Główne wejście
AutorWiadomość
Główne wejście
W miesiące ciepłe pięknie zazielenione i zapraszające różnorodnymi barwami i zapachami, wejście główne Zajazdu służy zarówno stałym mieszkańcom jak i gościom. Tabliczka na nich informuje o zamknięciu lub otwarciu zajazdu, chociaż rzadko zdarza się, aby nikogo w środku budynku nie było. A nawet jeśli - śmiało można przysiąść na pobliskim murku czy też nieopodal znajdującej się ławce i zachwycić się zadbanym ogrodem.
Zapachy jak zwykle były piękna w Zajeździe. Do tego gwar - nie było nic, co cieszyło Cynthię bardziej niż ten gwar gości i wizytujących, niż ich śmiechy i głośne rozmowy, bo chociaż wojna trwała i zima wcale nie była najłaskawsza, cieszyła się, że czarodzieje wciąż mieli w sobie tę drobną iskrę radości, która ich rozpalała. Doceniała ją i chciała dbać, aby nie zgasła, tworząc dla innych przestrzeń, w której mogliby się odprężyć i uspokoić, nie martwić tak bardzo brzydką codziennością. Nawet mimo chłodu, nawet mimo wieści, które docierały do nich z głębi kraju.
W końcu jednak sala powoli pustoszała, powoli czarodzieje opuszczali zajazd, a Cynthia prostymi zaklęciami sprzątała salę z pomocą swoich synów. Naczynia do kuchni i facere, aby wszystko było piękne i czyste, miotła również sprzątała dokładnie resztki z podłogi sali, aby wszystko mogło zostać w jak najlepszym porządku i być gotowe na kolejnych gości.
Niska kobieta z uśmiechem żegnała jednych z ostatnich gości, którzy byli wyraźnie zadowoleni obiadem, wciąż biegając jeszcze między stołami. Dopytywała o zdrowie, uśmiechała się do ludzi, którzy w większości byli lokalnymi lub stałymi klientami. Dla nikogo wojna nie była łatwa…
Kiedy sala niemalże była już pusta, Cynthia zerknęła w stronę gościa, który właśnie wchodził do środka. Była to pozytywna niespodzianka, bo w końcu zazwyczaj lord sam w sobie zapowiadał się z wizytami - a podobnie, niespodziewane nie były czymś typowym! Chociaż może za czasów, kiedy miał mniej obowiązków czy dzieci, można było spotkać go częściej w Zajeździe.
- Och, lordzie Ollivander! Jak miło lorda widzieć, zaraz zaparzę herbaty kwiatowej - zaraz przywitała mężczyznę z uśmiechem, wykonując ruch różdżką, a woda w czajniku w kuchni zaczęła się gotować. Również po chwili przywołała do nich dwie filiżanki z wymalowanymi niezapominajkami, które wylądowały na tym samym stole przy stole, w okolicy którego znajdywała się dziura po niegdyś wyładowanej złości Havelocka. Cóż, zazwyczaj rodzinę Ollivanderów gościła przy jednym stole, była to swego rodzaju tradycja, która chyba wynikała z przyzwyczajenia.
- Jak lord się czuje? Zje lord obiad, wciąż wszystko jest ciepłe, mogę przynieść za moment.
love makes you happy in a house where
love is made
love is made
Ostatnio zmieniony przez Cynthia Skamander dnia 23.11.21 18:16, w całości zmieniany 1 raz
Z całą jego gburowatością, z każdym jego wybuchem, z każdą chwilą, kiedy bardziej narzekał na rzeczywistość, niż próbował ją naprawić, Havelock wciąż pozostawał człowiekiem, któremu bardziej niż na własnym zdrowiu zależało na dobrym i spokojnym życiu nie tylko jego rodziny, ale i reszty Lancashire, którego mieszkańcy z nutą radości i dumy nazywali Ollivanderów swoimi lordami. Jego wizyty Pod Gruszą nie wydawały mu się więc aż tak niespodziewane - niezależnie od tego, czy zapowiadał je, czy tak jak teraz, wchodził do środka tak po prostu, jak każdy inny gość. Pod Gruszą było centrum życia Lancaster. Jeżeli chciał, aby jakakolwiek informacja dotarła do jak największej liczby osób, to był pierwszy punkt na mapie wizyt lub rozwieszania plakatów.
Dzisiaj jednak nie przyszedł po to. Przyszedł konkretnie do właścicielki (i kilku innych barwnych postaci zamieszkujących Zajazd, ale nie sądził, aby sytuacja wymagała rozmowy z każdym - pozostawienie kilku kopert Cynthii zdawało się załatwić sprawę zaproszeń).
- Pani Skamander - powiedział, unosząc kapelusz, zaraz po tym, jak zamknął za sobą drzwi. Kobiecina była tak mała, że ledwo dostrzegł ją zza lady, ale tak naprawdę nie wysilał się w tym za bardzo - przywykł do tego, że krzątała się gdzieś, tu i ówdzie, ale zawsze była w środku. W najgorszym wypadku przywitałby się ze ścianą i musiał powtórzyć powitanie ponownie. Widać było, że chce zaprotestować. Nie chciał tej herbaty. Nie chciał też siadać, ale Cynthia jak zawsze działała szybciej, niż Havelock zdążył się odezwać - aż go dziw brał, ile osób zwykło nazywać go cholerykiem. Przygryzł wargę, standardowo zdenerwowany tym stanem rzeczy, ale wytarł ubłocone buty we wzorzystą wycieraczkę, a następnie ruszył do stolika, przy którym w ciszy usiadł. I od razu zakrył oczy dłonią.
- Jeszcze pani nie załatała tej dziury...?
Ton jego głosu zdawał się być wręcz błagalny.
- Mogę przysłać kogoś z zamku, jeżeli Sebastian nie potrafi tego zrobić. A niech mnie piorun trzaśnie, mogę to pani zaszpachlować sam.
Westchnąwszy, sięgnął po plik kopert skrywanych w czarnym, obszytym futrem płaszczu.
- Czuję się dobrze, a jak pani? Za obiad podziękuję, przyszedłem przypomnieć o obchodach Imbolc. Mam zaproszenia na nasze prywatne spotkanie. Dla pani, pani synów, Sebastiana, Henrietty i Thalii.
Dzisiaj jednak nie przyszedł po to. Przyszedł konkretnie do właścicielki (i kilku innych barwnych postaci zamieszkujących Zajazd, ale nie sądził, aby sytuacja wymagała rozmowy z każdym - pozostawienie kilku kopert Cynthii zdawało się załatwić sprawę zaproszeń).
- Pani Skamander - powiedział, unosząc kapelusz, zaraz po tym, jak zamknął za sobą drzwi. Kobiecina była tak mała, że ledwo dostrzegł ją zza lady, ale tak naprawdę nie wysilał się w tym za bardzo - przywykł do tego, że krzątała się gdzieś, tu i ówdzie, ale zawsze była w środku. W najgorszym wypadku przywitałby się ze ścianą i musiał powtórzyć powitanie ponownie. Widać było, że chce zaprotestować. Nie chciał tej herbaty. Nie chciał też siadać, ale Cynthia jak zawsze działała szybciej, niż Havelock zdążył się odezwać - aż go dziw brał, ile osób zwykło nazywać go cholerykiem. Przygryzł wargę, standardowo zdenerwowany tym stanem rzeczy, ale wytarł ubłocone buty we wzorzystą wycieraczkę, a następnie ruszył do stolika, przy którym w ciszy usiadł. I od razu zakrył oczy dłonią.
- Jeszcze pani nie załatała tej dziury...?
Ton jego głosu zdawał się być wręcz błagalny.
- Mogę przysłać kogoś z zamku, jeżeli Sebastian nie potrafi tego zrobić. A niech mnie piorun trzaśnie, mogę to pani zaszpachlować sam.
Westchnąwszy, sięgnął po plik kopert skrywanych w czarnym, obszytym futrem płaszczu.
- Czuję się dobrze, a jak pani? Za obiad podziękuję, przyszedłem przypomnieć o obchodach Imbolc. Mam zaproszenia na nasze prywatne spotkanie. Dla pani, pani synów, Sebastiana, Henrietty i Thalii.
I believe you find life such a problem because you think there are good people and bad people. You're wrong, of course. There are, always and only, the bad people, but some of them are on opposite sides.
♪
♪
Havelock Ollivander
Zawód : różdżkarz, hodowca roślin, lord i opiekun lasów Lancashire
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Meet me at the edge
I ain't afraid
I've already fallen
I ain't afraid
I've already fallen
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Każdy gość zajazdu był w pewnym sensie niespodziewany, a jednocześnie spodziewany - bo w końcu to niegdyś było urokiem zajazdu, jeszcze przed wojną, kiedy to miejsce tętniło zarówno od lokalnych, jak i turystów. Nigdy nie można było wiedzieć, kogo się spodziewać, a mimo to było tutaj tak wielu stałych klientów. W tych czasach każda twarz cieszyła, szczególnie ta znajoma i powracająca, bo to oznaczało, że wojna nie dopadła kogoś. A przynajmniej nie tak, aby ta osoba miała zaginąć w niewyjaśnionych warunkach.
Lancaster było bezpieczne, względnie, ale jak długo ten stan mógł jeszcze potrwać?
Skierowała spojrzenie w stronę dziury, do której odnosił się lord. Uśmiechnęła się delikatnie, przepraszająco.
- Ah, to... proszę wybaczyć, jakoś nie pojawił się czas, ani okazja. I nie ukrywam, że wielu stałych klientów dość miło wspomina historie powstania tej dziury, a przynajmniej ci którzy widzieli zajście... - przyznała, chociaż nieco ciszej, jakby mamrocząc to bardziej pod nosem ze wzrokiem wbitym nieco w podłogę, widząc że wyraźnie lord Havelock nie był zachwycony tym, że dziura wciąż znajdywała się w tym miejscu.
- Och, nie nie, proszę się nie przejmować, na pewno mój kuzyn zajmie się tym w najbliższym czasie, albo inny pracownik. Jest trochę teraz w zimę napraw wokół zajazdu, trzeba również zajmować się regularnie śniegiem na zewnątrz, żeby jednak nikt sobie krzywdy nie zrobił... - a z pewnością, gdy dziura zniknie i lord Cassius to dostrzeże, szybko zadba, aby pojawiło się tutaj coś innego upamiętaniającego to co się stało. Albo inny z gości zajazdu... No a jak Cynthia miała odbierać gościom coś, co sprawiało im tyle zabawy i śmiechu za każdym razem, kiedy tylko temat czyjejś rozmowy schodził na to, że lord Havelock wyżył swoją złość na biednej ścianie?
Niedługo z kuchni również wyleciał dzbanek pasujący do filiżanek, z parzącą się w środku herbatą i lecącym w stronę stoliku.
- Oh bardzo dobrze, dziękuję. Chociaż zima nie jest w tym roku łaskawa, ale za to piękna. Jak enty znoszą mrozy? Mój drogi ojciec zawsze wspominał, że uwielbiał widok entów w śniegu, chociaż może to dlatego, że nie był to częsty widok? - powiedziała z uśmiechem, układając filiżanki. - Imbolc? Och, oczywiście, że będziemy! Nie musiał lord się tutaj zjawiać osobiście, chociaż to bardzo miłe, naprawdę. Czy będzie potrzeba przygotować coś, pomóc w w kuchni lub czymś podobnym? Wie lord, że zawsze chętnie zajazd pomoże - zapewnił, rozlewając po chwili zaparzonego naparu do filiżanek.
- Jest lord pewny co do obiadu? To żaden problem, naprawdę, zawsze w kuchni coś mamy, zawsze coś się gotuje, bo trzeba przecież wykarmić mieszkańców! Oh, a może ciasteczka? Powinnam mieć nieco jeszcze, ostatnio piekłam - zaproponowała ponownie jak na dobrą gospodynię przystało, chcąc ugościć każdego jak najlepiej.
- To dobrze, że to co się dzieje w Anglii nie przeszkodzi obchodom Imbolc, to bardzo dobra wiadomość, tak. Czy wszystko będzie tak jak co roku? Czy coś lord będzie zmieniał? Ach, może wybiorę się również przed obchodami do lasu, tam gdzie zawsze zostawiamy trochę mleka i miodu dla skrzatów, może warto sprawdzić czy nikt tam się nie kręcił obcy. Trzeba uważać ze wszysdtkim ostatnio... - dalej powtarzała, wpadając w pewnego rodzaju słowotok, podsuwając zdobioną filiżankę do gościa o szlachetnej krwi.
Lancaster było bezpieczne, względnie, ale jak długo ten stan mógł jeszcze potrwać?
Skierowała spojrzenie w stronę dziury, do której odnosił się lord. Uśmiechnęła się delikatnie, przepraszająco.
- Ah, to... proszę wybaczyć, jakoś nie pojawił się czas, ani okazja. I nie ukrywam, że wielu stałych klientów dość miło wspomina historie powstania tej dziury, a przynajmniej ci którzy widzieli zajście... - przyznała, chociaż nieco ciszej, jakby mamrocząc to bardziej pod nosem ze wzrokiem wbitym nieco w podłogę, widząc że wyraźnie lord Havelock nie był zachwycony tym, że dziura wciąż znajdywała się w tym miejscu.
- Och, nie nie, proszę się nie przejmować, na pewno mój kuzyn zajmie się tym w najbliższym czasie, albo inny pracownik. Jest trochę teraz w zimę napraw wokół zajazdu, trzeba również zajmować się regularnie śniegiem na zewnątrz, żeby jednak nikt sobie krzywdy nie zrobił... - a z pewnością, gdy dziura zniknie i lord Cassius to dostrzeże, szybko zadba, aby pojawiło się tutaj coś innego upamiętaniającego to co się stało. Albo inny z gości zajazdu... No a jak Cynthia miała odbierać gościom coś, co sprawiało im tyle zabawy i śmiechu za każdym razem, kiedy tylko temat czyjejś rozmowy schodził na to, że lord Havelock wyżył swoją złość na biednej ścianie?
Niedługo z kuchni również wyleciał dzbanek pasujący do filiżanek, z parzącą się w środku herbatą i lecącym w stronę stoliku.
- Oh bardzo dobrze, dziękuję. Chociaż zima nie jest w tym roku łaskawa, ale za to piękna. Jak enty znoszą mrozy? Mój drogi ojciec zawsze wspominał, że uwielbiał widok entów w śniegu, chociaż może to dlatego, że nie był to częsty widok? - powiedziała z uśmiechem, układając filiżanki. - Imbolc? Och, oczywiście, że będziemy! Nie musiał lord się tutaj zjawiać osobiście, chociaż to bardzo miłe, naprawdę. Czy będzie potrzeba przygotować coś, pomóc w w kuchni lub czymś podobnym? Wie lord, że zawsze chętnie zajazd pomoże - zapewnił, rozlewając po chwili zaparzonego naparu do filiżanek.
- Jest lord pewny co do obiadu? To żaden problem, naprawdę, zawsze w kuchni coś mamy, zawsze coś się gotuje, bo trzeba przecież wykarmić mieszkańców! Oh, a może ciasteczka? Powinnam mieć nieco jeszcze, ostatnio piekłam - zaproponowała ponownie jak na dobrą gospodynię przystało, chcąc ugościć każdego jak najlepiej.
- To dobrze, że to co się dzieje w Anglii nie przeszkodzi obchodom Imbolc, to bardzo dobra wiadomość, tak. Czy wszystko będzie tak jak co roku? Czy coś lord będzie zmieniał? Ach, może wybiorę się również przed obchodami do lasu, tam gdzie zawsze zostawiamy trochę mleka i miodu dla skrzatów, może warto sprawdzić czy nikt tam się nie kręcił obcy. Trzeba uważać ze wszysdtkim ostatnio... - dalej powtarzała, wpadając w pewnego rodzaju słowotok, podsuwając zdobioną filiżankę do gościa o szlachetnej krwi.
love makes you happy in a house where
love is made
love is made
Wyglądał tak samo jak zawsze. Był odrobinę roztrzepany od wiatru, ale elegancja, z jaką się poruszał i sposób, w jaki siedział, z plecami prostymi, jakby opierał się o ścianę, skutecznie budowały wrażenie, że Havelock był kimś wyjątkowym. Przeplatane srebrną nicią, bardzo dobrej jakości szaty, tworzyły kontrast z ubłoconymi butami i dłońmi, które nie bały się pracy - pokaleczone drewnem i pryskającymi nań eliksirami podkreślały wagę jego zawieszenia pomiędzy dwoma światami. Havelock wysłałby tutaj służbę, która naprawiłaby ścianę szybko i sprawnie. Howl zrobiłby to sam, choćby nieidealnie, ale żeby się przy tym czegoś nauczyć.
Wpatrujące się w Cynthię oczy należały do człowieka toczącego w sobie nieustanną walkę. I miało to nawet jakieś odbicie w tych różnokolorowych tęczówkach - jakby ktoś jeszcze siedział tam w środku, plącząc mu czasami język, okazując zarówno nieco bardziej ludzką, jak i tę gwałtowną stronę. Ktoś zupełnie inny, mimo zbliżonych celów i pasji.
- Miło... - powtórzył za nią mężczyzna w sposób tak drętwy, że ciężko było odgadnąć, jakaż to dokładnie myśl przebiegała właśnie przez jego głowę. - Nie ma w tym nic, co powinienem wybaczyć - to mi powinno się kajać za ten incydent, toteż w ramach rekompensaty i gdzieżbym to ukrywał - chęci chociaż częściowego ucięcia plotek na ten temat, oferuję tu swoją pomoc.
Dostrzegał to jak mamrotała, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Spodziewał się usłyszeć teraz jakąś wymówkę, że wyśle do niego list i się umówią na datę, ale tak naprawdę to nigdy tego listu nie wyśle - znał ten sposób mówienia i to nieobecne spojrzenie - widział je często u swoich dzieci, kiedy kazał im coś zrobić, a one wyjątkowo mocno tego nie chciały. Tylko... pani Skamander naprawdę daleko było do jego córki.
- Nie jest to nic, do czego nie przywykły - odpowiedział zgodnie z prawdą - zrzucają z siebie liście i wyciszają. Wędrują rzadko, częściej odpoczywają, traktując śnieg jak pierzynę. - Ten opis był bardziej malowniczy, niż się tego spodziewał. W odpowiedzi na to, że wcale nie musiało go tu być, mógłby powiedzieć prawdę - że i tak miał po drodze, ale takich rzeczy nie mówiło się na głos, tylko częstowało innych skinieniem głowy i delikatnym uśmiechem, w jego wykonaniu nieco niezręcznym.
Mógłby się uprzeć na tym, że nie chce, z drugiej strony każdy, kto go znał wiedział jak wielkie było to kłamstwo - prawie tak wielkie jak on sam i jego potrzeby. Był dla osób gotujących w Zamku dość upierdliwym przypadkiem, wiecznie podjadającym, przestawiającym im rzeczy w kuchni, sprawiającym, że coś przygotowanego na jutro znikało w tajemniczych okolicznościach w środku nocy.
Przystał więc na propozycję ciastek.
- Cieszę się na wieść, że zechcecie uczcić tę noc razem z nami - powiedział. - Nie planuję żadnych radykalnych zmian, chociaż domyśla się Pani zapewne, że spotkamy się w mniejszej grupie niż zazwyczaj. - Bo to, jak sama zresztą zauważyła, nie były czasy bezpieczne. - Zadbałem o przygotowanie wszystkiego, jak należy, jeżeli jednak chce Pani mieć w tym swój udział, nigdy nie będę miał nic przeciwko. Tylko proszę - zawahał się - bez sałatek? - Incydent z zeszłego roku zapadł mu w pamięci dość intensywnie.
Wpatrujące się w Cynthię oczy należały do człowieka toczącego w sobie nieustanną walkę. I miało to nawet jakieś odbicie w tych różnokolorowych tęczówkach - jakby ktoś jeszcze siedział tam w środku, plącząc mu czasami język, okazując zarówno nieco bardziej ludzką, jak i tę gwałtowną stronę. Ktoś zupełnie inny, mimo zbliżonych celów i pasji.
- Miło... - powtórzył za nią mężczyzna w sposób tak drętwy, że ciężko było odgadnąć, jakaż to dokładnie myśl przebiegała właśnie przez jego głowę. - Nie ma w tym nic, co powinienem wybaczyć - to mi powinno się kajać za ten incydent, toteż w ramach rekompensaty i gdzieżbym to ukrywał - chęci chociaż częściowego ucięcia plotek na ten temat, oferuję tu swoją pomoc.
Dostrzegał to jak mamrotała, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Spodziewał się usłyszeć teraz jakąś wymówkę, że wyśle do niego list i się umówią na datę, ale tak naprawdę to nigdy tego listu nie wyśle - znał ten sposób mówienia i to nieobecne spojrzenie - widział je często u swoich dzieci, kiedy kazał im coś zrobić, a one wyjątkowo mocno tego nie chciały. Tylko... pani Skamander naprawdę daleko było do jego córki.
- Nie jest to nic, do czego nie przywykły - odpowiedział zgodnie z prawdą - zrzucają z siebie liście i wyciszają. Wędrują rzadko, częściej odpoczywają, traktując śnieg jak pierzynę. - Ten opis był bardziej malowniczy, niż się tego spodziewał. W odpowiedzi na to, że wcale nie musiało go tu być, mógłby powiedzieć prawdę - że i tak miał po drodze, ale takich rzeczy nie mówiło się na głos, tylko częstowało innych skinieniem głowy i delikatnym uśmiechem, w jego wykonaniu nieco niezręcznym.
Mógłby się uprzeć na tym, że nie chce, z drugiej strony każdy, kto go znał wiedział jak wielkie było to kłamstwo - prawie tak wielkie jak on sam i jego potrzeby. Był dla osób gotujących w Zamku dość upierdliwym przypadkiem, wiecznie podjadającym, przestawiającym im rzeczy w kuchni, sprawiającym, że coś przygotowanego na jutro znikało w tajemniczych okolicznościach w środku nocy.
Przystał więc na propozycję ciastek.
- Cieszę się na wieść, że zechcecie uczcić tę noc razem z nami - powiedział. - Nie planuję żadnych radykalnych zmian, chociaż domyśla się Pani zapewne, że spotkamy się w mniejszej grupie niż zazwyczaj. - Bo to, jak sama zresztą zauważyła, nie były czasy bezpieczne. - Zadbałem o przygotowanie wszystkiego, jak należy, jeżeli jednak chce Pani mieć w tym swój udział, nigdy nie będę miał nic przeciwko. Tylko proszę - zawahał się - bez sałatek? - Incydent z zeszłego roku zapadł mu w pamięci dość intensywnie.
I believe you find life such a problem because you think there are good people and bad people. You're wrong, of course. There are, always and only, the bad people, but some of them are on opposite sides.
♪
♪
Havelock Ollivander
Zawód : różdżkarz, hodowca roślin, lord i opiekun lasów Lancashire
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Meet me at the edge
I ain't afraid
I've already fallen
I ain't afraid
I've already fallen
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cóż, to nie tak, że Cynthia doszukiwała się w tej dziurze jakiejś niezwykłej atrakcji turystycznej, która miałaby napędzać ruchu do zajazdu, a nawet kilka razy już chciała załatać tę dziurę - ale słysząc protesty odwiedzających i stałych bywalców, ciężko jej było podjąć rzeczywiste kroki do tej naprawy. A dodatkowa presja ze strony zarówno lorda, jak i szeptów odwiedzających i to taka skrajna - wcale nie pomagała. Nigdy nie czuła się dobrze w takich sytuacjach. Nigdy nie potrafiła sobie dobrze poradzić z presją otoczenia, tym bardziej, kiedy oczekiwano od niej skrajnie różnych rzeczy czy zachowań - nie radziła sobie z tym, bo chciałaby dogodzić każdemu, a jednak się nie dało.
- Oh, nie nie, proszę, to nie był żaden problem. Znaczy, ściana ucierpiała, owszem, ale lepiej ściana niż żeby ktoś inny ucierpiał, prawda? Ściany to wcale nie zabolało, a też jest to tylko wizualny problem, nie żaden poważny, to nic czym się lord powinien martwić - zaraz zapewniła, chociaż sama początkowo była zmieszana, kiedy ten drobny incydent miał miejsce. Cóż, z pewnością nie ona jedyna - bo kto się spodziewa, że lord Ollivander nagle wyładuje swoją złość na czymś w pobliżu?
I może czasem była jak dziecko. Szczególnie, kiedy przychodziło jej do spełniania oczekiwań różnych ludzi. Nie miała w sobie pewności siebie, która pozwalałaby jej to zrobić z łatwością, która w ogóle pozwoliłaby jej na głośne wyrażanie niektórych słów - czy sprzeciwów.
- Oh, rozumiem, tak, to piękne stworzenia. Mój ojciec wiele mi o nich opowiadał, naprawdę interesujące stworzenia - stwierdziła, tym bardziej że ciężko było je spotkać gdzieś na wolności. Było to bardzo nieprawdopodobne wręcz... Nie była pewna, czy można było się na nie natknąć gdziekolwiek indziej w Anglii poza terenami należącymi do Ollivanderów.
Przyzwała więc maślane ciasteczka do herbaty, które również wylądowały na stoliku, nieco bliżej lorda Havelocka. W końcu Cynthia zdawała sobie sprawę z upodobań gości, którzy pojawiali się tutaj regularnie.
- Oh, tak, to dość przykre... Ale oczywiście, że będę. I spokojnie, nie będzie żadnych sałatek - powiedziała z uśmiechem, nieco powstrzymując cichy śmiech na wspomnienie eksplozji jednego z dania podczas poprzednich obchodów. Ale ona sama uważała ten incydent za dość urokliwy - bo w końcu nikomu nie stała się krzywda, więc nie było o co się złościć czy martwić koniec końców.
- Oh, swoją drogą... Thalia pomagała mi kilka dni temu z zajazdem i rozmawiałyśmy o tym, aby wspomóc nieco inne biznesy Lancashire, nasze lokalne, bo wojna a tym bardziej zima nie jest najłatwiejszą porą. Wiem, że Thalia ma kontakt z wieloma handlarzami morskimi i nie tylko, można by było spróbować zrzeszyć bardziej inne biznesy, to też by mogło pomóc w miejscach do podjęcia pracy. Wiele osób się z tym zmaga, z problemem żeby znaleźć gdzieś zarobek, a jednocześnie dużo osób chciałoby oszukiwać czy na towarach, czy na zapłatach i rozmawiałyśmy z Thalią, aby zrzeszyć nieco osób, żeby porozmawiać na ten temat z innymi farmerami i rzemieślnikami, spróbować nieco przypilnować tego... i zastanawiałyśmy się z Thalią co też lord myślałby na ten temat. Jeszcze nie mamy szczegółów, pracujemy nad tym i z pewnością mogłybyśmy ich drobny zarys dostarczyć, również z propozycjami konkretnych miejsc do wstępnej współpracy, aby wesprzeć siebie wzajemnie - zaczęła Cynthia dość niepewnie, nie będąc przyzwyczajoną jednak do proszenia o pomoc, a tym bardziej nie o pomoc samego lorda! Tym bardziej, że im bardziej mówiła bez konkretów, pomysł sam w sobie wydawał się bardziej rozmyty, bardziej nieprzemyślany - zresztą, przecież lord Havelock również miał ważniejsze rzeczy na głowie niż przejmowanie się lokalnymi działalnościami, prawda?
- Oh, nie nie, proszę, to nie był żaden problem. Znaczy, ściana ucierpiała, owszem, ale lepiej ściana niż żeby ktoś inny ucierpiał, prawda? Ściany to wcale nie zabolało, a też jest to tylko wizualny problem, nie żaden poważny, to nic czym się lord powinien martwić - zaraz zapewniła, chociaż sama początkowo była zmieszana, kiedy ten drobny incydent miał miejsce. Cóż, z pewnością nie ona jedyna - bo kto się spodziewa, że lord Ollivander nagle wyładuje swoją złość na czymś w pobliżu?
I może czasem była jak dziecko. Szczególnie, kiedy przychodziło jej do spełniania oczekiwań różnych ludzi. Nie miała w sobie pewności siebie, która pozwalałaby jej to zrobić z łatwością, która w ogóle pozwoliłaby jej na głośne wyrażanie niektórych słów - czy sprzeciwów.
- Oh, rozumiem, tak, to piękne stworzenia. Mój ojciec wiele mi o nich opowiadał, naprawdę interesujące stworzenia - stwierdziła, tym bardziej że ciężko było je spotkać gdzieś na wolności. Było to bardzo nieprawdopodobne wręcz... Nie była pewna, czy można było się na nie natknąć gdziekolwiek indziej w Anglii poza terenami należącymi do Ollivanderów.
Przyzwała więc maślane ciasteczka do herbaty, które również wylądowały na stoliku, nieco bliżej lorda Havelocka. W końcu Cynthia zdawała sobie sprawę z upodobań gości, którzy pojawiali się tutaj regularnie.
- Oh, tak, to dość przykre... Ale oczywiście, że będę. I spokojnie, nie będzie żadnych sałatek - powiedziała z uśmiechem, nieco powstrzymując cichy śmiech na wspomnienie eksplozji jednego z dania podczas poprzednich obchodów. Ale ona sama uważała ten incydent za dość urokliwy - bo w końcu nikomu nie stała się krzywda, więc nie było o co się złościć czy martwić koniec końców.
- Oh, swoją drogą... Thalia pomagała mi kilka dni temu z zajazdem i rozmawiałyśmy o tym, aby wspomóc nieco inne biznesy Lancashire, nasze lokalne, bo wojna a tym bardziej zima nie jest najłatwiejszą porą. Wiem, że Thalia ma kontakt z wieloma handlarzami morskimi i nie tylko, można by było spróbować zrzeszyć bardziej inne biznesy, to też by mogło pomóc w miejscach do podjęcia pracy. Wiele osób się z tym zmaga, z problemem żeby znaleźć gdzieś zarobek, a jednocześnie dużo osób chciałoby oszukiwać czy na towarach, czy na zapłatach i rozmawiałyśmy z Thalią, aby zrzeszyć nieco osób, żeby porozmawiać na ten temat z innymi farmerami i rzemieślnikami, spróbować nieco przypilnować tego... i zastanawiałyśmy się z Thalią co też lord myślałby na ten temat. Jeszcze nie mamy szczegółów, pracujemy nad tym i z pewnością mogłybyśmy ich drobny zarys dostarczyć, również z propozycjami konkretnych miejsc do wstępnej współpracy, aby wesprzeć siebie wzajemnie - zaczęła Cynthia dość niepewnie, nie będąc przyzwyczajoną jednak do proszenia o pomoc, a tym bardziej nie o pomoc samego lorda! Tym bardziej, że im bardziej mówiła bez konkretów, pomysł sam w sobie wydawał się bardziej rozmyty, bardziej nieprzemyślany - zresztą, przecież lord Havelock również miał ważniejsze rzeczy na głowie niż przejmowanie się lokalnymi działalnościami, prawda?
love makes you happy in a house where
love is made
love is made
Główne wejście
Szybka odpowiedź