Spiżarnia
AutorWiadomość
Spiżarnia
Mniejsze pomieszczenie, do którego przejść można z kuchni, a gdzie znajdują się wszystkie spożywcze produkty. Pod sufitem znajdują się haki, na których zawiesza się zioła, służące nie tylko ich ususzeniu, ale również odstraszaniu owadów, które mogłyby być zainteresowanie pożywieniem. Wszystkie półki są odpowiednio podzielone, tak aby produkty było odpowiednio pokategoryzowane — produkty mięsne w jednym miejscu, warzywa w innym, mleczne przetwory też na kolejnej półce. Przez wojnę jedzenie jest teraz w nieco gorszym stanie, ale mimo wszystko Richard się stara wygospodarować tyle, ile może, nie odmawiając też nikomu jedzenia jeżeli ktoś zawita do niego w gościach.
Richard Moore
Zawód : Budowlaniec, złota rączka
Wiek : 36
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler
There are no happy endings.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Nieaktywni
Postanowił odwiedzić swojego drogiego kuzyna i przekonać się jak mu się żyje w Dolinie, a także sprawdzić, jak sobie radzi i czy nie potrzebuje pomocy. Jakiejkolwiek. Rodzina powinna sobie pomagać. Zwłaszcza teraz, w czasach naznaczonych wojną.
Nie wypadało mu pojawić się na progu domu kuzyna niezapowiedzianym, dlatego wysłał mu sowę z listem, w którym przedstawił mu swój zamiar i poprosił o ustalenie dogodnego terminu spotkania. Wiedział, że kuzyn za bardzo nie przepada za sowami. Nic na to nie mógł poradzić. Wysłany niemagiczną pocztą list szedłby dłużej, o ile w ogóle dotarłby do adresata.
Mając na uwadze znacznie gorszą sytuację ekonomiczną kuzyna od jego własnej postanowił nie przychodzić z pustymi rękoma, tylko ze skromnym poczęstunkiem w postaci pięciu sztuk śledzi w słoju, jednego bochenka jasnego chleba, litrowej butelki spirytusu oraz dwustu gramowej porcji słoniny dla psa kuzyna zwanego Preclem. Cóż za wdzięczne imię dla tego cudacznego stworzenia. Nie mógł nic poradzić na to, że tak a nie inaczej postrzegał tę rasę psów.
Postanowił wprowadzić trochę magii w życie kuzyna i zamiast jakże uprzejmie zapukać do drzwi po prostu teleportował się z ganku wprost do kuchni kuzyna. Było to odpowiednie miejsce do pozostawienia przyniesionych przez niego wiktuałów, które teraz jak gdyby niby nic ustawiał na kuchennym stole. Naniósł trochę śniegu do środka, który uprzątnął odpowiednim zaklęciem. Miał nadzieję, że będą prowadzić miłą konwersację przy stole pełnym jedzenia i kubku herbaty z prądem albo kieliszkami czystego spirytusu, który wydał mu się odpowiedni do śledzi. Nie wypadało wybrzydzać.
Z pewnością jego obecność nie pozostanie niezauważona i jako pierwsze może mieć do czynienia z rozszczekanym Preclem lub jego wyraźnie zaskoczonym (w najlepszym razie) właścicielem. Naturalnie wobec drogiego kuzyna nie miał złych zamiarów. Nie wszedł do jego domu razem z drzwiami i nie przyszedł tutaj z pustymi rękoma. Z pewnością jego obecność i możliwość napełnienia brzucha wynagrodzi mu pewne niedogodności, związane z tym użyciem magii. Odpowiednio używana magia była piękna.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wrócił do domu wymęczony pracą – budowlanka podczas zimy tak srogiej dawała mu się mocno we znaki, a próbowanie równie efektywnego działa jakie miał za czasów łagodniejszych mrozów z łagodniejszych lat, niekoniecznie przynosiło pożądane efekty – męczył się, pocił, a praca posuwała się o wiele wolniej,, do domu zaś wracał przemoknięty, wygłodniały i zmęczony.
Zabłocone buty po prostu rzucił w kąt, pod ścianę, zwlekając się ledwie do kanapy, bo wejście po schodach tego wieczoru wydawało się mu zbyt wielkim wymogiem, zalegając na miękkich i ciepłych poduszkach by chwilę potem oddać się rozkosznemu snu i nie poruszyć się aż do następnego poranka.
Wytłumiony przez drzwi trzask teleportacji nie przebił się do jego sennej świadomości, nie był jednak w tym domu jedynym mieszkańcem – drobne psie pazurki stukały o podłogę kiedy zwabiony hałasem Precel zmierzał pod drzwi spiżarki, drapiąc w drzwi gdy tylko znalazł się na miejscu. Przez chwilę Volans mógł słyszeć drobne skrobanie, to zaraz jednak podążało za głuchymi szczęknięciami, które wyrażały wielkie niezadowolenie, że drzwi magicznie nie zniknęły przed psem, a ten nie mógł dostać się do nieproszonego gościa którego zapach wyczuwał. I którego zapach wydawał się znajomy.
Szczeknięcia nad uchem wydawały się jednak dość znajome i w pewnym stopniu męczące, Richard więc niechętnie otworzył oczy, podnosząc zmęczoną twarz i spoglądając na psa ze stałym zmęczeniem, wzdychając jednak kiedy podniósł się do siadu a jego wczorajsze ubranie odcisnęło się na jego skórze.
- Już, już… - podniósł się ostrożnie, powoli ruszając w stronę kuchni, uznając z całkowitą pewnością że pies po prostu domaga się jedzenia. Karmił go jak tylko mógł, ale w dni takie jak te kiedy budził się dość późno. Ziewnął jeszcze cicho, poprawiając szelki i łapiąc za klamkę. I krzyknął, odskakując do tyłu, kiedy nagle przed jego oczyma znalazł się Volans. Jeżeli celem jego kuzyna było obudzenie Richarda i sprawienie, aby planował na nowo kupienie broni, to właśnie mu się to udało.
- Volans, kretynie, co ty odpierdalasz?! O drzwiach to się zapomniało mości panie?!
Zabłocone buty po prostu rzucił w kąt, pod ścianę, zwlekając się ledwie do kanapy, bo wejście po schodach tego wieczoru wydawało się mu zbyt wielkim wymogiem, zalegając na miękkich i ciepłych poduszkach by chwilę potem oddać się rozkosznemu snu i nie poruszyć się aż do następnego poranka.
Wytłumiony przez drzwi trzask teleportacji nie przebił się do jego sennej świadomości, nie był jednak w tym domu jedynym mieszkańcem – drobne psie pazurki stukały o podłogę kiedy zwabiony hałasem Precel zmierzał pod drzwi spiżarki, drapiąc w drzwi gdy tylko znalazł się na miejscu. Przez chwilę Volans mógł słyszeć drobne skrobanie, to zaraz jednak podążało za głuchymi szczęknięciami, które wyrażały wielkie niezadowolenie, że drzwi magicznie nie zniknęły przed psem, a ten nie mógł dostać się do nieproszonego gościa którego zapach wyczuwał. I którego zapach wydawał się znajomy.
Szczeknięcia nad uchem wydawały się jednak dość znajome i w pewnym stopniu męczące, Richard więc niechętnie otworzył oczy, podnosząc zmęczoną twarz i spoglądając na psa ze stałym zmęczeniem, wzdychając jednak kiedy podniósł się do siadu a jego wczorajsze ubranie odcisnęło się na jego skórze.
- Już, już… - podniósł się ostrożnie, powoli ruszając w stronę kuchni, uznając z całkowitą pewnością że pies po prostu domaga się jedzenia. Karmił go jak tylko mógł, ale w dni takie jak te kiedy budził się dość późno. Ziewnął jeszcze cicho, poprawiając szelki i łapiąc za klamkę. I krzyknął, odskakując do tyłu, kiedy nagle przed jego oczyma znalazł się Volans. Jeżeli celem jego kuzyna było obudzenie Richarda i sprawienie, aby planował na nowo kupienie broni, to właśnie mu się to udało.
- Volans, kretynie, co ty odpierdalasz?! O drzwiach to się zapomniało mości panie?!
Richard Moore
Zawód : Budowlaniec, złota rączka
Wiek : 36
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler
There are no happy endings.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Nieaktywni
Początkowo nie wiedział, co robi kuzyn. W przeciągu chwili jego uszu dobiegło nieco stłumione przez odległość chrapanie. Kuzyn najwyraźniej poprzedniego dnia porządnie zabalował i dlatego zaległ na kanapie albo podłodze. W tym momencie nie wiedział, że za ten stan rzeczy odpowiada zmęczenie wywołane ciężką pracą w budownictwie. Tego nie kwestionował i doskonale wiedział o tym, że praca fizyczna potrafi wykańczać. Pozostawał świadom, że kuzyn nie bał się ciężkiej pracy.
Słysząc charakterystyczny odgłos psich pazurków o zamknięte drzwi spiżarni, komponujące się z głuchymi, pełnymi niezadowolenia szczeknięciami, przelotnie się uśmiechnął. Precel we własnej osobie. Kuzyn miał specyficzny, co by nie powiedzieć dziwny gust w kwestii zwierząt towarzyszących. Precel i inne osobniki tej rasy były równie zabawne i trochę pokraczne.
I jeszcze ten okropny nawyk podszczypywania łydek. Stosownie denerwujący i nieprzyjemny. Czasem odnosił wrażenie, że kuzyn aż za dobrze karmił swojego pupila. Być może będzie mógł przysiąc, że gdy ostatnio odwiedzał Richarda, Precel był dłuższy, niż szerszy. Swojego psidwaka Runę, nie tylko zabierał ze sobą do pracy, ale również wyprowadzał na długie spacery. Suczka miała dużo energii. Bardzo mu to służyło.
Szczekanie przybierało na sile. Richard najwyraźniej spał kamiennym snem, ale takie ujadanie to by każdego obudziło. Nawet umarłego, choć w świecie czarodziejów dosłownie dotyczyło to duchów. Nieuniknione było wkroczenie gospodarza do kuchni. Obejrzał się w stronę kuzyna, który zareagował krzykiem na jego obecność w swoim domu. W ten sposób udało mu się pełnię uwagi starszego Moore'a. Dzieliło ich cztery lata.
— Przyszedłem cię odwiedzić. Och. Tak. Mogłem wejść przez drzwi. Wystarczyło wypowiedzieć odpowiednie zaklęcie — Powiedział zupełnie niezrażony wybuchem Richarda ani rzuconą przez niego obelgą. Wiedział doskonale o co chodzi temu mężczyźnie, jednak nie byłby sobą gdyby nie typowy dla niego dystans. Uśmiechał się subtelnie.
— Na Merlina, wyglądasz okropnie. Ciężka noc, co? W którym pubie ją spędziłeś? — Stwierdził starając się spoważnieć. Było to jednak trudne. Krytycznie, z uniesioną brwią spojrzał na wymięte, zdecydowanie wczorajsze ubranie. Zmęczona twarz kuzyna nie zaskoczyła go. Widział ją stosunkowo często. Nie potępiał nikogo za korzystanie z życia, zwłaszcza w obecnych, jakże trudnych czasach.
Słysząc charakterystyczny odgłos psich pazurków o zamknięte drzwi spiżarni, komponujące się z głuchymi, pełnymi niezadowolenia szczeknięciami, przelotnie się uśmiechnął. Precel we własnej osobie. Kuzyn miał specyficzny, co by nie powiedzieć dziwny gust w kwestii zwierząt towarzyszących. Precel i inne osobniki tej rasy były równie zabawne i trochę pokraczne.
I jeszcze ten okropny nawyk podszczypywania łydek. Stosownie denerwujący i nieprzyjemny. Czasem odnosił wrażenie, że kuzyn aż za dobrze karmił swojego pupila. Być może będzie mógł przysiąc, że gdy ostatnio odwiedzał Richarda, Precel był dłuższy, niż szerszy. Swojego psidwaka Runę, nie tylko zabierał ze sobą do pracy, ale również wyprowadzał na długie spacery. Suczka miała dużo energii. Bardzo mu to służyło.
Szczekanie przybierało na sile. Richard najwyraźniej spał kamiennym snem, ale takie ujadanie to by każdego obudziło. Nawet umarłego, choć w świecie czarodziejów dosłownie dotyczyło to duchów. Nieuniknione było wkroczenie gospodarza do kuchni. Obejrzał się w stronę kuzyna, który zareagował krzykiem na jego obecność w swoim domu. W ten sposób udało mu się pełnię uwagi starszego Moore'a. Dzieliło ich cztery lata.
— Przyszedłem cię odwiedzić. Och. Tak. Mogłem wejść przez drzwi. Wystarczyło wypowiedzieć odpowiednie zaklęcie — Powiedział zupełnie niezrażony wybuchem Richarda ani rzuconą przez niego obelgą. Wiedział doskonale o co chodzi temu mężczyźnie, jednak nie byłby sobą gdyby nie typowy dla niego dystans. Uśmiechał się subtelnie.
— Na Merlina, wyglądasz okropnie. Ciężka noc, co? W którym pubie ją spędziłeś? — Stwierdził starając się spoważnieć. Było to jednak trudne. Krytycznie, z uniesioną brwią spojrzał na wymięte, zdecydowanie wczorajsze ubranie. Zmęczona twarz kuzyna nie zaskoczyła go. Widział ją stosunkowo często. Nie potępiał nikogo za korzystanie z życia, zwłaszcza w obecnych, jakże trudnych czasach.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Przetarł twarz, zmęczony, już nie przerażony ale poirytowany. Jego spojrzenie nagle znalazło się na klamce, tak jakby nagle korciło go zamknięcie tutaj kuzyna i wyjście z domu, tym razem do kogoś innego aby odpocząć. Skoro Volans potrafił się w spiżarce zjawiać bez większych powodów, na pewno mógł sam też z tego wyjść. Mimo wszystko odsunął się na tyle, aby jednak pozwolić człowiekowi, który teraz nagle przekroczył granice jego domu aby jednak wszedł do środka, pozwalając mu przejść się po kuchni. Ostrożnie odwrócił się w stronę zlewu, odkręcając kran aby zmoczyć dłoń, czyszcząc twarz i ostatecznie spoglądając na niego, nie mówiąc nawet nic w stronę Precla, który od razu zaczął obskakiwać Volansa, nie zamierzając odpuszczać domagania się uwagi i głaskania.
- Nie możesz wejść przez drzwi, jak wiesz, ludzie którzy teraz muszą obawiać się o swoje życie właśnie lubią, żeby się wchodziło? – Nie umiał nie wyobrazić sobie, jakby teraz nagle miałby znaleźć się tutaj z Louisem. Bott na takie nagłe zachowanie raczej by umarł albo kompletnie spanikował, nie mówiąc już o bardziej wrażliwych duszach. Teraz mógł jedynie westchnąć, pozwalając sobie na przywitanie kuzyna i zajęcie miejsca w kuchni, pozwalając mu usiąść gdzie chciał.
- Może tego nie wiesz, Volly, ale niektórzy z nas muszą pracować po nocach, albo całymi dniami, bo nie mogą po prostu machnąć różdżką, aby rzeczy same latały i wszystko nagle znikało. Albo samo się przesuwało. Z tymi wszystkimi zmianami i uchodźcami, którzy nagle pojawili się tutaj, jest o wiele ciężej o pracę niż byłoby normalnie w trakcie wojny. – Potarł dłonią po czole, tak jakby nagle uświadomił sobie, że nie było co psuć humoru swojemu kuzynowi.
- Wybacz, ciężka noc. Coś konkretnego cię tutaj sprowadza, czy po prostu odwiedzasz kuzyna? I coś chciałbyś może do jedzenia albo picia? – Pytanie to skierował w jego stronę, chociaż tak naprawdę nie miał pojęcia, za co się zabrać jeżeli chodziło o gotowanie. Dawno wypadł z informacji, który kuzyn za czym przepadać, a jedzenia nie miał tak dużo.
- Nie możesz wejść przez drzwi, jak wiesz, ludzie którzy teraz muszą obawiać się o swoje życie właśnie lubią, żeby się wchodziło? – Nie umiał nie wyobrazić sobie, jakby teraz nagle miałby znaleźć się tutaj z Louisem. Bott na takie nagłe zachowanie raczej by umarł albo kompletnie spanikował, nie mówiąc już o bardziej wrażliwych duszach. Teraz mógł jedynie westchnąć, pozwalając sobie na przywitanie kuzyna i zajęcie miejsca w kuchni, pozwalając mu usiąść gdzie chciał.
- Może tego nie wiesz, Volly, ale niektórzy z nas muszą pracować po nocach, albo całymi dniami, bo nie mogą po prostu machnąć różdżką, aby rzeczy same latały i wszystko nagle znikało. Albo samo się przesuwało. Z tymi wszystkimi zmianami i uchodźcami, którzy nagle pojawili się tutaj, jest o wiele ciężej o pracę niż byłoby normalnie w trakcie wojny. – Potarł dłonią po czole, tak jakby nagle uświadomił sobie, że nie było co psuć humoru swojemu kuzynowi.
- Wybacz, ciężka noc. Coś konkretnego cię tutaj sprowadza, czy po prostu odwiedzasz kuzyna? I coś chciałbyś może do jedzenia albo picia? – Pytanie to skierował w jego stronę, chociaż tak naprawdę nie miał pojęcia, za co się zabrać jeżeli chodziło o gotowanie. Dawno wypadł z informacji, który kuzyn za czym przepadać, a jedzenia nie miał tak dużo.
Richard Moore
Zawód : Budowlaniec, złota rączka
Wiek : 36
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler
There are no happy endings.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Nieaktywni
Poirytowanie kuzyna wydawało się tej zrozumiała w obecnej sytuacji. Niemniej nic więcej nie groziło mu z jego strony. Zwłaszcza, kiedy minął u niego pierwszy szok. Obskakujący go Precel szybko skupił na sobie jego uwagę i gdy tylko przykucnął przy nim zaczął go głaskać i drapać za uchem.
— Twój pies jest za gruby — Stwierdził pół żartem, pół serio... może trochę bardziej serio. Może to taki urok tak osobliwej rasy psów. — Oczywiście, że mogę. Znam kilka zaklęć służących do tego celu — W dalszym ciągu głaskał Precla i starał się ciągnąć ten wątek, korzystając z sytuacji. W końcu kuzyn nic nie wspomniał o pukaniu do drzwi i czekaniu na to aż zostaną otwarte. W dużej mierze to strata czasu. A ten może zostać spożytkowany w bardziej produktywny sposób. Na przykład na rozpakowanie się i rozgoszczenie się.
— To akurat wiem. W przeszłości zdarzało mi się pracować po nocach. Teraz tylko pracuję całymi dniami. Jeśli potrzebujesz pomocy, wiesz, że zawsze ci jej udzielę? Może nie jestem w mocy, by zapewnić tobie pracę. W pozostałych aspektach możesz na mnie liczyć — Zapewnił kuzyna z pokrzepiającym uśmiechem. Jego rodzina nie będzie doświadczać skrajnego niedostatku. Wiadomo, jest wojna i jest, jak jest. Muszą się obejść bez wielu rzeczy. Po prawdzie, w chwili obecnej miał najlepszą sytuację ekonomiczną z całej rodziny. Zdecydował się zaprzestać głaskania Precla. Wystarczy mu tego dobrego. Wyprostował się znów, skupiając ponownie swoją uwagę na kuzynie.
— Nie masz za co przepraszać. Chciałem cię odwiedzić, kuzynie. To wystarczający powód. A co do jedzenia i picia... mam dla ciebie słój ze śledziami, bochenek chleba i butelkę spirytusu. Dla Precla też coś mam, aczkolwiek ten pies nie powinien jeść słoniny. Nie jestem głodny, ale nie miałbym nic przeciwko kubkowi gorącej herbaty — Zwrócił się do kuzyna bez cienia złości czy niezadowolenia. Nawet uśmiechnął się ciepło do niego, machnąwszy ręką na niezbyt pomyślny początek ich spotkania. Na wspomnienie mało wyszukanego kąska dla Precla, spojrzał na to stworzenie. Coś mu mówiło, że to zwierzę ma zupełnie inne zdanie w tej kwestii. Powrócił po chwili spojrzeniem do krewniaka. Sam kubek gorącej herbaty brzmiał całkiem dobrze, choć nie tak dobrze jak herbata doprawiona alkoholem. Zwłaszcza o tej porze roku.
— Twój pies jest za gruby — Stwierdził pół żartem, pół serio... może trochę bardziej serio. Może to taki urok tak osobliwej rasy psów. — Oczywiście, że mogę. Znam kilka zaklęć służących do tego celu — W dalszym ciągu głaskał Precla i starał się ciągnąć ten wątek, korzystając z sytuacji. W końcu kuzyn nic nie wspomniał o pukaniu do drzwi i czekaniu na to aż zostaną otwarte. W dużej mierze to strata czasu. A ten może zostać spożytkowany w bardziej produktywny sposób. Na przykład na rozpakowanie się i rozgoszczenie się.
— To akurat wiem. W przeszłości zdarzało mi się pracować po nocach. Teraz tylko pracuję całymi dniami. Jeśli potrzebujesz pomocy, wiesz, że zawsze ci jej udzielę? Może nie jestem w mocy, by zapewnić tobie pracę. W pozostałych aspektach możesz na mnie liczyć — Zapewnił kuzyna z pokrzepiającym uśmiechem. Jego rodzina nie będzie doświadczać skrajnego niedostatku. Wiadomo, jest wojna i jest, jak jest. Muszą się obejść bez wielu rzeczy. Po prawdzie, w chwili obecnej miał najlepszą sytuację ekonomiczną z całej rodziny. Zdecydował się zaprzestać głaskania Precla. Wystarczy mu tego dobrego. Wyprostował się znów, skupiając ponownie swoją uwagę na kuzynie.
— Nie masz za co przepraszać. Chciałem cię odwiedzić, kuzynie. To wystarczający powód. A co do jedzenia i picia... mam dla ciebie słój ze śledziami, bochenek chleba i butelkę spirytusu. Dla Precla też coś mam, aczkolwiek ten pies nie powinien jeść słoniny. Nie jestem głodny, ale nie miałbym nic przeciwko kubkowi gorącej herbaty — Zwrócił się do kuzyna bez cienia złości czy niezadowolenia. Nawet uśmiechnął się ciepło do niego, machnąwszy ręką na niezbyt pomyślny początek ich spotkania. Na wspomnienie mało wyszukanego kąska dla Precla, spojrzał na to stworzenie. Coś mu mówiło, że to zwierzę ma zupełnie inne zdanie w tej kwestii. Powrócił po chwili spojrzeniem do krewniaka. Sam kubek gorącej herbaty brzmiał całkiem dobrze, choć nie tak dobrze jak herbata doprawiona alkoholem. Zwłaszcza o tej porze roku.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Na nowo przetarł oczy, chociaż miał wrażenie, że pojawienie się Volansa mogło służyć za odpowiednik kilkunastu kubków kawy jeżeli chodziło o rozbudzenie, dostarczając takiej dawki adrenaliny że na poważnie zastanawiał się teraz nad rozłożeniem jakiś pułapek po domu. Niby nic, ale jaka satysfakcja kiedy niespodziewany gość nagle oberwie patelnią? Nie odwoływał Precla, widząc jak corgi, usatysfakcjonowany uwagą którą zyskał od Volansa, wystawił zawadiacko język w uśmiechu, ostatecznie kładąc się na brzuchu i czekając na dodatkową porcję pieszczot, sam wiedział, że to on rządzi w tym domu, a więc jego pan na powitanie od kuzyna musiał zdecydowanie poczekać.
- Nie jest za gruby, Volans, on nie rośnie wzwyż, idzie bardziej w długość. Zresztą myślisz, że przekarmiałbym psa, samemu nie grzesząc ilością żywności? – Richard uniósł brwi, odkręcając kran by dłonią sięgnąć pod strumień wody, licząc na to, że przeniesiona na kark mokra dłoń rozbudzi go jeszcze bardziej. Wywrócił oczyma na kolejny komentarz Volansa, mając nadzieję, że Precla najdzie potajemna ochota aby magicznego Moore’a po prostu dziabnąć, wiedział jednak że nic takiego się nie stanie. – Wchodź. Drzwiami. Jak. Człowiek. – Nie wiedział, jak jeszcze dobitniej mogło to zabrzmieć, ostatecznie jedynie wzdychając w stronę Volansa i dłonią machając w nieokreślonym kierunku, dając znać aby przeszli w dalszą okolicę.
- Jasne, wiem o tym, dzięki. – Poklepał kuzyna po ramieniu kiedy jego twarz złagodniała. Mogli sobie jakoś żartować ale wiedział, że cokolwiek złego by się nie działo, mógł na niego liczyć. Chociaż najpierw musiałby biec, pożyczyć sowę i słać ptaszora specjalnej troski. I liczyć że jakimś cudem nikt nie umrze do tego czasu. – Powiedz mi coś miłego chociaż na wstęp. Jak tam moje kochane kuzynostwo? Amelka pewnie rośnie jak na drożdżach? – Gwizdnął na psa który z fuknięciem niezadowolenia podniósł się na nowo, przechodząc w stronę salonu aby zając miejsce gwiazdy na kanapie.
Richard zaś skierował się w stronę kuchenki, wsłuchując się w ciche dudnienie wody o ścianki czajnika kiedy napełniał go aby wstawić go na kuchenkę. Spojrzał jeszcze na prezenty, ostrożnie przejmując je i stawiając na blacie, tak aby potem rozdysponować je przy kolejnej okazji. Chyba, że Volans miał mu zgłodnieć w razie czego.
- Powiedz mi, co u ciebie? Dziękuję za to wszystko, na pewno wykorzystamy. I przestań narzekać na psa, ja wiem, że wygląda jak beczułka futra, ale nie jest za gruby. Nawet jeżeli zjadłby wszystko na świecie i oblizując się poszedłby szukać jedzenia dalej. Przysięgam, im mniejszy pies tym jakimś cudem większy żołądek. – Wyjął dwa kubki, niczym mało wyszukany Anglik nie mając siły na dokopywanie się do filiżanek. Ojciec padłby na zwał. – Słyszałeś może ostatnio coś ciekawego, tak poza tematami życiowymi? – Nie podróżował tyle co on, ciekawy był więc wszystkich plotek.
- Nie jest za gruby, Volans, on nie rośnie wzwyż, idzie bardziej w długość. Zresztą myślisz, że przekarmiałbym psa, samemu nie grzesząc ilością żywności? – Richard uniósł brwi, odkręcając kran by dłonią sięgnąć pod strumień wody, licząc na to, że przeniesiona na kark mokra dłoń rozbudzi go jeszcze bardziej. Wywrócił oczyma na kolejny komentarz Volansa, mając nadzieję, że Precla najdzie potajemna ochota aby magicznego Moore’a po prostu dziabnąć, wiedział jednak że nic takiego się nie stanie. – Wchodź. Drzwiami. Jak. Człowiek. – Nie wiedział, jak jeszcze dobitniej mogło to zabrzmieć, ostatecznie jedynie wzdychając w stronę Volansa i dłonią machając w nieokreślonym kierunku, dając znać aby przeszli w dalszą okolicę.
- Jasne, wiem o tym, dzięki. – Poklepał kuzyna po ramieniu kiedy jego twarz złagodniała. Mogli sobie jakoś żartować ale wiedział, że cokolwiek złego by się nie działo, mógł na niego liczyć. Chociaż najpierw musiałby biec, pożyczyć sowę i słać ptaszora specjalnej troski. I liczyć że jakimś cudem nikt nie umrze do tego czasu. – Powiedz mi coś miłego chociaż na wstęp. Jak tam moje kochane kuzynostwo? Amelka pewnie rośnie jak na drożdżach? – Gwizdnął na psa który z fuknięciem niezadowolenia podniósł się na nowo, przechodząc w stronę salonu aby zając miejsce gwiazdy na kanapie.
Richard zaś skierował się w stronę kuchenki, wsłuchując się w ciche dudnienie wody o ścianki czajnika kiedy napełniał go aby wstawić go na kuchenkę. Spojrzał jeszcze na prezenty, ostrożnie przejmując je i stawiając na blacie, tak aby potem rozdysponować je przy kolejnej okazji. Chyba, że Volans miał mu zgłodnieć w razie czego.
- Powiedz mi, co u ciebie? Dziękuję za to wszystko, na pewno wykorzystamy. I przestań narzekać na psa, ja wiem, że wygląda jak beczułka futra, ale nie jest za gruby. Nawet jeżeli zjadłby wszystko na świecie i oblizując się poszedłby szukać jedzenia dalej. Przysięgam, im mniejszy pies tym jakimś cudem większy żołądek. – Wyjął dwa kubki, niczym mało wyszukany Anglik nie mając siły na dokopywanie się do filiżanek. Ojciec padłby na zwał. – Słyszałeś może ostatnio coś ciekawego, tak poza tematami życiowymi? – Nie podróżował tyle co on, ciekawy był więc wszystkich plotek.
Richard Moore
Zawód : Budowlaniec, złota rączka
Wiek : 36
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler
There are no happy endings.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Nieaktywni
Za bardzo lubił zwierzęta i dlatego zaczął drapać Precla po odsłoniętym brzuchu. W końcu jednak wystarczy tego dobrego i pozostawił w spokoju tego psa. Zapewne ku jego psiemu niezadowoleniu. Nie przyszedł tutaj do psa, tylko do kuzyna.
— Mówiłbym to każdemu, gdyby ktoś sugerowałby że mój pies jest za gruby. Sądzę, że nie — Droczenie się z kuzynem postrzegał jako coś zabawnego, nawet jak jego celem nie było denerwowanie kuzyna jeszcze bardziej. Właściciele zwierząt często karmią swoje zwierzęta lepiej, niż sami się pożywiają. On sam widział po sobie, jak postępował względem Runy.
— Z pukaniem i czekaniem aż otworzysz — Zaryzykował to stwierdzenie, podświadomie licząc na to, że udało mu się klarownie sprecyzować oczekiwania Richarda w kwestii tego elementu odwiedzania innych ludzi w ich własnych domach. Dwa razy nie trzeba było mu powtarzać i chętnie się tutaj rozgości.
— Skoro mowa o liczeniu na swoją rodzinę... nie uważasz, że powinieneś zakupić sobie jakiegoś gołębia pocztowego? Niemagiczna poczta bywa bardziej zawodna pod takim względem — Podzielił się z kuzynem całkiem świeżą myśl. I chociaż reszta i on nie mieli problemu z wysłaniem listu niemagiczną pocztą, tak korzystanie z sowiej poczty nie wymagało od nich konieczności udawania się do urzędu pocztowego.
— Steffen mieszka z żoną, pracuje dalej w banku. Wiesz, jacy są nowożeńcy. Zajęci sobą. Gdy ich odwiedziłem to do siebie gruchali jak te dwa gołąbki. Nie mieli dla mnie kolejnej dobrej nowiny, ale to pewnie kwestia czasu. Amelka rośnie jak na drożdżach. Mam wrażenie, że jej ojciec nie nastarcza z zamawianiem dla córki nowych ubrań. Aidan pracuje i uczy się. Chodzi częściej, niż zwykle z głową w chmurach... jak my, kiedy będąc w jego wieku myśleliśmy o dziewczynach. Aurelia miała tam swoje robótki krawieckie, jakieś duże zamówienie — Volans starał się odpowiedzieć na pytania kuzyna o życie reszty ich rodziny najlepiej jak potrafił. Pewne informacje docierały do niego z opóźnieniem. Nawet pomimo korzystania z sowiej poczty i już w chwili dzielenia się z Richardem szczegółami z życia swojego rodzeństwa i Steffena one traciły trochę na świeżości. Aidan też był w takim wieku, w którym nieszczególnie zwierzało się starszym braciom. Tu spekulował, poważnie jednak myśląc, że najmłodszy Moore musiał mieć na oku jakąś dziewczynę. I chociaż szkolne i późniejsze miłości nie przetrwały próby czasu i nie żadna z poznanych na przestrzeni lat kobiet nie była tą jedyną, by stworzyć rodzinę to tak już było w życiu. Teraz wpadła mu w oko pewna kobieta, z pewnych względów wyczekiwał odpowiedniego momentu na zaproszenie jej gdzieś.
— Pracuję wciąż w rezerwacie, wspieram nadal słuszną sprawę, odwiedzam tu rodzinę i przyjaciół. Psidwak, którego przygarnąłem ponad miesiąc temu, wniósł wiele w moje życie. Nawet zabieram Runę do pracy, poczyniła znaczne postępy. A u ciebie, kuzynie? — Odparł na pytanie kuzyna, dotyczące swojego życia. Wszystko było po staremu. Mniej więcej. O polityce nie chciał rozmawiać. Nie chciał też zwierzać się kuzynowi ze swoich bolączek związanych ze szlachtą i wielu wątpliwości związanych z Zakonem, zaufaniem wobec tej organizacji i jej członków. To nie była kwestia braku zaufania względem kuzyna, tylko jego bezpieczeństwa oraz chęć odreagowania.
— A co do tego, co przyniosłem... chciałbym móc przynieść więcej. Runa ma tak samo, ale to jeszcze szczeniak — Dodał z wyraźnym zakłopotaniem, wynikającym z wyraźnej potrzeby dbania o swoich najbliższych. Gdyby mógł to przychyliłby im nieba. W końcu musiał odpuścić temu zwierzakowi. Najchętniej rozpieszczałby tego psa.
— Nie mam czasu na plotki, więc nie mam o czym opowiadać — Przyznał, rozkładając dosłownie bezradnie ręce. Zdecydowanie był zbyt zajętym człowiekiem, ale może kuzyn go czymś uraczy.
— Mówiłbym to każdemu, gdyby ktoś sugerowałby że mój pies jest za gruby. Sądzę, że nie — Droczenie się z kuzynem postrzegał jako coś zabawnego, nawet jak jego celem nie było denerwowanie kuzyna jeszcze bardziej. Właściciele zwierząt często karmią swoje zwierzęta lepiej, niż sami się pożywiają. On sam widział po sobie, jak postępował względem Runy.
— Z pukaniem i czekaniem aż otworzysz — Zaryzykował to stwierdzenie, podświadomie licząc na to, że udało mu się klarownie sprecyzować oczekiwania Richarda w kwestii tego elementu odwiedzania innych ludzi w ich własnych domach. Dwa razy nie trzeba było mu powtarzać i chętnie się tutaj rozgości.
— Skoro mowa o liczeniu na swoją rodzinę... nie uważasz, że powinieneś zakupić sobie jakiegoś gołębia pocztowego? Niemagiczna poczta bywa bardziej zawodna pod takim względem — Podzielił się z kuzynem całkiem świeżą myśl. I chociaż reszta i on nie mieli problemu z wysłaniem listu niemagiczną pocztą, tak korzystanie z sowiej poczty nie wymagało od nich konieczności udawania się do urzędu pocztowego.
— Steffen mieszka z żoną, pracuje dalej w banku. Wiesz, jacy są nowożeńcy. Zajęci sobą. Gdy ich odwiedziłem to do siebie gruchali jak te dwa gołąbki. Nie mieli dla mnie kolejnej dobrej nowiny, ale to pewnie kwestia czasu. Amelka rośnie jak na drożdżach. Mam wrażenie, że jej ojciec nie nastarcza z zamawianiem dla córki nowych ubrań. Aidan pracuje i uczy się. Chodzi częściej, niż zwykle z głową w chmurach... jak my, kiedy będąc w jego wieku myśleliśmy o dziewczynach. Aurelia miała tam swoje robótki krawieckie, jakieś duże zamówienie — Volans starał się odpowiedzieć na pytania kuzyna o życie reszty ich rodziny najlepiej jak potrafił. Pewne informacje docierały do niego z opóźnieniem. Nawet pomimo korzystania z sowiej poczty i już w chwili dzielenia się z Richardem szczegółami z życia swojego rodzeństwa i Steffena one traciły trochę na świeżości. Aidan też był w takim wieku, w którym nieszczególnie zwierzało się starszym braciom. Tu spekulował, poważnie jednak myśląc, że najmłodszy Moore musiał mieć na oku jakąś dziewczynę. I chociaż szkolne i późniejsze miłości nie przetrwały próby czasu i nie żadna z poznanych na przestrzeni lat kobiet nie była tą jedyną, by stworzyć rodzinę to tak już było w życiu. Teraz wpadła mu w oko pewna kobieta, z pewnych względów wyczekiwał odpowiedniego momentu na zaproszenie jej gdzieś.
— Pracuję wciąż w rezerwacie, wspieram nadal słuszną sprawę, odwiedzam tu rodzinę i przyjaciół. Psidwak, którego przygarnąłem ponad miesiąc temu, wniósł wiele w moje życie. Nawet zabieram Runę do pracy, poczyniła znaczne postępy. A u ciebie, kuzynie? — Odparł na pytanie kuzyna, dotyczące swojego życia. Wszystko było po staremu. Mniej więcej. O polityce nie chciał rozmawiać. Nie chciał też zwierzać się kuzynowi ze swoich bolączek związanych ze szlachtą i wielu wątpliwości związanych z Zakonem, zaufaniem wobec tej organizacji i jej członków. To nie była kwestia braku zaufania względem kuzyna, tylko jego bezpieczeństwa oraz chęć odreagowania.
— A co do tego, co przyniosłem... chciałbym móc przynieść więcej. Runa ma tak samo, ale to jeszcze szczeniak — Dodał z wyraźnym zakłopotaniem, wynikającym z wyraźnej potrzeby dbania o swoich najbliższych. Gdyby mógł to przychyliłby im nieba. W końcu musiał odpuścić temu zwierzakowi. Najchętniej rozpieszczałby tego psa.
— Nie mam czasu na plotki, więc nie mam o czym opowiadać — Przyznał, rozkładając dosłownie bezradnie ręce. Zdecydowanie był zbyt zajętym człowiekiem, ale może kuzyn go czymś uraczy.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Precel najchętniej leżałby tak bez końca, zdecydowane że rzeczy mu się po prostu należą. Taka była prawda, nikt nie powinien być zajęty czymkolwiek innym niż głaskaniem tego psa. A teraz, kiedy miał do tego dodatkową parę rąk, Volans zdecydowanie nie powinien mieć więcej wątpliwości, w ogóle nawet nie powinien rozmawiać z Richardem tylko zając się głaskaniem psa. Najlepiej już na stale.
- Ale on rośnie wszerz i to prawda. Prędzej zje ci kostki, znaczy nie Precel, bo Precel zjada patyki, ale raczej nie urośnie aby nagle morderczo dobrać się do twojego gardła. I wiesz, że to nie jest dziki pies gończo- łowny, tylko pies kanapowy który prędzej będzie sobie gryzł łapę z nudów. – Podrapał się po czole, ale przynajmniej na ten moment napięcie pomiędzy nim a jego kuzynem zmalało. I teraz, kiedy w końcu mógł rozmawiać już przytomniejszym i na spokojnie, ten znowu wyjechał z czymś dziwacznym.
- Volans na litość. Jesteś czarodziejem i tacy jak ty mają nade mną przewagę w każdym względzie. Czy naprawdę zabiłoby cię gdybyś po prostu starał się nie sprawiać, że czuję się jak bezbronne dziwadło? – W pierwszej chwili na nowo się uniósł, ale jednak udało się mu zrozumieć, że to nie na kuzynie powinien się wyżywać. – Przepraszam, nie chciałem cię jakoś źle ocenić, po prostu ciągle słyszę o zabezpieczeniach czy coś, ale nikt się tym nie zajmuje tutaj. Jakby ktoś wpadł by do Doliny to z wielu domów by nic nie zostało. – Potarł twarz, zastanawiając się nawet czy powinien powiedzieć coś jeszcze na ten temat, ale chyba nie wypadało, bo nie miał co się wyżalać.
- Wybacz Volans, ale trochę nie znam rynku i zaopatrzenie się w magicznego gołębia jest trochę problematyczne pod względem znalezienia tego, co potrzebuję. Zresztą…jak się trzyma gołębia? – Nie miał nawet pojęcia od czego powinien zacząć. Zrobić gniazdo? Przygotować mu jakieś poidła, niech samo…poluje? Potrzebował chyba nieco opisu z tej sytuacji.
- I bardzo dobrze, cieszę się, że Steffen ma teraz chwile dla siebie z żoną. Amelka, właśnie, chciałbyś zabrać ze sobą parę rzeczy dla niej? Nie jest tego wiele, ale widziałem, że parę zabawek ostatnio oddawała jedna rodzina i za wyremontowanie im dachu dostałem małą skrzynkę. Może są tam też jakieś ubrania. Gdybyś potrzebował jeszcze czegoś, to widziałem, że w Dolinie pojawiło się takie małe koło gospodyń w świetlicy, ale też są czasem ludzie z eliksirami czy talizmanami którzy nie mają własnego sklepu. – Nie, żeby mocno podejrzewał, że Volans czegoś nagle potrzebuje, ale skoro mieli już wspierać ludzi, którym się nie szczęściło, a którzy pomocy potrzebowali. – Aidan ma dziewczynę? Eh, powiem ci, pewnie bardziej mu się szczęści od nas. Wiem, że to nie czas, ale zdecydowanie pochodziłbym na randki. A Aurelia ma jakiegoś adoratora? – Z zaciekawieniem spojrzał na Volansa, wiedząc, że jego temat jeszcze nadejdzie. I nie ma mowy, aby sam jakkolwiek odpuścił kuzynowi.
- Dobra, czyli wiem, co tam w twoim życiu, ale co w uczuciach? Jakaś panna zawróciła ci w głowie? Jest coś ciekawego, o czym powinienem wiedzieć? – Chyba nie oczekiwał, że Richard odpuści mu ten temat. – Wiesz, dzień po dniu tak samo. Łapię się czegokolwiek, co może mi przynieść zysk, miziam Precla jak wracam i siedzę głównie sam. Niewiele się dzieje. - Potarł jeszcze jedną dłoń o drugą, zastanawiając się co jeszcze mu powie.
- Nie przejmuj się. Wiem, że teraz nikomu nie jest łatwo.
- Ale on rośnie wszerz i to prawda. Prędzej zje ci kostki, znaczy nie Precel, bo Precel zjada patyki, ale raczej nie urośnie aby nagle morderczo dobrać się do twojego gardła. I wiesz, że to nie jest dziki pies gończo- łowny, tylko pies kanapowy który prędzej będzie sobie gryzł łapę z nudów. – Podrapał się po czole, ale przynajmniej na ten moment napięcie pomiędzy nim a jego kuzynem zmalało. I teraz, kiedy w końcu mógł rozmawiać już przytomniejszym i na spokojnie, ten znowu wyjechał z czymś dziwacznym.
- Volans na litość. Jesteś czarodziejem i tacy jak ty mają nade mną przewagę w każdym względzie. Czy naprawdę zabiłoby cię gdybyś po prostu starał się nie sprawiać, że czuję się jak bezbronne dziwadło? – W pierwszej chwili na nowo się uniósł, ale jednak udało się mu zrozumieć, że to nie na kuzynie powinien się wyżywać. – Przepraszam, nie chciałem cię jakoś źle ocenić, po prostu ciągle słyszę o zabezpieczeniach czy coś, ale nikt się tym nie zajmuje tutaj. Jakby ktoś wpadł by do Doliny to z wielu domów by nic nie zostało. – Potarł twarz, zastanawiając się nawet czy powinien powiedzieć coś jeszcze na ten temat, ale chyba nie wypadało, bo nie miał co się wyżalać.
- Wybacz Volans, ale trochę nie znam rynku i zaopatrzenie się w magicznego gołębia jest trochę problematyczne pod względem znalezienia tego, co potrzebuję. Zresztą…jak się trzyma gołębia? – Nie miał nawet pojęcia od czego powinien zacząć. Zrobić gniazdo? Przygotować mu jakieś poidła, niech samo…poluje? Potrzebował chyba nieco opisu z tej sytuacji.
- I bardzo dobrze, cieszę się, że Steffen ma teraz chwile dla siebie z żoną. Amelka, właśnie, chciałbyś zabrać ze sobą parę rzeczy dla niej? Nie jest tego wiele, ale widziałem, że parę zabawek ostatnio oddawała jedna rodzina i za wyremontowanie im dachu dostałem małą skrzynkę. Może są tam też jakieś ubrania. Gdybyś potrzebował jeszcze czegoś, to widziałem, że w Dolinie pojawiło się takie małe koło gospodyń w świetlicy, ale też są czasem ludzie z eliksirami czy talizmanami którzy nie mają własnego sklepu. – Nie, żeby mocno podejrzewał, że Volans czegoś nagle potrzebuje, ale skoro mieli już wspierać ludzi, którym się nie szczęściło, a którzy pomocy potrzebowali. – Aidan ma dziewczynę? Eh, powiem ci, pewnie bardziej mu się szczęści od nas. Wiem, że to nie czas, ale zdecydowanie pochodziłbym na randki. A Aurelia ma jakiegoś adoratora? – Z zaciekawieniem spojrzał na Volansa, wiedząc, że jego temat jeszcze nadejdzie. I nie ma mowy, aby sam jakkolwiek odpuścił kuzynowi.
- Dobra, czyli wiem, co tam w twoim życiu, ale co w uczuciach? Jakaś panna zawróciła ci w głowie? Jest coś ciekawego, o czym powinienem wiedzieć? – Chyba nie oczekiwał, że Richard odpuści mu ten temat. – Wiesz, dzień po dniu tak samo. Łapię się czegokolwiek, co może mi przynieść zysk, miziam Precla jak wracam i siedzę głównie sam. Niewiele się dzieje. - Potarł jeszcze jedną dłoń o drugą, zastanawiając się co jeszcze mu powie.
- Nie przejmuj się. Wiem, że teraz nikomu nie jest łatwo.
Richard Moore
Zawód : Budowlaniec, złota rączka
Wiek : 36
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler
There are no happy endings.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Nieaktywni
Wysłuchał tego, co ma powiedzenia jego kuzyn na temat swojego psa, niejako wyczerpując temat. Wobec tego można uznać tę część dialogu za zakończoną. Choć on swoje wiedział, chociażby to, że Preclowi nie zaszkodziłoby ograniczenie pobytu na kanapie.
— Wierzę twoim słowom, kuzynie. Przyprowadzę następnym razem Runę, pobawią się razem w ogrodzie. O ile nie masz nic przeciwko temu. Mógłbyś dawać im patyki — Powiedział. Nie chciał zbywać kompletnym milczeniem słów Richarda. Runa bardzo dobrze dogadywała się z psem Aurory, z Preclem też może się uda, o ile Richard na to mu pozwoli.
— To, że nie urodziłeś się czarodziejem, nie oznacza, że jesteś od nas gorszy. Nie jesteś też dziwadłem. Bezbronny też nie jesteś. Widziałem, jak strzelasz. Może zechciałbyś mnie tego nauczyć? — Zreflektował się, stosownie poważniejąc. Owszem, magia dawała wszystkim czarodziejom poważną przewagę, jednak poprawne jej używanie zależało od wielu czynników. Istniała więc szansa na postrzelenie jakiegoś czarodzieja, zwłaszcza jeśli nie znał mugolskiej broni. Richard nie powinien postrzegać się w ten sposób. Gdyby zechciał go tego nauczyć to bardzo ułatwiłby mu tym życie, umożliwiając mu chodzenie na polowania.
— Ja również przepraszam, jeśli moje słowa cię uraziły. Czemu nie mówiłeś wcześniej? Mógłbym spróbować założyć kilka zabezpieczeń tu u ciebie, w domu — Dodał szczerze, obiecując sobie skończyć z docinkami w stosunku do kuzyna. Był całkiem biegły w obronie przed czarną magią i urokach. Z podstawowymi zabezpieczeniami powinien poradzić sobie bez problemu.
— A czego dokładnie potrzebujesz? Jeśli chcesz gołębia to wystarczy słowo. W gołębniku najlepiej — Zapytał rzeczowo, dotykając zarośniętej szczęki. Na razie nie dostrzegał istoty tego problemu. Mógł mu to wszystko wytłumaczyć od podstaw. W tym aspekcie gołębie niewiele różniły się od przynoszących listy sów. Gołębie miały jedynie trochę odmienną dietę. Paskudziły tak samo. Bez magii sprzątanie byłoby bardziej uciążliwe.
— Zgadzam się, że powinni teraz korzystać z życia tak bardzo jak to możliwe w obecnych czasach. Bardzo chętnie. Na pewno będzie szczęśliwa, gdy je otrzyma. Muszę się zainteresować tym kołem. Przydałby mi się talizman. Dzięki za przydatną informację — Wyraził swoje zdanie co do małżeństwa drugiego kuzyna. Wojna sprawiała, że każdy dzień mógł być tym ostatnim. Należało zatem żyć jak najpełniej. Tak by nie żałować, że się czegoś nie zrobiło albo nie doświadczyło. Nie miał podstaw do tego, aby odmówić Richardowi zabrania tych rzeczy dla bratanicy. W razie potrzeby zawsze mógł się zwrócić do Aurory. Przynajmniej jeśli chodziło o eliksiry. Szatę już miał. Brakowało mu tylko talizmanu.
— Tak właśnie myślę. Młodość ma swoje prawa. On pozna jeszcze niejedną dziewczynę, w której się zakocha. Nie możesz powtarzać sobie, że na coś nie jest właściwy czas. Mamy tylko jedno życie. Na pewno znasz co najmniej jedną przyzwoitą kobietę. Z tego wiem to na razie nikt nie kręci się wokół niej — Przytaknął co do obecności jakieś dziewczyny w życiu swojego najmłodszego brata. Co prawda, nie miał do tego stuprocentowej pewności, ale chciał w to wierzyć. Pierwsza młodzieńcza miłość była ważna, ale jeśli minie to potem będą inne. Starał się zachęcić kuzyna do realizowania tego zamierzenia. Na Aurelię też przyjdzie pora.
— Cóż... wiedziałem, że w o to zapytasz. Podoba mi się pewna kobieta, z którą widuje się dość regularnie. Choć na chwilę obecną bardziej na przyjacielskiej stopie. Nie jest z nią najlepiej, więc to trochę zły moment na działania z mojej strony — Westchnął ciężko. W końcu musiało do tego dojść. Przyznał się jak na spowiedzi. Może Richard wie więcej, niż mówi. W końcu często widywano go w Dolinie, zmierzającego na Wrzosowisko.
— Jak większość ludzi starasz się przetrwać. Nie myślałeś o przeprowadzce do Irlandii? Może nie byłoby tam lepiej z pracą, ale przynajmniej nie siedziałbyś sam. I czułbyś się bezpieczniej. Billy na pewno przyjąłby ciebie z otwartymi ramionami i znalazłby dla ciebie miejsce — Zasugerował swojemu kuzynowi najlepsze wyjście, aby nie siedział odizolowany od ludzi i aby pozostał bezpieczny. Wśród magicznej rodziny będzie bezpieczny tak bardzo jak to możliwe.
— Gdyby to było takie proste — Westchnął ciężko rozkładając bezradnie ręce. Swojej rodzinie najchętniej przychyliłby nieba, gdyby tylko mógł. I nie wszystkim nie było łatwo. Bo była grupa ludzi, która opływała w luksusy niczym w pączki w maśle.
— Wierzę twoim słowom, kuzynie. Przyprowadzę następnym razem Runę, pobawią się razem w ogrodzie. O ile nie masz nic przeciwko temu. Mógłbyś dawać im patyki — Powiedział. Nie chciał zbywać kompletnym milczeniem słów Richarda. Runa bardzo dobrze dogadywała się z psem Aurory, z Preclem też może się uda, o ile Richard na to mu pozwoli.
— To, że nie urodziłeś się czarodziejem, nie oznacza, że jesteś od nas gorszy. Nie jesteś też dziwadłem. Bezbronny też nie jesteś. Widziałem, jak strzelasz. Może zechciałbyś mnie tego nauczyć? — Zreflektował się, stosownie poważniejąc. Owszem, magia dawała wszystkim czarodziejom poważną przewagę, jednak poprawne jej używanie zależało od wielu czynników. Istniała więc szansa na postrzelenie jakiegoś czarodzieja, zwłaszcza jeśli nie znał mugolskiej broni. Richard nie powinien postrzegać się w ten sposób. Gdyby zechciał go tego nauczyć to bardzo ułatwiłby mu tym życie, umożliwiając mu chodzenie na polowania.
— Ja również przepraszam, jeśli moje słowa cię uraziły. Czemu nie mówiłeś wcześniej? Mógłbym spróbować założyć kilka zabezpieczeń tu u ciebie, w domu — Dodał szczerze, obiecując sobie skończyć z docinkami w stosunku do kuzyna. Był całkiem biegły w obronie przed czarną magią i urokach. Z podstawowymi zabezpieczeniami powinien poradzić sobie bez problemu.
— A czego dokładnie potrzebujesz? Jeśli chcesz gołębia to wystarczy słowo. W gołębniku najlepiej — Zapytał rzeczowo, dotykając zarośniętej szczęki. Na razie nie dostrzegał istoty tego problemu. Mógł mu to wszystko wytłumaczyć od podstaw. W tym aspekcie gołębie niewiele różniły się od przynoszących listy sów. Gołębie miały jedynie trochę odmienną dietę. Paskudziły tak samo. Bez magii sprzątanie byłoby bardziej uciążliwe.
— Zgadzam się, że powinni teraz korzystać z życia tak bardzo jak to możliwe w obecnych czasach. Bardzo chętnie. Na pewno będzie szczęśliwa, gdy je otrzyma. Muszę się zainteresować tym kołem. Przydałby mi się talizman. Dzięki za przydatną informację — Wyraził swoje zdanie co do małżeństwa drugiego kuzyna. Wojna sprawiała, że każdy dzień mógł być tym ostatnim. Należało zatem żyć jak najpełniej. Tak by nie żałować, że się czegoś nie zrobiło albo nie doświadczyło. Nie miał podstaw do tego, aby odmówić Richardowi zabrania tych rzeczy dla bratanicy. W razie potrzeby zawsze mógł się zwrócić do Aurory. Przynajmniej jeśli chodziło o eliksiry. Szatę już miał. Brakowało mu tylko talizmanu.
— Tak właśnie myślę. Młodość ma swoje prawa. On pozna jeszcze niejedną dziewczynę, w której się zakocha. Nie możesz powtarzać sobie, że na coś nie jest właściwy czas. Mamy tylko jedno życie. Na pewno znasz co najmniej jedną przyzwoitą kobietę. Z tego wiem to na razie nikt nie kręci się wokół niej — Przytaknął co do obecności jakieś dziewczyny w życiu swojego najmłodszego brata. Co prawda, nie miał do tego stuprocentowej pewności, ale chciał w to wierzyć. Pierwsza młodzieńcza miłość była ważna, ale jeśli minie to potem będą inne. Starał się zachęcić kuzyna do realizowania tego zamierzenia. Na Aurelię też przyjdzie pora.
— Cóż... wiedziałem, że w o to zapytasz. Podoba mi się pewna kobieta, z którą widuje się dość regularnie. Choć na chwilę obecną bardziej na przyjacielskiej stopie. Nie jest z nią najlepiej, więc to trochę zły moment na działania z mojej strony — Westchnął ciężko. W końcu musiało do tego dojść. Przyznał się jak na spowiedzi. Może Richard wie więcej, niż mówi. W końcu często widywano go w Dolinie, zmierzającego na Wrzosowisko.
— Jak większość ludzi starasz się przetrwać. Nie myślałeś o przeprowadzce do Irlandii? Może nie byłoby tam lepiej z pracą, ale przynajmniej nie siedziałbyś sam. I czułbyś się bezpieczniej. Billy na pewno przyjąłby ciebie z otwartymi ramionami i znalazłby dla ciebie miejsce — Zasugerował swojemu kuzynowi najlepsze wyjście, aby nie siedział odizolowany od ludzi i aby pozostał bezpieczny. Wśród magicznej rodziny będzie bezpieczny tak bardzo jak to możliwe.
— Gdyby to było takie proste — Westchnął ciężko rozkładając bezradnie ręce. Swojej rodzinie najchętniej przychyliłby nieba, gdyby tylko mógł. I nie wszystkim nie było łatwo. Bo była grupa ludzi, która opływała w luksusy niczym w pączki w maśle.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spiżarnia
Szybka odpowiedź