S. Macaulay
AutorWiadomość
Wartość żywotności postaci: 207
żywotność | zabronione | kara | wartość |
81-90% | brak | -5 | 167 - 186 |
71-80% | brak | -10 | 146 - 166 |
61-70% | brak | -15 | 126 - 145 |
51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 105 - 125 |
41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 84 - 104 |
31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 64 - 83 |
21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 43 - 63 |
≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 42 |
10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 |
0 | Utrata przytomności |
▲ Tablica
the voice that urged Orpheus
When her body was found, I'd be the choiceless hope in grief that drove him underground
Ostatnio zmieniony przez Silas Macaulay dnia 10.10.21 15:16, w całości zmieniany 2 razy
CZERWIEC 1952 | DEMELZA FANACOURT & SILAS MACAULAY | BŁONIA HOGWARTU
- Przecież jestem - wyszeptał, leniwie podnosząc głowę. Był blisko, prawie dotykał jej nosa, a jego oczy odnalazły jej tak szybko, jakby nie znały innego miejsca, innego koloru, innego odcienia zieleni. - Obiecuję, Mel. Zobaczysz, nie pozwolę nas rozdzielić, nawet twoim rodzicom, nawet... - nie dokończył. Nie potrafił znaleźć słów, choć coś niezrozumiałego pchało się na język.
SIÓDMEGO | FLEAMONT POTTER & SILAS MACAULAY | WALIA, HUMORZASTA POLANA
Chciał być zły, ale nie potrafił.
Burzowy wiatr, który targał trawą nagle osłabł, choć nadal był zimny i nadal mokry był od deszczu. Silas przyglądał się postaci naprzeciwko ze ściągniętymi w konsternacji brwiami i obraz zaczął powoli się wyostrzać. To tylko młody chłopak. Młody chłopak ze zmarzniętymi policzkami i drżącą ręką, być może zbyt porywczy i nieco nierozsądny, ale nadal - tylko chłopak. Celował w niego różdżką, ale nie zdołałby go zabić, a słowa, które z siebie wyrzucał wybrzmiewały strachem i paranoją. Silas rozumiał to zbyt dobrze i na moment po prostu zamarł tak w bezruchu. Kiedy po Hogwarcie wylądował na ulicach Londynu, wszystko zadawało się być śmiertelne - cienie gotowe do skoku i ludzie gotowi do pożarcia go w całości.
Burzowy wiatr, który targał trawą nagle osłabł, choć nadal był zimny i nadal mokry był od deszczu. Silas przyglądał się postaci naprzeciwko ze ściągniętymi w konsternacji brwiami i obraz zaczął powoli się wyostrzać. To tylko młody chłopak. Młody chłopak ze zmarzniętymi policzkami i drżącą ręką, być może zbyt porywczy i nieco nierozsądny, ale nadal - tylko chłopak. Celował w niego różdżką, ale nie zdołałby go zabić, a słowa, które z siebie wyrzucał wybrzmiewały strachem i paranoją. Silas rozumiał to zbyt dobrze i na moment po prostu zamarł tak w bezruchu. Kiedy po Hogwarcie wylądował na ulicach Londynu, wszystko zadawało się być śmiertelne - cienie gotowe do skoku i ludzie gotowi do pożarcia go w całości.
DZIEWIĄTEGO I | CASTOR SPROUT & SILAS MACAULAY | STARY KLUB GARGULKOWY
- Skoro prosisz - bąknął jedynie, śledząc ciało Castora, kiedy ten znów się prostował. Nie cisnęło się na usta, chciał złapać jego nadgarstek, przytrzymać jeszcze chwilę. Moment chociaż. Ale palce już przeczesywały włosy, więc wzrok Silasa wrócił do planszy, gdzie przyjaciel przegrywał kolejnym rzutem. - Zrobię to co robię najlepiej i cię pokonam. - Pewien był, iż tym razem, na te kilka sekund, to on przegrał.
DZIEWIĄTEGO II | CASTOR SPROUT & SILAS MACAULAY | DOM KLUCZY
Teraz plamił Castora, zostawiał czarne jak smoła smugi na jego twarzy - tej twarzy. Twarzy dobrego księcia z historii, które opowiadało się małym dzieciom, twarzy mądrego chłopaka ze skupieniem w jasnych oczach, twarzy kogoś, kto cieszył się, że Silas byl, choć Silasa bycie istniało jedynie jako wieczna przeszkoda i plama na innych życiach. Ale nie dla Castora, on jakimś cudem - jakimś cholernym cudem, na który Macaulay nigdy nie zasługiwał - nadal się cieszył. Został. Wszystko płonęło, ludzie znikali, wspomnienia szkolnych dni były tylko snami, a on nadak gnił i psuł się, ale Cas nie odchodził.
Choć powinien.
Choć powinien.
SZESNASTEGO | MICHAEL TONKS & SILAS MACAULAY | KOŚCIÓŁ NA WZGÓRZU
- Opuść różdżkę - odezwał się w końcu. Miał głos bardziej szorstki i bardziej twardy niż dotychczas. - Naprawdę myślisz, że mógłbym cię wydać? - syknął wręcz, ściszając głos. - Żeby pytali się mnie co tu robiłem, skąd o tobie wiem? Nie zdążyłbym zobaczyć złamanego galeona z dna mogiły, więc Tonks... - przerwał, wbijając ostro spojrzenie w oczy mężczyzny. - Opuść różdżkę.
DWUDZIESTEGO CZWARTEGO | SILKE MULTON & SILAS MACAULAY | GABINET
- Pana domu nie ma? Zdawał się być bardzo...przejęty swoim zamówieniem - mówił, co jakiś czas odwracając się do rozmówczyni, gdy palce rozwiązywały pakunek. Spore płótno było zamalowane ciemnymi, olejnymi farbami - głębokie zielenie przeplatały się z przybrudzoną, ceglastą czerwienią. Plamy układały się w zarys portretu - delikatnej, ledwo ludzkiej twarzy rozrywanej przez grube wstęgi winorośli i długie kształty przypominający dłonie.
DWUDZIESTEGO SZÓSTEGO | PERSEUS BLACK & SILAS MACAULAY | KORYTARZ NA IV PIĘTRZE
- Spory, długi, może półtora metra na... - przerwał ocenę, wzrokiem sunąc wzdłuż ściany - dziewięćdziesiąt centymetrów. Polecałbym srebrną ramę, niezbyt zdobną. Postaram się użyć zimnych barw...Granaty, szarości, dużo antracytu - mówił, a jego głos brzmiał pewnie i gładko. Starał się panować nad twardym, szkockim akcentem, choć niebywale było to trudne w jego przypadku. Silas jednak ponad byciem artystą czy nawet złodziejem, był oszustem.
Był aktorem.
Był aktorem.
SZÓSTEGO | TATIANA DOLOHOV & SILAS MACAULAY | SYRENI OBRAZ
- Ach, widziałem, nawet kilka - skłamał gładko, chwilę jeszcze spojrzeniem sunąc po sylwetce syreny, by po chwili wrócić do nieznajomej. Zahaczył na moment kolejny raz o jej biżuterię, a potem wzrok bezczelnie śledzić zaczął rysy twarzy. Ładnych ludzi zawsze trudniej było okradać, więc Silas przysiągł sobie, że poczeka jeszcze chwilę. W końcu przyjdzie dobry moment. - Jedna podobno była moją matką…wyrzuciła mnie na brzeg i zostawiła w trzcinie, kiedy zorientowała się, że nigdy nie będę mial ogona.
the voice that urged Orpheus
When her body was found, I'd be the choiceless hope in grief that drove him underground
S. Macaulay
Szybka odpowiedź