[SEN]Your Honor. It's a chocolate frog
AutorWiadomość
Trzynaście sów siedziało na parapecie jego okna i stukało zawzięcie w szybę. Miał wrażenie, że zaraz rozbiją szkło, chcąc wedrzeć się do środka. Czyścił akurat ramki ze swoimi zdjęciami, jakby był co najmniej wpatrzonym w siebie narcyzem. Otworzył okno, a chmara wdarła się do środka, zasypując jego sypialnię listami jednakiego wyglądu i jednakiej treści. Pieczęć Ministerstwa Magii mieniła się brokatem, aż raziła w oczy. Rozerwał kopertę i wyjął wystosowany do niego list, jeden z wielu, bo każdy z nich zdawał się podwajać lub nawet potrajać na podłodze, a brokat odbijający światło rzucał kolorową, błyszczącą poświatę na chłodne pomieszczenie pokoju Rosiera. Pilne, natychmiastowe wezwanie, na rozprawę. Serce podskoczyło mu do gardła, nie był przygotowany! Szybko zmienił odzienie, wdziewając najlepszy garnitur jaki miał i teleportował się na miejsce, gdzie po przekroczeniu progu gmachu Ministerstwa Magii, zauważył, że jego dłonie całe pokrytą są brokatowymi światełkami, podobnie jak jego mieniący się garnitur. Zamiast czerni, wyglądał teraz jak gwiazdor – ktoś na kogo NALEŻY zwrócić uwagę.
Był pewien, że Wysoki sędzia wzywa go na świadka. W zamian za to na jego ręce w progu założono puchate kajdany, aby przypadkiem twardy metal nie naruszył delikatnej lordowskiej skóry i poprowadzono go wąskimi korytarzami na sam dół, gdzie odbywała się rozprawa. Wysokie krzesło na samym środku czekało na niego, a on zwyczajnie został na nim usadzony jak na tronie. Wyglądał jak gwiazdor z okładki, nawet jego włosy układały się nazbyt perfekcyjnie. Zapadła cisza. Krzesło, a którym zasiadał sędzia obróciło się powoli, z wyraźnym skrzypnięciem – zupełnie tak, jakby dźwigało ciężar do którego nie było przystosowane. Wbiło go w fotel, kiedy ujrzał sklątkę tylnowybuchową ubraną w różowy kubraczek z krawatem, w kanciastych okularach i peruce wyjętej z czasów rewolucji francuskiej. Aż zamarł, a serce na moment stanęło.
Akt oskarżenia. Dlaczego łaskawa sędzina wyglądająca na niego zza oprawek przemawiała głosem Evandry Rosier? Nie śmiał się odezwać, miał czekać na swój własny akt oskarżenia, bo przecież pojęcia zielonego nie miał dlaczego tutaj był.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Stukot obcasów wkraczających na salę osób niósł się po kamiennej posadzce, odbijał echem wzdłuż wysokich ścian, by zaraz zniknąć stłumiony z wpadającej ciszy. Ustawione pod ścianami ławy świadków pozostawały puste, a jedynymi obecnymi w sali rozpraw czarodziejami, byli odziani w długie togi pracownicy, którzy zatrzymali się po obu stronach krzesła Mathieu.
Sędziowski fotel odwrócił się powoli z przeraźliwym skrzypieniem, jakie przecinając ciszę, wdzierało się do uszu, zostawiając weń nieprzyjemne wrażenie. Różowy kubraczek opinał ciasno słusznych rozmiarów tułów sklątki tylnowybuchowej. Lśniący pancerz skrywał się pod miękkim, moherowym materiałem, a zawiązany przy żądle krawat wysadzany był drogimi kamieniami. Ich blask nie mógł się równać z brokatową fakturą garnituru lorda Rosier. Rozległo się głośne pyknięcie oraz świst wystrzelonych w powietrze iskier, wydobywających się z jednego końca sklątki. Czerwony snop rozsypał się ponad ich głowami, roztaczając w powietrzu nieprzyjemny zapach gnijących ryb. Wysoki Sędzia odchrząknął, zdając się pochylać nad niewysokim blatem biurka, lecz pozbawiona oczu skorupa wprawiała w konsternację, bo z pewnością można było poczuć wlepiony w czarodzieja oceniający wzrok.
- Oskarżony lord Mathieu Rosier, lat dwadzieścia osiem, zamieszkały w Dover, dotychczas niekarany, zgadza się? - rozległ się melodyjny głos Evandry, choć przez brak otworu gębowego nie można było dokładnie określić skąd wydobywały się słowa. - Trzynastego dnia stycznia doszło do podmiany wszystkich kart czekoladowych żab. Dostaliśmy doniesienia nie tylko z fabryki czekolady Willy’ego Wonki, ale i punktów dystrybucji w całej Anglii, że z kart zniknęły sylwetki znamienitych, zasłużonych swymi czynami czarodziejów, a zastąpił je pański wizerunek. Jak się pan do tego odniesie, lordzie Rosier? - Sklątka zakołysała się w fotelu, liczne szczupłe nóżki dreptały w miejscu, zupełnie jak moszczący sobie posłanie pies. Jeden z czarodziejów, który eskortował Mathieu do sali rozpraw z kamienną twarzą wystąpił o krok i uniósł różdżkę. Snop srebrzystych iskier wystrzelił w powietrze, tworząc pod sufitem wysoki na szesnaście stóp obraz kolekcjonerskiej karty czekoladowych żab. Uśmiech umieszczonego nań wizerunek Mathieu rozbłysł jasnym, rażącym wręcz w oczy blaskiem.
Sędziowski fotel odwrócił się powoli z przeraźliwym skrzypieniem, jakie przecinając ciszę, wdzierało się do uszu, zostawiając weń nieprzyjemne wrażenie. Różowy kubraczek opinał ciasno słusznych rozmiarów tułów sklątki tylnowybuchowej. Lśniący pancerz skrywał się pod miękkim, moherowym materiałem, a zawiązany przy żądle krawat wysadzany był drogimi kamieniami. Ich blask nie mógł się równać z brokatową fakturą garnituru lorda Rosier. Rozległo się głośne pyknięcie oraz świst wystrzelonych w powietrze iskier, wydobywających się z jednego końca sklątki. Czerwony snop rozsypał się ponad ich głowami, roztaczając w powietrzu nieprzyjemny zapach gnijących ryb. Wysoki Sędzia odchrząknął, zdając się pochylać nad niewysokim blatem biurka, lecz pozbawiona oczu skorupa wprawiała w konsternację, bo z pewnością można było poczuć wlepiony w czarodzieja oceniający wzrok.
- Oskarżony lord Mathieu Rosier, lat dwadzieścia osiem, zamieszkały w Dover, dotychczas niekarany, zgadza się? - rozległ się melodyjny głos Evandry, choć przez brak otworu gębowego nie można było dokładnie określić skąd wydobywały się słowa. - Trzynastego dnia stycznia doszło do podmiany wszystkich kart czekoladowych żab. Dostaliśmy doniesienia nie tylko z fabryki czekolady Willy’ego Wonki, ale i punktów dystrybucji w całej Anglii, że z kart zniknęły sylwetki znamienitych, zasłużonych swymi czynami czarodziejów, a zastąpił je pański wizerunek. Jak się pan do tego odniesie, lordzie Rosier? - Sklątka zakołysała się w fotelu, liczne szczupłe nóżki dreptały w miejscu, zupełnie jak moszczący sobie posłanie pies. Jeden z czarodziejów, który eskortował Mathieu do sali rozpraw z kamienną twarzą wystąpił o krok i uniósł różdżkę. Snop srebrzystych iskier wystrzelił w powietrze, tworząc pod sufitem wysoki na szesnaście stóp obraz kolekcjonerskiej karty czekoladowych żab. Uśmiech umieszczonego nań wizerunek Mathieu rozbłysł jasnym, rażącym wręcz w oczy blaskiem.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wezwanie do Ministerstwa Magii było zdecydowanie niespodziewane. Nie wiedział w jakim celu zmierza na salę rozpraw, ale sam fakt tajnego posiedzenia niósł ze sobą nutę zainteresowania. Ciekawość była pierwszym stopniem do piekła, nic więc dziwnego, że omal nie opadła mu szczęka, kiedy zaprowadzono go przed najjaśniejszego, różowego sędziego i posadzono po środku jako oskarżonego. Sam fakt rozprawy prowadzonej przez sklątkę tylnowybuchową sprawiał, że nie mógł zachować powagi, choć starał się ze wszystkich sił. Sędzina przemawiająca głosem Evandry, jego drogiej szwagierki, a do tego śmiertelnie poważnie ochroniarze, którzy stali obok niego – jakby popełnił najgorszą z możliwych zbrodni. Postawiono go przed sądem, oby nie ostatecznym, a on nie bardzo wiedział jaki był tego powód.
- Zgadza się, wysoki sądzie. – przytaknął, kiedy został wyczytane jego nazwisko, wiek i miejsce zamieszkania. Miał nieposzlakowaną opinię, o karalności nie było oczywiście mowy, więc nie miał się czego obawiać. Był święcie przekonany, że zaszła jakaś niespodziewana pomyłka, na którą nie mieli żadnego wpływu. A przynajmniej do momentu, kiedy sędzia przeszła do wyjaśnień. Podmienienie kart czekoladowych żab było w rzeczy samej strasznym czynem, na pewno odbije się echem na milionie istnień. No cóż, świat pędził do przodu, zmiany istniały ciągle, może i on w końcu zasłużył na odpowiednie uhonorowanie jego osoby. Szczególnie, że po wyświetleniu danego obrazu musiał powiedzieć, że prezentował się wręcz fantastycznie na ów kartach. Każdy chciał zapisać się w historii, ale żeby od razu honorować go w taki sposób!
- Przyznam szczerze… Wysoki Sądzie, nie mam pojęcia jak to się stało, że znalazł się tam mój wizerunek, choć trzeba przyznać, że wykonanie jest fachowe. – stwierdził, przesuwając wzrok na sklątkę, której zapewne nie bawiła cala sytuacja. Byłby w zasadzie zdziwiony, jakby bawiło ją cokolwiek. – Niemniej jednak, to karygodny czyn. Trzeba czym prędzej znaleźć tego, kto go dokonał. – dodał, z pełną powagą, starając się ze wszystkich sił zachować powagę. Nie mieli dowodów, że do zrobił, a na samych poszlakach niewiele będą mogli zrobić. Tak przynajmniej funkcjonowało to w normalnym świecie, choć.. skąd miał wiedzieć, jak sędziowały sklątki!
- Zgadza się, wysoki sądzie. – przytaknął, kiedy został wyczytane jego nazwisko, wiek i miejsce zamieszkania. Miał nieposzlakowaną opinię, o karalności nie było oczywiście mowy, więc nie miał się czego obawiać. Był święcie przekonany, że zaszła jakaś niespodziewana pomyłka, na którą nie mieli żadnego wpływu. A przynajmniej do momentu, kiedy sędzia przeszła do wyjaśnień. Podmienienie kart czekoladowych żab było w rzeczy samej strasznym czynem, na pewno odbije się echem na milionie istnień. No cóż, świat pędził do przodu, zmiany istniały ciągle, może i on w końcu zasłużył na odpowiednie uhonorowanie jego osoby. Szczególnie, że po wyświetleniu danego obrazu musiał powiedzieć, że prezentował się wręcz fantastycznie na ów kartach. Każdy chciał zapisać się w historii, ale żeby od razu honorować go w taki sposób!
- Przyznam szczerze… Wysoki Sądzie, nie mam pojęcia jak to się stało, że znalazł się tam mój wizerunek, choć trzeba przyznać, że wykonanie jest fachowe. – stwierdził, przesuwając wzrok na sklątkę, której zapewne nie bawiła cala sytuacja. Byłby w zasadzie zdziwiony, jakby bawiło ją cokolwiek. – Niemniej jednak, to karygodny czyn. Trzeba czym prędzej znaleźć tego, kto go dokonał. – dodał, z pełną powagą, starając się ze wszystkich sił zachować powagę. Nie mieli dowodów, że do zrobił, a na samych poszlakach niewiele będą mogli zrobić. Tak przynajmniej funkcjonowało to w normalnym świecie, choć.. skąd miał wiedzieć, jak sędziowały sklątki!
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Najwyższy Sąd Ministerstwa Magii sięgał swoją jurysdykcją ponad wszelkie inne instancje. Przed jego oblicze sadzano największych zbrodniarzy, wysoko postawionych pracowników Ministerstwa, jak i przedstawicieli arystokratycznej krwi. Tych ostatnich traktowano łagodnie przez wzgląd na posiadane wpływy i możliwości jakie płynęły z potencjalnych układów - a przynajmniej tak było za rządów poprzedniego sędziego.
- Naturalnie, należy go znaleźć - przytaknął Wysoki Sędzia i choć nie można było dostrzec otworu gębowego sklątki, to brzmienie głosu wskazywało na to, że się uśmiecha. - Zarząd fabryki czekolady zgłosił zaistnienie wykroczenia, tym samym został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Przesłuchano pracowników, upewniając się, iż żaden z nich nie miał nic wspólnego z tym karygodnym czynem. - Kolejny snop iskier rozświetlił salę, sięgając wysokiego sufitu. Migoczący blask rozharatał umagiczniony obraz i prezentowana w ramach dowodu karta czekoladowych żab rozsypała się, niknąc w ciemności.
- Prosta dedukcja sprowadza nas do jednego podejrzanego, któremu mogłoby zależeć na sukcesie tego incydentu - wycedził spokojnym tonem, ciesząc się już na samą myśl ekspresowego tempa zamkniętej rozprawy oraz wypełnionego wymogu limitu oskarżeń na ten miesiąc. Mimo iż był najwyższy stanowiskiem, wciąż podlegał pewnym niewygodnym rozporządzeniom, a dzisiejsza rozprawa miała mu zapewnić komplet potrzebnych dokumentów. Skrzypnął mechanizm obrotowego fotela i sędzia nachylił się ponad pulpitem, jedna z zaróżowionych nóżek zakończonych twardym pazurem z zadziwiającą gracją przewróciła stronę otwartej księgi. Po kamiennych ścianach nazbyt wyraźnie poniósł się szelest bielonego pergaminu. - Jest pan podejrzany o działalność na szkodę fabryki, jak i pogwałcenie obywatelskich postaw - zagrzmiał wysoką nutą kobiecy głos, mogący zjeżyć włosy na ciele i wepchnąć w dyskomfort niepewności. Lord Rosier rzeczywiście mógł cieszyć się nieposzlakowaną opinią, tym większe ściągał więc na siebie podejrzenia, nie tylko zarzucanego mu czynu, ale pewnie i innych, skrupulatnie zatuszowanych wykroczeń.
- Chcę wiedzieć co robił pan ostatniej nocy i proszę nie oszczędzać szczegółów. - Brak widocznych oczu nie przeszkadzał Wielkiemu Sędziemu w zawieszeniu na Mathieu wyczekującego spojrzenia.
- Naturalnie, należy go znaleźć - przytaknął Wysoki Sędzia i choć nie można było dostrzec otworu gębowego sklątki, to brzmienie głosu wskazywało na to, że się uśmiecha. - Zarząd fabryki czekolady zgłosił zaistnienie wykroczenia, tym samym został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Przesłuchano pracowników, upewniając się, iż żaden z nich nie miał nic wspólnego z tym karygodnym czynem. - Kolejny snop iskier rozświetlił salę, sięgając wysokiego sufitu. Migoczący blask rozharatał umagiczniony obraz i prezentowana w ramach dowodu karta czekoladowych żab rozsypała się, niknąc w ciemności.
- Prosta dedukcja sprowadza nas do jednego podejrzanego, któremu mogłoby zależeć na sukcesie tego incydentu - wycedził spokojnym tonem, ciesząc się już na samą myśl ekspresowego tempa zamkniętej rozprawy oraz wypełnionego wymogu limitu oskarżeń na ten miesiąc. Mimo iż był najwyższy stanowiskiem, wciąż podlegał pewnym niewygodnym rozporządzeniom, a dzisiejsza rozprawa miała mu zapewnić komplet potrzebnych dokumentów. Skrzypnął mechanizm obrotowego fotela i sędzia nachylił się ponad pulpitem, jedna z zaróżowionych nóżek zakończonych twardym pazurem z zadziwiającą gracją przewróciła stronę otwartej księgi. Po kamiennych ścianach nazbyt wyraźnie poniósł się szelest bielonego pergaminu. - Jest pan podejrzany o działalność na szkodę fabryki, jak i pogwałcenie obywatelskich postaw - zagrzmiał wysoką nutą kobiecy głos, mogący zjeżyć włosy na ciele i wepchnąć w dyskomfort niepewności. Lord Rosier rzeczywiście mógł cieszyć się nieposzlakowaną opinią, tym większe ściągał więc na siebie podejrzenia, nie tylko zarzucanego mu czynu, ale pewnie i innych, skrupulatnie zatuszowanych wykroczeń.
- Chcę wiedzieć co robił pan ostatniej nocy i proszę nie oszczędzać szczegółów. - Brak widocznych oczu nie przeszkadzał Wielkiemu Sędziemu w zawieszeniu na Mathieu wyczekującego spojrzenia.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Czyżby zostało to potraktowane jako zbrodnia przeciwko ludzkości? Czy to oburzające zachowanie, którego Rosier się nie dopuścił oczywiście, miało jakiś związek z zamachem wystosowanym w stronę Lordów Kentu? Fatalne informacje w tymże kontekście, bo to oznaczało, że ktoś chciał się ich zwyczajowo pozbyć. Zastanowił się, zmarszczył brwi w pełnym skupieniu. Tak nie mogło być, tak nie miało prawa być. Ktoś śmiał wystosować w kierunku Rosierów cios, próbując pozbyć się jednego z ich najistotniejszych punktów. Dobrze, że nie uderzył w Lorda Nestora, chociaż… wizerunek Tristana akurat powinien znaleźć się na tych kartach.
Nie było tak źle. Był podejrzanym, a nie oskarżonym, a to działało na jego korzyść. Tak w zasadzie. Krótko mówiąc, nie mieli żadnych dowodów na to, że Mathieu dokonał tego czynu, ale jak ktoś bardzo chce to i dowody się znajdą. Dlatego musiał zrobić wszystko, aby jaśnie sędzina przestała go podejrzewać i znalazła sobie kogoś innego, bo on był niewinny. Jak niemowlę. Przynajmniej tym razem. Dlatego musiał oczywiście rozwikłać ów zagadkę i nakierować Lady Sklątkę na właściwe tory. Nie tak to wszystko powinno wyglądać. Wziął głęboki wdech, był gotów tłumaczyć ciąg dalszy. Nie było na co czekać, sprawca mógł zaatakować ponownie.
- W nocy? – mruknął, a raczej powtórzył po pani sędzinie. – Spędzałem czas z…. – zaczął, ale czy powinien to właśnie powiedzieć? To była tajemnica. Sekret, którego nie powinien ujawniać. Czy dobrym pomysłem było więc mówienie o tym sędzinie? – Byłem na spotkaniu. Było tak około dziesięciu osób, które mogą potwierdzić moje słowa. – dopowiedział, odwracając głowę w bok. – Te spotkania są jednak tajne, nikt nie może wiedzieć o tym, co na nich się odbywa. – dodał, wracając wzrokiem do sędziny. Nie mógł wygadać, nie mógł powiedzieć wszystkiego, chociaż chciała znać szczegóły. Czy powinien powiedzieć nazwiska i bez pardonu przyznać się do… do udziału w grupie teatralnej wielbicieli smoków? To znamienite osobistości, które z przyjemnością przydzierają na twarz maski i smocze stroje, a później odgrywają inscenizacje największych smoczych bitew.
Nie było tak źle. Był podejrzanym, a nie oskarżonym, a to działało na jego korzyść. Tak w zasadzie. Krótko mówiąc, nie mieli żadnych dowodów na to, że Mathieu dokonał tego czynu, ale jak ktoś bardzo chce to i dowody się znajdą. Dlatego musiał zrobić wszystko, aby jaśnie sędzina przestała go podejrzewać i znalazła sobie kogoś innego, bo on był niewinny. Jak niemowlę. Przynajmniej tym razem. Dlatego musiał oczywiście rozwikłać ów zagadkę i nakierować Lady Sklątkę na właściwe tory. Nie tak to wszystko powinno wyglądać. Wziął głęboki wdech, był gotów tłumaczyć ciąg dalszy. Nie było na co czekać, sprawca mógł zaatakować ponownie.
- W nocy? – mruknął, a raczej powtórzył po pani sędzinie. – Spędzałem czas z…. – zaczął, ale czy powinien to właśnie powiedzieć? To była tajemnica. Sekret, którego nie powinien ujawniać. Czy dobrym pomysłem było więc mówienie o tym sędzinie? – Byłem na spotkaniu. Było tak około dziesięciu osób, które mogą potwierdzić moje słowa. – dopowiedział, odwracając głowę w bok. – Te spotkania są jednak tajne, nikt nie może wiedzieć o tym, co na nich się odbywa. – dodał, wracając wzrokiem do sędziny. Nie mógł wygadać, nie mógł powiedzieć wszystkiego, chociaż chciała znać szczegóły. Czy powinien powiedzieć nazwiska i bez pardonu przyznać się do… do udziału w grupie teatralnej wielbicieli smoków? To znamienite osobistości, które z przyjemnością przydzierają na twarz maski i smocze stroje, a później odgrywają inscenizacje największych smoczych bitew.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Wszystkie popełniane zbrodnie czynione były w sprzeczności z prawem, wymierzone w ludzkość, całą magiczną społeczność. Były działaniem bezczelnym, brutalnym gwałtem na przyzwoitości, przesłoniętym pierzynką niewinnych uśmiechów i udawanej skruchy. Wysoki Sędzia nie znajdował się w tej sali po raz pierwszy i z pewnością też nie ostatni. Zasłynął w świecie skutecznie rozwiązywanymi sprawami w trybie ekspresowym, odznaczając się niebywałą umiejętnością wyciągania zeznań nawet z najbardziej opornych podejrzanych oraz świadków. Nieugięty brnął do celu, domagając się wyjaśnień i rozwikłania sprawy, bez względu na koszty. Wszyscy podejrzani traktowani byli w sposób jednaki, bez ofiarowania taryfy ulgowej. Wysoki Sędzia szczególnie nie znosił arystokratów, którzy tkwili w błędnym przeświadczeniu, że ich prawa sięgają dalej, niż te zapisane na kartach ministerialnych ksiąg. Arogancją i bezczelnością doprowadzali go do białej gorączki, a te zazwyczaj skutkowały niepohamowanymi wybuchami gniewu. Czy dziś miało być inaczej? Wystrojony w migotliwy garnitur lord Rosier zdawał się mieć na uwadze najwyższy szacunek do rządzącego nimi prawa oraz wykazywać się szczerą wolą pomocy w rozwikłaniu zagadki. Do czasu.
Sędzia umościł sobie miejsce w wysokim, nieco skrzypiącym fotelu. Czujna obserwacja zmian na twarzy podejrzanego o haniebną zbrodnię podsuwała wnioski, że ten zaczyna gubić się w swoich zeznaniach i niechętnie odpowiada na zadane pytania.
- Przed sądem nie ma żadnych tajemnic! - Niską nutą zagrzmiał donośnie głos sklątki, w powietrze wystrzeliły groźnie kolejne iskry, rozbryzgujące się wysoko ponad sufitem na setki błyszczących drobinek, niknących po chwili w ciemności sądowej sali. Powietrze zaczęło znacznie gęstnieć, atmosfera w żadnym wypadku nie należała do najmilszych a ostry ton sklątki świadczyć miał o tym, że nie ma tu miejsca na żarty czy zwłokę. - Jeśli zamierza pan wybronić swoje dobre imię i oczyścić się z zarzutów, zaraz powie mi pan ze szczegółami, co pan robił na tym jakże tajemniczym spotkaniu. - Sędzia wycedził chłodno słowa, nachylając się znów nad pulpitem. Ta rozprawa miała się zakończyć dzisiejszego dnia, winny natychmiast oskarżony, pojmany i posłany do odbycia jedynej stosownej kary.
Sędzia umościł sobie miejsce w wysokim, nieco skrzypiącym fotelu. Czujna obserwacja zmian na twarzy podejrzanego o haniebną zbrodnię podsuwała wnioski, że ten zaczyna gubić się w swoich zeznaniach i niechętnie odpowiada na zadane pytania.
- Przed sądem nie ma żadnych tajemnic! - Niską nutą zagrzmiał donośnie głos sklątki, w powietrze wystrzeliły groźnie kolejne iskry, rozbryzgujące się wysoko ponad sufitem na setki błyszczących drobinek, niknących po chwili w ciemności sądowej sali. Powietrze zaczęło znacznie gęstnieć, atmosfera w żadnym wypadku nie należała do najmilszych a ostry ton sklątki świadczyć miał o tym, że nie ma tu miejsca na żarty czy zwłokę. - Jeśli zamierza pan wybronić swoje dobre imię i oczyścić się z zarzutów, zaraz powie mi pan ze szczegółami, co pan robił na tym jakże tajemniczym spotkaniu. - Sędzia wycedził chłodno słowa, nachylając się znów nad pulpitem. Ta rozprawa miała się zakończyć dzisiejszego dnia, winny natychmiast oskarżony, pojmany i posłany do odbycia jedynej stosownej kary.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Obrona przed najwyższą z najwyższym przemawiającą głosem Evandry była wyjątkowo trudna. Przez moment poczuł się faktycznie tak, jakby dokonał zbrodnię przeciw ludzkości, a chodziło jedynie o zabawną i nieprzewidzianą sytuację, która miała miejsce. Niemniej jednak, sklątka była śmiertelnie poważna i z całą pewnością mógł zapaść niekorzystny dla niego wyrok, którego całkiem by się nie spodziewał. Nie pozostało mu nic innego jak wyjawienie prawdy i tylko prawdy, opierając się na własnych doświadczeniach. Ktoś dokonał tego okrutnego czynu jednak to nie było on, był w zasadzie zaskoczony, ale również całkiem zaciekawiony faktem, kto mógłby uznać go za tak wybitnego czarodzieja, że godzien został umieszczenia na kartach.
- To spotkanie klubu wielbicieli Toujours Pour, byłem tam wraz z Lordem Xavierem Burke oraz Lordem Zacharym Shafiqiem. – odparł na pytanie wielkiej sędziny, odpowiadając zupełnie szczerze. Chlanie z przyjaciółmi to najlepsze, co można robić w wolnych chwilach, a ten moment był zdecydowanie najlepszy z wszystkich. Mathieu przepadał za tymi spotkaniami, chociaż wiele razy kończyły się urwanym filmem i eliksirem wzmacniającym wypijanym prosto w kociołka następnego dnia po klubowym spotkaniu.
- Przygotowujemy się do międzynarodowych zawodów w spożywaniu Tourjours Pour, rywalizacja tego roku jest wybitnie trudna. Szlachta pochodzenia rosyjskiego i polskiego… coroczni faworyci. – powiedział z cichym westchnięciem. – Zawody mają się odbyć w Londynie tego roku. Ach! – krzyknął, jakby właśnie go olśniło. – Wraz z Lordem Burke jesteśmy zdecydowanymi faworytami naszej drużyny, być może to sabotaż zagranicznej drużyny, która chce obniżyć nasze możliwości, to niepojęte! – dodał, podnosząc głos. Tak w rzeczy samej mogłoby się zdarzyć, sabotowanie tak ważnego wydarzenia poprzez pojmanie przez najwyższy sąd jednego z czołowych graczy było… ciosem poniżej pasa. Nie sądził, aby to była któraś z drużyn wiodących prym, raczej ta, która chciałaby się zakwalifikować do finałowych rozgrywek. – Sabotaż, to z pewnością ich… sabotaż. – pokiwał głową w niedowierzaniem. Poważne zawody, poważna konkurencja, a tutaj tak niecne czyny.
- To spotkanie klubu wielbicieli Toujours Pour, byłem tam wraz z Lordem Xavierem Burke oraz Lordem Zacharym Shafiqiem. – odparł na pytanie wielkiej sędziny, odpowiadając zupełnie szczerze. Chlanie z przyjaciółmi to najlepsze, co można robić w wolnych chwilach, a ten moment był zdecydowanie najlepszy z wszystkich. Mathieu przepadał za tymi spotkaniami, chociaż wiele razy kończyły się urwanym filmem i eliksirem wzmacniającym wypijanym prosto w kociołka następnego dnia po klubowym spotkaniu.
- Przygotowujemy się do międzynarodowych zawodów w spożywaniu Tourjours Pour, rywalizacja tego roku jest wybitnie trudna. Szlachta pochodzenia rosyjskiego i polskiego… coroczni faworyci. – powiedział z cichym westchnięciem. – Zawody mają się odbyć w Londynie tego roku. Ach! – krzyknął, jakby właśnie go olśniło. – Wraz z Lordem Burke jesteśmy zdecydowanymi faworytami naszej drużyny, być może to sabotaż zagranicznej drużyny, która chce obniżyć nasze możliwości, to niepojęte! – dodał, podnosząc głos. Tak w rzeczy samej mogłoby się zdarzyć, sabotowanie tak ważnego wydarzenia poprzez pojmanie przez najwyższy sąd jednego z czołowych graczy było… ciosem poniżej pasa. Nie sądził, aby to była któraś z drużyn wiodących prym, raczej ta, która chciałaby się zakwalifikować do finałowych rozgrywek. – Sabotaż, to z pewnością ich… sabotaż. – pokiwał głową w niedowierzaniem. Poważne zawody, poważna konkurencja, a tutaj tak niecne czyny.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Zasłuchana w zeznania sklątka milczała, żadnym gestem nie zdradzając własnych przemyśleń ani wniosków.
- Ah, sabotaż? - powtórzył za podejrzanym Wysoki Sędzia, pogrążając się w zamyśleniu. Zupełnie nie spodziewał się opowieści o klubie miłośników wina, ale po tych nieszczęsnych szlachcicach wszystkiego można było się spodziewać. Co za bzdury… przemknęło jej przez myśl, kiedy już układała w głowie dalszy przebieg tego przesłuchania.
Sklątka bujała się w swoim fotelu, ponurą, gęstą ciszę przecinało ciche skrzypienie nienaoliwionego mebla.
- Naturalnie powinnam kierować się domniemaniem niewinności… - wymamrotała nieco ciszej, choć i jej głos niósł się do najdalszych zakątków sali. Należało znaleźć dowód winy, bez tego nie będzie wyroku. Sprawa miała rozwiązać się dziś i zaraz tego dopilnuje! Świsnęły czerwone iskry, rozbryzgując się pod sufitem na dziesiątki drobnych światełek. - Ściągnąć mi tu tych lordów, Xaviera Burke i Zachary’ego Shafiq! A także tych Polaków i Rosjan! - zawyrokował Wysoki Sędzia, wskazując odnóżem w kierunku strażników. Jeden z nich natychmiast wystąpił na przód i skinął głową z zapałem godnym pochwały, wybiegając równym krokiem z sali przesłuchań. Drugi w tym czasie nawet nie drgnął, wciąż pełniąc swą straż po drugiej stronie przejścia.
Tym razem cisza nie przeciągała się w nieskończoność, sklątka wyprostowała się w swoim fotelu, co skutkowało kolejnym, jeżącym włosy na karku skrzypnięciem. Przez brak wyraźnie zarysowanego otworu gębowego, trudno stwierdzić czy Wielkiemu Sędzi to przeszkadzało. Nie pozwolił natomiast na marnotrawienie czasu, przechodząc do dalszej części przesłuchania.
- Niech oskarżony mi powie ile butelek Toujour Pour zostało przez pana spożyte podczas tego spotkania klubu wielbicieli wina - odezwał się ponownie, tym razem wolno cedząc kolejne słowa. - Na ile ocenia pań swoją zdolność do trzymania się w ryzach pod wpływem? Czy jest pan pewien, że pomimo alkoholowego upojenia, nie dopuścił się żadnego karalnego czynu?
Drzwi do sali przesłuchań otworzyły się ponownie i stanął w nich strażnik, ciągnący za sobą dwa ciała, prowadzone ze zdecydowanie mniejszym szacunkiem, niż potraktowano lorda Rosiera. Wpół przytomni mężczyźni nosili obszyte gęstym futrem ubrania, w niczym nie przypominające lordowskie szaty.
- Janusz Kowalik i Boris Popov, przedstawiciele zagranicznych klubów sympatyków Toujour Pour, Wysoki Sędzio - zapowiedział strażnik, pilnując by przyprowadzeni czarodzieje, którzy przez chwilę tkwili na kamiennej posadzce, zostali przelewitowani do krzeseł, jakie wyczarowano w linii prostej obok szlachcica.
- Ah, sabotaż? - powtórzył za podejrzanym Wysoki Sędzia, pogrążając się w zamyśleniu. Zupełnie nie spodziewał się opowieści o klubie miłośników wina, ale po tych nieszczęsnych szlachcicach wszystkiego można było się spodziewać. Co za bzdury… przemknęło jej przez myśl, kiedy już układała w głowie dalszy przebieg tego przesłuchania.
Sklątka bujała się w swoim fotelu, ponurą, gęstą ciszę przecinało ciche skrzypienie nienaoliwionego mebla.
- Naturalnie powinnam kierować się domniemaniem niewinności… - wymamrotała nieco ciszej, choć i jej głos niósł się do najdalszych zakątków sali. Należało znaleźć dowód winy, bez tego nie będzie wyroku. Sprawa miała rozwiązać się dziś i zaraz tego dopilnuje! Świsnęły czerwone iskry, rozbryzgując się pod sufitem na dziesiątki drobnych światełek. - Ściągnąć mi tu tych lordów, Xaviera Burke i Zachary’ego Shafiq! A także tych Polaków i Rosjan! - zawyrokował Wysoki Sędzia, wskazując odnóżem w kierunku strażników. Jeden z nich natychmiast wystąpił na przód i skinął głową z zapałem godnym pochwały, wybiegając równym krokiem z sali przesłuchań. Drugi w tym czasie nawet nie drgnął, wciąż pełniąc swą straż po drugiej stronie przejścia.
Tym razem cisza nie przeciągała się w nieskończoność, sklątka wyprostowała się w swoim fotelu, co skutkowało kolejnym, jeżącym włosy na karku skrzypnięciem. Przez brak wyraźnie zarysowanego otworu gębowego, trudno stwierdzić czy Wielkiemu Sędzi to przeszkadzało. Nie pozwolił natomiast na marnotrawienie czasu, przechodząc do dalszej części przesłuchania.
- Niech oskarżony mi powie ile butelek Toujour Pour zostało przez pana spożyte podczas tego spotkania klubu wielbicieli wina - odezwał się ponownie, tym razem wolno cedząc kolejne słowa. - Na ile ocenia pań swoją zdolność do trzymania się w ryzach pod wpływem? Czy jest pan pewien, że pomimo alkoholowego upojenia, nie dopuścił się żadnego karalnego czynu?
Drzwi do sali przesłuchań otworzyły się ponownie i stanął w nich strażnik, ciągnący za sobą dwa ciała, prowadzone ze zdecydowanie mniejszym szacunkiem, niż potraktowano lorda Rosiera. Wpół przytomni mężczyźni nosili obszyte gęstym futrem ubrania, w niczym nie przypominające lordowskie szaty.
- Janusz Kowalik i Boris Popov, przedstawiciele zagranicznych klubów sympatyków Toujour Pour, Wysoki Sędzio - zapowiedział strażnik, pilnując by przyprowadzeni czarodzieje, którzy przez chwilę tkwili na kamiennej posadzce, zostali przelewitowani do krzeseł, jakie wyczarowano w linii prostej obok szlachcica.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Paradoksalna sytuacja, która nie powinna mieć miejsca. Stawanie przed najwyższym sądem było nie tylko stresujące, ale i niepoważne, kiedy Sędziną była sklątka tylnowybuchowa używająca głosu jego drogiej bratowej. Nie był pewien w jaki sposób funkcjonowało to dokładnie. A może nadal był na spotkaniu klubu, a alkohol za bardzo namieszał mu w głowie? Zaczął rozglądać się za namiastką normalności w otaczającym go świecie, choć musiał przyznać, że śmiertelna mina strażnika wyrażała więcej niż tysiąc słów. Może on też obawiał się sklątki?
Wezwanie pozostałych było dość zaskakujące, obawiał się, że sabotażyści mogą zadziałać na jego niekorzyść i jawnie zeznają przed sklątką, że to Rosier dokonał tego haniebnego czynu. Oburzające, ale przeciwnicy rywalizujący na jednej płaszczyźnie mogli pokusić się do najbardziej nieprzewidywalnych czynów i sięgnąć po rozwiązanie nie mające nic wspólnego z grą fair play. Najważniejszym było jednak, aby Xavier i Zachary zeznawali na jego korzyść, chyba, że pomylił sabotaż z głupim żartem. Oby nie. Oby też sklątka zaufała bardziej zeznaniom szanowanych Lordów, niżeli ich przeciwników w zawodach.
- Dwie… Może trzy. – powiedział po chwili namysłu. Na takich spotkaniach nie można było się poddawać, musieli pokazywać swoją klasę, a przecież jako wielmożni Lordowie byli klasą samą w sobie i nikt nie mógł im podskoczyć. Wiele Toujours Pur musiało się przelać nim doszli do iście mistrzowskiej wprawy i mogli stanąć do rywalizacji. – Swoją zdolność, o Wysoki Sądzie, oceniam dość wysoko. W dziesięciostopniowej skali dałbym sobie mocne osiem. I jestem pewien, że nie dopuściłem się tak haniebnego, acz schlebiającego mi czynu. – zaznaczył wyraźnie. Wpływ alkoholu na zdolności nie był znaczący, a raczej nie powinien być.
Strażnik powrócił na salę i przyprowadził ze sobą jego przeciwników. Rosier zmarszczył brwi widząc ich twarze. Ta zawzięta rywalizacja przeniosła się również na sferę prywatną.
- To właśni oni, Wysoki Sądzie. – powiedział z powaga i ponownie spojrzał na sklątkę. – Pokusiłbym się o stwierdzenie celowości ich działania, jakoby usunięcie naszego zespołu z rozgrywek spowodowałoby większą ilość Toujours Pur dla nich. – skazani przez sąd najwyższej instancji nie mogliby brać udziału w zawodach, a skazanie jednego zawodnika psuło opinię całego zespołu i był on odsuwany od gry. To wszystko stawało się jasne i klarowne, chcieli całe Tourjours Pur dla siebie!
Wezwanie pozostałych było dość zaskakujące, obawiał się, że sabotażyści mogą zadziałać na jego niekorzyść i jawnie zeznają przed sklątką, że to Rosier dokonał tego haniebnego czynu. Oburzające, ale przeciwnicy rywalizujący na jednej płaszczyźnie mogli pokusić się do najbardziej nieprzewidywalnych czynów i sięgnąć po rozwiązanie nie mające nic wspólnego z grą fair play. Najważniejszym było jednak, aby Xavier i Zachary zeznawali na jego korzyść, chyba, że pomylił sabotaż z głupim żartem. Oby nie. Oby też sklątka zaufała bardziej zeznaniom szanowanych Lordów, niżeli ich przeciwników w zawodach.
- Dwie… Może trzy. – powiedział po chwili namysłu. Na takich spotkaniach nie można było się poddawać, musieli pokazywać swoją klasę, a przecież jako wielmożni Lordowie byli klasą samą w sobie i nikt nie mógł im podskoczyć. Wiele Toujours Pur musiało się przelać nim doszli do iście mistrzowskiej wprawy i mogli stanąć do rywalizacji. – Swoją zdolność, o Wysoki Sądzie, oceniam dość wysoko. W dziesięciostopniowej skali dałbym sobie mocne osiem. I jestem pewien, że nie dopuściłem się tak haniebnego, acz schlebiającego mi czynu. – zaznaczył wyraźnie. Wpływ alkoholu na zdolności nie był znaczący, a raczej nie powinien być.
Strażnik powrócił na salę i przyprowadził ze sobą jego przeciwników. Rosier zmarszczył brwi widząc ich twarze. Ta zawzięta rywalizacja przeniosła się również na sferę prywatną.
- To właśni oni, Wysoki Sądzie. – powiedział z powaga i ponownie spojrzał na sklątkę. – Pokusiłbym się o stwierdzenie celowości ich działania, jakoby usunięcie naszego zespołu z rozgrywek spowodowałoby większą ilość Toujours Pur dla nich. – skazani przez sąd najwyższej instancji nie mogliby brać udziału w zawodach, a skazanie jednego zawodnika psuło opinię całego zespołu i był on odsuwany od gry. To wszystko stawało się jasne i klarowne, chcieli całe Tourjours Pur dla siebie!
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Sklątka pokiwała odnóżem ze zrozumieniem, choć musiała przyznać przed samą sobą, że nie była świadoma ile butelek alkoholu może wypić czarodziej nim zupełnie postrada zmysły, na tyle, by móc zdecydować się na skrajnie głupie pomysły. Podobnych spraw miała do rozpatrzenia kilka każdego dnia. Zadziwiających zwyczajów ludzi nigdy nie będzie w stanie zrozumieć. Na spożywanie wina w ramach sportu mógł wpaść wyłącznie ten gatunek, zbyt arogancki, dumny i leniwy, by spożytkować swą energię na coś prawdziwie przydatnego, jak choćby pilnowanie, by inni nie łamali prawa. Nic też dziwnego, że ludzie wciąż rościli sobie prawa do tytułu panujących nad światem.
Wysoki Sędzia słynął ze swej sprawiedliwości. Wszystkie sprawy doprowadzane były do wyroku przez skrupulatne i wnikliwe dochodzenie, efektywne przesłuchiwanie świadków i wyciąganie wszelkich zeznań. Przed obliczem sklątki niejeden się lękał, padając na kolana, by błagać o przebaczenie, byleby uniknąć praworządnego wyroku.
- To on, to był pomysł Popova! - zawołał od razu jeden z wprowadzonych czarodziejów, kiedy uniósł swoje zaczerwienione z pijaństwa oblicze i ostatkiem trzeźwości umysłu zrozumiał, gdzie się znajduje.
- Te karty, to był tylko żart... - wymamrotał drugi, nie mając nawet siły, by spojrzeć na Wysokiego Sędzię. Męski głos brzmiał bardziej jak bełkot, niż prawdziwe słowa.
Sklątka wymamrotała coś do siebie, a docierający uszu czarodziei ton mógł śmiało wskazywać na pogardę. Odchyliła się lekko w fotelu, krótko zastanawiając nad rozwiązaniem sprawy. Rozległo się ciche skrobanie stalówki zaczarowanego pióra po pergaminie, w rubryce poświęconej na podpis pojawił się atramentowy zawijas, lecz zawarte weń litery w niczym nie przypominały ludzkich znaków.
- Janusz Kowalik i Boris Popov, uznaję was za winnych dokonania tak haniebnego czynu. Skazuję was na sto lat szycia koszul nocnych dla gumochłonów - zagrzmiał wyrok sygnowany pieczęcią Ministerstwa Magii. Choć sklątka nie miała wyraźnie zarysowanego otworu gębowego, tak co spostrzegawcza osoba mogła w jej melodyjnym głosie rozpoznać nową, radośniejszą nutę, jak gdyby sędzia czerpał satysfakcję z możliwości posłania oskarżonych w bezkresną otchłań.
Pod mężczyznami z głuchym trzaskiem otworzyła się zapadnia, a zionący z dołu chłód wyciągał już swe mroczne macki, zachłannie owijając się wokół ich kostek. Ci dwaj zawisnęli bezładnie w powietrzu, Polak zamachał nędznie nogami w poszukiwania oparcia dla stóp. W jednej chwili na twarzach oskarżonych pojawiło się zdumienie, momentalnie przeradzające w strach. W ciemnościach sali rozpraw z łatwością można było spostrzec kredowo białe policzki, a z powiększonych do rozmiarów spodeczków oczu zionęło przerażenie. Kłąb dymu otulił nieszczęśników, ciasno przesłaniając wykrzywione panicznie ciała; czerń szarpnęła, wciągając ich w rozwartą przestrzeń, a klapa zapadni zamknęła się gwałtownie i zapadła głucha cisza.
- Wyprowadzić lorda Rosiera - zaświergotał dźwięczny ton Evandrowego głosu, przełamując milczenie, wybrzmiewając dumą ze sprawiedliwie wyciągniętego wyroku. Okalające nadgarstki Mathieu puchate kajdany rozpięły się i zniknęły z głuchym ”puf!. Drzwi za jego plecami rozwarły się szeroko i zebrani ruszyli do wyjścia.
Gdy tylko szlachcic podniósł się z miejsca, otaczające go obrazy zaczęły niknąć, otoczenie rozmyło się pod naporem rzeczywistości. Różowy kubraczek sklątki zlał się ze skrzypiącym fotelem, a pod sufit wystrzeliły jeszcze czerwone iskry. Ich blask przygasł, kiedy zaspane powieki Mathieu rozchyliły się, a do jego oczu dotarły pierwsze promienie słońca.
| zt x2
Wysoki Sędzia słynął ze swej sprawiedliwości. Wszystkie sprawy doprowadzane były do wyroku przez skrupulatne i wnikliwe dochodzenie, efektywne przesłuchiwanie świadków i wyciąganie wszelkich zeznań. Przed obliczem sklątki niejeden się lękał, padając na kolana, by błagać o przebaczenie, byleby uniknąć praworządnego wyroku.
- To on, to był pomysł Popova! - zawołał od razu jeden z wprowadzonych czarodziejów, kiedy uniósł swoje zaczerwienione z pijaństwa oblicze i ostatkiem trzeźwości umysłu zrozumiał, gdzie się znajduje.
- Te karty, to był tylko żart... - wymamrotał drugi, nie mając nawet siły, by spojrzeć na Wysokiego Sędzię. Męski głos brzmiał bardziej jak bełkot, niż prawdziwe słowa.
Sklątka wymamrotała coś do siebie, a docierający uszu czarodziei ton mógł śmiało wskazywać na pogardę. Odchyliła się lekko w fotelu, krótko zastanawiając nad rozwiązaniem sprawy. Rozległo się ciche skrobanie stalówki zaczarowanego pióra po pergaminie, w rubryce poświęconej na podpis pojawił się atramentowy zawijas, lecz zawarte weń litery w niczym nie przypominały ludzkich znaków.
- Janusz Kowalik i Boris Popov, uznaję was za winnych dokonania tak haniebnego czynu. Skazuję was na sto lat szycia koszul nocnych dla gumochłonów - zagrzmiał wyrok sygnowany pieczęcią Ministerstwa Magii. Choć sklątka nie miała wyraźnie zarysowanego otworu gębowego, tak co spostrzegawcza osoba mogła w jej melodyjnym głosie rozpoznać nową, radośniejszą nutę, jak gdyby sędzia czerpał satysfakcję z możliwości posłania oskarżonych w bezkresną otchłań.
Pod mężczyznami z głuchym trzaskiem otworzyła się zapadnia, a zionący z dołu chłód wyciągał już swe mroczne macki, zachłannie owijając się wokół ich kostek. Ci dwaj zawisnęli bezładnie w powietrzu, Polak zamachał nędznie nogami w poszukiwania oparcia dla stóp. W jednej chwili na twarzach oskarżonych pojawiło się zdumienie, momentalnie przeradzające w strach. W ciemnościach sali rozpraw z łatwością można było spostrzec kredowo białe policzki, a z powiększonych do rozmiarów spodeczków oczu zionęło przerażenie. Kłąb dymu otulił nieszczęśników, ciasno przesłaniając wykrzywione panicznie ciała; czerń szarpnęła, wciągając ich w rozwartą przestrzeń, a klapa zapadni zamknęła się gwałtownie i zapadła głucha cisza.
- Wyprowadzić lorda Rosiera - zaświergotał dźwięczny ton Evandrowego głosu, przełamując milczenie, wybrzmiewając dumą ze sprawiedliwie wyciągniętego wyroku. Okalające nadgarstki Mathieu puchate kajdany rozpięły się i zniknęły z głuchym ”puf!. Drzwi za jego plecami rozwarły się szeroko i zebrani ruszyli do wyjścia.
Gdy tylko szlachcic podniósł się z miejsca, otaczające go obrazy zaczęły niknąć, otoczenie rozmyło się pod naporem rzeczywistości. Różowy kubraczek sklątki zlał się ze skrzypiącym fotelem, a pod sufit wystrzeliły jeszcze czerwone iskry. Ich blask przygasł, kiedy zaspane powieki Mathieu rozchyliły się, a do jego oczu dotarły pierwsze promienie słońca.
| zt x2
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
[SEN]Your Honor. It's a chocolate frog
Szybka odpowiedź