Wydarzenia


Ekipa forum
Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie
AutorWiadomość
Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]16.09.21 1:17

połowa lipca 1955


Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, otulając wszystko w zasięgu wzroku, miękkim światłem. Ciepłe promienie przyjemnie muskały odsłoniętą skórę, osiadały na szczupłych ramionach, łabędziej szyi i pogodnej twarzy, gdy odchyliła głowę, a ciemne loki spłynęły swobodnie po plecach. Wsparła sylwetkę na rękach, odsuniętych nieco w tył dla swojej wygody. Kończący się dzień, nie zniechęcił do spaceru, zakończonego na plaży i odnalezienia tego idealnego miejsca z daleka od innych. Nie przejmowała się nadchodzącą leniwie ciemnością, nie czuła, aby cokolwiek jej groziło. Kątem oka spojrzała na leżącego obok na kocu, chłopaka, który wczoraj postanowił związać ich losy. Wiedziała, co stało się dziś, jakie wiadomości dotarły do jej rodziców oraz co stanie się na dniach, a także później. Kąciki jej ust uniosły się delikatnie, odrobinę nieśmiało, kiedy przyłapał ją, krzyżując z nią wzrok. Niepewnie wyciągnęła dłoń, by zdjąć mu z włosów źdźbło trawy.- Nie patrz już tak.- rzuciła nieco karcąco, jakby to On przyglądał się jej, a nie na odwrót.
Znała Go od zawsze, nie pamiętając już nawet strzępków czasu, gdy nie było go w codzienności dnia. Dotąd jednak był tylko najlepszym przyjacielem, wiernym kompanem wygłupów i spacerów z daleka od spojrzeń dorosłych. Prowokatorem nocnych ucieczek, aby godzinami wpatrywać się w rozgwieżdżone niebo i snuć marzenia, które nie miały racji bytu i zmieniały się na przestrzeni kilku lat. Był tym, któremu zaufała do przesady, którego nie obawiała się nigdy, mimo trudnego charakteru. Był pierwszym zauroczeniem, które nie zgasło przez cały ten czas, raniąc nie raz, gdy zachwycał się urodą innych dziewcząt. I mimo że znała go tak dobrze, nie przewidziała tego jednego. Nie zauważyła w jego zachowaniu niczego, co powinno podpowiedzieć, jaki plan układał w głowie. Na ustach nadal czuła wspomnienie pocałunku, echo nieporadności i zawstydzenia, jakie odczuli oboje. W uszach dźwięczało niepewnie wypowiedziane pytanie, prośba o zgodę, której przecież wcale nie musiał dostać, ale usłyszał. Cygańskie tradycje dla wielu mogły okazać się niezrozumiałe, jednak dla niej były zwyczajne i oczywiste. Znała swe miejsce, wiedziała dobrze, że pewnego dnia, nikt nie będzie oczekiwał jej zgody. Młode kobiety takie, jak Ona wychodziły za mąż szybko, oddawane w ręce mężczyzn, przyszłych mężów. Nie lubiła tego losu, ale nie miała szansy przed tym uciec. Przynajmniej tak sądziła, póki wybawieniem od niepewnej przyszłości stał się On. Wystarczająco odważny, aby zaryzykować, spróbować okiełznać butną duszę, zjednać niepokornego ducha. Miała mętlik w głowie, radość mieszała się z całą gamą innych, równie silnych emocji. Te sprzeczności, budziły chęć cofnięcia się przed Doe, a równocześnie ukrycia w jego ramionach. Zerwania do biegu, by zaraz z ufnością usadzić w miejscu tuż przy Nim.
Przeniosła w końcu ciemne tęczówki na taflę wody. Niezmąconą i wręcz lustrzaną, odbijającą słońce oraz chmury w swej powierzchni. Tabor zatrzymał się w okolicy miesiąc temu, lecz dopiero dziś miała okazję znaleźć się przy brzegu jeziora. Wcześniej pochłonęła ją pomoc w przygotowaniu do ślubu najstarszego Doe. Wybranka jego serca, nie miała tu rodziny, dlatego próbowała wesprzeć ją, jak tylko mogła z czystej sympatii do niewinnej, blondwłosej dziewczyny wkraczającej odważnie w obcy świat i kulturę. Podziwiała ją, naprawdę szczerze podziwiała. Wtedy również nie wiedziała, że pomaga przyszłej szwagierce, lecz teraz prawie zaśmiała się przez własne myśli. Życie było przewrotne i zaskakujące.
Tknięta niespodziewaną chęcią, wręcz kaprysem usiadła prosto, by bez namysłu zsunąć ze stóp buty, lekkie sandałki i płynnie podnieść się na nogi. Przeszła kilka kroków, zanim obejrzała się na niego z uśmiechem. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku, chcąc towarzystwa przyjaciela.
- Popływamy? – wcześniej robili to zawsze, przy nadarzających się okazjach. Nieistotna była nawet pora roku, co zwykle kończyło się przeziębieniem. Teraz mieli lato, więc jeden kłopot z głowy, raczej się nie pochorują. Tuż przy brzegu zawahała się na moment, zaciskając palce na cienkim, zwiewnym materiale w kolorze błękitnego nieba, którego teraz nie mogli uraczyć. W odruchu chciała zsunąć z ciała sukienkę, odsłonić oliwkowy kolor skóry, ale zatrzymała się w pół ruchu, odkrywając jedynie wyższą partię ud. Zacisnęła pełne usta w wąską kreskę, puszczając materiał i pozwalając, aby spił wodę, nasiąkając nią powoli. Uciekła przed jego wzrokiem, robiąc parę kroków w głąb jeziora.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]22.09.21 1:27
Temu wszystkiemu wciąż nieco nie dowierzał. Pierwsze emocje zdążyły już z niego zejść, zaczynały dochodzić pierwsze refleksje nad tym, co właściwie zrobił, przyszłość powoli i subtelnie tkała w jego głowie swój obraz — i choć już to robił, choć chwilę nad tym pomyślał nim podjął decyzję, teraz z tej drugiej strony, z nowej perspektywy wszystko zaczynało malować się w zupełnie innych barwach. To był wielki krok. Przełomowy, ale przecież i tak dość późny. Dzieciaki, które z nimi dorastały miały już swoje rodziny, miały swoje dzieci. Nie przejmował się komentarzami, zrzucając wszystko na brata, który powinien zrobić to pierwszy. Był starszy. A jednocześnie umykał przed goniącą go odpowiedzialnością i dorosłością, nie czując się jeszcze na siłach, by spojrzeć jej prosto w oczy. Aż do tego lata. Aż do którejś chwili — nie wiedział nawet której konkretnie, olśnienie przyszło tak nagle i zupełnie zawróciło mu w głowie. Zjawiło się w jednym z tych uśmiechów, które posłała w jego kierunku, a może w spojrzeniu. A może to jej taniec sprawił, że nagle z zupełnie nieinteresującej w ten sposób przyjaciółki wyłoniła się kwintesencja kobiecości, opanowując jego myśli natrętnie.
Czuł się z tym dobrze i zaskakująco swobodnie. Nie bał się, bo nie zastanawiał nad tym, co będzie — będzie co ma być. Leżał z ręką ugiętą w łokciu i podłożoną pod głowę, wpatrując się przed siebie, w połyskującą wodę ściągającą ku sobie ostatnie, uciekające promienie słońca. Instynktownie powiódł ciemnymi oczami ku niej, wierząc w jakąś głębszą siłę budzącą się w nim, a nie to przedziwne wrażenie bycia obserwowanym. Kąciki lekko się uniosły — zapatrzył się. Jak to możliwe, że przez tyle lat nie był w stanie zauważyć, że była naprawdę piękną dziewczyną. Teraz, kiedy słońce tańczyło na jej ciemnych włosach, muskało jej odsłonięte, szczupłe ramiona o tak przyjemnym odcieniu, zaczynał wierzyć, że najładniejszą jaką kiedykolwiek widział. Uśmiech poszerzył się, kiedy wyjęła mu coś z włosów, ale nie oderwał spojrzenia, by to sprawdzić. Śledził jej ruchy, nie dowierzając, że było w nich tak wiele troski i czułości, której nigdy nie przejawiała. A może nigdy wcześniej tego nie widział.
— Muszę— odparł cicho, tłumacząc swoje chwilowe zapatrzenie w jej twarzy; w oczach błysnęło coś na kształt nadciągającej prowokacji.— Wolałbym się zorientować po zdjęciu welonu, że to był jednak podstęp i podsunęłaś mi którąś z koleżanek. Albo swoją siostrę — dodał i uniósł brwi jeszcze wyżej, szczwanie, odwracając wzrok na wodę znów, za wszelką cenę próbując się nie zaśmiać. Znał ją na tyle, by nie zakładać wcale, że było to niemożliwe — byłaby do tego zdolna, ale sposób w jaki na niego patrzyła — nagle teraz; wcześniej przecież nie — podpowiadał mu, że odwzajemniała jego zauroczenie. Czy to było to? Czuł to wiele razy, nigdy w ten sposób. Może to była po prostu pewność, że była mu pisana. Spoważniał szybko, zastanawiając się chwilę, czy na to zasłużył.
Będzie dobrą żoną. Nie rozważał tego nawet, cygańskie dziewczęta wyrastały w wierze i poczuciu obowiązku wobec swoich bliskich. Nie była wcale inna — a jednocześnie, kiedy była z dala od rodziny, która spoglądała na nią czujnym okiem, pachniała wolnością i dzikością, której nie miały pozostałe. Ujęła go tym wiele lat temu, gdy milczeniem zaakceptował jej obecność, która wykraczała poza to, co wypadało dziewczynkom. Była jego rodziną. Była przyjaciółką. Towarzyszką. A teraz także partnerką, z którą lada moment na zawsze zwiąże swój los. A może od zawsze był związany, tylko nie potrafił tego dostrzec.
Kiedy się podniosła zerknął na nią z ciekawością, ale i obawą; rzadko odczuwaną w jej towarzystwie, nigdy nie szczędzili sobie komentarzy i żartów. Ale teraz wszystko zaczynało wyglądać inaczej. Co jeśli to także?
— Nie obrażaj się...— zareagował, siadając niedługo po niej, lekkim grymasem wodząc za nią wzrokiem. Dopiero jej uśmiech go uspokoił. Odwzajemnił go z ulgą, przekrzywiając głowę i podnosząc się bez konieczności ponaglenia. W mig zdjął z siebie flanelową koszulę, odrzucając ją na piasek, po drodze, w pośpiechu, zdjął tez buty i spodnie, by dołączyć do niej jak najszybciej. Woda była przyjemna, choć zetknięcie rozgrzanego ciała z taflą wywołało gęsią skórkę. Jeszcze miesiąc zanim się nagrzeje i będzie idealna, pomyślał. I gdy popatrzył za nią, jak w swojej sukience szła w wodę, zamarł na moment w bezruchu, uświadamiając sobie jak drastycznie wszystko, co znali ulegało zmianie. Bez słowa, nie wołając by się odwróciła i poczekała wszedł w wodę, a później rzucił się w nią tuż obok niej, chlapiąc ją przy tym i nurkując na parę chwil, żeby kilka metrów dalej wynurzyć się i odgarnąć włosy z twarzy do tyłu. — Możesz...ehm— zaczął, otwierając oczy, wskazując jeszcze brzeg. — Nie będę patrzył. Nigdy nie patrzyłem. Słowo Roma— a że był nim tylko w połowie uśmiechnął się łobuzersko, uniósłszy dwa palce w górę. A jednak nie kłamał. Nie patrzył. Nigdy wcześniej nie patrzył na nią w ten sposób ale teraz nie potrafił. Materiał sukienki zamókł już do pasa, oblepiając jej biodra, on pare metrów przed nią, zamoczony po szyję nie mógł oderwać od niej oczu. Obrócił się plecami niechętnie, wodą przemywając jeszcze twarz i jeszcze raz zaczesując długie, ciemne włosy do tyłu. Przełknął ślinę, unosząc wzrok na drugi brzeg.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]13.10.21 19:31
Łapiąc jego spojrzenie, czuła się dziwnie skołowana. Ciemne oczy zatrzymywały się na niej uważniej niż wcześniej, odbierały tym cząstkę pewności siebie, którą i tak z trudem utrzymywała. Nie żałowała tego, co stało się ledwo wczoraj. James był jej przyszłością, niewypowiedzianą obietnicą na życie, którego potrzebowała. Bez uwiązania przy sztywnych zasadach, bez stłamszenia, jakiego nie potrafiłaby znieść. Spoglądając na niego, czuła jak głupie serce szarpie się mocniej, a w myślach osiada mgiełka zauroczenia do której przyzwyczaiła się przez ostatnie miesiące. Ufność względem Doe sprawiała, że nie wątpiła i nie obawiała się tego, co przyniosą kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata. Kiedy wyciągnęła źdźbło trawy z jego włosów, spojrzała krótko na twarz chłopaka. Drobny rumieniec wkradł się na policzki, ale był ledwo zauważalny przez ciemniejszą karnację, dodatkowo muśniętą słońcem odkąd zrobiło się ciepło, a ona nie stroniła od ciepłych promieni.
Uniosła delikatnie brew, kiedy odpowiedział na skarcenie.
- I co byś wtedy zrobił? – spytała z czystej ciekawości, skoro sam brnął w taki ryzykowny temat, niech ma.- Moja siostrzyczka, byłaby pewnie zachwycona taką podmianą.- stwierdziła zaraz z nieco krzywym uśmieszkiem. Czy James był świadom, że młodsza Vause wzdychała na jego widok? Że świergotała za każdym razem, kiedy przechodził gdzieś obok? Czasami obserwowała siostrę, kiedy nerwowo zakładała kosmyk za ucho, zerkając w stronę Doe i uciekała, zanim zwróciła czyjąkolwiek uwagę. Tłumiła wtedy śmiech, nie chcąc urazić swej siostrzyczki, chociaż dźwięk, jaki wydobyłby się z gardła, podszyty byłby czysto dziewczęcą złością. Teraz jednak nie miało to znaczenia, bo siedząc obok niego, wiedziała jaki los jest im pisany. Mimo zauroczenia czuła się dziwnie z myślą, że za niedługo będzie mu żoną. Od lat byli przyjaciółmi, znali się nawzajem lepiej, niż mogło się wydawać, a jednak coś nie dawało jej spokoju, chociaż nie potrafiła tego określić.
Może dlatego podniosła się, aby złapać czegoś znajomego, pewnej rutyny, którą powtarzali często. Uśmiech, jaki wygiął pełne usta, osłabł na moment, kiedy dotarły do niej słowa Jamesa. Niewypowiedziane pytanie zabłysło w ciemnych oczach, ale dość szybko odwróciła od niego wzrok, aby podejść do brzegu. Zerknęła tylko raz przez ramię, gdy rozpinał spodnie, najwyraźniej nie tracąc czasu i nie zmuszając jej, aby powtórzyła pytanie, cichą prośbę.
Mokry materiał przylegający do ciała był nieprzyjemny, nawet kiedy dotykał tylko bioder. Poczuła się jednak zagubiona i dość niepewna. Straciła na krótki moment tę swobodę, jaką zwykle zachowywała przy nim. Zaśmiała się cicho, nieco nerwowo, kiedy Jamie wpakował się do wody, wskakując obok niej. Przeczesała palcami długie loki, które nieco straciły na objętości, gdy zostały zmoczone. Spojrzała na chłopaka z uśmiechem, sięgającym brązowych tęczówek.
- Nie wierzę Ci.- prychnęła, ale faktycznie cofnęła się o krok ku brzegowi. Zerknęła w jego kierunku, kiedy odwrócił się plecami do niej. Czasami ją zaskakiwał w ten przyjemny sposób, podobnie jak teraz. Zdjęła sukienkę, porzucając ją na piasku i weszła z powrotem do wody. Przyglądała mu się uważnie, gdy uparcie wbijał wzrok w przeciwległy brzeg. Nie spieszyła się, ale w końcu znalazła przy nim, podpływając, kiedy okazało się, że w miejscu, gdzie stał, zaczynało brakować jej gruntu.
- Nie odwracaj się.- poprosiła cicho, znajdując tuż za nim i opierając dłoń na jego barku, aby powstrzymać go.- Jeszcze przez chwilę.- dodała równie cicho. Palce przesunęły się po chłopięcym ramieniu, dotknęły karku. Powoli powędrowały wzdłuż kręgosłupa, wyznaczoną przez siebie ścieżką o nieznanym celu. Zatrzymała rękę nieco poniżej ostatniego żebra, zostawiając ją w tym miejscu na parę sekund. Dopiero potem przeniosła smukłe dłonie na brzuch przyjaciela, przytulając się na moment do jego pleców.- Dziękuję.- szepnęła miękko, lecz nie wyjaśniała za co. Czuła delikatne spięcie mięśni pod opuszkami palców i domyślała się, że sama była równie nerwowa, mimo że nie czuła tego skupiona na celu. Na niewinnym geście, którego nikt nie mógł jej zabronić, a który był tak przerażająco obcy i zarazem cudownie nowy.
Odsunęła się w końcu, nurkując na moment, by wraz z wynurzeniem odsunąć gęste włosy z twarzy. Oczywiście zmoczone przestawały się kręcić, zbyt ciężkie od wody. Złapała jego spojrzenie, a kąciki ust drgnęły odrobinę.- Myślałam, że będzie cieplejsza.- mruknęła pozornie marudnie, faktycznie czując lekki chłód na skórze. Odpłynęła od niego kawałek, dalej od brzegu, a bliżej środka zbiornika.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]13.10.21 22:51
Młode serce często gubiło swój rytm, a dziewczyny łatwo potrafiły zawrócić w głowie. Czasem urodą, czasem błędnie odebranym gestem, uśmiechem, za długo przytrzymanym spojrzeniem. Czasem tak po prostu. Ale wbrew temu, co czuł nie miał za sobą bogatego bagażu doświadczeń, nie cieszył się powodzeniem, a jego odważne próby najczęściej kończyły się fiaskiem, prędzej czy później. Może rozglądał się za daleko, może wodził wzrokiem za tym, co niedostępne, za niedoścignionymi ideałami, marzeniami, nie dostrzegając skarbów, które miał pod nosem. Jego pewność siebie najczęściej była pozorna. Lubił się zgrywać, popisywać, walczył o uwagę starszego, zawsze bardziej towarzyskiego i otwartego brata, spychając na bok wątpliwości. Ale kiedy była jego przyjaciółką nie musiał tego ukrywać. Mógł być sobą, bez obaw, że jej nie zaimponuje bo nigdy do tego nie dążył. Nie bał się jej żartów i drwin wiedząc, że były tylko żartami wynikającymi z ich więzi. Nie nadinterpretowywał słów, nie bał powiedzenia kilku rzeczy za dużo, bo pomimo tego, co ich łączyło, byli przecież wciąż tak różni, a chłopcy nie zawsze potrafili rozumieć dziewczęta. Teraz było inaczej. Pomyślałby, że to sytuacja sama sprawiała, że czuli się nieswojo, ale to tylko oni ją tak kreowali. Zaczynał powoli myśleć, że jego rola się zmieniła. Miała się zmienić. Musiał przestać być tym chłopcem. Musiał stać się mężczyzną także i przed nią. Dla niej. Nie dla tych innych dziewcząt, za którymi podążał spojrzeniem. Miał wrażenie, że i ona to czuła. Tą zmianę, która wisiała w powietrzu, a do której jeszcze żadne z nich nie zdołało się przyzwyczaić. Nie był świadom, że już wcześniej do tego dojrzała; że tego mogła chcieć. Ale czy myślała, że wszystko zostanie takie samo?
Zauważył ten rumieniec, a raczej to, jak jej twarz się zmieniała pod wpływem zakłopotania, chociaż nigdy wcześniej tego nie widział. Jak to możliwe? Uśmiechnął się pewniej, zachęcony jej reakcją. Brew mu drgnęła, gdy wspomniała o siostrze. Niepewnie na ułamek sekundy. Mówiła prawdę? Coś w tym było? Już sam nie wiedział.
— Zawołałbym cię na pomoc— mruknął niewinnie, wznosząc w rozmyślaniu wzrok ku niebu i westchnął ciężko, marzycielsko. Nie odważył się pociągnąć od razu tematu młodszej Vause. A jeśli żartowała, co jeśli się wygłupi? —Albo spełnił swój małżeński obowiązek. W końcu byłoby już za późno na odwrót— odparł, a po chwili ryzykownie dodał: —Gdyby chodziło o twoją siostrę. Jesteście w sumie podobne— dodał z rozbawieniem. Podobne, ale tylko pozornie. Był ciekaw jej reakcji, zachowania — tego, co myślała w tej nowej, niecodziennej sytuacji, a w końcu tego, co czuła, a o co nie miał odwagi spytać głośno.
On sam raz po raz uświadamiał sobie, że wszystko, co robili było zwyczajne. Robili to już nie raz, w każde wakacje, niedawno, ale i za dzieciaka, kiedy starsi nie patrzyli, niezadowoleni z nieodpowiednich zabaw razem — prościej było oddzielnie, nikt nie karcił dziewczynek, że im czegoś nie wypada. A jednak to samo dziś smakowało inaczej. Myśl, że byli sami stała się dla niego dziwnie przytłaczająca, chociaż jej towarzystwo nigdy nie było dla niego ciężkie. Kąpiel ze zwykłej zabawy i psot nabrała dziwnej intymności, ale z tego zdał sobie sprawę dopiero, kiedy czekał na nią odwrócony tyłem. Przecież nie patrzył. Nie podglądał ani wtedy, niezainteresowany, ani teraz, dziwnie spięty. Poruszał rękami po tafli jeziora sprawiając, że pojawiały się na niej drgania i okręgi. Woda sięgała mu do obojczyków, spływała po skroniach z gęstych włosów; a ona odważnie dotarła do niego, chociaż wiedział, że była za mała, by dotykać stopami dna. I choć drgnął, by się odwrócić zastygł, kiedy poprosiła, by tego nie robił.
— Co? Czemu? — spytał, marszcząc brwi. Co ona kombinowała? Jego wyobraźnia zaczęła galopować już w zupełnie innym kierunku, odpowiadając na pytanie, dlaczego miał się wciąż nie odwracać. Przestań, James, powtarzał sobie w myślach, próbując złapać jakąś inną myśl. A ona z nim igrała; włosy na karku zjeżyły się, kiedy jej dłoń się na nim znalazła. Oddech spłycił, gdy go tak objęła, przymknął na moment powieki. Obrócił za nią głowę, sprowokowany, ale dostrzegł tylko czubek jej głowy i burzę wilgotnych włosów.
— Daj spokój— mruknął z uśmiechem, rozluźniając się powoli. — Co prawda nie odwracanie się w takich chwili to wyzwanie wymagające g i g a n t y c z n y c h pokładów silnej woli, ale nie masz do czynienia z byle kim— dodał nonszalancko. Bo za co innego mogła dziękować, jak nie za to, że powstrzymał samcze instynkty? To naprawdę było trudne. Nim zdołał ująć jej dłoń pod wodą, zniknęła pod taflą na moment. Wykorzystał go, by się nieco w jej kierunku odwrócić, po chwili krzyżując z nią wzrok, kiedy nieco się wynurzyła. Utrzymuj wzrok wysoko, powtarzał sobie w myślach, patrząc jej w oczy gdy wspomniała o wodzie. —Jesteś jak ogień, nic dziwnego, że ci w niej zimno— Odepchnął się stopami od dna i popłynął za nią. — Kto pierwszy na drugim brzegu? Dam ci fory — zatrzymał się, poruszając lekko dłońmi w wodzie, by utrzymać się na powierzchni; sam tu już nie czuł dna, a potem obejrzał się za siebie ostrożnie.— Tam przynajmniej nie dorwą mnie twoi bracia.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]14.10.21 22:15
Od zawsze lubiła w nim tę naturalność, fakt, że nie udawał kogoś, kim nie jest, nie zgrywał niepokonanego. Nie był jak chłopcy w jego wieku jak jej bracia czy kuzyni. Często obserwowała zmiany w jego mimice, wyłapywała emocje szarpiące głosem. Jednak dopiero z czasem, a może ledwie kilka miesięcy temu zrozumiała, skąd się to brało. Dlaczego pozwalał obserwować jej to wszystko, oceniać i drwić w żartach. Przestała czuć się z tym dobrze, próbując dławić w sobie nerwowy chichot, ukrywać rozczarowanie, kiedy widział w niej tylko przyjaciółkę. Głupie serce rwało się, ale młodzieńczy rozsądek był już wystarczająco silny, aby ukrywała to wszystko. Była na to zbyt dumna i niepokorna. Nikomu nie powiedziała, żadnej osobie nie ufając w tej jednej kwestii, sprawie szczeniackich uczuć, których sama do końca nie rozumiała. Czasami w najbardziej beztroskich momentach bawiło ją, że wzdychał i wodził wzrokiem za dziewczynami, które były poza zasięgiem. Obce, nieakceptowalne wśród nich z wyjątkiem żony Thomasa. Jednak nie zauważał młodych cyganek w taborze, nie widział jej ani Maisy. Nie dostrzegał, że kilka naiwnych spojrzeń było mu kompanem, kiedy tylko pojawiał się w okolicy.
Teraz wszystko wywróciło się do góry nogami, obróciło w sposób na który już nie liczyła w swoim zauroczeniu. Wyciągając ku niemu dłoń, muskając opuszkami palców ciemne loki, wiedziała, że może więcej i nie będzie musiała się z tego tłumaczyć, czując zawstydzenie. Mimo to ta konkretna emocja pojawiała się, jakby jeszcze nie rozumiała, że teraz już może.
Przyglądała mu się z uwagą, gdy najwyraźniej próbował przetrawić jej słowa.
Eh, jesteś taki ślepy, Jimmy.
- Myślisz, że coś bym wskórała? – brnęła w to dalej, bo czemu nie. Bawiła się lepiej, niż przypuszczała, chociaż tylko do czasu. Odrobinę spoważniała, kiedy mówił dalej. Zmrużyła delikatnie oczy, ale kąciki ust drgnęły.- Więc czemu nie Ona? – była ciekawa, co usłyszy w kontrze. Skoro był gotów ryzykować, niech zrobi to raz jeszcze.
Nigdy nie rozumiała niezadowolenia starszych, karcącego spojrzenia rodziców, kiedy raz na jakiś czas więcej czasu spędzała z Jamesem. Kiedy znikali, uciekali przed przesadną uwagą otoczenia. Przecież oczywiste było, że nigdy nie zrobili nic złego, a ona miała świadomość konsekwencji wszelkich głupot. W tej chwili już o tym nie myślała, a gdy błękitny materiał sukienki porzuciła na piasku, poczuła się trochę, jakby nie było odwrotu. Ciemne tęczówki zawisły na karku przyjaciela, podchodząc wiedziała już, co chciała zrobić. Dziwne napięcie, chaos myśli, utrudniały spontaniczność, którą tak lubiła w sobie.
Przyglądała się mu, gdy posłuchał jej prośby i nie odwrócił się. Nie sądziła, że zaufa jej na tyle, aby zaakceptować to, czego od niego chciała. Uśmiechnęła się, czego nie mógł zobaczyć, reagując na jego słowa.
- Aż tak Cię kusi, aby spojrzeć? – uniosła lekko brew, nie powstrzymując nawet śmiechu. Mogła mu pozwolić, mogła zachęcić, ale zabrakło jej odwagi, a na samą myśl rumieniec znów powrócił na policzki.- Wiem, że nie mam do czynienia z byle kim.- nie mówiła o tym w kwestii partnera, przyszłego męża, a jedynie przyjaciela. Dobrze wiedziała, że nie był byle kim. Był bardziej wartościową osobą, niż pewnie sam zdawał sobie sprawę.
Wynurzając się, złapała jego spojrzenie, a zanurzona po szyję, czuła się pewniej.
- Jak ogień? – odrobinę zdziwiło ją określenie, ale również nie przeszkadzało. Może coś w tym było, skoro tak właśnie uważał.
Słyszała, że zaczął płynąć za nią, dlatego nie spieszyła się i zatrzymała te parę metrów dalej. Tutaj byli już równi sobie, oboje bez wsparcia w postaci dna, które pozostało sporo niżej.
- Nie musisz, jesteś za wolny, więc nie masz ze mną szans.- prychnęła, ale wiedziała, że jest odwrotnie. Zerknęła też w kierunku brzegu, od którego oddalili się.
- Wiesz, że i tak będziesz musiał zmierzyć się z nimi? Nie odpuszczą ci odebrania ich siostry.- to była tylko część powodu. Wiedziała, że bracia bardziej będą rozdrażnieni, że przechytrzył ich, gdy najpewniej nie spodziewali się takiego porwania ze strony Doe.
Nie czekała jednak na odpowiedź. Zaczęła płynąć w kierunku wskazanego brzegu, mając cichą nadzieję, że wcale nie będzie dawał jej forów. Lubiła rywalizację i złościła, kiedy ktoś dawał jej wygrać, bo była dziewczyną.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]15.10.21 22:23
Nie miał pojęcia. Był zbyt ślepy by dostrzec, że jej spojrzenie iskrzyło się, kiedy je łapał w locie a kąciki ust drżały nadając wargom zmysłowości. Patrzył gdzieś dalej, w innych kierunkach, zainspirowany innością, czymś obcym z zaciekawieniem oceniał odległe piękno. Eve była mu bliska, może nawet najbliższa ze wszystkich — jak rodzina, choć wcale nie jak siostra. Rozumiała wiele — wystarczająco, aby mimo oczywistych oporów mówić jej więcej niż mówił komukolwiek innemu; pisać, kiedy nie był w stanie wydusić z siebie słowa. A nie potrafił sklejać właściwych zdań, tworzyć poważnych rozmów o tym, co myślał i co czuł. Jej wzrok nigdy go nie krzywdził, a jej obecność nie napawała niepewnością i zagubieniem. Jej miejsce — tuż obok, blisko, wydawało się najnormalniejsze w świecie, zupełnie jakby była pasującym elementem układanki. Może właśnie o to chodziło. O współpracę, o zrozumienie. O to, by dwoje ludzi się szanowało. Nie bał się ryzyka i nieznanego, w ciemno szedł przed siebie, wycofując dopiero, gdy nowe okazywało się zbyt niezrozumiałe. Ona była znajoma. Jej śmiech przypominał świergot ptaków wiosennych poranków; znał jego melodię na pamięć. A jej dłonie były miękkie jak najdroższe materiały świata. Znał ją. Znał to — i zdał sobie sprawę, że to nie tylko całe życie tolerował, ale tak uwielbiał. A kiedy ta myśl powiła jego umysł w końcu dostrzegł to piękno pod nosem. Potrzebował piekielnie dużo czasu, żeby to odkryć.
— Kto, jak nie ty? — spytał żartobliwie, przechylając głowę. Sam nie mógłby nad sobą zapanować; miał od tego ją — kiedy była w pobliżu była jego opoką; jego głosem rozsądku. I potrafiła do niego dotrzeć; sprawić, że potrafił przystanąć i pomyśleć. Ale kiedy spytała, czemu nie padło na jej młodszą siostrę uniósł brwi i spuścił wzrok, wypuszczając głośno powietrze z płuc. Wpierw nie wiedział, co jej odpowiedzieć, wzruszył lekko ramionami, ale ten gest przerwał, powstrzymał w połowie. Przecież wiedział, dlaczego.— To przyjemne uczucie, kiedy wiesz, że istnieje ktoś, kto nie tyle wie o tobie wszystko, co po prostu cię zna. Naprawdę. Przepraszam— mruknął nagle, marszcząc brwi. Pewnie liczyła na coś innego. Musiała liczyć; to była chwila na wyznanie, na wyjawienie uczuć, zapewnienie ją o nich, prawda? Westchnął zrezygnowany własną głupotą. — Czuję, że to ty. Że to jesteś ty— powiedział po chwili. — Że będziesz miłością mojego życia— dodał zaraz, nieco mniej pewnie i spuścił spojrzenie. Na chwilę. Nie tak to powinno brzmieć, ale taka była prawda. I wierzył, że to zauroczenie, które dopadło go dopiero co, kiełkowało na wieloletniej przyjaźni, a to nie był przypadek. To nie był żaden zbieg okoliczności ani wymysł. Nie była koleżanką, była kobietą, którą zobaczył, zaskakując tym samego siebie. Piękną i mądrą. Uniósł na nią oczy, utkwił w jej, kilka sekund nie mówiąc nic.— A tak naprawdę po prostu babcia cię uwielbia— zmyślił na szybko, próbując wybrnąć z trudnego tematu i rogu, w który się sam nieświadomie zapędził. Nie chciał zawalić. Nie teraz, szczególnie teraz. Zależało mu na tym, by ten czas wykorzystać jak najlepiej, by upewnić ją w swoich szczerych zamiarach i solidnych podstawach; zapewnić ją, że chce zbudować z nią przyszłość i dać jej wszystko, co tylko zapragnie. Zasługiwała na to, by obsypać ją złotem, dać jej dosłownie wszystko.
— Aż tak to nie— skłamał, przewracając oczami, licząc na prędką zmianę tematu. Ale jej widok: odsłoniętych ramion, obojczyków, szyi po której spływała szybko woda, sprawiały, że pragnął tylko ją objąć, zamknąć w szczelnym, mocnym uścisku. Myślał o jej ustach, tych pierwszych niewinnych i nieporadnych pocałunkach z nią, niepewności i walce pomiędzy komfortem, który znał i nowością, której pragnął.— Jak ogień— powtórzył i uśmiechnął się lekko, brew drgnęła mu prowokująco. Zerknął na taflę, która zmącił dłońmi poruszającymi się tuż pod nią. — Jasny płomień w otaczającej ciemności, rozświetlający drogę błądzącym. — Uśmiech nieco mu się poszerzył, ciemne tęczówki przeskakiwały z wodnych obręczy na nią i z powrotem.—Przyjemne ciepło, przy którym można się ogrzać w zimną noc. Bezpieczne ognisko. Miejsce, które każdy kojarzy z własnym domem, wokół którego toczy się całe jego codzienne życie.— Była poniekąd jego domem od chwili, gdy ją poznał; jej rodzina, krewni, bliżsi i dalsi stali się rodziną dla trójki zagubionych sierot. — I w końcu taki, który potrafi sparzyć — Potrafiła być delikatna, ciepła i cudowna, ale daleko jej było do uległości. Była charakterna, wyrazista — wyróżniała się na tle innych. Kiedy ruszyła przed siebie pokręcił głową, parząc chwilę, jak odpływa. Jeszcze parę tygodni wcześniej nie zastanawiałby się, od razu wypływając przed siebie, próbując wygrać konkurs nawet z nią. Dziś wiedział, że nie powinien. Wypadało dać jej wygrać. Odczekał jednak niewiele, ale nie płynął wykorzystując pełnię swoich możliwości, trzymając za nią dystans. Kiedy dopływała do przeciwległego brzegu w końcu skapitulował, gdy pod stopą poczuł muliste, zarośnięte dno. — Niesprawiedliwe— burknął teatralnie, przewracając przy tym oczami. W wodzie było mu już znacznie cieplej, podróż mocno go rozgrzała. Podpłynął do niej, a później wolnym krokiem przeszedł już w stronę brzegu, bez pośpiechu wychodząc z jeziora. Chwiał się, kiedy jego stopy zapadały się w podłożu, ale bez trudu szybko łapał równowagę. — Powiem im, że mają drugą, powinni się na niej skupić i dać mi spokój. Nie przejdzie?— zerknął na nią przez ramię z niewinnym uśmiechem i przetarł włosy, które na czole szybko zaczęły się wykręcać. — Zabiją mnie nim dojdzie do tego wesela. — Wszedł na trawę, przez pierwsze krzaki, oddalając się od wody, ale tylko na chwilę. Już z wody widział kilka kępek chabrów, zerwał kilka łodyg i wrócił z nimi do niej. Gdy zmoczył się po pas jego ramiona pokryła gęsia skórka, ale zdawał się tym nie przejmować. — Proszę— mruknął cicho, wręczając jej parę bławatków.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]27.12.21 18:21
Uśmiechnęła się szerzej, gdy w kontrze padło pytanie. Chciała mu odpowiedzieć, lecz zrezygnowała, gdy zaczął wyjaśniać, dlaczego ona. Spoważniała wyraźnie, słuchając z uwagą, jak pokracznie próbował wytłumaczyć swój wybór. Pokręciła delikatnie głową, a ciemne loki poruszyły się w rytm tego gestu.- Nie przepraszaj.- nie miała mu tego za złe. Nie zamierzała naciskać, aby wydusił z siebie coś, co upewni nawet ją, że dobrze zrobiła zgadzając się wczoraj i dając mu wolną rękę w tym, co planował dalej. Ufała mu, wierzyła, że szły za tym jakiekolwiek uczucia. Nie chciała, aby za parę tygodni, miesięcy czy lat zwątpił w podjętą decyzję, żeby zwątpił w nią i siebie. Wpatrywała się w niego, gdy spróbował raz jeszcze, mówiąc coś, co wyraźnie odbierało mu pewność siebie. Był w tym uroczy, tak, jak się tego nie spodziewała. Kąciki jej ust zadrżały, zmrużyła delikatnie oczy, kiedy spuścił wzrok nie radząc sobie z mówieniem o uczuciach, o miłości. Wiedziała, że zachowałaby się podobnie, bo mimo że przyzwyczaiła się już do zauroczenia, tak przyznanie tego na głos nie byłoby wcale takie proste.
Przechyliła lekko głowę, kiedy spojrzał na nią znów, nie uciekła przed jego wzrokiem. Zaśmiała się krótko, kiedy rzucił jeszcze szybko, kolejny powód. Czuła, że próbował wybrnąć, jakkolwiek zmienić kierunek rozmowy, aby stała się znów komfortowa.
- Tak myślałam, że to jest prawdziwy powód.- odparła z rozbawieniem.- Babcia Doe, jest cudowną osobą i w sumie nie wiem czemu nie przepada za moją siostrą.- dodała zaraz. Nigdy nie rozumiała, dlaczego młoda Vause nie była przez starszą kobietę tolerowana, ale nie wnikała w to. Ważniejsze było, że ona sama wkupiła się dawno w łaski babci i dziadka rodzeństwa Doe. Nie musiała się, chociaż obawiać problemów z ich strony. Przecież nie raz była świadkiem, jak starsi w taborze próbowali przeszkodzić w nadchodzącym ślubie, gdy między rodzinami istniała jakaś dawna zadra.
Zauważyła, jak patrzył na nią, ciekawa, jak bardzo walczył ze sobą, aby zachować dystans, którego przecież wcale nie musiał pilnować.- Kłamca.- szepnęła, nie udając nawet, że przekonały ją, jego słowa. Za dobrze go znała, za bardzo zdradzało go spojrzenie i zauważalne przerwy, zanim decydował się skłamać. Zawsze na ledwie zauważalny moment blokował się, a kącik ust drgał mu w charakterystyczny sposób. To były szczegóły, drobne i najpewniej z czasem znikną, gdy się wyrobi, ale póki co miała tą lekką przewagę.
Zaskoczyło ją wyjaśnienie, dlaczego porównał ją do ognia. Nie wiedziała, co mogła powiedzieć w reakcji, dlatego wpatrywała się w niego bez słowa. Przyjemne ciepło rozlewało się po ciele, gdy rozumiała, co miał na myśli, co tak naprawdę kryło się pod tą metaforą. Uśmiechnęła się łagodnie, a spojrzenie utkwiła w tafli wody między nimi.
- Nigdy cię nie oparzę.- mimo że nie posiadała delikatnego charakteru, a uległe podążanie za innymi, spotykało się z większym bądź mniejszym buntem, tak nigdy nie sprawiłaby mu krzywdy. Wszystko miało swoje granice, a On możliwe, że nieświadomie wytyczał je dla niej.
Płynęła szybko, najszybciej jak potrafiła, zgubnie męcząc ciało i tracąc oddech, który zauważalnie przyspieszył, nawet kiedy zatrzymała się w końcu. Obejrzała się na niego, prychając pod nosem, bo przecież wiedziała, że podłożył się i dał jej wygrać. Pływał szybciej od niej, co nie raz udowadniał.
- Zgadzam się, niesprawiedliwe.- przyznała jednak rozbawiona. Przyglądała mu się, kiedy zaczął wychodzić z jeziora, mimo wszystko jej uwagę pochłonęły krople wody spływające po jego plecach. Zamrugała, gdy zorientowała się, że zaczął coś mówić.
- Wątpię, żeby ich to przekonało.- jej bracia byli uciążliwi i nawet jeśli dotąd lubili Jamesa, obecnie sympatia przestawała mieć znaczenie. Westchnęła cicho na tą myśl, mając cichą nadzieję, że ci jednak szybko dadzą mu spokój.- Porozmawiam z nimi, żeby dali ci spokój.- była prawie pewna, że zaraz spotka się ze sprzeciwem. Chłopcy i ich duma oraz poczucie, by niektóre sprawy załatwiać samemu... mając trzech braci znała ten typ zachowania aż za dobrze.
Kiedy wrócił do wody z kwiatami, kąciki jej ust uniosły się znów. Rzadko pozostawała poważna w jego towarzystwie, jak nikt inny potrafił wywołać uśmiech na jej twarzy. Wzięła od niego chabry, by zaraz wychylić się nieco i pocałować go w policzek.- Dziękuję.- lubiła kwiaty, co wiedział każdy, kto ją znał chociaż trochę. W końcu często wraz z siostrą wyplatały wianki z polnych kwiatów, gdy był na to sezon. Równie często wplatała jakiś we włosy, co przy ciemnych, gęstych lokach wyglądało ładnie według niej.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]21.01.22 1:51
Powoli zachodzące słońce okalało jej twarz ciepłym, przyjemnym światłem. Jej uśmiech wydawał się w nim cieplejszy, a oczy pełne czegoś, czego nigdy nie spodziewałby się w nim dostrzec. Pokrętne tłumaczenia przerwał po jej słowach. Nie chciał się pogrążać, wiedział, że wystarczająco dużo powiedział. Uśmiechnął się niewinnie; ciemne ozy wpatrywały się prosto w nią, jakby czegoś w niej szukał — zrozumienia, co takiego w nim dojrzała, co sprawiało, że była gotowa mu to wszystko wybaczyć. Znali się tyle czasu, przyjaźnili. Poruszali między sobą tematy, które nigdy nie powinny padać między mężem, a żoną. Zbudowali stabilny most zaufania; nie mógł lęgnąć w gruzach nigdy. Wciąż nie dowierzał, że się udało; tak po prostu — czym sobie na to zasłużył?
— Nie chciałem brzmieć tak... Wiesz... To po prostu... — wydukał i urwał, stojąc po pas w wodzie, patrząc na nią, ociekającą wodą. Dopóki nie poprosił ją o rękę, dopóki jej nie porwał, pośród kwiatów, chichotu przyjaciółkek, siostry, nie był świadom, jak wielkie miał szczęście. Potrafił kłamać, mowić, prawić komplementy, ale kiedy szło o uczucia, kiedy mam wyjawić własne, jakaś dziwna gula stawała mu w gardle i nie był w stanie wydusić ni słowa. Wiedziała, że każde jedno kosztowało go wiele, ale nie znajdzie się lepszy, odpowiedniejszy moment na to, by wyznać to wszystko. Lepszy niż teraz. — Ty i ja... Po prostu się rozumiemy. Bez słów.— Zbliżył się do niej, zerkając na kwiatki, które jej wręczył, ale tylko a chwilę, by zaraz unieść wzrok na jej oczy, z pewnością i młodzieńczą zaciętością. — Przy tobie czuję się pełny. Kompletny. Jakbym był na właściwym miejscu w całym wszechświecie. W domu. — Podobały mu się inne, wiedziała przecież, że spoglądał w szkole na te, które w niczym jej nie przypominały. Nie był pewien, czy umiał ubrać to w odpowiednie słowa, zgrabnie, romantycznie przedstawić i nie palnąć przy tym głupoty, którą przyjaciółka przyjacielowi wybaczyłaby bez wahania, ale żona mężowi... niekoniecznie. — Eve... Ja po prostu próbuję powiedzieć ci, że... — urwał, nie wiedząc nawet co. Czy o była miłość? Czy zauroczenie Czy młodzieńcze podniecenie? Czy naiwność, czy marzenie? Nie wiedział. Był pewien tylko tego, że chciał z nią być. I przy niej. I współdzielić z nią każdą część przyszłości. Kiedy dotarło do niego, że musiałaby polubić jego wybrankę, uzmysłowił sobie, że żadna nie będzie wystarczająco dobra. To po prostu musiała być ona.
Kłamca.
Zaśmiał się beztrosko, nim zdołał skończyć to, co naprawdę chciał jej powiedzieć. Spiął usta i zerknął na nią spode łba, niby niewinnie, niby prowokacyjnie. Serce biło mu jak szalone, wybiegając przed jego myśli, wiedząc co chciał zrobić i co zrobi nim jeszcze zdołał o tym pomyśleć. Wszedł w wodę głębiej, by zniwelować dzielący ich dystans w chłodnej, choć przyjemnej wodzie.
— Biorę tę obietnicę na poważnie — odpowiedział, kiwając głową, po czym sięgnął dłonią do jej twarzy, by odgarnąć z niej niesfornie zawieruszony loczek. Zaczesał go delikatnie za ucho, mokrymi opuszkami palców muskając jej policzek, skórę. Był zdenerwowany, choć nie wiedział czym. Bliskością? Z nią? W ogóle? Rosnącym w nim pożądaniem? Niepewnością, czy powinien je czuć, wbrew łączącej ich przyjaźni? Spoglądał jej w oczy, powoli w wodzie, zbliżając się coraz bardziej, płytkim oddechem niewątpliwie zdradzając już, co czuł i ciążący nad nim zamiar. Bardzo niesprawiedliwe... — szepnął jeszcze, po czym nachylił się do niej niepewnie, do jej ust, ale nim je musnął zawahał się jeszcze. Psia jucha, czy to tak? O czymś zapominał? Zignorował jakiś dziki podszept podświadomości i musnął jej wargi lekko, czule, nieporadnie, wsuwając dłoń we włosy. Nie był pewien, czy przestał oddychać; czy wciąż żył. Pocałował ją raz jeszcze, nieco pewniej, świadomiej, pozwalając sobie na więcej, tłumacząc sobie, że nie robili nic złego, miała być przecież jego żoną lada moment. Wszystko już było przesądzone, nie mogli się wycofać. Jego ciało pokryła gęsia skórka, kiedy poczuł, że nie mógł się od niej oderwać. Pocałował ją jeszcze raz, ujmując jej twarz drugą dłonią, pewien, że tym razem serce mu stanęło. Ale jeśli umrze, to był piękn moment na śmierć. Wymarzony.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]21.12.23 21:48
Przekrzywiła delikatnie głowę, a ciemne spojrzenie ani na moment nie uciekało od jego twarzy. Kącik ust zadrżał, jakby miał ugiąć się w mocniejszym uśmiechu, ale czy dało się bardziej? Czekała, dając mu czas i przestrzeń, aby ubrał w słowa wszystko, co tylko chciał. Słuchała, jak zawsze, nie oceniając tych prób, nawet jeżeli były pokraczne i typowe dla chłopaka, który nie potrafi mówić o uczuciach. Wiedziała, jak jest, ile teraz musiał z siebie dać, aby cokolwiek padło.
- Wiem.- potwierdziła z nadal błąkającym się po ustach uśmiechem. Łagodne spojrzenie błądziło po jego twarzy, przepełnione ciepłem i uczuciami, których wcale nie kryła. Nie musiał jej zapewniać, że wydźwięk miał być inny, bo zwyczajnie rozumiała. Miała świadomość, co nim kieruje i sprawiało to, że czuła się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Chociaż ciało zaczęła trawić delikatna nerwowość, nie miała ona niczego wspólnego z negatywnymi emocjami. To była ekscytacja i radość, chęć, by zamknąć dłonie na jego, ale nie ruszała się z miejsca. Nie chciała go spłoszyć, sprawić, by zmieszał się jeszcze mocniej.- To prawda.- przytaknęła bez wahania. Znali się i rozumieli, ufali sobie i nic nie mogło tego zmienić. Świat, który stworzą razem, będzie tym, czego pragnęli oboje.
- Cieszę się i wiem, że to się nigdy nie zmieni. Chcę, żebyś czuł się tak zawsze, pełny i na swoim miejscu, a wtedy ja będę najszczęśliwsza przy twoim boku. Ramię w ramię, Jamie.- odparła, a jej spojrzenie zatrzymało się w końcu na jego oczach, trochę jaśniejszych niż jej.- Czuję się przy tobie podobnie i wiem, że jeżeli ktoś miałby ze mną wytrzymać to tylko ty. Jesteś bratnią duszą, jesteś przyjacielem i moją miłością.- czuła, jak serce na moment przyspiesza, gdy znała wagę swoich słów.
Pokiwała powoli głową, kiedy wyraźnie nie umiał już pozbierać słów w swoim wyznaniu. To musiało być już dla niego za wiele, a ona wcale nie wymagała tego od niego.
- Wiem.- szepnęła, a uśmiech powrócił na jej usta, nieco filuterny.- Wiem, Jamie.- zapewniła go, dając mu szansę, dając furtkę, z której mógł skorzystać i nie kończyć tego, co zdawało się dziś za trudne. Mogła poczekać na te słowa, nie musiały padać tutaj, może jutro, może za tydzień lub miesiąc. Chciała, aby był ich pewny i zdecydowany. Wierzyła w jego uczucia, dlatego mogły pozostać niewypowiedziane.
Miękki śmiech zabrzmiał w powietrzu, kiedy spoglądała na niego i widziała to jego zerknięcie. Pozorna niewinność może odrobina teatralnego urażenia. Obserwowała, jak wszedł głębiej w wodę, by wrócić do niej. Cofnęła się o krok i kolejny, zanurzając nieco mocniej. Kwiaty, które dotąd trzymała w dłoniach, puściła swobodnie na taflę jeziora, aby otoczyły ich sylwetki.
- Mam taką nadzieję, panie Doe.- szepnęła, kiedy przyjął na poważnie obietnicę. Oddech ugrzązł jej w gardle, kiedy sięgnął do jej twarzy i założył za ucho niesforny kosmyk. Dotyk jego palców na policzku, wręcz parzył w ten przyjemny i nowy sposób. Pełne usta rozchyliły się lekko, kiedy zbliżał się tylko bardziej. To było inne niż dotąd, czasami zdarzało się im skracać dystans, ale zawsze miało to przyjacielskie podłoże i niewinny dotyk na które żadne do końca nie zwracało uwagi. Tylko teraz, było inaczej. Nie wiedziała, co planował, ale zamierzała podążyć za nim za zamiarem, który sobie wytyczył. Ledwo zarejestrowała jego szept, słowa uleciały, zanim nabrały sensu. Ich usta dzieliły centymetry, a to uniemożliwiało myślenie. Gdzieś na skraju świadomości szarpał się rozsądek, że nie powinna na to pozwolić, że póki nie byli małżeństwem, to po prostu było złe i nie na miejscu. Tylko że nie słuchała i nie zamierzała. Pierwsze muśniecie, zetknięcie ust sprawiło, że zamarła. Powieki lekko opadły, a mięśnie nieco napięły się, gdy smakowała czegoś dotąd zakazanego. Miała wrażenie, że tylko jego dłoń we włosach, trzyma ją jakoś w rzeczywistości. Pierwszy pocałunek, chociaż nieporadny, smakował cudownie. Był wyjątkowy, budząc młodzieńcze pożądanie i burząc krew, aż do przesady. Oparła dłonie na jego torsie, bo chociaż nie wiedziała, co tak naprawdę robi, ręce same szukały jego ciała. Czuła jego ciepło, a nagle chłód otaczającej ich wody, stracił na intensywności. Kolejny pocałunek zerwał łańcuch odpowiedzialności, pogrzebał wstydliwość i niepewność. Była jego, a on był jej, nic co teraz robili, nie mogło być złe. Nieco pewniej odwzajemniła pocałunek, nawet jeżeli nie było w tym wprawy i do końca świadomości, jak. Wszystkiego jednak mieli się nauczyć oboje, poznać powoli, by nasycić wszystkim, co mogli sobie dać. Zamknęła na moment oczy, kiedy przerwali, oboje łapiąc cięższy oddech.
- Chcę więcej.- szepnęła, ale sama nie wiedziała, co idzie za tymi słowami. Gdzie było to więcej? Gdzie leżały granice tego, co mógł i chciał dać jej dziś? Serce waliło w piersi, krew wrzała w żyłach.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]17.03.24 11:30
Było w niej tyle zrozumienia, tyle zaufania, że nie potrafił w to uwierzyć. W końcu dojrzał — jak sądził — do tego, by podjąć pewne kroki. Był już dorosły, skończył siedemnaście lat, a więc doskonale wiedział, czego chciał i czego potrzebował, co będzie dla niego najlepszego — i miał to wszystko przed sobą, w jednej, pięknej wspaniałej osobie. Nie mógł się mylić, tak długo przecież nie dostrzegał największego skarbu. To nie mogło się nie udać. Nie myślał jednak zbyt często o przyszłości, nie racjonalizował, nie stać go było na chłodną analizę. Czuł, że to właściwe. Był pewien, że uczucia jakimi zaczynał ją żywić to nie tylko zauroczenie, fascynacja. Był pewien także tego, że przyjaźń mogła zmienić się w kochanie, a to wszystko działo się dlatego, że dorósł w końcu, nie dlatego, że go onieśmielała swoją bliskością, pięknem, kobiecością, o której fantazjował mając inne dziewczęta przed oczami, nigdy nie zasmakował na własnej skórze.
— Będę. Przy tobie będę— powiedział z dziecięcą naiwnością praktycznie wchodząc jej w słowo. Nie spuszczał z niej wzroku, przejęty tym, jak krople wody osiadały na jej długich, ciemnych rzęsach, jak skapywały na kształtne wargi, których chciał dotknąć, skosztować. Nie oceniała go, dając swobodę. Nie wymagała, co było niewątpliwie największą jej zaletą — nie wiedział jeszcze, że przez brak wzorców, odpowiednich wymagań i podejścia nigdy tak naprawdę nie dorośnie. Utknie w ciele chłopca, który nie potrafi stać się mężczyzną. To było jak sen. Piękny, słodki i nierzeczywisty. Spełnienie młodzieńczych marzeń. Zapatrzony w nią oddychał powoli, miarowo. Chłodna woda powinna ochłodzić jego ciało, a przestawała nieść ulgę, kiedy zaczynało być mu coraz goręcej.
— Jesteś taka piękna — wyznał cicho, nie odejmując od niej spojrzenia. Czy to ta woda, po której tańczyły promienie słońca, czy jego blask okalający jej twarz czynił ją taką wyraźną. Jej ciemne oczy błyszczały teraz miedzią i złotem. Był pewien, że gdyby zbliżył się jeszcze bardziej, mógłby dostrzec drobne nitki jej tęczówek połyskujące w słońcu. Nie zaprzątał sobie jednak głowy jej oczami, bo kiedy zasmakował jej warg w końcu przymknął własne, oddając się młodzieńczym dreszczom, które przetoczyły się przez jego ciało, rozpalając prędko głód na więcej. Dłonie prześlizgnęły się po jej szyi na ramiona, musnęły piersi, by opleść się wokół jej talii. Krew zaszumiała mu w uszach, a jej odwzajemniony pocałunek, gorący i pewny, pozwolił mu na więcej. Wsunął język między jej wargi, splatając go z jej w dzikim, namiętnym tańcu; a ich sylwetki podążyły za tym ruchem, obracając się w wodzie, opadając nieco niżej tak, że woda sięgała prawie linii jej żuchwy. Gorąc rozpalił go całego, żar rozniecił głód, który ścisnął mu żołądek. Bardzo chciał o nią zadbać, bardzo chciał potraktować ją tak jak na to zasługiwała — jako jego przyjaciółka, jako członkini rodziny, która go przyjęła, jako jego przyszła żona, ale jego ciało spięło się, domagając więcej.
— Nie mogę...— szepnął odsuwając się od niej nagle i niespodziewanie. Przeskakiwał po jej spojrzeniu, próbując uspokoić rozszalałe serce, spłycony oddech. — Nie mogę...— powtórzył, uśmiechając się czule, oczy emanowały troską. Otwarte wargi sugerowały, że próbował coś powiedzieć, ale ciężko mu było zdobyć się na jakiekolwiek słowa. — Działasz na mnie tak, że nie będę umiał się powstrzymać— wyrzucił z siebie w końcu ze wstydem, opuszczając wzrok, ale kąciki ust wygięły się w uśmiechu. Spojrzał na nią zaraz ponownie. — Nie chcę zrobić niczego, czego będziesz jutro żałować— wyjaśnił. Chciał zachować się godnie, chciał być honorowy, ale jej bliskość sprawiała, że całe jego ciało wpadało w inny rytm, jak ogier, któremu zdjęto kantar pozwalając rzucić się do galopu przed siebie.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]20.03.24 10:46
Zastanawiała ją ta jego pewność w słowach, nawet w samym spojrzeniu, którym ją obdarzał. Kiedy zdążył dorosnąć aż tak? Wydorośleć, by podejmować decyzje. Jakim cudem jej to umknęło, gdy przyjaciel, tak bardzo się zmienił. Mogła przysiąc, że jeszcze dwa dni temu był dalej tym roześmianym i beztroskim chłopakiem za którym wodziła wzrokiem z nadzieją. Zmienił się, tak bardzo się zmienił, czyniąc ją w tej chwili najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Rozciągnęła usta w uśmiechu, kąciki drżały delikatnie, jakby nie akceptowały, że to granica uśmiechu, że więcej nie da rady. Pokiwała powoli głową, akceptując jego słowa i tym samym nie potrafiąc ubrać własnych odczuć dość dosadne, by wyraziły wszystko. Chciała tego, chciała jego szczęścia i pewności, że nie będzie żałował, bo zdążył przemyśleć to, na co się porywał. Może to naiwne? Przecież go znała, nie analizował tak szybko konsekwencji, nie tracił czasu na zastanawianie. A jednak coś w nim było dziś takiego, że po prostu mu wierzyła i ufała bezgranicznie. Poczuła rumieniec, który mocniej odcisnął swe piętno na muśniętej słońcem skórze. Miała świadomość własnej urody, mama i babcia nie raz jej o tym wspominały, ale co innego było usłyszeć to od kobiet, które były jej rodziną, a co innego od Niego. Zabrakło jej słów, powietrze dławiąco zatrzymało się w płucach, gdy patrzyła na niego i to jak jej się przyglądał.
-Ja...– urwała, bo nie mogła z siebie nic wydusić. Nic sensownego, co miałoby jakiś wydźwięk. Zarumieniła się tylko mocniej, zmieszana i rozbawiona równocześnie. Była pewna, że nie musiała się tak czuć przy nim. Tak, jak i ona rozumiała go bez słów, tak i on na pewno ją. Uzupełniali się, wyciągali poprawne wnioski z własnych zachowań.
Przez jej plecy przebiegł zimny, a zarazem przyjemny dreszcz, gdy pod wpływem impulsu sięgnęli po coś dotąd zakazanego. Zbliżyli się do granic, których jeszcze do końca nie znali, lecz kusząco było przekroczyć każdą z nich. A już zwłaszcza z nim. Namiętność tego pocałunku zaskoczyła ją, jednak podążyła za tym. Jego dłonie na ciele sprawiały, że mięśnie spinały się odruchowo, a po chwili wiotczały pod ciepłem natarczywego dotyku. Nie pozostawała mu dłużna, badając opuszkami fakturę jego skóry, poznając każdą krzywiznę. Dłonie powędrowały przez tors w dół, by musnąć brzuch i z większym pośpiechem w górę, by pozwolić ramionom objąć męską szyję. Języki splecione ze sobą, ciała przyległe do siebie tak, by nie zostało między nimi ani odrobiny dystansu i żar, który zdawał się emanować z nich na wodę, która przestała być zimna. To wszystko było tak nowe, a przy tym tak kuszące, by smakować to bez końca. Tylko że koniec zdawała się wywołać sama. Prośbą o więcej, chociaż nie miała pojęcia, o co sama prosi i ponad wszystko nie spodziewała się sprzeciwu z jego strony.
Spojrzała na niego z niezrozumieniem, gdy zrozumiała jego cichy szept. Pełne usta, teraz zaczerwienione od pocałunku, rozchyliły się lekko, lecz nie padło żadne słowo. Rozszalałe serce miała wrażenie, że zamarło na kilka sekund. Dopiero czułość jego uśmiechu i troska w czekoladowych tęczówkach napełniły ją spokojem. Pozwoliły, by bez paniki oswoiła się z dystansem, który powstał między dotąd splecionymi ciałami.
- Nie chciałabym, abyś się powstrzymywał.- przyznała nieco zawstydzona, bo właśnie tego teraz pragnęła. Pewnie nierozsądnie, nie myśląc o konsekwencjach, ale po prostu chciała, aby się nie powstrzymywał. Zimna woda otuliła znów sylwetkę, studząc atmosferę, wychładzając emocje, by te szaleńczo nie wyrwały się znów.
- Nie żałowałabym niczego, co mogłabym zrobić z Tobą i nawet jeśli inni mieliby patrzeć na mnie krzywo.- stwierdziła szczerze. Nie obchodziła ją krytyka innych, a z drugiej strony i tak nikt nie musiał się o tym dowiedzieć.- Ale masz rację, poczekajmy.- ich wspólna przyszłość dopiero się zaczynała, mieli przez sobą dnie, tygodnie, miesiące i lata. Nie musieli się spieszyć z niczym.
Przysunęła się jeszcze raz do niego, ponownie obejmując go za szyję i składając na jego ustach czuły pocałunek. Dopiero po tym po prostu się do niego przytuliła, pierwszy raz odnajdując coś więcej w męskich ramionach i bliskości drugiej osoby.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]20.03.24 12:01
Roześmiał się, cicho, ale beztrosko, kiedy próbowała wydukać odpowiedź na jego komplement, rumieniąc się soczyście, jakby kompletnie nie zdawała sobie sprawy z wdzięków, którymi obdarzyła ją matka, urody i wewnętrznego czaru, którego jak największy ślepiec dotąd nie dostrzegł. Młodzieńczy śmiech, już dawno pozbawiony chłopięcej, niewinnej barwy otoczył ich na chwilę. Jej zawstydzenie go rozczulało — sądził, że łatwiej było takie słowa przyjąć, niż wyznać komuś takiemu. Tymczasem to okazało się proste, zaskakująco proste — jakby powiedzenie tak oczywista prawdy nie różniło się od zwykłego stwierdzenia na temat pogody.
 Jesteś — potwierdził, jakby obawiał się, że nie brała go na poważnie. Pokiwał lekko głową, błądząc wzrokiem po jej twarzy. — Sprawiasz, że nie mam czym oddychać — wyszeptał całkiem poważnie, cicho, ale kiedy wokół nich śpiew ptaków i rechotanie żab w oddali było jedynym, co ich otaczało, mogła usłyszeć to bez trudu. Głodnym spojrzeniem, powoli obdzierającym niewinność i wstyd wzrokiem przemykał po jej wilgotnej szyi i wystającej z wody linii obojczyków. Śledził drogę kropli wody na rzęsach, niczym łzy spływające wzdłuż nosa aż do kącika ust. Wyciągnął dłoń w stronę jej twarzy, by zetrzeć ją opuszkiem. Delikatnie, ledwie muskając wilgotną skórę, myśląc o tym, że nigdy nie pozwoli jej płakać. Nie przez niego. Uśmiechnął się do własnych myśli jeszcze szerzej, powracając do niej wzrokiem, z dudniącym w piersi sercem, walcząc z płytkim oddechem. Patrzył na nią przez chwilę z naiwną, ale i lubieżną nadzieją, że nie pozwoli mu się oderwać, dając otwarte przyzwolenie do kontynuowania dzikiej i namiętnej eskapady w nieznane. Ścisk w podbrzuszu wołał o więcej, gorąc trawił mu trzewia, a brwi drgnęły w wyczekiwaniu. Oczywiście, że nie chciała by się powstrzymywał, on też tego nie chciał.
To ostatnia rzecz, której teraz pragnę — przyznał jej cicho, dając absolutną pewność, że pragnął jej całej, wkroczenia w nieznane gdy krew wrzała w żyłach. a końcu języka zawisło pytanie, czy ona też tego teraz pragnęła. Nie to, czego chciała dla niego, to czego chciała dla siebie, ale jej odpowiedź była tak poprawna, że nie mógł się nie zgodzić. Wiedział z czego wynikała. Wiedział, że nawet jeśli była prawdziwa, to zbudowana z przeświadczenia przekazanego jej przez matkę, ciotki, babki. Że to wszystko kręciło się wokół niego, wokół jego chęci i potrzeb. Pokręcił głową lekko, nie liczył na dostosowanie. W głębi siebie była tylko jedna odpowiedź, na którą liczył, choć cała masa innych była równie dobra i równie poprawna. Ta, którą usłyszał też. Nie czuł żalu, nie czuł też żalu. Próbował zachować się rozsądnie i godnie, dać jej to, na co zasługiwała.— Twoja nieobecność i tak to sugeruje— zaśmiał się cicho, patrząc na nią, gdy si zbliżała, by złożyć na jego ustach drobny, ciepły pocałunek. Temu służyły porwania, dziś bawiące romantyzmem, będące pozostałością i symbolem dawnych chuci , niegdyś będące realną groźbą odebrania panience niewinności. Objął ją mocno i ciasno, kiedy przylgnęła, oplatając ręce wokół jego ramion. Pogładził ją po włosach i uśmiechnął się lekko, przymykając na moment oczy. — Mógłbyś mi coś obiecać? Wiem, że proszę o wiele, Eve— szepnął jej prosto do ucha, koniuszkiem nosa dotykając jego płatka. — Obiecaj, że to się nie zmieni. — Będą się tak czuć zawsze w swoich ramionach; bezpiecznie, dobrze, jakby ich ciała ulepiono z jednej gliny pod siebie. Chciał by to uczucie zostało; ta przyjaźń i pewność za sobie wzajemnie, wiara, nadzieja na lepsze jutro, ale też ekscytacja nadchodzącym dniem i tym, co dopiero nadejdzie, bo mieli na co czekać. Każdy nowy dzień miał przynieść nowości, a on, złakniony ich nie mógł już doczekać się aż zobaczy, co przyniesie jutro. — Jak ja to przeżyję po powrocie do szkoły— Zaśmiał się, odsuwając tylko na taką odległość, żeby spojrzeć jej w oczy. — Mijając cię na korytarzu, siedząc z tobą w Wielkiej Sali wiedząc, że nie mogę cię tknąć. Spać u twojego boku?



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]20.03.24 14:41
Jego śmiech był przyjemny, brzmiał tak dobrze i nawet gdy śmiał się z niej, chciała go słuchać. Nie czuła się urażona, bo miał do tego powody, sama mu je podała swą nieporadnością w jednej chwili. Miała świadomość, ale to nadal było inne niż słyszeć o tym. Było przyjemniejsze, rozlewało się miłym ciepłem po ciele. Było po prostu lepsze. Wpatrywała się w niego, gdy jeszcze raz jej to potwierdził, powtórzył nieco inaczej, lecz zostawiając taki sam sens swoich słów. Ponownie dało to ten sam efekt, może tylko nieco mniej spektakularny, objawiający się mniejszą czerwienią na policzkach, która lekko spływała na dekolt.
- Zawstydzasz mnie.- wyszeptała, jakby wcale nie był tego świadom.- Ale nie przestawaj.- dodała nieśmiało, zakładając wilgotny kosmyk włosów za ucho. Niech mówi dalej i więcej, bo chociaż nie była próżna, to chciała słuchać, że mu się podoba.- Sprawiasz mi to samo. Tracę oddech, gdy jesteś obok, zapominam słów, które chcę wypowiedzieć, gdy nasze spojrzenia się krzyżują.- właśnie tak na nią działał. Chociaż znała go całe życie to miała wrażenie, że teraz poznawała na nowo i inaczej, że to, co wcześniej pozostawało niezauważalne, dziś wywierało wpływ, jakiego się nie spodziewała. Jeżeli tak zaczynała się miłość to chciała jej więcej, chciała smakować tego bez wytchnienia. Odwróciła delikatnie głowę, bliżej jego dłoni, której palce musnęły policzek. Teraz ciemne, wręcz czarne oczy nie uciekały jednak do boku, a spoglądały ciągle na niego. Ufnie i z kształtującymi się ciągle uczuciami.
Zatrzymała na moment oddech, zamierając, gdy otwarcie przyznał, że sam nie chciał się powstrzymywać. Lekki impuls, szybka myśl zachęcały, by poszła za tym. Nie kazała ani jemu, ani sobie czekać, by mogli wziąć od siebie wszystko, co tylko mogli sobie zaoferować. Tylko nadal, jakimś niezrozumiałym sposobem, może cudem przez ten cały żar przebijał się rozsądek. Do głosu dochodziło wychowanie, zakorzenione w niej przeświadczenia. Poddała się temu, nie wiedząc jeszcze, czy żałowała. Może mimo wszystko, powinna iść za potrzebami, które czuli oboje? Nie osądziłby jej przecież za to, a poddał się wszystkiemu, jak i ona. Zabrakło jej pewności w tak kluczowej chwili, dlatego odpuściła, póki co. Słysząc o nieobecności, uśmiechnęła się psotnie.
- A jeśli jest ona sprzeczna ze mną? Jeżeli wcale jej nie pragnę? – spytała szeptem, by słowa zostały tylko między nimi. Przez niego czuła się, jak jedna wielka sprzeczność, chcąc więcej i jednocześnie nie mogąc. Poddając się pragnieniu, które w niej wzniecił i gasząc je zaraz, bo tak było trzeba, by nie zadręczać siebie nawzajem.
Ukrycie się w jego ramionach, było nowe i równie przyjemne, jak wszystko, czego dziś dawał jej zaznać. Ciepło i siła, dawały schronienie, jakiego nie sądziła, że potrzebowała. A jednak okazywało się, że tak.
Przymknęła oczy, skupiając się tylko na jego głosie i szeptanych słowach. Mogła mu dać, co tylko chciał, obiecać, czego tylko zapragnął. To było łatwe, bo przecież nie mogło stać się nic złego.
- Obiecuję.- odparła, odwracając głowę, by to jedno słowo szepnąć mu do ucha.- Obiecaj mi to też i jeżeli los będzie dla nas przewrotny, naprawimy we dwoje każdą skazę. Nie pozwolimy sobie zwątpić nigdy.- poprosiła. Mama ciągle przestrzegała ją przed losem, który potrafił być okrutny i mieszać w życiu. Nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby go stracić, gdy dopiero tak naprawdę dostała tę szansę, by stać się jego. Kiedy cofnął się nieco, zadarła brodę do góry, aby skrzyżować ich spojrzenia. Zawtórowała mu śmiechem, miękkim i melodyjnym.
- Poradzisz sobie, jesteś silny z ponoć równie silną wolą, co już mi dziś udowodniłeś dwa razy.- zachichotała, ale faktycznie wierzyła w niego, że jakoś sobie z tym poradzi. Gorzej, że i ona musiała wtedy wziąć się w garść, zapomnieć o takich momentach, jak ten.- Kto powiedział, że nie możesz? Wystarczy być dyskretnym i przebiegłym, a tego też ci nie brak.- uśmiechnęła się z rozbawieniem, które sięgnęło oczu. Był złodziejem, oboje byli i znajdą sposób by zniknąć z oczu innych.- Ewentualnie postawimy Marcela na czatach.- dodała, dusząc w sobie śmiech. Była pewna, że przyjaciel zrobiłby to dla nich.- Ale racja, spanie u boku będzie musiało pozostać słodkim wspomnieniem do każdej przerwy, gdy wrócimy do rodziny.- sięgnęła raz jeszcze jego ust w krótkim pocałunku, by nadać swym słowom, słodkości, która szła za zetkniętymi wargami.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie [odnośnik]21.03.24 11:27
Perfidne było czerpanie satysfakcji z czegoś, co wprawiało ją w dyskomfort, ale nie potrafił odmówić sobie, że zawstydzenie jej sprawiało mu przyjemność. Nie widział w tym nic złego, nie miało bowiem złych intencji. Mówił szczerą prawdę i zamierzał mowić to tak długo, póki w to nie uwierzy, nawet jeśli kazałaby mu przestać.
— Nie przestanę— przyrzekł solennie, kręcąc lekko głową, z wciąż tym samym, krnąbrnym uśmiechem. Uniósł brwi, słysząc jej wyznanie, choć nie było w tym wyrazie zdziwienia, jedynie rozczulenie, wzruszenie i przejęcie. Jej słowa rozpaliły go ponownie, a świadomość, że jego obecność wzbudzała w kimś takie odczucia — inne od tego, co zawsze słyszał, co widział w cudzych oczach — wywołała w nim ciarki na plecach. Zachłysnął się tym — byciem dla kogoś przedmiotem miłego zainteresowania; byciem dla kogoś osobą wartą uwagi, mężczyzną nie chłopcem, choć miał dopiero siedemnaście lat. Budowała jego poczucie własnej wartości, które przez tyle lat sukcesywnie deptano. Budowała w nim przeświadczenie o tym, że mógł wszystko — teraz, przy niej, z nią; wszystko czego chciał było możliwe.
— Mam cię odstawić do domu, do braci? Wystarczy jedno twoje słowo, a zawiozę cię tam i przyrzeknę, że do niczego nie doszło, a ty możesz zostać z kimkolwiek twoi rodzice wybiorą — odparł przekornie, uśmiechając się szelmowsko. Nie chciał tego robić, a ona przecież dała mu już słowo. Zgodziła się z nim być, zgodziła się spędzić z nim resztę życia. Czy to dziś zaczynała się wieczność? Palcami pogłaskał ją po plecach, mając ją w swoich objęciach, a kiedy mógł na nią spojrzeć z bliska, uśmiechnął się łagodnie, w chwilowym zamyśleniu, wodząc wzrokiem po jej piegach, które ozdobiły jej skórę wraz z początkiem lata. Liczył je w myślach, przekazując czekoladowymi oczami z miejsca na miejsce, dodając brązowe plamki. — Obiecuję— odparł od razu, bez zająknięcia, pewien, że nic podobnego ich nie spotka. Trudności były czymś, z czym każdy musiał się mierzyć, ale teraz, mając ją w ramionach trudno było mu sobie wyobrazić, by jakiekolwiek problemy mogły ich od siebie odsunąć. Jej słowa brzmiały więc nierealnie, ale nie skrytykował jej za to, z dziecinną łatwością odganiając jedną przysięgą jej troski.
— Dwa razy? Jak to się stało?— spytał z niedowierzaniem, szczerze zaintrygowany tym, w jaki sposób to zrobił. Trudno było mu odnaleźć źródła, nieustannie walcząc z samym sobą i coraz częściej zastanawiając się jak powinien się zachować i jaki być, by było dobrze.
Wizja szukania kontaktu z nią w szkole, nawet tego najmniejszego podczas zajęć, szukania dłoni pod ławką, spojrzeń podczas posiłku wydawała mu się ekscytująca, a nawet podniecająca. Nikt w szkole nie respektowałby ich związku, czarodzieje nie wiązali swoich ścieżek tak prędko, a Hogwart nie był hostelem, w którym udzielonoby im zgody na dzielenie pokoju. Już teraz czuł głód żądzy i tęsknoty, choć jeszcze nie zdążył zasmakować wszystkich przyjemności. Wyobraźnia roztaczała przed nim rozmaite obrazy, podsuwając mu pikantne schadzki w świetle księżyca, dzielenie pieszczot na błoniach, z dala od wścibskich spojrzeń. Uśmiechnął się szerzej, rozochocony roztoczoną przez nie wizją, ale zaraz potem westchnął. — Nie nadaje się by stać na czatach. Nie wysiedzi pod drzwiami pięciu minut— A był pewien, że jemu tyle nie wystarczy w jej towarzystwie, by nasycić głód i móc wstrzymać się z pocałunkami do kolejnego razu, który niewiadomo, kiedy miałby nastąpić. Ciepło rozlało się po jego twarzy wraz z jej kolejnym czułym pocałunkiem. Poprawił ją w rękach, pozwalając sobie by dłońmi pogładzić ją po żebrach, ale kiedy ten gest wezbrał w nim kolejną falę ciepła, poruszył się i odnalazł pod nieruchoma taflą jej dłonie i pociągnął w stronę brzegu. — Spróbujemy rozpalić ognisko? — spytał, choć wciąż było mu tak gorąco, że nie potrzebował ognia i był pewien, że z nią u swojego boku ogień będzie tylko udręczeniem dla ciała. — Noc może być chłodna, nie zmarzniesz.— Wysunął się z wody, czując nagły ciężar jaki niosła w sobie ta zmiana; twardo stając na mokrym piasku, ociekając wodą żałował, że nie potrafił otrzepać się z niej jak pies. — Zbiorę gałęzie, co ty na to? — spytał, obracając się ku niej i znów zawiesił spojrzenie na jej pięknej twarzy, zastanawiając się, jak to się stało, że nagle został takim szczęściarzem?

| zt? :pwease:



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Zróbmy pierwszy krok bezmyślnie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach