głównie hobbystycznie. Postanowił jednak spróbować wyrzeźbić z pamięci symbol gwiazdozbioru koziorożca, traktując to jako bardzo istotne przy tej postaci. Była w sumie najbardziej podobna ze wszystkich, a przynajmniej tak mu się wydawało. A mimo to spojrzał krytycznie na tę rzeźbę. Co by chciał powiedzieć tej osobie? Co powinien? Było to konieczne.
— To co wymyśliłem przy drugim naszym spotkaniu było trochę idiotyczne, nie wiem kto by chciał iść na takie danie. Panierowany kotlet ze szczura z warzywami... lepiej o tym nikomu nie wspominać, w końcu niektórzy bardzo lubią gryzonie. Było to pierwsze co mi przyszło na myśl. Nie znam cię dobrze, ale wtedy stanowiliśmy dobry duet. Będę postępować bardziej rozważnie, wtedy trochę się pośpieszyłem, ale w gruncie rzeczy nic się stało. Choć mogło i wyciągnąłem z tego wnioski — Mówił to co ślina przyniosła na język, chociaż szczerze. Lepiej by jego kuzyn nie dowiedział się o tym, co wygadywał, o czym był ten kotlet ze szczura i w jakich okolicznościach tego użył. Niebyło to nic osobistego. Za wiele nie miał do powiedzenia, wszak było to ich drugie spotkanie. Podczas pierwszego spotkali się w zupełnie innej atmosferze.
I rzut, runy, numerologia lub astronomia, Prudence 0, Volans 0
II rzut kokieteria, Prudence I, Volans 0
III rzut, spostrzegawczość, Prudence II, Volans II
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Volans Moore' has done the following action : Rzut kością
'k10' : 3, 2, 2
'k10' : 3, 2, 2
Rozpoczynamy głosowanie na to, kto kryje się pod bałwanami ulepionymi przez poszczególne pary w tej turze. Głosowanie trwa 24h.
Dla przypomnienia:
Para nr 1: Thalia Wellers i Cillian Moore
Para nr 2: Finley Jones i Castor Sprout
Para nr 3: Maeve Clearwater i Frederick Fox
Para nr 4: Prudence Macmillan i Volans Moore
Para nr 5: Florence Fortescue i Herbert Grey
Dla przypomnienia:
Para nr 1: Thalia Wellers i Cillian Moore
Para nr 2: Finley Jones i Castor Sprout
Para nr 3: Maeve Clearwater i Frederick Fox
Para nr 4: Prudence Macmillan i Volans Moore
Para nr 5: Florence Fortescue i Herbert Grey
- Lista gości:
- Alexander Farley
Lucinda Hensley
Ida Lupin
Louis Bott
Frederick Fox
Castor Sprout
Livia Abbott
Romulus Abott
Julien de Lapin
Beatrix Beckett
Stevie Beckett
Keat Burroughs
Justine Tonks
Kerstin Tonks
Neala Weasley
Melody Weasley
Urien Weasley
Roselyn Wright
Hannah Wright
Archibald Prewett
Anthony Macmillan
Maeve Clearwater
Vincent Rineheart
Marcellius Sallow
Finley Jones
William Moore
Amelia Moore
Florean Fortescue
Kieran Rineheart
Cillian Moore
Aiden Moore
Volans Moore
Thalia Wellers
Isaiah Greengrass
Mare Greengrass
Florence Fortescue
Herbert Grey
Prudence Macmillan
I show not your face but your heart's desire
Podsumowanie rzutów na lepienie bałwana:
Para nr 1: Thalia Wellers i Cillian Moore: 8+6+6(bonus: -1+1+1+1+1-1) =22 pkt
Para nr 2: Finley Jones i Castor Sprout: 1+7+1+(bonus: +1-1-1-1+1+0)=8 pkt
Para nr 3: Maeve Clearwater i Frederick Fox: 1+5+10(bonus: 0+1+2+0+0+2) = =21 pkt
Para nr 4: Prudence Macmillan i Volans Moore: 3+2+2(bonus: -1-1+1-1-1-1)=3 pkt*
Para nr 5: Florence Fortescue i Herbert Grey: 2+3+3(bonus: -1+0+0-1+1+1) =8 pkt
*Przez wzgląd na brak posta Prudence otrzymuje ona 3x ujemny bonus z biegłości.
Pary numer 1 i 3 otrzymują po 1 punkcie do ogólnej klasyfikacji za perfekcyjnie ulepione bałwanki. Gratulujemy!
Za figurami bałwanów stworzonymi w tej turze kryją się:
Para nr 1: William Moore
Para nr 2: Neala Weasley
Para nr 3: Lucinda Hensley
Para nr 4: Justine Tonks
Para nr 5: Prudence Macmillan
Wyniki typowania:
Para nr 1: odgadła cztery bałwany: wszystkich!
Para nr 2: odgadła cztery bałwany: wszystkich!
Para nr 3: odgadła cztery bałwany: wszystkich!
Para nr 4: odgadła dwa bałwany: Billy i Prudence
Para nr 5: odgadła cztery bałwany: wszystkich!
Pary, które zgadły wszystkie figury otrzymują dodatkowy punkt do ostatecznej puli.
Miniona tura była już ostatnią w naszej zabawie, a zatem pora na finalną klasyfikację.
Podsumowanie ostateczne tury i finał zabawy:
Para nr 1: 4+1+4+1=10
Para nr 2: 6+4+1=11
Para nr 3: 6+1+4+1=12
Para nr 4: 2+2=4
Para nr 5: 5+4+1=10
ZWYCIĘŻĄ PARA NR 3: Maeve i Frederick!
DRUGIE MIEJSCE: Finley i Castor!
Dziękuję za zaangażowanie i gratuluję wszystkich pięknie ulepionych i odgadniętych bałwanków. Poniżej Post Isabelli wraz z rozdaniem nagród i finałem zabawy.
Para nr 1: Thalia Wellers i Cillian Moore: 8+6+6(bonus: -1+1+1+1+1-1) =22 pkt
Para nr 2: Finley Jones i Castor Sprout: 1+7+1+(bonus: +1-1-1-1+1+0)=8 pkt
Para nr 3: Maeve Clearwater i Frederick Fox: 1+5+10(bonus: 0+1+2+0+0+2) = =21 pkt
Para nr 4: Prudence Macmillan i Volans Moore: 3+2+2(bonus: -1-1+1-1-1-1)=3 pkt*
Para nr 5: Florence Fortescue i Herbert Grey: 2+3+3(bonus: -1+0+0-1+1+1) =8 pkt
*Przez wzgląd na brak posta Prudence otrzymuje ona 3x ujemny bonus z biegłości.
Pary numer 1 i 3 otrzymują po 1 punkcie do ogólnej klasyfikacji za perfekcyjnie ulepione bałwanki. Gratulujemy!
Za figurami bałwanów stworzonymi w tej turze kryją się:
Para nr 1: William Moore
Para nr 2: Neala Weasley
Para nr 3: Lucinda Hensley
Para nr 4: Justine Tonks
Para nr 5: Prudence Macmillan
Wyniki typowania:
Para nr 1: odgadła cztery bałwany: wszystkich!
Para nr 2: odgadła cztery bałwany: wszystkich!
Para nr 3: odgadła cztery bałwany: wszystkich!
Para nr 4: odgadła dwa bałwany: Billy i Prudence
Para nr 5: odgadła cztery bałwany: wszystkich!
Pary, które zgadły wszystkie figury otrzymują dodatkowy punkt do ostatecznej puli.
- jak głosowano?:
- Głosy pary nr 1:
Herbert i Florence – Prudence Macmillan
Maeve i Fox – Lucinda Hensley
Prudence i Volans - Justine Tonks
Castor I Finnie – Neala Weasley
Głosy pary nr 2:
Volans i Pru: Justine.
Mewa i Fox: Lucinda.
Flo i Herb: Prudence.
Silly i Thalia: William
Głosy pary nr 3:
Thalia i Cill - Billy,
Herb i Flora - Prudence,
Castor i Fin- Neala,
Volans i Pru - Justine
Głosy pary nr 4:
Para nr 1: Thalia Wellers i Cillian Moore - William Moore
Para nr 2: Finley Jones i Castor Sprout - Livia Abbott
Para nr 3: Maeve Clearwater i Frederick Fox -
Para nr 5: Florence Fortescue i Herbert Grey - Prudence Macmillan
Głosy pary nr 5:
I Billy Moore
II Neala Weasley
III Lucinda Hensley
IV Justine Tonks
Miniona tura była już ostatnią w naszej zabawie, a zatem pora na finalną klasyfikację.
Podsumowanie ostateczne tury i finał zabawy:
Para nr 1: 4+1+4+1=10
Para nr 2: 6+4+1=11
Para nr 3: 6+1+4+1=12
Para nr 4: 2+2=4
Para nr 5: 5+4+1=10
ZWYCIĘŻĄ PARA NR 3: Maeve i Frederick!
DRUGIE MIEJSCE: Finley i Castor!
Dziękuję za zaangażowanie i gratuluję wszystkich pięknie ulepionych i odgadniętych bałwanków. Poniżej Post Isabelli wraz z rozdaniem nagród i finałem zabawy.
Frunęła w bieli sukni, we wznoszącym się zaczarowanym puchu. Prosto do ogrodu, gdzie zszokowany wodzirej podliczał wszystkie bałwanowe głosy. Kochany staruszek. Bella uwielbiała jego energię. Naprawdę bardzo zaangażował się w weselne przygody. Nim jeszcze zdołała dobiec i wyplątać się z nadopiekuńczych ramion nowych cioteczek i kuzynów, o których dotąd tak niewiele słyszała, rozległy się donośne oklaski mistrza zabawy.
Zdębiał niemal, orientując się, że prawie wszystkim parom powiodło się odgadywanie niemal całkowicie. – Wiecie co, gadka idzie wam znakomicie. Jesteście nieźli, nawet bardziej niż nieźli. Fantastycznie! Gdybym tylko wiedział, że tak dobrze poradzicie sobie z dialogiem z bałwanem, to może zasugerowałbym wcześniej drobne zmiany w konkurencjach, ale… No tak, tak, czas to wszystko podsumować. Przyznam, że niektóre rozmowy mnie zaskoczyły. Wy, młodzi, domyślam się, że macie dość… uch, barwne życie, w dodatku to całe choler…te wszystkie przykrości i ciemne chmury, ale no, co ja to mów… ach, wesele, jesteśmy na weselu. Dziś się bawimy i rozdajemy nagrody! Nagrody, bo to już koniec, moi mili. Koniec! Cały ogród w bałwanach. Mam nadzieję, że nie zamarzły wam dłonie. W środku na pewno dostaniecie tam coś ciepłego… - zaczął się jeszcze rozwodzić i poklepał nawet po ramieniu dzielnego Volansa. W tej turze poradzili sobie z Prudence nieco gorzej, ale przecież w tym wszystkim chodziło o zabawę. – Jest i ona! -zawołał, obracając się w stronę Isabelli Cattermole.
Cattermole.
Wciąż nowe nazwisko brzęczało jej w uszach, świeciło się pod przymkniętymi oczami i łaskotało serce. Zakochane serce. Oddane już na wieczność temu jedynemu. Kilka godzin. Wydawało się, że nie zmieniło się już nic, a jednak czuła, że za plecami rozwijają jej się ogniste skrzydła, że kroki stają się lżejsze, a troski rozmywają się w gęstwinie myśli. Przez te chwilę była wolna i jednocześnie tak naprawdę czyjaś, zobowiązana, zakochana, rozpogodzona. Pomiędzy uczestnikami zabawy stawiła się promienna. Drobiny zaczarowanego śniegu skryły się w jasnych lokach, a policzki objawiły czerwień. – Pan Frederick! Wraz z uroczą towarzyszką! – zawołała, niemal wchodząc w słowo wodzirejowi, kiedy ten przerwał wreszcie podniosły moment i ogłosił zwycięzców. – Oczywiście, że tak… - Westchnęła cichuteńko, spoglądając głęboko w oczu tej jeszcze jednej zabłąkanej owcy, która zamieszkała w ich stadku. Wystarczyło tylko przyjrzeć im się bliżej, by wyczuć niesamowite ciepło między dwoma zauroczonymi duszami. – Gratuluję! – odpowiedziała wesoło, obejmując najpierw jedno, a potem drugie. Tym drugim był oczywiście mężczyzna. Gdy opuszczała ręce, zachichotała mimowolnie, nie mogąc ostudzić własnej wyobraźni. Czyżby przyszło im już wkrótce bawić się na kolejnym weselu? – A oto wspaniały podarek dla najlepszych bałwanowych rzeźbiarzy – wyjawiła, wyczarowując już wkrótce w dłoniach dwa pudełka kryjące… coś magicznego. – Gdy zgubisz spokój i myśli nie pozwolą ci usnąć – wypowiedziała z powagą, wręczając Foxowi podarek. Później zwróciła się do Maeve: - Ośmieli więcej niż jedno – ofiarowała jej szept. Był to dość specyficzny ton, drobne palce Belli ścisnęły dłoń panny Clearwater. Prezenty były symboliczne, jej własnej roboty. Pozostawione w ich dłoniach czekać mogły na te wyjątkowe chwile.
Obróciła się powolutku w stronę pozostałych. – Dziękuję wam wszystkim i zdaje mi się, że mielibyście ochotę na więcej ciepła i coś pysznego. Wspaniały jest ten bałwanowy ogród. Myślicie, że mogłabym zachować sobie te bałwanowe figury aż do lata? Mieć was zawsze blisko, zawsze w sercu. Przyjaciół…. – Westchnęła zauroczona widokiem i rumianymi twarzami gości, którzy postanowili tego wieczoru cieszyć się razem z nią i Steffenem. Była szczęśliwa, mogąc ich gościć w swoim nowym domu. - Zapraszam was jednak do środka. Do ognia i kolorowych napojów. No chyba że ktoś chciałby jeszcze chwilę pozostać w ogrodzie… - mówiła i wciąż mówiła, powoli kierując się jednak do domku. Nie mogła się oprzeć i zajrzała za siebie, by sprawdzić, czy może któraś z par potrzebowała dla siebie odrobiny intymności.
Przekazuję:
Foxowi: Kadzidło odprężające (żywica: opoponax)
Maeve: Kadzidło straconego serca (żywica: opoponax)
Zdębiał niemal, orientując się, że prawie wszystkim parom powiodło się odgadywanie niemal całkowicie. – Wiecie co, gadka idzie wam znakomicie. Jesteście nieźli, nawet bardziej niż nieźli. Fantastycznie! Gdybym tylko wiedział, że tak dobrze poradzicie sobie z dialogiem z bałwanem, to może zasugerowałbym wcześniej drobne zmiany w konkurencjach, ale… No tak, tak, czas to wszystko podsumować. Przyznam, że niektóre rozmowy mnie zaskoczyły. Wy, młodzi, domyślam się, że macie dość… uch, barwne życie, w dodatku to całe choler…te wszystkie przykrości i ciemne chmury, ale no, co ja to mów… ach, wesele, jesteśmy na weselu. Dziś się bawimy i rozdajemy nagrody! Nagrody, bo to już koniec, moi mili. Koniec! Cały ogród w bałwanach. Mam nadzieję, że nie zamarzły wam dłonie. W środku na pewno dostaniecie tam coś ciepłego… - zaczął się jeszcze rozwodzić i poklepał nawet po ramieniu dzielnego Volansa. W tej turze poradzili sobie z Prudence nieco gorzej, ale przecież w tym wszystkim chodziło o zabawę. – Jest i ona! -zawołał, obracając się w stronę Isabelli Cattermole.
Cattermole.
Wciąż nowe nazwisko brzęczało jej w uszach, świeciło się pod przymkniętymi oczami i łaskotało serce. Zakochane serce. Oddane już na wieczność temu jedynemu. Kilka godzin. Wydawało się, że nie zmieniło się już nic, a jednak czuła, że za plecami rozwijają jej się ogniste skrzydła, że kroki stają się lżejsze, a troski rozmywają się w gęstwinie myśli. Przez te chwilę była wolna i jednocześnie tak naprawdę czyjaś, zobowiązana, zakochana, rozpogodzona. Pomiędzy uczestnikami zabawy stawiła się promienna. Drobiny zaczarowanego śniegu skryły się w jasnych lokach, a policzki objawiły czerwień. – Pan Frederick! Wraz z uroczą towarzyszką! – zawołała, niemal wchodząc w słowo wodzirejowi, kiedy ten przerwał wreszcie podniosły moment i ogłosił zwycięzców. – Oczywiście, że tak… - Westchnęła cichuteńko, spoglądając głęboko w oczu tej jeszcze jednej zabłąkanej owcy, która zamieszkała w ich stadku. Wystarczyło tylko przyjrzeć im się bliżej, by wyczuć niesamowite ciepło między dwoma zauroczonymi duszami. – Gratuluję! – odpowiedziała wesoło, obejmując najpierw jedno, a potem drugie. Tym drugim był oczywiście mężczyzna. Gdy opuszczała ręce, zachichotała mimowolnie, nie mogąc ostudzić własnej wyobraźni. Czyżby przyszło im już wkrótce bawić się na kolejnym weselu? – A oto wspaniały podarek dla najlepszych bałwanowych rzeźbiarzy – wyjawiła, wyczarowując już wkrótce w dłoniach dwa pudełka kryjące… coś magicznego. – Gdy zgubisz spokój i myśli nie pozwolą ci usnąć – wypowiedziała z powagą, wręczając Foxowi podarek. Później zwróciła się do Maeve: - Ośmieli więcej niż jedno – ofiarowała jej szept. Był to dość specyficzny ton, drobne palce Belli ścisnęły dłoń panny Clearwater. Prezenty były symboliczne, jej własnej roboty. Pozostawione w ich dłoniach czekać mogły na te wyjątkowe chwile.
Obróciła się powolutku w stronę pozostałych. – Dziękuję wam wszystkim i zdaje mi się, że mielibyście ochotę na więcej ciepła i coś pysznego. Wspaniały jest ten bałwanowy ogród. Myślicie, że mogłabym zachować sobie te bałwanowe figury aż do lata? Mieć was zawsze blisko, zawsze w sercu. Przyjaciół…. – Westchnęła zauroczona widokiem i rumianymi twarzami gości, którzy postanowili tego wieczoru cieszyć się razem z nią i Steffenem. Była szczęśliwa, mogąc ich gościć w swoim nowym domu. - Zapraszam was jednak do środka. Do ognia i kolorowych napojów. No chyba że ktoś chciałby jeszcze chwilę pozostać w ogrodzie… - mówiła i wciąż mówiła, powoli kierując się jednak do domku. Nie mogła się oprzeć i zajrzała za siebie, by sprawdzić, czy może któraś z par potrzebowała dla siebie odrobiny intymności.
Przekazuję:
Foxowi: Kadzidło odprężające (żywica: opoponax)
Maeve: Kadzidło straconego serca (żywica: opoponax)
Pierwsza zabawa, w której wziął udział właśnie dobiegła końca. Nie czuł żalu ani niezadowolenia z powodu przegranej, wszak mieli się tylko dobrze się bawić. I tak też było w jego przypadku, choć nie można powiedzieć, że był biegły w tego typu zabawach. Na to nie dało się nic poradzić. Volans jednak uważał, że podczas kolejnej zabawy pójdzie mu znacznie lepiej, niż dotychczas. Tak czy inaczej będzie to dobrze wspominać. Wesele jak na razie należało do udanych i do tej pory nie zaobserwował by ktoś się wygłupiał. Wliczając w to właśnie go. Noc jest jeszcze młoda.
Postanowił zagadnąć do Thalii i swojego brata, który również brał udział w tej zabawie. Nie miałby nic przeciwko temu, by zamienić parę zdań z Castorem. Ten jednak nie był sam i nie uważał tego za tyle ważną potrzebę, by odciągać go od towarzyszki. Jeszcze będzie ku temu sposobność.
Zmierzając w stronę Thalii, napotkał nie lada przeszkodę, która skryła się pod śniegową zaspą. Potknął się o to, co było pod śniegiem i to na tyle skutecznie, że wylądował w miękkim puchu. Niezwłocznie się podniósł, podchodząc do tego z dystansem i rozbawieniem. Otrzepał się ze śniegu. Być może powinien z tego zrezygnować. W końcu już drugi ląduje w śniegu.
Za plecami usłyszał donośny huk, niczym wystrzał z armaty. Śnieg zawirował w powietrzu, a pęk rac pomknął ku ciemnemu niebu przybierając ku jego wielkiemu zdziwieniu mieniący się feerią barw kształt najprawdziwszego trójogona edalskiego. Wybuch na pewno był słyszalny w dalszych częściach ogrodu albo nawet w domu. Ten smok musiał przykuć uwagę wielu uczestników zabawy.
On sam wpatrywał w tego smoka jak urzeczony, z szerokim uśmiechem. Gdy pokaz dobiegł końca, westchnął cicho. Dotknął dłonią podbródka w zamyśleniu. Jeśli on przypadkiem odpalił pudełko fajerwerków to musi być ich tutaj więcej.
— Thalia, właśnie do ciebie szedłem, kiedy potknąłem się o zaspę. Efektem tego był ten niezwykły pokaz fajerwerków. Myślisz, że w tym śniegu kryje się więcej takich skrzyń? — Zawołał entuzjastycznie do przyjaciółki. Mogliby w ten sposób uświetnić to wesele.
Psoty w ogrodzie
Postanowił zagadnąć do Thalii i swojego brata, który również brał udział w tej zabawie. Nie miałby nic przeciwko temu, by zamienić parę zdań z Castorem. Ten jednak nie był sam i nie uważał tego za tyle ważną potrzebę, by odciągać go od towarzyszki. Jeszcze będzie ku temu sposobność.
Zmierzając w stronę Thalii, napotkał nie lada przeszkodę, która skryła się pod śniegową zaspą. Potknął się o to, co było pod śniegiem i to na tyle skutecznie, że wylądował w miękkim puchu. Niezwłocznie się podniósł, podchodząc do tego z dystansem i rozbawieniem. Otrzepał się ze śniegu. Być może powinien z tego zrezygnować. W końcu już drugi ląduje w śniegu.
Za plecami usłyszał donośny huk, niczym wystrzał z armaty. Śnieg zawirował w powietrzu, a pęk rac pomknął ku ciemnemu niebu przybierając ku jego wielkiemu zdziwieniu mieniący się feerią barw kształt najprawdziwszego trójogona edalskiego. Wybuch na pewno był słyszalny w dalszych częściach ogrodu albo nawet w domu. Ten smok musiał przykuć uwagę wielu uczestników zabawy.
On sam wpatrywał w tego smoka jak urzeczony, z szerokim uśmiechem. Gdy pokaz dobiegł końca, westchnął cicho. Dotknął dłonią podbródka w zamyśleniu. Jeśli on przypadkiem odpalił pudełko fajerwerków to musi być ich tutaj więcej.
— Thalia, właśnie do ciebie szedłem, kiedy potknąłem się o zaspę. Efektem tego był ten niezwykły pokaz fajerwerków. Myślisz, że w tym śniegu kryje się więcej takich skrzyń? — Zawołał entuzjastycznie do przyjaciółki. Mogliby w ten sposób uświetnić to wesele.
Psoty w ogrodzie
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Rozbawienie żeglowaniem jeszcze z niej nie schodziło, a kiedy ogłosili wyniki zabawy, uśmiechnęła się szerzej niż to miała w zwyczaju, błyskając białymi zębami i łapiąc Cilliana aby delikatnie poczochrać go po głowie. Nie oczekiwała, ze będzie gorzej, niż z jej własną rudą szopą, ale mimo to czuła jakąś satysfakcję, kiedy ciemniejsze włosy Moora jawiły się teraz w lekkim nieładzie. Może w ten sposób chciała jakoś wynagrodzić mu fakt tego, że nie była zbyt pomocna przy zwycięstwie? Chociaż jak to miało jakkolwiek pomóc, tego sama do końca nie wiedziała. Mimo to zaraz wypuściła Cilliana z objęć, rozglądając się po okolicy.
- Wiesz, zawsze możemy nadrobić tu i teraz wszystkie zaległości. Możemy złapać po jakimś kieliszku czegoś mocniejszego i przysiąść w śniegu. Albo w środku, żeby nie było ci za zimno. W sukienkach nie było jeszcze najgorzej, powiem ci. Ale ogólnie dziwi mnie, że niby powinny dawać szanse na spory wymach nogami, ale tak naprawdę niewiele to daje. Może jednak wolałabym spodnie? Ale to chyba nie wypada, przyjść w garniturach na wesele? Z drugiej strony…może właśnie to by się przydało? W końcu tak wiele kobiet jeszcze nie miało nosić ubrań poza swoją wyznaczoną modą…wiesz, lansowałabym damskie garnitury.
Oczywiście gotowa była kontynuować swój monolog, tak dopóki przynajmniej Cillian nie zdążył wtrącić swoich słów. Mimo to, dojrzała jeszcze kierującego się w ich stronę Volansa i mimo to, że widzieli się całkiem niedawno, pomachała w jego kierunku. Chciała podejść w jego stronę i przyciągnąć do siebie obydwu braci Moore, zamiast tego niemal wykładając się na ziemi, kiedy stopą zaczepiła o coś leżącego pod śniegiem. Miała ochotę przeklinać i kopać wszystko na jej drodze, ale to były tylko fajerwerki. Tylko albo aż, bowiem te postanowiły wystrzelić gdzieś w niebo, dołączając do widniejącego na niebie smoka i przedstawiając gromoptaka, rozwijającego skrzydła i pozwalającego sobie na zgromadzenie paru piorunów dookoła. Poczekała aż wszystko ucichnie, spoglądając jeszcze dookoła, czy ktoś zwrócił na to uwagę.
- To Volans zrobił. – Westchnęła, spoglądając na Cilliana i Volansa. – Ah, tak, powiedz mi, coś zechciałeś? Staliśmy tu z Cillym…ciekawie poszły wam te bałwany. Ja pierwszy raz lepiłam swoje, wiem, że niektóre ciężko pewnie było rozpoznać, ale to moja wina.
Mój rzut
- Wiesz, zawsze możemy nadrobić tu i teraz wszystkie zaległości. Możemy złapać po jakimś kieliszku czegoś mocniejszego i przysiąść w śniegu. Albo w środku, żeby nie było ci za zimno. W sukienkach nie było jeszcze najgorzej, powiem ci. Ale ogólnie dziwi mnie, że niby powinny dawać szanse na spory wymach nogami, ale tak naprawdę niewiele to daje. Może jednak wolałabym spodnie? Ale to chyba nie wypada, przyjść w garniturach na wesele? Z drugiej strony…może właśnie to by się przydało? W końcu tak wiele kobiet jeszcze nie miało nosić ubrań poza swoją wyznaczoną modą…wiesz, lansowałabym damskie garnitury.
Oczywiście gotowa była kontynuować swój monolog, tak dopóki przynajmniej Cillian nie zdążył wtrącić swoich słów. Mimo to, dojrzała jeszcze kierującego się w ich stronę Volansa i mimo to, że widzieli się całkiem niedawno, pomachała w jego kierunku. Chciała podejść w jego stronę i przyciągnąć do siebie obydwu braci Moore, zamiast tego niemal wykładając się na ziemi, kiedy stopą zaczepiła o coś leżącego pod śniegiem. Miała ochotę przeklinać i kopać wszystko na jej drodze, ale to były tylko fajerwerki. Tylko albo aż, bowiem te postanowiły wystrzelić gdzieś w niebo, dołączając do widniejącego na niebie smoka i przedstawiając gromoptaka, rozwijającego skrzydła i pozwalającego sobie na zgromadzenie paru piorunów dookoła. Poczekała aż wszystko ucichnie, spoglądając jeszcze dookoła, czy ktoś zwrócił na to uwagę.
- To Volans zrobił. – Westchnęła, spoglądając na Cilliana i Volansa. – Ah, tak, powiedz mi, coś zechciałeś? Staliśmy tu z Cillym…ciekawie poszły wam te bałwany. Ja pierwszy raz lepiłam swoje, wiem, że niektóre ciężko pewnie było rozpoznać, ale to moja wina.
Mój rzut
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nie byli nawet blisko zwycięstwa, ale nie to przecież zaprzątało mu głowę, a po prostu zabawa, a bawił się dobrze. Nie podchodził ze szczególnym entuzjazmem do brodzenia w śniegu, ale że nie robił tego sam, a z ukochaną przyjaciółką, no to, czemu miałby narzekać? Jedynie fakt, że wina z kieliszka ubyło odrobinę Cilliana zmartwiło, bo chociaż pijaczyną nie był, to alkohol lubił i cenił jego właściwości. Jeden kieliszek zdołał go nieco rozgrzać, ale jeszcze nie na tyle, żeby się uśmiechnął tym swoim pijackim uśmiechem, co go pewnie zebrani na weselu obejrzą jeszcze nie raz - potrzebował jeszcze trochę łyków. Już paszczę roztworzył, żeby zasugerować udanie się po kolejne kieliszki, ale się wstrzymał, bo Wellers... zrobiła to za niego. Przytaknął więc ochoczo.
- Wywołuje to we mnie mieszane uczucia.
Był artystą, ale jego życie i twórczość zakrawały momentami o zbędny konserwatyzm - można się więc było spodziewać, że w akurat tej sferze życia również to zrobi. Tak się jednak nie stało. Problem Cilliana był inny, kompletnie odległy od tego dotyczącego obyczajów i tych dziwnych zasad mówiących jak kobieta powinna wyglądać w określonej sytuacji, kiedy od mógłby wybrać się zawsze i wszędzie w tej samej marynarce, a gapie pomyśleliby co najwyżej, że jest biedny, skoro ciągle chodzi w tym samym (i by się nie pomylili).
- Bo z jednej strony ten dziwny, społeczny przymus chodzenia wszędzie w sukienkach zawsze wydawał mi się absurdalny - nie wyobrażam sobie jechać w sukience na koniu chociażby. Widziałaś, jak robią to arystokratki? - Chociaż znał dobrze kogoś, kto wyglądałby na koniu dobrze w każdej kreacji i mimo niewygody nie wydałoby mu się to pewnie dziwne. - Z drugiej strony naprawdę lubię nogi. - Czy powinien to mówić? Pewnie nie, ale nie od wczoraj był domem dla słów niechcianych, które mężczyźni chcieli powiedzieć, ale dobrze wiedzieli, że ich żony i dziewczyny wcale nie chcą tego słyszeć. - No i sukienki bardzo ładnie kręcą się przy tańcu. - Podrapał się po nosie. - Ja to bym na twoim miejscu przyszedł w garniturze - bo dla niego nie było to szczególnie nie na miejscu - ale jeżeli się wahasz nad takimi rzeczami, to chyba warto zastanowić się nad tym, jakiż to jest dzień i czyj to jest dzień. - To mówiąc, skinął w stronę ucieszonej Isabelli. - Na weselu kogoś innego mogłabyś w takim stroju zepsuć komuś album z pamiątkowymi zdjęciami, ale oni... cieszą się po prostu, że tu jesteś. Mogłabyś przyjść tu w złotych pantalonach.
Wybuch fajerwerków sprawił, że Cillian pobladł. Nie przywykł jeszcze do... takich dźwięków... błyskawic w akompaniamencie ognia... Już się nie bał aż tak bardzo, ale to było tak losowe, tak spontaniczne, że instynktownie chwycił za różdżkę. Widząc twarz starszego brata, nie wyciągał jej z kieszeni płaszcza. Zamiast tego oparł się Thalię, wyglądając trochę, jakby miał zaraz zwymiotować.
- Wywołuje to we mnie mieszane uczucia.
Był artystą, ale jego życie i twórczość zakrawały momentami o zbędny konserwatyzm - można się więc było spodziewać, że w akurat tej sferze życia również to zrobi. Tak się jednak nie stało. Problem Cilliana był inny, kompletnie odległy od tego dotyczącego obyczajów i tych dziwnych zasad mówiących jak kobieta powinna wyglądać w określonej sytuacji, kiedy od mógłby wybrać się zawsze i wszędzie w tej samej marynarce, a gapie pomyśleliby co najwyżej, że jest biedny, skoro ciągle chodzi w tym samym (i by się nie pomylili).
- Bo z jednej strony ten dziwny, społeczny przymus chodzenia wszędzie w sukienkach zawsze wydawał mi się absurdalny - nie wyobrażam sobie jechać w sukience na koniu chociażby. Widziałaś, jak robią to arystokratki? - Chociaż znał dobrze kogoś, kto wyglądałby na koniu dobrze w każdej kreacji i mimo niewygody nie wydałoby mu się to pewnie dziwne. - Z drugiej strony naprawdę lubię nogi. - Czy powinien to mówić? Pewnie nie, ale nie od wczoraj był domem dla słów niechcianych, które mężczyźni chcieli powiedzieć, ale dobrze wiedzieli, że ich żony i dziewczyny wcale nie chcą tego słyszeć. - No i sukienki bardzo ładnie kręcą się przy tańcu. - Podrapał się po nosie. - Ja to bym na twoim miejscu przyszedł w garniturze - bo dla niego nie było to szczególnie nie na miejscu - ale jeżeli się wahasz nad takimi rzeczami, to chyba warto zastanowić się nad tym, jakiż to jest dzień i czyj to jest dzień. - To mówiąc, skinął w stronę ucieszonej Isabelli. - Na weselu kogoś innego mogłabyś w takim stroju zepsuć komuś album z pamiątkowymi zdjęciami, ale oni... cieszą się po prostu, że tu jesteś. Mogłabyś przyjść tu w złotych pantalonach.
Wybuch fajerwerków sprawił, że Cillian pobladł. Nie przywykł jeszcze do... takich dźwięków... błyskawic w akompaniamencie ognia... Już się nie bał aż tak bardzo, ale to było tak losowe, tak spontaniczne, że instynktownie chwycił za różdżkę. Widząc twarz starszego brata, nie wyciągał jej z kieszeni płaszcza. Zamiast tego oparł się Thalię, wyglądając trochę, jakby miał zaraz zwymiotować.
no beauty shines brighter
than a good heart
than a good heart
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nawet, jak właśnie zmierzał ku nim, nie powstrzymał się od odmachania im. Całe to zdarzenie z udziałem fajerwerków pochłonęło go bez reszty. To było naprawdę wspaniałe widowisko. Zdecydowanie chciał odpalić więcej fajerwerków. To jedna z tych doskonałych okazji ku temu. Miał w jakimś stopniu możliwość ku temu, gdyż Thalia również odpaliła fajerwerki i mogli obserwować na niebie nie tylko wspaniałego smoka, ziejącego teraz ogniem, ale również pięknego gromoptaka, rozwijającego swoje skrzydła i otoczonego piorunami.
— Winny — Powiedział z lekkim uśmiechem, gdy już stanął przy nich. Wzniósł obie ręce w obronnym geście. — Te fajerwerki mnie rozproszyły... poszukamy ich więcej w tym śniegu? Nie były zupełnie podobne, ale chociaż się staraliśmy. Uważam, że wam poszło o niebo lepiej od nas... nie mów tak. To tylko zabawa — Powiedział z nieukrywanym entuzjazmem. Była to zabawa, ale innym poszło zdecydowanie lepiej od nich. Nawet Thalii i Silly'emu.
Spojrzał na brata, marszcząc lekko brwi. Dostrzegał to, że jego młodszy brat jest blady niczym ściana. Znał istotę problemu. Tu jednak nie groziło mu niebezpieczeństwo, jednak to nie miało znaczenia. Tak działała psychika. Poklepał brata po ramieniu.
— Tu nic ci nie grozi, Silly. Będziemy starać się nie odpalić kolejnych fajerwerków — Zreflektował się, zapewniając o tym brata z pokrzepiającym uśmiechem. Wiele to nie zmieni, jednak okazywał mu stosowne wsparcia. Odczekał też aż Cillian się uspokoi, odzyska koloryt.
— A, już pamiętam. Wybacz mi, Thalio, ale muszę porwać na chwilę mojego brata. Silly przyniósł prezent ślubny dla Steffena i jego żony. Idziemy im go wręczyć. Idziesz z nami? — Przypomniał sobie po co do nich podszedł. Zamierzał zrobić to z Sillym, ale nie widział powodu,, dla którego Thalia nie mogła iść z nimi. Odnaleźli razem Steffena i jego żonę. Volans niósł starannie zapakowany kuferek wykonany przez Tessę ze skór wsiąkiewek. To właściwy prezent dla pary młodej. Kufer został jednak pomniejszony i zaczarowany tak, by nie ważył tyle, co w pełnym swym rozmiarze.
— Przyjmijcie ten prezent ode nas i reszty rodziny, będzie wam dobrze służyć. Na potrzeby transportu został pomniejszony i zaczarowany tak, by mniej ważył — Poinformował ich, wręczając im ten prezent. Steffen będzie wiedzieć, co robić. Po przekazaniu prezentu Volans i Cillian wrócili do zabawy. A gdy wesele dobiegło końca pożegnali się ze wszystkimi gośćmi i opuści Szczurzą Jamę.
|| Przekazuję (za zgodą Cilliana) kuferek ze skór wsiąkiewki Steffenowi
zt[bylobrzydkobedzieladnie]
— Winny — Powiedział z lekkim uśmiechem, gdy już stanął przy nich. Wzniósł obie ręce w obronnym geście. — Te fajerwerki mnie rozproszyły... poszukamy ich więcej w tym śniegu? Nie były zupełnie podobne, ale chociaż się staraliśmy. Uważam, że wam poszło o niebo lepiej od nas... nie mów tak. To tylko zabawa — Powiedział z nieukrywanym entuzjazmem. Była to zabawa, ale innym poszło zdecydowanie lepiej od nich. Nawet Thalii i Silly'emu.
Spojrzał na brata, marszcząc lekko brwi. Dostrzegał to, że jego młodszy brat jest blady niczym ściana. Znał istotę problemu. Tu jednak nie groziło mu niebezpieczeństwo, jednak to nie miało znaczenia. Tak działała psychika. Poklepał brata po ramieniu.
— Tu nic ci nie grozi, Silly. Będziemy starać się nie odpalić kolejnych fajerwerków — Zreflektował się, zapewniając o tym brata z pokrzepiającym uśmiechem. Wiele to nie zmieni, jednak okazywał mu stosowne wsparcia. Odczekał też aż Cillian się uspokoi, odzyska koloryt.
— A, już pamiętam. Wybacz mi, Thalio, ale muszę porwać na chwilę mojego brata. Silly przyniósł prezent ślubny dla Steffena i jego żony. Idziemy im go wręczyć. Idziesz z nami? — Przypomniał sobie po co do nich podszedł. Zamierzał zrobić to z Sillym, ale nie widział powodu,, dla którego Thalia nie mogła iść z nimi. Odnaleźli razem Steffena i jego żonę. Volans niósł starannie zapakowany kuferek wykonany przez Tessę ze skór wsiąkiewek. To właściwy prezent dla pary młodej. Kufer został jednak pomniejszony i zaczarowany tak, by nie ważył tyle, co w pełnym swym rozmiarze.
— Przyjmijcie ten prezent ode nas i reszty rodziny, będzie wam dobrze służyć. Na potrzeby transportu został pomniejszony i zaczarowany tak, by mniej ważył — Poinformował ich, wręczając im ten prezent. Steffen będzie wiedzieć, co robić. Po przekazaniu prezentu Volans i Cillian wrócili do zabawy. A gdy wesele dobiegło końca pożegnali się ze wszystkimi gośćmi i opuści Szczurzą Jamę.
|| Przekazuję (za zgodą Cilliana) kuferek ze skór wsiąkiewki Steffenowi
zt[bylobrzydkobedzieladnie]
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cóż, wyglądało na to, że jednak ostatnia runda nie poszła im najlepiej. Florence pozwoliła sobie na jedno, krótkie westchnięcie. A było tak blisko! No, nie liczyło się oczywiście to, aby wygrać za wszelką cenę, w końcu to była tylko zabawa. Niemniej, na pewno byłoby to bardzo przyjemnym wspomnieniem dzisiejszego dnia. Florka obdarowała zwycięzców kilkoma oklaskami, w końcu jednak okazali się najlepsi i zdobyli główną nagrodę.
- Ciekawi mnie... jak przedstawiłbyś bałwana z moim wizerunkiem? - zwróciła się nagle do Herberta. Wokół śnieżnych kul nadal leżało trochę akcesoriów, a organizatorzy zdawali się jeszcze nie zabierać wszystkiego z powrotem, pewnie chcieli też aby można było swobodnie pooglądać ich dzisiejsze dzieła. Florence chyba nawet miała pewien pomysł na to, jak ona mogłaby zbudować śnieżną podobiznę Herberta. Chociaż oczywiście nie zamierzała się teraz zabierać za budowanie, zabawa dobiegła już końca.
Uniosła zawadiacko brew, tym razem to ona trochę się z nim drażniła. Wykorzystała także okazje, a mianowicie to że leżało wokół nich pełno śniegu. Gdy więc ludzie powoli zaczęli się rozchodzić, ona schyliła się prędko i ulepiła śnieżną kulkę, którą znienacka cisnęła w Greya. Pierwszy z jej pocisków trafił go w ramię, zostawiając na płaszczu wyraźny śnieżny ślad - mężczyzna musiał załapać, do czego Florence go właśnie zapraszała. Hej, skoro i tak wracali dziś do dziecięcych zabaw, do budowania bałwanków, równie dobrze mogli rozpocząć także bitwę na śnieżki. Florence rzuciła ku Herbertowi kolejną białą kulę, ta jednak przeleciała mu nad głową, znikając w jakiejś zaspie. Nie powiedziała nic więcej, tylko posłała mężczyźnie lekki uśmieszek, chowając się za jednym z bałwanów. Musieli zważać na to, aby żadnego nie przewrócić, w końcu inni goście na pewno chcieliby je zobaczyć. Para młoda w szczególności. Pytanie brzmiało jednak czy Herbert w ogóle podejmie rękawicę? Florence byłaby chyba mocno rozczarowana, gdyby się na to nie zdecydował.
- Ciekawi mnie... jak przedstawiłbyś bałwana z moim wizerunkiem? - zwróciła się nagle do Herberta. Wokół śnieżnych kul nadal leżało trochę akcesoriów, a organizatorzy zdawali się jeszcze nie zabierać wszystkiego z powrotem, pewnie chcieli też aby można było swobodnie pooglądać ich dzisiejsze dzieła. Florence chyba nawet miała pewien pomysł na to, jak ona mogłaby zbudować śnieżną podobiznę Herberta. Chociaż oczywiście nie zamierzała się teraz zabierać za budowanie, zabawa dobiegła już końca.
Uniosła zawadiacko brew, tym razem to ona trochę się z nim drażniła. Wykorzystała także okazje, a mianowicie to że leżało wokół nich pełno śniegu. Gdy więc ludzie powoli zaczęli się rozchodzić, ona schyliła się prędko i ulepiła śnieżną kulkę, którą znienacka cisnęła w Greya. Pierwszy z jej pocisków trafił go w ramię, zostawiając na płaszczu wyraźny śnieżny ślad - mężczyzna musiał załapać, do czego Florence go właśnie zapraszała. Hej, skoro i tak wracali dziś do dziecięcych zabaw, do budowania bałwanków, równie dobrze mogli rozpocząć także bitwę na śnieżki. Florence rzuciła ku Herbertowi kolejną białą kulę, ta jednak przeleciała mu nad głową, znikając w jakiejś zaspie. Nie powiedziała nic więcej, tylko posłała mężczyźnie lekki uśmieszek, chowając się za jednym z bałwanów. Musieli zważać na to, aby żadnego nie przewrócić, w końcu inni goście na pewno chcieliby je zobaczyć. Para młoda w szczególności. Pytanie brzmiało jednak czy Herbert w ogóle podejmie rękawicę? Florence byłaby chyba mocno rozczarowana, gdyby się na to nie zdecydował.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Zakończyli budowę bałwanów bez zdobycia podium. Mimo wszystko dobrze się bawił wracając do typowych zajęć z dzieciństwa. Ogród pełen był teraz wszelkiej maści rzeźb mniej lub bardziej udanych. Czy sami państwo młodzi odgadną kogo przedstawiają? Obejrzał się na Florkę, a potem spojrzał na akcesoria jakie się znajdowały wokół nich.
-Dwa orzechy jako oczy. - Odparł wskazując na te leżące na dnie pudełka. -Do tego bym dodał foremkę do ciastek. - Podniósł tą w kształcie gwiazdy. -Albo ulepił bym… - Urwał w połowie zdania kiedy śnieżna kula uderzyła go mocno w ramię. Uniósł w górę brwi i wskazał na ślad który zostawiła śnieżka. Ledwo zdążył się uchylić przed kolejną kulą śmigającą w jego stronę. Zanurkował za jednego z bałwanów szykując swoją amunicję. Sklejał szybko kolejne śnieżki i następnie wychylił się zza swojej zapory i rzucił kulką we Florkę, ta rozpłaszczyła się na jednym drzewie.
-Rozumiem, że mam zamienić ciebie teraz w bałwana?! - Zawołała z rozbawieniem w głosie ważąc w dłoni drugą śnieżkę. Ponownie się wychylił, a kulka rozbiła się na ramieniu kobiety. -Jeden do jednego! - Podsumował pierwsze stracie i przebiegł do kolejnego bałwana. Nie mógł obiecać, że żaden z nich nie ucierpi w wyniku ich niesfornej zabawy. Ulepił kolejne dwie kulki, które trzymał teraz w dłoniach gotowy zaatakować w każdej chwili. Przemknął ponownie między bałwanami i wtedy poczuł jak jedna ze śnieżek z cichym uderzeniem ląduje centralnie na jego plecach. Przystanął w miejscu i obrócił się szybko wyrzucając tym samym dwie śnieżki jedna po drugiej i rzucił się w stronę krzaków. Wzbił tym samym wokół siebie tuman śniegu, osadzający się teraz na ciemnych włosach i brwiach czarodzieja. Zza swojej zasłony obserwował uważnie otoczeni spodziewając się ataku z każdej, możliwej strony. Florka rozpoczęła całą zabawę i nie sądził, że łatwo odpuści skoro całkiem nieźle jej szło. Po cichu zebrał śnieg by uformować go w kulkę w dłoniach, gotowy do szybkiej ucieczki lub zaciekłej obrony.
-Dwa orzechy jako oczy. - Odparł wskazując na te leżące na dnie pudełka. -Do tego bym dodał foremkę do ciastek. - Podniósł tą w kształcie gwiazdy. -Albo ulepił bym… - Urwał w połowie zdania kiedy śnieżna kula uderzyła go mocno w ramię. Uniósł w górę brwi i wskazał na ślad który zostawiła śnieżka. Ledwo zdążył się uchylić przed kolejną kulą śmigającą w jego stronę. Zanurkował za jednego z bałwanów szykując swoją amunicję. Sklejał szybko kolejne śnieżki i następnie wychylił się zza swojej zapory i rzucił kulką we Florkę, ta rozpłaszczyła się na jednym drzewie.
-Rozumiem, że mam zamienić ciebie teraz w bałwana?! - Zawołała z rozbawieniem w głosie ważąc w dłoni drugą śnieżkę. Ponownie się wychylił, a kulka rozbiła się na ramieniu kobiety. -Jeden do jednego! - Podsumował pierwsze stracie i przebiegł do kolejnego bałwana. Nie mógł obiecać, że żaden z nich nie ucierpi w wyniku ich niesfornej zabawy. Ulepił kolejne dwie kulki, które trzymał teraz w dłoniach gotowy zaatakować w każdej chwili. Przemknął ponownie między bałwanami i wtedy poczuł jak jedna ze śnieżek z cichym uderzeniem ląduje centralnie na jego plecach. Przystanął w miejscu i obrócił się szybko wyrzucając tym samym dwie śnieżki jedna po drugiej i rzucił się w stronę krzaków. Wzbił tym samym wokół siebie tuman śniegu, osadzający się teraz na ciemnych włosach i brwiach czarodzieja. Zza swojej zasłony obserwował uważnie otoczeni spodziewając się ataku z każdej, możliwej strony. Florka rozpoczęła całą zabawę i nie sądził, że łatwo odpuści skoro całkiem nieźle jej szło. Po cichu zebrał śnieg by uformować go w kulkę w dłoniach, gotowy do szybkiej ucieczki lub zaciekłej obrony.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Hmm... może powinna mu dać dokończyć wypowiedź na temat jak zobrazowałby jej osobę pod postacią bałwana... wyglądał na tak bardzo skupionego na odpowiedzi, że zupełnie nie miał szans zobaczyć tej nadlatującej śnieżki. To było nawet urocze.
Z wystrzeleniem swojego pierwszego pocisku poczekała, aż teren wokół odrobinę się przerzedzi. Inni uczestnicy zabawy odchodzili, kierując swoją uwagę i kroki ku innym zabawom lub po prostu pragnąc skorzystać z wesela. W okolicy nadal kręciło się kilka osób, głównie pragnących popatrzeć cóż to za dziwaczny las śniegowych figur wyrósł nagle w ogrodzie. Właściwie Florence nie miała nic przeciwko temu, aby do ich zabawy przyłączył się ktoś jeszcze. Im więcej, tym weselej. Odczuła jednak pewną ulgę, że inni postanowili zostawić ich w spokoju. Najpierw wspólne lepienie bałwanów, teraz rzucanie się śnieżkami... naprawdę czuła się, jakby cofnęła się kilka ładnych lat wstecz. Wspomnienia, które dziś we dwójkę stworzyli, będą jej towarzyszyły jeszcze długo. Być może na zawsze. Będą jej dawać siłę w chwilach zwątpienia i smutku.
- Tylko jeśli dasz radę! - odkrzyknęła zadziornie - W przeciwnym razie ja zamienię ciebie! - wychyliła się zza drzewa, za którym się schowała chwilę po tym, jak śnieżka Herberta trafiła ją w ramię. Remis nie mógł trwać długo, ktoś musiał przecież w tej bitwie zwyciężyć! Przez pewien czas zabawa ta przypominała bardziej chowanego - oboje kryli się za przeszkodami, wyglądając tego drugiego i szykując śnieżną amunicję. Florence ulepiła aż cztery kulki i nosiła je przygarnięte do piersi. Kolejne trafienie Herberta było tylko kwestią czasu. - Ha! - zawołała zwycięsko, kryjąc się za wielką zwałą śniegu. Wyłaniając się z drugiej strony cisnęła w niego jeszcze trzema - ale trafiła tylko jedną. Póki co wygrywała i nie zamierzała mu oddać prowadzenia.
Czy inni uczestnicy wesela spoglądali na nich dziwnie? Oczywiście. Z pewnym politowaniem? Jak najbardziej. Niektórzy nawet przewracali oczami, widząc tę dzieciniadę. Ale Florence nie mogła być bardziej szczęśliwa oddając się zwykłej, prostej, dziecięcej zabawie w bitwę na śnieżki. Wyglądała w tym momencie jakby odmłodniała co najmniej pięć lat.
- Dobra, dobra! Wystarczy już, zobacz, całe ubranie mam mokre - zawołała dobre pół godziny później. Całkowicie straciła rachubę kto właściwie wygrał. To z resztą nie było istotne. Liczyło się to, jak cudownie się wybawiła i wymęczyła. - Niezłego masz cela, panie Grey - zachichotała jeszcze cicho, poprawiając czapkę na swoich uszach, a następnie jego szalik. Skinęła głową w stronę budynku. Powinni się trochę osuszyć i przede wszystkim ogrzać.
zt Florka
Z wystrzeleniem swojego pierwszego pocisku poczekała, aż teren wokół odrobinę się przerzedzi. Inni uczestnicy zabawy odchodzili, kierując swoją uwagę i kroki ku innym zabawom lub po prostu pragnąc skorzystać z wesela. W okolicy nadal kręciło się kilka osób, głównie pragnących popatrzeć cóż to za dziwaczny las śniegowych figur wyrósł nagle w ogrodzie. Właściwie Florence nie miała nic przeciwko temu, aby do ich zabawy przyłączył się ktoś jeszcze. Im więcej, tym weselej. Odczuła jednak pewną ulgę, że inni postanowili zostawić ich w spokoju. Najpierw wspólne lepienie bałwanów, teraz rzucanie się śnieżkami... naprawdę czuła się, jakby cofnęła się kilka ładnych lat wstecz. Wspomnienia, które dziś we dwójkę stworzyli, będą jej towarzyszyły jeszcze długo. Być może na zawsze. Będą jej dawać siłę w chwilach zwątpienia i smutku.
- Tylko jeśli dasz radę! - odkrzyknęła zadziornie - W przeciwnym razie ja zamienię ciebie! - wychyliła się zza drzewa, za którym się schowała chwilę po tym, jak śnieżka Herberta trafiła ją w ramię. Remis nie mógł trwać długo, ktoś musiał przecież w tej bitwie zwyciężyć! Przez pewien czas zabawa ta przypominała bardziej chowanego - oboje kryli się za przeszkodami, wyglądając tego drugiego i szykując śnieżną amunicję. Florence ulepiła aż cztery kulki i nosiła je przygarnięte do piersi. Kolejne trafienie Herberta było tylko kwestią czasu. - Ha! - zawołała zwycięsko, kryjąc się za wielką zwałą śniegu. Wyłaniając się z drugiej strony cisnęła w niego jeszcze trzema - ale trafiła tylko jedną. Póki co wygrywała i nie zamierzała mu oddać prowadzenia.
Czy inni uczestnicy wesela spoglądali na nich dziwnie? Oczywiście. Z pewnym politowaniem? Jak najbardziej. Niektórzy nawet przewracali oczami, widząc tę dzieciniadę. Ale Florence nie mogła być bardziej szczęśliwa oddając się zwykłej, prostej, dziecięcej zabawie w bitwę na śnieżki. Wyglądała w tym momencie jakby odmłodniała co najmniej pięć lat.
- Dobra, dobra! Wystarczy już, zobacz, całe ubranie mam mokre - zawołała dobre pół godziny później. Całkowicie straciła rachubę kto właściwie wygrał. To z resztą nie było istotne. Liczyło się to, jak cudownie się wybawiła i wymęczyła. - Niezłego masz cela, panie Grey - zachichotała jeszcze cicho, poprawiając czapkę na swoich uszach, a następnie jego szalik. Skinęła głową w stronę budynku. Powinni się trochę osuszyć i przede wszystkim ogrzać.
zt Florka
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Huśtawka w ogrodzie
Szybka odpowiedź