Salon II
AutorWiadomość
Salon
Największa komnata na parterze słuchy Sigrun za salon, choć z rzadka ma gości innych, niż jej bracia. Dwie ściany wyłożone są ciemnozielonym drewnem i przy jednej z nich, na wprost wejścia od strony holu, znajduje się sporych rozmiarów, rzeźbiony kominek niepodłączony do Sieci Fiuu. Nad kominkiem wisi portret Rookwooda żyjącego przed stu laty, a największa okiennica zamiast parapetu ma wygodne siedzisko. Oprócz stołu na dwanaście krzeseł stoi tu również stara, wysłużona kanapa i kilka wygodnych foteli. Ściana naprzeciw okien zastawiona jest regałami z książkami, z których jeden kryje tajemne przejście do sekretnej biblioteczki i pracowni.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Lutowy wieczór nie różnił się od pozostałych. Przynajmniej pod względem pogodowym. W Harrogate, jak i pozostałej części Yorkshire, szalała znów śnieżyca, jedynie pogłębiając kolejne zaspy śniegu i grubą jego pierzynę przykrywającą lasy oraz góry Pennińskie, u stóp których wzniesiono przed laty Skałę, teraz należącą do Sigrun Rookwood. Dom w tej zamieci wydawał się praktycznie niewidoczny mimo rozświetlonych ciepłym świec okiennic. Zabezpieczony przed nieproszonymi gośćmi, stojący na uboczu stanowił prawdziwą oazę, samotnię; tego wieczoru jednak Sigrun nie miała być sama, zaprosiła do siebie Drew na szklaneczkę czegoś mocniejszego, miała mu tez sporo do opowiedzenia. Większość lutowych wieczorów spędziła poza Skałą. Ba! Zdecydowaną większość miesiąca spędziła poza nią, bywała tu właściwie tylko po to, aby zjeść, przespać i i nakarmić psy. Pierwszy wolny wieczór od dawna należało odpowiednio uczcić. Drew znał drogę, nie kwapiła się więc, aby specjalnie się starać, odśnieżać ogród, czy cokolwiek innego. Nie miała na to sił i szczególnej ochoty.
- No wreszcie - przywitała go Sigrun we właściwy sobie sposób, nieszczególnie uprzejmie, przewracając przy tym oczyma, jakby Macnair właśnie spóźnił się nieelegancko przeszło trzy godziny, choć na żadną szczególną się nie umawiali. Otworzyła mu ubrana tak zwyczajnie jak tylko się dało - w ciemnej, powłóczystej spódnicy i ciemnej koszuli z podwiniętymi rękawami. - Właźże, bo zimno - ponagliła go, bo zdążyło nawiać śniegu do środka.
Już po przekroczeniu progu Macnair mógł wyczuć, że powietrze przesycone jest zapachem drewna, psiej sierści i kominka. Jedno ze źródeł tego zapachu pojawiło się natychmiast - z salonu wybiegło sporo psów. Dobermanów w różnym wieku. Szczeniąt, kilka starszych i dorosłych. Najmniejsze śmiało podbiegły do mężczyzny, spragnione zabawy i próbowały obwąchać mu kostki, by sprawdzić kto to taki. Sigrun gwizdnęła na nie, próbując zagonić je wszystkie z powrotem do salonu. Nie psiarni, miała dziś kaprys, aby wszystkie mieć na oku i pod ręką.
- Tam zapraszam - wskazała gestem salon, gdzie na kanapie także wylegiwały się psy. Macnair musiał je przegonić, jeśli chciał usiąść. Sigrun zaś weszła na chwilę do kuchni, aby powrócić do salonu z butelką alkoholu i dwoma szklankami. - Toujour Pour, nie będę nam żałować - oznajmiła dumnie. Butelka jednego z najdroższych i najlepszych alkoholi, a co. Mieli wiele powodów do świętowania. Nie będzie przecież sknerą. Rozlała alkohol w szklanki i opadła w jeden z foteli, wcześniej przeganiając psa, który pochrapywał dotąd cicho, wylegując się w cieple i wygodzie. Sigrun wyciągnęła przed siebie nogi, jasne włosy związała rzemieniem nad karkiem. - Wczoraj byłam świadkiem jednego z najbardziej komicznych widoków jakie możesz sobie wyobrazić - wyrzekła blondynka, unosząc szklankę.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
W tym całym gąszczu wydarzeń, kolejnych misji i pracy potrzebowałem chwili spokoju, być może nawet sporej dawki procentowego trunku kosztowanego w doborowym towarzystwie. Rzecz jasna takim była Belvina, z którą przyszło mi spędzać większość wieczorów, ale niekiedy należało złapać oddech i nieco od siebie odpocząć zwłaszcza, że sytuacja była dla mnie nowa. Nie narzekałem na dzielenie czterech kątów na Nokturnie, wbrew pozorom sprawdzało się to naprawdę wyśmienicie i skłamałbym mówiąc, że cokolwiek mi wadzi – oczywiście poza mnóstwem rzeczy, na jakie zwyczajnie nie było na poddaszu miejsca. Z uwagi na to list od Sigrun przyjąłem z wyraźnym uśmiechem, podobnie jak zaproszenie, na które odpowiedziałem właściwie od razu. Już dawno nie mieliśmy okazji spotkać się na neutralnym gruncie i omówić rzeczy zupełnie nieistotnych, wręcz codziennych, i nie mających żadnego znaczenia dla sprawy. Ciekaw byłem co u niej oraz jak znosiła rozłąkę z Goylem, która zdawała się znacznie rozciągać w czasie.
Zjawiłem się nieopodal jej domu późnym wieczorem i ruszyłem w kierunku drzwi. Nim zdążyłem wyjąć dłoń z kieszeni czarnego płaszcza i zapukać, te otworzyły się przede mną otworem. W progach ujrzałem dziewczynę, a tuż za nią stado różnych rozmiarów psów, które najwyraźniej cieszyły się na widok nowej twarzy. -Twoje pupile chyba też się radują. Czyżby już nie mogły na ciebie patrzeć, że reagują z równie dużym entuzjazmem?- spytałem nie szczędząc sobie ironicznego uśmiechu.
Wchodząc do środka odwiesiłem odzież wierzchnią, lecz nim podążyłem za Sigrun wysunąłem butelkę Toujour Pour, jaka wydawała mi się idealna na tę okazję. -Dla gospodyni- rzuciłem wręczając dziewczynie mały podarek. Oczywiście psy skutecznie zablokowały mi drogę i nim udało mi się przemieścić do salonu musiałem podrapać najmniejsze za uchem, a tym znacznie większym dać się obwąchać. Najwyraźniej nie były równie przyjaźnie nastawione, co ich młodsze kopie. Lubiłem zwierzęta, szczególnie psy, dlatego nieszczególnie się spieszyłem.
-Twoja gromadka znacznie się powiększyła, ostatnim razem były zaledwie dwa. Nie próżnują- powiedziałem nieco głośniej rozsadzając na jednym z foteli. Nim jednak nadeszła odpowiedź mym oczom ukazało się nic innego jak butelka tego samego trunku, na jaki najwyraźniej obydwoje mieliśmy dzisiaj ochotę. Bogactwo bogactwem, ale osobiście nie widziałem sensu w magazynowaniu takich cacek, szczególnie kiedy za oknem rozciągało się widmo wojny.
-Cieszy mnie to równie mocno jak druga sztuka, która prawdopodobnie zostanie dzisiaj opróżniona co do kropli- uniosłem kącik ust, po czym rozlałem alkoholu i chwyciłem jedną ze szklaneczek w dłoń. -Nie każ mi czekać, opowiadaj- zachęciłem towarzyszkę podając jej drugie szkło.
Zjawiłem się nieopodal jej domu późnym wieczorem i ruszyłem w kierunku drzwi. Nim zdążyłem wyjąć dłoń z kieszeni czarnego płaszcza i zapukać, te otworzyły się przede mną otworem. W progach ujrzałem dziewczynę, a tuż za nią stado różnych rozmiarów psów, które najwyraźniej cieszyły się na widok nowej twarzy. -Twoje pupile chyba też się radują. Czyżby już nie mogły na ciebie patrzeć, że reagują z równie dużym entuzjazmem?- spytałem nie szczędząc sobie ironicznego uśmiechu.
Wchodząc do środka odwiesiłem odzież wierzchnią, lecz nim podążyłem za Sigrun wysunąłem butelkę Toujour Pour, jaka wydawała mi się idealna na tę okazję. -Dla gospodyni- rzuciłem wręczając dziewczynie mały podarek. Oczywiście psy skutecznie zablokowały mi drogę i nim udało mi się przemieścić do salonu musiałem podrapać najmniejsze za uchem, a tym znacznie większym dać się obwąchać. Najwyraźniej nie były równie przyjaźnie nastawione, co ich młodsze kopie. Lubiłem zwierzęta, szczególnie psy, dlatego nieszczególnie się spieszyłem.
-Twoja gromadka znacznie się powiększyła, ostatnim razem były zaledwie dwa. Nie próżnują- powiedziałem nieco głośniej rozsadzając na jednym z foteli. Nim jednak nadeszła odpowiedź mym oczom ukazało się nic innego jak butelka tego samego trunku, na jaki najwyraźniej obydwoje mieliśmy dzisiaj ochotę. Bogactwo bogactwem, ale osobiście nie widziałem sensu w magazynowaniu takich cacek, szczególnie kiedy za oknem rozciągało się widmo wojny.
-Cieszy mnie to równie mocno jak druga sztuka, która prawdopodobnie zostanie dzisiaj opróżniona co do kropli- uniosłem kącik ust, po czym rozlałem alkoholu i chwyciłem jedną ze szklaneczek w dłoń. -Nie każ mi czekać, opowiadaj- zachęciłem towarzyszkę podając jej drugie szkło.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Salon II
Szybka odpowiedź