Gabinet
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Gabinet
Urządzony gabinet przy Cynthię i pomimo, że każdy domownik jak najbardziej ma wstęp do tego pokoju, przyjęło się że to głównie Cynthia tutaj przesiaduje, zajmując się sprawami finansowymi zajazdu, pilnując aby wszystkie wydatki i ubytki były spisane, aby wszystkie należące się wypłaty zostały wypłacone, a Pod Gruszą miało poduszkę finansową na gorszy czas - nawet jeśli może się wydawać, że aktualne lata nie mogą być wiele gorsze.
Nie była to najbardziej przyjemna część witania nowego roku, jednak stanowczo należała do obowiązkowych - Cynthia nie mogła sobie pozwolić na to, aby zwlekać i pozwolić sobie na zaległości w dokumentach Zajazdu. Kilka dni podobnego opuszczenia się w regularności i sumienności mogło się przecież skończyć katastrofą! Chociaż z pewnością była to swoista przesada w słowach, bo co najwyżej mogło to ułatwić przedostanie się błędu w dokumentacjach i kilkudniowych zmartwień czy opóźnień, kiedy to wszystko wymagałoby naprawy i ponownego przeglądania zapisków, jednak dla kobiety która poświęciła prawie całe życie na zajmowanie się tym miejscem było to bardziej niż ważne.
I była wdzięczna, że w tym roku to Thalia zdecydowała się jej pomóc w inwentaryzacji i przeglądaniu księg, sprawdzaniu czy wszystkie zapiski i potwierdzenia się zgadzały z zobowiązaniami. Zajazd prosperował dobrze, nie miał problemów czy długów finansowych, ale zawsze trzeba było mieć oko na takie rzeczy i sprawy. Jeśli był porządek w dokumentacjach, można było odetchnąć i spać spokojnie. Cynthia nie potrzebowała dodatkowych zmartwień na swojej głowie, choć z pewnością przejmowała się dużo bardziej drobnymi rzeczami niż powinna. Kiedyś swoją postawą wpędzi się do grobu, a stanowczo niektórzy niezbyt uprzejmi mogliby skomentować, że osiwiała nie przez wypadek z eliksirem, a właśnie z troski o innych.
- Dobrze, możesz spojrzeć tutaj, rozgwiazdko? - zwróciła się do już tak naprawdę młodej kobiety. W końcu córce kuzyna dużo bliżej wiekiem było do trzydziestki niż lat nastu, chociaż może właśnie przez to pokrewieństwo i fakt, że Thalia nie miała szansy na prawdziwą rodzinę, Cynthia tym bardziej chciała zapewnić jej własny ciepły kąt. A może zwyczajnie w świecie w taki sposób ta kobieta funkcjonowała, nie będąc w stanie być obojętną na cudzą krzywdę czy zmartwienie, bo każdy zasługiwał na ciepły kąt i ciepłą filiżankę herbaty.
- To są księgi z drugiej połowy roku, a w tym pudełku są zobowiązania i rachunki. Ja zajmę się początkiem roku, na te daty mam już dużo świeższe spojrzenie. Nie musimy dzisiaj wszystkiego skończyć, liczy się dokładność - zapewniła kobieta z ciepłym uśmiechem, pozwalając żeglarce zając miejsce przy biurku, samej wcześniej przenosząc drugie krzesło i siadając tuż obok z jedną z ksiąg. Wszystkie z ksiąg były starannie wypełnione schludnym i czytelnym charakterem pisma starszej kobiety, lub podmienione na taki. Dodawało to z jednej strony wiele pracy, aby samemu zadbać o każdy wpis, ale z drugiej księgi były dzięki temu czytelne i jednolite.
love makes you happy in a house where
love is made
love is made
Ostatnio zmieniony przez Cynthia Skamander dnia 04.01.22 21:23, w całości zmieniany 1 raz
Ucieszyła się niesamowicie, kiedy Cynthia poprosiła ją o pomoc, a radości tej nawet nie kryła. Jak niemal każdy, miała swoje ego, które niczym zainteresowany zwierzak lubiło wciskać nos w poszukiwaniu jedzenia jakimi mogły być komplementy. Nie musiała też mówić o tym, że doceniała niezwykle, jak głębokie potrafiło być przekonanie, że nie jest się wystarczająco dobrym, zwłaszcza w tych czasach, zwłaszcza wobec starszych, zwłaszcza kiedy wciąż budowało się własną pewność siebie. Trochę było w niej dumy, ale cóż mogła zrobić? Na takie okazje specjalnie się przygotowała, spędzając dni na poświęcaniu się lekturze książek, zapoznawaniu się z ostatnimi rodzajami umów i najnowszymi wydarzeniami, dotyczącymi głównie wszystkich możliwych zajęć, tak jakby chciała doskonalić się w tym fachu bez końca. Wojna nie potrwa wiecznie, a gdyby jednak się udało im przetrwać, kto wie…może by założyła kompanię handlową? Chciałaby mieć miejsce dla siebie, ale też mieć kontakt z tym, co leżało za wodami wyspy, która czasem czuła się więzieniem.
Przybyła na spotkanie z paroma podstawowymi książkami, wiedząc, że chociaż jej ciocia (nie do końca ciocia, ale o wiele bardziej lubiła ją tak nazywać, czując się jakoś bliżej z nią, kiedy tak się do niej zwracała) nie była nowicjuszem, ale dodatkowe czytanie nowych informacji nigdy nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Stukając ostrożnie do drzwi, poczekała na zgodę zanim nie weszła do gabinetu.
- Dzień dobry, ciociu! – Uśmiechnęła się mocno, czując, że policzki lekko się czerwienią, kiedy została nazwana rozgwiazdką, ale w ten przyjemny sposób, nie w skrępowaniu. Oczekiwała, gdzie zasiądzie Cynthia, ale to ona najpierw została usadzona, wszystko, co przyniosła, odkładając na ubocze, zastanawiając się, co ma powiedzieć. Nie musiała jednak nic mówić, bo tuż przed nią trafiły zapiski, a Thalia nie mogła powstrzymać uśmiechu, ciesząc się na dokładność i staranność zapisków. To jeszcze przypomniało jej, że przyniosła ze sobą parę pergaminów.
- Ciocia zerknie, przyniosłam parę różnych ofert od handlowców, którzy nie żądali aż tak wysokich cen. Jeżeli chodzi o podział produktów, nie we wszystkich ofertach jest to możliwe, dlatego nie musisz się śpieszyć. Oczywiście jedna jest od „Shannon”, ale nie sugeruj się absolutnie ciociu, że to ja powinnam ci coś dostarczać. – Miała nadzieję, że w tym momencie nie będzie to zbytnia…reklama? Nie wiedziała nawet co miałaby jej powiedzieć, ale po prostu chciała, aby pani Skamander znalazła dla siebie najlepszą ofertę.
- W czym ciocia upatruje obecnie największe koszty prowadzenia? – Podejrzewała jedzenie, jako to najbardziej kosztowne, ale być może powinna się spodziewać czegoś innego? W końcu wyszłoby to z ksiąg, ale Cynthia miała na to o wiele lepszy pogląd.
Przybyła na spotkanie z paroma podstawowymi książkami, wiedząc, że chociaż jej ciocia (nie do końca ciocia, ale o wiele bardziej lubiła ją tak nazywać, czując się jakoś bliżej z nią, kiedy tak się do niej zwracała) nie była nowicjuszem, ale dodatkowe czytanie nowych informacji nigdy nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Stukając ostrożnie do drzwi, poczekała na zgodę zanim nie weszła do gabinetu.
- Dzień dobry, ciociu! – Uśmiechnęła się mocno, czując, że policzki lekko się czerwienią, kiedy została nazwana rozgwiazdką, ale w ten przyjemny sposób, nie w skrępowaniu. Oczekiwała, gdzie zasiądzie Cynthia, ale to ona najpierw została usadzona, wszystko, co przyniosła, odkładając na ubocze, zastanawiając się, co ma powiedzieć. Nie musiała jednak nic mówić, bo tuż przed nią trafiły zapiski, a Thalia nie mogła powstrzymać uśmiechu, ciesząc się na dokładność i staranność zapisków. To jeszcze przypomniało jej, że przyniosła ze sobą parę pergaminów.
- Ciocia zerknie, przyniosłam parę różnych ofert od handlowców, którzy nie żądali aż tak wysokich cen. Jeżeli chodzi o podział produktów, nie we wszystkich ofertach jest to możliwe, dlatego nie musisz się śpieszyć. Oczywiście jedna jest od „Shannon”, ale nie sugeruj się absolutnie ciociu, że to ja powinnam ci coś dostarczać. – Miała nadzieję, że w tym momencie nie będzie to zbytnia…reklama? Nie wiedziała nawet co miałaby jej powiedzieć, ale po prostu chciała, aby pani Skamander znalazła dla siebie najlepszą ofertę.
- W czym ciocia upatruje obecnie największe koszty prowadzenia? – Podejrzewała jedzenie, jako to najbardziej kosztowne, ale być może powinna się spodziewać czegoś innego? W końcu wyszłoby to z ksiąg, ale Cynthia miała na to o wiele lepszy pogląd.
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nie należała już do najmłodszych, choć z pewnością jej wiek wskazywał na mniej lat niż wygląd - ale przecież doskonale wiedziała jak ważna w rozwoju własnym była pomoc innych. Właśnie dlatego starała się nie zrzucać na samą siebie zbyt wielu zadań związanych z prowadzeniem zajazdu, choć z pewnością miała skłonności do tego, aby do zbyt wielu rzeczy zabierać się samej. Jednak przez ponad piętnaście lat prowadzenia Pod Gruszą, z czasem zrozumiała jak ważna było umiejętność rozdzielenia pracy na więcej niż jedną osobę! I choć w głównej mierze starała się samej zajmować finansami, często było potrzebne świeże spojrzenie - czy to kogoś z rodziny, czy zatrudnionego specjalisty. Nie była księgową, nie miała zbyt wielkiego doświadczenia w tym zakresie, ale absolutnie chciała się rozwijać, więc widząc księgi, które przyniosła Thalia, uśmiechnęła się na ich widok. Każda informacja i cudze doświadczenie były istotne, i chodź sama miała zaplecze w postaci lat doświadczenia, ceniła słowo spisane jako wiedzę teoretyczną. Praktyka w końcu często wychodziła z teorii, a zapoznane się z tą drugą mogło pozytywnie wpłynąć na rozwój umiejętności.
- Dobrze, już daj mi moment, abym na to spojrzała - poprosiła, sięgając po tymczasowo spoczywające na jej klatce piersiowej okulary, zaraz zakładając je na nos i sięgając po oferty, o których mówiłam Thalia, aby je przejrzeć. Zawsze warto było orientować się w aktualnych cenach czy innych ofertach dostawców, nawet mimo wojny. Musieli starać się rozwijać biznes, oszczędzać i mieć pewność, że otrzymują najlepsze z możliwych ofert.
- Na Merlina, rozgwiazdko, oczywiście że będę brała to pod uwagę! Chociażby z tego powodu, że wiem wtedy jakiej jakości będzie usługa. Ceny to nie wszystko, za dobrą jakość pracy się płaci. Wszystko ma przecież swoje koszta - przypomniała, marszcząc brwi tylko na moment, zaraz posyłając swojej ciotecznej bratanicy ciepły uśmiech.
- Największymi kosztami jest jedzenie. Uprawy lokalne nie zawsze wystarczają, nie tylko nasze, ale też i z sąsiednich hrabstw, wojna nie jest łatwa dla wszystkich. Mamy również mniej gości, chociaż stanowczo kilku stałych. Myślę… Hmmm… Myślałam również nad odświeżeniem kilku pokojów. Zima jest dobrym momentem na takie renowacje, kiedy jest niewielu gości, ale wciąż się opieram. Rozumiesz, jest to ciężkie… bo nie wiadomo jak będzie wyglądał następny sezon… Chociaż myślałam również nad próbą sprowadzenia bardziej… egzotycznych owoców czy receptur, do użycia do wypieków i rozwoju, aby przyciągnąć nowych klientów - przyznała, przeglądając oferty, o których wspominała Thalia, wstępnie również czystym pismem skreślając na czystej kartce nazwy handlarzy, którzy bardziej zainteresowali ją swoimi ofertami.
- Twój ojciec również mógłby się ucieszyć alkoholami obcymi, lub sprzętem do jego pędzenia. Mogłoby to wpłynąć na produkcje i zacząć przynosić korzyści… - dodała, chociaż bardziej zastanawiając się na głos nad tym, niż rzeczywiście proponując jako drogę rozwoju. W końcu nad tym powinna porozmawiać pierw z Sebastianem, aby nie robić mu naprzeciw w jego planach.
- Dobrze, już daj mi moment, abym na to spojrzała - poprosiła, sięgając po tymczasowo spoczywające na jej klatce piersiowej okulary, zaraz zakładając je na nos i sięgając po oferty, o których mówiłam Thalia, aby je przejrzeć. Zawsze warto było orientować się w aktualnych cenach czy innych ofertach dostawców, nawet mimo wojny. Musieli starać się rozwijać biznes, oszczędzać i mieć pewność, że otrzymują najlepsze z możliwych ofert.
- Na Merlina, rozgwiazdko, oczywiście że będę brała to pod uwagę! Chociażby z tego powodu, że wiem wtedy jakiej jakości będzie usługa. Ceny to nie wszystko, za dobrą jakość pracy się płaci. Wszystko ma przecież swoje koszta - przypomniała, marszcząc brwi tylko na moment, zaraz posyłając swojej ciotecznej bratanicy ciepły uśmiech.
- Największymi kosztami jest jedzenie. Uprawy lokalne nie zawsze wystarczają, nie tylko nasze, ale też i z sąsiednich hrabstw, wojna nie jest łatwa dla wszystkich. Mamy również mniej gości, chociaż stanowczo kilku stałych. Myślę… Hmmm… Myślałam również nad odświeżeniem kilku pokojów. Zima jest dobrym momentem na takie renowacje, kiedy jest niewielu gości, ale wciąż się opieram. Rozumiesz, jest to ciężkie… bo nie wiadomo jak będzie wyglądał następny sezon… Chociaż myślałam również nad próbą sprowadzenia bardziej… egzotycznych owoców czy receptur, do użycia do wypieków i rozwoju, aby przyciągnąć nowych klientów - przyznała, przeglądając oferty, o których wspominała Thalia, wstępnie również czystym pismem skreślając na czystej kartce nazwy handlarzy, którzy bardziej zainteresowali ją swoimi ofertami.
- Twój ojciec również mógłby się ucieszyć alkoholami obcymi, lub sprzętem do jego pędzenia. Mogłoby to wpłynąć na produkcje i zacząć przynosić korzyści… - dodała, chociaż bardziej zastanawiając się na głos nad tym, niż rzeczywiście proponując jako drogę rozwoju. W końcu nad tym powinna porozmawiać pierw z Sebastianem, aby nie robić mu naprzeciw w jego planach.
love makes you happy in a house where
love is made
love is made
Cieszyła się, że ciocia doskonale rozumiała, jak ważna była pomoc i współpraca z innymi. Nie dlatego, że Thalia chciała odmówić jej umiejętności czy możliwości radzenia sobie – w końcu kto jak nie ona potrafił docenić fakt, kiedy kobiety zabierały się za prowadzenie jakiegoś biznesu – ale wiedziała, że w tym wypadku nie było co przemęczać się, zwłaszcza że prowadzenie tego miejsca składało się też z wielu różnych elementów. Cynthia jednak wydawała się mieć doskonałe pojęcie na ten temat i dlatego Thalia tak bardzo się cieszyła, że może podzielić się również swoją wiedzą. Czy też raczej, w tym momencie obydwie uczyły się od siebie, bo panna Wellers (a może i Bartius? Nigdy nie rozmawiała z tatą na ten temat, uznając, że dla jego reputacji o wiele łatwiej było, jeżeli nikt nie wiedział, że miał nieślubne dziecko) nieczęsto miała okazję poznać dokładniej biznes od środka.
- Nie ma co się śpieszyć, ciociu, takie oferty wymagają sporego przemyślenia. Nie musi się ciocia martwić, sprawdziłam tych ludzi, wiem jakie dostarczają produkty, ale gdyby z jakiejkolwiek oferty napotkała ciotka problemy, typu spleśniałe rzeczy, beczki wypchane muszlami dla obciążenia i dodatkowej wagi, proszę, daj mi znać od razu. Wiem, że ciocia sobie poradzisz z tym sama, ale potrzebuję przekazać to reszcie handlarzy. – Były jeszcze osoby, które podczas wojny pilnowały jakości towarów nie tylko u innych, albo u siebie, zwłaszcza teraz kiedy w momencie wojny wiele osób chciało zaoszczędzić jak najwięcej.
- Myślę, że tutaj na temat remontu można by porozmawiać, wykorzystując do tego paru uchodźców, którzy obecnie nie mają pracy. Zima jest ciężka, myślę, że sporo osób nie miałoby większego problemu z tym, abyś wynajęła ich do zmiany samego terenu albo pokoi, w zamian za ciepły posiłek i miejsce do mieszkania. Również teraz sporo osób z inicjatyw, w które angażuje się twój krewny, oni też chętnie przyjęliby dla siebie perspektywę pracy albo coś dodatkowego, co mogłoby im zapewnić jakieś bezpieczeństwo i stabilność. – Ludzie zdecydowanie tego potrzebowali w tym momencie, a Cynthia mogła im to zapewnić. Słuchając informacji na temat cen, Thalia odchyliła się nieco, wciąż patrząc po cenach oraz żywności. Nie mogła powiedzieć, aby było to jakimkolwiek zaskoczeniem, ale w tym momencie musiała też znaleźć jakieś rozwiązania. – Być może dobrze rozwiązać by było tę sprawę na zasadzie rotacji produktów, część tych droższych wybierając nieco rzadziej, tak by potem zastąpić je innymi. Ewentualnie, może ciocia zostać pośrednikiem pomiędzy ludźmi a kupcami – mniejsze hodowle niekoniecznie dobrze czują się na siłach z handlem na własną rękę, albo ich nie stać. Może od tych okolicznych farmerów i sadowników ciocia mogłaby zbierać zamówienie i sprzedawać im produkty, tak aby potem za niższą cenę móc odkupywać od nich ich produkty? Oczywiście to wszystko kwestia cen, no i fakt, że tutaj transport byłby potrzebny do domówienia. Ale to mogło by wspomóc lokalnych producentów, a może i jakoś pomniejszyło cenę? – Były to luźne rozważania, bo gotowa była rozważyć też inne opcje, rzucając raczej propozycje.
- Produkcja…mogłabym znaleźć sprzęt i spróbować go zakupić, natomiast w tym momencie pewnie potrzebować będziemy informacji czy mój…tata byłby tym zainteresowany. – Pewnie by był, w końcu sama nie miała serca wytykać mu jego alkoholizm, swoje postanowienie na temat ograniczania takich trunków łamiąc już wielokrotnie. Kim więc była, aby oceniać? Sięgnęła też po szkło powiększające, patrząc na ceny i sprawdzając dokładnie, czy wszystkie wyliczenia się zgadzają, kalkulując je samej od razu na oddzielnych kartkach.
- Nie ma co się śpieszyć, ciociu, takie oferty wymagają sporego przemyślenia. Nie musi się ciocia martwić, sprawdziłam tych ludzi, wiem jakie dostarczają produkty, ale gdyby z jakiejkolwiek oferty napotkała ciotka problemy, typu spleśniałe rzeczy, beczki wypchane muszlami dla obciążenia i dodatkowej wagi, proszę, daj mi znać od razu. Wiem, że ciocia sobie poradzisz z tym sama, ale potrzebuję przekazać to reszcie handlarzy. – Były jeszcze osoby, które podczas wojny pilnowały jakości towarów nie tylko u innych, albo u siebie, zwłaszcza teraz kiedy w momencie wojny wiele osób chciało zaoszczędzić jak najwięcej.
- Myślę, że tutaj na temat remontu można by porozmawiać, wykorzystując do tego paru uchodźców, którzy obecnie nie mają pracy. Zima jest ciężka, myślę, że sporo osób nie miałoby większego problemu z tym, abyś wynajęła ich do zmiany samego terenu albo pokoi, w zamian za ciepły posiłek i miejsce do mieszkania. Również teraz sporo osób z inicjatyw, w które angażuje się twój krewny, oni też chętnie przyjęliby dla siebie perspektywę pracy albo coś dodatkowego, co mogłoby im zapewnić jakieś bezpieczeństwo i stabilność. – Ludzie zdecydowanie tego potrzebowali w tym momencie, a Cynthia mogła im to zapewnić. Słuchając informacji na temat cen, Thalia odchyliła się nieco, wciąż patrząc po cenach oraz żywności. Nie mogła powiedzieć, aby było to jakimkolwiek zaskoczeniem, ale w tym momencie musiała też znaleźć jakieś rozwiązania. – Być może dobrze rozwiązać by było tę sprawę na zasadzie rotacji produktów, część tych droższych wybierając nieco rzadziej, tak by potem zastąpić je innymi. Ewentualnie, może ciocia zostać pośrednikiem pomiędzy ludźmi a kupcami – mniejsze hodowle niekoniecznie dobrze czują się na siłach z handlem na własną rękę, albo ich nie stać. Może od tych okolicznych farmerów i sadowników ciocia mogłaby zbierać zamówienie i sprzedawać im produkty, tak aby potem za niższą cenę móc odkupywać od nich ich produkty? Oczywiście to wszystko kwestia cen, no i fakt, że tutaj transport byłby potrzebny do domówienia. Ale to mogło by wspomóc lokalnych producentów, a może i jakoś pomniejszyło cenę? – Były to luźne rozważania, bo gotowa była rozważyć też inne opcje, rzucając raczej propozycje.
- Produkcja…mogłabym znaleźć sprzęt i spróbować go zakupić, natomiast w tym momencie pewnie potrzebować będziemy informacji czy mój…tata byłby tym zainteresowany. – Pewnie by był, w końcu sama nie miała serca wytykać mu jego alkoholizm, swoje postanowienie na temat ograniczania takich trunków łamiąc już wielokrotnie. Kim więc była, aby oceniać? Sięgnęła też po szkło powiększające, patrząc na ceny i sprawdzając dokładnie, czy wszystkie wyliczenia się zgadzają, kalkulując je samej od razu na oddzielnych kartkach.
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Pokiwała głową, jak najbardziej rozumiejąc. W końcu dobre usługi były podstawą każdego biznesu, a wielu ludzi próbowało oszukiwać na swoich produktach i jakości tego co chcieli dostarczać. Jej samej często było po prostu ciężko zwrócić na coś uwagę, powiedzieć głośno, że jakaś rzecz była nie w porządku czy im nieodpowiadała. Postawić się komuś, szczególnie jeśli ta osoba stawała się nieprzyjemna w obyciu...
- Dziękuję ci kochana, na pewno o tym powiem od razu - zapewniła, bo choć wiedziała że z jednej strony powinna sama radzić sobie z takiego typu oszustwami, to z drugiej łatwiej było przyjąć pomoc innych w tych kwestiach. Nie miewała problemów z nieprzyjemnymi klientami czy innymi gośćmi - z tymi sobie radziła, nawet jeśli ktoś zaczynałby być niezwykle nieuprzejmy lub krzyczeć. Z lekkimi problemami, ale bardziej niż mniej dawała sobie z nimi radę.
- Muszę podpytać Samuela... Wiem, że proszenie o pomoc ludzi zaangażowanych w wojnę jest niebezpieczne, dla nas i dla nich. Co jeśli ktoś by coś usłyszał? Doniósł? - dopytała szeptem. A mimo to nie chciała zostawiać tych ludzi bez pomocy i wsparcia. Lęk przed tym, że coś mogłoby się wydarzyć w zajeździe nie był tak przejmujący jak to, że zwyczajnie w świecie mogli ucierpieć prości ludzi. Za każdym razem martwiła się, kiedy Samuel pojawiał się tutaj w Lancaster, choć równie mocno się cieszyła. Bo to znaczyło, że żył - że nie byłranny, że radził sobie. - Ale każdy tego potrzebuje. A Ollivanderowie na razie dbają o bezpieczeństwo w Lancashire... Możemy rozesłać listy z zapytaniem czy ktoś nie potrzebuje pracy, ale pierw musimy zgromadzić materiały. Rozeznać się co jesteśmy w stanie zorganizować, ulepszyć. Na pewno przydałoby się przejrzeć meble. Niektóre potrzebują napraw, podobnie do pościeli i kocy, będzie trzeba zaszyć niektóre i załatać - oraz zaopatrzyć się w nowe, dodała w myśląc, zastanawiając się też nad tym jak wiele rzeczy byli w stanie zrobić w ciągu tych kilku miesięcy. W końcu musieli odpowiednio zarządzać tym, co mieli, bo nie wiadomo nigdy jak będą w stanie zarabiać w ciągu wojny - i ile ta wojna będzie jeszcze trwała.
- Możemy spróbować, założyć coś w rodzaju stowarzyszenia wsparcia lokalnych hodowli - potwierdziła, zastanawiając się przez moment nad słowami Thalii. To nie był zły pomysł. Jej samej w końcu udawało się umówić wiele umów przez wzgląd na rozpoznawalność zajazdu swego czasu - a teraz w czasach wojny może być o to ciężej, szczególnie dla mniejszych i lokalnych upraw. A warto wykorzystać wszystko, co tylko można było.
- Możemy wstępnie spróbować przełożyć na to część naszych środków z napraw, i serwować nieco mniejsze porcje... Wtedy zorganizujemy szlaki transportowe i sieci kontaktów. Mogę rozesłać kopie tych handlarzy do innych zajazdów na wyspach, jak i handlarzy? Może być przydatne zacząć się organizować... I pilnować, aby nasze usługi, nawet podczas wojny, były uczciwe i na wysokim poziomie - zaproponowała, przeglądając listy. Żeglarze z pewnością również nie mieli łatwo w dzisiejszych czasach - a nawet nie chciała myśleć o tym, jak wiele złego działo się na lądzie.
- Porozmawiam z twoim ojcem na ten temat - zapewniła kobieta, uznając że jednak to nie jest rozmowa dla córki z ojcem. W końcu z kuzynem niejednokrotnie rozmawiali na temat pieniędzy... Teraz również powinni i to nawet jeszcze bardziej.
Zerknęła na Thalię, widząc jak ta dokonuje obliczeń na kartce i delikatnie się uśmiechnęła na ten widok. Cóż, czasem niektóre rzeczy dla niej osobiście wydawały się naturalne - nie liczyć na kartce, a na magicznym liczydle. Ale nie chciała o nim wspominać teraz żeglarce.
Za to sięgnęła po nożyczki i papier, i tusz, jakby było potrzeba nanieść poprawki. W końcu dbała o to, aby we wszystkich wyliczeniach był porządek, ale błędy się zdarzały. I trzeba było wiedzieć jak sobie z nimi radzić w odpowiedni sposób.
- Również możemy spróbować skupić się na produkcji i sprzedaży magicznego nawozu - powiedziała, kiedy Thalia była przy przewracaniu stron. - Mamy do tego miejsce, jak i wielu innym biznesom może się to przydać... Wojna nie jest łaskawa dla plonów.
- Dziękuję ci kochana, na pewno o tym powiem od razu - zapewniła, bo choć wiedziała że z jednej strony powinna sama radzić sobie z takiego typu oszustwami, to z drugiej łatwiej było przyjąć pomoc innych w tych kwestiach. Nie miewała problemów z nieprzyjemnymi klientami czy innymi gośćmi - z tymi sobie radziła, nawet jeśli ktoś zaczynałby być niezwykle nieuprzejmy lub krzyczeć. Z lekkimi problemami, ale bardziej niż mniej dawała sobie z nimi radę.
- Muszę podpytać Samuela... Wiem, że proszenie o pomoc ludzi zaangażowanych w wojnę jest niebezpieczne, dla nas i dla nich. Co jeśli ktoś by coś usłyszał? Doniósł? - dopytała szeptem. A mimo to nie chciała zostawiać tych ludzi bez pomocy i wsparcia. Lęk przed tym, że coś mogłoby się wydarzyć w zajeździe nie był tak przejmujący jak to, że zwyczajnie w świecie mogli ucierpieć prości ludzi. Za każdym razem martwiła się, kiedy Samuel pojawiał się tutaj w Lancaster, choć równie mocno się cieszyła. Bo to znaczyło, że żył - że nie byłranny, że radził sobie. - Ale każdy tego potrzebuje. A Ollivanderowie na razie dbają o bezpieczeństwo w Lancashire... Możemy rozesłać listy z zapytaniem czy ktoś nie potrzebuje pracy, ale pierw musimy zgromadzić materiały. Rozeznać się co jesteśmy w stanie zorganizować, ulepszyć. Na pewno przydałoby się przejrzeć meble. Niektóre potrzebują napraw, podobnie do pościeli i kocy, będzie trzeba zaszyć niektóre i załatać - oraz zaopatrzyć się w nowe, dodała w myśląc, zastanawiając się też nad tym jak wiele rzeczy byli w stanie zrobić w ciągu tych kilku miesięcy. W końcu musieli odpowiednio zarządzać tym, co mieli, bo nie wiadomo nigdy jak będą w stanie zarabiać w ciągu wojny - i ile ta wojna będzie jeszcze trwała.
- Możemy spróbować, założyć coś w rodzaju stowarzyszenia wsparcia lokalnych hodowli - potwierdziła, zastanawiając się przez moment nad słowami Thalii. To nie był zły pomysł. Jej samej w końcu udawało się umówić wiele umów przez wzgląd na rozpoznawalność zajazdu swego czasu - a teraz w czasach wojny może być o to ciężej, szczególnie dla mniejszych i lokalnych upraw. A warto wykorzystać wszystko, co tylko można było.
- Możemy wstępnie spróbować przełożyć na to część naszych środków z napraw, i serwować nieco mniejsze porcje... Wtedy zorganizujemy szlaki transportowe i sieci kontaktów. Mogę rozesłać kopie tych handlarzy do innych zajazdów na wyspach, jak i handlarzy? Może być przydatne zacząć się organizować... I pilnować, aby nasze usługi, nawet podczas wojny, były uczciwe i na wysokim poziomie - zaproponowała, przeglądając listy. Żeglarze z pewnością również nie mieli łatwo w dzisiejszych czasach - a nawet nie chciała myśleć o tym, jak wiele złego działo się na lądzie.
- Porozmawiam z twoim ojcem na ten temat - zapewniła kobieta, uznając że jednak to nie jest rozmowa dla córki z ojcem. W końcu z kuzynem niejednokrotnie rozmawiali na temat pieniędzy... Teraz również powinni i to nawet jeszcze bardziej.
Zerknęła na Thalię, widząc jak ta dokonuje obliczeń na kartce i delikatnie się uśmiechnęła na ten widok. Cóż, czasem niektóre rzeczy dla niej osobiście wydawały się naturalne - nie liczyć na kartce, a na magicznym liczydle. Ale nie chciała o nim wspominać teraz żeglarce.
Za to sięgnęła po nożyczki i papier, i tusz, jakby było potrzeba nanieść poprawki. W końcu dbała o to, aby we wszystkich wyliczeniach był porządek, ale błędy się zdarzały. I trzeba było wiedzieć jak sobie z nimi radzić w odpowiedni sposób.
- Również możemy spróbować skupić się na produkcji i sprzedaży magicznego nawozu - powiedziała, kiedy Thalia była przy przewracaniu stron. - Mamy do tego miejsce, jak i wielu innym biznesom może się to przydać... Wojna nie jest łaskawa dla plonów.
love makes you happy in a house where
love is made
love is made
Widziała że niestety nie miało być teraz idealnych rozwiązań. Od czasów blokady kanału La Manche, cześć statków musiała po prostu wybierać okrężną drogę, co również przekładało się na trasę samą w sobie i co wymagało dodatkowych nakładów trasy i wydłużało dostawę. Prawda, że w trakcie wojny wcale nie było to łatwiejsze, ale ona sama wiedziała, że towar na statkach czekać wieczności nie może. Teraz zaś liczyła na to, że będzie mogła dalej utrzymywać siebie z tej pracy…zwłaszcza tej mniej legalnej, niestety.
- Wie ciocia, nie mówię, że ciocia nie da sobie rady, ale w tym wypadku o wiele łatwiej jest pewnie porozmawiać o tym mi, bo zaczną zarzucać ciotkę terminami handlowymi, które nie będą znaczyć nic w tym momencie, ale zaczną mówić o jakiś bzdurach byle by tylko poczuła się ciocia przytłoczona. Poza tym, między handlarzami też mamy rozmaite umowy i lepiej wiedzieć, czy ktoś cię wykorzystuje czy nie. – Wiele osób oceniało też przez pryzmat płci i dlatego Thalia nie miała nawet najmniejszej ochoty, aby Cynthia musiała się użerać z takimi typami. Jeżeli miała już kogoś polecać cioci, to zaufane osoby, też jak Tonksów.
- Pomogę ludziom z przebraniami, upewnię się, aby ci którzy mają na sobie listy gończe nie zwrócili na siebie uwagi. Nie podejrzewam, aby Samuel mnie posłuchał – miała już możliwość go spotkać i nie wydawało jej się, aby była dla niego w jakimkolwiek autorytetem – ale inni mogą wziąć na poważnie moje umiejętności i porady do tego. W końcu mam też pewne doświadczenie w niezwracaniu na siebie uwagi. – Nie chciała teraz mówić Cynthii o tym, że doświadczenie miała z mieszkania w najgorszych sytuacjach, takich jak życie na ulicy albo na statku wśród marynarzy. Teraz też sama nie chciała o tym myśleć, bo przy cioci czuła się tak dobrze, że wolała skupiać się na pozytywnych aspektach życia, a nie tym, co było. Pani Skamander była jak miód z ciepłym mlekiem i ciepły koc w zimną noc. Przynosiły ukojenie.
- Proszę ciociu, zrób listę tego, co będzie ci potrzebne, a ja bardzo chętnie użyję każdej możliwej sytuacji do tego, aby coś z tego ściągnąć dla ciebie. I nie przejmuj się ani nie ograniczaj, dam sobie radę, najważniejsze, żeby wszystko było tutaj. – Naprawdę nie miała większych problemów z pracą ponad swoje siły. – Co do lokalnych hodowli, zdecydowanie da się rade wzbogacić teraz bardziej o mięsa, na wiosnę możesz zaś obstawić bardziej warzywa i inne tym podobne rzeczy. Co powiesz na to, że pomogę w obejściu po lokalnych miejscach z tobą i pomogę ci spisać, kto chciałby dać ile i jaki mieć jaki wkład? – Nie chciała wchodzić cioci w paradę, ale uznała, że więcej niż jedna osoba szybciej to ogarnie.
Przez chwilę nic nie mówiła, skupiając się na obliczeniach, wiedząc, że chociaż dało się to zrobić inaczej, tak ona ukochała też robienie tego metodą ręczną. Dziwacznie bo dziwacznie, ale w końcu kto nie kochał ludzi którzy potrafili myśleć o wiele szybciej kiedy obliczenia przepisywali na papier. Thalia nawet skorzystała ostatnio z porady i ogarniała sprawnie numerologię, robiąc co tylko mogła aby połączyć wszystko – korzystała z książek, a chociaż chciała jeszcze nauczyć się od kogoś z doświadczeniem, zaczynała już od podstaw.
Dopiero na pytanie o rozesłanie list uniosła głowę, pocierając nos dłonią i lekko brudząc się tuszem po ramieniu.
- Może ciocia konkretnie poinformować o tych firmach, ale listy cenowe dopasowywane są już bardziej do klienta, dlatego jeżeli byliby chętni, będą musieli porozmawiać z nimi już konkretnie o podanych im stawkach. Ale też będę mogła w takich wypadkach pomóc, jeżeli będą chcieli móc zyskać dobre ceny, ale też nie będę wchodzić z butami do biznesu. Mam naprawdę wiele rzeczy, którymi muszę się zająć, ale wiesz że dla ciebie zawsze znajdę czas. – Potrząsnęła głową, wiedząc, że dla bliskich nie było żadnego problemu aby im pomagać. – Z tatą mogę porozmawiać tak w ogóle, ale chyba wiecie lepiej jak działacie nad biznesem. A co do plonów…nie wiem, nie do końca znam się na rolnictwie, ale się postaram…
- Wie ciocia, nie mówię, że ciocia nie da sobie rady, ale w tym wypadku o wiele łatwiej jest pewnie porozmawiać o tym mi, bo zaczną zarzucać ciotkę terminami handlowymi, które nie będą znaczyć nic w tym momencie, ale zaczną mówić o jakiś bzdurach byle by tylko poczuła się ciocia przytłoczona. Poza tym, między handlarzami też mamy rozmaite umowy i lepiej wiedzieć, czy ktoś cię wykorzystuje czy nie. – Wiele osób oceniało też przez pryzmat płci i dlatego Thalia nie miała nawet najmniejszej ochoty, aby Cynthia musiała się użerać z takimi typami. Jeżeli miała już kogoś polecać cioci, to zaufane osoby, też jak Tonksów.
- Pomogę ludziom z przebraniami, upewnię się, aby ci którzy mają na sobie listy gończe nie zwrócili na siebie uwagi. Nie podejrzewam, aby Samuel mnie posłuchał – miała już możliwość go spotkać i nie wydawało jej się, aby była dla niego w jakimkolwiek autorytetem – ale inni mogą wziąć na poważnie moje umiejętności i porady do tego. W końcu mam też pewne doświadczenie w niezwracaniu na siebie uwagi. – Nie chciała teraz mówić Cynthii o tym, że doświadczenie miała z mieszkania w najgorszych sytuacjach, takich jak życie na ulicy albo na statku wśród marynarzy. Teraz też sama nie chciała o tym myśleć, bo przy cioci czuła się tak dobrze, że wolała skupiać się na pozytywnych aspektach życia, a nie tym, co było. Pani Skamander była jak miód z ciepłym mlekiem i ciepły koc w zimną noc. Przynosiły ukojenie.
- Proszę ciociu, zrób listę tego, co będzie ci potrzebne, a ja bardzo chętnie użyję każdej możliwej sytuacji do tego, aby coś z tego ściągnąć dla ciebie. I nie przejmuj się ani nie ograniczaj, dam sobie radę, najważniejsze, żeby wszystko było tutaj. – Naprawdę nie miała większych problemów z pracą ponad swoje siły. – Co do lokalnych hodowli, zdecydowanie da się rade wzbogacić teraz bardziej o mięsa, na wiosnę możesz zaś obstawić bardziej warzywa i inne tym podobne rzeczy. Co powiesz na to, że pomogę w obejściu po lokalnych miejscach z tobą i pomogę ci spisać, kto chciałby dać ile i jaki mieć jaki wkład? – Nie chciała wchodzić cioci w paradę, ale uznała, że więcej niż jedna osoba szybciej to ogarnie.
Przez chwilę nic nie mówiła, skupiając się na obliczeniach, wiedząc, że chociaż dało się to zrobić inaczej, tak ona ukochała też robienie tego metodą ręczną. Dziwacznie bo dziwacznie, ale w końcu kto nie kochał ludzi którzy potrafili myśleć o wiele szybciej kiedy obliczenia przepisywali na papier. Thalia nawet skorzystała ostatnio z porady i ogarniała sprawnie numerologię, robiąc co tylko mogła aby połączyć wszystko – korzystała z książek, a chociaż chciała jeszcze nauczyć się od kogoś z doświadczeniem, zaczynała już od podstaw.
Dopiero na pytanie o rozesłanie list uniosła głowę, pocierając nos dłonią i lekko brudząc się tuszem po ramieniu.
- Może ciocia konkretnie poinformować o tych firmach, ale listy cenowe dopasowywane są już bardziej do klienta, dlatego jeżeli byliby chętni, będą musieli porozmawiać z nimi już konkretnie o podanych im stawkach. Ale też będę mogła w takich wypadkach pomóc, jeżeli będą chcieli móc zyskać dobre ceny, ale też nie będę wchodzić z butami do biznesu. Mam naprawdę wiele rzeczy, którymi muszę się zająć, ale wiesz że dla ciebie zawsze znajdę czas. – Potrząsnęła głową, wiedząc, że dla bliskich nie było żadnego problemu aby im pomagać. – Z tatą mogę porozmawiać tak w ogóle, ale chyba wiecie lepiej jak działacie nad biznesem. A co do plonów…nie wiem, nie do końca znam się na rolnictwie, ale się postaram…
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sama nawet nie wyobrażała sobie jak wiele Thalia musiała przejść - choć z pewnością, gdyby się nad tym zastanowiła przez moment, sama by do tego doszła. W końcu nie raz kłamała, że zajazdem w pełni zajmuje się jej kuzyn, bo były momenty, że było tak po prostu łatwiej. Dla niej, dla jej rodziny, dla zajazdu. Kobietom było ciężko czasem negocjować czy prowadzić biznes - a szczególnie, gdy nie miały przebicia i silnego głosu, gdy nie potrafiły postawić się. A Cynthii niejednokrotnie tego brakowało.
Pokiwała głową, wiedząc doskonale, że w takich kontaktach Thalia z pewnością lepiej sobie radziła - bo w końcu byli to ludzie, których znała. I lepiej rozumiała jak działa handel na morzu, bo w końcu jest wiele rzeczy, o których Cynthia mogła nawet nie pomyśleć.
- Oh, tak, metamorfomagia, prawda? Bardzo przydatny talent - powiedziała z pochwałą, będąc pewnym, że córka kuzyna mówi właśnie o tym w kwestii wtapiania się w tłum. Z pewnością korzystała niejednokrotnie ze swojego daru, a na pewno ten się przydawał również do wtopienia w tłum.
- Zaraz przygotuję listy - zgodziła się, podnosząc z krzesła i ruszając po czyste kartki papieru oraz drugie pióro do pisania. W końcu skoro Thalia skupiała się na liczeniu, ona sama mogła zacząć przygotowywać wstępne listy.
Tym bardziej, że pomysł z poprawieniem kontaktów między lokalnymi farmerami był naprawdę dobrym planem - dzięki takiej sieci można było postarać się lepiej wszystkim zarządzać, jak i wspólnie sobie pomagać. W czasach wojny trzeba było się przecież trzymać razem. Kto miał im pomóc jeśli nie oni sami?
- Przygotuję również listy, tak będzie łatwiej uprzedzić o wizycie. Też da to czas na przygotowanie oferty, zastanowieniem się nad nią - zaproponowała, zabierając się do spisywania nazwisk i adresów, o których wiedziała i pamiętała, a czasem i kiedyś w przeszłości prowadziła współpracę. W końcu zajazd opierał się na współpracy - różnorodnej. Kiedyś był miejscem gwarnym, pełnym spotkań i przyjaznych twarzy. A teraz? Teraz serce Cynthii się łamało na widok pustych stolików i ciszy. Wojna nie była ani ładna, ani łatwa, ani przyjemna - czy będą w stanie jeszcze się uśmiechać i śmiać, kiedy wszystko się skończy?
Tym bardziej musieli zadbać o pomoc i kontakty. Żeby to wszystko mogło przetrwać, żeby wojna nie pozbawiła ich tej umiejętności wyciągania dłoni do drugiej osoby.
Skupiała się więc na swoich notatkach, z osobna wypisując to czego oni sami potrzebowali na miejscu, ale również i znanych jej czarodziejów, którzy prowadzili własne biznesy. Ci, z którymi kiedyś sama nawiązywała współpracę - jak i ci, o których po prostu wiedziała z poleceń i zasłyszeń.
Zerknęła na Thalię z lekkim uśmiechem, widząc jak ta ubrudziło się tuszem. Zaraz sięgnęła do kieszeni po chusteczkę, wyciągając dłoń do panny Wellers i wycierając jej nos czułym gestem, nie musząc się przy tym odzywać. Przecież chciała dobrze, otoczyć nieco rudowłosą opieką, której mogła w przeszłości rzadko doświadczać.
- Oh, rozumiem… W takim wypadku wspomnę tylko mniej więcej o ofertach, aby wiedziano na co dokładnie można liczyć, ale nie będę wspominała o cenach jeszcze. Możemy zorganizować spotkanie z chętnymi i wtedy ustalić też jakie mają potrzeby. W ten sposób powinno być łatwiej dla wszystkich - przyznała,mając cichą nadzieję również, że dzięki temu zajazd mógłby chociaż odrobinę wrócić do stanu, w którym niegdyś się znajdował - do tego gwaru i ludzi, którzy wypełniali pomieszczenia. - Jak księgi? Mamy ich jeszcze nieco do przejrzenia, chociaż nie jest tego tak wiele jak przed wojną, chyba zajmie nam to nieco czasu… - westchnęła, kręcąc lekko głową. Poczekała chwilę aż zapisane nazwiskami i potrzebnym zaopatrzeniem kartki przeschną, aby nie rozmazano tuszu, i zaraz odłożyła je na bok. Chwilę po tym sięgnęła po jedne z czystych, zerkając do części obliczeń, którymi sama chciała się zająć.
Pokiwała głową, wiedząc doskonale, że w takich kontaktach Thalia z pewnością lepiej sobie radziła - bo w końcu byli to ludzie, których znała. I lepiej rozumiała jak działa handel na morzu, bo w końcu jest wiele rzeczy, o których Cynthia mogła nawet nie pomyśleć.
- Oh, tak, metamorfomagia, prawda? Bardzo przydatny talent - powiedziała z pochwałą, będąc pewnym, że córka kuzyna mówi właśnie o tym w kwestii wtapiania się w tłum. Z pewnością korzystała niejednokrotnie ze swojego daru, a na pewno ten się przydawał również do wtopienia w tłum.
- Zaraz przygotuję listy - zgodziła się, podnosząc z krzesła i ruszając po czyste kartki papieru oraz drugie pióro do pisania. W końcu skoro Thalia skupiała się na liczeniu, ona sama mogła zacząć przygotowywać wstępne listy.
Tym bardziej, że pomysł z poprawieniem kontaktów między lokalnymi farmerami był naprawdę dobrym planem - dzięki takiej sieci można było postarać się lepiej wszystkim zarządzać, jak i wspólnie sobie pomagać. W czasach wojny trzeba było się przecież trzymać razem. Kto miał im pomóc jeśli nie oni sami?
- Przygotuję również listy, tak będzie łatwiej uprzedzić o wizycie. Też da to czas na przygotowanie oferty, zastanowieniem się nad nią - zaproponowała, zabierając się do spisywania nazwisk i adresów, o których wiedziała i pamiętała, a czasem i kiedyś w przeszłości prowadziła współpracę. W końcu zajazd opierał się na współpracy - różnorodnej. Kiedyś był miejscem gwarnym, pełnym spotkań i przyjaznych twarzy. A teraz? Teraz serce Cynthii się łamało na widok pustych stolików i ciszy. Wojna nie była ani ładna, ani łatwa, ani przyjemna - czy będą w stanie jeszcze się uśmiechać i śmiać, kiedy wszystko się skończy?
Tym bardziej musieli zadbać o pomoc i kontakty. Żeby to wszystko mogło przetrwać, żeby wojna nie pozbawiła ich tej umiejętności wyciągania dłoni do drugiej osoby.
Skupiała się więc na swoich notatkach, z osobna wypisując to czego oni sami potrzebowali na miejscu, ale również i znanych jej czarodziejów, którzy prowadzili własne biznesy. Ci, z którymi kiedyś sama nawiązywała współpracę - jak i ci, o których po prostu wiedziała z poleceń i zasłyszeń.
Zerknęła na Thalię z lekkim uśmiechem, widząc jak ta ubrudziło się tuszem. Zaraz sięgnęła do kieszeni po chusteczkę, wyciągając dłoń do panny Wellers i wycierając jej nos czułym gestem, nie musząc się przy tym odzywać. Przecież chciała dobrze, otoczyć nieco rudowłosą opieką, której mogła w przeszłości rzadko doświadczać.
- Oh, rozumiem… W takim wypadku wspomnę tylko mniej więcej o ofertach, aby wiedziano na co dokładnie można liczyć, ale nie będę wspominała o cenach jeszcze. Możemy zorganizować spotkanie z chętnymi i wtedy ustalić też jakie mają potrzeby. W ten sposób powinno być łatwiej dla wszystkich - przyznała,mając cichą nadzieję również, że dzięki temu zajazd mógłby chociaż odrobinę wrócić do stanu, w którym niegdyś się znajdował - do tego gwaru i ludzi, którzy wypełniali pomieszczenia. - Jak księgi? Mamy ich jeszcze nieco do przejrzenia, chociaż nie jest tego tak wiele jak przed wojną, chyba zajmie nam to nieco czasu… - westchnęła, kręcąc lekko głową. Poczekała chwilę aż zapisane nazwiskami i potrzebnym zaopatrzeniem kartki przeschną, aby nie rozmazano tuszu, i zaraz odłożyła je na bok. Chwilę po tym sięgnęła po jedne z czystych, zerkając do części obliczeń, którymi sama chciała się zająć.
love makes you happy in a house where
love is made
love is made
Niestety, dziwnym trafem nawet jeżeli tak wiele lat przez historię przejawiały się silne kobiety, gotowe stanąć i pokazać, że ich własnych decyzji nie wolno światu lekceważyć, tak świat jednak wciąż zachowywał się tak, jakby nic go to nie obchodziło. To nic, że na przestrzeni wieków liczne królowe kształtowały swoimi decyzjami przebieg dziejów, to nic, że to kobieta pirat mogła spotkać się z głową państwa nie tknięta przez nikogo, to nic, że od lat wiele kobiet było na tyle silnych, że promowały edukację, tworzyły niesamowite dzieła, były matkami, które wychowały wielu cudownych ludzi i pilnowały bezpieczeństwa dzieci, kiedy najpodlejszy mąż mógł przepijać wypłatę. O tym się nie mówiło i o tym niewiele osób chciało o tym pamiętać. Thalia nie zamierzała teraz rezygnować ze swojej pracy, bo części osób coś akurat pasować nie miało. Tak, w wielu chwilach wątpiła, ale jednak potem dostawała solidnego kopa i porażka w tej kwestii wydawała się raczej ją motywować. Cynthia pewnie napotykała te same problemy, ale Thals nie wiedziała jeszcze, jak przychodzi jej sobie radzić z tym, dlatego teraz oferowała pomoc. Mogła wziąć na siebie baty społecznego rozczarowania, w końcu co tam jedne więcej.
- Prawda, to bardzo przydatne talenty. Zwłaszcza w momencie kiedy mogę na zawołanie zmienić ciało w męskie i dzięki temu rozproszyć więcej osób, tak że ciężko domyśleć się, czy to ja, czy jednak ktoś inny. Ale metamorfomagia to nie wszystko, za tym jeszcze idą inne działania – jak zmieniać głos, jak poruszać się w nowy sposób, jakich słów używać w odpowiedzi do konkretnych klas społecznych. To jak się pachnie nawet, to wszystko ma znaczenie. Nie wystarczy jedynie ubrać peruki i innych ubrań i udawać, że jest się kimś innym. – W końcu czy ktoś wierzyłby, że druga osoba wychowała się na ulicy gdyby ta nagle przemawiała płynną naukową paplaniną. Z całym szacunkiem dla takiego Jaydena, ale wątpiła, aby nagle mógł bez większego przygotowania udawać kogoś, kto całe życie fizycznie pracował.
Uśmiechnęła się na to, kiedy ciocia sięgnęła po utworzenie listy, ciesząc się, że kobieta nie była na tyle skromna aby z tego jednak zrezygnować. Mogło to dać czas Thalii na poświęcenie się zapisanym w książkach rachunkom, a jej spojrzenie spokojnie przebiegało z jednego miejsca na drugie gdzie mogłaby się spodziewać, wszystko będzie czarno na białym. Widać było, że Cynthia zdecydowanie przykładała się do swojej pracy i miała w niej wprawę, dlatego w zasadzie nie było błędów, które trzeba było poprawiać. Ot, raz czy dwa razy musiała dopytać się o jakiś zapis, albo poprawiała którąś z końcowych cyfr, wszystko się jednak w ostateczności się zgadzało i nie było problemów z ostateczną sumą.
Przez chwilę nie spodziewała się tego, co się stało, w odruchu spinając się kiedy dłoń znalazła się w jej polu widzenia. Gotowa była na szybką decyzję, czy powinna się bić, czy jednak uciekać. Dopiero po chwili przyzwyczaiła się do tego, że to nie był żaden gest, który miał być negatywny albo zrobić jej krzywdę, a na jej twarzy pojawił się spokojny i łagodny uśmiech.
- Dziękuję, nie trzeba było. Ale dziękuję. – Spuściła wzrok na księgi, aby do nich wrócić, chociaż zadowolony uśmiech wciąż błąkał się na jej ustach. Kiedy ciocia wspomniała o spotkaniu, nie mogła powstrzymać zadowolenia, które w niej się rozwijało. Bardzo miło było w końcu móc porozmawiać z kobietą biznesu i jednocześnie osobą o bardzo dobrych pomysłach. W końcu takie spotkanie było genialne.
- Myślisz, że lordowie Ollivander byliby chętni wspomóc w tych działaniach? Może poleciliby jakiś farmerów albo hodowców. – To jednak ciocia z nimi dłużej współpracowała na tym polu, więc lepiej wiedziała, czy to będzie w ich interesach. – Idą powoli, ale i tak dość sprawnie. Ciocia zrobiła bardzo dobrą robotę z tymi księgami.
- Prawda, to bardzo przydatne talenty. Zwłaszcza w momencie kiedy mogę na zawołanie zmienić ciało w męskie i dzięki temu rozproszyć więcej osób, tak że ciężko domyśleć się, czy to ja, czy jednak ktoś inny. Ale metamorfomagia to nie wszystko, za tym jeszcze idą inne działania – jak zmieniać głos, jak poruszać się w nowy sposób, jakich słów używać w odpowiedzi do konkretnych klas społecznych. To jak się pachnie nawet, to wszystko ma znaczenie. Nie wystarczy jedynie ubrać peruki i innych ubrań i udawać, że jest się kimś innym. – W końcu czy ktoś wierzyłby, że druga osoba wychowała się na ulicy gdyby ta nagle przemawiała płynną naukową paplaniną. Z całym szacunkiem dla takiego Jaydena, ale wątpiła, aby nagle mógł bez większego przygotowania udawać kogoś, kto całe życie fizycznie pracował.
Uśmiechnęła się na to, kiedy ciocia sięgnęła po utworzenie listy, ciesząc się, że kobieta nie była na tyle skromna aby z tego jednak zrezygnować. Mogło to dać czas Thalii na poświęcenie się zapisanym w książkach rachunkom, a jej spojrzenie spokojnie przebiegało z jednego miejsca na drugie gdzie mogłaby się spodziewać, wszystko będzie czarno na białym. Widać było, że Cynthia zdecydowanie przykładała się do swojej pracy i miała w niej wprawę, dlatego w zasadzie nie było błędów, które trzeba było poprawiać. Ot, raz czy dwa razy musiała dopytać się o jakiś zapis, albo poprawiała którąś z końcowych cyfr, wszystko się jednak w ostateczności się zgadzało i nie było problemów z ostateczną sumą.
Przez chwilę nie spodziewała się tego, co się stało, w odruchu spinając się kiedy dłoń znalazła się w jej polu widzenia. Gotowa była na szybką decyzję, czy powinna się bić, czy jednak uciekać. Dopiero po chwili przyzwyczaiła się do tego, że to nie był żaden gest, który miał być negatywny albo zrobić jej krzywdę, a na jej twarzy pojawił się spokojny i łagodny uśmiech.
- Dziękuję, nie trzeba było. Ale dziękuję. – Spuściła wzrok na księgi, aby do nich wrócić, chociaż zadowolony uśmiech wciąż błąkał się na jej ustach. Kiedy ciocia wspomniała o spotkaniu, nie mogła powstrzymać zadowolenia, które w niej się rozwijało. Bardzo miło było w końcu móc porozmawiać z kobietą biznesu i jednocześnie osobą o bardzo dobrych pomysłach. W końcu takie spotkanie było genialne.
- Myślisz, że lordowie Ollivander byliby chętni wspomóc w tych działaniach? Może poleciliby jakiś farmerów albo hodowców. – To jednak ciocia z nimi dłużej współpracowała na tym polu, więc lepiej wiedziała, czy to będzie w ich interesach. – Idą powoli, ale i tak dość sprawnie. Ciocia zrobiła bardzo dobrą robotę z tymi księgami.
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Przez ponad czterdzieści lat Cynthia w życiu napotkała wiele problemów - i popełniła jeszcze więcej błędów. Zarówno w życiu prywatnym, jak i w życiu biznesowym. Tak naprawdę moment, w którym wróciła do zajazdu po tak wielu tragediach, które spotkały ich rodzinę, wcale nie był łatwy. Musiała się uczyć wszystkiego od początku - jak prowadzić księgi, jak rozmawiać z innymi, gdzie zdobywać zaopatrzenie i jak nim dysponować, jak je sprawdzać i jak nie dawać się oszukiwać.
Nie była pewna czy bycie kobietom miało na to wpływ, czy jednak była to kwestia nieuczciwości i chciwości niektórych ludzi, ale mimo wszystko dawała radę. Powoli, wraz z kuzynem uczyli się jak mają wszystkim zarządzać i jak się tym zajmować. Wszystko przychodziło z doświadczeniem, choć patrząc na te prawie dwadzieścia lat wstecz, to wszystko wydawało się być przerażające i niemożliwe do wykonania. Sprawdzanie co roku księg, zapisywanie każdego wydatku - zadania się piętrzyły i były momenty, w których wydawało się, że nie ma ich końca. I trochę tak było, bo zarządzanie zajazdem wymagało wiele od nich.
Z uśmiechem wsłuchała się w wypowiedź Thalii. Cóż, nie zdawała sobie sprawy z tego jak trudną sztuką była metamorfomagia - ale z drugiej strony wiedziała, że panna którą miała przed sobą była utalentowana. I silna, że dawała sobie radę w takim świecie, jaki ją zasatał - zupełnie nieprzychylnym dla kobiet i nieprzychylnym dla bękartów. Choć najważniejsze, że znalazła dom, w którym zawsze mogła być mile widziana. Zawsze miała tutaj miskę z ciepłym posiłkiem i miejsce do spania.
- Oh, oczywiście, że trzeba, Rozgwiazdko. Na tym polega troska - zapewniła z uśmiechem, wiedząc doskonale, że córka kuzyna nie miała szansy na otrzymanie wiele uwagi i czułości w sierocińcu. Może i była już dorosłą kobietą, ale ciepło rodzinnego ogniska wcale nie ograniczało się jedynie do dzieci!
- Porozmawiam z lordem Cassiusem i Havelockiem czy byliby chętnie na taką działalność. Z pewnością dla ludności Lancashire byłoby to bardzo pomocne - przyznała, przerywając na moment pisanie i spoglądając w kierunku ksiąg w zwykłym zamyśleniu. Mogła zwrócić się do lordów z pomocą, ale do tego musiała pierw przygotować odpowiednią listę. Jednak to nie był wcale zły pomysł!
- W takim wypadku ograniczę listę osób do tych, które wiem że wspomagają organizację obrzędów, aby lordowie również ich znali. To właściwie będzie dobrym miejscem, aby rozeznać się z zainteresowanymi, no i również rodzina Ollivanderów będzie ufała tym osobom - zaproponowała z uśmiechem, zaraz wprowadzając na liście kilka zmian i przepisując ją na świeży pergamin. Od razu dopisała krótką notatkę odnośnie działalności konkretnych przedsiębiorstw, nie chcąc zostawiać listy jako samych nazwisk, na wypadek gdyby Thalia chciała się z nią zapoznać. A z pewnością powinna!
Zaraz Cynthia użyła zaklęcia gemino, tworząc kopię zapisek do panny Wellers i podając ją jej.
- Te osoby wydają mi się najbardziej odpowiednie, lista może się jeszcze zmienić oczywiście... Ale porozmawiam z lordami na ten temat, na pewno. Potrzeba nam teraz wszystkim trzymać się razem, ah, naprawdę ta wojna cała... przerażające jest to wszystko, to na pewno dobry pomysł, aby zebrać biznesy z naszych okolic i wspierać siebie - potwierdziła, usmiechając się delikatnie.
Wiedziała, że praca w zapiskach jeszcze na tym się nie kończyła - i że w przyszłości będzie jeszcze więcej dokumentów do wypełnienia i zbiorów do prowadzenia, jeśli rzeczwyiście uda się wprowadzić ten plan w życie, aczkolwiek nie chciała też przepracowywać Thalii w ciągu jednego dnia. No i sama miała nieco obowiązków, do których powinna wrócić jak chociażby przygotowanie kolacji.
- Dziękuję ci rozgwiazdko za pomoc dzisiaj - powiedziała z uśmiechem, podnosząc się z krzesła i powoli zbierając księgi jak i luźne zapiski, aby znaleźć odpowiednie miejsce dla nich na półkach i w szafkach gabinetu, w sercu zarządzania całym zajazdem. Bez tego wszystkiego byłoby dużo ciężej pilnować, aby to miejsce radziło sobie dobrze - nawet jeśli wojna starała się czasem mniej, a czasem bardziej skutecznie ukrucić starania Cynthii.
Nie była pewna czy bycie kobietom miało na to wpływ, czy jednak była to kwestia nieuczciwości i chciwości niektórych ludzi, ale mimo wszystko dawała radę. Powoli, wraz z kuzynem uczyli się jak mają wszystkim zarządzać i jak się tym zajmować. Wszystko przychodziło z doświadczeniem, choć patrząc na te prawie dwadzieścia lat wstecz, to wszystko wydawało się być przerażające i niemożliwe do wykonania. Sprawdzanie co roku księg, zapisywanie każdego wydatku - zadania się piętrzyły i były momenty, w których wydawało się, że nie ma ich końca. I trochę tak było, bo zarządzanie zajazdem wymagało wiele od nich.
Z uśmiechem wsłuchała się w wypowiedź Thalii. Cóż, nie zdawała sobie sprawy z tego jak trudną sztuką była metamorfomagia - ale z drugiej strony wiedziała, że panna którą miała przed sobą była utalentowana. I silna, że dawała sobie radę w takim świecie, jaki ją zasatał - zupełnie nieprzychylnym dla kobiet i nieprzychylnym dla bękartów. Choć najważniejsze, że znalazła dom, w którym zawsze mogła być mile widziana. Zawsze miała tutaj miskę z ciepłym posiłkiem i miejsce do spania.
- Oh, oczywiście, że trzeba, Rozgwiazdko. Na tym polega troska - zapewniła z uśmiechem, wiedząc doskonale, że córka kuzyna nie miała szansy na otrzymanie wiele uwagi i czułości w sierocińcu. Może i była już dorosłą kobietą, ale ciepło rodzinnego ogniska wcale nie ograniczało się jedynie do dzieci!
- Porozmawiam z lordem Cassiusem i Havelockiem czy byliby chętnie na taką działalność. Z pewnością dla ludności Lancashire byłoby to bardzo pomocne - przyznała, przerywając na moment pisanie i spoglądając w kierunku ksiąg w zwykłym zamyśleniu. Mogła zwrócić się do lordów z pomocą, ale do tego musiała pierw przygotować odpowiednią listę. Jednak to nie był wcale zły pomysł!
- W takim wypadku ograniczę listę osób do tych, które wiem że wspomagają organizację obrzędów, aby lordowie również ich znali. To właściwie będzie dobrym miejscem, aby rozeznać się z zainteresowanymi, no i również rodzina Ollivanderów będzie ufała tym osobom - zaproponowała z uśmiechem, zaraz wprowadzając na liście kilka zmian i przepisując ją na świeży pergamin. Od razu dopisała krótką notatkę odnośnie działalności konkretnych przedsiębiorstw, nie chcąc zostawiać listy jako samych nazwisk, na wypadek gdyby Thalia chciała się z nią zapoznać. A z pewnością powinna!
Zaraz Cynthia użyła zaklęcia gemino, tworząc kopię zapisek do panny Wellers i podając ją jej.
- Te osoby wydają mi się najbardziej odpowiednie, lista może się jeszcze zmienić oczywiście... Ale porozmawiam z lordami na ten temat, na pewno. Potrzeba nam teraz wszystkim trzymać się razem, ah, naprawdę ta wojna cała... przerażające jest to wszystko, to na pewno dobry pomysł, aby zebrać biznesy z naszych okolic i wspierać siebie - potwierdziła, usmiechając się delikatnie.
Wiedziała, że praca w zapiskach jeszcze na tym się nie kończyła - i że w przyszłości będzie jeszcze więcej dokumentów do wypełnienia i zbiorów do prowadzenia, jeśli rzeczwyiście uda się wprowadzić ten plan w życie, aczkolwiek nie chciała też przepracowywać Thalii w ciągu jednego dnia. No i sama miała nieco obowiązków, do których powinna wrócić jak chociażby przygotowanie kolacji.
- Dziękuję ci rozgwiazdko za pomoc dzisiaj - powiedziała z uśmiechem, podnosząc się z krzesła i powoli zbierając księgi jak i luźne zapiski, aby znaleźć odpowiednie miejsce dla nich na półkach i w szafkach gabinetu, w sercu zarządzania całym zajazdem. Bez tego wszystkiego byłoby dużo ciężej pilnować, aby to miejsce radziło sobie dobrze - nawet jeśli wojna starała się czasem mniej, a czasem bardziej skutecznie ukrucić starania Cynthii.
love makes you happy in a house where
love is made
love is made
Zastanawiała się, czy kiedykolwiek pozna w pełni kobietę, jaką była Cynthia. Ta w końcu nie była tylko łagodną panią prowadzącą zajazd, chociaż taka się właśnie wydawała. Było jednak za panią Skamander coś więcej, a co jeszcze było przed Thalią – lata doświadczenia, które sprawiały, że chociaż wciąż mogła uczyć się nowych rzeczy, pewne kwestie przychodziły z o wiele większa łatwością. Jedyne, w czym Thalia czuła się pewnie to zmiana własnego ciała jak i podejścia ekonomiczne, bo nieoczekiwanie nie tylko żegluga, ale i handel wydawały jej się istotnie fascynujące. Tak dziwnie się czuła, kiedy po wielu latach mozolnego i często nieudanego przebijania się przez materiał, w końcu odnalazła coś, co nie tylko przyjmowała niemal od razu, ale również zajęła się rozwijaniem tego na własną rękę. Coś, czego Hogwart nigdy nie potrafił.
Prawda była taka, że nie wystarczało się przebrać albo zmienić ciało, bo gdy tylko trzeba było się podkradać, trzeba było przygotować się na sytuację, w której miało się znaleźć. Nikt nie uwierzy pracownikowi portu o gładkich dłoniach, nikt też nie uwierzy wieśniakowi posługującym się literackim językiem. Trzeba było znaleźć w sobie równowagę, bo i tak wiele osób było teraz podejrzliwymi, że nie wystarczało wcisnąć się w inne ubrania i mówić, że jest się kimś innym.
- Dziękuję, ciociu. – Wcale nie narzekała, wcale a wcale! Wręcz przeciwnie, wstydziła się przyznać, że bardzo jej tego brakuje i każdy taki gest od Cynthii był dla niej największym skarbem samym w sobie. Teraz też nawet odruchowo pochyliła się w jej kierunku, tak jakby czekała ostrożnie czy coś jeszcze się wydarzy.
- Proszę, ciocia chyba lepiej z nimi rozmawia, znają ciocię dłużej. Mam wrażenie jednak, znając przynajmniej Cassiusa ze szkoły, że jeżeli jest to coś, co może pomóc ludziom, nie będą mieli nic przeciwko i bardzo chętnie wykorzysta możliwości. – Podrapała się jeszcze po ramieniu, na chwilę pozwalając też odpocząć swojej dłoni zanim też nie przerwała pisania, mimo wszystko niemal od razu powracając do ksiąg. Skinęła jeszcze głową, kiedy Cynthia wspomniała o ograniczeniu listy, wiedząc, że w tym momencie będzie to też potwierdzeniem zaufania. Wątpiła, aby wiele osób w tym miejscu otwarcie sprzeciwiało się podejściu rządzącego rodu, ale lepiej było zacząć od ludzi, którzy byli swoistą rekomendacją. A potem można było działać dalej, jeżeli projekt by się udał.
Złapała jeszcze listę, przyglądając jej się ostrożnie zanim nie złożyła jej na pół, wsadzając ją do kieszeni i kiwając głową. Gdyby coś miało się zmienić, na pewno poczeka na decyzję w tej sprawie, a wysłanie sowy do niej nie było aż tak problematyczne jakby mogło się wydawać. Wystarczy, że po prostu będzie wiedziała jak przeprowadzić ostateczny plan.
- Żaden problem. Gdyby ciocia jeszcze potrzebowała pomocy, zawsze znajdę czas. – Uśmiechnęła się lekko, pomagając pochować wszystko do odpowiednich miejsc, zanim nie przytuliła pani Skamander, zaraz też uciekając do swojego pokoju. Miała jeszcze dzisiaj trochę pracy, dlatego chciała się nią zająć, nie żałując jednak czasu poświęconego pani Skamander. Zrobiłaby to ponownie bez żadnego zastanowienia.
ztx2
Prawda była taka, że nie wystarczało się przebrać albo zmienić ciało, bo gdy tylko trzeba było się podkradać, trzeba było przygotować się na sytuację, w której miało się znaleźć. Nikt nie uwierzy pracownikowi portu o gładkich dłoniach, nikt też nie uwierzy wieśniakowi posługującym się literackim językiem. Trzeba było znaleźć w sobie równowagę, bo i tak wiele osób było teraz podejrzliwymi, że nie wystarczało wcisnąć się w inne ubrania i mówić, że jest się kimś innym.
- Dziękuję, ciociu. – Wcale nie narzekała, wcale a wcale! Wręcz przeciwnie, wstydziła się przyznać, że bardzo jej tego brakuje i każdy taki gest od Cynthii był dla niej największym skarbem samym w sobie. Teraz też nawet odruchowo pochyliła się w jej kierunku, tak jakby czekała ostrożnie czy coś jeszcze się wydarzy.
- Proszę, ciocia chyba lepiej z nimi rozmawia, znają ciocię dłużej. Mam wrażenie jednak, znając przynajmniej Cassiusa ze szkoły, że jeżeli jest to coś, co może pomóc ludziom, nie będą mieli nic przeciwko i bardzo chętnie wykorzysta możliwości. – Podrapała się jeszcze po ramieniu, na chwilę pozwalając też odpocząć swojej dłoni zanim też nie przerwała pisania, mimo wszystko niemal od razu powracając do ksiąg. Skinęła jeszcze głową, kiedy Cynthia wspomniała o ograniczeniu listy, wiedząc, że w tym momencie będzie to też potwierdzeniem zaufania. Wątpiła, aby wiele osób w tym miejscu otwarcie sprzeciwiało się podejściu rządzącego rodu, ale lepiej było zacząć od ludzi, którzy byli swoistą rekomendacją. A potem można było działać dalej, jeżeli projekt by się udał.
Złapała jeszcze listę, przyglądając jej się ostrożnie zanim nie złożyła jej na pół, wsadzając ją do kieszeni i kiwając głową. Gdyby coś miało się zmienić, na pewno poczeka na decyzję w tej sprawie, a wysłanie sowy do niej nie było aż tak problematyczne jakby mogło się wydawać. Wystarczy, że po prostu będzie wiedziała jak przeprowadzić ostateczny plan.
- Żaden problem. Gdyby ciocia jeszcze potrzebowała pomocy, zawsze znajdę czas. – Uśmiechnęła się lekko, pomagając pochować wszystko do odpowiednich miejsc, zanim nie przytuliła pani Skamander, zaraz też uciekając do swojego pokoju. Miała jeszcze dzisiaj trochę pracy, dlatego chciała się nią zająć, nie żałując jednak czasu poświęconego pani Skamander. Zrobiłaby to ponownie bez żadnego zastanowienia.
ztx2
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
1 lutego 1958
Nie spodziewała się, że przyjęcie uchodźców z Nottinghamshire będzie aż tak zajmujące. Ludzi było niewielu — po dokładnym przeliczeniu okazało się, że w grupie było trzydzieści siedem niemagicznych. Każda rodzina została zakwaterowana w jednym z domostw w mieście Derby, na miejscu od samego rana roiło się od ludzi. Mare osobiście nadzorowała postępy swych uzdrowicieli, w szczególności martwiąc się stanem zdrowia jednego z chłopców, który według jej opinii wydawał się być chory na anginę. Ropna wydzielina nigdy nie była oznaką zdrowia. Cieszyła się przy tym, że rodzice chłopca, podobnie jak pozostali z ich grupy, zdecydowali się na pozostanie w Derbyshire, przynajmniej na razie. Arystokratka wiedziała jednak, że aby zapewnić im odpowiednie warunki do dalszego bytu, nie mogła pozostawić ich samopas. Potrzebowała pomocy kogoś, kto lepiej od niej posiadł wiedzę o organizowaniu pracy w zespole, o prowadzeniu lokalnej wspólnoty i poczęści także... czegoś na kształt rozrośniętego gospodarstwa domowego. Wydawało się, że pani Cynthia Skamander, osoba, której odwiedzenie jeszcze w zeszłym roku polecił jej sir Havelock Ollivander była idealną osobą do podzielenia się taką wiedzą.
Odnalezienie Zajazdu "Pod Gruszą" nie stanowiło większej trudności, w szczególności, iż lady Mare zwykła umawiać się na takie wizyty listownie. Dzięki temu zawsze była wyczekiwana, unikała popadnięcia z pułapki, które mogły i powinny zostać nałożone na podobne miejsca. Z zewnątrz miejsce to prezentowało się całkiem uroczo. Dokładnie tak, jak wyobrażała sobie takie miejsce zimą. Dach pokryty grubą warstwą białego puchu, wokół cisza i spokój, a w środku pewnie harmider, który z racji pochodzenia był dla niej bardziej obcy niż znajomy, a jednak nosił pewne delikatne, niemal nienamacalne ślady domowego ciepła.
Gdy przekroczyła próg, jedną dłonią zsunęła z głowy zielony kaptur obszyty zajęczym futrem. W drugiej natomiast trzymała różdżkę, dzięki której nawigowała sporych rozmiarów pakunek. Nie mogła bowiem zjawić się w gościach bez stosownego upominku. Gdy tylko jej oczy wychwyciły postać starszej od niej kobiety, Mare uśmiechnęła się szeroko, wolną, prawą dłoń układając na wysokości swego serca, po czym skłoniła się lekko przed gospodynią.
— Dzień dobry, pani Cynthia Skamander, nie mylę się? Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w obowiązkach — głos damy był przyjemny dla ucha, ciepły i łagodny. Kobieta pozwoliła sobie dziś na odrobinę więcej wylewności, bowiem miała doczynienia z inną reprezentantką płci pięknej. Gdyby była podejmowana przez mężczyznę, musiałaby być bardziej wstrzemięźliwą. — Mogłaby mi pani wskazać miejsce, w którym mogłabym pozostawić pakunek? Tylko proszę nie odmawiać jego przyjęcia, bardzo mi zależy by odwdzięczyć się za gościnę.
who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
is the goddess of victory fair to everyone?
W czasie przygotowań do Imbolc ludzie jakby ożyli, stanowczo chętnie opuszczając domy pomimo zimowej zawieruchy i spotykając się w zajeździe. A nie było niczego, co bardziej radowałoby serce Cynthii niż gwar w tym miejscu, któremu całkiem się oddawała. Serwowała ciastka, gulasz, coś do picia - to co tylko każdy z klienteli sobie zażyczył, choć wciąż lokal wcale nie wydawał się być tak pełny. A przynajmniej nie w takim pojmowaniu bycia pełnym, do którego przyzwyczaiła się kobieta przez lata pomagania, a później prowadzenia Pod Gruszą.
Będąc między czyszczeniem stolika, a wynoszeniem dzbanku na kuchnię, dostrzegła kątem oka ruch przy drzwiach. Od razu z uśmiechem skierowała się, aby osobiście przywitać gościa, choć na moment zaniemówiła, dostrzegając kobietę, która co prawda się zapowiedziała, ale mimo to wciąż jej pojawienie się było niemałym zaskoczeniem. I powodu do mieszanych uczuć - do stresu, do zaszczytu, do każdej innej emocji, bo w końcu Cynthia nie zwykła do przyjmowania szlachetnych gości. Co prawda z rodziną panującą na ziemiach Lancashire od lat właściciele zajazdu byli na dobrych stosunkach, młodzi lordowie Havelock i Cassius w końcu tutaj przychodzili czasem wraz z rodzicami, a dzisiaj lord Havelock kontynuował ten zwyczaj ze swoimi dziećmi, ale wciąż była to jedna rodzina! I nawet mimo regularnego pomagania podczas sabatów, Cynthia nigdy nie miała czasu ani odwagi, aby porozmawiać z tymi pochodzenia szlachetnego - ona zajmowała się tam zawsze celebracją, i gotowaniem, aby każdy na koniec dnia był dobrze najedzony i zadowolony.
- Witam! Bardzo mi miło, naprawdę to zaszczyt, że lady zdecydowała się nas odwiedzić. Oh, nie trzeba było, naprawdę! - zaraz się nieco speszyła, mówiąc dość cicho, kiedy dostrzegła paczkę. Nie była w stanie odmówić, jak miałaby odmówić? Jak zostałoby to odebrane przez lady Greengrass?
- To bardzo miły gest, dziękuję bardzo. Tak, tak kuchnia będzie dobrym miejscem - zapewniła Cynthia, a po tym już zaprowadziła kobietę pierw do kuchni, wykonując już po drodze odpowiednie ruchy, przywołując porcelanę. Pierw wleciała w pokój jedna w fioletowe bratki, później kolejna w delikatne róże, a na końcu na drewnianej tacce wylądowała bardziej skromna zastawa z wymalowanymi paprociami. Cynthia jak tylko usłyszała o lady Greengrass z domu Prewett, postanowiła zadbać o tak drobny szczegół, aby gość przypadkiem nie poczuł się urażony.
- Oh, proszę wybaczyć, nie zdążyłam jeszcze na zapas nastawić wody, zaraz przygotuję nam herbatę. Skierujemy się do gabinetu, moi synowie zajmą się salą - zapewniła kobietę niepewnie, czując się w obowiązku do zapewnienia i wyjaśnienia, dlaczego tymczasowo zatrzymały się w kuchni.
Zaraz kiedy tylko zagotowała się woda, herbata kwiatowa została zalana, a na tacce również znalazł się talerzy z ciasteczkami z nadzieniem z jabłek.
Zaraz po tym Cynthia posłała tackę przodem do gabinetu, na biurko, a po tym zaprosiła za sobą lady Mare.
- Oh, proszę tylko uważać na ten stopień tutaj. Drobny wypadek jednego z dziecka z gości, magia dziecięca, rozumie lady, czasem jest nieco wybuchowa. Ah, trzeba to naprawić, czasem się zapomina o takich rzeczach - mówiła cicho, niepewnie, wyraźnie onieśmielona.
Wpuściła kobietę przodem do skromnego gabinetu, a z pewnością w przekonaniu Cynthii skromniejszego niż te, do których kobieta mogła przywyknąć.
- Proszę usiąść, proszę się częstować - zachęciła cicho, zaraz samej sięgając po czysty notes i pióro, jakby przewidywała, że mogły być potrzebne notatki na pewien temat - lub chociaż zapisanie niektórych informacji.
Będąc między czyszczeniem stolika, a wynoszeniem dzbanku na kuchnię, dostrzegła kątem oka ruch przy drzwiach. Od razu z uśmiechem skierowała się, aby osobiście przywitać gościa, choć na moment zaniemówiła, dostrzegając kobietę, która co prawda się zapowiedziała, ale mimo to wciąż jej pojawienie się było niemałym zaskoczeniem. I powodu do mieszanych uczuć - do stresu, do zaszczytu, do każdej innej emocji, bo w końcu Cynthia nie zwykła do przyjmowania szlachetnych gości. Co prawda z rodziną panującą na ziemiach Lancashire od lat właściciele zajazdu byli na dobrych stosunkach, młodzi lordowie Havelock i Cassius w końcu tutaj przychodzili czasem wraz z rodzicami, a dzisiaj lord Havelock kontynuował ten zwyczaj ze swoimi dziećmi, ale wciąż była to jedna rodzina! I nawet mimo regularnego pomagania podczas sabatów, Cynthia nigdy nie miała czasu ani odwagi, aby porozmawiać z tymi pochodzenia szlachetnego - ona zajmowała się tam zawsze celebracją, i gotowaniem, aby każdy na koniec dnia był dobrze najedzony i zadowolony.
- Witam! Bardzo mi miło, naprawdę to zaszczyt, że lady zdecydowała się nas odwiedzić. Oh, nie trzeba było, naprawdę! - zaraz się nieco speszyła, mówiąc dość cicho, kiedy dostrzegła paczkę. Nie była w stanie odmówić, jak miałaby odmówić? Jak zostałoby to odebrane przez lady Greengrass?
- To bardzo miły gest, dziękuję bardzo. Tak, tak kuchnia będzie dobrym miejscem - zapewniła Cynthia, a po tym już zaprowadziła kobietę pierw do kuchni, wykonując już po drodze odpowiednie ruchy, przywołując porcelanę. Pierw wleciała w pokój jedna w fioletowe bratki, później kolejna w delikatne róże, a na końcu na drewnianej tacce wylądowała bardziej skromna zastawa z wymalowanymi paprociami. Cynthia jak tylko usłyszała o lady Greengrass z domu Prewett, postanowiła zadbać o tak drobny szczegół, aby gość przypadkiem nie poczuł się urażony.
- Oh, proszę wybaczyć, nie zdążyłam jeszcze na zapas nastawić wody, zaraz przygotuję nam herbatę. Skierujemy się do gabinetu, moi synowie zajmą się salą - zapewniła kobietę niepewnie, czując się w obowiązku do zapewnienia i wyjaśnienia, dlaczego tymczasowo zatrzymały się w kuchni.
Zaraz kiedy tylko zagotowała się woda, herbata kwiatowa została zalana, a na tacce również znalazł się talerzy z ciasteczkami z nadzieniem z jabłek.
Zaraz po tym Cynthia posłała tackę przodem do gabinetu, na biurko, a po tym zaprosiła za sobą lady Mare.
- Oh, proszę tylko uważać na ten stopień tutaj. Drobny wypadek jednego z dziecka z gości, magia dziecięca, rozumie lady, czasem jest nieco wybuchowa. Ah, trzeba to naprawić, czasem się zapomina o takich rzeczach - mówiła cicho, niepewnie, wyraźnie onieśmielona.
Wpuściła kobietę przodem do skromnego gabinetu, a z pewnością w przekonaniu Cynthii skromniejszego niż te, do których kobieta mogła przywyknąć.
- Proszę usiąść, proszę się częstować - zachęciła cicho, zaraz samej sięgając po czysty notes i pióro, jakby przewidywała, że mogły być potrzebne notatki na pewien temat - lub chociaż zapisanie niektórych informacji.
love makes you happy in a house where
love is made
love is made
Gwar panujący w zajeździe tylko uspokoił wcześniejsze obawy Mare. Nie, żeby nie wierzyła poleceniom Havelocka — ten jeszcze nigdy nie udzielił jej rady, która okazałaby się rozczarowująca. Niestety, lady Greengrass nie miała zbyt wielu okazji na przebywanie w podobnych miejscach, musiała zatem opierać się na swej własnej imaginacji oraz rozmów, które przeprowadziła z kilkoma służącymi w Derby, którzy z kolei mieli takie doświadczenia. Ilość osób, która zebrała się w tym miejscu, świadczyła na korzyść oferowanych tu usług. Każdy, z kim rozmawiała na temat podobnych przybytków, powtarzał, że im więcej gości, tym lepsze oferowane warunki. To opustoszałych miejsc należało się obawiać najbardziej.
Kobieta, która pojawiła się przed nią, sprawiała wrażenie naprawdę miłej. Mare nie mogła powstrzymać się od obserwacji pewnej okoliczności, która właściwa była dla ludzi z gminu niekoniecznie zaznajomionych z obecnością arystokracji. Speszenie było reakcją równie naturalną, co spodziewaną i działało tylko na korzyść pani Skamander. Mare przybrała bowiem na usta serdeczny uśmiech, milczeniem pomijając słowa o tym, że jej podarek był niepotrzebny. Ludzie bywali różni — duma często nie pozwalała na swobodny odbiór podarunków, lecz lady Greengrass nie chciała wprowadzać dodatkowego zmieszania własnym naleganiem. Najlepiej było przejść od słów do czynów, co też uczyniły niedługo później.
Spacer do kuchni stał się okazją do lepszego przyjrzenia się sali. Pomimo tak dużej liczby gości utrzymana była w czystości, co przyjemnie zaskoczyło Mare. Jej pakunek podążał zaraz za nią, lecz przez moment spojrzenie Mare skupiło się na lewitujących filiżankach. Jej uwagę przykuła szczególnie zastawa zdobna w paprocie, co wywołało naprawdę rozczulony uśmiech i jeszcze większe rozluźnienie rysów twarzy. Zupełnie tak, jakby ten prosty gest znaczył dla szlachcianki więcej niż nawet najbardziej kwieciste peany głoszone na jej cześć. Taka dbałość o szczegóły utwierdziła ją dodatkowo w przekonaniu, że dobrze robiła, darując na rzecz zajazdu tę odrobinę jedzenia. Pakunek spoczął na kuchennym stole.
— Jest pani pewna? Jeżeli na sali potrzebna jest pani obecność, z przyjemnością poczekam tak długo, jak jest to konieczne — zielone spojrzenie skupiło się na postaci gospodyni zajazdu; Mare pomimo wysokiego urodzenia nie wymagała od innych priorytetowego traktowania, jeżeli widziała, że przeszkadzają w tym zawodowe obowiązki.
Wydawało się jednak, że jej dzisiejsze odwiedziny nie sprawią wielkiego przestoju w zajeździe. Zapach kwiatowej herbaty prędko doszedł do jej nozdrzy, na co uśmiechnęła się zadowolona. Takie małe gesty, które umknąć mogły uwadze mniej wprawionego obserwatora, sprawiały, iż czuła się naprawdę godnie przyjęta. Ruszyła za gospodynią i prowadzoną przez nią tacką do gabinetu, stosując się także do ostrzeżeń odnośnie stopnia.
— Niech się pani nie martwi. Czytałam, że od czasów anomalii magia dziecięca stała się jeszcze bardziej nieokiełznana — pragnęła uspokoić wyraźnie onieśmieloną czarownicę. Chocaż gdy spojrzała na to z pewnej perspektywy, nawet ucieszyła się na myśl, iż jej pojawienie się w zajeździe wywołało takie poruszenie. Oznaczało ono bowiem, że właścicielom zależało na jej godnym podjęciu. Z tą myślą zajęła wskazane jej miejsce w gabinecie, a po odczekaniu odpowiedniego czasu sięgnęła po filiżankę z herbatą. Na ciasto przyjdzie czas nieco później.
— Jeszcze raz chciałabym z głębi serca podziękować za to, że znalazła pani dla mnie czas — odezwała się po chwili, odkładając filiżankę na spodek. Palce dłoni splotła ze sobą, by następnie ułożyć je na materiale sukni na wysokości kolan. — Jak zapewne pani wie, o pani zajeździe dowiedziałam się dzięki rekomendacji sir Havelocka Ollivandera, który mówił o pani i pani umiejętnościach zarządzania tym przybytkiem w samych superlatywach. Zaiste, nie mylił się.
Miała nadzieję, że zasłużone pochwały sprawią kobiecie przyjemność.
— Przybyłam dziś do pani z prośbą o poradę. W Derbyshire i Staffordshire borykamy się z napływem uciekinierów z hrabstw ościennych, którzy potrzebują miejsca zakwaterowania, przynajmniej przez okres zimy. Fizyczne stworzenie obozu, czy też grupy domów nie stanowi większego problemu, jednakże chciałabym zaciągnąć od pani wiedzy, jak odpowiednio zarządzać takim specyficznym majątkiem? Poza miejscem do spania i życia planuję także zbudowanie komunalnej kuchni, w której posiłki będą dostępne dla każdego, nawet dla tych, którzy na co dzień nie będą mieszkali w okolicy. Moje dotychczasowe doświadczenia z zakresu zarządzania pieniądzem dotyczą innej płaszczyzny, toteż nie czuję się wystarczająco kompetentna, by podejmować odpowiedzialne decyzje bez odpowiedniego przygotowania. Rada byłabym, gdybym mogła usłyszeć kilka dobrych rad bezpośrednio od osoby, która jest odpowiedzialna za to, iż "Pod Gruszą" tętni życiem.
| przekazuję marcepan (150g), mąkę pszenną (2kg), mąkę żytnią (2kg) oraz jaja (8 szt) z zaopatrzenia.
Kobieta, która pojawiła się przed nią, sprawiała wrażenie naprawdę miłej. Mare nie mogła powstrzymać się od obserwacji pewnej okoliczności, która właściwa była dla ludzi z gminu niekoniecznie zaznajomionych z obecnością arystokracji. Speszenie było reakcją równie naturalną, co spodziewaną i działało tylko na korzyść pani Skamander. Mare przybrała bowiem na usta serdeczny uśmiech, milczeniem pomijając słowa o tym, że jej podarek był niepotrzebny. Ludzie bywali różni — duma często nie pozwalała na swobodny odbiór podarunków, lecz lady Greengrass nie chciała wprowadzać dodatkowego zmieszania własnym naleganiem. Najlepiej było przejść od słów do czynów, co też uczyniły niedługo później.
Spacer do kuchni stał się okazją do lepszego przyjrzenia się sali. Pomimo tak dużej liczby gości utrzymana była w czystości, co przyjemnie zaskoczyło Mare. Jej pakunek podążał zaraz za nią, lecz przez moment spojrzenie Mare skupiło się na lewitujących filiżankach. Jej uwagę przykuła szczególnie zastawa zdobna w paprocie, co wywołało naprawdę rozczulony uśmiech i jeszcze większe rozluźnienie rysów twarzy. Zupełnie tak, jakby ten prosty gest znaczył dla szlachcianki więcej niż nawet najbardziej kwieciste peany głoszone na jej cześć. Taka dbałość o szczegóły utwierdziła ją dodatkowo w przekonaniu, że dobrze robiła, darując na rzecz zajazdu tę odrobinę jedzenia. Pakunek spoczął na kuchennym stole.
— Jest pani pewna? Jeżeli na sali potrzebna jest pani obecność, z przyjemnością poczekam tak długo, jak jest to konieczne — zielone spojrzenie skupiło się na postaci gospodyni zajazdu; Mare pomimo wysokiego urodzenia nie wymagała od innych priorytetowego traktowania, jeżeli widziała, że przeszkadzają w tym zawodowe obowiązki.
Wydawało się jednak, że jej dzisiejsze odwiedziny nie sprawią wielkiego przestoju w zajeździe. Zapach kwiatowej herbaty prędko doszedł do jej nozdrzy, na co uśmiechnęła się zadowolona. Takie małe gesty, które umknąć mogły uwadze mniej wprawionego obserwatora, sprawiały, iż czuła się naprawdę godnie przyjęta. Ruszyła za gospodynią i prowadzoną przez nią tacką do gabinetu, stosując się także do ostrzeżeń odnośnie stopnia.
— Niech się pani nie martwi. Czytałam, że od czasów anomalii magia dziecięca stała się jeszcze bardziej nieokiełznana — pragnęła uspokoić wyraźnie onieśmieloną czarownicę. Chocaż gdy spojrzała na to z pewnej perspektywy, nawet ucieszyła się na myśl, iż jej pojawienie się w zajeździe wywołało takie poruszenie. Oznaczało ono bowiem, że właścicielom zależało na jej godnym podjęciu. Z tą myślą zajęła wskazane jej miejsce w gabinecie, a po odczekaniu odpowiedniego czasu sięgnęła po filiżankę z herbatą. Na ciasto przyjdzie czas nieco później.
— Jeszcze raz chciałabym z głębi serca podziękować za to, że znalazła pani dla mnie czas — odezwała się po chwili, odkładając filiżankę na spodek. Palce dłoni splotła ze sobą, by następnie ułożyć je na materiale sukni na wysokości kolan. — Jak zapewne pani wie, o pani zajeździe dowiedziałam się dzięki rekomendacji sir Havelocka Ollivandera, który mówił o pani i pani umiejętnościach zarządzania tym przybytkiem w samych superlatywach. Zaiste, nie mylił się.
Miała nadzieję, że zasłużone pochwały sprawią kobiecie przyjemność.
— Przybyłam dziś do pani z prośbą o poradę. W Derbyshire i Staffordshire borykamy się z napływem uciekinierów z hrabstw ościennych, którzy potrzebują miejsca zakwaterowania, przynajmniej przez okres zimy. Fizyczne stworzenie obozu, czy też grupy domów nie stanowi większego problemu, jednakże chciałabym zaciągnąć od pani wiedzy, jak odpowiednio zarządzać takim specyficznym majątkiem? Poza miejscem do spania i życia planuję także zbudowanie komunalnej kuchni, w której posiłki będą dostępne dla każdego, nawet dla tych, którzy na co dzień nie będą mieszkali w okolicy. Moje dotychczasowe doświadczenia z zakresu zarządzania pieniądzem dotyczą innej płaszczyzny, toteż nie czuję się wystarczająco kompetentna, by podejmować odpowiedzialne decyzje bez odpowiedniego przygotowania. Rada byłabym, gdybym mogła usłyszeć kilka dobrych rad bezpośrednio od osoby, która jest odpowiedzialna za to, iż "Pod Gruszą" tętni życiem.
| przekazuję marcepan (150g), mąkę pszenną (2kg), mąkę żytnią (2kg) oraz jaja (8 szt) z zaopatrzenia.
who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
is the goddess of victory fair to everyone?
Zajazd z pewnością był czymś, co zaraz za rodziną, dla Cynthii było absolutnie najważniejsze. Jej oczko w głowie, którym codziennie się zajmowała - zarówno gośćmi jak i domownikami. Po części zajazd również dawał jej uczucie, że była komuś potrzebna. W końcu jej dzieci już dorosły, nie miała męża - a poczucie, że potrzebuje się kimś zajmować wcale nie ustępowało, a jedynie się nasilało z latami. Wiedziała, że ani bliższa, ani dalsza rodzina nie mogła zawsze być obok uwiązana. Ale mogła starać się zajmować innymi, chociażby poprzez zajazd - starając się, aby było to jak najbardziej przyjazne miejsce jak tylko mogło, biorąc pod uwagę wszelkie przeciwności wojenne.
- Oh, nie, proszę się tym nie martwić. Moi synowie zajmą się salą przez moment, byli uprzedzeni. Obiad jest przygotowany, wypieki również - zapewniła kobietę z uśmiechem, bo choć nie zawsze przepadała za tym, aby zostawiać swoje obowiązki na sali, to wiedziała że czasem była potrzeba ku temu. - Wszystko tutaj działa jak w dobrze naoliwionej maszynie, rozumie lady - zapewniła, bo przecież zajazd nie stał tutaj od dziesięciu lat, a od dobru kilkudziesięciu, jeszcze za dziadków...
Nie wyobrażała sobie w inny sposób podejmować gości - każdy był istotny, każdy wymagał uwagi. A czasem pojawiały się osobistości, które wymagały jeszcze większej uwagi niż tradycyjnie - te, które potrzebowały innej obsługi niż zwykły pokój czy posiłek.
Uśmiechnęła się delikatnie, kiwając głową na słowa kobiety. Cóż, była absolutnie speszona obecnością przedstawicieli szlachty - choć niektóre osoby dostrzegała czasem podczas obchodów sabatów u Ollivanderów, to wciąż nie było to dla niej coś, do czego była w stanie przywyknąć. Była święcie przekonana o swoim miejscu w szeregu i o tym, ze nie powinna się wychylać przed nim. Tym bardziej nie jej miejscem były rozmowy ze szlachciankami i szlachcicami, nawet jeśli w jej życiu się one zdarzały.
Uśmiechnęła się grzecznie na komplement, nie będąc do końca pewną jak powinna zareagować w tym momencie na coś podobnego. Nie była pewna, nie miała pojęcia co odpowiedzieć - tym bardziej, że chciała w pierwszym odruchu zaprzeczyć jakoby miała jakieś wielkie zasługi w kwestii tego miejsca. Nie, nie miała... to nie tak, że robiła coś niezwykłego. Po prostu starała się każdego ugościć jak najlepiej, nic poza tym.
Zmartwienie jednak wymalowało się na jej twarzy, kiedy lady Greengrass wspomniała o powodzie wizyty. Uchodźcy, tak, domyślała się że była tutaj mowa szczególnie o mugolach, ale z pewnością też o czarodziejach, którzy nie do końca wpisywali się w wizję aktualnego rządu.
- Oh, ależ oczywiście, że pomogę! Wszystko co tylko w mojej mocy, nie można zostawić tych ludzi samych - zapewniła zaraz, otwierając również notatnik, zastanawiając się moment. - Jak... jak wielu jest tych ludzi? Oh, to zawsze może być problematyczne, taka duża grupa, która nie jest jednolita. Ale dobry posiłek potrafi naprawić wiele złego, nie chcę nawet myśleć o tym jak wiele oni musieli przeżyć w ostatnich miesiącach jeśli nie od początku wojny - zmartwiła się, zaraz znów skrobiąc coś ołówkiem w notesie.
- Na pewno trzeba zacząć od rozmowy, żeby dowiedzieć się bezpośrednie czy jest coś, czego ci ludzie potrzebują. Czasem rozmowa wystarczy, każdy potrzebuje czasem wyrzucić z siebie to co czuł... No i różne wiary, czasem różne przekonania mogą być czasem problematyczne na dłuższy moment, trzeba tego również pilnować - przyznała cicho, zastanawiając się jeszcze nad tym, co warto było zorganizować. - Wspólne przygotowywanie posiłku w takiej grupie może im pomóc się nieco zapoznać. Oh, lady wybaczy, takie posiłki, ich przygotowywanie i wspólne spożywanie zaciśnia więzy. Może coś w rodzaju... planu dnia również mogłoby pomóc tym osobom? Wyznaczyć obowiązki i czas, w których trzeba je zrealizować... - proponowała, zastanawiając się również nad tym, jakie były różnice między zajazdem, a takim schronieniem.
- Oh, nie, proszę się tym nie martwić. Moi synowie zajmą się salą przez moment, byli uprzedzeni. Obiad jest przygotowany, wypieki również - zapewniła kobietę z uśmiechem, bo choć nie zawsze przepadała za tym, aby zostawiać swoje obowiązki na sali, to wiedziała że czasem była potrzeba ku temu. - Wszystko tutaj działa jak w dobrze naoliwionej maszynie, rozumie lady - zapewniła, bo przecież zajazd nie stał tutaj od dziesięciu lat, a od dobru kilkudziesięciu, jeszcze za dziadków...
Nie wyobrażała sobie w inny sposób podejmować gości - każdy był istotny, każdy wymagał uwagi. A czasem pojawiały się osobistości, które wymagały jeszcze większej uwagi niż tradycyjnie - te, które potrzebowały innej obsługi niż zwykły pokój czy posiłek.
Uśmiechnęła się delikatnie, kiwając głową na słowa kobiety. Cóż, była absolutnie speszona obecnością przedstawicieli szlachty - choć niektóre osoby dostrzegała czasem podczas obchodów sabatów u Ollivanderów, to wciąż nie było to dla niej coś, do czego była w stanie przywyknąć. Była święcie przekonana o swoim miejscu w szeregu i o tym, ze nie powinna się wychylać przed nim. Tym bardziej nie jej miejscem były rozmowy ze szlachciankami i szlachcicami, nawet jeśli w jej życiu się one zdarzały.
Uśmiechnęła się grzecznie na komplement, nie będąc do końca pewną jak powinna zareagować w tym momencie na coś podobnego. Nie była pewna, nie miała pojęcia co odpowiedzieć - tym bardziej, że chciała w pierwszym odruchu zaprzeczyć jakoby miała jakieś wielkie zasługi w kwestii tego miejsca. Nie, nie miała... to nie tak, że robiła coś niezwykłego. Po prostu starała się każdego ugościć jak najlepiej, nic poza tym.
Zmartwienie jednak wymalowało się na jej twarzy, kiedy lady Greengrass wspomniała o powodzie wizyty. Uchodźcy, tak, domyślała się że była tutaj mowa szczególnie o mugolach, ale z pewnością też o czarodziejach, którzy nie do końca wpisywali się w wizję aktualnego rządu.
- Oh, ależ oczywiście, że pomogę! Wszystko co tylko w mojej mocy, nie można zostawić tych ludzi samych - zapewniła zaraz, otwierając również notatnik, zastanawiając się moment. - Jak... jak wielu jest tych ludzi? Oh, to zawsze może być problematyczne, taka duża grupa, która nie jest jednolita. Ale dobry posiłek potrafi naprawić wiele złego, nie chcę nawet myśleć o tym jak wiele oni musieli przeżyć w ostatnich miesiącach jeśli nie od początku wojny - zmartwiła się, zaraz znów skrobiąc coś ołówkiem w notesie.
- Na pewno trzeba zacząć od rozmowy, żeby dowiedzieć się bezpośrednie czy jest coś, czego ci ludzie potrzebują. Czasem rozmowa wystarczy, każdy potrzebuje czasem wyrzucić z siebie to co czuł... No i różne wiary, czasem różne przekonania mogą być czasem problematyczne na dłuższy moment, trzeba tego również pilnować - przyznała cicho, zastanawiając się jeszcze nad tym, co warto było zorganizować. - Wspólne przygotowywanie posiłku w takiej grupie może im pomóc się nieco zapoznać. Oh, lady wybaczy, takie posiłki, ich przygotowywanie i wspólne spożywanie zaciśnia więzy. Może coś w rodzaju... planu dnia również mogłoby pomóc tym osobom? Wyznaczyć obowiązki i czas, w których trzeba je zrealizować... - proponowała, zastanawiając się również nad tym, jakie były różnice między zajazdem, a takim schronieniem.
love makes you happy in a house where
love is made
love is made
Strona 1 z 2 • 1, 2
Gabinet
Szybka odpowiedź