Lykanon Gordon Harkness
Nazwisko matki: Blishwick
Miejsce zamieszkania: Watford, Anglia
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Funkcjonariusz Patrolu Egzekucyjnego
Wzrost: 177
Waga: 81
Kolor włosów: Brunatne/Ciemnobrązowe
Kolor oczu: Brązowe
Znaki szczególne: Wyprostowana sylwetka; zarys mięśni pod odzieniem; niewzruszony wyraz twarzy; piegi rozsianie po karku i plecach z paroma pieprzykami.
14,5 cali Osika Włos z głowy olbrzyma
Hogwart (Slytherin)
Amstaff
Duch zmarłego brata
Butelka spirytusu i wrzos
Widok siebie w mundurze nadinspektora lub z wyjątkowymi zasługami dla Ministerstwa
Czytanie z nudów harlekinów
Tajfunom z Tutshill
Pojedynki Czarodziejskie, Pływanie, "Wolna Amerykanka", Jazda Konno
Jakiejkolwiek
Milo Ventimiglia
Od zawsze było ich dwóch.
Tak jak urodzili się jako dwoje w kilkuminutowych odstępach, tak samo przez większość swojego życia byli razem. Lykanon i Steffon — bliźnięta jednojajowe urodzone w Anglii przez Marthę Harkness z domu Blishwick i przyjęte w ramiona przez jej męża Eddarda Harknessa. Oboje byli wiedźmimi strażnikami dla brytyjskiego ministerstwa magii, problemem więc nie było wyjaśnienie ich poznania. Przyjacielem ich był też Aloysius Creeveshaft, który swoją misję powiązał z rosyjskim caratem. Czystokrwiste bliźniaki nie mogły jednak nacieszyć się swoją rodziną, kiedy zostały osierocone przez nich w wieku dwóch lat z powodu bardzo ważnej misji dla ministerstwa. Rodzice według doniesień umarli podczas wyprawy do caratu do Creeveshafta, jednak w trakcie zostali zaatakowani i niestety zmarli, powodując, że trafili do mugolskiego sierocińca “Świętego Patryka”, w którym przez dłuższy czas zostali. Byli tam dobrze traktowani, jednak nikt nie spodziewał się, że pomimo podobieństwa będą prezentowali inne charaktery. Lykanon był tym bardziej spokojnym i analitycznym chłopcem, przebiegłym i lojalnym. Steffon z kolei… był kompletnym przeciwieństwem swojego brata, to też on uważany był za tego bardziej śmiałego, odważnego i pozbawionego wewnętrznego hamulca przeciw niesprawiedliwym zachowaniom. Można powiedzieć — idealny bohater i obrońca urodzonego o cztery minuty przed nim Lykanonem. Co zabawne, Lykanona i Steffona łączyła wspólna pasja do rywalizacji. Chłopcy od początku rywalizowali ze sobą. Kto będzie lepszym w grze na harmonijce, który z nich będzie lepiej się bić. Wszystko jednak działo się wokół nich samych. Nikt z zewnątrz nie mógł wejść do ich jedynej wspólnej zabawy. Wiedzieli, że mogli tylko liczyć na siebie.
Los jednak sprawił, że w końcu ktoś ich wziął, a raczej adoptowani przez kogoś, kto nazywał ich rodziców przyjaciółmi, a dodatkowo mówił o sobie jako “ojcu chrzestnym”. Tak, Aloysius Creeveshaft postanowił wrócić do Anglii ze swojej misji i dopełnić przysięgi złożonej państwu Harkness, że kiedy ich zabraknie, to zaopiekuje się chłopcami. Przeprosił ich za tak długie oczekiwanie, a także wytłumaczył dokładnie, kim byli ich rodzice. Mówił peany na temat tego, jacy byli, co osiągnęli oraz jak bardzo ich kochali. Dowiedzieli się też, że pomimo swojej śmierci nie byli nawet mugolami czy któreś z nich było tego pochodzenia. Aloysius Creeveshaft wraz ze swoją żoną Alisą chcieli sprawić, że ich uaktywnienie się magii i wyruszenie w świat czarów będzie tak bardzo przyjemne i bezkonfliktowe, że dzięki temu zrekompensują im brak prawdziwych rodziców. Nawet od pewnego momentu, chłopcy nazywali ich po prostu “wujostwem”. Aloysius Alicję poznał w Rosji, gdzie będąc “zaklinaczką koni” otworzyła Creeveshaftowi oczy na to, że powoli powinien myśleć raczej o przyszłości niż pracy. Przez co udało im się założyć po ponownej emigracji do Wielkiej Brytanii stadninę koni, która dość dobrze prosperowała, a sami bliźniacy mogli pomagać w hodowli zwykłych i magicznych koni, z których korzystali majętni ludzie. Sam Lykanon doceniając magiczne stworzenia postanowił pewnego dnia poprosić Aloysiusa o naukę jazdy na koniu. Praktykował ją wraz z bratem, aż do momentu nabrania podstawowej wprawy. Jednak zawsze jakaś krucha sielanka musiała się skończyć i przyszła szkoła.
Jedną z pierwszych przeszkód w życiu bliźniaków była rozłąka spowodowana oddzieleniem ich z racji różnych charakterów do innych domów. Tylko bardziej skomplikowało to ich relację. Lykanon do Slytherinu, Steffon do Gryffindoru. Obaj musieli “prezentować cechy swoich domów”, aby nie odstawać od swoich nowych rówieśników. Jeśli można było powiedzieć, jak działała ich relacja w okoliczności takich przeszkód, to można było użyć jednego słowa — wsparcie. Bliźniaki wymykały się nocą, aby tylko profesorowie nie mogli zorientować się o tym, że chcieli, chociaż czasami być ze sobą sami. Nocnymi wieczorami, gdy było tylko możliwe i niebo było czyste — Lykanon wraz z Steffonem wpatrywali się jedynie w gwiazdy i bez żadnego słowa rozumieli się, że ta cicha chwila podczas nocy to był ich moment. Gdzie nikt nie mógł ich rozdzielić.
Naturalną rzeczą było, że coś musiało ich jeszcze łączyć oprócz podobieństwa do siebie — zamiłowanie do obrony przed czarną magią i zaklęciami. Rodzeństwo Harkness bardzo dobrze odnajdywało się na owych zajęciach, a dodatkowo aspirowało do tego, aby być najlepszymi. No, najlepszymi jak było to tylko możliwe. Zabawną rzeczą, a nawet różnicą było to, że Lykanon był lepszy od Steffona w zaklęciach, kiedy Steffon dominował od brata w obronie. Ich chęć bliźniaczej rywalizacji skłoniło do tego, że uczestniczyli razem w Klubie Pojedynków, gdzie zawsze któryś z nich wygrywał, lecz żaden nie odstępował choćby jednym pojedynkiem. Wraz z owymi postępami widać było, że Lykanon zmieniał się — faktycznie z efektem swojego brata na siebie. To on był tym, który podrobił podpis wuja na zgodę na uczestniczenie w wycieczkach do Hogsmeade na trzecim roku, znając dokładny charakter pisma i dostrzegając, że dany zawijas nie był dokładnie takim, jaki to zrobił Steffon. Ostatecznie to właśnie Lyk był tym, który pomagał bratu wyjść z tarapatów. Role powoli się zmieniały. Dodatkowo jakimś cudem Lykanon spędzał dużo czasu w bibliotece, zaczytując się w harlekinach i zdobywając wiedzę na temat książek, starając się być bardziej oczytanym i zaimponować jednej z dziewczyn, która to okazała się być jasnowidzką.
To dzięki Jasmine mówiącej o przepowiedni, Lykanon domyślał się, że kiedyś przyjdzie czas na śmierć jego brata. Zdeterminowany nie chciał tego dopuścić, a sama Jasmine zapewniała go, że jej przepowiednie nie zawsze się sprawdzały i nie trzeba było się kłopotać tylko... odpuścić sobie. To jednak to sprawiało, że Harkness czuł wewnątrz siebie potrzebę ochrony brata, zmieniając się tak naprawdę “relacją” z bycia chronionym na tego, który zamierzał chronić. Nie mówił jednak o tym Steffonowi. Nie chciał, aby brat wiedział. Pozwolił mu po prostu żyć, dbając o niego, aby nic mu się nie stało. Trwało to do zakończenia szkoły i… przyjścia wojny.
Na początku samej drugiej wojny światowej, Harknessowie postanowili dołączyć w szeregi ministerstwa. Oboje ukończyli Hogwart z dość wysokimi wynikami OWUTEMów, jednak to Steffonowi udało się dostać na trzyletni kurs aurorski. Lykanon nie chciał czuć się gorszy, ani nawet czekać na to, aby za rok spróbować ponownie z dostaniem się przy następnym naborze. Wiedział, że jego oceny z zaklęć i obrony pozwalały mu na dostanie się na roczny kurs funkcjonariusza Patrolu Egzekucyjnego. Traktował to jak coś mniejszego niż aurorzy, jednak nadal w walce z przestępczością. Można było powiedzieć, że obaj mieli się czym dzielić ze sobą. Doświadczenia ze stażu, wybór specjalizacji. Chociaż to bardziej dotyczyło Lykanona, który postanowił pogłębiać swoje zdolności detektywistyczne, aby móc dociekać prawdy i sprawiać, że nic mu w życiu nie umknie. Dlatego, gdy wojna u mugoli szalała, Harkness partnerował doświadczonemu funkcjonariuszowi w procesie własnej nauki i dostrzegania wewnętrznych talentów interpersonalnych i dyplomatycznych. To dzięki temu dowiadywał się, że nie tylko ważne nie jest po prostu machnięcie różdżką z zaklęciem, a dialog umożliwiający brak rozlewu krwi. Chociaż… wiedział, że czasem trzeba było użyć także zastraszenia. Pierwsze pół roku więc spłynęło mu na braku angażowania się w jakiekolwiek trudne sytuacje, dopóty jego mentor nie mówił, że mógł zacząć asystować mu w poważniejszych sprawach. Harkness dzięki temu zaczął bardziej liczyć na samego siebie, aniżeli oczekiwać pomocy brata. Który zresztą równie jak on wspinał się powoli w swoim szkoleniu. Cóż, to jednak Lykanon zaczynał jako pierwszy z rodzeństwa pracować z nich jako funkcjonariusz, kiedy Steffonowi brakowało jeszcze dwa lata do zakończenia szkoleń, ostatecznie ich nie kończąc.
To był dziwny dzień, wszystko wydawało się mężczyźnie nie współgrać ze sobą tak, jak powinno. Wiedział jednak, że miał być to też dzień graduacji Steffona. Z jednej strony cieszył się z tego, że brat sięgał swoich marzeń. A z drugiej — przeczuwał, jak coś złego miało nadejść. Nawet specjalnie wziął na tę okoliczność wolne, odwiedzić brata i zapytać co zamierza z tym wszystkim zrobić. Nie spodziewał się jednak, że wieści od jego wuja sprawią, że jego niepewność owego dnia była słuszna. Wszystko sypnęło się jak domek z kart, kiedy przeczytał w liście, że Steffon został zabity klątwą przez mężczyznę, który uwolnił się z rąk chcących złapać go aurorów. Jedna klątwa, zaledwie jedna sprawiła, że nierozerwalna, bliźniacza więź przestała już istnieć. Że jego druga połowa, niczym część duszy, właśnie zanikła wraz z odejściem brata.
Pamiętał pogrzeb, jak stał z resztą znajomych z ministerstwa i rodziną wokół trumny Steffona. O dziwo dzień był słoneczny. Słońce i niebieskie niebo było podsumowaniem tego, jaki był jego brat. Radosny, pomocny, honorowy i lojalny. A przy okazji odważny. To właśnie wtedy Lykanon myślami, jaki będzie jego dzień pogrzebu. Ponury, pozbawiony wianuszka bliskich mu osób i tego, że nieustannie będzie padał deszcz. Uznał wtedy, że skoro tak ma być — niech będzie. Nie czuł jednak tego samego co dawniej. Odejście brata zabrało z niego po prostu to, co normalnemu człowiekowi dałaby najlepsza, najukochańsza potrawa — smak. Smak życia. Harkness stał się bardziej rozdrażniony, można było powiedzieć, stał się większym służbistą, aniżeli człowiekiem. Wolał działać według kodu prawa, niż być człowiekiem. Nie myślał, czy to dlatego, że Steffona brakowało czy dlatego, że tak “reperował” samego siebie. Po prostu… dni mijały. A patronus, którego zazwyczaj miał — nigdy nie był już taki sam. Błękitny ptak, którego używał, zazwyczaj stał się niczym. Nie umiał go wyczarować. Po prostu… utracił w sobie jakąś cząstkę dającą tę możliwość. Skupił się na pracy.
Do momentu zakończenia wojny, zarówno czarodziejskiej jak i mugolskiej, Lykanon pozostawał bierny na wszystko, co nie miało wspólnego nic z jego pracą. Jeśli można było go określić jednym słowem — konformista. Dostosowywał się do każdych warunków, w jakich stawiała go praca. Jedynym celem, jaki sobie postawił, było stanie się idealnym aparatem sprawiedliwości. Jeśli ktoś zamierzał trafić na ulicach na Lykanona i go rozpoznawał — dobrze wiedział, że osiągnięcie u niego kompromisu miałoby graniczyć z merlińskim cudem. Jeśli widział, że ktoś nie przestrzegał zasad tworzonych przez ministerstwo — starał się karać wyjątkowo surowo, aby dany czarodziej nie popełniał błędu. Zdarzali się tacy, którzy chcieli go przekupić lub — co lepsze — zastraszyć wpływami. Jednak to nie miało działać na Harknessa, który przez takie sytuacje stawał się coraz bardziej bezwzględny. To on miał być tym, przed którym obywatel miał czuć respekt i szacunek. Jednak to ani trochę nie leczyło jego duszy po śmierci brata. Potrzeba wyładowania i wyprucia się z emocji prowokowała go do tego, aby zapuszczać się w mroczniejsze tereny Śmiertelnego Nokturna i zacząć uczęszczać w walkach na pięści, gdzie rządziła tylko jedna zasada — wszystkie chwyty dozwolone. To nie miało mu dawać adrenaliny czy pobudzenia. On miał dzięki temu mieć możliwość czystego spojrzenia świat i zrzucenia balastu emocji z własnych ramion. Stania się ponownie normalnym człowiekiem. Dostęp do magicznych wierzchowców wuja Aloysiusa miało mieć charakter terapeutyczny, ale jakiekolwiek próby dłuższej jazdy prowokowały do tego, że Harkness odtrącał jeździectwo. Robił to tylko dlatego, aby nie zapomnieć pamięci o swoim bracie, którego zdawało mu się widził niczym ducha w różnych miejscach. Terapie miały mu nie pomagać, nie brał nawet żadnych leków — ot… żył. Czuł się czasem tak, jak skazaniec, czekając na pocałunek dementora. Ostatecznie — w jakiś sposób naprawiał siebie, jednak nigdy nie był już taki sam. Zaczął przekonywać się do starych rzeczy jak choćby czytanie ulubionych książek, które stawały się tym, co lubił akurat Steffon — harlekiny. Ot, taki miał kaprys leczenia cierpienia.
Praca Lykanona głównie od tego momentu skupiała się tylko i wyłącznie na łapaniu przestępców lub współpracy z innymi wydziałami. Jeśli trzeba było poprosić Lykanona do tego, aby ten wspomógł w innej sprawie jeden z oddziałów Patrolu Egzekucyjnego — bardzo chętnie. W tym okresie “względnego pokoju” w świecie magii, gdy wojna już nie doskwierała, a po niej zaczęły powstawać nowe rządy — w tym przykazanie, aby Gellert Grindelwald stał się dyrektorem Hogwartu — sprawiało, że Harkness, choć nie tolerował tego, co wyczyniał Rząd, był tolerancyjny, jeśli pewne decyzje miały spowodować, że w Wielkiej Brytanii panował spokój. Był to czas, gdzie spokojnie mógł rozwijać się bardziej pod względem tego, aby awansować znacznie wyżej w hierarchii pracowniczej. To był też moment, gdy zamierzał poprawić swoją sprawność fizyczną poprzez częstsze urządzanie sobie wypraw pływackich w zbiornikach wodnych, aby zwiększyć wytrzymałość i możliwości szybszego łapania przestępców, którym zachciało się gubić funkcjonariusza Harknessa przez wskakiwanie do wody. W sercu mężczyzny także nikt nowy nie zawitał, powodując, że obowiązki domowe musiał wykonywać sam, dbać o siebie jako o samotnego kawalera wykonującego prawie najbrudniejszą robotę w magicznym świecie. Gotowanie stało się jego małym zainteresowaniem, a raczej jak bardzo praktycznie może to wykorzystać dla własnego odżywiania. Eksperymentowanie w kuchni dla osiągnięcia spokoju ducha miało przynieść mu także relaks. Miał się nawet powoli już uspokoić, zagoić rany, kiedy następne lata przyniosły jedynie nawrót, a może nawet pogorszenie.
Głupcem był ten, który myślał, że czasy rządów Wilhelminy Tuft nie oznaczają faktu, że coś wisi w powietrzu. Tak samo myślał Harkness, który jedyne czego potrzebował w momencie jej rządów to zapewnienia, że jeśli coś złego miało się wydarzyć — odpowiedni ludzie będą umieli odkręcić to, co według znajomych Harknessowi twarzy uważane było za zagrożenie dla balansu świata czarodziejów. Z tym się zgadzał. Nigdy nie uważał ministry Tuft za osobę na odpowiednim stanowisku. Chociaż niektóre sytuacje skłaniały go do tego, że musiał jak inni — płynąć z falą. Przemilczanie pewnych kwestii, a uparte krytykowanie we własnej głowie. Samo referendum według Harknessa uważane było za utrudnienie, a nie pomoc w osiągnięciu korzyści dla Wielkiej Brytanii czy osiągnięciu spokoju. Iluzja pokoju prowokowała go do tego, że musiał wykonywać rozkazy przełożonych co do joty, aby przetrwać i móc pracować. Tak jak zawsze to miało miejsce — po prostu dostosowywał się do tego. Jego metody jednak stawały się ostrzejsze — nie zawsze posługiwał się już tylko i wyłącznie perswazją, ale dawniej zapomnianą przez niego metodyką używania strachu przed mundurem. W końcu powołanie Policji Antymugolskiej i przeniesienie go tam tylko dlatego, że był efektywnym funkcjonariuszem, sprawiało, że miał większe pole do popisu. Obojętne było mu powoli to, co się działo, jeśli nie zagrażało bliskim mu osobom. Pojawianie się na niebie symbolu działalności czarnoksiężników w miejscach morderstw i przestępstw. do których był czasem oddelegowywany, powodowało rozdrażnienie i powrót dawnych, złośliwych nawyków agresji.
Wiosenny kwartał roku pięćdziesiątego szóstego można powiedzieć był przełomowym jeśli chodzi o jakiekolwiek zmiany w życiu Harknessa. Może trzeba było najpierw powiedzieć o tym, że cały świat pogrążył się w chaosie, a sam funkcjonariusz obudził się o poranku w lesie nieopodal jego domostwa w Watford, które odziedziczył po wujostwie, gdy Ci postanowili ulotnić się z Wielkiej Brytanii z chęcią zwiększenia własnego bezpieczeństwa już parę miesięcy wcześniej przed owym wydarzeniem. Dopiero jakiś czas zajęło mu ogarnięcie się, w jakim bałaganie znalazł się świat czarodziejów i to, jak nieodpowiedzialna była ministra Tuft. Która zresztą zakończyła swoje rządy w momencie postradania zmysłów, a na jej miejsce wszedł równie “utalentowany” syn, którego zdolności oratorskie jak prędko zabłysły, tak samo szybko zgasły z propozycją hodowania dementorów. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli powie się, że Lykanon Harkness już dawno skreślił jakiekolwiek kompetencje przywódcze Tuftów. Ogarnięcie burdelu i nowej sytuacji na świecie stało się po prostu priorytetem.
Przemiana Policji Antymugolskiej w Oddział Kontroli Magicznej tylko pogłębiło kiełkujące poglądy, że mugole nie nadawali się do świata magicznego i nie powinni pod żadnym względem do niego przynależeć, a nawet wiedzieć, że owy istnieje. Lykanon z grzecznością wykonywał rozkazy, jakie były mu polecane. Zdolności spostrzegania i szybkiego łączenia faktów pozwoliły mężczyźnie na bycie dość efektywną osobą w tym oddziale, gdyż dowodząc małymi grupami swoich kolegów świetnie radził sobie w wychwytywaniu osób naznaczonych “problemami” czarodziejów i mugoli, którzy byli znacznie większym zagrożeniem, niż się zdawało. Harknessowe poczucie porządku sprowokowało go do wymierzania odpowiednich kar osobom, które na siłę chciały pomagać ministerstwu w niebezpiecznej sytuacji. Cele w Tower wypełniały się osobami, które żywo nienawidziły go za to, że byli wtrąceni do więzienia tylko dlatego, że podejrzewane były za nielegalną działalność przy anomaliach. Czy to podobało się mu? Nie, jedynie czuł, że cel uświęca środki i łatwiej przez to będzie ogarnąć i tak już wielki syf, w którym pogrążył się świat. Harkness współpracował zarówno z oddziałami Amnezjatorów jak i osób odpowiedzialnych za anomalie z racji posiadanych zdolności prywatnych tylko po to, aby móc zająć czymś swój i tak już przepracowywany umysł.
Chaos. Tak opisuje ten dzień Lykanon, który jedynie jakimś cudem uznał, że wyjdzie wcześniej ze swojej pracy. Jeszcze tylko pół godziny dłużej zostałby w ministerstwie, a sam byłby ofiarą tego, co tam się wydarzyło. Płomienie, wiele znanych mu z twarzy ofiar poległo tego dnia w pożarze ministerstwa, a jemu wydawało się, że to już koniec dantejskiego piekła. Nie mógł się mylić bardziej. Kolejny atak anomalii sprawił, że niewyobrażalne zimno przeszło przez jego ciało, a on sam musiał spędzić parę dni w łóżku, wygrzewając swoje ciało. Dopiero powracając po pewnym czasie do ministerstwa, zorientował się, że nastały nowe rządy, które bardzo dobrze mu przypasowały. Harold Longbottom wydawał mu się kompetentnym przywódcą, który od pierwszego swojego dnia działał systematycznie ku nastaniu porządkowi, który tak bardzo Harkness kochał. Szybka organizacja ministerstwa na nowo sprawiła, że po powrocie Harkness miał coraz więcej nowych spraw do rozwiązania. Walkę z anomaliami i podejrzanymi działalnościami wykonywał naprzemiennie. Człowiek wielozadaniowy, niektórzy mogliby powiedzieć. Człowiek bez żadnych sprzeciwów mógłby już awansować, ale obecny chaos sprawiał, że nikt tego nie zauważał. Więc robił swoje, jak najlepiej tylko umiał. Coraz stanowczy sprzeciw przeciwko działaniu mugoli sprawił, że ktoś zainteresował się nim. Ktoś, kogo nie uważał za swojego sprzymierzeńca przez ten dany moment, jednak po dłuższej rozmowie okazało się przedstawiać korzystną ofertę i “efekt końcowy” działań. Opowiedział mu o działalności Rycerzy Walpurgii i tego, że dzięki temu będzie mógł osiągnąć więcej niż być tylko człowiekiem od brudnej roboty. Być częścią symbolu czegoś większego. Lykanon przystał na ofertę wraz z momentem, kiedy zamach na Stonehenge sprawił, że władzę nad ministerstwem objął Cronus Malfoy, likwidujący Oddział Kontroli Magicznej. Powodujący przywrócenie Lykanona do Patrolu Egzekucyjnego.
Nienawiść względem mugoli rosła pośród myśli Harknessa coraz bardziej, zwłaszcza gdy zdawał sobie sprawę z tego, jaki efekt swoich działań sprowadzili na świat magii. Chociaż nie był już w Oddziale Kontroli Magicznej, Harknessowi nie przeszkadzało przymknąć oka na to jak mugolacy czy mugole byli przez innych piętnowani, a nawet wrzucani do Towera. Działania Cronusa Malfoya względem lepszego jutra pomagały mu tylko uspokoić swoje sumienie i przyznać rację temu, że nowe jutro miało przyjść niebawem. Lykanon coraz więcej czasu spędzał czasu pośród ścian ministerstwa i podsłuchiwał lub wydawał ludzi ukrywających swoje prawdziwe pochodzenie. Kiedy rejestracja miała miejsce — sam zarejestrował swoją własną różdżkę, aby inni mieli pewność, że jest czystej krwi — należał do kasty ludzi lepszej “rasy”.
Lykanon Harkness znajdował się tego samego dnia pośród ludzi, a raczej na czele kolumny chroniącej Cronusa Malfoya przed resztą ludzi, słuchającej jego wystąpienia. Oskarżając i wyjawiając prawdę o istnieniu Zakonu Feniksa i tego, jaki terror owa organizacja dokonywała pośród ludzi, sprawiło, że doszło do zamieszek, w wyniku których Harkness doświadczył poważnej rany po tym, gdy został trafiony zaklęciem w swoją lewą pierś, zdobywając bliznę, która nie zamierzała już nigdy zniknąć. Obudził się dopiero w kolejnych dniach, kiedy kolejne dekrety ministra magii zostały wprowadzone w życie, a nowa codzienność miała nadejść. Słyszał o tym jak Londyn “zapłonął” w zamieszkach, a ludzie zaczęli buntować się przeciwko nowej władzy. Czy jakkolwiek to wzruszyło go? Nie, jedynie umocniło w wierze, że ludzie byli zaślepieni i nie widzieli, czego tak naprawdę chronili. A chronili zwykłą zarazę, która niszczyła fundamenty prawdziwego świata magicznego. Prężnie możliwie działającego. Podzielenie się ministerstwa na dwa obozy, które posiadało teraz dwóch ministrów, sprawiło, że musiał zdecydować się, po której stronie stanąć.
Harkness doceniał Harolda Longbottoma jako dobrego wojownika i osobę skuteczną w swoich działaniach, jednak nie popierał tego, po której stronie stanął — co sprawiło, że jego myśli skierowane były ku idei Cronusa Malfoya, który wyraźnie wskazywał na to co się działo w świecie czarodziejów. Od teraz miało nastać nowe jutro, które zaczynało podobać się Lykanonowi chcącemu, aby ponownie nastał porządek. Według niego — Cronus Malfoy był tym, który ten porządek potrafi przywrócić. I jeśli ktoś miałby zapytać go o to czy w niego wierzy w świat pozbawiony mugoli lub świat, gdzie czarodziej nie musi się bać, że ich nieodpowiedzialność zagrozi innym — odpowiedziałby, że tak. Od tej pory wiedział, że będzie jeszcze więcej dla niego pracy.
Działalność Patrolu Egzekucyjnego została wzbogacona o fakt, że zacząć trzeba było kontrolować przemyt mugoli, którzy chcieli dostać się do miasta. Harkness oddelegowywany był do tego wraz z patrolem zaufanych ludzi i dowódców. Patrolowali porty Londynu w celu zlokalizowania przemytników, którzy pomagali się wydostać pozostałym mugolskim niedobitkom. Dzień zapowiadał się triumfujący poraz ponownie dla ministerstwa magii. Już powoli dostali się do statku, kiedy z jednego z miejsc zostali otoczeni. Wpadli w zastawioną na nich zasadzkę. Rozpętało się piekło, a w pewnym momencie Lykanon spędzając dawniej czas w świecie mugoli podczas patroli i pościgów, zorientował się, że zaraz ktoś będzie chciał ich pozbawić życia. Widział celującego z broni w kierunku dowódcy mugola. Raz, dwa, trzy… Strzał. Zablokował swoim ciałem człowieka, który nimi dowodził i oberwał ponownie w miejsce, które miało być zagojone. Znowu pierś zalała się krwią, a Harkness zemdlał. Obudził się w Św. Mungu, gdzie wszystko zostało mu powiedziane. Patrol, którego był członkiem, został doszczętnie rozstrzelany z powodu długiej i męczącej z powodu liczebności walki, ale dowódcy i jemu udało się wydostać. Jednak w wyniku błędów teleportacji, mężczyzna ratujący jego życie przez wykrwawianie stracił rękę, która została zastąpiona protezą. To była jedna z rzeczy, która umocniła go, że w życiu może liczyć na własny osąd, ludzi z własnego wydziału i Patrolu Egzekucyjnego. Popychało go to do coraz większej brutalności przeciw napotkanym oddziałom mugoli, którzy rzucali na szalę swoje życie. Ale czy jemu już na tym zależało bardziej? Nie. Został tego pozbawiony. Nocne patrole w godzinie policyjnej wykorzystywał do przemocy przeciwko czarodziejom współpracującym z mugolami. Tower stało się jego miejscem, gdzie wykorzystywał metody zarówno detektywistyczne w wyciąganiu informacji jak i krwawym przesłuchaniom. A pomimo tego, wracając do siebie — nigdy nie wątpił, że postąpił źle. Uważał się za tego dobrego. I tak właśnie było.
Przyszła zima. Co dalej?
Myśląc o swoim najlepszym wspomnieniu wyobraża sobie ostatnią rozmowę z bratem, gdzie mówi o tym, że choć nie udało mu się dostać na kurs aurorski - jak on sam - to przynajmniej będzie mógł zwalczać przestępczość dzięki dostaniu się do patrolu egzekucyjnego. Brat stanowił dla niego symbol, a zarazem wiarę w to, że jego sekrety były z nim zawsze... przed jego śmiercią. Wspomnienie jest zarazem smutne i radosne, choć to właśnie to drugie łączy go z nim pomimo brutalności jego odejścia.
Nie wie czy czasem to wspomnienie zadziała, jednak jest ono najszczęśliwsze
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 11 | 0 |
Uroki: | 21 | 2 (rożdżka) |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Uzdrawianie: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 0 | 0 |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 16 | 3 (rożdżka) |
Zwinność: | 7 | Brak |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
Angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Astronomia | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Perswazja | I | 2 |
Spostrzegawczość | III | 25 |
Zastraszanie | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznawstwo | I | 2 |
Wytrzymałość Psychiczna | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rycerze Walpurgii | 0 | 0 |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Gotowanie | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Pływanie | II | 7 |
Walka wręcz | II | 7 |
Jazda konno | II | 7 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 0 |
Ostatnio zmieniony przez Lykanon Harkness dnia 16.10.21 22:26, w całości zmieniany 2 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber