Ifry Wadock
Nazwisko matki: Wadock
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Półkrwi
Status majątkowy: Ubogi
Zawód: Alchemiczka
Wzrost: 160
Waga:
Kolor włosów: Ciemnoczarne
Kolor oczu: Czekoladowe
Znaki szczególne: Brak
9 cali Drewno księżycowe Róg trolla rzecznego
Ravenclaw
-
Czaszka z pełnym unerwieniem, mięśniami oraz bielmem na oczach
Świeża ziemia, Suszone zioła, Mokra sierść
Osoba mocno trzymająca ją za dłoń, z uspokajającym uśmiechem wymalowanym na twarzy
Warzenie eliksirów, głód wiedzy, pisanie listów pozbawionych adresata pełnych emocji.
-
-
-
Blanca Soler
Kim jesteś mamo?
To pytanie prześladowało mnie przez całe moje życie. Czemu akurat właśnie ono? Cóż powód jest prozaiczny. Zawsze ciekawiło mnie kim jest kobieta, po jakiej odziedziczyłam nazwisko Wadock. Tylko tyle albo aż tyle.
Moim domem odkąd pamiętam był sierociniec, pod jakiego drzwi podrzucono mnie na początku mojego życia. Wraz, z małym zawiniątkiem podrzucono również krótką wiadomość mówiącą "Zaopiekujcie się moją córką" oraz podpis składający się, z "M.J.Wadock". Krótko i dosadnie prawda? Czy miałam wcześniej jakieś imię? Zapewne tak, lecz przepadło ono wraz, z matka i całym życiem, jakie posiadałam wcześniej. Teraz jednak miałam inne. Byłam kolejną znajdą, jakiej wmawiano, że nie zasługuje na prawdziwy dom oraz kochających rodziców. Uwierzyłam jej. Tak było łatwiej. Innego życia przecież nie znałam. Żyłam tu i teraz aż do chwili, w jakiej przyszło mi rozpocząć naukę w szkole dla magicznych dzieci. Dobrze pamiętam peron, lokomotywę, zapach smaru oraz roześmiane dzieciaki. Te starsze zbijało się w grupki udając, że nie znają swoich rodziców. Młodsze kurczowo trzymało się szat bliskich i wcale nie pragnęły rozłąki, a w tym wszystkim byliśmy my. Dzieci, z magicznego bidula. Każde takie samo. Samotne, w szatach odziedziczonych po starszych rocznikach. Byłyśmy niczym szara plama na łące pełnej kwiatów. Później było już tylko gorzej. Wraz, z innymi dziećmi weszliśmy do pociągu siadając tak, aby być jak najbliżej twarzy tylko sobie znanych i ruszyliśmy w podróż, jaka miała odmienić nasze życia. Co było później? Chyba wszyscy przez to przechodzili. Pierwsze spotkanie, z jeziorem. Zachłyśnięcie się przepychem zamku oraz potrawami, jakie pojawiły się na stołach. W życiu nie widziałam tyle jedzenia! Dla wielu było, to coś normalnego, lecz dla mnie wspomnienie jedzenia było jednym, z najlepszych wspomnień, z tamtego dnia przyćmiewającym przydział do domu czy noc w ciepłym pokoju pośród delikatnej pościeli. Zabawne jak niewiele było mi potrzebne do szczęścia.
Cały okres edukacji wspominam naprawdę dobrze. Posiadałam przecież dach nad głową, ciepłe posiłki oraz parę przedmiotów, jakie naprawdę pokochałam. Eliksiry, zielarstwo, astronomia. Wreszcie byłam w czymś dobra! Tak przynajmniej mówili mi nauczyciele, który dostrzegając mój talent oraz pasję pozwolił mi na eksperymentowanie pod swoim okiem, oraz pozwoleniem. Dzięki ich uprzejmości mogłam spędzać każdą wolną chwilę na czymś, co sprawiało mi naprawdę wiele przyjemności i nie wiedząc kiedy ów nauczyciele stali się dla mnie kimś więcej. Możliwe, że podświadomie szukałam ich atencji. Starałam się być jeszcze lepsza dla nich oraz samej siebie. Nasze relacje już w połowie mojej edukacji wyszły poza schemat uczeń nauczyciel, a oni stali się dla mnie kimś, kogo mogłam nazwać rodziną? Byli dla mnie w każdej trudnej sytuacji. Motywowali do poprawy swoich wyników, z obrony przed czarną magią, jakiej nie znosiłam prawie tak samo jak historii magii no, chyba że akurat przerabialiśmy tematy związane, z rzeczami bliskimi mojemu sercu. Zasadniczo wszystkie przedmioty poza wybranym traktowałam po macoszemu. Wiedziałam przecież czego chcę, lecz mimo wszystko starałam się nie zaniedbywać reszty przedmiotów, dzięki czemu posiadałam, z nich przeciętne wyniki. Gdzieś jednak w głębi serca czułam ból gdy kazano mi uczyć sie run. Najgorzej jednak wspominam przedmioty w jakich zadawano do napisania długie pozbawione sensu wypracowania. Daleko oczywiście było mi przed oblaniem ich, lecz jeszcze dalej do uzyskania oceny wybitnej. Jednak czego się nie robi dla przyszłości oraz przedmiotów na jakie wolałam bardziej naciska? Oczywiście, że wszystko. Lepiej w innych przypadkach być przeciętnym uczniem, a zaoszczędzony czas poświęcić na swoje pasje oraz przyszłe życie, jakie musiało być lepsze niż te dotychczas. Wracając jednak do moich "opiekunów". Byli przy mnie gdy inne dzieci dokuczały mi z powodu pochodzenia oraz ubioru. Pod koniec mojej edukacji moi "opiekunowie" złożyli się, aby sprawić mi prezent w postaci pieniędzy na nową różdżkę tak, abym posiadała coś naprawdę swojego oraz co najważniejsze, abym miała wreszcie narzędzie odpowiednie do mojej pracy. Jednak by do tego doszło musiała mnie wybrać. Zanim jednak skierowałam swoje kroki w stronę, sklepu z różdżkami musiała oddać, tą, którą mi podarowano w magicznym sierocińcu. Dotychczas bowiem posługiwałam się odziedziczoną różdżką po innym dziecku. Tą właśnie zwróciłam, z ciężkim sercem, ponieważ mimo wszystko służyła mi naprawdę dobrze jednak pragnienie posiadania własnej unikalnej różdżki na jaką było mnie wreszcie stać zwyciężyła. Im jednak zależało na tym, abym miała jakąś pamiątkę na zakończenie edukacji oraz rozpoczęcie nowego rozdziału w swoim życiu i co najważniejsze chyba po nich samych. Nigdy ich nie zapomnę ani tego co dla mnie zrobili.
Wróćmy jednak na chwilę do czasów szkolnych gdzie jak każdy uczeń tak i ja wyczekiwałam każdej przerwy letniej czy zimowej. Gdy wszyscy wracali do domów cieszyć się pięknem rodzinnego ciepła ja zostawałam w szkole. Po pierwsze jakoś nie miałam do czego wracać, a po drugie wolałam się oddać temu co naprawdę sprawiało mi radość. Nauce. Jak już wcześniej wspomniałam kochałam alchemie, lecz zajęcia w szkole uzmysłowiły mi coś innego. Nic nie pochodzi, z przypadku, a magia jest kapryśną kochanką lubującą się w wielu pozycjach. Właśnie dlatego zaczęłam zgłębiać jej ciało. Badałam krok po kroku poznając te rejony, jakie uwielbia oraz omijając te przynoszące marne skutki. Dzięki temu właśnie poznałam prawdę objawioną. Nie można być dobrym w jednej dziedzinie gdy zaniedbuje się inne. Pchnięta swoim przeczuciem udałam się do mojego ulubionego nauczyciela jakiego specjalizacją była ONMZ dzieląc się nim swoimi przemyśleniami, a ten zaproponował mi pomoc. Czemu chciał mi pomóc? Widział we mnie talent, a może cos zupełnie innego? Nawet teraz zadaje sobie pytanie dlaczego mi pomógł. Przecież wysłuchał. Nie ocenił, a mimo wszystko zaproponował pomoc w odkrywaniu nowych dziedzin ściśle powiązanych, z jego przedmiotem. On właśnie wstawił się za miną u innych nauczycieli, dzięki czemu przedstawiciele trzech najważniejszych dziedzin zaczęli poświęcać mi swój czas. Znosili moje pytania, niekompletną wiedzę i nakierowywali na odpowiednie tory poprzez podsuwanie mi odpowiednich książek czy choćby udzielenia zgodny a długie przesiadywanie w bibliotece oraz korzystanie, z ksiąg jakie miałam poznać na kolejnych stopniach swojej edukacji. Dzięki nim pogłębiłam w sobie miłość do zielarstwa, astronomii i nawet do magicznych zwierząt. Ten triumwirat był czymś, co miałam zamiar wykorzystać. Ich wiedza, o wiele większa niż moja ukazała mi nowe spojrzenie na świat. Wiele wiedzy wyniosłam, ze szkoły, lekcji, podsuwanych podręczników, lecz nie porzuciłam tych przedmiotów. Wprost przeciwnie. Nawet po zakończeniu edukacji dokształcałam się na własną rękę. Pochłaniałam tomy jeden za drugim. Uczęszczałam na wszystkie seminaria, prelekcje. Poszukiwałam wiedzy tam, gdzie inni przestawali. Wyszukiwałam autorytetów, z tych dziedzin i gdy tylko udało mi się umówić na spotkanie robiłam, to co potrafiłam najlepiej. Zadawałam pytania, pragnęłam odpowiedzi. Nie, nie zrażałam się w chwili gdy mówiono mi przestań czy zamykano drzwi przed nosem. Byłam wytrwała w swoim postanowieniu pozyskania wiedzy.
W pewnym wieku musiałam zadać sobie pytanie co dalej? Inni uczniowie już dawno wiedzieli co będą robić po ukończeniu szkoły, a jeszcze inni posiadali zapewnione godne życie przez swoich rodziców. Ja natomiast musiałam wyszarpać od życia coś swojego. Musiałam szybko się usamodzielnić, a co za tym idzie zdobyć odpowiedni zawód, aby nie skończyć na ulicy... Wybór był prosty. Chciałam zostać Alchemikiem, lecz nie byle jakim. Już za czasu edukacji czytałam, o najbardziej znanych postaciach owej sztuki i postanowiłam, że przebiję ich wszystkich! Dlatego właśnie postanowiła przystąpić do trzyletniego kursu alchemii i uzdrowicielstwa przy Klinice Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga. Była, to jedyna droga niewymagająca wielkich nakładów pieniężnych, abym mogła w spokoju dalej się rozwijać oraz co najważniejsze legalnie produkować swoje małe cuda!
Tyle, z historii starożytnej. Czas przejść do tu i teraz.
Nie zmieniło się jedno. Nadal zastanawiam się kim jest moja matka. Czy żyje oraz co najważniejsze kim sama jestem.
Reszta uległa poważnej zmianie. Zaraz po zakończeniu kursu zaczęłam pracę w szpitalu, z prozaicznego powodu, jakim była potrzeba posiadania. Musiałam przecież za coś żyć oraz odnaleźć samą siebie. Nie miałam już miejsca, do jakiego mogę wrócić oraz osób, jakie znałam. Całe moje dorosłe życie zostało w jednej chwili obdarte, z tego co znałam w dzieciństwie. Dlatego właśnie nie myślałam wiele gdy zaproponowano mi posadę, a dzięki temu mogłam pozwolić sobie na znalezienie odpowiedniego miejsca do spania. Okazał się nim pokój w jednym, z mieszkań położonych w ubogiej, lecz nie aż tak depresyjnej dzielnicy. Nie, nie mieszkałam tam sama, lecz z innymi ludźmi, co nawet w jakiś sposób mi odpowiadało. Nie znałam ich za dobrze. Jedynie mijaliśmy się w drzwiach gdy oni wracali czy też wychodzili goniąc za swoimi sprawami. Ja natomiast większość swojego czasu spędzałam w pracy, a po godzinach ważyłam kolejne specyfiki we własnym pokoju. Czemu skupiłam się na pracy w czasie wolnym? Proste. Potrzebowałam pieniędzy, a ludzie potrzebowali mikstur. Nigdy nie zastanawiałam się kim są moi klienci. Tak było łatwiej. Zresztą od chwili uruchomienia własnej produkcji narzuciłam sobie prostą zasadę. Nigdy, o nic nie pytać. Zwłaszcza w czasach, w jakich przyszło mi żyć. Poza tym w szpitalu widziałam wystarczająco dużo, aby nie zadawać zbędnych pytań, a jedyne, jakie padały, z moich ust miały za zadanie poszerzać moją wiedzę. Od dziecka byłam głodna wiedzy. Pragnęłam poznać każdy aspekt życia, jaki mnie zainteresował. Dlatego właśnie zwróciłam uwagę na uzdrawianie. Ta dziedzina fascynowała mnie na tyle, aby podpytywać personel. Dlatego właśnie zaprzyjaźniłam się z jednym, z uzdrowicieli na tyle, aby w wolnych chwilach zechciał mi wyjaśniać naturę tej sztuki. Drążyłam dalej, a on podsuwał mi kolejne książki i gdy tylko nadążyła się okazja odbywaliśmy dyskusje na ich temat, a gdy nadążała się okazja mogłam w praktyce ujrzeć jak powinno się stosować ją odpowiednio. Czas mijał, a ja coraz bardziej zżywałam się, z pracownikami Munga. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że w pewnym momencie nawet prawie, zamieszkałam w placówce tylko i wyłącznie po to, aby nie tracić czasu na powroty do domu, co ograniczało się do bardzo późnych powrotów, ze szpitala. Przecież będąc na miejscu mogłam przyglądać się pracy specjalistów, a nawet po wyrażeniu zgody przez pacjenta oraz oczywiście pod czujnym okiem lekarza starałam się używać nabytej jeszcze teoretycznej wiedzy. Tak mijały dni, jakie zmieniały się w tygodnie. Każdy z nich wypełniała mi moja praca, jaką starałam się zakończyć jak najszybciej. Przecież gdy wreszcie byłam wolna mogłam pędzić do uzdrowicieli. Mogłam poczuć na skórze przyjemne mrowienie gdy po raz kolejny oglądałam magię w użyciu. Czytałam więcej, starałam się jej używać, lecz na chwilę obecną wychodzi mi to naprawdę katastrofalnie! Może warto zapisać się na jakiś kurs albo po prostu odsunąć na chwilę alchemię? Pomyślę nad tym. Na razie jednak muszę zadowolić się jedynie marnymi próbami oraz wiedzą teoretyczną, lecz nie poddam się! Zbyt mnie intryguje, a poza tym gdybym tylko była wstanie połączyć alchemię, z lecznictwem... Wtedy możliwe, że moje życie zmieni się na lepsze. Bardziej stabilne?
Czasem fantazjowałam, o tym, aby takie posiadać. Na razie przecież było one schematyczne. Pobudka. Wyjście do pracy. Powrót. Praca w domu. Sen. Na ten ostatni najczęściej brakuje mi doby, lecz mimo wszystko zaciskam szczęki i ponownie wtłaczam swoje ciało oraz świadomość w błędne, koło jakim jest moje życie. Czemu, to robię? Innego życia nie znam. Wolę skupić się na pracy niż na spotkaniach, z innymi ludźmi. czasem łapię się na tym, że nadal zachowuje się tak jakbym nie opuściła murów szkoły. Wtedy również wolałam spędzać każdy dzień wolnego, ferie czy inne przerwy od szkoły na samodoskonaleniu. Nie raz spędzałam święta czy wolne weekendy siedząc nad kolejnymi eliksirami. Naprawdę nic się nie zmieniłam od tamtych czasów. Tak właśnie wygląda moje życie. Ciągła praca, brak znajomych czy rodzinnych, do jakich mogę tęsknić. Przestałam liczyć dni i jedyne co daje mi jakieś odniesienie do świata, jaki znają wszyscy, to pory roku. Wszystko inne jest jedynie mgnieniem, na jaki nie mam czasu. Jednak ostatnimi czasy coś się zmieniło w tej rutynie. Ludzie stali się bardziej niespokojni, a w szpitalu przybywa pracy. Prasa pisze, o rzeczach jakie zdają się być nierealne, ludzie znikają czy mają więcej problemów. Gdzie w tym wszystkim byłam ja? Jakoś prześlizgiwałam się z dnia na dzień robiąc, to w czym jestem i byłam dobra. Nie zadaje niewygodnych pytań i szczerze mówiąc wszystko, to co mnie otacza zdaje się być jedynie snem. Owszem jest on bardziej, z tych koszmarnych jednak, kto z nas nie ma koszmarów? Najważniejszym jest jakoś przeżyć, a reszta niech sobie jakoś radzi! Jednak życie zazwyczaj niesie ze sobą wiele niespodzianek. Pierwszą, z nich były anomalie magiczne, przez jakie na jakiś czas przeniesiono wszystkich miejsca, jakie znali. Wielu ludzi nie potrafiło się odnaleźć, lecz jak przystało na przedstawicielkę klasy pracującej przystosowałam się najlepiej jak tylko potrafiłam. Po pierwsze i najważniejsze skupiłam się na pracy. W każdych okolicznościach ludzie potrzebują wsparcia w zakresie leczenia czy paru mniej lub bardziej skutecznych wywarów! Nie narzekałam na nudę czy trudy życia, ponieważ jak zwykle robiłam, to co umiałam najlepiej. Później jednak nastały nowe gorsze czasy. Społeczeństwo stało się niespokojne. Prasa mówiła jedno, a ulica drugie. Nie raz słyszałam szepty mówiące, o zagrożeniu walce czy jawnym popieraniu władzy. Każdy miał swoje zdanie, a napięcia rosły, z każdą chwilą. Apogeum nastało w chwili gdy pozbyto się wszystkich Mugoli. Czy miałam szczęście? Chyba tak. Przecież dzięki badaniom pochodzenia wyszło, że jednak płynie we mnie krew magicznych, a co za tym idzie zobowiązana byłam do rejestracji różdżki. Zrobiłam, to tylko i wyłącznie dla własnego spokoju oraz chęci utrzymania swojej posady.. Dobra nie jestem w stu procentach taka, jaką kocha nasz nowy świat, lecz mimo wszystko wystarczająca, aby móc dalej żyć oraz pracować. Każdy dzień stał się walką, o normalność. Niby miałam pracę w szpitalu, lecz jakoś klienci indywidualni nieco się zmienili. Ja oczywiście nie pytałam. Nie miałam ani odwagi czy nawet powodu, by pytać kim są i po co im moje specyfiki. Tak było lepiej. Przyznam się szczerze przez całe swoje życie nauczyłam się adaptować do środowiska na tyle dobrze, aby stać się niewidzialną na tyle ile się da. Nigdy nie miałam, a tym bardziej teraz nie mam zdania na temat konfliktów, o jakich słyszę. Wojna mimo całego okropieństwa toczy się gdzieś na peryferiach mojej świadomości, mimo iż co dzień widzę jej żniwo. Jednak co mogę zrobić? Dla mnie nie liczy się kto ma racje czy wygra. Życie dobitnie ukazało mi, że trzeba się dostosować do obecnych warunków i jakoś przeżyć, a najważniejszym w świecie są fundusze oraz znajomości. Dlatego właśnie czasem nie biorę pieniędzy za swoją pracę, a spłatę odraczam w ramach przysługi... Kiedyś może zapewne się one przydadzą. Kiedyś może będzie normalnie. Na razie jednak staram się za wszelką cenę przeżyć. Taką obrałam drogę i tego się właśnie trzymam. Czy robię dobrze? Nie mam pojęcia. Na chwilę obecną uważam, że to jedyne słuszne wyjście. Nazywam się Ifry Wadock. Przybłęda, alchemiczka. Jestem sobą pomimo całego tego zwariowanego oraz trudnego czasu.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 1 | 1 (rożdżka) |
Uroki: | 0 | 0 |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Magia lecznicza: | 10 | 0 |
Transmutacja: | 0 | 0 |
Eliksiry: | 24 | 4 (rożdżka) |
Sprawność: | 5 | 0 |
Zwinność: | 5 | 0 |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
Angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Astronomia | III | 25 |
Kokieteria | I | 2 |
ONMS | II | 10 |
Perswazja | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Skradanie | I | 2 |
Zielarstwo | II | 10 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Wytrzymałość Psychiczna | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralny | - | - |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | II | 7 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Pływanie | I | 0.5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 0 |