Przed domem
AutorWiadomość
Przed domem
The Mulberry House stoi na uboczu drogi prowadzącej do centrum Cranham, tuż na skraju lasu. Piętrowy budynek utrzymany jest w wiejskim, acz eleganckim stylu, o kamiennej elewacji porośniętej pnączami. Prowadzi do niego ścieżka otoczona niskim trawnikiem, często porośniętym polnymi kwiatami. Tuż przy linii budynku rozpościera się ściana drzew morwy, za którą znaleźć można wąską ścieżkę do ogrodu. Nocą dom wygląda na opustoszały przez brak zewnętrznych świateł.
|03.04.1958
Dorośli bywają dziwni. No bo jak zrozumieć taką niezrozumiałą sytuację, kiedy prawie bez słów, pozostawiają na progu domu, razem z bardzo dużą i ciężką walizką, po czym tak po prostu teleportują się… gdzieś? Nie, żeby Deimosowi było jakoś specjalnie smutno. Przyzwyczaił się do tego, że dużo czasu spędzał u dziadków, znajomych rodziny, albo z wynajętymi niańkami, ponieważ ojca prawie nie było w domu. Podobno “zajmował się ważnymi rzeczami w pracy”, jak to zwykł był powtarzać, kiedy chłopiec próbował dowiedzieć się, co mężczyzna robił cały dzień i czemu znowu przychodzi tak późno.
Nie zrozumiesz, ponieważ jesteś jeszcze dzieckiem! - tak też mówił, wykorzystując to zdanie jako kolejną wymówkę. Młodszego Fancourta to bardzo złościło. Przecież na pewno zrozumie! Tylko niech w końcu ktoś mu powie, co takiego można robić w tej całej pracy przez cały dzień? Nic tylko ci wszyscy ludzie w kitlach chodzą po wąskich korytarzach szpitala, w prawo i w lewo. W górę po schodach… i w dół po schodach. Deimos tam był i wszystko widział. I zrozumiał, że dorośli zawsze szukają wymówek, no bo kto normalny czerpałby radość z całodziennego chodzenia po zakurzonych i śmierdzących okropnymi eliksirami korytarzach?!
-Głupek... - wymamrotał chłopiec i z całej siły kopnął wejściowe drzwi do domu.
Jego nowego domu.
Tak powiedział ojciec pewnego wieczoru, kiedy znowu przyszedł do domu, kiedy niania układała Deimosa do snu.
Zamieszkasz u ciotki Claire w jej domu. Będzie dla ciebie jak mama.
Tylko że on nie chciał drugiej mamy. Miał przecież swoją pierwszą, która to cały czas przy nim czuwała, ostrożnie zerkając na swojego syna, a magia duchów chroniła ją przed oczami wścibskich obcych. Fancourt tak bardzo chciał powiedzieć ojcu, że się myli, że nie potrzebuje nikogo innego w swoim życiu… tylko że nie mógł. Obiecał przecież mamie, że będzie ją chronił przed ojcem, który na pewno zechciałby ją przegonić, jeśli tylko by się dowiedział, że ona nadal tu jest. Troskliwa i kochana - dokładnie taka, jaka była za życia.
Ciekawe, czy ciotka Claire też będzie taka jak ojciec? Deimos nie widywał się z nią zbyt często i słabo pamiętał jej charakter, zachowania. Będzie nudna i poważna, czy taka, z którą można będzie polatać na miotłach w ładnej okolicy? Taka, która będzie zmuszała do jedzenia mdłych warzyw, czy taka, co zabierze na lody i pozwoli się nimi opychać, aż zaboli brzuch?
Dorośli to jednak są dziwni, bo po nich można się spodziewać dosłownie wszystkiego.
Dorośli bywają dziwni. No bo jak zrozumieć taką niezrozumiałą sytuację, kiedy prawie bez słów, pozostawiają na progu domu, razem z bardzo dużą i ciężką walizką, po czym tak po prostu teleportują się… gdzieś? Nie, żeby Deimosowi było jakoś specjalnie smutno. Przyzwyczaił się do tego, że dużo czasu spędzał u dziadków, znajomych rodziny, albo z wynajętymi niańkami, ponieważ ojca prawie nie było w domu. Podobno “zajmował się ważnymi rzeczami w pracy”, jak to zwykł był powtarzać, kiedy chłopiec próbował dowiedzieć się, co mężczyzna robił cały dzień i czemu znowu przychodzi tak późno.
Nie zrozumiesz, ponieważ jesteś jeszcze dzieckiem! - tak też mówił, wykorzystując to zdanie jako kolejną wymówkę. Młodszego Fancourta to bardzo złościło. Przecież na pewno zrozumie! Tylko niech w końcu ktoś mu powie, co takiego można robić w tej całej pracy przez cały dzień? Nic tylko ci wszyscy ludzie w kitlach chodzą po wąskich korytarzach szpitala, w prawo i w lewo. W górę po schodach… i w dół po schodach. Deimos tam był i wszystko widział. I zrozumiał, że dorośli zawsze szukają wymówek, no bo kto normalny czerpałby radość z całodziennego chodzenia po zakurzonych i śmierdzących okropnymi eliksirami korytarzach?!
-Głupek... - wymamrotał chłopiec i z całej siły kopnął wejściowe drzwi do domu.
Jego nowego domu.
Tak powiedział ojciec pewnego wieczoru, kiedy znowu przyszedł do domu, kiedy niania układała Deimosa do snu.
Zamieszkasz u ciotki Claire w jej domu. Będzie dla ciebie jak mama.
Tylko że on nie chciał drugiej mamy. Miał przecież swoją pierwszą, która to cały czas przy nim czuwała, ostrożnie zerkając na swojego syna, a magia duchów chroniła ją przed oczami wścibskich obcych. Fancourt tak bardzo chciał powiedzieć ojcu, że się myli, że nie potrzebuje nikogo innego w swoim życiu… tylko że nie mógł. Obiecał przecież mamie, że będzie ją chronił przed ojcem, który na pewno zechciałby ją przegonić, jeśli tylko by się dowiedział, że ona nadal tu jest. Troskliwa i kochana - dokładnie taka, jaka była za życia.
Ciekawe, czy ciotka Claire też będzie taka jak ojciec? Deimos nie widywał się z nią zbyt często i słabo pamiętał jej charakter, zachowania. Będzie nudna i poważna, czy taka, z którą można będzie polatać na miotłach w ładnej okolicy? Taka, która będzie zmuszała do jedzenia mdłych warzyw, czy taka, co zabierze na lody i pozwoli się nimi opychać, aż zaboli brzuch?
Dorośli to jednak są dziwni, bo po nich można się spodziewać dosłownie wszystkiego.
Deimos Fancourt
Zawód : wirtuoz gry na nerwach dorosłych
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I have never tried that before, so I think I should definitely be able to do that.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W czwartkowe popołudnie opuściła Londyn przed czasem, wcześniej zgłaszając swoją nieobecność przełożonemu. Stary goblin kręcił nosem, zresztą za każdym razem, gdy ktokolwiek przychodził z prośbą o nagięcie zasad, lecz uzyskawszy zadowalającą go odpowiedź o odrobieniu tych kilku godzin innego dnia, machnął tylko ręką bez słowa pożegnania. Zjawiła się w Cranham, by ponownie przejrzeć otrzymany od matki list. ”Czyż to nie wspaniała nowina?, parsknęła ponownie, wciąż nie potrafiąc zrozumieć toku rozumowania rodziny. Skoro tak bardzo zależało im na tym, by znalazła sobie męża, dlaczego nie podsyłali akt czarodziejów, których uważali za odpowiednią partię? Dlaczego nie zapraszali jej pod byle pretekstem, jednocześnie organizując randki w ciemno, albo dlaczego podpisali umowy z zaprzyjaźnioną sobie rodziną, by załatwić wszystko za plecami córki? Jak wciśnięty do Mulberry House siłą chłopiec miał sprawić, że nagle sobie kogoś znajdzie, jak ma pogodzić swoją pracę z pilnowaniem dziecka? Jak poprawi to jej sytuację w oczach potencjalnych mężów, gdy zobaczą ją z malcem u boku, kiedy na myśl nasuwa się wyłącznie jedna myśl? A może przestali się łudzić, że trafi jej się młody, ambitny czarodziej, zamiast tego celując już w tych podstarzałych i owdowiałych, dla których wiek i uroda małżonki ma drugorzędne znaczenie?
Wzdrygnęła się na nagły huk przy drzwiach frontowych i pospiesznie schowała zmięty pergamin do kieszeni spodni. Widząc że nie uaktywniło się żadne z zabezpieczeń, wniosek co do personaliów gościa nasunął się sam.
- Widzę, że ktoś ma tu bardzo dużo siły. Mam nadzieję, że spożytkujesz tą energię na coś bardziej praktycznego, niż demolowanie mi domu - rzuciła w ramach powitania, kiedy otworzywszy drzwi uniosła ciemne brwi ku górze i spojrzała na bratanka, oczekując odpowiedzi. Czy naprawdę chciała, by cokolwiek mówił? Przecież najlepiej, by milczał, siedział we własnym pokoju i po prostu przeczekał do dnia, w którym zakończy się ich wspólny szlaban - bo tak traktowała obecność Deimosa w The Mulberry House, jak najzwyklejszą, dziecinną karę.
- Jesteś tu sam? Nikt z tobą nie przyszedł? - spytała z nutą zdziwienia w głosie, wychylając się poza próg, by rozejrzeć się po okolicy, po czym zogniskowała wzrok na malcu. Czy był na tyle dojrzały, by móc puścić go samego do sąsiedniego hrabstwa? A może odstawili go pod drzwi i uciekli, nie chcąc doprowadzić do konfrontacji? Czarownica westchnęła cicho, nawet z nutą ulgi, ciesząc się, że nie musi wdawać się w żadne mdłe pogawędki, ani tym bardziej wysłuchiwać rad o wychowywaniu dzieci - choć te ostatnie mogłyby się przydać, biorąc pod uwagę fakt, że nie miała z nimi nigdy dłuższego kontaktu. Wysunęła różdżkę zza brzegu rękawa i machnęła nią w kierunku bagaży chłopca, które zaraz poderwały się z ziemi z cichym chrzęstem kamyczków nawierzchni i lewitowały w głąb domu, ku gościnnej sypialni.
- Wejdź. - Odwróciła się na pięcie i zniknęła w dalszej części sieni, nie oglądając się za chłopcem. - Na parterze są kuchnia, jadalnia oraz salon. Na piętrze sypialnie oraz mój gabinet, do którego nie będziesz wchodzić, jeśli nie chcesz stracić żadnej kończyny, ani tym bardziej życia. Czy to jasne? - Zerknęła na Deimosa, po raz pierwszy uważniej lustrując spojrzeniem jego sylwetkę. Wzrostem sięgał nieco ponad jej pas, ciemne tęczówki przywodziły na myśl skojarzenie z krwią Fancourtów. Tylko ta ruda czupryna była jakby obca, niepasująca do reszty obrazu. Niezbyt pamiętała żonę swojego brata, po raz ostatni widząc ją zapewne na ich ślubie, bądź nielicznych rodzinnych przyjęciach, które spędzała planując ucieczki z tychże. Kim natomiast był sam Deimos?
Wzdrygnęła się na nagły huk przy drzwiach frontowych i pospiesznie schowała zmięty pergamin do kieszeni spodni. Widząc że nie uaktywniło się żadne z zabezpieczeń, wniosek co do personaliów gościa nasunął się sam.
- Widzę, że ktoś ma tu bardzo dużo siły. Mam nadzieję, że spożytkujesz tą energię na coś bardziej praktycznego, niż demolowanie mi domu - rzuciła w ramach powitania, kiedy otworzywszy drzwi uniosła ciemne brwi ku górze i spojrzała na bratanka, oczekując odpowiedzi. Czy naprawdę chciała, by cokolwiek mówił? Przecież najlepiej, by milczał, siedział we własnym pokoju i po prostu przeczekał do dnia, w którym zakończy się ich wspólny szlaban - bo tak traktowała obecność Deimosa w The Mulberry House, jak najzwyklejszą, dziecinną karę.
- Jesteś tu sam? Nikt z tobą nie przyszedł? - spytała z nutą zdziwienia w głosie, wychylając się poza próg, by rozejrzeć się po okolicy, po czym zogniskowała wzrok na malcu. Czy był na tyle dojrzały, by móc puścić go samego do sąsiedniego hrabstwa? A może odstawili go pod drzwi i uciekli, nie chcąc doprowadzić do konfrontacji? Czarownica westchnęła cicho, nawet z nutą ulgi, ciesząc się, że nie musi wdawać się w żadne mdłe pogawędki, ani tym bardziej wysłuchiwać rad o wychowywaniu dzieci - choć te ostatnie mogłyby się przydać, biorąc pod uwagę fakt, że nie miała z nimi nigdy dłuższego kontaktu. Wysunęła różdżkę zza brzegu rękawa i machnęła nią w kierunku bagaży chłopca, które zaraz poderwały się z ziemi z cichym chrzęstem kamyczków nawierzchni i lewitowały w głąb domu, ku gościnnej sypialni.
- Wejdź. - Odwróciła się na pięcie i zniknęła w dalszej części sieni, nie oglądając się za chłopcem. - Na parterze są kuchnia, jadalnia oraz salon. Na piętrze sypialnie oraz mój gabinet, do którego nie będziesz wchodzić, jeśli nie chcesz stracić żadnej kończyny, ani tym bardziej życia. Czy to jasne? - Zerknęła na Deimosa, po raz pierwszy uważniej lustrując spojrzeniem jego sylwetkę. Wzrostem sięgał nieco ponad jej pas, ciemne tęczówki przywodziły na myśl skojarzenie z krwią Fancourtów. Tylko ta ruda czupryna była jakby obca, niepasująca do reszty obrazu. Niezbyt pamiętała żonę swojego brata, po raz ostatni widząc ją zapewne na ich ślubie, bądź nielicznych rodzinnych przyjęciach, które spędzała planując ucieczki z tychże. Kim natomiast był sam Deimos?
Przed domem
Szybka odpowiedź