Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cheshire
Warrington
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Warrington
Warrington to największe miasto hrabstwa Cheshire o bogatej historii i sporej populacji, które dumnie spoczywa przy rzece Mersey. Jego geneza sięga rzymskich kroków i hucznych podbojów, przejęte zostało później przez Sasów - obecnie przerodziwszy się w ośrodek słynący z handlu stalą, tekstyliami, browarnictwa i garbarstwa. Kwitnie w nim transport rzeczny. Zbudowano port, w którym gęsto gromadzą się kupcy i handlarze sprowadzający do Cheshire dobra z innych części kraju, a mimo industrialnego zapału nie brakuje w Warrington również ośrodków kultury: od niedawna funkcjonuje w mieście opera, starsze natomiast są teatr, galeria sztuki i filharmonia oferująca przede wszystkim koncerty orkiestr muzyki klasycznej. Nieopodal obrzeży znajduje się muzeum poświęcone historii myślistwa. W śródmieściu kwitnie miejskie życie typowe w nowym ustroju pod wodzą Ministra Magii Cronusa Malfoya. Po ulicach kroczą czarodzieje w tradycyjnych szatach, bo próżno tu szukać większych mugolskich skupisk; te zdają się w ostatnim czasie umykać poza granice metropolii, dbając o własne bezpieczeństwo.
Nie towarzyszył mu niepokój czy lęk, chociaż w jego głowie wciąż była myśl o tym, że szlamy mogły gdzieś znajdywał się na ulicy. Może dlatego coraz rzadziej opuszczał Londyn? Tam nie było podobnych... nieprzyjemnych niespodzianek. Nie musiał myśleć o tym robactwie, które zalęgało się wciąż w reszcie kraju. Było coś uspokajającego w fakcie, że Londyn był... czysty. Tak zwyczajnie w świecie.
Zaraz jednak od spoglądania na ceramikę oderwało go usłyszenie własnego imienia. W końcu nie było ono popularne - nie padało przypadkiem na ulicy, nie tutaj w Anglii przynajmniej. Przesunął swoje spojrzenie na kobietę, na jej twarz i rysy twarzy, które przywodziły na myśl szczenię.
Nienawidził szczeniaków. Zawsze były głośne i irytujące. Chociaż zaraz zasłonił to znów delikatnym uśmiechem. Kolejne głośne zachowanie.
- Aida, dobrze pamiętam? - zapytał, mogąc kiedyś źle wychwycić jej imię w tłumie. Nie wiedział o niej... nic. Tak na dobrą sprawę nie znał jej pochodzenia, zawodu czy edukacji. Pewnego razu przestała pojawiać się w przybytkach na Pokątnej - nie był nawet w stanie określić czy było to tuż przed wybuchem wojny, a może niedługo po Bezksiężycowej Nocy? Może w rzeczywistości jej zniknięcie miało coś wspólnego z lękiem, że trafi pod różdżki tych, którzy zaprowadzali słuszny porządek?
Może powinien być bardziej ostrożny względem niej? Choć z drugiej strony, po zupełnie przeciwnej barykadzie - to nie on musiał się obawiać. Na pewno nie jej - co podobna jej dziewczyna mogłaby zrobić? A jeśli rzeczywiście jej pochodzenie skierowało ją do ucieczki z Londynu, równie prędko mogłaby się zdradzić, odpowiednio pociągnięta za język.
- Ugh, nigdy nie próbowałem ich zup. Miałem szczęście, że moja żona dobrze gotowała - odpowiedział, czując czasem niezbyt apetyczny zapach potraw, który samotnie wystarczał do odwiedzenia go od zamówienia i skosztowania porcji. Dlaczego ludzie truli się podobnymi daniami? Nie był w stanie tego pojąć. - Ale już dawno nie zjawiałaś się w Dziurawym? A może to ja byłem w ostatnich miesiącach bardziej zapracowany, trudno to chyba do końca ocenić - przyznał, licząc na wyciągnięcie skrawków informacji o tym, kiedy kobieta tak w ogóle zniknęła z Londynu i okolic - a może wciąż mieszkała w mieście? Może po prostu mając do dyspozycji cały Londyn, przestała przebywać wyłącznie na Pokątnej?
On osobiście odczuwał nieco większą swobodę, kiedy poruszał się po stolicy.
- Poszukujesz nowej zastawy do domu? Chyba nastały czasy, gdzie trzeba skwaszoną zupę gotować samemu zamiast stołować się po lokalach, choć na pewno nie byłby to mój pierwszy wybór w kwestii potrawy - stwierdził z lekkością w głosie, tak jak przywykł do niezobowiązujących rozmów, spoglądając zaraz w bok na zestawy porcelan i ich zdobienia. - Całkiem duży przekrój, coś przykuwa twoją uwagę czy sama nie jesteś pewna? - On sam nie był pewny, czego dokładnie miał szukać - i czy zwracał uwagę na odpowiednie rzeczy. Tłum nie pomagał w najmniejszym stopniu, a wyciągnięcie różdżki i rzucenie zaklęcia mającego na celu wykrycie źródła czarnej magii było ryzykowne. Nie chciał przecież zwracać na siebie uwagi i powodować zbędnego zamieszania - jeszcze tego mu brakowało, aby został oskarżony o zakłócanie spokoju i chęć ataku na kimś lub czymś.
Może runy wyłącznie mu się zdawały być widoczne? Może były to przypadkowe pociągnięcia pędzlem? Nie przepadał za suchym ufaniem swojej intuicji - ta nie pokazywała mu dowodów, nie sugerowała i nie dawała dokładnych powodów, dla których miałby podejmować decyzję, poza czystym podejrzeniem.
Musiał być dzisiaj rozważny.
Zaraz jednak od spoglądania na ceramikę oderwało go usłyszenie własnego imienia. W końcu nie było ono popularne - nie padało przypadkiem na ulicy, nie tutaj w Anglii przynajmniej. Przesunął swoje spojrzenie na kobietę, na jej twarz i rysy twarzy, które przywodziły na myśl szczenię.
Nienawidził szczeniaków. Zawsze były głośne i irytujące. Chociaż zaraz zasłonił to znów delikatnym uśmiechem. Kolejne głośne zachowanie.
- Aida, dobrze pamiętam? - zapytał, mogąc kiedyś źle wychwycić jej imię w tłumie. Nie wiedział o niej... nic. Tak na dobrą sprawę nie znał jej pochodzenia, zawodu czy edukacji. Pewnego razu przestała pojawiać się w przybytkach na Pokątnej - nie był nawet w stanie określić czy było to tuż przed wybuchem wojny, a może niedługo po Bezksiężycowej Nocy? Może w rzeczywistości jej zniknięcie miało coś wspólnego z lękiem, że trafi pod różdżki tych, którzy zaprowadzali słuszny porządek?
Może powinien być bardziej ostrożny względem niej? Choć z drugiej strony, po zupełnie przeciwnej barykadzie - to nie on musiał się obawiać. Na pewno nie jej - co podobna jej dziewczyna mogłaby zrobić? A jeśli rzeczywiście jej pochodzenie skierowało ją do ucieczki z Londynu, równie prędko mogłaby się zdradzić, odpowiednio pociągnięta za język.
- Ugh, nigdy nie próbowałem ich zup. Miałem szczęście, że moja żona dobrze gotowała - odpowiedział, czując czasem niezbyt apetyczny zapach potraw, który samotnie wystarczał do odwiedzenia go od zamówienia i skosztowania porcji. Dlaczego ludzie truli się podobnymi daniami? Nie był w stanie tego pojąć. - Ale już dawno nie zjawiałaś się w Dziurawym? A może to ja byłem w ostatnich miesiącach bardziej zapracowany, trudno to chyba do końca ocenić - przyznał, licząc na wyciągnięcie skrawków informacji o tym, kiedy kobieta tak w ogóle zniknęła z Londynu i okolic - a może wciąż mieszkała w mieście? Może po prostu mając do dyspozycji cały Londyn, przestała przebywać wyłącznie na Pokątnej?
On osobiście odczuwał nieco większą swobodę, kiedy poruszał się po stolicy.
- Poszukujesz nowej zastawy do domu? Chyba nastały czasy, gdzie trzeba skwaszoną zupę gotować samemu zamiast stołować się po lokalach, choć na pewno nie byłby to mój pierwszy wybór w kwestii potrawy - stwierdził z lekkością w głosie, tak jak przywykł do niezobowiązujących rozmów, spoglądając zaraz w bok na zestawy porcelan i ich zdobienia. - Całkiem duży przekrój, coś przykuwa twoją uwagę czy sama nie jesteś pewna? - On sam nie był pewny, czego dokładnie miał szukać - i czy zwracał uwagę na odpowiednie rzeczy. Tłum nie pomagał w najmniejszym stopniu, a wyciągnięcie różdżki i rzucenie zaklęcia mającego na celu wykrycie źródła czarnej magii było ryzykowne. Nie chciał przecież zwracać na siebie uwagi i powodować zbędnego zamieszania - jeszcze tego mu brakowało, aby został oskarżony o zakłócanie spokoju i chęć ataku na kimś lub czymś.
Może runy wyłącznie mu się zdawały być widoczne? Może były to przypadkowe pociągnięcia pędzlem? Nie przepadał za suchym ufaniem swojej intuicji - ta nie pokazywała mu dowodów, nie sugerowała i nie dawała dokładnych powodów, dla których miałby podejmować decyzję, poza czystym podejrzeniem.
Musiał być dzisiaj rozważny.
I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiwnęła głową. Dobrze pamiętał. Właściwie to nie było aż tak trudne. Nie spotkała w swoim życiu zbyt wielu innych Aid. Dlatego często w terenie używała innych imion, popularniejszych, które łatwiej gubiły się w otchłani pamięci. Ale skoro wpadła na dawnego znajomego, nie miała szczególnego wyboru. Musiała pozostać dla niego Aidą. Księżniczką, która w popularnej operze oddała życie za miłość do swojego wroga. Ciekawe, czy taki czarodziej, jak Oyvind w ogóle kojarzył mugolską sztukę? Podejrzewała, że nie. Magiczni potrafili być niezwykłymi ignorantami na to, co jest dla nich inne i obce. Niemagiczni zapewne również, ale na swoje szczęście panna Lyon poznała ich od innej, tej lepszej strony. A może nieszczęście? Gdyby była pełnokrwistą czarownicą, zapewne byłaby po prostu bezpieczniejsza.
– Och, to zaiste masz… miałeś szczęście – poprawiła się. Tak młody mężczyzna i już mówił o żonie w czasie przeszłym? Rozstali się? Czy może to wojna? – Wybacz, nie chcę być wścibska, to właściwie nie moja sprawa, ale mam nadzieję, że… nic jej, wam, nie jest? – spytała delikatnym tonem. Nawet jeśli Oyvind nie miał najlepszej reputacji, to Aida nie chciała, aby komuś, komu nie zostały udowodnione winy, działa się krzywda. Nauczyła się już, że zbyt pochopne ocenianie nie jest zwykle najlepszym rozwiązaniem, chociaż w obecnych czasach nie zawsze dało się inaczej.
Na kolejne pytanie wzruszyła ramionami.
– Sam chyba wiesz, jak jest teraz w Londynie… – Uśmiechnęła się smutno. – Czystość powinna gwarantować bezpieczeństwo, prawda? Niestety, gdy mnie okradziono, bliscy nie chcieli, bym została w mieście. Na obrzeżach bywa niebezpiecznie – odparła nieco nerwowo. W końcu to nie był łatwy temat dla nikogo, a ona tak po prawdzie nie kłamała. A przynajmniej nie, jeśli by rozbić jej słowa na części pierwsze. – Chyba rozumiesz, jak to jest. Ale wrócę, brakuje mi Pokątnej. Tylko najpierw niech wszyscy zdrajcy zostaną ukarani. – A to, kto jest dla kogo zdrajcą, niech już zostanie w gestii prywatnej.
Tym razem mężczyzna źle się domyślił. Więc nie pokiwała głową po raz kolejny. Zaprzeczyła, choć i tym razem nie miała najmniejszego zamiaru mówić całej prawdy.
– Nie, nie, to na prezent. Żona sąsiada marzy o nowej zastawie, a on nie potrafi nic dobrego wybrać – powiedziała. – Poczekamy, zobaczymy, wiele z tej porcelany to naprawdę piękne zestawy. O, widzisz tamten? Jest tak biały, bo do jego stworzenia wykorzystano prawdziwe kości zwierząt. Ale nie podoba mi się jego zdobienie… – zamyśliła się na chwilę, dotykając dłonią ust.
Po chwili na podest wszedł mężczyzna, który przed chwilą kręcił się wokół. Ogłosił rozpoczęcie aukcji.
– Teraz będą tłumaczyć specyfikę każdego kompletu – powiedziała, może niepotrzebnie. – Ale ten pierwszy… nie, nie, nie jest dobry, to zbyt gruba porcelana – dodała, ni to do siebie, ni to do swojego towarzysza, widząc komplet, który właśnie został wniesiony. Ten zaś, który roztaczał wokół siebie specyficzną aurę, był następny w kolejce.
– Och, to zaiste masz… miałeś szczęście – poprawiła się. Tak młody mężczyzna i już mówił o żonie w czasie przeszłym? Rozstali się? Czy może to wojna? – Wybacz, nie chcę być wścibska, to właściwie nie moja sprawa, ale mam nadzieję, że… nic jej, wam, nie jest? – spytała delikatnym tonem. Nawet jeśli Oyvind nie miał najlepszej reputacji, to Aida nie chciała, aby komuś, komu nie zostały udowodnione winy, działa się krzywda. Nauczyła się już, że zbyt pochopne ocenianie nie jest zwykle najlepszym rozwiązaniem, chociaż w obecnych czasach nie zawsze dało się inaczej.
Na kolejne pytanie wzruszyła ramionami.
– Sam chyba wiesz, jak jest teraz w Londynie… – Uśmiechnęła się smutno. – Czystość powinna gwarantować bezpieczeństwo, prawda? Niestety, gdy mnie okradziono, bliscy nie chcieli, bym została w mieście. Na obrzeżach bywa niebezpiecznie – odparła nieco nerwowo. W końcu to nie był łatwy temat dla nikogo, a ona tak po prawdzie nie kłamała. A przynajmniej nie, jeśli by rozbić jej słowa na części pierwsze. – Chyba rozumiesz, jak to jest. Ale wrócę, brakuje mi Pokątnej. Tylko najpierw niech wszyscy zdrajcy zostaną ukarani. – A to, kto jest dla kogo zdrajcą, niech już zostanie w gestii prywatnej.
Tym razem mężczyzna źle się domyślił. Więc nie pokiwała głową po raz kolejny. Zaprzeczyła, choć i tym razem nie miała najmniejszego zamiaru mówić całej prawdy.
– Nie, nie, to na prezent. Żona sąsiada marzy o nowej zastawie, a on nie potrafi nic dobrego wybrać – powiedziała. – Poczekamy, zobaczymy, wiele z tej porcelany to naprawdę piękne zestawy. O, widzisz tamten? Jest tak biały, bo do jego stworzenia wykorzystano prawdziwe kości zwierząt. Ale nie podoba mi się jego zdobienie… – zamyśliła się na chwilę, dotykając dłonią ust.
Po chwili na podest wszedł mężczyzna, który przed chwilą kręcił się wokół. Ogłosił rozpoczęcie aukcji.
– Teraz będą tłumaczyć specyfikę każdego kompletu – powiedziała, może niepotrzebnie. – Ale ten pierwszy… nie, nie, nie jest dobry, to zbyt gruba porcelana – dodała, ni to do siebie, ni to do swojego towarzysza, widząc komplet, który właśnie został wniesiony. Ten zaś, który roztaczał wokół siebie specyficzną aurę, był następny w kolejce.
Aida Lyon
Zawód : prace dorywcze, chórzystka
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Ohimè! di guerra fremere
L’atroce grido io sento,
Per l’infelice patria,
Per me, per voi pavento
L’atroce grido io sento,
Per l’infelice patria,
Per me, per voi pavento
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie nosił już na palcu obrączki - ani na dłoni, na której powinien podczas ślubu, ani przełożonej na drugą na znak żałoby. Przez lata wyćwiczył już wersję wydarzeń, którą żył. Był pewny, że wielu czarodziejów, szczególnie w czasach, które nastały, w pełni zrozumiałoby to czego musiał dokonać, jednocześnie wielu wciąż nie rozumiało jak istotna była czystość krwi i dbanie o to, czego niektórzy tak nie szanowali.
Przywołał nieco smutniejszy uśmiech na wargi, delikatnie kręcąc głową.
- Oh, nie, nie martw się. Ciekawość jest naturalna, w końcu tylko dzięki niej rozwój i nauka prze do przodu, prawda? - odpowiedział tonem o smutniejszym zabarwieniu. Kłamał, choć nie do końca - bo tęsknił za nią, za swoją ukochaną, która w tak inny sposób widziała Londyn i otaczający ich świat, a jednocześnie pogrążała się w ogromie kłamstw, z których nie mogli się wykopać. Nie byli w stanie się wykopać. - To był... nieszczęśliwy wypadek - zawahał się, jego głos zadrżał, jakby wspomnienie wciąż przynosiło ból. Mógł wtedy jak najszybciej ukrócić jej cierpienie, gdyby wojna zastała ją w Londynie, nikt nie byłby dla niej tak łaskawy jak on. Lepiej się stało, że to z jego rąk spotkała ją śmierć. Przecież ją kochał, nawet jeśli to ona go oszukiwała. To ona zdradziła ich miłość. - Jeszcze przed wojną, trafiła na nieodpowiednią grupę mugoli. Już wtedy to wszystko się rozpoczynało... Ale zawsze taka była. Skora do zwiedzania Londynu, Anglii. Powinna być tutaj bezpieczna, ale była zbyt ufna, rozumiesz. Nie była Angielką, angielski również nie był jej językiem. W domu rozmawialiśmy po norwesku - wyjaśnił, ciężko wzdychając, budując kreację jakby biedna Norweżka straciła życie przez mugoli za fakt bycia inną, jednocześnie zasadzając zwyczajową dla siebie pułapkę. Wolał pozostawiać poszlaki w rozmowie i odnajdywać je, kiedy o czymś wspominał - kto wiedział, z kim tak naprawdę miał do czynienia? Jakie poglądy wyznawała osoba naprzeciwko niego.
- Ah, tak. Możliwe, że już przywykłem do tego jaki jest Londyn? Jednak tyle lat minęło... Nigdy nie było aż nadto bezpiecznie, ale stanowczo ostatni rok był zbawienny - przyznał z uśmiechem. - Stanowczo powinnaś wrócić, Pokątna jest jeszcze żywsza. Powoli nowe sklepy się otwierają w miejscach starych - oznajmił, choć rzeczywistość była dużo brzydsza niż jego szczątkowa opowieść. Kryzys ekonomiczny wciąż pożerał i wyniszczał kraj od środka - nie było stać ludzi na jedzenie, co dopiero na inne dobra, chociaż on osobiście nie odczuwał tego problemu w aż tak ogromny sposób. Posiadał stabilną pracę, dobrą i przynoszącą stałe zarobki. Wspierał odpowiednich ludzi.
Przesunął wzrokiem do zastawy, o której wspomniała kobieta. O kościach i o zdobieniu, za którym nie przepadała.
- Wykorzystanie kości zwierzęcych nadaje jej konkretnych właściwości? - zapytał może odrobinę w zbyt oschły sposób, jakby w żaden sposób nie wywarło to na nim wrażenia. Kości można było użyć jako wypełniacz w produkcji farby, ale również i nie były czymś szokującym dla niektórych, gdy sam pracował z ludzkimi odczynnikami.
Zaraz lekko jednak się uśmiechnął. - Wybacz, nie potrafię sobie po prostu wyobrazić, dlaczego ktoś miałby używać kości do czegoś, z czego ma zamiar jeść - poza rytualnymi powodami, dokończył już w myślach. Może ich założenia co do działania artefaktu było inne niż mogliby przypuszczać? Może w nim miało się przygotować roztwór do klątwy - a raczej rozcieńczać? Może przedmiot służył do wielokrotnego obmywania przedmiotów w nim i nakładania wielokrotnie wybranej podczas stworzenia klątwy, która zyskiwała na mocy z czasem? Czy to było w rzeczywistości narzędzie?
A może stworzyła ją trucicielka szukająca nowych form trucia swoich ofiar? Powolna śmierć, powolny ale regularny kontakt z klątwą mógł nierzadko przynosić doskonalsze efekty niż jedna, silna klątwa. Była mniej zauważalna, bardziej rozmyta choć wymagała znacznie więcej cierpliwości...
Przesunął wzrokiem na mężczyznę, który wyszedł na podest.
- W takim wypadku zdaje mi się, że mam bardzo dobre towarzystwo dzisiaj. Długo pracujesz już z ceramiką? - dopytał spokojnie, przenosząc powolnie spojrzenie na dziewczynę, a po tym wracając wzrokiem do obiektu aukcji. Nie zdawał się nosić na sobie śladów czarnej magii, ani run, ani niczego, co mogłoby zwracać większą uwagę. Dzisiaj musiał w głównej mierze pozwolić na zaryzykowanie swojej intuicji.
Przywołał nieco smutniejszy uśmiech na wargi, delikatnie kręcąc głową.
- Oh, nie, nie martw się. Ciekawość jest naturalna, w końcu tylko dzięki niej rozwój i nauka prze do przodu, prawda? - odpowiedział tonem o smutniejszym zabarwieniu. Kłamał, choć nie do końca - bo tęsknił za nią, za swoją ukochaną, która w tak inny sposób widziała Londyn i otaczający ich świat, a jednocześnie pogrążała się w ogromie kłamstw, z których nie mogli się wykopać. Nie byli w stanie się wykopać. - To był... nieszczęśliwy wypadek - zawahał się, jego głos zadrżał, jakby wspomnienie wciąż przynosiło ból. Mógł wtedy jak najszybciej ukrócić jej cierpienie, gdyby wojna zastała ją w Londynie, nikt nie byłby dla niej tak łaskawy jak on. Lepiej się stało, że to z jego rąk spotkała ją śmierć. Przecież ją kochał, nawet jeśli to ona go oszukiwała. To ona zdradziła ich miłość. - Jeszcze przed wojną, trafiła na nieodpowiednią grupę mugoli. Już wtedy to wszystko się rozpoczynało... Ale zawsze taka była. Skora do zwiedzania Londynu, Anglii. Powinna być tutaj bezpieczna, ale była zbyt ufna, rozumiesz. Nie była Angielką, angielski również nie był jej językiem. W domu rozmawialiśmy po norwesku - wyjaśnił, ciężko wzdychając, budując kreację jakby biedna Norweżka straciła życie przez mugoli za fakt bycia inną, jednocześnie zasadzając zwyczajową dla siebie pułapkę. Wolał pozostawiać poszlaki w rozmowie i odnajdywać je, kiedy o czymś wspominał - kto wiedział, z kim tak naprawdę miał do czynienia? Jakie poglądy wyznawała osoba naprzeciwko niego.
- Ah, tak. Możliwe, że już przywykłem do tego jaki jest Londyn? Jednak tyle lat minęło... Nigdy nie było aż nadto bezpiecznie, ale stanowczo ostatni rok był zbawienny - przyznał z uśmiechem. - Stanowczo powinnaś wrócić, Pokątna jest jeszcze żywsza. Powoli nowe sklepy się otwierają w miejscach starych - oznajmił, choć rzeczywistość była dużo brzydsza niż jego szczątkowa opowieść. Kryzys ekonomiczny wciąż pożerał i wyniszczał kraj od środka - nie było stać ludzi na jedzenie, co dopiero na inne dobra, chociaż on osobiście nie odczuwał tego problemu w aż tak ogromny sposób. Posiadał stabilną pracę, dobrą i przynoszącą stałe zarobki. Wspierał odpowiednich ludzi.
Przesunął wzrokiem do zastawy, o której wspomniała kobieta. O kościach i o zdobieniu, za którym nie przepadała.
- Wykorzystanie kości zwierzęcych nadaje jej konkretnych właściwości? - zapytał może odrobinę w zbyt oschły sposób, jakby w żaden sposób nie wywarło to na nim wrażenia. Kości można było użyć jako wypełniacz w produkcji farby, ale również i nie były czymś szokującym dla niektórych, gdy sam pracował z ludzkimi odczynnikami.
Zaraz lekko jednak się uśmiechnął. - Wybacz, nie potrafię sobie po prostu wyobrazić, dlaczego ktoś miałby używać kości do czegoś, z czego ma zamiar jeść - poza rytualnymi powodami, dokończył już w myślach. Może ich założenia co do działania artefaktu było inne niż mogliby przypuszczać? Może w nim miało się przygotować roztwór do klątwy - a raczej rozcieńczać? Może przedmiot służył do wielokrotnego obmywania przedmiotów w nim i nakładania wielokrotnie wybranej podczas stworzenia klątwy, która zyskiwała na mocy z czasem? Czy to było w rzeczywistości narzędzie?
A może stworzyła ją trucicielka szukająca nowych form trucia swoich ofiar? Powolna śmierć, powolny ale regularny kontakt z klątwą mógł nierzadko przynosić doskonalsze efekty niż jedna, silna klątwa. Była mniej zauważalna, bardziej rozmyta choć wymagała znacznie więcej cierpliwości...
Przesunął wzrokiem na mężczyznę, który wyszedł na podest.
- W takim wypadku zdaje mi się, że mam bardzo dobre towarzystwo dzisiaj. Długo pracujesz już z ceramiką? - dopytał spokojnie, przenosząc powolnie spojrzenie na dziewczynę, a po tym wracając wzrokiem do obiektu aukcji. Nie zdawał się nosić na sobie śladów czarnej magii, ani run, ani niczego, co mogłoby zwracać większą uwagę. Dzisiaj musiał w głównej mierze pozwolić na zaryzykowanie swojej intuicji.
I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Z miną wyrażającą smutek wysłuchała słów Ovyinda. Nie udawała, a przynajmniej nie w pełni. Śmierć, nieważne czyja śmierć, nigdy nie była czymś radosnym. Szczególnie jeśli faktycznie dotyczyła delikatnej i naiwnej kobiety, która nawet nie zdawała sobie w pełni sprawy z tego, kto ją otacza. Nieznajomość języka musiała być czymś niezwykle uciążliwym. Aida nigdy nie opuściła Wielkiej Brytanii i trudno było sobie jej nawet to wyobrazić. Jednocześnie jednak słowa mężczyzny były klarowne: czarodziej, którego znała z Pokątnej, nie był jej przyjacielem. Przynajmniej czuł się na tyle pewnie, aby tego nie ukrywać, ale z drugiej strony, to przecież nie Zakon wygrywał obecnie wojnę. To Lyon była bardziej zagrożona i to ona musiała grać.
– Bardzo mi przykro – powiedziała. – Mieszkanie w Anglii musiało być dla niej trudne.
Czy mugole mogli zrobić coś żonie jej rozmówcy? Niewykluczone. Człowiek to człowiek, czy włada magią, czy nie. Jeden i drugi może być równie niebezpieczny, a magia mogła wywołać strach. Jednak Lyon od dawna nie była już dzieckiem i dobrze wiedziała, że osoby o takich poglądach, jak Ovyind, zwykle nie potrafią być w tym względzie obiektywni. Jego żonę równie dobrze mógł przypadkiem przejechać jeden z tych tak zwanych automobilów, które przemierzały ulice Londynu z naprawdę dużą prędkością, a mężczyzna mógł uznać, że to mugole z rozmysłem pozbawili ją życia.
Wolała nie myśleć o tym, ile mugolskiej krwi Ovyind zdążył już przelać.
– Pewnie wrócę – odpowiedziała z łagodnym uśmiechem. – Ale na razie wieś jest zbawienna. Chyba łatwiej o jedzenie, niż w Londynie, przynajmniej dla takich szaraczków, jak ja. Zawsze znajdzie się ktoś, kto podzieli się jajkami albo kozim mlekiem. – Wzruszyła ramionami.
Po prawdzie była to jak najbardziej racja. Dostawy jedzenia do miasta wcale nie były regularnie, przynajmniej z tego co wiedziała, a wieś przynajmniej częściowo była samowystarczalna.
– Nie znam się na alchemii – zaczęła odpowiadać na kolejne słowa mężczyzny – ale w szkole zdarzyło mi się używać kości zwierząt do czegoś, co potem mieliśmy potencjalnie wypić… więc chyba nie jest to aż tak straszne? Kości sprawiają, że porcelana jest bielsza i mocniejsza. Dzięki temu można uzyskać gładszą, ale lżejszą strukturę, która pięknie przepuszcza światło – wyjaśniła tonem fachowca. Nie potrafiłaby takiej porcelany wytworzyć, a przynajmniej nie od podstaw, ale teorie miała opanowaną przynajmniej w tym zakresie, który był konieczny w trakcie rozmowy z klientem. – Po szkole zaczęłam pracować w sklepie z takimi rzeczami. – Wzruszyła ramionami, nic szczeólnego. – Teraz tylko czasem pomagam sąsiadom, dla wielu to nie czas na takie wydatki.
Nie dało się ukryć, sytuacja ekonomiczna w Anglii nie była obecnie… najlepsza. Nie musiała się na tym znać, aby to zauważyć i była przekonana, że rudowłosy będzie to rozumiał. Wojna nie sprzyjała zwykłym obywatelom, niezależnie od tego, po której stronie barykady stali.
Tak jak Aida się spodziewała, pierwszy zestaw nie poszedł zbyt drogo. Było na niego kilku chętnych, ale tego typu zwyczajna porcelana była w wielu domach i nie tego szukali łowcy okazji. Komplet został sprzedany w trakcie ich wymiany zdań, a na jego miejsce został szybko przyniesiony kolejny. Ten, który buzował dziwną energią.
Gdy panna Lyon zobaczyła go na podeście, w jej oku natychmiast pojawił się błysk.
– Wchodzę! – powiedziała, gdy tylko przyszedł na to czas, unosząc gwałtownie rękę. Poprawiła kaptur, który ponownie delikatnie się osunął. – Ten będzie pasował idealnie – dodała ciszej, aby tylko Ovywin usłyszał.
To bez wątpienia był komplet, którego szukał jej klient. Nie miała jednak wystarczającej wiedzy na temat magicznych przedmiotów, aby zauważyć, że z tym niewielkim zestawem, na którego składały się zaledwie cztery filiżanki i czajniczek, może być coś nie tak.
| 1-3 – zestaw jest zaklęty w coś paskudnego, 4-6 – czary wzmacniające/upiększające
– Bardzo mi przykro – powiedziała. – Mieszkanie w Anglii musiało być dla niej trudne.
Czy mugole mogli zrobić coś żonie jej rozmówcy? Niewykluczone. Człowiek to człowiek, czy włada magią, czy nie. Jeden i drugi może być równie niebezpieczny, a magia mogła wywołać strach. Jednak Lyon od dawna nie była już dzieckiem i dobrze wiedziała, że osoby o takich poglądach, jak Ovyind, zwykle nie potrafią być w tym względzie obiektywni. Jego żonę równie dobrze mógł przypadkiem przejechać jeden z tych tak zwanych automobilów, które przemierzały ulice Londynu z naprawdę dużą prędkością, a mężczyzna mógł uznać, że to mugole z rozmysłem pozbawili ją życia.
Wolała nie myśleć o tym, ile mugolskiej krwi Ovyind zdążył już przelać.
– Pewnie wrócę – odpowiedziała z łagodnym uśmiechem. – Ale na razie wieś jest zbawienna. Chyba łatwiej o jedzenie, niż w Londynie, przynajmniej dla takich szaraczków, jak ja. Zawsze znajdzie się ktoś, kto podzieli się jajkami albo kozim mlekiem. – Wzruszyła ramionami.
Po prawdzie była to jak najbardziej racja. Dostawy jedzenia do miasta wcale nie były regularnie, przynajmniej z tego co wiedziała, a wieś przynajmniej częściowo była samowystarczalna.
– Nie znam się na alchemii – zaczęła odpowiadać na kolejne słowa mężczyzny – ale w szkole zdarzyło mi się używać kości zwierząt do czegoś, co potem mieliśmy potencjalnie wypić… więc chyba nie jest to aż tak straszne? Kości sprawiają, że porcelana jest bielsza i mocniejsza. Dzięki temu można uzyskać gładszą, ale lżejszą strukturę, która pięknie przepuszcza światło – wyjaśniła tonem fachowca. Nie potrafiłaby takiej porcelany wytworzyć, a przynajmniej nie od podstaw, ale teorie miała opanowaną przynajmniej w tym zakresie, który był konieczny w trakcie rozmowy z klientem. – Po szkole zaczęłam pracować w sklepie z takimi rzeczami. – Wzruszyła ramionami, nic szczeólnego. – Teraz tylko czasem pomagam sąsiadom, dla wielu to nie czas na takie wydatki.
Nie dało się ukryć, sytuacja ekonomiczna w Anglii nie była obecnie… najlepsza. Nie musiała się na tym znać, aby to zauważyć i była przekonana, że rudowłosy będzie to rozumiał. Wojna nie sprzyjała zwykłym obywatelom, niezależnie od tego, po której stronie barykady stali.
Tak jak Aida się spodziewała, pierwszy zestaw nie poszedł zbyt drogo. Było na niego kilku chętnych, ale tego typu zwyczajna porcelana była w wielu domach i nie tego szukali łowcy okazji. Komplet został sprzedany w trakcie ich wymiany zdań, a na jego miejsce został szybko przyniesiony kolejny. Ten, który buzował dziwną energią.
Gdy panna Lyon zobaczyła go na podeście, w jej oku natychmiast pojawił się błysk.
– Wchodzę! – powiedziała, gdy tylko przyszedł na to czas, unosząc gwałtownie rękę. Poprawiła kaptur, który ponownie delikatnie się osunął. – Ten będzie pasował idealnie – dodała ciszej, aby tylko Ovywin usłyszał.
To bez wątpienia był komplet, którego szukał jej klient. Nie miała jednak wystarczającej wiedzy na temat magicznych przedmiotów, aby zauważyć, że z tym niewielkim zestawem, na którego składały się zaledwie cztery filiżanki i czajniczek, może być coś nie tak.
| 1-3 – zestaw jest zaklęty w coś paskudnego, 4-6 – czary wzmacniające/upiększające
Ostatnio zmieniony przez Aida Lyon dnia 08.07.22 20:14, w całości zmieniany 1 raz
Aida Lyon
Zawód : prace dorywcze, chórzystka
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Ohimè! di guerra fremere
L’atroce grido io sento,
Per l’infelice patria,
Per me, per voi pavento
L’atroce grido io sento,
Per l’infelice patria,
Per me, per voi pavento
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Aida Lyon' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
- Dziękuję. Była... oczarowana Anglią, kulturą i sztuką - dopowiedział zupełnie spokojnie, lekko zamyślony. Fascynowali siebie wzajemnie, nawet jeśli dzisiaj wyjaśniał jej śmierć właśnie poprzez atak mugoli, wcześniej wyjaśniał jako nieszczęśliwy wypadek. Był w żałobie, ludzie zdawali się nie zadawać zbyt wielu niewygodnych pytań co do dokładnych okoliczności - nie wypadało. Tym bardziej, że smutek Oyvinda był udawany tylko w drobnym procencie. Teraz, po tylu latach łagodniał - ale czy to też nie było naturalne?
Gdyby musiał, zabiłby ją ponownie. Wiedział, że nie powinna żyć. Nie, jako jego żona, to nie było dopuszczalne, szczególnie kiedy jej ojciec był mugolem. Musiał wtedy naprawić to, do czego doprowadził ich ślub - jakie ryzyko stwarzał dla ich potencjalnych dzieci.
A jednak tęsknił za nią, były momenty kiedy myślał o niej więcej niż powinien - jej wspomnienie wciąż zdawało się być żywe, a może to jej duch, który momentami go nawiedzał?
- Och, rozumiem. Choć zdaje się, że wszędzie są problemy z żywnością aktualnie... Jednak to dobrze, że znalazłaś miejsce, gdzie jest choć łatwiej przetrwać ten trudny moment - powiedział przyjaźnie, choć może bardziej neutralnie? On nie miał problemów, posiadając stabilne zatrudnienie i zawód w dłoniach, który dla wielu, nawet w rzeczywistości bez wojny, mógł okazać się bardziej niż przydatnym. Borgin & Burke zapewniał mu stały, na wcale nie najgorszym poziomie, zarobek. Nawet jeśli praca wcale nie była zawsze przyjemna czy bezpieczna, mógł zajmować się tym, co go interesowało. Była to pozycja zwyczajnie w świecie wygodna.
- Kości są czasem stosowane przy produkcji farb, ale również zupę gotuje się i na kościach, prawda? Z pewnością mają wiele różnych zastosowań, i nie są czymś, co mogłoby zaszkodzić. Nawet powiedziałbym, że jest wręcz przeciwnie. Kolagen, potas, wapń... Jest wiele składników odżywczych, które wygotowane, pomagają nam utrzymać dobry stan zdrowia - przyznał neutralnie, nie musząc przecież wyjawiać, skąd znał dokładne składniki odżywcze - dla wielu ludzi było to naturalne, że bulion na mięsie i kościach był zdrowy, i było to przecież odpowiednie wykorzystanie zwierza w całości. Choć jego wiedza bazowała głównie na organizmie ludzkim człowieka, równie dobrze i zwierzęta mogły się posiadać bardzo podobne właściwości. Przynajmniej w to wierzył.
Przesunął jednak wzrok do kobiety, uważnie się jej przyglądając. Cóż, nie spodziewał się... tak oryginalnego zawodu po niej? Sklepy z ceramiką zdawały się wymagać wiedzy, której on sam nie posiadał, i to w różnych kwestiach. W końcu ci, którzy dbali i kwestie przyjmowania gości, dbali o najmniejsze detale.
- To z pewnością nie najlepszy moment dla pracy w podobnym miejscu, chociaż w takim razie, jeśli kiedyś najdzie mnie potrzeba zaopatrzenia się prywatnie w podobną ceramikę, muszę pamiętać, że się na tym znasz. Zawsze lepiej jest skorzystać z opinii ekspertów - przyznał, nawet dość szczerze. W końcu gdyby tylko mógł, oddawałby pod opiekę podobne kwestie innym ludziom, kiedy tylko mógł. Sam wolał zajmować się własnym rozwojem. A przecież nie po to zajmował się pracą i własnym rzemiosłem, aby nie pozwalać sobie na udogodnienia.
Przyszedł jednak czas, kiedy pierwszy przedmiot został wyniesiony i sprzedany, ale kolejny już posiadał wokół siebie tę dziwną aurę.
Zmarszczył brwi, powinien pierw móc rzucić zaklęcie dla upewnienia się, że to po, co chciał wylicytować, rzeczywiście było właściwym przedmiotem.
Powinien ją poinformować? A może jednak zachować tę informację dla siebie?
Może powinien pozwolić jej wylicytować przedmiot, wtedy on sam nie zaryzykuje pieniędzy i ewentualnie odkupi go od kobiety jeśli okaże się on rzeczywiście przeklęty? Chociaż jego dotyk mógł źle wpłynąć na kobietę.
- Ostrożnie - szepnął mimowolnie, co mogło sugerować troskę z jego strony - tym bardziej przy minie, która sugerowała zastanowienie i analizę sytuacji. Mimo wszystko, był to jednak nawyk wyniesiony z dziecięcych lat i praktykowany w Borgin & Burke - ostrzeganie klientów przed dotykaniem tego, czego nie powinni. Nawyk i odruch, nic ponadto. Choć na wszelki wypadek...
- Wchodzę - powiedział, unosząc rękę. Jego wzrost nieco wybijał się ponad przeciętnego Anglika, a z pewnością jego aparycja była czymś przyciągającym wzrok. Uśmiechnął się jednak, jak na swoje standardy, dość łagodnie.
Gdyby musiał, zabiłby ją ponownie. Wiedział, że nie powinna żyć. Nie, jako jego żona, to nie było dopuszczalne, szczególnie kiedy jej ojciec był mugolem. Musiał wtedy naprawić to, do czego doprowadził ich ślub - jakie ryzyko stwarzał dla ich potencjalnych dzieci.
A jednak tęsknił za nią, były momenty kiedy myślał o niej więcej niż powinien - jej wspomnienie wciąż zdawało się być żywe, a może to jej duch, który momentami go nawiedzał?
- Och, rozumiem. Choć zdaje się, że wszędzie są problemy z żywnością aktualnie... Jednak to dobrze, że znalazłaś miejsce, gdzie jest choć łatwiej przetrwać ten trudny moment - powiedział przyjaźnie, choć może bardziej neutralnie? On nie miał problemów, posiadając stabilne zatrudnienie i zawód w dłoniach, który dla wielu, nawet w rzeczywistości bez wojny, mógł okazać się bardziej niż przydatnym. Borgin & Burke zapewniał mu stały, na wcale nie najgorszym poziomie, zarobek. Nawet jeśli praca wcale nie była zawsze przyjemna czy bezpieczna, mógł zajmować się tym, co go interesowało. Była to pozycja zwyczajnie w świecie wygodna.
- Kości są czasem stosowane przy produkcji farb, ale również zupę gotuje się i na kościach, prawda? Z pewnością mają wiele różnych zastosowań, i nie są czymś, co mogłoby zaszkodzić. Nawet powiedziałbym, że jest wręcz przeciwnie. Kolagen, potas, wapń... Jest wiele składników odżywczych, które wygotowane, pomagają nam utrzymać dobry stan zdrowia - przyznał neutralnie, nie musząc przecież wyjawiać, skąd znał dokładne składniki odżywcze - dla wielu ludzi było to naturalne, że bulion na mięsie i kościach był zdrowy, i było to przecież odpowiednie wykorzystanie zwierza w całości. Choć jego wiedza bazowała głównie na organizmie ludzkim człowieka, równie dobrze i zwierzęta mogły się posiadać bardzo podobne właściwości. Przynajmniej w to wierzył.
Przesunął jednak wzrok do kobiety, uważnie się jej przyglądając. Cóż, nie spodziewał się... tak oryginalnego zawodu po niej? Sklepy z ceramiką zdawały się wymagać wiedzy, której on sam nie posiadał, i to w różnych kwestiach. W końcu ci, którzy dbali i kwestie przyjmowania gości, dbali o najmniejsze detale.
- To z pewnością nie najlepszy moment dla pracy w podobnym miejscu, chociaż w takim razie, jeśli kiedyś najdzie mnie potrzeba zaopatrzenia się prywatnie w podobną ceramikę, muszę pamiętać, że się na tym znasz. Zawsze lepiej jest skorzystać z opinii ekspertów - przyznał, nawet dość szczerze. W końcu gdyby tylko mógł, oddawałby pod opiekę podobne kwestie innym ludziom, kiedy tylko mógł. Sam wolał zajmować się własnym rozwojem. A przecież nie po to zajmował się pracą i własnym rzemiosłem, aby nie pozwalać sobie na udogodnienia.
Przyszedł jednak czas, kiedy pierwszy przedmiot został wyniesiony i sprzedany, ale kolejny już posiadał wokół siebie tę dziwną aurę.
Zmarszczył brwi, powinien pierw móc rzucić zaklęcie dla upewnienia się, że to po, co chciał wylicytować, rzeczywiście było właściwym przedmiotem.
Powinien ją poinformować? A może jednak zachować tę informację dla siebie?
Może powinien pozwolić jej wylicytować przedmiot, wtedy on sam nie zaryzykuje pieniędzy i ewentualnie odkupi go od kobiety jeśli okaże się on rzeczywiście przeklęty? Chociaż jego dotyk mógł źle wpłynąć na kobietę.
- Ostrożnie - szepnął mimowolnie, co mogło sugerować troskę z jego strony - tym bardziej przy minie, która sugerowała zastanowienie i analizę sytuacji. Mimo wszystko, był to jednak nawyk wyniesiony z dziecięcych lat i praktykowany w Borgin & Burke - ostrzeganie klientów przed dotykaniem tego, czego nie powinni. Nawyk i odruch, nic ponadto. Choć na wszelki wypadek...
- Wchodzę - powiedział, unosząc rękę. Jego wzrost nieco wybijał się ponad przeciętnego Anglika, a z pewnością jego aparycja była czymś przyciągającym wzrok. Uśmiechnął się jednak, jak na swoje standardy, dość łagodnie.
I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Oyvind, rzecz jasna, wcale się nie mylił. Problemy z dostępem do podstawowych produktów były obecnie w każdym zakamarku Anglii. Aida była jednak przekonana, że jej, jako córce szlamy, w Londynie żyłoby się trudniej pod każdym względem. A w Dolinie Godryka była przynajmniej mile widziana, nawet jeśli danego dnia czy tygodnia nie udało jej się zdobyć niczego jadalnego i chodziła najzwyczajniej w świecie głodna. Chociaż musiała przyznać, że ludzie raczej wspierali się nawzajem, nawet jeśli traktowali ją czasem jak obcą. Nie dało się zresztą ukryć, że taką trochę była. Dolina nie była jej rodzinnym miejscem.
– Nie jest łatwo – przyznała. – Ale wspieramy się nawzajem – dodała.
Chyba nie było sensu dłużej się nad tym rozwodzić. Poza tym dla własnego bezpieczeństwa wolała zostawić kwestię swojego miejsca zamieszkania dla siebie. Jeszcze mężczyzna zapragnąłby wysłuchać jej historii z detalami… Panna Lyon zdecydowanie wolała nie mówić, niż kłamać – z doświadczenia wiedziała, że to drugie na dłuższą metę nie wychodziło na dobre, szczególnie w większych dawkach.
Na całe szczęście Oyvind wydawał się być zdecydowanie bardziej zainteresowani kwestią kości. Aida wysłuchała go, kiwając przy tym głową i nie dając po sobie poznać, że właściwie to nigdy nie interesowała się tym aż tak… szczegółowo. Potrafiła ugotować sobie zupę na kościach kurczaka, czy wołu, ale raczej dlatego, że matka ją tego nauczyła, niż z powodu jakiejś szczególnej troski o swoje zdrowie czy ten… jak mu tam, kolagen? Aidzie ledwo to słowo świtało.
– Kto wie, może nawet taka porcelana ma zdrowotne właściwości? To mogłyby być interesujące badania, chyba nikt nigdy takowych nie przeprowadzał – powiedziała z lekkim uśmiechem, choć szczerze mówiąc, nie miała pojęcia, czy w ogóle ktokolwiek były takim tematem zainteresowany. Jej klientki chciały w elegancki sposób podać herbatę o trzeciej, a nie zdrowieć z powodu właściwości filiżanek.
– Niestety, nie najlepszy – westchnęła. – Służę pomocą – odpowiedziała na kolejne jego słowa, modląc się w duchu, aby jednak Borgin zbyt wiele o niej nie myślał. Taka znajomość byłaby z jednej strony być może pomocna dla spraw Zakonu, ale z drugiej, Aida nie miała szczególnej ochoty na ryzykowanie, jeśli to nie było absolutną koniecznością.
Gdy kazał jej być ostrożną, spojrzała na niego kątem oka i uśmiechnęła się odrobinę zadziornie.
– Spokojnie, porcelana nie bywa szczególnie groźna – powiedziała. – Och, a więc już teraz próbujesz skorzystać z mojego oka? – zaśmiała się bez pretensji, choć wcale nie było jej to na rękę. Klient chciał właśnie ten zestaw, a ona potrzebowała pieniędzy. – Przebijam!
| 1-3 - stać mnie na kolejne przebicie, 4-6 - nie stać mnie
– Nie jest łatwo – przyznała. – Ale wspieramy się nawzajem – dodała.
Chyba nie było sensu dłużej się nad tym rozwodzić. Poza tym dla własnego bezpieczeństwa wolała zostawić kwestię swojego miejsca zamieszkania dla siebie. Jeszcze mężczyzna zapragnąłby wysłuchać jej historii z detalami… Panna Lyon zdecydowanie wolała nie mówić, niż kłamać – z doświadczenia wiedziała, że to drugie na dłuższą metę nie wychodziło na dobre, szczególnie w większych dawkach.
Na całe szczęście Oyvind wydawał się być zdecydowanie bardziej zainteresowani kwestią kości. Aida wysłuchała go, kiwając przy tym głową i nie dając po sobie poznać, że właściwie to nigdy nie interesowała się tym aż tak… szczegółowo. Potrafiła ugotować sobie zupę na kościach kurczaka, czy wołu, ale raczej dlatego, że matka ją tego nauczyła, niż z powodu jakiejś szczególnej troski o swoje zdrowie czy ten… jak mu tam, kolagen? Aidzie ledwo to słowo świtało.
– Kto wie, może nawet taka porcelana ma zdrowotne właściwości? To mogłyby być interesujące badania, chyba nikt nigdy takowych nie przeprowadzał – powiedziała z lekkim uśmiechem, choć szczerze mówiąc, nie miała pojęcia, czy w ogóle ktokolwiek były takim tematem zainteresowany. Jej klientki chciały w elegancki sposób podać herbatę o trzeciej, a nie zdrowieć z powodu właściwości filiżanek.
– Niestety, nie najlepszy – westchnęła. – Służę pomocą – odpowiedziała na kolejne jego słowa, modląc się w duchu, aby jednak Borgin zbyt wiele o niej nie myślał. Taka znajomość byłaby z jednej strony być może pomocna dla spraw Zakonu, ale z drugiej, Aida nie miała szczególnej ochoty na ryzykowanie, jeśli to nie było absolutną koniecznością.
Gdy kazał jej być ostrożną, spojrzała na niego kątem oka i uśmiechnęła się odrobinę zadziornie.
– Spokojnie, porcelana nie bywa szczególnie groźna – powiedziała. – Och, a więc już teraz próbujesz skorzystać z mojego oka? – zaśmiała się bez pretensji, choć wcale nie było jej to na rękę. Klient chciał właśnie ten zestaw, a ona potrzebowała pieniędzy. – Przebijam!
| 1-3 - stać mnie na kolejne przebicie, 4-6 - nie stać mnie
Aida Lyon
Zawód : prace dorywcze, chórzystka
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Ohimè! di guerra fremere
L’atroce grido io sento,
Per l’infelice patria,
Per me, per voi pavento
L’atroce grido io sento,
Per l’infelice patria,
Per me, per voi pavento
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Aida Lyon' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 5
'k6' : 5
Nie mogły go interesować mniej prywatne powody panny Lyon, dlaczego nie mieszkała już w Londynie - choć może, gdyby bardziej się na niej skupił, zorientowałby się, że ma do czynienia z kimś o zupełnie różnych poglądach niż swoje. Z drugiej strony, dlaczego miałby się tym aż tak bardzo przejąć? Nie była kimś, kto by zagrażał sprawie w jakikolwiek sposób - kimś, kto stanowiłby zagrożenie dla wprowadzania nowego porządku. Tym bardziej, że nie był tutaj dzisiaj za sprawą Rycerzy Walpurgii, a swojego klienta.
Przesunął uważnie wzrok na jej twarz, na jej rysy, kiedy powiedziała o zagrożeniu ze strony porcelany. Wiedziała o czym mówiła? Z pewnością nie, nie wyglądała na kogoś zainteresowanego czarną magią - wyglądała na kogoś zupełnie prostego, nie zaprzątającego sobie głowy większymi sprawami.
- Zawsze jest prawdopodobieństwo, że zdarzy się inaczej, prawda? - rzucił spokojnie, nie mając zamiaru jej poprawiać. Nie był tutaj, aby udzielać jej korepetycji z zakresu starożytnych run, a tym bardziej klątw. Nie to się liczyło. Liczyli się ludzie, którzy jeden za drugim przebijali i dołączali do licytacji. Nie chciał przeliczyć się, nie chciał przepłacić - chociaż jeśli nie w ten sposób, zawsze był w stanie zdobyć tę porcelanę w mniej legalny sposób.
- Przebijam - rzucił w, jak mu się wydawało, odpowiednim momencie, choć jego wzrok zaraz pobiegł w stronę kolejnych dołączających do licytacji. Nie dlatego, żeby w razie potrzeby ostrzec wygranego przed zakupem - a właśnie dlatego, aby wiedzieć w którą stronę ruszyć i komu odebrać porcelanę. Nie był pewny swoich kalkulacji, jak dużo gotówki posiadał przy sobie...
- Już skończył ci się fundusz? - dopytał, widząc jak kobieta obok niego nie licytowała dalej. To mogło być problemem, rzeczywiście. A może zastawa wcale nie była tak dużo warta jak na początku mogłoby się zdawać? Może mógł z łatwością za nią przepłacić i to był pierwszy sygnał, że powinien się bardziej pilnować?
Ale z drugiej strony, wiedział co jego oczy dostrzegły na porcelanie. I wiedział, że klienci Borgin & Burke byli w stanie zapłacić bardzo dużo za oferowane usługi, w których zapewniana przecież nie miały sobie równych. Jak wiele sklepów specjalizujących się na czarno magicznych artefaktach znajdywało się w Londynie? W Anglii, na całych wyspach brytyjskich? Mieli renomę, z którą trudno było rywalizować, a sami klienci zainteresowani tym co starożytne, przerażające i oficjalnie nielegalne, posiadali bardzo głębokie kieszenie. Od możnych świata nauki i sztuki, po tych najznamienitszych lordów angielskiej socjety.
- Myślisz, że przepłacają? - dopytał, nawet nie będąc pewnym czy tak do końca go to interesowało, czy był to nawyk prowadzenia luźnych konwersacji z tymi, z którymi już rozpoczynał rozmowę. Przesunął jednak wzrokiem w stronę prowadzącego aukcje, jak wywoływał kolejne osoby, a dłoń wsunął do kieszeni, sprawdzając jeszcze ilość posiadanych przy sobie monet. Przeliczył się, czy zabrał wystarczającą ilość?
| No to zobaczmy czy mnie stać...
Przesunął uważnie wzrok na jej twarz, na jej rysy, kiedy powiedziała o zagrożeniu ze strony porcelany. Wiedziała o czym mówiła? Z pewnością nie, nie wyglądała na kogoś zainteresowanego czarną magią - wyglądała na kogoś zupełnie prostego, nie zaprzątającego sobie głowy większymi sprawami.
- Zawsze jest prawdopodobieństwo, że zdarzy się inaczej, prawda? - rzucił spokojnie, nie mając zamiaru jej poprawiać. Nie był tutaj, aby udzielać jej korepetycji z zakresu starożytnych run, a tym bardziej klątw. Nie to się liczyło. Liczyli się ludzie, którzy jeden za drugim przebijali i dołączali do licytacji. Nie chciał przeliczyć się, nie chciał przepłacić - chociaż jeśli nie w ten sposób, zawsze był w stanie zdobyć tę porcelanę w mniej legalny sposób.
- Przebijam - rzucił w, jak mu się wydawało, odpowiednim momencie, choć jego wzrok zaraz pobiegł w stronę kolejnych dołączających do licytacji. Nie dlatego, żeby w razie potrzeby ostrzec wygranego przed zakupem - a właśnie dlatego, aby wiedzieć w którą stronę ruszyć i komu odebrać porcelanę. Nie był pewny swoich kalkulacji, jak dużo gotówki posiadał przy sobie...
- Już skończył ci się fundusz? - dopytał, widząc jak kobieta obok niego nie licytowała dalej. To mogło być problemem, rzeczywiście. A może zastawa wcale nie była tak dużo warta jak na początku mogłoby się zdawać? Może mógł z łatwością za nią przepłacić i to był pierwszy sygnał, że powinien się bardziej pilnować?
Ale z drugiej strony, wiedział co jego oczy dostrzegły na porcelanie. I wiedział, że klienci Borgin & Burke byli w stanie zapłacić bardzo dużo za oferowane usługi, w których zapewniana przecież nie miały sobie równych. Jak wiele sklepów specjalizujących się na czarno magicznych artefaktach znajdywało się w Londynie? W Anglii, na całych wyspach brytyjskich? Mieli renomę, z którą trudno było rywalizować, a sami klienci zainteresowani tym co starożytne, przerażające i oficjalnie nielegalne, posiadali bardzo głębokie kieszenie. Od możnych świata nauki i sztuki, po tych najznamienitszych lordów angielskiej socjety.
- Myślisz, że przepłacają? - dopytał, nawet nie będąc pewnym czy tak do końca go to interesowało, czy był to nawyk prowadzenia luźnych konwersacji z tymi, z którymi już rozpoczynał rozmowę. Przesunął jednak wzrokiem w stronę prowadzącego aukcje, jak wywoływał kolejne osoby, a dłoń wsunął do kieszeni, sprawdzając jeszcze ilość posiadanych przy sobie monet. Przeliczył się, czy zabrał wystarczającą ilość?
| No to zobaczmy czy mnie stać...
I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Oyvind Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
Strona 2 z 2 • 1, 2
Warrington
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cheshire